|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:20, 10 Paź 2010 Temat postu: Nieskończoność możliwości [M] |
|
|
A/N
Nie czerpię żadnych korzyści, a postaci nie są moje. Ja je tylko pożyczam, postaram się nie zepsuć.
SPOJLERY aż do 7x03, rozbijam kanoniczne shipy, mieszam i tworzę własny, bardzo dziwny. Nie biorę odpowiedzialności za to-to, jest 10 dzień fikatonu. Życzę miłej zabawy.
Nieskończoność możliwości
Na początku wszystko jest proste: ona jest wredną harpią, ty jesteś wkurzającym dupkiem, ona zniszczyła twojemu przyjacielowi życie, ty przez to go poznałeś, teraz ona ci go kradnie. Miałeś prawo nienawidzić jej całym sercem i chętnie z tego prawa korzystałeś. Docinałeś jej, kłóciliście się, wszystko po cichu, w wielkim sekrecie, bo dla dobra twojego przyjaciela odnosiliście się do siebie w sposób cywilizowany, przed nim i na pokaz.
(Raz zrobiłeś obiad i podałeś rybę, na którą jest uczulona i ty o tym wiedziałeś. Zwykła pomyłka, błąd wywiadu, ale kiedy twój przyjaciel poszedł zamówić chińszczyznę, ona spróbowała wbić ci widelec w rękę.)
A potem wyrzuciła cię z waszego domu. Tak naprawdę to on wyrzucił cię ze swojego domu, ale jej pełen zawijasów, pisany brokatowym długopisem podpis (nigdy go nie widziałeś, ale podejrzewasz) równie dobrze mógłby się pod jego decyzją znajdować. Jej inicjatywa, jej sugestia i nagle stałeś się bezdomny. W każdym razie emocjonalnie – co przeraziło twojego terapeutę – bo mieszkanie własne miałeś. Niewielkie pocieszenie, bo przyzwyczaiłeś się do obecności drugiej osoby, przyzwyczaiłeś się, że ktoś ciągle jest obok, ktoś, na kim możesz polegać. A teraz twoja szefowa miała brać ślub, twój przyjaciel miał cię dość, a wredna harpia zacierała kościste łapy.
(Potem był wypadek, zerwane zaręczyny i wyciąganie twojego żałosnego dupska znad życiowej przepaści, nad którą jakimś cudem znowu stałeś. Potem był jeszcze pocałunek i dużo seksu, ale to było dziwne. Inne. Skończony wycinek nieskończonego bezsensu, jakim jest twoje życie i naprawdę nie chce ci się tego analizować.)
Harpia mogła sobie kraść twojego jedynego przyjaciela, bo ty znalazłeś sobie coś lepszego. Poza tym, nigdy nie potrafiłeś odwzajemniać przysług; to, że on kompulsywnie się troszczy i pilnuje, byś nie popełnił kolejnego głupiego błędu nie znaczy, że ty zrobisz dla niego to samo. Chce po raz kolejny marnować z nią życie, świetnie. Jego sprawa.
Na początku wszystko jest proste. Są wyraźne linie i znane zasady, wszystko wyposażone jest w sens i znaczenie i wariacje nie istnieją. Jest tylko skończona liczba możliwości, jak to się może potoczyć, i wszystkie są ci znane. Spędziłeś dużo czasu na analizowaniu każdej z nich.
A potem miejsce stałych zajmują zmienne i wszystko przestaje być przewidywalne.
***
Zaczyna się od detektywa. Ale nie tego samego, co ostatnio; ten jest genialnym nastolatkiem i, aha, nie istnieje. Niemniej jednak on jest pierwszym klockiem domina, który popychasz przez nieuwagę. To on opada na sąsiedni i wywołuje łańcuchową reakcję, która ze znanych linii tworzy zupełnie nowy obrazek.
Zaczyna się od sprawy życia i śmierci, od małej przysługi, rezonansu magnetycznego części maszyny do pisania, i małego detektywa. I nagle zaczynacie rozmawiać, jak ludzie, którzy nic do siebie nie mają. Nie zgadzacie się, dyskutujecie, ale wasza sprzeczka jest podszyta wspólną pasją i bardziej przypomina wymianę zdań między dobrymi znajomymi niż zaprzysięgłymi wrogami. Twój przyjaciel obserwuje to z niepewną miną, a wy dalej rozmawiacie i zastanawiasz się, czemu do cholery ludzie muszą się dzielić na Drużynę Jacka i Drużynę Deacona.
(Harpia uświadamia cię, że istnieją tacy, którzy zacierają granice, ale do tej pory tego żałujesz. Twoje życie było dobre i wtedy, gdy nie wiedziałeś, co dla czternastoletnich fanek oznacza termin „slasher”.)
Później jest wspólna randka i ona powinna być pierwszym znakiem ostrzegawczym. Nie jest jednak i nie przywiązujesz większej wagi do tego, że harpia jako jedyna jest zachwycona twoim pomysłem na wyjście. Chciałeś zrobić przyjemność swojej dziewczynie, kończysz słuchając, jak harpia ekscytuje się gokartami. Twoja dziewczyna siedzi na tylnym siedzeniu samochodu z ponurą miną i obolałym ramieniem.
Stamtąd jest to już sprint po równi pochyłej. Wredna harpia staje się godna tego, by mówić jej po imieniu. Zawieracie pokój - prawdziwy pokój, nie rozejm i zawieszenie broni – dla dobra ludzi, na których wam zależy, i utrzymania balansu mocy. Jest to sensowna decyzja, ale ma nieskończenie wiele konsekwencji, z połowy których nawet nie potrafisz zacząć zdawać sobie sprawy.
A idzie to tak.
***
Umawiacie się na obiad w meksykańskiej restauracji, której żadna z waszych drugich połówek nie lubi. Idziecie tam razem, tylko wy dwoje, by uczcić nowy etap wspólnej egzystencji. Chcecie się poznać, bo w gruncie rzeczy troszczycie się o tę samą osobę; nie chcesz, żeby kiedyś, z powodu waszych niesnasek, Wilson zmuszony był wybierać. Wiesz, że stałbyś na przegranej pozycji.
- Ulubiony zespół – pytasz Sam, pijąc trzecią tequilę.
W waszą rozmowę zaangażowane jest trochę za dużo alkoholu, ale atmosfera dzięki temu jest znacząco mniej napięta. Sam śmieje się trochę za głośno, a ty mówisz trochę za mało wyraźnie, ale świetnie się bawicie. Odkrywacie te wszystkie płaszczyzny porozumienia, na których z nikim innym jeszcze nie stałeś.
Przez myśl przebiega ci, czy aby na pewno „wspólne” może nie być lepsze od „niezwykłe”. Szybko o tym zapominasz, bo Sam zaczyna odpowiadać.
- Stonesi. Twoja ulubiona piosenka.
Gracie w dziwną, pijacką odmianę dwudziestu pytań i dowiadujesz się ciekawych rzeczy. Lubi prędkość i ten sam zespół, co ty. Gustujecie w podobnych filmach, książkach (o tym wiedziałeś) i to poczucie jedności z inną osobą zaczyna ci się podobać.
- „You can’t always get what you want” Jaggera.
Sam kręci głową i wiesz, co to znaczy. Ona też lubi tę piosenkę.
- Najbardziej szalona rzecz, jaką w życiu zrobiłaś.
Śmieje się sama do siebie, zatopiona we wspomnieniach. Zaczyna machać dłonią.
- Nie uwierzysz – zakłada. – Miałam trzynaście lat. Wraz z bratem wysadziłam w powietrze altankę w ogrodzie moich dziadków.
- Nie ma mowy.
- Słowo honoru.
Kręcisz głową.
- I ty naprawdę byłaś żoną Wilsona?
Wypija swojego wściekle zielonego drinka.
- Tak, moja matka lubi mi to wypominać.
***
Sama pyta się o twój motor. Pokazujesz jej go z dumą, zadowolony, że wreszcie znalazł się ktoś, kto nie boi się twojego pojazdu. (Cameron się nie liczy, ona lubiła ciebie, nie motocykl.) Sam jest zachwycona i przygląda się maszynie pożądliwym wzrokiem. Kiedy proponujesz jej przejażdżkę, zgadza się bez zastanowienia. Jest środek tygodnia i o ile tobie zwianie z pracy jeszcze zostanie puszczona płazem, jej nie.
Jedziecie do parku na obrzeżach miasta. Spacerujecie przez kilka godzin, rozmawiacie (tak długo nie rozmawiałeś z kobietą od czasów Stacy), ona próbuje cię wepchnąć do stawu, ty podstawiasz jej laskę. Śmiejecie się – głównie ona się śmieje, ty wciąż przypominasz sobie, jak to jest szczerze się uśmiechać.
Odwozisz ją do loftu późnym popołudniem i jedziesz do Lisy. Kiedy pyta się, gdzie byłeś (nie robi tego oskarżycielskim tonem, jest po prostu ciekawa) odpowiadasz, że miałeś konsultację radiologiczną.
To powinien być drugi znak ostrzegawczy.
***
Koniec równi pochyłej i zderzenie z powierzchnią płaską przy dużej prędkości wydarza się po pół roku. Całe sześć miesięcy wydają się być pozbawionym bezsensu zbiorem wydarzeń, które wiodły do tego miejsca. Skończony wycinek nieskończoności, wielki plan i kilka podpunktów.
Człowiek jako istota społeczna potrzebuje powiązania z innymi, umocowania w rzeczywistości za pomocą wspólnoty. Ostatecznie potrzeba zrozumienia wygrywa z niezwykłością; przeciwieństwa silnie się przyciągają, ale na dłuższą metę nie są w stanie ze sobą wytrzymać. Konflikt interesów, jak zawsze w twoim przypadku.
Zastanawiasz się, jakie będą reakcje jej, jego. Czy długie rozmowy i jeden pocałunek są już zdradą, czy nie? Ile granic można przesunąć i naciągnąć, zanim ktoś nie powie „dość”? Co można wybaczyć, a czego nigdy się nie da? Jest tyle zmiennych, które należałoby wziąć pod uwagę.
Siedzicie razem na sofie, która jeszcze pół roku temu gościła inną osobę. Inna osoba, inny zestaw setek tysięcy prawdopodobieństw. Wszystko, co dzieje się na świecie ma sens i znaczenie i to jest dość pocieszająca myśl.
Zaraz potem myślisz, że twoje życie, jako skończony wycinek całej nieskończoności, nie ma absolutnie żadnego sensu. To już nie jest pocieszające.
- Moglibyśmy zawsze gdzieś wyjechać – rzuca Sam i nie jest to jeszcze propozycja, bo nikt nie jest gotów ryzykować. – Mam znajomą w szpitalu w Toledo. Pewnie by się z ciebie ucieszyła.
- Nie znoszę Ohio.
Zastanawiasz się, czy kiedykolwiek zrozumieją, którekolwiek z nich. Pewne rzeczy się tworzy, skrupulatnie i od podstaw, inne po prostu są. Warto trzymać się obydwu, ale decyzja o tym, które są ważniejsze, należy już tylko do ciebie. Myślisz (masz nadzieję), że zrozumieją. W końcu. Chwytanie szans, podobieństwa i powiązania, tak wiele innych (niż wy) możliwości, w jakie wszystko mogłoby się i tak skopać.
Nieskończoność możliwości i bezsens nieskończoności.
- W takim razie Ohio.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Wto 14:15, 12 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:28, 12 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Katty B. napisał: | Nie czerpię żadnych korzyści, a postaci nie są moje. Ja je tylko pożyczam, postaram się nie zepsuć. |
No, jak dla mnie to nic nie zepsułaś Wręcz odwrotnie.
Wiesz, co najbardziej lubię w fanfiktion? To, że są miejsca, w których scenarzyści nie mają absolutnie nic do powiedzenia
Zwykle, jeśli już bierze się pod uwagę nietypowe pairingi, to tylko jako fiki humorystyczne lub crack, bo przecież "kto wziąłby coś takiego na poważnie".
Dlatego nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że wreszcie ktoś wziął taki ship na poważnie
A co do samego fika, to, nie wiem jak inni, ale nie widzę żadnych błędów. Zresztą, wszystkie twoje prace są stylistycznie, oraz językowo doskonałe, masz naprawdę piękny styl, który rozpoznam wszędzie Osobiście bałabym się za coś takiego zabrać. Wybór na pozór zupełnie nie pasujących do siebie postaci niesie w sobie ryzyko, że z historii wyjdzie jakaś komedia, a bohaterowie będą OOC.
Przyznam, nie oglądałam ostatnich odcinków House'a i nie wiem jak (czy) rozwinięto tam postać Sam. Tak czy siak, lubię jak ją opisałaś.
A tak przy okazji, to cieszę się, że uzmysłowiłaś House'owi co to znaczy "slasher"
Wracając do treści fika, podoba mi się jak naturalnie opisałaś bieg zdarzeń, jak opisałaś stopniowo zmieniające się relacje bohaterów, jednocześnie zostawiając ich "in character". Poza tym opowiadanie jest lekkie i dowcipne (przynajmniej dla mnie ).
Tylko jedno bym zmieniła. Szkoda, że jest takie krótkie. Takie historie, wręcz pachnące epickością, zasługują na rozpisanie w długie rozdziały aby w pełni móc pokazać ewolucję postaci a samą historię zaopatrzyć w nieodzowne zwroty akcji. Twój pomysł idealnie by się do tego nadawał
Cytat: | Człowiek jako istota społeczna potrzebuje powiązania z innymi, umocowania w rzeczywistości za pomocą wspólnoty. |
Za to zdanie już powinnaś dostać literackiego Nobla Pamiętasz jak wspomniałam o stylistycznej doskonałości
Cytat: | Nieskończoność możliwości i bezsens nieskończoności. |
Natomiast to, jak i praktycznie cały fik, w jakiś dziwny, zabawny sposób kojarzą mi się z Pratchettem, a dokładnie z jego "spodniami czasu", tym, że każdy z nas posiada miliony rożnych linii czasowych, tyle, ile jest rożnych rzeczywistości, w których istnieją nasze inne "ja". Chociaż pewnie to jedynie przypadek, ostatnio wiele mi się z Pratchettem kojarzy
PS, Wybacz, że pewnych rzeczy nie załapałam. Widać są fandomy, o których nadal nie mam pojęcia
PS2, To będzie prawdziwy cud, jeśli cokolwiek pojmiesz z tego bełkotu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:55, 12 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Lady, zrozumiałam i dziękuję. Co do Sam - SPOJLER! w ostatnim odcinku była podwójna randka, House wybrał gokarty i Sam jako jedyna była zachwycona, ponadto House leczył autorkę książek dla młodzieży, które oboje z Sam czytają. Właśnie ten odcinek mnie zainspirował. Wcześniej już myślałam o tym shipie, ale nigdy nie sądziłam, że scenarzyści dadzą mi podstawę.
Z chęcią kiedyś bym rozwinęła ten temat. Tekst jest krótki, bo to fikaton, piszesz na czas, nie na długość. Może innym razem, kiedyś. House/Sam ma potencjał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nimrod
Pacjent
Dołączył: 20 Wrz 2010
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: od RSL'a ;P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:46, 13 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
świetne opowiadanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:43, 11 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Taka Sam:
"Sama pyta się o twój motor. Pokazujesz jej go z dumą, zadowolony, że wreszcie znalazł się ktoś, kto nie boi się twojego pojazdu. (Cameron się nie liczy, ona lubiła ciebie, nie motocykl.) Sam jest zachwycona i przygląda się maszynie pożądliwym wzrokiem. Kiedy proponujesz jej przejażdżkę, zgadza się bez zastanowienia. Jest środek tygodnia i o ile tobie zwianie z pracy jeszcze zostanie puszczona płazem, jej nie."
to mi pasuje do Grega. Zniszczyłaś tu Hilsona, ale może osobno Greg i James będą szczęśliwi (w tym fiku).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|