Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Konkurs fikowy #10 - Sen

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:18, 28 Maj 2010    Temat postu: Konkurs fikowy #10 - Sen

„Sen”


Cytat:
Jaki jest koń każdy widzi, więc nie ma się nad czym rozwodzić. Motywem przewodnim tego konkursu jest sen. Poza tematem niczego nie narzucam.

Życzę weny i czekam na Wasze dzieła.




Zasady:
1. Fik zgłoszony do konkursu nie może być nigdzie wcześniej publikowany.
2. Musi zawierać co najmniej 100 słów
3. Musi być ukończony
4. Razem z fikiem należy wypełnić poniższą "tabelkę":
Klasyfikacja: wiekowa (bez ograniczeń, +13, +16, +18 )
Postacie: czyli główne postacie w fiku
Uwagi: tu proszę napisać czy fik zawiera spojlery do jakiegoś odcinka oraz wszelkie inne uwagi
Opis: krótki opis fika (1-2 zdania)
5. Fiki proszę wysyłać do mnie na PW, przed tekstem umieścić tytuł i go 'pogrubić', by był widoczny.
6. Wszelkie pytania proszę zadawać w przeznaczonym do tego temacie
7. Można zgłosić do 3 fików.

Termin nadsyłania fików: 18 czerwca godz. 18.00

Bardzo proszę by w temacie PW wpisać: Fik na konkurs #10

Fiki dostaję na PW i zamieszczam tu bez podania autora, żeby konkurs był anonimowy


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Saph dnia Nie 13:23, 14 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:22, 28 Maj 2010    Temat postu: Re: <font color=

Uwaga

Nie mamy nic przeciwko betowaniu fików konkursowych, jeżeli spełnione zostaną dwa warunki:

1. Osoba betująca zachowa dyskrecję co do tożsamości Autora,

2. Beta nie będzie zachęcała do głosowania na tekst, który sprawdzała, jak również sama nie może oddać na niego głosu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:46, 18 Cze 2010    Temat postu: Re: <font color=

Zatrzymaj się na moment

Klasyfikacja: +13
Postacie: Cuddy, House, Wilson
Uwagi: Huddy
Opis: Fik poświęcony w dużej mierze pewnej chorobie i jej objawom.

To zawsze przychodzi niespodziewanie.
Najpierw jest zauroczenie, domysły, nieśmiałe spojrzenia, żar, namiętności, potem rutyna. W tym przypadku nie do końca było tak, ale ostatni punkt się zgadzał. Rutyna powoli i bezlitośnie zabijała ich oryginalny związek.
Nie o nią tu jednak chodziło. Nigdy nie wybaczył sobie, że nie zauważył tych początkowych sygnałów. Nigdy nie patrzył na nią dość uważnie. Nigdy nie poświęcał jej dość czasu. Nigdy nie pytał, jak się czuje, ani jak jej minął dzień. A gdyby spytał…
…wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.


***


- Siostro, proszę to przekazać dof… duo… - pielęgniarka popatrzyła na Lisę Cuddy zaniepokojona.
- Wszystko w porządku?
Dyrektorka szpitala Princeton Plainsboro stała przed nią, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Wzięła głęboki oddech.
- Tak, przepraszam… - wymruczała masując sobie skronie – to przemęczenie…


***


- Ja rozumiem, że szpitala nie stać, ale Liso, przecież wiesz, że…
Pani dziekan, która dotychczas słuchała argumentów, opierając podbródek na dłoniach, nagle zamknęła oczy i James Wilson w ostatniej chwili podtrzymał jej głowę, żeby nie uderzyła w blat biurka. Wciąż w lekkim szoku zmierzył jej puls i skontrolował oddech. Równy, miarowy. Nie było wątpliwości.
Spała.


***


Obudził go krzyk.
Przeraźliwie głośny, rozpaczliwy, wyrażający tylko potworny strach.
To ona krzyczała, miotając się na łóżku. Po chwili, nadal wrzeszcząc, zerwała się z niego i skuliła pod ścianą.
Patrzył jak zahipnotyzowany. Nie próbował pomóc Lisie. Wiedział, że nic nie wskóra, a napad skończy się po kilku minutach.
Gregory House był w końcu lekarzem.


***


James dogonił dyrektorkę, która właśnie zbliżała się do wyjścia ze szpitala.
- Lisa! Zaczekaj…
- Tak? Coś się stało?
- Nie, tylko… Chociaż właściwie to tak. Wczoraj, gdy rozmawialiśmy…
Teraz to jej zrobiło się głupio.
- Przepraszam, po prostu ostatnio jestem przemęczona, to było silniejsze ode mnie.
Onkolog uspokoił się nieco.
- Wracasz sama?
-Tak, House głowi się jeszcze nad swoim nowym, niebywale skomplikowanym przypadkiem.
- Odwiozę cię. Znów robisz się… nieobecna.
Rzeczywiście, powoli zaczynało brakować jej sił na kontynuację tej rozmowy, więc poddała się bez bicia.
W samochodzie od razu zasnęła.


***


Odprawiła opiekunkę i położyła Rachel do łóżka. Spojrzała na zegarek. Ósma.
„Powinien zaraz być” – pomyślała. Weszła do łazienki z zamiarem wzięcia gorącej kąpieli. Odkręciła kran, z którego popłynął wrzątek.
- Cholera. – Zauważyła, że poszło jej oczko w nowych rajstopach, które miała na sobie. Już miała dolać do wanny zimnej wody, kiedy ciało odmówiło jej posłuszeństwa.
Upadła, uderzając tyłem głowy w kafelki.
Oczy miała otwarte.
Widziała wyraźnie, jak wrząca woda przelewa się i parzy jej skórę na łydkach.


***

-Musimy przeszczepić skórę z…
Nie słuchał. Wiedział dokładnie, na czym będzie polegała operacja. Pod wpływem gorąca sztuczny materiał rajstop stopił się i złączył z poparzoną skórą.
Gdyby nie był tak zajęty przypadkiem, gdyby choć na chwilę odsunął na bok swoje chore ambicje…wróciłby do domu wcześniej. Zanim ta pieprzona woda zdążyła się przelać.
Nie.
Zauważyłby, że dzieje się z nią coś złego o wiele wcześniej.
Diagnoza była tak banalnie prosta…


***


- Narkolepsja?
Lisa pomyślała, co by się mogło stać, gdyby James nie odwiózł jej wtedy do domu.
Nie przyszło jej to do głowy, chociaż wszystkie objawy były podręcznikowe.
House wolno pokiwał głową, wciąż uparcie wpatrując się w bandaże na jej łydkach. Cały jego zwykły styl gdzieś zanikł. Był smutny i poważny. Czuł się winny z jej powodu. Znała go tak dobrze, a nie wiedziała, co ma mu powiedzieć.
Wzięła go za rękę.
„Jeszcze długa droga przed nami, House” – pomyślała.





Kiedyś bał się spać

Klasyfikacja: bez ograniczeń.
Postacie: Dowolny mężczyzna z serialu; nie ma określonej postaci.
Uwagi: Brak spoilerów.
Opis: Ewolucja snu (wpisz imię wybranej postaci). Obecność Groźnych Potworów Z Szafy.

Kiedyś bał się spać. Siadał na łóżku, wpatrując się w ścianę i odliczając kolejne sekundy po to, by szybciej minęła noc. Był pewien, że jak tylko zamknie oczy, przyjdą po niego wszelkiego rodzaju potwory, które miały siedzieć w szafie. Zamykał ją za każdym razem bardzo starannie, by następnie przysunąć pod drzwiczki krzesło. Nie opłacało się sprawdzać, czy nikogo tam nie ma - wierzył, że duchy są niewidzialne i dlatego ich nie widuje. W swoich snach ciągle przed czymś uciekał i chował się po kątach. Budził się, ściskając róg kołdry, po czym znowu siadał, by odliczyć kolejne sekundy.

Z czasem nauczył się zostawiać włączoną lampkę w pokoju. Czasem wydawało mu się, że światłem jest jakiś dobry aniołek, który promieniami stara się dodać mu otuchy. Nadal zamykał dokładnie szafę i podstawiał krzesło. Przestawał tylko liczyć do kilkuset, zanim zasnął – stwierdził, że jak się obudzi, na pewno zobaczy potwora. I wtedy będzie mógł go zaatakować. W snach nadal biegał, jednak wokół siebie widział wiele osób, będących w stanie go uratować. Już nie budził się w nocy.

Chodził już do szkoły, gdy zdecydował się na wyłączenie lampki. Było to dla niego wielkie przeżycie, w ten sposób chciał pokazać swoją dorosłość. Zamknął starannie szafę, przysunął krzesełko i położył się pod białą pościelą z aplikacjami w czerwone samochodziki. Nadal liczył, tym razem jednak udało mu się zasnąć przed wymówieniem cyfry ‘sto’. We śnie już nie biegał, tylko chodził spokojnie, przypatrując się ludziom bez twarzy.

Przestał zastawiać szafę, gdy wyjechał na kolonie. Stwierdził, że inni chłopcy zaczęliby się z niego śmiać. Schował pod niewygodną poduszką latarkę, którą w razie potrzeby miałby wyjąć, by oślepić potwora. Dodatkowo poczucie bezpieczeństwa podnosił fakt, że w tym samym pokoju spał również jego najlepszy przyjaciel. Nie zaczął nawet liczyć, zasnął podczas rozmowy o ich opiekunce. Tej nocy sen był spokojny, widział w nim gładką taflę morza i siebie, przerzucającego piłkę przez słupki.

Gdy zaczął pracować jako stażysta, sen stał się dla niego czymś tak świętym, że nie przejmował się możliwymi potworami. Przebierał się w mgnieniu oka, odsypiał jak najwięcej godzin, by po przebudzeniu się ponownie zacząć żyć na wysokich obrotach. Bardzo rzadko miewał sny, a i tak zazwyczaj były to tylko wspomnienia.

W noc swoich trzydziestych piątych urodzin stracił pacjenta, do którego zdążył się przywiązać. Przez parę godzin wyrzucał sobie, że niezbyt się przykładał. Poczucie winy zajadał tanim jedzeniem z baru naprzeciwko jego mieszkania i zapijał alkoholem, który leżał w szafce, czekając na odpowiedni moment, by wyjść i się zaprezentować. Gdy zasnął, widział przed oczami twarz pacjenta.

Obecnie nocami czuje się najbardziej bezpieczny. Zasypia, czując ciało ukochanej osoby. Śni o niej i o wszystkich sytuacjach, w których byli razem. Budzi się, słucha cichego pochrapywania i obserwuje unoszącą się klatkę piersiową. Już nie boi się potworów w szafie, nie musi zapalać światła, by zasnąć. Ma kogoś, kto zawsze go ochroni, dzięki komu zawdzięcza spokojny sen.





Koszmar

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: House i Cuddy
Uwagi:Można uznać, że są spojlery 6 sezonu.
Opis: Fick Huddy, raczej fluff.

Tej nocy Lisa Cuddy nie mogła zasnąć. Próbowała wszelkich sposobów – od liczenia baranów, aż po szklankę mleka. Nic nie działało. W końcu zaczęła czytać. Jej wzrok szybko się zmęczył, więc zamknęła oczy. Po chwili jej oczom ukazał się przystojny diagnosta, jadący na motorze. Pędził gdzieś z zawrotną prędkością. Zatrzymał się pod jej domem. Cicho podszedł do jej okna i zajrzał do środka. Jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił, po ujrzeniu szczęśliwej Lisy w ramionach Lucasa. Administratorka mruknęła przez sen:
- House... to nieprawda... przeszłość!
Jednak diagnosta w jej śnie tego nie usłyszał. Obrócił się i wsiadł na motor. Po rozpędzeniu się do zawrotnej prędkości po prostu, ot tak, puścił kierownicę. Cuddy krzyknęła, jednak nadal się nie obudziła. Nagle sceneria jej snu zmieniła się. Lisa siedziała teraz w kwiecistej sukience na werandzie jakiegoś domu, popijając drinka. W środku najwyraźniej odbywało się jakieś przyjęcie.
Po chwili do Cuddy dołączył jej przyjaciel. Siedzieli dość blisko siebie, nachylając się delikatnie do przodu i szeptem coś konsultując. W końcu Lisa gwałtownie wstała. Niestety, źle stanęła i wylądowała na Wilsonie. W tym momencie na werandę wszedł House. Zmierzył Wilsona chłodnym spojrzeniem i wyszedł.
Cuddy znowu wykrzyknęła imię House’a przez sen. Kobieta miała jeszcze przez chwilę obraz werandy przed oczami, lecz ustąpił on innemu – balowi na konferencji. Tym razem to ona była diagnostą, a diagnosta – prawdopodobnie – nią. Usłyszała jego głos – przeproszę ją za wszystko, powiem, że ją kocham. Uda mi się, uda mi się...
Zobaczyła siebie odchodzącą i znów usłyszała głos diagnosty, mówiący Znowu wszystko spieprzyłem.
Lisa gwałtownie obudziła się. Przez chwilę nie mogła zrozumieć, co jej się śniło. Po chwili dotarło do niej, że ona zobaczyła wszystkie sytuacje, w których zraniła House’ a. Wszystkie sytuacje, w których myślała, że chamski diagnosta nie ma uczuć i nic mu się nie stanie.
Wstała i wybiegła z domu, narzucając tylko na siebie tylko lekką bluzę.
Drżącą ręką nacisnęła dzwonek. House otworzył drzwi i chwilkę przyglądał się tej osobie, która stała za drzwiami. Nie była to Lisa Cuddy, którą znał. Była to nieumalowana Lisa Cuddy w dresie i ze łzami w oczach.
- Cuddy? Co ty tu...
- Przepraszam, House! Za Lucasa, House, skończyłam z nim. I wtedy, na werandzie, z Wilsonem... ja źle stanęłam! I przepraszam, za ten bal... House... – Lisa zaczerpnęła tchu, ponieważ powiedziała wszystko na jednym oddechu.
- Cuddy... spokojnie! – Uśmiechnął się House. – Co się stało...
- Miałam koszmar... – szepnęła Cuddy, uśmiechając się, jak pięcioletnia dziewczynka.
- Wina? – zapytał House po chwili śmiechu. Cuddy kiwnęła głową i usiadła na kanapie. Jednak zanim House zdążył nalać wina, Lisa juz spała.
- Dobranoc – szepnął Greg, przykrywając ją kocem.





Sen o (nie) normalności, czyli wyśniona rzeczywistość

Klasyfikacja: +16
Postacie: House, Cuddy
Uwagi: brak
Opis: O tym, jak największe koszmary stają się rzeczywistością, i o tym, że owe koszmary w realu mogą być całkiem przyjemne

- House!!! Tyle razy ci mówiłam, że mój dom to nie plaża dla nudystów – wykrzyczała. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyła tuż po przebudzeniu była naga sylwetka jej nowego współlokatora. Nic nie robiąc sobie z jej oburzenia skierował swoje kroki prosto do kuchni. - Rachel w końcu nauczy się chodzić. I przysiegam, że jeśli któregoś dnia zbiegnie po tych schodach i zobaczy twój nagi tyłek wystający z lodówki, to ty zapłacisz za jej psychoterapię – kobieta w pośpiechu narzuciła szlafrok i również udała się do wspomnianego pomieszczenia.
- Chyba chciałaś powiedzieć „twój seksowny tyłek wystający z lodówki,” zauważyłem ten wymowny błysk w twoich oczach – uśmiechnął się zalotnie i sięgnął po kartonik chłodnego mleka.
- Widzisz to, co chcesz widzieć.
- Bo nie porafisz ukryć tego, czego nie chcesz, żebym widział – jego wzrok utkwił w okolicy dekoltu pani dziekan.
- Wybacz, ale nie mam czasu na te twoje przegadywanki. Nie wszyscy zaczynają pracę o dziesiątej – westchnęła, okrywając się szczelniej aksamitnyum materiałem. – I tym razem radzę ci się nie spóźnić.
- Nie moja wina, że ten potwór zażygał mi koszulę – wywrócił oczami.
- Licz się ze słowami - posłała mu mordercze spojrzenie.
- Niech będzie. Że ten potwór zaślinił moją koszulę substancją niewiadomego pochodzenia – sprostował. Tym razem to Cuddy wywróciła oczami. Typowy poranek w jej domu. Przegadywaniom nie było końca. Czasem miała wielką ochotę rzucić się na niego i siłą wybić mu z głowy te durne teksty, ale jakaś jej część najzwyczajniej w świecie lubiła je. I nic nie mogła na to poradzić. Nic, oprócz stwarzania pozorów, że strasznie ją to denerwuje. Obrażona zniknęła w łazience. House oczywiście również udawał, że jej zdenerwowanie go irytuje i błędne, a raczej obłędne koło się zamykało.

- Do zobaczenia o dziesiątej - w mgnieniu oka była gotowa do wyjścia. Był pewien, że w czasie, w którym ona wzięła prysznic, ułożyła włosy i wbrew prawom fizyki wbiła się w te swoje conajmniej o dwa rozmiary za małe, aczkolwiek niezwykle seksowne ciuszki, on zdążył tylko ziewnąć i to co najwyżej dwa razy.
- Noga mnie boli – zajęczał. – Może być o jedenastej? – oczywiście nie mógł pozwolić jej wyjść ot tak.
- W nocy nic nie mówiłeś.
- Bo nie dałaś mi dojść do słowa. I uwielbiam twoje zakłopotanie – dodał, wychylając się z kuchni do przedpokoju i spoglądając na pełne rumieńce swojej rozmówczyni.
- Jeśli nie będzie cię w pracy punkt dziesiąta to obiecuję ci uroczyście, że zamienię twoje życie w piekło – oboje oddawali się tej grze z największą przyjemnością.
- To może być jeszcze gorzej?! – perfekcyjnie udał przerażenie. Następnie przymknął oczy i wydął usta w oczekiwaniu na pożegnalnego całusa. Odpowiedziały mu zatrzaskujące się drzwi. Wziął głeboki oddech i uśmiechnął się sam do siebie.
- I ubierz się do cholery! Zaraz przyjdzie niania – nagle drzwi ponownie się otworzyły. – To już trzecia w tym miesiącu więc błagam, House… - mężczyzna wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Nie widziała tego, ale była pewna, że tak właśnie było. Ona swoje, a on swoje. Ich związek polegał na tym, kto kogo przetrzyma. A raczej, kto pierwszy odpuści ten przegra.

Przekroczyła próg PPTH. Starała się wyglądać jak zwykle, jednak nękało ją nieodparte przeświadczenie, że na samym środku czoła ma przyklejoną wielką kartę z napisem „ sypiam z naczelnym diagnostą tego szpitala.” Od początku wiedziała, że dla wspólnego dobra będą musieli utrzymywać ten związek w tajemnicy. Właściwie to chodziło głównie o jej dobro i jej irracjonalny strach. Bała się, że zostanie posądzona o nieprofesjonalność, a przecież to był jeden z jej głównych atutów. Była przerażona, gdy ktoś pytał ją o doktora House’a. Nieważne, czy był to kolejny wkurzony lekarz, czy pacjent z pozwem w ręku, za każdym razem najbardziej obawiała się pytania: „czy panią coś z nim łączy?”
Byli razem już dokładnie trzeci miesiąc. Co prawda w tym czasie jej wspaniały chłopak zdążył już kilkakrotnie ogłosić, że ze sobą sypiają, ale na szczęście personel przywykł już do tego typu deklaracji i właściwie nic sobie z nich nie robił. Do czasu.

Siedziała przy biurku nad stosem dokumentów i nie mogła powtrzymać wdzierającego się na jej twarz uśmiechu. Właśnie przypomniała sobie minę Wilsona, gdy przypałał ich całujących się w jego gabinecie. Skąd mogli wiedzieć, że nagle wyskoczy spod biurka. Jak się okazało szukał tam swojego ulubionego długopisu. - Chyba go nie znalazł? – pomyśłała. W chwili, gdy miała ponownie zgłębić się w swoją papierkową robotę, usłyszała kroki. Z niewiadomych przyczyn przeszył ją dreszcz. Doskonale znała ten charakterystyczny stukot.

– Co tu robisz?! Jest dopiero dziewiąta – spoglądała raz po raz to na zegarek, to na diagnostę stojącego w progu.
- Zapomniałaś o czymś! – wykrzyczał odpowiednio głośno. Mógł wejść do środka, jednak wiedział, że wtedy jego przedstawienie nie miałoby odpowiedniej widowni. A to właśnie na niej mu zależało. – Rano wybiegłaś w takim pośpiechu…
- Zamknij się idoto – wysyczała. – To przestaje być zabawne. W końcu domyślą się, że coś jest na rzeczy. Chcesz tego, prawda? A może wolisz, żebym cię zwoniła? – nagle jego mina spoważniała. Była pewna, że to starcie wygrała. Owa pewność zniknęła w przeciągu trzech sekund. W jego oczach dostrzegła ten niezwykle przerażający i podniecający zarazem błysk.
- Stanowczo domagam się porannego seksu!!! - wypalił. - Nie pozwolę się tak ignorować. Skoro w nocy muszę dzielić łóżko z twoim wielkim tyłkiem; nie tylko to ma wielkie; zwrócił się do pokaźnej już liczby gapiów przed jej gabinetem, to rano należy mi się nagroda – dyrektorka ukryła twarz w dłoniach. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Wiedziała, że prądzej, czy później tak to się skończy. W końcu wiążąc się z tym idiotą wiedziała co robi. Jej zgubą było to, że kochała mieć go u swojego boku. Nakręcała się adrenaliną, którą jej serwował, przy każdym spotkaniu. Nigdy nie miała pewności, co zrobi. Czy na zebraniu zarządu nagle nie wyciągnie spod stołu jej czerwonych stringów, czy w nocy nie nagra jej okrzyów i nie zamotuje ich sobie jako dzwonka w telefonie? Czy nie rzuci się na nią w sali pacjenta? - Boże, jak dobrze, że pan John’s miał tak głeboki sen – pomyślała.
W czasie, gdy pani dziekan odpłynęła, gdzieś daleko, zbiegowisko pod jej gabinetm ciągle się powiększało. Miny wszystkich i każdego z osobna były godne uwiecznienia. Chase z wielkimi oczami z podziwiem wlepionymi w swojego szefa, Foreman z miną „WTF” i Trzynastka ze szczeką siegającą podłogi. Zresztą nie tylko jej usta pozostawały szeroko otwarte. Rozbawiony diagnosta marzył o jakimś zmasowanym ataku much. W owej sytaucji byłoby to idealnym zwięczeniem ich genialnego planu. Właśnie… „ich.” Rozejrzał się wokół. Podczas, gdy administratorka konała w męczarniach, on poszukiwał swojego cichego wspólnika. Spanikowany Wilson stał przyklejony do blatu recepcji. Miał ochotę uciec. Nie wiedział jak w ogóle dał się na to namówić. Ba, House oczywiście bezczelnie twierdził, że to wszystko przez niego i to ciągłe gadanie, że skoro Lisa zrobiła pierwszy krok, to on powinień zrobić drugi. Gdyby tylko mógł przypuszczać, że ten szaleniec wymyśli coś takiego to z pewnością złożyłby śluby milczenia. A tak, nie miał wyboru. Musiał mu pomóc. To właśnie dzięki plotkarskim zdolnością onkologa przed gabinetem pani dyrektor w odpowiednim momencie zjawiło się tylu gapiów. Co prawda Wilson i tak nie wierzył w powodzenie tego planu, jednak jego szósty zmysł podpowiadał mu, że jeśli czegoś nie zrobią, to te ich tajemnice w końcu doprowadzą do jakiejś katastrofy. A propos owego planu…
House w swoim przebłysku genialności zdecydował, że już najwyższa pora, aby Lisa pogodziła się ze swoimi uczuciami i przyznała się do nich nie tylko przed samą sobą, co w końcu, jakby nie było uczyniła, ale i przed całym światem. Albo chociaż przed całym New Jersey. Niestety, świętoszkowaty Jimmy stanowczo sprzeciwił się transmitowaniu tego zdarzenia na żywo w lokalnej telewizji. Nie przewidział tylko jednego, że jego przyjaciel będzie miał jeszcze jednego towarzysza w zbrodni. Taub z wielkim uśmiechem na twarzy i kamerą w ręce filmował całe zdarzenie.
Cuddy wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę House’a. Dziesiątki par oczu wpatrywały się w nią z niedowierzaniem. Miała dwa wyjścia. Zaprzeczyć i zwolnić idiotę, którego kocha lub w końcu przyznać się do własnego „zboczenia.” Była pewna, że jest to najwłaściwsze określenie dla jej niewytłumaczalnego zauroczenia tym kretynem. Stał przed nią nieruchomo, hipnotyzując tym swoim przenikliwie błękitnym spojrzeniem. Zrobiła to, co musiała.
- Nienawidzę cię! Jesteś największym kretynem, idotą i wariatem z jakim kiedykolwiek miałam doczynienia – wyrecytowała, po czym rzuciła się kompletnie zdezorientowanemu kochankowi na szyję. Namiętnie wpiła się w jego usta i niemal siłą wciągnęła do swojego gabinetu, zasłaniając rolety. Ostatnie, co zapamiętała to wielkie oczy zdumionego personelu i ciało mdlejącego Wilsona, osuwającego się w ramiona grubej siostry Berty. Zaraz. Mogłaby przysiąc, że widziała jeszcze Tauba z kamerą…

- O mój, Boże!!! – krzyknęła. Otwarła oczy i ujrzała nagą postać wyłaniającą się z jej łazienki.
- Wystraczy House. Ale rozumiem, że nagi wyglądam bosko – puścił oczko w stronę zdyszanej administratorki. – Znów śniłaś, że goniłaś mnie po całym szpitalu? – posłał je pytające spojrzenie. – Mówiłem ci, żeby ustalić dokładną godzinę na popołudniowy seks i będzie po problemie.
- Masz dzisiaj wolne – zakomunikowała. Spojrzał na nią zszokowany.
- Mam wolne, bo zobaczyłaś mnie nago?
- Masz wolne, bo… - sama nie widziała, co powinna powiedzieć, by nie ośmieszyć się jeszcze bardziej.
- Koniecznie musisz opowiedzieć mi ten sen – był wyraźnie rozbawiony. Wiedział, jak wybujałą wyobraźnie ma jego niezwykle seksowna szefowa. Zwłaszcza, że sam dbał o to, by nigdy nie zabrakło jej nowych pomysłów.
- Ale mam pacjenta, muszę być dzisiaj w szpitalu – uwielbiał się z nią droczyć.
- Nie masz pacjenta.
- Mam. Od dwóch godzin. Foreman dzwonił – oczywiście, że nie miał żadnego pacjenta.
- Dokąd idziesz?
- Do kuchni. Strasznie dziś gorąco. Mam ochotę na zimne mleko.
- House! – krzyknęła zdesperowana. - Poranny seks plus tydzień urlopu od kliniki – wypowiedziała przez zaciśnięte gardło. Jego oczy rozbłysły.
- W zamian za… - w tej chwili kuśtykał już w stronę łóżka.
- Nie zbliżysz się dziś do mojego gabinetu. Choćby nie wiem co – podkreśliła. – I nigdy nie dasz Taubowi kamery do ręki – spojrzał na nią ledwo powstrzymując wybuch śmiechu. Była taka urocza, gdy próbowała go przechytrzyć. Nawet podświadomie.
- Obiecuję – wymruczał jej prosto w usta. – Cóż… – pomyślał. - Będę musiał zadzwonić do Wilsona i odłożyć nasz plan do jutra. Tylko cholera, czy Chase będzie potrafił obsługiwać kamerę? – zawahał się przez chwilę.
- Coś mówiłeś?
- Tak. Obawiam się, że dziś to ty spóźnisz się do pracy – wyjaśnił i zniknął pod kołdrą.
- Hoouuseee!!! – doskonale znał jej wrażliwe punkty. – Nie plaujesz nic głupiego, prawda? – nagle spoważniła. Wychylił głowę spod kołdry. Wygłądał jak uosobienie niewinności. Cuddy spojrzała na niego z autentycznym przerażeniem. Właśnie dotarło do niej, że tej nocy najprawdopodobniej wyśniła sobie własną przyszłość. Nie pomyliła się. No, może tylko w jednej kwestii. Gdy już była pewna, że jej osobisty wariat nic bardziej szalonego nie wymyśli...


- Wilson, nie jestem w ciąży! Ten idiota właśnie pokazał ci dowód na to, że mamy w szpitalu twardą wodę – krzyk Cuddy roznosił się głośnym echem po oddziale onkologii. Tak. Wyobraźnia diagnosty była równie wybujała, co sny pani dziekan.





Śniący i śnieni

Klasyfikacja: bez ograniczeń;
Postacie: Chase, House, Rachel - chociaż to w sumie zależy;
Uwagi: spoilerów raczej brak;
Opis: to jest takie coś, czego bardzo chciałam spróbować - chodzi mi bardziej o formę, niż treść; o zadanie sobie trudnych pytań, o tym, czym dla nas są sny, czym mogą być, o tym... hm. W sumie jest o tym, o czym tylko zapragniecie, żeby było.

Chase lubi noce. Ciemność jest miejscem, gdzie może odkryć wszystkie swoje skrywane w świetle dnia pragnienia, obawy, porażki i marzenia. Jego łóżko jest ciepłe i bezpieczne. Nieważne, co dzieje się za dnia – jego sypialnia jest miejscem, gdzie zawsze może wrócić i się ukryć. W ciemności wszystko jest prawdziwe. Z chwilą, kiedy gasi światło, ukazuje sobie siebie samego tak prawdziwego, jak nigdy za dnia.

Pierwszą rzeczą, którą widzi po zgaszeniu światła, jest stół i te cholerne truskawki. W pokoju jest ciemno, ale mebel i miska z owocami jest widoczna doskonale. Patrzy na nie oskarżycielsko, kiedy mienią się czerwienią, kontrastując z bielą naczynia, w którym się znajdują. Nie wie, co zrobić, więc zaczyna się zastanawiać, czy tęskni za smakiem truskawki. Czy tęskni?...

Wtedy po drugiej stronie pojawia się ona, tak jakby stała tam od zawsze. Ma czarną sukienkę i blond włosy upięte w luźny kok. Uśmiecha się ciepło i pobłażliwie, ukrywa w tym geście tyle uczuć. Ma takie piękne oczy, piękną skórę… cała jest piękna. Stoi tam i jaśnieje, niczym jakaś bogini. Chase karci się w myślach za takie porównanie. Wydaje mu się zbyt proste i przyziemne jak na nią. Tkwią w tym dziwnym miejscu, razem, a on myśli, że mogliby tak stać wieczność. Zapomina kompletnie o dzielącym ich stole i misce z truskawkami, które na nim stoją. Ona przechyla głowę, a Chase nagle czuje wielką potrzebę, żeby pójść tam do niej, objąć, pocałować, kochać ją i spędzić całe życie obok niej. Już ruszał, aby obejść stół, ale ona pokręciła przecząco głową, mówiąc:

- Najpierw truskawki.

Co? Co on ma zrobić z tymi truskawkami, wyrzucić je, zgnieść? Przecież może spokojnie przejść obok nich i wtedy będą razem, już na zawsze.

- Najpierw truskawki. Zjedz truskawki.

Ona powtarza to w kółko jak jakaś maszyna i Chase czuje niepokój. Nagle staje się zimna, nierealna. Jak ma zjeść truskawki? Nie może ich zjeść. Próbuje jej to wyjaśnić, ale żaden dźwięk nie wydobywa się z jego ust.

- Truskawki.

Wyciąga rękę i pokazuje mu miskę z czerwonymi owocami. Tak, przecież je widzę, wiem gdzie są, myśli zirytowany Chase, problem w tym, że ja nie mogę ich zjeść!

Jej twarz pochmurnieje, a on czuje, że ją traci, widzi jak się oddala. Nie. Nie. Zaczyna pakować sobie te cholerne truskawki do ust, wiedząc, że pewnie go zabiją…

…otwiera oczy, pokój nadal jest pogrążony w ciemności. Obok leży Allison, patrzy na niego z niepokojem.

- Znowu krzyczałeś przez sen – mówi, głaszcząc go po ramieniu troskliwie. On patrzy na nią nieprzytomnie, ale przypomina sobie po chwili gdzie jest i wzdycha z ulgą. Uśmiecha się do niej.

- To tylko zły sen. Ten sam, który śni mi się od kilku dni.

Allison smutnieje.

- Nie martw się – mówi, obejmując Roberta mocno – to tylko zły sen. Ja jestem przy tobie zawsze.

Zawsze.

Najgorszym momentem nocy jest jej koniec, kiedy do sypialni wpadają promienie słońca, Chase budzi się w pustym łóżku, wzdycha i powraca do swojej roli w tym świecie. Roli, którą wszyscy znają. Nikt jednak nie wie, kim tak naprawdę jest aktor.

*

- To jest żenujące.

- Wcale nie! To pouczające.

- Po tylu latach jeszcze się nie nauczyłem, że spożywanie alkoholu z tobą w piątkowy wieczór źle się kończy.

- „Spożywanie alkoholu”? W jakim języku ty do mnie mówisz?

- Co…? Och, nie wiedziałem, że można aż tak…

- Można.

- Możemy obejrzeć coś normalnego, House? Na przykład jakiś nudny western?

- To jest normalne. Wręcz naturalne!

- To jest naturalne?!

- … W większości.

- O mój Boże, co ona sobie tam…?

- Wiedziałem, że ci się spodoba.

- Źle interpretujesz moją mimikę.

- Podoba ci się to.

- …

- Musimy to robić częściej.

House budzi się z głośnym westchnieniem. Teraz pozostał mu tylko zapach. I ten Wilson, który odwiedza go w nocy, w podświadomości. Robią razem rzeczy, których nigdy dotąd nie robili. Co z tego, że nie naprawdę? Nikt nie wie, jak jest naprawdę. Dla House’a realny jest świat, w którym stoi przy nim Wilson. Nie potrzebuje niczego więcej.

*

Przy łóżeczku dziecka widzi siebie. Stoi tam, szczęśliwa, promienieje. Jest piękna. Atrakcyjna. Taka, jaką zawsze chciała być. Jej ciemne włosy w nieładzie spoczywają na smukłych ramionach. Dostrzega zmarszczki przy oczach – wynik tego, że tak często się śmieje.

Dziecko jest małe, niewinne, kruche. Leży spokojnie i wpatruje się w nią swoim stoickim wzrokiem, macha rączkami ze skupieniem. Jest wszystkim, czego sobie w życiu mogła zażyczyć. Jej szczęściem. Jej przyszłością. Jej teraźniejszością. Sensem jej istnienia. Ta mała istotka, która zabrała jej serce. Niczego już od życia nie chce. Mają siebie nawzajem.

Uśmiecha się przez sen. Potem budzi gwałtownie i zaczyna szybko oddychać. Spogląda na zegarek. Jest trzecia w nocy. Ten jeden sen… koszmar prześladuje Rachel od kilku dni. Przypomina sobie kobietę z jej snu, tę pochyloną nad dziecięcym łóżeczkiem, i szybki oddech zamienia się w łkanie. Możliwe, że to ostatni raz, kiedy ją widziała. W snach zawsze jest taka szczęśliwa. Jak wiele mogłyby zrobić razem, jak bardzo się kochać…

Wie, że w końcu koszmar przestanie ją nękać. Wie też, że ona nigdy nie wróci.

*

Z tych trzech historii tylko jedna nie jest snem, a jawą, tylko jedno z nich ma szansę na bycie szczęśliwym przy ukochanej osobie. Reszta to złudzenie przerwane gorzkim i bolesnym powrotem do świadomości. Drogi Czytelniku… potrafisz wybrać, która?





Inny

Klasyfikacja wiekowa: bez ograniczeń
Postacie: House i jego rodzice.
Uwagi: Fik z gatunku preseries.
Opis: O byciu "innym", jak wiele to zmienia. A także kto w takim wypadku jest najlepszym przyjacielem.

A kiedy chciał biec po swoje marzenia, ktoś chwytał za rękę i mówił:
- To jeszcze nie ten czas. To nie twoje miejsce, jesteś inny.
I mały Greg siadał na krzesełku, czekał. Mijała minuta za minutą, a on nie mógł doczekać się chwili, w której przestanie być inny. Marzenia – tam był panem swojego losu.

Zegar tykał, chłopcu wydawało być się to bardzo powolnym ruchem. Kiedy wpatrywał się we wskazówkę pomyślał, że jakieś niemądre dziecko mogłoby ją przesunąć, ale on wiedział, iż to nic nie da. Był skazany na łaskę lub niełaskę zegara. Jego tykania z pewnością nie można było nazwać łaską.

*

Uciekał w objęcia dobrego przyjaciela – Morfeusza, tam, choć na chwilę mógł zapomnieć, że jest inny. W tym świecie Greg nie był inny.

*

Potem bał się, że jeśli znów zrobi coś źle, to ojciec powie mu, że jest inny. A tego nie chciał usłyszeć najbardziej na świecie, bo chociaż nie traktował go ostatnio najlepiej, to był jego ojcem i za to go kochał. Miłość, jaką darzy dziecko rodzica jest najpiękniejsza, dobrowolna i bezgraniczna. Jest miłością najczystszą i niewinną. Małe dziecko jeszcze nie zna tego świata, ale już wie, iż ten patrzący z góry mężczyzna jest dla niego kimś ważnym. To on nauczył go grać w szachy, łapać motyle i grał z nim w piłkę, robił z nim rzeczy, których nie robi się z mamą. Chodzili po męsku na ryby i tak też oglądali mecze.

Pomimo pojawiającego się w ciągu ostatnich dwóch tygodni krzyku, sześciolatek nie zapominał o tym, jaki tata był kiedyś. Tak bardzo nie chciał popełnić błędu, że potknięcia następowały coraz częściej. A opiekun mówił:
- Jesteś niedobry. Inny niż pozostałe dzieci. – Chciał go dobrze wychować, sądził, że jeśli będzie traktował go twardą rękę, to zahartuje się do życia.

A jemu było cholernie przykro. Sen był ukojeniem i jedynym wybawieniem, jakie na niego spływało, bo tam Greg nie był inny.
Śnił o normalności, byciu zwykłym, przeciętnym, o kochającym domu rodzinnym, cieple.

*

A potem ktoś ukradł mu tatę. To nie był on, na jego miejscu pojawił się mężczyzna, który nie chciał grać z nim w piłkę, krzyczał, a w późniejszych czasach zaczął tak dziwnie pachnieć…

Pamiętał dzień, w którym ten gbur po raz pierwszy uderzył jego mamę. Gdzie był wtedy tata? Czemu jej nie bronił? Co się z nim stało, on nawet nie dostrzegł momentu, w którym już go z nimi nie było. Wszystko działo się stopniowo, aż któregoś dnia odkrył, że zniknęły ostatnie odłamki tatowego serca.

*

- Mamo, gdzie jest tata?
- Poszedł do baru.
- Nie, mamo. Gdzie jest mój tata?

*

Uderzył go. Czerwona pręga na ręce paliła go żywym ogniem. Czuł się nikim, poniżony, bezsilny. Mama chciała go bronić, ale ten brutalnie popchnął ją na ścianie, lecąc strąciła wazon, rozbił się na drobny mak. Rozcięła dłoń, a w niej utkwiły w niej resztki wazonu.

Bolało. Tak potwornie bolało. Gdzieś tam, w środku. Nic nie zrobił, nawet się nie ruszył, jak w ogóle mógł na to pozwolić? Dał mu ją dotknąć, a ten gbur potraktował ją tak brutalnie. Cholera, znowu z nim przegrał, przez niego mama znów płakała nad ranem w poduszkę. Widział ślady łez na jej policzkach, podkrążone oczy, tak dobrze świadczące o nieprzespanej nocy. Oczy. To odmalowane w nich cierpienie, chęć ucieczki z labiryntu, w którym nie ma mapy. I towarzyszące mu uczucie – najgorsze z możliwych, że nie jest w stanie nic zrobić, żeby jej pomóc.

*

- Nie chcę rozwodu.
- Dlaczego? Po tym, jak cię traktuje? Nie chcesz go zostawić?
- „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”.
- Każdy ma prawo do szczęścia!
- Ale najwyraźniej nie każdy może je mieć.
- Nie opowiadaj bzdur.

Rozlewająca się po pokoju cisza, ogarniająca wszystko i wszystkich, przytłaczająca i przerażająca, jawiąca się, jako niewidzialne zło, okryte bezszelestnym płaszczem. Jedynie zegar się nie boi i wybija jeszcze ostatnie rytmy.

Tik-tak, tik-tak, tik-tak.

- Boję się.

*

Inność wpajana od dzieciństwa.

Kiedyś przyjdzie czas, w którym będzie miał życie w swoich rękach, będzie mógł coś zdziałać. Każdy dostaje od losu szansę. Tylko czy każdy nie ucieknie przypadkiem w objęcia przyjaciela?

Przecież nie możemy jej wykorzystać, bo jesteśmy inni i nie zasługujemy na nią.




Bez-sennik

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: Cuddy, House
Uwagi: spojlerów brak, można czytać spokojnie J
Opis: Krótkie opowiadanko o tym, jak jeden sen może wywrócić życie do góry nogami

- Dzień dobry, słoneczko! - House jak zwykle wpadł bez pukania do gabinetu Cuddy.
- Nie nazywaj mnie tak, ile razy mam ci powtarzać?! I naucz się w końcu pukać, to naprawdę nie jest takie trudne!
- Oho, ktoś tu ma zły dzień... Dzisiaj to bardziej pasuje do ciebie "chmura gradowa". Cokolwiek cię wkurzyło, nie mam z tym nic wspólnego... A przynajmniej tak mi się wydaje.
Nie przejmując się specjalnie złym nastrojem szefowej, House wyciągnął się na kanapie, opierając nogi na poręczy.
- Brudzisz tapicerkę - zwróciła mu uwagę Cuddy. - Nic mnie nie wkurzyło, po prostu jestem niewyspana. Całą noc śniły mi się jakieś brednie...
- Ojej, Cuddy ma koszmary! – House udawał bardzo przejętego. - Może chcesz, żeby dziś w nocy potrzymać cię za rączkę?
- Marzę o tym - odpowiedziała mu Cuddy z sarkastycznym uśmiechem. - Zresztą to nie są koszmary, tylko... Kompletne bzdury, pozbawione jakiejkolwiek logiki. Budzę się rano jeszcze bardziej zmęczona niż byłam wieczorem.
- To na pewno twoja podświadomość. Próbuje ci coś przekazać, a ty ją ignorujesz. Powinnaś zajrzeć do sennika - stwierdził House z kamienną twarzą.
- Jasne. Jak tylko znajdę chwilę między wizytą u wróżki a studiowaniem swojego horoskopu. A w ogóle to przyszedłeś w jakimś konkretnym celu, czy po prostu się za mną stęskniłeś?
- Raczej za bliźniaczkami. - Popatrzył wymownie na jej dekolt.
Cuddy przewróciła oczami. Cały House.
***
Szła przez kwitnącą łąkę. Niebo nad nią było groźne, zaciągnięte burzowymi chmurami. W oddali, jakieś pięćset metrów od niej, stała drewniana szopa. A może to był zrujnowany domek, z tej odległości nie widziała dokładnie. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak, jak być powinno. Przyjrzała się uważniej kwiatom. Dopiero po chwili zauważyła, że na łące rosną tylko żółte tulipany i czerwone róże. Te pierwsze kwitły intensywnie, wyciągając główki ku słońcu, za to róże były zupełnie zwiędłe.
Dziwne..., pomyślała. Nie zastanawiała się nad tym dłużej, bo w tym właśnie momencie zagrzmiało i lunął deszcz. Bez wahania ruszyła w stronę drewnianego domku. Kiedy była już w połowie drogi, na spotkanie wybiegł jej wielki brązowy pies. W pierwszej chwili przestraszyła się, ale kundel raczej nie miał złych zamiarów, skakał tylko wokół niej, jakby chciał się bawić.
W końcu, doszczętnie przemoczona, dobiegła do domku. Z bliska zobaczyła, że w rzeczywistości jest to stary, zrujnowany szpital.
Szpital w takim miejscu? Wzruszyła ramionami. Sen to sen, nie musi być logiczny.
Chciała wejść do środka, ale w progu stanął przygarbiony staruszek. Zastąpił jej drogę i wyciągnął rękę.
- Ne możesz się tu schować - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy. - Twoje miejsce jest gdzie indziej.
Chciała zaprotestować, wytłumaczyć, wejdzie tylko na chwilę, bo ten deszcz, burza, przecież ma na sobie tylko sukienkę...
W tym momencie rozległ się huk grzmotu, a drzewo obok niej stanęło w płomieniach.
***
Lisa krzyknęła i obudziła się gwałtownie. Usiadła na łóżku i zapaliła nocną lampkę, próbując się uspokoić. Zegar na ścianie wskazywał kwadrans po drugiej.
Pewnie i tak nie zasnę, pomyślała. Może warto sprawdzić metodę House'a?
Sięgnęła po laptopa i wklepała w wyszukiwarkę hasło „sennik”. Kliknęła pierwszy adres i zawahała się chwilę. W końcu wpisała „łąka”.
„Łąka jest symbolem życia i spełnienia. Jeśli jest ukwiecona, świadczy to o tym, że Twoje życie jest szczęśliwe. Jeśli kwiaty są zwiędłe, to znak, że czegoś Ci brakuje”.
Lisa zmarszczyła brwi. Ten, kto to pisał, musiał mieć naprawdę bujną wyobraźnię. „Jej” łąka była pół na pół, to chyba oznaczało względną harmonię. Z ciekawości wpisała „żółte tulipany”.
„Kolor żółty, zwłaszcza kwiatów, oznacza gorycz i smutek. Może być też symbolem zdrady”.
Pięknie, pomyślała. Jestem rozgoryczoną starą panną, której nawet nie ma kto zdradzać... Chociaż to akurat mnie chyba nie martwi.
Nalała sobie kieliszek wina, a potem wróciła do komputera.
Idę o milion, że czerwony oznacza miłość, zaśmiała się w duchu. No i proszę!
„Kolor czerwony jest symbolem wiecznej miłości. Jeśli ktoś wręcza Ci czerwone kwiaty, to znak, że nie jesteś mu obojętna”.
„Nie jesteś mu obojętna”? Lisa parsknęła śmiechem. Zwrot jak z dziewiętnastowiecznej powieści, naprawdę.
Te zwiędłe róże nie wróżą najlepiej mojemu życiu osobistemu, pomyślała.
Zabawa zaczynała jej się podobać. Szybko wstukała hasło „pies”.
„Pies w Twoim śnie oznacza osobę, za którą tęsknisz, którą chciałabyś mieć blisko siebie. Smutny pies, ze zwieszonym ogonem, symbolizuje samotność”.
No, pierwsza pozytywna wróżba tej nocy... Przynajmniej pies był zadowolony.
Upiła łyk wina i czytała dalej.
„Pies biegający wokół Ciebie, chętny do zabawy, to znak, że ktoś w Twoim otoczeniu próbuje zwrócić Twoją uwagę”.
- Jasne - powiedziała na głos. - House. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. Tyle wiem i bez sennika.
Myśl o House'ie sprawiła, że nagle zaczęła poważniej zastanawiać się nad pokręconą analizą swojego snu. Może i pisał to ktoś nie do końca zdrowy na umyśle, ale kto wie, czy zupełnie przypadkiem nie udało mu się trafić w sedno?
Odbija ci, zganiła samą siebie. Każdy może napisać taki bełkot. Na pewno burza oznacza zmiany w życiu, staruszek upływ czasu, a pożar... Pożar to pewnie paląca potrzeba miłości.
Do głowy przychodziły jej coraz większe głupoty. Może to była wina późnej pory, a może na wpół opróżnionej butelki martini, sama nie była do końca pewna. Rozbawiona sprawdziła trzy ostatnie hasła. Z wyjątkiem pożaru, wszystkie pokryły się z jej przewidywaniami.
Podsumujmy... Lisa wyciągnęła nogi na łóżku. Jestem samotna i zgorzkniała, moje życie osobiste leży. Ktoś bezskutecznie próbuje zwrócić moją uwagę, ja go olewam, a jednocześnie potrzebuję kogoś bliskiego... Pora na wielkie zmiany, a czas ucieka. No i jeszcze to całe „Twoje miejsce jest gdzie indziej”.
Napiła się wina.
- Jakie wnioski, Liso Cuddy? - zapytała głośno samą siebie.
Po chwili wahania sięgnęła po telefon. Odebrał po siódmym sygnale.
- Taa?
- Spałeś, House? - zapytała niewinnie. On budził ją o bardzo różnych porach, niekoniecznie w ważnych sprawach.
- Nie, skąd. Czekałem w napięciu na telefon niewyżytej szefowej - odpowiedział sarkastycznie.
- Skorzystałam z twojej rady. W kwestii snów i podświadomości. Zajrzałam do sennika.
- Cieszę się twoim szczęściem - wymamrotał House w poduszkę. - I czego się dowiedziałaś? - zapytał bez większego zainteresowania.
Cuddy wzięła głęboki oddech.
- Że powinnam pójść na całość. Co robisz dziś w nocy?





Sen, brat śmierci

Klasyfikacja: bez ograniczeń
Postacie: Rachel, Cuddy, House
Uwagi: bez spoilerów, Huddy, POV Rachel
Opis: Kiedy zdarza się coś, czego nikt się nie spodziewa, coś strasznego, wiele osób się zmienia. I tak właśnie Rachel zastanawia się nad tym, co dostała od matki, a co jej ofiarowała.

Małe dziewczynki marzą o spadających gwiazdach. Kuszone ich blaskiem, pięknem i nieosiągalnością, potrafią przez pół nocy stać przy oknie. Też tak robiłam, gdy tylko gasiłaś światło i wychodziłaś z mojego pokoju. Patrzyłam i marzyłam, że jedna gwiazdka spadnie prosto w moje wyciągnięte dłonie.
Potem dostałam książkę od Grega. O kosmosie. Wtedy musiałaś leżeć przy mnie, skulona w za krótkim dla ciebie łóżeczku, póki nie zasnęłam. Głaskałaś mnie po policzku za każdym razem, kiedy wydawało mi się, że ta ogromna masa ognia leci na nas, szeptałaś słodkie kłamstwa, a twój szept kołysał mnie do snu.

Powiedz mi, jakie to uczucie, kiedy spada na ciebie kawałek nieba?

Lubiłaś, jak wszystko szło po twojej myśli, tak jak mi tamtego ranka. Dopóki raniący uszy dzwonek telefonu nie rozerwał stojącej ciszy biura na pół.
- Słucham? – szepnęłam, nie do końca pewna, czy mogę odebrać.
- Pani Rachel Cuddy?
- Tak – przełknęłam ślinę. – To ja.
I słuchałam, jak wyjątkowo młody i nie do końca wiedzący, jak ma się zachować, ratownik medyczny, przekazywał mi wiadomość, że przez godzinę leżałaś przygnieciona ciężkim dachem centrum handlowego. Głosem cichszym od szeptu obiecałam, że przyjadę do szpitala. Ratownik nie usłyszał mojej odpowiedzi i rozłączył się.

Tego dnia świeciło słońce, po raz pierwszy od dawna. Trzymałam kierownicę, ale nie widziałam drogi przed sobą, tylko ciebie. Jak idziesz ulicą, podnosisz głowę do góry i uśmiechasz się tak, jak zawsze – jeden kącik ust wyżej – jak twoja twarz rozjaśnia się w promieniach słońca. I całą sobą wolałam, żeby padał deszcz.

Na oddziale ratunkowym panowało jeszcze większe zamieszanie niż zazwyczaj. Szukałam cię, ale ciebie tam nie było. Dowiedziałam się wszystkiego – liczby rannych, liczby zabitych, nazw szpitali, współpracujących teraz ze sobą – wszystkiego, poza miejscem twojego pobytu.
To Greg powiedział mi, gdzie jesteś. ‘OIOM’. Tylko tyle dał radę wycedzić przez zaciśnięte zęby. Jak zwykle twardy, jak zwykle opanowany. Tak bardzo się starał. Chciałam go wesprzeć, ale nie dałam rady. Płakałam więc za nas oboje. Płakałam, biegnąc po schodach, podczas gdy Greg jechał windą, płakałam, szukając twojej sali, płakałam, przytulając do policzka twoją bezwładną dłoń.

A ty… Spałaś.

I znowu byłam małą dziewczynką, wtuloną w twoje ciepłe ramię, urażoną, kiedy odsunęłaś mnie, aby napić się herbaty. Przypomniałam sobie, jak Greg szczypał mnie po nogach, mówiąc, że pogryzły mnie muchy tse-tse, a ja stawałam na krześle, pięciolatka z dwoma kucykami i płakałam, że zapadnę w śpiączkę.
- Już usypiam – szlochałam, siedząc w wannie. ‘To przez te muchy’, mówił wzrok Grega. Przytulałaś mnie i krzyczałaś na niego, żeby mnie nie oszukiwał. Wyjaśniałaś, że on tylko żartuje. Ale i tak wierzyłam mu za każdym razem.

Teraz to ja musiałam być silna. Nakrzyczeć na lekarza, który nie dawał ci szans na wybudzenie się. Przytulić cię, wyjaśnić, że to pomyłka i mieć nadzieję, że jesteś mniej łatwowierna ode mnie. Wyobrazić sobie, że mnie słyszysz.
- Wszystko będzie dobrze, mamusiu – wyszeptałam do twojego ucha.
- Rachel?
Podniosłam głowę. W drzwiach sali stał Greg, chwiał się. Nigdy nie widziałam go jeszcze w takim stanie. Jak bardzo musiało być źle, żeby Greg House się załamał?
- Idź się czegoś napić, Rachel.
Nie chciałam ani na chwilę wychodzić z twojej sali, ale widziałam, że on tego potrzebował. Potrzebował ciebie.

Stałam w kolejce, a oczy mi się zamykały. Po chwili przestałam z nimi walczyć i przymknęłam powieki. Tylko na chwilkę.
- Rachel?
- Tak? – Otworzyłam oczy. Przede mną stała Maggie, niewiele ode mnie starsza stażystka z neonatologii.
- Trzymasz się jakoś? – zapytała, patrząc na mnie zaniepokojona. Pokiwałam głową. Przekrzywiła głowę, jakby oceniając mój stan, po czym postanowiła zaryzykować.
- Jak twoja mama, Rachel?
Wreszcie pytanie, na jakie umiałam odpowiedzieć.
- Oddycha samodzielnie, puls i ciśnienie w normie, ale nie reaguje na bodźce.
Kolejka przesunęła się, nadeszła kolej na Maggie.
- Poproszę dwie kawy – rzuciła.
- Dziękuję – powiedziałam cicho. Gdy z ciepłymi kubeczkami w dłoniach wyszłyśmy z kolejki, Maggie położyła rękę na moim ramieniu.
- Puls i ciśnienie w normie, tak? – powtórzyła po mnie, zamyślona. Nagle jej wzrok skierował się prosto w moje oczy. – Na pewno nie chcesz zostać lekarzem, Rachel?

- Kim chcesz zostać w przyszłości, Rachel?
- Senologiem!
Znowu byłam małą dziewczynką, skaczącą przez korytarze na jednej nodze i przekomarzającą się z wujkiem Jamesem.
- Senologiem? – Wujek spojrzał na mnie niepewnie. Nie wiedział, czy ma pytać dalej. Już kilka razy naciął się, pytając o takie wyjaśnienia niektórych słów, których chyba nie chciałby usłyszeć. Teraz też myślał intensywnie, ile znaczeń może mieć takie słowo. W końcu postanowił zaryzykować.
- A kto to jest senolog?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Był lekarzem, a nie wiedział?
- Wujku! – zawołałam ze zgrozą w głosie. – Przecież musisz to wiedzieć!
- Przykro mi, Rachel. – Pokręcił głową. – Nie mam pojęcia.
- No to senolog, to jest taki ktoś… - zaczęłam, przestępując z nogi na nogę. – Kto pomaga ludziom, którzy mają problemy ze snami. I ja byłam u niego z mamą. Bo w nocy przychodzą do mnie potwory!
- Potwory? – Wujek Wilson uniósł brwi do góry.
- No, strachy – potwierdziłam. – Mam strachy nocne.
- Chyba lęki – poprawił mnie.
- Może tak. A może nie – pokazałam mu język. – Przecież ty nawet nie wiesz, kto to jest senolog!

Doszłam do twojej sali i zatrzymałam się przed drzwiami. Spałaś tak spokojnie. Spał i Greg, z głową na twojej pościeli. Już tęskniłam za twoim głosem. Tym głosem, który niejeden raz mnie usypiał, który słyszałam praktycznie przez całe moje życie. A teraz stałam, patrzyłam na ciebie i wiedziałam, że nie mogę ci pomóc. Nie zostałam senologiem, zdeterminowana, aby wyrwać się ze szpitalnego środowiska. I jedyne, co byłam w stanie zrobić, to wejść do środka, wziąć cię za rękę i wmawiać zarówno tobie, jak i sobie, że to tylko zły sen.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Saph dnia Pią 17:59, 18 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:04, 18 Cze 2010    Temat postu:

GŁOSOWANIE

Wybieracie 3 fiki i wysyłacie do mnie PW z tytułem: Głosowanie - konkurs fikowy #10
z wypełnioną taką tabelką:
I miejsce - tytuł fika
II miejsce - tytuł fika
III miejsce - tytuł fika

Głosowanie trwa do 30 czerwca (środa), do godziny 18.00

Proszę nie głosować na swoje fiki i nie namawiać innych do głosowania na nie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Saph dnia Pią 18:05, 18 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:58, 30 Cze 2010    Temat postu:

WYNIKI

I miejsce:
dr Tygrysolka - Sen, brat śmierci

II miejsce:
gehnn - Śniący i śnieni

III miejsce ex aequo:
Annie - Bez-sennik
lisek - Sen o (nie) normalności, czyli wyśniona rzeczywistość

Tabelka:
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:10, 30 Cze 2010    Temat postu:

Gratuluję wszystkim

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:24, 30 Cze 2010    Temat postu:

Gratuluje wszystkim
Dodatkowa uznanie dla gehnn, tygrysa i liska za wyrobiony styl pisania, ktory jest nie do podrobienia i nie pozostawia watpliwosci spod czyjej klawiatury dany fik wyszedl


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
_sympatyczna_
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Maj 2010
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:43, 30 Cze 2010    Temat postu:

Gratulacje dla wszystkich biorących udział w konkursie tych nominowanych i nie nominowanych. Ciekawe fiki warte przeczytania i zagłosowania na nie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
InvisibleCone
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2010
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:00, 30 Cze 2010    Temat postu:

Gratuluję w pierwszej kolejności wszystkim, którzy zajęli jakieś miejsce.
Natomiast w drugiej kolejności gratuluje tym, którzy wprawdzie nie zajęli żadnego miejsca, ale zdecydowali się na opublikowanie i zgłoszenie swoich prac do konkursu.
Moim zdaniem wymaga to pewnego rodzaju odwagi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eais
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:40, 30 Cze 2010    Temat postu:

Gratuluje wszystkim! Teksty są na prawdę świetne i ciężko było wybrać trzy najlepsze

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eais dnia Śro 22:02, 30 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:48, 30 Cze 2010    Temat postu:

Gratulejszyn wszystkim. I dziękuję

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
huncwotka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Sty 2010
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:06, 01 Lip 2010    Temat postu:

Wielkie gratulacje dla wszystkich. W pierwszej kolejności dla wygranych, ale także dla wszystkich którzy startowali

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:21, 01 Lip 2010    Temat postu:

Ja również przyłączam się do gratulacji

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarodziejka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 814
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: lubelszczyzna ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:05, 01 Lip 2010    Temat postu:

Ja również pragnę wszystkim pogratulować.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dr Tygrysolka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 25 Kwi 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: W-wa

PostWysłany: Czw 11:07, 01 Lip 2010    Temat postu:

Po pierwsze, gratuluję wszystkim, którzy brali udział w konkursie Po drugie, bardzo-bardzo dziękuję wszystkim, którzy głosowali. Po trzecie... jeszcze raz dziękuję i gratuluję!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:57, 01 Lip 2010    Temat postu:

Gratuluję wszystkim piszącym i dziękuję wszystkim głosującym
(bardzo podobały mi się Wasze teksty, naprawdę trudno było wybrać najlepsze) Jeszcze raz gratuluję i dziękuję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IloveNelo
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Caer a'Muirehen ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:32, 01 Lip 2010    Temat postu:

aaa!

Gratuluję wszystkim i dziękuję za głosy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kacper
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piotrków Trybunalski
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 5:05, 02 Lip 2010    Temat postu:

GRATULACJE!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shetanka
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:12, 02 Lip 2010    Temat postu:

Gratulacje dla wszystkich ;*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:48, 02 Lip 2010    Temat postu:

O. Cieszę się bardzo, że głosy rozłożyły się prawie tak, jak głosowałam. Gratuluję serdecznie wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie!
Zważywszy na to, że ja znowu się nie zebrałam i nie napisałam nic, mimo że pomysł się urodził.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:34, 02 Lip 2010    Temat postu:

Ja też przyłączam się do masowych gratulacji. Bardzo miło było czytać te prace. I straszliwie ciężko zagłosować na najlepsze ficki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:27, 02 Lip 2010    Temat postu:

Przyłączam się do gratulacji

Pragnę tylko powiedzieć, że wszystkie fiki są naprawdę rewelacyjne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gehnn
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zamku pięciu Braci
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:20, 05 Lip 2010    Temat postu:

Jestem spóźniona, ale chyba usprawiedliwiona xd Cóż, lepiej późno niż wcale.

Dziękuję!
I gratuluję przeciwniczkom ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin