Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Walking away 36/37 [Z] (House/Chase)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:45, 28 Mar 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Ubierając się w poniedziałkowy poranek, House decyduje, że to nie jest najlepszy dzień, by wystąpić w t-shircie ze zdjęciem Kurta Cobaina i słowami Nienawidzę siebie i chcę umrzeć, który wyciągnął z głębi szafy.

Chociaż żałuje, że nie zobaczy reakcji jaką wywołałby u ludzi z przychodni onkologicznej.

Jedzie motocyklem, ponieważ nadal nie wierzy w swoją chorobę Wygląda, i czuje się, świetnie. Teraz nie ma żadnych widocznych skutków choroby, która szaleje w jego organizmie. Więc nie ma powodu, by zacząć unikać różnych rzeczy, przynajmniej nie teraz. Jest świadom tego, że za pół roku nie będzie zdolny nigdzie się ruszyć bez aparatu tlenowego. Może więc cieszyć się życiem, dopóki jest to możliwe.

Wstępna konsultacja to nic takiego, po prostu krótka rozmowa i wyjaśnienie, na czym będzie polegała kuracja, jeśli zgodziłby się ją podjąć.

Pobierają mu cztery fiolki krwi i proszą o próbki moczu. Kompletne badanie krwi oraz czynności wątroby i nerek są wykonywane na poczekaniu i gotowe na jego rozmowę z lekarzem, który ustali datę rozpoczęcia kuracji.

House patrzy na stos dokumentów W życiu nie widział tak wielkiej góry papieru. Przebrnął zaledwie przez połowę, ale i tak podpisał się chyba ze czterdzieści razy. Występowanie o pożyczkę z banku nie jest takie skomplikowane.

Zamiera, kiedy natrafia na słowa 'kontakt awaryjny'

Patrzy na nie przez kilka minut, udając, że kropka i kreska nie znalazły się tam dlatego, że prawie przez pomyłkę napisał James Wilson.

House czuje się dziwnie, kiedy w końcu się łamie i pisze Robert Chase. Zagląda do komórki, by znaleźć odpowiednie numery kontaktowe. Ale odpowiedź na następne pytanie o związek z pacjentem, zajmuje mu dobrych kilka minut. House myśli o słowie kolega, a może i współpracownik Wie, że to głupie Ludzie nie wypisują kolegów z pracy jako kontaktów awaryjnych, szczególnie nie na formularzu medycznym. Zanim wpędzi się w jeszcze większą obsesję na temat semantyki albo ważności tytułu, szybko pisze słowo 'przyjaciel' i odwraca kartkę.

Jedna z pielęgniarek obrzydliwie słodko się do niego uśmiecha, jakby pracowała w Disneylandzie, a nie przychodni onkologicznej.

- Czy byłby pan zainteresowany pobraniem próbki dla zachowania nasienia?

House chrząka, chociaż wcale go to nie bawi. Brzmi to jakby był osobnikiem gatunku zagrożonego wyginięciem. Wyobraża sobie naklejkę na zderzaku starego, zdezelowanego Volkswagena Busa: Oszczędzaj Spermę!

Poza tym on ma prawie pięćdziesiąt lat. Nigdy nie był żonaty, ma za sobą tylko jeden poważny związek z płcią przeciwną i nie ma dzieci, chociaż nie jest tego do końca pewien. Nie może wyobrazić sobie nikogo, kto chciałby wychowywać jego potomstwo, szczególnie teraz. Nawet bank nasienia nie przyjąłby jego donacji z jego tandetną historią medyczną, rażącym nadużywaniem narkotyków i alkoholu, śmiertelny rak tylko to potwierdza.

- Nie sądzę.

- Może pan zmienić zdanie do czasu pierwszej sesji.

House potrząsa głową. Zastanawia się, dlaczego wszyscy tak nieugięcie przypominają, że zawsze może zmienić zdanie, jakby można je było zmienić, jakby każdy z rakiem chciałby być Lancem Armstrongiem.

Czeka jakieś półtorej godziny, ponieważ to nie jest zwykły szpital tylko przychodnia zaprojektowana specjalnie z myślą o leczeniu raka i uśmierzaniu bólu Badania przeprowadzane są tak szybko, jak tylko się da, ponieważ rezultaty są bardzo ważne House snuje rozważania na temat tego, że aby otrzymać skuteczną opiekę medyczna w tych czasach, musisz być albo nowonarodzony albo bliski śmierci

Lekarzem, który będzie zajmował się przypadkiem House'a jest młoda Azjatka. Wygląda prawie zbyt młodo, by być lekarzem. Ale jej kwalifikacje są wypisane na wizytówce. Zajmuje się onkologią osiem lat, z czego większość czasu spędziła w Kalifornii. House stwierdza, że można śmiało przypuszczać, iż nie zna ona Wilsona, nawet na płaszczyźnie czysto profesjonalnej. Ale nie pyta jej o to.

Ona mówi House'owi, że może zacząć leczenie w czwartek, najpierw pierwszy cykl chemioterapii, a pierwszą serię naświetlań czterdzieści osiem godzin później Z powodu tego, jak bardzo zaawansowany jest jego nowotwór, dawka lekarstw będzie duża i podawana przez około dwanaście godzin, żeby jego organizm przyzwyczaił się do jego obecności Najlepiej więc będzie, jeśli zostanie na noc, w ten sposób może to przespać

Oprowadza House'a po przychodni. Pokoje są tylko na wpół prywatne. Głównie po czterech pacjentów w każdym pokoju. Przy każdym łóżku wisi zasłona, którą można zaciągnąć w razie potrzeby. Można też przynieść sobie zatyczki do uszu albo słuchawki, które można podłączyć do telewizora. Pacjenci przechodzący chemioterapię nie muszą przebierać się w koszule, wystarczy, że przywiozą sobie piżamę albo luźne ubrania.

- Niektórzy ludzie stwierdzają, że taka kombinacja lekarstw wywołuje u nich nudności i problemy z zachowaniem równowagi Czy ktoś będzie pana przywoził i odbierał?

House kiwa głową. Wydaje mu się dziwne, że ktokolwiek zgodziłby się go przywozić i odbierać skądkolwiek Ale wszyscy pracownicy z jakimi się zetknął powtarzają mu, jak ważna jest obecność przyjaciela albo członka rodziny, jakby wszyscy ich mieli. House zastanawia się dlaczego te słowa zaczynają go wkurzać

Zgrzyta zębami, kiedy wybiera numer i przygotowuje sobie Krwawą Mary przy zlewie w kuchni. Nie obchodzi go fakt, że jeszcze nie minęło południe. Jeśli kiedyś żył na krawędzi, jest pewien, że teraz wisi tuż nad gorącą lawą.

House przekazuje Chase'owi streszczenie wstępnej rozmowy. Zacznie leczenie w czwartek, musi tam być na czwartą po południu i może wyjść po dziewiątej następnego ranka. Myśli, że jest to trochę uciążliwe, że Chase będzie na pewno miał coś wtedy zaplanowane. Ale Chase mówi, że przyjedzie po niego o trzeciej.

House mówi dziękuję, tak szybko jak tylko może i kończy rozmowę, zanim Chase zdąży ją przedłużyć

----------------------------------------------------------

Cuddy znajduje Chase'a w auli chirurgicznej, przyglądającego się laparotomii zwiadowczej u siedemdziesięciopięcioletniego mężczyzny. Chase powiedział Cameron o swojej rozmowie z House'em . Wiedział, że niedługo będzie wiedział cały szpital. Nie może jej za to winić Nie kazał jej utrzymać tego w sekrecie.

Chociaż nie był przygotowany na konfrontację z Taubem i Trzynastką, którzy zapytali go, czy nadal muszą być mili dla House'a.

- Jak udało ci się go do tego namówić?

Chase wzrusza ramionami, nie odwracając wzroku od zespołu operującego na sali poniżej. Nagle czuje się staro, a grupa biorących udział w operacji studentów wygląda jak grupa podekscytowanych dzieciaków, którzy poraniliby się, gdyby dostali do ręki skalpel. Zastanawia się, kiedy zmienił się z jednego z nich, w osobę którą jest teraz, kimkolwiek ona jest.

- Do niczego go nie namawiałem

Ona wygląda na zmieszaną. Zna House'a prawie dwadzieścia lat, chociaż tak naprawdę poznała go dopiero wtedy, kiedy zaczął pracować w jej szpitalu. Nigdy nie zrobił nic, czego nie chciał, jeśli nie był to tego zmuszony, a chodziło o dużo prostsze rzeczy. Nawet poproszenie go o to, by lepiej prowadził dokumentację było jak wyrywanie zębów

- Ale...

Chase odwraca się do niej na moment.

- Powiadomiłem go o jego prawie wyboru, a potem cofnąłem się, żeby mógł sam zdecydować Zadziwiające, ile można dokonać, kiedy traktuje się go jak dorosłego człowieka

Cuddy wie, że komentarz Chase'a tyczy się głównie jej. Ale nie chce się teraz z nim kłócić Cieszy się, że House rozpoczyna leczenie, chociaż wydawało się jej, że będą musieli dłużej go do tego przekonywać

Chase uśmiecha się, łapiąc jej zdziwione spojrzenie w szybie. Uświadamia sobie, że lubi się nią bawić

- Poza tym... on uwielbia pluszowe zwierzątka

--------------------------------------------------------

Foreman siedzi przy biurku House'a, starając się uporządkować korespondencję, która nagromadziła się, odkąd zaczął wykonywać obowiązki swoje i House'a. Prawda jest taka, że stara się nie ingerować za często w jego zespół, ponieważ nie chce, żeby którekolwiek z nich powiedziało mu to, co on już od dawna wie: jest tanią podróbką człowieka, z którym powinni pracować

Czeka na to, że któregoś dnia Cuddy pojawi się i powie: przykro mi, jesteś dobry. Ale nie jesteś House'em. A potem zamknie na zawsze jego biuro, wyłączając je z obiegu tak, jak dzieje się to z numerami koszulek sportowców z Hali Zasłużonych

Foreman wie, że ona odmawia przyjęcia tego do wiadomości, że nawet nie złożyła jeszcze rezygnacji House'a, ani nie wykluczyła go z pracy w przychodni. Wolałby formalne odrzucenie od tego, co czuje teraz.

Kutner i Taub wymieniają nad stołem spojrzenia, i Kutner pokazuje Foremana kciukiem.

- Czy to znaczy, że on jest teraz szefem, czy co?

Taub wzrusza ramionami i mówi cicho.

- Zostaniesz, jeśli tak jest?

- A ty?

Taub wzdycha. Nie po to się zgłaszał Ale praca to praca. I przynajmniej dwa lata gwarantowanych zarobków

- Potrzebuję tej pracy.

Foreman specjalnie szeleści papierami. Stara się udawać, że ich nie słyszy, ale i tak postanawia porozmawiać z Cuddy na temat swojej sytuacji, zanim wyjdzie do domu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Sob 18:47, 28 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:16, 28 Mar 2009    Temat postu:

Kolejna piękna część.
House prawie wpisujący Wilsona, rozważanie o semantyce, szybkie dziękuję... Aż boli...

Świetna Cuddy. A kaczątka coraz bardziej mnie zawodzą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:00, 29 Mar 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]


House pakuje do plecaka czasopisma, swojego iPoda, swoje PSP, okulary do czytania, i pełną butelkę Vicodinu. Poszedł do pobliskiej apteki po nowy zapas, zamiast jechać do szpitala, głównie dlatego, że nie chciał wpaść na nikogo znajomego. Powinien był odczekać cztery dni, ale kiedy farmaceuta skontaktował się z Cuddy, ona nie robiła z tego problemu.

On decyduje, że zrobiła to z litości Za kilka miesięcy będzie prawdopodobnie dostawał coś dziesięć razy silniejszego niż to, co bierze teraz. I będzie mógł dopełniać receptę, kiedy tylko zechce, ponieważ tylko kiedy ludzie są absolutnie pewni, że umrzesz, wierzą, iż naprawdę cierpisz z bólu i że zasługujesz na ulgę.

W drodze do szpitala Chase jest na tyle mądry, by nie tracić czasu na bezcelowa pogawędkę i po prostu słuchają radia. Ale i tak parkuje samochód i odprowadza House'a do środka, jak gdyby miał się on zgubić House zbliża się do biurka w recepcji i wpisuje się, starając się zignorować osobę, która jest w jego cieniu.

Staje się to trudniejsze, kiedy Chase pyta go w obecności pielęgniarki i dwojga innych pacjentów:

- Chcesz żebym z tobą został?

House opiera się chęci uderzenia młodszego człowieka, nie tylko dla okazania swojej męskości przed kilkoma obcymi osobami, stojącymi obok. Opiera się temu dlatego, że nikogo nie dziwi pytanie Chase'a, chociaż w jego mniemaniu powinno. House myśli, że wzięli go za nadopiekuńczego syna.

-Uh... nie.

W głosie Chase'a nie słychać odrzucenia. Zatrzymuje się na chwilę i House boi się, że on myśli o okazaniu mu uczuć w jakiś kompletnie nieodpowiedni sposób Ale on odchodzi kiwając głową.

- Wrócę po ciebie jutro o dziewiątej

----------------------------------------------

House przygląda się bezbarwnemu płynowi, który kapie z torebki przez dwie rurki do jego ramienia. Przypomina mu on pewną ciężką, cynową klepsydrę, którą miał jego ojciec, kiedy House był dzieckiem, którą jego pradziadek dostał w czasie wieloletniej służby w Marynarce Wojennej Królestwa Holandii. House często przestawiał ją na drugą stronę i patrzył, jak maleńkie ziarenka piasku przesypują się, tworząc wąską wydmę

Ponieważ pacjenci nie mogą korzystać z komórek, przychodnia zapewnia pacjentom telefony. House gapi się przez moment na telefon, stojący obok jego łóżka Nie chce się z nikim kontaktować Chociaż nie jest to do końca prawdziwe. Jest jedna osoba, do której chce zadzwonić Zastanawia się, co by się stało, gdyby wykręcił numer Wilsona i – zakładając, że on w ogóle podniósłby słuchawkę - powiedział: 'Nigdy nie zgadniesz gdzie teraz jestem.'

Instynkt podpowiada mu, że Wilson uznałby to za żart, albo pomyślał, że House udaje, co nie jest takie dziwne, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że on już kiedyś udawał, że ma raka. Jego druga myśl - o wiele bardziej przerażająca - jest taka, że Wilson powiedziałby: 'zasłużyłeś na to' i odłożył słuchawkę.

House wymierza sobie mentalnego kopniaka za to, że znowu pomyślał o Wilsonie, chociaż robi to jakieś dwieście razy każdego dnia. Nie ma więcej Wilsona, postanawia. Wilson nie żyje, mówiąc metaforycznie. Nie cierpi tego, że jest ciekaw, czy Wilson, który był tak wstrząśnięty śmiercią kobiety, którą znal zaledwie kilka miesięcy, w ogóle czułby żal za swojego byłego przyjaciela, którego znal od lat. Nie chce znać odpowiedzi.

Przesuwa dłońmi po twarzy, jak gdyby mogło to wymazać jego uczucia. Chciałby wymazać sobie Wilsona z pamięci Będzie to mniej bolesne od całej tej niepotrzebnej spekulacji.

House ogląda przez chwilę telewizję, dłubiąc widelcem w talerzu z kolacją, jaką mu przyniesiono. Jedzenie nie jest takie złe. Jest lepsze niż w Princeton - Plainsboro. Ale on nie jest w nastroju do jedzenia. Tak naprawdę to, od wyjazdu Wilsona w ogóle nie chce mu się jeść Wmawia sobie, że stało się tak dlatego, bo był przyzwyczajony do jedzenia tego, co kupił sobie Wilson. Ale wie lepiej. Nic już mu nie smakuje. Wszystko jest zupełnie bez smaku.

Pielęgniarka podaje mu sok jabłkowo-żurawinowy z mnóstwem lodu. Potrafiłby sam go sobie wziąć, ale karton stał obok jego łóżka przez kilka godzin i on wcale go nie tknął Po prostu patrzy na nią i pozwala podać sobie kubek. Ona uśmiecha się do niego. Zauważyła, że on nie je, więc chce, żeby przynajmniej czegoś się napił On odwraca wzrok, żeby nie zauważyła nic innego.

House jest pewien, że kobieta po drugiej stronie kotary jest tam tak samo długo jak on, ale i tak odwiedził ją już mąż, cała czwórka dzieci w wieku szkolnym, matka, siostra i dwie przyjaciółki z pracy.

On zakłada w końcu słuchawki, by zagłuszyć dźwięki dochodzące zza kotary.

Na szczęście dostał środek nasenny i House przesypia cała noc. Kiedy budzi się rano, musi tylko porozmawiać chwilę ze swoim lekarzem i może iść do domu.

-----------------------------------------------------------------

House jest wypisany i gotowy do wyjścia przed ósmą trzydzieści W plecaku ma torbę zawierającą cztery nowo przepisane mu lekarstwa: środki antyhistaminowe i sterydy, które mają zapobiec reakcjom alergicznym, lek przeciwwymiotny i eksperymentalny inhibitor proteazy, mający wzmocnić jego system odpornościowy

W głowie kręci mu się od potencjalnych możliwości skutków mieszania tych wszystkich leków Ze statystycznego punktu widzenia samo leczenie może go zabić albo przynajmniej sprawić, że jego ciało oszaleje. House prawie uśmiecha się na samą myśl, ponieważ to najbardziej ekscytująca rzecz jaka może mu się przytrafić

House spogląda na zegarek i uświadamia sobie, że jest dziesięć po dziewiątej To dziwne, ponieważ Chase naprawdę rzadko się spóźnia

Wyciąga telefon, żeby sprawdzić czy przegapił jakieś połączenia Nie przegapił nic. Zanim dociera do numeru Chase'a, zauważa znajomą osobę w drzwiach przychodni.

I nie jest nią Chase.

- Przepraszam - usprawiedliwia się Foreman. - On miał nagle wezwanie... jakiś facet przeciął sobie tętnicę szyjną. On miał akurat dyżur Poprosił, żebym cię odebrał

House po prostu patrzy na niego. Naprawdę nie spodziewał się nikogo poza Chase'em. Myślał, że w nagłym wypadku Chase przysłałby Cameron, chociaż nawet jej obecność byłaby niespodzianką. Odkąd rzucił pracę dwa tygodnie wcześniej, nie widział żadnego ze swoich współpracowników Nie był nawet pewien, czy oni znali prawdziwy powód jego odejścia Nie był pewien, czy chciałby, żeby oni wiedzieli.

Foreman macha dłonią

- Jesteś gotowy?

- Taa.

House uświadamia sobie, jak głupio musi wyglądać Podnosi swój plecak, zanim Foreman ma szansę zaproponować, że go weźmie, i wychodzi za nim. Foreman zaparkował w zatoczce dla karetek, więc nie muszą daleko iść

Droga do jego mieszkania jest cicha i dziwna. Foreman się nie odzywa. Prawda jest taka, że on po prostu nie wie, co powiedzieć Wie, że House nie chce współczucia, ani przemowy w stylu 'Przykro mi, że umierasz'. W tym momencie House potrzebuje tylko, by ktoś odwiózł go do domu, więc Foreman jest tylko na to nastawiony. Kiedy Chase wezwał go rano na Blok Operacyjny, wydawał się być lekko zdesperowany i potrzebował kogoś, kto zgodziłby się pojechać po House'a, jakby House był nadwrażliwym emocjonalnie dzieckiem, które właśnie zakończyło pierwszy dzień w zerówce

Kiedy podjeżdżają pod mieszkanie House'a, Foreman gasi silnik i czeka, żeby sprawdzić czy House będzie potrzebował pomocy przy wydostaniu się z jego samochodu, chociaż w zasadzie nie ma na to potrzeby. Nie jest jeszcze w zasadzie chory i to był tylko pierwszy dzień pierwszej rundy chemioterapii. Wątpliwe jest, by od razu odczuł jakieś skutki i nie staną się one naprawdę dokuczliwe dopiero po dziesięciu dniach, ale osłabią go zupełnie dopiero po dwóch, trzech rundach.

Jednak z jakiegoś powodu House nie ma siły, żeby wysiąść z samochodu. Foreman popełnia błąd, pytając go:

- Potrzebujesz pomocy?

House odpowiada mu jedynie morderczym spojrzeniem. To powinno wystarczyć, żeby Foreman się zamknął Ale z jakiegoś powodu nie wystarcza.

- Posłuchaj Przepraszam za to, co ci ostatnio powiedziałem... To znaczy, nie wiedziałem, że...

House na początku się nie odzywa, po prostu siedzi wyczekująco z ręką na klamce. Czeka, aż Foreman się zamknie, żeby mógł wysiąść Wie, że w tej chwili jedynym czynnikiem motywującym Foremana jest poczucie winy. To musi być to, ponieważ kiedy ostatnio się widzieli, był samolubnym gnojkiem. Ale teraz, kiedy House umiera, Foreman oczekuje wybaczenia. House postanawia, że jedynym sposobem na poradzenie sobie z czymś, co do złudzenia przypomina prawdziwą troskę, jest niepotrzebna nieuprzejmość

- Czy zdrapano już moje nazwisko z drzwi?

- Ja...

House wykorzystuje chwilową przewagę nad drugim lekarzem. Szok na twarzy Foremana upodabnia go do kogoś, kto właśnie został oblany dzbankiem gorącej kawy.

- Poważnie? To dla ciebie świetna wiadomość. Teraz to ty jesteś szefem. Jestem pewien, że dostaniesz podwyżkę i tak dalej...

Foreman nadal nie może wydobyć z siebie słowa, czego właśnie chciał House. Wysiada z samochodu, pewien, że na zawsze wytrząsnął z niego dobre intencje. Nawet macha ręką na pożegnanie, kiedy podchodzi do drzwi budynku.

- Do zobaczenia.

--------------------------------------------------------

O jedenastej dzwoni telefon. House sięga przez ramię i podnosi słuchawkę ze stolika obok kanapy. Już wie kto dzwoni.

- Taak?

Chase natychmiast zaczyna wylewnie go przepraszać.

- House, przepraszam, że nie przyjechałem cię odebrać Miałem nagle...

- Tak, wiem. Byłem lekarzem dwadzieścia trzy lata. To oznacza pewne obowiązki zawodowe.

- To prawda, ale...

House nie jest pewien, czy jest bardziej wkurzony tym, że Chase nie mógł po niego przyjechać, czy tym, że on ma całkowicie uzasadnioną wymówkę Jest pewien, że jeśli znowu zaufa Chase'owi, ta sytuacja się powtórzy Jeśli Chase nie może nawet poradzić sobie z zapewnieniem mu transportu, na pewno nie poradzi sobie z poważniejszymi problemami. Chase jest lekarzem, co oznacza, że ma mało wolnego czasu. House nie ma powodu, by oczekiwać, że Chase rzuci cokolwiek robi i przybiegnie mu na pomoc. House wolałby wiedzieć wcześniej, że nikt mu nie pomoże, potem udawać, że tak będzie i w końcu być zawiedzionym.

Nie mówi o tym jednak głośno.

- To nie działa.

Ich rozmowa zamiera na moment, w czasie kiedy Chase przyswaja prawdziwe znaczenie słów House'a. To był jakiś rodzaj testu - może nawet tylko podświadomego Ale House go sprawdzał i on go zawiódł To nie była jego wina. Ale i tak zawiódł

- Dlaczego? Ponieważ cię nie podwiozłem? House, wysłałem po ciebie kogoś... Nie zawsze będę mógł...

- Właśnie, nie mogłeś... nie musisz. Ja... Ja nie jestem dzieckiem... Poradzę sobie sam. Następnym razem wezwę taksówkę.

- Ale co z...

On nie pozwala Chase'owi skończyć zdania. Nie chce tego słuchać Nie wątpi w to, że Chase naprawdę chce zrobić to, o czym mówili tamtego dnia w jego salonie. Nie wątpi nawet w to, że Chase chce się nim zaopiekować Wątpi jedynie w to, że on to zrobi. Coś się wydarzy. Życie stanie się przeszkodą i coś będzie ważniejsze - coś zawsze jest ważniejsze - i Chase o nim zapomni.

-------------------------------------------------------------

Cameron opiera się o kierownicę. Ona i Chase siedzą w jej samochodzie pod jego mieszkaniem. Nie podjęła jeszcze decyzji, czy pójdzie z nim na górę. Przez ostatnie dziesięć dni Chase nie mówi o niczym innym, tylko o House'ie. Ona nie powinna być o to zazdrosna. Ale jest.

- On ma rację. Nie powinieneś rzucać wszystkiego tylko po to, by go podwieźć To miło, że chcesz pomóc. Ale to naprawdę wielkie zobowiązanie Nawet jeśli chciałbyś je wypełnić, twoja praca musi być ważniejsza.

Chase pociera oczy. Nie jest jeszcze gotów się poddać.

- Nie... to... nie jest poświęcenie To... on mnie sprawdzał...

- Żeby dowiedzieć się, czy wybierzesz jego czy swoją pracę? Powinien wiedzieć lepiej. Nie powinien nawet oczekiwać, że dokonasz wyboru. Nikt nie powinien.

- Właśnie o to chodzi. On nawet nie chciał, żeby mi się udało Chciał kolejnej okazji do utwierdzenia się w przekonaniu, że nie może nikomu ufać

- Nie możesz być na jego każde skinienie, chyba że planujesz rzucić pracę. Czasami... kiedy mój mąż przechodził leczenie, miałam zajęcia z siedemnastu przedmiotów. Czasami nie mogłam się urwać, żeby z nim być To jego najlepszy przyjaciel woził go do szpitala.

Chase myśli, że to miła historyjka. Niestety, w tym przypadku najlepszy przyjaciel zaginął w akcji i raczej już nie wróci.

- On nie ma nikogo innego.

Cameron zdaje się zauważyć wyraz jego twarzy i wie, że to tylko początek. Chase zostanie przez to skrzywdzony. Jego determinacja byłaby godna podziwu, gdyby to był ktokolwiek inny poza House'em. Jest pewna, że to tylko strata czasu.

- To nie twoja wina... nie musisz starać się tego naprawić On jest sam, ponieważ tego chciał Otoczył się murem i nie wstawi w niego drzwi tylko dlatego, że jest chory... tylko dlatego, że zdecydowałeś się nim zaopiekować.

Chase wzrusza ramionami, słysząc tę metaforę

- Więc sam utoruję sobie drogę.

Cameron uruchamia silnik, żeby dać mu do zrozumienia, że tym razem nie wejdzie do środka

- Powodzenia. Użyj dynamitu.

--------------------------------------------------------------

Mijają dwa tygodnie zanim Cuddy nareszcie uświadamia sobie, że House naprawdę nie wróci do pracy. Nie jest pewna jak zareaguje na jej niespodziewaną wizytę Ale z drugiej strony ona myśli, ze niegrzecznie byłoby po prostu wysłać mu pocztą dokumenty, związane z jego decyzją o zwolnieniu się.

Nie jest pewna, czy on będzie miał jakiekolwiek ubezpieczenie medyczne, kiedy naprawdę nie będzie pracował. Postanawia załatwić mu długoterminową rentę, żeby mógł nadal być ubezpieczony, nawet do chwili śmierci. Nie jest to najbardziej opłacalne wyjście z administracyjnego punktu widzenia. Ale leczenie nowotworu nie jest tanie, a ona nie chce, żeby on czegoś sobie odmawiał, nawet w celu zaoszczędzenia kilku dolarów.

- To miłe z twojej strony - mówi House, przeglądając papiery. Ona wypełniła już większość z nich, wiedząc, jak bardzo nie cierpi on tak żmudnego zajęcia Jedyne, co jest potrzebne, to jego podpis.

- Posłuchaj, przykro mi, że...

House odrzuca od siebie papiery, które lądują z trzaskiem na stoliku.

- Oczywiście, że jest ci przykro. Jak znajdziesz teraz pieniądze na nowe laboratorium dla Onkologii Pediatrycznej?

Cuddy mruga zszokowana. Jest inaczej niż poprzednio. Tym razem to nie zabawa, ani próba wyłudzenia narkotyków On naprawdę umiera. Ona nie może uwierzyć, że on traktuje to jako kolejny sposób, w jaki Bóg stara się uczynić jego życie nieznośnym.

- Ja... Naprawdę sadzisz, że byłeś mi potrzebny tylko do tego?

On unika jej spojrzenia.

- Jestem tego pewien.

Nawet jeśli on ma rację - a Cuddy zdaje sobie sprawę z tego, że może tak być - jest przerażona tym, że on widzi siebie w ten sposób.

- House... jest mi naprawdę..

- Przykro? Taa, to jedyna rzecz, którą słyszę od ostatnich kilku dni. Wybacz, jeśli to mnie nie rusza. Chyba że zmienisz swoje współczucie w coś bardziej produktywnego, na przykład seks oralny... w tej chwili na świecie są dwie osoby, od których oczekuję przeprosin, i nie planuję czekać z zapartym tchem na żadną z nich.

Jej usta zaciskają się w wąską kreskę, kiedy słyszy jego wulgarność Przypuszczalnie zna przynajmniej jedną z osób, o których mówi House, chociaż nie mogłaby tego zweryfikować Jej głos mięknie w nadziei, że uda jej się nadać tej rozmowie bardziej przyjacielski ton.

- Kim jest ta druga osoba?

- To George Lucas.

Cuddy uśmiecha się, uświadamiając sobie, że w żaden sposób nie pozna prawdy, przynajmniej nie dzisiaj.

- Wyposażenie twojego biura jest spakowane. Poproszę któregoś z twoich pracowników, żeby ci je jutro przywiózł.

House chce jej powiedzieć, żeby je sobie zatrzymała. On nie zabierze tych rzeczy ze sobą, kiedy umrze. Chce także powiedzieć, że oni już nie są jego pracownikami. Teraz należą do Foremana. A nawet jeśli nie do Foremana, nawet jeśli ona zatrudni kogoś na jego miejsce, oni nadal nie należą do niego.

Wzrusza tylko ramionami.

- Dzięki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Nie 20:07, 29 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:56, 29 Mar 2009    Temat postu:

Kolejna świetna część.

Cytat:
I będzie mógł dopełniać receptę, kiedy tylko zechce, ponieważ tylko kiedy ludzie są absolutnie pewni, że umrzesz, wierzą, iż naprawdę cierpisz z bólu i że zasługujesz na ulgę.

W tym wypadku prawdziwe aż do bólu...

Cytat:
House wymierza sobie mentalnego kopniaka za to, że znowu pomyślał o Wilsonie, chociaż robi to jakieś dwieście razy każdego dnia. Nie ma więcej Wilsona, postanawia. Wilson nie żyje, mówiąc metaforycznie. Nie cierpi tego, że jest ciekaw, czy Wilson, który był tak wstrząśnięty śmiercią kobiety, którą znal zaledwie kilka miesięcy, w ogóle czułby żal za swojego byłego przyjaciela, którego znal od lat. Nie chce znać odpowiedzi.

A to już boli jak cholera... Bo Wilson jest dla niego najważniejszy nawet teraz.

Cytat:
Nie wątpi w to, że Chase naprawdę chce zrobić to, o czym mówili tamtego dnia w jego salonie. Nie wątpi nawet w to, że Chase chce się nim zaopiekować Wątpi jedynie w to, że on to zrobi. Coś się wydarzy. Życie stanie się przeszkodą i coś będzie ważniejsze - coś zawsze jest ważniejsze - i Chase o nim zapomni.

Nie zapomni. Ja wierzę, że Chase da radę.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:04, 29 Mar 2009    Temat postu:

Wiem ze, ten fic boli. Ale wierz mi. Najgorsze jeszcze przed nami. Niestety

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:25, 29 Mar 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Czterdzieści osiem godzin po rozpoczęciu pierwszej rundy chemioterapii House zmienia zamki w swoim mieszkaniu. Nie jest do końca pewien, kto w tej chwili ma klucze, ale nie chce żadnych niespodziewanych wizyt. Dlatego też zamyka okna, wyłącza telefon stacjonarny i nie ładuje komórki Jeden z zapasowych kluczy daje swojej gospodyni oczywiście, a drugi chowa do szuflady z bielizną.

Tamtego popołudnia zaczyna odczuwać pierwsze skutki uboczne.

Nagle nie może po prostu się rozgrzać Jego palce stóp i dłoni, małżowiny uszne, czubek nosa i usta są zimne w dotyku i szczypią Nie pomaga ani gorący prysznic, ani warstwy ciepłych ubrań, wełniane skarpety i czapka. Według jego elektronicznego termometru, jego temperatura jest całkiem normalna.

Kilka godzin później siedzi na sofie w samej bieliźnie, zlany potem, z torebką lodu na głowie i wyrzuca sobie, że pozbył się tego starego wiatraka.

Trzy dni później jego nagła osobliwa ochota na frytki w sosie majonezowym zostaje wynagrodzona przez dwanaście godzin ciągłych wycieczek do łazienki, z powodów następujących po sobie biegunki i wymiotów, wymioty zamieniają się w suche nudności, kiedy ciało nie ma już w sobie niczego do wyrzucenia. Jego ciało jest po tym wszystkim tak obolałe, że House zaczyna kruszyć Vicodin na miazgę, żeby mógł go wchłonąć, zanim znowu będzie musiał iść do łazienki

Następnego dnia postanawia w ogóle przestać jeść Ale w nocy pojawia się kompletnie irracjonalne pragnienie słonych węglowodanów i kończy się na tym, że on zjada cała torebkę bawarskich precelków tylko po to, by znowu wrócić do łazienki i przytulać muszlę klozetową.

Potem pojawia się pragnienie nie do zaspokojenia, któremu nie pomogło zażycie dużej dawki soli, spowodowane przez dziwne pragnienia, których nie powstrzymał zdrowy rozsądek. Jego usta są suche, nękane metalicznym smakiem, i nie pomaga na to żadna ilość wody.

Ssanie twardych cukierków i plasterków pomarańczy, coś co podsłyszał kiedyś od Wilsona, pomaga pozbyć się metalicznego smaku, ale nie pomaga na suchość Potem im więcej pije, tym więcej siusia. Spędza więc cały piaty dzień w łazience z przenośnym telewizorem i stertą tabloidów Nie może znieść zapachu alkoholu bez napadu mdłości Nie może znieść zapachu niczego.

Trzynastego dnia, House budzi się i znajduje idealnie okrągłą warstwę włosów przyczepioną do poduszki. Kiedy ktoś jest przyzwyczajony do budzenia się w pewnej pozycji, każda zmiana jest od razu widoczna, a owłosionej poduszki nie da się przeoczyć House marszczy czoło z obrzydzeniem na widok przewagi szarych włosów nad brązowymi i strząsa je na podłogę

Następne dziesięć minut spędza przed lustrem w łazience, patrząc na swoje obce odbicie. Wygląda na to, że wyszły mu wszystkie włosy z jednej strony głowy, chociaż te z drugiej strony nadal uparcie się trzymają Na początku myśli, że może spanie na drugim boku je oszczędzi Jutro i tak reszta sama wypadnie przy najmniejszym poruszeniu.

Ale nawet jeśli nikt go teraz nie widzi, House czuje się nieswojo i nie chce czekać Wyjmuje elektryczną maszynkę do golenia i wyrównuje je. Następne dziesięć minut spędza na godzeniu się ze swoją zupełnie łysą głową, zanim w końcu wchodzi pod prysznic.

Mycie twarzy jedyną kostką bezzapachowego, hypoalergicznego mydła, jaką mógł znaleźć w swoim mieszkaniu kończy się tym, że House ma ręce pełne mokrej szczeciny i czegoś, co bierze za fragment jednej z brwi.

Ironicznie, zarost na jego szyi nigdzie się nie wybiera Znajduje trzyletnią puszkę pianki do golenia i czyści szyję, a także kilka pasemek, które zostały na jego twarzy. Zaczyna się zastanawiać, kiedy zaczną mu wypadać włosy na nogach i jądrach i stwierdza, że na razie jest to najbardziej ekscytująca rzecz, której oczekuje.

Ignoruje głos sumienia, który przypomina mu, że on sam zgodził się na dopuszczenie do tego, i że zostało mu tylko cztery miesiące Logika i doświadczenie dyktują mu, że będzie jeszcze gorzej a nie lepiej, i że szanse na uratowanie jego życia są mniejsze niż pięć procent.

Jego perwersyjna i masochistyczna determinacja, by skończyć to, co zaczął, jest rezultatem dorastania wśród beznamiętnych banałów ojca: zwycięzcy łatwo nie rezygnują... kiedy źle się dzieje... trzymaj nos przy ziemi... jeśli życie daje ci cytryny... To ostatnie zwykle powtarzała jego matka. Jego ojciec nigdy nie był optymistą. Wyobraża sobie reakcję ojca na wiadomość o tym, że na początku odmawiał chemioterapii i w ogóle każdego leczenia: Chemioterapia? Nie bądź śmieszny, znałem kolesia w Wietnamie, który przeszedł przez chemioterapię i nadal wyskakiwał z samolotu bez spadochronu, pod gradem kul, na terytorium wroga i przeżył...

Naświetlania przynajmniej szybko mijają House pokazuje się pięć razy w tygodniu między dziewiąta a szóstą i załatwia wszystko od ręki. Wszystko trwa dwadzieścia minut. Przez pierwszy tydzień sam wozi się samochodem bez problemu. Z powodu lekkich zawrotów głowy nie ufa sobie z motocyklem. Po sześciu dniach przestaje ufać sobie za kierownicą i zaczyna jeździć taksówką.

Po trzech tygodniach w zasadzie czuje się lepiej, a raczej lepiej w porównaniu z ostatnimi kilkoma dniami. I zdążył na czas, by zacząć drugi cykl chemioterapii.

Taksówka przywozi go do przychodni i czuje się na tyle dobrze, by samemu wejść do środka, chociaż mocno podpiera się laską. Zapomina, że czapka na jego głowie nie zakrywa zupełnie braku włosów na jego twarzy i przypomina sobie o tym, kiedy zauważa, że ludzie uważniej mu się przyglądają Jest jeszcze większym dziwadłem niż wcześniej.

Tym razem dzieli pokój z czwórką dzieci. Dwoje z nich to młode nastoletnie dziewczynki, każda ma trzynaście, może czternaście lat. Są ciche i nie chce im się rozmawiać z rodzicami i rodzeństwem Trzecie dziecko to przedszkolak, któremu towarzyszy matka i który jest zbyt chory, by robić cokolwiek innego niż spanie.

House nie zasuwa przez chwilę zasłonki, obserwując innych pacjentów z dziwną ciekawością. Wie, że przynajmniej jedna z dziewczynek jest śmiertelnie chora, ponieważ podsłyszał jak pielęgniarka rozmawiała z nią o jej terapii. Ale ona nadal słucha iPoda, notuje coś w pamiętniku i przegląda Seventeen jak każdy dzieciak w jej wieku. W pewnym momencie nawet odrabia lekcje.

Tuż przed tym jak House zasuwa kotarę, żeby iść spać, ich oczy krzyżują się przez moment i ona uśmiecha się do niego.

House za żadne skarby nie może zrozumieć, dlaczego ona to zrobiła.

--------------------------------------------------------------

Wszechogarniające zmęczenie pojawia się po drugim cyklu chemii. Nie przypomina ono zwykłego zmęczenia, jakie odczuwają zwykli ludzie, po długim dniu pracy albo ostrym treningu na siłowni House jest tak zmęczony, że czuje, jakby jego organizm stracił cała energię, otaczając go mgłą, która graniczy z sennością

Przynajmniej wygrywa to z mdłościami, dziwnymi zachciankami i gwałtownymi zmianami temperatury ciała Wygrywa ze wszystkim. House przesypia dwa dni i nawet tego nie zauważa. Dopiero kiedy idzie do salonu i włącza telewizor, zdaje sobie sprawę z upływu czasu.

Myśli, że jest w stanie z tym walczyć, stara się spacerować i zostać w ruchu, spowodować wzrost endorfin, a nawet zmusza się do wypicia kawy. Ale nadal ledwie starcza mu sił, by utrzymać pion.

Kiedy kierowca taksówki puka do jego drzwi, żeby zawieźć go na naświetlania, House musi oprzeć się o jego ramię, żeby w ogóle wsiąść do samochodu, potem daje kierowcy dziesięć dolarów napiwku, kiedy on nic o tym nie mówi, nawet kiedy znowu musi wysiąść i pomóc mu wejść do budynku. Tam spotyka ich pielęgniarka, która domaga się, by ktoś przyprowadził mu wózek inwalidzki. Kilka sekund później już na nim siedzi i może się zrelaksować.

To ta sama pielęgniarka, co przedtem, ta, która nalała mu soku. Wiezie go długim korytarzem w kierunku laboratorium radiologicznego.

- Co się stało z twoim synem?

Powieki House'a prawie się zamykają, Ale to dziwne pytanie wyrywa go ze spokojnego stanu. Jest zbyt oddalony, by zrozumieć jego sens.

- Moim synem? Ja... nie mam żadnego...

House zamiera. Nie jest nawet wystarczająco przytomny, by prowadzić rozmowę Ona nadal odpowiada.

- Och... z tym młodym człowiekiem, który przywiózł cię za pierwszym razem. Myślałam...

House chwieje się na nogach. Nie może tego powstrzymać.

- Przepraszam - mówi, jak gdyby powinien przepraszać za swoją nieumiejętność stania.

Czuje, jak łapią go czyjeś silne ręce, słyszy głosy dookoła Ktoś zdejmuje mu buty, ktoś inny pobiera mu krew. Już nie walczy ze zmęczeniem Pozwala mu zwalić go z nóg.

----------------------------------------------------------

Kiedy się budzi, czuje suchość w ustach jeszcze zanim udaje mu się otworzyć oczy. Jego ciało jest obolałe, głównie noga, ale także głowa i plecy. Chce się przeciągnąć Zastanawia się, jak dawno temu brał Vicondin.

Kiedy w końcu jest na tyle przytomny, by mrugnąć, zdaje sobie sprawę z tego, że z całą pewnością nie jest w domu. Oświetlają go mocne, fluorescencyjne światła, obramowane grubą, winylową zasłoną zawieszoną z sufitu. Możliwość ruchu jest utrudniona przez plastikowe barierki po obu jego stronach i jego dłoń uderza w jedną z nich, kiedy on stara się poruszyć.

Powoli odwraca głowę w prawo i znajduje znajomego młodego człowieka, siedzącego niedbale i przysypiającego w fotelu. Jego zwykle gładka twarz jest pokryta cienką warstwą kilkudniowego zarostu, która rozprasza teorię House'a na temat jego nieumiejętności zapuszczenia brody.

Chase otwiera oczy kilka sekund później, i od razu wygląda na uspokojonego, kiedy widzi, że House się obudził. Spogląda na zegarek.

-Hej... byłeś nieprzytomny dwa dni.

House zauważa, że górna część jego dłoni jest czysta i stwierdza, że użyto linii PICC, którą założono mu do chemioterapii. Nie może się jeszcze odezwać Porusza ustami, ale są zbyt suche. Oblizuje je, a brak wilgoci w gardle wywołuje u niego kaszel. Chase wstaje, znajduje dzbanek i podaje mu kubek z woda, potem unosi jego łóżko, żeby House mógł się napić.

- Spadł ci poziom czerwonych ciałek Straciłeś przytomność. Powiadomili mnie, kiedy jej nie odzyskiwałeś.

House owija swoje długie palce wokół kubka, upija kilka łyków i znowu próbuje się odezwać.

- ...Transfuzja?

Chase kiwa głową.

- Jesteś na dobrych lekach... erytropoetynie. Udało im się przywrócić cię do normalnego poziomu. Zmienią ci leczenie... na coś, co nie będzie przeszkadzało w produkcji czerwonych krwinek.

House upija kolejny łyk, a potem bierze głęboki oddech, żeby moc się odezwać.

- Ale... to... nie powstrzyma... produkcji komórek nowotworowych...

Chase wie, że House ma rację. Nie widzi sensu w zaprzeczeniach.

- Cóż, jestem pewien, że uda nam się znaleźć dobry stan pośredni... z medycznego punktu widzenia.

Stan pośredni, może - myśli House. Ale nie jest pewien, co do jego dobra.

House uświadamia sobie nagle, że ma odkryta głowę Myśli, że Chase nie gapi się na niego tylko dlatego, że miał ponad czterdzieści osiem godzin na pogodzenie się z jego obecnym wyglądem. Chciałby z powrotem swoją czapkę Ale o nią nie zapyta.

Chase zauważa wyraz jego twarzy i stara się odgadnąć, co on oznacza.

- Zostaniesz wypisany, kiedy tylko twój stan na to pozwoli. Właśnie znowu pobrano ci krew, mniej niż pół godziny temu. Niedługo wrócą wyniki.

House nie wie, co powiedzieć, jak zareagować na obecność Chase'a u swojego boku. Jest rozdarty między strachem przed uzależnieniem się od kogoś i tym, że on naprawdę sam sobie z tym nie poradzi. Ledwie wszedł do budynku i już stracił przytomność Bóg jeden wie, co jeszcze mu się przydarzy. Zastanawia się, czy Chase odwiezie go do domu, czy przy nim zostanie, jeśli tak, to na jak długo i nie cierpi tego, że to w ogóle jest ważne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Nie 21:26, 29 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:31, 29 Mar 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Wiem ze, ten fic boli. Ale wierz mi. Najgorsze jeszcze przed nami. Niestety

Domyślam się. Ale jakoś przeżyjemy. Bo oprócz tego, że boli jest piękny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:40, 29 Mar 2009    Temat postu:

Gora napisał:
elfchick napisał:
Wiem ze, ten fic boli. Ale wierz mi. Najgorsze jeszcze przed nami. Niestety

Domyślam się. Ale jakoś przeżyjemy. Bo oprócz tego, że boli jest piękny.


Ja tylko z gory ostrzegam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:49, 29 Mar 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Ja tylko z gory ostrzegam.

Czuję się ostrzeżona i dalej czytam na własną odpowiedzialność


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 1:48, 31 Mar 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Wiem ze, ten fic boli. Ale wierz mi. Najgorsze jeszcze przed nami. Niestety

Mam nadzieję, że to stwierdzenie odnosi się tylko do fizycznych cierpień House'a (które bardziej mnie ciekawią, niż przerażają) - bo jeśli on będzie jeszcze bardziej cierpiał z powodu nieobecności Wilsona, to ja chyba będę musiała porzucić tego fika

***

Cytat:
Nie jest pewna, czy on będzie miał jakiekolwiek ubezpieczenie medyczne, kiedy naprawdę nie będzie pracował. Postanawia załatwić mu długoterminową rentę, żeby mógł nadal być ubezpieczony, nawet do chwili śmierci. Nie jest to najbardziej opłacalne wyjście z administracyjnego punktu widzenia. Ale leczenie nowotworu nie jest tanie, a ona nie chce, żeby on czegoś sobie odmawiał, nawet w celu zaoszczędzenia kilku dolarów.

a ja myślałam, że polski system ubezpieczeń jest do dupy... Well, widać, że amerykański jest jeszcze bardziej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:35, 31 Mar 2009    Temat postu:

Dobra. Przyznam, ze to jeden z "moich" fików. Idealne zbalansowanie dramatu, depresjii, angstu i przyjaźni, wszystko okraszone świetnym i dość specyficznym stylem Jules. Tłumaczenie jest niezłe, choć widzę błędy. W szczególności kropki na końcach zdań się gubią, więc to do dopracowania.
...
Mhm, cóż. Mogę życzyć powodzenia w dalszej pracy i oby fik się skończył!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:12, 31 Mar 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Po znormalizowaniu poziomu czerwonych ciałek we w jego krwi, zmęczenie nie jest już takie wielkie. Teraz House może przynajmniej otworzyć oczy i nie czuje się tak, jakby lada moment miał stracić przytomność. Ale nadal jest zbyt słaby, by utrzymać w pionie swoja własną wagę. Nie odzywa się, kiedy pielęgniarka pomaga mu założyć ubranie i usiąść w wózku inwalidzkim, który w magiczny sposób wyrósł przy jego łóżku.

Chase pcha go przez korytarz i podwójne drzwi na zewnątrz, i House nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że jest to wózek który został wypożyczony dla niego ze szpitala klinicznego i nie należy on do przychodni.

Samochód Chase'a stoi kilkaset metrów dalej, na krytym parkingu. Zimne powietrze smaga twarz House'a i wydaje się dziwne skórze, przyzwyczajonej do bycia przykrytą warstwą ochronnego futra. Na szczęście jego czapka jest nasunięta głęboko na uszy. Jest początek jesieni. Nawet jeśli nie jest tak zimno, jak mogłoby być, liście zaczęły już zmieniać kolor; jasnoczerwone, pomarańczowe i żółte na tle pochmurnego, szarego nieba.

House myśli, że to, jak ludzie nadają romantyzmu tej porze roku, uważając ją za piękną, kiedy oznacza ona tylko tyle, że coś żywego właśnie umiera, jest oszustwem.

House podnosi się z wózka i siada na przednim siedzeniu. Tym razem Chase nie włącza radia. Mimo że House się nie skarży, Chase domyśla się z wyrazu jego twarzy, że boli go głowa. Jazda trwa zaledwie dwadzieścia pięć minut. Ale on i tak przysypia więcej niż raz.

Kiedy dojeżdżają do mieszkania, Chase parkuje samochód i wpycha wózek z House'em do budynku. House nie stara się nawet otworzyć drzwi, ponieważ za bardzo drżą mu dłonie. Po prostu podaje klucze Chase'owi. Zastanawia się, czy Chase zostawi go teraz. Ale kiedy wózek ląduje w mieszkaniu, drzwi zamykają się za nimi oboma.

Jedyne, o czym marzy teraz House, to powrót do łóżka albo nawet lepiej, długa gorąca kąpiel. Nie jest pewien, czy czuje się na tyle swobodnie, by zrobić to w obecności Chase'a, ale jest świadom tego, że bardzo łatwo może się teraz poślizgnąć i upaść. Od kilku godzin nie brał Vicodinu, głównie dlatego, że połykanie pigułek wywołuje u niego odruch wymiotny. Podano mu coś dożylnie, ale to zaczyna tracić działanie. Przynajmniej przyklejono mu plasterek zapobiegający mdłościom.

Nadal siedzi w wózku, zastanawiając się, co zrobić najpierw. Chase zawisa nad nim z zakłopotaniem.

- Prawdopodobnie będziesz teraz chciał... się wykąpać.

House zgrzyta zębami Nie powinien czuć rozdrażnienia z powodu intuicji młodszego lekarza. Ale czuje. Z jakiegoś powodu wkurza go to, że ktoś tak łatwo może odgadnąć, czego on chce.

- Przestań to robić.

- Co robić?

- Czytać moje myśli... to jest dziwne.

Chase uśmiecha się krzywo, niepewny, dlaczego zmieszanie House'a sprawia mu przyjemność Może dlatego, że sprawia ono, iż Chase czuje się tak, jakby jego obecność była pożądana

- Po prostu myślałem... nie było cię w domu ponad dwa dni...

House wzdycha. Sama myśl o wejściu do wanny z gorącą woda jest przyjemna. Ale nie sądzi, aby tak się stało.

- Tak...

- Przygotuję ci kąpiel.

Chase nie czeka na odpowiedź. Idzie w głąb korytarza i kilka sekund później, House słyszy dźwięk lejącej się wody. Pochyla się, starając się postawić stopy na ziemi. Postanawia spróbować dokuśtykać do łazienki, co udaje mu się tylko dlatego, że po drodze trzymał się kanapy, ściany i innych mebli.

Kiedy dociera na miejsce, traci na chwilę oddech i opiera się o framugę.. Chase trzyma rękę pod strumieniem wody, sprawdzając temperaturę i znalazł już pudełko soli. Marszczy czoło, kiedy zauważa House'a. Ale nie łaja go za próbę chodzenia, mimo że nie było to potrzebne. Wie, że House nigdy nie zaakceptuje swojej niemocy i przypominanie mu o tym byłoby okrutne.

- Chcesz wodę ciepłą, gorącą, bardzo gorącą...?

House wychodzi z siebie. Nie pamięta, by ktokolwiek kiedykolwiek zapytał go, jak gorącej chce kąpieli To sprawia, że czuje się jak Hugh Hefner.

- Gorącą jak w jacuzzi.

House siada na zamkniętej muszli klozetowej. Zdjęcie butów i skarpetek wymaga większego wysiłku niż powinno. Czeka, aż jest pewien, że Chase wyszedł na korytarz i drzwi są zamknięte, a potem zdejmuje ubranie i czapkę Jest mu trudno unieść nogi i zanurzyć je w wodzie. Ale udaje mu się to. Jest wystarczająco dużo wody, by zakryć dolną połowę jego ciała i kiedy zanurza się w niej cały, niemal jęczy z ulgą.

Z kranu lekko kapie woda. House skupia na niej uwagę, dopóki jego widzenie nie staje się zamazane, a dźwięk go usypia.

Jest zaskoczony, kiedy trzydzieści minut później. Chase delikatnie dotyka jego ramienia.

- Hej, to nie jest najlepsze miejsce na drzemkę Może wyjdziesz z wanny i wrócisz do łóżka?

House mruga kilka razy uświadamiając sobie, że rzeczywiście jest nagi i że Chase naprawdę stoi w jego łazience. Chase odwraca grzecznie głowę sięgając między jego nogi, by odkorkować wannę i wypuścić wodę. Podaje House'owi ręcznik w taki sposób, że blokuje on widok ciała drugiego mężczyzny House łapie boki wanny, używając całej swojej siły i wstaje za trzecim razem. Zawinięty w ręcznik, bierze do ręki laskę, którą przyniósł mu Chase i idzie do sypialni.

Łóżko jest posłane, a pościel zmieniona. Poszewki na poduszkach pochodzą ze starszego zestawu, który od lat leżał na dnie bieliźniarki, w obrzydliwie dziewczęcy wzorek, który mogla wybrać tylko Stacy. Świeże ubranie czeka na niego na łóżku, w tym jego najcieplejsza bluza z kapturem, którą Chase musiał wygrzebać z dna szafy, ponieważ House nie nosił jej od czasów przed zatorem. Ale teraz wygląda ona całkiem nieźle. House ubiera się powoli, i męczy go to tak bardzo, że potem po prostu siada na brzegu łóżka, patrząc w przestrzeń

Chase staje w drzwiach i pokazuje coś przez ramię.

- Zdrzemnę się na kanapie.

Przez głowę House'a przebiega natłok myśli i musi na siłę powstrzymać się przed ich wypowiedzeniem. Pierwszą jest głupi przesąd, że nad jego kanapą wisi jakaś klątwa i że ci, którzy na niej kiedykolwiek spali, później tego żałowali. Sposób w jaki się jąka, nie zmienia opóźnienia jego odpowiedzi.

- Dlaczego...? Pewnie musisz...

- Mam limitowane dyżury.

House czuje pustkę w głowie Trudno mu myśleć, stworzyć zdanie.

- Co... co...?

- Powiedziałem Cuddy, że od tej pory będę dostępny jedynie na wcześniej zaplanowane operacje... i w ciągu określonych godzin pracy przychodni. Żadnych nagłych wezwań.

House przetwarza to co usłyszał Chase zmienił swój harmonogram pracy, żeby przystosować go do jego potrzeb. Nie wydaje mu się, że Cuddy zgodziłaby się tak po prostu na coś takiego i przeczucie mówi mu, że może się to źle dla niego skończyć.

- Jak...?

- Musiałem trochę się... targować.

- I... zgodzić na zmniejszenie stawki.

- Nie za dużo.

- Ale wystarczy ci... żeby...

Chase myśli, że jest możliwe, iż House naprawdę martwi się - na jakiejś płaszczyźnie - czy starczy mu pieniędzy na opłacenie rachunków Ale jego pytanie wydaje się być prośbą w stylu 'proszę-nie-poświęcaj-dla-mnie-nic-więcej-bo-później-będziesz-tego-żałował-i-nie-chcę-żebyś-mi-to-kiedyś-wyrzucał'.

Stara się, by jego głos zabrzmiał uspokajająco.

- Spłaciłem samochód Nie mam większych długów i... zdecydowałem się zamieszkać z Cameron.

Z jakiegoś powodu nie wygląda na to, by House czuł się lepiej, słysząc o decyzji Chase'a. Wspólne zamieszkanie jest zobowiązaniem, które oznacza kolejne zobowiązania względem związku House nie chce wyglądać na zmartwionego. Ale tak wygląda. I jest zbyt zmęczony, aby to ukryć

- Macie zamiar... się pobrać?

Chase uśmiecha się nieśmiało. To był jej pomysł, rozwiązanie zarówno dla jej pasywno-agresywnej chęci spędzania z nim więcej czasu i jego potrzeby bycia dostępnym, by pomoc House'owi. Ale poza tym nie jest tak jak myśli House Nawet jeśli Chase chce, żeby tak było

- Uh...to dwusypialniowe mieszkanie...

House wygląda na uspokojonego, może nawet aż za bardzo. Czuje się winny tego, że odsuwa Chase'a od Cameron, od jego pracy i od wielu innych ważnych dla niego rzeczy. Bez względu na to, co kiedykolwiek powiedział na jego temat, Chase jest miły i przystojny, i na pewno może robić rzeczy, które spełniałby go bardziej niż to.

Bez względu na poczucie winy, House nie odmawia jednak, kiedy Chase pomaga mu położyć się do łóżka i zakłada mu nową wełnianą czapkę.

- Jak bardzo cię boli?

House zamiera na to pytanie. Minęło sporo czasu, odkąd ktokolwiek zapytał go o to i był szczerze zainteresowany odpowiedzią Boli go bardzo, gorzej niż przed leczeniem. Ale boi się brać tabletki.

Zanim zdąrza się odezwać Chase informuje go, że ma przygotowany zapas gotowych zastrzyków, które może mu podać prosto w jego linię centralną co osiem godzin albo w miarę potrzeby.

W miarę potrzeby - myśli House. To znaczy, że ktoś naprawdę zwrócił uwagę na to, że on ma jakieś potrzeby, że chociaż raz jego złe samopoczucie nie jest tylko wytworem jego wyobraźni Wydaje mu się, że śni.

Ale to nie sen. W cieple opiatów zalewających jego ciało, House ledwie słyszy słowa Chase'a.

- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, będę w salonie.

- Hmph.

Chase zostawia za sobą uchylone drzwi.

------------------------------------------------

House nie opuszcza łóżka przez trzy dni, chyba że musi skorzystać z toalety, co robi rzadko. Z powodu ostatniej komplikacji zrobił sobie przerwę od naświetlań. Rozpocznie je znowu za jakiś tydzień, a jego kolejna dawka chemioterapii będzie troszkę słabsza.

Chociaż jest świadom tego, że Chase nadal jest obecny w jego mieszkaniu, nie wzywa go. Nie prosi o nic. Czeka, aż Chase sam mu zaproponuje. Chase przychodzi do niego tak rzadko, że nie stwarza to problemu, stara się jednak zwracać uwagę na ból House'a i podaje mu kolejne dawki leków, kiedy zachodzi taka potrzeba. Udaje mu się jednak namówić House'a do wypicia odrobiny soku jabłkowego i rosołu z kurczaka.

Wymiotowanie do plastikowej miseczki, którą Chase trzyma pod jego twarzą, wydaje się House'owi dziwne szczególnie dlatego, że Chase nie wydaje się być poruszony tym widokiem. Dziwne jest również to, że Chase nie ma problemów z wytarciem resztki wymiocin z jego twarzy przy pomocy cieplej, wilgotnej szmatki. Większość ludzi, nawet lekarzy, czuje lekkie obrzydzenie na widok kogoś wymiotującego. House nie zdaje sobie sprawy z tego, że Chase nie ma z tym problemu. Zanim skończył dziesięć lat, widział jak jego matka wymiotuje więcej razy, niż był w kinie czy w zoo.

House jest zupełnie nieświadom tego, że zarówno Foreman jak i Cameron byli w jego mieszkaniu. Cameron przywiozła Chase'owi jedzenie, jakąś zapiekankę, która mogła być zarówno obiadem jak i kolacją. Foreman przywiózł sprzęt medyczny, o który poprosił go Chase: krzesło pod prysznic, kaczkę, aparat do mierzenia ciśnienia, stetoskop, lepszy termometr elektroniczny, wieszak do kroplówek, odżywki w płynie, miseczki na wymioty i inne rzeczy. House nie zauważył nawet sprzętu, jaki pojawił się w jego pokoju, nawet nie zastanawia się, skąd on się wziął.

Nawet Cuddy pojawiła się i pojechała do Whole Foods uzbrojona w spisaną przez Chase'a listę zakupów, zawierającą kilka rodzajów świeżych warzyw, prawdziwe soki owocowe, organiczne i pełnoziarniste makarony, witaminy w płynie i dziesięć różnych substancji homeopatycznych. Chase dał jej dwieście dolarów w gotówce, a ona nie pytała, czyje to pieniądze, ani o coś, co wyglądało na przepis na magiczny eliksir. Martwiła się tylko, czy znajdzie chociaż połowę tego, o co ją prosił.

Kiedy przywozi prawie wszystko, co było na liście, razem z Chase'em rozkładają jej zakupy w kuchni House'a. Wyrzucają wszystko, co jest zepsute albo po prostu nie nadaje się do jedzenia. Czyli w zasadzie wszystko, wliczając trzy rodzaje sera w aerozolu i ogromny słoik jakiejś salsy, która prawdopodobnie byłaby zdolna wypalić dziurę w czyimś jelicie.

Chase otwiera szafkę za szafką, rozważając, ile zostało w nich miejsca i cofa się ostrożnie, kiedy znajduje ogromną skrytkę z alkoholem. Niektóre marki są takie same jak te, które lubiła jego matka, dwustudolarowe butelki ginu i whiskey. Jest ich wystarczająco dużo, by wyprawić huczne wesele i mieć jeszcze trochę na potem. Niewtajemniczonej osobie może się wydawać, że to za dużo Ale Chase wie ile alkoholu może zmagazynować osoba, która chce zostać pijana.

Cuddy zauważa, że Chase się zatrzymał Zagląda do szafki ponad jego ramieniem i wydaje się pewna tego, co mówi Nie wie nic o jego matce, ani o tym jak umarła Więc nie wie, dlaczego Chase jest zaniepokojony takim widokiem.

- Powinniśmy się tego pozbyć.

Chase zamyka drzwiczki, jakby zasłaniał kotarę wokół życia prywatnego House'a. Nie powinien był się rozglądać Ale teraz jest już za późno.

- To nie jest nasz interes.

Cuddy wstrzymuje oddech. Chase chce, żeby House jadł organiczne owoce i łykał magiczne ziółka, ale nie zatrzyma go przed piciem. Wydaje jej się to trochę przekorne.

- Nie wierzysz w to.

Chase szuka wymówek, nie wiedząc nawet, dlaczego. Nie jest pewien kogo chroni.

- Niektóre z tych butelek są naprawdę drogie...na pewno by mu się nie spodobało...

Ona nadal jest zdziwiona jego reakcją. Ale idzie na kompromis.

- Na razie i tak ich nie potrzebuje. Mam w bagażniku pusty karton. Możemy je tam przenieść i jeśli on naprawdę będzie je chciał z powrotem, później... kiedy poczuje się lepiej... jeśli poczuje się lepiej...

On kiwa głową, uświadamiając sobie, że ona ma rację. House i tak nie może teraz pić, nawet gdyby chciał. Pomaga Cuddy zapakować butelki do samochodu. Dźwięk jaki wydają, kiedy uderzają jedna o drugą, przypomina mu o wielu rzeczach, o których wolałby zapomnieć.

----------------------------------------------------------

Czwartego dnia House czuje się na tyle dobrze, żeby wyjść do salonu, usiąść na sofie i pooglądać telewizję. Dzielenie z kimś mieszkania wydawało mu się dziwne, ale Chase jest nieszkodliwy we wszystkim, co robi, i House nie odbiera jego obecności jako inwazji, chociaż spodziewał się tego. Chase nie robi wokół siebie dużo hałasu i nie zmusza go do rozmowy. Po prostu jest.

Chase podaje House'owi do rąk kubek, trzymając go za denko, żeby upewnić się, czy naczynie nie spadnie mu na kolana. House przygląda się podejrzliwie jego zawartości.

- Co to jest?

- Specjalna mieszanka.

- Czego...?

- Gorącej wody, ekstraktu ze skórki limonki, soku cytrynowego, cynku, imbiru, jeżówki purpurowej i arszeniku.

House pozwala oparom wypełnić jego nozdrza, atakuje go wiele nieznanych zapachów Jego zatoki od razu są czyste.

- Dajesz mi arszenik?

- To pochodna chemiczna, używana przez niektórych lekarzy do leczenia skutków ubocznych chemioterapii. Jest zupełnie bezpieczna.

Chase nie zawraca sobie głowy dodaniem, że jest ona również używana w leczeniu depresji, zdenerwowania i bezsenności. Postanawia, że jeśli pomoże to chociaż jednej z tych rzeczy, to będzie to bonus.

House się krzywi, ale i tak pije. Smak cynku przeważa nad innymi składnikami Jest jedyną rzeczą, która wyczuwa. Grymasi znad kubka.

- To jest obrzydliwe.

Chase się uśmiecha.

- Ale ci pomoże.

House upija następne kilka łyków, by przyzwyczajać się powoli do smaku. Nadal jest zły, ale ciepło przyjemnie rozchodzi się po jego gardle.

- Dlaczego wszystko, co jest dla ciebie dobre, musi być obrzydliwe?

Chase nie wie, jak odpowiedzieć Jest pewien, że House'owi chodzi o więcej niż zawartość kubka.

Godzinę później, kiedy obaj oglądają film, którego żaden z nich jeszcze nie widział, House decyduje się powiadomić Chase'a o zapasowym kluczu w szufladzie z bielizną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:35, 31 Mar 2009    Temat postu:

Cytat:
Ale jego pytanie wydaje się być prośbą w stylu 'proszę-nie-poświęcaj-dla-mnie-nic-więcej-bo-później-będziesz-tego-żałował-i-nie-chcę-żebyś-mi-to-kiedyś-wyrzucał'.

House tak przeraźliwie odsłonięty. Smutne.

Cytat:
Wspólne zamieszkanie jest zobowiązaniem, które oznacza kolejne zobowiązania względem związku House nie chce wyglądać na zmartwionego. Ale tak wygląda. I jest zbyt zmęczony, aby to ukryć

I zaczyna mu zależeć na tym by nie stracić Chase'a.

Cytat:
To był jej pomysł, rozwiązanie zarówno dla jej pasywno-agresywnej chęci spędzania z nim więcej czasu i jego potrzeby bycia dostępnym, by pomoc House'owi. Ale poza tym nie jest tak jak myśli House Nawet jeśli Chase chce, żeby tak było

Biedna, głupia Cameron.

Cytat:
- Jak bardzo cię boli?
House zamiera na to pytanie. Minęło sporo czasu, odkąd ktokolwiek zapytał go o to i był szczerze zainteresowany odpowiedzią

Wilson i Cuddy od dawna przestali mu wierzyć.

Cytat:
W miarę potrzeby - myśli House. To znaczy, że ktoś naprawdę zwrócił uwagę na to, że on ma jakieś potrzeby, że chociaż raz jego złe samopoczucie nie jest tylko wytworem jego wyobraźni Wydaje mu się, że śni.

No właśnie.

Cytat:
Godzinę później, kiedy obaj oglądają film, którego żaden z nich jeszcze nie widział, House decyduje się powiadomić Chase'a o zapasowym kluczu w szufladzie z bielizną.

Nareszcie

Ładna część. Czekam na kolejne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:18, 01 Kwi 2009    Temat postu:

Gora napisał:
Cytat:
- Jak bardzo cię boli?
House zamiera na to pytanie. Minęło sporo czasu, odkąd ktokolwiek zapytał go o to i był szczerze zainteresowany odpowiedzią

Wilson i Cuddy od dawna przestali mu wierzyć.

Moim zdaniem to nie tak - raczej Cuddy miała to gdzieś, a Wilson (ten prawdziwy, a nie jakiś dziwny, który wyjeżdża i nie troszczy się o House'a) wiedział bez zadawania pytań, jak się czuje House

*czeka niecierpliwie na część, w której Chase zada naprawdę głupie pytanie*


A Cuddy zabrała wódę House'a, bo ją nie stać na uzupełnienie własnych zapasów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:44, 01 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
Moim zdaniem to nie tak - raczej Cuddy miała to gdzieś, a Wilson (ten prawdziwy, a nie jakiś dziwny, który wyjeżdża i nie troszczy się o House'a) wiedział bez zadawania pytań, jak się czuje House

No nie do końca. Prawdziwemu Wilsonowi zawsze zależało. Cholernie zależało. Ale nie wierzył w ból House. W większości przypadków wszystko spłycał do chęci naćpania się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Antralina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Golubkowo.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:23, 01 Kwi 2009    Temat postu:

Czytam ten fick od pierwszego odicnka, ale jakoś nie miałam odwagi, by go skomentować. O tym, że tak poważna i zaawansowana choroba House'a jest najgorszym koszmarem, jaki może się przydarzyć Housemaniakom, wszyscy wiemy...

Zaskoczyło mnie to, że w tym ficku głównym, obok House'a, bohaterem jest Chase. Jego charakter jest odmienny niż ten, do jakiego przyzwyczailiśmy się, oglądając serial. Myślę, że jest to swego rodzaju miła odskocznia, gdyż moim zdaniem ficki rządzą się swoimi prawami i można w nich odrobinkę nagiąć rzeczywistość.

Niesamowite jest to, jak choroba zmienia człowieka. W ekstremalnych warunkach bywa się wręcz zmuszonym do tego, by komuś zaufać. Widzimy więc powolną ewolucję House'a. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach.

Cieszę się, tak na marginesie, że ktoś zaczął tłumaczyć ten fick. Ukłony więc w stronę elfchick.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:35, 02 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:


*czeka niecierpliwie na część, w której Chase zada naprawdę głupie pytanie*


Chase nie zadaje glupich pytan. Za dlugo pracowal z House'em i za dobrze go zna.

-----------------------------------------

[link widoczny dla zalogowanych]

House nie wierzy w homeopatię, ani żadną inna formę leczenia, której nie obejmuje podstawowy program nauczania żadnej ze znanych uczelni medycznych. Oczywiście niektóre rzeczy pomagają. Ale wszystko pomaga, jeśli się w to wierzy. Jeżeli naprawdę wierzysz w to, że witamina C pomoże ci na przeziębienie, to tak się stanie. To wszystko zależy od twojego umysłu. Mimo to, House nadal przykłada tyle samo uwagi do tego rodzaju środków, co do nastolatków, którzy uważają, że ubieranie się na czarno i słuchanie Nine Inch Nails czyni z nich Pogan.

Jednakże on naprawdę czuje się lepiej. Ma wystarczająco dużo energii, by wstać i trochę się po ruszać. Nie chce mu się spać za dnia albo zwrócić wszystkiego, co zje. Może się kąpać i jeść bez niczyjej pomocy. Nawet wychodzi na chwilę na ulicę, żeby pooddychać czymś innym, niż duszne powietrze w jego mieszkaniu, ponieważ jest za zimno, by otworzyć okna. Opiera się o ścianę obok schodków, dopóki nie uświadamia sobie tego, że każdy przechodzień, który go mija przygląda mu się ciekawie, i wraca do mieszkania.

Odmawia przypisania poprawy swojego zdrowia zmianom w jego odżywianiu, które wprowadził Chase i które, niestety, wykluczają z jego diety piwo i pochodne skórek wieprzowych. Odwiedził już swoją kompletnie przemeblowaną kuchnię. Nie ma pojęcia, co stało się z jego alkoholem. Ale dzięki znośnym dawkom Oxycodonu nie czuje teraz ochoty na picie. Oczywiście w żaden sposób nie dodaje to prawdy teorii, że on może być alkoholikiem. To po prostu efekt uboczny przebytej przez niego chemioterapii.

Żona Tauba zrobiła dla niego galon rosołu z prawdziwej kury, marchewki, selera, jarmużu i porów House miał nadzieję, że będzie on niesmaczny i w ten sposób będzie mógł odmówić zjedzenia go. Niestety, jego apetyt wrócił ze zdwojona siłą i kiedy otworzył pokrywkę, zapach był zbyt zachęcający, aby go ignorować Kiedy zjadł wszystko, wolne miejsce w jego lodowce zostało zapełnione przez lasagnę z warzyw i sera feta, którą przygotowała dla niego Cuddy, i która także smakowała lepiej, niż się tego spodziewał oraz ogromny kawał placka z brzoskwiniami, przygotowany własnoręcznie przez matkę Foremana.

Do tej pory jedynymi ludźmi, którzy kiedykolwiek dla niego gotowali byli Wilson i jego matka. Stacy gotowała rzadko i piekła tylko w grudniu, kiedy nawet zapalone karierowiczki mogły być widziane w fartuszkach. Piekła kruche ciasteczka, które za bardzo House'owi nie smakowały, ale które jadł, żeby oszczędzić sobie jej wyrzutów Te, których nie zjadł zrzucał z balkonu swojego biura, ponieważ podobał mu się dźwięk, jaki wydawało kruche ciasto po uderzeniu w zamarznięty cement.

House jest zaintrygowany nagłym wybuchem szczodrości w formie jedzenia. Nie uświadamia sobie, że ma ona sens inny, niż troska o to, by nie umarł z głodu. Chase ciągle pamięta, że jedyną rzeczą, która kiedykolwiek przemawiała do House'a - poza narkotykami i pornografią - było coś jadalnego, przygotowanego specjalnie dla niego przez kogoś innego. Doszedł on do wniosku, że aby przemówić do czyjegoś serca, musi użyć języka jaki ten ktoś rozumie.

-----------------------------------------------------------

Kiedy jego potrzeby medyczne nie są aż takie straszne, House nie musi mówić Chase'owi, żeby sobie poszedł. On sam staje się nieobecny, zostawiając za sobą wydruk swoich godzin pracy i obietnicę, że będzie wpadał do niego każdego dnia, żeby sprawdzić, co słychać, przynieść więcej jedzenia i zabrać puste naczynia. House'owi wydaje się pokrzepiające to, że po raz pierwszy ktoś nie zachowuje się tak, jakby jego perwersyjna potrzeba zachowania przestrzeni osobistej robiła z niego socjopatę.

Ale nadal nie prosi Chase'a o nic. Nie sądzi, że to, iż czasami nie udaje mu się zdążyć do łazienki i kilka zawrotów głowy są warte zawracania Chase'owi głowy. Wie, że prędzej przewróciłby się i leżał we własnym brudzie, niż poprosiłby kogokolwiek o pomoc.

W tym właśnie czasie Chase postanawia wykonać eksperyment. Jest on raczej nieszkodliwy, ale oparty na dwóch teoriach naukowych. Pierwszą jest to, ze każdy potrzebuje trzydziestu dni, żeby się do czegoś przyzwyczaić, żeby to coś stało się ich nawykiem i częścią ich codziennego postępowania. Drugą to, że chorzy śmiertelnie pacjenci, którzy są nastawieni na regularny kontakt fizyczny z drugą osoba dłużej żyją i doświadczają śmierci w bardziej pozytywny sposób, niż ci, którzy tego nie robią.

Chase myśli, że jeśli dotknie House'a każdego dnia - nie musi to być od razu uścisk, ale na przykład pogłaskanie od czasu do czasu - on w końcu się do tego przyzwyczai i może nawet mu się to spodoba. Jeśli nie pomoże to w czymś innym, przynajmniej ułatwi mu odejście. A jeśli jego plan się powiedzie, być może uda im się dotrzeć do uścisków.

Trzeciej nocy, kiedy Chase wpada do niego po pracy, House jest już w łóżku Jest dopiero koło siódmej. Ale House siedzi oparty o poduszkę, z okularami zsuniętymi na czubek nosa i czasopismem na kolanach. W ciągu dnia spaceruje tylko dookoła kanapy i stolika. Ale, inaczej niż przedtem, w niektóre późne popołudnia po prostu traci energię. Może sobie pozwolić na robienie czegoś, co nie wymaga większego wysiłku, a z jakiegoś powodu ciągły audiowizualny atak telewizji teraz go nie pociąga.

Chase zostaje na tyle, by upewnić się, że nic mu nie jest, że nie potrzebuje zastrzyku przeciwbólowego, że coś zjadł i wziął wszystkie leki. House kpi sobie z jego pytań, jakby zapomniał o tym, że ostatnio był zniedołężniały i bezradny, powtarza, że nic mu nie jest i że zamiast się o niego martwić, Chase powinien wyciągnąć gdzieś Cameron.

Chase uświadamia sobie, że House nie zrozumiał tego, iż jego obecne miejsce zamieszkania nie zmieniło jego związku z Cameron. Nie przypadkowo mają dyżury w innych godzinach. Ona sypia w dzień, on w nocy. To dziwne, ale oni nie spali ze sobą ani razu, odkąd Chase zaczął zajmować się House'em. Nawet się nie całowali. Chase nie jest pewien, czy chce wiedzieć, co to oznacza. Nie wie, czy bardziej obawia się tego, że postępowanie Cameron jest pragmatyczną próbą ukarania go za to, że nie skorzystał z jej rady na temat House'a, czy tego, że jest ono małostkowym wyrazem jej zazdrości o to, iż cała uwaga Chase'a jest teraz skupiona na kimś innym.
Chase odpowiada mu, że wpadnie jutro, tak jak to zrobił zeszłej nocy. Ale tym razem pochyla się - raczej niespodziewanie - i kładzie dłoń na ramieniu House'a.

House zamiera, plecy napinają mu się na poduszce. Unosi z zaciekawieniem brew, czekając, aż Chase powie lub zrobi coś, co wyjaśni jego zachowanie. Kiedy House uświadamia sobie, że to nie jest czysto medyczny gest, od razu zakłada, że jest to gest napędzany współczuciem i że Chase myśli, iż jego podejście rodem z Balsamu Dla Duszy rzeczywiście pomaga. Ale House wie, że nie jest do końca pewny, co oznacza to, że Chase go dotyka. Ale w tej chwili woli nic nie mówić, niż coś założyć i się mylić.

Chase uśmiecha się, nie zrażony sztywną postawą House'a, ściska jego ramię i odwraca się do wyjścia

--------------------------------------------------------

Chase wypowiada te słowa, jakby miały one jakieś znaczenie. Dla niego nie mają. Ale przypuszcza, że dla House'a mogą mieć.

- Jest Halloween.

Tym razem House siedzi na kanapie. Jest znudzony sypialnią. Za kilka dni znudzi mu się salon i wtedy wróci do sypialni. To, że jest święto nie ma dla niego większego znaczenia teraz ani przedtem.

- Co z tego?

- Myślałem, że... może chciałbyś coś zrobić.

- Na przykład co?

- Nie wiem... co robiłeś w zeszłym roku?

House dłubie przy paznokciach. Są kruche i nie rosną tak, jak kiedyś. Skóra wokół nich jest sucha i schodzi, co jest normalne w jego sposobie leczenia. Nie chce mu się wcierać w nie balsamu, więc po prostu dłubie przy nich nerwowo. Odpowiedź wydaje się łatwa i wychodzi na wierzch zanim zdąża się powstrzymać

- Wilson i ja rozdawaliśmy dzieciom ulotki na temat ochrony przed chorobami wenerycznymi.

Chase wyobraża sobie ulotki, które trzymają w przychodni w szpitalu klinicznym. W niektórych z nich są niezwykle szczegółowe ilustracje, które nie są odpowiednim materiałem do czytania dla kogoś, kto nie skończył jeszcze dwunastu lat.

- Chyba... żartujesz.

- Tak, żartuje. W zasadzie zrobiłem to sam. On tylko patrzył Za bardzo się bał, że jakiś wkurzony rodzic go pozwie.

House marszczy czoło po zakończeniu zdania. Jego głos był bardziej zawiedziony, niż mu się wydawało Od tygodni nie myślał o Wilsonie, nawet nie wypowiedział na głos jego nazwiska. Chase wyczuwa to, zauważa w jaki sposób kąciki ust House'a opadają.

- Ty... tęsknisz za nim, prawda?

House chichocze, skrępowany.

- Czy możemy porozmawiać o czymś innym... albo nie rozmawiać o niczym?

Chase kiwa głową i myśli o czymś interesującym.

- Teraz jest tam wiosna... to znaczy, w Australii. Więc Halloween było dla mnie inne. W zasadzie nawet nie obchodziłem tego święta, kiedy bylem mały, nie tak jak robią to tutejsze dzieci. Wydaje mi się, że teraz jest bardziej popularne, a ludzie przebierają się i rozdają cukierki. Myślę, że wtedy najbardziej ekscytujące były horrory w telewizji.

House nadal męczy swoje paznokcie. Kiedy dorastał, mieszkał w kilku krajach, które w ogóle nie uznawały tego święta Więc rytuały otaczające je nie mają dla niego żadnego znaczenia. Po cukierki wyszedł zaledwie trzy razy. A jego mama i tak większość wyrzuciła, bo wierzyła w legendę o zwariowanych staruszkach, którzy chowają żyletki w jabłkach i zatruwają cukierki.

- Taa...w telewizji jest maraton filmów z Freddym Krugerem, to dla mnie wystarczająco ekscytujące.

House wie, że nie obejrzy żadnych filmów, ponieważ ostatnio nie może odwlekać snu dłużej, niż do ósmej wieczorem. Jego stary zwyczaj nie spania do trzeciej i utraty przytomności na kanapie, odszedł w niepamięć Zastanawia się, ile czasu mu zostało i ile z niego prześpi.

Chase zbiera się do wyjścia i sposób w jaki przesuwa dłonią po ramieniu House'a bardzo swobodny. Zaczyna się na obojczyku, a kończy na nadgarstku. Normalni ludzie wzięliby to za normalny gest. Ale House jest inny.

Jest odwrócony do House'a plecami kiedy otwiera sobie drzwi, ale kiedy mówi dobranoc, uśmiecha się wyobrażając sobie jego zdziwione spojrzenie.

------------------------------------------------------------

Kwadrans po wyjściu Chase'a ktoś puka do drzwi mieszkania House'a. On myśli, że to nie mogą być dzieci, ponieważ Chase zostawił na drzwiach wiadomość, że House'owi zabrakło słodyczy Jest pewien, że będzie tego żałował, ale wstaje, powoli przekracza salon i idzie do drzwi.

Zagląda przez judasza, ale nie widzi nic prócz ciemności, co wydaje mu się dziwne, ponieważ światło na ganku jest wystarczająco jasne, żeby oświetlić korytarz.

Kiedy otwiera drzwi, staje oko w oko z ogromnym - cóż jest to ogromne coś. Jest ono czerwone i włochate. Przemawia do niego teatralnie, głosem zbliżonym do czegoś pomiędzy Darthem Vaderen a Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz.

- Słyszałem, że masz anemię.

House krzywi się Ten głos rozpoznałby wszędzie.

- Nie jesteś za stary, żeby wyłudzać od ludzi cukierki? A w ogóle za kogo żeś się przebrał?

Kutner zdejmuje górną cześć kostiumu i chowa ją pod pachę Jego spocone włosy stoją dęba, nadając mu wygląd koguta.

- Jestem czerwonym ciałkiem krwi. Pożyczyłem kostium ze szpitala. Używają go w czasie akcji krwiodawstwa. Ty miałeś anemię, więc... no wiesz... czerwone krwinki...?

Kutner czeka, aż House wybuchnie śmiechem, czego on oczywiście nie robi. Kopie wycieraczkę noskiem trampka.

- Nieważne.

House drapie się w nos, żeby zataić uśmiech, którego nie może powstrzymać Nigdy nie przyzna się do tego, że jest to dokładnie taki rodzaj rzeczy, jakie sam zrobił w wieku Kutnera. Tylko że w jego przypadku kostiumem był strój ciężarnej zakonnicy, ubranej w maskę Groucho Marx'a.

- Taa... gdzieś w Princeton są malutkie dzieci, które do końca życia będą nawiedzane przez koszmar bycia gonionym przez ogromne czerwone ciałko krwi.

Kutner wydaje się być dotknięty przez sugestię, że naumyślnie wyrządziłby krzywdę dzieciom.

- Ten kostium nie jest straszny... jeśli zapytają, powiem im, że jestem truskawką... albo bardzo niekształtnym pomidorem.

Przez chwilę patrzą sobie w oczy i Kutner robi wszystko, żeby nie skupiać uwagi na głowie House'a. Ponieważ mimo że jest ona zawinięta czarną bandaną, widać wyraźnie, że brakuje na niej włosów. Twarz House'a jest gładka i blada, a lekka utrata masy ciała sprawiła, że jego broda i policzki są bardziej zaznaczone niż przedtem. Różnica jest trudna do zlekceważenia nawet przez znajomego.

Cisza zmusza House'a do zabrania głosu, jeśli nie uda mu się pozbyć Kutnera. Przynajmniej będzie wiedział, że była to kreatywny i społecznie odpowiedni sposób na to, by jego były pracownik mógł stanąć oko w oko ze swoim byłym szefem.

- Cóż, niestety nie mam żadnych słodyczy.

Ramiona Kutnera rozluźniają się

- Wiem. Po prostu chciałem... zobaczyć się z tobą.

House chrząka Może wziąć to jedynie dosłownie, nawet on nie jest przygotowany na litość, bijąca z tego zdania.

- Przyjrzyj mi się więc, jestem łysy, żałosny itd. Zrób mi zdjęcie swoja komórką i możesz pokazać je jutro w szpitalu. Jestem pewien, że zdobędziesz świetnych kumpli.

Kutner marszczy czoło. Chase już dawno go przed tym przestrzegał Powiedział mu, że House nie chciałby nikogo widzieć, nie chciałby, aby inni się na niego patrzyli. Jego osobowość nie widzi w tym problemu. Postanawia zająć się tym od razu.

- Widziałem wcześniej ludzi chorych na raka, House. Nie ty jeden wyłysiałeś po chemioterapii.

House szuka w głowie odpowiedniej reakcji. Nie ma żadnych Więc w zamian mówi:
- Chcesz arszeniku? Chase mówi, że to zdrowe.

Kutner chichocze, słysząc to. Wie doskonale, co Chase daje House'owi. To on poddał mu ten pomysł. Zagląda House'owi przez ramię do wnętrza mieszkania.

- Masz ładne mieszkanie.

House jest zirytowany swoją niemocą wobec odesłania drugiego mężczyzny.

- Jest trochę większe niż trumna.

Kutner wzdycha.

- Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz?

- Nie oczekuję żadnych odpowiedzi.

Kutner kiwa głową i uświadamia sobie, że House jest skrępowany i że powinien się zmyć.

- Cóż... Wesołego Halloween.

House zamyka drzwi, trochę mocniej niż powinien.

Taa. Myśli sobie. Wesołego wesołego wesołego.[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:34, 02 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
Żona Tauba zrobiła dla niego galon rosołu z prawdziwej kury, marchewki, selera, jarmużu i porów House miał nadzieję, że będzie on niesmaczny i w ten sposób będzie mógł odmówić zjedzenia go. Niestety, jego apetyt wrócił ze zdwojona siłą i kiedy otworzył pokrywkę, zapach był zbyt zachęcający, aby go ignorować Kiedy zjadł wszystko, wolne miejsce w jego lodowce zostało zapełnione przez lasagnę z warzyw i sera feta, którą przygotowała dla niego Cuddy, i która także smakowała lepiej, niż się tego spodziewał oraz ogromny kawał placka z brzoskwiniami, przygotowany własnoręcznie przez matkę Foremana.

No nareszcie. No a jednak.

Cytat:
Chase myśli, że jeśli dotknie House'a każdego dnia - nie musi to być od razu uścisk, ale na przykład pogłaskanie od czasu do czasu - on w końcu się do tego przyzwyczai i może nawet mu się to spodoba. Jeśli nie pomoże to w czymś innym, przynajmniej ułatwi mu odejście. A jeśli jego plan się powiedzie, być może uda im się dotrzeć do uścisków.

Jakoś strasznie trudno mi uwierzyć w skuteczność tej metody w wypadku House'a ale to... kochane. I takie chase'owe

Cytat:
- Wilson i ja rozdawaliśmy dzieciom ulotki na temat ochrony przed chorobami wenerycznymi.

Padłam

Cytat:
- Ten kostium nie jest straszny... jeśli zapytają, powiem im, że jestem truskawką... albo bardzo niekształtnym pomidorem.

Padłam po raz drugi. Uwielbiam Kutnera

Ładna ta część. Taka słodko-gorzka

Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:42, 03 Kwi 2009    Temat postu:

Gora napisał:


Cytat:
- Ten kostium nie jest straszny... jeśli zapytają, powiem im, że jestem truskawką... albo bardzo niekształtnym pomidorem.

Padłam po raz drugi. Uwielbiam Kutnera


Ja tez.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:12, 03 Kwi 2009    Temat postu:

Gora napisał:
No nie do końca. Prawdziwemu Wilsonowi zawsze zależało. Cholernie zależało. Ale nie wierzył w ból House. W większości przypadków wszystko spłycał do chęci naćpania się.

Może... a może to tylko pozory... Ja zawsze będę wierzyć w Wilsona
i na szczęście w "One step" Wilson dowiedział się na własnej skórze, co czuje House...

***

elfchick napisał:
Chase nie zadaje glupich pytan. Za dlugo pracowal z House'em i za dobrze go zna.

taaa... więc jak zaklasyfikować to pytanie:
Cytat:
- Ty... tęsknisz za nim, prawda?

??????????????


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:48, 04 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
Gora napisał:
No nie do końca. Prawdziwemu Wilsonowi zawsze zależało. Cholernie zależało. Ale nie wierzył w ból House. W większości przypadków wszystko spłycał do chęci naćpania się.

Może... a może to tylko pozory... Ja zawsze będę wierzyć w Wilsona
i na szczęście w "One step" Wilson dowiedział się na własnej skórze, co czuje House...

"One step" jest boskie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:54, 07 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Foreman czuje zaskoczenie bardziej niż cokolwiek innego, kiedy przysłuchuje się opowieści Kutnera. Był w mieszkaniu House'a trzy razy, odkąd przywiózł go do domu po pierwszej rundzie chemii. Ale nigdy w zasadzie go nie widział. Nie ma nic przeciwko drobnej pomocy i rozumie dlaczego House potrzebuje bariery prywatności. Jednak z powodów jakich nigdy nie zrozumie, Chase'owi jakoś udało się dostać na drugą stronę tej bariery.

- Naprawdę otworzył ci drzwi? Wziąłeś ze sobą swoją małą skarbonkę dla UNICEF-u?

Kutner krzywi się wyraźnie zakłopotany.

- Nie sądzę, aby jeszcze je rozdawano. Nie rozumiem w czym tkwi problem. Taub jest już prawie łysy i nie jest wrażliwy z tego powodu.

Taub chrząka w obliczu naiwności kolegi, która prawdopodobnie bierze się z posiadania całej głowy pięknych, grubych i falujących włosów.

- Jasne, teraz już nie jestem. Zacząłem tracić włosy kiedy miałem dwadzieścia pięć lat. I tak... byłem wtedy bardzo wrażliwy na tym punkcie.

Kutner uświadamia sobie, że reszta zespołu patrzy na niego, także Trzynastka, która robi się niezwykle cicha, kiedy tematem rozmowy jest śmiertelna choroba House'a. Macha dłonią w kierunku człowieka, który jest teraz jego szefem, oczekując jakiegoś wsparcia.

- Cóż, Foreman jest... łysy.

Foreman uśmiecha się i miesza kawę.

- Golę głowę. Wierz mi, gdybym tego nie robił, zauważylibyście. Tu nie chodzi tylko o włosy. House nigdy nie lubił, kiedy ktoś na niego patrzy. Jak myślisz, dlaczego leczy się w innym szpitalu... w innym mieście, gdzie nikt go nie zna?

Kutner wzrusza ramionami, nadal nie rozumiejąc reakcji innych i żałując tego, że w ogóle się odezwał. Z jakiegoś powodu wydawało mu się, że będą zadowoleni albo rozweseleni, albo zachwyceni, albo zachowają się inaczej niż teraz.

- On nie wyglądał źle, naprawdę. Miał na głowie bandanę z Harley'em Davidsonem. Ona była... całkiem... cool.

Taub wymienia rozbawione spojrzenia z pozostałą dwójką lekarzy.

- Tak, pamiętam chyba taką scenę z Easy Ridera, kiedy bohaterowie zatrzymali się na chemioterapię, zanim poszli do burdelu i wzięli kwas.

Kutner wychodzi pobrać krew pacjentowi, zanim reszta zespołu może dalej sobie z niego drwić. Czuje się teraz głupio. Ale Chase zatrzymuje go obok windy.

- Hej... Myślę, że to dobrze... że wpadłeś.

Kutner przewraca oczami i naciska guzik. Cieszy się, że Chase tak uważa. Ale to nie znaczy, że czuje się lepiej w sprawie reakcji innych. House'owi też to się nie podobało.

- Im to powiedz. Oni myślą, że House to Quasi Modo albo coś takiego... mamy cały oddział łysych ludzi. On nie jest... dziwadłem... on po prostu...

- Musi widywać innych ludzi.

Kutner potrząsa głową. Drzwi windy otwierają się i Chase wchodzi do niej razem z nim.

- Powiedział mi, że jego mieszkanie jest tylko trochę większe od trumny. Dramatyczne, co?

Chase krzywi się na te słowa. House powiedział mu kilka rzeczy, ale nigdy nic takiego. Zastanawia się, czy House nie chciał go zszokować. Być może całkowita izolacja przynosi więcej szkody niż pożytku.

- Dlatego właśnie... musi częściej widywać ludzi.

- Ciebie widuje cały czas, - przypomina mu Kutner.

Chase się uśmiecha. To prawda. Ale nie licząc nieudanego, jak do tej pory, eksperymentu z dotykaniem, jego czas spędzony z House'em jest tak samo bezosobowy jak zawsze.

- Taak... może nawet za często. Wtopiłem się w tło.

- Słucham?

- W zasadzie... ze sobą nie rozmawiamy. Upewniam się, że coś zjadł, że wziął leki... On nigdy nie był otwartym człowiekiem.

W oczach Kutnera pojawia się błysk, jakby dowiedział się czegoś fascynującego - może poznał klucz do osobowości House'a. Ale to nadal jest tylko odrobina.

- Chciałbyś... czegoś więcej?

Chase spogląda w dół na własne buty. Uświadamia sobie, że po raz pierwszy rozmawia z kimś o swojej opiece nad House'em. Jasne, że mieszka teraz z Cameron. Ale ona jest dziwnie niedostępna do jakichkolwiek osobistych zwierzeń. Daje mu wiele rad na temat możliwych skutków ubocznych współdziałania leków i zmian, jakie powinien wprowadzić w diecie House'a, a nawet tego, gdzie mógłby najtaniej kupić hurtowo gumowe rękawiczki. Ale kiedy Chase zaczyna snuć teorie na temat stanu emocjonalnego House'a i tego, jak radzi on sobie z perspektywą śmierci, Cameron od razu zmienia temat.

- Może chciałbym jakiegoś znaku, że to, co robię, ma znaczenie.

Docierają na drugie piętro i wychodzą z windy. Korytarz się rozwidla, droga na OIOM wiedzie w jedną stronę, na chirurgię w przeciwną. Kutner, zaintrygowany, przystaje, by zadać jeszcze jedno pytanie.

- Czy zrobiłbyś to, nawet jeśli by nie miało?

Chase się zastanawia. Nie jest pewien, czy House kiedykolwiek mu podziękuje albo przyzna, że docenia troskę o swoją osobę. Byłoby cudownie, gdyby to zrobił Ale nie jest to jedyny powód, dla którego to robi.

- Taa... tak, zrobiłbym.

--------------------------------------------------------------

W połowie listopada House nareszcie odzyskuje siły na tyle, żeby wrócić do leczenia. Trzeci cykl chemioterapii jest trochę lżejszy i nie wymaga spędzania całej nocy w przychodni. Zajmie mu to jakieś osiem do dziesięciu godzin, nowe lekarstwo będzie podawane przez tę samą linię centralną. Zamiast łóżka dostanie ogromny, wygodny fotel, zlokalizowany w pokoju z kilkoma innymi pacjentami i z telewizorem dla rozrywki.

Tym razem Chase nie pyta. Jest sobota, więc on nie ma innych planów. Kiedy House kieruje się w stronę obszaru leczenia, on idzie za nim. Nawet dotyka go przelotnie przez ułamek sekundy. To naprawdę subtelny gest i zwyczajny obserwator nigdy nie uznałby go za niezwykły Chase rozważa kompletny brak reakcji - żadnego odsuwania się, zdziwionego spojrzenia czy poirytowanego komentarza - jako małe zwycięstwo.

- Zostanę z tobą.

Oczekuje, że House go znieważy, albo przynajmniej powie mu, że nie potrzebuje opiekuna. Ale zamiast tego on wydaje się nie ufać decyzji Chase'a z zupełnie innego powodu.

- Zanudzisz się na śmierć.

Chase uśmiecha się, ponieważ wydaje mu się, że House'owi na nim zależy.

- Nie szkodzi.

House żartobliwie prosi pielęgniarkę by przyniosła Chase'owi kredki i kolorowankę, i po raz pierwszy z jakiegoś powodu nie poprawia jej, kiedy ona bierze Chase'a za jego syna. Dziwne jest również to, że Chase także tego nie robi.

Oczywiście Chase nie dostaje kolorowanki. Zamiast tego skupia uwagę na stosie wypożyczonych z biblioteki książek. Niektóre są o lecznictwie homeopatycznym, niektóre o raku płuc, a jedna o uzdrawianiu śmiertelnie chorych przy pomocy modlitwy.

House albo nie zauważa tematu książek jakie przyniósł sobie Chase, albo po prostu je ignoruje. W ogóle ignoruje Chase'a przez pierwsze kilka godzin. Prawdą jest, że House jest dobry w wyłączaniu się z otoczenia. Przez chwilę ogląda kreskówki i robi wrażenie bardziej rozbawionego przez Scooby Doo, niż to przystoi człowiekowi z wyższym wykształceniem. Ucina sobie drzemkę, kiedy preparaty antyhistaminowe, które podano mu dla zwalczenia jakiejkolwiek reakcji alergicznej, zwalają go z nóg z pilotem zaciśniętym w dłoni.

Otwiera oczy kilka godzin później i zauważa bacznie przyglądającego mu się Chase'a. Ich spojrzenia krzyżują się i młodszy lekarz, speszony, odwraca wzrok.

House na śpiąco odkasłuje, sięgając kubek z woda. Jest pusty, więc Chase pochyla się, by go napełnić. House nie odzywa się, tylko znajduje pilota i zaczyna skakać po kanałach, zatrzymując się na programie o łowieniu okoni.

Chase uśmiecha się swobodnie. Myślał o tym cały czas, kiedy House spał i postanawia zaryzykować. Przynajmniej sprawdzi to jego teorię na temat tego, dlaczego House nie chce przyjmować gości.

- Chcesz, żebym ogolił głowę... wiesz, w imię solidarności?

Chase myśli, że House może się zirytować, zezłościć albo w ogóle nie odpowiedzieć. Ale on wybucha śmiechem.

- Żartujesz? To byłoby przestępstwo dla ludzkości Małe dzieci płakałyby na ulicach. Vidal Sassoon zamknąłby swoje salony w geście żałoby.

Chase także się śmieje, ponieważ House zawsze żartował sobie z jego włosów, a poza tym on nie uważa ich za nic specjalnego. To tylko włosy, proste i blond tak jak włosy jego matki. Czasami myśli, że to głupie, że je zatrzymał, szczególnie biorąc pod uwagę to, że pracuje w środowisku, które musi być tak sterylne, jak to tylko możliwe. Ale to nie jest próżność z jego strony, tylko pragnienie utrzymana więzi z kilkoma miłymi wspomnieniami z dzieciństwa.

- Ja nic... z nimi nie robię. Po prostu je suszę.

House nadal wygląda na rozbawionego. Unosi to, co kiedyś było brwią, a teraz jest dziwnym fałdem skory.

- Poważnie... żadnych odżywek, serum proteinowego i gorących olejków?

Chase odwraca wzrok, onieśmielony nagle czymś, co do złudzenia przypomina komplement.

- Nie... to tylko... no wiesz...

House cicho gwiżdże.

- Wow, szczęściarz z ciebie.

- Moja mama zawsze lubiła, żebym miał długie włosy, nawet kiedy byłem mały. Ona... lubiła się nimi bawić. Mówiła, że są... ładne.

Jak tylko te słowa opuszczają jego usta, Chase ich żałuje. Nie może uwierzyć w to, co właśnie o sobie odkrył, i nie chce nawet myśleć, jak House mógłby użyć tego przeciw niemu.

Ale House nic nie mówi, tylko znowu patrzy na niego, jego oczy skupiają się na sposobie w jaki ostre szpitalne światło odbija się od złotych kosmyków.

- Bo są.

Potem wraca do oglądania telewizji, zostawiając oszołomionego Chase'a jego myślom.

-------------------------------------------------------------

Skutki uboczne nowego lekarstwa nie są aż takie złe, jak pierwszego. Nadal pojawiają się lekkie nudności, wymioty, uderzenia gorąca, dziwny smak w ustach. Tym razem House musi stawić czoła czemuś nowemu, podrażnieniu skory. Całe jego ciało jest suche i swędzi, w różnych miejscach pokazują się czerwone plamy, także na jego głowie I on, oczywiście, drapie się, co tylko pogarsza jego, i tak złe, samopoczucie.

Jest tak źle, że House decyduje się zadzwonić do Chase'a.

- Przysięgam na Boga, że linieję. Za kilka dni zmienię kolor... albo gatunek.

Chase stara się jak może nie okazać zaskoczenia tym, że House zadzwonił do niego w środku dnia. Po południu przywozi hydrokortyzol. House moczy się przez godzinę w roztworze owsianki poleconym przez jednego z dermatologów, a potem pozwala Chase'owi pomóc posmarować się kremem. Chase zastanawia się, czy House robi to dlatego, że jest zdesperowany czy po prostu przyzwyczaił się do bycia dotykanym.

- Muszę przywieźć ci rękawiczki, jak te, które zakładają niemowlętom.

House przewraca oczami.

- To nie pomoże.

- Skąd wiesz?

- Ponieważ moja mama próbowała tego... kiedy miałem jedenaście lat i wytarzałem się w trującym bluszczu. Założyła mi skarpetki na ręce.

- To znaczy... że zrobiłeś to naumyślnie? Dlaczego?

House przypomina sobie. Przez kilka tygodni starszy chłopak straszył, że go pobije. Zbliżał się koniec semestru i kończyły mu się mądre pomysły na to, jak tego uniknąć. W końcu zdecydował się symulować chorobę. Gorączka była trudna w utrzymaniu przez więcej niż kilka godzin. Ale wysypki od stop do głów nie da się zignorować.

Teraz myśli, że nie powinien był zdejmować wszystkich ubrań, zanim zaczął się tarzać. Na szczęście jego matka nigdy go o to nie pytała. A on był taki wyluzowany dzięki temu, że mu się udało, że nawet nie przeszkadzało mu, kiedy ojciec walnął mu wykład zaczynający się do slow „co za pieprzony idiota”...

- Nie chciało mi się chodzić do szkoły.

Chase marszczy brwi, naprawdę nie wie, dlaczego House chciał zostać w domu, szczególnie w tak młodym wieku. Nie jest kompletnie pewien, jeśli chodzi o Amerykanów Ale tam, skąd pochodził, ludzie nie zniechęcali się do formalnej edukacji, dopóki nie skończyli czternastu lat - w tym samym czasie, kiedy okres buntu jest naturalny. Jest ciekaw, co mogło sprawić, że szkoła była dla niego nie do zniesienia. Ale nie aż tak, żeby to z niego wyciągnąć.

- I co... zadziałało?

- Taa... zostałem w domu na tydzień.

Oczy House'a stają się szkliste i Chase odkasłuje, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.

- Skończyłem Przywiozłem ci też więcej diphendraminy, jeśli jej chcesz.

- Chcę.

House wyciąga się na łóżku Nie może zrobić wiele, kiedy jest wysmarowany kremem. Myśli, że być może poprzygląda się swojemu sufitowi, skoro nie robił tego od wczoraj.

Ale Chase przerywa natłok jego myśli.

- I... tak się zastanawiam, co masz zamiar robić w Święto Dziękczynienia?

House chichocze, znajdując pewną ironię w pytaniu Australijczyka o to, jakie miał plany w jedno z najbardziej obrzydliwie Amerykańskich świąt.

- Och, myślałem, że posiedzę w domu w samej bieliźnie, obejrzę football i się złuszczę.

- Bądź poważny.

- Jestem.

- Rodzice Foremana zaprosili nas na obiad... Cameron i ja... Kutner też się wybiera. Cuddy może się pokazać. Ty także zostałeś zaproszony.

House mruga kilka razy i czuje utkwiony na sobie wzrok Chase'a, słyszy nadzieję w jego głosie. Słyszy, jakie to ważne, nawet jeśli on sam nie rozumie dlaczego. Nie potrafi wyjaśnić mu, dlaczego on nie chce się narażać na głupie rozmowy, współczujące spojrzenia. Po raz pierwszy w życiu jest mu przykro i sądzi, że nie powinno być.

- Ja... nie... sądzę.

Ale Chase nie jest gotowy tak łatwo się poddać.

- Wiesz... żadne z nas nie ma rodziny. To znaczy, moi rodzice nie żyją, rodzice Kutnera, ci adopcyjni mieszkają na drugim końcu kraju. Ale prawdziwych rodziców stracił kiedy miał sześć lat. Cameron jest wdową... Cuddy jest nie zamężna... tak naprawdę żadne z nas nie ma rodziny. Mamy tylko... - Udaje mu się powstrzymać, zanim wypowiedział słowa 'siebie nawzajem' ponieważ nie jest pewien, czy House jest gotów to usłyszeć. W zamian za to patrzy jak House, speszony, odwraca wzrok, kiedy on dodaje: - Nie jesteś przypadkiem godnym politowania House. Wszyscy jesteśmy godni politowania.... każdy z nas.

House wzdycha ciężko, skupiając wzrok na ścianie.

- Powiedz Foremanowi, żeby poprosił swoją mamę o zrobienie placka z owocami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Wto 20:59, 07 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:17, 07 Kwi 2009    Temat postu:

Świetne.

Cytat:
Taub chrząka w obliczu naiwności kolegi, która prawdopodobnie bierze się z posiadania całej głowy pięknych, grubych i falujących włosów.

Uwielbiam Kutnera. I Tauba też. A ich w duecie (pamiętna spółka) najbardziej

Cytat:
- Może chciałbym jakiegoś znaku, że to, co robię, ma znaczenie.
(…)
- Czy zrobiłbyś to, nawet jeśli by nie miało?
(…)
- Taa... tak, zrobiłbym.

Piękne.

Cytat:
House żartobliwie prosi pielęgniarkę by przyniosła Chase'owi kredki i kolorowankę, i po raz pierwszy z jakiegoś powodu nie poprawia jej, kiedy ona bierze Chase'a za jego syna. Dziwne jest również to, że Chase także tego nie robi.

Czyżby jednak Chase'owi udało się "oswoić" House'a?

Cytat:
- Chcesz, żebym ogolił głowę... wiesz, w imię solidarności?
Chase myśli, że House może się zirytować, zezłościć albo w ogóle nie odpowiedzieć. Ale on wybucha śmiechem.
- Żartujesz? To byłoby przestępstwo dla ludzkości Małe dzieci płakałyby na ulicach. Vidal Sassoon zamknąłby swoje salony w geście żałoby.

Ja tez uwielbiam te boskie blond kosmyki

Cytat:
- Moja mama zawsze lubiła, żebym miał długie włosy, nawet kiedy byłem mały. Ona... lubiła się nimi bawić. Mówiła, że są... ładne.
(…)
- Bo są.

Oook.... Wręcz nie poznaję House'a w tej części. Taki otwarty, miły... To dobrze, wygląda na to że coś w nim się zaczyna zmieniać. Ale... aż boję się co będzie w kolejnej części. Mam wrażenie, że długo tak słodko nie będzie...

Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 1:52, 08 Kwi 2009    Temat postu:

Gora napisał:

Cytat:
- Moja mama zawsze lubiła, żebym miał długie włosy, nawet kiedy byłem mały. Ona... lubiła się nimi bawić. Mówiła, że są... ładne.
(…)
- Bo są.

Oook.... Wręcz nie poznaję House'a w tej części. Taki otwarty, miły... To dobrze, wygląda na to że coś w nim się zaczyna zmieniać. Ale... aż boję się co będzie w kolejnej części. Mam wrażenie, że długo tak słodko nie będzie...


Nie zapominaj ze, on jest w tym momencie lekko nacpany


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:17, 08 Kwi 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Nie zapominaj ze, on jest w tym momencie lekko nacpany


On jest zawsze "lekko naćpany"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 4 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin