|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Na ile punktów oceniasz odcinek? |
1 |
|
0% |
[ 0 ] |
2 |
|
0% |
[ 0 ] |
3 |
|
0% |
[ 0 ] |
4 |
|
0% |
[ 0 ] |
5 |
|
0% |
[ 0 ] |
6 |
|
0% |
[ 0 ] |
7 |
|
0% |
[ 0 ] |
8 |
|
0% |
[ 0 ] |
9 |
|
0% |
[ 0 ] |
10 |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 0 |
|
Autor |
Wiadomość |
Alumfelga
Jazda Próbna
Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 1927
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: D.G. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:40, 17 Maj 2013 Temat postu: 4x23 "Graduation" |
|
|
4x23 "Graduation"
Cytat: | WHO WILL TAKE THE CURE? — On Graduation Day, Mystic Falls is overrun with ghosts intent on settling old scores and fulfilling their supernatural destinies. Damon’s life is in danger after a ghostly encounter, while Matt and Rebekah join forces to battle a ghost determined to find the cure. As everyone gathers for the graduation ceremony and the ghosts converge, help comes from an unlikely hero. Caroline receives a touching and unexpected graduation present, and Bonnie’s plan leads to the closing of the veil. Elena makes a decision about the Salvatore brothers and faces an epic confrontation with Katherine . Finally, Stefan discovers a horrifying clue to the mystery surrounding Silas. |
([link widoczny dla zalogowanych])
Premiera: 16 maja 2013.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Alumfelga
Jazda Próbna
Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 1927
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: D.G. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:06, 04 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
No, to mamy finał.
Podobało mi się, że po nieco przeciąganym wątku odbierania lekarstwa wszystkim przez wszystkich w końcu dostało się ono w ręce głównych bohaterów i mieliśmy trzyosobowe kółeczko, wzajemnie sobie lek przekazujące. Cieszę się bardzo, że ogołoconą z wampiryzmu postacią nie okazał się Damon, bo przy aktualnym poziomie serialu istniała duża szansa, że potencjał, jaki niesie ze sobą ten wątek, zostałby zmarnowany, a wydarzenia ograniczyłyby się do gnębienia Damona. Niech więc Damon–człowiek pozostanie wątkiem fanonicznym (mimo że nawet Word automatycznie zmienił mi to słowo na „kanonicznym”), może w alternatywnej rzeczywistości Kevin Williamson wraz z ekipą zrobi z tego arcydzieło, ale w innej Julie Plec Damona zamęczy – niech zostanie, jak jest. Uczłowieczenie Katherine ani mnie ziębi, ani grzeje. Niestety, Katherine też nie ominął spadek poziomu i nie kupuję jej „miłości” do Elajdży, jak również nagłej wściekłości na Elenę i chęci zemsty (obiektywnie rzecz biorąc, trudno powiedzieć, żeby Elena dostała nawet własną porcję szczęścia, a co dopiero mówić o cudzej). No cóż, trudno. Tragedii nie ma, wielkich zachwytów też nie.
Nawet ucieszyłam się z przywrócenia Jeremy’ego do życia. Po pierwsze, oznacza to, że Elena nie będzie ryczeć cały piaty sezon, po drugie, młody Gilbert dojrzale oznajmił, że kocha i wspiera Elenę niezależnie od tego, kogo ona wybierze i ja teraz oczekuję, że się z tego wywiąże. Sto razy bardziej wolałabym, żeby to Rick ożył, ale nie miałam na to większych nadziei.
A więc ogry mają warstwy, a Stefany sobowtórów. Nie mogę nie zauważyć, jak ładnie udało się twórcom nawiązać do Rippera i założę się, że już niedługo Stefan zostanie ponownie oczyszczony z grzechów, których nigdy mu nie przypisywano – czyli odpowiedzialność za Stefanowe Ripperowe szaleństwa zostanie w całości przypisana Silasowi, a raczej jego wpływowi na Stefka. Matko, dwie osoby z postawionymi na sztorc włosami, Silas wyprzedzał modę o dwa tysiące lat. To irytujące, jak można bohaterowi zabrać jego najlepszą, najciekawszą część osobowości – i nie mówię o włosach Stefana, ale o jego uzależnieniu od krwi. Ripper uczynił ze Stefana, zaczynając już w pierwszym sezonie, bohatera realnego, w miejsce rycerza na koniu, a teraz co będzie – proszę, oddajemy zbroję, świeżo wyczyszczona? Skłonność do ripperowania była jedyną cechą Stefana powszechnie w serialu uznawaną za wadę (paru innych jakby nikt z postaci nie widzi, no, czasem Damon), a teraz i to mu zabiorą, jeśli mam rację. Mam nadzieję, że nie.
I dlatego właśnie nie skaczę z radości na wieści o tym, że dowiemy się więcej o rodzinie Salvatore’ów. Biorąc pod uwagę, że Stef się nagle stał istotą supernaturalną (Damon się za dwa sezony okaże krukiem w ludzkiej postaci albo czymś w tym stylu), boję się, czego możemy się dowiedzieć. Mam już całkiem mocną wizję mamy Salvatore i wystarczy mi, że pokazano mi mało wiarygodnego i sprzecznego z oczekiwaniami ojca Bonnie (o którego dbam mało), nie wiem, czy przeżyję kolejne nowości i stawianie serialu na głowie. Szkoda, że jeszcze rok temu nie miałabym żadnych wątpliwości, że ten wątek zostanie przeprowadzony ciekawie, logicznie i przede wszystkim – że poruszy mnie do głębi, bo dotyczy właśnie Salvatore’ów.
Matt i Rebekah – nie. Dajcie mu wyjechać, bo w MF zginie, ale błagam, nie z Rebeką.
To znaczy, że Bonnie już tak naprawdę nie żyje? W tym sezonie przeszła ogromną metamorfozę, dojrzała i mam wrażenie, że odizolowała się od kompletnie niestabilnej Eleny i cofającej się w rozwoju Caroline. Na ich tle wygląda, jakby była starsza o dobre dziesięć lat. Wystarczy spojrzeć, z jakim spokojem przyjęła wiadomość o własnej śmierci, podczas gdy Caroline po ugryzieniu Klausa osłabła w sekundę, a Elena domagała się uwagi w każdej minucie bycia wampirem. Bonnie nawet im nie mówi, wysłuchuje paplania Caroline i żegna się tylko z Jeremym – to pokazuje, jak bardzo jest ponad swoje przyjaciółki. I szkoda mi jej, bo taką Bonnie mogłabym polubić. To była Bonnie z początków serialu – rozsądna, empatyczna. Ale nie, Bonnie ginie, a ja muszę oglądać Caroline szczerzącą się jak głupia, bo Klaus przyjechał parę tysięcy(?) kolimetrów (to chyba jedna z lepszych literówek, jakie mi się zdarzyły ), żeby sobie rzucić beretem i tekstem o wiecznej miłości.
Odhaczywszy pozostałe wydarzenia, przejdźmy do clue odcinka. No cóż. Wiadoma scena wywarłaby na mnie o wiele większe wrażenie, gdybym nie była zirytowana całym sezonem i przekonana, że to, co nastąpiło, musiało nastąpić, bo inaczej cóż by to był za świat i za serial. Także za pierwszym razem nie było wybuchów radości takich, jakie byłyby sezon temu. Myślę, że świadczy to dobrze o tym, że Delena została za bardzo opóźniona. Nie wiem, dlaczego przez ostatnie odcinki twórcy nie dali żadnego znaku odnośnie uczuć Eleny, skoro już w 4x16 pozwolili jej stwierdzić, że w 3x22 nie potrafiła się przyznać, czego naprawdę chciała. Elena wypowiedziała mnóstwo rzeczy, w tym w końcu dostrzegła fakt, o którym mówiła Rose („you make me question everything”), co mnie bardzo, bardzo cieszy. (btw. celna uwaga Damona wcześniej – Elena nie może wziąć lekarstwa, bo miasto jest w niebezpieczeństwie, ale już Damon spokojnie może je zażyć, olać ludzkość.) Słowa o „horrible person” w kontekście Eleny bez emocji wypadają słabiej niż wypadłyby sezon temu, ale okej, niech będzie, to oznacza, że Elena nie będzie Damonowi nagle wypominać błędów z przeszłości, prawda?
Do Iana z początku miałam żal, że w takiej scenie brzmiał w końcówce, jakby leciał szybko z kolejnymi zdaniami ze scenariusza, zanim zapomni. Ale teraz widzę, że to jest świadomy zabieg – Damon naprawdę te słowa wypowiada z prędkością niemal wampirzą, bo coś mu się odblokowało w środku i jak już zaczął, to powiedział wszystko, co mu ciążyło w głowie. Podobało mi się, że Damon nie chciał przepraszać za coś, czego wcale nie żałuje – znów ta ich sławetna szczerość. Plus reakcja na oburzenie Eleny: nie mówię, że ma ci to pasować, mówię, jak jest. Niby proste i oczywiste, ale wystarczy to porównać z wieloma rozmowami Stefana i Eleny, żeby zobaczyć, że tamta dwójka skacze dookoła siebie, mówi półprawdy, żeby drugiej osoby nie zranić (Stefan) albo mówi to, co druga osoba chce usłyszeć (Elena), i w ten sposób unikają wszelkich sytuacji konfliktowych, które popchnęłyby ich do przodu. Po niemal każdym pojedynczym wyznaniu Stefan patrzy z uwagą na Elenę i wyczekuje jej reakcji, gotów coś dodać, wytłumaczyć się, zareagować natychmiast, żeby poprawić sytuację. (Chwile, w których tak nie robi, pokazują autentycznego Stefana, który w końcu jest sobą.) Damon powiedział swoje i patrzy gdzieś w bok, sam przetwarza swoje słowa, daje Elenie czas na reakcję, nie czeka w napięciu, aż ona powie coś, czego on się spodziewa. Mam zresztą wrażenie, że oczekuje, że ona sobie pójdzie i kwestia ich związku znów zostanie, przynajmniej na jakiś czas, zamknięta. W każdym razie widać tę przestrzeń między nimi, która pozwala im mówić szczerze (nawet jeśli do uaktywnienia zupełnej szczerości potrzebna jest złość), a której nie mają, związani wzajemnymi oczekiwaniami, Stefan i Elena.
Mina Damona po „I love you” Eleny jest bezcenna. Łatwo ją przeoczyć, bo to ujęcie trwa jakieś trzy sekundy, ale to jest jeden z tych Ianowych momentów, w których jest perfekcyjny. Wygląda, jakby wróciło w niego życie i to jest piękne. Pytanie, czy naprawdę trzeba go było dręczyć przez cały sezon?
Nie do wiary, że muszę odnotowywać z ulgą, że wyznanie Eleny nie zostało przerwane przez gadanie Caroline, ale oczywiście bardzo się z tego cieszę. Przebitka na siedzącego samotnie Stefana, smutnego, ale już nie wściekłego jak w „how together are they?”, była bardzo dobra. Cudnie, że Damon zamiast „nie udawajmy, że to nie jest najlepszy dzień w twoim życiu” usłyszał, co prawda z podwójnym zaprzeczeniem, ale jednak, że Stef się cieszy ze względu na niego. A ja się cieszę ze względu na ich dwóch, choć wolałabym zobaczyć jakiś build up u Stefana, proces, a nie tylko sam skutek.
W każdym razie – na usta ciśnie się słowo „nareszcie”
To przypadek, że Stefan mówił o Portland, mieście znanym jako „miasto mostów?”
Umierający (ha, tradycja) Damon nawija głupoty o fizyce (po paraboli, Damon, po paraboli!). Mina Voughna, Shreka czy jak on się tam nazywa – bezcenna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|