|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Foxglove
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: spod biurka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:32, 17 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Pielęgniarka jest evul. Ale ja jestem pewna, że ona po prostu wraz z koleżankami pielęgniarkami się założyła kiedy House i Wilson wreszcie będą razem. To na pewno jest zmoooowaaa
Lady, jak zwykle radośnie spadłam z krzesła. Niech ten Wen Cię nie opuszcza, bo ja chcę więcej tej boskości
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:02, 18 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
No to kontynuujemy Tym razem, nieco krótsze, ale staram się jak mogę
Rozdział trzeci
Było piątkowe popołudnie, a House zajmował się tym, czym zwykle zajmował się popołudniami, a mianowicie ukrywał się przed Cuddy.
Wbrew obiegowej opinii, obijanie się w pracy wcale nie jest takie proste. Sęk w tym, aby znajdować się w takim miejscu, w którym twój szef nie będzie akurat podejrzewał, że się znajdujesz.
Czasami to nie wychodziło, gdyż Cuddy musiała mieć coś w rodzaju superczułego radaru, który zwykle wyczuwał House’a w obrębie kilometra. Lecz dzisiaj, najwidoczniej House miał szczęście.
Przemykał się chyłkiem (na ile pozwalała mu na to laska)do pokoju zajmowanego przez faceta w śpiączce. Oprócz kilku pielęgniarek prawie nikt tam nie przychodził, było raczej mało prawdopodobne, by gość wstał i wyszedł na papierosa. Diagnosta uważał więc to miejsce za znakomitą kryjówkę.
Zatrzymał się, rozejrzał uważnie, po czym z gracją połknął tabletkę Vicodinu i już miał ruszać dalej, kiedy to o mały włos nie został potrącony przez młodą osóbkę o długich blond włosach.
- O, przepraszam – zaświergotała Barbie – Czasami nawet nie patrzę, jak idę.
I posłała House’owi rozbrajający uśmiech, który zapewne miał świadczyć o jej dobrych manierach i inteligencji.
- No coś podobnego – stwierdził House ironicznie.
Diagnosta najchętniej zawróciłby natychmiast, byleby odejść jak najdalej od wytapetowanej Miss Plastiku, ale ona zdawała się otaczać go ze wszystkich stron.
- Twój przyjaciel nawet nie ma ochoty się ze mną spotkać – stwierdziła bez wstępu z naciskiem na słowo „przyjaciel”. Trudna jednak było wyczuć w jej głosie choć cień wyrzutu.
- Masz szczęście – wymamrotał pod nosem House i zaraz potem stwierdził nonszalancko: – No cóż, zdaje się, że muszę już iść. No wiesz, pacjenci umierają i takie tam.
Jednak ona jakby w ogóle go nie słuchając, szczebiotała dalej:
- Parę tygodni temu spytałam go nawet, czy zje ze mną lunch, a on powiedział, że niestety nie, bo jest zajęty. I wiesz, co widziałam go potem w stołówce z tobą.
W Gregu coś drgnęło i spojrzał na Barbie uważniej.
- Pomyślałam, że to dziwne, tak dużo czasu spędzać z kolegą z pracy. To zupełnie tak, jakbyście ze sobą chodzili.
Posłała mu niewinny uśmiech. Jego zdaniem, zbyt niewinny.
Chwycił ją za rękaw i ukradkiem odciągnął na bok.
- Dobra mała, o co ci chodzi? – spytał, nadal intensywnie wpatrując się w jej oczy.
- Mnie? O nic – zapewniła – Ale potrafię dostrzec, kiedy ktoś się kimś interesuje, lecz woli poczekać, aż ta osoba pierwsza się odezwie.
House był teraz absolutnie pewien, iż ujrzał w jej oczach coś w rodzaju błysku inteligencji. No proszę, pozory jednak mylą.
- I tak to od razu to wszystko we mnie dostrzegłaś, co? – spytał niemal od niechcenia.
- Tylko że ja akurat nie mówię o tobie – stwierdziła, uśmiechając się, jak gdyby wiedziała coś, czego on nie wiedział.
Diagnostę po raz drugi w tym tygodniu zatkało. Dziewczyna uśmiechnęła się z wyższością.
- Co, myślałeś, że tylko ty wodzisz za nim maślanym wzrokiem? Daj spokój, wystarczy być choć trochę spostrzegawczym, by widzieć, co się święci – uśmiechnęła się jeszcze szerzej – widać doktor Wilson wpadł na ten sam pomysł, co ty.
Posłała mu wszystkowiedzący uśmiech i odeszła.
House miał wrażenie, że mózg skręca mu się pod dziwnym kątem.
A on, kretyn, zastanawiał się, czemu to mały Jimmy tak prędko i praktycznie bez gadania zgodził się na tę randkę. Sam czekał na okazję. Gdyby nie ta mała, pewnie obaj nadal wgapialiby się tylko jeden w drugiego, miast powiedzieć, co do siebie czują.
Chciał jeszcze dogonić pielęgniarkę, ale ona już gdzieś zniknęła.
„Dziwna dziewczyna”, myślał, „aż tak jej zależało, aby nas zeswatać? Nie, niemożliwe, w tym musi coś być”.
Z wyjaśnieniem tej sprawy postanowił jednak poczekać.
TBC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lady Makbeth dnia Czw 20:03, 18 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
vicodin_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 4562
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: I share my world with no one else. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:14, 18 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Aaa i nowa część. I ja komentuję dopiero teraz. ;<
Nadal jest ciekawie. Jest bardzo ciekawie, House i Wilson i podkradanie kanapek jest cudowne.
I ta blondi, co ona kombinuje? Chce, żeby House'io był zazdrosny? Albo nie wiem? Ona coś knuje, ja to czuje. Ale to dobrze. Bo to sprawia, że się zaciekawiam. I ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.
Wena życzę,
vic
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:40, 18 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
a nie mówiłam , Blond chce ich wyswatać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:47, 20 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Nie, to jeszcze nie nowa część, niestety Ale obiecuję, że już niedługo. Pan J. stara się jak może, ale po urlopie coś się nieco rozlazł, bidula
So, stay in tune
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vicodin_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 4562
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: I share my world with no one else. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:51, 20 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
A ja już przed wylogowaniem chciałam skomentować nawą część. Bo stowerdziłam, ze nie wytrzymam, a jeszcze zdążę. I widzisz? I narobilaś mi nadziei? I mi smutno... ;<
...
..........
Ale i tak cie lubie. I wrócę na nast. część, nie marw się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:29, 27 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Wróciłam! Z nową częścią naturalnie, o ile ktokolwiek jeszcze na nią czekał
Dokończona pod wpływem wczorajszych "Gwiezdnych Wojen"
Rozdział czwarty
Tego wieczoru odbyła się jego pierwsza, oficjalna randka z Wilsonem. I - mówiąc oględnie - wypadła znakomicie, biorąc pod uwagę fakt, iż kolację zjedli w cichej knajpce na rogu, James jak zwykle w koszuli i krawacie, natomiast Greg przyodziany w dżinsy i swą „odświętną” koszulkę, oraz marynarkę.
House postanowił nie wspominać na razie przyjacielowi o rozmowie z Barbie. Rozmawiali za to o tym, co robiły w „Powrocie Jedi” te małe, włochate stworki, czy naprawdę były to przebrane karły i ile zainkasował Alec Guinness za kilkusekundowy występ w filmie. Naturalnie przeważnie mówił House. Dziwiło go, że nagle stał się taki gadatliwy. Zwykle gadatliwy robił się po Bourbonie, powąchał więc zawartość kieliszka - nie, zdecydowanie nie był to Bourbon. Wzruszył w myślach ramionami i mówił dalej, ale Wilsonowi zdawało się to nie przeszkadzać. Diagnosta zauważył nawet, jak mocno onkolog wpatruje się w niego. Doszedł do tego wniosku, kiedy to - gdzieś po raz setny w ciągu paru minut - zerkał w jego stronę. Ani się obejrzał, a nadeszła pora, by zbierać się do domu, więc uregulowali rachunek (naturalnie za wszystko płacił Jimmy) i wyruszyli na krótką przechadzkę po parku, by na koniec udać się, już tradycyjnie do mieszkania House’a i obejrzeć jakiś film, prawdopodobnie z Burtem Raynoldsem, popijając sobie przy tym piwo.
W kwestii praktycznej - od tej pory byli już parą, a Wilson (naturalnie za uprzejmą prośbą House’a) zabierał swojego „chłopaka” na tak zwane „randki” tak często jak tylko mógł. Naturalnie, najczęściej odbywało się to w stylu House’a: kolacja w niedrogiej knajpce, piwo (Wilson uwielbiał czarno-białe filmy), spacer, ażeby ostatecznie wylądować na kanapie u diagnosty, pijąc piwo i.. no, robić inne, „ciekawsze” rzeczy.
Co do „tych” rzeczy, to ani Greg, ani James nie byli w tych sprawach zbyt pruderyjni. Nadal jednak nie odbiegali zbytnio od tradycji. Z tego co House sobie przypominał, ich pierwszy pocałunek nastąpił po jakimś tygodniu chodzenia na randki, a odbył się podczas seansu „Casablanci” w pobliskim kinie. Gdzieś tak w połowie filmu (House za nic nie pamiętał, co dokładnie działo się wtedy na ekranie) diagnosta, lekko znudzony pochylił głowę, by oprzeć ją na ramieniu przyjaciela, gdy ten właśnie odwrócił się w jego stronę i obaj spojrzeli sobie w oczy. Dalej wypadki potoczyły się jak po równi pochyłej, by dobiec końca po około pięciu minutach.
Wystarczy wspomnieć, że do końca seansu obu trudno było usiedzieć spokojnie na miejscach, a House ciągle jeszcze czuł na policzku włosy Wilsona, gęste i miękkie. Jak ktoś może mieć tak miękkie włosy? Na dodatek pachnące brzoskwinią i diagnoście aż ciekła ślinka. Nic dziwnego, wnioskując z tego, jakiego świra ma James na punkcie dbania o swoją fryzurę.
Natomiast usta, hmm, w tym momencie House’a zawsze dopada rozmarzenie. Usta Wilsona były zaskakująco delikatne, prawie tak, jakby całował kobietę. Jednak diagnosta był pewien, że żadna kobieta nie całowała tak namiętnie i żadna nie smakowała truskawką z nutą mięty. Skąd się w nim biorą te wszystkie owoce? House często się nad tym zastanawiał i doszedł do wniosku, że definitywnie uwielbia truskawki. Nadal czuł język Jimmy'ego, mokry i słodki, wślizgujący się między jego wargi i wyprawiający rzeczy, o jakich on sam by nie pomyślał, że jakikolwiek język może być do tego zdolny. Dlatego diagnosta postanowił wykorzystywać okazję częściej. Lecz jeśli chodzi o poważniejsze „wypadki”, to nastąpiły one dopiero jakiś czas później.
Przedtem jednak House miał jeszcze okazję poznać prawdę o jego blond „aniele stróżu”, czyli Barbie.
W tydzień po ich pierwszej randce diagnosta odbierał właśnie od umęczonego aptekarza (który, wnioskując po minie, pewnie wolałby znajdować się wtedy zupełnie gdzie indziej) nową porcję Vicodinu, kiedy obok zjawiło się intelektualne blond „bóstwo” i uśmiechając się szeroko rzuciło mu „Cześć”, po czym, nie czekając na odpowiedź, przeszło do ataku.
- Słyszałam, że ty i doktor Wilson wreszcie ze sobą chodzicie, gratulacje.
I poklepała go przyjacielsko po ramieniu. Nawet nie krył zaskoczenia.
- A co ty konkretnie z tego masz?- spytał, patrząc jej prosto w oczy. Znowu te błyski.
- Och, ja? Wiesz, generalnie to bardzo dużo.
Sprawiała wrażenie, jakby wygrała milion w totka. Wskazała na grupkę skonsternowanych pielęgniarek, tych samych, które wtedy jechały z nimi windą.
- Widzisz, miesiąc temu założyłam się z nimi, że jeszcze tej wiosny będziecie parą.
I House zrozumiał. No jasne, zawsze chodzi o forsę. Barbie mówiła dalej.
- Zrozum, one wszystkie kochają się w Wilsonie, ale ja osobiście uważam, że znacznie lepiej wyglądacie razem.
I znów obdarzyła go klepnięciem. Tym razem House również się uśmiechnął.
- Wiec chciałaś nam trochę pomóc? – starał się zabrzmieć niewinnie.
- Raczej nieco was zmotywować – sprostowała, a błysk sprytu w jej oczach nie znikał. – Wy faceci nigdy nic nie umiecie wyznać wprost. Nawet ty.
I obdarzyła go uśmiechem, który był jak najbardziej serdeczny. Ale diagnosta jeszcze jednej rzeczy był ciekaw.
- A o ile się założyłaś? – spytał z wrodzoną nonszalancją.
- Pięćset dolców piechotą nie chodzi – oświadczyła dumnie – każda z nas dała po setce.
Greg był pod prawdziwym wrażeniem. Dziewczyna spojrzała na swoje koleżanki i stwierdziła, nadal się uśmiechając:
- Są naprawdę całkiem miłe, ale niestety inteligencją to raczej nie grzeszą – i dodała: – Mam nadzieję, że będziecie warci tych pięciu baniek.
Mrugnęła do niego porozumiewawczo i odeszła w stronę reszty pielęgniarek, które zebrały się wokół niej zaaferowane, najwyraźniej ciekawe, czy pogłoski o tym, iż dwóch najlepszych lekarzy PPTH zostało parą, są prawdziwe.
Na twarzy House’a znów pojawił się, tym razem całkiem nieświadomie, uśmiech. Bóg, czy ktokolwiek tam na górze rządzi, musi mieć naprawdę poczucie humoru. Inaczej nie wybierałby na swych pośredników blondwłosych pielęgniarek.
TBC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lady Makbeth dnia Sob 21:30, 27 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Foxglove
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: spod biurka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:02, 28 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Coś pięknego Lady
Te wszystkie ich randki, to mi się tylko kojarzą z licealnymi znajomościami. Obściskiwanie się w kinie to czysta, żywa klasyka. Cudownie po prostu XD I świetnie, że u Ciebie to nie wyszło ani sztucznie, ani cukierkowo.
Barbie moją nową idokną. Wpiszmy ją do fanklubu Hilsona natychmiast, jako naszego głównodowodzącego w kwestii swatania ich ;]
I tak na marginesie, to Gwiezdne Wojny wymiatają
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:50, 11 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Ciekawe, czy ktokolwiek tu o mnie jeszcze pamięta
Oto nowa, nieco wymęczona część. ENJOY
Rozdział piąty
Greg House, jak na niepełnosprawnego faceta w średnim wieku, był w całkiem niezłej kondycji i potrafił świetnie posługiwać się swoją laską. Szczególnie, jeśli w jej zasięgu znalazł się jakiś wyjątkowy dureń. Wszyscy durnie więc starali się trzymać od niego z daleka. Raczej nikt nie miał ochoty sprawdzić, jak to jest stanąć twarzą w twarz (jakkolwiek irracjonalnie by to zabrzmiało) z drewnianym kijem i nagle przekonać się z zaskoczeniem, iż jakimś dziwnym sposobem jego pole widzenia obejmuje teraz sufit, a pod plecami wyraźnie wyczuwa szpitalną podłogę. Nie wspominając już o znacznie mniej przyjemnym uczuciu umiejscowionym w okolicach kolan.
Wbrew obiegowej opinii, House lubił swoja laskę. Zmieniał ją co jakiś czas, ale jakoś nigdy nie udało mu się znaleźć takiej, która mogłaby zostać u jego boku na stałe. „Zupełnie jak Wilson i jego żony”, myślał. I to nawet nie było takie złe, gdyż sztuczka opanowana za pomocą jednej laski w końcu zaczynała go nudzić, a z nową mógł tę sztuczkę wypróbować od nowa i nawet udoskonalić.
O tak, laska była chyba jedyną rzeczą w jego życiu, co do której odczuwał potrzebę ciągłych zmian i eksperymentów. Zresztą, co miałby robić w swoim gabinecie, jeśli nie bawić się laską. W końcu sprawdzanie ile razy uda mu się odbić piłkę, by przechwycić ją trzonkiem było takim absorbującym zajęciem. Cóż innego miałby robić? Segregować akta?
Jednak wbrew temu wszystkiemu posiadanie laski nadal pozostawało dla House’a koniecznością, której nawet on nie mógł zignorować.
Otóż wyobraźcie sobie, że nagle w waszej nodze brakuje mięśnia, a w miejscu, gdzie się niegdyś znajdował, zieje teraz niezbyt przyjemna do oglądania dziura. Weźcie jeszcze pod uwagę to, jak bardzo ceniliście sobie dotąd poranny jogging, a brakujący mięsień spowodował ewidentny spadek waszej dotychczasowej aktywności w tej dziedzinie, jak i mobilności w ogóle.
Dlatego nieodzownym kompanem Grega stał się drewniany kij z poręcznym uchwytem. Nie mógł wyobrazić sobie siebie, stale jeżdżącego na wózku - byłby to ostateczny cios zadany jego godności.
Gregory nigdy nie uważał się za bohatera, który codziennie dzielnie walczy ze swym kalectwem. Z pewnością nie należał też do tych, co to od razu się poddają, wieszają sobie na szyi tabliczkę: „Jestem kaleką, dobijcie mnie”, oraz całymi dniami przesiadują w domu pijąc na umór.
Nie, Greg House w ogóle takim siebie nie widział i nie znosił, gdy właśnie tak go postrzegano. Na pewno też nie postrzegał swojego kalectwa, jako wielką niesprawiedliwość losu. Ten rzadko był sprawiedliwy dla kogokolwiek, więc po co mu robić wyrzuty.
W niczym nie widział też swojej winy, po prostu jako jeden z wielu padł ofiarą zwykłego, ludzkiego błędu. Podejmujemy decyzje i potem za nie płacimy. Taka karma.
Dlatego diagnoście nie przeszkadzał tak fakt, iż jest kaleką, ale to, co jego kalectwo ze sobą niosło.
Ludzi spoglądających na niego z żalem, uśmiechających się z fałszywą troską zawsze mógł zignorować, chociaż taki w kółko chuchający na ciebie kretyn mógł być prawdziwym utrapieniem.
Jednak w tym wypadku utrata mięśnia niosła jeszcze ze sobą chroniczny ból i nie bez powodu właśnie tak się go nazywa. Nigdy nie wykazuje konkretnej przyczyny, nadchodzi falami i posiada niezwykle irytującą właściwość pozbawiania cię dobrego humoru na cały dzień, poczynając od rana. Przy czym wywoływał przeróżne reakcje otoczenia, od: „Skończ wreszcie z tym Vicodinem. Zaczynasz przypominać zwykłego ćpuna” – Cuddy, do: „Och, House, noga znowu cię boli? To okropne” – Cameron. Obie starał się ignorować. Ból to ból, człowiek radzi z nim sobie jak może.
O dziwo, jedynymi osobami, które zdawały się do tego wszystkiego podchodzić naprawdę trzeźwo byli Barbie i Wilson. Od czasu wyjawienia Gregowi prawdy o zakładzie, mężczyzna polubił towarzystwo blond pielęgniarki. Przy okazji wyszło nawet na jaw jej zainteresowanie Gwiezdnymi Wojnami, co diagnostę bardzo rozbawiło.
Generalnie Barbie, która tak naprawdę nie nazywała się Barbie tylko Rose, okazała się być podręcznikowym dowodem, na to by nie oceniać ludzi po pozorach.
Rose nigdy nie wypominała mu Vicodinu, sama twierdziła, że to nie fair, jeśli ludzie prawią ci kazania, a nie mogą się postawić w twojej sytuacji. „Oni już tacy są” – mawiała. – „Starają się ciebie poprawić, bo myślą, że doskonale wiedzą, jak to zrobić”. Greg doskonale się z tym zgadzał.
House zwykł przesiadywać u Wilsona, który zwykle nieco zrzędził na te wizyty, lecz diagnosta i tak wiedział, że jego partner naprawdę się cieszy, gdy może z nim pobyć sam na sam w pracy. A Rose robiła wtedy wszystko, co w jej mocy, aby nikt nie właził im w drogę.
Kiedy ból się nasilał, Wilson bez słowa wstawał od biurka, siadał obok House’a na kanapie i brał go w ramiona, delikatnie masując obolałe mięśnie. Żaden nic wtedy nie mówił, nie było potrzeby, a Greg i tak był wdzięczny za ten prosty gest. Wilson nie moralizował. On siadał tylko obok, gdy Greg czuł się źle. I to wystarczało. I pomagało nie mniej niż tabletki. A gdy wracali do domu, onkolog robił mu gorącą kąpiel. Z bąbelkami i płatkami mydlanymi o zapachu brzoskwini, który okazał się być niezwykle relaksujący dla diagnosty.
Pewnego wieczoru siedzieli sobie na kanapie w ich mieszkanku, jedząc późną kolację i oglądając powtórkę powtórki „Imperium kontratakuje” puszczanego dla zmyłki na innym kanale niż poprzednio.
Greg usiłował skupić się na fabule (mimo, iż znał ją na pamięć), lecz wędrujący co chwila w jego stronę wzrok onkologa skutecznie mu to utrudniał.
W końcu niebiosa okazały się jednak być łaskawe i Wilson się odezwał.
- Znowu się zepsuł.
Greg spojrzał na niego.
- Co się zepsuło?
- Sokół Milenium.
Greg starał się zachować spokój.
- Wilson, gdybyś jeszcze tego nie wiedział, Sokół Milenium psuje się praktycznie w każdej części z Harrisonem Fordem, ale potem i tak go naprawiają, bo zwykle okazuje się, że pomylili jakieś kable.
Miał uczucie jakby tłumaczył tę niezwykle prostą teorię sześciolatkowi z autyzmem.
- Właśnie. – Wilson dla odmiany wlepił wzrok w telewizor. – Więc ten statek w rzeczywistości nie jest zepsuty. Wymaga tylko, aby ktoś się nim zajął, mam rację?
I teraz House już wiedział. To jedna z „tych” rozmów. Niezły sobie na to wybrałeś moment, Jimmy.
- No, generalnie tak. – Diagnosta starał się przybrać poważny wyraz twarzy.
James wreszcie się do niego odwrócił i spojrzał mu w oczy.
- Wiesz, co myślę?
- Co myślisz, Jimmy? – spytał łagodnie.
- Myślę, że niektóre rzeczy nie potrzebują, by je naprawiać. Czasami wystarczy, że po prostu działają po swojemu. Owszem, czasami zdarzają się drobne usterki, ale można je naprawić bardzo łatwo, wystarczy tylko wiedzieć jak.
Onkolog się uśmiechał.
- Wiesz, co myślę, Jimmy? – Greg nadal starał się być poważny.
- Co myślisz, Greg?
- Myślę, że masz cholerną rację.
I w tym momencie czar powagi prysł i obaj się roześmiali. Po chwili House przyciągnął swojego chłopaka do siebie i przygody dzielnego Luce’a Skywalkera chwilowo poszły w zapomnienie.
Tego wieczoru, jak i wielu poprzednich Wilson nie miał ochoty wracać do swojego szarego pokoju w hotelu, więc ku wielkiej radości diagnosty postanowił spędzić noc u niego. Co, prawdę powiedziawszy, stało się już ich rutyną. James więcej czasu spędzał w mieszkaniu Grega niż u siebie. Sypiali nawet w jednym łóżku, naturalnie mówiąc „sypiali” nie miało się na myśli nic poza snem. No i przytulaniem. I okazjonalnymi pocałunkami. Ale definitywnie nic więcej. Na razie. Więc diagnosta zastanawiał się od jakiegoś czasu, czy nie zaproponować onkologowi ponownej przeprowadzki. Stwierdził więc, iż najlepszą porą będzie ta, kiedy to po jakiś dziesięciu minutach ignorowania filmu Jimmy wreszcie zdołał się od niego odkleić.
- Jimmy, mój drogi – zaczął uśmiechając się milutko. – Jesteś moim chłopakiem, praktycznie rzecz biorąc, tak?
Jimmy przyglądał mu się uważnie.
- No, tak.
- Spędzasz ze mną każdy wieczór, tak?
- Tak.
- Sypiasz ze mną w jednym łóżku, tak?
- Taak.. – Jimmy przyglądał mu się jeszcze uważniej.
- Więc pomyślałem, że może w najbliższym czasie zabrałbyś wszystkie rzeczy z tej nory, w której praktycznie nadal mieszkasz, i przeniósł się do mnie.
I Jimmy się uśmiechnął.
- Zrobię to choćby i jutro, jeśli ty mi w tym pomożesz - stwierdził i, nie dając diagnoście żadnych szans na chociażby maleńki protest, wziął go w ramiona i następne, o czym ten mógł pomyśleć, to jak długo tym razem będzie się mógł rozkoszować językiem Wilsona penetrującym z zapałem wnętrze jego ust, nim obaj się zmęczą i przeniosą do łóżka.
W telewizorze Luce i Leia obejmując się, spoglądali w kosmos.
TBC
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:41, 11 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
może tą stałą laską będzie Wilson
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:38, 09 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Jakie słodkie Chyba zaczynam lubić blond włose dziunie
Cytat: | - To pewnie nieźle by się zdziwiła, gdybym to ja zaprosił cię pierwszy, nie, Jimmy?
- Bardzo chętnie – wypalił nagle Wilson. |
Chyba osobą która najbardziej się zdziwiła był sam Greg w tym wypadku
Cytat: | Zresztą, co miałby robić w swoim gabinecie, jeśli nie bawić się laską. W końcu sprawdzanie ile razy uda mu się odbić piłkę, by przechwycić ją trzonkiem było takim absorbującym zajęciem. Cóż innego miałby robić? Segregować akta? |
Cały House
Kiedy będzie kolejna część?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:24, 10 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Miło mi, że się podoba
A następna część będzie jak mi mój Wen zmartwychwstanie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|