Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Walking away 36/37 [Z] (House/Chase)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:49, 09 Kwi 2009    Temat postu:

ale wtedy bardziej niz zazwyczaj

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:06, 09 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

House powoli zapina guziki koszuli w kolorze nieba. Ma ją prawie dziesięć lat, ale ona cały czas wygląda jak nowa. Głównie dlatego, że House zwykle zakłada ją tylko na specjalne okazje i - w odróżnieniu od innych ubrań - oddaje ją do pralni. To oznacza, że ta koszula - w odróżnieniu od reszty jego ubrań - nie jest pognieciona.

Wielu ludzi mówiło mu, że ta koszula dobrze na nim wygląda, że jej kolor podkreśla kolor jego oczu. Oczywiście, jedną z tych osób był Wilson. Teraz jest ciekaw, jak wiele z tego było tylko frazesami. Zastanawia się, ile rzeczy, które powiedział mu Wilson może być prawdziwe i jak wiele razy on naiwnie w nie wierzył.

Koszula wisi na nim o wiele luźniej niż przedtem i House zakłada pod nią gruby, biały podkoszulek, żeby uczynić to mniej zauważalnym. Odkąd zaczął trzeci cykl chemioterapii, niechętnie nosi rzeczy dopasowane - głównie dlatego, że nie może znieść uczucia ubrania, ocierającego się o jego podrażnioną skórę. W domu i w przychodni nosi luźne koszule i dresy.

Ale nawet ze swoją wrodzoną skłonnością do walki z normami społecznymi House uświadamia sobie, że bycie zaproszonym do kogoś na obiad w Święto Dziękczynienia oznacza przymus bardziej eleganckiego ubioru. Wpycha koszulę w dżinsy, które także są luźniejsze niż przedtem i postanawia, że niezałożenie krawata będzie wystarczającą oznaką buntu.

House wyszukuje swój stary, zrobiony na drutach beret, którego nie nosił, odkąd spotykał się ze Stacy i zakłada go. Wygląda głupio albo tak mu się wydaje - jak jakiś pretensjonalny artysta. Ale jest pewien tego, że widok jego łysej czaszki, ze skórą złażącą w różnych miejscach, prawdopodobnie odebrałby innym apetyt.

Chase jest podobnie ubrany: w dżinsy, ładną koszulę, i sportową marynarkę. Czeka grzecznie w czasie, kiedy House grzebie w szafie w poszukiwaniu najcieplejszej kurtki i najsolidniejszej laski.

Rodzice Foremana mieszkają czterdzieści minut na zachód od Princeton. Podróż jest cicha, ponieważ Cameron prowadzi, a miedzy nią a Chase'em panuje wyczuwalne napięcie.

House siedzi z tylu, ale czasami czuje na sobie spojrzenia, które ona rzuca mu przez wsteczne lusterko. Zna je dobrze. Tak samo patrzyły na niego wszystkie żony Wilsona, szczególnie po zawale - czas Jamesa należy do mnie, nie do ciebie. Oczywiście w tym przypadku znaczy ono - czas Chase'a należy do mnie, i oczywiście w przeszłości znaczyło to, że czas Blythe należy do mnie, jakby on wtrącał się do czyjegoś szczęścia tylko dlatego, że żyje.

---------------------------------------------------------------

Rodzinny dom Foremana jest jasny i gwarny. Stoi przed nim kilka samochodów, z których jeden House rozpoznaje jako ten należący do Cuddy.

Do drzwi frontowych prowadzą schodki - jest ich dokładnie sześć House wspina się po nich powoli, chociaż odmawia pomocy Chase'a. Zanim dociera na górę, traci oddech. Chase zatrzymuje się i czeka, aż House będzie gotowy do zapukania do drzwi. Cameron wymija ich i naciska dzwonek.

Salon jest mały i dlatego wydaje się pełny Cuddy, Kutner, i Foreman już tam są. Matka Foremana jest zajęta w kuchni w towarzystwie swojej owdowiałej starszej siostry i jej przyjaciółki.

Trzeba przyznać, że wszyscy bardzo starają nie gapić się na niego. Oczy Foremana zatrzymują się na nim na chwilę, za nim wymienia on z Chase'em lekko spłoszone spojrzenia. Cameron od razu kieruje się w stronę kuchni, by zaoferować swoją pomoc, zanim ktokolwiek wciągnie ją do rozmowy.

Jedynie Rodney podchodzi prosto do House'a, patrzy mu w oczy, potrząsa jego dłonią i mówi, że cieszy się z jego obecności. Reszta stoi wokoło, patrząc na House'a jak na zwierzątko laboratoryjne, zaintrygowana jego obecnością i niepewna, czego się spodziewać.

House słyszy, jak Rodney mówi swojemu synowi, że jego matka ma dzisiaj dobry dzień, że nawet przypomniała sobie dawne święta, kto był wtedy obecny i co powiedział. Rozmawiała nawet przez telefon ze swoim drugim synem, Marcusem. Rodney myśli, że ma to związek z tak dużą liczbą gości w ich domu. Foreman nie wydaje się przekonany oceną swojego ojca - ale i tak uspokaja go brzmiącym szczerze 'to wspaniale, tato'.

House nie może przestać się zastanawiać - chociaż na pewno o to nie zapyta - dlaczego Foreman czepia się własnych rodziców. Wydają się mili i z pewnością akceptujący. W porządku, bardziej niż kompletnie i bezinteresownie akceptujący House jest pewien, że gdyby to on został uznany winnym przestępstwa jako nastolatek, jego własny ojciec na pewno by się go wyrzekł, a nawet wystąpiłby o formalną zmianę nazwiska, żeby przerwać wszystkie wiążące ich skojarzenia. Starszy brat Foremana nadal siedzi w wiezieniu i jego rodzice dzielnie starają się utrzymać więź z nim. House myśli, że być może w tym tkwi problem. Być może osiągnięcia Foremana straciły znaczenie, ponieważ jego rodzice pogodziliby się ze wszystkim, co zrobi.

Z saloniku dochodzą dźwięki meczu footballowego, chociaż pokój wydaje się pusty, House znajduje sobie wolny fotel i siada na nim. Naturalnie jest mu wygodniej i czuje się bardziej odprężony w pustym pokoju. Problem w tym, że ostatnio odprężenie zwykle oznacza, iż zmorzy go sen. Dźwięk telewizora oraz głosy innych ludzi szybko stają się ciepłym, brzęczącym tłem.

Tym razem to Cuddy budzi go, delikatnie dotykając jego ramienia.

- Hej... obiad jest gotowy. Masz ochotę coś zjeść?

On bierze głęboki oddech i przeciąga się. Czuje się ciężki i obolały, ale to nie jest nic nowego, lecz raczej coś, do czego nigdy się nie przyzwyczai. Spał mniej niż godzinę, ale i tak zorientowanie się gdzie jest i dlaczego akurat tutaj, zajmuje mu kilka sekund.

House w zasadzie nie jest głodny. Ale jedzenie ładnie pachnie i jest powodem, dla którego tutaj przyszedł, więc wydaje mu się, że niegrzecznie byłoby odmówić i nie dołączyć do innych, siedzących przy stole. Być może jeśli niewiele zje, nikt nie zauważy i zanim nadejdzie czas na deser, on poczuje się lepiej.

Po tym jak Cuddy zasiadła do stołu, zostaje przy nim jedno puste miejsce. Jest to dziwny widok, ponieważ dla obcego oka wygląda na to, że czekają tylko na niego. Przez jego umysł przebiega krótka i raczej głupia według niego myśl, że na świecie jest dziura w kształcie Grega House'a, miejsce, które wypełnić może tylko on. Szybko przypomina sobie o wielu rzeczach, które zdarzyły się w jego życiu na przekór temu stwierdzeniu i myśl znika tak szybko, jak się pojawiła, pogrzebana przez złomowisko braku zaufania.

Nie patrzy na nikogo, kiedy ojciec Foremana odmawia modlitwę nad posiłkiem. Zastanawia się, czy Rodney zdaje sobie sprawę z tego, że przy jego stole siedzą Żydzi i ateiści, i czy w ogóle mu na tym zależy. Twarz Cameron zdradza jedynie uprzejmą tolerancję. Ale Cuddy nie przeszkadza udział w tym rytuale. Uśmiecha się i owija swoje drobne palce wokół dłoni House'a i opiera ich złączone dłonie o blat przykrytego gładkim obrusem stołu.

House powstrzymuje mrukniecie, kiedy Kutner entuzjastycznie łapie jego drugą rękę i zaczyna się zastanawiać, kiedy Kutner ostatni raz był na randce z prawdziwą dziewczyną.

House stara się nie słuchać modlitwy, ponieważ nie jest do końca pewien, czy wierzy teraz w istnienie Boga i nie czuje się w tej chwili specjalnie wdzięczny. Wydaje mu się to raczej głupie, że ludzie, którzy są śmiertelnie chorzy, dziękowaliby Bogu za swoje wyzdrowienie albo za dni, kiedy czują się nawet dobrze, ponieważ to Bóg ukarał ich chorobą.

Ale Rodney dziękuje Bogu za obecność wszystkich zgromadzonych przy jego stole ludzi i mówi, że dzielenie z nimi tego wieczoru jest błogosławieństwem, a nawet wymienia ich wszystkich po imieniu. House zastanawia się, co Wilson pomyślałby sobie, gdyby to zobaczył, gdyby usłyszał, że obecność House'a jest błogosławieństwem. Pewnie wyśmiałby to i zaoferował biednemu głupcowi listę grzechów, jako dowód na to, że człowiek, którego niegdyś nazywał swoim przyjacielem jest niczym więcej, tylko plamą na tle ludzkości. Błogosławieństwem? Na pewno nie. On z pewnością nie zasługuje na to, by być otoczony grupą ludzi, którzy i tak starają się być dla niego mili tylko dlatego, że on umiera na raka.

House mruży oczy, wpatrując się w pusty talerz, sposób w jaki światło odbija się od niego, sprawia mu ból. Sam modli się o to, by Rodney pospieszył się i skończył. Czuje napad mdłości i zawroty głowy i czuje się uwieziony przy stole pełnym ludzi.

Natychmiast po usłyszeniu słowa 'amen' odsuwa krzesło i wstaje od stołu zawisając na lasce, kiedy uświadamia sobie, gdzie jest łazienka. Matka Foremana uśmiecha się się i wskazuje mu korytarz, inni wyglądają na zmartwionych. Kutner pyta Chase'a: 'czy on się dobrze czuje?' Ale House nie czeka na odpowiedź.

Łazienka jest miło urządzona i House zauważa, że pani Foreman odziedziczyła po matce skłonność do potpourri, haftów i porozkładanych wszędzie szydełkowych serwetek. Nie jest pewien, czy zaraz nie zwymiotuje, czy po prostu musiał wyrwać się z tamtego pokoju. Jednak po chwili klęka, opierając głowę na puszystym pokryciu klapy sedesu, które matka Foremana prawdopodobnie sama zrobiła na drutach. Pachnie ona staro. Ale z jakiegoś powodu ten zapach przywołuje miłe wspomnienia i House zapomina gdzie jest. Wtula twarz w materiał i powoli pozwala swoim mięśniom się rozluźnić.

Po nieokreślonym upływie czasu ktoś dotyka jego głowy. Dłoń jest duża, a należący do niej głos jest głęboki.

- Synu, jesteś rozpalony.

House chce odpowiedzieć, szczególnie skomentować fakt, że mężczyzna, który nie może być starszy od niego o więcej niż dziesięć lat, właśnie nazwał go synem. Ale po prostu nie może. Boli go całe ciało, szczególnie kolana, które nie są przyzwyczajone to tego rodzaju nadużyć. Jego ubranie zdaje się go dławic i oblewa go pot.

Nie wie, jak długo tam klęczał. Słyszy bicie własnego serca i sedes wydaje mu się raczej przytulny. Myśli, że powinien poleżeć tam przez chwilę.

Silne ramię owija się wokół jego torsu, podnosi go, a jego głowa bezwładnie opada na bok. Otwiera oczy na tak długo, by uświadomić sobie, że spadła mu czapka i że ojciec. Foremana trzyma go w pionie. Kiedy znowu je zamyka, ziemia umyka mu spod nóg i czuje się niesiony. Ojciec Foremana jest ogromny i całkiem silny. Ale House zastanawia się jak bardzo schudł, jeśli może być niesiony jak dziecko.

House otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale zamiast słów wymyka mu się seria krótkich, urywanych oddechów. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że teraz płacze i nie jest na tyle przytomny, by czuć z tego powodu zażenowanie.

Ktoś kładzie go na łóżku wśród poduszek o takim samym domowym zapachu. Słyszy głosy co najmniej trzech albo czterech osób obecnych w pokoju. Żadna z nich albo po prostu nie zauważyła łez na jego twarzy, albo są zbyt uprzejmi, żeby o tym wspomnieć. Pociąga nosem, dopóki czuje, jak ktoś delikatnie przykłada do niego chusteczkę i ściska. Nie otwiera oczu, ponieważ naprawdę nie chce wiedzieć, kto to był. Ta sama osoba wkłada mu do ust elektroniczny termometr, a on na to pozwala. Na szczęście nowsze termometry działają całkiem szybko i kilka sekund później słychać pikniecie.

House słyszy głos Cuddy, domagający się co najmniej sześciu zapinanych torebek lodu. Słychać ruch, łóżko przesuwa się i House czuje zimno przyłożone do jego głowy, ramion i brzucha. Ktoś zdejmuje mu buty i wierzchnią koszulę. Ktoś inny, prawdopodobnie Foreman, bada czy powiększyły się węzły chłonne na jego szyi i pod jego pachami. House stwierdza, że nagłe zachorowanie w obecności pięciorga lekarzy ma swoje dobre strony.

House słyszy jak Chase wyjaśnia matce Foremana czym jest lek przeciwgorączkowy, a potem bliski odgłos grzechotania tabletek, kiedy udaje im się go znaleźć.

Chase siada na brzegu łóżka, tam gdzie wcześniej siedzieli Cuddy i Foreman.

- House, musisz usiąść i to połknąć.

House podpiera się wystarczająco długo, by wziąć cztery pigułki i wsunąć je do ust. Stara się jak może powstrzymać odruch wymiotny, ponieważ wymiotowanie w obcym domu jest raczej niestosowne. Kilka głębokich łyków wody pomaga ułatwić mu zadanie. Kiedy jest pewien, że pigułki są wystarczająco daleko i nie wrócą, opada na łóżko, a Chase znowu przykrywa go lodem. Najbardziej żałosne w tym wszystkim jest to, że nie dzieje się z nim nic poważniejszego niż zwykle przeziębienie, które wykorzystuje jego osłabiony system odpornościowy i decyduje ujawnić się w najmniej odpowiednim momencie.

------------------------------------------------------------------

Jest prawie dziewiąta, ale nikt nie zbiera się jeszcze do wyjścia. Siedzą w saloniku. Niektórzy oglądają powtórkę wcześniejszego meczu, a niektórzy po prostu rozmawiają. Kutner pomaga pani Foreman zapakować wszystkie resztki obiadu i odłożyć trochę dla House'a na później, kiedy będzie czul się wystarczająco dobrze, by jeść.

Chase'owi udaje się namówić swoich współpracowników na partię Trivial Pursuit, która kończy się na tym, że zbiera pochwały od matki i ciotki Foremana z powodu swojej dokładnej znajomości Starego Testamentu. Foreman przewraca oczami i odzyskuje swoją reputację, kiedy wybiera sport jako następną kategorię. Wbrew wcześniejszemu napięciu cały dzień okazuje się być pozytywnym doświadczeniem. Nawet Cameron trochę się uśmiecha.

House spał prawie trzy godziny, zawartość wszystkich sześciu torebek dawno się roztopiła, a gorączka prawie mu minęła. Otwiera oczy i pierwszą rzeczą, którą widzi jest jego niebieska koszula, wisząca na wieszaku zwisającym z klamki w drzwiach szafy. Wie, że nie jest u siebie w domu. Przypomnienie sobie sceny w łazience zajmuje mu minutę. Jego dłonie unoszą się do jego głowy i znajdują ja nagą. Maca łóżko i znajduje swoją czapkę na wyciągniecie ręki. I chociaż dochodzi do wniosku, że wszyscy zdążyli się już napatrzeć i nie musi się już ukrywać, nadal naciąga ją na głowę.

House nawet nie zauważa, kiedy Rodney wchodzi do pokoju. Wydaje mu się dziwne, że mężczyzna takich rozmiarów potrafi tak cicho chodzić, chociaż może dzieje się tak dlatego, że obraz jego własnego ojca zawiera wiele tupania i krzyków. House natychmiast usiłuje podnieść się z łóżka i sięga po swoją laskę, ale delikatny dotyk dłoni powstrzymuje go.

Rodney chichocze na widok determinacji drugiego człowieka. Odstawia szklankę piwa imbirowego, którą trzyma w drugiej ręce i otwiera butelkę Tylenolu, która stała na stoliku obok łóżka. Potem podaje House'owi cztery kapsułki i szklankę.

- Eric powiedział, że będziesz ich jeszcze potrzebował.

House łyka kapsułki i popija je piwem imbirowym. Nie pamięta, kiedy ostatni raz je pił bez dodatku alkoholu. Sprawia ono, że on znowu czuje się jak dziecko, tylko że tym razem jest mu z tym dobrze.

Stara się, by jego głos zabrzmiał przekonująco.

- Naprawdę, czuję się już lepiej.

Ojciec Foremana uśmiecha się ciepło.

- Zostaniesz tutaj do rana. Nie powinieneś teraz wstawać.

House patrzy na niego przez moment i Rodney wydaje się słyszeć słowa, które on boi się wypowiedzieć. Rodney wie, jakim człowiekiem jest House, zarówno z opowieści syna, jak i ze swoich własnych obserwacji. Wie, że ludzie, którzy desperacko potrzebują miłości, najbardziej się jej opierają.

- Dobrze, że przytrafiło ci się to tutaj, a nie kiedy byłeś sam w domu, gdzie nikt nie byłby w stanie ci pomoc. To nasz pokój gościnny, a ty kwalifikujesz się jako gość Jutro rano odwiozę cię do domu. Alicia przygotowała ci mnóstwo jedzenia.

- W porządku - mruczy House, nagle czując się bardzo małym. Poza tym myślenie o tym, że mógłby teraz wstać i wyjść było głupie, ponieważ w ciągu minuty znowu zapada w sen. Światło gaśnie, a drzwi zostają uchylone.

Foreman mówi rodzicom dobranoc i chrząka z rozbawieniem, kiedy jego matka nazywa House'a biednym maleństwem. Myśli o czasach, kiedy mówiła tak o Marcusie, jakby był on ofiarą losu, która nie była odpowiedzialna za swoje czyny. Chce przypomnieć jej, że House nie jest biedny, ani nie jest maleństwem. Powstrzymuje się jednak, kiedy uświadamia sobie, że już nie jest tego pewien.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:55, 09 Kwi 2009    Temat postu:

Skąd wiedziałam, że coś nie wyjdzie...

Po pierwsze nie podoba mi się ta Cameron. tyle.

Cytat:
Wpycha koszulę w dżinsy, które także są luźniejsze niż przedtem i postanawia, że niezałożenie krawata będzie wystarczającą oznaką buntu.

Cały House

Cytat:
House powstrzymuje mrukniecie, kiedy Kutner entuzjastycznie łapie jego drugą rękę i zaczyna się zastanawiać, kiedy Kutner ostatni raz był na randce z prawdziwą dziewczyną.



Cytat:
House zastanawia się, co Wilson pomyślałby sobie, gdyby to zobaczył, gdyby usłyszał, że obecność House'a jest błogosławieństwem. Pewnie wyśmiałby to i zaoferował biednemu głupcowi listę grzechów, jako dowód na to, że człowiek, którego niegdyś nazywał swoim przyjacielem jest niczym więcej, tylko plamą na tle ludzkości.

No tak... Bo Wilson bardziej boli House'a niż choroba i wszystko z nią związane...

Cytat:
Rodney wie, jakim człowiekiem jest House, zarówno z opowieści syna, jak i ze swoich własnych obserwacji. Wie, że ludzie, którzy desperacko potrzebują miłości, najbardziej się jej opierają.

Dokładnie.

Cytat:
Chce przypomnieć jej, że House nie jest biedny, ani nie jest maleństwem. Powstrzymuje się jednak, kiedy uświadamia sobie, że już nie jest tego pewien.

Może w końcu zacznie myśleć. ==

Czekam na kolejne części
Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:08, 09 Kwi 2009    Temat postu:

Gora napisał:
nie podoba mi się ta Cameron. tyle.


Mnie tez nie. Ale postanowilam dac jej szanse.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Czw 16:12, 09 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:33, 09 Kwi 2009    Temat postu:

Jeszcze na moment wracając do zachwycania się włosami Chase'a...
Takiego avka podrzuciła mi kiedyś dzio:





PS. szkoda, że usunęłaś tego posta na temat głupiego pytania Chase'a Na szczęście dr Robert jeszcze zabłyśnie ignorancją...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:37, 12 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Kiedy Chase otwiera drzwi mieszkania House'a, jest dopiero dwadzieścia po szóstej. Ale jest już ciemno. Jest grudzień, i dni są krótsze i zimniejsze. Jedyne oświetlenie dobiega z kuchni, gdzie House opiera się o blat. Wyraz jego twarzy zdradza niepokój Chase miał klucz do jego mieszania od kilku miesięcy i pojawia się o tej samej porze prawie codziennie, więc House nie ma powodu do niepokoju.

Ale wydawałoby się, że nie może uciec tak szybko, jak by chciał. House rzuca wszystko, co trzymał w ręku i dosłownie ucieka, uderzając laską o ścianę, kiedy niezdarnie bierze zakręt w kierunku swojego pokoju, unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z Chase'em.

Chase mruczy, nie pewny tego, na co się napatoczył.

- Dobrze się czujesz?

House w ogóle mu nie odpowiada, przynajmniej niczym poza kliknięciem drzwi sypialni, po którym słychać dźwięk uginającego się pod nim materaca i grzechot jego tabletek.

Chase nie ma pojęcia, co mogło tak nagle popsuć House'owi nastrój i zmusić go do aż takiego zamknięcia się w sobie. Jasne, że jest chory. Ale dzień wcześniej był tak samo chory jak dzisiaj i wydawał się być w dobrym nastroju. Odzywał się przynajmniej, a nawet żartował. Wydawał się radzić sobie z tym na swój własny sposób.

Chase domyśla się, że musi chodzić o coś innego niż jego diagnoza. Nagły objaw oznacza niedawną przyczynę, jak mawia House. Drzwi sypialni House'a są po raz pierwszy naprawdę zamknięte, co oznacza 'nie zbliżaj się'. Oczywiście Chase znalazłby sposób na otworzenie ich, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie są one zamknięte na zamek. Ale istotą sprawy jest brak szczeliny, którą zwykle zostawia House, na wypadek gdyby rzeczywiście potrzebował pomocy. W tym momencie House bardziej ceni sobie swoją prywatność niż własne zdrowie.

Chase opiera się przez chwilę o tył kanapy, zanim w końcu wchodzi do kuchni, by sprawdzić, co przerwało jego nadejście.

Podchodzi do lady i znajduje tylko zwykłą kupkę poczty. Nie ma w niej nic nadzwyczajnego - rachunki, śmieci, biuletyn absolwentów Uniwersytetu Michigan na temat zbliżające go się wykładu, kupon z pobliskiej chińskiej restauracji.

Chase wie, że House miał powód, aby tam stać, ponieważ jego poczta jest dostarczana przez otwór w drzwiach i o wiele wygodniej byłoby mu przeglądać ją, siedząc na kanapie. Chase dochodzi do wniosku, że House wybrał to miejsce blisko kosza na śmieci pod spodem, żeby móc od razu wyrzucić jakąś niechcianą przesyłkę i być może ten rażący list już tam jest.

Chase pochyla się i otwiera szafkę. Na samym wierzchu innych śmieci leży wytłaczana koperta, która zwykle zawiera kartkę z życzeniami. Z przodu wypisany drukowanym pismem House'a jest adres Wilsona - nie Doktora Wilsona, po prostu Jamesa Wilsona. Koperta jest nadal zapieczętowana, ale - co najważniejsze - ktoś napisał na niej odręcznie na czerwono słowa 'zwrócić nadawcy'.

- O Boże - mruczy głośno Chase.

Czuje rumieniec, rozumiejąc teraz, dlaczego House wydawał się taki zdenerwowany. Naprawdę nie zna Wilsona na tyle dobrze by wiedzieć czy jest to jego charakter pisma. Ale na pewno ktoś to napisał. To nie jest stempel przybity przez anonimowego pracownika poczty, ale napisane przez kogoś kto widział tę kopertę, widział kto ją przysłał i dla kogo, i zdecydował się ją odesłać.

Chase jest świadom tego, że to popełnił ogromne wykroczenie względem prywatności House'a. Ale ciekawość nie daje mu spokoju. Powoli otwiera kopertę, starając się równo ją rozedrzeć. W środku jest prosta, całkiem zwykła kartka z życzeniami z okazji Chanukki, udekorowana rysunkiem zapalonej menory. Środek jest pusty, poza słowami, które napisał długopisem House:

Shabbat Shalom

-H

Chase marszczy czoło, patrząc na kartkę. Jest zszokowany tym, że akurat teraz House szuka kontaktu z Wilsonem. Pomysł House'a, szukającego kontaktu z kimkolwiek, wydaje się obcy. Ale wiadomość jest prawdziwa i bezpośrednia. Chase zdaje sobie sprawę z tego, że wielu ludzi staje się sentymentalnych w okresie świąt albo być może popada w depresję. W najgorszym przypadku popełniają samobójstwo. Ale on nigdy nie myślał, że House jest jedną z osób, które dostają świątecznego bluesa. Pomimo to Chase myśli, że House jest teraz w lekko rozchwianym stanie emocjonalnym i odmowa przyjęcia niepodobnego do niego gestu dobrej woli może być zinterpretowana jako poważne odrzucenie.

Potem nagle Chase przypomina sobie. Wilson się przeprowadził House zaadresował kopertę pod adresem mieszkania, które Wilson dzielił z Amber. Wilson mieszka teraz w Pennsylwanii, przynajmniej według tego, co powiedziała mu Cuddy. Być może House założył sobie, że Wilson powiadomiłby pocztę o zmianie adresu, i kartkę odesłanoby dalej. Ale to i tak byłoby ważne przez trzy miesiące chyba, że wniosek został odnowiony, czego prawdopodobnie Wilson nie zrobiłby skoro wyprowadził się jakieś trzy miesiące temu. Możliwe jest, że kartka została wrzucona z powrotem do skrzynki przez kogoś, kto mieszka w starym mieszkaniu Wilsona, co oznacza, że Wilson w ogóle jej nie zobaczył.

Chase czuje lekkie ukłucie zazdrości, chociaż wie, że to z jego strony niewłaściwe, by czuł się zazdrosny. Zrobił dla House'a wiele, o wiele więcej niż zrobiliby inni ludzie. To, że House nadal tęskni za towarzystwem Wilsona jest czymś, co Chase jest w stanie uszanować, ale czego nie może zrozumieć.

Wyrzuca kartkę z powrotem do kosza. Myśli, że możliwe jest, iż House poczułby się lepiej, gdyby wiedział, że to nie Wilson odesłał jego życzenia z powrotem, że Wilson nawet o nich nie wiedział. Ale to oznaczałoby, że musiałby się przyznać, iż widział kartkę, że otworzył ją i przeczytał, czego może on nie docenić. Mówi sobie, że musi utrzymać tę informację w sekrecie i że to nie ma nic wspólnego z zazdrością, ale z chęcią ochrony drugiego człowieka przed jeszcze większym odrzuceniem.

Chase nie ma pojęcia, jak bardzo trudne są dla House'a święta. Ale może się domyślić, że w tym roku będą one trudniejsze, ponieważ po raz pierwszy zabraknie Wilsona. Chase naprawdę nie ma pojęcia jak może polepszyć tę sytuację.

Cameron powiadomiła go już o tym, że zamierza spędzić święta z rodzicami. Nie wyobraża sobie, by zaprosiła ze sobą House'a. Chase jest pewien, że jeśli będzie musiał wybierać, zostanie z House'em, nawet jeśli będą po prostu siedzieć w jego mieszkaniu, jedząc jedzenie na wynos, nawet jeśli oznacza to zniszczenie jakiejkolwiek szansy na romantyczny związek z Cameron. Ktoś powinien zostać z House'em. House nie powinien być w święta sam tylko dlatego, że inni ludzie mają rodzinę a on nie.

Chase jest przekonany, że Cameron jest urażona tym, ile czasu spędza on z House'em, i dlatego nie powiedziała mu jeszcze, co tak naprawdę do niego czuje. Więc on nie wie, czy może jest na odwrót.

Cameron jest pewna tego, że bez względu na ogrom niewygody, jaką czuje teraz House, najgorsze jest jeszcze przed nim. Od śmierci jej męża minęło prawie dziesięć lat, ale ona pamięta jego jęki i ogrom swojego poczucia winy, kiedy życzyła sobie, żeby to wszystko w końcu się skończyło, żeby nie musiała więcej tego słuchać. Bycie świadkiem cierpienia drugiej osoby, osoby którą kochasz, jest doświadczeniem, które zmienia cię na zawsze. Ta zmiana jest nieodwracalna.

Cameron zdaje sobie sprawę z tego, że jest o wiele bardziej sentymentalna, niż normalni ludzie czy normalni lekarze. Ale Chase zawsze czuł sympatię do House'a. I ona też, prawdę mówiąc.

W głębi duszy Cameron chce wspierać wysiłki, jakie Chase wkłada w troskę o ich byłego szefa, może nawet pomóc. Ale nie czuje się wystarczająco silna, by jeszcze raz coś takiego przejść. Ona dostrzega tylko zniszczenie, jakie sprowadziłaby na siebie.

Teraz kiedy Chase jest pewien, że House umiera, stara się wykorzystać resztę jego życia na zbudowanie więzi z nim, ponieważ myśli, że House zasługuje na więź z inną osobą. Ma rację. Każdy na to zasługuje, a szczególnie ktoś, kto był takich więzi pozbawiony. Jednak Chase nie bierze pod uwagę pustki, jaką odczuje, kiedy ta więź zostanie złamana raz na zawsze.

To, że Chase walczy o zawarcie więzi z House'em, chociaż House w tym momencie podświadomie, tęskni za rzeczami, które zawsze sprawiały, że czuł się pewnie i bezpiecznie - albo przynajmniej za osobą, która sprawiała, że tak się czuł - zakrawa na ironię.

Szczególnie, że ta osoba niedawno odeszła.

House czuje się jak dziecko, które właśnie uświadomiło sobie, że Mamusia i Tatuś naprawdę wyrzucili jego ulubiony kocyk i że już nigdy nie uda mu się bez niego zasnąć. Chce wpaść przez to w histerię, tylko że jest świadom tego, że ona nie pomoże, nie tym razem. Więc zwija się w kłębek i pozwala uciec kilku haniebnym łzom. Sam jest zniesmaczony tym, jaki jest żałosny. Ale przynajmniej nikt go nie widzi.

I nie chodzi o to, że Chase nie robi wystarczająco dużo. On robi więcej, niż ktokolwiek może chcieć. Chodzi po prostu o to, że Chase nigdy nie będzie Wilsonem.

House nigdy by się do tego nie przyznał, ale teraz, kiedy Chase pojawia się i znika w regularnych odstępach czasu, jakość jego życia zmieniła się diametralnie, w porównaniu z tym, jak żył przed zachorowaniem. Na jego łóżku zawsze jest ciepła, czysta, przyjemna w dotyku pościel. Zniknął kwaśny zapach dawno nie zmienianej pościeli i suche plamy śliny na poduszkach. Okna są za dnia otwarte i sypialnia House'a jest wypełniona światłem, zamiast ciemnością, która maskowała bałagan. Teraz wszystko jest posprzątane i nigdzie nie walają się przypadkowe przedmioty, ani koty z kurzu, przypominające mu o miesiącach depresji, z którą nie mógł sobie poradzić.

Przy jego łóżku zawsze stoi woda albo piwo imbirowe, na które znowu ma ochotę Są ciepłe, zmiękczone w suszarce koce, którymi jest przykrywany z delikatnością zwykle zarezerwowaną dla niemowląt i dzieci. I jest Chase, zadowolony z tego, że może towarzyszyć mu bez potrzeby rozmowy, albo wyjść i wrócić, by znowu zacząć wszystko od nowa.

Chase nie wydaje się oczekiwać niczego w zamian, poza jakąś formą kontaktu fizycznego, do czego House powoli się przyzwyczaja. Nigdy nie przyznałby tego na głos, ale istnieje wiele rzeczy gorszych od bycia przytulanym czy klepanym po plecach.

Więc House płacze w ciemnościach, modląc się o to, że Chase tym razem zostawi go w spokoju i chociaż Wilson wcale nie umarł, zastanawia się, czy może właśnie odkrył, co to znaczy kogoś stracić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:15, 12 Kwi 2009    Temat postu:

To, że House nadal tęskni za towarzystwem Wilsona jest czymś, co Chase jest w stanie uszanować, ale czego nie może zrozumieć.
...
no tak, bo to tak ciężko pojąć, że tęskni się za kimś, kogo się znało przez pół życia i z kim przeszło się przez tak wiele...
w dowcipach o blondynkach jest nie tylko ziarno, ale i cała piaskownica prawdy!!!


straszny, straszny kawałek...

z jednej strony desperacja House'a mnie nie dziwi, ale z drugiej... wysyłanie kartki jest takie... so unlike him
chociaż z drugiej strony, jeśli House wciąż jest tutaj House'em, to może wysyłając tę kartkę wiedział, że Wilson jej nie dostanie i liczył na to, że gdy otrzyma ją z powrotem pomoże mu to pogodzić się z odejściem Wilsona... tylko że nie wszystko poszło po jego myśli

*huuuugs House*
(*hates Chase* )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:46, 12 Kwi 2009    Temat postu:

Richie, z całym szacunkiem, ale dla mnie w tym fiku to nie jest House....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:37, 12 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:

(*hates Chase* )


Daj mu szanse. Zmieni sie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:00, 13 Kwi 2009    Temat postu:

nefrytowakotka napisał:
Richie, z całym szacunkiem, ale dla mnie w tym fiku to nie jest House....

a wiesz, że po Twoim stwierdzeniu mój strach przed tym fikiem zmalał odrobinę?
bo skoro to nie jest House... i z całą pewnością to nie był Wilson...


elfchick napisał:
Daj mu szanse. Zmieni sie.

nawet sobie nie wyobrażam, co to musiałaby być za przemiana, ale spoko - zaczekam ze strzelaniem do jego zdjęcia, aż fik dobiegnie końca
(chociaż jedno - to, co jest najważniejsze dla House'a, więc i dla mnie - nie zmieni się napewno: Chase nigdy nie będzie Wilsonem )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:39, 14 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Chase wciąga świerk Douglasa przez drzwi frontowe, zostawiając na podłodze warstwę igieł. House siedzi na kanapie zawinięty w warstwę koców i ogląda telewizję. Powstrzymuje zrzędzenie głównie dlatego, że Chase wygląda na tak cholernie podnieconego, ale także dlatego, że od dawna nie czuje się na siłach, by zaczynać bezsensowne kłótnie. Przypuszcza, że Chase ma zamiar po sobie odkurzyć, bo on na pewno tego nie zrobi.

Ale drzewko jest naprawdę ogromne. Na pewno nie zmieści się nigdzie, przynajmniej bez poważnego przycięcia gałązek.

- Ukradłeś to z Rockefeller Plaza?

Chase dostaje zadyszki, zanim udaje mu się ustawić drzewko pionowo i naprawdę nie wie, o co może mu chodzić.

- Słucham? Nie, kupiłem je.

House decyduje się zatrzymać sobie dowcip o Charlie Brown, tylko dlatego, że jest pewien, iż byłoby to kompletnie niepotrzebne amerykańskie spostrzeżenie kulturalne.

- Jeśli chcesz, żebyśmy spędzali czas w towarzystwie roślin, dlaczego nie zrobimy tego na zewnątrz, zamiast wnosić je tutaj?

Chase wybucha śmiechem słysząc to pytanie.

- Nigdy nie miałeś choinki?

House naprawdę wolałby tego nie wyjaśniać. Miał jedną, kiedy miał dziewięć lat, ponieważ spędzali wtedy święta z rodziną jego matki, i tamta była ozdobiona sztucznym śniegiem, który był wtedy modny. Śnieg miał nawet różne kolory jak jasnoniebieski i różowy. Odwiedziny skończyły się na tym, że zdenerwował ciotkę i wuja, kiedy powiedział im, że materiał, z którego zrobiony jest sztuczny śnieg, ma strukturę chemiczną podobna do azbestu i może być niebezpieczny dla zdrowia. Poza tym, jedynym akcentem świątecznym, na jaki kiedykolwiek zdobyła się jego matka, było kupienie wieńca albo wystawienie ręcznie rzeźbionej szopki, która należała do jej dziadka.

To drzewko ładnie pachnie jest żywe, zielone i w niczym nie przypomina plastikowego drzewka z czasów Stacy. Drzewka, które ozdabiali setkami równo rozwieszonych, cholernie drogich bombek z Macy's, przechowywanych w oddzielnych pudełkach. House oczywiście drażnił się z nią na temat tej tradycji, ale ona nie była tym rozbawiona. Nic nie znaczy więcej niż 'wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Jezu' niż ręcznie dmuchane szkło.

- My trzymaliśmy naszą cały grudzień... rozbieraliśmy ją szóstego stycznia. - mówi bez powodu Chase.

- W Święto Trzech Króli, - dodaje bez wyrazu House.

Chase'a zawsze dziwiło to, że ktoś, kto wydaje się być przeciwny pomysłowi zorganizowanej religii, wie tak wiele na jej temat. To wykracza ponadto, czego mógł się dowiedzieć w czasie studiów.

- Masz rację.

House protestuje powierzchownie, kiedy Chase koślawo upina na drzewku dwa zestawy światełek i pokrywa je włosem anielskim. Nie jest tak źle jeśli chodzi o choinki. Nie wygrałaby ona żadnych nagród. Po prostu dziwnie wygląda, stojąc obok pianina w jego mieszkaniu.

Chase zdaje się przepraszać, co jest lekko absurdalne, biorąc pod uwagę to, że nawet nie zapytał, czy mógłby kupić choinkę.

- Ja... nie kupiłem żadnych bombek.

- Nie szkodzi - odpowiada House i odwraca wzrok, zanim Chase może uznać jego komentarz za zgodę.

Chase stara się nie być zbyt oczywisty w swojej misji. Ale nawet House wie dokładnie, jakie ma zamiary. Chase werbuje wszystkich, którzy mogą pomóc utrzymać House'a z daleka od potencjalnej depresji świątecznej. Cuddy, Kutner, a nawet Foreman od razu się zgadzają. Trzynastka i Taub są mniej przychylni. Chase przyznaje po fakcie, że przypomnienie im, iż mogą to równie dobrze być ostatnie święta House'a było manipulacją z jego strony. Ale decyduje, że cel uświęca środki.

Więc wszyscy po kolei porywają House'a albo po prostu zwalają mu się na głowę, zmuszając go do brania udziału w szeregu rożnych tradycji, które w przeszłości wywoływały u niego mdłości. Może to głupie, A może pomoże im wszystkim.

Rodzice Foremana zatrzymują się w Princeton po drodze na widzenie z ich drugim synem Marcusem w Wiezieniu Stanowym w Mercer. Alicia daje House'owi talerz ciastek i innych świątecznych wypieków. Foreman jest po raz pierwszy w życiu świadkiem tego, jak jego były szef traci głos, kiedy jego matka krząta się koło niego, poprawiając mu czapkę i szalik, jakby miał znowu pięć lat, i pyta czy ma wystarczająco ciepło w mieszkaniu. Jest zaskoczony tym, że ona nadal pamięta, kim on w ogóle jest.

- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zadzwoń do nas - mówi mu Rodney, wyciągając dłoń i ściskając jego ramię. Wyraz twarzy House'a jest bezcenny, jakby on nie miał pojęcia, czego mógłby chcieć i co oni mogliby dla niego zrobić. Ale jeśli kiedykolwiek miał okazję do zażartowania sobie z tego, to ona już dawno przeszła.

House udaje, że podchodzi ostrożnie do pomysłu Kutnera, żeby pójść z nim na łyżwy, szczególnie kiedy on upiera się przy przypięciu House'a pasami do wózka inwalidzkiego. Ale jak się okazuje Kutner radzi sobie całkiem dobrze i kiedy nabierają prędkości, wiatr furkocze wokół House'a w sposób, jakiego nie czuł on od momentu ostatniej przejażdżki motocyklem. Było to jego pierwsze ożywiające doświadczenie od miesięcy Każe Kutnerowi przyspieszyć, decydując, że jeśli lód załamie się pod ciężarem ich obu, to było to tego warte.

Oczywiście tak się nie dzieje. Lód jest całkiem gruby. Ale z powodu mrozów w Princeton jest mało śniegu i wysiłek Kutnera, by zbudować bałwana, okazuje się stratą czasu. W zamian Kutner zrywa dwa sople ze daszku pobliskiego budynku i odgrywa scenę prysznicową z Psychozy, przerażając mijających ich przechodniów, dopóki House w końcu poddaje się i uśmiecha.

Trzynastka odwiedza go w jego mieszkaniu i przynosi dwa zestawy do budowy domków z piernika, żeby mogli je razem zbudować. Chase upiera się przy swojej obecności, chociaż udaje mu się być skromnym w swojej opiece. Tak naprawdę to po prostu nie chce zostawiać House'a samego z kimś, kto kiedyś przypiął go do łóżka i zrobił biopsję jego wątroby bez zezwolenia.

House zjada wszystkie elementy ze swojego zestawu, podczas gdy Trzynastka z trudem składa swój domek, starając się żeby wyglądał dokładnie tak jak ten na pudełku. Dziwne jest to, że to ona milczy uparcie i maskuje swoją ciszę jako bycie skoncentrowana za pracy. House wygłasza kilka niesmacznych dowcipów o lesbijkach, które ona ignoruje. Ale potem on pyta czy słyszała bajkę 'O Małgosi i Małgosi' i wtedy ona rzuca w niego lukrem.

Chase jest pewien, że Cameron chce wzbudzić w nim zazdrość kiedy pojawia się w mieszkaniu przebrana za Panią Mikołajową i przynosi jemiołę, pod która potem całuje House'a. Ale zauważa on to, że House nie otworzył ust w czasie pocałunku.

- Wiesz przecież, że ona leci na umarlaków. Powinieneś natychmiast śmiertelnie zachorować. Wtedy się od ciebie nie odczepi - mówi House, odwracając się do niego i sprawiając, że z uszu Cameron dosłownie bucha para.

House pomija milczeniem niezwykle wysoką liczbę kartek z życzeniami, które zalewają jego skrzynkę na listy przez cały grudzień - połowa z nich przysłana jest przez pracowników szpitala, którzy nigdy go nie lubili. Jeśli Cuddy rozesłała po szpitalu wiadomość o jego stanie zdrowia, nie jest pewien co powinien o tym myśleć. Ale to jest jedyne logiczne wytłumaczenie, biorąc pod uwagę fakt, że do tej pory dostawał życzenia świąteczne jedynie od swojej matki i ciotki. Automatycznie generowana kartka od jego okulisty się nie liczy.

Cuddy wyprawia przyjęcie cydrowe, które polega na przygotowaniu i degustacji różnych owocowych napojów, po czym wszyscy siadają przy kominku i oglądają 'It's a Wonderful Life'. Jedynymi gośćmi są oczywiście House, jego zespoły, stary i nowy, kardiolog, z którym Cuddy kiedyś się spotykała i jej koleżanka ze studiów. Pojawiają się Taub z żoną, która cały wieczór pyta Cuddy o jej dekoratora wnętrz.

House spędza większość wieczoru w łazience, za co wini cydr. Biorąc pod uwagę jego obecny stan zdrowia, nikt za bardzo się tym nie przejmuje. Ale on tak naprawdę czuje się dobrze. Po prostu pamięta co najmniej trzy Boże Narodzenia, podczas których Wilson opuścił swoją obecną żonę, żeby siedzieć z nim na kanapie i oglądać dokładnie ten sam film.

House nie cierpiał tego, ponieważ film jest wyidealizowanym uosobieniem wszystkiego, w co on nie wierzył. Ale Wilson tak. Tolerował to, ponieważ cieszył się z samej obecności Wilsona. Czuł się tak, jakby odniósł zwycięstwo, ponieważ Wilson wybrał jego, zamiast być z kimkolwiek innym. Zastanawia się, czy rzeczy potoczyłyby się inaczej, gdyby on był w stanie wyrazić swoje uznanie. Może nie chowałby się teraz w łazience Cuddy, symulując chorobę do czasu końca filmu.

----------------------------------------------------------------

W Wigilię Chase zostaje u niego na noc, bez względu na to, że House mówi mu, że nie ma takiej potrzeby. House wie, że Cameron spędza święta w Michigan, z rodzicami i rodziną brata. Może sobie jedynie wyobrazić jakiego rodzaju kłótnia wywiązała się, kiedy Chase odmówił towarzyszenia jej. Zamawiają chińszczyznę, którą House tylko miesza na talerzu i oglądają program o śniegu na Weather Channel.

House chce położyć się do łóżka przed dziewiątą. Ale Chase przeżuwa swoją pałeczkę cały wieczór, a jego mina jest raczej trudna do zignorowania. House szturcha go gumowym końcem laski.

- Okej, o co ci chodzi?

Chase jest tak zamyślony, że nie jest nawet świadom wyrazu swojej twarzy. Spogląda na niego, by odpowiedzieć.

- Słucham? To nic takiego.

- Jasne. Całe czoło ci się... zmarszczyło... wiesz, w Michigan jest o godzinę wcześniej. Powinieneś do niej zadzwonić, żeby uniknąć zetknięcia się z jej wściekłością kiedy wróci... nie ma nic gorszego niż urażona kobieta.

Chase jest rozbawiony tym, że House radzi mu w sprawie związku i to całkiem poważnie. Tylko że on wcale nie myślał o Cameron, a o czymś zupełnie innym.

Po kolejnej minucie przekomarzania się z House'em, Chase wyjaśnia mu, że zanim jego rodzice się rozwiedli, przed pójściem do łóżka w noc przed Bożym Narodzeniem, pozwalali mu czytać na głos odpowiednie fragmenty Biblii. Z braku reakcji House'a Chase wnioskuje, że on musi rzeczywiście być zmęczony.

- Cóż, gdybyś był Amerykaninem, wybrałbyś bardziej świecki zwyczaj zostawiania talerzyka ciastek dla Świętego Mikołaja - mówi jedynie House.

Chase nie jest pewien jak ma wyjaśnić to, że spędzenie świąt z House'em, w jego mieszkaniu, jest pierwszym doświadczeniem zbliżonym do tego jak wyglądały święta w jego rodzinnym domu, zanim skończył dwanaście lat.

- Wiem. Ja po prostu... dawno tego nie robiłem...

Chase nie wie, dlaczego House wstaje z miejsca i idzie za kanapę. Ale przygląda się tem,u jak on powoli przegląda regał z książkami, mrużąc oczy bez pomocy okularów. W końcu znajduje to czego szukał.

- Masz - mówi House, podając Chase'owi coś, co wygląda wydanie Biblii według Króla Jamesa. - Pospiesz się, ponieważ jestem zmęczony.

- Mówisz poważnie?

- Na następne dziesięć sekund tak... Ale weź pod uwagę, że właśnie zażyłem dwadzieścia miligramów Oxycodonu. Więc wykorzystaj mój dobry świąteczny nastrój... za nim zmieni się on w dobre, świąteczne upojenie.

Chase dochodzi szybko do siebie, uświadamiając sobie, że powinien się pospieszyć, zanim House zmieni zdanie. Przygląda się uważnie okładce książki, a potem marszczy czoło na widok notatki na pierwszej stronie. Notatka jest napisana po holendersku i zwiera listę narodzin, zgonów i małżeństw zapisaną maleńkimi literkami. Na samym dole strony, tuż przed końcem, widnieje imię i nazwisko House'a razem z datą jego narodzin.

- To jest... naprawdę stare. - Uświadamia sobie, przewracając kartki.

House kiwa głową, opadając z powrotem na kanapę.

- Tak... to jeden z pierwszych egzemplarzy autoryzowanej wersji z 1824 roku... cokolwiek to oznacza... jakby Bóg zszedł na ziemię i przybił odpowiednią pieczątkę.

Chase szybko znajduje odpowiednią stronę, jego palce zapamiętały drogę po latach formalnej edukacji religijnej. Słowa brzmią inaczej niż te, które pamięta. Ale znaczą to samo. I kiedy je czyta, wcale nie myśli o Maryi na osiołku, gotowej na narodziny Dzieciątka w stajni jakiejś gospody. Wyobraża sobie swoich rodziców, to jak wyglądali, kiedy słuchali jak on czyta, kiedy jeszcze byli szczęśliwi ze sobą i z nim.

Kiedy Chase znowu podnosi wzrok, oczy House'a są szkliste, co oznacza, że lekarstwo na pewno już działa. Pewnie dlatego, że House jest naćpany, wyrzuca z siebie:

- Zatrzymaj ją sobie.

Chase odpowiada jedynie zszokowaną ciszą, po czym House stara się wyjaśnić:

- To znaczy... ja nie mogę jej zabrać ze sobą... a przecież nie mam dzieci... a poza tym nie mam dla ciebie prezentu.

- Ja też nie mam dla ciebie prezentu - wyznaje Chase.

I rzeczywiście nie ma, ponieważ zapytał House'a na początku grudnia, czy życzy on sobie czegoś szczególnego i House odmówił. W zasadzie powiedział: nie, pod żadnym pozorem nie możesz dać mi nic w ozdobnej torbie, albo w owiniętym w papier i w przewiązanym wstążką pudełku. Chociaż Chase wie, że Cuddy podarowała House'owi kolekcję DVD z filmami z Clintem Eastwoodem i jakieś urządzenie elektryczne do gry w pokera, on postanowił uszanować prośbę House'a. Ale ostatnia rzeczą, jakiej się spodziewał było to, że House podaruje mu jakikolwiek prezent, szczególnie coś mającego taką wartość.

House rozmarza się przez minutę i decyduje, że najlepiej będzie zamknąć się, zanim powie coś tak głupiego, jak Wesołych Świąt. Pozwala Chase'owi odprowadzić się do łóżka, ponieważ wie, że inaczej prawdopodobnie by się przewrócił.

Ta Biblia była od sześciu pokoleń w rodzinie House'a po stronie jego matki. Ale on nie ma rodzeństwa i same kuzynki. Wie, że nie może zabrać jej ze sobą, kiedy umrze. Więc myśli, że podarowanie jej komuś, kto ją doceni, ma sens. Mówi sobie, że to tylko logiczne wyjście i że to nie ma nic wspólnego z jego sentymentalnością i perwersyjnym brakiem umiejętności wykazania wdzięczności jak normalny człowiek.

Naprawdę myśli, że byłoby mu łatwo wypowiedzieć słowa: 'dziękuję ci za to, że tu jesteś', ale on nie może tego zrobić. Nie może powiedzieć: dziękuję, że starasz się sprawić mi radość, chociaż nigdy ci się to nie uda. Nie mógł tego powiedzieć ani Stacy, ani Wilsonowi, nawet kiedy go zostawili, nawet gdyby to była jedyna rzecz, która sprawiłaby, że zostaliby z nim, ponieważ to wyglądało jak oddanie komuś kawałka siebie, którego nigdy nie dostanie z powrotem.

House zasypia myśląc, że to było prawdopodobnie najmniej parszywe Boże Narodzenie, i chociaż wie lepiej, ma nadzieję, że to, co może z siebie dać, w jakiś sposób wystarczy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Czw 1:48, 16 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:42, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Jeden błąd:

Cytat:
Ale zauważa tego, że House nie otworzył ust w czasie pocałunku.

to, też ale na pewno nie tego.

Ja rozumiem House'a. Ale rozumiem też Chase'a. Zawsze dziwi nas przywiązanie ludzi do osób które je skrzywdziły - mimo, że jak przychodzi co do czego sami też tak się zachowujemy. A po za tym zazdrość - takie brzydkie ale ludzkie uczucie...

Cytat:
I nie chodzi o to, że Chase nie robi wystarczająco dużo. On robi więcej, niż ktokolwiek może chcieć. Chodzi po prostu o to, że Chase nigdy nie będzie Wilsonem.

Dokładnie. Smutne ale prawdziwe.

Uwielbiam Kutnera ( )

Cytat:
Tak naprawdę to po prostu nie chce zostawiać House'a samego z kimś, kto kiedyś przypiął go do łóżka i zrobił biopsję jego wątroby bez zezwolenia.

Mamusia Chase normalnie

Cytat:
Po prostu pamięta co najmniej trzy Boże Narodzenia, podczas których Wilson opuścił swoją obecną żonę, żeby siedzieć z nim na kanapie i oglądać dokładnie ten sam film.



Czekam na kolejne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:56, 16 Kwi 2009    Temat postu:

Gora napisał:
Jeden błąd:

Cytat:
Ale zauważa tego, że House nie otworzył ust w czasie pocałunku.

to, też ale na pewno nie tego.


Poprawione.

Cytat:
Tak naprawdę to po prostu nie chce zostawiać House'a samego z kimś, kto kiedyś przypiął go do łóżka i zrobił biopsję jego wątroby bez zezwolenia.

Mamusia Chase normalnie [/quote]

Powiem tylko tyle. You ain't seennothingyet.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Czw 1:57, 16 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:01, 16 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]


House oficjalnie kończy pierwsza rundę chemioterapii w połowie stycznia, a naświetlania kilka miesięcy wcześniej. Badania kontrolne wykazują niewielkie zmniejszenie się obydwu guzów i brak nowych przerzutów. Jego lekarka w przychodni mówi, że powinien odczekać przynajmniej miesiąc, zanim sprawdzi, czy będzie potrzebował następnej kuracji, albo czy ta częściowa remisja się utrzyma.

House jest wystarczająco inteligentny, by uświadomić sobie, że lekka poprawa jego stanu zdrowia ma podłoże czysto psychologiczne. Różnica jest taka, że teraz wie lepiej i nie zastanawia się nad tym dłużej, ponieważ może już nigdy nie czuć się tak dobrze. Ale na razie wypełnia go euforia. Jego niepoprawny optymizm sprawia, że postanawia mimo kiepskiej pogody pojechać do szpitala klinicznego, żeby powkurzać trochę swój stary zespół. Na razie nie jest zawstydzony swoją chudością i bandaną, którą nosi dla zakrycia swojej niewątpliwie łysej głowy.

Oczywiście, teraz jest inaczej niż przedtem. To nie on jest szefem i jest tego świadom. Ale oni i tak zapraszają go do udziału w diagnozie różnicowej. Bez sprzeczania się akceptują jego propozycje, a nawet robią badania na podstawie niektórych jego sugestii. Oczywiście sugestie House'a są medycznie trafne i przekazane poważnie, bez normalnego dla niego sarkazmu. House nie zauważa zmiany w swoim zachowaniu. Ale inni tak.

Foreman nie czuje się znieważony przez obecność House'a, a raczej dzięki niej wyluzowany. Chociaż jak do tej pory nie popełnił błędu, który zakończyłby się śmiercią pacjenta, nadal był niezwykle ostrożny odkąd dostał awans. Możliwość tego, że mógłby stanąć twarzą w twarz z przypadkiem, którego nie mógłby rozwiązać nie zostawia go w spokoju. Nawet mówi House'owi: 'Ciesze się że wróciłeś', ale House przypomina mu ze nie wrócił. Jedynie wpadł z wizytą.

- Nudzę się - wyjaśnia, ze szczerością, którą Foreman uważa za niepokojącą. Nie ma w niej krzty humoru, ani próby drażnienia się z nim. Jest tak, jakby on na chwilę zapomniał o jakichkolwiek powodach do kłamstwa.

- Tak myślałem - odpowiada Foreman, uświadamiając sobie, że do tej pory jego słabe zdrowie było jego jedynym zajęciem i że prawdopodobnie w jego mieszkaniu nie ma nic do roboty. Cieszy się z tego, że widzi go poza domem.

Obecny pacjent jest niezbyt interesujący, zostaje zdiagnozowany i wyleczony w ciągu kilku godzin. Więc House idzie na dół wkurzać Cuddy. Tylko że on nigdy nie lubił rozmów o niczym. Więc po obejrzeniu jakichś dwustu zdjęć jej czteromiesięcznego charcika włoskiego, nie ma innych tematów do rozmowy.

- Masz dla mnie jakąś robotę?

Cuddy wybucha śmiechem, ponieważ nigdy nie myślała, że usłyszy od niego takie pytanie. Martwiła się rokowaniami House'a i nadal pewnie będzie się nimi martwic, im bliżej będzie do nieodwracalnego końca. Ale on jest teraz w tak dobrym nastroju, że łatwo jest zignorować to, że umiera.

- Naprawdę chcesz pracować? Wiesz, że już ci nie płacę. Robiłbyś to za darmo.

- Nudzę się. - House mówi to po raz drugi tego dnia, jak gdyby wyjaśniało to ten nie podobny do niego gest dobrej woli.

- Chcesz popracować w przychodni?

- Nie bardzo.

- Chcesz pomóc z zaległymi papierami?

- Jak myślisz?

- Hmmm... nie wygląda na to, że chciałbyś pomóc.

- Nie znasz jakichś ludzi na pograniczu śmierci, którzy potrzebują cudownego uzdrowienia?

Cuddy dziwi się temu, jak udało mu się uporządkować swoje życie i nie martwic się o to, co się z nim stanie. Ale nie wytknie mu tego, żeby cień uśmiechu, jakiego nie widziała na jego twarzy od momentu odejścia Wilsona, nie zniknął.

- Nie w tej chwili.

House postanawia nie denerwować jej więcej i wychodzi do holu, jak zagubione dziecko w centrum handlowym. Przez przypadek napotyka wzrok kilku pielęgniarek, które uśmiechają się do niego, co wydaje mu się podejrzane. Nie chce wiedzieć, co powiedziała im Cuddy. Ale to pewnie one przysłały mu te tajemnicze kartki z życzeniami.

Wsiada do windy i naciska pierwszy z brzegu guzik, stwierdzając, że gdziekolwiek się znajdzie, będzie lepsze niż nic, a przypadkowość jego wyboru dodatkowo uatrakcyjni mu dzień. Wysiada na trzecim pietrze, gdzie pierwszą widoczną rzeczą jest tablica kierunkowa z nazwami oddziałów. Jego wzrok zatrzymuje się na czwartej linii.

Oddział Onkologii Pediatrycznej jest miejscem, do którego House nigdy nie zaglądał, chyba że naprawdę musiał. W ciągu dziesięciu lat pracy w PPTH miał tylko jednego pacjenta z tego oddziału. Jego najlepszy przyjaciel był tu ordynatorem, ale on i tak znalazł powody, żeby nigdy tutaj nie przyjść. Nie jest pewien, co jest powodem tego, że teraz ciągnie go w tamtą stronę - być może jest to jakiś rodzaj masochizmu. Ale on idzie korytarzem, dopóki nie zauważa tego, czego unikał w ciągu całej swojej medycznej kariery: rzędów łóżeczek, wypełnionych łysymi, umierającymi dziećmi.

Nie wie dokładnie jak długo tam stoi, po prostu się im przyglądając. Większość z nich śpi albo przynajmniej leży bez ruchu. Ale niektóre robią to co inne dzieci, rozmawiają ze sobą, bawią się zabawkami lub grają w gry wideo, oglądają kreskówki albo czytają. Żadne z nich nie wygląda na smutne, zdenerwowane, czy obolałe. Żadne z nich nawet nie płacze.

Dotyk dłoni na jego ramieniu zaskakuje go i jest on jeszcze bardziej zaskoczony tym, że ta dłoń należy do jego całkiem niedawnej podwładnej.

- Czasami przychodzę tutaj i je odwiedzam - mówi ona, nie czekając na jego pytanie.

Potem on przypomina sobie, że ona także umiera. Prawda jest taka, że o tym zapomniał albo że przynajmniej miał inne sprawy na głowie. Jej stan nie pogarsza się tak szybko jak jego, ale ona nadal umiera. Oczywiście musiała znaleźć jakiś sposób, żeby się z tym pogodzić. Chociaż to, że ona mówi o tym tak otwarcie wydaje mu się dziwne, jeśli weźmie się pod uwagę to, że z początku była niechętna do zaakceptowania czy nawet potwierdzenia swojej diagnozy. On zastanawia się, czy ona stara się przekonać samą siebie do tego, że jej na tym nie zależy.

Ale nawet to wydaje się House'owi zbyt osobiste. Dobrze jest móc obserwować pacjentów z daleka. Nigdy nie czuł się dobrze, kiedy musiał spotykać się z pacjentami twarzą w twarz, nawet za nim śmiertelnie zachorował. Czuje się głupio, jakby powinien coś powiedzieć, jakoś wyjaśnić to zanim jego była pracownica sama wyciągnie wnioski na ten temat, z których każdy byłby chyba rozsądny.

Ale ona nie mówi nic. Po prostu przechodzi obok niego, łapie go za ramię i zaczyna ciągnąć go w stronę tej części oddziału, gdzie ustawione są łóżeczka dzieci, które właśnie przechodzą chemioterapię.

- Chodź - mówi ona, machając ręką. - To ci pomoże.

I House czuje, jakby jakaś niewidzialna siła pchała go w tamtą stronę. Może jest to wyzwanie, które usłyszał w jej głosie. Może to dlatego, że jego własny ojciec przez lata drażnił go z powodu tego, że unikał on bólu na wszelkie możliwe sposoby i nazywał go wielkim mięczakiem. W milczeniu idą korytarzem, a ona zatrzymuje się przy każdym łóżku, rozdając dzieciom lizaki, pyta które postaci z kreskówek lubią najbardziej i jakiej muzyki słuchają. To nic takiego. Po prostu lekka rozmowa o niczym, która nigdy przedtem nie interesowała House'a za bardzo, ale te dzieciaki ją uwielbiają.

On trzyma się na dystans. Ponieważ się nie odzywa i nie podejmuje żadnej próby nawiązania jakiegokolwiek kontaktu, większość dzieci nawet nie zauważa jego obecności, przynajmniej do czasu, dopóki nie zatrzymują się przy łóżeczku pewnego siedmiolatka. Który ma zawiązaną na główce czarną bandanę podobna do tej, jaką nosi House, tyle że bez logo Harleya Davidsona.

- Hej - odzywa się chłopiec, wyciągając rączkę w kierunku House'a. Dzieli ich półtora metra, więc nie mogą się dotknąć. Ale mały i tak nadal próbuje. - Jesteśmy tacy sami.

House podnosi dłoń i stara się przypadkowo dotknąć swojej głowy, żeby przypomnieć sobie, co tam jest. Czasami nosi czapkę. Ale jego dłoń potwierdza, że dzisiaj jest to bandana.

- Prawie tak samo - odpowiada.

Chłopiec wydaje się szczęśliwy z tego powodu, jakby to wydarzenie było najbardziej ekscytującą rzeczą, jaka przytrafiła mu się od tygodni. I prawdopodobnie tak było.

- To jest takie cool. Uwielbiam motocykle. Jak urosnę, kupię sobie jeden.

House czuje, jak jego żołądek robi salto - samo patrzenie na tego chłopca informuje go o tym, że on za długo nie pożyje, na pewno nie wystarczająco długo, by dostać prawo jazdy. Diagnozowanie nowotworu u dzieci nigdy wcześniej mu nie przeszkadzało. Pamięta, że co najmniej dziesięć razy odmawiał pójścia z Wilsonem na pogrzeb jednego z dzieci, które były jego pacjentami. Ale nagle nie może wydusić z siebie słowa, głównie dlatego, że myśli o tym, że kiedy otworzy usta zwymiotuje na tego biednego dzieciaka.

Chłopiec pyta go, skąd wziął swoją chustkę i House tylko patrzy na niego bez słowa, ponieważ zasycha mu w ustach. Uświadamia sobie, że prawdopodobnie powinien coś powiedzieć, ale nie może. Więc zdejmuje chustkę z głowy i oddaje ją chłopcu, który przygląda się jej z czcią godną sławnej osoby. Dzieciak zdejmuje sobie własną chusteczkę i oddaje ją House'owi, który odpowiada na wymianę skinieniem głowy.

Chłopiec nadal plącze się, by ją założyć, zupełnie nie zwracając uwagi na milczenie House'a. House nie rozumie, więc chłopiec wyjaśnia.

- Moja mama zwykle mi ją zakłada.

Trzynastka uśmiecha się, ponieważ widzi, że House jest zawstydzony albo chociaż czuje się nieswojo. Ale nie pomaga mu z chustką. Czeka na to, co on zrobi.

A dzieciak, jak to dzieciak, jest zupełnie nieonieśmielony. Wylewa z siebie długi sznur pytań, nie czekając nawet na odpowiedź, zanim zada następne pytanie.

- Masz motocykl? Jaki? Możesz na nim skakać? Kiedykolwiek się ścigałeś? Dlaczego wypadły ci włosy? Dlatego, że masz raka, tak jak ja? To dlatego chodzisz z laską? Czy możesz nadal jeździć z nią motorem? Ja mam raka w p...p... gdzieś w brzuszku. Gdzie jest twój?

House nadal się nie odzywa. Kiedy udaje mu się dobrze zawiązać chustkę na główce chłopca, jest mu gorąco i czuje się uwieziony, ma też lekkie zawroty głowy. Macha laska w kierunku korytarza, jakby to wyjaśniało, dlaczego nagle musi wyjść. Natychmiast odwraca się i szuka najbliższej łazienki, wchodzi do pierwszej wolnej kabiny i zwraca płatki kukurydziane, które zjadł tego ranka na śniadanie.

Stoi przez chwilę pochylony nad klozetem, starając się złapać oddech i prawie wychodzi z siebie, kiedy odwraca się i znajduje stojącą za nim Trzynastkę.

- To jest męska toaleta - mówi, nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Nie pamięta nawet, ile razy w ciągu ostatnich rat odwiedzał damskie łazienki. Tak naprawdę, to jest poirytowany tym, że ona złapała go w tak niefortunnym momencie. Naprawdę, nigdy nie przypuszczał, że kiedy skończy wymiotować, ona będzie stała obok.

I ona wcale się nie odzywa. Wydaje się zaniepokojona, co tylko jeszcze bardziej wyprowadza go z równowagi.

- Dobrze się czujesz?

On podchodzi do umywalki, myje ręce i twarz.

- Tak, nic mi nie jest. Po prostu... strułem się... czymś.

Jej zwykle ostrożny wyraz twarzy mięknie,

- Posłuchaj, ja też chorowałam. To znaczy, po pierwszych kilku wizytach. Wracałam do domu i płakałam w poduszkę. Mój terapeuta mówi, że dobrze jest się z tym zmierzyć.

House chce powiedzieć cokolwiek, żeby jej przerwać, żeby tylko się zamknęła. Gdyby mógł rzucić słuchawką, zrobił by to. Ale ona jest tuż obok i on nie może nic zrobić. Jest już za stary, by zakryć uszy i śpiewać. Więc może jej jedynie przerwać z myślą, że ona zrozumie, o co mu chodzi.

- Świetnie. Nie czuję się najlepiej. Wracam do domu.

- Myślisz, że unikanie tego ci pomoże? Zostało ci ile... pół roku? Dziewięć miesięcy?

House ignoruje ją i chwiejnie wychodzi z łazienki na korytarz. Ona idzie za nim w stronę windy, mówiąc głośniej, niż mu się to podoba. Kilku stojących niedaleko pracowników odwraca ku nim głowy.

- Hej... myślisz, że ucieczka od wszystkiego, co przypomina ci o tym, że umierasz, cokolwiek zmieni?

House naciska guzik windy i czeka. Nie jest do końca pewien, czy nie zostało w nim trochę więcej śniadania, które może się niedługo pojawić. Modli się, żeby tak się nie stało i że ona nie wsiądzie z nim do windy. Kiedy drzwi się otwierają, on wchodzi do środka, a ona, na szczęście, nie.

Chce jechać prosto do domu. Ale za bardzo się trzęsie. Dzwoni mu w uszach. Nie może normalnie myśleć. Nie jest pewien, czy znowu nie zwymiotuje. Nigdy nie dotarłby na parking i on o tym wie. Więc wysiada na drugim piętrze.

Przez następne trzy godziny House siedzi sam w auli chirurgicznej przyglądając się temu, jak Chase wycina wyrostek robaczkowy jedenastoletniej dziewczynki i wmawiając sobie, że to, iż powoli się uspokaja, nie ma nic wspólnego z lekarzem wykonującym zabieg poniżej. Nie odzywa się jednak do Chase'a, i nie musi. Patrzy na operację tak długo, aż czuje się lepiej, a potem wychodzi, wraca do domu, wczołguje się do łóżka i postanawia, że nie powinien już więcej wychodzić z domu.

--------------------------------------------------------------------

Szpital, mimo swoich rozmiarów i liczby pracowników, jest naprawdę mały. Wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich, czy to im się podoba czy też nie. Więc Chase dowiaduje się o wizycie House'a od co najmniej sześciorga pracowników na długo przed swoją przerwą obiadową. Dzięki wielkim ustom Trzynastki i jeszcze większym ustom Kutnera, Chase dowiaduje się równie szybko o tym, co skróciło jego wizytę.

Kiedy pokazuje się w saloniku diagnostyków, Foreman i Taub wiedzą dokładnie, po co przyszedł. Obaj pospiesznie wychodzą, zostawiając Trzynastkę sam na sam z gniewem Chase'a.

- Czegoś ty mu nagadała?

Ona przygląda mu się tajemniczo, starając się opóźnić jego wybuch.

- Dlaczego nie zapytasz jego?

- Mam taki zamiar. W tej chwili, pytam ciebie...

Ona wygląda tak, jakby nie miała zamiaru mu odpowiedzieć, albo przynajmniej nie w sposób, z którego nie wyniknie przemoc. Ponieważ już powiedziała swoim kolegom o tym, jak House nie może pogodzić się z własną śmiercią, i chociaż jej posłuchali, żaden z nich nie zgodził się z jej opinią na ten temat. Trzynastka zdaje sobie sprawę z tego, że jest możliwe, że ona stara się odegrać na nim za to, że to House zmuszał ją do poznania prawdy o jej chorobie. Ale ona teraz się do tego nie przyzna, szczególnie kiedy Chase stał się nagle niezwykle opiekuńczy względem swojego byłego szefa.

- Nie powiedziałam mu nic, czego sam już nie wiedział.

- Czyżby? Ponieważ ja słyszałem, że weszłaś za nim do łazienki i kpiłaś sobie z tego, że źle się poczuł, a potem przypomniałaś mu, że zostało mu jakieś dziewięć miesięcy życia, na wypadek gdyby on sam o tym nie wiedział.

Jej śmiech jest nieprzekonywujący. Ale, dzieje się tak tylko dlatego, że ona tylko udaje rozbawienie.

- On nawet nie przyznaje się do tego, że jest chory. Co się stało z 'wszyscy umierają'? Nagle to przestało być ważne, ponieważ on jest jednym z nich?

Chase potrząsa głową, zaskoczony okrucieństwem jej słów. Z jakiegoś powodu, bez względu na jej poprzednie zachowanie myślał, że ona mogłaby najbardziej pomóc House'owi i że ona najlepiej zrozumiałaby, przez co on przechodzi. Ale teraz wydaje mu się, że jest na odwrót. I on nie wie, jak może na to odpowiedzieć. Zaciska pięści, starając się uspokoić.

- Ty... trzymaj się od niego z daleka.

- Jasne... to on potrzebuje ochrony... przed wielkim, strasznym światem. To miło, że nie chcesz, żeby on wpadł w depresję, że chcesz odwrócić jego uwagę od tego, że umiera przy pomocy keksu i kolęd. Ale on nie jest idiotą. W końcu dotrze do niego to, co się z nim dzieje. Zamierzasz nadal być obok, kiedy on uderzy głową w ścianę?

Chase przewraca oczami, nie jest pewien, czy wziąć pod uwagę jej sugestię tego, że on kiedykolwiek rozważałby możliwość opuszczenia House'a.

- Wow. To brzmi tak, jakby naprawdę ci na nim zależało.

Trzynastka wbija wzrok w podłogę.

- Zależy mi na tym, żeby wyprowadzić go z błędu.

- Oczywiście, że tak... Przecież on nigdy nie studiował medycyny i nie ma pojęcia, co dzieje się z ludźmi, którzy mają zaawansowanego małokomórkowego raka płuc.. a może po prostu wkurza cię to, że on nie jest nieszczęśliwy? Wolałabyś, żeby on wpadł w depresję, prawda? Wolałabyś, żeby on każdej nocy pił na umór i sypiał z kim popadnie, albo żeby wszyscy go opuścili... to by go nauczyło, prawda? Bo wtedy on w końcu zrozumiałby, jak to jest być tobą.

Trzynastka przewraca oczami, a potem przez chwile mierzy się z Chase'em spojrzeniami. Przegrywa i pierwsza odwraca wzrok. To jej salonik, więc nie powinna być zmuszona do jego opuszczenia. Ale jeśli on sobie nie pójdzie, ona chce wyjść. Wychodzi za drzwi, ciągle słysząc jego ostatnie słowa:

- On nie jest tobą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:28, 16 Kwi 2009    Temat postu:

elfchick napisał:
Powiem tylko tyle. You ain't seennothingyet.

zastanawiam się, jak bardzo powinnam się bać

***

um... chyba Julia powinna przed swoim fikiem walnąć wielkie, pogrubione "OOC", bo 13 zachowała się potwornie i moim zdaniem nie w jej stylu

A House desperacko poszukujący zajęcia doprowadza mnie do depresji... w dodatku, że miało to taki finał


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:26, 16 Kwi 2009    Temat postu:

Fajna cześć. Ale 13 zdecydowanie nietrzynastkowa.

Cytat:
- Tak myślałem - odpowiada Foreman, uświadamiając sobie, że do tej pory jego słabe zdrowie było jego jedynym zajęciem i że prawdopodobnie w jego mieszkaniu nie ma nic do roboty. Cieszy się z tego, że widzi go poza domem.

Ale za to zaczyna mi się podobać ten Forman

A scena z chłopcem piękna

Cytat:
Przez następne trzy godziny House siedzi sam w auli chirurgicznej przyglądając się temu, jak Chase wycina wyrostek robaczkowy jedenastoletniej dziewczynki i wmawiając sobie, że to, iż powoli się uspokaja, nie ma nic wspólnego z lekarzem wykonującym zabieg poniżej.

W pewien sposób Chase już zwyciężył.

Czekam na więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:58, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:
zastanawiam się, jak bardzo powinnam się bać


Teraz moge ci powiedziec jedynie tyle, ze ostatecznie wybaczysz Julii.

A co do Trzynastki to sie zgadzam, chociaz kiedy po raz pierwszy przeczytalam te czesc to mialam wielka ochote ja udusic. Trzynastke rzecz jasna a nie Julie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Sob 18:59, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:04, 18 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Chase pojawia się w mieszkaniu House'a, przygotowany na stawienie czoła jakiejś klęsce. Nie ma pojęcia czego się spodziewać, ponieważ zaistniała sytuacja jest niezwykła dla ich obydwu. Ale wydaje mu się, że to iż House czuł się na silach, żeby ubrać się, wyjść z mieszkania i pojechać w odwiedziny do szpitala, można uznać za dobry znak. Szczerze wierzy w to, że złe zakończenie jego wizyty nie powstrzyma House'a przed dalszymi próbami. Niestety, wie lepiej.

- Ona nie miała prawa...

House nie zadaje sobie trudu, żeby spytać, o czym mówi Chase. Wydaje mu się oczywiste, że udawanie obojętności byłoby jedynie stratą czasu. Jest jednak ostrożny, kiedy zauważa z odpowiednią dozą nonszalancji:

- W zasadzie miała Jak się okazuje, biseksualistów nie obowiązuje już korzystanie z toalet przydzielonych tylko jednej płci. Cały świat jest dla nich jednym wielkim sraczem.

- House...

- Nie musisz mnie bronic - odpowiada sucho, albo przynajmniej wydaje mu się, że to zakończy te rozmowę .W jego głosie czai się ostrzeżenie i Chase postanawia nie kłócić się z nim. Tak naprawdę to myśli, że House potrzebuje kogoś, kto go obroni, ale oczekiwanie na to, że on się do tego przyzna, jest głupie.

- Moja decyzja o stanięciu w twojej obronie nie była oparta na... potrzebie.

House uśmiecha się i ociera twarz dłonią. Nadal dziwi go jej gładkość. Nie daje mu ona satysfakcji z odczucia tarcia suchego zarostu o dłoń.

- Twoja decyzja była oparta na potrzebie... ale nie mojej. Była oparta na twojej irracjonalnej potrzebie bycia potrzebnym. To dlatego w ogóle robisz to wszystko.

Chase nie spodziewał się tego. Ale przy House'ie czuje swobodę, płynącą z tego, że może być szczery. Więc nie ma się na baczności i jego reakcja jest czysto emocjonalna.

- Czy to źle, że... chcę czuć się potrzebny?

- Nie, po prostu głupie.

- To normalne, House. Pragnienie bycia potrzebnym jest normalne. Potrzeba innych ludzi też.

House odwraca wzrok, a jego uśmiech zanika.

- To jest żałosne.

- Nie, żałosna jest twoja nieumiejętność rozpoznania tego, że potrzebujesz innych ludzi.

- To znaczy ciebie, prawda? Nie owijajmy w bawełnę... ponieważ o to właśnie ci chodzi.

Chase waha się przez moment, żeby powstrzymać emocje przed wydostaniem się na zewnątrz, szczególnie teraz, kiedy House wydaje się od niego odwracać. Wie, że odpowiedź będzie ryzykiem. Ale, trochę naiwnie, wydaje mu się, że House doceni wartość jego szczerości

-Tak... w tym wypadku masz rację. Biorąc pod uwagę obecną sytuację, nie sądzę, aby było to nierozsądne.

- Nie potrzebuję cię - mówi House, wpatrując się w podłogę. Jego głos nagle cichnie. Jest na tyle głośny, by Chase mógł go usłyszeć.

- Wcale tak nie uważasz.

- Dlaczego... ponieważ ty w to nie wierzysz? Myślisz, że nagle stanę się miły, ponieważ umieram... ponieważ wy wszyscy udajecie, że wam zależy? Jesteś tutaj, ponieważ czujesz się winny. Gdybyś nie przetestował tamtej cholernej butelki, nadal nie wiedziałbym, że jestem chory. Dostałbym zapalenia płuc albo jakiejś innej infekcji górnych dróg oddechowych i kiedy by do tego doszło, zostałyby mi tylko dwa do czterech miesięcy życia. Byłoby za późno, by coś z tym zrobić. Gra skończona. Jedź ostrożnie.

Chase jest cichy, być może zszokowany, ponieważ na pewno spodziewał się tego, że House tak się czuł. Ale nigdy nie spodziewał się, że on mu o tym powie.

House wyłącza telewizor i sięga po swoją laskę. Jest już ubrany w piżamę, ponieważ po powrocie ze szpitala wziął prysznic. Jest jeszcze trochę za wcześnie, żeby kłaść się do łóżka. Ale on ma nadzieję, że przeniesienie się do sypialni podpowie Chase'owi, że ich rozmowa, a może i ich wzajemne stosunki, dobiegły końca.

Chase słyszy grzechot pigułek, dochodzący z drugiego pokoju, i czterech oddzielnych butelek. House nie ma wyboru i musi popijać je wodą, ponieważ jest ich tak cholernie dużo, a niektóre z nich są większe, niż hydrocodone, który brał na sucho przez ostatnie lata. Zastanawia się, dlaczego House ciągle je bierze, dlaczego kontynuuje leczenie, skoro naprawdę chce umrzeć.

Czeka, aż House usadowi się w łóżku, a potem idzie do sypialni i staje w drzwiach.

- Jeszcze tu jesteś - zauważa zirytowany House. Wsuwa na nos okulary i sięga po dziennik medyczny lezący na nocnym stoliku.

- Tak.

W powietrzu wisi coś, czego House nawet nie rozpoznaje i nie jest świadom tego, na co czeka, albo że w ogóle czeka. Zwykle o tej porze, tuż przed wyjściem, Chase głaszcze go po ramieniu. A jeśli czuje przypływ odwagi, nawet go przytula. Jest to tak możliwe do przewidzenia, że House wie, iż jest to jakiś rodzaj eksperymentu. Bardzo stara się pozostać tak ambiwalentny, jak tylko się da, mając nadzieję, że w końcu pozna powód eksperymentu. Ale powtarza się to wystarczająco regularnie, że teraz wiadomo, czego się spodziewać. Jeśli poranna gazeta pojawia się pod twoimi drzwiami codziennie o szóstej, zauważasz jej brak dopiero wtedy, kiedy jej tam nie ma.

House odkasłuje, ciekaw czy Chase pozostanie przy rutynowych czynnościach bez względu na to, co właśnie się stało.

- Czego chcesz?

Chase nie odpowiada od razu. Jego oczy błyszczą nieznacznie. Strach przez łzami drugiego człowieka od razu peszy House'a z wielu powodów, ale nie jest przygotowany na konfrontację z żadnym z nich.

Więc zachęca go starając się przyspieszyć to, co ma się stać:

- Czy jest jakiś specjalny powód, dla którego...

- Powiedz mi - przerywa mu Chase. - Powiedz mi, że mnie nie potrzebujesz... a ja zostawię cię w spokoju... jeśli tego chcesz.

House bierze głęboki oddech udawanego rozbawienia, unikając wzroku. To naprawdę nie jest śmieszne. Wcale a wcale. Ale on nie cierpi być do niczego zmuszanym, a teraz czuje się zmuszony. Jakby Chase właśnie przedstawił mu ultimatum: Przyznaj się do tego, że jesteś żałosny i bezradny, a ja nadal będę się o ciebie troszczył.

I chociaż łatwo mógłby się zgodzić, nie może się do tego przemóc. House czuje się chory na samą myśl o otworzeniu się tak szeroko na druga osobę, ponieważ potem nie mógłby tego cofnąć i nie ma gwarancji na to, że jeśli przyzna się do swoich potrzeb, zostaną one zaspokojone. Łatwo mógłby powiedzieć, że jest mu przykro, że uraził uczucia Chase'a, ponieważ po raz pierwszy naprawdę nie miał takiego zamiaru. Ale teraz jest w remisji i czuje się dobrze. Jest po prostu na tyle uparty, że nie chce myśleć o tym, jak szybko może się to zmienić.

Podnosi wzrok na tyle, by przekazać wiadomość. Nie zależy mu na efekcie, jakie wywołają jego słowa. Jest to sprawa walki o przetrwanie.

- Nie potrzebuję cię. - I dla rozwiania ostatniej krzty wątpliwości, dodaje: - Nie robisz niczego, czego nie mogłaby zrobić pielęgniarka... moje ubezpieczenie zajmie się tym. Więc możesz odejść.

-----------------------------------------------------

Umysł Chase'a jest tak zaprzątnięty ich kłótnią, że on po prostu wychodzi z mieszkania. Trzęsie się, kiedy wsiada do samochodu i odpalenie silnika zajmuje mu chwilę. Chase zdaje sobie sprawę z tego, że zmuszanie House'a do odpowiedzi było błędem i bardzo tego żałuje. Nadal nie przestaje się jednak zastanawiać, czy ta odpowiedź była prawdziwa, czy była to kwestia wywartej na House'ie presji. Biorąc pod uwagę wszystko, co się wydarzyło przez ostatnie pięć miesięcy, Chase nie wierzy w to, że House go nie potrzebuje.

Milę od mieszkania House'a nagle przypomina sobie o czymś.

- Cholera.

Chase zmienia pas ruchu i odwraca samochód dookoła, przyspieszając trochę w drodze powrotnej. Miejsce, w którym zaparkował wcześniej samochód jest jeszcze wolne i on znowu je zajmuje.

Kiedy wraca do mieszkania, zauważa od razu, że w sypialni nadal świeci się światło. Nie było go jakieś dwadzieścia minut, co oznacza, że leki House'a zaczęły już działać. House jest w połowie drogi między snem a jawą, kiedy Chase znowu wchodzi do jego pokoju. Dziennik, który House starał się przeczytać, leży porzucony na jego kolanach, a okulary zsunęły mu się z nosa.

- Przepraszam, zapomniałem - wyjaśnia cicho Chase.

Odkłada dziennik na nocny stolik i delikatnie zdejmuje House'owi okulary.

House mamrocze, jego słowa łączą się. Wydaje się pijany.

- ...Po to wróciłeś? Myślisz, że zależy mi na twoim poczuciu winy, winie... winnym...

House nie potrafi nawet skończyć zdania. Więc Chase korzysta z okazji i przemawia.

- Wiesz co? Nie wiem, co to do cholery jest... jakiś test ,czy co. Chcesz wiedzieć ,jak daleko możesz mnie odepchnąć, żebym wściekł się na tyle, żeby przestać ci pomagać... więc posłuchaj tego, co mam ci do powiedzenia. Nigdy do tego nie dopuszczę... więc możesz przestać zgrywać twardziela.

- Och wydaje ci się... myślisz, że... że mnie tak dobrze znasz... co?

- Tak... tak myślę i wiesz co jeszcze? Czy życzysz sobie tego czy nie, ja będę wracał. Wrócę jutro wieczorem i pojutrze, i kiedy nadejdzie czas, że ty... będziesz wymagał więcej, zostanę z tobą cały dzień... i nie zostawię cię, aż do twojego ostatniego tchu... a nawet potem nie zostawię cię, aż... aż twoje ciało znajdzie się w ziemi albo zostanie przemienione w proch, albo stanie się z nim cokolwiek, na co się zdecydujesz... możesz więc wstrzymać ten cały nonsens, ponieważ będzie on bezskuteczny.

House po prostu patrzy na niego. Albo nie rozumie sensu jego słów, albo nie chce ich rozumieć, a może z obydwu powodów.

Chase opiera się o łóżko i podnosi starszego mężczyznę z poduszki. House mruczy 'nie dotykaj mnie'. Ale jest to tylko przykrywka dla wymuszenia nieistniejącego już uporu. Chase trzyma go mocno, przez jakieś dziesięć sekund. Zwykle liczy wtedy do pięciu. Nie chodzi mu o czas. Mógłby liczyć nawet do stu. Chodzi o to, że wydaje mu się, że pięć sekund to wystarczająco dużo niechcianego kontaktu fizycznego, który może znieść House. W tej sytuacji Chase decyduje się wytrzymać dziesięć.

Chase nie zdaje sobie sprawy z tego, że tego wieczora House myślał, że jego zaniedbanie było celowe, że było ono dowodem na to, iż jego pomoc była warunkowa. Powiedział Chase'owi, że go nie potrzebuje, więc dlatego on wstrzymał normalny dla niego sentyment w ramach rewanżu. House czuje wstyd z powodu tego, że Chase'owi tak łatwo udało się wniknąć w jego życie i ze stał się on taki użyteczny, że House nie mógł się powstrzymać przed uzależnieniem się od niego. Nie chce potrzebować kogokolwiek, ani fizycznie ani emocjonalnie a już na pewno nie chce potrzebować, by ktoś stawał w jego obronie. Ale jednak na to pozwolił.

Chase ściska go, chociaż on robi, co może, by nie odwzajemniać jego uścisku, w głębi duszy myśli: nie zostawiaj mnie. Młodszy lekarz w jakiś sposób wyczuwa to, w jakiś sposób rozumie głębię strachu House'a, chociaż House nie ma siły by się do tego przyznać.

- Ja po prostu zapomniałem. Bylem rozkojarzony. Nie byłem zły. Nie zostawię cię, bez względu na to co powiesz... nie musisz się obawiać, że...

House przewraca oczami.

- Nie obawiam się...

- Zamknij się - rozkazuje mu surowo Chase.

- W porzo...

- Spójrz na mnie.

House spogląda na niego krótko, a potem instynktownie odwraca głowę. Zawsze stara się uniknąć bezpośredniego kontaktu wzrokowego z powodu tego, że zmusza go to do stawienia czoła rzeczom, o których on nie chciałby myśleć. Chase wyciąga rękę i łapie go za brodę, trzymając go w jednym miejscu, dopóki nie mają innego wyboru i patrzą sobie w oczy. House spina się, na wpół z powodu braku kontroli nad własnym ciałem, spowodowanym przez leki i na wpół z prawdziwego lęku przed zamiarami Chase'a.

- Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz. Nie obchodzi mnie, co o tym mówisz. Przykro mi, że umierasz, że nie mogę cię ocalić. Nie jestem nawet pewien, jak mógłbym to ułatwić. Ale chcę, żebyś każdego dnia budził się i szedł spać wiedząc, że jest ktoś, kto troszczy się o ciebie. Nie musisz... jeśli wydaje ci się, że mnie nie potrzebujesz, w porządku. W porządku, jeśli mnie potrzebujesz, ale nie możesz się do tego przyznać. Ja nie muszę znać prawdy i już więcej nie zapytam...

- Ja nie...

- Zamknij się, - powtarza Chase wypuszczając brodę House'a. Ciało House'a bezwładnie opada na poduszki, jakby dłoń Chase'a była jedyną rzeczą, która trzymała je w pionie.

- Nieważne, - mruczy House, jego bunt mija.

- Teraz wychodzę, wrócę jutro wieczorem.

- Aha...w porzo... - Głos House'a jest prawie niesłyszalny. Chase uświadamia sobie, że on wkrótce zaśnie, albo będzie zbyt niewyraźny do dalszej rozmowy. Sięga za plecy House'a, sadza go, układa płasko poduszki, a potem delikatnie kładzie go na nich.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Sob 19:04, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:21, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
Czy życzysz sobie tego czy nie, ja będę wracał. Wrócę jutro wieczorem i pojutrze, i kiedy nadejdzie czas, że ty... będziesz wymagał więcej, zostanę z tobą cały dzień... i nie zostawię cię, aż do twojego ostatniego tchu... a nawet potem nie zostawię cię, aż... aż twoje ciało znajdzie się w ziemi albo zostanie przemienione w proch, albo stanie się z nim cokolwiek, na co się zdecydujesz... możesz więc wstrzymać ten cały nonsens, ponieważ będzie on bezskuteczny.

Uwielbiam go. Jak ja go uwielbiam.

Czekam na więcej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:33, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Ja tez. To przez niego miedzy innymi zabralam sie za to opowiadanie. I uwielbiam tez Julie Bohemian za to, ze tak prowadzi te postac.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:02, 18 Kwi 2009    Temat postu:

On tu jest cholernie dojrzały.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:55, 19 Kwi 2009    Temat postu:

You have no idea

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 4:06, 19 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

- Zabieram cię na wycieczkę. - Chase informuje House'a, oczekując, że drugi lekarz przewróci oczami albo wybuchnie śmiechem. Oczekuje przynajmniej jakiejś formy sprzeciwu.

- Żeby zobaczyć czarodzieja? - pyta tępo House, nadal oglądając telewizję.

- Nie... nad Wodospad Niagara.

House nie jest zbyt zainteresowany. Zwykle miejsca wakacji to tropikalne plaże, na których roi się od skąpo ubranych kobiet, roznoszących drinki z parasolkami. Na wakacje zimą, jeżdżą zwykle tylko narciarze i snowboardziści, a House oczywiście nie może robić żadnej z tych rzeczy, albo amatorzy łowienia ryb pod lodem, na co House w życiu by się nie zgodził. Wodospad Niagara jest bardzo popularnym, nawet oklepanym miejscem na wakacje, jak Góra Rushmore czy Wielki Kanion. House wyobraża sobie typowe rodziny nuklearne, stojące przy brzegu wodospadu, starając się uchwycić ciekawy moment, zanim obecna wszędzie wilgoć zniszczy ich aparat.

- Dlaczego akurat Wodospad Niagara? Chcesz zepchnąć mnie z krawędzi? Myślę, że znalazłbyś łatwiejsze sposoby pozbycia się mnie.

Chase postanawia nie reagować na coś, co można nazwać jedynie raczej chorym żartem.

- Mam tam mieszkanie... to znaczy, moja macocha czuła się źle z powodu tego, że ojciec nie zapisał mi nic w testamencie i ona... oddala mi je. Ale tak naprawdę to wydaje mi się, że ona zrobiła to tylko dlatego, bo nigdy go nie chciała. Z tego co wiem, ona nigdy nie opuściła Oz. Nie cierpi latać i w życiu nie wsiadłaby na statek. Ale nieważne... nigdy przedtem go nie używałem. Jest duże, przestronne z kuchnią, cyfrową telewizją...

- Powinieneś zabrać tam Cameron - odpowiada House, z lekką nutą ostateczności i Chase wie, że to tylko test, żeby sprawdzić, co on na to odpowie.

Chase bierze głęboki wdech i myśli o rozmowie z ubiegłego wieczora. Wie, że teraz wszystko jest inaczej. Nie oczekuje, że House przyzna otwarcie, iż coś się zmieniło. Ale Chase osiągnął punkt, gdzie czuje się na tyle silny, by domagać się respektu. Myśli, że tego właśnie chce House,i jest pewien, że jego sugestie na temat tego, że on go nie potrzebuje, są tylko na pokaz.

A poza tym, dzięki obecnej sytuacji jego związku z Cameron, Chase wolałby spędzić trzy dni z House'em.

- Zabieram ciebie. - Chase mówi, stanowczo. - Od trzech lat nie byłem na urlopie, a ty, z tego co wiem, od prawie dziesięciu. Teraz czujesz się dobrze, więc możesz to wykorzystać. Byłeś tam kiedyś?

House nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu. Ale kiedy o tym myśli, uświadamia sobie, że ostatni urlop wziął w 1995. Pojechał ze Stacy na Maui i zostali tam przez tydzień. Od tamtej pory jeździł w delegacje. Ale od trzynastu lat nie był na prawdziwym urlopie.

House postanawia nie dzielić się z Chase'em historią o tym, jak on i jego rodzice przejeżdżali przez Nowy Jork w drodze na spotkanie z rodziną jego matki w Ontario. Jego ojciec, który pochodził z południa Stanów Zjednoczonych, nie mógł zrozumieć, dlaczego ktokolwiek zgodziłby się mieszkać w klimacie, gdzie średnia temperatura jest niższa niż pięćdziesiąt stopni Farenheita. Biorąc pod uwagę drogę jaką jechali, House miał nadzieję, że zatrzymają się tam przynajmniej na godzinę, żeby popatrzeć na wodospad. Przejazd obok bez zatrzymania się tam nie miał według niego sensu. Ale nie skarżył się, kiedy się nie zatrzymali. Miał wtedy naście lat i znalazł bardziej subtelne sposoby okazania swojego niezadowolenia, a poza tym później przeżył większe rozczarowania.

- Nie, nigdy tam nie byłem.

- Mieszkanie jest po stronie kanadyjskiej, więc mam nadzieję, że masz aktualny paszport.

House, oczywiście, ma paszport. Odnowił go dwa lata wcześniej, kiedy pojechał razem z Cuddy na konferencję do Singapuru. Ale pomysł spędzenia kilku godzin w samolocie nie wydaje mu się zbyt pociągający. To, jak ludzie będą patrzeć na niego w czasie, kiedy Chase będzie pchał jego wózek przez terminal lotniska, także nie.
- Więc... będziemy lecieć?

Chase musi ukryć uśmiech triumfu, ponieważ mimo iż House nie zgodził się, to także nie odmówił.

- Nie, jedziemy samochodem... rodzice i siostra Cuddy mieszkają w Buffalo. Ona postanowiła więc że wynajmie większy wóz i odwiezie nas do Buffalo, gdzie spędzi weekend z rodzicami, a my przekroczymy granicę, zostaniemy w Kanadzie trzy dni i odbierzemy ją w drodze powrotnej.

- Mam wytrzymać osiem godzin z Cuddy w jednym samochodzie? Będę potrzebował większego zapasu leków..

W momencie kiedy House oferuje jedynie niegroźną odmowę, Chase czuje, że jest bezpiecznie ostrzec go przed czymś innym.

- Istnieje pewien... haczyk.

- W aptece skończyły się leki przeciwbólowe... czekaj, przecież w Kanadzie trawka jest legalna. Zapomnij o Oxy i zapakuj szisze...

- Nie... chodzi o Kutnera... on bardzo, bardzo chce się przyłączyć.

House przerywa, ale tylko na sekundę.

- Dlaczego? Czyżby podkochiwał się w Cuddy? Wydaje się kandydatem do Syndromu Edypa. Oczywiście to może skończyć się tylko tym, że Cuddy wyłupi sobie oczy i kto będzie wtedy prowadził?

Chase unosi obie ręce, żeby House nie czuł się do niczego zmuszony. Idea wyjazdu jest wystarczająco poważna. Więc uświadamia sobie, że zapytanie Kutnera o dołączenie do nich to może być za dużo. Prawdą jest jednak, że Chase zapytał Kutnera, ponieważ dobrze byłoby mieć drugą osobę nie tylko do pomocy, ale by umożliwić House'owi nawiązanie kontaktu z kimś innym niż on. Z jakiegoś powodu Chase nie wyobrażał sobie by Foreman, Trzynastka czy Taub zgodzili się na coś takiego. Cameron jest oczywiście zajęta. A Cuddy ma zamiar spędzić weekend z rodzicami.

- Jeśli ty się zgadzasz, to mnie to nie przeszkadza. Jeśli nie chcesz, żeby z nami jechał, po prostu mi powiedz. Myślałem, że byłoby dobrze mieć trzecią osobę na wypadek gdybyśmy...

- Potrzebowali kogoś kto stałby na czatach, w czasie kiedy my będziemy okradać stację benzynową. On jest Hindusem. To on powinien się tym zająć, a my stać na czatach, kiedy on zajmie się rabunkiem. Pewnie wiedziałby, gdzie umieszczono sejf...

- Mówię poważnie. Muszę wiedzieć, czy się zgadzasz, żeby mógł wziąć wolne.

House wzdycha, dramatycznie.

- Jasne... ale to oznacza szukanie kłopotów, jeśli za bardzo zbliżymy się do tej wody. Założę się, że on porazi prądem kogoś... albo nawet samego siebie. Chociaż to byłoby nawet fajne. Masz kamerę wideo?

- Więc nie masz nic przeciwko temu?

- Jasne że nie - mamrocze House, a potem cichnie na pięć minut. Chase nie jest pewien, czy rozmowa jest zakończona, dopóki House pyta: - Więc... co my będziemy tam robić, to znaczy kiedy znudzi nam się grawitacja?

- Cokolwiek zechcesz.

- To brzmi...

Usta House'a wykrzywiają się w uśmiechu, ponieważ to dziwnie zabrzmiało. Nie jest tajemnicą to, że on spędził większość życia po prostu biorąc to, czego chciał. Ale był to swego rodzaju mechanizm ochronny, ponieważ jeśli nie zrobiłby tego, obawiał się, że dla niego czegoś by zabrakło. Pamiętał o tym, jak jego ojciec ciągle powtarzał mu 'nikogo nie obchodzą twoje zachcianki'. Więc wierzył w to dorastając. I wszedł z tym poglądem w dorosłość, pozwalając sobie uformować swój własny pogląd na wynagrodzenie. Musisz uważać na siebie, ponieważ nikt inny nie zrobi tego za ciebie. Jeśli czegoś chcesz, jedynym sposobem na zapewnienie sobie tego czegoś jest jego zdobycie. To, że ktoś chce coś mu dać zupełnie bezinteresownie, jest po prostu dziwne.

- Więc, jeśli zechcę całe trzy dni spędzić zaćpany w łóżku, byłoby to w porządku?

Chase przygląda się przez chwilę twarzy House'a, starając się odgadnąć, co House chce usłyszeć.

- Myślę, że byłoby szkoda nie wyjść przynajmniej raz na zewnątrz i rozejrzeć się po okolicy. Ale... w końcu to twoja wycieczka.

--------------------------------------------------------------

Kutner jest urodzonym turystą. Nawet wygląda na turystę, kiedy nim nie jest. Więc teraz, kiedy w końcu nim będzie, jest jeszcze gorzej. Przychodzi do mieszkania House'a ubrany w t-shirt z napisem 'Kirk i Spock Na Prezydenta'96' i z dyndającym na szyi aparatem.

- Nikt nie będzie robił mi zdjęć - ogłasza głośno House.

- Mam teleobiektyw - informuje go Kutner, nie okazując zaniepokojenia.

- Kiedyś wyciągnąłem teleobiektyw z okrężnicy pewnego faceta - odpowiada House. - Chcesz wiedzieć skąd on się tam wziął?

Czekają na zewnątrz wraz z bagażami, aż Cuddy przyjeżdża ich odebrać. Po dwudziestu minutach w samochodzie, House marszczy nos.

- Co to jest?

Cuddy prowadzi, więc oczywiście pyta go przez ramię.

- O co ci chodzi?

- Ten zapach. W tym samochodzie pachnie... psem.

- Ostrość twoich zmysłów jest oszałamiająca. Źródłem tego zapachu jest rzeczywiście... pies.

House ogląda się za siebie i widzi metalową klatkę w ciasnej przestrzeni między tylnym siedzeniem a drzwiami bagażnika. Wewnątrz klatki charcik włoski Cuddy śpi na złożonym ręczniku.

- Och. Cóż, to ma większy sens, niż używanie odświeżacza powietrza o psim zapachu. Coś ty jej zrobiła? Strułaś ją?

Cuddy wie dokąd prowadzi ta rozmowa i cedzi odpowiedź.

- Podałam jej... środek nasenny.

House nawet nie ukrywa swojego przerażenia.

- Dajesz swojemu psu środki uspokajające i trzymasz go w klatce?

- Ona jest tak wytresowana.

- To znaczy, że godzi się na ciągłe wstrzymywanie swojego pęcherza, podczas kiedy ty zostawiasz ją na cały dzień samą w ciasnej klatce. Wysłałaś ja do psiej szkoły Markiza DeSade?

- To zabrzmiało, jakby naprawdę ci na tym zależało.

House prawie wyrzuca z siebie przepowiednię, co by się stało, gdyby ktoś oddał Cuddy dziecko. Ale stwierdza, że to drażliwy temat, a oni muszą wytrzymać ze sobą jeszcze siedem godzin. Zanim przestał pracować, po każdej ich kłótni następowała seria cichych dni i wzajemnego unikania się. Teraz nie mogą sobie na to pozwolić. On też spędza całe dnie w małym, metalowym pudełku, tak jak charcik Cuddy.

- Nie zależy mi... Po prostu nie widzę sensu posiadania psa, jeśli nie pozwalasz mu być psem.

Biorąc pod uwagę obecną sytuację, Cuddy stara się za bardzo nie denerwować.

- Chcesz ją wypuścić? Ona usiądzie ci na kolanach, będzie lizała cię po twarzy i chciała wystawić głowę przez okno.

- Och mój Boże... to brzmi jakby była psem. Ile ona waży... piętnaście funtów?

- Dziewięć.

- Jest ogromna! Teraz rozumiem, dlaczego trzymasz ją w klatce. Ilu listonoszy zaciągnęła już do swojego legowiska? Mam nadzieję, że rozwiesiłaś w okolicy znaki ostrzegawcze.

Cuddy wzdycha. Ustąpić House'owi jest łatwiej, niż się z nim kłócić, a pies i tak śpi.

- Możesz ja wypuścić, jeśli chcesz.

Chase siedzi z przodu, zajęty czytaniem literatury podróżniczej, którą dostał w Triple AAA. Kutner siedzi w środku. Ale na spojrzenie House'a wchodzi do bagażnika i wyjmuje pieska, zauważając przy tym małą srebrna wizytówkę przy obroży.

- Ginger? - pyta Kutner. - Tak jak z 'Wyspy Gilligana'?

- Nie. - Uśmiecha się Cuddy. - To z mojego... stojaka na przyprawy.

House przygląda się psu.

- Myślę, że ona przypomina bardziej sodę oczyszczoną.

Podróż jest mniej nużąca, niż spodziewał się tego House, głównie dlatego, że większość z niej przesypia. Na szczęście on i Ginger wydają się być na takich samych lekach i ona śpi u jego boku. Kutner cicho pstryka kilka zdjęć. House'owi śni się, że jego rak zostaje w remisji, że wraca do pracy i że Cuddy każe mu siedzieć cały dzień w ogromnej klatce.

Zatrzymują się na późny lunch i wszyscy korzystają z łazienki, także Ginger, która powinna dostać następny środek uspokajający. House'owi udaje się jednak temu zapobiec i pies spędza resztę drogi szczekając i biegając z kolan House'a na kolana Kutnera, potem Chase'a, by zatrzymać się na kolanach Cuddy i spędzić trochę czasu wystawiając górną połowę ciała na zewnątrz, zanim cała zabawa rozpoczęła się odnowa. Jedynie siła odśrodkowa zdaje się utrzymać psa wewnątrz pojazdu.

Kiedy w końcu dojeżdżają do Buffalo, Cuddy jest zbyt zmęczona na jakiekolwiek kłótnie. Kutner i Chase wnoszą jej bagaże do domu jej rodziców, podczas gdy House czeka w samochodzie. Ginger biega u boku swojej mamusi, zupełnie nieświadoma tego, że niedługo spędzi weekend jako pierwsza i prawdopodobnie jedyna przysłowiowa wnuczka.

Przedostanie się przez granicę zajmuje im kolejną godzinę, Chase prowadzi i stara się zachować powagę w czasie rozmowy z celnikiem, podczas kiedy House i Kutner nabijają się z nich na tylnym siedzeniu, używając słów 'take off, hoser and good day, eh?'

Mieszkanie okazuje się być ulokowane w małym domku z czterema sypialniami, trzema łazienkami i kuchnią. Jest urządzone o wiele bardziej szykownie, niż Chase się tego spodziewał, ale kiedy bierze pod uwagę gust swojej macochy, nie jest tym zaskoczony. Mają komputer z dostępem do internetu i pełną lodówkę.

W chatce jest też opalany drewnem kominek i Kutner bardzo chce pochwalić się swoimi uzdolnieniami w dziedzinie podpalania. Ale zanim udaje im się rozpakować, jest już dziewiąta. House wyjmuje z plecaka wszystkie buteleczki i stara się cicho zażyć swoje wieczorne leki, bez ujawniania tego, że ostatnimi czasy stał się chodzącą apteką.

Kiedy House leży już w łóżku, Chase siada na brzegu materaca. Kutner od dawna jest już na stryszku, z wyłączonym światłem i włączonym iPodem. Więc House nie powinien czuć się speszony przez poświęcaną mu uwagę. Łóżko, w którym będzie spał Chase jest po drugiej stronie korytarza. Ale najdziwniejsze w tej całej sytuacji jest to, że nie jest ona dziwna. Wydaje się nawet, z braku lepszego słowa, normalna.

Chase wzdycha i pyta.

- Dobrze się czujesz?

House spędził większość dnia w pozycji siedzącej i chociaż się nie skarżył, Chase domyśla się, że musiało mu być niewygodnie. Chce wiedzieć, czy House nie odczuwa żadnych poważniejszych dolegliwości.

- Czuję się... dobrze.

- Jak bardzo cię boli?

- Nie jest aż tak źle - mówi House, chociaż jest inaczej. Niedługo ból zelżeje i to najbardziej się liczy. Ból spowodowany rakiem różni się od bólu nogi, do którego zdążył się już przyzwyczaić. Teraz boli go całe ciało, czuje łupanie w kończynach, głowie i plecach. Nie cierpi faktu, że jest zmęczony, mimo że w zasadzie cały dzień nie robił nic poza siedzeniem. Wie, że Chase zabrał wózek inwalidzki, ponieważ zauważył go w bagażniku. Najbardziej nienawidzi tego, że po raz pierwszy w życiu jest wdzięczny, że go ma.

- Dobranoc - mówi Chase, tym razem wyciągając rękę i głaszcząc House po ramieniu. House się nie odzywa, ponieważ zwykle tego nie robi. Nie musi i za to też jest wdzięczny. Po prostu kiwa głową.

------------------------------------------------------------

- Ludzie, którzy używają przy chodzeniu lasek, zwykle unikają mokrych i śliskich miejsc - tłumaczy House po tym, jak Chase opowiada mu o wycieczkach statkiem pod wodospadem.

Chase podaje mu do inspekcji stosowną broszurę.

- Są przystosowani dla niepełnosprawnych i dadzą ci poncho żebyś nie przemókł.

House widział filmy o najlepszych przejażdżkach pod wodospadem i wie doskonale, czego się spodziewać. Zostaną przemoczeni, z poncho czy bez. Cienki kawałek plastiku będzie tu tak samo skuteczny, jak na koncercie Gallaghera. Traci dwadzieścia minut na kłótnię na ten temat, ponieważ ma trudności z przezwyciężeniem dawnych nawyków. Nie może tak po prostu się zgodzić, ponieważ Chase i Kutner pomyśleliby sobie, że on planuje dobrze się bawić, albo że - Boże broń - może cieszyć się z ich planów. W ten sposób może wyglądać na zupełnie obojętnego, bez szkody dla innych.

Nie czekali za długo i chociaż on siedzi na wózku, ubrany w poncho ochraniające jego ukrytą pod czapką głowę, trudno powiedzieć, że ma raka. Trzy warstwy ubrania, które ma na sobie House robią więcej niż wystarczająco dużo, by trzymać go w cieple. Wilgoć jest tak wysoka, że większość ludzi nie zwraca uwagi na nic innego, poza tym, jak bardzo mokną. Więc on nie czuje się zawstydzony.

Kiedy House orientuje się, jak bardzo niestabilna będzie ta przejażdżka, cieszy się, że zażył podwójną dawkę leków przeciw nudnościom, ponieważ ostatnią rzeczą jakiej teraz pragnie, to zwymiotować. Mimo że uruchomił hamulce wózka, House czuje ulgę z powodu tego, że Chase i tak stoi nieopodal, na wypadek gdyby łódź zdecydowała się wyrzucić go za burtę. W międzyczasie, po jego drugiej stronie, Kutner jest zajęty pstrykaniem zdjęć przez swój stanowczo za drogi, odporny na mgłę, teleobiektyw. House zastanawia się, czy będzie musiał niedługo znieść pokaz jego zdjęć

House nigdy nie był poruszony przez piękno, przynajmniej nie takie, które mógłby zobaczyć. Jest poruszony przez muzykę, ponieważ potrafi ją czuć. Zawsze uważał to za coś osobistego, czym nie może podzielić się z nikim innym, ponieważ to należy tylko do niego. Ale nigdy nie był wzruszony do łez przez smutny film, zdjęcia głodujących etiopskich dzieci w reklamie telewizyjnej czy robiący niezwykłe wrażenie zachód słońca. Piękno z pewnością go podnieca, jeśli można nim nazwać parę idealnie sterczących piersi albo idealnie wyretuszowane zdjęcie rozkładówkowe nagiej rudowłosej dziewczyny. Jednak nigdy przedtem piękno nie zmusiło go, by sięgnął po chusteczkę.

Więc kiedy łódź robi nieporadny zakręt w załomie koryta i jego oczom ukazuje się pół tuzina tęcz, na chwilę traci oddech. Sposób, w jaki one tworzą najróżniejsze kąty i luki, jest sprzeczny z naturą, a nawet z nauką. Nie ma wyboru i musi myśleć: Mój Boże, to jest niesamowite. Kolory są takie prawdziwe i nasycone, jakby ktoś rozsypał tam pudełko kredek świecowych. Przez następne trzydzieści sekund House nie dostrzega niczego innego. W jego głowie tłucze się tylko jedna myśl, coś takiego nie może być przypadkowe. Jeśli istnieje szansa, że niebo w ogóle istnieje, a on na pewno nie chce jeszcze tego przyznać, tak właśnie musi ono wyglądać

I kiedy w końcu dochodzi do siebie, jest rad z tego, że wszyscy otaczający go ludzie są już mokrzy.

----------------------------------------------------

Trzy dni później Cuddy odwozi Kutnera jako pierwszego. House jest rozdrażniony długą jazdą i pragnie znaleźć się we własnym łóżku. Kiedy jest już u siebie i jest mu wygodnie, Chase zamyka drzwi i wychodząc zauważa Cuddy, która najwyraźniej czekała na niego.

- Chcesz wiedzieć jak było, prawda?

- Czy aż tak to po mnie widać?

- Tak.

Ona stwierdza, że nie musi o nic pytać, ponieważ on już przekazuje jej informacje.

- Więc, jak było? On był cichy całą drogę.

Chase nie musi zastanawiać się nad odpowiedzią, ponieważ spodziewał się tego pytania i jest na nie przygotowany.

- Tak... ogólnie? Myślę, że on całkiem nieźle się bawił. Nawet śmiał się kilka razy.

- Jestem pewna, że z kogoś innego.

- Hej... śmiech to śmiech. On... pomaga bez względu na to, na kogo jest skierowany, prawda?

Ona uśmiecha się do niego, a potem chichocze z zadowoleniem.

Chase patrzy na nią ze zdziwieniem.

- O co chodzi?

- To... zadziałało

On nadal nie rozumie.

- Ja nie...

- Twój plan. On... zadziałał. Nigdy nie myślałam... Naprawdę sądziłam, że odejście Wilsona go wykończy.

- Rak go wykończy. - Chase wyjaśnia jej trzeźwo, jakby oboje o tym zapomnieli.

- Ale nie... na razie nic mu nie jest i to wszystko dzięki tobie.

Wyraz twarzy Chase'a okazuje nieśmiałość

- Miałem pomocników... wielu pomocników... Foremana i jego rodziców, ciebie, Cameron... Kutnera, nawet Taub i Trzynastka starali się...

Ona trzepie go w ramię.

- Czy ty słuchasz, co ja do ciebie mówię? Mówię ci, żebyś był z tego dumny. Nie możesz być taki skromny.

Chase czuje, że się czerwieni. Na szczęście jest ciemno i ona tego nie zauważa. On jest o wiele skromniejszy, niż wydaje się innym.

- Nie jestem. Po prostu... nie wiem, co jest we mnie takiego... wyjątkowego.

- Dokonałeś czegoś, co nie udałoby się innym ludziom, czego większość ludzi nawet by się nie podjęła...

- Dlaczego? Ponieważ spędzam czas z House'em? On nie jest...

- Nie, posłuchaj. Mówiłeś nam, żebyśmy nie zwracali uwagi na jego reakcje, że one nic nie znaczą. Miałeś rację. Nie powinny. Ale większość ludzi nie może się z tym uporać. Większość ludzi nie chce nawet spróbować. Kiedy starasz się zrobić dla kogoś coś miłego, a oni powtarzają ci, żebyś spadał, większość ludzi... się poddaje. Większość ludzi nie może z tym wytrzymać tylko dlatego, że ta druga osoba w końcu kiedyś ich doceni.

- Cóż, jestem masochistą.

- Nie... może. Nie wiem. Wiedziałeś, że zyski przewyższają straty. Wiedziałeś, że jeśli to zadziała, będzie warte włożonego w to wysiłku. Większość ludzi nie umie dać z siebie tak wiele.

Chase spogląda przez ramię, kiedy zauważa, że światło w sypialni House'a zgasło. Zastanawia się, czy House wie, że oni tam są, że o nim rozmawiają i czy zależy mu na tym.

- Cóż, powinni - mówi, zwracając się do Cuddy i powoli odwraca się od jej okna. Jest ciekaw, czy życie House'a wyglądałoby inaczej, gdyby więcej ludzi spojrzałoby poza jego ostrą powierzchnię. Żegna się z Cuddy, a potem wsiada do samochodu i odjeżdża.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:30, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
- Jeśli ty się zgadzasz, to mnie to nie przeszkadza. Jeśli nie chcesz, żeby z nami jechał, po prostu mi powiedz. Myślałem, że byłoby dobrze mieć trzecią osobę na wypadek gdybyśmy...
- Potrzebowali kogoś kto stałby na czatach, w czasie kiedy my będziemy okradać stację benzynową. On jest Hindusem. To on powinien się tym zająć, a my stać na czatach, kiedy on zajmie się rabunkiem. Pewnie wiedziałby, gdzie umieszczono sejf...

House taki jak dawniej

Cytat:
- Nikt nie będzie robił mi zdjęć - ogłasza głośno House.
- Mam teleobiektyw - informuje go Kutner, nie okazując zaniepokojenia.
- Kiedyś wyciągnąłem teleobiektyw z okrężnicy pewnego faceta - odpowiada House. - Chcesz wiedzieć skąd on się tam wziął?

Jejku, naprawdę musi czuć się dobrze skoro jest w stanie żartować jak kiedyś

Cytat:
Przedostanie się przez granicę zajmuje im kolejną godzinę, Chase prowadzi i stara się zachować powagę w czasie rozmowy z celnikiem, podczas kiedy House i Kutner nabijają się z nich na tylnym siedzeniu, używając słów 'take off, hoser and good day, eh?'

Kutner i House, uwielbiam to połączenie...

Cytat:
W chatce jest też opalany drewnem kominek i Kutner bardzo chce pochwalić się swoimi uzdolnieniami w dziedzinie podpalania.

Zaczynam się bać...

Naprawdę cudna część

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:10, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Gora napisał:
On tu jest cholernie dojrzały.

właśnie - jest tak dojrzały, że to wydaje się nierzeczywiste... Dodajmy do tego zbyt uległego House'a, wredną 13, no i Wilsona z początku i mamy przepis na doskonałe AU

(zerknęłam na koniec ostatniego opublikowanego rozdziału... może jednak Julia nie spartaczy tego do końca Aczkolwiek dla mnie nie oznacza to niczego dobrego )

***

Cytat:
- Po prostu nie widzę sensu posiadania psa, jeśli nie pozwalasz mu być psem.
- Chcesz ją wypuścić? Ona usiądzie ci na kolanach, będzie lizała cię po twarzy i chciała wystawić głowę przez okno.
- Och mój Boże... to brzmi jakby była psem.

Bosh, House czyta w moich myślach! Ostatnio spotykam całą masę ludzi, którzy kupili sobie psa i zachowują się jak Cuddy tutaj Jak ktoś chce mieć zwierzaka tylko po to, żeby siedział cały dzień w klatce albo był zamknięty w domu przez 3/4 doby, to niech sobie kupi rybki - one mają gdzieś, czy ktoś poświęca im uwagę, czy nie! *foch na takich ludzi*

... a kawałek z teleobiektywem był taaaki w stylu House'a


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin