|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
psycholka.
Pacjent
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:49, 20 Lip 2009 Temat postu: Dramat w 24 aktach pisany. [2/24] |
|
|
A więc wczoraj wieczorem naszła mnie taka myśl i postanowiłam ją wykorzystac. Będzie to moja własna wersja wydarzeń sezonu 6. Nie wiem czy się spodoba, acz nie nalegam i nie zmuszam nikogo do czytania i komplementowania mojego dzieła. Dziś przedstawię pierwszą część. Chyba nie jest najgorsza.
Życzę miłego czytania.
Zweryfikowane prze psycholka.
Dramat w 24 aktach pisany.
Rozmyślenia i przewroty Grega House’a i innych.
Akt pierwszy: Hello ….
James Wilson zawsze był szarmancki wobec kobiet, tak też było i tym razem. Czekał właśnie w terminalu i z niecierpliwością patrzył jak po raz drugi lot Paryż- Nowy Jork- New Jersey zostaje przesunięty. Ale dzięki temu miał więcej czasu, żeby w duchu powtarzać sobie iż nie będzie sobie z nią układa życia i mimo iż 4 lata temu już była piękna i została Miss szkoły z nią mu nie było wolno.
Nagle czyjaś ręka oparła się o jego ramię i za jego głowy wysunęły się wielkie okulary w białej oprawce zasłaniające pół twarzy.
-Witaj James.- dziewczyna delikatnie musnęła go w policzek i objęła. – Miło mi Cię znowu witać.
-Mnie również miło Ciebie zobaczyć po czterech latach przerwy. – odparł. Ona chwyciła swoje walizki i ruszyła przodem jakby znała tu wszystko mimo iż była tu pierwszy raz.
Wilson nie czekając na zaproszenie kroczył na nią i podziwiał jej piękne opalone ciało, ubrane w obcisłe szorty, czerwoną bluzkę z krótkim rękawem i rzymianki na obcasie.
Poruszała się przy tym z gracją i wyrafinowaniem, że większość samotnych [ jak i żonatych] mężczyzn oglądało się za nią.
Weszli do jego samochodu, ona na miejscy pasażera zdążyła poprawić makijaż on wpatrywał się w nią jak w obrazek.
-Czy mógłbyś jeszcze powtórzyć jak ona się nazywa ? – zapytała nieśmiało.
-Ah ta, Lisa Cuddy. Jest ona przemiłą osobą, ale z taką matką i z takimi studiami przyjmie Cię bez żadnych zastrzeżeń.
-Tak, no tak. – zadumała się nie chwilę i spojrzała w swoje CV, które wyciągnęła z torebki.
-April, masz zamiar go dziś odwiedzić ?
-Tak, jak mi się uda, tak.
Jechali dalej w milczeniu, mijając kolejne skrzyżowania , aż wreszcie zatrzymali się na miejscy parkingowym Wilsona pod szpitalem. April narzuciła na siebie żakiet a na szorty założyła spódnicę .
Gdy przemierzała recepcję i przychodnię, znowu oczy wszystkich były na nią skierowane. Weszła do windy, patrząc się nerwowo na Wilsona.
-Będzie dobrze. – zaczął ją pocieszać i ścisnął jej dłoń.
Gdy stanęli przed gabinetem Lisy Cuddy dziewczyna wzięła dwa oddechy, zapukała i delikatnie kołysząc biodrami weszła.
-Dzień dobry, jestem April Taylor, przyszłam w sprawie posady.
-Tak, dzień dobry miło mi poznać, proszę siadać.- Cuddy wzięła od niej CV i zapatrzyła się w nie przez dłuższą chwilę. –A więc to pani jest córką słynnej Farncessy Taylor.
-Tak.
-I ukończyła pani psychologię oraz diagnostykę z chorób zakaźnych i nefrologii , tak ?
-Tak.- przytaknęła ponownie.
-No dobrze, nie widzę, żadnych zastrzeżeń więc mogę od raz panią przedstawić zespołowi.
Cuddy wstała z krzesła i zaprowadziła April do byłego gabinetu Housa. Mimo iż wciąż na drzwiach wisiał napis Gregory House M.D w gabinecie stacjonował zespół pod kierownictwem Erica Formana. Trzynastka i Tabu siedzieli w fotelach, mieli nietęgie miny, jakby zamroczeni może zdziwieni.
Foremna stał przy oknie i bawił się piłką Housa, którą tak często on trzymał w swoich rękach. Tutaj wszystko przypominało go wszystkim , dlatego Cuddy wraz z Wilsonem zabronili tu cokolwiek zmieniać, a Foreman miał być szefem tymczasowym.
April niepewnie przekroczyła próg gabinetu, uśmiechnęła się miło i przywitała ze wszystkimi. Wiedziała, że trochę potrwa zanim zostanie zaakceptowana, ale bała się, że nikt jej nie zaakceptuje, ze względu na jej powiązania rodzinne.
Córka lekarzy, trochę arogancka, wymądrzała, uważa się za lepszą, pływa w luksusach, do tego cholernie piękna. No cóż teraz musiała się chyba modlić, żeby tymi wszystkimi cechami nie zostać znienawidzona.
-April będzie pracować z wami od jutra. Jest znakomitym psychologiem. – dodała Cuddy wychodząc i wyciągając ją za sobą. – Widzisz April ich przełożony musiał odbyć leczenie hmm.. psychiatryczne, oni dopiero dowiedzieli się o tym dzisiaj, nie wiedzą jak sobie z tym poradzić, a również niedawno zmarł ich kolega z zespołu popełnił samobójstwo i..
-Rozumiem, naprawdę, niech mi pani wierzy. – odparła April, po czym pożegnała się z Lisą i udała się do gabinetu Wilsona. Zapukała niepewnie, ale po usłyszeniu ,,Proszę” energicznie weszła do gabinetu.
-Dostałam. – rzekła siadając na kanapie .
-Widzisz mówiłem.- onkolog wypełniał właśnie jakieś zaległe papiery, na biurku stał kubek od Housa wypełniony kawą. – Masz gdzie mieszkać ?
-Nie, nawet o tym nie myślałam, pewnie prześpię parę nocy w hotelu, później coś wynajmę.
-Masz.- Wilson rzucił w jej kierunku breloczek z kluczami. – To do jego domu, wziąłem od niego, nie zdążyłem jeszcze posprzątać, ale nie jest najgorzej. Może tam się urządzić po swojemu, tylko mu nie mów, że tam mieszkasz wścieknie się.
-Dzięki. – odparła rumieniąc się i uśmiechając się szelmowsko pod nosem. Naprawdę go lubiła, był fajnym facetem, do tego miłym i przystojnym i aż śmiała się w myślach, gdy przypomniała sobie, że 12 lat temu wołała do niego ,,wujku”.
***
Siedziała na siedzeniu pasażera tuż obok kierowcy, przez szybkę oglądała jesienne krajobrazy New Jersey .
-Naprawdę nie jest Ci zimno ? – zapytał po raz setny Wilson, gdy znowu siedziała w szortach i bluzeczce jego samochodzie.
-Nie naprawdę nie, ale dzięki za troskę Jimmy.
Wilson spojrzał na nią wzrokiem, który mówił błagalnym głosem ,, Nie mów do mnie Jimmy wystarczy, że on mówi, a to za bardzo boli. „
Po godzinie jazdy i staniu w korkach,. Dojechali w końcu pod stary budynek porośnięty bluszczem w starym stylu . Nad wielkimi mosiężnymi drzwiami wisiała tablica z brązy, a napis na niej głosił ,,MAYFIELD PSYCHIATRIC HOSPITAL EST 1876”
April wysiadła z gracją, podziękowała za podwiezienie i oznajmiła, że samodzielnie postara się wróci.
Weszła do środka. Korytarz był długi , podzielony na dwie części i odgrodzony jedną od drugiej bramą jak w więzieniu. Miła pani w recepcji kazała jej chwileczkę poczekać. Usiadła więc na jednym z wielu szarych krzeseł w pomieszczeniu obklejonym żółtą tapetą. Okna były zakratowane, tak jak małe okienka w drzwiach..
Jej uwagę przykuła jednak karteczka, na tablicy ogłoszeń. ,,ZATRUDNIMY PSYCHOLOGA , MOŻE BYĆ PO STUDIACH, PRAKTYKA NIEOBOWIAZUJACA, NA NIEPELNY ETAT TRZY RAZY W TYGODNIU DO NOWYCH PACJENTOW. PRACA OD ZARAZ WIECEJ W RECEPCJI”. April ponownie podeszła do uprzejmej pani i zapytała się gdzie się trzeba kierować w sprawie o pracę. Wskazawszy na drzwi dyrektora, dziewczyna wyciągnęła z torebki swoje CV i zapukała.
***
House leżał w małej ciasnej salce w kolorze różnorodnej szarości na jedyny łóżku w całym pomieszczeniu . Naprzeciw było wielkie okratowane okno, a na stoliku stały resztki obiady. Ubrany w t-shirt i dresowe spodnie, z podkrążonymi oczami wpatrywał się w słońce, którego promienie przedzierały się przez kraty, jak dobrze zapamiętał, za pół godziny miał spotkanie z psychologiem, ale uważał, że nie jest mu wcale potrzebne. W ogóle nie rozumiał czemu się tutaj znalazł, przecież sam dobrze by sobie poradził.
Samotność go dobijała, uwięziony w czterech ścianach bez Vicodynu, Wilsona i użerania się nad swoim zespołem czuł się jakby mniej ważniejszy od innych.
Wstał złapał laskę i zaczął się przechadzać w kółko po swoich 6 m kwadratowych obmyślając plan ucieczki. Od paru dni nom stop oglądał ,,Skazanego na śmierć” więc wiedział jak ma się przygotować i co zrobić. Pogłębiała go jednak myśl, że ...
1.Nie miał wytatuowanego planu psychiatryka na plecach.
2.Większość ludzi jest tak przymulona lekami lub zawiązana w kaftany bezpieczeństwa, że nie ma wspólnika.
Tak więc nie pozostało mu nic innego jak samemu wszystko wymyślić i zrealizować. Nawet nie zauważył jak minęło pół godziny i otworzyły się drzwi do jego nowego ,,lokum”. Wszedł facet postury strongmana i towarzyszył mu aż do gabinetu psychologa.
Drzwi otworzyły się i House wszedł już tam sam bez obstawy. Zauważył, że w panu Thomson zaszła pewna zmiana, bo był on teraz mocno opalony i miał długie włosy upięte w kucyk, a noga która instynktownie tupała w podłogę była na obcasie mniej więcej dziesięciocentymetrowym. Greg z coraz większym zdziwieniem wpatrywał się w lekarza. W końcu kobieta odwróciła się od okna, a on sam o mało nie spadł z krzesła. Jedyne co mógł wydusić to .
-O Boże to ty ?
-Cześć…. Tato. – odparła April i usiadła za biurkiem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez psycholka. dnia Śro 10:09, 05 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Cameron_25
Stażysta
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubelskie ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:20, 20 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
M...nawet, nawet ;] Pomysł fajny. Błędy moze są, ale jestem zmęczona i mi się oczy zamykają ;/ Najbardziej mi się tytuł podoba, sugeruje coś naprawdę dobrego. czekam na dalszą część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
psycholka.
Pacjent
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:29, 03 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Akt drugi: Everybody ...lies !?
Spojrzała w jego oczy. Miały identyczny kolor jak jej, i było to to samo spojrzenie. Podbródek, nos , uszy coś jeszcze pominęła ? Chyba nie. Patrząc się na niego widziała siebie za 20 lat tylko, że w męskiej wersji.
On zaś nic się nie odzywał, wpatrywał się w nią i śledził każdy jej ruch, każdy oddech.
Chodziła z gracją uwodząc przy tym swoją subtelnością. Widział w niej jej matkę sprzed 20 lat, ale widział też w niej siebie, tylko, że z charakterem Wilsona i gracją kobiety.
-Wybacz, że nie poinformowałam Cię wcześniej o tym, że przyjeżdżam.
-I, że znajdujesz sobie pracę akurat akurat tym psychiatryku, gdzie mnie zamknęli. –dokończył za nią.
-Nie , nie chodzi o to, to był przypadek , przyjechałam żeby .. mnie przyjęto do Princeton-Plainsboro Teaching Hospital i dostałam się do ekipy zastępczej Erica Formana.
-Forman został ich szefem ,łał. – wstał z krzesła i zaczął się przechadzać. – Chyba nie masz zamiaru odbywać, ze mną sesji terapeutycznej, o tym jakim to jestem narkomanem.
-Nie. – skwitowała krótko. – Chciałam z Tobą porozmawiać o nas.
-O nas.
-Tak, to takie dziwne, jesteś moim ojcem, a ja twoją córką widziałam Cię dwa, może trzy razy w życiu, nie wierzę, że nie interesujesz się tym co się u mnie działo.
-Nie gadałaś z Wilsonem, nie powiedział Ci on jakim ja to jestem chamem?
-Nie wierzę w jego słowa, taki wspaniały lekarz, który mam tyle sukcesów na koncie, nie może być nieczułym chamem, uzależnionym od leków przeciwbólowych i sprośnych dowcipów.
Przemierzyła kilkoma krokami odległość od okna do biurka, jej obcasy miarowo stukały, oddech przyspieszał. Czemu się nie odzywał ? Czemu milczał i zostawiał jej stwierdzenia, pytania bez odpowiedzi? Czy naprawdę jest taki jakim go opisywał James ?
Ona w to nie wierzyła naprawdę, to ją nazywali wyrafinowaną suką, czasami nieczułą. To jej ludzie zazdrościli i urody i sukcesów. Miała śliczny dom na południu Francji i pod Londynem, a wybrała New Jersey Jersey Ameryce żeby pobyć z ojcem, który jak wynikało z owego milczenia miał ją daleko gdzieś.
-Może uwierz, bo jestem chamem, a twoje życie mnie gówno obchodzi. To, że Cię spłodziłem nie znaczy, że zaraz będę Ci zmieniał pieluszki, a jak dorośniesz nie wyślę Ci pieniędzy na studia, a później na budowę domu w jakieś ładnej okolicy. To wszystko to fikcja, na oglądałeś się za dużo bajek Disneya i teraz masz tego skutki.
Zamilkł, a ona wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami. Tylko nie on, on nie mógł być taki jak ona, to nie po nim mogła odziedziczyć charakter. Spojrzała na niego jeszcze raz spod oka i wyszła z gabinetu.
Większość osób, a przeważnie kobiet rozpłakało by się po takich słowach, ale ją one nie wzruszały, matka powiedziała jej coś podobnego jakieś 10 lat temu. Czemu niby teraz miałaby się tym przejmować. Ściskała tylko mocno jego dokumenty, tak, że wygięły się one w jedną stronę.
Wyjęła telefon komórkowy z kieszeni shortów i wykręciła pierwszy numer na liście.
-James ? .. Tak już skończyliśmy rozmawiać…. Opowiem Ci później… Przyjechałbyś po mnie ? … Ok., poczekam 15 minut…. Nie spiesz się naprawdę…. Dzięki.
Weszła do salki dla służby, zdjęła fartuch i usiadła na jednym z krzeseł, z torebki wyjęła portfel a z niego starą studencką fotografię swojej mamy wraz z ojcem, jedyne ich wspólne zdjęcie.
Po 15 minutach czekała na zewnątrz w strugach deszczu, aż zauważyła samochód James’a.
-Dzięki, że przyjechałeś. – odparła wsiadając gdzie Cię zawieść.
-Do domu ojca.
-Chyba niezbyt udała się rozmowa ?
-Tak. –przytaknęła próbując coś zrobić z mokrymi włosami.
Wstał rano , skoro świt, założyła swoje ubranie do biegów i wyszła na dwór. Wdychała powietrze przesiąknięte deszczem. Przebiegła 8 km i wróciła wziąć prysznic. Zegar wskazywał na szóstą trzydzieści. Szybkie śniadanie i dźwięk klaksonu przed domem.
Założyła obcisłe ciemne dżinsy, szpilki od Channel , białą bluzkę i najnowszą marynarkę od D&G, chwyciła torebkę od Hermesa i wyszła, sprawdzając ze cztery razy, czy wszystko zakręciła i pozamykała, a następnie przekręciła klucz w zamku. Opuszczała swoje nowe mieszkanie , w którym mieszkała na czas nieokreślony.
Wilson, zatrąbił ponownie.
-Już, już. – odparła biegnąc do samochodu. Szarpnęła drzwiczki i usiadła na miejscu pasażera . Obdarowała onkologa całusem w policzek.
-Hej. – rzekł zaskoczony jej przywitaniem.- Jak noc ?
-Dobrze, ale i tak dopiero położyłam się po północy, najpierw porządnie wysprzątałam mieszkanie.
-Hehe, dobrze zrobiłaś, nawet ja nie mam do tego mieszkania cierpliwości.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, dzień zaczynał się dobrze, słońce powoli wyłaniało się za chmur, a ona nabrała ochotę na kawę. Zatrzymali się przy najbliższej kawiarni, podwójne late i mała czarna.
April siedziała przy stole, Foreman, kręcił przed wejściem wraz z Cuddy.
-Może w czymś pomóc ? – zaoferowała swoją pomoc wychylając się za szklanych drzwi.
-Tak. –przytaknęła Cuddy. – Mam dla was przypadek, ale Eric nie chce go wziąć.
-Bo jest banalny, mam już wystawić diagnozę.
-Nie każdy przypadek jest banalny, czasami może mieć ukryte drugie dno. – skwitowała April.
-Świetne podejście April, a teraz proszę. – odparła wręczając jej przypadek. – Dziś ty tu rządzisz.
Foreman popatrzył się na nią, jakby miał ochotę ją zabić. Gdy weszli ponownie do pokoju , nadal byli sami.
-Kim ty jesteś , że nagle dostajesz przypadek i zaczynasz się rządzić ?
-Ja się wcale nie rządzie, zachowałam się tylko bardziej obiektywniej od Ciebie, a po drugie ty tu chyba nie jesteś szefem, prawda ?
-Jestem tymczasowym szefem.
-Wątpię skoro Cuddy dała mi ten przypadek.
-Czym się sugerowałaś, mówiąc, że przypadki mają ukryte drugie dna ?
-Wszyscy kłamią. – odparła z rozbrajającym uśmiechem na twarzy, przeglądając dokumentacje przypadku.
***
House stał oparty o ścianę. W ręku trzymał słuchawkę, do automatu wrzucił centówkę i wykręcił numer.
Wilson poderwał się na dźwięk telefonu, szybko przeprosił swoją pacjentkę i odebrał.
-Wilson ?
-House?
-Tak, ale ilu masz przyjaciół przyjaciół w psychiatryku ?
-Czego chcesz ? Nie mogę teraz rozmawiać, mam pacjentkę.
-Chcę pogadać o April. – odparł House w którego głosie dało się usłyszeć, nutkę, czegoś czego się wcześniej niezbyt często słyszało.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez psycholka. dnia Pon 18:31, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Repika
Ratownik Medyczny
Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Nibylandii Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:03, 14 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Przyznam się, nie przeczytałam całości, ale nie byłam w stanie. Dlaczego? Tylka kilka przykładów.
Cytat: | Akt pierwszy: Hello …. |
Bez spacji przed wielokropkiem.
Cytat: | -Witaj James.- dziewczyna delikatnie musnęła go w policzek i objęła. |
spacje przed i po myślniku.
Cytat: | -April, masz zamiar go dziś odwiedzić ? |
nie robi się spacji przed znakami interpunkcyjnymi.
Cytat: | April niepewnie przekroczyła próg gabinetu, uśmiechnęła się miło i przywitała ze wszystkimi. Wiedziała, że trochę potrwa zanim zostanie zaakceptowana, ale bała się, że nikt jej nie zaakceptuje, ze względu na jej powiązania rodzinne. | Czy jesteśmy w przedszkolu? Przywitała się dziećmi miło 'Dzień dobry dzieci!', dzieci odpowiedziały 'D-z-i-e-ń- d-o-b-r-y p-r-o-s-z-ę p-a-n-i!' Jesteśmy w podstawówce, żeby się martwić czy inne dzieci cię zaakceptowały?
Cytat: | Córka lekarzy, trochę arogancka, wymądrzała, uważa się za lepszą, pływa w luksusach, do tego cholernie piękna. No cóż teraz musiała się chyba modlić, żeby tymi wszystkimi cechami nie zostać znienawidzona. | Sprawdź na wikipedi termin 'Mary Sue' i zastanów się dlaczego pasuje do Twojej postaci.
Proponuję Ci zatrudnienie bety, ona pomoże Ci naprawić tekst.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|