|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
joasui
Dentysta- Sadysta
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Okolice 3miasta Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 7:35, 15 Kwi 2012 Temat postu: Dług wdzięczności (M) |
|
|
Opowiadanie z konkursu fikowego. Jak się zajmie trzecie miejsce w konkursie z dwoma fikami konkurencji, to się nie ma z czego cieszyć, ale ta sztuka raczej wstydu mi nie przynosi.
Klasyfikacja: +13 ze względu na wspomnienie narkotyków
Uwagi: spoiler do jednego zdania ze "Studium w różu" (s01e01), nic strasznego ani nadmiernie psującego zabawę.
Opis: Pewną panią po sześćdziesiątce, siedzącą na ławeczce w parku w Miami, zagadał pewien dwudziestokilkuletni osobnik. Tak po prostu.
---------------
- Wygląda pani na tak oderwaną od florydzkiej rzeczywistości, że musi być pani Angielką.
Osoba, która to wypowiedziała, mówiła głosem męskim, niskim, poważnym i z wyraźnym akcentem brytyjskich wyższych sfer.
Akcentem nieco odświeżonym, ale tego akurat nikt nie musiał wiedzieć. Kilka miesięcy kamuflowania się jako Amerykanin robiło swoje.
Kiedy adresatka uniosła wzrok w kierunku źródła głosu, ujrzała dwudziestokilkuletniego, chudego, wysokiego osobnika z czarnymi włosami związanymi w krótki, zakręcony kucyk i okularami przeciwsłonecznymi, zakrywającymi sporą część zaczerwienionej od słońca twarzy. Osobnik stał z rękami w kieszeniach spranych dżinsów, ubrany poza tym w markowe trampki i szarą koszulkę.
- Jestem Angielką – przyznała kobieta na ławeczce.
- Z Londynu, mam nadzieję? - Młody mężczyzna uniósł brwi.
Skinęła tylko głową.
- Dawno nie była pani w Londynie, ale też źle się tu czuje – kontynuował nieznajomy. Kobieta nie miała nawet siły zapytać, skąd on to wie.
- Bo jestem Angielką – powtórzyła.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, tylko unosząc jeden kącik warg.
- Och, w byłych koloniach powinna się pani czuć jak u siebie!
Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Ale fakt, bardziej londyńska pogoda jest chyba w Seattle – dodał mężczyzna, rozglądając się dookoła.
- Był pan w Seattle? – spytała z czystej, typowej zresztą dla niej uprzejmości. Nie miała pojęcia, czemu ten młodzieniec ją zagadał, ale z całą pewnością było to miłe oderwanie się od jej obecnych problemów.
- Przelotem.
Znów spojrzał na nią zza okularów. Ona też mu się przyglądała, jego zapewne zazwyczaj bladej skórze, teraz spalonej do czerwoności przez słońce. Pociągłej twarzy z małymi, przylegającymi uszami, pełnymi ustami i dość dużym, prostym nosem.
Spojrzała też na jego ramiona i posmutniała: chude kończyny w zgięciach łokci były poznaczone zasinieniami po ukłuciach. Mężczyzna był narkomanem. Nie wydawał się w tej chwili pobudzony, kobieta też nie czuła się zagrożona, ale mimo jej wiary w dobro drzemiące w każdym człowieku poczuła się zawiedziona.
Mężczyzna znów się odezwał:
- Źle się dzieje, gdy dwóch ludzi nie może podzielić się myślami.
- Co ma pan na myśli?
- Mam na myśli to, że wszyscy spotkani przeze mnie są idiotami, którzy nie rozumieją słów składających się z więcej, jak trzech sylab, nie mówiąc już o zdaniach wielokrotnie złożonych, zaś pani ma problem tak skomplikowany, że nie ma pojęcia, do kogo z nim pójść.
Mężczyzna musiał być albo chwilowo zupełnie trzeźwy, albo na kontrolowanym haju. Mówił szybko, ale wyraźnie. Stanowił żywy obraz pewności siebie i przeświadczenia, że stoi ponad innymi.
- Co ja mam do tego?
- To, że się nudzę, a pani jest Angielką, co w tym kraju nadrabia trochę za idiotyzm otoczenia. Ja mam ochotę usłyszeć londyński akcent, pani chce się wygadać komuś, kto ma szansę panią zrozumieć.
Przerwał na chwilę, cały czas ją obserwując. Po chwili dodał:
- Pomyślałby ktoś, że skoro pani mąż znalazł nową linię obrony, powinna się pani cieszyć. Pani Hudson.
Nie wiedziała, co na to powiedzieć. Jej zdjęć nie było w żadnej gazecie, nawet plotkarskiej. Oczywiście, szukano jej, rozmawiano z nią, ale tylko telefonicznie. Nikt nie miał pojęcia, jak wyglądała.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał jej:
- Nie jestem dziennikarzem. Naprawdę po prostu się nudzę.
- A kim pan jest? – spytała.
Wzruszył ramionami.
- Na razie nikim – odparł.
Po chwili namysłu przesunęła się w bok na ławeczce. Usiadł obok, w dość bezpiecznej odległości. Okulary założył sobie na czoło i mogła dostrzec jego jasne oczy o kocim kształcie, zwieńczone szerokimi, ciemnymi, ale jaśniejszymi od włosów brwiami.
Na jej prośbę wyjaśnił, skąd wiedział, kim ona jest. Powiedział o jej typowo brytyjskim, zbyt ciepłym ubiorze, wyróżniającym się w gorącym środowisku Miami. O tym, jak bawiła się obrączką. O gazecie leżącej w pobliskim koszu na śmieci, z artykułem o Henrym Hudsonie, podejrzanym o brutalne morderstwo, wnoszącym o apelację, reprezentowanym przez jednego z najlepszych adwokatów w kraju. O zamyśleniu i strachu w jej oczach. Wreszcie o jej londyńskim akcencie, który tylko go upewnił, że rozmawia z żoną wspomnianego pana Hudsona.
- On mnie zabije, jeśli wyjdzie – wyznała ze łzami w oczach. Mężczyzna tylko ją obserwował. – Pomagałam policji w śledztwie, on zagroził, że mnie zabije. Ja wiem, że on to zrobił i wierzę w jego groźby. To potwór, on nie może wyjść.
Sięgnęła do torebki, wytarła chusteczką oczy i nos, po czym wyciągnęła cienki notes.
- Znalazłam to niedawno, należał do męża – wyjaśniła, pokazała swojemu rozmówcy. Mężczyzna zajrzał z ciekawością do środka. – Słyszałam, że jeśli uda się udowodnić mu morderstwo przy Dwunastej Alei, dostanie wyrok śmierci.
Jej rozmówca wziął notes i przyjrzał się notatce zawartej w dniu, w którym dokonano wspomnianego morderstwa.
- Nikt w tym nie widzi nic szczególnego – dodała pani Hudson.
- Bo ludzie to idioci – mruknął mężczyzna. – Przecież to ostateczny dowód, trzeba tylko przekonać policję.
- Ale ja nie potrafię i nie mam siły – odparła. – Źle się tu czuję, chcę wrócić do Londynu, bo tam jest mój świat. Mogłabym wieść spokojne życie, ale boję się, że nie dojadę żywa do Anglii...
- Ja ich przekonam – zapewnił nagle nieznajomy, a jego jasne, chłodne oczach zaiskrzyły się z podekscytowania. – Od dawna śledzę tę sprawę. To musi być ostateczny dowód. Jak nie, to znajdzie się coś innego. W tym notesie na pewno coś jest...
- Jak mogę panu zaufać? – przerwała mu. – A jeśli jest pan jednym z jego wspólników i właśnie pokazałam panu coś, co może stanowić mój wyrok śmierci?
Spojrzał jej w oczy. Wyglądał trzeźwo, z drugiej strony raczej nie miała do czynienia z narkomanami i nie była w stanie ocenić z pewnością.
- Byłbym jedną z nielicznych osób, którym pani nie ufa – odrzekł spokojnie. – Zapewne ma pani powód, a ja jestem przyzwyczajony do braku zaufania. – Wzruszył ramionami. – Policja mnie zna. Z różnych, ekhem, powodów. Jeśli za kilka dni nie będzie przełomu w sprawie pani męża, może mnie pani zgłosić na policję. Wystarczy rysopis, obiecuję, że nie zniknę.
- Dlaczego miałby mi pan pomóc?
- Bo się nudzę – odparł z uśmiechem, tym razem zębatym. – I uwielbiam takie sprawy.
- Więc pomoże mi pan? Tak po prostu?
- Och, za jakiś mały dług wdzięczności... – odparł radośnie.
***
Kilka dni później apelacja jej męża nie została uznana. Pani Hudson wróciła cała i zdrowa do Londynu. Nie czekała na egzekucję i absolutnie nie przeszkadzał jej nowy status wdowy. Nikomu nie mówiła, co się stało z jej mężem i kto pomógł zaprowadzić go do celi śmierci. Zresztą tego drugiego sama nie wiedziała. Chudy osobnik z kocimi oczami nigdy się jej nie przedstawił i nie był wymieniany w wiadomościach i raportach policji.
***
Spotkała go przypadkiem. Wyglądał inaczej niż sześć lat temu, kiedy się poznali. Skrócił włosy, nosił ubrania znacznie lepszej jakości, ale nadal jego oczy były tak samo kocie, uważne, jasne i chłodne. Zaprosiła go na herbatę i biszkopty, spędzili bardzo przyjemne kilka godzin.
Dowiedziała się, że nazywa się Sherlock Holmes i jest prywatnym detektywem.
Już nie nikim, zauważyła, a on się uśmiechnął. Po raz pierwszy zobaczyła ciepło w jego oczach.
***
Na początku 2010 roku spłaciła swój siedmioletni dług wdzięczności obniżką ceny wynajmu mieszkania B na Baker Street 221. Był niezwykłym lokatorem, bałaganiarzem, był hałaśliwy, ale z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu czuła się przy nim bezpiecznie. No cóż. Być może tym powodem było jego „ani mi się waż ją tknąć” wycedzone przez zęby, kiedy ktoś włamał się do jej mieszkania, kiedy była w środku.
***
Sherlock nigdy by się jej nie przyznał, że gdyby tamtego słonecznego dnia nie zauważył jej na ławce w parku w Miami, prawdopodobnie wstrzyknąłby sobie działkę kokainy, którą kupił pół godziny wcześniej. W zamian zajął się jej sprawą i odechciało mu się ćpania przynajmniej na kilka dni. Jak się później okazało, kupiona wtedy działka była doprawiona trutką na szczury. Czy raczej to była trutka na szczury doprawiona kokainą.
Taki mały prztyczek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:39, 15 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Mi się bardzo podoba
Lubię panią Hudson i ficki o jej przeszłości.
Weny życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:35, 15 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Piszesz genialne dialogi, joasui. Szczególnie w tym fiku bardzo mi się podobają, wyglądają na naturalnie i zupełnie niewymuszone.
A Bena z włosami związanymi w kucyk to sama chętnie bym zobaczyła, musiałby nieźle wyglądać w takiej fryzurze
Fajnie, że wzięłaś się za temat przeszłości pani Hudson, piszący fanfiki zwykle pomijają tę cześć jej historii, a to przecież aż się prosi o jakies dobre powiadanie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:46, 15 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Świetny pomysł na fika Poza tym, wykonanie bez zarzutu - przeczytałam go z przyjemnością
Podoba mi się Twój Sherlock i Twoja pani Hudson. Może trutka na szczury to trochę zbyt duży dramatyzm, ale cała ta historia zdecydowanie stawia ich relację w nowym świetle. Dwójka Anglików, która utknęła w Ameryce Przez Ciebie marzy mi się odcinek specjalny
Cytat: | - Bo się nudzę – odparł z uśmiechem, tym razem zębatym. |
Zębaty uśmiech. Jestem zachwycona tym określeniem (szczególnie w kontekście Sherlocka)!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|