Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Drabble i miniaturki joasui :)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:24, 20 Lip 2008    Temat postu: Drabble i miniaturki joasui :)


Zweryfikowane przez Em.



Wzorem innych pozwolę sobie założyć własny temat z drabblami

Tak samo składam wszystkie mocno-pseudo-dzieła z głównego tematu do kupy, plus jedno nowe na końcu.
Ostrzeżenie o grafomanii przy niektórych drabblach ma na celu namówienie Was do łagodniejszego traktowania

***

Drabblowy debiut:

Plaster

Trzy dni to trwało. Cudem można nazwać fakt, że cały szpital nie rozsypał się w tym czasie na kawałki. Cuddy trzymała się kupy chyba wyłącznie siłą woli, oddział diagnostyczny leczył pacjenta ze spuchniętym językiem dzięki silnej woli Foremana (przy czym Cameron była niemal bezużyteczna, ale koledzy dali jej trochę spokoju), onkologia prosperowała normalnie dzięki świadomości jej ordynatora, że okazywanie przyjacielowi nadmiernie przyjacielskich uczuć spotkałoby się z krzywym uśmiechem i oschle wychrypianym „ale z ciebie idiota”.
Szum medialny ucichł praktycznie następnego dnia po strzelaninie, kiedy kierownictwo szpitala ogłosiło, że szanse rannego lekarza na przeżycie znacznie wzrosły i nie ma się czym martwić. Jeszcze tylko czasami wyganiano z OIOMu jakiegoś wścibskiego dziennikarza, który próbował udowodnić, że ranny się o zranienie sam prosił. W końcu udało im się udowodnić opinii publicznej, że ranny może i jest dupkiem, ale znacznie więcej osób uratował, niż obraził.
Cameron ciągle przy nim siedziała. Była z całej ich piątki w największej rozsypce.
A House leżał w szpitalnym łóżku i porastał siwiejącą brodą. Z maską tlenową na twarzy, pulsoksymetrem na palcu i elektrodami od EKG na piersi. I plastrem na szyi.
Pieprzonym plastrem na szyi.
Wilson uderzył z wściekłością pięścią w biurko, kiedy sobie przypomniał ten plaster.
Pieprzony plaster.

Przyjacielskie uczucia przyjacielskimi uczuciami, ale nikt mu przecież nie zabroni zaglądać na OIOM choć raz dziennie.
Trzeciego dnia zauważył pewną zmianę. Nabrał kolorów – pomyślał. Oddech i tętno mu minimalnie przyspieszyło.
Wilson otworzył szklane drzwi do sali.
- Cameron?
Młoda lekarka uniosła wzrok znad czytanej książki, spojrzała na niego podpuchniętymi od łez oczami.
- Odpocznij chwilę. Wypij kawę – rzekł. Kontynuował, zanim zdążyła zaprotestować. – Nic mu się nie stanie, jeśli pójdziesz na pół godziny. Posiedzę tu chwilę.
Cameron skinęła głową, wstała z krzesła.
- Dziękuję – rzekła ze słabym uśmiechem.
- Nie ma sprawy – odparł. Minęła go w drzwiach i ruszyła w stronę ich gabinetu.
Wilson zaczekał, aż znikła z pola widzenia, po czym podszedł do łóżka.
House powolutku, słabiutko, otworzył oczy. Bez poruszania głową rozejrzał się na boki.
- Cześć – odezwał się Wilson lekko. Nie było to trudne. Czuł, jakby mu olbrzymi kamień spadł z serca.
- Cześć – wychrypiał słabo House.
- Jak się czujesz?
Co za głupie pytanie.
Słaby szept w odpowiedzi.
- A jak wyglądam?
- W skali beznadziejności od zera do dziesięciu?
Leciutki uśmiech za pięciodniową brodą.
- Jedenaście – dokończył Wilson.
- To się mniej-więcej zgadza – mruknął House i poruszył się na łóżku, westchnął ciężko.
- Cuddy kazała przekazać, że jeśli bez pozwolenia ruszysz się z łóżka, bez wahania cię do niego przykuje. Od siebie dodam, że pewnie by ci się to spodobało, ale lepiej jej nie prowokuj.
Gdyby czuł się lepiej, może by się roześmiał. W zamian uśmiechnął się tylko i uniósł dwa palce lewej, wolnej od kroplówek i pulsoksymetru dłoni.
- Obiecuję, że będę grzeczny.
Wilson zauważył, że House za chwilę znowu zaśnie. Poklepał przyjaciela po ramieniu i wstał.
- Wpadnę tu jeszcze.
- Wilson – House odezwał się nieco silniejszym głosem, kiedy jego przyjaciel już się zbierał do odejścia. Wilson znów na niego spojrzał i zobaczył wyciągniętą ku sobie, tym razem prawą rękę. Onkolog chwycił dłoń przyjaciela i ścisnął ją mocno.
- Cieszę się, że żyjesz.
- Ja też – odparł House i powoli zamknął oczy.

***

Dialogi o nich.

O nim

Nie zastałaś mnie w mieszkaniu, bo od tygodnia mnie tam nie ma. Wyprowadziłam się.
Do faceta, którego poznałam trzy tygodnie temu.
No co ty? Jakiego obcego. Byłam z nim na jednej randce.
Brzmi nierozsądnie? Całe życie byłam rozsądna, raz mogę zrobić coś potencjalnie głupiego dla wysokiego bruneta o niebiańsko błękitnych oczach.
Jest lekarzem w Princeton. Poznaliśmy się, kiedy próbował coś zrobić bez zgody pacjenta. Taki już jest.
Tak, o nim mowa. Greg House, naczelny palant szpitala i geniusz w jednej osobie.
Nie jest przystojny? No cóż. Ma inne wady. ... zalety. Przystojność to pojęcie względne.
Tak, to była TA randka dwa tygodnie temu.
Tak, naprawdę nienawidziłam go po tym, co wtedy odstawił. Ale potem pokrążyłam trochę po szpitalu i przyglądałam się, jak pracuje. Po całej niechęci, jaką można do niego czuć, jego pasja przy pracy pozwala się nad nim zastanowić. Nie bez powodu robi wszystko za plecami wszystkich. Traktuje pacjentów jak zagadki kryminalne, ale pamięta, że te zagadki to ludzie, którym trzeba uratować zdrowie i życie. Więc postanowiłam pomyśleć. I poznać go bliżej.
Szczerze? Nigdy wcześniej nie byłam szczęśliwsza.


O niej

Koniec z kablówką przy piwie i krakersach! Mieszkam z kimś.
Z kobietą. Myślisz, że gdybym mieszkał z facetem, kablówka stanowiłaby jakiś problem? Jak będziesz chciał wpaść, lepiej się zapowiedz, wolałbym, żebyś nie zaczął się do mnie dobijać w najmniej odpowiednim... momencie.
Poważnie. Istnieje na tym świecie kobieta, która chce uprawiać ze mną seks i nawet nie żąda za to kasy. Spora oszczędność.
Poznaliśmy się jakieś dwa, trzy tygodnie temu. Pracuje w szpitalu jako radca prawny. Była jakaś sprawa ze zgodą na leczenie. Babka była ładna, więc palnąłem coś o randce.
Sam się zdziwiłem, że się zgodziła. Ponieważ pomysł był mój, nic dziwnego, że wyszła z tego katastrofa. Prawie oberwałem widelcem po twarzy.
Nic dziwnego, nie? Taki romantyk ze mnie. Rozstaliśmy się w atmosferze wzajemnej nienawiści. Całe szczęście, że w tym czasie nie wyszła kolejna sprawa sądowa, bo byłbym przegrany z kretesem.
Tydzień później stanęła w moich drzwiach z walizką. Co miałem zrobić? Przecież seksownej lasce się nie zamyka drzwi przed nosem. Weszła i została.
Seksowna jest. Co jeszcze mam powiedzieć?
Ma na imię Stacy.
Wcale nie jestem rozmarzony! Weź nie pieprz. Ja tu jestem od pieprzenia.
I zapłać za kablówkę. Następnym razem idę do ciebie.

***

Ostrzeżenie przez wzrostem poziomu grafomanii!

Monster trucki

- Co jest, do diabła?
Niemal go zamurowało przy wejściu do bufetu. Jego Jedyna siedziała przy stoliku z obcym facetem (po fartuchu poznał, że lekarzem) i śmiała się na całego. Rywal był młodszy od niego o kilka lat, miał miłą, chłopięcą fizjonomię i starannie uczesane włosy. Greg z miejsca go znienawidził.
Podszedł do lady i poza sałatką i kawą dla siebie, wziął też drugi kubek aromatycznego płynu. Ponieważ tym razem nie miał kogo naciągnąć na postawienie lunchu, sam zapłacił i ruszył do stolika, przy którym siedziała Jego Jedyna i Śmiertelny Wróg.
Rozczochrał jej włosy, kiedy przechodził za nią, po czym nonszalancko pochylił się i postawił przed nią kubek z kawą. Stacy odwróciła się i zobaczyła jego nieco sztucznie uśmiechniętą twarz.
- Brzydniesz, kiedy jesteś zazdrosny – rzuciła lekko. Uśmiech Grega zgasł. – Doktor Greg House, medycyna diagnostyczna, doktor Jimmy Wilson, onkologia – przedstawiła sobie rywali.
Wilson uśmiechnął się ciepło, Greg natomiast rzucił w jego stronę mocno badawcze spojrzenie.
- Miałem nieszczęście poznać się ze Stacy wcześniej, niż ty – odezwał się spokojnie onkolog, zupełnie nie przejmując się ostrym spojrzeniem chłodnych, niebieskich oczu. – Bez obaw, jestem żonaty.
- Dla mnie to żadna pociecha – odparł w końcu Greg.
- Nie wątpię – uśmiechnął się Wilson, wciąż tak samo spokojny. – Słyszałem jednak o tobie wystarczająco dużo, by cię szczerze zapewnić, że ze Stacy łączy mnie tylko i wyłącznie przyjaźń.
Greg usiadł przy stoliku i niby obojętnie zaczął wcinać swoją sałatkę, co jakiś czas rzucając badawcze spojrzenie w stronę wyraźnie ubawionego Wilsona. Stacy przewróciła oczami na przedłużającą się ciszę i w końcu zagadała do partnera:
- Załatwiłeś te wejściówki?
- Jak najbardziej. Nadal chcesz iść ze mną? – spytał Greg po przeżuciu kolejnego liścia sałaty.
- Oczywiście.
- Doktorze Wilson – Greg łyknął kawy i wbił kolejne stalowe spojrzenie w onkologa. – Czy spotkał pan kiedykolwiek kobietę, która by się z entuzjazmem wypowiadała na temat zjazdu monster trucków?
Wilson zamrugał.
- Monster trucków?
Greg przewrócił oczami.
- Musi mnie bardzo kochać – szturchnął ramieniem siedzącą obok Stacy i wrócił do żucia sałatki.
- Powinniście się wybrać we dwóch – nagle rzekła Stacy po kilku sekundach obserwacji twarzy Wilsona. – Ten wyraz pasji i żywej zazdrości w temacie wejściówek na zjazd wiele mówi.
Greg również spojrzał na twarz Wilsona i niemal się zaśmiał. Młody onkolog ostatkiem sił trzymał usta zamknięte. Żuchwa mu opadła. Chwila nieuwagi i spadłaby na podłogę.
- Jednocześnie obaj byście się przekonali, że drugi nie stanowi żadnego zagrożenia. A tobie – Stacy poklepała Grega po ramieniu. - ... przyda się dodatkowy przyjaciel. Nawet nie wiesz, ile możecie mieć ze sobą wspólnego.
Greg nadal przyglądał się twarzy Wilsona, który po prostu nie był w stanie utrzymać jej obojętnego wyrazu.
- Tak, myślę, że to dobry pomysł – wyciągnął dłoń ku Wilsonowi. Ten uścisnął ją przyjaźnie i równie przyjaźnie się uśmiechnął. Niebieskie oczy Grega nagle poweselały i stały się cieplejsze, choć były nadal tak samo czujne. – Będzie zabawa – mruknął, przegryzł pomidorka, chwycił swój kubek z kawą i po szybkim cmoknięciu Stacy w czubek głowy ruszył z powrotem do pracy.
W tym momencie Wilson nie wytrzymał i aż rozdziawił usta ze zdziwienia.
- Monster trucki? – powtórzył tępo. Stacy znów się zaśmiała.

***

Ostrzeżenie przed grafomanią nadal aktualne!

Bursztyn

Strasznie to było babskie.
Wyprowadziła się. Jedyne, co zostawiła, to fiolkę ze swoimi tabletkami nasennymi.
Siedział na kanapie i patrzył na tabletki w bursztynowej butelce, powoli pił ze szklanki bursztynowy napój i myślał, jak strasznie babskie byłoby popicie zawartości buteleczki zawartością szklanki. A jednocześnie właśnie na to miał ochotę. Babskie samobójstwo. Ale jak mile bursztynowe.
Pukanie do drzwi. Nie miał ochoty otwierać. Ale i tak postawił szklankę na stole, chwycił buteleczkę, wstał i otworzył drzwi.
- Kablówka mi się zepsuła – rzekł Wilson zwyczajnie. W ręce trzymał dwie butelki piwa.
- Nie mam ochoty – odparł.
- Ale ja mam – stwierdził Wilson.
- Rób co chcesz, ja idę spać.
Wpuścił go do środka. Wilson rozsiadł się na kanapie, zapanował nad pilotem. A on stał przy wciąż otwartych drzwiach, widział od tyłu zadbaną postać gościa i myślał, intensywnie myślał.
W końcu zamknął drzwi i zrobił to, co mówił – poszedł spać.
A Wilson udał, że nie zauważył buteleczki w jego dłoni. Uśmiechnął się tylko na grzechot tabletek, lądujących zamaszyście na dnie kosza na śmieci.

***

Moje pierwsze huddystyczne drabble, bez tytułu.


Zastanawiała się, jak to z nim będzie.

Bez wstydu przyznawała, że zrobił na niej wrażenie. Nigdy wcześniej nie widziała kogoś, kto przez trzy bite dni ryzykował życiem dla osoby, która była bardzo bliska jego przyjacielowi. Oczywiście jasne było, że ostatecznie ryzykował życiem dla przyjaciela, ale to nie umniejszało wagi tego, co się wtedy działo.

I dlatego trzymała go za rękę, kiedy wybudził się ze śpiączki. Po ośmiu latach wspólnej pracy postanowiła się do niego zbliżyć. Chciała mieć przy sobie kogoś, kto w ekstremalnej sytuacji zaryzykuje dla niej życiem. Jej kłamanie w sądzie i rezygnowanie ze stu milionów dolarów to było nic w porównaniu z jego poświęceniem. Stwierdziła, że zasłużył na to, by ktoś potrzymał go za rękę.

Miała nadzieję, że to wyczuł. Że wyczuł, że z mocno przyjacielskiej relacji szefowa-pracownik przeszli gdzieś dalej tym jej trzymaniem go za rękę. Ale nie komentował tego. Nieco się wyciszył, seksistowskie teksty rozbrzmiewały rzadziej. Robił to, o co go prosiła z mniej intensywnym niż zwykle wymigiwaniem się. Tłumaczyła to sobie tym, że był zajęty myśleniem, jak pogodzić się z Wilsonem. Czekała na swoją kolej. Czekała, aż ją zauważy i wykona swój ruch. Wiedziała, że to nie będzie proste, ale była cierpliwa.

--

Tego dnia wróciła później do domu w stanie wyczerpania psychicznego i fizycznego. House znowu poczuł się gorzej i zwolnił się z pracy wcześniej. Kiedyś nie dałaby się nabrać na takie wytłumaczenie dla ucieczki od obowiązków, ale parę razy już zemdlał w swoim gabinecie, a wypuszczony do domu wracał taksówką. Martwiła się o niego, ale Foreman twierdził, że jego stan się poprawia i niedługo będzie musiał wymyślić sobie lepszą wymówkę.

Kiedy weszła do domu, poczuła ten dziwny dreszcz. Czuła go za każdym razem, kiedy wchodziła do swojego zamkniętego biura, a po odwróceniu się widziała siedzącego na fotelu House’a.
- Podobno źle się czujesz – rzuciła w przestrzeń, nawet się nie złoszcząc. To było jego drugie włamanie do jej domu. Wtargnięć do biura już nawet nie próbowała liczyć.
- Już mi lepiej – usłyszała w odpowiedzi znajomy, męski głos.
- Czego chcesz? – spytała, wyczuwając jego obecność za sobą. Odwróciła się i niemal wpadła mu w ramiona – stał tuż za nią.

Czuła jego świeży po prysznicu zapach, choć miał na sobie te same ubrania, co w pracy. Widziała jego twarz – zarośniętą jak zwykle, od dłuższego czasu smutną, już nie zawadiacką. Gdzieś zabrakło łobuzerskiego błysku w jego błękitnych oczach. Stał tuż przy niej i patrzył jej w oczy, ale nie obejmował jej. Po prostu milczał, a ona poczuła się nieswojo.
- Czego chcesz? – powtórzyła. – Załatwmy to szybko, jestem zmęczona.
- Chcę... – zaczął. Spojrzał w podłogę między nimi. Znała to spojrzenie. Był to gest zawstydzenia: zadziwiająco rzadki, trochę dziecięcy, rozbrajająco szczery. Patrzył w podłogę, kiedy przepraszał. Kiedy prosił o coś ważnego, dotyczącego jego osobiście. Kiedy to robił, wiedziała, że nie będzie w stanie mu odmówić.

- Chcę... potrzymać cię za rękę – dokończył, patrząc jej w oczy.

Zauważył.

***

I teraz nowość, czyli karmienie grafomanii podczas przypominania sobie 3x01.

Nie zależy mi

Objawy, pogarszanie się stanu pacjenta, nieskuteczne leczenie, dziesiątki błędnych diagnoz, z których żadna nie zbliża do prawidłowej odpowiedzi. Błądzenie na ślepo, ryzykowne zabiegi, wyniki badań, które nie mają najmniejszego sensu. Godziny przemyśleń, frustracji, szukania wskazówek w książkach.
Słowo, rozmowa, sytuacja, obraz – nagłe rozwiązanie, objawienie. Skok ciśnienia, bieg do apteki, własnoręczne podanie leku przez wkłucie dożylne, potem godziny spędzone przed pokojem pacjenta, czekanie na efekt.
Uśmiechy na twarzach kolegów, kiedy pacjent się wybudza.
Robił to od ponad dwudziestu lat. Kiedyś koledzy klepali go po plecach, ściskali jego dłoń, składali gratulacje za uratowanie kolejnego życia. Teraz czasem ktoś powie „Dobra robota”, ale wszyscy się już przyzwyczaili do tych chwil dramatyzmu i tego, że jego twarz wyrażała tylko słaby ślad satysfakcji. Teraz te przełomy były jednym ze stałych elementów jego pracy, uratowanie pacjenta było po prostu robieniem tego, co do niego należało.
Reakcje innych się zmieniły, ale nie jego.
Od ponad dwudziestu lat na jego twarzy gościł tylko słaby uśmiech satysfakcji. W środku natomiast, w miejscu ukrytym dla wszystkich, nadal w tych chwilach rozlewała się ogromna ulga i radość tak przemożna, że miał przez nią ochotę podskoczyć do sufitu, po czym wybiec ze szpitala i urżnąć się w trupa. Ale jego skorupa o imieniu „Nie zależy mi” pozwalała tylko na uśmiech i jeden drink, już w mieszkaniu, w samotności.
Skorupa miała szczeliny. Przez te szczeliny czasem wyciekał uśmiech z pokazaniem zębów, wyzwalające frustrację uderzenie dłonią w ścianę, głębokie westchnięcie i słaby ruch warg, szepczących „Cieszę się, że znowu się udało”.
- Jesteśmy lekarzami, by leczyć pacjentów.
- Jesteśmy lekarzami, by leczyć choroby. Pacjenci nas tylko unieszczęśliwiają.
„Jestem lekarzem dla chwil takich jak ta” – pomyślał, odchodząc sprzed sali szpitalnej, w której po dramatycznej walce obudził się kolejny pacjent.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez joasui dnia Nie 17:33, 17 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 13:46, 20 Lip 2008    Temat postu:

Mua. Pani pozwoli, że się rozpłynę... Piękne przepiękne, jak to jest grafomania, to ja jestem miłośniczką grafomanii i domagam się więcej. Moim zdaniem "Dialogi o nich" i "Bursztyn" są trochę słabsze od reszty, można by z tego więcej wycisnąć, ale to nie znaczy, że są złe. Nie mogę się doczekać na więcej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kama
She-Devil


Dołączył: 17 Mar 2008
Posty: 2194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:51, 20 Lip 2008    Temat postu:

Ja z kolei właśnie "Dialogi o nich" uwielbiam. Nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie to czytałam, a to Twoje dzieło Cieszę się, że mogłam sobie odświeżyć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:59, 20 Lip 2008    Temat postu:

dzio napisał:
Mua. Pani pozwoli, że się rozpłynę...

Pozwalam. Mogę nawet ściereczkę przynieść


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 14:22, 20 Lip 2008    Temat postu:

Sama posprzątam, autorka jest wyraźnie stworzona do wyższych celów, niż bieganie ze ścierą za rozpłyniętymi czytelnikami...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:19, 20 Lip 2008    Temat postu:

Ślicznie!
Opowiadanie historii, które przecież znamy, a jednak... jednak to coś jest.
Ślicznie!
Grafomania to świetny dar, sama bym chciała tak pisać...
Ślicznie!
Mnie osobiście się najbardziej podobało 'Nie zależy mi', to było takie... takie drabblowe, i bardzo głębokie, i świetnie napisane, i w ogóle, i w szczególe też :smt003
Po prostu ślicznie!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kasinka dnia Nie 18:19, 20 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:36, 05 Sie 2008    Temat postu:

Ślicznie dziękuję

----------

Wolałabym, zeby to lepiej wyszło, ale tak to jest z karmieniem wena.
Pomysł narodzony jakiś czas temu, obrany w treść przy okazji kolejnych losowych powtórek s2.

***

Mężczyzna w dżinsach i białej koszuli, niepowstrzymywany przez nikogo, wszedł na salę operacyjną i usiadł na taborecie pod ścianą. Zaraz za nim wbiegła ekipa chirurgów, wioząc nieprzytomnego, zakrwawionego pacjenta.
- Szyję załatali na Ostrym Dyżurze, ale może mieć krwotok wewnętrzny – rzekł ubrany w chirurgiczne wdzianko Chase, pomagając przenieść rannego na stół operacyjny.
- Dwie jednostki AB Rh dodatniej są w drodze – rzuciła pielęgniarka, podłączając monitory.
- Na razie podajcie HES. Na pewno powiedział, że chce ketaminę? – mężczyzna pod ścianą rozpoznał charakterystyczny głos Cuddy.
- Wszyscy to słyszeliśmy – zapewnił Chase, dopuszczając do pacjenta chirurga, Gillicka.
- Został postrzelony i jeszcze chce mieć koszmary? – pokiwał głową chirurg, obficie dezynfekując okolice rany postrzałowej w boku pacjenta. – Niech mu będzie.
- Ketamina jest badana pod kątem zwalczania przewlekłego bólu – rzekła Cuddy. – Niedawno czytałam jakiś artykuł na ten temat.
- Coś za coś – pokiwał głową Gillick. Instrumentariuszka podała mu skalpel. Gillick zaczekał na sygnał od anestezjologa i wykonał cięcie.
Weszła kolejna pielęgniarka, niosąc zdjęcie RTG.
- Kula utknęła w tylnym żebrze – poinformował Chase, analizując zdjęcie.
- I tak trzeba ją wyciągnąć i załatać wszystko, co uszkodziła po drodze – stwierdził Gillick.
Operacja trwała długo. W miarę posuwania się coraz głębiej w ranę, Gillick fachowo łatał rozdarte naczynia i uszkodzone organy – szczęśliwie tylko żołądek i jelito. Mężczyzna pod ścianą siedział w ciszy, obserwując sytuację przed nim.
- Facet wypada z roboty na jakieś osiem tygodni – ocenił chirurg. – Przerąbane. Jak nie boli go noga, to obrywa w brzuch. Mam cię, metalowa paskudo – mruknął, kiedy wyczuł narzędziem kulę. – Doktor Cuddy? – spytał, patrząc na asystującą mu dyrektorkę. Lisa spojrzała na niego, po czym wzięła do ręki narzędzie chwytne i prowadzona przez Gillicka, złapała i wyciągnęła zgnieciony nabój.
- Kto chce kulę na pamiątkę? – spytał Gillick, przejmując narzędzie i umieszczając nabój na chuście asystora.
- Ja – usłyszeli głos Wilsona, dochodzący z głośnika. Blady onkolog stał na galeryjce.
Cuddy spojrzała na niego. Oboje mieli smutne oczy. Oboje wiedzieli, że byli o krok od utraty bliskiego przyjaciela...
- Ciśnienie spada – rzekła nagle pielęgniarka.
- Wpada we wstrząs hipowolemiczny – ocenił Gillick. – Adrenalina! Zwiększcie ten cholerny przepływ.
- Jeszcze dwie jednostki krwi! – zawołała Cuddy.
- Może ja stąd pójdę? – mężczyzna pod ścianą wstał z taboretu.
- House, nie rób nam tego teraz – rzekła Cuddy do nieprzytomnego pacjenta na stole operacyjnym, patrząc, jak pielęgniarka podłącza kolejne płyny.
- Wszystko załatane, dlaczego go tracimy? – zdziwił się Chase.
- Spóźniona reakcja – stwierdził Gillick.
Ciśnienie pacjenta systematycznie spadało, natomiast akcja serca rosła.
- Ja tu tylko przeszkadzam, naprawdę sobie pójdę – mężczyzna w dżinsach podszedł do drzwi sali.
- Nigdzie się nie wybieraj - rozkazała władczym tonem Cuddy, ale mężczyzna szedł dalej.
Był w progu, kiedy równomierny pisk obwieścił zatrzymanie akcji serca pacjenta.
- Nie! – zawołała Cuddy. Natychmiast przystąpiła do masażu serca. Chase objął panowanie nad defibrylatorem.
Mężczyzna w drzwiach nie słyszał już głośno wykrzykiwanych poleceń, wszystko zlało się w jeden, monotonny pisk EKG, widział osoby na sali w zwolnionym tempie, Chase przeprowadzający defibrylację, Cuddy masaż serca, pielęgniarki aplikujące kolejne dawki leków. Uniósł wzrok i zobaczył Wilsona – opartego obiema dłońmi i czołem o szybę galeryjki, bezradnego, bezgłośnie poruszającego wargami.
- Nie odchodź teraz. Nie pokazuj temu świrowi, że wygrał. Nie daj się pokonać – słyszał cichą modlitwę onkologa. – Nie damy sobie rady bez ciebie. Jesteś nam potrzebny.
„Komu?” – pomyślał mężczyzna w drzwiach.
- Jesteś potrzebny mnie. Cuddy. Twoim ludziom. I tym wszystkim, którym jeszcze nie uratowałeś życia. Chciałeś ketaminę, bo chcesz znowu chodzić. Czemu teraz chcesz odejść?
„Bo to nie ma sensu.”
- Pamiętasz, co mówiłeś, kiedy tłumaczyłeś, czemu nie zgodziłeś się amputować swoją nogę? Mówiłeś, że wprawdzie żyjesz w bólu, ale wciąż masz nadzieję. Żyjesz dla nadziei, choćby była matką głupców. Masz nadzieję, House. Nie rezygnuj teraz.
Mężczyzna spojrzał na tłum dookoła pacjenta. Zaczęli rezygnować. Za chwilę się poddadzą. Chase wygląda, jakby chciał powstrzymać bliską płaczu Cuddy, wciąż masującą serce pacjenta.
- W porządku. Posiedzę tu jeszcze – stwierdził mężczyzna i wrócił na swój taboret.

- Mamy rytm zatokowy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:48, 05 Sie 2008    Temat postu:

O nie... czegoś takiego dawno nie czytałam. Majstersztyk, zwłaszcza, że kocham House'a w wersji paranormalnej. I ta 'rozmowa' z Cuddy i Wilsonem!
Od razu domyśliłam się, kim jest facet w dźinsach i białej koszuli, ale kojarzyć inne fakty zaczęłam duużo później. Fik przecudowny, króciutki, a jednak niesie w sobie tyle emocji...
Jedyne czego życzyć to dużo Weny i kolejnych perełek na koncie autorki :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Wto 15:36, 05 Sie 2008    Temat postu:

joasui, znów atakujesz nas swoim talentem. Szkoda, że tak rzadko .

Całość bardzo mi się podoba. Chodzi o to, że... Właściwie nie wiem, o co chodzi. Ale coś w tym musi być, bo nas miałam przy monitorze w trakcie czytania.

- Jesteś potrzebny mnie. Cuddy. Twoim ludziom. I tym wszystkim, którym jeszcze nie uratowałeś życia.

To może bezduszne, ale kiedy to czytałam, chyba najbardziej ruszyli mnie ci pacjenci. Nie Wilson, nie Cuddy. Ludzie, którym uratuje życie. W tym momencie sama byłam bliska mówienie "No dalej!"

Podsumowując, świetna robota, jak zawsze z resztą. Nie potrafię pisać komentarzy do fików i drabbli, dlatego pewnie to wszystko brzmi trochę niezgrabnie, ale po prostu bardzo mi się podoba. Pozostaje mi tylko nadzieja, że kiedyś napiszesz coś wystarczająco kiepskiego, żebym umiała potem odpowiednio opisać moje wrażenia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
unblessed
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:45, 14 Sie 2008    Temat postu:

Czemu ja tego wcześniej nie widziałam? Po pierwszym z tych utworków dotarłam do Housowej nirvany. To jest borskie, ośmielę się rzec.

Plaster - Pokazuje po raz kolejny, że jesteś mistrzem pisania o rzeczach zwykłych. Nawet pospolita ogórkowa historia przyprawiana przez Ciebie sprzedawała by się lepiej niż najbardziej fantazyjny kryminał. Pieprzony paster przyprawił mnie o jęk zachwytu i uśmiech od ucha do ucha. Charakterystyka szpitala po Wielkim Wydarzeniu i dziennikarz, próbujący udowodnić, że House sam sobie na to zasłużył to mistrzostwo. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
Tylko jedno "ale" - zauważyłam, że na tym forum większość osób posługuje się złą definicją drabble'a. Drabble to krótki utwór (klasyczne drabble ma sto słów, ale dopuszczalne są dłuższe) które ma na celu zaskoczyć puentą/ uderzyć przesłaniem/ utrwalić jakiś obraz, emocję. To, co ty napisałaś, to miniaturka, angielski one-shot.

O nim - to już jest drabble. Podoba mi sie zastosowana przez Ciebie narracja, "słyszę" Stacy jak to czytam. Tylko fakty nie zgadzają się z serialem, ale z pewnością to wiesz. Podoba mi się Twoja wizja. Jeden błąd - przy fragmencie o wyglądzie postawiłaś kropkę, a zaraz za nią wielokropek.

O niej - podoba mi się ten komplet ^^. Nawet bardzo. To jest nawet lepsze od poprzedniego. Nie pieprz, to ja tutaj jestem od pieprzenia i początek tej znajomości w ustach House'a - cudo.

Monster Trucki - równie uroczy. Borze szumiący, robię sie nudna, cały czas tylko wyrażam swój zachwyt. Twój Greg jest uroczy, a Stacy świetnie kierowała rozmową. Napiszesz jakiś dłuższy kawałek ficka z taką wizją tej pary przed wypadkiem z nogą? Proszę...

Bursztyn - to drabble przemawia do mnie z siłą odwrotnie proporcjonalną do swojej długości. Właśnie dlatego tak je [drabble] cenię. Dobrze napisane potrafią dać niezłego kopa. "Babskie samobójstwo" i bursztynowa fiolka spowodowały, że ciąg moich myśli popłynął ku wydarzeniem umiejscowionym chronologicznie o wiele później, niż akcja tego drabla. I jeszcze wpadnięcie w odpowiednim momencie Wilsona, jako oznaka jak ważny będzie w życiu Grega w przyszłości. Świetnie pomyślane.

* * * - Nie kupuję takiej wersji tej historii, bo dla mnie to nie wyszło jak Cuddy, ale jak zwykle dobrze napisane. Końcówka wzbudziła we mnie nutkę uczucia, którego nie jestem w stanie opisać. Ładne. I to też nie drabble, tylko miniaturka.

Nie zależy mi - Genialnie opisałaś uczucia towarzyszące Gregowi. Jak można zrobić to tak dobrze? Zadziwiasz mnie. Pozostaje mi tylko kłaniać się w pas. Naprawdę jesteś genialna.

* * * - tylko ty mogłaś tak to przedstawić, że widziałam Grega stojącego w drzwiach i patrzyłam jego oczami na salę operacyjną. Podobał mi się Gilick, modlitwa Wilsona trochę przesadzona jak na mój gust. Co nie oznacza, że nie jest świetnie. Bo jest. Błagam, pisz częściej. Twój talent się marnuje!
u.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez unblessed dnia Czw 19:46, 14 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:28, 17 Sie 2008    Temat postu:

unblessed, to żeś mi ego połechtała . Beta ze mnie beznadziejna (ślaczka nie wyłapałam... ale po pracy byłam! ), ale uważaj, żebym jeszcze w samozachwyt nie wpadła

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Nie 22:43, 17 Sie 2008    Temat postu:

joasui nie rozumiem jak możesz mówić o grafomanii.
Najbardziej mi się podoba Mężczyzna w dżinsach i białej koszuli :smt003
Posiedzę tu jeszcze


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dżuczek dnia Nie 22:43, 17 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:53, 01 Wrz 2008    Temat postu:

Ostrzeżenie 1: post-5x01
Ostrzeżenie 2: na podstawie niedoczytanego przeze mnie, chamskiego spoilera do wspomnianego odcinka i zajawek ze smutnym Housem stojącym w drzwiach mieszkania Wilsona.
Ostrzeżenie 3: konkretnie opierałam się na kwestii wątpliwości co do prawdziwości przyjaznego Hilsona. Nie doczytałam, że Wilson postanowił nie winić Grega za śmierć Amber.
Jeśli ktoś nie chce mieć absolutnie nic wspólnego z tymi psujami (ale tak aaaaabsolutnie, bo w sumie ficzek zbytnio psujący nie jest), niech znajdzie sobie lepszą lekturę. Na przykład moje „Nic nie rób”, link w podpisie .
Napisano 28.08, dopracowano w dniach poprzedzających publikację.
Ostrzeżenie 4: tak, to był atak wena. Strasznie mi przykro, że z tego wszystkiego wychodzą takie rzeczy.

***

Drzwi


House oparł się czołem i lewą dłonią o zamknięte mu przed chwilą przed nosem drzwi. Przymknął oczy. Za drzwiami panowała cisza.
„Mam prawo od ciebie odejść, House.”
- Wiesz, mamy ze sobą dużo wspólnego – rzekł na tyle głośno, żeby Wilson za drzwiami go usłyszał. – Obaj umiemy wbić szpilę tak, żeby bolało. Raz to przetestowałem na Cuddy. Byłem na głodzie. Doprowadziłem ją do płaczu.
Przerwał na chwilę.
- Powiedziałem jej, że nie nadaje się na matkę. Jako jedyny wiedziałem, że stara się o dziecko. Tajemnicy nie zdradziłem, ale wykorzystałem ją przeciwko niej. I to bolało. Wiem, że bolało.
House cofnął czoło od drzwi na dwa centymetry i znów się oparł, czemu towarzyszył głuchy dźwięk.
- Ale w to nie wierzyłem. To miało boleć i tyle, nie musiało być prawdą. Pomagałem jej wcześniej, bo myślałem, że czemu nie, skoro mi zaufała i może jej się udać. Zatem jak mogłem wierzyć w tę swoją szpilę?
Znów umilkł na kilka sekund.
„Czy my kiedykolwiek byliśmy PRAWDZIWYMI przyjaciółmi?”
- Ty też umiesz wbić szpilę. Chciałeś, żeby bolało: ciesz się, odniosło skutek. Problem w tym, że będąc twoim przyjacielem czy nie, zdołałem cię poznać. Może tkwiłeś przy mnie, bo byłem potrzebujący. Samotny, nielubiany kaleka. Ale nie ciągnąłbyś tego w ten sposób przez dziewięć lat tylko dlatego, że biednego Grega czasem trzeba było pogłaskać po główce.
Kolejna pauza. Znowu lekko uderzył czołem o drzwi.
- Ty nie głaskałeś mnie po główce. Wiedziałeś, że wystarczy być. Byłeś w okolicy bez względu na to, w jakim stanie się znajdowałem. Ty tego chciałeś. Chciałeś mieć chama za przyjaciela, bo cham pozwalał ci być sobą: czyli też chamem.
Zaczął mówić przez zęby, ze złością.
- Nie pieprz mi teraz, że to nigdy nie było prawdziwe. Sam w to nie wierzysz.
Uspokoił się.
- Teraz tylko nie chcesz dostrzec pewnych nieistotnych faktów.
„Chcesz, żebym ryzykował swoim życiem, by ocalić Amber.”
I kolejna pauza.
- Pamiętam, jak podczas robienia mi rezonansu po wypadku stwierdziłeś, że coś czułem do Amber.
Za drzwiami rozległ się szmer. Wilson stał przy drzwiach i słuchał, wszystko słyszał. I bardzo dobrze, bo House nie zdołałby powiedzieć tego jeszcze raz. O ile prościej było odkrywać swoją duszę, kiedy nie trzeba było patrzeć w oczy adresata.
- To była prawda. Tym uczuciem był szacunek. Wobec tego, że jesteście razem, że jesteście szczęśliwi i że Amber postanowiła ciebie zmienić, żebyś zaczął myśleć bardziej o sobie.
House wydał z siebie krótkie parsknięcie i uśmiechnął się do drzwi, wciąż oparty o nie czołem.
- Najwyraźniej szło jej całkiem nieźle, skoro wylądowałem na dwa tygodnie na neurologii i kolejne dwa na urlopie zdrowotnym po krwawieniu wewnątrzczaszkowym.
Uśmiech zgasł.
- Miałem ochotę wyprawić imprezę stulecia, kiedy w końcu przestałem się jąkać. Głupi ma zawsze szczęście, nie? Ukochany przez wszystkich dupek wychodzi z wypadku autobusowego z pękniętą czaszką, ostateczne krwawienie do mózgu przestaje mieć znaczenie miesiąc później, a ktoś, za kim naprawdę będzie się tęsknić, kończy bez nerek i z zatruciem amantadyną. I umiera.
Kolejna pauza, której odpowiedziała cisza za drzwiami.
- Ciesz się. Stoję tu i wypruwam sobie flaki, daję ci pełne prawo zmieszania mnie z błotem przy najbliższej okazji. Wdeptania w kurz mojej godności. Runął mur do prywatności. Biłeś młotem przez dziewięć lat, aż w końcu sam przyprowadziłem buldożer.
Pauza, nadal cisza za drzwiami.
- Czasami zamiast naprawdę potrzebnej, pomocnej dłoni oferowałeś złośliwy komentarz, ale to nieważne. Jimmy, po tych wszystkich latach wiedz, że zrobiłbym jeszcze raz to samo. Dałbym sobie porazić prądem hipokamp. Położyłbym się na ruchliwych torach, jeśli byłoby to tobie do czegoś potrzebne. Ty parę razy przeze mnie straciłeś karierę. Umiem się odwdzięczyć, oddać wszystko, co mam. Za mną mało kto będzie tęsknił. Można mi wyrwać serce.
Cisza, pełna bólu.
- Ale ja nie mam już siły. Nie mam siły obwiniać się o jej śmierć.
Nogi mu słabły. Musiał podejść pięć centymetrów bliżej drzwi, by się po nich nie osunąć na podłogę.
- Jestem stary, zmęczony, zaliczyłem kilka spacerów w stronę Krainy Wiecznych Łowów i naprawdę mam już dość. Nie proszę cię, żebyś wybaczył mi w ogóle. W takich chwilach obwinia się pierwszą osobę, która się napatoczy. Ja się napatoczyłem i byłem powodem, dla którego ona w ogóle znalazła się w tym autobusie. W porządku, to nie ma znaczenia. Chcę tylko, żebyś nie był na mnie zły, że ja już się nie winię.
Przerwał, nie wiedział, co powiedzieć dalej. Po kilkunastu sekundach wsłuchiwania się w ciszę za drzwiami, uderzył w nie lekko lewą pięścią. Nie miał na celu dobijania się. Czuł tylko frustrację.
W końcu odepchnął się od drzwi, odwrócił się i odszedł.
Nie był daleko, kiedy usłyszał głuchy dźwięk – czyjegoś czoła po drugiej stronie drzwi, uderzającego lekko o ich powierzchnię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bemagda
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:24, 01 Wrz 2008    Temat postu:

jak zwykle miło się czyta, ale to że masz świetny styl to Ty przecież wiesz :smt003
House wprawdzie jakiś taki mało hałsowaty, i chyba w serialu nie mamy szans na to, żeby aż tak się otworzył (nawet mając przed oczami zamknięte drzwi), ale skoro "Komentarze Karmią Wena!" :smt002

PS.: czemuż Twój 'Wen' stał się osobnikiem płci męskiej? :smt002


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:13, 01 Wrz 2008    Temat postu:

Taaa... Przez dwa dni po napisaniu tego byłam dumna, potem mi się pomyślało, że w sumie sięgam już do granicy oznaczenia AU . Grafomania.

Zmiana płci Wena jest winą unblessed. To ona kazała mi tak wkleić do podpisu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:34, 05 Paź 2008    Temat postu:

Ostrzeżenie: Poniższy tekst zawiera pod koniec wygwiazdkowane w 1/5, brzydkie słowo na k.
Grafomania. Można zdeptać.

Gracz

Princeton zasypał śnieg. Biała pokrywa spowijała ulice, domy, samochody, drzewa. Z tego powodu nawet nocą było jasno, a przez to wesoło. Dzieci obrzucały się śnieżkami, a ich ojcowie wytrwale odśnieżali chodniki przed domami, dostarczając pociechom materiału na przedłużenie bitew. Jeszcze nie wszystkie ozdoby świąteczne zostały zdjęte, gdzieś grano kolędy, od czasu do czasu śnieg osypywał się z konarów drzew, rzadko przejeżdżające samochody nie burzyły miłej scenerii.
Do sielskiej atmosfery styczniowego, pogodnego wieczoru nie pasowało dwóch wyrostków, szarpiących się z kobietą na ośnieżonej ulicy Baker, pod drzwiami do kamienicy numer 215.

Bandyci nie zwrócili większej uwagi na biegnącego, wysokiego, trzydziestokilkuletniego mężczyznę w dresie, z kapturem granatowej bluzy nałożonym na szarą, wełnianą czapkę. Skupiony na joggingu mężczyzna nie zwolnił przy kobiecie, wciąż próbującej ocalić swoją torebkę.
Kilka sekund po tym, jak mężczyzna minął scenę przestępstwa, rozległ się trzask łamanej gałęzi pobliskiego drzewa. Kolejną sekundę później jeden z bandytów oberwał śnieżką prosto w twarz i puścił rączkę torebki.

- Cóż za celny rzut! – wykrzyknął wysoki mężczyzna w dresie tonem komentatora sportowego. Podchodził do nich z kijem w ręce. – Miotacz przygotowuje się do kolejnej próby... – mówił nieznajomy. Drugi napastnik oberwał w ten sam sposób. Pozostawiona na chwilę w spokoju kobieta odzyskała torebkę i przezornie uciekła, dziękując obrońcy wdzięcznym spojrzeniem w jego błękitne, obecnie wyraźnie rozbawione oczy i zostawiając go samego.

- Tak bardzo lubisz obrywać po mordzie? – warknął jeden z napastników, zbliżając się do mężczyzny z kijem i wpatrując się z pociągłą fizjonomię intruza, w której błyszczały duże oczy i wyszczerzone w uśmiechu zęby. Między nimi znajdował się prosty nos, naznaczony niewielką blizną, obecnie czerwony od mrozu.
- Nie, bo jestem kiepski w oddawaniu – mężczyzna przyznał się szczerze i radośnie. – Za to świetnie gram w baseball – dodał, przybierając pozę jak do odbicia piłki i ćwicząc wymachy w stronę wściekłego, niedoszłego złodzieja.

***

Zimowy obrazek zniknął sprzed oczu czterdziestokilkuletniego Grega House’a, kiedy w sypialni jego cichego mieszkania odezwał się budzik.
- Ku*wa mać – mruknął, sięgając po opakowanie tabletek przeciwbólowych, stojące na stoliku nocnym, strącając przy okazji laskę, przewieszoną przez krawędź blatu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Antralina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Golubkowo.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:00, 05 Paź 2008    Temat postu:

Te drabble są świetne. Wyobraźnia doskonała, chciałoby się powiedzieć! Gratuluję!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:10, 22 Mar 2009    Temat postu:

Podobały mi się. Wszystkie. Są świetne.

Plaster

Cytat:
Przyjacielskie uczucia przyjacielskimi uczuciami, ale nikt mu przecież nie zabroni zaglądać na OIOM choć raz dziennie.

Nie mogę przegnać myśli, że Jimmy mimo wszystko w takiej sytuacji miałby głęboko gdzieś wszelkie późniejsze docinki ze strony House'a i i tak by przy nim siedział. Ale i tak ten fragment jest śliczny

Cytat:
- Cuddy kazała przekazać, że jeśli bez pozwolenia ruszysz się z łóżka, bez wahania cię do niego przykuje. Od siebie dodam, że pewnie by ci się to spodobało, ale lepiej jej nie prowokuj.

No cóż, House WIE że by go przykuła Eh, te halucynacje

Cytat:
- Wilson – House odezwał się nieco silniejszym głosem, kiedy jego przyjaciel już się zbierał do odejścia. Wilson znów na niego spojrzał i zobaczył wyciągniętą ku sobie, tym razem prawą rękę. Onkolog chwycił dłoń przyjaciela i ścisnął ją mocno.
- Cieszę się, że żyjesz.
- Ja też – odparł House i powoli zamknął oczy.

A ten fragment jest po prostu piękny...

O niej

Cytat:

Wcale nie jestem rozmarzony! Weź nie pieprz. Ja tu jestem od pieprzenia.
I zapłać za kablówkę. Następnym razem idę do ciebie.

Śliczne. Jak ja ich i tą ich pokręconą przyjaźń kocham

Bursztyn

Piękny. Najpierw opis House'a w pustym (bo już bez niej) mieszkaniu i rozważania o babskim samobójstwie. Koloru Bursztynu.

Cytat:
A Wilson udał, że nie zauważył buteleczki w jego dłoni. Uśmiechnął się tylko na grzechot tabletek, lądujących zamaszyście na dnie kosza na śmieci.

A potem pojawia się Wilson i przy nim. Jak zawsze gdy jest potrzebny.

Bez tytułu
Huddy!

Cytat:
- Chcę... – zaczął. Spojrzał w podłogę między nimi. Znała to spojrzenie. Był to gest zawstydzenia: zadziwiająco rzadki, trochę dziecięcy, rozbrajająco szczery. Patrzył w podłogę, kiedy przepraszał. Kiedy prosił o coś ważnego, dotyczącego jego osobiście. Kiedy to robił, wiedziała, że nie będzie w stanie mu odmówić.

Piękne. I takie... rozbrajające.

***
Piękne. Jedno z... trzech... moich ulubionych

Cytat:
- Facet wypada z roboty na jakieś osiem tygodni – ocenił chirurg. – Przerąbane. Jak nie boli go noga, to obrywa w brzuch.

No tak. House to ma naprawdę pecha...

Cytat:
- Kto chce kulę na pamiątkę? – spytał Gillick, przejmując narzędzie i umieszczając nabój na chuście asystora.
- Ja – usłyszeli głos Wilsona, dochodzący z głośnika. Blady onkolog stał na galeryjce.

Cały Jimmy

Cytat:
Uniósł wzrok i zobaczył Wilsona – opartego obiema dłońmi i czołem o szybę galeryjki, bezradnego, bezgłośnie poruszającego wargami.
- Nie odchodź teraz. Nie pokazuj temu świrowi, że wygrał. Nie daj się pokonać – słyszał cichą modlitwę onkologa. – Nie damy sobie rady bez ciebie. Jesteś nam potrzebny.
„Komu?” – pomyślał mężczyzna w drzwiach.
- Jesteś potrzebny mnie. Cuddy. Twoim ludziom. I tym wszystkim, którym jeszcze nie uratowałeś życia. Chciałeś ketaminę, bo chcesz znowu chodzić. Czemu teraz chcesz odejść?
„Bo to nie ma sensu.”
- Pamiętasz, co mówiłeś, kiedy tłumaczyłeś, czemu nie zgodziłeś się amputować swoją nogę? Mówiłeś, że wprawdzie żyjesz w bólu, ale wciąż masz nadzieję. Żyjesz dla nadziei, choćby była matką głupców. Masz nadzieję, House. Nie rezygnuj teraz.

Wiem, że właśnie zacytowałam pół tekstu ale to jest piękne... Ta... modlitwa.. Wilsona... Piękne.
I skuteczne

Drzwi
I mój trzeci ulubiony tekst...

Cytat:
- Wiesz, mamy ze sobą dużo wspólnego – rzekł na tyle głośno, żeby Wilson za drzwiami go usłyszał. – Obaj umiemy wbić szpilę tak, żeby bolało.

Mają. Słowa Wilsona na koniec pierwszego odcinka.. dla mnie to był najbardziej bolesny moment w całej serii.

Cytat:
- Ciesz się. Stoję tu i wypruwam sobie flaki, daję ci pełne prawo zmieszania mnie z błotem przy najbliższej okazji. Wdeptania w kurz mojej godności. Runął mur do prywatności. Biłeś młotem przez dziewięć lat, aż w końcu sam przyprowadziłem buldożer.

House tak koszmarnie odsłonięty... Jak w czasie rozmowy z Amber w autobusie. Jak na koniec pierwszego odcinka... On naprawdę (na chwilę?) zburzył swój mur. To bolało.

Cytat:
- Czasami zamiast naprawdę potrzebnej, pomocnej dłoni oferowałeś złośliwy komentarz, ale to nieważne. Jimmy, po tych wszystkich latach wiedz, że zrobiłbym jeszcze raz to samo. Dałbym sobie porazić prądem hipokamp. Położyłbym się na ruchliwych torach, jeśli byłoby to tobie do czegoś potrzebne. Ty parę razy przeze mnie straciłeś karierę. Umiem się odwdzięczyć, oddać wszystko, co mam. Za mną mało kto będzie tęsknił. Można mi wyrwać serce.

Tak. Tak jak na jego prośbę zaryzykował życie, zdrowie i nawet swój intelekt.

Cytat:
Nie był daleko, kiedy usłyszał głuchy dźwięk – czyjegoś czoła po drugiej stronie drzwi, uderzającego lekko o ich powierzchnię.

A to zakończenie jest pełne takiej... beznadziejności. Bo z jednej strony padły mury ale... Wilson za nim nie pobiegł, żeby te słowa stały się mostem. Teraz te słowa będą między nimi leżeć. I już nie tylko House będzie cierpieć.


Piękne.
Strasznie mi się podobają twoje teksty.
Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:28, 27 Lip 2010    Temat postu:

Nienienie, nie ma nowego drabbla. Jak wreszcie się zabiorę za resztę s6, to może mnie natchnie i spłodzę coś nowego. Na razie mam tylko prośbę o pomoc.
Jak przetłumaczyć na angielski te dwa zdania z House'owej części "Dialogów o nich"?
"Weź nie pieprz. Ja tu jestem od pieprzenia." Po głowie chodzi mi oczywiste brzydkie słowo na "f", ale może ktoś wymyśli coś bardziej kreatywnie?
Przepraszam za ewentualny offtop, ale mam nadzieję, że (prawie) 24-letniej osoby z 1600 postami na liczniku nikt bić nie będzie, ewentualnie pokiwa palcem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin