|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
justykacz
Groke's smile
Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 47 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:24, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Prolog spoko, ale dalej - lanie wody... Po prostu w inne słowa, nie powiem, że brzydkie owijasz balladę o "potknięciu Cuddy na House"... ładnie piszesz, ale oryginalności nie widzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:51, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Podoba mi się i to nawet bardzo
wszystko super opisane
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:37, 22 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Nie jestem zadowolona z tej części. Nie dośc, że piekielnie krótka to jeszcze taka... nudna... No ale obiecuję wziąc się niedługo do roboty, teraz czasu zupełnie nie miałam (tak nawiasek mówiąc zamiast się uczyc do swóch klasówek pisałam, więc jutro będę miała przechlapane... ale uznałam, że pisanie ważniejsze ). Następny rozdział mam już w głowie mniej więcej wymyślony, jak będę miała czas to spiszę. Dopiero w nim się tak naprawdę zacznie coś dziac.
A ogólnie House wylądował tam gdzie wylądował przez pracę z WoS-u, którą musiałam zrobic, o patriotyzmie i o naszym kraju - winę zwalam na mojego nauczyciela.
Rozdział 3
Umierała z tęsknoty za nim. Nie chciała żyć bez niego.
Zastanawiała się czy nie lepiej by umrzeć. Jednak nie mogła.
Musiała żyć. Miała dla kogo. Przypominał jej to z każdym dniem
zaokrąglający się i rosnący brzuszek.
Jednak co to za życie bez tego, którego się kocha najbardziej na świecie? To już nie jest życie… to po prostu ponura egzystencja… W zasadzie nic. Po prostu istnienie, ale nie życie. Życie powinno być szczęśliwie spędzonym czasem przy boku drugiej osoby. Radowanie się każdą chwilą spędzoną razem, śmianie się nawet z najgłupszych kawałów ukochanej osoby, po prostu bycie razem. A jeśli już miał by być żal i rozpacz – to smutek też przeżywany razem. Wspieranie się w smutnych chwilach. Bycie sobie podporą. To właśnie jest życie.
‘Okropnie przykro jest patrzeć, jak umiera nadzieja’
Lecz kiedy nadchodzi czas kiedy tracimy ukochaną osobę, wszystko jedno czy poprzez wypadek, śmierć naturalną, czy też po prostu jej odejście – zawsze cierpimy. W różnym stopniu, ale zawsze cierpimy. Chyba najgorsze jest odejście ukochanej osoby. Sądzisz wtedy, że cię nie kocha. Cierpisz bardziej niż gdyby ukochana osoba umarła. Przestajesz mieć ochotę na wszystko, już nic cię nie rozwesela. Wszystko widzisz w szarych kolorach. Żyjesz z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Lecz póki posiadasz nadzieję, nie jesteś zupełnie nie szczęśliwy. Rozpacz przychodzi dopiero po stracie tej nadziei.
A ona nadzieję traciła z każdym dniem. Nikt nie wiedział gdzie jest House. Nie widzieli go od trzech lat. No może nie wszyscy – Cuddy widziała się z nim nie tak dawno temu. Niby tak mało dni upłynęło od jego odejścia, a jednak dla niej było to zbyt długo. Myślała o nim idąc spać i budząc się rano.
Oddalała się coraz bardziej od otaczających ją ludzi. Izolowała się. Nie była już tą samą osobą co kiedyś. Wielu zauważyło tą zmianę w niej i martwili się o nią. Jednak nic nie mówili. Pod tym względem była podobna do House’a. Nie lubiła, gdy ktoś się o nią martwił. Nienawidziła tej litości w oczach tych którzy się o nią martwili. To było dla niej nieznośnie. Kiedy zdarzała jej się taka sytuacje chciała wyjść, uciec gdzieś daleko lub po prostu się wykrzyczeć. Ale nie mogła. Milczała więc. Ci którzy ją znali udawali więc, że nic nie zauważają.
Problem miał tylko Wilson. On jak to on, nie potrafił przejść obojętnie obok czyjegoś cierpienia. to było ponad jego siły. Codziennie więc miał dylemat, czy nie podejść do kobiety, którą podziwiał, szanował, a przede wszystkim lubił i nie potrzasnąć ją, dowiedzieć się dlaczego jest taka załamana. Mogła udawać silną i oponowaną, lecz on wiedział swoje. Znał ją zbyt dobrze i był wrażliwy na ludzkie cierpienie. Wyczuwał je na dziesięć kilometrów. Chciał bardzo dowiedzieć się co jest przyczyną takiego samopoczucia administratorki szpitala Princeton Plainsboro. Chciał jej pomóc. Była przecież jego przyjaciółką. W duchu wciąż ją uważał za takową, choć już w zasadzie łączyły ich tylko stosunki zawodowe.
‘Wtedy włożę maskę. Zawsze będę ją miał przy sobie i w razie potrzeby, gdy ogarnie mnie bezsilność lub przerażenie, nałożę ją, by skryć swój strach.’
House nie wytrzymał w Chicago zbyt długo po swoim ostatecznym odejściu od Cuddy. Niby tak daleko od niej, a jednak blisko. Tam też pracował w szpitalu, też był szefem diagnostyki, też unikał przychodni jak ognia, też miał za szefa kobietę. Było prawie tak samo. Z tym, że administratorką nie była ona. Czyli jednak istotna różnica. Przyłapywał się na tym, że myśli o niej coraz częściej. A to kiedy szedł zmuszony do przychodni.
Z Cuddy przynajmniej było śmiesznie… mogłem się przed nią chować.
A to kiedy szedł wezwany do szefowej.
Do niej mogłem wpadać bez pytania. Nie pukałem i było dobrze. A tu…
I jeszcze kiedy rozwiązywał przypadek razem ze swoim zespołem. Kojarzyło mu się to z Foremanem, Trzynastką, Taubem, Chasem i Cameron… a nawet z Cuddy.
Wpadała do mojego gabinetu, kiedy się tego nie spodziewałem. Tylko ona potrafiła mnie zaskoczyć. Co z tego, że głównie po to aby na mnie nakrzyczeć? Zawsze się kłóciliśmy… i było nam z tym dobrze…
Nie mógł dłużej przebywać w tym mieście. Niby to nie było New Jersey, a jednak przywoływało las wspomnień. Miał tego dość. Chciał od tego uciec.
Znalazł dość mało znany kraj. Taki w którym o nim nie słyszano i o którym nie słyszeli jego znajomi, ci z którymi pracował jeszcze przed trzema laty.
Następnego dnia złożył wymówienie, spakował się i poleciał do Polski.
Stwierdził, że nie będzie pracował w szpitalu, nie będzie praktykował medycyny. Chciał robić coś nowego, coś co nie wywoływało wspomnień.
Czas zacząć nowe życie. Życie bez cienia przeszłości.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Czw 19:40, 22 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Huddyland. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:48, 22 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Że co? Że do Polski?
Czy mnie oczy nie mylą?
Polska!
No to się cieszę.
Ale sam rozdział słabo przypadł mi do gustu. Taki jakby bez smaku.
Niby wszystko ładnie napisane, ale jest taki monotonny, po prostu czeegoś mi w nim brak.
Lubię takie części gdzie jest choć trochę dialogów.
Te przemyślenia jakoś nie pasują mi do House'a, a poza tym myślałam, że wróci do New Jersey.
Bo co teraz z Huddy?!
Lisa pojedzie go szukać znajdując go w Polsce?
Nie mam pojęcia jak to się potoczy.
Poprzednie części było o wiele lepsze. Wiem, że stać cię na więcej.
Czekam na następną, zobaczymy może kolejny part będzie lepszy?
A teraz pozdrawiam serdecznie i przepraszam za moją wypowiedź jeśli Cię w jakiś sposób uraziła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HuddyFan
Stażysta
Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:02, 22 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Polska ?!?!
Do Polski ?!
Czy masz może na niego namiar ?
W każdym bądź razie, rozdział niezmiernie mi się podobał i czekam ze wstrzymanym oddechem na dalszy ciąg
P.S Ja chcę Huddy !!! Szybko !!!
Buziaki dla ciebie i Wena
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:50, 23 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Greg w Polsce no tego jeszcze nie było.
Część 3 była fajna.Lekko się czytało oraz przyjemnie
Czekam na cd i Huddy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:34, 23 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Ley napisał: | przepraszam za moją wypowiedź jeśli Cię w jakiś sposób uraziła. |
Nie uraziła Sama napisałam na początku tamtego rozdziału, że nie jestem z tej części zadowolona, bo cóż krótko mówiąc była... hmm... nie bedę się tu wyrazac brzydko, więc kiepska... chociaż kiepska to mało powiedziana, była totalnie beznadziejna.
Ley napisał: | Czekam na następną, zobaczymy może kolejny part będzie lepszy? |
Lepszy może i będzie pod taki względem, że dłuższy i bardziej przemyślany. I może nawet jakiś dialog się pojawi, choc znając mnie to mało prawdopodobne Wiem natomiast, że nie przypadnie do gustu Huddzinkom (hmm... czyli wszystkim z tego działu ). Zapewne mnie za to zabijecie, ale cóż... raz się żyje...
HuddyFan napisał: | P.S Ja chcę Huddy !!! Szybko !!! |
Cóż będziesz musiała jeszcze trochę poczekac, ale niedługo się doczekasz... no chyba, że za rozdział 4, który jest w trakcie pisania, mnie zabijesz
martusia14 napisał: | Czekam na cd |
Jak dobrze pójdzie pojawi się jeszcze dziś wieczorem, choc niczego nie obiecuję...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:15, 23 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Wrzucam kolejną częśc, skoro już ją napisałam Zapewne większośc z was będzie miała ochotę mnie za to zabic, ale mówi sie trudno i płynie się dalej...
Mam dla was smutną... a raczej radosną nowinę... już niedługo przestanę was męczyc tym fickiem - zbliżamy się do końca. Jeszcze tylko z jakieś dwa rozdziały i epilog został mi do napisania.
Rozdział 4
‘Kogo dzisiaj stać na miłość. Łóżko i nic więcej.’
House został kimś, kim kiedyś w dzieciństwie bardzo chciał być. Marzył o tym skrycie, lecz ojciec wybił mu to całkowicie z głowy. Nie porzucił całkowicie medycyny. Został pisarzem i pisał o dziwnych przypadkach medycznych. Początkowo pisał artykuły dla gazet, później narodził się pomysł na książkę, która po wydaniu została bestsellerem. Napisał ją oczywiście po angielsku, polskiego dopiero co zaczął się uczyć. Szło mu całkiem nieźle, bo jak wiadomo House jest człowiekiem wszechstronnym. Książka została wydana przez amerykańskie wydawnictwo mieszczące się w Warszawie i błyskawicznie przetłumaczona na polski.
W House’ie zaszła zmiana. Człowiek nie może zmienić się z dnia na dzień. Jego zmiana następowała powoli. Powoli, aczkolwiek nieodwracalnie. Przestał być dupkiem, jakim był kiedyś, co nie zmienia oczywiście faktu, że jego komentarze wciąż były sarkastyczne i ironiczne. Zaczął się uśmiechać. Rzadko bo rzadko, ale jednak. I trzeba dodać, że nie były to ironiczne uśmieszki.
Tak naprawdę zaczął się uśmiechać. Lecz uśmiechał się tylko wtedy, kiedy siadał wieczorami przed fortepianem i zaczynał grac. Zawsze wtedy jego myśli błądziły wokół Cuddy. To wtedy się uśmiechał. Tworzył o niej i dla niej, choć wiedział, że nigdy jej tego nie zagra. Piosenki te były odzwierciedleniem duszy. To był ten magiczny moment, kiedy człowiek uważany za najbardziej zamkniętego na świecie, otwierał się.
Chciał o niej zapomnieć. Odszedł wtedy od niej, gdyż miał dość bycia dupkiem, nie chciał jej ranić. Wiedział, że ona z nim nie będzie nigdy szczęśliwa… więc odszedł.
W głębi duszy, choć nikt go o to nie podejrzewał, był wrażliwym i uczuciowym człowiekiem. Lecz przez ojca rzadko wpuszczał kogoś za ochronny mur, którym się otoczył. W zasadzie otworzył się tylko przez Stacy, ale potem zamknął się jeszcze szczelniej, kiedy ta go zostawiła. Wilson czasami wdzierał się i zostawiał rysę w gładkim jak dotąd murze. Przed Cuddy natomiast bał się otworzyć, bał się, że ona zostawi go tak jak Stacy. Nie chciał ranić, ale sam też nie chciał zostać zranionym.
Wieczór zapowiadał się być taki sam jak poprzednie. House wstał od biurka na którym leżał zarys jego kolejnej książki i siadł za fortepianem. Zaczął grac. Znów myślał o Cuddy. Grał spokojną muzykę, zakłócaną od czasu do czasu przez mocniejsze akordy, niczym zaznaczenie ich kłótni. Grał z zamkniętymi oczami. Robił tak od niepamiętnych czasów.
Nie zauważył, że nie jest już w mieszkaniu sam. Dopiero, kiedy skończył grac i otworzył oczy, zauważył ją. Stała tam uśmiechnięta i jakby zauroczona przed chwilą usłyszanym utworem. Jego agentka. Zorientował się patrząc na zegarek, że jest już 20.10, a więc musiała stać tu już od dziesięciu minut. Miała przyjść o ósmej wieczorem i przejrzeć wstępny zarys książki.
Jego agentka nazywała się Katarzyna Czerniewska, ale on ją nazywał Kate. Poznał ją całkiem przypadkiem. Kłócił się z redaktorem naczelnym gazety do której wcześniej pisał, kiedy do pomieszczenia w którym prowadzili dyskusję, wpadła ona. Okazała się być córką redaktora. Później widzieli się parę razy w przelocie, aż w końcu zapytała go czy nie spróbowałby napisać czegoś na większą skalę niż artykuł. Zgodził się bez zastanowienia, zapatrzony w jej dekolt. Nosiła tak samo skąpe bluzeczki jak Cuddy.
Nie wiele później ich zwykła znajomość przerodziła się w coś głębszego, w specyficzną przyjaźń. Nie była to do końca przyjaźń, House nie otworzył się przed nią, jednak ich relacja wykraczała ponad zwyczajną znajomość.
Teraz stała przed nim w bordowej bluzce zakrywającej mniej niż okrywającej, w jeansach i wysokich czarnych butach. Nie byłby by mężczyzną, gdyby nie przyznał, że wygląda pociągająco.
Podeszła do niego i pochyliła głowę aby zrównać się z nim poziomem.
- To było śliczne… - powiedziała przybliżając się jeszcze bardziej.
W co ona gra?, zdążył się jeszcze zastanowić zanim jej usta dotknęły jego. Zaczęli się szaleńczo całować. Już nie było ważne, kto to zaczął. To się stało i nie chcieli tego przerywać.
Wstał. Po chwili zaczęli kierować się w kierunku jego sypialni. Nie dokuczał mu nawet ból nogi. Po chwili ich ubrania walały się po podłodze, w artystycznym nieładzie.
Tej nocy nie zajęli się zarysem książki.
Kiedy rano się obudził nie było już jej w łóżku. Doszedł do wniosku, że pewnie już poszła. Jakież było jego zaskoczenie, gdy wszedł do kuchni. Była tam. Stała i robiła śniadanie. Po zapachu poznał, że to naleśniki. Zlustrował ją od góry do dołu. Była ubrana jedynie w jego niedbale narzuconą na siebie koszulę. Wyglądała ponętnie. Znów wróciło pożądanie. Nie myślał zbyt wiele.
Podszedł do niej i kiedy odłożyła patelnię, na której smażyły się naleśniki, przyciągnął ją do siebie i pocałował.
Z jego mieszkania nie wychodzili przez cały dzień.
Później takie dnie zdarzały się coraz częściej. Nie była to miłośc. To było tylko pożądanie, niezobowiązujący seks i specyficzna przyjaźń.
‘Wszystko w kobiecie jest zagadką i wszystko ma tylko jedno rozwiązanie, zwie się ono ciąża.’
Wilson miał tego dość. Stan Cuddy pogarszał się z każdym dniem. Popadła w depresję. Teraz już nawet nie udawała, że wszystko jest tak jak powinno. Jednak nikt z tym nic nie robił. Onkolog postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Szybkim krokiem skierował się w stronę gabinetu administratorki. Za nim zdążył się rozmyślić wszedł.
- Liso… - zaczął.
Podniosła głowę znad papierów, które wypełniała.
- Tak? – zapytała, choć doskonale wiedziała po co przyszedł. W końcu znała go nie od dziś. Wiedziała, że nadejdzie ten moment, kiedy on nie zważając na to, że ona może być przez to na niego wściekła, przyjdzie i zacznie ją wypytywać co się dzieje. Wiedziała, że nie spocznie póki się nie dowie.
Westchnęła. Nie chciała tego nikomu mówić, lecz jednocześnie potrzebowała się zwierzyć.
- Co się dzieje? Od dwóch miesięcy, może trochę dłużej nie jesteś sobą…
Zapytał, więc odpowiedziała. Poczuła się znacznie lepiej. Jakby cześć ciężaru spoczywająca na jej barkach została zdjęta.
Spojrzał na nią zdziwiony. Co jak co, ale tego się nie spodziewał. Myślał, że nie widziała się z House’em tak długo jak on sam… a jednak… Ona i House byli jedynymi ludźmi, którzy potrafili go zaskoczyć.
Przyjrzał się jej dokładnie. Rzeczywiście powoli brzuszek zaczynał być widoczny. Już niedługo nikt nie będzie miał wątpliwości, że ona jest w ciąży.
Onkolog wyszedł nic nie mówiąc. Był zdeterminowany, by odnaleźć House’a. I choćby siłą przytargać go spowrotem do Cuddy.
Na Merlina! Oni powinni być wreszcie szczęśliwi… uciekają od miłości jak dzieci, które boją się kary…
‘Jest tylko jedno szczęście w życiu, kochać i być kochanym’
Ludzie są tylko ludźmi, a każdy człowiek nie zależnie kim jest i czym się zajmuje potrzebuje miłości. Ludzie nie potrafią żyć bez miłości, to nie jest naturalne. Mimo, że uciekają przed nią ze strachu, boją się, że ukochana osoba może ich nagle opuścić, to i tak ich kiedyś odnajdzie. Każdy z nas doświadczy kiedyś miłości. Niekoniecznie szczęśliwej, ale jej doświadczy. Czasami zaprzepaszczamy szansę na bycie szczęśliwym, bojąc się zbyt bardzo. Mimo, że odnajdujemy swą drugą połówkę, to nie jesteśmy z nią. Strach niszczy człowieka. Zwłaszcza strach przed miłością.
Ludzie potrzebują osoby, która im uświadomi, że nie warto uciekać przed miłością i się jej bać. Nie zawsze jednak taką osobę mają.
Lecz oni mieli na szczęście Wilsona. A na nim jak wiadomo można polegać w takich sprawach. Jak wiadomo zawsze dążył do tego, aby jego przyjaciele byli szczęśliwi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ala
Tooth Fairy
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wonderland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:30, 23 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Ładne to nawet, ale chyba nie w moim guście... Przegadane, akcja leniwa, czasem wręcz nudne. Myślę, że troszkę popadłaś w pułapkę przerostu formy nad treścią. Choć oczywiście "forma" bardzo zgrabna i należą się za nią brawa:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:39, 23 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | W co ona gra?, zdążył się jeszcze zastanowić zanim jej usta dotknęły jego. Zaczęli się szaleńczo całować. Już nie było ważne, kto to zaczął. To się stało i nie chcieli tego przerywać.
Wstał. Po chwili zaczęli kierować się w kierunku jego sypialni. Nie dokuczał mu nawet ból nogi. Po chwili ich ubrania walały się po podłodze, w artystycznym nieładzie.
|
To powinna być Cuddy a nie jakaś tam Kate
Niech Wilson raz dwa znajdzie House'a i przemówi mu do rozsądku
Uwielbiam jak piszesz i szkoda,że zbliża się koniec fika.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:59, 23 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Ala napisał: | Myślę, że troszkę popadłaś w pułapkę przerostu formy nad treścią. |
Taki już mój żywot - najczęściej pisze więcej rozważań, niż dialogów i akcji... Cóż może kiedyś uda mi się napisac coś co będzie miało proporcjonalnie akcję i dialogi...
martusia14 napisał: | Uwielbiam jak piszesz i szkoda,że zbliża się koniec fika. |
No owszem wilekimi krokami zbliża się koniec tego ficka... ale kto powiedział, że nie napiszę następnych?! (no oczywiście jesli czasu nie zabraknie )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
magdalenka
Student Medycyny
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:49, 24 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
House, jego częstszy uśmiech.... w Polsce,
i jeszcze romans z jakąś Katarzyną
obśmiałam się z tej Polski...
faktycznie mało dialogów i dlatego humoru Housa mi brakuje
ale ogólnie dobre
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 11:32, 17 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Niecierpię niezakończonych opowidań, więc zamierzam to skończyć. Ciekawe czy ktoś jeszcze o tym pamięta.
Rozdział 5 część a
‘Ślub to zaręczyny rozwodu.’
Cuddy nie pobiegła za Wilsonem, aby zniechęcić go do tego co chciał zrobić. Po jego zaciętym wyrazie twarzy poznała, że pojedzie szukać House’a. Próbowała sobie wmówić , że nie zatrzymała go tylko dlatego, że i tak by nic to nie dało, Wilson potrafił bywać stanowczy i zdecydowany. Jednak w głębi duszy była szczęśliwa, że jeszcze zobaczy tego upierdliwego diagnostę. Wiedziała, że onkolog dopnie swego. On tak już miał, jeśli był zdeterminowany i się zawziął, potrafił dokonać wszystkiego. Znaleźć House’a, kiedy ten nie chciał zostać odnaleziony mógł tylko on.
Wilson wyszedł ze szpitala tak jak stał. Nie kłopotał się z wracaniem do Cuddy, żeby poprosić o ją o urlop. Znając ją i tak już się domyśliła co takiego zamierzał zrobić.
Wrócił do domu, spakował najpotrzebniejsze rzeczy i pojechał na lotnisko. Pracował tam jego znajomy, który przy odrobinie szczęścia będzie wiedział, gdzie poleciał przed dwoma miesiącami House. Wiedział, że diagnosta gdzieś poleciał – chciał uciec jak najdalej od miłości. Wilson wbrew pozorom był przebiegły. Znał numer karty kredytowej House’a, dlatego też nie miał problemu z dowiedzeniem się gdzie udał diagnosta.
Nie wiele później onkolog siedział już w samolocie do Chicago. Prawdę mówiąc nie zdziwił się zbytnio, że to tam poleciał House. To było takie w jego stylu. Być daleko, a jednocześnie blisko. Chicago nie było na szczęście dla Wilsona na drugim końcu świata. Onkolog nie miał najmniejszej ochoty uganiać się za nim dłużej niż musiał. Ale koniec końców czego nie robi się dla przyjaciół. Wilson chciał aby Cuddy i House zaznali wreszcie szczęścia.
Wilson obliczył, że przy najgorszym wypadku wróci z House’em do New Jersey za tydzień. W końcu tydzień powinien wystarczyć aby przekonać nawet tak upartego dupka jak on.
Kiedy doleciał na miejsce, pojechał do hotelu pierwszym co zrobił nie było pójście do pokoju i rozpakowanie się. Przed tymi czynnościami zapytał się jeszcze recepcjonistki o największy i najwybitniejszy szpital w Chicago.
Kiedy już się tego dowiedział postanowił pójść do pokoju, aby wypocząć na rozmowę z House’em potrzebował dużo sił.
Oczywiście nie przewidział, że House’a tam nie ma. A powinien był. Bądź co bądź Gregory House zaskakiwał go już nie raz, nie dwa…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|