|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
anna lee.
Ratownik Medyczny
Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza ekranu. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:22, 06 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
wybaczcie zwłokę, ale przerwa międzyświąteczna bardzo mnie rozleniwiła i skutecznie wyzbyła inspiracji.
tak czy owak kolejna część.
życzę przyjejmnego czytania.
-------------------------------------------------------------------------------------
27. SEKUNDA.
- Babciu, chyba już czas się położyć... – szepnęła Anne podając rękę starszej kobiecie. Ta jednak odepchnęła ją lekko opierając się na lasce.
- Wiem, że od zeszłego roku zdążyłaś zapomnieć, ale mam osiemdziesiąt lat, nie sto. Wciąż potrafię chodzić. – burknęła złośliwie.
Collins uśmiechnęła się ciepło. Jakże jej ukochana babcia przypominała jej wrednego szefa, który teraz siedział męcząc stare pianino. Anne wiedziała, że stara Ally Warner po prostu chciała jeszcze posłuchać, a ona, niedobra wnuczka zagania ją do łóżka. Było późno, a jutro czekał je pracowity dzień, może dlatego nie pozwalała jej się do woli napawać nowoodkrytym talentem lekarza.
- Przygotowałam pierwszą sypialnię na lewo. Największe łóżko. Dobrej nocy doktorze House. – rzuciła z figlarnym uśmiechem.
Odpowiedział jej tym samym.
*
Mieszkanie było ogromne. Pani Warner zajmowała zaledwie jedną czwartą powierzchni.
Wydawało się jakby puste pokoje czekały właśnie na święta. Czekały aż zapełnią je wrzask dzieci i niespokojne oddechy zgromadzonych przy choince domowników – tak zbędnych i potrzebnych zarazem.
Anne kończyła jeszcze doprawiać mięso. Była wykończona. Wiedziała, że Greg przegląda książki, które wcześniej go zainteresowały i nie ma nawet co liczyć na jego pomoc w kuchni. Z salonu wciąż dobiegał głos Elli...
Wraz z wybiciem przez zegar godziny pierwszej Collins zatrzasnęła drzwi lodówki. Wszystko, co należało przygotować dzień wcześniej zostało przygotowane. Nawet jarzyny na sałatki leżały ugotowane w spiżarce, czekając aż zajmie się nimi jutro rano.
Odetchnęła z ulgą. Odwracając się wpadła na Greg’a.
- Powinien już pan spać panie doktorze. – rzuciła przedrzeźniając starszą kobietę i starając się go wyminąć w drzwiach. Nie dał za wygraną. Jego wzrok mówił... Doskonale wiedziała, co jej mówił.
Uśmiechnęła się łagodnie i przepraszająco zarazem.
- Greg... Jestem bardzo zmęczona...
Wygiął usta w podkówkę, choć po chwili jego wzrok się rozjaśnił.
- Może coś na rozluźnienie..? – delikatnie musnął ją wargami gdzieś w okolicy kącika jej ust. Przymknęła oczy i poczuła jego rękę wędrującą gdzieś w okolice jej obojczyka. Oparła głowę na jego ramieniu. Naprawdę była wykończona.
Westchnął udając rozczarowanie.
- Śpiąca królewno, dzisiaj Ci odpuszczę, ale jutro...
Poczuł delikatne kiwnięcie głowy gdzieś blisko swojej piersi. Uśmiechnął się ciepło. Normalnie nie odpuściłby swojej osobistej dziwce. Ale narzeczonej..?
*
- Dlaczego mi nie powiedziałaś..?
- Nie skojarzyłam nazwisk...
Widziała, że był bardziej przygnębiony niż rozdrażniony. Smutne spojrzenie raniło ją bardziej niż jego słowa. Ale... Jak miała się wytłumaczyć...
Nie miała pojęcia, że jej wuj to mąż Stacy. Niby to samo nazwisko, ale nigdy nie widziała ich razem. Zresztą... To był pierwszy rok kiedy Mark przyjechał na święta do rodziny. Po tym jak zaczął jeździć na wózku spędzał je tylko z żoną. Podróż do Nowego Jorku była zbyt uciążliwa jak na jego możliwości. Pech chciał, że akurat tego roku zjawili się razem i to znacznie wcześniej niż planowali...
Gdy Gregory zobaczył ich w drzwiach mieszkania najpierw był zaskoczony, później wściekły. A potem... Potem pojawiło się dziwne otępienie.
- W porządku... – rzucił, choć sprawa wcale nie była załatwiona. Spędzał święta z byłą i (teoretycznie) obecną narzeczoną.
Jego nastrój nie umknął uwadze starej Ally. W świątecznej gonitwie zaprosiła go do swojej sypialni na krótką pogawędkę.
- Usiądź. – poleciła wskazując dwa krzesła przy małym stoliku. Wyciągnęła z szafki koniak i nalała diagnoście.
Uśmiechnął się i pomyślał, że ta kobieta chyba zna go lepiej niż jego własna matka.
Czuł palącą strużkę wzdłuż całego przełyku aż do żołądka. Skrzywił się. Sam nie wiedział czy pod wpływem gorzkiego posmaku trunku, czy nadciągającej burzy.
- Więc... Stacy to twoja była dziewczyna... – zaczęła starsza pani rozsiadając się na krześle. Przywiodła mu na myśl jakąś dobrą panią przedszkolankę, która siada i rozmawia z chłopczykiem, bo chce poznać motywy stłuczenia filiżanki.
Potarł kciukiem czoło. Rozpoznała ten gest zdenerwowania.
- Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to w porządku. Chcę tylko wiedzieć, co zamierzasz z tym zrobić. Nie chciałabym widzieć jak moja Anne płacze w święta... – spojrzała na niego wyczekująco. Nie uzyskawszy odpowiedzi, a jedynie przepraszający wzrok kontynuowała. – Wiem, że Anne to silna dziewczyna. Nie zauważyłam nawet kiedy stała się kobietą... W jej życiu było kilku mężczyzn, którzy... Nie zachowali się jak mężczyźni. – odpaliła papierosa i delikatnie się zaciągnęła. – Musi być w Tobie coś wyjątkowego, że postanowiła zaryzykować. Coś więcej, poza geniuszem diagnostycznym, bo to też może ją pociągać. – uśmiechnęła się. – Proszę tylko, żebyś nie zrobił jej krzywdy, bo dała Ci spory kredyt zaufania. Z twojego zachowania wnioskuję, że Stacy Warner nie należy do tak odległej uczuciowej przeszłości do jakiej chciałbyś żeby należała. Uwzględnij jednak to, że jest ktoś, kto może ofiarować Ci znacznie więcej niż kobieta, która Cię zraniła...
House westchnął nerwowo. Nie spodziewał się zrozumienia. Nie spodziewał się, że kobieta, która znała go raptem dwa dni, może tak precyzyjnie określić jego uczucia. Nie miał pojęcia, co mógłby odpowiedzieć. Jak mógłby jej cokolwiek wytłumaczyć...
- Nie chcę... – zaczął usiłując zebrać myśli. – Nie chcę zranić Anne... – powiedział powoli i ostrożnie spojrzał w oczy pani Warner.
Kobieta uśmiechnęła się ciepło. Kiwnęła głową.
- Ufam Ci.
Tego również się nie spodziewał.
- Mały cyrk nie zaszkodzi. – zaśmiała się złośliwie. Greg odwzajemnił jej rozbawione spojrzenie. – Mark jest zbyt drętwy. I nie mam tu na myśli jego nóg. – posłała diagnoście kolejny ironiczny uśmieszek. House pomyślał, że musiał być z niej niezły numer, skoro jest w stanie żartować z kalectwa własnego syna... – Przyda mu się trochę emocjonalnej huśtawki.
*
Wszedł do ich tymczasowej sypialni. Drzwi na taras były uchylone. Stała tam i paliła papierosa. Zapewne drugiego, bo obok niej spoczywała spokojnie zapalniczka, a kładła ją gdziekolwiek indziej niż do kieszeni tylko w przypadku dłuższych sesji. Zaszedł ją od tyłu delikatnie obejmując w talii.
- Mogę przeszkodzić..?
- Już się nie dąsasz..? – zapytała z wyrzutem i wysunęła się z jego ramion. Westchnął.
Tak... To zdecydowanie nie Cameron...
Pozwolił jej się na moment wyślizgnąć tylko po to, by za moment znowu ją pochwycić. Tym razem na tyle mocno by nie zdążyła mu się wyrwać. Obrócił ją w swoją stronę i spojrzał w głębokie, zielone i zmyślone oczy. Znów odległe.
- Nie miej mi za złe zaskoczenia. – powiedział spokojnie.
Patrzył na nią z ciepłem i zrozumieniem. Nie widziała go takiego nigdy wcześniej. Nikt nie wyszedłby za nią w takie zimno na taras, po to, by tłumaczyć dlaczego się wściekł, tym bardziej, że miał rację. Pomijała już fakt, że ten ktoś nazywał się Gregory House i był największym znanym jej dupkiem i ignorantem.
- Nie chodzi o zaskoczenie... – spuściła wzrok.
Przeszywał ją tym swoim badawczo – analitycznym spojrzeniem. Zastanawiał się o co tak naprawdę może chodzić. Czuł, że jej emocjonalne problemy go przerosną, ale... Przypomniał sobie słowa pewnej mądrej, starszej pani.
- Więc..? – zagadnął ją. Przewrócił oczami nie słysząc odpowiedzi. – Jeśli mam się poprawić, czy też nawet zrobić rachunek sumienia muszę wiedzieć co się dzieje...
- Chodzi o Stacy... Była bardzo ważna...
- Tak... – popatrzył przed siebie jakby przywołując wspomnienia, które bledły przy błyszczących oczach Anne Collins. – Była... – zaakcentował błądząc wzrokiem na linii usta – nos.
- Widziałam jak na nią patrzyłeś, wiem, że...
Położył jej palec na ustach.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Ta scena musi wyglądać jak z jakiegoś taniego romansidła...
Spojrzał na nią robiąc głupią minę.
- O tak... A ja zdecydowanie nie chcę być tylko głupim, romantycznym kochankiem... – powiedział przyciskając ją mocniej do siebie. – Dlaczego... – zaczął, ale urwał nie wiedząc, czy to mądre by pytać o to akurat teraz. – Powiedziałaś, że jestem Twoim narzeczonym...
Zarumieniła się. To było do niej niepodobne...
- Chciałam uniknąć głupich pytań i niedomówień... Nie przejmuj się, ona i tak w to nie uwierzyła... – zaczęła się plątać.
- Nie musisz się tłumaczyć... – uśmiechnął się tym swoim zwyczajowym ironicznym grymasem.
Spojrzała na niego wyczekująco. Co to miało oznaczać..? Uśmiecha się, gdy ona przedstawia go jako przyszłego męża..? Chce tego..?
- Gregory House mi się oświadcza..? – zaniemówiła, ale udało jej się poskładać do kupy to jedno pytanie.
Prychnął złośliwie. To ułamało kawałek jej serca, ale zlepił je znowu w całość krótkim:
- Raczej przyjmuje Twoje oświadczyny.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez anna lee. dnia Śro 18:26, 06 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:19, 06 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Miałam dzisiaj nie wchodzić na Horum, bo wiem, że jak wejdę, to wyjdę w nocy, a to się dla mnie źle skończy. Jednak przez jakiś instynkt weszłam.
I dobrze zrobiłam!
Kolejna cudna część genialnego ficka.
Cytat: | - Gregory House mi się oświadcza..? – zaniemówiła, ale udało jej się poskładać do kupy to jedno pytanie.
Prychnął złośliwie. To ułamało kawałek jej serca, ale zlepił je znowu w całość krótkim:
- Raczej przyjmuje Twoje oświadczyny. |
Genialne. Jeden z najlepszych fragmentów, choć całość jest niesamowicie piękna.
Weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ruby
Student Medycyny
Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Koszalin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:17, 07 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Awwwww!
Ale urocza część *.* Szczególnie ostatnie zdania...
Dzisiaj na informatyce wchodzę na Horum i widzę ten napis "27" i po prostu zaraz uśmiech od ucha do ucha
Od razu przeczytałam, ale nie miałam zbytnio czasu skomentować ^^;
Mimo to, wywołałaś u mnie okrzyk "Awwwwww" i za pierwszym i drugim razem
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
IloveNelo
Stomatolog
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Caer a'Muirehen ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:52, 07 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
No i znowu mnie zaskoczyłaś
Mark jej wujem? W życiu bym na to nie wpadła ^^
Z jeszcze większą niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
Wena wielkiego życzę
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez IloveNelo dnia Czw 18:55, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Czerwono-Zielona
Pediatra
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: from unbroken virgin realities Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:27, 08 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Siedzę od dłuższej chwili nad klawiaturą i nie wiem, co napisać... To jest jedna z najlepszych rzeczy, jakie w życiu czytałam...! Taki House, jakiego i ja widzę, jakiego uwielbiam, jakiego czuję... I świetny, świetny styl! Obrazy same malują się w głowie... A emocje odczuwa się w całym ciele... Przeczytałam ciurkiem 17 części, więcej teraz nie dam rady, nad czym bardzo ubolewam, bo konieczność oderwania się od tego tekstu sprawia fizyczny wręcz ból... Wrócę tu najszybciej, jak się da, czyli prawdopodobnie dziś wieczorkiem
Acha, co ciekawe, znajduję w Twoim opowiadaniu (chyba już powieści ) pewne pomysły, porównania, a nawet pojedyncze słowa, podobne lub wręcz tożsame z moimi własnymi... Jestem właśnie w trakcie pisania fika i jeżeli po przeczytaniu Twojego Dzieła odważę się wrzucić tu moje wypociny, to nie posądź mnie proszę o plagiat, bo naprawdę "I did it all by myself, mummy" Może przesadzam, to są jakieś niezauważalne dla postronnego czytelnika drobiazgi, ale naprawdę kilka razy przerywałam czytanie zakrywając z niedowierzaniem dłonią usta i pytając się w duchu czy nie jesteś przypadkiem moją zagubioną siostrą bliźniaczką
Wyrazy mojego nieskończonego szacunku i życzenia natchnienia załączam
P.S. Pozwolę sobie coś "wytknąć" - gubisz trochę przecinków... Wybacz, ale taką małą obsesję mam na punkcie tego typu drobiazgów...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Pią 9:36, 08 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
anna lee.
Ratownik Medyczny
Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza ekranu. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:56, 08 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
więc...
myślę i czuję, że zbyt słodko się tutaj zrobiło, a jak wiecie bardzo tego nie lubię...
jakastam słuchanie instynktu mimo wszystko czasami popłaca
ruby... postaram się, żeby było jak najwięcej "awwww" (zgodnego jednak z moją koncepcją)
nelo - zaskoczenie, to moje drugie imię.
czerwono-zielona. i tutaj zatrzymam się na dłużej
co do domniemanego plagiatu, absolutnie nie ma problemu myślę, że choć pewne rzeczy możemy odbierać, a nawet opisywać w podobny sposób to jednak mimo wszystko nie utraci to pierwotnej myśli i gdzieś zachowamy epizody indywidualne i charakterystycznne tylko dla nas.
co do przecinków... wiem, wiem. ja niestety nie mam obsesji (nad czym ubolewam, wierz mi). postaram się to poprawić
generalnie do czytaczy...
wiem, pojawił się drobny zastój spowodowany wieloma drobiazgami o których nie warto się rozpisywać... ale... mam ogłoszenie. rozmaite rzeczy się tutaj podziały i na horyzoncie majaczy finał. niezbyt korzystny oczywiście (o czym jeszcze nie wiecie), ale jednak...
następna część już niedługo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
IloveNelo
Stomatolog
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Caer a'Muirehen ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:57, 08 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | myślę i czuję, że zbyt słodko się tutaj zrobiło, a jak wiecie bardzo tego nie lubię... |
oho, ludzie kryjta się! ktoś zostanie zamordowany lub trwale okaleczony
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
anna lee.
Ratownik Medyczny
Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza ekranu. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:03, 08 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
oj neeeeelo!
-------------------------------------------------------------------------------------
28. IRONIA LOSU.
Świadomość wymierzała mu policzek. Jeden, drugi... Wraz z każdym kolejnym podmuchem czuł coraz większą wściekłość na samego siebie.
Dał się sprowokować. Z resztą... Nie byłby sobą, gdyby zachował się jak normalny człowiek. Jeden głupi tekst... Jedna cięta riposta. Riposta Mark’a Warner’a. I re-riposta House’a. Triumf w oczach Stacy i coś znacznie głębszego w oczach Anne.
Dalsza część wieczoru przewidywalna. Ich słowna potyczka dała sensacyjny wymiar zwyczajnej kolacji w gronie rodziny. Nie mógł nic wyczytać ze spojrzenia starej Allison. Chyba nie tego się po nim spodziewała...
Nie był to również psikus, jakiego miała na myśli Anne...
Fakt, że był wstawiony niczego nie zmieniał. Kiedy tam wróci, już nikogo nie będzie. Nikogo oprócz dwóch kobiet, z którymi nie chciał teraz za wszelką cenę rozmawiać...
Gdyby był Wilson...
*
Wszedł najciszej jak potrafił. Mimo to drewniana podłoga zaskrzypiała pod ciężarem jego ciała.
Czuł się jak... Dawno się tak nie czuł.
Co Ty sobie wyobrażałeś stary dupku..? Że robiąc idiotyczne i infantylne uwagi na temat seksualności byłej narzeczonej wkupisz się w łaski obecnej..? Że wkurzysz tym Mark’a, który wydawał się być zwyczajnie rozbawiony tym, że zraniłeś kogoś na kim Ci zależy..? Nie zasługujesz na Stacy... Nie zasługujesz na Anne... Zasługujesz tylko na to żeby...
- Nie sądziłam, że wrócisz tak wcześnie. – usłyszał głośny szept. Nieśmiertelna Allison siedziała w swoim fotelu ćmiąc papierosa i gładząc ręką grzbiet puszystego kota.
Zawahał się. Nie chciał z nią rozmawiać. Nie w takim stanie i nie bynajmniej o stan ducha chodziło. Był wykończony pod względem fizycznym. Myślenie i analizowanie zmęczyło go bardziej niż każda diagnostyczna zagadka. Chciał odpocząć.
Odwróciła ciepłe spojrzenie w jego stronę.
A może to coś czego potrzebujesz..?
Wszedł niepewnym krokiem do salonu.
- Spieprzyłeś to. – usłyszał. Słowa nie przecięły powietrza. Były spokojne. Stanowcze. Pewne. Ale jednocześnie z nutką pokrzepienia. Nie miał pojęcia skąd owa nutka się tam wzięła.
- Wiem... – kiwnął głową. – Pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz... – dodał cicho.
Spuścił głowę. Był teraz jak gówniarz, który wrócił zbyt późno do domu i jego pierwszą karą było wysłuchanie płaczliwego protestu matki. Czuł na sobie jej wzrok... Matki-Nie-Matki.
- Pewnie tak. – powiedziała równie spokojnie zaciągając się. – Usiądź Gregory, porozmawiamy. – dodała wskazując miejsce na okiennym siedzeniu, jakie zwykły mieć osłonięte balkoniki starych kamienic. – Anne nie jest tak wściekła, jak Ci się będzie wydawać. Spodziewała się tego. Wie, że Stacy to ktoś ważny. – ciągnęła. – Ale nie spodziewaj się, że Twój wybryk pozostanie bez odzewu.
Kiwnął głową na znak zrozumienia. Coś ścisnęło go za serce na dźwięk imienia kobiety, z którą kiedyś dzielił tak wiele.
Nie chciał nawet przed samym sobą uchodzić za romantycznego kochanka. Zranionego kochanka... Małego człowieczka, jakim nigdy wobec uczuć nie chciał być.
Przecież nie miał uczuć. Nigdy nie miał uczuć. To znaczy... Miał je. Ale tak usilnie wmawiał sobie, że zniszczył swój intymny, emocjonalny świat, że niemal uwierzył. Uwierzył, że lepiej jest mu samemu, że nie potrafi poruszać się swobodnie w świecie słów „zależy mi” „chciałbym” „kocham”... Przecież to nigdy nie był on... Nawet teraz łatwiej byłoby uciec.
Ale... Nie mógłby. Nie bez wyjaśnienia.
*
Jechali w milczeniu. Słychać było tylko spokojne oddechy. Od czasu do czasu Anne naciągała na dłoń rękaw kurtki i przesuwała miarowo po zaparowanej szybie, by móc skupić uwagę na mijanych pojazdach. By nie musieć patrzeć na niego...
Co ją dopadło..? Wątpliwości..? Niepewność swego..?
Wszak Gregory wydawał się być zauroczony Stacy... A potem te ciągłe uwagi...
Niby po to by zemścić się na Mark’u. Niby nie po to by połechtać jej ego... Ale może po to, by połechtać swoje..? Może Gregory House wcale nie był zdolny do uczucia..?
*
Wbrew pozornemu spokojowi jaki zdradzała jego twarz, wewnątrz szalała burza. Bił się ze sobą. Bił się z myślami. Rozmijał się ze swoimi pragnieniami.
Bo chciałby... A nie może.
Śmierć zmienia wszystko..?
Może i wszystko. Wszystko poza tym, co musiałby zmienić sam. Wszystko poza tym, czego musiałby nauczyć się sam.
Co ona ze mną zrobiła..? Co się stanie, jeśli teraz pozwolę jej odejść..? Czy potrafię jeszcze...
Odpędził od siebie te myśli. Wraz ze zmianą biegu zmienił myśl przewodnią swojej własnej bitwy. Bitwy o siebie.
- To było szczeniackie... – zaczął ostrożnie nie spuszczając wzroku z białej linii biegnącej wzdłuż nawierzchni. Kątem oka widział jak delikatnie odwraca głowę w jego stronę.
- Było... – przytaknęła.
Nie mógł nic wyczytać z tego stwierdzenia. Nie miał pojęcia czego się spodziewać. Wiedział tylko, że Anne długo rozmawiała ze starą Ally. Widział, że wyszła zapłakana. Widział, że stara pani Warner pozostała w swojej zwyczajowej lekko zgarbionej pozycji kręcąc głową z dezaprobatą. Bał się co to mogło oznaczać.
- Anne... Nie chciałbym żeby...
- Nie liczy się to, czego chcesz. – spojrzała na niego odważnie. Pochwycił jej wzrok. Był smutny, ale pewny. – Nikt nigdy mnie tak nie upokorzył Greg. Jeśli uda mi się to przetrawić to... – urwała. Na znak, że jednak wątpi w możliwości zszarganych nerwów.
*
- Spieprzyłem...
Stał pochylony nad granitową płytą. Ciężko było mu się do tego przyznać przed sobą. Ciężko było mu się do tego przyznać przed najlepszym przyjacielem.
- Czasem myślę, że wcześniej miałem rację... Nie we wszystkim. – przykucnął i odgarnął resztki śniegu, które przykrywały napis. – Nie powinienem był... Kompletnie zamykać się na wszystkich poza Tobą. Nie powinienem był ukrywać tak wielu rzeczy... Tobie mogłem przecież powiedzieć... Powinienem był wiedzieć. – przyznał.
Nie cierpiał tego robić. Uzewnętrzniać się przed czymś co nie miało nawet oczu, w które mógłby spojrzeć. Lub od których mógłby odwrócić wzrok.
- Znając swoje błędy popełniłem je znowu... A może nie znowu? Może musiałem je popełnić, żeby uświadomić sobie, że lepiej trzymać ich wszystkich z daleka..? - myślał na głos. - Może błędem była ślepa wiara w to, co kiedyś odrzuciłem..? Bo... Wtedy nie było dobrze. Tylko Ty wiedziałeś... - uśmiechnął się do siebie. - A potem pojawiła się Anne. Masz rację Jimmy... - spojrzał na napis. Przejechał po nim wyczuwając pod palcami wykaligrafowfane wiele lat swojego życia. - Uwierzyłem na własne życzenie. A teraz na własne życzenie cierpię i gadam z kamieniem...
*
Gdy wszedł do mieszkania zastał spakowane walizki. Nie było tego wiele.
Stał wsparty na lasce oparty o drzwi przy których tyle się wydarzyło.
Bo prosił by odeszła... By została. Szukał jej ust i ramion... Szukał ciepła. I otrzymał to wszystko... A jednak ją zawiódł. Był tak pijany, że nawet niczego nie sprostował. Przy tamtym stole wyszła nie na narzeczoną, ale na dziwkę.
Resztki godności trzymały go w pionie, gdy podeszła do niego żeby się pożegnać.
- Kocham Cię. – powiedziała na odchodne z łagodnym uśmiechem. Patrzył na nią z wyrazem oczu jakiego miała nie zapomnieć.
To był koniec, ale musiała to powiedzieć. Czuła jak pod jej powiekami zbierają się łzy. Wiedziała ile jest w stanie dać za to by pozwolić ogarnąć się tymi ramionami, które teraz zwisały w osłupieniu i bez zamiaru podniesienia się.
- A jednak odchodzisz. – spuścił wzrok by za moment utkwić go w jej zielonych, pełnych wyrazu oczach. By odczuła namacalnie ten wyrzut. To, co poczuł, gdy znowu go odrzuciła.
Znowu się uśmiechnęła.
- Tak bardzo się potrzebujemy, a nie potrafimy stworzyć normalnego związku... Czy to nie ironia losu..?
Po raz ostatni przejechał opuszkiem palca po jej policzku. Teraz wiedział, że jest w stanie oddać wszystko żeby została. Ale musi dać jej odejść.
Psychiatra... Uśmiechnął się do siebie. Podjeżdżał z psychiatrów. Wilson z dziwek...
Kobieta, której udało się wpłynąć tak znacząco na niego samego. O ironio... Nie dzięki wykształceniu. Nie dzięki psychoanalizie, ale dzięki czemuś, czego od tak dawna mu brakowało...
Pozwolił dać się zmienić. Pozwolił wypełnić straszliwą pustkę, po to by znowu ją poczuć. Po to, żeby w ogóle poczuć.
I poczuł. Trzask drzwi. Poczuł intensywniej niż chciał.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez anna lee. dnia Pią 22:08, 08 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:18, 08 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Nikogo oprócz dwóch kobiet, których nie chciał teraz za wszelką cenę rozmawiać... |
Coś mi nie gra w tym zdaniu. może: z którymi nie chciał...?
A tak po za tym, to cudo^^
*cieszy się jak głupia*
Zrobiło się angstowo!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
anna lee.
Ratownik Medyczny
Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza ekranu. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:39, 08 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
jakastam dziękuję głupi błąd, niedopatrzenie - już poprawiłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
IloveNelo
Stomatolog
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Caer a'Muirehen ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:06, 08 Sty 2010 Temat postu: ^^ |
|
|
Uff, wszyscy zyja ;]
No i to jest to. Nie pozwalasz nam popadnac w marazm poprzez wprowadzanie coraz to nowych elementow
Uwielbiam to opowiadanie. Nie pamietam, zebym w tym dziale kiedykolwiek czytala lepsze
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
anna lee.
Ratownik Medyczny
Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza ekranu. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:14, 09 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
nadszedł czas pożegnania się z fickiem.
był mi bardzo drogi i samej mi przykro, że to koniec przygody, niemniej jednak mam nadzieję, że za jakiś czas pojawię się z czymś świeżym.
wszystkim czytelnikom serdecznie dziękuję za uwagę.
mam nadzieję, że do końca jako tako trzymałam poziom i że nikogo nie zawiodłam, a jeśli tak to... przepraszam.
ostatnia część.
miłego wieczoru i trzymajcie się ciepło
-------------------------------------------------------------------------------------
*sugestia autora: do czytania przy nieustannie płynącej "the blower's daughter" damien'a rice.
29. THE BLOWER'S DAUGHTER.
and so it is, he has
the shorter story
no love, no glory
no hero in her sky...
*
Nie zmienił się. Nic się nie zmieniło.
Po dwóch tygodniach od jej odejścia stawał się coraz większym wrakiem emocjonalnym, choć nikomu by się do tego nie przyznał. Ostatecznie...
Teraz już Wilsonowi. Jemu mógł się przyznać. Ale Wilsona nie było...
Chase i Foreman zbierali podwójnie. Anne Collins miała odejść z jego zespołu za dwa tygodnie. Ostatecznie, na tyle podpisała umowę. Zgodziła się zostać do momentu znalezienia kogoś na jej miejsce, choć nie było jej to na rękę. Wiedziała, że... jemu też nie.
Siedział bawiąc się swoją piłeczką. Odwrócił na moment głowę wystawiając się na zimne podmuchy wiatru. Otwarte okno zionęło ostrym, zakropionym deszczem powietrzem. Śnieg topniał..
Wszystko płynie...
- House... – aksamitny głos Lisy Cuddy przeciął powietrze. Rozpłatał też jego ciszę.
- Nie teraz...
- Tak, jesteś bardzo zajęty. Masz przypadek...
- Przecież poprzedni jeszcze... – zaczął, ale po chwili zorientował się, że godzinę temu wypisano jego ostatniego pacjenta. Gruźlica.
Cuddy spojrzała na niego niepewnie. Doskonale wiedziała, że Gregory House pogrąża się w swojej ciemnej otchłani. Nie miała pojęcia czy może mu pomóc, albo co więcej, czy on tę chęć pomocy doceni i przyjmie...
Diagnosta wyczytał to z jej oczu. Niepewność i współczucie.
- Chcesz zabawić się w psychologa..? – zapytał kpiąco. Widział kątem oka jak zbliża się do krzesła i siada naprzeciwko niego. – Nie potrzebuję Wilsona...
- Nie jestem Wilsonem. – przerwała mu. Jej wzrok był łagodny, ale stanowczy. Spoglądając w jej niebieskawe oczy dostrzegł w nich to, co zawsze kochał w oczach Anne...
Kochał..?
To marne słówko wryło się w jego świadomość tak głęboko, że nie był w stanie otrząsnąć się przez dłuższą chwilę. Siedział tylko i świdrował pustym spojrzeniem szefową.
- ... nawet Cameron martwi się o Ciebie. – dotarło do niego gdzieś z wszechświata. Zamrugał gwałtownie.
- Taaak... Poczułem się jak jeden z jej zabłąkanych pieseczków. - rzucił wracając do zabawy piłką.
Lisa pokręciła głową z dezaprobatą.
- Dlaczego nie możesz zachowywać się jak człowiek..? Pozwolić sobie na ból, stratę, cierpienie..? – zaczęła. – A może po prostu... na błąd?
Dostrzegła jego gorzki uśmiech.
- Może po prostu... daj mi spokój. – powiedział wlepiając w nią to samo puste spojrzenie.
Nie zamierzała się poddać.
- Greg... – wstała z krzesła zbliżając się do niego. Wyjęła piłkę z jego dłoni i odłożyła ją na biurko. Wodził za nią niepewnym i zmieszanym wzrokiem. Chyba obawiał się jej następnego kroku, ale ona tylko przykucnęła tak, by jej oczy spotkały się z jego świdrującym spojrzeniem. – Wilson nigdy nie wątpił w to, że jesteś człowiekiem. Ja też w to nie wątpię. Tylko dlaczego do cholery nie weźmiesz się w garść..? Nie zawalczysz o swoje szczęście..?
Spojrzał na nią z rozdarciem.
Miałbyś z nią rozmawiać..?
- Szczęście jest pojęciem tak odległym...
- To nieprawda. – zaprzeczyła gwałtowniej niż powinna. – Szczęście było odległe. Ale dlaczego nie wierzysz, że ona naprawdę Cię kocha..?
- Wiem, że mnie kocha... Ale... – zaczerpnął powietrza.
Czy kiedykolwiek tak z nią rozmawiał..?
Nawet jeśli tak to teraz było to wyjątkowo trudne. Co mógł jej powiedzieć..? Że on także kocha, ale, że... wątpi, że to cokolwiek zmieni..?
Anne zdała sobie sprawę z tego, że on, Gregory House, nie jest odpowiednim partnerem. Choćby dlatego, że sam wiele musi się nauczyć. Ona nie chciała czekać... Nie miała cierpliwości... Nie dziwił się jej.
Kto miałby chcieć wystawiać się na wiatr..?
- Kochałam Cię. – powiedziała nagle Lisa. Spuściła wzrok. Może to wcale nie był odpowiedni moment..?
- Jak...
- Po prostu. – wzruszyła ramionami. – Obserwowałam jak się motasz. Kochałam Cię zanim jeszcze stałeś się człowiekiem. Zanim pokazałeś tę część siebie, którą dotychczas skrywałeś przed całym światem. Którą skrywałeś od czasu sprawy ze Stacy... – ciagnęła swoim spokojnym głosem. House chłonął każde jej słowo, choć w żadne nie mógł uwierzyć. Nie miał też pojęcia, dlaczego mu o tym mówi. Dlaczego teraz. – A jednak... Było coś w Tobie. Ona też to dostrzegła... Ona potrafiła wyciągnąć z Ciebie to, co najlepsze. Greg... Nie da sobie wmówić, że na nią nie zasługujesz...
Siedzieli naprzeciw siebie w ciszy. Cuddy uśmiechała się delikatnie i patrzyła nieśmiało w niebieskie tęczówki. Mógł z uśmiechu i spojrzenia wyczytać... ulgę. Jakby zrzuciła coś ciężkiego z ramion i teraz mogła pofrunąć spełniać swoją powinność...
- Dziękuję. – usłyszał. Tak. To słowo padło z jego ust.
- Proszę. – Lisa w odpowiedzi pocałowała go delikatnie w policzek.
*
Jeszcze nigdy nie jechał tak szybko. Jego motocykl był na granicy wytrzymałości. Wiedział, że jezdnia jest śliska, ale... Nie chciał czekać ani minuty dłużej.
Miał nadzieję złapać ją w domu. Przyciągnąć do piersi i nie pozwolić się jej wyrwać. Kochała go. A on kochał ją. I tylko to się liczyło. Cały czas liczyło się tylko to.
Dlaczego dali się tak zaplątać..? Dlaczego dali się ponieść słowom ludzi, którzy w zamierzchłych czasach wmówili im, że do niczego się nie nadają..? Jak mogli..?
Jeszcze tylko trzy zakręty...
Potem prostka.
Jeszcze dwa...
Ciężarówka...
*
Szpital nie doznał jeszcze takiej nerwówki. Bieganie od sali do sali, wzywanie najlepszych chirurgów, kompletowanie najlepszej drużyny na salę operacyjną...
Anne wpadła jak burza przez drzwi, przez które jakiś czas temu wbiegła spiesząc się na spotkanie z Lisą. Teraz biegła na spotkanie z koszmarem.
*
- Lisa!
Krok. Dwa.
- Doktor Cuddy!
Brunetka odwróciła się. Miała na twarzy wypisane „zostaw mnie w spokoju”. Podkrążone oczy. Krew na fartuchu...
Jego krew.
- Co się stało..? – drżącymi rękami chwyciła ją za rękaw. Poczuła obejmujące ją ramiona.
- Jechał spotkać się z Tobą... – szepnęła kobieta gładząc ją po głowie. – Miał wypadek...
Anne oderwała usta od jej policzka. Spojrzała na nią z przerażeniem.
- Jak źle..?
To pytanie zawisło w próżni. Czarnej dziurze bólu i strachu. Lisa Cuddy nie mogła uwierzyć w to, co za chwilę będzie musiała jej powiedzieć. Gardło skurczyło się, a z płuc wyrwał się głęboki szloch. Tym razem ona poczuła obejmujące ramiona.
W jednym punkcie skupiły się dwie kobiety, które znowu kochały tego samego mężczyznę.
*
- Greg...
Oprzytomniał. Bolało go... Wszystko.
Ciężko było otworzyć oczy. Gdy zobaczył nad sobą spojrzenie głębokich, zielonych uśmiechnął się słabo.
- Kocham Cię... – szepnął jakby czując, że być może mówi jej to po raz ostatni. Jakby obawiając się, że więcej szans nie będzie. Położyła mu palec na ustach, ale on odciągnął jej dłoń chcąc mówić dalej. – Byłem wrednym... A Ty... Byłaś... Tyle chciałbym... A nie mogę... Przepraszam... Powiedz Cuddy... Nie... – urywane szczątki tego, co chciałby przekazać. Nie mógł. Płuca już nie pracowały jak należy. Każdą komórką ciała czuł, że jego czas dobiega końca. – Tak niewiele... Ale Wilson... Annie...
Uniósł rękę. Dotknął jej policzka.
- Greg, przepraszam. Przepraszam, że nie wierzyłam. Tyle chciałabym Ci powiedzieć...
Gdybym mogła cofnąć czas... – płakała ściskając kurczowo jego dłoń. Jakby chciała go zatrzymać. Tutaj. Teraz. Za wszelką cenę.
- Nie możemy... – powiedział. Z kącika lewego oka wytoczyła się łza, która piekielnie zaszczypała gdzieś w okolicach ucha.
Poparzenie...
- Przepraszam... Przepraszam... – szeptała to jak zaklęcie przymykając oczy. Błagała w duchu by to wszystko okazało się tylko fatalnym snem.
- Widzisz... Myśleliśmy, że to nie ma sensu... Miało... Ja... Nigdy się tak nie czułem... Nie sądziłem... Że... Nie sądziłem, że mógłbym... – coraz ciężej było mówić. A tyle było do powiedzenia. Tyle do ogarnięcia... – Przepraszam... Wredny gbur... Ja... Przepraszam...
- Za co..?
- Że zostawiam Cię tutaj samą...
Zapadła chwila ciszy. Nawet nie musiał pytać, żeby wiedzieć jak z nim źle. Mógł jej oszczędzić oznajmiania mu, że umiera. Oszczędził.
- Zostań ze mną...
Jak mała dziewczynka...
Znowu kogoś żegnała. Znowu ktoś ją zostawiał. Znowu wszystko traciło sens...
- Tym razem będzie inaczej... – szepnął. Wyczuła na policzku delikatną pieszczotę. Pogrążyła się w niej. Pogrążyła się w nim. Nie istniało absolutnie nic poza myślą, by zatrzymać tę chwilę jak najdłużej, albo żeby przynajmniej zamknąć ją gdzieś głęboko w sercu i nikomu nigdy nie oddać.
Spoza ich przestrzeni usłyszała dźwięk, którego obawiała się najbardziej na świecie. Jego uścisk zelżał. Gdy otworzyła oczy dostrzegła po raz ostatni delikatnie przymknięte powieki i dla niej, wciąż żywe niebieskie tęczówki. Usta wygięte były w niepewnym uśmiechu. Pomyślała, że nigdy nie widziała tego prawdziwego...
*
Nie jest inaczej...
Czarny płaszcz. Czarny golf. Czarne spodnie...
Chwila przed lustrem.
Te same puste oczy, które widziała jakiś czas temu. Znowu pełne bólu. Znowu pełne łez...
Przyszła tam żeby wyleczyć się z tego. Z siebie.
Spotkała kogoś, kto również uciekał. Zamiast uciekać razem bądź osobno, zostali. Stawili temu czoło.
Zapłacili słono. Nie udało się. Ale... Czy napewno..?
Oboje kochali. Znowu kochali. Oboje znowu czuli. I to nie dzięki psychiatrze. Nie dzięki nauce.
Kochałam...
Nagle usłyszała trzask okna. Wyjrzała przez nie. Nikogo nie było. Nawet jeden podmuch wiatru nie głaskał koron drzew.
Uśmiechnęła się do siebie ciepło.
Tym razem będzie inaczej...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
IloveNelo
Stomatolog
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Caer a'Muirehen ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:20, 09 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Smutne to zakończenie. Ale jesteś geniuszem.
Tego fika na pewno nie zapomnę
Również mam nadzieję, że niedługo pojawi się nowe cudo Twojego autorstwa.
Dziękuję za to dzieło
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:35, 09 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Napewno ten fick jest jednym z takich, których po prostu się nie zapomina.
Piękny i dopracowany w każdym calu
Ze śmiercią przez wypadek spotkałam się w wielu fickach, jednak tobie udało się to uchwycić naprawdę genialnie. Tak żywo.
Cała sytuacja stoi przed oczami.
Dziękuję ci za tego ficka z całego serca.
Jestem ci wdzięczna jeszcze bardziej, bo nie ma happy endu^^
Weny w tworzeniu dalszych dzieł^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ruby
Student Medycyny
Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Koszalin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:19, 10 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Oj smutno było w tych ostatnich dwóch częściach...
Ale fik i tak jest genialny!
Mimo, że zakończenie smutne, to i tak bardzo dobrze się czytało. Wszystko tak prawdziwie opisane...
Szkoda, że to już koniec, jakoś za szybko zleciało...
Ale bardzo dziękuję Ci za wszystkie części. Te przy których się śmiałam do łez i te, przy których jeszcze chwila i zaczęłabym płakać jak bóbr ^^;
Mam nadzieję, że spotkam jeszcze jakieś Twoje dzieło, równie piękne jak to!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarah_amelia
Pacjent
Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krosno Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:47, 18 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Cóż, przeczytałam to wszystko na jednym wydechu. Jesteś geniuszem. Nie spotkałam jeszcze tak wspaniałego fika. Wszystko się dla mnie zatrzymało. Liczyło się tylko to co napisałaś. Zostawiłam wszystko, gdyż nie mogłam się oderwać. Masz niesamowity talent i dzięki tobie, częściej będę wpadać do działu Inne.Powinnam podziękować IloveNelo, bo dzięki niej i jej reklamie w opisie tu trafiłam. I to jedna z lepszych moich decyzji ostatniego czasu.
To wszystko było takie piękne, trudne i przede wszystkim takie prawdziwe. Doskonale zobrazowałaś jak trudne potrafi być życie i jak ważni są dla nas przyjaciele i miłość. Była to dla mnie dobra lekcja. Ja tak to odczułam. Dziękuję
Pozdrawiam
Sarah_Amelia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wiki_ann
Pacjent
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 2:20, 20 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Jezuuu coś ty zrobiła?! A gdzie happy end? Powinien być... Ehh ok. <Wiki> więc od nowa! Napisane przepięknie, jak do tej pory najlepszy fik jaki czytałam:) Czekam na kolejne... Hmm ale powiem Ci że masz tupet uśmiercając dwóch najważniejszych bohaterów . w sumie... A jakbyś napisała drugie zakończenie?? <patrzy> takie z gromadką małych upierdliwych Housików??
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wiki_ann dnia Sob 12:24, 21 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|