|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nisia
Killer Queen
Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 97 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 1:22, 25 Lis 2008 Temat postu: You can't always get what you want [Z] |
|
|
<i>Zweryfikowane przez Eriss</i>
Napisane na konkurs fikowy, rzucam, niech wisi, szczególnie, że ten fik jakoś mi się całkiem podoba
Szły trzymając się za ręce a stukot ich obcasów przecinał nocną ciszę. Roześmiane, przekrzykiwały się nawzajem, wspominając potańcówkę, z której wracały. Młode, pełne optymizmu dziewczyny, które jeszcze całe życie mają przed sobą i spodziewają się po przyszłości wszystkiego co najlepsze.
- Uwielbiam marynarzy, mają w sobie to coś!- powiedziała podekscytowana Mandy- od razu mam ochotę... wypłynąć na szerokie wody- skończyła, wybuchając śmiechem.
Towarzyszka popatrzyła na nią, starając się nadać spojrzeniu nagany, co nie bardzo jej wyszło. Uwielbiała swoją przyjaciółkę i nie potrafiła się oprzeć jej poczuciu humoru, nawet jeśli sama miała bardziej konserwatywne podejście do życia.
- No nie patrz tak na mnie- śmiała się Mandy- musisz się ze mną zgodzić. W końcu też nie mogłaś się oprzeć i zgodziłaś się umówić z tym... jak mu tam?
- John- odpowiedziała spokojnie Blythe- co nie znaczy, że zamierzam z nim wypływać... gdziekolwiek.
- Teraz tak mówisz, ale porozmawiamy za parę dni- ciągnęła Mandy- nikt się nie oprze takiemu przystojniakowi, a już szczególnie w mundurze.
- Szczerze mówiąc bardziej przypadł mi do gustu ktoś inny- Blythe lekko westchnęła- ale on nie był zbyt zainteresowany...
- Kto?- Mandy aż przystanęła- mów szybko.
- Gregory- odpowiedziała Blythe uciekając wzrokiem.
- Ten ponurak, który cały wieczór prawie nie tańczył i rzucał tylko ironiczne uwagi?- Mandy spojrzała na przyjaciółkę z niedowierzaniem- no coś ty, taki gburek?
Blythe nie odpowiedziała. Patrząc w ugwieżdżone niebo myślała o zachwycających, błękitnych oczach marynarza...
***
- Nie mogę uwierzyć, że za chwilę przestaniesz być panną- Mandy stała za Blythe i razem z nią spoglądała w lustro. Blythe wyglądała zachwycająco w białej, prostej sukni, wyszywanej drobnymi, mieniącymi się perełkami.
- Ja nie mogę uwierzyć, że biorę ślub pierwsza- roześmiała się Blythe- zawsze sądziłam, że zostanę starą panną i będę bawić twoje dzieci.
Ich spojrzenia skrzyżowały się w tafli lustra. Obie zdawały sobie sprawę z tego, że teraz w ich życiu zajdą zmiany i obu było żal tego, co zostawiają za sobą.
Pierwsza otrząsnęła się Mandy.
- Nie becz, bo się rozmażesz głuptasie, nie pójdziesz na ceremonię i nie zostaniesz w końcu panią House- powiedziała, poprawiając welon przyjaciółki- sądzę, że już czas...
Uścisnęły się, ostatni raz jako panny, po czym zeszły na dół. Stał tam już ojciec Blythe. Dziewczyna ujęła go pod ramię i dała się poprowadzić przez tonący w zieleni ogród, wzdłuż rzędów ław pełnych gości, zerkających na nią z ciekawością, aż do ołtarza, gdzie czekał na nią zachwycony John.
Nie widziała przenikliwego i pełnego smutku spojrzenia błękitnych oczu, które odprowadzało ją wraz z ojcem.
***
Zdyszana Mandy wbiegła po schodach i już miała zapukać do drzwi, kiedy te gwałtownie się otworzyły i stanął w nich wysoki mężczyzna. Ukłonił się jej i ruszył przed siebie, lekko utykając. Przez chwilę patrzyła za nim zdziwiona.
- Co on tu robił?- spytała Blythe, która dotąd stała w milczeniu. Ta spojrzała na Mandy nieprzytomnym wzrokiem, jakby ją dopiero teraz zauważyła. Otrząsnęła się lekko i zaprosiła gestem przyjaciółkę do środka.
Weszły do salonu a zaintrygowana Mandy zapomniała o tym co chciała powiedzieć i co sprawiło, że biegła jak szalona. Zamiast tego wpatrywała się intensywnie w Blythe, jakby spojrzeniem chciała zmusić ją do zwierzeń. Blythe celowo uciekała wzrokiem i odciągała moment, w którym padną nieuchronne pytania.
Mandy cierpliwie czekała aż przyjaciółka przemówi. Dobrze ją znała i wiedziała, że to nie była zwykła wizyta przyjaciela męża, że sprawa ma zupełnie inną wagę. Już jakiś czas podejrzewała Blythe o ukrywanie czegoś, sądziła, że chodzi o to, że Blythe i Johnowi niezbyt się układa pożycie- głównie przez wieczną absencję pana domu- ale widać było coś jeszcze.
W końcu Blythe spojrzała na przyjaciółkę i tak cicho, że ledwie dało się ją dosłyszeć, powiedziała:
- Jestem w ciąży.
W pierwszym odruchu Mandy nie zrozumiała w czym problem, ale chwilę później już dobrze wiedziała.
- Ale jak to się stało? Przecież...
- Johna wiecznie nie ma, a jak jest w domu to ciągle mną dyryguje, jest niemiły, opryskliwy, traktuje mnie jakbym była jego podwładną. Gregory... najpierw wymienialiśmy tylko spojrzenia, kiedy John zapraszał go do nas. Pewnego dnia Gregory przyszedł, John miał dopiero wrócić... Widzisz, on tylko sprawia pozory zgryźliwego i ponurego... Jest strasznie skryty i nieszczęśliwy, ale to dobry człowiek... Wtedy przyszedł do Johna w związku z niedawną kontuzją jaką odniósł w trakcie szkoleń- postrzał w nogę... Był załamany, nie wiedział czy będzie jeszcze w pełni sprawny... Jego wymarzona kariera wojskowego wisiała na włosku... Otworzył się przede mną potrzebując zwykłej, ludzkiej życzliwości... To był przełom, potem przychodził... przychodził...
Mandy patrzyła na Blythe zdziwiona. Nie spodziewała się, że przegapiła coś takiego. W myślach wymyślała sobie od złych przyjaciółek, które wolą unikać rozmów o problemach i bagatelizują znaki.
- I co zrobisz?- spytała po chwili milczenia.
- Nie powiem Johnowi, że to nie jego dziecko. Wychowamy je razem. I tyle.
- Ale przecież... przecież Ty i Gregory się kochacie!
Blythe schowała twarz w dłonie.
- Mandy, ja wystarczająco już nałamałam przysiąg i swoich zasad. Należy mi się kara.
***
Upał lał się z sierpniowego nieba, nie zostawiając suchej nitki na idącej ścieżką Blythe. Szłaby szybciej, ale uniemożliwiał to pokaźny już brzuch. Jednak Blythe wydawało się, że nie idzie, ale unosi się nad ziemią. Była szczęśliwa, pierwszy raz od miesięcy- długich, smutnych miesięcy.
Wracała od Mandy, u której była szukać wsparcia i akceptacji dla decyzji, które podjęła. Wiedziała, że zawsze może liczyć na szczerość przyjaciółki.
Parę dni temu, kiedy Gregory był u niej i odbyli tę rozmowę, jej nastrój był zgoła inny. Dobitnie i ostatecznie odmówiła odejścia od męża. Gregory wyszedł bez pożegnania, trzaskając drzwiami, a ona opadła na łózko i płakała, płakała...
Jednak po tych kilku dniach bezsilnych łez, nagle naszła ją refleksja, że właściwie nic nie musi. To było zaraz po telefonie od Johna, który podczas krótkiej, suchej rozmowy znowu parokrotnie ją obraził, tak po prostu.
Doszła do wniosku, że wcale nie musi skazywać się na życie u boku tego nieczułego, obcego mężczyzny. Że dziecko, które rozwija się w jej łonie jest owocem miłości i na życie w tej miłości zasługuje.
Postanowiła zostawić Johna.
Mandy poparła ją. Omówiły wszystkie trudności i problemy, które pojawią się po wcieleniu w życie tej decyzji, ale Blythe ani chwilę się nie zawahała. Wiedziała, że warto.
Biegła teraz jak na skrzydłach aby zadzwonić i błagać Gregorego o wybaczenie i szansę.
Pierwszą dziwną rzeczą, jaką zauważyła, był samochód na podjeździe. John powinien przecież być na szkoleniu jeszcze dwa dni.
Pełna obaw weszła cicho do domu i udała się, z duszą na ramieniu, do pokoju gościnnego. Jej mąż siedział na kanapie i sączył whisky. Kiedy ją zauważył wstał i podszedł do niej.
- Usiądź- powiedział krótko.
Posłusznie to uczyniła, czując, że i tak miękkie z przerażenia kolana nie utrzymały by jej długo w pozycji stojącej.
John zaczął mówić.
- Parę dni temu Gregory nagle poinformował przełożonych o swojej gotowości do powrotu do służby. Było to zaskakujące, bo jego noga wciąż nie była do końca sprawna, ale bardzo się upierał. Zależało mu koniecznie na udziale w walkach w Wietnamie i dopóty naciskał, dopóki nie uzyskał zgody na dołączenie do najwcześniej wyruszającego oddziału. Popłynęli następnego dnia- urwał patrząc jak Blythe blednie- podać ci wody?- spytał, ale ta odmownie pokiwała głową, czekając na ciąg dalszy.- Dziś rano- kontynuował więc- dostaliśmy wiadomość, że oddział naszych dostał się pod ostrzał wroga i został zatopiony. To była zasadzka, spodziewali się, że się zjawimy...
Blythe wiedziała już jaki jest ciąg dalszy. Zanim odpłynęła w nieświadomość usłyszała słowa męża, utwierdzające ją w tym, że się nie myliła....
***
Obudził ją szum aparatury. Otworzyła oczy i zrozumiała, że leży w szpitalu. Nieopodal stał jej mąż. Gdy zobaczył, że się przebudziła, sięgnął do łóżeczka, stojącego w rogu pomieszczenia i podał jej małe zawiniątko.
- Jest zdrowy, mimo, że dwa miesiące przed czasem- poinformował- dobrze, że się przebudziłaś, zdążę ci powiedzieć, że wychodzę na mszę za pamięć poległych...- niezgrabnie pocałował ją w policzek i dodał- myślę, że powinniśmy nazwać go Gregory. Na pamiątkę.- to mówiąc odwrócił się na pięcie i wyszedł sztywnym krokiem wojskowego.
Blythe spojrzała na drobną buzię syna. Mimo, że łzy wypełniające jej oczy sprawiały, że obraz tracił ostrość, to jednak nie umknął jej uwadze znajomy już, intensywny błękit oczu jej dziecka.
- Witaj na świecie, Gregory- powiedziała cicho.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:10, 25 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Łał!
Świetny pomysł i świetnie napisane. Bardzo ciekawe przedstawienie jak doszło do tego że House nie był dzieckiem Johna . Ależ mi się podoba
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eriss
Queen of the Szafa
Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:30, 25 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
aaaaaaaa, świetny pomysl, świetny fik ;D
tylko w pewnym momencie mialam strrrraszną ochotę skrzywdzić Blythe
a końcówka śliczna... sniff *idzie po chusteczki*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ginger_42
Pacjent
Dołączył: 15 Paź 2008
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z fabryki kredek Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:54, 26 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Śliczne! Na początku jak przeczytałam "Gregory" wybuchnęłam śmiechem (jestem skrzywiona psychicznie ), ale potem było bardziej poważnie i coraz ciekawiej... Zakończenie chwyta za serce... Serio
P.S. Niebieskie oczka...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Saph
McAczkolwiek
Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 71 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:09, 27 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
To jedno z lepszych opowiadań, jakie miałam okazję przeczytać.
Fabuła jest nietypowa, oryginalna. Czyta się lekko, szybko wciąga.
No i bardzo odpowiada mi Twój styl pisania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|