|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:45, 26 Maj 2012 Temat postu: Światło minionych dni. [1/?] |
|
|
Takie małe coś, czyli moja wersja finału.
Enjoy!
Światło minionych dni.
Everybody knows that everybody dies. But not every day. Not today. Some days are special. Some days are so, so blessed. Some days, nobody dies at all. Now and then, Every once in a very long while, every day in a million days, when the wind stands fair and the Doctor comes to call, everybody lives.
River Song – Doctor Who.
Idea, żeby rzucić wszystko w diabły i zacząć od nowa, zakiełkowała w umyśle House'a dawno temu, Właściwie zaraz po tym nieszczęsnym zawale mięśnia i niechcianej operacji. Przez długi czas bawił się tą myślą, igrał z nią aż w końcu porzucił. Ciekawość ukochanie zagadek i medycyna sprawiły że zepchnął je w głąb umysłu i zamknął na klucz. Ale bywały takie dni... takie dni, gdy ten pomysł powracał niczym bumerang. Vogler, potem powrót Stacy, Tritter... zawsze coś powodowało porzucenie tego i wrócenie w stare, dobrze znane koleiny. Po Mayfield już nie było tak łatwo odczepić się od powracającej myśli: co by było gdybym porzucił medycynę? Wyjechał z Princeton? Zwłaszcza po truciu Nolana o zmianach i innych głupotach. Niestety, eksperyment z zastąpieniem medycyny gotowaniem nie wypalił. Owszem, polubił gotowanie, ale to było za mało dla jego nadaktywnego mózgu. Zapomniał o tej idei, pogodzony z tym co ma, czy tez raczej z tym czego nie miał.
Podczas pobytu na tropikalnej wyspie walczył z chęcią pozostania tam na zawsze i tylko mysl o Wilsonie spowodowała, że wrócił, popełnił idiotyzm pod tytułem przyjmuję pierwszą, bardzo niekorzystną ugodę i ląduję w więzieniu.
Wtedy podjął decyzję o porzuceniu medycyny i zajęciu się fizyką. I odczuł... ulgę. Czekał cierpliwie na koniec odsiadki i możliwość zapomnienia o wszystkim.
Wilson nie skontaktowała się z nim ani razu. To bolało jak cholera i umacniało go w powziętym postanowieniu. A potem jego życie znowu zostało wywrócone decyzja została podjęta niejako poza nim i wrócił pokornie do PPTH. Do obrażonego Wilsona, nowego zespołu, niechętnego personelu medycznego i jakby tego było za mało Foremana jako szefa.
Żył z dnia na dzień, zmęczony swoimi własnymi gierkami, pacjentami z których żaden nie był już tak fascynujący jak kiedyś, zmęczony posiadaniem fałszywej żony, do której zaczynał coś czuć. Przywiązanie? Wdzięczność, że zajęła się nim?
Może.
Ale Dominika odeszła, tak jak wszyscy inni a Wilson miał raka. Cóż za okrutna ironia.
Szarpał się pomiędzy wściekłością, bezsilnością i strachem, chcąc zrobić coś. Cokolwiek. Niestety Wilson przestał być racjonalny, co w końcu nie było takie dziwne, niemniej House'a doprowadzało do szału. Przestał rozumować rozsądnie i kiedy dostał te nieszczęsne bilety wpadł w furię. Bilety mógł wykorzystać dopiero PO śmierci Wilsona a przecież nie potrzebował takiego przypomnienia! Zatkanie ubikacji nie było jego celem, a cała ta sprawa z zalaniem szpitala to był czysty surrealizm. Poddał się. Walczył, ale bez efektu, bez pomysłu jakby cały jego geniusz wziął urlop i wyjechał na Fidżi. Oczywiście kiedy już myślał, że uda mu się uniknąć więzienia, wyleczył pacjenta i wrócił do punktu zero. Miał dość. Tak bardzo dość, że jedyne na co miał ochotę to upić się albo naćpać. Wybrał to drugie, bo pacjent miał dostęp do heroiny w tym momencie wydawało się to świetnym zapomnieniem.
I było.
Dopóki nie obudził się obok bardzo nieżywego eks pacjenta i samym środku niezłego pożaru. Upadek z piętra na parter oszołomił go kompletnie, heroina płonęła w jego żyłach równie mocno jak pożar dookoła.
Halucynacje przyszły szybko i brutalnie. Wywróciły jego psyche, przenicowały ją, wyciągając wszystko to co ukrywał przed samym sobą na światło dzienne. Zrozumiał, że nie chce żyć tak jak dotąd. Ludzie mogą się zmienić, czy też dostosować. Wilson umiera i nic tego nie zmieni, ale wszyscy umierają w końcu.
Ale nie dziś.
Udało mu się uciec, ponieważ belki spadły przed nim dodatkowo osłaniając go przed wybuchem ognia. Adrenalina pomogła mu w wydostaniu się z budynku tylnym wyjściem. Właśnie skręcał, żeby pójść na spotkanie Wilsona i Foremana, kiedy pewna absurdalna myśl wpadła mu do głowy: a gdyby wykorzystać to, co się stało i upozorować własną śmierć? Jego nogi podjęły własną decyzję i zaniosły go do samochodu nieboszczyka. Obracał w głowie wszystkie za i przeciw badając dostępne możliwości. Ręka automatycznie sięgnęła do klamki... i bingo! Kretyn zapomniał zamknąć samochodu. Nie, żeby nie potrafił się włamać do środka. Usiał w fotelu i przeszukał skrytkę w której były same śmieci. Potem odchylił lusterko i na kolana spadłą mu zapasowa para kluczyków, oszczędziło mu to mozolnego uruchamiania wozu przy pomocy spiętych kabli. Odjechał ostrożnie z parkingu nie zapalając świateł i zniknął w plątaninie magazynów. Wydostawszy się na normalną drogę układał plan, krok po kroku, usiłując przewidzieć wszystkie pułapki i przeszkody. Było ich całkiem sporo, ale po kolei eliminował je.
Zaparkował samochód niedaleko swojej bramy i po chwili wślizgnął się niezauważony do swojego mieszkania. Szybko spakował trochę ubrań, wybierając te rzadko zakładane, otworzył sejf ogniowy i zabrał całą gotówkę, której na szczęście było całkiem sporo. No dobrze, bardzo dużo. Rozejrzał się po apartamencie, który był jego domem przez tyle lat i westchnął ze smutkiem. Porzucał wszystko. Gregory House przestawał istnieć.
Za to nie pójdziesz do więzienia – coś zaszeptało w jego głowie.
Zerknął niespokojnie na zegarek, najwyższy czas się zbierać, ponieważ nie miał za dużo czasu a sporo do roboty. Wyszedł z mieszkania szybko, rozejrzał się ostrożnie i w końcu odjechał, kierując się w stronę szpitala.
Szpital. Plątanina korytarzy, zagracone piwnice, laboratoria rozrzucone bezładnie po całym budynku i oddziały z pacjentami. Znał go na wylot, wszystkie skróty, schody, kryjówki a co ważniejsze znał doskonale zwyczaje ochrony. Nie wspominając o rozmieszczeniu kamer oraz o uniwersalnym kluczu zdobytym dawno temu, którego strzegł jak oka w głowie.
Wszedł do środka nieużywanym zapasowym wejściem, ukrytym w podziemnym garażu, i skorzystał z towarowej windy, którą dojechał na swoje piętro. Było pusto, ciemno i cicho. Jedyna kamera na piętrze była zamontowana na wprost osobowych wind, jakże użytecznie! Wszedł do swojego gabinetu i nie zapalając światła odszukał teczkę pacjenta. W gruncie rzeczy bogowie musieli być szaleni lub pijani bo sprzyjali mu dzisiaj jak nigdy. Poprosił jak mu tam było.. Omara? Oliviera? Och, obojętne, żeby dostarczył mu swoje akta medyczne i jako bonus otrzymał również teczkę od dentysty. Pacjent wyjaśnił, że jego stary lekarz zmarł, więc odebrał papiery z zamiarem zapisania się gdzieś indziej i zapomniał. I dzięki temu House trzymał w ręku przepustkę do wolności i nowego życia. Zabrał papiery, resztę zostawiając na biurku. I bez oglądania się wstecz wrócił do podziemi. Skręcił w mało uczęszczany korytarz prowadzący do archiwum, by po chwili marszu dotrzeć na miejsce. Klucz otworzył drzwi bez trudu i House uśmiechnął się zwycięsko. Wykorzystywał dość często dostęp do archiwum, żeby wkładać różne idiotyzmy do teczek lekarzy. Cuddy od czasu do czasu przeszukiwała akta i usuwała to co znalazła, tylko po to żeby House miał zabawę od nowa. Zamienił akta i opuścił archiwum. Prawdziwe dokumenty miała zamiar zniszczyć, nie widział potrzeby podkładania swoich papierów do teczki Oliviera. Pacjent został wyleczony, opuścił szpital... i zniknął. Nie jego problem.
Miał już opuścić szpital kiedy pomyślał o czymś i diabelski uśmieszek pojawiła się na jego twarzy. O tej porze główne drzwi były zamknięte i miał łatwy dostęp do gabinetu Foremana. Pozostawienie pod nogą stolika swojego szpitalnego ID było genialnym posunięciem według niego. Żałował tylko że nie zobaczy miny DoM, kiedy to się stanie. Cóż nie zawsze możesz mieć to co chcesz...
Był już bardzo zmęczony, noga bolała jakby ktoś polał ją napalmem, ubranie śmierdziało dymem i ogólnie czuł się podle. Pozostawały jeszcze dwie rzeczy do zrobienia: pozbycie się samochodu Oliviera i pewna drobna rzecz dotycząca Wilsona. To drugie mogło i musiało poczekać, to pierwsze nie.
Pojechał w stronę Trenton, odnalazł gorszą dzielnicę i odkręcił tablice z pierwszego brudnego samochodu na ich miejsce przykręcając tablice Oliviera. Sam samochód porzucił na ogromnym parkingu przy stacji kolejowej. Wiedział, że upłynie dużo czasu zanim ktoś odnajdzie samochód. Zaczęło się robić już jasno, więc złapał taksówkę i podjechał do pierwszego lepszego motelu. Spał prawie 20 h. Jedząc śniadanie obejrzał wiadomości z rozbawieniem przyjmując rewelacje na temat swojej śmierci. W sumie był zaskoczony, że jego „śmierć” trafiła do ogólnokrajowych wiadomości. Pomimo swojego rozdętego do maksimum ego, nie spodziewał się aż takiego rozgłosu. To było bardzo dziwne uczucie...
Pozostały czas spędził buszując w necie w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy, nie mogąc wyjść ze zdumienia ile narzędzi szpiegowskich jest dostępnych całkiem legalnie. Po zjedzeniu naprawdę obfitego obiadu, wybrał się na zakupy, wypił kawę w maleńkiej kawiarni w Trenton i wrócił swoim nowym, wypasionym motocyklem do motelu. Teraz czekał na ogłoszenie terminu pogrzebu. Trochę to było makabryczne... czekać na swój własny pogrzeb, z drugiej strony bawiło go to do łez.
Zanim wybrał się do mieszkania, sprawdził w szpitalu czy onkolog tam przebywa, dość dobrze naśladując angielski akcent. Uspokojony pojechał do loftu przyjaciela, przygotowując się na mękę wchodzenia po schodach, ponieważ nie mógł skorzystać z windy. Mieszkanie onkologa przypominało bardziej pobojowisko skrzyżowane z norą bezdomnego niż wymuskany zazwyczaj apartament. Serce House'a ścisnęło się boleśnie i przez chwilę walczył z atakiem paniki i wyrzutów sumienia.
Jeszcze tylko jeden dzień i będzie po wszystkim... pomyślał.
House otwarł szafę i zamarł z otwartymi ustami na widok niezliczonej ilości garniturów. Skąd do diabła mam wiedzieć, który on założy??? Rusz głową kretynie ponoć jesteś geniuszem spostrzegawczości... Hm... pogrzeb. Wybierze czarny, to pewne. Ale który czarny, jak ma ich dwa?
Jeden z nich był nieco bardziej elegancki i nowszy. Prawdopodobnie ten... Ale trzeba się upewnić.
Po chwili namysłu powędrował do kuchni i zaczął penetrować lodówkę. Keczup? Uch.. nie. Musztarda? O, tak! Uśmiechając się zwycięsko wymazał ostrożnie przód marynarki wcierając ją w materiał. Odczekał chwilę a potem wytarł do sucha. Przyjrzał się swojemu dziełu z satysfakcją. Wilson będzie tak rozkojarzony, że złoży to na karb roztargnienia...
Do lewej kieszeni drugiego garnituru wsunął nowiutką komórkę, sprawdzając czy jej nie widać. Nie było. Pod kołnierzem umieścił starannie niewielką pluskwę. Będzie wszystko słyszał, a to był niesamowity bonus: słyszeć co inni mówią na twoim pogrzebie! Rewelacja!
Wymknął się niezauważony.
Pozostało mu czekać na pogrzeb.
Teaser
- Chcesz tutaj kupić dom? Tutaj??? - House był prawdziwie zaskoczony.
- Tak. Chcę umrzeć widząc ocean. To daje mi nadzieję. Pocieszenie... - Wilson zawahał się. - Spokój.
House poczuł ucisk w żołądku. Kłócił się tylko po to, żeby Jimmy nie pomyślał, że zmienił się za bardzo.. no i żeby walczył. Bo walka oznaczała nadzieję.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez nefrytowakotka dnia Pon 20:04, 28 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
justykacz
Groke's smile
Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 47 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:01, 28 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Coś chyba za szybko chciałaś dać upust emocjom pofinałowym, przez co ten fik wydaje mi się lekko niedopieszczony. Zbyt taki hmmm szybki... Nie wiem jak to przekazać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:03, 28 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Justykacz, bo to nie jest koniec fika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
justykacz
Groke's smile
Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 47 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:08, 28 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Wybacz, jakoś tak uznałam, że to miniaturka jest xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:11, 12 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Boshe, jakie tu pustki... Czy fikoczytacze wymarli, czy tylko dopadło ich chroniczne lenistwo i nie komentują? Jeśli to drugie, to niech fikoczytacze wiedzą, że bez komentarzy fikopisacze nie mają weny i dział fikowy podzieli los serialu
No dopsz, to chociaż jeszcze ja coś sklecę, żeby dać dobry przykład innym
Owszem, polubił gotowanie, ale to było za mało dla jego nadaktywnego mózgu.
może nie zniechęciłby się tak szybko, gdyby częściej miał okazję do ratowania Wilson's balls
tylko myśl o Wilsonie spowodowała, że wrócił
Żałował tylko że nie zobaczy miny DoM, kiedy to się stanie.
IMO lepiej dla niego, że tej miny nie widział, bo chyba by się zawiódł. Ot, pobłażliwy uśmiech na widok ostatniego figla niesfornego dziecka...
Nie wiem, co pomyślałby House, ale mnie to rozczarowało, że - na ile mogliśmy zobaczyć - śmierć House'a przeszła przez PPTH prawie bez echa. Jakby był zwykłym internistą od wycierania zasmarkanych nosów, a nie sławnym diagnostą, który ściągał do tego szpitala pacjentów z całego kraju. Czesio przejął Diagnostykę, nikt nie robił cyrków, że odchodzi, bo "bez House'a to nie ma sensu", Foremanowi na pewno przede wszystkim spadł kamień z serca, że pozbył się kłopotliwego pracownika...
Frekwencja na pogrzebie też była żałosna, w porównaniu z uczestnikami pogrzebu Kutnera. Okej, House nie miał przyjaciół wśród personelu, a większości ludzi zalazł za skórę, ale czy naprawdę oni tak bardzo go nienawidzili, że nie chcieli uczestniczyć w tym ostatnim pożegnaniu? Szkoda, że TPTB nie wpadło na pomysł, żeby House'a pożegnały tłumy wdzięcznych pacjentów, a zamiast tego do ostatniej chwili robili z niego społecznego wyrzutka, którego tragiczna śmierć nie wstrząsnęła nawet jego rodzoną matką. Patrząc na to wszystko, I feel sorry for House, że nie rzucił w cholerę tego bajzlu wieki temu
Pomimo swojego rozdętego do maksimum ego, nie spodziewał się aż takiego rozgłosu. To było bardzo dziwne uczucie...
nefryt, przynajmniej Ty zrobiłaś House'owi "dobrze" Dokładnie takie coś mu się należało za jego zasługi
Mieszkanie onkologa przypominało bardziej pobojowisko skrzyżowane z norą bezdomnego niż wymuskany zazwyczaj apartament. Serce House'a ścisnęło się boleśnie i przez chwilę walczył z atakiem paniki i wyrzutów sumienia.
a buuuu, moje serce też się ściska na samo wyobrażenie tego mieszkania i na wspomnienie Wilsona, siedzącego przed zgliszczami magazynu
Jeszcze tylko jeden dzień i będzie po wszystkim... pomyślał.
a później chwila na złapanie oddechu i staczanie się po równi pochyłej zacznie się na nowo... tylko tym razem dla nich obu
House otwarł szafę i zamarł z otwartymi ustami na widok niezliczonej ilości garniturów.
wyczuwam tu wpływ naszych dywagacji na temat męskiej garderoby
Po chwili namysłu powędrował do kuchni i zaczął penetrować lodówkę.
dobrze, że nie znalazł w zamrażalniku pojemnika z mrożonymi jajeczkami Amber
to był niesamowity bonus: słyszeć co inni mówią na twoim pogrzebie! Rewelacja!
na jego miejscu tym również byłabym rozczarowana i natychmiast wyleczyłoby mnie to z żalu - o ile House takowy czuł - że na zawsze zostawiam za sobą tych ludzi, z których większość nie dostrzegała, kim House naprawdę był
Nefryt, jeżeli jeszcze Ci tego nie napisałam, to piszę teraz: uczyniłaś finał "House'a" bardziej znośnym, zapełniając luki pozostawione przez scenarzystów Największe brawa za pomysł z podrzuceniem podsłuchowej pluskwy. To takie bardzobardzo w stylu House'a
A gdybym Cię nie znała, wywnioskowałabym z fikowego motta, że jednak nie pozwolisz Wilsonowi tak po prostu umrzeć... Wcale się nie pogniewam, jeśli mnie zaskoczysz
Teaser chwyta za serce *snif snif* Aż mam ochotę udusić Wilsona, że tak beznamiętnie podchodzi do własnej śmierci, jakby był zmęczonym życiem stuletnim starcem No niech go House walnie laską w ten głupi łeb, o!
Weny, nefryt!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:54, 07 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Musztarda jakie to House'owe.
Jak to Wilson na brudno w mieszkaniu?
Nefrytowa napisała:
House otwarł szafę i zamarł z otwartymi ustami na widok niezliczonej ilości garniturów. Skąd do diabła mam wiedzieć, który on założy??? Rusz głową kretynie ponoć jesteś geniuszem spostrzegawczości... Hm... pogrzeb. Wybierze czarny, to pewne. Ale który czarny, jak ma ich dwa?
Genialna rozmowa House'a z samym sobą.
House by się spodziewał, że wiadomość o jego śmierci będzie w CNN. On miał rozdęte do maksimum ego, on uważał się za najlepszego lekarza w Stanach.
(Przypomina mi się jakiś chyba fizyk, który przed sądem powiedział coś w tym stylu, a na sugestię że to nieskromne, odpowiedział coś w stylu, ale przysięgałem mówić prawdę)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|