|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 2:56, 02 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Gora napisał: | Chase, który zachowuje się "jakby rozumiał".
Interesująco. |
Jakby nie bylo Chase to najdluzszy stazem pracownik House'a.
-----------------------------------------------------------
[link widoczny dla zalogowanych]
W piątkowy wieczór Chase wpada do gabinetu House'a. Robi to tak przypadkowo, jak tylko może, żeby wyglądało to na niezaplanowane, ale nadal szczere.
- Hej... jutro idziemy do oceanarium.
House nie podnosi na niego wzroku. Udaje, że czyta papier leżący na wierzchu sterty, którą Cuddy przyniosła dwa dni wcześniej. Nie zajrzał do żadnego z nich, ale pojawienie się skorego do rozmowy Chase'a jest świetnym motywatorem.
Tak - strona z nazwiskiem i adresem pacjenta jest niezwykle ciekawa.
- Razem z... twoim zastępem?
- Nie... Kutner, Cameron i ja... Kutner to załatwił.
House wydaje się nonszalancki.
- Świetnie. Miłej zabawy. Przywieź mi pluszowa wydrę.
Chase uświadamia sobie, że musi być bardziej bezpośredni.
- Chcielibyśmy, żebyś z nami poszedł.
House pociąga lekceważąco nosem. Wątpi, że oni naprawdę chcą, żeby gdzieś z nimi poszedł. Dzięki temu, że Cuddy uparcie starała się pokazać mu piętnaście zdjęć potencjalnie możliwych do adopcji szczeniaczków, a także pytaniu Kutnera o trzy rzeczy, jakie zabrałby ze sobą na bezludną wyspę, jest pewien, że wszyscy wokół niego kompletnie zwariowali.
Postanowił zignorować pragnienie Chase'a, by być jego osobistym Jezusem, ponieważ to nie pasuje do żadnej z kategorii jego logiki. Jego próba samobójcza na pewno ich wszystkich znudzi i wszyscy znowu będą myśleli, że on zasłużył sobie na swoje nieszczęście, zamiast daremnie usiłować go ratować.
- Nie, dziękuję. Jestem uczulony na ryby.
House nie ma w sobie na tyle entuzjazmu, żeby śmiać się z własnego dowcipu. Po prostu wraca do udawania, że czyta kartę pacjenta. Odmawiając dania za wygraną, Chase stuka o blat biurka.
- Jasne... bądź gotowy o dziesiątej, bo wtedy po ciebie wpadnę.
House krzywi się na uparcie Chase'a
- Nie, dziękuję. Mam inne plany.
- Nie, nie masz.
- Lubiłem cię bardziej, kiedy się mnie bałeś.
Chase ignoruje jego komentarz. Odwraca się, by wyjść i macha mu na pożegnanie.
- Do zobaczenia jutro.
--------------------------------
Chase naprawdę nie ma pojęcia czy House otworzy mu drzwi, czy będzie gotowy. Za pięć jedenasta Chase nadal puka do drzwi, inni przyglądają mu się z samochodu.
Czeka dwie minuty, myśląc o tym, czy House potrzebuje więcej czasu, żeby dotrzeć do drzwi. Ale House nie otwiera. Jego motocykl jest zaparkowany nieopodal, więc na pewno jest w domu.
Chase myśli o znalezieniu zapasowego klucza i wejściu do środka. Ale wie, że House będzie miał mu to za złe i myśli, że teraz najlepiej jest uszanować prywatność House'a i nie traktować go jak dziecka, które nie potrafi się sobą zająć. Musi wierzyć, że House nie zrobi nic głupiego, musi, bo nie ma innego wyboru. W głębi duszy wie, że i tak przez cały dzień będzie się martwił, czy nic mu nie jest.
Chase wraca do samochodu - bez House'a - i wymienia krótkie spojrzenie z Cameron. Kutner wygląda na prawdziwie zawiedzionego, nie tylko dlatego, że naprawdę chciał spędzić trochę czasu z House'em, co jest prawdą, ale także dlatego, że zdaje sobie sprawę, iż jest jak piąte koło u wozu. Na szczęście Chase i Cameron nie okazują sobie uczuć zbyt otwarcie, a Kutner może dogadać się z kim chce, więc cała trojka całkiem nieźle się bawi.
Kutner ignoruje to, że jego towarzysze trzymają się za ręce. Przygląda się ławicy ryb przepływającej obok niego i zastanawia się na głos.
- Ciekawe, co robi teraz House?
--------------------------------------------------------------
Ona siada na brzegu stolika i przygląda się siedzącemu przed nią mężczyźnie. Miał wystarczająco dużo energii, by wstać i otworzyć jej drzwi. Ale teraz kiedy wrócił na kanapę, wygląda na to, że on zaraz straci przytomność, a jest dopiero dwunasta w południe.
- Jak ci na imię, kochanie?
Jego twarz informuje ją o tym, że on wolałby, żeby ona nie zwracała się do niego per 'kochanie' albo w jakiś inny sposób, który sugeruje fałszywe odczucie znajomości.
- Greg.
- Co mam z tobą zrobić, Greg?
On patrzy na nią przez chwilę, jakby jej wygląd nie był ważny. Nie jest. Ona wygląda jakby była zrobionym z plastiku, twardym i zimnym ciałem. Mogłaby nim być.
- Jesteś prostytutką, więc zakładam, że to było pytanie retoryczne. Chyba, że przyszłaś tutaj, żeby sprzedać mi Ciasteczka Harcerek. W tym wypadku poproszę dwa pudełka ciasteczek Samoa. Możesz rozłożyć je na swoich piersiach... albo... coś w tym rodzaju.
Ona wzdycha, niezrażona jego, wywołanym przez alkohol, poczuciem humoru. Zdejmuje płaszcz pokazując błyszczącą, czarną sukienkę. Kiwa głową w kierunku szklanki i butelki stojących między nimi na stoliku.
- Jesteś pijany?
On na nią nie patrzy. To zabrzmiało bardziej jak oskarżenie niż pytanie, a on jest zmęczony własną obroną. Wszyscy inni mogą sobie myśleć o tym, co on może i nie może. Ale on jej płaci, więc z tego powodu uważa, że ona nie ma prawa głosu.
- Czy ma to jakieś znaczenie?
- Nie, jeśli z góry zapłacisz.
On leniwie kiwa głową.
- Pieniądze są na komodzie... w sypialni. Pięć banknotów i napiwek.
Ona ożywia się. Jeśli on płaci, może nawet być nieprzytomny, chociaż to utrudniłoby jej trochę zadanie. Ale nie jest brzydki i nie śmierdzi, więc nie będzie to tortura.
On zdejmuje t-shirt i rzuca go na podłogę.
- Nieważne... wszystko i tak ma ten sam koniec, prawda?
- Oral, pół na pół, anal, wszystko po kolei czy zwykły stosunek?
- W porządku.
- Które?
- Po trochę z każdego byłoby miłe.
Ona przewraca oczami. On na pewno jest jednym z tych, którzy kończą szybko. Ale czas to pieniądz, a ona przynajmniej będzie miała czas odwiedzić jeszcze jednego klienta przed powrotem do biblioteki, żeby skończyć referat na zajęcia z ekonomii.
- Może najpierw striptiz, a potem długie obciąganie?
- Jasne.
Ona marszczy brwi z powodu tego, jak mało mu zależy. Większość jej klientów jest łakoma i zdesperowana, nie może utrzymać rąk przy sobie i zwykle ma jasno sprecyzowane wymagania. Jeden facet, którego ona naprawdę nie cierpi, ale nadal odwiedza, ponieważ on daje jej prawie tysiąc napiwku prawie za każdym razem, lubi pieprzyć ją od tylu prawie do momentu orgazmu, a potem zerwać prezerwatywę i dojść na jej piersi. Potem to zlizuje.
Mężczyzna siedzący przed nią, który wygląda jakby wolał walnąć drzemkę, zamiast ją pieprzyć, jest jakoś bardziej niepokojący.
Tak naprawdę, wydaje się w ogóle nieobecny duchem. Ona ostrożnie zdejmuje sukienkę w możliwie najbardziej prowokujący sposób, mając nadzieję, że on zauważy, może nawet sięgnie, by jej dotknąć. Greg wydaje się jednak znudzony.
Ona pstryka palcami
- Hej, jestem tutaj? Pamiętasz mnie?
On plącze słowa. Jego głos jest mokry, jakby miał za dużo śliny w ustach.
- Przepraszam, chyba wypiłem więcej, niż myślałem. Nie przeszkadzaj sobie.
Ona jest zaniepokojona tonem jego głosu i prawie zapomina, po co tam przyszła. Zwykle nie pyta klientów o samopoczucie, ani o ich prywatne życie, poza pozycją jaką lubią najbardziej.
- Nic ci nie jest?
- Nic mi nie jest. Nie płacę ci za psychoanalizę. Rozbieraj się.
Jakby chciał dać jej przykład, wstaje z kanapy i zsuwa spodnie.
Ona zauważa bliznę, ale nie reaguje. Myśli, że to ma jakiś związek z jego nogą, z tym, jak on kuleje. Ale widziała dużo gorsze rzeczy i domyśliła się, że ten brzydki kawałek skóry na jego udzie jest przynajmniej częścią powodu, dlaczego wydaje mu się, że musi płacić za seks, i dlaczego nigdy nie zamawia dwa razy tej samej dziewczyny.
Ona ma na sobie jedynie stringi, ale on jeszcze nie zdjął bielizny ani skarpetek. Opada na kanapę i macha na nią ręką, dając jej znak, by je zdjęła.
Kiedy jest naga, siada na nim i przesuwa swoimi długimi paznokciami po jego klatce piersiowej. Czuje jak jego sutki twardnieją, a kiedy je liże, widzi gęsią skórkę wokół nich. Jego klatka piersiowa jest piękna, twarda i opalona, z idealną ilością miękkich włosów. Dużo lepsza od innych, z którymi się zetknęła w czasie pracy. Myśli o tym, żeby mu o tym powiedzieć. Z drugiej strony, jest świadoma tego, że jeśli bierze za to pieniądze, on może jej nie uwierzyć.
Całuje jego szczękę. Zwykle tego nie robi. Ale on wydaje się bezpieczny. Niektórzy faceci są jedną chodząca chorobą weneryczną. Ten facet to kulejący zawód miłosny. Może pozwolić sobie na drobne czułości, uważając na to, by go nie pocałować. Gryzie go w ucho, znajduje jego usta i całuje je delikatnie. Jego oddech pachnie alkoholem. Poza erekcja, którą ona czuje pod sobą, ten mężczyzna zupełnie nie reaguje.
Ona przypomina sobie, że nie musi dać mu długotrwałego spełnienia, tylko orgazm. Zabiera się do pracy, zsuwa mu slipy i zakłada kondom. On nie protestuje, wie, że ona tego wymaga, nawet przy seksie oralnym. Wyraźnie widać, że on już to kiedyś robił. Jest najwyraźniej nie przyzwyczajony do seksu z kimkolwiek, kto zgodziłby się zetknąć z jakimikolwiek zarazkami, jakie on roznosi.
Ona dostrzega, jak on przygryza dolną wargę, jakby starał się naprawdę cieszyć się tym, co ona robi. Lateks jest na tyle cienki, że on czuje jej usta, zęby i język. Ona drażni go przez chwilę w ten sposób, a potem unosi się i pieści jego twarz swoimi piersiami. Czeka, aż on zareaguje, spróbuje je ugryźć, polizać czy ssać. Ale on nie robi nic, więc ona znowu się pochyla i zsuwa się na całą długość jego członka. Jest to na tyle trudne, że on drży i obejmuje dłońmi jej miednicę, wbijając w nią paznokcie. Ale ona go nie powstrzymuje, ponieważ jego dłonie wydaja się ogromne w porównaniu z jej ciałem. Jest niesamowicie chuda, z wyjątkiem jej poprawionych chirurgicznie piersi. Nawet kiedy on obejmuje ją w talii, jego kciuki nadal znajdują odpowiednie miejsce. Dotykają jej brutalnie, łącząc przyjemność i niewygodę bycia tak ciasno objęta.
Kiedy on dochodzi, nie wydaje z siebie żadnych dźwięków. Po prostu odchyla głowę na oparcie kanapy i rozchyla usta. Jest nieruchomy, poza drganiami jego członka. Ona czeka na ostatni skurcz.
Podnosi się i wychodzi do łazienki umyć twarz. Nie potrzebuje tego. Ale to nawyk jakiego nabawiła się, kiedy zaczęła tę pracę. To pozwala klientowi doprowadzić się do porządku i sprawić, żeby myślał, że ona nie przyszła tam tylko po pieniądze.
Kiedy znowu się pojawia, on się nie ruszył. Jest nieprzytomny, ale nadal oddycha. Ona sprawdza na wszelki wypadek. To nie wchodzi w zakres jej obowiązków. Ale w końcu dostała od niego sto dolarów napiwku. Zdejmuje zużytego kondoma i wyrzuca. Myje go szmatką, potem po raz drugi myje ręce, przykrywa go kocem i wychodzi.
---------------------------------------------------------------
Około trzeciej po południu, Chase postanawia zatrzymać się na chwilę w sklepie z pamiątkami, zanim wyjdzie do samochodu. Cameron podejrzliwie idzie za nim. Kutner też, ale on przynajmniej rusza w kierunku świecących w ciemności t-shirtów z rekinami.
Cameron wie, że Chase nie lubi pamiątek. Nigdy nie kupiłby sobie breloczka do kluczy czy naklejki na zderzak. Ale teraz przygląda się, jak on dłubie w koszu pełnym pluszowych maskotek, znajduje jedną i niesie do kasy.
Uśmiecha się nieśmiało. Wie, że Chase nie ma żadnych siostrzeńców czy bratanków, więc nie ma pojęcia, komu mógłby coś kupić.
- Co kupiłeś?
On podaje kasjerowi pieniądze, jakby w jego zachowaniu nie było nic dziwnego.
- Pluszową wydrę.
CDN... W "Some Dance To Forget"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Czw 22:51, 05 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:07, 02 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ładne. Z jednej strony słodkie (pluszowa wydra) a z drugiej okropnie gorzkie (House i prostytutka). Nie mogę doczekać się kolejnej części.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
jednoskrzydla
Pacjent
Dołączył: 31 Gru 2008
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:43, 02 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ciekawy fik. Podoba mi się podejście Chase'a, jego próby zapełnienia pustki która została po [bardzo niewilsonowatym ;P] Wilsonie. Z niecierpliwością czekam na następną część.
House wyprany z uczuć - wrak człowieka... Chase, zróóób coś!
Fragment świetnie wyważony. Od słodkiej pluszowej wydry, przez pomysł wycieczki, który jednak nie odniósł zamierzonych efektów, aż do smutego i przygnębiającego zajścia z prostytutką.
[ brak kontroli, prostytutka, używki - wszystko kojarzy mi się z teledyskiem do Meds'a
http://www.youtube.com/watch?v=9eh0rAUwZSQ
ah, ta moja Plackowa mania xD Przepraszam. ]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:20, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
jednoskrzydla napisał: |
House wyprany z uczuć - wrak człowieka... |
Potem bedzie jeszcze gorzej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:30, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
To może być jeszcze gorzej?... A będzie lepiej?...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:36, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Gora napisał: | To może być jeszcze gorzej?... A będzie lepiej?... |
Gorzej i lepiej na zmiane.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:56, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną część...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
jednoskrzydla
Pacjent
Dołączył: 31 Gru 2008
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 23:17, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ja nie wiem jak moje House'owe serduszko zniesie te katorgi. *.*
Ale nie pozostaje mi nic innego jak czekać...
i mieć nadzieję na happy-end ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 23:35, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ja też mimo wszystko mam taką nadzieję...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:40, 07 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
W poniedziałek House nie przychodzi do pracy. Nie tylko nie przychodzi, ale także nie dzwoni, żeby o tym powiadomić i nie odbiera telefonu, kiedy jego podwładni usiłują się z nim skontaktować.
Dziwne, ale pierwszą rzeczą jaką robi, tego ranka, Cuddy jest wezwanie Dr. Chase'a.
Stoi przed swoim biurkiem, krzyżując ramiona z zakłopotaniem. Czuje, że powinna wyjaśnić.
- Zwykle dzwoniłam po Wilsona, kiedy... nie, żeby on miał jakąś kontrolę nad... ale to on zwykle... Biorąc pod uwagę twój niezwykły entuzjazm w kierunku... Wiesz może dlaczego...?
Chase uśmiecha się rozbawiony tym, jak łatwo zajął miejsce Wilsona jako opiekun House'a, i jeszcze bardziej rozbawiony tym, że Cuddy myśli, iż House potrzebuje opiekuna. Jest to oczywiście całkiem rozsądna opinia, ponieważ House jest tykającą bombą zegarową. Ale to nadal jest zabawne.
Spogląda na zegarek. Jest prawie jedenasta. Do drugiej nie ma w planie żadnych operacji, co oznacza, że będzie musiał się przygotować około pierwszej piętnaście. Mówi Cuddy, że może pojechać do mieszkania House'a i zobaczyć, czy wszystko jest w porządku. Ona wydaje się oddychać z ulgą, że nie musi czuć się winna z powodu odejścia Wilsona, teraz, kiedy Chase zgłosił się na ochotnika jako opiekun House'a.
-----------------------------------------------
Chase słyszy ryk muzyki z ulicy, nawet zanim wysiądzie z samochodu. Podchodzi do drzwi House'a z pluszową wydrą pod pachą, znajduje tam młodą dziewczynę walącą do drzwi. Dziewczyna odsuwa się, patrząc na Chase'a z nadzieją.
- Dzięki Bogu, miałam zamiar zadzwonić na policję. Gra tę samą cholerną piosenkę Matchbox Twenty w kółko od siódmej rano. Już... wystarczy. Kimkolwiek ona była, już nie wróci.
Chase mieszkał w Stanach jakiś czas, ale nadal nie znał do końca tutejszego prawa. Słuchanie głośnej muzyki w środku dnia nie wydaje się wystarczająco poważne, by wzywać policję i na pewno nie jest to haniebne czy ordynarne. Oczywiście jego perspektywa na ten temat jest pewnie wyjątkiem. Kiedyś spóźnił się godzinę do szkoły, gdy jego autobus utknął przed dużym stadem bezpańskich owiec.
- Och... czy to przestępstwo?
Dziewczyna macha tylko ramionami i odchodzi.
- Nie, ale powinno nim być.
Chase puka do drzwi, ale niemożliwe jest, by House go usłyszał. Szuka nad drzwiami zapasowego klucza, ale jego nagrodą jest tylko garść kurzu. House musiał go schować, a może zrobił to Wilson, kiedy pojawił się tutaj ostatnio. Jedno z dwojga, w każdym razie klucza tam nie ma.
- Cholera.
Chase wychodzi na ulicą i przygląda się oknom. Okno w sypialni wydaje się lekko otwarte, więc on wsuwa wydrę pod pachę i używa drugiej ręki, żeby je otworzyć. Potem wtyka głowę do środka, ale nigdzie nie widzi House'a. Wchodzi przez okno i zamyka je za sobą.
House jest w salonie, ubrany w slipy i t-shirt z emblematem Rolling Stones'ów. Leży na podłodze, opierając ubrane w skarpetki stopy o stolik, fałszując głośno. Kiedy widzi Chase'a ledwie reaguje, po prostu uśmiecha się do niego i macha głupio. Wszędzie panuje kompletny bałagan, lampa leży na boku, przewrócone krzesła i książki wywalone z półek. Pojemniki po jedzeniu na wynos i butelki po piwie zaśmiecają okolice kanapy i wszystkie wolne powierzchnie.
Chase odzywa się, starając się nie krzyczeć.
- Lubisz te piosenkę, co?
House pokazuje palcem i śmieje się na widok tego, że mimo iż usta Chase'a się poruszają, jego słowa giną w muzyce. To nie powinno być śmieszne. Ale w tym momencie jest mu wesoło.
Chase znajduje stereo i wyłącza muzykę. House nadal śpiewa.
- Everyman here, is wondering what its like to be with somebody else...la la la...everyone here's to blame...everyone here's...caught up in the pleasure of the pain...
- House?
- ...cause we don’t know how...to get it back to good...
- House!
- Co?
- Nie przyszedłeś dzisiaj do pracy.
- Aha... jeśli o to chodzi. Miałem zamiar zadzwonić, ale nie mogłem znaleźć telefonu. Zgubiłem go w niedzielę.
Pierwszym odruchem Chase'a jest rada, by powiedzieć House'owi, żeby pomodlił się do patrona rzeczy zagubionych, ale prawdopodobnie żadna modlitwa nie zostałaby wysłuchana. Nie jest pewien, czy Święty Antoni mógłby przebrnąć przez ten bałagan.
House kiwa głową na widok rzeczy w dłoni Chase'a.
- Co to za bóbr?
- To jest wydra.
- Och. Więc co to za wydra?
Chase postanawia być szczery. Przynajmniej zmusi to House'a do myślenia.
- Jest dla ciebie. Kupiłem ją w oceanarium.
Na twarzy House'a pojawia się szok i przerażenie za razem.
- Poważnie?
- Tak. Mieli tę i drugą, która trzymała w łapkach fioletowego jeżowca morskiego. Myślałem, że ta ci się bardziej spodoba. Wiem, jak bardzo lubisz morskie rośliny.
House gapi się na maskotkę, nadal zastanawiając się, dlaczego Chase ją kupił. Jasne, sam o to prosił. Ale wtedy żartował, a poza tym i tak nikt go nigdy nie słucha. Nigdy nie myślał o sobie jako o osobie, której słowa ludzie pamiętają, kiedy on nie jest obecny. Wyobraża sobie Chase'a w sklepie z pamiątkami, łapiącego wydrę - muszę kupić ją House'owi.
Myśli, że zaraz może zwymiotować, choć z drugiej strony myśli o innych rzeczach, do zakupu których mógłby nakłonić Chase'a.
- Wow. Jestem niezwykle poruszony twoim gestem. Gdyby ktoś dal mi wcześniej maskotkę, zaoszczędziłbym fortunę na piwie i porno.
- Dlaczego nie możesz mi po prostu podziękować?
- Co byłoby w tym zabawnego?
Chase przytula wydrę opiekuńczo do siebie.
- Nie obchodzi mnie, czy ją chcesz, czy nie. Sam o nią prosiłeś. Jeśli chcesz się jej pozbyć, będziesz musiał zrobić to, kiedy sobie pójdę.
- Mogę wsadzić jej łepek do młynka na odpadki?
- Jeśli... chcesz rozwalić sobie rury, jasne.
- Dlaczego musisz rujnować mi zabawę? Zaraz mi powiesz, że podpalenie jej włączyłoby alarm przeciwpożarowy.
- Jeśli działa bez zarzutu... a poza tym ta wydra nie jest łatwopalna.
House wygląda na sfrustrowanego.
- Jest za duża, żeby ją spuścić... szczególnie teraz, kiedy mam toaletę, która oszczędza wodę... Cholerny Al Gore...
- A co powiesz na to? Zamiast niszczyć niewinną zabawkę, pogódź się z faktem, że to prezent od dobrze życzącego ci kolegi, który wolałby, żebyś przychodził codziennie do pracy, zamiast się upijać, leżeć na podłodze i współczuć samemu sobie?
- Wow... naprawdę zmuszasz mnie do myślenia. Doceniam to. Dlaczego ja cię w ogóle zwolniłem?
- Mówiłeś coś o potrzebie zmiany... do której świetnie się przystosowujesz. Jesteś dosłownym kameleonem.
House łapie się za klatkę piersiowa.
- Auć. Jesteś gorzki.
- W zasadzie ciesze się, że już dla ciebie nie pracuję
- A może nie.
- ...ponieważ to znaczy, że teraz kiedy już nie jesteś moim szefem... możemy się zaprzyjaźnić.
House chrząka na samą sugestię.
- Nie potrzebuję przyjaciół, a już na pewno nie takich, którzy dają mi w prezencie pluszowe zwierzątka. Boże, nawet Wilson wiedział lepiej, a on był prawie uzależniony od Build-A-Bear.
- Nie przestanę próbować.
- Więc... jesteś idiotą.
- Gdybym był idiotą, uwierzyłbym ci, kiedy mówisz, że nie potrzebujesz przyjaciół. Tak jak inni ludzie, którym to powiedziałeś. Na mnie to nie działa.
- Ja wolę myśleć, że oni wiedzieli, kiedy ode mnie odejść.
- Dlaczego? Co jest w tobie takiego niebezpiecznego... poza twoją agresją w stosunku do pluszowych zwierzątek?
- Pamiętam, że kiedyś cię uderzyłem.
Chase macha wyzywająco ręką.
- Ooch... ale się boję. Kiedy będę próbował być twoim przyjacielem, znowu mnie uderzysz?
House zamiera, nieszczęśliwy z powodu nieumiejętności zastraszenia swojego byłego pracownika. Oczywiście to, że nadal leży na podłodze, nie pomaga.
- Ja... dlaczego chcesz być moim przyjacielem? Jestem wystarczająco stary, by być twoim ojcem. W niektórych krajach to jest uznawane za dziwne.
- Istnieje granica wiekowa w przyjaźni?
- A no tak... jasne. Zapomniałem o twojej sekretnej skłonności do grudniowo-majowych romansów. Spotkałeś jakieś fajne dzieciaki na onkologii pediatrycznej?
Chase się uśmiecha.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- A ty na moje.
- Nie, nie odpowiedziałem. Daj mi jeden przykład, dlaczego nie powinienem chcieć się z tobą zaprzyjaźnić, a ja to przemyślę.
House zaciska usta i udaje, że o tym myśli.
- Ja... cię nie lubię.
- To nie jest wystarczająco dobry powód, gdybyś mnie nie lubił zadzwoniłbyś na policję pięć minut temu, kiedy włamałem się do twojego mieszkania.
- Nie chcę policji.
- Ale nie szkodzi, że ja tu jestem?
- Nie. Ty przynajmniej nie każesz mi się podnieść i założyć spodni.
Chase wzdycha i rzuca wydrą w klatkę piersiowa House'a. House łapie ją i podnosi na wysokość twarzy. Głupia zabawka. On jej nie chce - chociaż jest słodka i, w pewnym sensie, miękka i miła w dotyku. Kiedy Chase sobie pójdzie, wyrzuci ją do śmieci. Albo nie. Jeszcze się nie zdecydował. Może użyje jej, żeby wyrównać spłaszczoną poduszkę na sofie.
Myśli House'a zostają przerwane przez odgłos kaszlnięcia.
- Pokażesz się dzisiaj w pracy czy nie? Cuddy chce wiedzieć.
- Dzieciaki mają pacjenta?
Chase nie jest do końca pewien. Poza tym wydaje mu się dziwne, że House nazywa swoich pracowników "dzieciakami", skoro Taub na pewno przekroczył czterdziestkę.
- Nie... nie jestem pewien.
- No to nie.
- A jutro?
House wydaje się być zmęczony samym myśleniem na ten temat.
- Jeśli starczy mi sił, żeby się wykąpać i znaleźć czyste dżinsy, wtedy o tym pomyślę.
- Nie masz czystych dżinsów?
House macha ręką w kierunku sypialni.
- Jestem pewien, że gdzieś mam...
Chase wzdycha i idzie we wskazanym kierunku. Oczywiście znajduje stos czystych t-shirtów. Jest też cała szafa koszul i krawatów, które nie były noszone przez ostatnie dziesięć lat. Ale szuflada komody gdzie zwykle mieszczą się spodnie jest kompletnie pusta. Cztery pary niebieskich dżinsów i dwie pary innych spodni są wepchnięte do wypełnionego po brzegi kosza na brudna bieliznę.
- Kiedy ostatni raz robiłeś pranie?
House specjalnie przybiera zakłopotany wyraz twarzy.
- Chodzi ci o to coś z mydłem i wodą?
Chase natychmiast powstrzymuje się przed zapytaniem House'a, jak to możliwe, że przeżył prawie pięćdziesiąt lat, nie umiejąc nic wokół siebie zrobić. To, że House jest w depresji nie pomaga, ale łatwo jest się domyślić, że był przyzwyczajony do tego, że Wilson zadba o to, by rano wstał i żeby coś zjadł.
Znowu ogląda bałagan. Stwierdza, że nic nie będzie go kosztowało, jeśli wróci tu po południu i posprząta, jeśli taka jest cena tego, czy House zostanie w domu pijany na podłodze.
- Ja... muszę wracać do pracy. Ale wrócę później i... pomogę ci zrobić porządek ze spodniami.
House chichocze na sposób, w jaki Chase to powiedział.
- Zwykle ludzie stawiają mi drinka zanim... porządkują mi spodnie.
Chase jest zdziwiony tym, że House zgadza się przyjąć jego pomoc.
- Myślę, że już i tak wystarczająco dużo wypiłeś.
House wzdryga się na podłodze. Proszę, oto osąd, na który czekał. Zawsze możesz na niego liczyć.
Chase wyczuwa reakcję House'a. Tak, jakby był jasnowidzem, tylko że nie jest, ponieważ to byłoby głupie.
- Nie oceniam cię.
House odwraca wzrok, onieśmielony tym, jak łatwo dał się odczytać.
- Oczywiście, że nie.
- Otworzysz mi drzwi, kiedy wrócę?
Usta House'a wykrzywiają się w uśmieszek. Jeśli Chase chce być jego przyjacielem, będzie musiał na to zapracować.
CDN... W "House Keeping"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Sob 22:24, 07 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:27, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Strasznie fajny kawałek. Taki... pozytywny. Jak widzę, jeden z tych lepszych
Cytat: | - A co powiesz na to? Zamiast niszczyć niewinną zabawkę, pogódź się z faktem, że to prezent od dobrze życzącego ci kolegi, który wolałby, żebyś przychodził codziennie do pracy, zamiast się upijać, leżeć na podłodze i współczuć samemu sobie?
- Wow... naprawdę zmuszasz mnie do myślenia. Doceniam to. Dlaczego ja cię w ogóle zwolniłem?
- Mówiłeś coś o potrzebie zmiany... do której świetnie się przystosowujesz. Jesteś dosłownym kameleonem.
House łapie się za klatkę piersiowa.
- Auć. Jesteś gorzki. |
Taaak. Uwielbiam Chase'a który "wyrobił się".
Cytat: | - Ale nie szkodzi, że ja tu jestem?
- Nie. Ty przynajmniej nie każesz mi się podnieść i założyć spodni. |
Śliczna rozmowa. I jeszcze zakończenie - takie dające nadzieję:
Cytat: | Usta House'a wykrzywiają się w uśmieszek. Jeśli Chase chce być jego przyjacielem, będzie musiał na to zapracować. |
Nie mogę się doczekać kolejnej części.
Pozdrawiam
g
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:37, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Postanowilam pojsc za ciosem i podac nastepna czesc, ktora jest jakby zakonczeniem poprzedniej. I, tak na marginesie jedna z moich ulubionych czesci calego opowiadania...
[link widoczny dla zalogowanych]
Chase wrzuca monety do maszyny z napojami i czeka, aż wpadną do środka. Zawsze wychodzi z sali operacyjnej spocony. To ciasne pokoje, w których trzeba się bardzo precyzyjnie poruszać. Do tego dochodzą jeszcze ubrania ochronne, które przeszkadzają jego skórze oddychać. Wlewa w siebie puszkę Sprite'a w mniej niż dziesięć sekund.
Cameron w jakiś sposób udaje się pilnować rozkładu zajęć Chase'a i jednocześnie utrzymać iluzję trzymania się na odległość. Podchodzi do niego i kupuje własny napój.
- Chcesz iść na obiad?
Chase stara się nie beknąć po wypiciu całej puszki jednym haustem. Ociera twarz dłonią. Jest prawie piąta i obiecał House'owi, że wróci. Nie chce go wystawić, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę to, w jakim stanie go znalazł. Nie wydaje mu się dziwne to, że nagle wszystko w jego życiu stało się mało ważne w porównaniu z House'em.
- Musze się czymś... zająć.
- Czym?
Chase jąka się, uświadamiając sobie, jak głupio to zabrzmiało.
- House potrzebuje.. ma... problemy.
- Och tak. Słyszałam, że rano się nie pokazał. Cuddy wezwała mnie, żeby spytać, czy pokazał się znowu na izbie przyjęć.
Chase się krzywi. Jest zaskoczony i lekko podenerwowany tą wiadomością. Uświadamia sobie że, jego ostatni wzrost zainteresowania House'em jest kompletnie absurdalny, skoro on nie może nikomu wmówić że, łączy go z nim coś więcej, niż z innymi pracownikami szpitala.
Ale jednak nagle nie chce dzielić się z Cameron powodami, dlaczego House zdecydował się zostać w domu tego ranka. Jest to dziwnie opiekuńczy gest, jakby nie chciał, żeby opinia innych na temat House'a zjechała niżej, niż jest teraz. Chase może zrozumieć, dlaczego House wolałby zostać w domu i pić, zamiast przyjść do pracy, dlaczego może czuć się zbyt przybity, żeby zrobić pranie. Ale widzi to, że Cameron, Foreman i nowy zespół House'a mogą przypisać takie zachowanie czemuś innemu i użyć tego jako wymówki, by nie starać się z nim zaprzyjaźnić.
Cameron poznaje po jego wyrazie twarzy że, Chase jest czymś zmartwiony. Jego brwi lekko się ściągają i kącik jego ust się podwija. To sprawia, że zaczyna ona myśleć o tym, co Chase przed nią ukrywa.
- Co jest? Czy coś mu się stało?
On patrzy w dół na pustą puszkę. Jedynym wynagrodzeniem tego że, on nie potrafi kłamać, jest jej naiwność.
- On po prostu... wiesz... nie czuł się na silach, żeby dzisiaj przyjść.
Cameron popija swoje Mountain Dew.
- Wypadek i przedawkowanie... mogły obniżyć jego odporność na infekcje. Może po prostu złapał grypę albo coś takiego... on przecież nie odżywia się odpowiednio i nie bierze witamin...
Chase nie wie, dlaczego sugestia że, House mógłby być chory go martwi. Tak po prostu. Może to dlatego że, jego ojciec umarł tak niespodziewanie i bez ostrzeżenia. Widzieli się trzy miesiące zanim umarł i wyglądał na zupełnie zdrowego. Chase musi odsunąć od siebie możliwość tego, że z House'em dzieje się coś złego, coś czego jeszcze nie wykryli. Dlatego tak bardzo chciał pomóc, kiedy House został przywieziony na izbę przyjęć. Jak rodzic ciekawskiego malucha, chce na stałe zawinąć House'a folią ochronną i trzymać go z daleka od przyszłych kontuzji.
- On nie jest chory... to znaczy... on jest po prostu...
Cameron śmieje się cicho, nie rozumiejąc, jakie to dla niego ważne.
- No właśnie. W tym tkwi ironia. On był... postrzelony, poraził się prądem i Bóg jeden wie, co jeszcze sobie zrobił, i zawsze doszedł do siebie. Nawet jego nerki i wątroba pracują prawie normalnie... a nie powinny. Pamiętasz George'a Burns'a? On palił i pił, i dożył... prawie setki.
Chase przytakuje. Nie wierzy w to ani na sekundę. Oczywiście komuś, kto stracił oboje rodziców przed trzydziestką trudno jest być optymistą. House ma szczęście, co według Chase'a może się niedługo zmienić.
- Czy w laboratorium zostało jeszcze trochę jego krwi?
Cameron przewraca oczami.
- Po co?
- Nie wiem... nieważne.
Ona patrzy na niego kpiąco.
- Wyrzucają nadmiar po pięciu dniach. Już go przytuliłeś. Więc jeśli chcesz od niego więcej płynów ustrojowych, będziesz musiał go przynajmniej pocałować. Z języczkiem.
Chase wykrzywia się, przypominając sobie jej nieudaną próbę ukłucia House'a igłą rok wcześniej, kiedy myśleli, że House ma raka mózgu. Teraz jest poirytowany jej oszustwem i czuje się winny swojego. Nic dziwnego, że House nie ufa innym ludziom.
- Czy tak właśnie zrobiłaś... pocałowałaś go dla próbki krwi?
Ona uśmiecha się i puszcza do niego oko.
- Nigdy w zasadzie nie dostałam tej próbki.
- Zadzwonię do ciebie później
On odchodzi, chcąc wymazać ten obraz z pamięci. Idzie do szatni się przebrać.
------------------------------------------------------
Po wyjściu Chase'a House starał się wstać z podłogi. Ale szybko uświadomił sobie, że jest bardziej pijany, niż myślał. Za bardzo kręciło mu się w głowie, żeby dojść do sypialni i wiedział, że dodatkowe chodzenie sprawi, iż będzie on jeszcze bardziej skłonny do wymiotów. Więc przesunął ręką po poduszkach kanapy, zwalając je wszystkie na podłogę.
W żaden sposób nie dostałby się na drugą stronę mieszkania w poszukiwaniu poduszki. Więc złapał najbliższy przedmiot, tę głupią wydrę, i wetknął ją sobie pod głowę. W zasadzie to była to przyzwoitej wielkości zabawka - długa na trzydzieści cali i szeroka na dziesięć, twarda, ale nadal puszysta. Powiedział sobie, że była ona bardzo użyteczna, i że mogłaby mu się do czegoś przydać, zanim ją wyrzuci.
Kilka minut później, chrapał.
Kiedy Chase wraca, znajduje oba okna zamknięte. Pamięta, że sam zamknął za sobą okno, przez które się włamał za pierwszym razem i wygląda na to, że House zapomniał je dla niego uchylić, jak obiecał. Myśli o pukaniu. Ale decyduje, że lepiej będzie udowodnić House'owi, że on potrafi sam znaleźć inny sposób
Dozorczyni jest niezwykle pomocna i, na szczęście, lekko przygłucha. Więc nie zauważa, że Chase mówi z obcym akcentem, kiedy on wyjaśnia jej, że musi dostać się do mieszkania swojego niepełnosprawnego ojca, żeby upewnić się, że się nie przewrócił. Ona jest bardziej niż skora do pomocy i nawet opowiada mu przez minutę o bransoletce Life Alert, która podarował jej syn.
Chase wchodzi do mieszkania i znajduje House'a na kanapie, z ramieniem owiniętym wokół pluszowej wydry, którą wetknął sobie pod brodę. Wyobraża sobie, że jedynym powodem tego, iż zabawka jest cała i zdrowa jest to, że House był zbyt leniwy, by zrobić więcej, niż zmienić miejsce leżenia z podłogi na sofę.
House nie porusza się kiedy, Chase przechodzi obok niego i zaczyna zbierać z podłogi śmieci. Po nastawieniu prania, Chase siada na stoliku i patrzy na drugiego człowieka. House śpi z lekko otwartymi ustami i lekko skręconym ciałem. Z wyjątkiem nitki śliny, zbierającej się na główce wydry, Chase'owi wydaje się, że wygląda on na spokojnego.
Oczywiście House jest o wiele mniej spokojny, kiedy budzi się z okropnym bólem głowy i widzi przyglądającego się mu Chase'a.
House mruga z powodu światła, które wcale nie jest takie jasne. Jego włosy stoją z jednej strony. Od razu uświadamia sobie swoja nazbyt bliską odległość od wydry i rzuca nią na podłogę.
- Boże... ty jeszcze tu jesteś?
Chase się uśmiecha.
- Nie, wyszedłem... wyciąłem facetowi śledzionę, zrobiłem biopsję nerwu, wypiłem Sprite'a, potem wróciłem, włamałem się do twojego mieszkania i zrobiłem pranie.
- Ty naprawdę zrobiłeś mi pranie?
- No może nie całe... ciemne rzeczy jeszcze się nie uprały.
House patrzy na niego zdziwiony.
- Jakie ciemne rzeczy?
Chase nie jest pewien jak na to odpowiedzieć.
- Ty nie... sortujesz prania?
- A ty tak?
- Um...
House wzdycha i siada, łapiąc się za głowę. W tym momencie ma wybór: może albo napić się kawy i spróbować uporać się z objawami kaca, albo po prostu dalej pić, żeby utrzymać je z daleka. Wybiera to drugie i powłócząc nogami idzie do lodówki w poszukiwaniu piwa.
Chase, oczywiście, idzie za nim.
House otwiera butelkę i jednym haustem wypija połowę, przy otwartych drzwiach lodówki. Wykonuje gest w stronę drugiego mężczyzny, który raczej nieszkodliwie dokonał inwazji na jego przestrzeń życiową.
- Chcesz piwa?
Chase zwykle nie pije, kiedy musi rano wcześnie wstać. Więc grzecznie odmawia.
- Uh... nie.
House zamyka lodówkę i przechodzi obok niego, wracając do salonu. Wali się na sofę, przesuwając wydrę stopą.
- Jak długo macie zamiar to robić?
Chase nie jest pewien, co on ma na myśli.
- Co?
- To całe...'przygarnijmy biednego, osieroconego House'a i zróbmy z niego nowy film dla Hallmarku'?
- Ja tylko...
House patrzy na niego z ironią.
- Robisz mi pranie, żeby zapobiec mojemu samobójstwu?
Chase patrzy w dół. Przypomina sobie swoją własną poradę, że nie powinien interpretować słów House'a jako odrzucenia, że to nie powinno mieć znaczenia. Ale to nadal boli.
- Nieważne.
House przez chwilę gapi się na niego, oczekując odparcia ataku. Ale ono nie nadchodzi. Z drugiej strony Chase nadal stoi tam, gdzie stał.
Stara się, aby nie zabrzmiało to tak, jakby mu na tym zależało, żeby Chase nie pomyślał sobie, że okazuje mu gościnność.
- Może przynajmniej usiądziesz?
Chase zawisa w powietrzu.
- Ja... sądzę, że skończę pranie... a potem sobie pójdę.
House otwiera usta, ale nic nie mówi. Przypuszczał, że Chase pójdzie sobie, jak tylko poczuje, że jego pomoc nie jest doceniana, albo że przynajmniej zostanie zbesztany za bycie niewdzięcznym. Ale Chase wydaje się dziwnie odporny na obelgi.
- W porządku więc.
House włącza telewizor i zapomina o rzeczywistości na następną godzinę. Chase w zasadzie się do niego nie odzywa, wygłaszając jedynie jednosłowne komentarze w czasie przekładania prania z pralki do suszarki. House nie odpowiada na większość z nich więcej niż jękiem albo kiwnięciem głowy.
Chase robi na łóżku House'a stertę czystych ubrań i zaczyna je składać, wieszać i chować do szuflad komody. House zostaje na kanapie, popijając piwo, na stoliku przed nim stoją już dwie puste butelki.
Kiedy Chase wypełnia zadanie, z którym tutaj przyjechał, podchodzi do House'a.
- Twoje pranie jest skończone. Masz wystarczająco dużą ilość spodni. Czy masz zamiar przyjść jutro do pracy?
House wyłącza telewizor. Pytanie jest wolne od jakiejkolwiek oceny, ale on nadal czuje odrobinę wstydu.
- Nie wiem. Pójdę wziąć prysznic.
Nie czeka nawet, aż Chase wyjdzie - po prostu idzie korytarzem do łazienki i zamyka za sobą drzwi.
Chase zostaje jeszcze chwilę w salonie, zanim w jego głowie pojawia się pomysł. Uznaje go za raczej oszukańczy. Ale zżera go ciekawość. Wolałby skończyć ze swoimi irracjonalnymi lękami o zdrowie House'a. Zabiera jedną z butelek i niesie ją do kuchni. Znajduje tam dużą zapinaną torebkę i wkłada do niej butelkę. Po raz ostatni rzuca okiem na korytarz, żeby sprawdzić czy House go nie widzi, a potem wychodzi.
CDN... W "And Though The News Were Rather Sad"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Nie 0:51, 08 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:20, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Cameron w jakiś sposób udaje się pilnować rozkładu zajęć Chase'a i jednocześnie utrzymać iluzję trzymania się na odległość. Podchodzi do niego i kupuje własny napój. |
Trochę nie zgadzam się z tą Cameron. To jest Cameron ale... ta z 3go sezonu. Nie później. I strasznie mi jej zawsze było szkoda. Jak oszukuje siebie samą, jak równocześnie stara się być blisko i trzymać na dystans. Biedna, głupia dziewczynka...
Cytat: | Jedynym wynagrodzeniem tego że, on nie potrafi kłamać, jest jej naiwność. |
Na temat tego czy Chase umie czy nie kłamać, wypowiadać się nie będę, ale Cam od trzeciego sezonu na pewno nie jest naiwna
Cytat: | - No może nie całe... ciemne rzeczy jeszcze się nie uprały.
House patrzy na niego zdziwiony.
- Jakie ciemne rzeczy?
Chase nie jest pewien jak na to odpowiedzieć.
- Ty nie... sortujesz prania?
- A ty tak?
- Um... |
Faceci... Ja chcę takie Chase'a...
Rzeczywiście ładny kawałek i cieszę się, że tak szybko
Czekam na więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:25, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Gora napisał: |
Cytat: | - No może nie całe... ciemne rzeczy jeszcze się nie uprały.
House patrzy na niego zdziwiony.
- Jakie ciemne rzeczy?
Chase nie jest pewien jak na to odpowiedzieć.
- Ty nie... sortujesz prania?
- A ty tak?
- Um... |
Faceci... Ja chcę takie Chase'a...
|
Ja tez w tym momencie zgadzalam sie z Chase'em kiedy on zastanawial sie w jaki sposob House mogl przezyc tak dlugo nie umiejac o siebie zadbac
--------------------------------------------
[link widoczny dla zalogowanych]
Chase wie, że nie powinien być o tej porze w laboratorium i że powinien teraz spać. Pracuje na porannej zmianie i chociaż nie ma w planie żadnych operacji, to nie oznacza, że nie zostanie poproszony o asystowanie albo spędzenie kilku godzin w przychodni. Byłoby miło, gdyby był wtedy przytomny albo przynajmniej na tyle czujny, żeby nie popełnić jakiegoś rażącego zaniedbania.
Chodzi o to, że on naprawdę nie chce tłumaczyć personelowi szpitalnemu, dlaczego o tej porze wykonuje test PCR na flegmie z butelki po piwie, która wyniósł z mieszkania House'a bez jego zgody. W sztuce kłamstwa jest amatorem, więc nawet zapomina zarejestrować wyniki pod pseudonimem. Kiedy je drukuje, jest na nich napisane czarno na białym: House, Gregory.
Tuż przed wschodem słońca Chase opiera się o kontuar rękoma w gumowych rękawiczkach. Jego zmęczone oczy nareszcie badawczo przyglądają się sekwencji danych. Nie spodziewa się zobaczyć nic, poza zupełnie normalnym wynikiem, po czym planuje wyluzować, wyśmiać własną żałosną paranoję, zgnieść papier i go wyrzucić.
-------------------------------------
Chase nawet nie mówi Foremanowi czyje to wyniki, głównie dlatego, że ma nadzieję na kompletnie obiektywną opinię, ale także ponieważ nie jest do końca pewien, czy jest zdolny przyznać się do tak ogromnego przekroczenia granic etyki lekarskiej. To bardzo naiwne z jego strony, jego wiara w to, że Foreman powie mu coś zupełnie innego, niż to co sam zobaczył na własne oczy.
Czego oczywiście, on nie robi.
- Wyniki wskazują nowotwór małokomórkowy. Jeśli jest to widoczne w teście PCR, to znaczy, że jest to prawdopodobnie zaawansowane. Ale powinieneś zlecić rezonans magnetyczny dla potwierdzenia. Nowotwory małokomórkowe są agresywne, więc musisz potwierdzić diagnozę tak szybko, jak to możliwe, żeby można było zacząć leczenie.
Chase zamyka oczy. Nie tylko z wyczerpania. To nie może się stać. Zrobił te badania na wszelki wypadek, dla uspokojenia umysłu. To nie miało pogorszyć sytuacji. W zeszłym roku wyniki, które potwierdziły u House'a domniemanego raka mózgu były fałszywe, a tamta krew i zdjęcia należały do kogoś innego, innego pacjenta. Te są prawdziwe. To niemożliwe, by ślina kogokolwiek innego znalazła się na butelce piwa w mieszkaniu House'a i nie ma sposobu na to, by Chase mógł ukryć rozczarowanie w swoim glosie.
- Jasne...
Foreman marszczy brwi, ciekaw dziwnej reakcji Chase'a na coś tak rutynowego.
- Jesteś zaskoczony. Pacjent musiał pokazać się przynajmniej z zapaleniem płuc albo... problemami z oddychaniem, albo jakimś innym symptomem paraneoplastycznym, inaczej nie wykonałbyś tego testu. Myślałem, że pracujesz na chirurgii... spędzasz czas na izbie przyjęć, żeby być bliżej Cameron?
Chase tylko potrząsa głową i odchodzi. Nie może nawet znaleźć właściwej odpowiedzi. Najbardziej chce uciąć sobie drzemkę. Ale teraz jest jeszcze przytomny, twarzą w twarz z informacją, która tyka w jego dłoniach niczym odbezpieczony granat.
Jest prawie ósma rano i nawet jeśli House pojawi się dzisiaj w pracy, nie pokaże się przed dziesiątą. Kantorek chirurgów jest na szczęście pusty. Chase opada na jedną z kanap i gapi się w sufit. Foreman ma rację. Kiedy małokomórkowy rak płuc staje się widoczny w cytologii śliny, jest już za późno, by go zatrzymać.
Ukradzenie House'owi butelki z piwem nie było trudne. Ale nakłonienie go do tego, żeby zachował się jak na dorosłego człowieka przystało i dał się zbadać skanerem, będzie o wiele trudniejsze. Potem zostaje jeszcze biopsja, na wypadek, jeśli pokażą się jakieś wyraźne zmiany, bronchoskopia, i możliwość naświetlań, jeśli diagnoza rzeczywiście się potwierdzi.
Chase rozważa przez moment możliwość podania House'owi środka nasennego i poproszenie jego podwładnych, by odwieźli go na radiologię. Potem uświadamia sobie jakie to głupie. Najlepiej będzie unikać więcej kłamstw i po prostu zawiadomić House'a i pozwolić mu podjąć decyzję czy chce poddać się reszcie badań.
Tylko że Chase wie, że House raczej nie będzie wdzięczny, kiedy dowie się, że jego ślina została skradziona i poddana testowi PCR bez jego zgody. Faktycznie, może nawet spróbować zabić posłańca.
--------------------------------------------------------
- Wczoraj miałeś na sobie te same ubrania.- Wskazuje lekko rozbawiony House. To prawda, Chase nadal ma na sobie wczorajsze ubranie. Nie czuje się dziwnie z tego powodu, jego ubrania spędzają teraz większość czasu wisząc w jego szafce.
Ale jego brak dobrego nastroju jest wyraźnie widoczny i House natychmiast robi się podejrzliwy.
- O co chodzi?
Chase wzdycha zmęczony i wygląda na prawdziwie zbolałego. Kartka papieru czeka złożona w malutki kwadracik w kieszeni jego spodni. Obraca ją w palcach, czując się jak dzieciak, który przyniósł do domu uwagę od nauczyciela i boi się wybuchu złości rodziców.
House patrzy na niego, nie mając pojęcia o prawdziwej przyczynie dramatu w życiu Chase'a, do momentu kiedy on wyjmuje kartkę z kieszeni, rozkłada ją i podaje mu do przeczytania.
- Masz pacjenta, którego chcesz żebym....
- Po prostu to przeczytaj.
House przekrzywia zabawnie głowę.
- Nie musisz na mnie warczeć.
House siada głębiej w fotelu, podnosi swoje okulary z tacki na biurku i nasadza je na nos. Czyta pobieżnie tekst, mrużąc oczy, kiedy zauważa własne imię u góry strony, jego mina staje się trudna do odczytania, kiedy sięga po ważniejsze informacje w połowie strony.
- Huh... to wyjaśnia, dlaczego brakuje mi jednej butelki.
Chase czekał na coś innego. Ale House nie wydaje się zdenerwowany. Po prostu mnie kartkę w dłoni i ciska ją do kosza na śmieci, stojącego pod biurkiem.
Chase nerwowo przestępuje z nogi na nogę.
- Powinieneś...prawdopodobnie zrobić sobie CT i bronchoskopię, może PET scan...
House nie patrzy na niego, ale udaje, że jest zajęty klikaniem w zawartość swojej skrzynki e-mail. Chase nie wie, że jego oczy ledwie mogą się skupić na ekranie albo czymkolwiek innym.
- Prawdopodobnie.
- House, przepr...
House odwraca się nagle.
- Dlaczego? Manipulowałeś wynikami testu? Chciałeś żebym był chory?
- Nie, ale...
- Idź być żałosnym gdzieś indziej.
Chase nie wie, jak ma na to zareagować. Uświadamia sobie, że wiadomość, jaką właśnie się podzielił, jest niewiarygodnie ciężka. Ale jeszcze bardziej martwi go to ,że jakikolwiek postęp, jaki udało mu się osiągnąć przez ostatnie dwa tygodnie w kwestii House'a, został skompromitowany przez to, jak bardzo go oszukał.
House jest zdenerwowany.
- Jeszcze tu jesteś.
Chase przełyka. Wie, że przez to jak bardzo jest zmęczony czuje, że zaraz się rozpłacze. Ale jest to ostatnia rzecz jakiej chce. Jest pewien, że House pomyślałby o tym jak o manipulacji, nawet jeśli tak nie jest.
- Postąpiłem źle, robiąc ten test bez twojego pozwolenia.
House wzrusza ramionami.
- A ja postąpiłem źle zostawiając moja plwocinę tam, skąd mogłeś ją wziąć. Następnym razem będę bardziej ostrożny. Gdybyście się nie wtrącali...
Chase jest sfrustrowany tym, że House traktuje tę wiadomość jak żart. Nie wie, czego miałby się spodziewać, ale na pewno nie tego.
- Ty... dlaczego nie jesteś zły... że skłamałem, że ja... że możesz mieć...?
House znowu wbija wzrok w biurko.
- Ponieważ to niczego nie zmieni.
- Czy zamierzasz...?
House przerywa mu.
- Nie wiem.
Chase kiwa głową. Nie chce wychodzić bez zapewnienia, że House się tym zajmie. Tak naprawdę, gdyby to zależało od niego, nie wyszedłby dopóki nie byłby pewien, że House albo jest zupełnie zdrowy, albo nie zostałby zdiagnozowany i nie rozpoczął leczenia.
- Gdyby to był twój pacjent, upierałbyś się przy spiralnym CT i bronchoskopii.
Goryczy w głosie House'a nie da się pomylić z niczym innym.
- To Wilson upierałby się przy tych rzeczach... ale nie ma go tutaj. Więc...
- W szpitalu są inni onkolodzy...
- O czym, jak sam pewnie wiesz, doskonale wiem. Więc... albo myślisz, że jestem idiota i nie wiem jak skorzystać z telefonu albo starasz się załagodzić poczucie winy z powodu tego, że mnie oszukałeś. Myślę, że oba powody są trafne. Możesz iść. Potrafię sam zapisać się na badania.
- House...
- Poważnie... spadaj.
Chase powoli wychodzi z gabinetu. Potem dosłownie biegnie do pokoju chirurgów, znajduje sobie parę gąbkowych zatyczek do uszu, zawija się kurtką i przesypia następne sześć godzin z wyłączonym pagerem.
House nadal patrzy w monitor, nie widząc absolutnie nic. Zastanawia się, dlaczego może mieć raka, kiedy nie czuje się chory. Oczywiście pewne formy nowotworu mogą pozostać nie zdiagnozowane przez lata. Ale coś tak agresywnego jak nowotwór małokomórkowy spowodowałoby przynajmniej objawy oddechowe. House zastanawia się, kiedy ostatni raz był chory. Co najmniej rok temu.
Wie już, co będzie dalej, ponieważ ma za sobą próbę generalną. Wszyscy będą teraz na niego dziwnie patrzeć, czy tego chcą czy nie. Będą mu współczuć, udawać, że im zależy, a potem przestaną. Przypuszcza, że Chase powiadomił już jego podwładnych, może nawet Cuddy, o wyniku testu. Ale kiedy wszyscy zbierają się, żeby przedyskutować nowy przypadek, żadne z nich nie patrzy na niego dziwnie. House nie jest pewien czy uda mu się to ukryć. Ale się postara.
Kiedy jego zespół znowu się rozchodzi, House otwiera na komputerze szpitalną książkę adresową i przegląda listę onkologów, poszukując kogoś, kto ma dla niego zero współczucia, bez względu na to, jaka będzie jego prognoza. Na szczęście, to odnosi się do prawie wszystkich.
CDN... W "Freedom’s Just Another Word For Nothing Left To Lose"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Nie 20:49, 08 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:45, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Wyniki wskazują nowotwór małokomórkowy. |
Błagam, nie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:52, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Jesli cie to przerasta nie musisz czytac dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:16, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Nie przerasta. Po prostu nie należy do listy rzeczy, które chciałabym, żeby się wydarzyły. Dlatego mam nadzieję, że się okaże, że to jednak nie to.
I nie mam zamiaru przestać czytać
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gora dnia Nie 21:19, 08 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:21, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Gora napisał: | nie mam zamiaru przestać czytać |
Nawet jesli tak bedzie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:35, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Nawet. Bo z jednej strony kocham dobre zakończenia a z drugiej smutne są... jakoś bliższe. I często o wiele bardziej rzeczywiste.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gora dnia Nie 21:36, 08 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:36, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Dobrze wiedziec.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:40, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Wnioskuję z tego, że tym razem na happy end nie ma co liczyć. Jakoś to będę musiała przeżyć Pozostaje mi czekać na kolejną część i mieć nadzieję, że pojawi się szybko
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:50, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
To dobrze, bo za bardzo lubie ten fic zeby przestac go tlumaczyc. Nawet kiedy zle sie dzieje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:09, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Tłumacz, tłumacz... Fic jest naprawdę świetny, do tego dobre tłumaczenie... i jeszcze dużo Chase'a... więcej do szczęścia nie trzeba
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 3:36, 14 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
jestem stronnicza i nic na to nie poradzę, ale opcja Chouse - nawet jeśli to tylko friendship - kompletnie do mnie nie przemawia i przez to ten fik wydaje mi się taki jakiś nierealny...
Wiem, że w pewnych sprawach wiek nie ma znaczenia, ale Chase mimo to wydaje mi się zbyt młody i niepoważny, żeby nagle miał stać się zbawicielem House'a
drugie, co mi przychodzi do głowy to to, czy Juliabohemian nie mogła wybrać jakiejś innej śmiertelnej choroby?
(tzn wiem, że oczywiście nie mogła, bo tylko dzięki nowotworowi Wilson nie może wypaść całkowicie z orbity tego fika... Ale mam szczerą nadzieję, że Jimmy już nie wróci, ani w ogóle się nie dowie, co się dzieje z House'em - skoro Chase chce się bawić w niańkę House'a, to niech naprawdę poczuje, co się z tym wiąże )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:31, 14 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Richie117-Nie wiem dlaczego Juliabohemian wybrala akurat nowotwor. To znia musisz rozmawiac na ten temat, tymbardziej ze cale opowiadanie jest jeszcze nie jest skonczone i nie wiadomo co sie moze stac.
*****************************
[link widoczny dla zalogowanych]
House wstrzymuje oddech przez trzydzieści sekund i czeka, aż skaner obróci się wokół górnej części jego ciała. Na szczęście CT to szybkie badanie w porównaniu z innymi formami obrazowania medycznego. Kiedy skaner piszczy obwieszczając koniec badania, House nie czeka. Zeskakuje ze stołu, łapie swoją laskę i wpada prosto do gabinetu obok.
Nie przebrał się nawet w koszulę, ponieważ badanie tego nie wymagało. Po prostu zmienił jeansy na parę luźnych spodni od piżamy w rysunki Diabła Tasmańskiego, które tkwiły w szufladzie jego biurka, odkąd ktoś dał je mu dla żartu w prezencie dawno, dawno temu. Wbrew złowróżbnemu spojrzeniu technika, odmówił zdjęcia butów.
Doktor Robert Shelby jest nowo mianowanym ordynatorem działu onkologii. Ale był pracownikiem szpitala klinicznego przez piętnaście lat. Wbrew temu, że zbliża się do sześćdziesiątki, nigdy nie był zbyt ambitny, więc awans spadł na niego jak grom z jasnego nieba. Dlatego też pierwszy raz musi wykonać takie zadanie.
Marszczy czoło, chociaż nie dziwi go wtargniecie. Ciało, które właśnie zeskanował, jest znajome, chociaż po raz pierwszy zobaczył wnętrze jego płuc.
- Fajne spodnie.
House ignoruje komentarz i podsuwa sobie krzesło.
- Obejrzyjmy to.
Shelby obraca ekran w jego stronę.
House pochyla się do przodu i patrzy jak drugi lekarz przegląda każde zdjęcie po kolei. Po kilku minutach Dr. Shelby przesuwa się na krześle
- Wiesz, Greg... jestem świadomy tego, że nigdy się nie zgadzaliśmy, profesjonalnie albo inaczej...
-Ah ha... to dlatego wybrałem właśnie ciebie... drugim powodem jest to, że nie wynaleziono jeszcze samoobsługowego CAT scanu. Gdybym mógł zrobić to bez twojej obecności, wierz mi, poradziłbym sobie.
-Tak, więc... chciałem ci powiedzieć, że to mój osąd nie jest umotywowany moją opinią na twój temat.
House przerywa mu, nadal patrząc na ekran.
- Wiesz, że ja usiłowałem poderwać twoją żonę na przyjęciu świątecznym w 2002... miała na sobie taką krotką czerwoną sukienkę, która ledwo zakrywała jej tyłek. To było dzieło sztuki. Ubieranie się w ten sposób powinno być nielegalne. W niektórych krajach kobiety, które tak się ubierają są kamienowane... Dzięki Bogu za demokrację...
Shelby odkasłuje. Nie jest pewien dlaczego House mówi mu o tym akurat teraz. Ale jeśli on rzeczywiście ma śmiertelnego raka, czuje, że byłoby to niestosowne, gdyby przyczepił się do czegoś tak trywialnego. To było sześć lat temu. Na pewno Dr. House zauważył, że on nie nosi już obrączki. Sam fakt powinien być wystarczającym dowodem, że on nie ma mu za złe tego, co zaszło.
- To jest... już nieważne, naprawdę.. i... biorąc pod uwagę obecne okoliczności..
House posyła mu krótkie, ale wystarczająco obleśne spojrzenie.
- Nadal myślę o tej sukience... kiedy, no wiesz, wyprowadzam psa na spacer. Ona ma wspaniałe nogi. Naprawdę bezcenne, Bob. Chociaż słyszałem, że jej prawnik zażądał całkiem niezłej sumki...
Shelby zamyka na chwilę oczy i mruczy pod nosem.
- Boże, jesteś gnojkiem.
House się uśmiecha.
- Widzisz, takiej właśnie reakcji oczekiwałem.
Shelby odkasłuje i decyduje się wrócić do medycyny. Jest oczywiste, że House stara się być tak bardzo irytujący, by zapewnić sobie jego totalny obiektywizm. Dlaczego ten człowiek woli rozmawiać o tym z lekarzem, który nim gardzi zamiast z kimś, kto może okazać prawdziwe współczucie, wykracza poza granice jego umysłu
Chociaż on przypuszcza, że House sam zorientował się co się z nim dzieje, dzięki zdjęciom na ekranie komputera, Shelby nadal ma obowiązek przekazania informacji i powiadomienia pacjenta o swojej opinii.
- Tak... więc masz dwa guzy w połowie płata płuc.. i serię mniejszych zmian w węzłach chłonnych. Oskrzela wydają się czyste... ale powinniśmy do nich zajrzeć na wszelki wypadek. Chciałbym zapisać cię na badanie pojemności płuc. W tej sytuacji myślę, że musimy zrobić to najszybciej, jak się da.
------------------------------------------------------------------
Doktor Shelby odwołuje wszystko, co miał zaplanowane na resztę dnia i zapisuje House'a na badania. Zarówno badanie oskrzeli jak i biopsja wymagają znieczulenia miejscowego, i House wydaje się bardziej niż szczęśliwy, słysząc to. Wyłączył zarówno komórkę jak i pager, więc Cuddy i jego zespół nie znajdą go. Poważnie wątpi w to, że będą potrzebowali go tak bardzo, że zaczną przeszukiwać wszystkie pomieszczenia po kolei i sprawdzą w jego aktach, czy był zapisany na jakieś badania.
Kiedy znieczulenie zaczyna działać, House myśli, że gdyby był normalny, ktoś byłby przy nim, ktoś, kto byłby tutaj z własnej woli. Ktoś trzymałby go za rękę, a on pozwoliłby temu, że jest kompletnie naćpany na bycie powodem tego, że na to pozwolił.
Gdyby miał dziewczynę lub żonę, one czekałyby na niego po drugiej stronie szyby, albo nerwowo kręcąc się po korytarzu na zewnątrz, albo kurczowo trzymałyby swój krzyżyk tak, jak robiła to Stacy.
House wie, że gdyby Wilson nie wyjechał, nigdy nie ważyłby się o to zapytać, nigdy nie byłby w stanie przyznać się, że potrzebuje wparcia. Ale Wilson uparłby się, powiedziałby, że nikt nie powinien być sam w takiej chwili.
Zamiast tego House uświadamia sobie, że poza Doktorem Shelby i jego asystentką, nikt w szpitalu nie wie, że on poddaje się tym badaniom. Mógłby usłyszeć diagnozę i umrzeć w ciągu kilku miesięcy, i nikt by się tego nie spodziewał, może poza Chase'em, jeśli on jeszcze nikomu nie powiedział.
---------------------------------------------------------------------
House jest śpiący po lekarstwach. Ale nie siada na krześle. Opiera się o biurko Dr. Shelby'ego, niemal przewracając rządek ramek ze zdjęciami licznej gromadki dzieci. House przewraca oczami i mówi automatycznie.
- Posłuchaj, nie płacę ci za godzinę Bierzmy się do pracy.
Shelby podaje House'owi raport patologa.
- Oskrzela są czyste, ale biopsja potwierdziła obecność dwóch guzów na twoim płucu. Biorąc pod uwagę ich rozmiar i lokalizację, myślę, że mogę bezpiecznie stwierdzić, iż operacja przyniosłaby więcej ryzyka niż skutków.
- Świetnie.. dzięki, więc... możecie mi wybudować stadion? Czy powinienem anulować prenumeraty?
- Ja... wiesz, że średnie szanse wynoszą sześć do dwunastu miesięcy. Ale biorąc pod uwagę ten zestaw danych, naprawdę nie sadzę, że masz więcej niż.. dziewięć.
Shelby czeka na jakiś rodzaj reakcji. Ale nie ma żadnego. Większość ludzi zwykle jakoś reaguje. Nawet najbardziej spokojni pacjenci załamują ręce i płaczą albo wściekają się i rzucają przedmiotami.
House jest cichy i nic na jego twarzy nie zdradza tego, czy czuje się inaczej, niż zwykle.
Shelby kontynuuje.
- Myślę, że dzięki cyklowi naświetlań, możesz to przedłużyć... może nawet do dwóch lat.
House w końcu się odzywa.
- Więc mogę być chory dwa razy dłużej? Wow, gdzie mogę się zapisać?
- Mogę cię przyjąć tak wcześnie jak...
- Jakbyś nie wiedział, to to był sarkazm.
Usta Shelby'ego zaciskają się w linię.
- Posłuchaj.. obaj wiemy, że to nie jest przyjemne doświadczenie Ale połączenie naświetlań z chemioterapią może spowodować remisję. To pojawia się tylko u pięciu procent pacjentów. Większość ludzi łapałaby tę szansę, gdyby...
- Większość ludzi kocha życie. Ja nie należę do większości, Bob. Myślałem, że już się tego domyśliłeś. Spójrz na moje spodnie.
Głos Doktora Shelby'ego mięknie.
- Posłuchaj.. Greg. Wiem, że długo przyjaźniłeś się Dr. Wilsonem. Wiem, że on się niedawno przeprowadził z powodu zgonu w rodzinie... ale prowadził badania, które znalazły sposób na przedłużenie życia pacjentów z małokomórkowym rakiem płuc. Może powinieneś pomyśleć nad konsultacją...
House odpowiada ostrzej, niż by chciał. Nie chce słyszeć imienia Wilsona, nie chce myśleć o nim, ani o śmierci, która spowodowała jego przeprowadzkę
- Jeśli chciałbym jego pomocy, sam bym do niego zadzwonił.. i jeśli dowiem się, że do niego dzwoniłeś, pozwę cię i odbiorę ci wszystkie pieniądze, jakie łaskawie zostawiła ci żona.
Shelby wydaje się lekko zaskoczony przez te insynuacje.
- Potrafię utrzymać tajemnicę lekarską.
- To dobrze.
- Chemioterapia nie pomoże, jeśli nie będzie połączona z naświetleniami.
- Wiem... i dlatego nie będę sobie zawracał tym głowy. Kto wpadł na ten genialny pomysł? Napijmy się trucizny, żeby zabić raka... dlaczego go nie zastrzelić? Podpalmy go, zadźgajmy nożami...
Shelby wzdycha i drapie się w nos.
- Tak... możemy przynajmniej sprawić, żeby cię nie bolało.
- Wątpię w to.
- Jeśli to coś dla ciebie znaczy... myślę, że robisz błąd.
House uśmiecha się smutno przed wyjściem.
- Boże.. na pewno nie tęsknię za tym jednym zdaniem.
-------------------------------------------------
- Gdzieś ty się, u diabła, podziewał? Wzywałem cię dziewięć razy.
Foreman jest jedyną osobą w gabinecie, kiedy House wraca. Jest lekko zdenerwowany. Ale pewnie dlatego, że ich pacjent prawdopodobnie umrze, a House był poza zasięgiem przez ostatnie cztery godziny.
- Byłem... zajęty
- Jasne, nasz pacjent miał poważny atak serca i na pewno nie uda nam się zapisać go na listę kandydatów na przeszczep bez długich negocjacji. Rozmawiałem już o tym z Cuddy... myślę, że jeśli pogadasz z komisją, może uda ci się ich na to namówić...
- Idę do domu.
To nie była odpowiedz na jaką czekał Foreman.
- Zwariowałeś? Nie możesz teraz wyjść.
House zgrzyta zębami. Zapomniał o pacjencie. Tak naprawdę, w tym momencie, pacjent gówno go obchodzi. Jedyne czego pragnie, to znaleźć bar, gdzie nikt go nie zna, zalać się w trupa, wczołgać do jakiegoś rynsztoka i nigdy więcej nie obudzić. Nie jest pewien, jak powiedzieć o tym Foremanowi, bez potwierdzenia jego wątpliwości na temat swojego zdrowia psychicznego.
- Ja... mam zły dzień
Foreman przewraca oczami. Nie pozwoli, żeby pacjent stracił szansę na nowe serce tylko dlatego, że House ma zły dzień
- Przykro mi to słyszeć. Dzień pacjenta także nie wygląda dobrze.
House podnosi głos:
- Nie obchodzi mnie to!
Foreman jest niedowierzający.
- Jesteś naprawdę samolubnym łajdakiem, wiesz?
House nie odpowiada. Znajduje swój plecak i kask, i wychodzi. Foreman idzie za nim i wsiada z nim do windy. Kiedy drzwi otwierają się na drugim pietrze Taub i Kutner, którzy czekali, żeby wjechać na górę, widzą Foremana i swojego szefa, i dołączają do nich.
Taub przygląda się przez chwilę swojemu szefowi, ale postanawia zostawić komentarz na temat jasnych spodni w Diabły Tasmańskie na później.
- Gdzie byłeś cały dzień? Pacjent jest na bypasie?
House się krzywi. Jest ich teraz razem czterech w windzie. On naprawdę chce po prostu się z niej wydostać i uciec od każdego, kto będzie usiłować namówić go do zrobienia czegoś, poza mruczeniem w odpowiedzi.
- Świetnie
Kutner odzywa się w wahaniem, głównie dlatego, że House wygląda tak, jakby miał zamiar rozerwać ich wszystkich na strzępy.
- Um... może powinieneś porozmawiać z Cuddy o spotkaniu z komisją do spraw przeszczepów?
Zanim House zdąży się odezwać, Foreman robi to za niego, raczej kpiąco:
- On idzie do domu... bo ma zły dzień
Winda dociera na parter i House prawie potyka się w pośpiechu, żeby się z niej wydostać. Inni idą za nim przez korytarz i natykają się na Cuddy, która wybiega ze swojego gabinetu na złamanie karku i wyciąga rękę w kierunku House'a, jakby trzymała w niej Trofeum Heismana.
- Gdzie ty się, do cholery, podziewałeś? Komisja do spraw przeszczepów czeka w sali konferencyjnej numer trzy.
House nawet na nią nie patrzy.
- Niech Foreman się tym zajmie?
- House, ty nie możesz..
House wydziera się tak głośno, że prawdopodobnie słychać go na całym parterze.
- Mam zły dzień!
Cuddy ścisza głos, ponieważ nie chce zwracać na siebie więcej uwagi. Same spodnie House'a sprawiają, że każdy, kto przechodzi, obok automatycznie patrzy w ich stronę. Patrzy na trzech pozostałych pracowników, komunikując im, że chce porozmawiać z House'em na osobności.
- Posłuchaj... przykro mi z powodu odejścia Wilsona... wiem, że jest ci ciężko i ci współczuję. Ale nie możesz po prostu pozwolić swoim pacjentom umrzeć tylko dlatego, że nie jesteś w nastroju do pracy. Masz obowiązek...
- W porządku. Zwalniam się.
Uświadomienie sobie tego, co on powiedział, zajmuje Cuddy kilka sekund.
- Ja... słucham?
- Zwal-niam się. Ja. Do zobaczenia.
House ignoruje wyraz szoku na jej twarzy, przechodzi obok i rusza w stronę drzwi. Inni lekarze zbliżają się znowu, ponieważ wydawało im się, że ingerencja Cuddy skończyłaby się na tym, że House wsiądzie z nimi do windy i zajmie się pacjentem.
Żaden z nich nie pyta i Cuddy, w zasadzie, mówi to do nikogo.
- On... właśnie się zwolnił.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Sob 19:32, 14 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|