Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Słony smak deszczowych dni [NZ 7/?]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:18, 19 Gru 2010    Temat postu:

Ok odrabiania zaległości ciąg dalszy Na razie tylko się zapowiadam Muszę to zrobić, bo w przeciwnym razie... nigdy się nie skupie i nie napiszę komentarza Więc... całość pokaże się jutro (Takie mam plany) Aaaa i jeszcze jedno... Nawet, jeżeli treść komentarza będzie na to wskazywała, to zapewniam, że to tylko... no komentarz, a ja jestem całkiem normalna Potwierdzić mogą Szpilka, Agnes i Lisek, prawda dziewczyny?



Deszcz... już mi się podoba Bo jak to ktoś kiedyś napisał: "Kocham deszcz bo tylko on na mnie leci"


Wiesz co, to nie sprawiedliwe! Dopiero co zaczęłam czytać, a już mi go szkoda i już nienawidzę Cuddy Ja tak mam To też mogą potwierdzić


"Nie czuł mokrej koszuli przylepiającej mu się do ciała."


Ok... mój smutek przerodził się w coś, co się nazywa ślinienie klawiatury Ok... już się ogarniam


"Jedynym, co przypominało mu o tym, że jednak dalej wiedzie swój nędzny los genialnego diagnosty, cynicznego gbura i sfrustrowanego nieudacznika, było właśnie to uczucie pustki. "


Cała wiązanka komplementów... smutne


Ok... mam pytanie. Bo nie wyrobię... Czy to będzie miało happy end? Błagam, ja muszę wiedzieć!


Wilson! Stary, kochany, niedoceniony, nie zastąpiony Wilson


"- Pogadaj z nią – od razu przeszedł do rzeczy. – Teraz. Zaraz. Już."


Czy ja już pisałam, że jej nienawidzę? Ok... musisz wiedzieć, że nawet jeżeli to jest jego wina, to i tak nienawidzę tylko jej


House kochający Rachel... bezcenne


"– I dlatego teraz Cuddy siedzi zapłakana w swoi gabinecie? Z powodu wielkiego nic? – starannie wyartykułował ostatnie słowo"


Pff dobrze jej tak


Wilson z nim pogada, prawda? Musi z nim pogadać i będzie dobrze, a przynajmniej lepiej


Piękna i smutna część. Jak już pisałam to nie raz, szkoda, że piękne zazwyczaj oznacza smutne...


2 część


i znowu zaczyna się smutno... ok przeżyję to


"Czuł, że się zmienił, choć mimo to dalej pozostał sobą. Był po prostu Housem, tyle że w bardziej uczłowieczonej, szczęśliwszej wersji. Housem, który nie potrafił i nie chciał cofnąć czasu ani stracić tego, co z wielkim trudem zdołał wydrzeć z rąk losowi. Housem, któremu nie zależało na tym, by udowodnić, że bajek faktycznie nie ma, a wręcz przeciwnie, bo pragnącym chyba jak nigdy wcześniej, uczynić coś wbrew sobie - spróbować uwierzyć, że one naprawdę istnieją."


Błagam, powiedz, że to jego szczęście powróci Jak nie powróci to się chyba zapłacze na śmierć


3 część


Czy ja już pisałam, że Wilson to wspaniały i niezawodny facet? Jak tak, to przepraszam, ale on mnie za każdym razem rozwala


"Trzynastki nie zatkało:
- Coś ty zrobił? – wypaliła. "


Czy ją w ogóle kiedyś zatkało?


Chciałam napisać, że on chyba sie starzeje, albo przypadkiem upadł na głowę ale... po tym jak oznajmił, że to jego zasługa... Wszystko wróciło do normy


"- Jasne – zasyczał Forman."


chociaż mógł udać, że się interesuje...


Dlaczego on nabija się z garderoby Wilsona? Ok... swoją ma fajniejszą, ale lepsze ubranie Wilsona niż te z czerwonego krzyża czy innej takiej instytucji


Ok tym razem nie powtórzę się, że pewien pan jest cudownym przyjacielem Nawet, jeżeli ktoś by chciał, to nigdy nie powiem, że Wilson jest wspaniały


4 część


"Chwyciłem moją ukochaną czerwono-szarą piłeczkę i zacząłem odbijać ją o podłogę."


Też mam taką Ona naprawdę jest kochana


" - Ojcze, zgrzeszyłem – z ubolewaniem pęknąłem jako pierwszy."


Spokojnie... nawet jeżeli to jego wina, to... trzeba wrócić do punktu pierwszego, który głosi, że... on zrobił coś złego, bo ona była zła (chyba się pogubiłam Muszę to dopracować )


"- Co takiego?! Zapomniałeś odebrać dziecko z przedszkola? – zszokowany do granic możliwości Wilson starannie wymawiał każde słowo, spoglądając na mnie z nieukrywaną pogardą."


Naprawdę przegiął... zapomnieć o kochanej Rachel? Czy to w ogóle możliwe?


" - Dzięki za komplement – zakpiłem gorzko, wykrzywiając usta. – To samo powiedziała mi Lisa. "


Aż się chyba z nią pierwszy raz zgodzę


"Czułem się strasznie podle."


Powinieneś bić się w pierś i powtarzać: "Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina"


Widzę, że było ostro... dobrze, że nie doszło do rękoczynów i wzywania policji... I jakie piękne kazanie ojca Wilsona i jakie trafne i mądre I mam nadzieję, że pomoże... Musi pomóc i pomoże, prawda?


5 część


"Zostań.
Sześć liter. Dwie sylaby. Jedno słowo. Tak niewiele mogło sprawić, by jej świat nie rozsypał się jak domek z kart. Jeden wyraz wyszeptany cicho, gdy odchodził. Jeden wyraz po to, by zatrzymać go przy sobie. Jeden wyraz po to, by ocalić swoje szczęście.
Jeden wyraz.
Zostań. "


Chyba się zakochałam...


Ooooo Mam nadzieję, że zachowanie Cuddy świadczy o tym, że sobie wybaczą


I co? Nie dojdzie do rozmowy między nimi? Nie wejdzie tam i nie doprowadzi do konfrontacji? No błagam! Czekam na to 4 części! Już dość chyba, prawda Ja chcę konfrontacji


Taaa widzę, że muszę czekać na następną część Ale ok, poczekam, bo mnie to wciągnęło I nareszcie będzie rozmowa House'a i Cuddy Która mam nadzieję coś wyjaśni i pchnie ich ku lepszemu Fik bardzo piękny, ale jak na razie bardzo smutny Ja jednak mam nadzieję, że wszystko się ułoży, bo te postacie na to zasługują, a nawet... ok juz milczę Strasznie mi się podobało i będę śledzić losy tej dwójki


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Pon 22:55, 20 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:24, 27 Gru 2010    Temat postu:

O, a teraz zbierałam się krócej Cieszę się, że mogłam sprawdzić Ci przyjemność tym, co do Ciebie ostatnio napisałam. Zabawa z narracją jest interesująca. Niektórym to przeszkadza, ale ja to lubię. Można spojrzeć na problem z różnej perspektywy. To ciekawe;)

Cytat:
Zostań.
Sześć liter. Dwie sylaby. Jedno słowo. Tak niewiele mogło sprawić, by jej świat nie rozsypał się jak domek z kart. Jeden wyraz wyszeptany cicho, gdy odchodził. Jeden wyraz po to, by zatrzymać go przy sobie. Jeden wyraz po to, by ocalić swoje szczęście.
Jeden wyraz.
Zostań.


Za ten fragment padam na kolana! Piękny jest. Takie rozdrabnianie i szczegółowe opidywanie jednego słówka przykuwa do niego uwagę i sprawia, że czytelnik sam zdaje sobie sprawę jak wiele mogłoby ono zmienić. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Super!

Piękny opis. Od początku do końca! Ujął mnie szczególnie fragment pobytu Cuddy w domu i tego jak bardzo tęskniła za Gregiem. Wydaje mi się, że nie jest łatwo opisać uczucia tak, żeby nie wydały się banalne albo naciągane, a Tobie udalo się sprawić, że takie nie były. Były prawdziwe. No bo takie z pozoru irracjonalne gesty jak sprzątanie w domu tego, co przeszkadzało partnerowi doskonale obrazuje, że Cuddy moglaby to dla niego zmienić, że wie, że robiła źle, no i że za nim tęskni. Kolejny fajny fragment opisu to zanzaczenie, że jest dawny House i nowy House. No bo jest i ładnie to pokazałaś.
I jakże mi się podoba, że Cuddy weszła bez pukania i to usłyszała! Wiadomo, że House w życiu by do niej nie poszedł i jej tego nie powiedział, a ona powinna to wiedzieć. Szkoda tylko, że chciala uciec. Czytając marzyłam tylko, żeby pozwoliła wyjść Wilsonowi i żeby zostali sami. Żeby w koncu porozawiali i się pogodzili. Bo ja nie mogę patrzeć na takiego smutnego House'a. Na to jak on się przejmuję i martwi, jak cierpi. W ogóle nie mogę tego znieść u ludzi a tu na dodatek House Więc cieszę się, że James postawił na swoim i wydostał się z gabinetu a oni zostali sam na sam. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na dalszy rozwój sytuacji. Mam nadzieję, że niezbyt długo

Pozdrawiam cieplutko!
Życzę weny
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:38, 27 Gru 2010    Temat postu:

Przeczytałam wszystkooo Super!
Temat ukazany w bardzo oryginalny sposób, to się ceni.
Coś czuje, że już niedługo kolejna część


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez paulinka11133 dnia Pon 17:43, 27 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:34, 27 Gru 2010    Temat postu:

Witajcie kochani (a w zasadzie są tu jacyś panowie?; jeśli tak, to może się ujawnią? ;p)
Jak Wam minęły Święta?


Dobra, nie będę już dłużej trzymała Was już dużej w niepewności, co dalej. House i Cuddy muszą wreszcie porozmawiać, prawda? Zaznaczam, że znów bawię się z typem narracji, żeby nie było zbyt nudno : ) Poniżej kolejna część, a póki co…

… PODZIĘKOWANIA za kolejną lawinę tak wspaniałych słów!!! Buziaczki

Lisek!
Cieszę się, że również lubisz takiego House’a. Słusznie zauważyłaś, że już na pierwszy rzut oka House jest strasznie skomplikowany, a po głębszym poznaniu – o wiele, wiele, wiele, wiele bardziej. Niestety, mylisz się, to Twoje teksty, a nie moje mają „to coś” ;p Ty to masz talent! Dzięki za wszystko

Ola336!
Mój tekst chyba jeszcze nigdy nie doczekał się tak dogłębnej analizy! Momentami aż oczy wychodziły mi z orbit. Dziękuję! Dobre to powiedzonko z deszczem hehhe Na szczęście na House’a nie tylko deszcz leci… xD

Szpilka!
Tak, zabawa z narracją bardzo mi się spodobała. Świetnie, że i Tobie przypada do gustu! Proszę, nie padaj przede mną na kolana, bo się rumienię! xD Tak jakoś wyszło z tym „zostań”. Chodziło mi o ukazanie tego, jak wiele może znaczyć jedno – z pozoru głupie – słowo. Dostrzegłaś moich dwóch Houseów! Oh yeahhh! Stary i nowy – ten sam, a jednak trochę inny. Ja tak go właśnie widzę i tak go tu opisuję. Dziękuję, Kochana, dziękuję!


Paulinka11133!

Dzięki! Masz rację – kolejna część pod spodem.



Słony smak deszczowych dni - część 6
Mówią, że czas leczy rany. To nieprawda. Ty też w to nie wierzysz. Nigdy nie wierzyłeś, bo życie szybko nauczyło cię, że czas jedynie przyzwyczaja do bólu. Pozwala niekiedy o nim zapomnieć, trochę go zagłuszyć, ale nic poza tym. On wciąż trwa. Bardziej czy mniej dotkliwy. Tępy czy kłujący. Rozległy czy miejscowy. Fizyczny czy psychiczny. Ból nie znika, nawet wtedy, gdy już sądzisz, że zdołałeś się z nim uporać, a przynajmniej, że odkryłeś niezawodną metodę, jak go okiełznać. Nikt tak doskonale nie wie tego, jak ty. Jesteś w tym ekspertem. Wiesz coś jeszcze ważnego: głęboka rana nie zasklepia się od razu. To znów wymaga czasu. Dni, miesięcy, nierzadko lat. I nigdy zranione serce nie jest już takie, jak przedtem.

W ciszy wbijałeś wzrok w podłogę. Nic lepszego nie przyszło ci do głowy. To było mało nietuzinkowe, jednak w tym momencie nie przejmowałeś się brakiem oryginalności. Słuchałeś szumu deszczu mieszającego się z przyspieszonym oddechem Lisy po tym, gdy trzasnęły drzwi i ostatecznie zostaliście sami. Do tej pory w zasadzie nie odezwałeś się do niej choćby słowem, lecz nawet bez patrzenia jej w oczy wiedziałeś, że wyczekuje twojego ruchu. Znałeś ją, aż za dobrze. Jej przeciągłe milczenie bez wątpienia cię w tym utwierdzało. Był tylko jeden problem. Nie miałeś pojęcia, co powiedzieć. Albo nie, wcale nie. Cóż za okrutna pomyłka! Wybacz. Wiedziałeś, co należy powiedzieć, nie wiedziałeś jak to zrobić. Bałeś się, że cię odtrąci. Nie mogłeś znieść myśli, że być może te proste słowa: przepraszam, kocham cię, nie wystarczą by wszystko wróciło do normy i było tak jak kiedyś. Po prostu dobrze. Norma i dobrze - co za głupie wyrazy! Przecież w twoim życiu nic nie było normą i nic nie było dobrze. Nic. A może jednak coś?
W końcu nie wytrzymałeś. Musiałeś coś zrobić. Ostrożnie podniosłeś wzrok, najpierw podziwiając jej długie, seksownie nogi, potem szerokie biodra, smukłą talię, wreszcie kształtne piersi wylewające się z tradycyjnie zbyt dużego wycięcia w soczyście różowej bluzce. Od kuszącego dekoltu przeszedłeś do łagodnych rysów twarzy, wydatnych ust , ciemnych, lekko pofalowanych włosów opadających na ramiona. Na koniec zatrzymałeś się na jej przepięknych, szarozielonych oczach, które chyba najbardziej w niej kochałeś. Tak, kochałeś. Czyż nie cudownie to brzmi? W jej zniewalających oczach, w tych dwóch niezastąpionych zwierciadłach duszy potrafiłeś wyczytać wszystko, każdą najmniejszą emocję i zobaczyć siebie takim, jakim naprawdę byłeś. Teraz jednak wolałeś nie dowiedzieć się, co się w nich kryje. Dziwne, bo zawsze najwyżej ceniłeś sobie szczerość. Co się z tobą dzieje, House? Ty się… boisz?
- Jak Rachel? – spytałeś znienacka, rozdzierając ciszę między wami. – Wszystko w porządku?
To były banalne pytania. Wybrałeś bezpieczne rozwiązanie. Pragnąłeś odsunąć w czasie to, co najtrudniejsze, licząc, że dzięki takiej taktyce mimo wszystko dasz radę uzbierać wystarczająco dużo odwagi, by wypowiedzieć te wyczekiwane przez was obojga słowa. Zanim… zanim będzie za późno.
Przepraszam, kocham cię, powtórzyłeś zawzięcie w myślach, by nie zapomnieć. Jednak najpierw chciałeś wybadać grunt, zmylić przeciwnika. Przeciwnika? Cuddy była twoim wrogiem? Kochasz ją, głupcze! Po co ci te gry? Powoli przestawałeś myśleć racjonalnie. A może jednak nie? Może podświadomie spytałeś o Rachel? Może naprawdę zależało ci na tym, by dowiedzieć się, co u niej? Dalej czułeś się winny? A co, jeśli brakowało ci jej? Tak czy siak, odnosiłeś sukces. Zdezorientowałeś Lisę. Widziałeś jak zdziwienie na jej pobladłej twarzy przeradza się w nieznaczny uśmiech. W końcu pytałeś o waszą, to znaczy - znów pomyłka - jej córkę, a Cuddy zawsze rozpromieniała się, gdy zaczynała o niej mówić.
- Jest właśnie u dziadków – usłyszałeś. – Podobno nieźle się bawi. Uwielbia spędzać u nich czas.
W głosie Lisy odnalazłeś niekłamaną radość.
- To dobrze – odparłeś prawie niesłyszalnie.
Tylko na tyle było cię stać, choć w głębi serca też poczułeś to samo zadowolenie.
Potem znów zapadła cisza. Nie mogłeś jej ścierpieć, ale też nie potrafiłeś przerwać. Strach przed odrzuceniem zaczął wymykać ci się spod kontroli. Nagle stwierdziłeś, że nie do końca pamiętasz, jak otwiera się usta, by wydobyć z siebie dźwięki. To było takie irracjonalne! A mimo to działo się naprawdę.
Wreszcie spojrzałeś Lisie prosto w oczy. Mieszanka wielu uczuć czaiła się w tej szarozielonej otchłani. Smutek. Niepewność. Lęk. Nadzieja. Złość. Wyczekiwanie. Troska. I jeszcze jedno, chyba najsilniejsze ze wszystkich, którego nie umiałeś nazwać.
Czyżby to był ten sam błysk, z którym tyle razy szeptała, że cię…
Nie wiedzieć czemu, zrobiłeś krok do przodu, w jej stronę.
Ale przecież dopiero co wykrzyczała tobie w twarz, że to, co jest między wami… to, co was łączy, to jedynie…
I znów jakaś nieznana siła kazała ci zrobić krok.
No… doszła do wniosku, że nie jesteś dla niej… że wasz związek okazał się pomyłką...
Kuśtykając, krok po kroku znalazłeś się przy Lisie. Byłeś tak blisko, że mogłeś dostrzec każdą zmarszczkę na jej czole, każdy odcień zieleni, jaką emanowały jej oczy. I ona spoglądała głęboko w twoje, tyle że nieskazitelnie błękitne. Oddychając spazmatycznie, byłeś ciekaw, co z nich wyczyta. Tęsknotę, żałość i pożądanie, które teraz tobą zawładnęły? Zapragnąłeś ją pocałować. Gestem powiedzieć to, czego nie byłeś w stanie wyrazić słowami. Sprawić, żeby zrozumiała, że nie chcesz bez niej żyć. Dzieliły was już tylko milimetry. Czułeś jej słodki oddech na swojej twarzy. Twoje serce oszalało. Mózg przedwcześnie zaczęły zalewać endorfiny.
Ale wtedy, właśnie wtedy bez najmniejszego ostrzeżenia Lisa odwróciła wzrok. Zabolało bardziej, niż gdyby cię spoliczkowała. To nie był fizyczny ból. Ten, który czułeś, palił cię od środka żywcem. Po chwili i ty uczyniłeś to samo, co ona, jednocześnie dostrzegając swoją laskę leżącą u jej stóp. Postanowiłeś podnieść ją z podłogi, by wytłumaczyć jakoś, dlaczego znalazłeś się tak niebezpiecznie blisko niej. Kiedy twoje palce zacisnęły się na zimnym drewnie, poczułeś ciepły dotyk jej rąk. Chyba chciała ci pomóc, widząc jak niezdarnie schylasz się po swoją zgubę.
Ponownie wasze spojrzenia spotkały się. Nie obchodziło cię już, co kryje się w jej oczach.
- Dzięki – powiedziałeś, zręcznym ruchem przyciągnąwszy do siebie laskę, po czym wyprostowałeś się i, opierając się na niej, zrobiłeś dwa kroki w tył.
- To było szczere, prawda? – Cuddy zapytała nieoczekiwanie, wpatrując się w ciebie jak zahipnotyzowana.
Trochę zaskoczyło cię jej pytanie. Uniosłeś brwi, odnosząc nieodparte wrażenie, że dusiła je w sobie odkąd tu weszła. Głos lekko jej drżał, a paznokcie wbijały w dłonie. Zapewne dotkliwie.
- Co?
Westchnęła i nagle zaczęła błądzić wzrokiem po gabinecie. Domyślałeś się, o co pyta. Nie wiedziałeś, co jej odpowiedzieć. Grałeś więc na zwłokę. Dopiero po długim milczeniu uściśliła z ewidentnym wahaniem w głosie:
- To... to, co wyznałeś Wilsonowi, gdy weszłam do gabinetu. To było szczere? – powtórzyła w napięciu pytanie, mrużąc oczy, jakby zakuły ją własne słowa.
Oczywiście, że tak! – krzyczałeś bezgłośnie. Pragnąłeś jej szczęścia bez względu na wszystko, nawet jeżeli nie mieliście być już razem. A mimo to nie miałeś ochoty niczego teraz potwierdzać. Byłeś zły za to, że usłyszała część twojej rozmowy z Jimmym, coś, czego nie powinna była usłyszeć, przynajmniej nie w ten sposób, nie w tych okolicznościach i nie tak wprost. Byłeś zły za to, że kilkanaście sekund temu - mniej czy bardziej świadoma tego, co robi - odsunęła się od ciebie, kiedy chciałeś ją pocałować. Byłeś zły, że wasze relacje nie są tak jasne, jak jeszcze parę dni wcześniej, przed tą cholerną, tkwiącą w was jak cierń kłótnią. Zdawałeś sobie sprawę z tego, że twój gniew ma kiepskie uzasadnienie, że najważniejsze, by spróbować się pogodzić, a nie pogarszać sytuację, ale nie radziłeś sobie z emocjami, które wypalały cię i pozbawiały kontroli nad czymkolwiek.
- Po tylu latach znajomości powinnaś wiedzieć, kiedy mówię prawdę, a kiedy kłamię – odezwałeś się w końcu, nieudolnie maskując pobrzmiewające w twoim głosie gorycz i tak bardzo niechcianą kpinę.
Byłeś słaby, skołowany jak nigdy przedtem.
Twarz Lisy skamieniła. Zacisnęła usta w cienką linię. Robiła tak zawsze, gdy czuła się zła czy skrzywdzona. Wbiłeś jej ostrze prosto w serce. Zamiast wreszcie przestać kluczyć i wyjaśnić to, co złe między wami, jak zwykle wolałeś zrobić coś na opak, żeby i ją zabolało. Tak też się stało. Jednak zamiast ulgi czy satysfakcji poczułeś żal, a nawet wstręt do samego siebie. Wiedziałeś, że wszystko stracone, jeszcze zanim usłyszałeś wyszeptane z bólem:
- Rozumiem.
Walnąłeś laską w podłogę.
- Niczego nie rozumiesz – wrzasnąłeś najgłośniej jak umiałeś, mimowolnie odnajdując jej szarozielone spojrzenie pełne udręki.
- Mylisz się, rozumiem. – Lisa przecząco pokręciła głową. – Aż za dobrze.
Przymknąłeś powieki, by uśmierzyć ten sam palący cię od wewnątrz, niefizyczny ból. Dlaczego tak bardzo bałeś się powiedzieć cokolwiek? Cokolwiek, co by ją zatrzymało. Przecież ty nigdy niczego się nie bałeś. Nigdy. A teraz, co? Wciąż czułeś ten obezwładniający strach przed odtrąceniem? Nie przyszło ci na myśl, że milczenie niczego nie załatwi?
Gdy ponownie zdecydowałeś się otworzyć oczy, zobaczyłeś, że Cuddy przygryza wargi i z impetem rzuca dokumentację medyczną na twoje biurko.
- Przyjęcie na oddział jutro o siódmej – wyrecytowała ozięble.
Niczym w niemym filmie patrzyłeś, jak odwraca się i pospiesznie opuszcza twój szklany gabinet. Stukanie jej obcasów roznosiło się donośnym echem po szpitalnym korytarzu. Wkrótce dołączyło do niego inne rytmiczne dudnienie, tyle że pojedyncze i jakby cięższe. Dudnienie twojej laski. Drzwi windy zamknęły się, nim zdążyłeś powiedzieć choćby słowo. A w zasadzie te trzy najważniejsze, które wciąż milcząco tkwiły w twoim sercu.
Przepraszam, kocham cię.


Share my life, take me for what I am
Cause I'll never change all my colours for you
Take my love (…)
I don't want to have to go where you don't follow
I won't hold it back again, this passion inside
Can't run from myself
There's nowhere to hide (…)
I don't wanna hurt anymore
Stay in my arms if you dare
Or must I imagine you there
Don't walk away from me...
I have nothing, nothing, nothing
If I don't have you, you, you, you.
You see through, right to the heart of me
You break down my walls with the strength of you love
I never knew love like I've known it with you
Will a memory survive, one I can hold on to

/Whitney Houston: “I have nothing”/


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shattered dnia Śro 15:43, 29 Gru 2010, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:32, 28 Gru 2010    Temat postu:

Dzień dobry Jak miło Teraz jestem na bieżąco Ok biorę się za komentarz


"Mówią, że czas leczy rany. To nieprawda. Ty też w to nie wierzysz. Nigdy nie wierzyłeś, bo życie szybko nauczyło cię, że czas jedynie przyzwyczaja do bólu. Pozwala niekiedy o nim zapomnieć, trochę go zagłuszyć, ale nic poza tym. On wciąż trwa. Bardziej czy mniej dotkliwy. Tępy czy kujący. Rozległy czy miejscowy. Fizyczny czy psychiczny. Ból nie znika, nawet wtedy, gdy już sądzisz, że zdołałeś się z nim uporać, a przynajmniej, że odkryłeś niezawodną metodę, jak go okiełznać"


To dopiero początek, a ja już kopiuje połowę fika Ale to nie moja wina Po prostu... ten fragment jest taki prawdziwy


"Od kuszącego dekoltu przeszedłeś do łagodnych rysów twarzy, wydatnych ust , ciemnych, lekko pofalowanych włosów opadających na ramiona."


Jestem pod wrażeniem, że dał radę serio (Proszę nie zwracać na mnie uwagi Przyjechałam z jednego miasta do drugiego tylko po to, żeby móc usiąść przy komputerze z internetem )


"Może podświadomie spytałeś o Rachel? Może naprawdę zależało ci na tym, by dowiedzieć się, co u niej?"


Właśnie miałam go zjechać, że za dużo kombinuje Ale... doczytałam dalej i proszę Nie muszę go opierniczać, chyba


"W końcu pytałeś o waszą, to znaczy - znów pomyłka - jej córkę, a Cuddy zawsze rozpromieniała się, gdy zaczynała o niej mówić. "


Czyli jednak go zjadę TY IDIOTO! Boże... on stanowczo za dużo myśli... Kto ma skalpel? Pobawimy się w neurochirurga


"Ale wtedy, właśnie wtedy bez najmniejszego ostrzeżenia Lisa odwróciła wzrok. Zabolało bardziej, niż gdyby cię spoliczkowała. "


Czy ja już pisałam, że jej nienawidzę? Tak? Przepraszam, ale to jest silniejsze ode mnie


"Wiedziałeś, że wszystko stracone"


Jakie? no nie!


No nie! Ja protestuje! On za dużo myśli,a za mało mówi i robi! Ale ok... popłaczę sobie i mi przejdzie... Tak, będę płakać do następnej części (I nie, nie jest to emocjonalny szantaż ) Podsumowując... kolejna piękna, ale SMUTNA część (Następnym razem smutna powiększę jeszcze bardziej, bo chyba się da, prawda? I nie, to też nie jest szantaż ) Wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:37, 28 Gru 2010    Temat postu:

Ola336!
Dzięki! Czemu House tyle myśli? Bo moim zdaniem po prostu taki jest
Niestety, jest smutno bo i sytuacja jest smutna. Ale obiecuję, że w kolejnej części będzie trochę weselej. Przełamię trochę ten nostalgiczny nastrój.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shattered dnia Wto 21:37, 28 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:41, 29 Gru 2010    Temat postu:

A ja jak zwykle mam zaległości Ostatnia część bardzo dobrze opisana trochę długo ale za to jak ...
I mimo, że nie przepadam za pisaniem z perspektywy bohatera to miło mi się czytało. Dobry styl, powolny rozwój akcji, troszkę smutku... ciekawa jestem twojej "weselszej odsłony"

Pozdrawiam serdecznie

PS. Chyba wkradł się błąd: w trzeciej linijce "Tępy czy kujący", a nie powinno być "kłujący" ... sama już nie wiem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:16, 30 Gru 2010    Temat postu:

Lubię takie smutne opowiadania. Może to trochę dziwne, ale lepiej mi się to czyta, niż opisy wielkiego szczęścia. Nie żebym tego szczęścia nie lubiła czytać. Nie, nie, nie. Raczej lubię czekać na moment, w którym wszystko się powyjaśnia i będzie dobrze. Albo nie będzie... tego to już nie wiadomo. Trzymam kciuki, żeby jednak House znów był szczęśliwy.

Znów pięknie wszystko opisałaś. Nie ma co, wychodzą Ci te opisy Mają w sobie to coś. Może, tak jak Ola zauważyła, taką prawdziwość. No i nareszcie doczekaliśmy się rozmowy House'a z Cuddy. Może i krótkiej, ale zawsze jakiś musi być ten pierwszy krok. Ładnie opisałaś też uczucia jakimi darzą się Greg i Lisa. To, że się kochają, ale coś im nie pozwala sobie tego powiedzieć. Pierwszy raz od dawna chciałam dać w łeb House'owi i wyzwać go, żeby w końcu powiedział Cuddy to co ma do powiedzenia. To dowodzi tylko tego, że wyszła Ci postać Lisy... gdyby było odwrotnie uznałabym, że Greg robi słusznie, że nie przeprasza Teraz jednak siadam sobie tutaj i niecierpliwię czekam na ciąg dalszy, w którym, mam nadzieję, House się jakoś ogarnie i przyzna się przed Cuddy jak bardzo ją kocha. Ta perspektywa weselszej części daje mi takie nadzieje, haha.

Pozdrawiam i życzę weny (weselszej lub nie... zrób tak, żeby było ładnie)
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:42, 01 Sty 2011    Temat postu:

Powiem jedno... magia
Strasznie mi się podoba. Tekst autentycznie porusza. Czytając mam wrażenie, że niemal czuję to samo, co nasi bohaterowie. Brawo. Widać, że lubisz opisy. Bawisz się nimi. I ładnie budujesz napięcie. Czytając nie byłam w stanie się oderwać.

"Wreszcie spojrzałeś Lisie prosto w oczy. Mieszanka wielu uczuć czaiła się w tej szarozielonej otchłani. Smutek. Niepewność. Lęk. Nadzieja. Złość. Wyczekiwanie. Troska. I jeszcze jedno, chyba najsilniejsze ze wszystkich, którego nie umiałeś nazwać.
Czyżby to był ten sam błysk, z którym tyle razy szeptała, że cię…
Nie wiedzieć czemu, zrobiłeś krok do przodu, w jej stronę.
Ale przecież dopiero co wykrzyczała tobie w twarz, że to, co jest między wami… to, co was łączy, to jedynie…
I znów jakaś nieznana siła kazała ci zrobić krok.
No… doszła do wniosku, że nie jesteś dla niej… że wasz związek okazał się pomyłką...
Kuśtykając, krok po kroku znalazłeś się przy Lisie. Byłeś tak blisko, że mogłeś dostrzec każdą zmarszczkę na jej czole, każdy odcień zieleni, jaką emanowały jej oczy. I ona spoglądała głęboko w twoje, tyle że nieskazitelnie błękitne. Oddychając spazmatycznie, byłeś ciekaw, co z nich wyczyta. Tęsknotę, żałość i pożądanie, które teraz tobą zawładnęły? Zapragnąłeś ją pocałować. Gestem powiedzieć to, czego nie byłeś w stanie wyrazić słowami. Sprawić, żeby zrozumiała, że nie chcesz bez niej żyć. Dzieliły was już tylko milimetry. Czułeś jej słodki oddech na swojej twarzy. Twoje serce oszalało. Mózg przedwcześnie zaczęły zalewać endorfiny.
Ale wtedy, właśnie wtedy bez najmniejszego ostrzeżenia Lisa odwróciła wzrok. "
- OMG!!! kocham, ubóstwiam takie fragmenty PIĘKNIE napisane

Kobieto wena, wena i jeszcze raz wena Ci życzę, by mogły powstawać kolejne takie części

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 2:28, 02 Sty 2011    Temat postu:

Droga Shattered!

Dziękuję Ci bardzo za wyrozumiałość względem mojego komentarza i wszelkich wyrażonych wątpliwości. Dziękuję również za tak długą i bogatą odpowiedź, za to, że wytłumaczyłaś mi swój punkt widzenia. Twoje słowa sprawiły, że bliżej przyjrzałam się postaci House’a i swojemu o nim wyobrażeniu.
I w ten sposób doszłam do wniosku, że mój obraz House’a nie jest do końca spójny. Bo z jednej strony uważam tak jak Ty - że House jest szalenie uczuciowym człowiekiem, ale skoro jest przy tym tak wspaniałym obserwatorem i geniuszem dedukcji, to dlaczegóż nie miałby umieć analizować i swoich uczuć?
Napisałaś tak pięknie:
Cytat:
nie uważam, by House był nieuświadomiony, co do swoich emocji – jest i to czyni go jeszcze bardziej tragiczną postacią.

Mam jednak to nieodparte wrażenie – i to jest coś z gatunku rzeczy, na które perswazja słowna i tłumaczenia mają wpływ raczej niewielki – że on jednak aż tak do końca ich świadom nie jest… A to również czyniłoby z niego postać tragiczną – tak świetnie daje sobie radę z faktami „materialnymi”, ale z faktami dotyczącymi w tak bliski sposób jego samego, tak dla niego ważnymi, nie umie sobie poradzić. Taki okrutny paradoks.
Nie uważam oczywiście, by House cierpiał na jakieś zaburzenie sprawiające, że zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się z jego głowie. Po prostu nie umie nad tym zapanować w taki sposób, w jakim panuje nad swą wiedzą. Ale dzięki temu, co napisałaś, zdałam sobie sprawę z tego, że być może on jednak wie o sobie więcej, niż byłam gotowa przypuszczać.
Cytat:
skrupulatnie analizuje sytuację i swój stan emocjonalny rozkłada na czynniki pierwsze. Ze sobą jest szczery i to brutalnie szczery, oczywiście z pewnymi wyjątkami, kiedy stara się coś wyprzeć ze swojej świadomości.

Z jednej strony nie umiem się z Tobą w tym miejscu nie zgodzić, a z drugiej – odczuwam coś nieco innego…
Może mnie po prostu wydaje się, że tych wyjątków jest więcej?
A może … Wysnułam przedziwną teorię W serialu tych uczuć House’a mamy mało i musimy się tak naprawdę wszystkiego domyślać, czytać między wierszami. I posiadłam idiotyczne wrażenie, że to my, widzowie, wiemy o Housie więcej niż on sam o sobie Bo on o tym nie mówi, a my owszem, my się nad tym zastanawiamy, analizujemy i rozpisujemy… Tak, jakbyśmy to my myśleli o uczuciach za niego I pewnie dlatego wydaje mi się, że on o swoich emocjach wie niewiele, a narratorzy fików i inni widzowie wiedzą wszystko O matko, ale wymysliłam Ale to w dość sensowny sposób wyjaśnia dwoistość moich odczuć
Hmmm, chyba będę musiała się jeszcze nad tym zastanowić

Przepraszam za ten przydługi wywód, tak jakoś mnie naszło...

A jeśli chodzi o zmianę House’a - wiem, jestem zgorzkniałym, cynicznym złośliwcem, ale nie jestem fanką takiego obrotu sprawy. Ewentualnie w wersji minimalnej i/lub przejściowej. Ale cieszy mnie fakt, że są na świecie osoby, które wierzą w taki rozwój wypadków. Naprawdę. Wątpiących w ludzi pesymistów jest dość. I życzyłabym House’owi wszystkiego naj, gdyby tylko był prawdziwym człowiekiem. Ale jako że jest postacią fikcyjną, to wolę pooglądać jego rozterki niż pełnię szczęścia. Ot, takie skrzywienie mam ;P Choć siódmego sezonu nie widziałam, więc tylko hipotetyzuję.

I mam nadzieję, że tak naprawdę nie jestem aż taka straszna Że Cię zacytuję: ten tragiczny scenariusz jest tylko złośliwym pomrukiwaniem mojej pesymistycznej wyobraźni.

Shattered, dziękuję Ci bardzo za tę szalenie ciekawą dyskusję o house’owym charakterze. Rozmowy z osobami, które podzielają nasz punkt widzenia są bardzo miłe, ale wymiana myśli z kimś, kto ma nieco inne zdanie niż my, jest niezwykle interesująca i rozwijająca Cieszę się, że mogłyśmy ją przeprowadzić, szczególnie, że stało się to za sprawą Twojego tak pięknie pisanego fika.

A jeśli chodzi o to pisanie w pierwszej osobie – ja chyba po prostu generalnie nie przepadam za tym typem narracji, ale ogólnie Twój pomysł na zabawę odmiennymi "punktami widzenia" bardzo mi się podoba. Ciekawy sposób na urozmaicenie tekstu i pokazanie sytuacji z różnych perspektyw.

I chcę Cię zapewnić, że piszesz tak pięknie, że nawet nie-mój-ship ani inne podejście do bohatera nie zniechęcą mnie do czytania. Wręcz przeciwnie. Zaciekawiłaś mnie I oczywiście zakochałam się w Twoim stylu. I w interpunkcji! No i ta przemiana wychodzi Ci całkiem zgrabnie

A teraz przejdźmy do konkretów


Część 5.

Początek - o słowie zostań - przepiękny. Zawsze wprawia mnie w zdumienie i w zachwyt jednocześnie, gdy ktoś za pomocą kilku naprawdę prostych słów potrafi oddać tak wiele emocji. Wspaniałe.

A dalej – jeszcze wspanialej. Opis Cuddy męczącej się w pustym domu, a szczególnie tego jej sprzątania… Mistrzostwo.

Choć, jak pisałam, przemiana House’a do końca mnie nie przekonuje, to dla czytania Twojego tekstu jestem w stanie przekonać się do wszystkiego Piszesz o tym tak pięknie i tak przekonująco. I tak naprawdę z przeważającą ilością Twoich stwierdzeń na temat Grega się zgadzam Tu też jest taki trafiający do mnie fragment…
Cytat:
Tyle tylko, że jej związek z Housem zawsze wymykał się spod sztywnych schematów, a House... był Housem. Tak, House był Housem i to w zasadzie tłumaczyło wszystko. A jednak chciała, by choć raz ten housowaty House zachował się jak ktoś inny, nie jak on, ale jak dojrzały mężczyzna, który bez skrępowania, sztuczek i podtekstów, wprost okazuje swoje uczucia drugiej osobie, szczerze walczy o ich wspólne szczęście. Bo chce… Bo kocha… Ta ślepa infantylność przerażała ją, ale w żaden sposób nie potrafiła sobie z nią poradzić.


Podoba mi się też idea, że między nimi działa samospełniająca się przepowiednia. Boją się, że będzie źle i w końcu sami to prowokują…

Cytat:
Autentycznie zdziwiło go nadzwyczajnie emocjonalne zachowanie Grega, jakiego co dopiero był świadkiem. On nigdy przecież nie lubił okazywać swoich uczuć, a tym bardziej czynić tego wprost.

O, za to zdanie bardzo Ci dziękuję. Uwiarygodniło mi bardzo poprzednią część Wiem, że potem jest zdanie, że teraz przecież House jest taki sympatyczny i bardziej pogodny, ale jeśli Jimmy wciąż się dziwi, to nie jest źle

Cudownie zawiesiłaś końcówkę. Ach, i to napięcie, po prostu jest namacalne. Emocje wylewają się z ekranu i nieustająco trzymają czytelnika w napięciu… Cudeńko


Część 6.

O, a taki tryb narracji uwielbiam! O matko, miód na me oczy i na me serce…

[Właśnie na MTV puścili Love will tear us apart… Jakże trafne wyczucie klimatu ].

I znów początek - o niegojących się ranach i przyzwyczajaniu się do bólu… Och. To przypomina mi coś, co tu kiedyś sama napisałam… Po takim początku człowiek wsiąka w tekst i już żadna siła nie jest w stanie go od czytania oderwać.

Uwielbiam Cię za to, co w tym fragmencie „zrobiłaś” z Housem. Absolutnie genialny opis tego, co się działo z jego głowie. Skręcam się z zachwytu Cudownie „znęcasz” się nad nimi, nad ich uczuciami, wyciągasz i analizujesz każdy szczegół ich zachowania i sposobu myślenia... Wspaniale pokazujesz ten cały ból, trudność zrobienia najprostszej rzeczy, gdy rzeczywistość, gdy złożoność nas samych i naszych relacji z innymi ludźmi nas przerasta…

I tak pięknie dobrane słowa piosenki...

A tu znów ujawni się moja sado-masochistyczna natura ale muszę zachwycić się brakiem happy-endu dla tej części. Cokolwiek wydarzy się później, ta scena w gabinecie House’a mnie szalenie satysfakcjonuje. A poza tym ostatnio moje angstowe serce coś się zrobiło bardziej otwarte na szczęśliwe zakończenia, więc niech się dzieje co chce

Pozdrawiam serdecznie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Nie 3:22, 02 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:50, 02 Sty 2011    Temat postu:

Prócz końcówki to jest wszystko tak jak sobie wymarzyłam w tym fiku.

Tak do końca nie wiem dlaczego, ale szczególnie spodobał mi się ten fragment:

Cytat:
- Rozumiem.
Walnąłeś laską w podłogę.
- Niczego nie rozumiesz – wrzasnąłeś najgłośniej jak umiałeś, mimowolnie odnajdując jej szarozielone spojrzenie pełne udręki.
- Mylisz się, rozumiem. – Lisa przecząco pokręciła głową. – Aż za dobrze.


Coś w nim jest. Nie. Coś w nich jest!

Czekam na kolejną część, dowiemy się coś więcej.
Pozdrawiam.[/code]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:42, 21 Sty 2011    Temat postu:

Nie było mnie tu wieki! I bardzo żałuję, ale sesja, sesja i sesja, której końca nie widać Jednak nie mogę dłużej nie odpisywać na Wasze komentarze i to TAKIE komentarze!
DZIĘKUJĘ pięknie za wszystkie miłe słowa!


Zuu!
Dzięki, że potrafisz docenić tekst, nawet jeśli nie przepadasz za daną narracją. "Weselsza odsłona" (cudzysłów jak najbardziej wskazany ;p) już tuż tuż!

Szpilka!
Ja rozumiem Twoje hm preferencje(?) co do bardziej smutnych opowiadań, bo sama mam podobnie. Dlaczego? Pewnie z tego prostu powodu, że smutne rzeczy są z reguły bardziej bliskie prawdziwemu życiu. Tragiczna prawda, ale prawda...
Dzięki za wszystkie tak miłe słowa! Masz rację, bardzo lubię opisy i chyba lepiej mi wychodzą niż dialogi.
Cytat:
Ładnie opisałaś też uczucia jakimi darzą się Greg i Lisa. To, że się kochają, ale coś im nie pozwala sobie tego powiedzieć.

Dzięki! Lepiej bym tego nie ujęła! A właśnie o ukazanie tego mi chodzi, że między dwojgiem ludzi na pewnym etapie życia, na jakimś życiowym zakręcie, może być nawet tragicznie, ale jeśli ci ludzie się kochają... Wiadomo Wtedy wszystko jest jeszcze możliwe.

Lisek!
Magia? Magia jest w Harrym Potterze, tutaj to tylko skleconych parę słów Jeśli już, to postaci House'a i Cuddy są magiczne. Nie ma chyba większego szczęścia dla pisarza niż usłyszeć, że ktoś czytając jego tekst, czuł się jak opisywani przez niego bohaterowie. Dziękuję!!!

Paulinka!
A sądziłam, że nie umiem czytać w myślach Dzięki!

Czerwono-Zielona!!!
Twoje komentarze zawsze czytam z zapartym tchem. Tym razem chyba zapomniałam jak się oddycha. Kompletnie Strasznie się cieszę, że mogłaś spojrzeć moimi oczami na "mojego" House'a i lepiej go zrozumieć! Dziękuję Ci za taką mądrą i rozwijającą dyskusję. Masz absolutną rację, że wymiana opinii z osobą o innym punkcie widzenia jest naprawdę ciekawa. Dziękuję też za wszystkie tak przecudowne pochwały i to, że moja zabawa z narracją mimo wszystko przypadła Tobie do gustu!
Twoja teoria, co do tego, że nieuświadomiony House jest tragiczną postacią - zupełnie opozycyjna do mojej - jest równie prawdopodobna i przyjmuję je obie jako równorzędne, wręcz możliwe do przyjęcia nawet jako zamienne. Nikt tak do końca nie wie, jak to jest z naszym doktorkiem. Cały House, ot co! Na tym polega jego czar! Wszystko zależy od punktu widzenia i od sytuacji. Po prostu widzimy Grega tak jak chcemy go widzieć lub tak jak odbieramy w serialu, przy okazji dorabiając sobie do tego przeróżne teorie. To z kolei jest czar fików - jesteś panią i władczynią wyobrażonego świata.
Co do Twoich komentarzy każdej z części mojego tekstu - stać mnie tylko na proste, najszczersze dziękuję... Zwyczajnie brak mi słów... Dziękuję Nie spodziewałam się, aż tak cudownej reakcji z Twojej strony. Dziękuję!!!
Pozdrawiam ciepluteńko!
PS.
Może jedno wtrącenie;p Zauważyłaś, że problemy w związku Huddy to samospełniająca się przepowiednia - zgadza się, o to właśnie mi chodziło. Ludzi często spotyka to, czego się boją i przed czym uciekają. Sami stwarzają swoje problemy i cierpienia. Tu jest podobnie. Brawa za spostrzegawczość!


Kolejna część w najbliższych dniach, a może nawet i godzinach! Jeśli, oczywiście, ktoś jeszcze będzie chciał czytać moje bazgroły.
Pozdrawiam serdecznie,
Shattered


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shattered dnia Pią 17:49, 21 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:02, 22 Sty 2011    Temat postu:

Proszę bardzo - oto wreszcie część 7. Tym razem naprawdę dłuuuga (mam nadzieję, że nie padniecie z nudów ). Chyba trochę rózni się od poprzednich ze względu na hmmm... ujmijmy to - kolejną małą zabawę z narracją.
Co do weselszej odsłony tym razem... Cóż, w pewnym sensie jest to jakieś przełamanie dotychczasowego tragizmu, ale przewrotne, bo te fragmenty, jak sądzę, bardziej humorystyczne, rozweselające, "lekkostrawne"paradoksalnie potęgują ból House'a. Taki był przynajmniej zamiar, a więc pomieszanie z poplątaniem, radość i rozpacz jednocześnie. Co wyszło? Przeczytajcie i powiedzcie mi, proszę, sami.
Pozdrawiam,
Shattered


Słony smak deszczowych dni - część 7
Powoli przekroczył próg swojego mieszkania. Z trudem rozróżniał rwący ból nogi od potwornego bólu reszty zmęczonego ciała, które stanowczo odmawiało mu posłuszeństwa. Czuł jeszcze jeden rodzaj katuszy. Najgorszy ze wszystkich, rozdzierający ból duszy. Pomyślał, że z fizycznym cierpieniem powinien poradzić sobie poprzez długi, leczniczy sen, poprzedzony gorącą kąpielą. Nie łudził się jednak, że tej nocy uda mu się zasnąć. Miał niewielkie szanse. Na cierpienie duszy z kolei nie było żadnego remedium.
Przy pomocy laski zatrzasnął ciężkie, dębowe drzwi, a następnie zaczął kuśtykać w kierunku kanapy. Przejście paru kroków pogrążoną w ciemnościach trasą wydawało się wyzwaniem nie do zrealizowania. Zrezygnowany, oprał się plecami o zimną ścianę i z lekkim hukiem zsunął na podłogę. Miał dość.

- Głupek.
- Wariatka.
- Drań.
- Jędza.
- Nierób
- Służbistka.
- Idiota.
- Wszyscy poza mną.
- Jasne…
- Jak słońce.
- Narcyz.
- Mądrala.
- Kpiarz.
- Nie da się ukryć, nie grzeszysz zbytnią inteligencją, więc mądralą być nie możesz.
- Pieprz się!
- Bardzo chętnie. Grę wstępną mamy już za sobą.
- Marzyciel.
- Niezła jesteś w te wymienianki!
- Uczę się od najlepszych.
- Doprowadzę cię do perfekcji wieczorem. To u mnie czy u ciebie?
- W innej czasoprzestrzeni.
- Czyli u mnie, rozumiem. Dobrze się składa. Mam nowe łóżko.
- Przestań wreszcie!
- Jeszcze nie zacząłem. Cierpliwości, o bogini!
- Już dawno ją straciłam!
- Więc jednak teraz i tutaj? Mam zasłonić żaluzje?
- House!!!
- Tak na oczach całego szpitala? Twoja perwersja mnie powala.
- Uważaj, bo zaraz ja ciebie powalę. Wynocha z mojego gabinetu.
- Udajesz niedostępną?
- Doprowadzasz mnie do szału.
- Jak dla mnie bomba!
- Ta bomba zaraz wybuchnie! Wyjdź.
- To będzie ostro.
- Natychmiast! Do widzenia!
- No to teraz czy wieczorem? Bo odbieram sprzeczne sygnały. Zdecyduj się.
- Nigdy w życiu.
- A zatem wieczorem. Nie ma problemu.
- Chyba śnisz.
- O tobie? Każdej nocy.
- Kolorowych snów.
- Dzięki. Ostatnio miałaś na sobie tylko czarną bieliznę, może teraz pojawisz się w czerwieni.
- Jesteś zboczony.
- Ty to zawsze potrafisz docenić człowieka.
- Do usług. A teraz zabieraj tyłek z mojego gabinetu.
- Ciekawe, że o tym wspominasz.
- Doprawdy?
- Do prawdy doszedłem takiej, że twój wielki tyłek jakimś cudem mieści się w tym maleńkim, administracyjnym foteliku. Fascynujące!
- Gbur!
- Znowu zaczynasz tę grę?
- Ja w nic nie gram! W przeciwieństwie do ciebie.
- Grasz. I przegrasz.
- Chciałbyś.
- A i owszem. I ty też chcesz się ze mną przespać. Lecisz na mnie.
- Chyba ty lecisz do kliniki! I to w podskokach! Wlepiam ci dodatkowe dwie godziny dyżuru dziennie przez najbliższe dwa tygodnie.
- Ale mamooo!
- Bez dyskusji!
- Będę grzeczny!
- Tam są drzwi. Zaraz podejdziesz do nich, naciśniesz klamkę, wyjdziesz i pójdziesz prosto do przychodni. I przestań taksować wzrokiem mój biust!
- Nie mogę. Sam się o to prosi!
- To ty się prosisz o kolejną karę.
- Nie moja wina, że nosisz bluzki o co najmniej trzy rozmiary za małe.
- A ty o jedną nogę za dużo.
- Ładnie to naśmiewać się niepełnosprawności?
- Ładnie to wyśmiewać szefową?
- Kochasz władzę, co?
- Niestety, nad tobą nie mam żadnej. Prawie.
- Nie można mieć wszystkiego.
- Co ty nie powiesz?
- Z pewnością nie powiem, że masz małe atuty kobiecości. Są wieeeeelkie! Ogromniaste!
- Oj, przymknij się! I tak ich nie dostaniesz, podobnie jak zgody na biopsję mózgu. Koniec pogawędki. Jestem zajęta.
- Za to ja jestem zajęty pogawędką z tobą. Co powiesz na biopsję mózgu w zamian za ekstra bonus wieczorem?
- Że jesteś kretynem.
- Chyba nie znasz jeszcze moich możliwości. Dużo tracisz.
- Na razie tracę swój cenny czas. Nie pociachasz pacjentowi mózgu na podstawie przeczucia. Po moim trupie.
- To da się załatwić, w końcu będziesz padnięta po naszej wspólnej nocy.
- Prędzej da się załatwić twoje zwolnienie z pracy. Wystarczy jeden mój podpis.
- I jeden mój pocałunek, żebyś przyjęła mnie z powrotem. To o której dziś wieczorem?
- House!!!
- Nie bądź taką sztywną zołzą jak zwykle. Odprężysz się.
- Nienawidzę cię!
- Uwielbiasz mnie.


Wspomnienia atakowały go z niespotykaną mocą. Nękały swoimi obrazami i dźwiękami. Nie pozwalały o sobie zapomnieć, absorbując każdą komórkę wyczerpanego mózgu, odbierając wolną wolę i resztki sił, potęgując ból nie do zniesienia.
Przyłożył głowę do ściany, nie znalazł w niej jednak ukojenia. Chłodna, delikatnie chropowata powierzchnia nie studziła rozszalałych w nim emocji ani nie potrafiła powstrzymać jego rozbieganych myśli. Dlaczego wszystko musiało się popsuć? Dlaczego znów między nim a Lisą nie może być normalnie? Dlaczego każde z nich siedzi teraz osobno we własnych czterech ścianach? Przecież właśnie w tej chwili powinien po raz setny powtarzać Cuddy, żeby wreszcie położyła się do łóżka, zamiast tysięczny raz sprawdzać, czy Rachel na pewno spokojnie przesypia noc, na co w odpowiedzi bez wątpienia usłyszałby, że ma się w końcu zamknął, bo: po pierwsze – to Lisa jest matką Rachel i w przeciwieństwie do niego zna się na wychowywaniu dzieci, po drugie – czuje się strasznie zmęczona i jej obecność w łóżku bynajmniej nie zagwarantuje mu upojnych doznań oraz po trzecie – że radzi mu lepiej szybko pójść spać, bo jeśli rano nie będzie mogła go dobudzić i spóźnią się do pracy, to rozpęta się piekło, którego nawet nie chciałby sobie wyobrażać. Ot, „normalny” wieczór każdej „normalnej” pary. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie brakowało mu tej „normalności”, że zatęskni za krzykami i groźbami Cuddy, za jej złowieszczo roziskrzonymi oczami podejrzliwie mierzącymi jego zawadiacki wyraz twarzy, za byciem w samym centrum tej nienormalnej normalności wspólnego życia. Choć bywało nieznośnie, zdążył się już przyzwyczaić do swojej nowej codzienności u boku Lisy. Wydawało mu się, że oboje byli szczęśliwi. Gdzie więc popełnili błąd? Czy to jego wina? Czy zawsze wszystko musiał spieprzyć? A może to świat tak bardzo go znienawidził?
Walnął pięścią w ścianę. Poczuł, jak po jego dłoni zaczyna rozlewać się ostry ból, niemal przyjemny w porównaniu z rozdzierającym pulsowaniem chorej nogi i jeszcze potworniejszym uciskiem w klatce piersiowej. Ból. Tak, tylko on mu pozostał. Najwierniejszy towarzysz, na którego zawsze mógł liczyć.
Bez problemu wyczuł w kieszeni fiolkę z Ibuprofenem. Vicodin przestał brać ponad rok temu. Nie miał już nawet tutaj, w domu ani jednej tabletki swojego starego, poczciwego kompana, który na pewno zadziałałby lepiej i szybciej, niż to nowe, beznadziejne świństwo. Ale nie żałował. Nie chciał ponownie ćpać. Zbyt wiele stracił przez cholerne prochy. Tylko czy teraz cokolwiek jeszcze miało sens? Wiedział, że nawet całe opakowanie środków przeciwbólowych niewiele by mu pomogło, mimo to jednak zręcznym ruchem otworzył plastikowy słoiczek i wysypał jego zwartość na drżącą dłoń. Przez kilka sekund przed oczami miał tylko białą plamę składającą się z malutkich, zaokrąglonych prostokącików, a potem wyczuł w ustach znajomy, gorzki smak, zwiastujący - miał nadzieję - choćby odrobinę ukojenia.

- Wiesz, że jesteś nieznośny?
- Wiem, że jestem kochany.
- Hmm, ciekawe.
- Też mnie to zdziwiło. Pewna administratorka o szalenie zgrabnej, aczkolwiek wielkiej tylnej części ciała, powtarza mi to ostatnio z częstotliwością paru razy na tydzień.
- To musi być jakaś wariatka!
- Sądzę, że drugiej takiej nie znajdę.
- Bez wątpienia. I co, wyznaje to tobie tak wprost?
- Czasem tak, czasem nie. Różnie bywa, ale bywa.
- Rzeczywiście szalona kobieta! Chociaż…
- Co?
- Z drugiej strony sam przecież twierdzisz, że wszyscy kłamią.
- Wyjątek potwierdza regułę.
- Skoro tak mówisz... Pewnie masz rację.
- Powiem ci coś jeszcze, tylko że to sekret.
- To może zachowaj go dla siebie.
- Tobie ufam.
- Niemożliwe.
- A jednak.
- Więc?
- Chyba ją… kocham…
- Oszalałeś! Oboje oszaleliście!
- To ona straciła dla mnie głowę.
- Nie da się ukryć.
- Nie da się zaprzeczyć.
- Słodki jesteś, wiesz?
- A podobno nieznośny.
- Przede wszystkim kochany.
- I kochający.
- Uwielbiam cię.
- Cóż za kłamstwo, doktor Cuddy.
- Wyjątek potwierdza regułę, doktorze House, lecz nie tym razem.
- Nie znosisz mnie.
- Ale bardziej kocham.
- Naprawdę?
- Nie, tak tylko mówię.
- Naprawdę?!
- Nie!
- To jak w końcu?
- Załóżmy, że cię kocham.
- W taki razie załóżmy, że nawet fajnie to brzmi, zwłaszcza, gdy tak seksownie układasz usta przy „cham”!
- Erotoman i CHAM!
- Do twarzy ci z diabolicznym uśmiechem, gdy ciskasz we mnie tymi inwektywami, to znaczy czułymi słówkami…
- Jeszcze nie znasz ani jednej setnej mojej diabolicznej natury.
- Jak mniemam, zaprezentujesz mi ją wieczorem? Już nie mogę się doczekać!
- Daruj sobie ten lubieżno-szatański błysk w oczach. Znam go dobrze i wiem, że nie wróży niczego dobrego.
- O czym ty mówisz? Z moim wzrokiem wszystko w porządku. Dalej widzę, że twoje pośladki mają rozmiary „Titanica”, a biust wciąż przypomina dwie olbrzymie szalupy, których zabrakło jego nieszczęsnym pasażerom.
- Zboczony, chamowaty i nieznośny, a mimo to… kocham cię, Greg.
- Okej, poddaję się!
- Ty nigdy się nie poddajesz.
- Cenna uwaga! A to oznacza, że moja nauka błyskotliwości nie idzie na marne, choć mam do czynienia ze skandalicznie niesforną uczennicą. Wniosek? Muszę być piekielnie genialnym nauczycielem.
- Nie popadnij w samozachwyt!
- A gdzie aplauz?
- I tak już jesteś nieznośny.
- To już dawno ustaliłaś. Zaznaczam – ty, nie – my.
- Akurat… Jaki koń jest, każdy widzi, mój drogi.
- Czyżbym wyczuwał w twoim głosie szaloną bezwstydność? Ostatnimi czasy tylko ty GO widzisz…
- Greg!!!
- Rumienisz się.
- Nieprawda!
- Prawda!
- Nie!
- Oj, tak! Dobra, dosyć tej zabawy.
- Jakiej zabawy?
- Mojej – w odkrywanie twoich kart i twojej – w nakłanianie mnie do powiedzenia czegoś, co uważam za zbędne i co już – o zgrozo! – mimo to powiedziałem parę chwil temu.
- Twoja niesamowita błyskotliwość nie pozwala ci zejść z poziomu metafor choćby piętro niżej?
- Zgadłaś! I nie patrz tak na mnie, przecież wiesz, że przejrzałem cię już dawno… skarbie…
- Nie jestem książką, którą możesz przejrzeć w wolnej chwili, Greg.
- Dla mnie jesteś.
- Nie jestem!
- Jesteś! Poza tym, w zasadzie wcale ciebie nie przeglądam, lecz pilnie studiuję. Na przykład teraz widzę, jak trybiki w twojej głowie przesuwają się opornie, żeby wymyślić jakiś sposób na zrzucenie z siebie tego czerwonego kompleciku, który masz pod spodem, nawiasem mówiąc jak zwykle za małego o kilka rozmiarów, i uprawianie ze mną dzikiego seksu w samym sercu izby przyjęć. Nie muszę nawet pytać, czy mam rację. Bo mam!
- Za to ja muszę zapytać: zgłupiałeś do reszty?!
- Chyba tak, skoro właśnie zamierzam ci powiedzieć coś, czego za szybko znów nie powtórzę. Robisz ze mną takie rzeczy, że jestem gotów do makabrycznych poświęceń, więc lepiej słuchaj uważnie. Eh, świat się kończy…
- To ten news? Armagedon? Chcesz o tym pogadać?
- Ja ciebie też, Lisa.
- Co?
- Co „co”? Miałaś przecież słuchać uważnie!
- Co mnie też?
- Już powiedziałem.
- To mi przypomnij.
- Nie lubię się powtarzać.
- Za to ja lubię słuchać jak to mówisz.
- Ale co?
- No TO!
- TO?
- TO!
- Więc… TO!
- Greg!
- Ale przecież sama chciałaś, żebym… No dobrze… Ja też ciebie bardziej nie znoszę niż kocham.
- House!!!
- Czyli jednak na odwrót, a myślałem, że to właśnie tak jakoś leciało…
- Faktycznie jesteś nieznośny. Mega nieznośny!
- Ja ciebie też uwielbiam.
- Błazen!
- Co, znów nie to?
- Podwójny błazen!
- Kiedyś w końcu trafię.
- Nie wiem, czy dożyję setki.
- Mam! Już wiem!
- Czyżby?
- Nie.
- Potrójny błazen.
- Pamiętam, że to coś ma „chama” w środku.
- Poczwórny!
- I chyba składa się z dwóch słów.
- Mam dość.
- Twoje oczy mówią coś innego.
- Tak? A co konkretnie?
- Kocham cię.


Czy miłość rzeczywiście odmienia? Czy można oszaleć ze szczęścia? Na jak wiele stać zakochanych? Nigdy nie zadawał sobie takich pytań. Nie potrzebował. Nie musiał. Nie chciał. W tamtej chwili nagle posiadł wszystkie odpowiedzi. Kolejna zagadka życia została rozwiązana.
Pamiętał, że jego krzyk potoczył się donośnym echem, a potem pocałowali się namiętnie na samym środku szpitalnej izby przyjęć.
Ona i on.
Dr Cuddy i dr House.
Piękna i bestia.
Panna z dzieckiem i zgorzkniały samotnik.
Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością.
Pamiętał to tak dobrze, jak gdyby wydarzyło się przed chwilą. Jak gdyby dopiero co powiedział Lisie te czułe, tak niepasujące do niego, a mimo to prawdziwe słówka. Pamiętał, że Cuddy początkowo chciała się od niego odsunąć, lecz im usilniej próbowała to uczynić, tym mocniej obejmował ją swoim ramieniem i z tym większą zachłannością wpijał się w jej usta, aż w końcu kompletnie skapitulowała. Poza tym jego laska oparta o blat recepcji skutecznie blokowała jej jedyną drogę ucieczki. Pamiętał, że czuli na sobie setki pytających spojrzeń oraz słyszeli co najmniej tyle samo przytłumionych szeptów zdziwienia lub dezaprobaty ze strony lekarzy i pielęgniarek, a nawet pacjentów. Przynajmniej on nie przejmował się tym, że trafią na pierwszą stronę specjalnego wydania szpitalnego tygodnika. Ukrywanie uczuć na dłuższą metę nie miało sensu. Oboje uśmiechnięci – on z figlarnym błyskiem w oku, ona ze zmieszaniem na twarzy – tonęli we wzajemnych spojrzeniach, jak para szaleńczo zakochanych nastolatków, których właśnie dopadła strzała Amora. Tyle tylko, że strzała Amora nie sprawiła nagłego cudu, bo w ich przypadku nic nigdy nie działo się zwyczajnie. Szukali siebie dwadzieścia długich lat, zbliżając się i odpychając, uwielbiając i nienawidząc, uciekając i wracając, aż w końcu odnaleźli się na dobre – tu i teraz, w wyczerpanych samotnością, rozpaczliwie spragnionych wzajemnej bliskości ramionach. Potrzebowali tych dwudziestu długich lat, by zrozumieć, że to przed czym uciekają, i tak jest im pisane. Cóż, oboje byli, jacy byli, przede wszystkim to on był, jaki był i chyba właśnie dlatego nie mogło być inaczej. Może gdyby nie lata samotności, nigdy nie stworzyliby z Lisą tej wyjątkowej, elektryzującej więzi, jaką czuł za każdym razem będąc się blisko niej? Może nigdy nie dotarliby do miejsca, w którym wreszcie spróbowali zaryzykować bycie razem? A teraz? Czy kryzys w ich związku miał być jedynie ciężką próbą czy kolejnym dowodem na to, że wszechświat za nic ma sobie ludzkie pragnienia, zaś stwórca najbardziej lubi śmiać się z ludzkich planów?
I pamiętał coś jeszcze - błogi uśmiech Wilsona przyglądającego się całej tej scenie, niczym ósmemu cudowi świata. Pewnie dlatego jego przyjaciel tak bardzo starał się, by wraz z Lisą nie przekreślili tego, co ich połączyło. Ale przecież, że on, Gregory House, nie chciał niczego niszczyć. Pragnął jedynie poczuć, jak to jest kochać i być kochanym. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nie może był łatwe. I nie było. Ale dlaczego okazało się, aż tak niewyobrażalnie trudne? A czego chciała Cuddy? Czy mimo tych wszystkich zapewnień, nagle przestała go kochać? Wymazała go ze swojego prywatnego życia przez jedną kłótnię? A może ta chora, wyniszczająca sytuacja zaczęła się dużo wcześniej, tylko on zbyt późno zorientował się, że zabrnęli w ślepy zaułek?
Ukrył twarz w dłoniach. Jak się spodziewał, leki przeciwbólowe nie uśmierzały bólu. Odniósł wręcz niedorzeczne wrażenie, że go wzmagały. Przełknął głośno ślinę. Czemu do głowy przychodzi mu tyle bezsensownych myśli? Przecież Lisa go kochała i wciąż kocha. Widział to dziś w jej oczach, słyszał w jej głosie. To nie może być pomyłka. Ona zawsze dawała mu szanse. Ciągle daje.

- Nie będę twoim chłopcem na posyłki!
- Nie chodzi o mnie, tylko o Rachel.
- Zapomnij. Nie zgadzam się.
- Zostaniecie razem parę godzin, pobawicie się, a potem zabierzesz ją na te urodziny do koleżanki. Tylko tyle.
- Tylko tyle? Chyba żartujesz?!
- Nie, to twoje pole do popisu. Nie zamierzam zrzucić cię z tronu.
- Bardzo śmieszne! Nie ma mowy.
- House, ona by w ogień za tobą wskoczyła. Powinniście spędzać wspólnie trochę czasu.
Rachel bardzo cię lubi. Uwierz mi.
- Mówisz tak specjalnie. Znam te twoje sztuczki. Nie i koniec.
- I ty też ją lubisz, prawda?
- Daruj sobie.
- Nie zaprzeczyłeś!
- Mnie nie można lubić. Ja też za nikim nie przepadam.
- Akurat! Lubisz ją. Jest taka wygadana, odważna. Podobna do ciebie. Dlatego ci się spodobała.
- Ja nie umiem zajmować się dziećmi. Lisa, zrozum! Nie będę bawił się w niańkę.
- Świetnie sobie poradzisz.
- Prędzej Wilson przestanie wygłaszać te swoje wzniosłe dyrdymały i bezustannie się o wszystko martwić.
- Daj sobie szansę, Greg.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- I Rachel też. Jesteś dla niej jak…
- Może załatwić ci wizytę u audiologa? Znam dobrego specjalistę.
- Mamo, mamo, naprawdę zostanę dziś z Gregiem i będziemy się razem bawić?
- Sama go zapytaj, Rachel.
- Greg, proszę, proszę, proszę! Będzie fajnie! Pomożesz mi układać puzzle i pokażę ci swoje rysunki! Na jednym z nich namalowałam ciebie razem z mamusią i ze mną. I pójdziemy do parku, i na plac zabaw, i na lody, i…
- Stop!!! Głowa mi zaraz eksploduje! Nigdzie nie idziemy!
- House!
- Wciąż House i House! To brzmi jak…
- House!!!
- Nie musisz krzyczeć! Pamiętam, jak się nazywam.
- House!!!!!
- Niech cię, Cuddy.
- Lepiej uważaj na słowa. Mam kilka asów w rękawie i nie zawaham się ich użyć. Więc jak?
- No, dobrze! Dobrze! Już! Wygrałaś! Ale nie obędzie się bez ofiar… Szczegóły obgadamy wieczorem.
- Marzyciel się znalazł.
- Nie dyskutuję z terrorystkami.
- A ja z terrorystami.
- To mamy problem.
- Nie mamy, bo jeśli nie zaopiekujesz się dziś Rachel, twój samolot zostanie zestrzelony i już nigdy więcej nie wyląduje tam, gdzie trzeba…
- Wiesz, gdzie uderzyć, żeby zabolało.
- Skuteczność o moje drugie imię.
- Twoje drugie imię to… Coś czuję, że nie mogę tego mówić przy karle…
- Nie jestem żadnym karłem!
- Jesteś, potworku. A obie z mamą jesteście strasznie sprytne. Dwie chytre lisice.
- I mówi to sam mistrz podstępu?
- Cóż, te lody… mnie przekonały. Ale koniecznie mają być wiśniowe! Z podwójną porcją śmietany! I musisz sypnąć kieszonkowym. Chyba nie wydajesz całej fortuny na waciki i kremy?
- Ach, faktycznie. Zapomniałam, że płacę ci głodową pensję, za którą szpital mógłby w sumie utrzymać pół tuzina lekarzy. Przepraszam najmocniej, biedaku.
- Ja też chcę wiśniowe! Chcę takie same lody jak twoje, Greg! Wiśniowe!
- Pięknie, wielkie dzięki, Cuddy.
- Nie ma za co, House.
- Dlaczego nie mówicie do siebie po imieniu?
- To kwestia przyzwyczajenia, karzełku.
- A co to jest przyzwyczajenie?
- Wiedziałem, że tak będzie! Po prostu wiedziałem! Mała zadręczy mnie pytaniami. Jest jak worek bez dna!
- Przecież to w niej lubisz.
- Jeszcze raz wielkie dzięki, Lisa.
- Jeszcze raz nie ma za co, Greg.
- Nooo! Teraz mi się podoba. Lisa i Greg. Greg i Lisa. A pocałujecie się? Proszę…
- O to nie trzeba mnie prosić! Patrz i ucz się, młoda.
- Greeeeeeg!


On i… rodzina. Tę scenę też miał wyrytą w pamięci jak żywą. Lisa, Greg i Rachel - brzmiało absurdalnie, ale było prawdziwe. Dwie kobiety - jedna duża, druga mała - które go zmieniły i to na lepsze. Przy nich częściej się śmiał, cieszył, czuł się potrzebny i akceptowany, rzadziej nękał go ból. Wiedział, że gdy zmęczony po pracy wróci do domu nie zastanie czterech pustych ścian, a kogoś, kto na niego czeka, kogoś, kto zawsze jest blisko i kogoś, na kogo można liczyć. Był kochany i szczęśliwy. Czy mógł pragnąć czegoś więcej?
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wykpiłby kogokolwiek chcącego nakreślić taki scenariusz. Tymczasem w jednej chwili rzeczywiście przyszło mu zostać życiowym partnerem i rodzicem. A potem w jednym ułamku sekundy stracił to wszystko, tak nagle, jak niespodziewanie wcześniej zyskał. Lisa powiedziała mu, że być może nie nadaje się na głowę rodziny. Pewnie miała rację. Ktoś taki jak on chyba nigdy nie odnajdzie się w tej roli, nawet jeśli już zaczynał sądzić, że wcale nie radzi sobie tak najgorzej. Jedynym słusznym wyjściem była dla niego samotność - niekończąca się i pozbawiona nadziei, znienawidzona do granic możliwości samotność. Będąc sam, przynajmniej nie ranił tych, na których mu zależało, nie musiał też być za nikogo odpowiedzialny. Plan wydawał się wręcz idealny.
Z trudem wstał z drewnianej posadzki i pokonał gigantyczny dystans pięciu kroków, jakie dzieliły go od kanapy. Otworzył nową butelkę Burbona, po czym, nie przejmując się brakiem szklanki, zanurzył usta w słodkawo-gorzkim płynie z ewidentną przewagą goryczy, dokładnie tak samo, jakby smakował swojego popieprzonego od początku do końca życia. Alkohol niczego nie załatwiał, ale od wieków udowadniano, że potrafi skutecznie, choć chwilowo zgasić ból istnienia. Warto było spróbować.
Z butelką whisky w ręku bezwładnie opadł na łóżko. Zapowiadała się długa, bezsenna noc. Kolejna noc bez Cuddy.

You know I can’t smile without you
I can’t smile without you
I can’t laugh and I can’t walk
I’m finding it hard even to talk
You see I fell sad when you’re sad
I feel glad when you’re glad
If only you knew what I’m going through
I just can’t smile without you (…)
Who would have believed that you were part of a dream
Now it all seems light years away (…)
Well, I’m finding it hard leaving your love behind

/Carpenteres “Can’t smile without you”/


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shattered dnia Sob 14:49, 22 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:41, 23 Sty 2011    Temat postu:

Tak, w moim odczuciu udało Ci się pokazać dokładnie to, co zamierzałaś. Te humorystyczne dialogi kontrastujące z pełnymi smutku elemantami opisowymi robią naprawdę fajnie wrażenie. Jeśli chodzi o mnie, mi się czytało bardzo fajnie. I nawet nie zauważyłam kiedy przeczytałam całość. Mogłoby być nawet dłuższe
Jak powszechnie wiadomo, zachwycam się wszelkimi opisami. Zwłaszcza pisanymi na smutno, że tak powiem. Lubię Cię czytać
Dla mnie samej opisy to wyższa szkoła jazdy, mi sprawiają wiele trudności, dlatego tak podziwiam osoby, którym wychodzą one z taką lekkością, a jednocześnie są pełne realizmu i emocji
Mam nadzieję, że House sobie poradzi. Widać, że cierpi, ale House to House. W jego przypadku proste rozwiązania nie istnieją.
Fik jest tak skonstruowany, że czytelnik nie ma pojęcia, co może się wydarzyć. I za to należą Ci się wielkie brawa Serio, nie mam pomysłu, co dalej. House znalazł się w bardzo trudnym momencie. Przypuszczam, że i Cuddy nie jest łatwo. Ale fajnie się czyta, o ich relacjach po związku. Tego np nie boję się nawet w serialu. Uważam, że nawet gdyby się rozstali (oczywiście chwilowo ) to można by to świetnie poprowadzić. A ten fik jest tego przykładem

"Tyle tylko, że strzała Amora nie sprawiła nagłego cudu, bo w ich przypadku nic nigdy nie działo się zwyczajnie. Szukali siebie dwadzieścia długich lat, zbliżając się i odpychając, uwielbiając i nienawidząc, uciekając i wracając, aż w końcu odnaleźli się na dobre – tu i teraz, w wyczerpanych samotnością, rozpaczliwie spragnionych wzajemnej bliskości ramionach. Potrzebowali tych dwudziestu długich lat, by zrozumieć, że to przed czym uciekają, i tak jest im pisane. Cóż, oboje byli, jacy byli, przede wszystkim to on był, jaki był i chyba właśnie dlatego nie mogło być inaczej. Może gdyby nie lata samotności, nigdy nie stworzyliby z Lisą tej wyjątkowej, elektryzującej więzi, jaką czuł za każdym razem będąc się blisko niej? Może nigdy nie dotarliby do miejsca, w którym wreszcie spróbowali zaryzykować bycie razem? A teraz? Czy kryzys w ich związku miał być jedynie ciężką próbą czy kolejnym dowodem na to, że wszechświat za nic ma sobie ludzkie pragnienia, zaś stwórca najbardziej lubi śmiać się z ludzkich planów?
I pamiętał coś jeszcze - błogi uśmiech Wilsona przyglądającego się całej tej scenie, niczym ósmemu cudowi świata."
- pięknie napisane, pięknie... i błogi uśmiech Wilsona

Weny na kolejne części. Już nie mogę się doczekać


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Nie 12:44, 23 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shattered
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:41, 24 Sty 2011    Temat postu:

Dzięki, Lisku! Wielkie dzięki!
Ja też lubię Ciebie czytać! I to jeszcze jak!
Masz rację, House nie lubi prostych rozwiązań, ale może właśnie takie są najlepsze? Przynajmniej co do zasady?
Również weny życzę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 2:13, 25 Sty 2011    Temat postu:

Shattered!

Dziękuję Ci za tak piękną odpowiedź!
Cytat:
Tym razem chyba zapomniałam jak się oddycha.

Oddychaj! Oddychaaaj!!! Bo kto nam napisze ciąg dalszy???
Mam nadzieję, że Cię szczęśliwie zresuscytowano
Cytat:
Twoja teoria, co do tego, że nieuświadomiony House jest tragiczną postacią - zupełnie opozycyjna do mojej - jest równie prawdopodobna i przyjmuję je obie jako równorzędne, wręcz możliwe do przyjęcia nawet jako zamienne. Nikt tak do końca nie wie, jak to jest z naszym doktorkiem.

Miło mi niezmiernie, że moja teoria, pomimo zupełnej odmienności o Twojej, jednak jakoś też Cię przekonała. Całkowicie zgadzam się z Tobą, że te dwie teorie są równie możliwe. I równie tragiczne. I potwierdzają tylko fakt, że House jest niesamowitym, nie dającym się łatwo rozszyfrować i zaszufladkować bohaterem. I że niesamowici są Widzowie tacy jak Ty, którzy potrafią tyle w tym naszym doktorze dostrzec.

Cytat:
To (…) jest czar fików - jesteś panią i władczynią wyobrażonego świata.

Tak, to jest niezwykła sprawa w pisaniu – i czytaniu oczywiście! Tworzymy nowe światy i jesteśmy do nich przez innych zapraszani. Choć piszemy w oparciu o ten sam serial i tych samych bohaterów, oryginalność i różnorodność tekstów jest niezwykła. I wspaniałe jest to, że możemy dowiedzieć się o bohaterach i – tym samym – o nas samych czegoś zupełnie nowego. A czasem wręcz odwrotnie – odkryć, że ktoś myśli bardzo podobnie.

Nie dziękuj za komentarze – wszelkie słowa pochwały należą Ci się absolutnie


A teraz część 7.

Zabawy formą ciąg dalszy Bardzo fajnie! Tak się właśnie zastanawiałam, co tym razem wymyślisz

Z dialogami mam taki problem – lubię pisać, czasem wręcz nie umiem przestać, ale za czytaniem w dużych ilościach już aż tak bardzo nie przepadam Tak, wiem, że to bez sensu… Chyba wynika to z tego, że czasem trudno mi jest się skupić na tym, kto co mówi… Ale to oczywiście nie jest zarzut względem Twojego fika, bo jako pomysł na zbudowanie kolejnej części jest świetny. I ten kontrast pomiędzy „dialogowymi” wspomnieniami a chwilą obecną… Huddy-rozmowy wyszły Ci bardzo fajnie, bardzo house’owo, serialowo i prawdziwie, choć ja, jako niezbyt zagorzała fanka tego akurat shipu, w euforię nie wpadłam Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe… Te dialogi są genialne, po prostu ja aż tak nie emocjonuję się ich „zawartością” A wyciąganie z House’a „kocham cię” wyszło nader sympatycznie

Ale przecież i ta angstowa strona mojej duszy miała tu całkiem sporo pożywki Początek, gdy House nie daje rady dojść do kanapy i osuwa się na podłogę… Ach, brak mi słów. Cudowne. (Jestem straszna, wiem ). I gdy uderza pięścią w ścianę, a pojawiający się wówczas ból jest niemal przyjemny w porównaniu z rozdzierającym pulsowaniem chorej nogi i jeszcze potworniejszym uciskiem w klatce piersiowej. Ból - Tak, tylko on mu pozostał. Najwierniejszy towarzysz, na którego zawsze mógł liczyć.

Czasem boję się pisać (albo i czytać) o bólu House’a, bo można łatwo popaść w banał, ale Ty od banału jesteś daleka. O całe lata świetlne.

Cytat:
Ale nie żałował. Nie chciał ponownie ćpać. Zbyt wiele stracił przez cholerne prochy

Tak się zastanawiam nad tym house’owym braniem i niebraniem Vicodinu. Z jednej strony – trochę mi „szkoda”, że go już nie bierze - w takim sensie, że była to pewna cecha charakterystyczna naszego bohatera, coś wręcz nieodłącznego… Wmawiano nam przecież przez tyle czasu, że nie może bez niego funkcjonować. Ale z drugiej strony - odstawienie go daje duże pole do popisu dla wyobraźni, daje możliwość zaglądania w house’ową głowę i zastawiania się w jaki sposób to na niego wpływa, jak to przeżywa, jak sobie z tym radzi… Poza tym House jest jednak człowiekiem upartym i tak łatwo się nie poddaje, a zważywszy na skutki uboczne zażywania Vicodinu, trudno mu się dziwić, ze zdecydował się go odstawić. Z jednej strony kusi mnie oczywiście wizja, żeby wziął znów tę słynną białą tableteczkę, ale gdy się zastanowiłam, stwierdziłam, że to jego trwanie w niebraniu ma jednak sens i uzasadnienie. I znów odkryłam pewną niedostrzegalną wcześniej stronę House’a. Dziękuję

Poza tym… Ludzie się zmieniają. Tak sądzę. Rzadko kiedy bywają to zmiany spektakularne, ale na przestrzeni czasu przechodzimy przez kolejne etapy, przez – czasem niewielkie – ale jednak jakieś przemiany. Niekiedy dzieje się to z naszej woli, niekiedy pomimo jej, a czasem wręcz wbrew nam. Czy jednak tak diametralna (mam na myśli całokształt, nie tylko Vicodin) zmiana bohatera serialu, który lubiany był właśnie ze względu na pewne cechy, które teraz się modyfikuje, to dobry pomysł? Oczywiście każdy ma na to pytanie swoją własną odpowiedź. Cóż, ja ją podam, gdy obejrzę 7. sezon. Nie twierdzę, że taka zmiana musi być z założenia zła. Wszystko zależy od tego, jak się ją poprowadzi.

No to napisałam o sezonie, którego nie widziałam. Genialnie… Ale dochodzą do mnie różne, czasem sprzeczne opinie, więc jestem go bardzo ciekawa i tak sobie o nim myślę… Obawiam się, że nie przypadnie mi on do gustu, ale za to Twój fik przypadł mi do gustu, i to nawet bardzo, a to najważniejsze

Cytat:
Jak się spodziewał, leki przeciwbólowe nie uśmierzały bólu. Odniósł wręcz niedorzeczne wrażenie, że go wzmagały.

Cudo… Wspaniale wykorzystałaś tę – wspomnianą wyżej - możliwość, jaką daje niebranie przez House’a Vicodinu… Z jednej strony – nadzieja i siła, by nie brać, a z drugiej – walka z niedającym się uśmierzyć bólem…

Jak Ty to robisz, ze piszesz i fluffa, i angsta jednocześnie?


Cytat:
Jedynym słusznym wyjściem była dla niego samotność - niekończąca się i pozbawiona nadziei, znienawidzona do granic możliwości samotność. Będąc sam, przynajmniej nie ranił tych, na których mu zależało, nie musiał też być za nikogo odpowiedzialny. Plan wydawał się wręcz idealny.

Nie wiem, co napisać… Tak, właśnie tak moja spaczona dusza postrzega House’a…

I znów - jak Ty to robisz, że piszesz zarówno to, z czym się do końca nie zgadzam, jak i to, co na temat House w mojej głowie właśnie siedzi…?

Cytat:
Pragnął jedynie poczuć, jak to jest kochać i być kochanym. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nie może był łatwe. I nie było. Ale dlaczego okazało się, aż tak niewyobrażalnie trudne?

To ładne. Prawdziwe. Proste i głębokie jednocześnie.

Czytając opisy Huddy-szczęścia – które z przyczyn Ci już znanych – aż tak bardzo mnie nie porywały zaczęłam się zastanawiać… Ja – nie wiem, czy już o tym wspominałam – najbardziej lubię House’a ze Stacy. Przy czym w serialu skupialiśmy się jednak na tej nieszczęśliwej stronie ich miłości. Na tym, co między nimi się nie ułożyło, co im nie wyszło. No i właśnie to mnie w pewnym sensie fascynuje. Ale przecież bardzo niewiele wiemy o tym, jak na co dzień wyglądał ich związek przez te pięć lat, kiedy byli razem. Czy było tak sielankowo, jak teraz mu było/jest/będzie z Cuddy? Czy też była to jednak relacja trudniejsza, w której nie wszystko było łatwe, piękne i proste? Skłaniam się ku tej drugiej wersji, w końcu Stacy powiedziała Cameron, że przed sprawą z nogą był taki sam, jak później. Ale nawet jeśli faktycznie bywało różnie, to przecież musieli się kochać i być szczęśliwi, skoro byli razem tyle lat, musieli się w tym związku spełniać.. House nie chciał przecież, by Stacy odeszła… I czytając tę część Twojego fika, zdałam sobie sprawę, że to może tak totalnie nierealne nie jest – to jego szczęście… Że wcale niewykluczone, ze przeżywał coś podobnego ze Stacy. Serial po prostu skupiał się dotąd akurat na tym mniej fajnym okresie życia House’a, ale to nie znaczy, ze nie mogło czy nie może być lepiej. Hmm, cóż, ja pewnie nadal pozostanę fanką tej mrocznej części jego duszy , ale odkrywanie nowych rzeczy w jego charakterze i historii życia jest niezwykle ciekawe i inspirujące…

Dziękuję za tę niesamowitą przygodę

O stylu nie będę wspominać, żeby nie było nudno… W każdym razie poprzednie opinie na jego temat nieustająco podtrzymuję

I wybacz mi proszę moje gadulstwo…

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:58, 29 Sty 2011    Temat postu:

Niewątpliwie pokazałaś to, co chciałaś. Radość, szczęście i w miarę spokojne życie (o ile życie House'a może być takie... wiesz, chodzi mi o taki spokój w jego wydaniu) w zestawieniu ze smutkiem i bólem, który odczuwa w tej chwili. Dodatkowy "oczorzutny" zabieg, czyli to szczęście w dialogu i ból w opisie - ładnie;) House'a pokazałaś jako takiego ludzika siedzącego w rozsypce w pustym mieszkaniu. Takiego, który katuje się całą swoją dawną przeszłością, opłakuje teraźniejszość i nie widzi dla siebie perspektyw na przyszłość. Takiego, który wybiera z przeszłości najlepsze chwile, aby wbić sobie w serce kolejny sztylet. Może opisałam to jako takie... masochistyczne zapędy, no ale przecież bardzo wielu ludzi tak robi. Nawet mimowolnie. I w ciekawy sposób wpisałaś House'a w taką właśnie sytuację. Jak czytałam to przypomniały mi się pewne słowa. Przyznam, że sama się sobie dziwe, że powołam się na akurat tego autora. Właściwie to nawet nie wiedziałam, że napisał to akurat on, ale to przecież nie autor jest ważny, ale sens słów, które stworzył: "Ból fizyczny ma w sobie to dobrego, że jeśli przekroczy pewną granicę, zabija. Ból psychiczny, kiedy boli nas serce, zabija nas codziennie od nowa, jednak ciągle żyjemy". I to jest chyba pomiesznie tych dwóch rodzajów bólu, które przeżywa House. I chyba jednak zawsze ten ból psychiczny jest gorszy. Bo za nic nie można się go pozbyć. Na to nie pomoże żadna magiczna tabletka. Tego problemu nie zaleje alkohol, ani nie zamroczą go narkotyki. On po prostu zawsze jest. Twoje opisy. Piękne, piękne opisy! Oddające te wszystkie emocje. Pokazujące właśnie to cierpienie House'a. Jego tęsknotę za tym, co było i strach przed tym, co może być. Blisko jest od dramatyzmu do śmieszności. Ty zdecydowanie pozostajesz przy dramatyźmie. I może jeszcze choć słowo o tych dialogach - jak zawsze i wszędzie przesłodka Rachel! Pomysłowe i urocze wyciąganie z House'a wyznania miłości.

Brawa za to, co napisałaś. Tworzysz nam naprawdę ciekawą i realistyczną historię. Oby tak dalej. Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:34, 29 Sty 2011    Temat postu:

Ale szybka jestem ... uch ... ale dobra. Część fajna jednak dziś nie jestem w nastroju na smutki i rozważania, więc skupiłam się na "wstawkach"

Moje debestof :


"- Pieprz się!
- Bardzo chętnie. Grę wstępną mamy już za sobą."

"- Uwielbiasz mnie." oh yeah i oto chodzi

"- Błazen!
- Co, znów nie to?
- Podwójny błazen!
- Kiedyś w końcu trafię.
- Nie wiem, czy dożyję setki.
- Mam! Już wiem!
- Czyżby?
- Nie.
- Potrójny błazen.
- Pamiętam, że to coś ma „chama” w środku.
- Poczwórny!
- I chyba składa się z dwóch słów.
- Mam dość.
- Twoje oczy mówią coś innego.
- Tak? A co konkretnie?
- Kocham cię. "

"I pamiętał coś jeszcze - błogi uśmiech Wilsona przyglądającego się całej tej scenie, niczym ósmemu cudowi świata." no tak wujek wilson zawsze na posterunku


" - Nooo! Teraz mi się podoba. Lisa i Greg. Greg i Lisa. A pocałujecie się? Proszę…
- O to nie trzeba mnie prosić! Patrz i ucz się, młoda.
- Greeeeeeg! " *kwik*

Pozdrawiam i życzę wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
queen eLISAbeth
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 27 Sty 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:37, 29 Sty 2011    Temat postu: mmm! :)

to jest fenomenalne!
w życiu nie czytałam nic lepszego!
życzę weny i czekam na więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:33, 30 Sty 2011    Temat postu:

Wspaniałe, naprawdę, nadrobiłam od końca do początku, nie, chwileczka, od początku do końca i śmiało mogę powiedzieć, że wspaniały fik. Niecierpliwie czekam na następną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:05, 07 Lut 2011    Temat postu:

Dzień dobry Biorę się za komentarz Tak, już można się bać



Powoli przekroczył próg swojego mieszkania. Z trudem rozróżniał rwący ból nogi od potwornego bólu reszty zmęczonego ciała, które stanowczo odmawiało mu posłuszeństwa. Czuł jeszcze jeden rodzaj katuszy. Najgorszy ze wszystkich, rozdzierający ból duszy.



Czy to nie miała być wesoła część?



- Pieprz się!
- Bardzo chętnie. Grę wstępną mamy już za sobą.



Ok to wesoła część


- Udajesz niedostępną?



przepraszam, jak mój cały komentarz będzie wyglądał właśnie tak ale... to nie moja wina Dobra... może trochę moja bo chciałam, żeby było wesoło i jest


- A ty o jedną nogę za dużo.


To ta z płomieniami? Tą akurat lubię



Walnął pięścią w ścianę. Poczuł, jak po jego dłoni zaczyna rozlewać się ostry ból, niemal przyjemny w porównaniu z rozdzierającym pulsowaniem chorej nogi i jeszcze potworniejszym uciskiem w klatce piersiowej.


Dobrze, że chirurgiem, to on nie jest... ale i tak mi go szkoda...



- Słodki jesteś, wiesz?
- A podobno nieznośny.




fakt ta ich dotychczasowa wymiana zdań była słodka



To było... no... zaczytałam się I tak fajnie mi się zrobiło... a tu pewnie znowu smutne wywody mojego biednego diagnosty będą



Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością.


To mi się spodobało



A nie mówiłam? Wesoło, smutno, wesoło... chyba muszę z tym żyć...



Nie powinny martwić mnie prośby tego dziecka nie? Uwielbiam Rachel i uwielbiam te wesołe wstawki



Taaaa ale zakończenie smutne, tak? Ok...
Fajnie Marudzę, ale tak naprawdę, to fajnie, że pomieszałaś ze sobą radość i smutek Bardzo mi się podobało i czekam na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin