Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Powrót do przeszłości, czyli zjazd absolwentów! [NZ][11/13]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:50, 24 Lip 2010    Temat postu:

Na początek, to mój pierwszy komentarz w tym fiku, więc chyba na wstępie powinnam powiedzieć, że przeczytałam wszystkie części i mi się podoba. Zjazd absolwentów, wspoemnienia czasów, kiedy House i Cuddy byli razem, tajemnicza panna Vane, której nie pamięta Gregg - oryginalny i genialny pomysł.

Najnowsza część jest zdecydowanie najlepsza. To wspomnienie z ławką w roli głównej... Przepiękne. A wiesz czemu? Bo pozornie szczęśliwe. No właśnie. Pozornie. Niby House jest szczęśliwy, gdyż będzie pracował w Nowym Jorku, a jednak proponuje Cuddy (która nawiasem mówiąc udaje roześmianą i wesołą, ponieważ jej ukochany ma być szczesliwy, a tak naprawdę ma ochotę się rozpłakać), że zostanie tutaj. Ale nie. Ona myśli, że to żart. I właśnie dlatego ta scena tak mi się podoba.

Co do tej rudej zdziry... Bo owszem, sądzę, że ona jest zdzirą... to tak, jak Szpilka, jedynie domyślam się, o co może chodzić. I zdecydowanie chcę dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi, bo zdecydowanie nie lubię niespodzianek. A House... Kiko, po raz kolejny pokazałaś, że jest człowiekiem i ma ludzkie odruchy. Dał Cuddy marynarkę i nie wyciągnął z niej prawdy o zachowaniu swoim i Vane, mimo że była pijana, powiedziałaby mu to i nawet by o tym nie pamiętała. Urocze.

Tak więc jeszcze raz powiem, że mi się podobało i z utęsknieniem czekam na kolejną część.

Życzę Wena.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:58, 24 Lip 2010    Temat postu:

Nie wiem, jak Ty to robisz, że z każdą częścią jest coraz lepiej intrygująco, wciągająco... czyli tak jak to zwykle u Ciebie bywa
Huddy powtórka z historii, ależ jestem ciekawa, co tam się stało i co Cuddy wtedy zamierzała zrobić
Oby wen dopisał i kolejna część pojawiła się szybko


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HuddyFan
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:00, 25 Lip 2010    Temat postu:

Część 4

O... Mój... Boże!!!

*rozgląda się dookoła za innym Huffusiem*
To naprawdę dla mnie?! Matko Przenajświętsza!
Naprawdę, nie wiem co mam powiedzieć... To jest największy zaszczyt jaki mnie w życiu spotkał! Wiesz, czuję się jakby pozdrowiła mnie Lisa Edelstein! Nigdy, nawet w najskrytszych marzeniach nie spodziewałam się dedykacji od mojej idolki, a tu masz Ci los! Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy!

Cytat:
(...) – Czy to nie jest ta sama ławka, co wtedy? No wiesz… - dodała patrząc uważnie na przyjaciółkę.
- Nie, to… to nie ta – odparła, odchodząc od okna.


Biedna Cuddy. Już coś czułam, że to ma związek z House'em. I nie myliłam się.

Cytat:
- O dziewiętnastej… Mam nadzieje, że ta ruda flądra nie zmieści się do sukienki


Ja też! Przybij piątkę Suz *wyciąga łapkę*

Część jak zwykle świetna, ale to u Ciebie rutyna. Jak chcę przeczytać coś dobrego, to klikam 'biblioteka fików Huddy' i szukam nicku Kika. To jakby gwarancja.

Cytat:
(...) że sprawiają Ci one jakąś przyjemność.


*robi się czerwona, a z uszu leci para*
JAK-JAKĄŚ!?!? Żartujesz sobie ze mnie!? Myślałam, że mnie doceniasz, a piszesz, że sprawiają mi 'jakąś' przyjemność? Słońce, to jest miód na moje serce! To tak jakbyś miała swój ulubiony smak lodów i mogłabyś je jeść bez końca, tylko że w Twoim wypadku - TY - mi się nigdy nie przejesz. Nigdy więcej nie mów, że sprawiają mi 'jakąś' przyjemność, bo sprawiają mi ogromną, a Ty po prostu jesteś zbyt skromna żeby to napisać!

Część 5
Cytat:

- Kto to? – (...) – Znam ją?
- Rzekłabym, że nawet dogłębnie – mruknęła.



Na pewno chodziło Ci o jakąś operację! Na pewno!

Cytat:
- Cuddy! – warknął głośno. – Utopiłaś się już?



- Tak, House! Utopiłam się i właśnie ci o tym mówię!

Cytat:
- Cuddy? Śpisz…?
- Nie, nie żyję


Nie żyje i mówi?! That's awesome!

Cytat:
– House? Pamiętasz tę ławkę?


Pytanie! Oczywiście, że pamięta!

Cytat:
- Nie. A dlaczego miałbym?


Damn!

Cytat:
- Normalnie? Moglibyśmy nadal być razem i może… - westchnął, wyraźnie się wahając. – Może mogłoby to trwać już zawsze.


Awwww.
Cytat:

- Jakbym cię nie znała, uznałabym to za oświadczyny. Ale ty żartujesz, prawda? – zapytała. – Przecież wiem, że nigdy byś nie zamienił wymarzonej pracy dla na jakiś prowincjonalny szpitalik. – Pokiwała głową z wyraźnym rozbawieniem. – Nie ma co… Niezły z ciebie aktor – roześmiała się cicho.
- Jasne, że żartuję… – mruknął, uśmiechając się niepewnie.


Gupia Cuddy. I właśnie dlatego nie byli razem przez sześć sezonów!!! Mówię Wam!

Och, rozpływam się pod ciężarem Twoich słów. Tak pięknych, że...
Nigdy w życiu nie zmienię swoich poglądów. Zawsze byłaś, jesteś i będziesz moją ulubioną autorką. Od kiedy przeczytałam "Ten jedyny". Jestem zaszczycona, że Cię znam. Kiedyś będę szła ze swoją córką koło księgarni i jak zobaczę Twoją książkę na wystawie, to dumnie jej powiem, że miałam okazję Cię poznać.

Czekam na kolejną część. Mogli by już być razem.
Twoja oddana fanka,
Huffuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:02, 29 Lip 2010    Temat postu:

Szpilko,
och, cieszę się, że moje opowiadanie tak świetnie działa na nastrój Twoich wieczorów. Polecam się na przyszłość zatem . Staram się jak mogę nie zrobić z tego dramatu, więc zrobię pół na pół… Takie Misz-masz, zobaczymy, co z tego wyjdzie .
Mi też zawsze jest żal House’a, nie wiem czemu, ale budzi we mnie odruch chęci opieki nad nim. Takie biedne stworzenie z niego A jak zawsze w opowiadaniach robiłam z niego totalną świnię, to w tym postanowiłam powieszać psy na Lisie, a niech ma za ten cały 6. sezon!
Absolutnie, stanowczo i nieodwołalnie się cieszę, że Ci się podoba i mam nadzieję zauroczyć Cię kiedyś ponownie
Dziękuję


Marg,
też się zdziwiłam, że udało mi się tak szybko z tym uporać. Ale jak się Kika zaprze, to nie ma zmiłuj
Impreza jeszcze będzie, a jakże
Dziękuję, za wpisanie mnie i mojego opowiadania na listę Polecamy się na przyszłość


mika-house,
dziękuję bardzo więcej? A proszę Cię bardzo, nawet dużo więcej

Agnes,
dziękuję za komentarz i za ujawnienie się w moim wątku. To bardzo dla mnie ważne, aby poznawać opinię innych osób, a zwłaszcza osób, których wcześniej w swoich wątkach nie widziałam i których opinii nawet się nie spodziewałam.
Co do ukazywania House’a jako człowieka, cóż… W wielu fikach go tak przedstawiam, bo w moich oczach jest on naprawdę wartościowym człowiekiem i będę go bronić rękami, nogami i swoim własnym psem, który niestety boi się swojego cienia, ale jego również nie zawahamy się użyć!
Dziękuję raz jeszcze za opinię, cieszę się, że się podoba

Lisku,
może dlatego każda jest coraz lepsza, bo coraz lepiej czuję się w tym fiku? Nie wiem… Ja mam tysiące myśli i pomysłów na sekundę i co chwilę sobie „dowymyśluje” nowy wątek. Co z tej plątaniny i paplaniny wyjdzie? Się okaże
Dziękuję bardzo

Huffuś, Ty mały świrze
Się nie rozglądaj, bo innego Huffusia nie ma i nie będzie Są ludzie, których podrobić się nie da. Jakbym wiedziała, że tak będziesz reagować, dedykowałabym Ci każdą część każdego opowiadania. Jesteś kochana!


Cytat:
Och, rozpływam się pod ciężarem Twoich słów. Tak pięknych, że...
Nigdy w życiu nie zmienię swoich poglądów. Zawsze byłaś, jesteś i będziesz moją ulubioną autorką. Od kiedy przeczytałam "Ten jedyny". Jestem zaszczycona, że Cię znam. Kiedyś będę szła ze swoją córką koło księgarni i jak zobaczę Twoją książkę na wystawie, to dumnie jej powiem, że miałam okazję Cię poznać.


No i masz Ci los, normalnie się wzruszyłam! Nie masz pojęcia, jak się teraz czuję. I choć wiem, że nigdy nie wydam nic, co nie będzie broszurką reklamową, albo napisem na papier toaletowy, to Ci obiecuję, że pierwszy wydruk dostaniesz osobiście! A, co!


A teraz zapraszam na część szóstą, przy której przyszalałam z długością. Macie również w niej darmową lekcję anatomii po łacinie
Ach, no i tak… Wiem, że obraz kampusu szkoły może być ogromnie wyidealizowany i przerysowany, ale taki miałam zamiar. Ot, takie przedstawienie innego, lepszego świata
Następna część pewnie za około 3-4 tygonie - w niedzielę wyjeżdżam na 2 tygodnie nad morze, także bedzie ciężko coś napisać i wkleić
Miłego czytania
Pozdrawiam,
Kika.



Część 6


Obudziło ją namolne i denerwujące stukanie, które powtarzało się rytmicznie i przerywane było jedynie cichymi wybuchami chichotu. Jęknęła i naciągnęła kołdrę na głowę, próbując ochronić oczy przed drażniącym światłem, wpadającym przez otwarte okno. Z błoni kampusu dochodziły do niej krzyki, śmiechy i coraz głośniejsza muzyka. Zaklęła cicho pod nosem, myśląc, że jakby tylko miała siłę się poruszyć, to pewnie rzuciłaby czymś do ludzi, którzy tak niecnie zakłócali jej poranny odpoczynek. Westchnęła cicho, gdy klikanie znów się powtórzyło, a chichot stał się głośniejszy. Ściągnęła kołdrę i niepewnie podniosła powieki. Syknęła, gdy światło poraziło jej obolałe oczy. Spośród czerwonych i fioletowych plamek po kilku sekundach wyłonił się sufit akademickiego pokoju. Przewróciła się na bok, próbując odnaleźć źródło tak znienawidzonych odgłosów. Suz siedziała po turecku na swoim łóżku, wpatrując się w ekranik komórki i uśmiechając się pod nosem, wystukała coś na klawiszach.
- Możesz przestać klikać? – wycharczała, czując, jakby ktoś nasypał jej do gardła worek piasku.
- O, nie śpisz już? Najwyższy czas… Jeszcze chwila a bym się zanudziła na śmierć – westchnęła, uśmiechając się szeroko. – Bez obrazy, ale wyglądasz tragicznie…
Lisa wzruszyła ramionami i z grymasem uniosła rękę, by przygładzić odstające na wszystkie strony włosy. Podniosła się powoli, uznając to jednak za błąd, gdy jej głowę przeszył nagły ból.
- Czemu ty nie umierasz? – zapytała, ziewając ogromnie.
- Paul wlał we mnie hektolitry kawy czarnej niczym szatan. Zrobił też trochę dla ciebie, ale chyba wystygła – zaśmiała się, widząc, jak przyjaciółka rzuciła się na stolik, gdzie stał dzbanek z życiodajnym napojem.
- Masz boga za męża – mruknęła, wypiwszy całą filiżankę za jednym zamachem. – A tak w ogóle, gdzie oni są? – spytała, krzywiąc się. Już słyszała wszystkie docinki i złośliwe uwagi, jakie padną z ust House’a na temat wczorajszej nocy. Westchnęła cierpiętniczo i opadła na fotel.
- Pojechali na gokarty – odparła, wskazując głową na telefon. – Paul właśnie pisał, że bawią się wyśmienicie, przeganiając z toru małych chłopców. – Zachichotała. – A House wciąż narzeka, że te ograniczenia do sześćdziesięciu kilometrów na godzinę są dla przedszkolaków.
- Dziwisz się? Jak na co dzień szaleje tym śmiercionośnym ścigaczem? – warknęła, wyrażając w tym zdaniu całą nienawiść do motocykli, gdzieś w głębi podsycaną zwykłym strachem. - Nie chciałaś jechać z nimi?
Mitchell pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko, a Cuddy mogłaby przysiąc, że zobaczyła, jak w jej oczach zamigotały złowieszcze iskierki. Lisa od dawna wiedziała, że takie spojrzenie przyjaciółki nie zwiastowało niczego dobrego. Ostatni raz widziała ten wzrok, gdy Susy namówiła ją na weekendowy wypad w góry z najstarszym rokiem, z którym Mitchell zaskakująco szybko znalazła wspólny język, a zwłaszcza z jednym z chłopaków, z którym język dzieliła wyjątkowo często. Dla Cuddy ten wypad skończył się totalnym przemoczeniem i zapaleniem płuc, ale było to niczym w porównaniu ze wszystkimi złośliwościami ze strony współtowarzyszy, które musiała znosić przez resztę roku. No cóż, w końcu nie każdy jest urodzonym traperem, a że Lisie zdarzało się czasami pomylić stronę lewą z prawą i potrafiła zgubić się po stu metrach od wejścia do lasu, to nic nadzwyczajnego. I wcale nie musieli jej wtedy szukać przez pół nocy, przecież jakoś wróciłaby do obozu sama, czyż nie? Nigdy jednak nie zapomniała strachu, który cały czas jej towarzyszył, a który nasilił się, gdy krzaki kilka metrów za nią zaczęły się poruszać. I pamiętała również ogromną ulgę, gdy zobaczyła jednego z chłopaków, którego do tej pory znała tylko z widzenia. Wysoki, dobrze zbudowany, z ciemnymi, potarganymi włosami i kilkudniowym zarostem na twarzy, która wyrażała głęboką pogardę i złość na widok znaleziska. Dopiero jak się zbliżył, dane jej było zobaczyć jego oczy, w błękicie których dostrzegła zwykłą troskę i strach o drugą osobę. Wtedy poznała House’a… Nie tego, o którym krążyły różne pogłoski… Nie żywą legendę, ale takiego, jakim był naprawdę. Takiego, jakiego znała tylko ona. Potrząsnęła głową, wbijając natarczywe spojrzenie w przyjaciółkę.
- Co kombinujesz? – mruknęła. Tym razem nie da się wyciągnąć na jakąś szemraną sprawę.
- Ja? Nic… Za kogo mnie masz? – oburzyła się i wyszłoby jej to całkiem nieźle, gdyby na usta nie cisnął się szeroki uśmiech. – Zarządzam spacer! Nie bój się… Nie wyjdziemy za teren kampusu, ani nie utopię cię w jeziorze – dodała, widząc nieprzychylny wzrok Cuddy.
- Dobra – westchnęła. – To ja pójdę się ogarnąć – mruknęła, wstając z fotela i ruszając powoli w stronę łazienki. – Jakby ci się udało skombinować jakąś aspirynę, byłabym wdzięczna…

Żar lał się z nieba, wyciskając ostatki energii z każdego, kto tego popołudnia zdecydował się spędzić czas na zewnątrz chłodnych budynków kampusu. Co niektórzy postanowili złamać panujące na Uniwersytecie zakazy i zaznać orzeźwiających kąpieli w jeziorze. Nie było to zresztą niczym nadzwyczajnym dla uczestników zlotu. Ten zakaz był akurat bardzo chętnie i często łamany już dwadzieścia lat temu, zwłaszcza po zakończeniu egzaminów i oczekiwaniu na wyniki, któremu bardzo często towarzyszyły wysokie temperatury. A jak ogólnie wiadomo, gorące lato w połączeniu z mocno nakrapianymi imprezami nigdy nie tworzyło zgranej pary, więc jezioro nieraz było poddawane mniej lub bardziej niebezpiecznym ekscesom. Wprawdzie, nikt nigdy się nie utopił, ale władze uczelni wolały dmuchać na zimne i dla zasady postawiono zakaz, lecz czymże jest zakaz w porównaniu z potrzebami studenta? Dlatego pomimo upływu lat nic praktycznie się nie zmieniło, ludzie nadal pływali w przezroczystych wodach, a strażnik, który jak zwykle miał z tym problem, znów został uraczony zgrzewką piwa i odesłany do swojej kanciapy.
- Och, też bym z chęcią się popluskała – westchnęła Suz, patrząc na ludzi, którzy tłoczyli się na niewielkim pomoście, po czym skakali z niego w różnorakich, często bardzo dziwnych pozach. Cuddy skrzywiła się cierpko i otrząsnęła się, jakby jej ciało przeszył prąd. – Co? No nie mów, że nadal boisz się wody… - zaśmiała się, patrząc na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
- Jakby mnie jakiś kretyn nie wrzucił i podtopił w tym jeziorze, to nie byłoby problemu… - mruknęła, zakładając ręce na piersi i przyspieszając kroku.
- Oj tam… House chciał się z tobą tylko podrażnić, przecież nie wiedział, że nie potrafisz pływać…
- Tak, bo okrzyki: <i>postaw mnie kretynie, nie potrafię pływać</i>, były niewystarczającą podpowiedzią – mruknęła, wzdychając ciężko, po czym uśmiechnęła się szeroko, przypominając sobie wyraz jego twarzy, gdy stał na pomoście, wpatrując się tępo, jak nie mogła utrzymać się na powierzchni. Tylko sekundę trwało, zanim wskoczył za nią do wody. – Ale nie zapomnę jego miny, jak okazało się, że nie kłamałam. – Zaśmiała się. – Pół dnia potem narzekał, że przeze mnie przemoczył swoje ukochane trampki, które nadawały się tylko do śmieci. A tak w ogóle, to gdzie my idziemy? – zapytała, widząc, jak kierowały się do niewielkiego lasku na obrzeżach kampusu.
- Do parku – rzuciła, wzruszając lekceważąco ramionami. – Potrzebujemy chwili spokoju i samotności – powiedziała, wyszczerzając zęby.
- Co my będziemy robić w spokoju i samotności? – Zaśmiała się cicho.
- Zobaczysz… - szepnęła, unosząc insynuacyjnie brwi.
Lisa pokręciła głową z pobłażaniem i dziarskim krokiem ruszyła przed siebie. Park szczycił się ogólnym zainteresowaniem wszystkich studentów, jednakże tylko nieliczni poznali ukryte między krzakami przejścia do miejsc, w których nikt, nie znający drogi, nie potrafił ich odnaleźć. Miejsca te nadawały się idealnie na imprezy na łonie natury, jak również stanowiły przytulną kryjówkę przed światem dla wszystkich zakochanych. Cuddy zmarszczyła brwi i rozglądnęła się wokoło. Mimowolnie próbowała wzrokiem odnaleźć wysoką, starą brzozę, której pień rozwidlał się tuż u ziemi, tworząc dwa odrębne drzewa. Uśmiechnęła się szeroko, odnajdując upragnione drzewo wśród wysokich zarośli.
- Chodźmy tędy – rzuciła, ciągnąc przyjaciółkę za rękę.
- Myślałam, że nie jesteś fanką opuszczania ścieżki?
- Tę drogę akurat znam na pamięć. – Wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko i stając przed krzakami. – Nie mam co liczyć na to, że masz przy sobie jakąś maczetę?
- Zostawiłam w innych spodniach – syknęła. – Jak chcesz się przez to przedrzeć? W tej kiecce?! – Spojrzała na Cuddy, która miała na sobie letnią sukienkę ze zwiewnego błękitnego materiału, sięgającą do kolan.
- Lepiej bez kiecki? – Zaśmiała się i rozglądając się wokoło, uniosła wyżej dół sukienki i powoli przeszła przez krzaki. Po kilku metrach spomiędzy krzewów wyłoniła się delikatnie wydeptana ścieżka. Cuddy uśmiechnęła się triumfalnie. – Ktoś i teraz musi znać to przejście…
- Skąd ty znasz takie miejsca? – zapytała, przedzierając się ze skwaszoną miną przez zarośla.
- A jak myślisz? – mruknęła, próbując odsunąć od sukienki jakiś wyjątkowo czepliwy badyl.
- House…
Lisa uśmiechnęła się szeroko, widząc niewielkie przejaśnienie przed sobą. Przyspieszając kroku, po chwili wyszła na małą, okrągłą polankę, która delikatnie przechodziła w piaszczystą plaże, znikającą w tafli jeziora. Na środku lekko zapuszczonego trawnika stał ogromny, stary klon, dający przyjemny cień.
- Nieźle – westchnęła Mitchell, rozglądając się wokoło.
- Za naszych czasów, ktoś co jakiś okres włamywał się do budki z narzędziami ogrodników i kradł stamtąd kosiarkę. Dbano o tę polankę, jakby była jakimś świętym miejscem.
- Dziwisz się? – przerwała jej, uśmiechając się lubieżnie. – Ciekawe ile dziewczyn straciło tu cnotę…
Cuddy przewróciła oczami.
- Nigdy tutaj nikogo nie spotkałam… Dziwne, jak tu wchodziłam, miałam zawsze wrażenie, że przedostaję się do innego świata – westchnęła, przechodząc przez wysoką trawę i siadając na plaży. – Często uczyłam się tu do egzaminów… - rzuciła cicho.
- Serio?! – niemalże wykrzyknęła, patrząc na Lisę, jakby była kosmitą. – Można tu robić wszystko, a ty uczyłaś się do egzaminów?!
Cuddy przytaknęła z szerokim uśmiechem na ustach i przygryzając delikatnie wargi, wbiła spojrzenie w jezioro.

- Vertebrae lumbales, vertebrae thoracicae… - mamrotała cicho, wyliczając na palcach kolejne nazwy kręgów. Uśmiechnęła się pod nosem, czując na szyi delikatne muśnięcie opuszków palców. – Nie pomagasz mi… - mruknęła, otwierając oczy i wpatrując się z udawanym oburzeniem w błękitne tęczówki towarzysza.
- A kto ci powiedział, że chcę pomagać? – zapytał z rozbawieniem, nachylając się nad nią i całując miejsce, które przed chwilą drażnił palcami.
- Muszę zaliczyć ten test – szepnęła, odsuwając go delikatnie od siebie.
- Mogę ci pomóc – rzucił radośnie. Zmarszczyła brwi, patrząc na niego pytająco. – Jestem mistrzem w zaliczaniu. – Wyszczerzył zęby.
Przewróciła oczami, wlepiając wzrok w książkę.
- Nie wątpię – mruknęła. – Ale twoje umiejętności w niczym mi się nie przydadzą na zaliczeniu z anatomii. Cosgrove to straszna, stara baba…
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się myślisz – mruknął i nim zdążyła zareagować, wyrwał jej książkę z ręki i rzucił gdzieś za siebie. – A teraz patrz na mistrza – szepnął, popychając ją lekko, tak, że opadła miękko na plecy. Uśmiechając się lubieżnie, położył się na niej, unieruchamiając pod sobą drobne ciało. Westchnęła cicho, gdy ustami musnął jej obojczyk.
- Clavicula – wyszeptał. - Os frontale. – Pocałunek w czoło. - Os temporale. – Pocałunek w skroń. - Os zygomaticum. – Pocałunek w policzek. – Mandibula. – Pocałunek w krzywiznę żuchwy.
- Os palatinum* - szepnęła, wpijając wargi w jego usta.
- Szybko się uczysz – mruknął, gdy oderwała się w końcu od niego. – To kiedy przerabiamy narządy rozrodcze?


- To była nawet ciekawa nauka – rzuciła, śmiejąc się cicho. – A teraz mów, po co mnie tutaj przyprowadziłaś?
- To ty mi kazałaś tu przyjść – uściśliła, siadając obok niej. – Podejrzewam, że ci się to nie spodoba… - mruknęła cicho, zanurzając palce w piasku. – Chciałam pogadać o Gregu.
- Fakt, już mi się nie podoba. Naprawdę, Suz, nie ma o czym gadać, nic mnie z House’em nie łączy. – Mitchell spojrzała na nią uważnie, lustrując dokładnie każdy skrawek jej twarzy. – Naprawdę! – powtórzyła z naciskiem.
- Okej… Powiedzmy, że tymczasowo ci uwierzę. Czyli pytanie pierwsze mamy za sobą… A co się stało z jego nogą?
- Dlaczego jego nie zapytasz?
- Wiesz dobrze, jaki jest… - Wzruszyła ramionami. – Zmyśliłby coś niedorzecznego.
- Zator, zawał mięśnia, brak zgody na amputację, ryzykowna operacja usunięcia martwej tkanki, w brew jego woli nawiasem mówiąc, no i ból do końca życia… To tak w skrócie – mruknęła, marszcząc brwi i wpatrując się niewidzącym wzrokiem w jezioro.
- Wbrew jego woli?
Cuddy przytaknęła skinieniem głowy.
- On… - westchnęła. – Prosił o wprowadzenie w śpiączkę. Podczas niej wszystkie decyzje podejmowała jego partnerka, Stacy. Nie chciała patrzeć, jak osoba, którą kocha, umiera z bólu. Zadecydowała o operacji…
- Skąd o tym wiesz, byłaś przy tym?
- Byłam osobą, która podpisała się pod tym wszystkim… Prowadziłam jego leczenie.
- Co się stało ze Stacy?
- Rozstali się niedługo po operacji. Nie potrafił jej wybaczyć…
- A tobie?
- Nie wiem… - Wzruszyła ramionami. – Jest jedna rzecz, której chyba nigdy mi nie wybaczył, ale to nie ta operacja…
- Zmienił się – szepnęła. – Jest nieszczęśliwy…
- Zawsze był.
- Ale nie tak… Myślisz, że to tylko ze względu na nogę? – spytała, wpatrując się uważnie w Cuddy.
- Nie wiem, Suz… Może tak, w końcu go znałaś. Codzienne biegi, pływanie, gra w golfa… Na pewno brakuje mu tego wszystkiego… - westchnęła. - Ale może wina leży jednak całkiem gdzie indziej. – Uśmiechnęła się niepewnie. Mitchell przytaknęła cicho, wiedząc, że i tak więcej nie wyciągnie z przyjaciółki. Widziała jednak, że coś gryzło Lisę, coś, co może mogłoby wszystko zmienić.
- Nie powiedziałaś mu, prawda? – spytała cicho.
- Czego?
- Że chciałaś, żeby został? Że go kochałaś? I że przez te kilka minut od momentu, w którym postanowiłaś mu to wszystko powiedzieć do chwili, w której zobaczyłaś go z nią, byłaś naprawdę cholernie szczęśliwa?
- Nie… Nie powiedziałam – rzuciła, wstając z ziemi. – I nikt mu tego nie powie, prawda? – spytała, wpatrując się silnie w przyjaciółkę. Mitchell odpowiedziała jej spojrzeniem, z którego można było odczytać złość i kompletne niezrozumienie, jednak po chwili po prostu kiwnęła głową. Lisa uśmiechnęła się kącikami ust i odwracając się, podeszła do starego klonu, układając dłoń na jego korze. Przymknęła oczy, spuszczając głowę. To drzewo było świadkiem wielu wydarzeń, tych szczęśliwych, które przynosiły ze sobą nadzieję, jak i tych, które ją odbierały. To tutaj Lisa podejmowała wszystkie decyzje, to tutaj mimo zdrowego rozsądku zaryzykowała związek z House’em, tu postanowiła także wyznaczyć mu pewne granice, tutaj też zdecydowała wszystko zakończyć. To drzewo było niemym świadkiem najważniejszych chwil w jej życiu, ale było równocześnie świadkiem jej porażki. Zwykły pomnik niezwykłej miłości. Podniosła głowę, słysząc dźwięk telefonu.
- Tak, słucham? – Susy uśmiechnęła się do słuchawki. – Gdzie jesteście? (…) Co?! Ale, jak? (…) Żartujesz, prawda? (…) Świetnie… Będziemy za jakieś dziesięć minut w akademiku, przyjdźcie do naszego pokoju, zajmiemy się tym… - westchnęła.
Z jakiegoś niewiadomego powodu ciało Cuddy nagle przesyciło się strachem. Czyżby coś się stało? I dlaczego Suz jest wściekła, skoro ona prawie nigdy nie traciła zimnej krwi?
- Coś się stało?
- Musimy wracać, chodź – mruknęła, podnosząc się z ziemi i ruszając szybkim krokiem w stronę lasu.
- Ale co się stało? – warknęła, doganiając przyjaciółkę.
- Nasi zdolni faceci spowodowali stłuczkę na torze, a potem wszczęli bójkę… I nadal uważają to za świetną zabawę…
Cuddy puściła mimo uszu wyrażenie „nasi faceci”, bo w tym momencie pragnęła tylko zobaczyć House’a i przekonać się, że nic się nie stało.
- Jakieś starty? – mruknęła.
- Kilka stłuczeń, podbitych oczu, Paul twierdzi, że ma złamane żebro, a House’a zalewa krew, bo mu rozcięli łuk brwiowy…
- Super – westchnęła.

- Ty zdziecinniały idioto! Ile ty masz lat?! Trzynaście?!
Głośne krzyki rozbrzmiały na korytarzu damskiego akademika. Z kilku pokoi wyjrzało kilka głów, które natychmiast schowały się z powrotem, widząc kto uczestniczył w awanturze. Większość ludzi bardzo szybko nauczyła się dwadzieścia lat temu, że raczej nie należy stawać pomiędzy House’em i Cuddy, bo mogło się to skończyć uszczerbkiem na zdrowiu. Dlatego też korytarz opustoszał natychmiastowo, przypominając tym samym scenerię z westernu podczas pojedynku rozwścieczonych strzelców.
- Trzynaście skończyłem rok temu – mruknął, przekładając do drugiej ręki woreczek z lodem i wpatrując się, jak Suz bez słowa otworzyła drzwi do pokoju i bez ogródek wepchnęła do niego męża. – Jak możesz nie pamiętać moich urodzin?
- Właź i się zamknij! – warknęła, wchodząc za nim do pokoju i trzaskając drzwiami. – Siadaj!
Posłusznie opadł na łóżko Lisy i począł rozglądać się jednym okiem po pokoju, próbując przypomnieć sobie jego wystrój za czasów studiów. W końcu nieraz w nim bywał i nieraz również w nim nocował. Po chwili przeniósł wzrok na wychodzącą z łazienki Cuddy. Doskonale widział, że była wkurzona. Nie zła, czy zirytowana. Totalnie wkurzona. Zdusił więc w sobie jakąś durną uwagę i w milczeniu obserwował, jak nasączyła gazę wodą utlenioną i powoli stanęła tuż przed nim. W ostatniej chwili ugryzł się w język, gdy nachyliła się nad jego czołem, a przed oczami zafalowały mu jej piersi, które dumnie wyzierały z głębokiego dekoltu sukienki. Syknął głośno, gdy poczuł przeszywający ból w skroni.
- Bić się potrafisz, a wytrzymać zdezynfekowanie rany, to już nie? – zapytała złośliwie.
- Dlaczego na mnie wrzeszczysz? Spójrz na Suz, ona jakoś nie robi nikomu wyrzutów!
- Bo w tym momencie powstrzymuję się, aby nie przylać wam jeszcze mocniej – mruknęła Mitchell, oglądając żebra męża. – Mózg masz złamany, nie żebro! – warknęła.
- Ale boli – jęknął żałośnie.
- Trzeba było nie dać się stłuc piętnastolatkowi!
- Pobiliście nastolatka?! – Cuddy wlepiła zszokowany wzrok w House’a.
- Czy nastolatek mógłby pobić mnie?! – prychnął oburzony, widząc jednak minę Lisy, która wyrażała możliwość zaistnienia takiej sytuacji, zdecydował się na wyjaśnienia. – Wjechał mi idiota pod koła, mało go nie przejechałem… Jak go upomnieliśmy, to zjawił się jego tatulek w obstawie jakiś gości szerszych niż wyższych… A stwierdzając po neandertalskiej budowie ich czaszek, kulturalna rozmowa nie miała sensu.
- Więc się pobiliście? Brawo… Zapełniliście właśnie brakujące ogniwo ewolucji! – powiedziała, przyglądając się rozcięciu na jego brwi.
- Nachylaj się tak bardziej, a grę wstępną będziemy mieć za sobą – wymruczał. Spojrzała w dół i dopiero teraz uświadomiła sobie, że potyka mu piersi pod nos. Poczuła, jak uszy niebezpiecznie ją zapiekły. Dziwne, wiele razy prowadziła z nim takie gierki, a dzisiaj się zaczerwieniła. To coś niepokojącego.
- Palant – mruknęła, odsuwając się na bok.
- Ej, teraz mnie bardziej boli – wystękał z miną zbitego psa.
- I dobrze! Trzeba to zszyć…
- To na co czekasz?
- Tak bez znieczulenia? – spytała niepewnie.
- Przeżyję, nie bój się – mruknął, puszczając jej oko. Wzruszyła ramionami i sięgnęła po nici i igłę.
- Nie boję się, nareszcie się zemszczę – syknęła, posyłając mu szelmowski uśmieszek.
- Cuddy!
Mitchell siedziała na łóżku, głaszcząc męża po obitych żebrach i wpatrując się uważnie w parę siedzącą naprzeciw niej. House nadal bezczelnie wpatrywał się w dekolt Lisy, od czasu do czasu w chwilach większego bólu, który w oczach Suz był bólem udawanym, kładąc dłonie na biodrach szefowej. Sama Cuddy natomiast, gdyby mogła to prawdopodobnie zamknęłaby oczy i nie patrzyła na grymasy, wypływające na twarz diagnosty przy każdym wbiciu igły. Pewnie, gdyby to był ktoś inny, Lisa ani razu by się nie zawahała, ale to przecież był House… Obraz tej sceny rodził w Mitchell pewne przypuszczenia. Mogli oni oszukać każdego, nawet siebie nawzajem, ale Susan bez problemu dostrzegała w tej relacji coś więcej. I jeżeli nie była to głęboko skrwana miłość, to chociaż gotujące krew pożądanie, a jak wiadomo wszystkim lekarzom, pożądania nie wolno tłamsić. Na twarz Mitchell wypłynął złośliwy uśmieszek.


______
*Os palatinum - kość podniebienna


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Pią 10:01, 30 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciapkowa13
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skąd to pytanie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:23, 30 Lip 2010    Temat postu:

- Że chciałaś, żeby został? Że go kochałaś? I że przez te kilka minut od momentu, w którym postanowiłaś mu to wszystko powiedzieć do chwili, w której zobaczyłaś go z nią, byłaś naprawdę cholernie szczęśliwa?
- Nie… Nie powiedziałam – rzuciła, wstając z ziemi. – I nikt mu tego nie powie, prawda? – spytała, wpatrując się silnie w przyjaciółkę. Mitchell odpowiedziała jej spojrzeniem, z którego można było odczytać złość i kompletne niezrozumienie, jednak po chwili po prostu kiwnęła głową. Lisa uśmiechnęła się kącikami ust i odwracając się, podeszła do starego klonu, układając dłoń na jego korze. Przymknęła oczy, spuszczając głowę. To drzewo było świadkiem wielu wydarzeń, tych szczęśliwych, które przynosiły ze sobą nadzieję, jak i tych, które ją odbierały. To tutaj Lisa podejmowała wszystkie decyzje, to tutaj mimo zdrowego rozsądku zaryzykowała związek z House’em, tu postanowiła także wyznaczyć mu pewne granice, tutaj też zdecydowała wszystko zakończyć. To drzewo było niemym świadkiem najważniejszych chwil w jej życiu, ale było równocześnie świadkiem jej porażki. Zwykły pomnik niezwykłej miłości. Podniosła głowę, słysząc dźwięk telefonu.


Kiko piszesz cudownie, ten fragment jest bosski, ty jesteś bosska. Jestem twoją fanką.
Życzę Wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:27, 30 Lip 2010    Temat postu:

Kikuś! Wreszcie coś nowego. Usychałam z tęsknoty za House'm, Cuddy, Suz i tym opowiadaniem

To drzewo było niemym świadkiem najważniejszych chwil w jej życiu, ale było równocześnie świadkiem jej porażki. Zwykły pomnik niezwykłej miłości.

Arcydzieło Tylko ty mogłaś wymyślić tak pięknie, tak szalenie wzruszające zdania. Niezwykła miłość, mówisz? Dokładnie.

Pobicie ojca piętnastolatka to takie House'owe. Coż, zgadzam się z Suz. House i Cuddy mogą okłamywać cały świat, serca swoje i innych ludzi, ale przyjaciołom nigdy nie zamydlą oczu. Dowodem na to jest choćby Wilson. A właśnie - czemu on nie dzwoni? Wujek Jimmy powinien martwić się o swoje... dzieciaczki Dobra, głupio to zabrzmiało.

Niesamowicie podoba mi się motyw plaży. Woda, drzewa, wiatr… A po środku Cuddy i House. Rozpłynęłam się. Kika, widzisz, co zrobiłaś? Teraz jestem tylko mokrą plamą. Cholera, a właśnie kupiłam sobie nowy dywan. I już trzeba będzie go myć

Mam nadzieję, że Suz i jej nadgorliwy mąż, który złamał sobie mózg ( )znajdą jakiś sposób na przekonanie tej dwójki do pokazania swoich uczuć.

Reasumując, ogromnie mi się podobało, co w sumie nie jest niczym niezwykłym, bo piszesz świetnie. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Życzę ogromnego, wełniastego, romantycznego, złośliwego, wesołego, podstępnego, sprytnego, szczwanego Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mika-house
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:34, 02 Sie 2010    Temat postu:

lubie takie momenty jak kłótknie housa i cuddy... z tego zawsze coś bedzie

świetnie stworzyłas postac suz... taki wilson w damskiej wersji..

moje ogólne wrażenie po przeczytanieu: Genialnie!!

pisz dalej KIKA Wena!! :


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mika-house dnia Pon 10:35, 02 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:41, 02 Sie 2010    Temat postu:

Super.!
Nauka z House'em jest świetna
W moich wyobrażeniach ta plaża musi być cudowna House,Cuddy,woda,drzewa, wiatr,piasek... Mrau.!
No i te kłótnie House vs Cuddy to jest to
Bardzo mi sie podoba
Czekam na cd

Pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:50, 05 Sie 2010    Temat postu:

Och, Kikuś! Co Ty ze mną robisz? Nie wiem czym mam się uśmiechać, bo to tak cudowne czy płakać, bo to o czym oni myślą jest tylko wspomnieniami. Także te dwa uczucia mieszają się ze sobą tworząc jakąś niesamowitą, wręcz wybuchową mieszankę. I, mimo że mineło trochę czasu zanim się zabrałam za czytanie tej części, to nie żałuję ani chwili, której jej poświęciłam. To jest tak dziwne, bo gdy zaczynam czytać to robię to z dystansem, a potem się wciągam w tę historię i żałuję, że już się skończyła. I nie musisz mieć nadziei, że mnie zauroczysz tym, co napiszesz. Ty chyba możesz to sobie gdzieś zaznaczyć, bo robisz to tak często, niemal zawsze. Teraz nie poprawiłaś mi jedynie nastroju wieczoru, ale również nastrój na cały dzisiejszy dzień.

Mówisz, że obraz kampusu jest zbyt idealny. No, może i tak, ale jakże miło czyta się coś takiego. Jak bardzo chciałoby się znaleźć w takim miejscu, w takim świecie, w tym Twoim świecie. Oj, ja widzę ten stary budynek akademika, olbrzymie trawniki z piękną zieloną trawą, na których raz po raz można dostrzec jakieś stare drzewo. Widzę z boku gąszcz, w który zagłębiają się Cuddy i Suz. Obok widzę wielkie jezioro i pomost. Widzę strażnika - starszego pana, który przymyka oko na zabawy studentów. Och, co za cudowne miejsce.

Podoba mi się całość, ale szczególnie ujęła mnie scena na tej polance. Najbardziej lekcja anatomii w wykonaniu House'a. Och, on mógłby być wykładowcą! Zdecydowanie mógłby nim być. To było tak niesamowicie urocze... Teraz też chciałam wziąć House'a i go tulić, ale nie dla tego, że jest mi go żal, ale dlatego, że jest taki kochany. Popadam w jakieś skrajności Dalsza scena na plaży też przypadła mi do gustu. To jak Suz rozmawia z Cuddy o House'e. Jak Lisa opowiada jej, co stało się w przeszłości. No i odkrywa sie trochę tajemnica. Cuddy chciała powiedzieć Gregowi, że go kocha a on zabawiał się z jakąś panienką. Gdybym nie miała w głowie wyidealizowanego obrazka House'a powiedziałabym: cały House. Teraz powiem, że nie wiem, dlaczego on się tak zachował, ale z pewnością była to wina Cuddy. Ostatnio wszystko na nią zwalam

House się bił! Boże, jak jakiś dzieciak. Nie można na chwilę go z oka spuścić, bo od razu są jakieś kłopoty. No i najlepsze. To jak Cuddy go opatruje. Chciała mieć dziecko, to ma! Oczywiście typowe uwagi House'a. Czego by więcej od niego oczekiwać? Przecież to Greg. Wiadomo, że przyczepi się biustu.

Nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć, co będzie dalej. Zachwycasz mnie, Kiko. Nieprzerwanie, autentycznie, zawsze, nieustająco mnie zachwycasz! Z każdym zdaniem, ba! z każdym słowem w coraz większym stopniu. I powiedź, jak ja mam wytrzymać te trzy... och, cztery tygodnie?

Mam nadzieję, że się nie potopisz i wrócisz oraz że Twoje wakacje będą słoneczne i przyjemne. Życzę, żeby szum fal okazał się inspirujący, i żebyś w piasku odnalazła nie tylko muszelki, ale również nowe pomysły

Pozdrawiam gorąco.
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:09, 08 Sie 2010    Temat postu:

Ta scena, kiedy House daje Cuddy ,,korepetycje" z anatomii ... cudo!
Prawdę powiedziawszy, jest w tym fiku coś urzekającego... Widać wyraźnie, że jest między nimi jakaś chemia, a miejsce, w którym się obecnie znajdują, chyba nie pozwala im tego dłużej bagatelizować.
Nadszedł czas na zamknięcie rozdziału z przeszłości i może... początek nowego.
Z przyjemnością będę czytać dalej!
Pozdrawiam !
Lisie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HuddyFan
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:47, 14 Sie 2010    Temat postu:

Cytat:
Nie masz pojęcia, jak się teraz czuję. I choć wiem, że nigdy nie wydam nic, co nie będzie broszurką reklamową, albo napisem na papier toaletowy, to Ci obiecuję, że pierwszy wydruk dostaniesz osobiście!


Wiesz, gdyby popatrzeć na to z innego punktu widzenia...
Statystycznie każdy Polak spędza jedną trzecią swojego życia w toalecie, a jak się człowiekowi nudzi w toalecie to się rozgląda. No i jakbyś pisała już na tym papierze, to wiesz, wiele osób mogłoby to dostrzec. Na przykład jakiś wydawca, załatwiając swój interes oczytałby się twoich tworów i kto wie, kto wie...
Teoria słaba, ale nic nie jest niemożliwe.

Pomijając oczywiście fakt, że na pewno coś wydasz! Już ja się za Ciebie wezmę! Osobiście dopilnuję, że Twoja książka ujrzy światło dzienne.
Cytat:


- Clavicula – wyszeptał. - Os frontale. – Pocałunek w czoło. - Os temporale. – Pocałunek w skroń. - Os zygomaticum. – Pocałunek w policzek. – Mandibula. – Pocałunek w krzywiznę żuchwy.


Gdyby jakakolwiek uczelnia oferowałaby taką naukę i to jeszcze z Hałsem, to ja bym była pierwsza!!!

Cytat:

- Że chciałaś, żeby został? Że go kochałaś? I że przez te kilka minut od momentu, w którym postanowiłaś mu to wszystko powiedzieć do chwili, w której zobaczyłaś go z nią, byłaś naprawdę cholernie szczęśliwa?


Beeeee...

Cytat:
- Nie… Nie powiedziałam – rzuciła, wstając z ziemi. – I nikt mu tego nie powie, prawda?


A właśnie, że tak!!! Suz powie!!! Prawda? Proszę, proszę, proszęęę...

Cytat:
Na twarz Mitchell wypłynął złośliwy uśmieszek.


*tańczy*
Go Susan, go Susan.

No cóż, kiedy będzie kolejna część?!
Bo ja chce wiedzieć co moja kochana Susan zrobi.
Znów am mówić jaka jesteś utalentowana i w ogóle? No błagam, przecież Ty już to wszystko wiesz!

No, i czekam na obiecaną kopię!
Uwielbiam Cię! Al to też już wiesz...
Bez sensu wyczerpują mi się komplementy.

Ściskam i wiernie czekam,
Największa fanka,
Huffuś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:59, 30 Sie 2010    Temat postu:

ciapkowa13,
jej, dziękuję bardzo, bardzo, baardzoo, ale do boskości trochę mi brakuje Ot, choćby nieśmiertelności

Agnes,
Dziękuję! Nie rozpływaj się, bo będziesz mi tu jeszcze potrzebna, no! A że z mopem się ewidentnie nie dogadujemy, to Ci niestety nie pomogę
A co do wena, to wiesz, że przedstawiłaś go jako wymarzonego faceta? No, może poza tym „wełniastym” Wen czuje się miło połechtany
Dziękuję

mika-house,
Jak to mówią, kłótnie są po to, aby potem można się było pogodzić, czyż nie? Suz… Suz jest tworzona na podstawie mojej drogiej przyjaciółki, która ma ewidentnego diabła za skórą Ale ja kocham takich ludzi…
Dziękuję

Daritta,
Taaak… House jako nauczyciel? Ucieleśnienie moich wyjątkowo kosmatych myśli Wena się baaardzo przyda
Dziękuję

Szpilka,
Och, Szpiluś, wiesz, jak ja bardzo kocham Twoje komentarze? Ale jak mam na nie odpowiadać, to mnie strach oblatuje Nie wiem, do czego mam włożyć rączki
A co do tego, czy się masz śmiać, czy płakać… To wiesz, jedno i drugie na raz najlepiej A tak poważnie, to cóż… wspomnienia to wspaniała rzecz, ale one zawsze pozostaną tylko wspomnieniami. Czasu cofnąć się nie da, a powrót do przeszłości – nie istnieje!
Więc ja bym jednak radziła popłakać
Potopić się, kochana, nie potopiłam, bo woda była tak zimna, że z wrzaskiem z niej uciekałam Wakacje były bardzo przyjemne, dziękuję Ale rozleniwiły mnie strasznie, dobrze, że jeszcze mam miesiąc wakacji, bo w tym momencie 1. września byłby dla mnie prawdziwym Armagedonem
Dziękuję za wszystko

Lisie,
A co jeśli przeszłości zamknąć się nie da? Jeśli ona wraca jak bumerang, nie pozwalając o sobie zapomnieć? Trudno zamknąć coś, co powraca do nas na każdym kroku, w każdym wspomnieniu Ale postaramy się coś z tym zrobić Może nie trzeba będzie o niej zapominać? Tylko… A to tajemnica już… Zamilknę lepiej
Dziękuję za komentarz i miłe słowa

HuddyFan,
Huffusiu, wiesz, że Twój punkt widzenia doprowadził mnie do łez? I jak teraz mam tu smuty same pisać, jak nie mogę przestać się śmiać? Wen się na mnie za chwilkę obrazi i będzie klops!
Suz… Suz ma zamilknąć na wieki, a nie kłapać dziobem Ale znając Suz, na pewno coś wykombinuje, już ja się o to postaram
Całuje zatem moją największą fankę (dżisys, jak to brzmi…)


Przybywam po długiej przerwie, podczas której niesamowicie się rozleniwiłam. Płodziłam to przez trzy dni i w tym momencie jestem totalnie wykończona i fizycznie, i psychicznie. Niestety długie przerwy źle na mnie działają i potem stworzenie logicznego zdania sprawia mi niemal fizyczny ból. Nie wiem, co z tego wyszło, bo oczy już okropnie się mi kleją i ledwo widzę, a więc błędów może być mnóstwo, proszę zatem o wybaczenie
Dedykuję wszystkim, którzy za niedługo zaczynają szkołę, aby ten rok był szybki, lekki i przyjemny
Pozdrawiam gorąco




Część 7

Powoli przemierzała korytarz, zaglądając przelotnie do mijanych pokoi. Od jakiegoś czasu próbowała odnaleźć Susan. Jak do tej pory – nieskutecznie. Przeszukała już najbardziej prawdopodobne miejsca, w których mogłaby zniknąć jej przyjaciółka, ale wszyscy napotkani po drodze ludzie zgodnie twierdzili, że Mitchell po prostu gdzieś się rozpłynęła. Cuddy przez chwilę pomyślała, że być może Suz została tej nocy w pokoju męża, ale szybko odrzuciła te rozważania, gdyż była pewna, że House nie wytrzymałby nocy w takim trójkącie i prędzej czy później zawitałby do jej pokoju. Doskonale pamiętała, jak wiele razy przychodził do niej w środku nocy i bez pytania wsuwał się pod kołdrę. Zawsze mętnie tłumaczył się tym, że Paul przyprowadził do pokoju kolejną panienkę, bezczelnie wyrzucając współlokatora za drzwi. Lisa nigdy w te tłumaczenia nie wierzyła, ale nie miała siły protestować, gdy delikatnie obejmował ją w tali i ukrywał twarz w jej włosach. Zawsze wtedy odwracała się do niego plecami i z całej siły wtulała w jego ciało, ukrywając się w silnych, bezpiecznych i ciepłych ramionach. Zazwyczaj reszta takiej nocy była dla niej bezsenna. Z zamkniętymi oczami wsłuchiwała się w spokojny oddech chłopaka, próbując zapisać w sercu każdą sekundę, w której miała go tak blisko. Wiedziała, że z dnia na dzień, z nocy na noc, czas powoli wysupływał go z jej ramion, nie dając się zatrzymać. Już wtedy wiedziała, że jedyne, co jej pozostanie, to wspomnienia, dlatego wręcz drżała ze strachu przed świadomością, że mogłaby nie zapisać w pamięci choć jednego pocałunku, dotyku dłoni, czy ciepłego słowa. To wspomnienie House’a były wszystkim, co dziś mogła mieć. Czasami tylko nie rozumiała, czemu nawet najmniejszy, przypadkowy dotyk jego dłoni, powodował, że marzyła, aby znalazł się ponownie w jej ramionach. Te nieliczne chwile słabości jednak szybko mijały, wyparte przez widmo podjętej decyzji, która niczym piętno odcisnęła się na jej sercu. Cuddy wyjątkowo dobrze radziła sobie z życiem z tą niewielką blizną. Tylko niekiedy, w chwilach, gdy cisza skrzętnie wypełniała każdy zakątek jej pustego domu, zastanawiała się, jakby to było, gdyby jednak w ostatnim momencie się zawahała? Gdyby postanowiła zaryzykować? Potrząsnęła gwałtownie głową, przecież każdy chyba tak ma? Każdy zastanawia się, czy wszystkie podjęte przez niego decyzje były słuszne. I nie ważne, że z czasem dochodzi do tego, że jednak się mylił, bo i tak niczego nie da się zmienić. Czasu przecież cofnąć się nie da… Ale co jeśli komuś uda się wrócić do miejsca, do chwili, w której da się jeszcze coś zmienić? <i>Bzdura!</i>, pomyślała i odetchnęła cicho, po raz kolejny wystukując w telefonie numer przyjaciółki. Poczta głosowa zaskrzeczała cicho. Lisa zaklęła pod nosem i powolnym krokiem ruszyła w stronę stołówki, poganiana głośnym burczeniem w brzuchu.
Pchnęła drzwi wahadłowe i stanęła na środku korytarza, próbując spośród tłumu wyłowić jakiś wolny stolik. Mruknęła coś cicho pod nosem, gdy jedynym wolnym miejscem okazało się być krzesło przy stoliku, który zajmowany był przez niebieskookiego diagnostę. Cuddy przewróciła oczami i klnąc pod nosem na bezczelność świata i wredność losu, podeszła do stolika i cicho opadła na krzesło. Mężczyzna nie uraczył jej nawet spojrzeniem, wlepiając wzrok w trzymaną w rękach gazetę.
- Wyglądasz strasznie – mruknęła, sięgając po dzbanek z kawą i nalewając czarny płyn do filiżanki.
- Uhm… Nie gorzej niż ty – odparł, przewracając stronę gazety.
Utkwiła w nim pytające spojrzenie, jednak po chwili wzruszyła ramionami, zauważając jego kompletne nie zainteresowanie jej osobą.
- Źle spałam. – Zdawała sobie sprawę z tego, że pewnie w ogóle nie zarejestrował jej wypowiedzi, ale nagle poczuła ogromną chęć rozmowy z nim. To wszystko zaczynało ją naprawdę niepokoić. Zmarszczył brwi i powoli podniósł na nią wzrok.
- Faktycznie wyglądasz koszmarnie – rzucił, nawet nie próbując ukryć zdziwienia.
Roześmiała się cicho i uniosła filiżankę do ust. Kawa rozlała się w jej żołądku, powodując przyjemne uczucie gorąca. Uśmiechnęła się lekko, myśląc, że tego właśnie było jej trzeba. No i może odrobinę silniejszego makijażu.
- Jak oko? – zapytała cicho, próbując zdusić w sobie przemożną chęć sięgnięcia ku jego twarzy i delikatnego przejechania kciukiem po sinym półkolu pod okiem. Gdy podniósł na nią niebieskie spojrzenie, szybko odwróciła wzrok.
- Jeszcze widzę, to chyba nie jest źle.
Kiwnęła głową, rozglądając się po stołówce.
- Widziałeś gdzieś Suz? – zapytała po chwili, obracając w palcach łyżeczkę. Znów na nią nie spojrzał i zaczynał ją coraz bardziej irytować.
- Nie – mruknął. – Dziś rano, nie… Widziałem ją w środku nocy, jak bezczelnie wpadła do naszego pokoju, stwierdzając, że muszą z Paulem gdzieś koniecznie pojechać – powiedział z wyraźną goryczą w głosie. – Biedy facet – bąknął cicho. Lisa wbiła w niego pytające spojrzenie, czekając cierpliwie na resztę wyjaśnienia. – Próbował protestować, ale gdy uderzenie go w bolące żebra nie przyniosło rezultatu, wytoczyła działo większego kalibru… Zagroziła, że po powrocie do domu będzie spał na kanapie przez tydzień.
Cuddy roześmiała się głośno, na co kąciki ust House’a delikatnie drgnęły ku górze.
- Dziwne… - rzuciła. – Byłyśmy na dzisiaj umówione… Wiesz, gdzie pojechali?
Pokręcił przecząco głową. Lisa westchnęła cicho, niepewnie spoglądając w stronę bufetu. Skrzywiła się cierpko, gdy z głębi jej brzucha wydobyło się głośne burczenie. Diagnosta posłał jej pytające a zarazem rozbawione spojrzenie. Wzruszyła ramionami, po czym sięgnęła po jeden z tostów leżący na jego talerzu.
- Ej! – mruknął z niezadowoleniem. - To ja zazwyczaj kradnę żarcie! W drugą stronę to nie działa, poza tym tu dają jeść za darmo…
- Widzisz tę grupkę kobiet przy bufecie? – zapytała cicho, nachylając się nad stolikiem w jego stronę.
- Te, które tak skrzętnie obliczają ilość kalorii? Trochę na to za późno… O jakieś dwadzieścia kilogramów – mruknął, taksując jedną z kobiet krytycznym wzrokiem. Lisa zachichotała cicho.
- Już dwa razy z Suz wykręciłyśmy się od spotkania z nimi. Chodziły z nami na rok… Wiesz, to są te typy, które chwalą się wielkością kupy swojego dziecka… - mruknęła, odchylając się z powrotem na krzesło i wlepiając wzrok w stolik, ugryzła kawałek zimnego już tostu. House utkwił w niej uważne spojrzenie, stwierdzając, że Cuddy z pewnością też chciałaby być takim typem. Odetchnął cicho i przysunął jej pod nos talerz z tostami. Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Cuddy? – zapytał niepewnie, wpatrując się, jak z namaszczeniem smarowała tost dżemem. – Masz ochotę pogadać o tych kupach?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, a nóż zatrzymał się w połowie drogi do miseczki z truskawkową zawartością.
- Pani Nadwaga zbliża się tutaj z niecodzienną, jak dla niej, zwinnością. Na twojej siódmej!
Obejrzała się niespokojnie, po czym wbiła w diagnostę wystraszone spojrzenie.
- Żadnych kup! – rzuciła buńczucznie.
- Zwijamy się?
Pokiwała zamaszyście głową i, zrywając się z krzesła, ruszyła w stronę wyjścia.
- Czekaj – syknęła, łapiąc House’a za ramię. Posłał jej pytające spojrzenie, a następnie z rozbawieniem patrzył, jak szybko wróciła do stolika i porwała z talerza dwa tosty. – Możemy zwiewać – mruknęła, stając obok niego. Pokręcił głową, powstrzymując śmiech i, przepuszczając ją przed sobą, powoli wyszli ze stołówki.
- Czemu po prostu nie powiesz, że nie masz zamiaru się z nimi spotykać? – zapytał po chwili milczenia, gdy żółwim krokiem szli jedną z alejek.
Wzruszyła ramionami, rzucając mu przelotne spojrzenie.
- Preferuję ucieczkę – rzuciła ze śmiechem.
- Taa… zawsze preferowałaś – powiedział cicho, niemalże niesłyszalnie, po czym uśmiechnął się wymuszenie. Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się uważnie.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? – spytała z lekkim zawahaniem.
Posłał jej niepewne spojrzenie. Uśmiechnęła się kącikami ust, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. Gdyby jej nie znał, mógłby przypuszczać, że kobieta, która przed nim stała, bezczelnie z nim flirtowała.
- Czemu pytasz? – odparł, uśmiechając się w duchu. Jeśli tak bardzo chciała, mógł pociągnąć tę grę. No, bo… czemu nie?
- No wiesz… - westchnęła, unosząc oczy ku niebu. – Moja dzisiejsza randka gdzieś zaginęła… no i…
- Mam ją zastąpić? – Uśmiechnął się głupkowato, gdy spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Nie miałbyś szans – mruknęła, śmiejąc się cicho. – Ale… Możemy to rozważyć. – Uśmiechnęła się szeroko. – No i mam coś, co może się nam przydać. – Z kieszeni dżinsów wyciągnęła mały, niebieski kluczyk.
- Kluczyk do samochodu? Chcesz mnie porwać? – spytał z udawanym przerażeniem.
- Pewnie! – przytaknęła ochoczo. – W końcu miałabym święty spokój… Ale przed tym myślałam o małej przejażdżce po starych, dobrych miejscach?
Zmarszczył brwi, przyglądając się jej badawczo. Uśmiechała się, przygryzając delikatnie dolną wargę.
- Pod jednym warunkiem. Ja prowadzę!
- Po moim trupie! – żachnęła się, ruszając w stronę parkingu.
- To akurat można załatwić…

Ciemne chmury całkowicie zasnuły niebo, odgradzając ziemię od ciepłych promieni słońca. Wiatr huczał złowróżbnie, targając delikatne gałęzie drzew i podrywając do tańca leżące na chodnikach śmieci. Wszystko zdawało się ginąć pod naporem gęstego mroku, który bez litości rozprzestrzeniał się wokół, powodując, że w serca przechodniów wlewał się zimny niepokój. Ziemia drżała, gdy głośne grzmoty zwiastowały nadejście błyskawic. Coraz grubsze i gęstsze krople deszczu rozbijały się o dach samochodu, wygrywając na karoserii cichą melodię. Spiker w radiu melancholijnie cedził słowa o nadchodzącej nawałnicy – skutku ciągu upałów.
Wszystko to docierało do niej jakby z daleka. Miała wrażenie, że znajduje się za szklaną ścianą, która odgrodziła ją od rzeczywistego świata. Została tam sama, na paśmie ziemi równie niczyjej, co ona sama. Wydawało jej się, że ciemność, która ogarniała całą przyrodę, powoli wlewała się do jej serca. Blizna pęczniała, uciskając serce i płuca, które dzielnie walczyły o każdy oddech. Pragnęła krzyknąć, rozbić to chłodne szkło, zrobić cokolwiek, byleby tylko przestało boleć. Była głupia… Och, tak bardzo głupia! Przecież tak wiele razy obiecywała sobie, że to koniec… Że to wszystko, co było, nie ma prawa powrotu, że nigdy nie istniało. A ona, jak ta kompletna kretynka, jednym zdaniem powołała to znów do życia. Pozwoliła, aby rozrosło się w jej wnętrzu, boleśnie rozrywając zasklepione rany. Nie miała prawa… Nigdy nie miała prawa wracać do tego wszystkiego! Znów złamała swoje przyrzeczenia, wszystko to, w co wierzyła… W co chciała wierzyć! Zdradziła samą siebie. A przecież przeszłość miała nie istnieć, więc dlaczego nagle stała się teraźniejszością?
Powoli oderwała wzrok od mijanych szybko drzew i niepewnie przeniosła go na mężczyznę, który ze skupieniem wpatrywał się w ulicę, zaciskając mocno dłonie na kierownicy, jakby była jego ostatnim ratunkiem przed bolesnym upadkiem. Odetchnęła cicho, widząc, że znów pokrył twarz chłodną obojętnością. Twarz, którą jeszcze kilka godzin temu rozjaśniał delikatny, skryty uśmiech. Zacisnęła mocno powieki i skuliła się na siedzeniu, wtulając w jego oparcie. Chciała tylko cofnąć się o te kilka cholernie głupich godzin.

- Możesz przestać psuć to radio? – spytała z udawanym oburzeniem, kątem oka dostrzegając, jak z lubością przekręcał gałką to w jedną, to w drugą stronę.
- Nie pozwoliłaś mi prowadzić, to muszę się czymś zająć – wyjaśnił spokojnie. Przekręcił ponownie gałkę i z głośników huknęła głośna muzyka. – Obrzydlistwo – mruknął z niechęcią, wsłuchując się w jednostajny rytm muzyki techno. – Kto tego słucha?!
- Wyłączysz to w końcu?! – krzyknęła, próbując przebić się przez dudnienie. Wzruszył ramionami i wyłączył radio. Samochód zalała błoga cisza. – Nareszcie… - westchnęła.
- Daleko jeszcze? – rzucił ze znudzeniem. – Gdzie ty w ogóle jedziesz?
Wzruszyła ramionami, uśmiechając się szeroko.
- Przed siebie? – spytała, przyjmując na twarz wyraz totalnej niewinności.
- Nie wiesz, gdzie jesteśmy, prawda? – westchnął, przypatrując się jej z rezygnacją.
- Nie mam zielonego pojęcia – mruknęła, rozglądając się wokoło. – Według mnie, to zlikwidowali jeden zjazd, który powinien być pół mili temu…
- Tak, z pewnością… - Powstrzymał się przed rzuceniem jakiegoś wyjątkowo wrednego komentarza, bo nieznajomość okolicy wprawiła go w małe zakłopotanie, potęgowane rozprzestrzeniającym się w jego żołądku głodem. – Czy my nadal jesteśmy w Ann Arbor*?
- Raczej tak… - jęknęła cichutko, zaciskając dłonie na kierownicy.
Przewrócił oczami i począł rozglądać się po okolicy. Wyjechali z miasta jakieś dziesięć minut temu, a biorąc pod uwagę ślimacze tępo jazdy Cuddy, mogli przejechać co najwyżej cztery do pięciu mil. Zmierzali na południe…
- Zwolnij!
- Co?
- Zwolnij… Zaraz powinien być zjazd na polną drogę.
Spojrzała na niego niepewnie, ale wyraźnie zwolniła. Po chwili po lewej stronie pośród drzew dostrzegła utwardzoną szosę. Zjechała powoli na pobocze i zatrzymała samochód, cały czas rozglądając się wokoło. Znała skądś tę okolicę, ale za nic nie potrafiła umiejscowić jej w pamięci.
- Gdzie jesteśmy? – spytała cicho.
- Niedaleko Ogrodów Botanicznych Matthaei** - odparł i uśmiechając się lekko, wysiadł z samochodu.
Nazwa ta wydawała się jej bardzo znajoma i była pewna, że kiedyś zwiedzała te ogrody, ale wysiadając z samochodu, nie widziała nawet skrawka zapamiętanych zabudowań.
- Jesteś pewien, że to tutaj? – spytała, zatrzaskują drzwi i stając obok niego.
- Dokładniej mówiąc ogrody są po drugiej stronie lasu – wyjaśnił, a jego oczy rozbłysły dziwnym, złowrogim blaskiem. – Kiedyś mieliśmy tam obowiązkowy wykład z botaniki, tyle, że my z Paulem nigdy tam nie dotarliśmy, za to odnaleźliśmy tę fajną dróżkę…
Westchnęła cicho i ze zmarszczonymi brwiami ponownie objęła wzrokiem okolicę, która jak na złość, z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej znajoma.
- Wydaje mi się, że już tu kiedyś byłam… - powiedziała cicho, spoglądając pytająco na House’a. Skrzywiła się, gdy na jego usta wypłynął zadziorny uśmieszek. To nie zwiastowało niczego dobrego. – Chyba jednak nie chcę wiedzieć… - mruknęła.
- Chodź!
Ruszył raźnie przed siebie, całkowicie ignorując nieme sprzeciwy Cuddy. Wzruszając ramionami, niechętnie podążyła za nim, stwierdzając, że lepiej było jednak trzymać się blisko House’a. Nie, żeby bała się zostawać sama w samym środku szczerego pola, co to, to nie… Ot tak, po prostu postanowiła dotrzymać mu towarzystwa.
- Cuddy? – Odwrócił się do niej, znów uśmiechając się tym znienawidzonym przez nią uśmieszkiem. – Ile razy w życiu cię aresztowali?
- Nigdy! – rzuciła szybko, po czym zmarszczyła brwi, widząc jego kpiącą minę. Roześmiał się, dostrzegając, jak jej twarz zmienia wyraz. Totalne niezrozumienie powoli przemieniło się w szok pomieszany z uroczym zawstydzeniem. Zatrzymała się gwałtownie, przygryzając wargi.
- No chodź… Nie wstydź się. – Wyraźnie się z niej nabijał. Może on szczycił się kryminalną przeszłością, ale ona próbowała wyprzeć to wspomnienie z pamięci. Nie ma mowy, nie zrobi ani jednego kroku więcej! Miała ochotę uciec, ale najbardziej to chciałaby teraz pozbyć się tych nieznośnych obrazów, które z uporem maniaka pojawiały się jej przed oczami. Westchnęła z rezygnacją, gdy poczuła, jak jej policzki pokryły się szkarłatem.
- Nie przejmuj się, każdy nastolatek uprawiał seks w samochodzie.
- Ale nie każdego za to przymknęli – mruknęła cicho i zakładając ręce na piersi, ruszyła szybko do przodu, zostawiając go w tyle.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi, było wtedy całkiem zabawnie i… przyjemnie – krzyknął, dusząc się ze śmiechu.
- Kretyn!
- Gdzie idziesz? – spytał, podchodząc do niej, gdy zatrzymała się na środku dróżki.
- Byliśmy tutaj już… i wcale nie chodzi mi o seks w samochodzie! – burknęła, gdy uśmiechnął się głupkowato. – Przyjeżdżaliśmy tu kiedyś z Suz… Nie pamiętasz?
Pokręcił przecząco głową.
- Czemu ty zawsze musisz pamiętać tylko te najgorsze rzeczy? – westchnęła ciężko.
- No nie przesadzaj… Seks nie był taki najgorszy… Nie byłaś taka zła w te klocki.
- Do tanga trzeba dwojga – mruknęła, uśmiechając się jadowicie.
- Oj! I teraz poczułem się dotknięty!
Pokręciła głową z rozbawieniem, powoli idąc w stronę wysokich zarośli.
- Zamieniasz samochód na krzaki?
- Zamknij się i chodź!
Wzruszył ramionami i ruszył za nią.
- Pamiętasz, że kiedyś była tu stara fabryka? Wiesz, te opuszczone zabudowania?
Kiwnął delikatnie głową, po czym uśmiechnął się kącikiem ust.
- Koty?
- Brawo! – Odpowiedziała mu szerokim uśmiechem i przedzierając się przez krzaki, weszła na nieduży betonowy parking. Okolica przywodziła na myśl scenerię żywcem wyjętą z jakiegoś nisko budżetowego horroru. Zieleń lasu ginęła pochłonięta przez wszechogarniającą szarość. Wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu, odpadłego od ścian tynku, śmieci i porozbijanego szkła z butelek po piwie. Ogrodzenia fabryki przerdzewiały i chwiały się niebezpiecznie na słupkach, wydając z siebie ciche skrzypienie przy każdym podmuchu wiatru.
- Powiało grozą… - mruknął House, stając koło Cuddy.
- Troszkę… Myślisz, że już ich tu nie ma?
- Pewnie zżarły je te ogromne szczury! – powiedział, wskazując głową na uciekającego pod gruzy gryzonia. Cuddy skrzywiła się z obrzydzeniem, szybko zaciskając powieki.
- Ohyda… I my naprawdę lubowaliśmy się w tym miejscu dwadzieścia lat temu?
Wzruszył ramionami i rozglądając po rumowisku, ruszył w stronę wielkiego głazu leżącego na środku parkingu. Lisa uśmiechnęła się niepewnie i obejmując się ramionami, zatopiła wzrok w ścianie lasu. Mimo że wszystko było takie wyraźne, takie realne, to ona nadal nie potrafiła uwierzyć w to, że znów jest w tym miejscu. Kolejne wspomnienia uderzały w nią z ogromną siłą, powodując szybsze bicie serca. Dokładne pamiętała, jak przyjeżdżali tutaj co jakiś czas z kilkoma paczkami ukradzionego ze stołówki jedzenia i karmili bezpańskie koty. Uśmiechnęła się szeroko, przypominając sobie narzekania House’a, który zawsze siadał na ziemi, odmawiając zbliżania się do tych wściekłych, dzikich bestii, dopóki jeden z kociaków sam się do niego nie pofatygował. Serce diagnosty szybko zmiękło, gdy zwierzak z pełną ufnością zaczął ocierać się o jego nogi.
House usadowił się wygodnie na głazie i wzdychając ciężko, odnalazł wzrokiem Cuddy. Obserwował uważnie, jak emocje na jej twarzy zmieniały się z każdą sekundą. Pierwszy raz od kilku ostatnich dni wydawała się być wreszcie spokojna i… szczęśliwa? Dobrze wiedział, że pewnie teraz odtwarzała w głowie wszystkie wspomnienia, które wiązały się z tym miejscem. Wcale jej się nie dziwił. Jemu również co chwilę przed oczami pojawiały się lekko już wyblakłe obrazy. Jak na fotografiach widział Lisę przytulającą do twarzy małego, białego kotka z zabawną czarną plamką wokół oka. Cuddy śmiejącą się donośnie z Suz, która oberwała po twarzy pazurami od jednego ze zbuntowanych kocurów. I w końcu widział ich. Wtulonych w siebie i z uśmiechami obserwujących jedzące koty. Uśmiechnął się niepewnie, czując dziwny ucisk w klatce piersiowej. Przez chwilę nie potrafił zdiagnozować tego uczucia, ale gdy podniósł wzrok na uśmiechającą się w jego stronę Lisę, objawienie przyszło bardzo szybko. Czuł żal. Ogromny, ciężący na sercu żal i tęsknotę za dawnymi latami. Za czasem, w którym oboje byli po prostu szczęśliwi.
- House?!
Odetchnął cicho, posyłając Cuddy pytające spojrzenie. Z nieodgadnioną miną wpatrywała się w coś poruszającego się w trawie.
- Jak długo żyją koty?! – pisnęła i przywołała go ręką do siebie. Podniósł się ociężale i ze zrezygnowaną miną podszedł do niej, spoglądając na miejsce, w którym utkwiła wzrok. Czarne, paciorkowate oczy wpatrywały się w nich uważnie. Biały kocur ze śmieszną plamką wokół prawego oka syknął ostrzegawczo i powoli zaczął się wycofywać.
- Toczeń? – mruknął, wpatrując się w zwierze.

<i>- Jak go nazwiesz? – spytała, z rozbawieniem patrząc, jak głaskał małego kotka za uchem.
- Puszek – mruknął zgryźliwie, posyłając jej oburzone spojrzenie.
- Oj, wysiliłbyś się… - westchnęła, siadając obok niego.
- Nie nazywa się czegoś, do czego nie wolno się przywiązywać…
Zmarszczyła brwi, wpatrując się w kotka, który zaczął łasić się do jej nóg. Wyciągnęła rękę i zatopiła ją w miękkiej sierści.
- Możemy go stąd zabrać. Jak skończymy studia i stąd wyjedziemy.
Spojrzał na nią niepewnie. Słowo </i> my <i> zadrżało w jego umyśle.
- Toczeń! – rzucił, uśmiechając się lekko.
Roześmiała się głośno i chwytając kociaka, położyła go na swoich kolanach.
- Niech będzie Toczeń.</i>

- On chyba powinien już nie żyć? – zapytał cicho, nie chcąc odstraszyć kota.
Cuddy wzruszyła ramionami.
- Myślisz, że to on?
- Pewnie jego duch się mści – mruknął. – No, co! Obiecałaś go stąd zabrać! – wyjaśnił, widząc jej sceptyczne spojrzenie.
- <i>My</i> mieliśmy go zabrać – szepnęła i spuszczając głowę, podeszła do głazu, który kilka chwil wcześniej zajmował House. Zganiła się w duchu. Nie powinna była tego mówić, nie powinna była rozdrapywać starych ran. Zacisnęła mocno powieki, czując jak blizna w sercu zapulsowała niebezpiecznie. To przecież nieważne, że marzenia, które się tutaj zrodziły, nigdy nie zostały spełnione. To nic, że wszystkie szczęśliwe chwile tutaj spędzone, dziś stawały się jedynie kolejnym kamieniem ciążącym na sercu. To wszystko nic! Musiała z tym żyć. Nie mogła odrzucać tego rozrywającego uczucia porażki. Nie miała do tego prawa. Przecież sama zdecydowała się żyć ze skutkami swojej decyzji. Sama. Zawsze sama… Westchnęła cicho, czując, że diagnosta usadowił się tuż obok niej.
- Cóż… - zaczął niepewnie. – Trochę nie wyszło i kot pewnie zdechł.
Zaśmiała się gorzko, kręcąc głową.
- Ty to potrafisz oddać dramatyzm sceny, nie ma co… - westchnęła, patrząc na niego kątem oka. Wzruszył jedynie ramionami, patrząc przed siebie.
- Poza tym… To nigdy nie jest toczeń!
Uśmiechnęła się szeroko, wiodąc spojrzeniem za jego wzrokiem.
- Przepraszam… - szepnęła po chwili milczenia.
Zmarszczył brwi i spojrzał na nią z pytaniem wypisanym na twarzy. Pokręciła głową, uśmiechając się krzywo.
- Popełniliśmy błąd…
Wiedział doskonale, że teraz na jego twarzy odmalował się wyraz totalnego zdziwienia i wcale nie miał zamiaru z nim walczyć. O czym ona do cholery mówiła?! Czyżby właśnie przyznawała się do tego, że źle postąpiła? Że żałuje? Poczuł, jak serce zabiło mu mocniej w piersi i nawet nie próbował powstrzymać uśmiechu, który powoli wypełznął na jego usta.
- Nie powinniśmy nigdy być razem – ciągnęła dalej, wpatrując się w nieznany punkt. – To nigdy nie miało szansy.
Serce załomotało głośno kilka razy, po czym nagle zamilkło. Zdusił w sobie chęć parsknięcia histerycznym śmiechem. O czym on do cholery myślał?!
- Prawda? – Spojrzała na niego z niepokojem, a przez jej serce przez sekundę przelała się nadzieja na to, aby zaprzeczył.
Kiwnął delikatnie głową. Nadzieja zachichotała złośliwie i wbijając w bliznę małą szpileczkę, zniknęła.
- Jedźmy już do akademika – powiedziała cicho, podnosząc się z głazu. – Zanosi się na burzę. – Spojrzała w niebo, po czym przeniosła wzrok na jego twarz, uśmiechając się nieśmiało. Odpowiedział jej uśmiechem, a za niebieskimi oczami, z niewiadomych przyczyn, dusza załkała cicho.

- Jesteśmy na miejscu – szepnął, gasząc silnik samochodu. Spojrzała na niego nieprzytomnie i kiwnęła głową, próbując się uśmiechnąć.
- Dzięki – mruknęła i powoli wysiadła z samochodu. Odetchnął głęboko i zamykając mocno oczy, wziął się w garść. Zamaszyście wyciągnął kluczyk ze stacyjki i szybko wyszedł z samochodu, zatrzaskując mocno drzwi. Krople deszczu rozbijały się na jego twarzy, przynosząc orzeźwiający umysł chłód.
- Cuddy! – krzyknął, odwracając się w jej stronę. Stanęła nagle i niepewnie spojrzała na niego. Cienkie ubranie kleiło się już do jej ciała, a delikatny makijaż spływał po policzkach. Wyglądała całkiem tak, jakby płakała. – Kluczyki – wyjaśnił, unosząc do góry dłoń z kluczem. Kiwnęła głową i wyciągnęła przed siebie dłonie, czekając na rzut. Niewielki skrawek metalu wylądował na jej dłoniach z cichym plaśnięciem.
- Pójdę już – mruknęła, wskazując głową na akademik. Wzruszył ramionami, uśmiechając się kącikami ust. Westchnęła cicho i odwracając się na pięcie ruszyła w kierunku budynku. Pragnęła uciec, schować się, zniknąć…
Wpadła do pokoju, ledwo powstrzymując cisnący się do oczu płacz.
- Cuddy? Nareszcie!
Odetchnęła ciężko, spoglądając na siedzącą na swoim łóżku Suz i towarzyszącego jej Paula. Obaj szczerzyli się do niej szeroko. Co za idioci!
- Gdzie byłaś cały dzień? – zapytała Suz, przechylając głowę i przyglądając się przyjaciółce uważnie.
- Czego chcesz, Suz? Jestem zmęczona – warknęła, sięgając po jeden z leżących na stoliku ręczników.
Mitchell spojrzała na nią niepewnie, po czym przeniosła zdziwione spojrzenie na męża.
- Byliśmy u rodziców Susy i znaleźliśmy coś na strychu – zaczął Paul radosnym głosem, od którego zrobiło się Cuddy niedobrze. Dlaczego niektórzy mogą być tak obrzydliwie szczęśliwi?
- Chodź, zobacz! – pisnęła Suz, sięgając po jakieś szare pudełko.
- Przepraszam, ale nie mam teraz ochoty – mruknęła i, posyłając im najbardziej wymuszony i sztuczny uśmiech, weszła do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Myślisz, że coś się stało? – szepnęła Mitchell, patrząc na drzwi z niepokojem. Paul wzruszył ramionami, sięgając do kieszeni po telefon, który wibrował już kilka sekund.
- House? – rzucił do słuchawki, posyłając żonie zdziwione spojrzenie.
- <i>Masz ochotę się upić?</i>


_______
* Ann Arbor - miasto w stanie Michigan, w którym znajduje się kampus Uniwersytetu.
** Ogrody botaniczne Matthaei - ogrody w Ann Arbor, które leżą w obrębie Uniwersytetu (przynajmniej tak mi sie wydaje ), musiałam je więc przesunąć kilka kilometrów dalej


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Nie 19:29, 05 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
baby
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 3013
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:48, 30 Sie 2010    Temat postu:

Kikuś, słońce
Nie wiem, czy już kometowałam, czy nie, ale na pewno czytałam od samego początku

Doskonale pamiętała, jak wiele razy przychodził do niej w środku nocy i bez pytania wsuwał się pod kołdrę. Zawsze mętnie tłumaczył się tym, że Paul przyprowadził do pokoju kolejną panienkę, bezczelnie wyrzucając współlokatora za drzwi. Lisa nigdy w te tłumaczenia nie wierzyła, ale nie miała siły protestować, gdy delikatnie obejmował ją w tali i ukrywał twarz w jej włosach. Zawsze wtedy odwracała się do niego plecami i z całej siły wtulała w jego ciało, ukrywając się w silnych, bezpiecznych i ciepłych ramionach. Zazwyczaj reszta takiej nocy była dla niej bezsenna. Z zamkniętymi oczami wsłuchiwała się w spokojny oddech chłopaka, próbując zapisać w sercu każdą sekundę, w której miała go tak blisko.
ładne to

Bardzo podoba mi się Twój styl, barwne opisy i talent. Och, aż zazdrość zżera

Toczeń Na pewno śliczny z niego kotek, szkoda, że go nie przygarnęli

Pozdrawiam i wena życzę,
B.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez baby dnia Pon 22:00, 30 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HuddyFan
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:48, 30 Sie 2010    Temat postu:

ja też klepię!

e;

Cytat:
Całuje zatem moją największą fankę


Wiesz jak to brzmi? Z mojego punktu widzenia, który Cię do łez doprowadza, to uważam, że w końcu zrozumiałaś, że ja naprawdę jestem Twoją fanką. Czy tego chcesz czy nie...

Cytat:
Lisa nigdy w te tłumaczenia nie wierzyła, ale nie miała siły protestować, gdy delikatnie obejmował ją w tali i ukrywał twarz w jej włosach. Zawsze wtedy odwracała się do niego plecami i z całej siły wtulała w jego ciało, ukrywając się w silnych, bezpiecznych i ciepłych ramionach.


To powinno być pisane w czasie teraźniejszym! Śliczne.

Cytat:
Czasami tylko nie rozumiała, czemu nawet najmniejszy, przypadkowy dotyk jego dłoni, powodował, że marzyła, aby znalazł się ponownie w jej ramionach.


I to mi się podoba. Czy Wy to, ludzie, widzicie!? DS potrzebował sześć sezonów aby w końcu załapać, że Cuddy po cichutku pragnie znów być z House'em, a mojej idolce zajęło to AŻ trzy dni!!! Jestem z Ciebie dumna!

Cytat:
- Jak oko? – zapytała cicho, próbując zdusić w sobie przemożną chęć sięgnięcia ku jego twarzy i delikatnego przejechania kciukiem po sinym półkolu pod okiem.


Ja stanowczo zabraniam jakiegokolwiek duszenia w przyszłych częściach! Zrozumiano?! No, jak Boga kocham! *chodzi w kółko, przklinając pod nosem*

Cytat:
- Cuddy? – zapytał niepewnie, wpatrując się, jak z namaszczeniem smarowała tost dżemem. – Masz ochotę pogadać o tych kupach?


O Mamusiu, zabiłaś mnie tym!

Cytat:
- Nie przejmuj się, każdy nastolatek uprawiał seks w samochodzie.


Uuuu. Wyłaniamy na powierzchnię brudne sekrety Lisy Cuddy. Czekam na coś ciekawszego. I nie mówię, że seks w samochodzie jest nie ciekawy. *Czuje na sobie wzrok innych Horumowiczów* Przestańcie się gapić, perwersi!!! Nic takiego nie robiłam!

Cytat:
Nie byłaś taka zła w te klocki.


byłaś? BYŁAŚ?!?! Co za dureń!!! Gdyby był troche mniej anormalny, aspołeczny i wszystkie inne słowa na 'a', to może mógłby mówić: JESTEŚ!!! Kika, no!!! Weź coś z tym zrób!

Cytat:
- Koty?


Jak to przeczytałam, to musiałam dwa razy wrócić i przeanalizować tekst, bo sądziłam, że coś mi umknęło. No cóż, nikt nie powiedział, że trzeba poczekać na rozwiązanie...

Cytat:
- Toczeń? – mruknął, wpatrując się w zwierze.


I znów. Moja reakcja była mniej więcej, taka: Toczeń?! Jaki kurna toczeń!? Boże, nie umiem czytać!
I jak zwykle, wszystko wyjaśniło się po tym, jak szesnaście razy próbowałam się dowiedzieć o czym on mówił...
Cytat:

- Czy on nie powinien już nie żyć?


Coś mi tu zgrzyta. Nie powinien nie żyć czyli powinien żyć?
Ale to ja jestem tą głupszą pod względem gramatycznym, więc nie będę się kłócić. Zresztą, kogo obchodzom błendy, co ńe?

Cytat:
- My mieliśmy go zabrać


Właśnie! Ty niedojrzały gagatku! *wyciąga ręcę do walki* On mnie na serio prowokuje!!!

Cytat:
O czym on do cholery myślał?!

Cytat:
- Prawda?

Cytat:
Kiwnął delikatnie głową


No to, po jaką cholerę kiwał głową?!?! Ja się zapytowywuję!?!? Przecież mógł zaprzeczyć! No mógł?!?! *zakasa rękawy* No, jak nic mu się za chwile dostanie!

Cytat:
- Cuddy! – krzyknął, odwracając się w jej stronę. Stanęła nagle i niepewnie spojrzała na niego.


*w serduszku Huffusia rośnie płomyczek nadziei*
Cytat:

Kluczyki – wyjaśnił


*nadzieja gaśnie* Wiesz co tu powinno być?! Ekhm... :

Cytat:
- Cuddy! – krzyknął, odwracając się w jej stronę. Stanęła nagle i niepewnie spojrzała na niego.
- Masz moje serce! - krzyknął i padł przed nią na kolana, obiecując dozgonną miłość. Czyli dopóki nie umrą. Albo dopóki nie umrą na śmierć, bo to dłużej.


No, coś koło tego.

Cytat:
(...) sięgając po jakieś szare pudełko.


Beeeee! Bo ja chcę wiedzieć co tam było!!!

_______

Cytat:
Niestety długie przerwy źle na mnie działają


Na Ciebie?! Czy Ty wiesz, kobieto, co takie przerwy robią ze mną?! Zszedł mi lakier z myszki od odświeżania na okrągło storny!!! Mogłabyś już dać kolejną część, a nie... lenisz się. Masz jeszcze trochę wakacji, więc mogłabyś popisać! Ot co! I daj w kolejnej części trochę Suz, bo ona ma zacząć działać!!!

Czekam na kolejną część, która zapewne będzie tak samo dobra jak wszystko co napisałaś w swoim życiu.

Całuję,
Twoja największa fanka (już uznana )
Huffuś


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez HuddyFan dnia Wto 14:50, 31 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mika-house
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:24, 30 Sie 2010    Temat postu:

wow!!
już mi sie podoba-extra!!
Fik z tym czymś...
Czekam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:39, 31 Sie 2010    Temat postu:

Kikuś, Kikuś, Kikuś... Och, Kikuś... jak ja się za Tobą stęskniłam... znaczy, za Twoimi tekstami. Cudownymi, tak na marginesie dodając, doprawdy cudownymi. Czekałam, czekałam... dziś rano nawet o Tobie myślałam, wiesz? Zastanawiałam się, kiedy coś dla nas stworzysz. No i się wreszcie doczekałam. Włączam, czytam wstęp i oczywiście zamknęłam się w sobie. Naprawdę Właśnie dlatego dopiero teraz komentuje. Musiałam się... hmm... otworzyć w sobie. A wiesz, jak ja kocham Twoje komentarze? A może raczej to, że Ty... akurat Ty! czytasz to, co ja, taka malutka ja napiszę. Zawsze bardzo mi to pochlebia, naprawdę. Cieszę się, że wakacje Ci się udały i widzę, że odnośnie zbliżającego się 1 września mamy podobne odczucia Dobrze, kończę ten mój nudnawy wstęp i przechodzę do tej wspaniałej treści, którą nam zaserwowałaś.

Opisy, ach te Twoje opisy... zastanawiam się, jakim wyrazem można by je określić. Myślę, że bajeczne byłoby dobrym słowem. Ono pierwsze przyszło mi do głowy. Kiedy przez nie przebrnęłam, zatapiając się w nich bez reszty, doszłam do dialogu. A tak naprawdę to jak zawsze uderzyło mnie to, że ja to wszystko widziałam! Tak nagle to sobie uświadomiłam, gdy zupełnie nieświadomie zobaczyłam Cuddy rozglądającą się po stołówce i w końcu siadającą obok House'a. Widzę Grega, który ją ignoruje, ale ostatecznie poświęca Lisie swoją uwagę. I wiesz... cieszę się, że nigdzie nie było Suz(choć nie mogę pozbyć się wrażenia, że nie było jej specjalnie... znaczy, że ona specjalnie gdzieś pojechała). Cieszę się, że Cuddy była zmuszona zostać sama... a co za tym idzie spędziła czas z House'm. Potem znów te opisy, a ja znów siedzę z niebezpiecznie błyszczącymi od zachwytu oczkami. Gdy wreszcie się otrząsnę i wyrwę z marzeń pozwalających mi sądzić, że pewnego dnia też coś tak napiszę przechodzę dalej. I czytam o wycieczce. Zatapiam się w ich cudownych wspomnieniach. Uśmiecham się nawet razem z nimi tak, jakbym ja również to wspominała. Co przyznam, jest dość głupie, ale ten uśmiech tak jakoś sam cisnął mi się na twarz. I te koty! Na ten moment mogę je nawet polubić... a może nawet pokochać? Bo wiesz, ja zazwyczaj nie przepadam za kociakami... za bardzo drażnią moją małą, czarną kuleczkę(czyt. yorka ). No, ale na ten momencik mogę zrobić wyjątek i się nad nimi rozpłynąć. Kot - Toczeń... to takie house'owe, wszystko sprowadzać do medycyny. A potem zrobiło się tak smutno. Bo to okropne jak ludzie się kochają, ale boją się zrobić ten pierwszy krok i ostatecznie rezygnują ze wspólnego życia.

Cytat:
Odpowiedział jej uśmiechem, a za niebieskimi oczami, z niewiadomych przyczyn, dusza załkała cicho.


A to jest piękne. Naprawdę przepiękne zdanie. Jest ich oczywiście więcej. O, dużo więcej. Chociażby fragment z House'm wkradającym się do łóżka Cuddy - to był cały zbiór cudnych zdań. Albo opis burzy i tego jak czuła się Lisa. Nie cytuję, bo pod wszystkimi napisałabym to samo.

Potem powrót do akademika i to jak rozeszli się w dwie różne strony... no i nadal jest mi smutno. Cuddy jest nieszczęśliwa, House jest nieszczęśliwy, a wszystko, dlatego że nie mają odwagi, aby szczerze ze sobą porozmawiać.

Kikuś, piszesz pięknie... wręcz bajecznie. No i wciąż mnie zachwycasz. Przy czytaniu Twoich prac czas płynie dwa razy szybciej. I mówię poważnie... dopiero teraz zauważyłam, że jest odpowiednia godzina na sen. Zaczytałam się. Mam głęboką nadzieję, że tym razem nie będziemy musieli tyle czekać. Jeśli przerwy tak źle na Ciebie działają to nie rób ich takich długich Ja mam na odwrót. Mnie przerwy pomagają tylko trudno jest mi się do nich zmusić. W każdym razie czekam na ciąg dalszy. Jesteś moim drugim wzorem do naśladowania, wiesz?

Życzę weny i czasu, abyś szybko napisała kolejną część.

Pozdrawiam i całuję
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciapkowa13
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skąd to pytanie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:28, 31 Sie 2010    Temat postu:

Kikuś jesteś bosska , wystarczy ż twoje fiki są nieśmiertelne.Znów mnie zaskoczyłaś świetnie piszesz, uwielbiam Cię .Dlaczego kazałaś czekać tak długo na tą część?Proszę nie rób tego więcej bo oszaleje, nie karz tak długo czekać

Życzę wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:25, 05 Wrz 2010    Temat postu:

Baby, wiesz jak bardzo się cieszę, że się ujawniłaś ze swym czytaniem? To bardzo wiele dla mnie znaczy, dziękuję


Huffuś, Ty mały terrorysto!

Cytat:
I to mi się podoba. Czy Wy to, ludzie, widzicie!? DS potrzebował sześć sezonów aby w końcu załapać, że Cuddy po cichutku pragnie znów być z House'em, a mojej idolce zajęło to AŻ trzy dni!!! Jestem z Ciebie dumna!


Ha! Widzisz, jaka szczwana bestia ze mnie? Żem zabłysnęła, normalnie

Cytat:
Ja stanowczo zabraniam jakiegokolwiek duszenia w przyszłych częściach! Zrozumiano?! No, jak Boga kocham! *chodzi w kółko, przklinając pod nosem*


Obiecuję, że nikt nikogo i niczegu dusił nie będzie. Przysięgam na tę... eee... nooo... na grób wena mego przysięgam, o!


Cytat:
Uuuu. Wyłaniamy na powierzchnię brudne sekrety Lisy Cuddy. Czekam na coś ciekawszego. I nie mówię, że seks w samochodzie jest nie ciekawy. *Czuje na sobie wzrok innych Horumowiczów* Przestańcie się gapić, perwersi!!! Nic takiego nie robiłam!


Eee... Huffusiu? No, proszę... Czego my się tutaj dowiadujemy, nie dość, że terrorysta to jeszcze mały zboczek... Widać, że idealnie wpasowujesz się w moje towarzystwo

Cytat:


byłaś? BYŁAŚ?!?! Co za dureń!!! Gdyby był troche mniej anormalny, aspołeczny i wszystkie inne słowa na 'a', to może mógłby mówić: JESTEŚ!!! Kika, no!!! Weź coś z tym zrób!


Tak jest, sir! Zadanie zostało przyjęte i przygotowywane do wykonanie, sir! Operacja kryptonim: Seks w czasie teraźniejszym w toku, sir!

Cytat:


Jak to przeczytałam, to musiałam dwa razy wrócić i przeanalizować tekst, bo sądziłam, że coś mi umknęło. No cóż, nikt nie powiedział, że trzeba poczekać na rozwiązanie...


Następnym razem uprzedzę, obiecuję... Wywieszę taki ogromny szyld specjalnie dla Huffusia!

Fragment z błędem ominiemy, bo to uderzyło w moją dumę, o! Tego nigdy nie było, rozumiemy się?! No!

Cytat:

Właśnie! Ty niedojrzały gagatku! *wyciąga ręcę do walki* On mnie na serio prowokuje!!!


Hola, hola, wędrowcze! Ale to Cuddy wszystko spierdzieliła, przecie! No! Tutaj Gregusia będę bronić do ostatniej kropli krwi, no!


Cytat:
No to, po jaką cholerę kiwał głową?!?! Ja się zapytowywuję!?!? Przecież mógł zaprzeczyć! No mógł?!?! *zakasa rękawy* No, jak nic mu się za chwile dostanie!


*komunikat on*
Przepraszamy za zakłócenia. Sceny tylko dla osób o silnych nerwach.
*komunikat off*


Cytat:
*w serduszku Huffusia rośnie płomyczek nadziei*
Cytat:

Kluczyki – wyjaśnił


*nadzieja gaśnie*


Ha! To było specjalnie! Ha, ha, ha!
Yes, yes, yes... Ekhm...



Cytat:
Wiesz co tu powinno być?! Ekhm... :

Cytat:
- Cuddy! – krzyknął, odwracając się w jej stronę. Stanęła nagle i niepewnie spojrzała na niego.
- Masz moje serce! - krzyknął i padł przed nią na kolana, obiecując dozgonną miłość. Czyli dopóki nie umrą. Albo dopóki nie umrą na śmierć, bo to dłużej.


Oscara za najlepsze rozegranie sceny otrzymuje... *dźwięk werbli* Huffuś!



Cytat:
Na Ciebie?! Czy Ty wiesz, kobieto, co takie przerwy robią ze mną?! Zszedł mi lakier z myszki od odświeżania na okrągło storny!!! Mogłabyś już dać kolejną część, a nie... lenisz się. Masz jeszcze trochę wakacji, więc mogłabyś popisać! Ot co! I daj w kolejnej części trochę Suz, bo ona ma zacząć działać!!!


Zawsze możesz mnie pozwać za straty materialne
Oj, taaak... Lenię się A co! Od tego są wakacje A Suz ma urlop od knucia i kombinowania, daj dziewczynie wypocząć, no!

Dzękuję, Słońce


mika-house

Mój fik dziękuje za stwierdzenie, że ma to "coś". Czuje się miło połechtany i wymiętolony. Dziękujemy

Szpiluś, *zakasa rękawy, wzdycha głęboko i zbiera w sobie siły, no to jedziem!*

Cytat:
Kikuś, Kikuś, Kikuś... Och, Kikuś... jak ja się za Tobą stęskniłam... znaczy, za Twoimi tekstami. Cudownymi, tak na marginesie dodając, doprawdy cudownymi. Czekałam, czekałam... dziś rano nawet o Tobie myślałam, wiesz?


*spuszcza oczka i patrzy zza kurtyny rzęs, rumieniąc się niczym dzięcielina*
Pff... za tekstami, za tekstami... A o człowieku to już nikt nie pamięta...
Cytat:

Włączam, czytam wstęp i oczywiście zamknęłam się w sobie.


*biegnie na odsiecz z łomem*

Cytat:
Musiałam się... hmm... otworzyć w sobie.


*odrzuca łom za plecy, przyjmując minę skrzywdzonego dziecka, któremu zabrano zabawkę*

Cytat:
Opisy, ach te Twoje opisy... zastanawiam się, jakim wyrazem można by je określić. Myślę, że bajeczne byłoby dobrym słowem. Ono pierwsze przyszło mi do głowy. Kiedy przez nie przebrnęłam, zatapiając się w nich bez reszty, doszłam do dialogu. A tak naprawdę to jak zawsze uderzyło mnie to, że ja to wszystko widziałam!



Wiesz, że to chyba najpiękniejsze zdania jakie kiedykolwiek usłyszałam na temat swojego pisania? Zawsze wkładam ogrom serca w opisy, mając nadzieję przekazać czytelnikom choć odrobinę tego, co ja mam przed oczami... Jej! Czyżby mi wychodziło?

Cytat:
I te koty! Na ten moment mogę je nawet polubić... a może nawet pokochać? Bo wiesz, ja zazwyczaj nie przepadam za kociakami... za bardzo drażnią moją małą, czarną kuleczkę(czyt. yorka )


Przybij piątkę! Szczerze to też nie lubię kotów, bo mój pies uwielbia je gonić, a co za tym idzie ja lecę za nim, ciągnięta na smyczy Cóż czterdziesto kg byczek ma trochę siły

Dziękuję za cudny komentarz

ciapkowa13
, to nie ja! To mój wen - wszelakie zażalenia kierować prosimy pod jego adres...
Dziękuję Ci bardzo


O, a teraz gwóźdź programu! Dalszej części, jak widać, nie ma Hie, hie... Taką se miałam fanaberię, żeby pokomentować komentarze i już uciekam Do... kiedyś!

*kryje się w bunkrze, obawiając się rychłego napadu Huffusia*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:09, 08 Wrz 2010    Temat postu:

Witam
Ostrzegam lojalnie - zapowiada się nudno i opisowo Wielbicieli dialogów dziś nie zainteresuję, chyba...
Część zmieniana tyle razy, że już dobrze nie pamiętam jej pierwotnej wersji, która prawdopodobnie była o wiele dłuższa - także i tak Was oszczędziłam
Chcę jeszcze tylko powiedzieć , że jest to przełomówka i jedziemy już ku końcowi... Yeeeesss...



Część 8

Oparła dłonie o chłodne płytki, spuszczając głowę. Gorąca woda rozbijała się o jej ciało, powodując, że bolesne napięcie mięśni powoli mijało. Westchnęła cicho i zamykając oczy, uniosła twarz wprost pod natrysk. Oddychała głęboko, próbując wyzbyć się wszystkich uczuć, które teraz kołatały się w głowie. Chyba jeszcze nigdy nie odczuwała na raz tak wielu emocji, które splatały się ze sobą, tworząc mieszankę niemalże wybuchową. Musiała się uspokoić, musiała pozbyć się złości rozrywającej głowę, nienawiści do samej siebie i House’a, a przede wszystkim musiała wyprzeć ogromny żal i uczucie, którego tak strasznie się bała. Które zaczęło powoli kiełkować w sercu i przez krew dostawało się do każdej komórki ciała, sprawiając, że wręcz wyrywało się tylko w jednym kierunku. Byle najbliżej niego. Pokręciła głową i odgarnęła palcami przyklejone do twarzy mokre włosy. Nie zaprzeczył. Potwierdził wszystko to, czego ona nie dopuszczała nawet do myśli. Skreślił ją, uznał za pomyłkę, za nic nieznaczącą młodzieńczą miłostkę, o której powinno się zapomnieć lub jedynie wspominać czasami z tęsknym uśmiechem na ustach. A może… Może popełniła błąd. Może powiedzenie mu, że wszystko było tylko jedną wielką pomyłką, sprawiło, że uwierzył w jej obojętność. W to, że nigdy nic do niego nie czuła, że żałowała wszystkich chwil z nim spędzonych. W końcu na co miała nadzieję? Że zaprzeczy, powie, że to był najwspanialszy czas w jego życiu, że nigdy nie chciał, aby to się tak skończyło, że chciałby wszystko naprawić, żeby przybliżyć ich życie odrobinę bliżej słowa <i>szczęście</i>, o które dzisiaj się tak boleśnie się otarła? Przecież tak dobrze go znała, wiedziała, że nigdy nie potrafił wyznać, co naprawdę czuje. Zresztą każdy by się poddał słysząc, że wszystkie najwspanialsze chwile w jego życiu były pomyłką. Dlaczego więc House miałby być inny, dlaczego miałby się zmienić przez te kilka godzin? Nie, pomyślała, opierając się plecami o chłodną ścianę kabiny. Musiała przestać wlewać w swoje serce te głupie krople nadziei. Gdyby coś do niej czuł, jakoś by to okazał. Niemożliwym było, żeby nadal w sercu pielęgnował to stare uczucie. Bo tego, że kiedyś ją kochał, była pewna. Mimo że nigdy nie usłyszała tych dwóch słów z jego ust, z łatwością dostrzegała miłość w każdym jego geście, spojrzeniu i dotyku. Kiedyś tylko raz powiedział, że chciałby, aby ich związek trwał już zawsze. Wtedy uznała to za zwykły żart. W tamtym momencie również nie zaprzeczył. A co jeśli dziś przeżyli powtórkę tamtej chwili? Jeżeli on znów poczuł się odrzucony i próbując ratować swój honor, po prostu się z nią zgodził? Dlaczego wtedy, gdy nie trzeba było, zgadzał się z nią we wszystkim, a gdy było to koniecznie, potrafił sprzeczać się o byle głupotę?! Pokręciła głową, wszystko było zbyt zagmatwane. Jeszcze kilka dni temu myślała, że cała jej przeszłość była idealnie jednolita i składna, ale im dłużej o niej myślała, im więcej wspomnień przelatywało przez jej głowę, tym wyraźniej dostrzegała jej wielowarstwowość i to, że posiadała mnóstwo luk.
Nigdy nie myślała, że kilka godzin może tak bardzo namieszać w jej życiu. Kilka zwykłych godzin, które wywołały na jej ustach więcej szczerego uśmiechu, niż parę ostatnich lat. Dziesiątki minut, których nie zakłócały bezsensowne sprzeczki, a wypełniały jedynie szczere rozmowy, wspomnienia i śmiech. Przypomniała sobie, jak uśmiechał się zwiedzając znane miejsca. I chyba pierwszy raz od zakończenia studiów widziała na jego ustach prawdziwy uśmiech, który pozbawiony był tej charakterystycznej gorzkiej nuty. Wtedy zdała sobie sprawę, że chciałaby, aby zawsze taki był. Żeby przestał ukrywać się za maską sarkazmu, arogancji i chęci przekonania wszystkich wokoło, że jest pozbawionych wszelakich ludzkich uczuć. Znała go zbyt dobrze, żeby się nabrać na tę aktorską sztuczkę. Pamiętała przecież jak bardzo czuły, opiekuńczy i kochany potrafił być… Gdyby tylko chciał, gdyby tylko miał dla kogo?
Westchnęła cicho i zakręciła wodę. Z pokoju dobiegły do niej stłumione głosy przyjaciół, w których Cuddy ze zdziwieniem rozpoznała sprzeczkę. Widać, tego dnia nad wszystkimi wisiało jakieś fatum. Skrzywiła się, gdy za ścianą rozległ się odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Wieczór zatem zapowiadał się wręcz wybornie. Przeklęła pod nosem i sięgnęła po ręcznik, owijając się nim dokładnie. Już miała odsunąć drzwi kabiny, gdy do łazienki wdarł się chłodny powiew wiatru. Drzwi pomieszczenia zostały brutalnie otwarte, a potem cicho zamknięte. Zamrugała kilkakrotnie próbując pojąć, co się właśnie wydarzyło.
- Suz? – pisnęła strachliwie, przyciskając ręcznik do piersi.
- Powiesz mi w końcu, co się stało?
Cuddy odetchnęła głęboko, próbując uspokoić szaleńczo bijące serce. Pięknie, jeszcze ją dzisiaj do zawału doprowadzą!
- Powiesz mi, co ty tutaj robisz?! – warknęła, odsuwając zamaszyście drzwiczki. Mitchell siedziała rozpostarta na zamkniętym sedesie i uśmiechała się szeroko. Nie wyglądała na kogoś, kto by się przejmował wtargnięciem do zajętej łazienki, czy też odbytą kilka sekund temu awanturą z mężem.
- Siedzę – odparła niewinnie. – A ty unikasz odpowiedzi!
Westchnęła ciężko.
- Nie unikam. Po prostu nie mam ci nic do powiedzenia. Nic się nie stało!
- Och… To dobrze. – Uśmiechnęła się przymilnie. – Nie wiedziałam, że tak po prostu wpadasz z płaczem do pokoi.
Cuddy przewróciła oczami i, posyłając Suz złośliwy uśmiech, wyszła z łazienki.
- Nie płakałam – odparła i zdała sobie sprawę, że musiało to zabrzmieć strasznie dziecinnie.
- Okej… - mruknęła bez przekonania. – To, co się stało?
- Nic! – powtórzyła ze zrezygnowaniem, zabierając świeże ubrania z szafy.
- Wiesz, że dobrze jest się czasami przed kimś wygadać?
Lisa spuściła głowę i powoli weszła do łazienki. Susan zmarszczyła brwi. Wiedziała doskonale, że coś musiało się wydarzyć. Coś, co skutecznie ukruszyło mur, którym otoczyła się Cuddy. Nigdy nie należała do osób, które z chęcią dzieliły się swoimi emocjami. Zwłaszcza tymi negatywnymi. Zawsze starała się przyjąć dobrą minę do złej gry, ukrywając się za maską chłodnej perfekcjonistki. Dziś jednak Suz mogła przez ułamek sekundy dostrzec prawdziwe uczucia Cuddy. W chwili, w której wbiegła do pokoju, przez jej twarz przetoczyło się mnóstwo emocji na raz. Złość, rozgoryczenie, żal, nienawiść… Ale dwie z nich wydały się Suz wyjątkowo znajome – były to smutek i ogromny ból. Mitchell tylko raz widziała u przyjaciółki ten wyraz twarzy. Przed oczami znowu miała obraz Lisy, stojącej przy oknie i obserwującej wyprowadzających się z akademików absolwentów. Tylko wtedy dała po sobie znać, że cierpi. Ta chwila rozpaczliwej słabości utkwiła dobrze w pamięci Susan.
Cuddy weszła po chwili do pokoju, uśmiechając się nieśmiało do przyjaciółki. Może faktycznie miała rację? Może poznanie opinii kogoś względnie postronnego, mogłoby przynieść jej ulgę i rzucić odrobinę więcej światła na jej uczucia? W końcu za trzy dni już ich tu nie będzie. Być może już nigdy nie zobaczy Suz. Czy miała coś do stracenia?
- Wszystko się popieprzyło! – szepnęła, opadając na łóżko. – Przeczuwałam, że przyjazd tutaj może namieszać mi w głowie, ale nie spodziewałam się czegoś takiego! Nie mogę normalnie przejść korytarzem, żeby nie widzieć w każdym zaułku przeszłości. Na każdym kroku dopadają mnie wspomnienia. I to nie chodzi o te nostalgiczne przebłyski o kumplach z roku. Ja widzę tylko obrazy z czasu jak byłam z House’em. Tak, jakby pozostałe lata tutaj spędzone nie miały znaczenia, jakby nigdy nie istniały. – Westchnęła ciężko. – Jestem tym naprawdę przerażona… - powiedziała cicho, wpatrując się w swoje dłonie. Przez te wszystkie lata nigdy nie pomyślała, żeby coś zmienić. Wydawało jej się, że wszystko w życiu zrobiła dobrze. Że każda jej decyzja była poparta solidnymi argumentami. Myślała, że to, co było, już nigdy nie wróci, że dawne życie było zamkniętym rozdziałem, do którego już nie da się nic dopisać. Że liczy się tylko to, co jest tu i teraz. A dziś? W ciągu zaledwie trzech dni zdołała przeżyć wszystko na nowo, powoli wykreślając zdania z przeszłości i zastępując je nowymi. - Z perspektywy czasu wszystko wydaje się być takie inne, lepsze… Nagle zdałam sobie sprawę, że gdybym wtedy potrafiła zobaczyć to, co wiem dzisiaj, myślę, że mogłoby być inaczej… Może ja i House… - Pokręciła głową. – Może my… - Wzruszyła ramionami, szukając wzrokiem zrozumienia w oczach Susan. – Naprawdę się tego boję… Popełniłam dzisiaj straszną głupotę! Chyba podświadomie chciałam zamknąć ostatnią furtkę do przeszłości…
- Co zrobiłaś? – spytała miękko, patrząc na Lisę z troską.
- Powiedziałam mu, że nigdy nie powinniśmy być razem. Że popełniliśmy ogromny błąd, bo nasz związek był z góry skazany na porażkę. A ten kretyn mi przytaknął! – warknęła. – Pewnie pomyślał, że żałuję… Że nigdy nic dla mnie nie znaczył.
- Kochasz go? – Bardziej stwierdziła niż zapytała i Lisa nie była pewna, czy chciała usłyszeć to pytanie. W tym momencie już niczego nie była pewna. Czasami miała ochotę po prostu rozerwać go na strzępy, ale niekiedy pragnęła jedynie przytulić się do niego i nie oddalać nawet o krok.
- Teraz to szczerze go nienawidzę. – Westchnęła.
Mitchell uśmiechnęła się szeroko.
- Wiesz, że nienawiść nie jest przeciwnością miłości? Jest przecież równie silna, namiętna i gorąca. Te dwa uczucia dzieli naprawdę bardzo cienka granica. To obojętność zabija miłość.
Cuddy uśmiechnęła się lekko, spoglądając za okno. Burza kończyła swój koncert, ustępując miejsca na niebie powoli zachodzącemu słońcu.
- Masz ochotę na spacer? – zapytała Suz.
- Jasne! Ale najpierw pokaż, co masz w tym pudełku. – Spojrzała na pakunek, leżący na stoliku.
- Nic ważnego. Może poczekać… - Mitchell wzruszyła ramionami, wstając z łóżka.
- Pokłóciłaś się z Paulem?
- Mały konflikt interesów – powiedziała, uśmiechając się delikatnie. – Widzisz, u nas granica między nienawiścią a miłością jest bardzo płynna. Może dlatego jesteśmy tak dobrym małżeństwem?
Cuddy uśmiechnęła się szeroko, przytakując cicho. Pamiętała doskonale jak potrafili wszczynać na studiach wojny o byle głupotę, ale czasami przyłapywała ich też, jak wpatrywali się w siebie z niemym porozumieniem. Wtedy nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogliby kiedykolwiek zostać parą. Widać, w wielu rzeczach się wtedy myliła.
- Gdzie teraz jest?
- Pognał na ratunek House’owi. – Roześmiała się, widząc przestraszone spojrzenie przyjaciółki. – Postanowił się zalać w trupa – wyjaśniła. – Widać on też jest daleki od obojętności…

Czuł się, jakby nagle trafił do jakiegoś filmu o Dzikim Zachodzie. Brakowało mu tylko konia przywiązanego do słupa, ostróg przy butach i kowbojskiego kapelusza, a idealnie wpasowałby się w wystrój baru. Wszystko wokoło zrobione było z drewna, przez co siedzenie na twardych stołkach nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń. Przez chwilę nawet poczuł się jak w szkole, gdy po godzinie spędzonej w barze, zaczął odczuwać niepokojące bóle w tylnych częściach ciała. Rozejrzał się po pomieszczeniu, krzywiąc się, gdy napotkał martwy wzrok głowy jelenia, która dumnie wisiała nad barem. Ktoś w tym lokalu miał ewidentnie upiorny gust. Dobrze, że chociaż szafa grająca cedziła cicho dźwięki <i>Thunder Road</i> Bruce’a Springsteena, bo gdyby jeszcze usłyszał muzykę rodem z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, mógłby się zacząć obawiać, że na barze pojawią się nagle tancerki kankana, a przez drzwi wejdzie John Wayne, żujący źdźbło trawy.
Westchnąwszy głęboko, uniósł szklankę z whisky do ust i ponownie spróbował wyprzeć z głowy powód, dla którego tutaj siedział. Zaśmiał się gorzko. Kobiety doprawdy były dziwne. Nie dość, że rzucają cię z całkiem bzdurnych powodów, których tak naprawdę w ogóle nie znasz, to jeszcze po dwudziestu latach, gdy już wszystko masz poukładane, gdy tamte czasy już przestają mieć znaczenie, ona uświadomi ci, że wszystko, co przeżyłeś, było jednym wielkim błędem. Uzna cię za zwykłą pomyłkę, a potem przeprosi. Ot, tak, jakby przepraszała za to, że zapomniała kupić twojego ulubionego jogurtu. Normalna sprawa, kompletnie bez znaczenia. Potem uśmiechnie się jeszcze do ciebie, tak, jakby nigdy nic się nie stało. A ty zostaniesz sam, z przywołaną przeszłością, z przekonaniem, że najlepsze chwile twojego życia nigdy nie powinny mieć miejsca i z tym dziwnym uciskiem w sercu, który do złudzenia przypomina ból, jaki doświadczyłeś, spoglądając, jak powoli odwraca się od ciebie i odchodzi w miejsce, do którego nie miałeś już wstępu. Czuł się tak, jakby Cuddy rzuciła go po raz drugi. To było ewidentnie niesprawiedliwe… Dlaczego ona mogła to zrobić aż dwa razy, a on nigdy nie miał do tego okazji? Pieprzona egoistka!
- Hej, to ja, chcę tylko ciebie. Nie odsyłaj mnie znów do domu. Nie zniosę znów tej samotności…*
Potrząsnął głową i spojrzał na przyjaciela, który kiwając się na kuflem piwa, nucił cicho słowa piosenki. To też było niesprawiedliwe. Paul zdołał upić się zaledwie w godzinę, podczas gdy House odczuwał tylko małe szumienie w uszach i nadal posiadał trzeźwość umysłu. Westchnął cicho, los ewidentnie go nie oszczędzał…
- Jakby Suz się pytała… To wiesz… - zaczął Marten konspiracyjnym tonem, na dźwięk którego House uśmiechnął się z rozbawieniem. – Wypytałem cię o całą tę sprawę z Lisą i w ogóle o to, co się dzisiaj stało…
Diagnosta zmarszczył czoło.
- A co się stało? I jaką sprawę z Lisą? – zapytał, mając nadzieję, że jego przyjaciel już na tyle się wstawił, że będzie grzecznie odpowiadał na pytania.
- Aaa… - machnął lekceważąco ręką. – Bo jak wróciła do pokoju, zaraz przed twoim telefonem, to jakaś taka dziwna była… - mruknął, wzruszając ramionami.
- Dziwna?
- Uhm… Wyglądała, jakby się miała popłakać… - powiedział, przykładając kufel do ust.
House przyjrzał mu się uważnie.
- Jesteś pewien?
- Na sto procent! Zresztą o to posprzeczałem się z Suz… Chciała, żebym cię wypytał o wszystko, bo była pewna, że coś się między wami stało, na co ja stwierdziłem, że znowu wpycha nos w nieswoje sprawy…
Przez chwile wydawało mu się, że ucisk w sercu odrobinę się zmniejszył, za to w głowie zaczęło się pojawiać coraz więcej pytań. Coś wyraźnie było nie tak. Skoro Lisa stwierdziła, że wszystko, co między nimi było, nigdy nie miało dla niej głębszego znaczenia, to dlaczego miałaby być tym jakoś poruszona? Przecież go skreśliła, uznała, że lepiej by było, gdyby nigdy nie stanął na jej drodze. Pewnie najszczęśliwsza by była, gdyby w ogóle się nie poznali, gdyby nie istniał. Naprawdę wątpił, żeby coś w tej sprawie… w ich sprawie, było jeszcze do zrobienia. Oboje przecież zgodnie stwierdzili, że to był błąd i pewnie żadne z nich już nigdy nie chciałoby wracać do tamtych czasów. Tylko dlaczego na myśl o tym, czuł, jak jego żołądek niebezpiecznie się wyginał? Potrząsnął głową, nie mógł pozwolić na to, aby znów poczuł się tak jak kiedyś. Żeby to durne uczucie, znów przesłoniło mu cały świat. Przecież wyjeżdżając stąd po studiach obiecał sobie, że już nigdy żadna kobieta nie namiesza mu w głowie. I nie miał najmniejszego zamiaru łamać tego przyrzeczenia. Tylko jedno chciał jeszcze wiedzieć, coś, co albo da mu wreszcie upragniony spokój, albo sprawi, że w jego głowie zapanuje już totalny chaos. Tego drugiego wolałby jednak uniknąć.
- Paul… - zaczął powoli z udawaną nonszalancją, tak by nie spłoszyć swojej ofiary. – Pamiętasz, jak gadaliśmy na balu o imprezie absolwenckiej?
Marten pokiwał głową, zawieszając na twarzy przyjaciela uważny wzrok. Czyżby cel House’a odrobinę się zaniepokoił? Diagnosta uśmiechnął się delikatnie i podniósł szklaneczkę z trunkiem do ust, dając tym samym Paulowi chwilę do zastanowienia.
- Jasne! – odparł radośnie, nie zauważając pewnie żadnego podstępu.
- A pamiętasz, jak opowiadałeś mi wtedy o Cuddy?
- Uhm? – rzucił niepewnie.
- Wiesz, trochę wtedy wypiliśmy i nie pamiętam dokładnie, o co chodziło z tą imprezą i Lisą?
Paul zamyślił się, próbując sobie prawdopodobnie przypomnieć tę rozmowę. House nie był pewien, czy jego przyjaciel był już na takim etapie upojenia alkoholowego, w którym można wmówić człowiekowi dosłownie wszystko. Nawet to, że na jego balkonie zamieszkał różowy słoń.
- Chodzi ci o to, że Cuddy jednak przyszła na imprezę? – zapytał, posyłając mu pytające spojrzenie.
House poczuł, że ziemia lekko zadrżała. W zwolnionym tempie widział, jak wszystkie elementy układanki formowały się w jedną, spójną całość. Była tam. Musiała go zatem widzieć z tą całą… Vane. To całkowicie wyjaśniałoby niechęć, którą Suz i Cuddy do niej odczuwały. Tylko… Dlaczego go okłamała, dlaczego powiedziała, że na pewno jej tam nie będzie? Chciała go sprawdzić? Zobaczyć, czy bardzo cierpi po ich rozstaniu? Może chciała pochełpić się zwycięstwem? A może…
- Paul! Po co Lisa przyszła na tą imprezę? – zapytał, darując sobie już gierki. Chciał tylko wiedzieć… musiał to wiedzieć!
- Ja… nie wiem… - wyjąkał, wbijając wzrok w pusty kufel. – Ona… Ona chyba chciała cię zatrzymać…
Jeżeli kilka minut temu House’owi wydawało się, że ziemia zadrżała, to teraz musiało to być prawdziwe trzęsienie. Co to wszystko miało do cholery znaczyć?! Dlaczego mu nie powiedziała? Dlaczego przez te wszystkie pieprzone lata nic mu nie powiedziała?! Odetchnął cicho, zdając sobie sprawę, że chyba wolałby jednak nic nie wiedzieć. Bo niby co miał teraz zrobić? Miał do niej podejść i zapytać, dlaczego go okłamała? Już w jego głowie zabrzmiało to całkowicie niedorzecznie. Zresztą przecież sama powiedziała, że popełnili błąd. Może faktycznie miała racje? Może najlepszym rozwiązaniem byłoby już nigdy do tego nie wracać? Zostawić przeszłość za sobą i zrobić po prostu jeden krok do przodu… Cholernie trudny krok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:07, 08 Wrz 2010    Temat postu:

Mam takie pytanie...
Czemu nikt mi nie przypomniał a napisaniu komentarza do poprzedniej części!?

Powiem tylko, że naprawdę bardzo, bardzo mi się podobało, zarówno poprzednia część, jak i ta. No i mam nadzieję, że w końcu House'a olśni i pójdzie tam, do Cuddy

Potem będzie Edit, ale teraz to ja muszę iść napisać wypracowanie z polskiego o współczesnej kulturze i chęci imponowania, czy coś w tym guście... Nie pamiętam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:52, 08 Wrz 2010    Temat postu:

Oj, Kikuś moja… znaczy nie moja, ale mogę sobie Ciebie przywłaszczyć na momencik na potrzeby tego zdania? Musisz się poświecić dla… hm… w sumie nie wiem, dla czego, ale pozostanę przy moim wstępie. No to jeszcze raz: Och, Kikuś moja kochana!

Po pierwsze zmuszona jestem Cię opieprzyć. Naprawdę. Tak już niestety jest. To jest nudne??? Kobieto, Ty chyba nudnych rzeczy nie czytałaś! Choć z tego, co wiem musiałaś czytać, bo nieraz tam włączysz to, co ja napiszę W takim razie jeśli masz takie porównanie i nadal uważasz, że ta część będzie nudna to pokaż mi ciekawy tekst. Jeśli to jest nudne to ja boję się czytać coś, co uważasz za ciekawe, bo pewnie umarłabym z zachwytu. Po drugie jestem skłonna powiedzieć, że za Tobą również tęskniłam, jeśli poprawi Ci to nastrój Ale nie moja wina, że te teksty przykuwają moją uwagę w tak wielkim stopniu. Po trzecie przyznaję, że gdy zobaczyłam, że dodałaś nową część to szczerze się ucieszyłam. Naprawdę. To dziwne, bo w zasadzie rzadko uśmiecham się do ekranu, gdy widzę, że ktoś coś napisał. I wreszcie po czwarte... nie pamiętam Aha, po czwarte moja ocena Twoich tekstów staje sie coraz mnie obiektywna. Niestety. Za bardzo przyzwyczaiłam się, że zawsze jestem zauroczona tym, co przeczytam, więc przy włączaniu Twoich opowiadań w moim mózgu automatycznie pojawia się mała, żółta karteczka z napisem "Teraz będzie Ci się podobać".

A co do samej części, i jeszcze do jednej sprawy, o której zapomniałam wspomnieć, ale pewnie ona wiąże się ściśle z tym fikiem. Właśnie opisy - widzę teraz, że na punkcie ich pisania masz takiego samego fioła jak ja Oczywiście, że wychodzi Ci pokazanie tego, co sama widzisz. Znaczy, myślę, że udaje mi się zobaczyć dokładnie to, co widzisz Ty. Teraz pozwolę sobie porozpływać się nad Twoimi opisami. One są jak zwykle idealne, piękne, poruszające, takie, że czytam je i nie mogę oderwać wzroku. Właściwie to w to miejsce mogłabyś wstawić dowolnie wybrane przez siebie słowa zachwytu i jestem pewna, że bym się z nimi zgodziła. Te opisy przyćmiły mi wszystko i chyba nie jestem w stanie nic więcej z siebie wykrztusić, co trochę mnie martwi. Wiem, że Lisa... dobrze, że wreszcie doszła do wniosku, do którego ja doszłam już dawno temu. House nawet jakby kochał ją na zabój to w życiu nie przyznałby się do tego po takim zdaniu usłyszanym od Cuddy. Cieszę się, że z powrotem zawitała tu Suz i trochę porozmawiała z Lisą. Może przynajmniej ona przemówi jej do rozsądku, na co mam wielką nadzieję.

Cytat:
Wiesz, że nienawiść nie jest przeciwnością miłości? Jest przecież równie silna, namiętna i gorąca. Te dwa uczucia dzieli naprawdę bardzo cienka granica. To obojętność zabija miłość.


Ładne zdanie, zgadzam się w zupełności z tym stwierdzeniem. Obojętność jest najgorsza. Już lepsza nienawiść.

Fragment poświęcony House'owi ujął mnie nawet bardziej, niż ten poświęcony Cuddy. I to, jak House rozmyślał o kobietach biorąc za przykład to, co zrobiła z nim Lisa. Znów miałam ochotę dobiec do niego i go przytulić. Często mi się to zdarza, gdy czytam Twoje fiki Podobała mi się rozmowa House'a z Paulem. Tak szczera, choć pewnie... ha, na pewno przez alkohol. Jednak cieszę się, że Greg przejrzał na oczy i wreszcie wszystko zrozumiał. Teraz żyję w oczekiwaniu, aby pobiegł do Lisy i żeby wszystko sobie wyjaśnili. Mam nadzieje, że tak właśnie będzie. W końcu każdy wszystko wie, więc rozmowa znacznie się ułatwi.

Kikuś kochana, czekam na kolejną część jak zawsze zresztą. Znów sie powtórzę, wiem, jestem nudna, cały czas gadam to samo, no ale... piszesz pięknie i nie sposób, żebym Ci tego nie powiedziała po raz któryśtam.

Pozdrawiam Cię gorąco i całuję
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Czw 0:11, 09 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:24, 14 Gru 2010    Temat postu:

Witam!
Przybywam z powrotem po wielu bojach, mam nadzieję, że przyjmiecie mnie lekko wybrakowaną i okaleczoną A tak serio to mam dla Was znów zbyt wiele i zbyt nudno Mam nadzieję, że w Waszych szeregach są osoby, które lubią Mode na sukces, bo dziś przedstawiam Wam odcinek 9332
A dla urozmaicenia mam dla Was dwie zagadki (budzi się we mnie polonistka ), pierwsza: z czego pochodzi cytat na początku części? (podpowiem, że jest to obowiązkowa lektura w liceum); a druga: do jakiego wiersza jest odwołanie pod koniec tej części? Kto odgadnie dostanie ode mnie przysłowiowe piwo
Pozdrawiam gorąco,
Kika

Część 9.


„[…]- Trzy wyrazy, a cztery głupstwa.
- Zrób szóste – odpowiedział doktor, nie odejmując oka od szkła – i ożeń się.
- Szóste?... – rzekł, podnosząc się na kanapie. – A gdzież piąte?
- Piąte już zrobiłeś: zakochałeś się.”*


Uniosła głowę, usłyszawszy wśród gwaru swoje imię. Mała cząstka duszy zaszamotała się zawzięcie, próbując zmusić ją do rozejrzenia się po zadymionym klubie, lecz cały umysł skupił się tylko na tym, aby zostać niezauważoną przez te kilka chwil, nim wykręci się bólem głowy i ucieknie, by zaszyć się w ciemnym pokoju. Uśmiechnęła się wymuszenie, zauważając, że jedna z towarzyszących im kobiet właśnie coś do niej mówiła. Uniosła kieliszek z czerwonym winem do ust i wbrew własnej woli, pośpiesznie rozglądnęła się po klubie. Pośród dziesiątek twarzy próbowała odnaleźć tę jedyną, tak dobrze znaną. Nigdzie jednak nie mogła natrafić na błękitne spojrzenie, którego brak tak dotkliwie odczuwała. Nienawidziła tego okropnego uczucia, jakim była tęsknota. Nigdy nie potrafiła go dokładnie zrozumieć, bo mimo że cała wręcz wyrywała się w stronę House’a, to równie silnie drżała ze strachu przed możliwością spotkania z nim. Tak bardzo pragnęła uwierzyć, że wszystko było jak dawniej, że jej uczucia względem diagnosty nie uległy zmianie, ale miała wrażenie, że w głębi jej duszy nagle po latach odżyła ta wrażliwa, naiwnie i szaleńczo zakochana, niespełna dwudziestoletnia dziewczyna, która za nic nie mogła przyjąć tego do wiadomości. Która nagle zapragnęła odzyskać to, co kiedyś utraciła przez własną głupotę.
Spuściła głowę, wbijając wzrok w kieliszek z winem. Musiała jak najszybciej wynieść się z tego miasta, odciąć od wszystkiego, co wiązało się z przeszłością. Zamknąć umysł na wspomnienia, ale przede wszystkim zamknąć serce i nie pozwolić, aby on znów się w nim pojawił. Wracając do New Jersey wszystko wróciłoby na swoje miejsce, byłoby jak dawniej. Przecież oczywistym było, że jej uczucia są tylko skutkiem powrotu do przeszłości, więc gdy zostawi ją za sobą, one również odejdą, a ona będzie mogła powrócić do spokojnego życia, które wiodła. I House znów stanie się w jej oczach tym samym człowiekiem, którego tak dobrze znała, a obraz uśmiechniętego, szczęśliwego i czułego mężczyzny na zawsze już zniknie z jej wyobrażeń. Wystarczyłoby zrobić tylko jeden, prosty ruch, który na zawsze odetnie wszystkie więzi z przeszłością.
Jej serce struchlało. Lecz co jej wtedy pozostanie? Czyż przeszłość nie była wszystkim, co miało jakiekolwiek znaczenie w całym jej życiu? Zderzenie z teraźniejszością pewnie byłoby dość bolesne, bo nagle mogłaby zdać sobie sprawę, że w przyszłości nikt na nią nie czekał. Że nie miała do czego wracać.
Spojrzała na siedzącą naprzeciwko Susan. Uśmiechała się szeroko, rozmawiając z jedną z koleżanek. Cuddy poczuła nagłe ukłucie zazdrości. Czyżby tak niewiele potrzeba było do szczęścia? Tylko odrobiny miłości, którą Suz odnalazła tam, gdzie nikt nigdy nawet nie próbował szukać? Przezwyciężając niechęć przyprawioną odrobiną wrogości, dostrzegła coś niezwykłego, coś bez czego dziś nie potrafiłaby już żyć. Całe poszukiwanie szczęścia zawężało się więc tylko do tego, aby rozejrzeć się wokoło i podjąć jedną, słuszną decyzję? To dlaczego tak wielu ludzi było nadal samotnych i nieszczęśliwych? Czyżby ich wzrok nie sięgał nawet na tak małą odległość? Czyż można było być aż tak ślepym na szczęście?
Westchnęła cicho i dopiła resztkę wina. Roześmiała się, myśląc, że najchętniej w tym momencie upiłaby się do nieprzytomności, bo może choć na kilka godzin przestałaby myśleć. Jednak wizja zbyt dużej dawki alkoholu w połączeniu z jej ewidentnie zachwianą psychiką nie wróżyła niczego dobrego, dlatego odsunęła od siebie kieliszek i rozglądnęła się po klubie, szukając dogodnej drogi ucieczki.
- Przestań!
- Co?! – zapytała nieprzytomnie, patrząc na Suz.
- Wyglądasz, jak piesek preriowy wypatrujący zagrożenia! – odpowiedziała, uśmiechając się dobrodusznie.
- Tak, wiem. – Przewróciła oczami. – Totalnie mi odbija… – mruknęła, przyjmując na twarz wyraz zrezygnowania.
- Wcale tak nie myślę – odparła, a Lisa miała dziwne wrażenie, że jej przyjaciółka usilnie powstrzymywała śmiech. – Po prostu w końcu, po dwudziestu latach, zdałaś sobie sprawę, że popełniłaś błąd i że wciąż jesteś zakochana. Lepiej późno niż wcale… A poza tym, miłość nie jest wariactwem. Gdyby tak było, prawie cała kobieca część społeczności byłaby zdrowo szurnięta.
- Może tak jest? Może ktoś złośliwie zaprogramował nas na kochanie tych, których za żadne skarby kochać nie powinnyśmy? I mimo, że o tym doskonale wiemy, to jak ćmy lecimy do źródła światła, które często okazuje się być dla nas zgubne. Gdzie tu sens, gdzie logika?
- A kto ci powiedział, że miłość jest logiczna? – Uśmiechnęła się lekko.
Lisa cicho przyznała jej rację. Być może tak właśnie miało wyglądać życie? Może miała upodobnić się do ćmy, która widzi w świetle świecy drogę ku księżycu, drogę do gwiazd? Do celu, którego przez lata nie potrafiła osiągnąć, a który potem okaże się jej upadkiem? Ale usilnie dążąc do ciepła świecy być może odczuwa szczęście? Być może przez te kilka sekund nim spłonie, jest przekonana, że zrobiła wszystko, by dotrzeć tam, gdzie pragnęła… Czy to nie tak właśnie powinien kończyć się każdy etap życia? Bez żalu, bez uczucia popełnionego błędu i niewykorzystanej szansy?
- Czyli co? Mam lecieć do światła, mimo wiedzy, że będę cierpieć, że to z pewnością nie jest dobra droga? – zapytała ze zrezygnowaniem.
- A nuż okaże się, że jako pierwsza dotarłaś do księżyca?
Cuddy posłała przyjaciółce wątpiące a zarazem pobłażliwe spojrzenie.
- Jesteś pijana, wiesz?
- Zaczynam zdawać sobie z tego sprawę – zachichotała.
Cuddy pokręciła głową z rozbawieniem, po czym powoli wstała z kanapy.
- A ty gdzie?
Uśmiechnęła się szeroko, widząc groźbę malującą się na twarzy Suz. Faktycznie, przez chwilę rozważała opuszczenie już lokalu, ale stwierdziła, że być może to ostatni ich wspólny wieczór. Jeżeli chciała wcześniej wrócić do New Jersey, to było duże prawdopodobieństwo, że już nigdy się nie spotkają.
- Do łazienki! – odparła z rozbawieniem.

Zdecydowanie pociągnął za klamkę i przekroczył próg lokalu. Skrzywił się, słysząc głośną muzykę, która podkręcona jeszcze odrobinę, sprawiłaby, że z pewnością nie usłyszałby już swoich myśli. Co zresztą nie byłoby teraz takim głupim pomysłem… Pokręcił głową, obiecał sobie, że nie będzie się już niczym przejmował, to przecież nie leżało w jego naturze. No… przynajmniej nie w tej, w której żył od dwudziestu lat, bo może kiedyś sprawa z Cuddy jakoś by go dręczyła, ale dziś nie był już tym człowiekiem. Poza tym… nie miał czasu na takie głupoty!
Odwrócił się, próbując wśród tłumu wyłowić sylwetkę swojego przyjaciela. Odnalazł go po chwili i zaśmiał się pod nosem, widząc, że Paul już przepychał się do baru. Ten facet nie zmienił się ani o krztynę przez minione lata i nadal kierował się dewizą, że żadna impreza i nasiadówka nie może odbyć się bez kufla porządnego piwa. Może to była recepta na udane życie? Być tym, kim stworzyła nas natura, dając się spokojnie prowadzić nurtowi i przyjmować z pokorą wszystko to, czym obdarowuje nas życie? Tylko co jeżeli jedni z góry skazani są na powodzenie, natomiast nurt rzeki życia pozostałych był śmiertelnym szlakiem? House coraz częściej uświadamiał sobie, że los z pewnością nie pałał do niego sympatią i w każdej możliwej sytuacji pragnął nakopać mu w dupę i mieć przy tym świetną zabawę.
Ruszył w głąb lokalu, chcąc odnaleźć loże, w której mogła siedzieć Cuddy i Suz. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Lisa najprawdopodobniej skrzętnie unikała go przez cały dzień i z pewnością chciałaby pozostać w takim układzie do końca ich pobytu w Michigan. A ze względu na to, że on nie miał najmniejszego zamiaru jej w tym pomagać, wizja dołączenia się do nich tego wieczora wydawała mu się szczególnie interesująca i zabawna.
Pokręcił głową, nie dostrzegając w tłumie nikogo znajomego. Westchnął ciężko i z zirytowaną miną postanowił wrócić do Paula. Zauważył go dopiero po chwili. Stał w kącie sali, trzymając w dłoniach dwie butelki piwa i rozmawiając z niską brunetką. House zmarszczył brwi, przypatrując się kobiecie. W jej postawie, w tym jak uśmiechała się delikatnie i pocierała dłonią zziębnięte ramię, było coś, co nakazywało mu zachować się tak, jakby znaleźli się znów w przeszłości. Miał ogromną ochotę podejść do niej, objąć ją ramieniem i pocałować w skroń, tak, jak zwykł to robić, gdy byli razem. Czy możliwym było to, że ona po prostu uśmiechnęłaby się i powitała go gorącym spojrzeniem, jak niegdyś? Potrząsnął głową, mając ochotę sprzedać samemu sobie mocnego kopa. Może to otrzeźwiłoby go skutecznie...
Uśmiechnął się niepewnie, gdy zauważył, że Paul i Cuddy powoli zaczęli zmierzać w jego kierunku. Obserwował uważnie, jak Lisa omijała go wzrokiem, jak nerwowo przygryzała wargi i zakładała za ucho wciąż wymykający się spod kontroli kosmyk włosów. W pewnym sensie odczuwał dziką satysfakcję z faktu, że tak niezręcznie czuła się w jego towarzystwie, ale z drugiej strony czuł się po prostu źle. Nigdy nie znosił, jak były między nimi jakieś niedopowiedzenia… Po prostu lubił chwile, gdy wszystko było dobrze. To dawało mu jakąś dziwną nadzieję.
- Cześć – rzucił krótko, gdy stanęli naprzeciwko siebie.
Uśmiechnęła się kącikami ust, na chwilę zawieszając wzrok na jego oczach. To, co poczuła, przez chwilę zbiło ją z tropu. Przez cały dzień skrzętnie go unikała, obawiając się jakiegokolwiek kontaktu, ale teraz pluła sobie z brodę, bo uczucia, które się w niej zrodziły, były dalekie od strachu, niepewności czy zażenowania. Ona po prostu, najzwyczajniej na świecie ucieszyła się, że go widzi. Że znów był na wyciągnięcie jej ręki, że gdyby tylko zechciała, mogłaby zamknąć jego dłoń w swojej i zatracić się w cieple jego ciała. Już dawno nie czuła niczego podobnego, ale nie bała się tego. Wręcz przeciwnie, jej serce nagle po całym dniu przesyciło się jakimś dziwnym spokojem. Uśmiechnęła się szerzej.
- Hej… Dołączycie do nas? Tylko ostrzegam lojalnie, są z nami jeszcze dwie znajome Suz i nie mam pojęcia, która jest nudniejsza.
Paul posłał diagnoście pytające spojrzenie, a zauważając, jak House odwzajemnił uśmiech Lisy, rozpromienił się niczym małe dziecko i delikatnie stuknął przyjaciółkę butelką w ramię.
- Prowadź! – rozkazał i zaśmiał się cicho, widząc jej lekko nieprzytomne spojrzenie.
Kiwnęła głową i powoli zaczęła przeciskać się przez tłumek klubowiczów. Podchodząc do loży, odpowiedziała krzywym uśmiechem na spojrzenie Susan, po czym osunęła się na kanapę.
- Wpadłam na nich w drodze z łazienki – wyjaśniła, a następnie potrząsnęła lekko głową, widząc pytające spojrzenie przyjaciółki. Chciała jej przekazać, że wszystko było w porządku, że nie musiała patrzeć na nią z taką troską i że mogłaby powstrzymać cisnący się na jej usta uśmieszek. Cuddy wydawało się, że znów słyszy jej radosne słowa: po prostu jesteś zakochana. Bzdura! Słysząc nad sobą głośne chrząknięcie, podniosła wzrok. House stał nad nią przypatrując się znacząco, przewróciła oczami i przesunęła się odrobinę, robiąc mu miejsce. Powoli usiadł na kanapie, przysuwając się bardzo blisko Lisy. Z każdym oddechem czuła, jak jego ramię ociera się o nagą skórę jej ręki. Delikatny dreszcz przebiegł jej po plecach. Czuła się tak, jakby cały klub nagle wypełnił się gorącym powietrzem, które w żaden sposób nie nadawało się do oddychania i sprawiało, że powoli zaczynała się dusić. Sytuacji nie poprawiał fakt, że House, umieszczając się wygodnie na kanapie, wyciągnął ramię za jej plecami, kładąc je na oparciu. Przez głowę przemknęła jej myśl, że gdyby tylko się odważyła, gdyby tylko chciała, mogłaby bez problemów wtulić się w jego bok. Mogłaby ukryć twarz w zagłębieniu jego szyi. Mogłaby położyć dłoń na jego klatce, zaciskając pomiędzy palcami materiał koszuli… Przymknęła oczy. Co się z nią, do cholery, działo?! Nie mogła tak myśleć, nie powinna… a przede wszystkim nie chciała! Miała go przecież trzymać na dystans, odseparować się od wszystkich uczuć, które narastały w jej wnętrzu. Przecież doskonale wiedziała, jaki był w prawdziwym życiu. W życiu, które wiódł w New Jersey. I nienawidziła go takim. Ale gdzieś głęboko narastała w niej tęsknota. Do jego dłoni, ramion, ust… Do wszystkiego, co kiedyś przeżyli, do chwil, w których była szczęśliwa. I to wszystko sprawiało, że zaczynała zapominać o momentach, kiedy przez niego cierpiała, że cała złość i nienawiść ulatniały się gdzieś, pozostawiając po sobie jedynie czystą tęsknotę, która pęczniała z sekundy na sekundę.
Skuliła się i odsunęła od niego najdalej, jak było to możliwe na ciasnej i wypełnionej po brzegi kanapie. Zacisnęła pięści, próbując przywołać się do porządku, jednak po chwili zdała sobie sprawę, że oddychała, jakby dopiero co przebiegła maraton. Wstrzymała oddech, powoli wypuszczając powietrze ustami. Próbowała skoncentrować się tylko na rytmicznych wdechach i wydechach, i nijak nie pomagały jej w tym wizje jego rąk na jej rozgrzanym ciele.
- Lisa, wszystko w porządku?
Jęknęła cicho, podnosząc powieki. Pięć par zaniepokojonych oczu wpatrywało się w nią uważnie. Cóż… Prawdę mówiąc, to cztery zaniepokojone i jedne wyjątkowo czymś rozbawione.
- Tak - mruknęła cicho, spoglądając na zmartwioną Suz. – Trochę mnie zemdliło, za dużo wina… - zaśmiała się nienaturalnie, wzdychając ciężko. Mitchell kiwnęła lekko głową i, nie spuszczając jednak uważnego wzroku z przyjaciółki, kontynuowała przerwaną przed chwilę rozmowę:
- Myślałam, że się powieszę, gdy się dowiedziałam, że Paul wylądował na stażu tam, gdzie ja… - Zaśmiała się głośno. Lisa uśmiechnęła się lekko, kierując myśli na prawidłowe tory. Już słyszała opowieść o tym, jak Suz i Paul zostali parą. Nie było w niej nic niezwykłego, czy szczególnie romantycznego. Ot, dwójka znajomych z college’u, która zawsze miała ochotę się zamordować, ląduje razem na stażu, a potem na integracyjnej imprezie, gdzie alkohol leje się strumieniami. I tak od słowa do słowa, od jednego krótkiego spojrzenia do namiętnego pocałunku, nagle znajdują się w jednym łóżku. Ale mimo tej banalności i zdawać by się mogło dość niefortunnego początku miłości, historia ich związku była dla Cuddy po prostu piękna. W końcu nie ważne było, jak się zaczyna, ale jak się kończy…
- A wy?
Radośnie i z zaciekawieniem wypowiedziane pytanie spowodowało, że przy stoliku zaległa głucha cisza. Mimo rozbrzmiewających wokoło śmiechów i głośnej muzyki, Cuddy wydawało się, jakby cały świat ucichł, a tylko w jej głowie myśli głośno krzyczały: tylko nie to, nie znowu! Rozglądnęła się z roztargnieniem po zebranych, zatrzymując dłużej wzrok na diagnoście i modląc się, żeby to pytanie nie było w żaden sposób skierowane do nich.
- Kto? – zapytała niepewnie, uśmiechając się nerwowo.
- No, wy! – Jedna z kobiet, która według wiedzy Cuddy miała na imię Margaret, zaśmiała się perliście.
Lisa skrzywiła się, czując, jak jej żołądek wykonał dziwną ewolucję, od której zrobiło się jej niedobrze. Dlaczego wszyscy musieli o to pytać?! Nie rozumiała, dlaczego nagle wszyscy zapragnęli widzieć w nich coś więcej niż było naprawdę. To było takie irytujące! I nie dlatego, że te wszystkie pytania przysparzały niezręcznych sytuacji, ale dlatego, że oni – House i Cuddy – nijak tego więcej nie potrafili w sobie dostrzec. A przecież ani przez chwilę nie zachowywali się jak para. Nigdy nikomu nie dali do zrozumienia, że są dla siebie kimś więcej niż tylko jakimś dziwnym rodzajem przyjaciół i współpracowników. Oczywiście, zawsze była między nimi jakaś szczypta seksualnego napięcia, ale Lisa nigdy nie sądziła, że jest to widoczne dla innych osób. Ba!, była wręcz pewna, że odczuwała to tylko ona i nawet House nie miał o tym pojęcia!
Nagle uświadomiła sobie pozycję w jakiej się znajdowali. Dwoje ludzi, - o których związku wiedziała niegdyś cała uczelnia, zgodnie twierdząca, że nigdy nie widziała lepiej dobranej pary, - po latach pojawia się razem w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. Dla postronnego widza mogło to wyglądać zgoła inaczej. Może wyobrażał sobie, że jednak gdzieś się odnaleźli po niefortunnym zerwaniu i że zaznali należytego im szczęścia. Część jego wyobrażeń była prawdziwa, w końcu wpadli na siebie po kilku latach braku kontaktu, ale ta historia nie była piękna, romantyczna czy szczęśliwa. Przecież mało kto wiedział, że pracowali ze sobą, plując na siebie jadem w każdej możliwej sytuacji. Ludzie widzieli tylko powierzchowność stosunków Cuddy i House’a. Ich – rozumiejących się niemalże bez słów i niestroniących od wspólnej bliskości. Na miłość boską! Przecież nawet teraz wyglądali, jakby byli szczelnie do siebie przytuleni! Jego ramię niemalże obejmowało jej barki, a ona, gdyby tylko lekko przekrzywiła głowę, ułożyłaby ją na jego piersi. To było niezręczne… Skuliła się jeszcze bardziej i spróbowała zawalczyć o kilka centymetrów przestrzeni. Przymknęła oczy, starając się wymyślić jakąś dobrą odpowiedź. Ale ważniejsze od tego, co powie, było to, jak to wypowiedzieć. Nie była pewna, czy dałaby radę wyjaśnić wszystko silnym a zarazem nonszalanckim tonem, a wiedziała doskonale, że każde załamanie głosu zostałoby wyłapane przez House’a i przeanalizowane. A wnioski, które by z tego wyciągnął, nie byłyby dobre ani dla niego, ani tym bardziej dla niej.
Postanowiła więc przybrać dobrą minę do złej gry i roześmiała się nieco histerycznie, szukając wzrokiem pomocy Suz.
- Nie jesteśmy razem.
Odwróciła głowę, spoglądając na House’a. Wpatrywał się w butelkę piwa, starając się zachować powagę, ale Cuddy z łatwością wyłapała majaczący na jego ustach złośliwy uśmieszek. Krótkie, wypowiedziane pewnie i bez zająknięcia zdanie odrobinę ją zaskoczyło. Przez chwilę nawet zastanawiała się, czy się nie przesłyszała. Była pewna, że House nie weźmie głosu w tej idiotycznej wymianie zdań, a jeśli już, to rzuci jakimś hasłem, które zawierałoby takie składniki, jak: seks, tyłek, seks. Ale zwykła, prosta odpowiedź całkowicie do niego nie pasowała. Była po prostu zbyt szczera, zbyt prawdziwa. A to dziwnie zabolało.
Po chwili przeniósł spojrzenie na Cuddy, a jego uśmiech się poszerzył. W jego oczach odnalazła płomyk rywalizacji. O co mu chodziło?!
- Och, no tak… tak… Wiemy – odparła z przekąsem druga z kobiet. – Ale w końcu tak długo ze sobą pracujecie, nigdy nie myśleliście, że no… Żeby znów być razem?
Lisa skrzywiła się cierpko, czego ta baba chciała?!
- Myślę, że to nie twoja sprawa… - warknęła.
Margaret zaśmiała się cicho.
- Liso, nikt nie miał nic złego na myśli. Po prostu kiedyś byliście sensacją całej szkoły i chyba znowu poczułyśmy się jak dwudziestoletnie plotkary! Przepraszam…
- Właśnie, Liso, nie musisz się tak denerwować.
Cuddy wlepiła zdziwiony wzrok w House’a. Wpatrywał się w nią z przyganą. Czy on naprawdę właśnie zwrócił jej uwagę, że stanęła w obronię ich prywatności? Zastanawiała się, co się z nim działo, jaką grę z nią prowadził, nie wtajemniczając jej w swoje zasady? Przeniosła wzrok na Susan, szukając u niej jakieś wskazówki. Mitchell jedynie wzruszyła ramionami, a potem trzepnęła dłonią chichoczącego Paula. I wtedy odpowiedź na dręczące ją pytania spadła jak grom z jasnego nieba. Spijała każde słowo z jego ust, które działało na jej serce jak trucizna:
- To, co było na studiach nie miało znaczenia. Zwykły młodzieńczy błąd… - Wzruszył ramionami, pociągając łyk piwa. – Po co wracać do czegoś, co nigdy nie powinno mieć miejsca?
Niemalże zacytował jej wczorajsze słowa, za które przecież chciała go przeprosić, które chciała odwołać. Teraz to już nie było ważne… Osiągnął, to co zamierzał. Zranił tak, jak ona prawdopodobnie zraniła jego. Byli kwita. Koniec przedstawienia.
Poczuła, jak wielka gula stanęła jej w gardle, a przez żołądek przetoczyła się fala mdłości. House powoli odsunął się od niej, zabierając ramię zza jej pleców. Nareszcie miała przestrzeń, o którą tak zawzięcie walczyła, ale z którą nadeszło uczucie dziwnej pustki.
- Prawda? – zapytał, spoglądając na nią z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
Przez chwilę miała nawet ochotę bić mu brawo. Musiała przyznać, że rozegrał wszystko wręcz wybornie, niczym zawodowy taktyk. Siadając blisko i obejmując ją ramieniem sprowokował pytanie, które nasunęłoby się każdemu, kto znał ich historię. A potem wystarczyło tylko przywołać jedno zdanie, którego prawdziwe znaczenie znali tylko oni i Suz. Był czysty, w końcu nie zrobił nic złego. Przyznał jej rację, otwarcie potwierdził wszystko to, co ona powiedziała wczoraj. Uświadomił jej tym samym, że zdawał sobie sprawę z tego, że go okłamała. Że jakimś cudem wiedział, że kiedyś go kochała, że cierpiała. Spojrzała z wyrzutem na Susan. Przez ogarniający ją ból, poczucie zdrady i odrzucenia, zaczęła przedzierać się czysta złość.
- Prawda – powiedziała cicho. – Jeden, wielki błąd… - dodała, nie mając na myśli jedynie ich szkolnego romansu. Podniosła na niego wzrok. – Świetnie rozegrane – szepnęła tak, by tylko on ją usłyszał.
Uśmiechnął się złośliwie, a w jego oczach dostrzegła wyzwanie. Czekał na jej ruch, na celny cios, który mogłaby mu zadać. Spojrzała mu w oczy. Uśmiech na jego ustach momentalnie zamarł. Wiedziała, co odczytał z jej wzroku. Nie było tam już tarczy, która odparłaby atak, i ostrza, które zadałoby ranę. Była bezbronna. W jej oczach mógł zobaczyć tylko rezygnację i ból. A potem opuściła powieki i kiedy uniosła je ponownie, jej spojrzenie było pełne chłodu. Powoli podniosła się z kanapy i, nie patrząc na nikogo, ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Miała gdzieś to, że robi z siebie idiotkę. Miała gdzieś to, że Suz zerwała się za nią, by ją zatrzymać. Miała gdzieś ich wszystkich, w tym momencie chciała tylko uciec.

- Cóż… to było niezręczne.
Paul westchnął cicho, bawiąc się pustą butelką po piwie. House podniósł na niego morderczy wzrok. Wiedział, że dużo ryzykował takim zagraniem w stosunku do Cuddy, wiedział, że istniała możliwość tego, że w jakiś sposób ją zrani, ale był niemal pewien, że jakoś odbije piłeczkę, że posprzecza się z nim tak, jak zwykli to robić. Ale zamiast tak dobrze znajomego mu złośliwego światełka w jej oczach, zobaczył coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Była zraniona. Zabolały ją jej własne słowa, które wypowiedziała zaledwie dzień wcześniej. Czyż to nie zakrawało o hipokryzję? Ale mimo tego wszystkiego nie żałował. Chciał, żeby była świadoma tego, że wiedział, że go kochała. Że pragnęła, by z nią został. Chciał, żeby poczuła się dokładnie tak samo, jak on wczoraj. Chciał tego wszystkiego, tylko nie bardzo wiedział dlaczego. Dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, aby poznała jego uczucia? Dlaczego tak bardzo starał się uświadomić jej, że wszystko, co mówiła na temat ich wspólnego życia, było tylko jednym wielkim kłamstwem, za którym ukrywała się tak długo? Czyżby chciał od niej usłyszeć, że go kochała? Że był dla niej kimś naprawdę bardzo ważnym? Tak, z jednej strony cholernie chciałby, żeby przyznała, że się myliła, że popełniła błąd, ale z drugiej zaś, nie bardzo wiedział, co miałby z tym później zrobić.
- Co to, do cholery jasnej, miało być?! – warknęła Suz, wracając do stolika. Cuddy szybko zniknęła z jej pola widzenia i Mitchell nie miała zielonego pojęcia, gdzie miałaby jej szukać. Zresztą coś podpowiadało jej, że to wcale nie ona powinna ją znaleźć. Wlepiła wrogi wzrok w House’a, czekając na wyjaśnienia. Diagnosta wzruszył jedynie ramionami, na co Susan prychnęła cicho. – Po jakiego czorta wyskoczyłeś z tym tekstem, pogrzało cię zupełnie?! Ty ślepy jesteś? Nie widziałeś, że od wczoraj chodzi struta i omija cię szerokim łukiem, bo czuje się winna?!
- Zamknij się, Susan! – Spojrzał na nią karcąco, ignorując ciche postękiwania, dochodzące z jego lewej strony. Pewnie dwie towarzyszące im kobiety, które najwyraźniej były nieco zagubione wydarzeniami ostatnich dziesięciu minut, postanowiły się jakoś ulotnić z miejsca zbrodni. Problem jednakże polegał na tym, że jedyne dwa wyjścia z loży zatarasowane były przez osoby, które rzucały w swoje strony mordercze spojrzenia. Mało kto odważyłby się wejść w taki krzyżowy ogień. – Daj mi chwilę… - mruknął cicho.
Musiał coś postanowić. I to teraz, zaraz… Miał tylko dwa cholerne wyjścia i każde wydawało mu się gorsze od poprzedniego. Mógł zignorować totalnie to, co się wydarzyło przez ten tydzień, co dawałoby mu choć teoretyczny święty spokój, bo w końcu po powrocie do Jersey wszystko jakoś by się chyba ułożyło. Drugim wyjściem natomiast było wstanie z tej durnej i niewygodnej kanapy, wyjście z baru, odnalezienie Cuddy i wytłumaczenie sobie wszystkiego raz na zawsze. House nie zdziwił się zbytnio, gdy wyimaginowana szala w jego myślach przechyliła się na korzyść wyjścia numer jeden. Wyjście numer dwa nastręczało za wiele problemów: po pierwsze – trochę już wypił i wstanie z kanapy mogło być nie takie proste, jak się wydawało; po drugie – nie miał zielonego pojęcia, gdzie mógłby znaleźć Lisę, choć coś w głowie podpowiadało mu, że była po prostu w swoim pokoju i pakowała się do przedwczesnego wyjazdu; po trzecie – kompletnie nie wiedział, co miałby jej powiedzieć. Także wyjście numer dwa nie prezentowało się zbyt atrakcyjnie. Ale wizja tego, co mógł odnaleźć za drzwiami, podnosiła odrobinę jego morale. Bo, co gdyby okazało się, że… Że w jakiś dziwny, pokręcony i totalnie nieprawdopodobny sposób ona nadal coś do niego czuła? Że to wyjście dałoby mu możliwość tego, żeby po prostu ją dotknąć, przytulić, pocałować? Nie, wyjście numer jeden nadal trzymało swoją mocną pozycję i nie wyglądało na to, aby cokolwiek mu zagroziło.
- Chryste, zrób coś! – mruknęła zirytowana Suz. – Bo trzeciej szansy już nie dostaniecie! Bez urazy, ale za kolejne dwadzieścia lat będziecie gryźć ziemię!
House przewrócił oczami i westchnąwszy ciężko, powoli podniósł się z kanapy.
- Ja ci mówię, że to się źle skończy – syknął i niechętnym krokiem powlókł się do wyjścia.

Zadrżała. Przez całe jej ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Nie wiedziała czy to z zimna, czy po prostu cała kumulowana w niej złość szukała ujścia. Westchnęła cicho i weszła do pogrążonego w mroku pokoju. Z jednej strony chciała spakować swoje rzeczy i raz na zawsze opuścić to miejsce, z drugiej zaś wiedziała, że nie miała na to siły. Najchętniej usiadłaby na podłodze i rozpłakała się jak małe dziecko.
Po ciemku, powoli powlekła się w stronę biurka, na które rano rzuciła swój szlafrok. Miała ochotę zawinąć się w niego i z kubkiem gorącej herbaty posiedzieć w ciszy i spokoju. Musiała wszystko sobie na nowo poukładać i znów wmówić sobie, że wszystko było w porządku. Nie powinna mieć z tym dużych trudności, w końcu już miała wprawę. Zaśmiała się histerycznie. Powtórka z rozrywki, nie ma co! Albo to miejsce było jakieś przeklęte, albo los po prostu lubił sobie z niej zakpić…
Wymacała dłonią puszysty materiał szlafroka i pociągnęła za niego zamaszyście. Wśród ciszy rozległo się głuche tąpnięcie. Zaklęła głośno i zawahała się, chcąc zostawić to coś, co spadło, na ziemi i mieć święty spokój! Groziło to jednak tym, że mogłaby w to wdepnąć i zrobić sobie krzywdę, a na to nie miała najmniejszej ochoty. Ostrożnie podeszła do włącznika światła i uderzyła w niego ze złością ręką. Żarówki rozbłysły gwałtownie, raniąc jej przyzwyczajone do ciemności oczy. Przymknęła delikatnie powieki i powoli odwróciła się, spoglądając na ziemię obok biurka. Orzechowy parkiet pokryty był mozaiką czarnobiałych fotografii, granatowo-złotych proporczyków i malutkich flag z napisami „Go Blue Wolverines!"**. Niepewnie usiadła na podłodze, sięgając po odwrócone do góry dnem szare pudełko. Przez chwilę pragnęła jedynie wpakować wszystko z powrotem do kartonu, ale gdy sięgnęła po pierwsze zdjęcia, poczuła, jak na jej sercu zaciska się ciężka okowa. Wokół siebie widziała dziesiątki uśmiechniętych twarzy, które po tych wszystkich latach wydawały się jej strasznie obce. Połowy widniejących na zdjęciach osób już nie kojarzyła. Nie pamiętała imienia drobnej szatynki, która obejmowała ją ramieniem, gdy siedziały na małym pomoście nad jeziorem. Nie potrafiła przypomnieć sobie ponad połowy ludzi, którzy znaleźli się z nią na grupowym zdjęciu, pochodzącym najpewniej z jednego z wyjazdowych meczów futbolowych. Spośród dziesiątek fotografii wyciągnęła dwie, które przykuły jej uwagę. Spojrzała na uśmiechnięte twarze dwóch dwudziestoletnich dziewczyn, które obejmując się ściśle, siedziały na dużym, zwalonym pniu drzewa. Uśmiechnęła się lekko, ze zdziwieniem rozpoznając w jednej z nich samą siebie. Niemożliwe, że kiedyś była tak cholernie szczęśliwa, że w oczach miała tak wiele nadziei… A przecież doskonale pamiętała dzień, w którym zostało zrobione to zdjęcie. Cóż, ciężko było o tym zapomnieć. To wtedy zgubiła się w tym cholernym lesie, to wtedy poznała House’a. Ciekawe, co by było, gdyby nie dała się namówić na ten kamping? Czy nigdy nie poznałaby Grega? Potrząsnęła głową i sięgnęła po kolejną fotografię. Prawie połowa zdjęcia była zaciemniona, zapewne przez to, że ktoś dłonią próbował zakryć obiektyw aparatu. Jednak druga część została nienaruszona. Widziała na niej siebie, siedzącą na tylnej kanapie samochodu i wtuloną w męskie ramię. Mimo że fotografia rozmazywała się w miejscu, w którym powinna rozpoczynać się męska postać, doskonale wiedziała, kto siedział obok niej. Uśmiechnęła się szeroko, pocierając kciukiem ciemną plamę, gdzie miała widnieć jego twarz. Zamrugała kilkakrotnie, czując pod powiekami piekące łzy. Nie miała na własność żadnych fotografii z pierwszego roku jej studiów, bo niemalże na każdym była jego sylwetka. Gdy wyjechał, postanowiła pozbyć się wszystkich pamiątek, które kojarzyły się jej z House’em. Wtedy wydawało się jej, że tak będzie najlepiej, ale po kilku latach zaczęła tego żałować. Zbyt późno nauczyła się, że należy zachowywać nawet te najboleśniejsze wspomnienia, bo zazwyczaj po kilku dekadach można było je zamienić w śmiech. Dziś bardziej niż kiedykolwiek pragnęła mieć po nim jakąś pamiątkę, choć doskonale wiedziała, że ona nie ukoiłaby jej poczucia straty. Bo gdy kochało się kogoś całym sercem, a została nam po nim jedynie fotografia, to jest naprawdę bardzo mało. Przymknęła powieki, spod których wydostało się kilka łez. Uśmiechnęła się delikatnie, ściskając w dłoni mały, czarnobiały kartonik. Odetchnęła cicho i powoli otworzyła oczy. Stał przed nią, a w jego spojrzeniu widziała tylko czułość.


_____________
* Zgaduj zgadula, czyja to lektura?
** Michigan (Blue) Wolverines - nazwa drużyn sportowych University of Michigan.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Śro 10:35, 15 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:25, 14 Gru 2010    Temat postu:

Cytat na początku, to z "Lalki", przynajmniej tak mi się wydaje, choć nie dam sobie głowy uciąć

A komentarz (sensowny i konstruktywny), pojawi się w nocy lub jutro po południu (bo zła nauka chwilowo wzywa), na razie powiem tylko, że Kiko należysz to tych niewielu fanfikowców piszących w Huddy, których niezależnie od nastroju (dotyczącego Huddy, bo siódmosezonowe nie przypadło mi do gustu w ogóle) mogę czytać, i to z przyjemnością.

ness


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:44, 15 Gru 2010    Temat postu:

Kikuś, ile ja się na Ciebie naczekałam! Już nawet straciłam nadzieję, że się doczekam, a tu taka niespodzianka! Ty nawet sobie nie zdajesz sprawy z tego jak bardzo cieszy mnie to, że jest długo A nudno? Gdzie? Że niby będzie w następnej części? Czy że w innych fikach jest nudno więc napisałaś swój? No bo chyba... no ej... chyba nie mówiłaś o tym, co??? Nie, na pewno byś nie powiedziała o tym czegoś takiego.

Moja polonistyczna dusza mówi, że odpowiedz na pytanie numer jeden brzmi "Lalka", ale to nic pewnego, bo ja i ona jesteśmy obecnie zatruwani literaturą średniowiecza i baroku, więc nawet nie marzymy o romantyzmie... czy tam pozytywizmie. Nie pamiętamy A żeby nie szerzyć alkoholizmu nie odpowiem na pytanie numer dwa. I tej wersji się będę trzymała. Tylko sobie nie pomyśl, że nie wiem. Wiem! Tylko nie powiem No dobra, nie wiem, haha.

Jeden wielki opis! Cudowny. Naprawdę fantastyczny. Chwytający za serce i przenoszący w Twój świat. I wiesz, nawet Cuddy mnie nie irytuję. Pozwoliłaś mi wrócić do dawnych czasów, w których naprawdę ją lubiłam. To miłe. Potrafię nawet w pewnym stopniu zrozumieć jej uciekanie, unikanie House'a, wątpliwości i strach. Mam tylko nadzieję, że mimo wszystko poleci w stronę światła i uda jej się dotrzeć do księżyca. Swoją drogą to naprawdę śliczny tekst;) Ciekawa sytuacja przy stoliku. I przyznam, że House potrafi być naprawdę okropny dla drugiej osoby! No ale nie da się ukryć, że Cuddy sama sobie na to zapracowała. Jakby tak na to popatrzeć to po prostu przyznał jej rację. I wiesz, oczyma wyobraźni widziałam całą tę sytuację i niezwykle mi się podobała. Szczególnie zakłopotanie Cuddy, powaga House'a i uśmiechy pozostałych. Tak to sobie wymyśliłam No i potem spektakularna ucieczka Lisy do pokoju. I te zdjęcia. Jak ja lubię, gdy bohater czegokolwiek ogląda zdjęcia. To dość dziwne z mojej strony, no ale lubię ten motyw.

Cytat:
Wokół siebie widziała dziesiątki uśmiechniętych twarzy, które po tych wszystkich latach wydawały się jej strasznie obce. Połowy widniejących na zdjęciach osób już nie kojarzyła. Nie pamiętała imienia drobnej szatynki, która obejmowała ją ramieniem, gdy siedziały na małym pomoście nad jeziorem. Nie potrafiła przypomnieć sobie ponad połowy ludzi, którzy znaleźli się z nią na grupowym zdjęciu, pochodzącym najpewniej z jednego z wyjazdowych meczów futbolowych.


To mi się podoba:) Ogólnie to podoba mi się więcej, ale stwierdziłam, że za dużo, żeby to zacytować, bo jest to drobny fragment, który zaczyna się od tych słów, a kończy na samym końcu tej części. Nie wiem, jakoś przypadło mi to do gustu. Ogólnie to też tak mam ze starymi zdjęciami. Ja jak spojrzę powiedzmy 6 lat wstecz to nie pamiętam imion. A co tu dopiero mówić o tylu latach, które minęły od tego, gdy Cuddy robiła sobie te zdjęcia.

Cytat:
Mimo że fotografia rozmazywała się w miejscu, w którym powinna rozpoczynać się męska postać, doskonale wiedziała, kto siedział obok niej. Uśmiechnęła się szeroko, pocierając kciukiem ciemną plamę, gdzie miała widnieć jego twarz. Zamrugała kilkakrotnie, czując pod powiekami piekące łzy.


No dobra, ostatecznie z tego fragmenty wybrałam jeszcze te. Bo jest urocze i piękne. I znów widzę Lisę siedzącą sobie i oglądającą te zdjęcia. I bardzo mi się to podoba.

Cytat:
Bo gdy kochało się kogoś całym sercem, a została nam po nim jedynie fotografia, to jest naprawdę bardzo mało. Przymknęła powieki, spod których wydostało się kilka łez. Uśmiechnęła się delikatnie, ściskając w dłoni mały, czarnobiały kartonik. Odetchnęła cicho i powoli otworzyła oczy. Stał przed nią, a w jego spojrzeniu widziała tylko czułość.


I to i obiecuję, że nic więcej już nie cytuję. No ale naprawdę... ech Szczególnie pierwsze zdanie jest cudowne. I ostatnie, bo chce wiedzieć co jest dalej. A że ja z natury jestem raczej niecierpliwa to teraz nie będę mogła spać po nocach, haha.

Wiesz, pewnie długo można by mówić o tym jak ładnie piszesz tego fika i w ogóle wszystko. A już na pewno ja mogłabym długo o tym opowiadać. I mimo że czuję, że chcę powiedzieć o tym dużo to wymyślę kilka przymiotników i koniec. Ale to może, dlatego że o tych najpiękniejszych rzeczach zawsze umiemy powiedzieć tylko tyle, że są cudowne i niezwykle. Wiesz dlaczego? Bo one same siebie opisują i ozdabiają. Nie potrzebują miliona kolejnych epitetów. Twój fik na pewno należy do grona tych nielicznych, które naprawdę niczego nie potrzebują. Tylko Ciebie, żebyś mogła to napisać i tego forum żebyś mogła się z tym nami podzielić.

Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
Ściskam i całuję mocno
Uwielbiająca Ciebie i to co piszesz,
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciapkowa13
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skąd to pytanie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:43, 16 Gru 2010    Temat postu:

Co?,co?,co? Tak późno Ty chcesz mieć mnie na sumieniu.Nie zdajesz sobie nawet sprawy co takie przerwy ze mną robią. Oczywiście kolejna część bardzo mi się podobała, dlaczego w takim momencie urwałaś? Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 3 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin