|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
E.Abey
Pacjent
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:14, 11 Sty 2010 Temat postu: Four Going on Forty [tłum., chasecentric, pg13] |
|
|
Witam ponownie po dość długiej przerwie. Tym razem zjawiam się z tasiemcowym tłumaczeniem (mam nadzieję że nikt się za nie nie wziął, szukałam, przysięgam! ).
Przy okazji, jeśli jakaś beta biegła w angielskim miałaby ochotę na współpracę - zapraszam.
Smacznego!
EDIT: Okazuje się że muszę edytować post 'na gorąco' bo ustawienia z worda - takie jak akapity - tu nie działają.
xxx
Four Going on Forty
Supernatural/Angst
Autor:quack675
Oryginał: [link widoczny dla zalogowanych]
ROZDZIAŁ 1
- Uważam, że to jest możliwe - Chase wzruszył ramionami. Był rozdarty pomiędzy przyznaniem się do własnych przekonań, a pójściem na łatwiznę zgadzając się z resztą.
- Oczywiście, że tak uważasz – zaśmiała się Cameron – słyszeliście, że on ma wszystkie części Harry’ego Pottera? – Zapytała, doprowadzając do ogólnego rozbawienia – Jak i filmy.
- Lubię tylko pierwsze pięć, siódmej nawet nie skończyłem – brzmiała odpowiedź – czytałem spoilery, jest do bani – stwierdził gorzko.
Rzecz jasna, ten zbytek informacji wcale nie ratował jego sytuacji. Foreman spoglądał na niego, jakby wyhodował sobie trzecie ramię.
Zgromadzili się wokół stołu w pokoju konferencyjnym, dyskutując najnowszy przypadek. Pacjentem był czterolatek z chorobą genetyczną. Interesującym elementem zagadki była matka chłopca, która zarzekała się, że jest wiedźmą, zresztą nie byle jaką – bo czarodziejką. House odbył z nią kłótnię pod tytułem ‘zwiń-się-z-drogi-kłodo’, podczas gdy twierdziła, że użyje Czarnej Magii, by uzdrowić syna zamiast zaufać medykom, gotowym stawić czoła chorobie. House – oczywiście – nazwał ją idiotką i zapytał, czemu magia nie zapobiegła chorobie w pierwszej kolejności. Nie miała na to odpowiedzi, ale zapytała go jak by znosił chorobę własnego dziecka, której medycyna nie daje rady. Odpowiedział, że miał na tyle oleju w głowie, by nie mieć dzieci i nie musieć się borykać z ich problemami. Miał dość własnych.
- Słuchaj, nie mówię, że myślę, że ona potrafi go wyleczyć. Twierdzę, że jest możliwe, aby praktykowała Czarną Magię, jak również to, że ona wierzy, że może wyleczyć dzieciaka.
Foreman przewrócił oczami.
- Jak bardzo naiwny jesteś? Kosmici i czarodzieje?
- I Bóg. Nie zapomnij o Bogu – dodał House, siedząc na biurku i bawiąc się biało-czerwoną piłką.
- Byłem świadkiem egzorcyzmów, – ujawnił Chase – naprawdę istnieją rzeczy, których nie można sobie wyobrazić.
- Serio? – Zapytał Foreman, Foremna wyraźną ciekawością w głosie – jak to wyglądało?
- Nie mogę uwierzyć, że dajesz się wciągnąć w tę bzdurę – zbeształ go House.
Zanim Chase mógł chociażby odpowiedzieć, Ivana Whit - matka pacjenta, wtargnęła do pokoju przez biurowe drzwi. Od stóp do głów ubrana na czarno, nawet skórzany trencz był w tym kolorze. Jej bladość i blond włosy uwydatniały ciemne kreski i błyszcząca, czerwona szminka.
- Do Helloveen jeszcze tydzień – sarknął House – zapraszamy ponownie, a zatańczymy jak nam…’
- Cisza! – Krzyknęła Ivana – Uważasz się za spryciulę, myślisz, że możesz mówić matce jak ma wychowywać dziecko? Jeszcze nie masz nic do powiedzenia na ten temat!
Foreman, zaniepokojony groźbą kobiety, sięgnął po telefon komórkowy, aby zawiadomić szpitalną ochronę.
- Nawet o tym nie myśl! – Wrzasnęła Ivana, odwracając się w jego kierunku. Telefon wyleciał mu z ręki, a krzesło, na którym siedział zostało ciśnięte o ścianę, wraz z nim. Przełknął nerwowo, spuszczając ręce wzdłuż ciała, pokazując, że współpracuje.
Spłoszeni Chase i Cameron niemo wpatrywali się w scenę
.
- Masz zamiar podarować mi chorego dzieciaka? – Zaśmiał się House – Proszę cię, nawet jakbyś mogła zmaterializować dziecko przy pomocy swojego pokus-pokus, nie spowodowałabyś żadnej choroby niewinnemu. W końcu jesteś matką.
Skrzywiona Ivana spoglądała od House’a do Foremna, następnie do Chase’a i Cameron. Zatrzymała się na chwilę, uważnie badając ich twarze, po czym uśmiechnęła się słodko podczas ‘przeglądu’ Chase’a.
Wytrącony z równowagi, rzucił okiem na Cameron, która obserwowała Ivanę, podczas gdy ta przyglądała mu się z bliska.
- Och, jesteś idealny! – Zaśmiała się Ivana – Żadnych rodziców. Żadnej rodziny.
- Skąd możesz o tym wiedzieć? – Spytał zszokowany.
- Czytam twoją aurę – powiedziała mu, cały czas się zbliżając. Wyciągnęła rękę, by pogłaskać go po policzku, ale się wycofał.
Po raz kolejny, Chase zerknął na Cameron, szukając jakiejkolwiek reakcji, zastanawiając się czy pozostała trójka doktorów nie wrobiła go w jakiegoś rodzaju zawiły psikus. Wyraz twarzy Cameron powiedział mu, że nie jest jedynym, który uważa, że to żart. Spojrzał na swoje nogi i klatkę piersiową, rozważając, czy jest w stanie jakoś zasłonić swoją ‘aurę’. Niepokoił go fakt, że Ivana jakimś cudem wydobywa informacje, bez jego zgody.
- Tak młody, tak pokrzywdzony – szepnęła. Odwróciła się do House’a, mierząc go wzrokiem od góry do dołu - Medycyna nie jest w stanie uleczyć wszystkiego. Tak, jest idealny. Jest twój.
Papiery znajdujące się na stole zaczęły wirować, światła migotały. Szklane drzwi zachwiały się w zawiasach.
Ze zgrozą w oczach Cameron widziała zatrzaskujące się drzwi, po czym poczuła, jak jest popychana pod stół przez Chase’a, który okrywał ją przed wirującym szkłem.
- Zamknij oczy!
Kiedy je otworzyła, cały pokuj był spowity ciemnością. Wyglądało na to, że czwarte pięto było spowite ciemnością, aczkolwiek panowała cisza. Nawet okna wychodzące na ulice nie dawały żadnej poświaty. Jak szpital mógł być tak zaciemniony? W razie wypadku zapasowe generatory powinny dostarczać energii. Pamiętała, że każde piętro miało własny generator, swe pacjenci OIOM-u, ostrego dyżuru oraz ci, znajdujący się na salach operacyjnych byli traktowani priorytetowo. Biura nie miały gwarancji, że dostaną zapasową energię.
Przyłożyła dłoń do czoła, które piekło i wydawało się krwawić, aczkolwiek to było tylko małe rozcięcie.
- Chase? – Zawołała. Jego ciało było bezpiecznie blisko, kiedy uderzali o podłogę, teraz nigdzie w pobliżu go nie wyczuwała. – House? Foreman?
- Cameron? – Słyszała odpowiedź Foremana – Gdzie jesteś?
- Pod stołem – padła odpowiedź – dlaczego nie mamy żadnego światła? Chase? House? – Spróbowała jeszcze raz.
- Co to u diabła było? – Doszedł ich głos House’a.
- Nie mam pojęcia, ale myślę, że potrzebujemy kogoś, kto dokona egzorcyzmów, o których mówił Chase – odpowiedział Foreman, wstając i szukając po omacku drogi do przewróconego stołu.
- Cameron? Podaj mi rękę – poinstruował, szukając jej w przestrzeni – Gdzie jesteś?
- Tutaj! – Powiedziała łapiąc go za kostkę, idąc w kierunku głosu.
Foreman sięgnął w dół by pomóc jej stanąć na nogi.
- House, nie masz przypadkiem latarki w biurku? – Zapytał.
- Nie mogę znaleźć mojego biurka – odpowiedział. Nie był do końca pewien, w którym miejscu ciemnego pokoju był. Gdy ‘czarodziejka’ przybyła siedział na nim – na biurku – aczkolwiek teraz znajdował się na podłodze. – Cholero jedna! – Krzyknął, wyciągając rękę i kalecząc ją na odłamkach szkła – Chase, powiedz coś, tak dla informacji, że jesteś żywy – zażądał.
Ucichli w oczekiwaniu. Nic.
- Chase? – Cameron zawołała gorączkowo, House właśnie zaszczepił w jej mózgu myśl, że Chase może być nieżywy. Dziwaczna kobieta przyglądała się mu jakby miał wziąć udział w jakimś diabolicznym eksperymencie – On musi tu być! – Stwierdziła – Popchnął mnie pod stół, żebym nie została przygnieciona odłamkami szkła, powinien na mnie leżeć, gdy się obudziłam.
- Za dużo informacji - burknął House.
- Och, zamknij się! – Zakomenderowała Cameron – Chase, gdzie jesteś? – Po omacku szukała pod stołem, ale oczywiste było, że nikogo tam, nie ma.
- Ach! Znalezione! – Oznajmił House z drugiego końca pokoju.
- Latarka?
- Biurko.
Foreman przewrócił oczami i zawołał jeszcze raz Chase’a. Czekali, jednakże jedynym dźwiękiem było chrobotanie dochodzące z kierunku Housowego znaleziska.
- Ktoś ma światło – poinformował, zauważywszy jasny okrąg tańczący wzdłuż drogi do pokoju konferencyjnego – Hej! Potrzebujemy pomocy! – Krzyknął w kierunku nieznanej osoby – Mamy rannego!
Cameron próbowała powiedzieć Foremanowi, że Chase nie jest ranny, ale, od kiedy nie odpowiadał, musiała przyjąć do wiadomości, że jest, co najmniej nieprzytomny, jeśli nie gorzej – Błagam, potrzebujemy światła! – Dodała.
- House? Kto jest ranny? – Doszedł ich głos Wilsona, w momencie, gdy latarka rozświetliła nieco pomieszczenie – Co się stało z drzwiami? – Zapytał stąpając po zbitym szkle.
- Nie możemy znaleźć Chase’a – odpowiedziała mu Cameron – popchnął mnie pod stół i zniknął.
- Gdzie jest House? – Zapytał Wilson.
- Tutaj – odpowiedział. Dźwięk chrobotania nie ustawał – Widzisz tu gdzieś Chase’a?
Wilson ostrożnie omiótł światłem latarki pokój, zatrzymując je na odległej ścianie, gdzie była kanapa. Ślad po Chasie zaginął.
- Czyje to dziecko? – Zapytał, zatrzymując światło na małej postaci, która wydawała się spać.
- Dziecko? – House zastygł, przerywając - Jakie dziecko?
Przemieścili się w kierunku kanapy, gdzie jaśniał chłopczyk o twarzy cherubina.
- O. Mój. Boże. – Cameron przykryła usta dłońmi. Rozpoznawała dziecko z albumów znajdujących się w domu Chase’a – To Chase.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez E.Abey dnia Pon 18:58, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:34, 12 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Okay, czytałam to rano, ale wiadomo, rano nikt nie ma na nic czasu, a musiałam tu wrócić, bo opowiadanie świetnie się zaczyna. Nie wiem jak wy to wygrzebujecie
Tłumaczenie też świetne, lekko się czyta, dlatego czekam na więcej
Czasu i chęci!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ot_taka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: stamtąd Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:05, 12 Sty 2010 Temat postu: Re: Four Going on Forty [tłum., chasecentric, pg13] |
|
|
E.Abey napisał: | Witam ponownie po dość długiej przerwie. Tym razem zjawiam się z tasiemcowym tłumaczeniem |
Tasiemcowe będzie? A to świetniasto, bo już mi się zaczyna podobać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
IloveNelo
Stomatolog
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Caer a'Muirehen ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:21, 12 Sty 2010 Temat postu: :) |
|
|
Bardzo mi sie to podobalo! Bardzo, bardzo, bardzo!
Koniecznie cd!
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
[H]ospital Queen
Pacjent
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:43, 19 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Mi też się podobało.
Tłumacz dalej
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Serina
Student Medycyny
Dołączył: 08 Paź 2009
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Pią 14:37, 22 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
"Pokój" przez "ó" .
Świetne. Trzymające w napięciu. Tajemnicze. Cudowne! Bardzo mi się podobało.
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
E.Abey
Pacjent
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:37, 24 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Dziękuje za pozytywny odzew! Nowy rozdział - dużo dłuższy będzie dodany w tym tygodniu - namiętnie walczę z Wordem, dodając do niego co i rusz 'nowe słówka', gdyż (między innymi) Chase zwykł być chalą (???), a Foreman... foremną.
W sumie fik ma rozdziałów 19, samego 19. są trzy części i, o ile pamięć mnie nie myli - został dodany 20., więc jest co tłumaczyć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Myska
Pacjent
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:12, 05 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Chciałam bardzo bardzo bardzo podziękować Tłumaczce za link. Przeczytałam cały fick w jedną noc i zakochałam się, wszystkie opowiadania tej Autorki trzymają poziom, ale Four Going on Forty jest chyba najbardziej urocze (: Chase jest kochanym dzieciakiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
E.Abey
Pacjent
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:19, 07 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Jako że 2 rozdział posiada 10 stron, wklejam 'na dwa'.
Smacznego!
(ps zgadzam się, wszystkie fiki quack są fantastyczne, a ten szczególny)
ROZDZIAŁ 2, część I
Jak to Chase? – Foreman pierwszy znalazł głos po oświadczeniu Cameron.
- Widziałam jego zdjęcia z okresu dziecięcego. To jest Chase! – wykrztusiła Cameron.
- Pokazał ci swoje dziecięce zdjęcia? – zapytał House, powstrzymując śmiech.
- Znalazłam je, - odpowiedziała, ze specyficznym naciskiem na ‘znalazłam’ delikatnie sugerującym reszcie, że szperała w rzeczach swojego chłopaka.
- To nie może być Chase – powiedział Wilson. To nie było racjonalne. To nie było możliwe. – To jedynie wy, pomagający House’owi wkręcić mnie. Nie sądzę, by Cuddy była pod oszałamiającym wrażeniem żartu. – Przejechał światłem latarki w górę i w dół, powrotem na dziecko. – W każdym razie macie punkty za detale – wygląda dokładnie jak Chase, od zielono-niebieskiej koszuli w paski, do sweterka w serek, wszystko w dość dyskusyjnie dobranych odcieniach niebieskiego. Jak zdołaliście znaleźć tak tandetny zestaw w dwóch rozmiarach, Chase’owym i mini-Chase’owym?
- To ta sama koszula i sweterek w serek, - sapnęła Cameron, zorientowawszy się, że chłopczyk był ubrany dokładnie tak jak Chase był. – To Chase! To naprawdę Chase! – Zachwiała się. Było dość światła, by Foreman zorientował się, że lada chwila zemdleje, więc złapał ją, mimo iż przez ułamek sekundy zastanawiał się czy nie pozwolić jej upaść – nikt by go nie obwiniał, w końcu było ciemno.
- Ona totalnie w tym siedzi, - stwierdził Wilson – to nie przejdzie.
- Nie nabijam się z ciebie – powiedział mu House – ta samozwańcza czarownica była tu na moment przed całą akcją.
Wilson był w pełni poinformowany z dość interesującą sytuacją rodzica ich ostatniego pacjenta, aczkolwiek spoglądał na sprawę z wzrastającym sceptyzmem.
- Chłopaki, gdzie ją położyć? – zapytał Foreman. Cameron coraz bardziej ciążyła mu w ramionach.
- Rzuć na kanapę, do jej chłoptasia - poinstruował House.
- I obudzić to? Ani mi się śni!
- To? Dość szorstko, nawet jak na ciebie.
- Okej, bo go budzisz. Proszę bardzo. – rzucił Foreman.
House już miał potrząsnąć chłopca za ramiona, kiedy się zawahał.
- Dlaczego nie powinienem? – zapytał, odwracając się do Foremana – Może dać nam jakieś odpowiedzi.
- E-he. Ile on ma, trzy? Cztery? Jaka jest pierwsza rzecz, o którą zapyta czterolatek, kiedy obudzi się w ciemnym pokoju z otaczającą go trójką dziwnych mężczyzn i nieprzytomną kobietą?
- Zacznie wypłakiwać sobie żałosne oczka. – odpowiedział Wilson.
Jeśli to był żart, to dość okrutny, uwzględniając dziecko. Wątpił, że nawet House nie uderzyłby tak nisko.
- Gorzej. Zapyta o swoją Mamusię.
Trójka mężczyzn wymieniła pełne zgrozy spojrzenia, uświadamiając sobie, że jeśli jakimś cudem to był prawdziwy Chase, ktoś będzie musiał mu powiedzieć, że jego matka nie żyje. Nikt nie chciał brać na siebie tej odpowiedzialności.
- Tak, najpierw musimy się dowiedzieć czy to naprawdę Chase – powiedział House.
- To nie może być – zaprotestował Foreman, cały czas przytrzymując Cameron.
- Właśnie, a krzesła nie mogą same z siebie latać, tylko co z tego jeśli to przed chwilą wszyscy widzieliśmy.
- Ja tego nie widziałem – wtrącił Wilson.
- Zamknij się. Dalej, jeśli to jest Chase, musimy się dowiedzieć ile ma lat i co pamięta. Może być dorosłym uwięzionym w ciele dziecka.
- To szalone – stwierdził Foreman. Poczuł że Cameron powoli wraca przytomność, zamrugała kilka razy i zaczęła wracać do pozycji stojącej.
- Co się stało? – zapytała skołowana.
Wilson ponownie skierował światło na chłopca.
- To nie jest sen? To jakiś żart? Wkręcacie mnie? Chase’a też wciągneliście?
- Słuchaj. Nie wkręcam Wilsona. Nie wkręcamy ciebie. Mamy czterolatka na miejscu mojego intensywisty, do jasnej cholery potrzebujemy światła! – warknął House.
Brzęczący dźwięk oznajmił powrót elektryczności. Nawet House’a zdziwiła szybkość reakcji. Jedno było pewne, zakład energetyczny nie da pracować szpitalowi zbyt długo bez światła.
- Zakład, że nie zrobisz tego po raz drugi? – razem z światłem powrócił cięty dowcip Foremana.
- Nigdy we mnie nie wątp.
- Fantastycznie. Zaproponuj co mamy z nim zrobić – odpowiedział Foreman.
Chase zdołał przespać przez ich wzajemne krzyki i błyski latarki na twarzy, ale jakimś cudem delikatne bzyczenie świetlówek obudziło jego małego podwładnego.
Czwórka dorosłych patrzyła i czekała, podczas gdy mały urwis zamrugał swoimi niebieskimi oczami i ziewnął. Wytrzeszył oczy, kiedy zobaczył przyglądających mu się ludzi. Wyglądał na dokładnie tak samo przerażonego, jak oni.
- Och. Och. – powiedział chłopczyk, siadając i cały czas podpierając się nogą na kanapie – Przepraszam.
Trzy sylaby wystarczyły aby rozpoznać australijski akcent.
- Dlaczego przepraszasz? – zapytała Cameron, siadając na kanapie obok malca.
- Zasnąłem w złym pokoju, – wytłumaczył – z tobą wszystko dobrze? – zapytał, zauważając rozcięcie na jej czole. – Krwawisz.
Cameron po raz kolejny dotknęła swojego czoła.
- To nic takiego, w porządku. Jak masz na imię?
- Joseph Robert Chase, - odpowiedział – jak ty masz na imię?
- Allison Noelle Cameron – odpowiedziała, oferując swoją dłoń – Miło mi cię poznać, Josephie Robercie Chase.
Chase zachichotał i potrząsnął jej ręką. Popatrzył na Foremana.
- A jak ty masz na imię?
- Eric Foreman – odpowiedział, nienaturalnie powoli.
Chase kiwnął głową i spojrzał na House’a, by kontynuować swoją zabawę.
- Jak masz na imię?
- Greg House - odpowiedział, także zakłopotany – a to mój przyjaciel, Jimmy Wilson.
- House, co tu się dzieje? – zapytał Foreman.
House wzruszył ramionami.
Wyczuwając moment, Cuddy wmaszerowała do pomieszczenia.
- House, co tu do diabła się dzieje? – warknęła. Szybko przyjęła za pewnik, że to House jest odpowiedzialny za przerwy w dostawie energii.
- Język! – śpiewnie zakrzyknął, potrząsając głową w kierunku malca siedzącego na kanapie.
Cuddy zamarła, przyglądając się chłopcu. Z tymi blond włosami i dużymi niebieskimi oczami wygląda zupełnie jak mniejsza wersja Chase’a, pomyślała. Następnie zauważyła dokładnie tak samo zarysowaną szczękę i nos…i ten sam gust, co do ubrań.
- Chase ma dziecko i nic nam o tym nie powiedział? – mruknęła na tyle cicho, by jedynie House Wilson mogli ją zrozumieć.
- Myślimy, że to jest Chase – odpowiedział Wilson.
Cuddy wyglądała jak rozjuszona kotka.
- Bardzo śmieszne. A mały Chase roztrzaskał te drzwi jak wchodził, tak? – zapytała zgryźliwie, już nie siląc się na szept.
- To nie ja! – krzyknął Chase z wyraźną paniką w głosie – Przysięgam, to nie ja! – W jego oczach powoli zbierały się łzy – Nie jestem niedobry – powiedział, a jego dolna warga zaczęła drżeć. Podciągnął nogi bliżej tułowia i położył głowę na kolanach, chowając twarz – Nie jestem niedobry.
- I stało się – prychnął House, spodziewając się wybuchu histerii w każdym momencie.
- Wszystko w porządku, kochanie – powiedziała Cameron łagodzącym tonem, masując jego plecy – Nikt tak naprawdę nie myśli, że zepsułeś drzwi. Doktor Cuddy jest po prostu w złym humorze. – spojrzała karcąco na drugą kobietę. To było coś, co zazwyczaj chciała zrobić częściej, niż uszłoby jej to płazem.
- Och – wyraz twarzy Cuddy złagodniał, gdy macierzyńskie poczucie winy wzięło górę – przepraszam – powiedziała podchodząc do kanapy, na której siedział Chase, z cicho spływającymi łzami, które wydawały się być zbyt duże, jak na taką mała twarzyczkę.
- Tak naprawdę nie oskarżałam cię, po prostu byłam sarkastyczna – próbowała wytłumaczyć bezowocnie.
- Oczywiście on rozumie podtekst twojego sarkazmu – mruknął House.
- Jak masz na imię? – zapytała Cuddy.
- Chase spojrzał do góry i się uśmiechnął.
- Joseph Robert Chase, – wytarł oczy rękawem – a ty jak masz na imię? – natychmiast pojaśniał, znajdując nową okazję do zadania pytania.
- Jestem Doktor Lisa Cuddy.
- Mój Papa też jest doktorem – powiedział dumnie – jest reł-ma-go-lok-iem – wypowiedział ostrożnie trudne słowo ‘reumatolog’, z ponad przeciętnym urokiem czterolatka w ten sposób, że ani Cameron, ani Cuddy nie były w stanie się powstrzymać od ‘oooooch’ w odpowiedzi. Nawet Wilson uśmiechał się głupkowato. Nagle spojrzenia Chase’a się nieco zachmurzyło.
- Pomożecie mi znaleźć mojego Papę?
Cuddy spojrzała na House’a szukając odpowiedzi.
- To przestaje być zabawne.
- Nie śmieje się – opowiedział House.
- Powinniśmy zadzwonić na policję – zasugerowała.
- Jasne, powinni zatrzymać Ivanę Whit, zanim ta w przypływie furii za pomocą Czarnej Magii rozpleni cofanie się w rozwoju – powiedział Wilson, na tyle cicho, by Chase gonie usłyszał. Nie było możliwości, by policja interweniowała w tej sprawie – zadzwoń po policję, a ci zamienią go w szczura doświadczalnego. Albo zostaniemy aresztowani za porwanie.
House odwrócił się do Wilsona, najbardziej doświadczonego z nich wszystkich na polu obchodzenia się z dziećmi.
- Co powinniśmy zrobić? Jakieś pomysły?
Wielkie oczy Chase’a również zwróciły się w kierunku Wilsona.
- Kochanie, twojego taty tu nie ma – powiedział Wilson w opatentowanym mówię-ci-dziecko-masz-raka tonie.
Chase zamrugał kilka razy.
- Och.
Spojrzał w dół, zupełnie jakby przetwarzał, co to może znaczyć.
Cuddy przeszła do House’a.
- Co to ma znaczyć? – zaczęła pretensjonalnym szeptem – dobrze wiem że to nie jest ten Chase.
- Pamiętasz samozwańczą-czarodziejkę-mamuśkę? – zapytał House. Pokrótce wytłumaczył jej jak zjawiła się Ivana i zamarzło piekło, a to było jedynie wynikiem wszystkiego.
- To niemożliwe!
- W takim razie, kto to jest?
- Zróbmy test DNA – zasugerowała.
- Oczywiście – potwierdził House – aczkolwiek nie możemy zacząć wyrywać mu włosów i wsadzać patyczków do buzi dopóki nie jest mu wygodnie.
Cuddy oniemiała. House właśnie przełożył czyjeś potrzeby ponad wszystko.
- Och, nie patrz się tak na mnie. Nie chcemy go krzyczącego do swojej martwej matki – szepnął – albo martwego ojca – dodał.
- Wiesz jak się tu znalazłeś? – Spytał poważnie Wilson. Klęczał na podłodze, twarzą w twarz z chłopcem. Jakimś cudem, w pobliżu chłopca nie było ani kawałka tłuczonego szkła.
Chase potrząsnął głową.
- Po prostu się tu obudziłem.
- Gdzie byłeś poprzednio? – Zapytał Wilson.
Chase wyglądał jakby przez chwilę rozważał pytanie.
- Nie pamiętam.
- Jaka jest ostania rzecz, którą pamiętasz?
Chase przygryzł wargę, spoglądając w dół.
- Nie pamiętam – powiedział miękko.
- Ile masz lat? – Wilson zadał kolejne pytanie.
- Cztery – powiedział Chase, potwierdzając podejrzenia wszystkich.
Wilson przycichł na chwilę, po czym zdecydował się na mniej rutynowe pytanie:
- Widziałeś którekolwiek z nas wcześniej?
Chase potrząsnął głową.
- Jak myślisz, gdzie jesteś? – Wątpił, że uzyska stanowczą odpowiedź. Nazwy budynków nie były wysoko na szczycie listy rzeczy, które zauważają czterolatki.
- Centrum Medyczne M-Mel-b-bourne – odpowiedział drżącym szeptem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez E.Abey dnia Pon 19:00, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dr dom
Ratownik Medyczny
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:52, 07 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
To jest fantastyczne .Nie mogę się doczekać co będzie dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Serina
Student Medycyny
Dołączył: 08 Paź 2009
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Pon 14:09, 08 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Łał. Trzyma w napięciu .
Ciekawe, co będzie dalej. Jak to czytałam, wstrzymywałam aż oddech. Brrr. Świetne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
E.Abey
Pacjent
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 11:52, 09 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
II część rozdziału 2, smacznego!
ROZDZIAŁ 2, część II
Wilson spojrzał na swoich współpracowników. Żadne dziecko nie byłoby w stanie przedstawić takiej szopki. Naprawdę myślał, że jego imię to Joseph Robert Chase i znajduje się gdzieś w szpitalu w Melbourne Melbourne nie ulega wątpliwości, że był również przerażony.
- Moja mama…
Piątka ludzi skuliła się gdy wypowiedział magiczne słowo na ‘m’.
- …musiała przywieźć mnie – Chase dokończył zdanie – może pojechaliśmy złą windą – zasugerował.
- Nadzwyczajny urwis, czyż nie? – zaobserwował Wilson, spoglądając na House’a House Cuddy w poszukiwaniu wsparcia.
- Mógłby być – stwierdził House, wyglądawszy jakby doznał objawienia – Cameron, zostań z Joe Bobem, podczas gdy musimy naradzić się. Potrząsnął głową w kierunku swojego biurka, jednoznacznie dając do zrozumienia, w którym kierunku się oddalają.
- Joe Bob? - powtórzyła Cameron, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Reszta lekarzy zgromadziła się dookoła House’owego biurka.
- Ten dzieciak daje sobie radę znacznie lepiej niż przeciętny czterolatek, więc faktycznie to może być Chase. Mam na myśli, cholera, wygląda jak Chase, mówi jak Chase – on nigdy nie mógł wymówić słowa reumatolog – i rzecz jasna jest inteligentny i dobrze wychowany.
Foreman wyglądał na dotkniętego tym opisem.
- Może po prostu powinniśmy mu wytłumaczyć co jest grane. Może by zrozumiał.
- House – krzyknęła Cuddy – on ma cztery lata. Powiedzenie mu, że jest sam, w obcym kraju a jego rodzice nie żyją nie pójdzie zbyt dobrze, chyba że pamięta bycie dorosłym! Bez względu na to jak błyskotliwy jest – Cuddy potrząsnęła głową, zdając sobie sprawę jak absurdalnie to brzmi – tego nie zrozumie.
- Tak więc co proponujesz? – zapytał House.
- Po pierwsze, zrobimy test DNA – powiedziała.
- To zajmie…
- Osobiście dopilnuje tępa – wyprzedziła go – powinniśmy poprosić małego Chase’a Chase kosmyk włosów albo o pozwolenie na wsadzenie mu patyczka do buzi. Jestem pewna, że w jego szafce, na szczotce czy grzebieniu, znajdziemy drugą próbkę.
- Może nie powinniśmy nazywać małego gościa Chase – zasugerował Foreman – Ile dzieciaków znacie, które lubią jak się do nich zwraca po nazwisku?
- Okej, więc Robert – stwierdził Wilson.
- On nie wygląda jak Robert – zaprzeczył House, spoglądając na chłopca, który przyglądał się im z ciekawością.
Wszyscy odwrócili się by na niego spojrzeć.
- Faktycznie nie wygląda na Roberta, nie? – zgodziła się Cuddy – Bobby?
Foreman złapał się na taksowaniu chłopca wzrokiem i potrząsnął głową w przypływie szaleństwa.
- Wiecie, moglibyśmy go zapytać!
- Hej, Joe Bobie! – House ponownie pokuśtykał w kierunku kanapy – Przykro mi to mówić, ale twój ojciec nie jest w tym szpitalu.
Chase, naburmuszony, skinął głową, nie do końca pojmując jak znalazł się w dziwnym szpitalu z dziwnymi ludźmi.
- Ale nie martw się. Zajmiemy się toba przez jakiś czas. Jak chcesz żebyśmy na ciebie mówili?
Chase spojrzał na grupę ludzi.
- Na ciebie wszyscy mówią House. Ty powiedziałeś do niego Wilson, a do niej Cameron. Więc… myślę… myślę że powinniście mówić do mnie Chase.
- Łauuu – podsumowała Cuddy – on nie jest normalnym czterolatkiem.
- Czyż nie jesteśmy szczęściarzami? – oczy House’a rozbłysły. Jeśli by zajmowali się normalnym dzieciakiem tym wieku, pokój rozbrzmiewałby płaczem i wrzaskami.
- Foreman, sprawdź jego IQ. To może być interesujące.
- House, nie będziesz go traktował jak przedmiot – ostrzegła Cuddy.
- To tylko test IQ – uspokoił – będzie myślał, że gra w grę, a to go zajmie przez chwilę, podczas gdy my spróbujemy rozwikłać zagadkę.
- DNA – przypomniała Cuddy.
- Chase, wiesz co to DNA? – zapytał House.
- Nie, proszę pana. – Chase potrząsnął głową.
- Och, naturalnie, powiem ci jak będziesz miał sześć lat. Słuchaj, mogę kosmyk twoich włosów?
- Dlaczego?
- To nie będzie bolało – powiedział mu House. Złapał kosmyk własnych włosów i wyrwał go. – Patrz.
- Ale dlaczego?
- Bo masz świetne włosy.
Chase wydawał się być nieco zbity z tropu przez tą odpowiedź.
House mógł powiedzieć, że malec chciał po raz kolejny zapytać ‘Dlaczego?’, ale powstrzymał się.
House zorientował się, że Chase zadawał pytanie nie dlatego że bał się rzekomego bólu, ale dlatego, że chciał znać na wszystko odpowiedź. Czyli najlepszym sposobem na zadowolenie go, było mu ją dać.
- Chcę zobaczyć z czego są zbudowane twoje włosy, więc musze je położyć pod mikroskopem.
- Okej – powiedział Chase, wyrywając kilka swoich jasno blond włosów – mogę ci dać więcej jeśli potrzebujesz – zaoferował.
House wziął kosmyki z małej, wyciągniętej rączki.
- Dziękuję.
- Ona ma ładne włosy – powiedział Chase, uśmiechając się do Cameron – powinieneś wziąć też jej kosmyk.
Cameron uśmiechnęła się, powstrzymując śmiech.
Na ustach Foremana zagościł smirk. Nawet czteroletni Chase pałał szczenięcą miłością do Cameron.
House wyciągnął rękę do Cameron, która posłusznie wyrwała sobie włos. Podał kosmyki Cuddy.
- Nie pomyl ich.
Cuddy przyjrzała się długiemu włosowi brunetki i kilku krótkim blond – kosmykom.
- Myślę, że dam radę.
- Cameron, czy, zupełnym przypadkiem, znasz szyfr do szafki swojego przyjaciela?
- Oczywiście – odpowiedziała.
- Dobrze, mamy misję do wykonania – odpowiedział jej House.
Nie musiał jej mówić o konieczności zdobycia DNA Chase’a, to było zbyt oczywiste.
- Za chwileczkę wracam, dobrze? – zwróciła się ciepło do Chase’a, następnie pocałowała go w czoło.
Przytaknął, aczkolwiek wyglądał na zawiedzionego kiedy wyszła.
- Super, Chase – pamiętasz – ten tutaj to Foreman, tak? – zapytał House wskazując na neurologa.
Chase skinął głową.
- Tak, proszę pana.
- On chce się z tobą pobawić.
- Nie testuje jego IQ – warknął Foreman.
- Tak, właśnie to robisz.
- Jestem neurologiem, nie guru psychodiagnostyki.
- To będzie zabawa – powiedział House Chase’owi, zauważając jaką irytację wzbudza w Foremnie myśl spędzenia godziny z maluchem – ale jeśli to będzie zła gra, rzucasz się do drzwi i krzyczysz o pomoc. Cokolwiek zrobisz, nie pozwól mu się bawić z twoim dydkiem. Łapiesz?
- House! – sapnął Foreman, na jego czole pulsowała żyła – On ma cztery lata!
- Co to znaczy? – zapytał niewinnie Chase.
- Cóż, to znaczy że Foreman…
- To nic nie znaczy – Foreman odwarknął ostro. Jedynym sposobem, by House nie zdeprawował młodego umysłu, było po prostu wykonywanie jego rozkazów – Pójdziesz za mną?
Chase kiwnął głową i zeskoczył z kanapy. Kiedy próbował zrobić krok, przewrócił się, uderzając o podłogę z głośnym plaskiem.
- Wszystko dobrze? – zapytał Foreman, pochylając się, by postawić go powrotem na nogi. Spiął się, oczekując – normalnego u dziecka w tym wieku – szlochu po tak twardym lądowaniu.
- Moje nogi śmiesznie się czują – stwierdził Chase masując łydki.
- Spałeś przez długi czas, może po prostu potrzebujesz troszkę pochodzić, by wpompować krew do nóg – wyciągnął rękę – chodź, pomogę ci.
- Bądź przy pokoju do rezonansu za około godzinę – poinstruował House. Nie przyszło mu do głowy, że problem dziecka może być fizyczny – jeśli wiedźma mogła go cofnąć w rozwoju, mogła przynajmniej zostawić jakieś zwariowane ślady w środku.
- Nadal czujesz mrowienie w nogach? – zapytał Foreman podając Chase’owi rękę, by mógł wstać.
Chase przytaknął.
- Kłuje; – otrzepał brudne od podłogi kolana – pobrudziłem sobie spodnie – stwierdził żałośnie – mama będzie wściekła.
- Nic się nie stało, to był wypadek. Poza tym, większość dzieci ma brudne kolana. – Foreman pomógł mu przejść wokół pokoju – I jak, lepiej?
Chase ponownie przytaknął.
- Dziękuję.
- Zdarłeś sobie kolana? – zapytał Foreman.
- Nie sądzę – malec potrząsnął głową.
- Tak więc chodźmy, pogramy w te gry – skończywszy zdanie Foreman złapał małą rączkę i poprowadził miniaturkę Josepha Roberta Chase’a, poprzez rozbite szkło, w dół korytarza.
- Istnieje jeszcze nadzieja dla tego świata – powiedział House Wilsonowi, patrząc na swoich podwładnych jak znikali w głębi korytarza.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez E.Abey dnia Pon 19:02, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
[H]ospital Queen
Pacjent
Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:32, 15 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Nieźle się akcja rozkręca.
Czekam na dalsze części.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
IloveNelo
Stomatolog
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Caer a'Muirehen ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:59, 15 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Aaaa! Nie skomentowałam poprzedniej części!
Ten fik jest świetny! Po prostu uwielbiam takiego Chase'a
Czekam na cd :d
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Shadow
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z sypialni Wilsona ;D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:04, 17 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
E.Abey, gdzie nowa część? Czekam niecierpliwie Uwielbiam tego ficka Mini Chase wymiata
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ginger_42
Pacjent
Dołączył: 15 Paź 2008
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z fabryki kredek Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:57, 03 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Ge-nial-ne! Dawno nie czytałam tak świetnego fika. Autorka miała niezły pomysł. Klimat bardzo mi się podoba, jak również cała reszta... No i mały Chase!
Czekam na następne części z utęsknieniem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Chloe
Pacjent
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:42, 28 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam ten fik, zresztą uwielbiam wszystko co z Chase'em związane, niestety posiadam pewne braki jeśli chodzi o biegłość w języku, dlatego chciałabym spytać czy można liczyć na ciąg dalszy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
E.Abey
Pacjent
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:47, 08 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Nowa część będzie dodana w tym tygodniu (czeka już ją mała kosmetyka ), przepraszam wszystkich którzy musieli czekać tak długo, ale byłam skupiona na szkole. Teraz, kiedy semestr się zaczyna kończyć mam znacznie więcej czasu na zabawę z angielskim
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
E.Abey
Pacjent
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:34, 16 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Oto i kolejny rozdział, smacznego !
ROZDZIAŁ 3, część I
Foreman zabrał Chase’a do małego pomieszczenia na oddziale neurologicznym. Zawierało jedynie stół, z przystawionymi czterema krzesłami. Znajdowało się tam również małe okienko w drzwiach i lustro, wzdłuż ściany. Zaznajomieni z tego typu pomieszczeniami rozpoznaliby, że lustro jest dwustronne – jedna osoba mogłaby stać z jednej strony, podczas gdy druga – z drugiej strony – czyniłaby obserwacje.
- Posiedzisz tu kilka minut? – zapytał Foreman prowadząc chłopca w kierunku jednego z krzeseł.
- Tak, proszę pana – siadając odpowiedział Chase.
Starannie złożył rączki, kładąc je przed sobą, na stole. Foreman musiał, co prawda niechętnie, przyznać, że dziecko było grzeczne. Dobrze wychowane, jakby niektórzy powiedzieli.
- Nie musisz do mnie mówić ‘proszę pana’, Foreman wystarczy.
Otworzył szafkę, przesuwając wzrokiem po tytułach, które miał do dyspozycji. Od razu odrzucił kilka testów przeznaczonych dla amerykańskich dzieci w ostatnich, na oko, dziesięciu latach. Nie miałoby sensu dawać australijskiemu dziecku, osadzonemu gdzieś w świecie późnych lat siedemdziesiątych, testów z następnego wieku. Szybko wydedukował, że będzie musiał korzystać z testu całkowicie niewerbalnego, odpowiedniego dla dziecka. Najlepszą opcją był Leiter-R. Jego wyniki też będą nieco wątpliwe, ale jest najlepszy. Chyba, że znalazłby nieaktualne badania, których normy wpasowują się w przedział czasowy dzieciństwa Chase’a. Stanowczo zbyt dużo zachodu. Podniósł teczkę, zdziwiony wagą przyrządów i odwrócił się w stronę stołu. Chase siedział dokładnie tak, jak go zostawił.
Foreman wyciągnął ołówek, stoper, sztalugi, protokół i pudełko z kartami przeznaczonymi do testowania.
- Dobrze. Teraz pobawimy się w gry obrazkowe. To nie jest nic, do czego musiałbyś się przygotowywać. Po prostu staraj się wypaść jak najlepiej. I nikt nie ma wszystkiego dobrze, więc nie zniechęcaj się jak gra na początku okaże się zbyt łatwa, a na końcu zbyt trudna. Rozumiesz?
Chase przytaknął, aczkolwiek wyglądał na pełnego obaw. Przełknął dużą gulę formującą się w jego gardle.
- Co się stało, Młody Człowieku? – zapytał Foreman. Dziecko wyglądało na przerażone. Większość dzieci nie obawia się gier obrazkowych.
- Papa powiedział, że muszę mieć 160 – Chase spojrzał nerwowo w kierunku testu – Będzie wściekły, jeśli nie okażę się wystarczająco mądry. Ostatnim razem miałem tylko 158.
Chase spojrzał w dół, zażenowany swoim wynikiem.
- Nie mogę znowu zepsuć wszystkiego.
Troska ustąpiła bezgranicznemu zdziwieniu. Chase nie tylko zdawał sobie sprawę z tego, co to jest test IQ, ale także ujawnił chorą ambicję swojego ojca – zdobycie czterech standartowych odchyleń powyżej średniej. To wymagało niemalże perfekcji, nierealne, może nawet okrutne było wymagać czegoś takiego od dziecka. Był zdegustowany, że jakikolwiek rodzic mógł powiedzieć, że wynik 158 był ‘niewystarczający’, tym bardziej, iż plasował się w czubie wyników jednej setnej społeczeństwa.
- Chase – zaczął Foreman, głosem poważnym, ale uprzejmym – nie ważne, co mówi twój ojciec, 158 to naprawdę dobry wynik. Najwyższy jaki możesz zdobyć w tym teście to 170!
Chase zmarszczył brwi, kiedy pomyślał o tym, co Foreman przed chwilą powiedział.
- Ale to znaczy, że miałem dwanaście rzeczy źle! – zawołał – To bardzo dużo. Muszę być lepszy, jeśli chcę uszczęśliwić Papę.
Foremana przerosły słowa, które wypowiedział mały człowieczek.
- Właśnie odjąłeś 158 od 170, w swojej głowie. Większość dzieci nie umie tego przed pierwszą, drugą klasą, a nawet wtedy potrzebują kartki i ołówka. Ty nie jesteś nawet w szkole.
- To proste. Osiem od dziesięciu to jest dwa, a potem masz szesnaście plus jeden jest siedemnaście, czyli to daje dwanaście.
Foreman zamrugał kilka razy próbując zrozumieć sposób, którym posługiwał się Chase. Gdzieś w tej pokręconej logice tkwiła prawda, ale czas, w którym Chase ją zastosował, mówił mu, że nie do końca rozumie ten proces myślenia. Dziecko wykoncypowało metodę, którą rozumiało.
- Muszę czytać i pisać i rozumieć matematykę. Mam nauczyciela. Papa uczy mnie mówić po czesku i też po japońsku. Jak ma czas. A ty, po jakiemu mówisz?
- Czterolatki nie potrzebują nauczycieli. Potrzebują trochę zabawy. – stwierdził Foreman. Przestało go dziwić, że Chase dostał posadę u House’a w wieku dwudziestu pięciu lat. Jego zwariowany ojciec zapewne posłał go do akademii medycznej zanim skończył trzynaście. Foreman rozważał wytłumaczenie dziecku, że jego wynik nie mówi o tym, że zrobił dwanaście błędów, ale nie po drodze mu było wdawać się w normy tworzenia testów na inteligencję. Chase zadawałby wiele pytań, a ta dyskusja mogłaby się toczyć wśród lekarzy zajmujących się tego typu zagadnieniami.
- Dużo się bawię. Japoński to zabawa. Papa brzmi śmiesznie.
Foreman potarł czoło. Japoński nie brzmiał mu jako zabawa. Wątpił również w to, że był zabawą dla Chase’a. Dzieciak po prostu chciał spędzać czas z ojcem.
- Nie będę cię zmuszał do podjęcia testu – powiedział – już jeden miałeś. To wystarczy.
I zaczął z powrotem pakować materiały.
- Ale może tym razem zrobiłbym go lepiej i Papa by się ucieszył – zasugerował Chase. Obserwował jak Foreman prostuje sztalugi i wkłada je do pudełek – Doktor Stein, kolega Papy... Powiedział Papie, że mogę być lepszy, jak pójdę do szkoły. Daj mi spróbować, proszę?
Foreman wrzucił do torby ołówek i stoper.
- Myślisz, że rozwiąże test gorzej, tak? – zapytał zasępiony, kiedy Foreman nie przestawał pakować rzeczy.
- Nie – Foreman podniósł wzrok i zobaczył dziecko wlepiające w niego oczy – nie myślę, że poradzisz sobie gorzej. Myślę, że wystarczająco dużo osiągnąłeś i nie ma sensu powtarzać czegoś, co już zostało zrobione.
Chase przygryzł wargę, a jego oczy zaszkliły się.
- Robię się coraz głupszy – stwierdził – nigdy nie uszczęśliwię Papy – zamrugał, powstrzymując łzy.
- Nie, nie o to chodzi – powiedział Foreman, zupełnie zapominając, że to zwykło być jego trzydziestoletnim współpracownikiem – jesteś wystarczająco bystry i nie potrzebujesz żadnych głupich testów IQ, żeby o tym wiedzieć. Jesteś jak czternastolatek w ciele czterolatka. Myślę, że powinieneś przez chwilę pobyć dzieckiem, zamiast małym-dorosłym. – sięgnął, aby poklepać Chase’a po plecach – Pobawmy się.
Wyzwaniem okazało się znalezienie czegoś, co przypominało zabawę – rzecz jasna w szpitalnych realiach. Foreman odłożył test IQ na miejsce i począł przeszukiwać kosze, w których trzymali zabawki, również te stymulujące rozwój - przydatne w testach. Wyjął piłkę, rodzinę lalek, kilka wypchanych zwierzaków, pudełko kredek i papier. Były też puzzle zaprojektowane z myślą o przedszkolakach, ale były na tyle łatwe, że był pewien, iż Chase poradziłby sobie w dziesięć sekund – bezużyteczne.
- Co chcesz porobić? – zapytał, rozłożywszy materiały na stole – rysować, pobawić się w udawanie czy pograć w piłkę?
Oczy Chase’a rozbłysły, gdy zobaczył wypchanego białego królika z różowym, satynowym wnętrzem uszu i łap oraz brązowego misia w zielonej kamizelce.
- Udawanie! – powiedział z chęcią.
- Świetnie! – Foreman wziął dwa zwierzątka i przeniósł się na podłogę, obok stołu. Chase przyglądał się mu.
- Cóż, nie możemy bawić się w udawanie przy nudnym, starym stole, nie?
Chase dołączył do Foremana, siedzącego naprzeciwko, po turecku.
- Chcesz być misiem czy królikiem? – zapytał Foreman trzymając obie zabawki osobno.
Chase przyjrzał się im, zatrzymując wzrok nieco dłużej na króliku.
- Ty powinieneś wybrać, to twoje zabawki.
- W takim razie będę misiem – zadeklarował, przyciągając niedźwiadka do siebie. Biorąc pod uwagę promienny wyraz Chase’a, mógł powiedzieć, że dokonał dobrego wyboru.
Chase wziął królika z wyciągniętej ręki i przytulił go, a następnie poklepał po głowie. Potarł ucho królika o swój policzek i uśmiechnął się.
- Jak ma na imię? – zapytał Foreman.
- Cammie – Chase wypowiedział pierwsze imię, które przyszło mu do głowy.
Foreman zdusił śmiech. Podejrzewał, że Chase’owi przeznaczone było zadurzyć się w Cameron, nieważne kiedy by ją spotkał.
- Jak ma na imię miś?
- Ty powinieneś wybrać – stwierdził chłopiec, cały czas głaszcząc królika.
- Myślę, że jesteś lepszy ode mnie w wybieraniu imion – powiedział Foreman, mając w duchu nadzieję, że jest w stanie pokierować Chasem tak, by ten się otworzył. Już mógł powiedzieć, że dzieciak bał się dokonania złego wyboru.
- Henry? – zapytał.
- Henry to fantastyczne imię! – zawołał gorliwie Foreman – Zobacz jak dobrze ci idzie w wybieraniu imion!
Chase rozpromienił się, słysząc pochwałę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez E.Abey dnia Pon 19:03, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
IloveNelo
Stomatolog
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Caer a'Muirehen ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:35, 16 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Jeeejku, doczekałam się kolejnej części!
Cytat: | Chase przyjrzał się im, zatrzymując wzrok nieco dłużej na króliku.
- Ty powinieneś wybrać, to twoje zabawki. |
Cytat: | Chase wziął królika z wyciągniętej ręki i przytulił go, a następnie poklepał po głowie. Potarł ucho królika o swój policzek i uśmiechnął się. |
Mały Czejs jest taaaki słodki
Cytat: | - Jak ma na imię? – zapytał Foreman.
- Cammie – Chase wypowiedział pierwsze imię, które przyszło mu do głowy.
Foreman zdusił śmiech. Podejrzewał, że Chase’owi przeznaczone było zadurzyć się w Cameron, nieważne kiedy by ją spotkał. |
Przy tym padłam
Ten fik jest świetny. Mam nadzieję, że na tłumaczenie kolejnego framentu nie będę musiała tak długo czekać
Pozdrawiam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dr dom
Ratownik Medyczny
Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:44, 16 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Muszę czytać i pisać i rozumieć matematykę. Mam nauczyciela. Papa uczy mnie mówić po czesku i też po japońsku. Jak ma czas. A ty, po jakiemu mówisz? |
Biedny Chase .Jego ojciec jakiś dziwny jest
Fajny rozdział. Ledwo skończyłam czytać już nie mogę się doczekać następnej części .Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez dr dom dnia Nie 22:48, 16 Maj 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
E.Abey
Pacjent
Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:40, 17 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Dziękuję bardzo za wszystkie odpowiedzi! Druga część rozdziału, zapraszam do czytania i komentowania;)
ROZDZIAŁ 3, część II
- Jak Henry i Cammie będą się dzisiaj bawić? – zapytał Foreman.
Chase przygryzł wargę myśląc o tym.
- Uczyć japońskiego? – zapytał.
- Och, nie powiem nic po japońsku – to bolało, że dziecko nie mogło wymyślić lepszej zabawy dla misia i królika – jakbyś mógł zrobić cokolwiek chcesz, co byś zrobił? Możemy poudawać że Cammie i Henry to robią.
- Pójść do muzeum z Papą? – zastanowił się Chase.
- Okej – niechętnie zgodził się Foreman. Czy to dziecko nie miało pojęcia o plażach, bitwach na jedzenie, piratach, kolejkach, kosmitach czy Disneylandzie? – Co zobaczymy w muzeum?
- Dinozaury – odpowiedział Chase – i spotkamy się tam z Papą.
Foreman zmusił misia do przeczłapania pół metra.
- Czeka nas strasznie długa droga do muzeum – powiedział kreskówkowym głosem.
Królik Chase’a dokicał do misia.
- Mam nadzieję, że się nie zgubimy – pisnął.
- Powinniśmy pamiętać, co widzimy na drodze do muzeum – Foreman zasugerował Henry’m – dzięki temu będziemy mogli wrócić. Co to takiego! – wskazał łapą misia na lewo.
- Och, nie! – jęknęła Cammie – To potwór!
- Co powinniśmy zrobić? – zapytał Henry.
- Schować się! – odpowiedziała Cammie.
Chase zwinął uszy królika, tak żeby zakryć jego oczy.
- Gdzie mamy się schować? – zapytał Henry.
- Tutaj! – Krzyknęła Cammie szybko kicając do jednej z nóg stołu.
Henry podążył za nią.
- Co to za miejsce? – zapytał, patrząc to na prawo, to na lewo.
- Pod łóżkiem. Ciii! – Cammie uciszyła go.
- Będziemy tutaj bezpieczni? – szepnął Henry.
- Zazwyczaj – podpowiedziała Cammie – musimy być bardzo, bardzo cicho – powiedziała stanowczo.
- Co się stanie, jeśli nie będziemy cicho? – zapytał Henry.
Cammie nie odpowiedziała. Przyłożyła jedną łapkę do buzi i powiedziała ‘Ciii”.
Henry poczekał jeszcze minutę.
- Czy jesteśmy już bezpieczni? – zapytał łagodnym głosem.
Cammie rozejrzała się, wyglądając zza nogi.
- Myślę, że sobie poszła – odpowiedziała.
- Gdzie poszła? – Foreman zapytał poprzez Henry’ego, znajdując interesującymi to, że potwór był rodzaju żeńskiego i że pod łóżkiem było bezpiecznie, ‘zazwyczaj’.
- Zachciało się jej pić – odpowiedziała Cammie – możemy się wydostać poprzez szafę!
Kicnęła szybko i pochyliła się do przodu udając, że otwiera wymyślone drzwi.
- Pośpiesz się!
Henry podążył za kicającą Cammie.
- Którędy do muzeum? – zapytała Cammie.
- Tędy – odpowiedział Henry idąc w przeciwnym kierunku.
- Już niedaleko – powiedziała Cammie. Nagle się zatrzymała – Och, nie!
- Coś nie tak? – zapytał Henry.
- Jest zamknięte – odpowiedziała zawiedziona Cammie – Co możemy teraz zrobić?
Foreman był zdziwiony szybkim końcem ich udawanej przygody. Miał nadzieję na współpracę z Chasem poprzez Cammie, ale nie chciał go do tego zmuszać. Spojrzał na rzeczy znajdujące się na stole.
- Moglibyśmy porysować dinozaury, co ty o tym myślisz? – zasugerował.
- Okej – odpowiedział Chase, wstając z podłogi. Otrzepał spodnie z kurzu. Przyniósł królika do stołu i posadził jakieś pół metra od siebie. Położył kartkę papieru naprzeciwko krzesła Foremana, później wziął jedną dla siebie.
- Jakiego rodzaju dinozaury lubisz? – zapytał.
- T-Rexa, - Foreman otworzył gigantyczne pudełko kredek – a ty?
- Minmi.
- Fajnie – odpowiedział Foreman. Nigdy nie słyszał o dinozaurach, które zamieszkiwały niegdyś Australię i nie miał pojęcia, czy spodziewać się, że to w ogóle prawdziwa nazwa.
Malowali mniej więcej dziesięć minut, zanim zapytał czy skończone.
- Prawie – brzmiała odpowiedź, Chase dodawał jeszcze kilka kresek. Klęczał na kolanach, na krześle, niemalże leżąc nad swoim obrazkiem, koncentrując się na nim.
- Jest! – zawołał i podniósł na tyle wysoko, by pokazać Foremanowi.
- Toż to fantastyczne jest! – zawołał, nieco przesadnie, kiedy ulżyło mu, że Chase nie narysował perfekcyjnie skomponowanego obrazu, wartego wystawienia w muzeum. Szlag by go trafił, jeśli dziecko okazałoby się genialnym artystą (mówiącym w trzech językach i rozwiązującym zadania matematyczne w pamięci). Dinozaur Chase’a wyglądem przypominał brązowego krokodyla z powywijanymi nogami i czarnymi plamkami na plecach. Zad był dużo wyżej niż przód, co dodawało Minmi nieco rozchwianego charakteru. Z resztą, sam nie miał się, czym przechwalać. Ogromne zębiska i króciutkie łapki z przodu oczywiście zdradzały, że chodzi o T-Reksa. Rzecz jasna, jego zdolności manualne były znacznie lepiej rozwinięte niż u dziecka, więc jego kreska była gładsza, a detale lepiej zaakcentowane.
- Wygląda na naprawdę wściekłego – skomentował Chase, widząc ogromne zęby.
- To nie były miłe dinozaury – odpowiedział Foreman, zauważając, że Chase, znowu, doszukiwał się agresji.
- Jak uważasz, co mogłoby się stać, ja T-Rex spotkałby Minmi?
- Prawdopodobnie zbiłby go, – odpowiedział – a potem zjadł.
- Prawdopodobnie. – przytaknął Foreman – Narysujmy swoje rodziny – zasugerował, dając Chase’owi czystą kartkę papieru.
- Och, dobrze – zgodził się, aczkolwiek niechętnie.
- Masz brata albo siostrę? – zagadnął Foreman.
Chase potrząsnął głową.
- Ja mam starszego brata – zaoferował.
- Chciałbym mieć – odpowiedział miękko chłopiec. Wrócił do pracy nad obrazkiem.
- Brat potrafi nieźle dać w kość – Foreman rysował własny obrazek, ale więcej uwagi poświęcał pracy Chase’a. Jego ojciec był poważną postacią, po lewej stronie, patrzącą na bok. Był cały ubrany na czarno, co prawdopodobnie miało oznaczać wyjściowy garnitur. Jego matka była daleko po prawej stronie obrazka, z czymś ogromnym w dłoni, patrząc się przed siebie, bez szczególnego wyrazu twarzy, zwykła, prosta kreska, biegnąca od jednej strony policzka, do drugiej. Jej oczami były po prostu czarne punkty. Miała naszyjnik i bransoletkę, wiszące kolczyki i czerwoną sukienkę w kształcie litery A. Chase był małą figurką pośrodku, tak samo odległy od każdego rodzica. Był nieproporcjonalny do wzrostu swoich rodziców. Miał niebieskie dżinsy i zieloną koszulę.
- Myślę, że wiem, co się stało – powiedział Foremanowi kolorując włosy swojej matki na żółto.
- Tak? – zapytał, zadowolony, że Chase w końcu zaczyna się otwierać.
- Mama przyniosła mnie tu, żeby się mnie pozbyć, tak jak powiedziała, że zrobi.
- Dlaczego tak myślisz? – Foreman malował sukienkę swojej matki na fioletowo.
- Ludzie robią dzieci w szpitalu. Kiedyś widziałem cały pęczek takich i dorośli stali po drugiej stronie szyby i wybierali sobie takie, jakie chcą, wskazując na nie palcem, zupełnie tak jak mamusia, kiedy widzi nową parę butów. Więc myślę, że kiedyś poszła do szyby z dziećmi i wybrała mnie, ale potem po prostu zmieniła zdanie. Tylko, że zgubiła rachunek. Czy coś takiego. I nie mogła mnie zwrócić.
- Chase, jestem pewien, że twoja matka... – zatrzymał się w tym momencie. Był pewien, że matka Chase’a co? W jaki sposób miał się wypowiadać o kobiecie, która pozwoliła przedszkolakowi spędzać godziny z guwernantkami, które doprowadziły błyskotliwe dziecko na pewne stracenie w świecie kolegów? Nie było możliwości, że pasował do swoich rówieśników. Nie zrobiła nic, żeby uspokoić jego lęki przed złością. Ba, z tego, co Foreman wiedział, to ona była osobą, której Chase bał się najbardziej – Czekaj... powiedziała, że się ciebie pozbędzie?
Przytaknął.
- Zepsułem wszystko.
- Powiedziała że zepsułeś co..?
- Jej życie – stwierdził beznamiętnie Chase.
- Jak? – drążył Foreman.
Chase na chwilę zaprzestał kolorowania. Wzdrygnął.
- Nie wiem, ale byłem niedobry. Nie chciałem być niedobry.
Foreman uniósł brwi, zawahał się przed interpretacją tego, co usłyszał od dziecka.
- Chase, czy twoja mama karze cię jak jesteś niedobry?
Chase nie odpowiedział. Odłożył żółtą kredkę i wznowił kolorowanie sukienki na czerwono.
Foreman czekał, ale Chase najwyraźniej nie miał zamiaru mu odpowiedzieć.
- Chase, czy twoja mama zraniła cię?
Chase odłożył kredkę i usiadł z powrotem w swoim krześle, krzyżując nogi. Położył królika na kolanie. Najpierw zakrył jej oczy klapniętymi uszami, następnie odsunął je i znowu zasłonił.
Foreman nie był pewien, co zrobić.
Brak odpowiedzi był - na co wskazywały wszystkie znaki na niebie i ziemi – potwierdzeniem jego podejrzeń.
- Co mi powiesz o tym obrazku? – zapytał, wskazując na kartkę przed dzieckiem. Po raz kolejny uderzyło go to, że to jest Chase.
Chase nie odpowiadał. Skupił się na króliku.
Niezłomnie, Foreman położył swój rysunek na przeciwko chłopca.
- To mój tata, Rodney – zaczął, wskazując na figurę swojego ojca – pracuje w fabryce – wskazał następną postać, jego matki – to moja mama, Amelia. Pomaga czyścić domy. A to jestem ja i mój brat Marcus – zatrzymał się na postaciach dwóch chłopców w środku – Kiedy byliśmy w twoim wieku lubiliśmy jeździć na rowerze i bawić się w piłkę-łapankę na podwórku, z naszym tatą. Co niedzielę chodziliśmy do kościoła i mama gotowała wielki obiad. Robi naprawdę dobrą tartę brzoskwiniową. Jadłeś kiedyś?
Chase potrząsnął głową.
- To moja rodzina – odłożył swój rysunek na bok, a Chase’a położył; na brzegu stołu – powiedz mi o swojej.
Chase niechętnie odpowiedział na prośbę. Wyprostował się i wskazał na mężczyznę.
- Mój tata. Jest lekarzem.
Wskazał na kobietę
- Mama.
Wskazał na dziecko.
- Ja.
Foreman kiwnął głową. To było jak wyrywanie zębów. Jedynie bardziej bolesne.
Drzwi do pokoju otworzyły się z rozmachem i wmaszerował House.
- Mieliście być na rezonansie piętnaście minut temu, chodźcie – zarządził.
- Daj mi minutę na sprzątnięcie – Foreman czuł jednocześnie zawód i ulgę, że jego sesja z Chasem dobiegła końca. House zmiótł rysunki, wszystkie cztery, do teczki, którą niósł. Chase zaczął sprzątać kredki.
Foreman odłożył wszystkie rzeczy na miejsce, zatrzymując się przy misiu i króliku.
- Chcesz zatrzymać królika? – zapytał stwierdzając, że egzaminatorzy bez problemu wypełnią lukę po brakujących materiałach.
Chłopiec wyglądał, jakby chciał powiedzieć ‘tak’, aczkolwiek pokręcił głową.
- Nie powinienem – oddał królika Foremanowi, głaszcząc go jeszcze raz po główce.
Foreman skinął głową, biorąc królika i wrzucił go razem z misiem z powrotem do kosza. Zamknął kosz i podążył za Housem prowadzącym Chase’a na rezonans.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez E.Abey dnia Pon 19:04, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:19, 17 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
To jest boskie!!
Malutki Chase jest taaki słodki
I miał takie trudne dzieciństwo, biedak
Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
IloveNelo
Stomatolog
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Caer a'Muirehen ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:59, 17 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
O, już nowa część!
Biedny, biedny Chase Myślał, że matka go wybrała a potem jej się odwidziało. I nie chce zawieść ojca.
Tym razem poważniejszy fragment.
Czekam na cd!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Chloe
Pacjent
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:18, 18 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam mieć pole do bezsensownych wyobrażeń. A ten fic mi takowe daje, więc tym bardziej go uwielbiam. Chase jako dziecko spełniające chore ambicje ojca i matka, która go krzywdzi... Teraz trudno się dziwić temu, co postanowił w przyszłości.
Wręcz trzeba podziwiać to, że obecnie potrafi żyć normalnie
Ach, dziękuję za to tłumaczenie i czekam na ciąg dalszy, jak zwykle
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|