Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Jak dobrze wstać skoro świt... [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:51, 19 Sie 2009    Temat postu: Jak dobrze wstać skoro świt... [M]

Coś mnie tak natchnęło..... jeden poranek, drugi.....


zbiór beztreściowych miniaturek.....
z dedykacją dla Was.... bo jesteście lekiem na całe zło


"Jak dobrze wstać skoro świt"

zweryfikowane przez autorkę


Każdy ma ulubiony sposób rozpoczęcia dnia. Jedni lubią jak budzi ich zapach kawy rozchodzącej się po mieszkaniu, zaparzonej przez ukochaną osobę i podany z całusem do łóżka. Inni wolą by budzeni przez radosny ptasi trel. Ptasie radio budzące nas każdego ranka ma w sobie coś co przenosi człowieka do beztroskich czasów dzieciństwa, przypomina wakacje u babci i kubek mleka prosto od krowy. Jakoś przyjemniej zaczynać dzień zgodnie z lubianym i utrwalonym rytuałem. Wtedy mniejszym szokiem jest ten kontrast między ciepłą pościelą, krainą snu a chłodnym światem, wszystkimi kłopotami, które opadają na nas gdy tylko odrzucamy wraz z kołdrą cały świat snów.

Będąc lekarzem ciężko stworzyć jakiś rytuał, codzienną tradycję. Na dobrą sprawę nigdy nie jest wiadomym jak zacznie się ten dzień. I co najważniejsze o której. Nie znacie dnia, ani godziny. Szalenie prawdziwe. Bo nigdy niewiadomo kiedy zabrzęczy telefon z nagłym wezwaniem. I wtedy szlag trafia ustalony i uświęcony ceremoniał. Powoduje to tylko wzmożona irytację. A przecież są tacy, którzy wiecznie wstają lewą nogą….

Na szczęście zdarzają się też zwykłe poranki. Kiedy można zrobić wszystko „po bożemu”.

Alison Cameron. Pardon Pani Chase. Była śpiochem. Z tego powodu obowiązek parzenia porannej kawy spadł na mężczyznę z czarującym akcentem. Może dodatkową przyczyną był fakt, że Alison umarłaby prędzej niż dolałaby do herbaty odrobinę nawet mleka. A Chase taką właśnie pijał. House się niewiele mylił, mówiąc, że każdy kto ma na banknocie królową jest Brytyjczykiem. Na szczęście nie wiedział o tym co rano pija jego „chłopiec do bicia” bo miałby dodatkowy powód do kpin. Tak zaczynali dzień. On od kawy z mlekiem ona od czarnej kawy. Lubili oboje te chwile w łóżku, bez bagażu całego dnia, problemów przyniesionych ze szpitala. Utrwaliło się, że poranki były dla nich. Mogli wylegiwać się w miękkim i wygodnym łóżku, siorbać powoli swoje napoje i po prostu cieszyć się sobą. Bez względu na to czy za oknem było ciemno od deszczu, czy może bezczelne słońce znaczyło swoimi plamami cały pokój. Nie były to chwile długie, raczej krótsze niż dłuższe, ale jako jedyne chwile w ciągu całego dnia należały po prostu dla nich. Leniwe, beztroskie. Pełne rozmów o niczym. Cieszenia się sobą. Pełna Arkadia. Do czasu aż w filiżankach pokazywało się dno. Wiedzieli, ze pora na serio rozpocząć kolejny dzień, uratować czyjeś życie, wpaść w wir obowiązków. I tak żyli… od poranka do poranka.

Para zwana Forteen. Czyli po prostu Eric i Remy, chociaż w całym szpitalu nie było osoby, która by tak o nich mówiła. Czy chociażby myślała. Rozpoczynali dzień punktualnie co do minuty. Foreman nie bez powodu uważany był za nudnego do szpiku kości. Jego budzik dzwonił zawsze pię minut przed czasem powodując tym samym westchnienie irytacji Trzynastki, która nakrywała głowę poduszką aby nie słyszeć krzątania się Neurologa, który musiał się przecież ogolić, wyprasować swoją koszulę, dobrać odpowiedni krawat. Jakoś nigdy nie miał czasu, żeby zrobić to wieczorem. A przecież prosiła. Tyle razy! Potem rytualne parzenie kawy. Nie mogła by ani za mocna ani za słaba, ani za gorąca ani za letnia. Paranoja jakaś. I kiedy on kończył pić kawę ubrany i wyglądający jak z żurnala, ona przypominała sobie, ze też ma pracę. Wyskakiwała jak oparzona z łóżka. Szukała zagubionych części garderoby, podpijała mu łyk kawy, siedząc przez chwilę na kolanach i zabierając mu grzankę(oczywiście odpowiednio przyrządzoną, ani zbyt bladą, ani zbyt wypieczoną). Śniadanie dwójki kochających się ludzi. I bardzo się różniących. W takich chwilach jak te przy jedzonym w pospiechu śniadaniu nie pamiętali, że ona umiera. Zwykłe chwile z których składa się życie a które dla umierającej osobie Są podwójnie cenne. I oboje mieli świadomość tego jak wielkie mają szczęście, że mogą przeżyć kolejny wspólny poranek.

Chwile spędzone rankiem w domu były dla Tauba bardzo krótkie. W ogromnym pośpiechu i roztargnieniu zbierał się z łóżka. Cicho, aby nie obudzić żony. Równie cicho i szybko się ubierał. Uważał, że skoro on ma tego pecha, że pracuje na etacie, który rozpoczyna się tak wcześnie nie znaczy, że jego żona też musi się zrywać i robi mu kawę czy śniadanie, czy chociażby prasować koszulę. Wolał wychodzić z domu ze świadomością, ze chociaż on wstał, ona może pozwolić sobie na luksus pozostania w ciepłym, wygodnym łóżku i że zacznie dzień później, wtedy gdy reszta cywilizowanego świata. Wolał kupić kawę na miejscu, przepracować cały dzień i wrócić do domu niczym do spokojnej oazy gdzie nie będzie wrzeszczącego House`a tylko żona z którą można porozmawiać przy kolacji a później w spokoju oglądnąć film i spędzić pełne bliskości chwile. Bo rano….. żył w pełnym niepokoju oczekiwaniu pod tytułem „Co nowego wymyśli House”. I ta myśl przyświecała mu gdy co rano opuszczał dom.

James Wilson nie miał problemów z rozpoczęciem dnia. Był pedantem. Wszystko było przyszykowane już rano. Koszula wybrana i uprasowana, powieszona schludnie na drzwiach szafy razem z odpowiednim krawatem. Wyczyszczone na połysk buty. Zrobione śniadanie. Poranek upływałby błyskawiczne gdyby nie niezbędne zabiegi kosmetyczne. Przecież żaden szanujący się lekarz nie wyjdzie z domu jeśli się wcześniej nie ogarnie. Wymaga tego szacunek do pacjenta. Toteż każdego ranka należy umyć i wysuszyć włosy, ogolić się. Podstawowe minimum. Sama toaleta zajmowała mu mniej więcej godzinę. Efekt był zadowalający, doktor James Wilson wzbudzał swym wyglądem zaufanie. Jego powierzchowność wysyłała pacjentom komunikat, że wszystko co robi doktor jest robione dokładnie z wysoką starannością. I z pozoru wszystko było idealne. Patrząc na w gruncie rzeczy jeszcze młodego doktora, na jego doskonale uporządkowane mieszkanie nikt by nie pomyślał jak wielki zamęt miał w głowie. Poukładane alfabetycznie teczki na stoliku nocnym, ksiązki wyrównane niemalże co do milimetra, były dokładnym przeciwieństwem plątaniny myśli. Przeżywał wciąż od nowa odejście Amber. Zbyt dużo było tych odejść, rozstań w jego życiu. Obiecał sobie, że już nigdy, że nie da sobie kolejny raz rozwali uporządkowanego na nowo życia. Nie będzie przechodził przez te wszystkie fazy zakochania, miłości, aż po lizanie ran po rozstaniu. Tylko, ze każdego ranka gdy samotnie wypijał kawę i jego wzrok napotykał puste krzesło naprzeciwko robiło mu się smutno. Wciąż od nowa.

Cisza która zalegała przez całą noc w małym domku na przedmieściach o tej porze zazwyczaj był przerywana przez głodny i oburzony krzyk jednej z lokatorek, Rachel przybrana córka Lisy Cuddy w ten sposób budziła swoją matkę oraz sąsiadów, którzy powoli odkrywali zalety używania stoperów. Krzyk zdrowego dziecka o poranku jest jedną z piękniejszych rzeczy dla rodzica. Nawet jeżeli rodzic ten poprzedniego wieczora musiał odwalic dużo papierkowej roboty, tak, że nawet nie zauważył kiedy wieczór zmienił się w noc. To były brutalne przebudzenie. Ostre wejście w rzeczywistość kiedy trzeba było uspokoić małą , jednocześnie przygotowując jej posiłek. Bo potem karmienie małej było… było delikatnym powrotem do krainy sielanki. Mogła się wtedy czuć jak prawdziwa matka, z dzieckiem przy piersi, mimo, że karmiąc tylko butelką czuła potęgę macierzyństwa i ganiła się wtedy za te momenty niepewności, które niewiadomo jak by się skończyły gdyby nie Wilson i chamskie uwagi House`a. A potem gdy małej się odbiło i układała ją w łóżeczku, aby czekając na przyjście niani ubrać się i przygotować do wyjścia była przepełniona wdzięcznością. W gruncie rzeczy była szczęśliwą kobietą. Osiągnęła sukces, była dobrze sytuowana. Miała wspaniale dziecko. Plamą na słońcu była jej samotność. Świadomość, że wieczorem wróci do pustego domu, znowu zajmie się córką….. znowu uśnie nad papierami i zimnym kubkiem kawy…. A rano wszystko się zacznie od początku. Co rano. Od nowa. Tylko kierat. Samotność…. Więc nad tym czy jest szczęśliwa musi pomyśleć… kiedyś. Jak znajdzie więcej czasu… może…

Geniusz diagnostyki nic sobie nie robił ze zobowiązań czasowych żył w przekonaniu, że jako szef oddziału, oraz atut szpitala nie obowiązuje go punktualność. Żył poza czasem. Wierność sztywnym przedziałom czasowym pozostawiał szarym wyrobnikom, którzy nie mieli innego wyjścia ponieważ w przeciwieństwie do niego byli przeciętni. Jego demoniczna szefowa, sługa Antychrysta i zastępca Lucyfera starała się wyrobić u niego cnotę zwaną punktualnością, ale on z zadziwiającą konsekwencją zwalczał te szatańskie zapędy. Sam był sobie sterem, okrętem, żeglarzem. Jego poranki były do siebie bliźniaczo podobne. Po przebudzeniu pierwsze jego myśli wyklinały okrutny świat, który zmusza go do wstania z łóżka. Kolejne myśli kierował ku bolącej nodze i lokalizowaniu fiolki z Vicodinem. Błyskawiczna doprawdy toaleta. Niezbędne minimum. Włosy przeczesane palcami. Dobór ubioru według kryterium „co z tego wszystkiego jeszcze nadaje się do włożenia”. Jeszcze w biegu przegryziona pierwsza jadalna rzecz, która wpadła mu w ręce i gotowe. Codziennie ten sam scenariusz. Wszystko jak przepuszczone przez kserokopiarkę. Dzień podobny do dnia poprzedniego. Jak stara płyta zaprogramowana na puszczanie w kółko jednego i tego samego utworu. Do znudzenia. Albo do momentu aż się zwariuje. I wyląduje w psychiatryku…. Innego wyjścia z tego labiryntu szaleństwa nie ma.





Przepraszam za ewentualne literówki. Zwłaszcza brak literki "Ć" jest bardzo prawdopodobny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lennonka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przeszłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:41, 19 Sie 2009    Temat postu: Re: Jak dobrze wstać skoro świt... [M]

Cytat:
Pardon Pani Chase.

Czmu "pardon"? To znaczy 'przpsaszam'. Może pomyliło ci się z 'vel'?


Cytat:
Pełna Arkadia.

A to to piękne porównanie.

Cytat:
Szukała zagubionych części garderoby, podpijała mu łyk kawy, siedząc przez chwilę na kolanach i zabierając mu grzankę(oczywiście odpowiednio przyrządzoną, ani zbyt bladą, ani zbyt wypieczoną). Śniadanie dwójki kochających się ludzi. I bardzo się różniących.

Och,och,och! Spadłam z krzesła. To jest na prawdę genialne!


Cytat:
James Wilson nie miał problemów z rozpoczęciem dnia. Był pedantem. Wszystko było przyszykowane już rano.

Chyba wieczorem?

Cytat:
Tylko, ze każdego ranka gdy samotnie wypijał kawę i jego wzrok napotykał puste krzesło naprzeciwko robiło mu się smutno. Wciąż od nowa.

poor James...


Podsumowując: kurka wodna, dobry pomysł! No i ślicznie napisane. Piękne studium bólu ale i miłości. Perfecto!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pietruszka
Truskawkowa Blondynka


Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1832
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:54, 19 Sie 2009    Temat postu:

Śliczny wątek poranków. Ludzi w parze, ludzi samotnych, House'a. Nic tylko gratulować takiego udanego ficka

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:59, 19 Sie 2009    Temat postu:

Smutne te poranki House'a, aż mi sie płakać chce

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cudna :D
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:13, 01 Wrz 2009    Temat postu:

Wstaję jak 13.
Świetnie ujęte charaktery poszczególnych bohaterów. Są tacy prawdziwi. Szczególnie opdaoba mi się opis Foremana, taki sztywniak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:45, 01 Wrz 2009    Temat postu:

Ładne. Z tego wnoszę, że wewnetrznie jestem jak Foreman - ubieram sie podobnie, wszystko starannie wybieram, ale rano, choć nierzadko zdarza mi się być Trzynastką. Najbardziej podobał mi się fragment o państwie Chase. Taki sielankowy, aż miło bylo przymknąć oczy.

Cytat:
Czmu "pardon"? To znaczy 'przpsaszam'. Może pomyliło ci się z 'vel'?

"Pardon" jest dobrze użyte, choć brakuje za nim przecinka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin