|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:03, 10 Gru 2009 Temat postu: Feniks [1/? NZ] |
|
|
Powstało tak samo jak feniks z popiołów. Wpadł pomysł i Gia zaczęła nawiedzać moje sny
Zapraszam.
Feniks
Gia siedziała sztywno wyprostowana na cholernie niewygodnym krześle w gabinecie dyrektorki PPTH, doktor Lisy Cuddy, która czytała jej referencje. Wiedziała, że zostanie przyjęta, ponieważ o tę przysługę poprosił bardzo ważny sponsor i wątpiła, żeby dr Cuddy zignorowała prośbę. Była jedynie ciekawa, gdzie zostanie upchnięta. Wolałaby nie trafić do działu administracyjnego, chciała poznać działalność szpitala od podszewki, ale nie w rozumieniu księgowości, tylko pracy lekarzy.
Cuddy westchnęła cicho, ta kobieta spadała jej wręcz z nieba. Nieoficjalnymi drogami dowiedziała się, że szykuje się bardzo szczegółowa kontrola w niedługim czasie i rozpaczliwie potrzebowała pomocy wykwalifikowanej sekretarki, a Gia Carrides nadawała się wręcz perfekcyjnie. Sekretarka Wilsona była w zaawansowanej ciąży no i ktoś musiał oczyścić tę stajnię Augiasza, zwaną popularnie departamentem diagnostyki. House miał gdzieś papierkowa robotę, Foremanowi się nie chciało, a reszta ledwo raczyła wypełniać karty pacjentów. Carrides powinna sobie bez trudu poradzić. Istniały dwa problemy: miejsce do pracy dla niej, no i House.
A z Housem był problem. I to duży. Odkąd Cameron odeszła, a ona sama związała się z Lucasem, House stał się milczący i ponury. Zamknął się w sobie nawet bardziej niż po tej nieszczęsnej operacji, która wepchnęła go w kalectwo. Co prawda, razem z Wilsonem kupili dom i zamieszkali razem, ale onkolog na nagabywania Cuddy odpowiadał jedynie potrząsaniem głową, ze zmartwieniem w oczach.
Westchnęła i podniosła wzrok na Gię.
- Bardzo dobre referencje. I widzę, że miałaś do czynienia z medycyną, to dobrze. Będziesz sekretarką oddziału diagnostyki, oraz będziesz pomagać ordynatorowi onkologii, doktorowi Wilsonowi. Pracę zaczniesz od poniedziałku, a teraz pokażę ci gdzie będziesz pracować, przynajmniej do chwili znalezienia lepszego miejsca.
Gia skinęła głową zauważając, że administratorka nie wymieniła nazwiska szefa diagnostyki i zarazem miała nadzieję, że owo miejsce nie okaże się składzikiem na szczotki. Wjechały na trzecie piętro i Gia podążyła za Cuddy w kierunku szklanej ściany, nad którą widniał napis: Diagnostyka. Pokój konferencyjny był pusty a Gia krytycznie obrzuciła go wzrokiem. Ogromny szklany stół zajmował połowę miejsca a mikroskopijne biureczko stojące pod oknem nie nadawało się do jej pracy. Cuddy minęła wejście do sali i pchnęła drzwi z napisem: doktor Gregory House. Gia wślizgnęła się za nią do środka. Spore biuro zastawiono regałami wypełnionymi książkami a pod oknem balkonowym królowało duże biurko, za którym siedział wysoki mężczyzna rzucający piłką o ścianę.
- Czego chcesz Cuddy? Jestem zajęty. – Mężczyzna nawet nie odwrócił głowy w ich kierunku.
- Właśnie widzę jaki jesteś zajęty. Zatrudniłam dla twojego wydziału sekretarkę. Będzie też pomagać Wilsonowi. Masz bajzel w papierach, a kontrola będzie niedługo. Nie wiem tylko gdzie ją posadzimy...
Kolorowa piłka wypadła z ręki lekarza i pacnęła na podłogę. Uważne spojrzenie nieprawdopodobnie niebieskich oczu wbiło się w Gię. Poczuła się nieswojo, ale nie pokazała tego po sobie. Ukrywania uczuć nauczyła się dawno temu, po okrutnych lekcjach jakich nie szczędziło jej życie.
House przyglądał się uważnie kobiecie stojącej obok Cuddy. Wysoka, szczupła, ciemne włosy upięte w ciasny kok. Okulary w złotych oprawkach z lekko przyciemnianymi szkłami. Nie cierpiał tego. Ubrana w klasyczny czarny garnitur kobiet pracujących, który skutecznie ukrywał jej kształty o ile takie miała.Wyglądała niesamowicie profesjonalnie i kompetentnie. I najwyraźniej jego przenikliwe spojrzenie nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Zaciekawiło go to. Rzadko kiedy spotykał kogoś, kto wytrzymywał jego przeszywające spojrzenie bez reakcji.
- W konferencyjnej jest biurko... niech tam pracuje. – Machnął ręką w kierunku sali.
- To biurko jest za małe i niewygodne – Gia nie miała zamiaru torturować się w pracy.
House spojrzał na nią w zamyśleniu. To zaczynało być naprawdę interesujące.
- Umiesz parzyć kawę?
- Każdy to potrafi – odparła spokojnie.
- Taaa.. i dlatego nie dotykam kawy, którą robią moi podwładni. Jest obrzydliwa – skrzywił się boleśnie.
- Moja kawa jest dobra.
- Jesteś pewna siebie... Zobaczymy. Cuddy, jeśli masz biurko odpowiadające mojej sekretarce można je postawić chwilowo w moim gabinecie, obok drzwi do konferencyjnej, zanim nie znajdziesz nic innego – wrócił do rzucania piłką o ścianę ignorując zarówno Cuddy jak i Gię.
Cuddy otworzyła usta ze zdumienia. House zgodził się... ba sam zaproponował miejsce w swoim gabinecie.
Nieprawdopodobne.
Złapała Carrides za rękę i wyciągnęła ja z gabinetu, zanim House zmieni zdanie. Nie pamiętała rozmowy z Wilsonem, kiedy przedstawiała Gię ani powrotu do gabinetu. W jej myślach panował chaos, a ona nie mogła przestać zastanawiać się dlaczego, do diabła, House zaproponował to, co zaproponował. Nawet zajęta papierkową robotą i poganianiem dozorcy, żeby odnalazł biurko Willinsa, lekarza, który odszedł niedawno na emeryturę, a które nadawało się idealnie na biurko dla Carrides, jej umysł szukał rozwiązania. W końcu poddała się i zadzwoniła po Wilsona.
- Czy wiesz, że House sam zaproponował, żeby biurko sekretarki stało w jego gabinecie? – Spytała nerwowo.
- Tak.. powiedział, że wreszcie ktoś będzie odbierał głupie telefony i wymyślał wymówki, żeby usprawiedliwić jego nieobecność...
- I ty w to wierzysz??
- Nie, ale przestałem rozgryzać House’a. Jeśli będzie chciał to sam powie. Daj mu spokój. Przestał ci dokuczać, pracuje, nie sprawia problemów... – głos Wilsona był zmęczony. Nie miał ochoty rozmawiać z Cuddy. Miał do niej żal, o to jak potraktowała House’a, za wszystkie gierki, za zdradzenie tajemnic dotyczących jego przyjaciela. House przeżywał trudny okres i Wilson pomagał mu, jak tylko potrafił.
- I to mnie martwi, że stał się taki spokojny. Ale masz rację, prędzej czy później wszystko się wyjaśni – Cuddy zakończyła rozmowę, czując niechęć Wilsona.
Wiedziała dlaczego Wilson tak się zachowuje, ale nie czuła się winna. House dostał to na co zasłużył. Nie wiedział, że w niedługim czasie pożałuje tych myśli.
Gia zjawiła się w pracy w poniedziałek rano o ósmej trzydzieści. Sala konferencyjna i przyległy gabinet były puste. Z zadowoleniem odnotowała duże biurko w kształcie litery L stojące obok drzwi do sali. Postawiła pudełko ze swoimi drobiazgami, zdjęła płaszcz i powędrowała zrobić kawę. Tak jak się spodziewała, w szafce znalazła kawę wyjątkowo złej jakości. Wróciła do biura House’a wyjęła paczkę swojej ulubionej kawy i włączyła ekspres. Po sali rozszedł się bogaty aromat mocnej kawy. Zadowolona, powoli rozpakowywała pudełko ustawiając swoje drobiazgi na biurku. Na koniec wyjęła niewielką, szklaną gablotkę, w której zamknięto niewielką figurkę glazurowanego konika. Jej talizman. Nalała sobie kawy, otworzyła laptop i zalogowała się na pocztę House’a. Cuddy dość dokładnie wytłumaczyła jej postępowanie ordynatora, jeśli chodzi o papiery i pocztę. Prychnęła śmiechem, kiedy zobaczyła na poczcie ponad siedemset nieodebranych maili. Potem rzuciła okiem na pocztę przyniesioną przez nią i i dwa spore pagórki leżące obok regału. Zapowiadał się nudny i męczący dzień. Ciekawa była kiedy, pokażą się lekarze oraz sam House. Tuż po dziewiątej do sali wszedł czarnoskóry mężczyzna wraz z niebrzydką kobietą. Obydwoje prawie rzucili się na dzbanek z kawą, pokrzykując z entuzjazmem. Zaraz po nich pojawił się niski mężczyzna z imponującym nosem. On też natychmiast dossał się do kawy. Gia westchnęła. Musi zrobić nowy dzbanek dla siebie i House’a. No i przedstawić się. Tego najbardziej nie lubiła...
- Dzień dobry... – powiedziała niepewnie. Trójka lekarzy odwróciła się w jej stronę, przyglądając się jej z ciekawością. – Nazywam się Gia Carrides i przez jakiś czas będę sekretarką tutaj i u doktora Wilsona. – Ciekawe jak to przyjmą...
- Eeerr... doktor Eric Foreman, a to są doktorzy Remy Hadley i Chris Taub. Sekretarka? House nic nie powiedział... – czarnoskóry lekarz był wyraźnie niezadowolony.
- Zatrudniła mnie doktor Cuddy – wyjaśniła Gia. Jak wszędzie, sekretarki były niezbędne, ale uważano je za istoty niższe. I głupie.
- Jeśli to ty parzyłaś kawę, to ja już cię uwielbiam – doktor Taub zmrużył oczy z zadowolenia.
- Ja też – przyłączyła się kobieta, a Foreman skrzywił się nieznacznie.
A więc oni są parą, w Foremanie mam wroga, a Taub lubi podrywać kobiety. Genialnie...
- Trzynastka, nie napalaj się zbytnio, ona nie jest lesbijką ani nawet bi – House wygłosił tę uwagę nie odrywając wzroku od Gii. Nawet się nie skrzywiła, rzuciła tylko okiem na niego i przepraszając cicho, wycofała się do jego biura.
House był zdziwiony jej reakcją. Z reguły jego uwagi były przyjmowane z oburzeniem. Nalał sobie kawy i upił łyk, mrużąc oczy z rozkoszy, kawa była aromatyczna, mocna i gorąca, taka jaką lubił. Była nawet lepsza niż ta, którą parzyła Cameron.
Cameron... to nadal bolało, ale już mniej. Ona znalazła swoje szczęście a on po prostu postanowił się z tym pogodzić. Cuddy miała Lucasa, Wilson zaczął rozglądać się za następną panią Wilson, choć jakoś bez przekonania. Tylko on był nadal sam. Może to i lepiej. Przynajmniej nie miał możliwości nikogo ranić.
I nikt nie mógł jego zranić.
Gia okazała się przerażająco kompetentna i szybko wskoczyła w rutynę wydziałową. Pojawiała się najwcześniej, parzyła kawę, sprawdzała pocztę a potem zabierała się za wypełnianie kart pacjentów i wypisów. Odkładała na razie te karty których nie mogła absolutnie rozszyfrować, by wolnej chwili poprosić konkretnego lekarza o wyjaśnienia. Ku jej zaskoczeniu, nie okazało się to takie proste.
Flashback
Po dwóch miesiącach od odejścia Cameron, a potem niespodziewanej ucieczki Chase’a do Australii, Cuddy miała dość. House stał się nie do wytrzymania, dokuczał wszystkim łącznie z Wilsonem, a równocześnie otoczył się jeszcze bardziej grubym murem niż po zawale mięśnia. Nadal był błyskotliwy i genialny, rozwiązując zagadki medyczne, ale gdzieś zniknął cały jego ogień. Cuddy czuła się dobrze z Lucasem i nie obchodziło ją, że House w jakiś sposób może być zraniony przez nią. To był jego problem. Postanowiła wysłać House’a na konferencję do Los Angeles, na dwa tygodnie. Jego zespół odetchnie, ona będzie miała święty spokój, a House wygrzeje się na kalifornijskim słońcu. Problemem było namówienie House’a na wyjazd, więc Cuddy przekonała Wilsona, że to wszystko tylko dla dobra House’a. Wilson okazał się nadzwyczaj pomocny. Poprzez jednego ze swoich pacjentów zalatwił dom w spokojnej dzielnicy West Hollywood, łącznie z samochodem i przekonał House’a do wyjazdu, tłumacząc, że będzie kilka bardzo ważnych wykładów, które go interesują a on sam nie może jechać. Co oczywiście, było wierutnym kłamstwem, o czym House wiedział, ale perspektywa słońca, darmowego jedzenia i basenu przy domu skusiła go. Nie miał nic do stracenia, wszystko go drażniło, zwłaszcza jego pracownicy. Dwa tygodnie z dala PPTH były bardzo kuszące. Coraz częściej łapał się na myśli, że ma dość Princeton.
Na lotnisku w LA czekał na niego miły facet z kluczami do domu i auta. House został poinformowany, że lodówka jest pełna, łącznie z alkoholem, może korzystać do woli z całego domu, samochód ma gps, więc nie zgubi się w LA. Błysk białych zębów i facet rozpłynął się w tłumie. House westchnął i powędrował na parking, gdzie obiecane auto okazało się być najnowszym lexsusem, ze skórzanymi siedzeniami i barkiem.
LA zaczęło mu się podobać.
Dzięki gps nawet długo nie błądził i w końcu wjechał w spokojną Cherry Lane, rzeczywiście porośniętą wiśniami. Dotarł do niedużego, parterowego domu, oznaczonego numerem 12 i wysiadł z samochodu. Dom był ładny, o doskonałych proporcjach, porośnięty wistarią i jaśminem. Szkarłatne niecierpki wylewały się ze skrzynek okiennych i donic obok drzwi, tworząc piękny kontrast z szarymi ścianami. Otworzył witrażowe drzwi i zanurzył się w mrocznym wnętrzu, czując miły chłód. Salon był przestronny a okna, ocienione przez pnącza, skutecznie hamowały jaskrawe światło. Nieodzowny kominek, nawet w Kaliforni bywały chłodne dni, regały z książkami, nieliczne ozdobne drobiazgi, szmaragdowa skórzana kanapa sugerowały, że właścicielem jest kobieta. Łazienka była duża, urządzona w śródziemnomorskim stylu z masą muszli, kamieni i roślin. Jego sypialnia była gościnną, duże drewniane łóżko, przykryte kapą o szaro śliwkowym wzorze. Szafa, toaletka i stolik nocny. Całość w spokojnych odcieniach popielu i dojrzalej śliwki.
Elegancko.
Zajrzał do drugiej sypialni. Tu królował błękit i wspomnienie Prowansji a może Krety? Ten intensywny odcień niebieskiego mógł pochodzić wyłącznie od koloru Morza Śródziemnego. Na ścianach królowały kreteńskie krajobrazy z jakże charakterystycznymi wiatrakami. Kapa na łóżku była ciemnoniebieska, ozdobiona jaskrawym słonecznikiem. Jego uwagę przyciągnęła toaletka zastawiona ślicznymi buteleczkami z weneckiego szkła. Zdecydowanie gospodarzem była kobieta. Pohamował chęć zajrzenia do szafy i szuflad, co go nieco zdziwiło. Nigdy wcześniej nie miał tego typu zahamowań. Po prostu nagle wydało mu się to jakieś takie... brudne. Zamkną drzwi, wrócił do salonu i uwalił się na kanapę łapiąc pilota, i włączył tv. Nie było nic ciekawego więc zamruczał zirytowany i podreptał do dużej kuchni zbadać zawartość lodówki. Nie rozczarował się. Wypełniona po brzegi smakołykami i europejskim piwem, nie zawierała żadnych surówek, jarzyn ani innego zdrowego badziewia. Trochę winogron, jabłka i banany. To akurat lubił. W jednej z szafek znalazł czarnego Johnny Walkera, co dopełniło miarę jego szczęścia. Złapał piwo i starannie zawiniętego w celofan reubena i powędrował na patio, siadając na wygodnym krześle, obserwując leniwie jak słońce migocze na lustrze wody w basenie.
Obudził się późnym wieczorem, oszołomiony snem i cudownym zapachem kwiatów. Na wpół śpiący powlókł się do sypialni padając na łóżko, nie zawracając sobie głowy rozbieraniem się. Nie cierpiał zmiany czasu, to zawsze wytrącało go z jego rytmu życia. Jutro musiał się zarejestrować, odebrać program, a potem chciał trochę pozwiedzać LA. Miał nadzieję, że te „ważne” wykłady Wilsona nie będą się rozpoczynały o ósmej rano...
Pierwszy tydzień konferencji upłynął nadspodziewanie szybko a klika wykładów było naprawdę interesujących. Spotkał sporo znajomych zdumionych jego obecnością. Unikał natomiast jak zarazy wszelkich lanczy i kolacji, bo to już było powyżej jego progu tolerancji. Niestety, nie mógł wykręcić się z uczestnictwa w uroczystym obiedzie w sobotę wieczorem. Przeklinając pod nosem wbił się w garnitur i białą koszulę, jednak zrezygnował z krawata rozpinając koszulę pod szyją. Jak go nie wpuszczą ich problem, będzie mógł wrócić spokojnie do domu i popływać w basenie.
Impreza zapowiadała się nudnie i drętwo. Pokręcił się po sali chcąc, żeby zanotowano jego obecność i ukrył się w barze, wypatrując odpowiedniego momentu do zniknięcia. Wypił tylko jednego drinka, ponieważ przyjechał lexusem, a ostrzeżono go, że w sobotę w nocy policja poluje na pijanych kierowców. Znudzony do łez postanowił zajrzeć do głównej sali i poczęstować się czymś do jedzenia. Zsunął się z barowego stołka i wolno pokuśtykał w kierunku wejścia. Jego uwagę przyciągnął głośny wybuch śmiechu.
Znał ten śmiech i znał ten głos.
Cameron.
Podszedł dwa kroki bliżej i ukrył się za drzwiami. I oto była tam ona. Jasne włosy spływały ciężką falą na jej ramiona, szafirowa sukienka łagodnie podkreślała krzywizny ciała a zwłaszcza okrągły i dość wydatny brzuszek.
Cameron była w ciąży.
House typował ciążę na jakieś pięć miesięcy. Musiała być w ciąży jak wyjeżdżała. I Chase nic o tym nie wiedział. Przyglądał się jej z uwagą. Była jeszcze piękniejsza niż pamiętał, swobodna, roześmiana, wręcz promieniująca zdrowiem i szczęściem. Ciąża jej służyła i sprawiła, że smutek i zmartwienie zniknęły z jej oczu. Mimo woli postąpił krok w przód a potem gwałtownie się cofnął. Nie mógł do niej podejść. Co niby miał jej powiedzieć? Rzucić wredna uwagę? Złamać jej serce po raz kolejny? Zniszczyć tę radość i szczęście promieniujące z niej? Nie zasłużyła na to. Ona zamknęła przeszłość, rozliczyła się z nią i poszła dalej ze swoim zyciem, ciesząc sie tym co ma i oczekując na dziecko. On był zjawą, nocnym koszmarem z przeszłości i najwyższy czas był, żeby pozwolić jej odejść i zacząć życie od nowa. I pozwolić, by znalazła kogoś, kto ją pokocha dla niej samej. On jej tego wszystkiego nie mógł dać. Nie po tym wszystkim co się stało... Miał dziwne przeczucie, że Cameron nie będzie długo czekać.
Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na nią i dyskretnie wycofał się do baru, a potem opuścił hotel wracając do cudzego domu, czując po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, że zrobił właściwą rzecz.
Nie spał tej nocy. Po głowie kłębiły się chaotyczne myśli, wspomnienia chciane i niechciane. W końcu poddał się i wstał z łóżka z zamiarem znalezienie jakiejś książki. Kopał po półkach nie mogąc się zdecydować, w duchu podziwiając kolekcję książek. W końcu jego wzrok przyciągnęła dziwna okładka. Zafascynowany, oglądał ją uważnie, przypatrując się kobiecie siedzącej pośrodku lasu, z ptasią maską na twarzy, spod której wypływały strużki krwi. Kobieta w trzymała w dłoni skórę zdartą z twarzy. Rysunek był niesamowity i niepokojący. I pomimo, że książka była fantasy, wciągnęła go opowieść o Shii, dziewczynie urodzonej w logicznym, zimnym i technicznym świecie, marzącej o rzeczach zakazanych, takich jak magia i smoki. Dziewczynie, która została przerzucona do świata, w którym magia rządziła, a w którym niemal natychmiast zaczęto na nią polować jak na dzikie i niebezpieczne zwierzę. Ponieważ Shii posiadała moc. Uciekała długo, by w końcu schronić się w mateczniku odwiecznej puszczy i uczyć się kontrolować swoje moce. Tam też znalazła maskę, zdarła skórę z twarzy pragnąc zniszczyć dawną Shii. Okrutne, bolesne dojrzewanie i przemiana, okupiona krwią, łzami i utratą złudzeń. Kiedy w końcu Shii wyszła na brzeg puszczy, była Panią Wojny, zimną, racjonalną i logiczną o potężnych mocach. Nikt i nic nie mogło jej zagrozić. Jej twarz pozostała ukryta w jaskini, zaklęta w kokonie czasu.
House był zaszokowany głębokościa analizy bólu, utraty złudzeń i przemianą. To było coś więcej niż zwykła powieść fantasy. Opowieść o Shii miała trzy tomy i nie kończyła się happy endem. Nie zdziwiło go, że autor zgarnął za wszystkie tomy nagrody Hugo i Nebula, oraz kilka pomniejszych.
Przesiedział pozostałe dni w cudzym domu, rozmyślając i robiąc porządek ze swoimi uczuciami, bólem, żalem i straconymi szansami. Ot, takie podsumowanie całkiem niezłego życia, które spieprzył na własne życzenie. Zamknął pewne rozdziały swojego życia, przyznał, że wcale nie kocha Cuddy, że była to rozpaczliwa potrzeba obecności drugiej osoby i przestania bycia samotnym. Podjął kilka decyzji, nie, nie mógł się zmienić, ale mógł się odrobinę przystosować. Nie tak sztucznie, jak w Mayfield, ale... inaczej. Przynajmniej mógł spróbować.
Zadzwonił do Wilsona i powiedział mu, żeby odpuścił to kretyńskie blokowanie zakupu domu przez Cuddy i żeby lepiej zdecydował się na kupno tego ładnego, niedużego wiktoriańskiego domu w starej części Princeton. I że on, House zapłaci połowę. To oczywiście zaszokowało kompletnie Wilsona, a pobudziło do cichego i nieco nieśmiałego śmiechu samego House’a.
Od czegoś musiał zacząć, a kupno domu i zamieszkanie z Wilsonem wydawało się dobrą opcją. Postanowił też sprzedać swój apartament. Za dużo złych wspomnień miał z tym miejscem.
Wrócił do Princeton i PPTH zadowolony z podjętych decyzji, by po miesiącu spotkać Gię.
Największą zagadkę do rozwiązania jaką miał w życiu.
Oto obrazek z okładki autorstwa Lindy Bergkvist
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:26, 10 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Ty to umiesz komplikować historię. W dodatku lubisz komplikacje.
No, ładnie. Na progu skreśliłaś Hameronka i zajęłaś umysł House'a Gią, która pewnie okaże się kobietą z bogatą przeszłością i zupełnie inną niż pierwotnie mogłaby się wydawać.
Hm, skoro nie mogę czekać na Hameronka w twoim wydaniu, czekam na zbrodnię, zagadkę, mroczną tajemnicę i zainteresowanego House'a.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
anna lee.
Ratownik Medyczny
Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza ekranu. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:27, 10 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
więc...
ciekawie się zapowiada:) zafundowałaś dużą dawkę jak na pierwszy raz, ale czyta się przyjemnie więc połknęłam haczyk.;]
sceneria znajoma, choć okoliczności inne.
życzę powodzenia i wena na kontynuację.
mam nadzieję, że ciąg dalszy już niedługo..?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:40, 10 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Oh, ciekawi się zapowiada. Jest kilka błędów, typu dwie kropki zamiast trzech, ale da się przeboleć
Dużo opisów, ale bez przynudzania, jedynie coś ciekawego tu i tam.
Jednym słowem: brawo.
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:36, 11 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
O, tak. Gia ma swoją tajemnicę bardzo mroczną. Będzie i zbrodnia, i tajemnica, i przeszłość.
Atris, kropki to moja zmora (bez urazy Kropko!!). No i muszę zmienić okulary do pisania bo za słabe sa najwyraźniej
Wen się przyda bo ostatni gdzieś znowu polazł
Anna cieszę się że połknęłaś haczyk
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:32, 17 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Przywlokłam się w końcu z niebytu, żeby coś konstruktywnego popisać pod twoimi opowiadaniami. I co znajduję?
nefrytowakotka napisał: |
Atris, kropki to moja zmora (bez urazy Kropko!!). |
Jaaasne... (chowa urazę )
Ty wiesz jak ja lubię i zagadkę w twoim wykonaniu. Nie muszę ci mówić, ale jeśli potrzeba (bo to karmi wena ) to powiem jeszcze raz: BARDZO LUBIĘ NASTRÓJ TAJEMNICZOŚCI POMIESZANEJ ZE ZBRODNIĄ w twoim wykonaniu.
Jak ja bym chciałam mieć coś takiego np w 3 sezonie zamiast porąbanej sprawy z Tritterem. Zdecydowanie samego pana policjanta można było wykorzystać w lepszym kierunku i z większą dawką inteligencji.
Pisz kolejne części i nie tłumacz się że coś ta, coś tam... Dodatkowo rozpoczynam właśnie męczenie cię o dokończenie "Nigdy..." czy "Luizjany...".
Czekam na kolejne party twoich opowieści jak zakochana nastolatka na księcia z bajki, więc proszę skrócić moje męki i przyjśc mi z pomocą w postaci kolejnych partów wszystkich fików.
O!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Czw 15:32, 17 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:38, 17 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Party się piszą. Kilka na raz Tylko mam na karku robotę, sprzątanie, koty rozrabiające jak pijak w obórce i przygotowania świąteczne. Jak tylko złapię trochę czasu będą następne części:D
Dobrze że wróciłaś z niebytu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:17, 17 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
nefrytowakotka napisał: | Dobrze że wróciłaś z niebytu |
Zdecydowanie też się cieszę.
Jakbym mieszkała gdzieś bliże - pomogłabym ci np marynować śledzie na święta i zrobiłabym ci karpia po żydowsku ze starego przepisu mojej babci. Pycha! No i jakąś sałatkę. Umiem też lepić pierożki i robię dobry barszcz
Ale mogę ci pomóc tylko wirtualnie
*pomaga wycierać kurze ze sterty książek nefrytowej*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:32, 17 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
U mnie na wigilię zupa grzybowa, a karpia robię wg przepisu ojca po litewsku albo cuś. Ale barszczyk... mniam i śledzie... i pierożki... mmmmmmm... Moje pierogi maja tendencje do rozklejania sie
O książkach i kurzu wole w tej chwili NIE myśleć
Nie obiecuję, ale może złapię czas w weekend. I coś będzie!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|