Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Alison[+16, NZ]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:23, 19 Maj 2013    Temat postu: Alison[+16, NZ]

Wiem, 2 dziwne rzeczy na początek xD Pierwsza-tytuł i ogólnie bohater tytułowy-nie wiem czy tak można, bo ta Alison z mojego ficku to nie Cameron - ona jest postacią wymyśloną przeze mnie i zalicza się do bohaterów pierwszoplanowych. Jeśli zrobiłam coś źle, to proszę zwrócić mi uwagę czy coś, bo jestem tu nowa i na razie się jeszcze gubię w tym wszystkim :c A drugie to że w końcu ktoś (poza Stacy, Amber i Rachel które były tak rzadziej ) jest tu przedstawiony i mówią na niego po imieniu xD Tak czy siak na razie nazwiska nie zdradzam, może z biegiem opowieści(o ile się rozkręci i ktoś będzie to czytał ) przyjdzie czas na obwieszczenie tego
Na koniec pragnę wspomnieć że to mój debiut, więc bardzo proszę na zwracania mi uwagę na każdy przynajmniej trochę ważny błąd, abym raz na zawsze zapamiętała
Akcja dzieje się przed pierwszym odcinkiem sezonu 8- czyli kiedy House był w więzieniu(jakby ktoś nie pamiętał xD)




-Jeśli House zbliży się do szpitala........albo do mnie........macie go natychmiast aresztować......
-Wyglądało na to........że się już trochę uspokoił.......jak widać myliłem się....,myliłem się........myliłem się

-Ach!- House nagle podniósł się z łóżka, omal nie waląc głową w łóżko piętrowe sąsiada, ryzykując przy tym dostateczne wkurzenie dość wrogiego współlokatora celi. Usiadł na pryczy i przecierał zmęczone oczy. Co noc mu się śnił ten koszmar- widział Cuddy i Wilsona mówiącego w kółko te zdania przy policji.... jakby takie wyobrażenie tego ,co się stało zaraz po jego ucieczce.Co noc-w kółko, od pierwszej nocy w więzieniu. Wcześniej,jak się ukrywał wszystko jakoś szło- miał Vicodin, robił co chciał, pił dużo i miał wszystko głęboko gdzieś. Niestety wszystko kiedyś się kończy-szczególnie jak jesteś poszukiwany.
Rozejrzał się po celi- dwa piętrowe łóżka, jeden mały stolik i komoda z 4 szufladami, okna zakratowane z widokiem na dziedziniec więzienia, zagrodzonego wysokim płotem. Nie tak chciał aby wyglądało to jego życie. Gdyby tylko nie wziął tego Vicodinu jak Cuddy była chora, gdyby przyszedł do niej jak go potrzebowała..... Zaśmiał się duchu na tę myśl. Kto jak kto,ale Doctor House raczej by tak nie myślał... prędzej by już poszedł do łóżka z Foremanem. Przez to więzienie zaczyna się nad sobą użalać.
Jednak miał na to tylko noc. Warunki i zasady więzienne by na to nie pozwalały- od razu miałby przechlapane gdyby okazał choć cień słabości lub bólu.
Wychylił się z łóżka tak by widzieć lekko otwarte drzwi z widokiem na pustą ścianę z zegarem. Była minuta po północy.Sięgnął po kredę,którą trzymał za łóżkiem i narysował piątą kreskę na ścianie przy łóżku do kolekcji,po czym je skreślił.Policzył wszystkie "piątki" tych kresek- dni w więzieniu.
-3-mruknął bezgłośnie.-Dopiero 3 miesiące,czyli 1/4 wyroku odsiedziana.
Trochę więcej niż miało być,ale to przez to że sobie sam pogarszał swoim aroganckim zachowaniem wobec innych. W tym zero odwiedzin, jeden w miarę kumpel-opiekun więzienny,cała masa ludzi mających nad nim przewagę i duży niedosyt Vicodinu, który musiał bardzo oszczędzać i w dodatku oddawać część facetowi z byłej mafii.
Zrezygnowany przewrócił się drugi bok, schował kredę i zasnął.


Rano obudzili więźniów na śniadanie. House usiadł obok swojego opiekuna-Cecila. To on wprowadził House'a w zasady więźniów,tak jak koleżanka 13, wprowadziła ją jak ona była w pierdlu. Obok nich usiadł nowy "klient"- Teddy. Mały i słabowity. Od razu House zauważył, że musiał albo dużo chorować, albo dopiero co przechodził cięższą chorobę, która wymagała operacji. Nie miał jednak ochoty do badania słabeusza, przez którego miałby przechlapane. Zabrał się do jedzenia owsianki,analizując w myślach co mogło Teddiemu("imię jak dla psa"- pomyślał) być, zanim trafił do więzienia.
"Trudności w przełykaniu,nawet "płynno-podobnych" substancji- coś z przewodem pokarmowym. Jest taki słabowity pewnie przez operację,np. przeszczep wątroby. Więc nie mógł trafić do pierdla poprzez pobicie kogoś...musiał coś schrzanić...jak ja"-bił się analizując w myślach House, dokładnie obserwując Teddiego i przełykając owsiankę jednocześnie.


Nadszedł czas pracy. House dostał mopa. Normalnie by narzekał na to i się sprzeciwiał ale zawsze dostawał podłogę do mycia obok oddziału medycznego. Często przechodząc wypatrywał "niezwykłych" pacjentów, ale zwykle to byli ludzie ze złamaniami kończyn. Od dawna obserwował znudzoną lekarkę,Emily Clarkson(przypis 1 autora) która musiała się zajmować chorymi więźniami z widoczną Housowi wielką niechęcią. Nagle usłyszał trzask drzwi zza pleców, po czym otwarły się kolejne, prosto do przedsionka w którym Greg był. Na noszach nieśli pół omdlałego,zwijającego się z bólu Teddiego. House poszedł za filar i zaczął podsłuchiwać wywiad.
-Co się stało?!- spytała zdenerwowana Clarkson.
-Kopnięto go z całej siły w brzuch, ten zemdlał na chwilę a potem zaczął wrzeszczeć,wymiotować i zwijać się z bólu- odpowiedział doctor Wren- murzyn w podeszłym wieku,który Housowi bardzo przypominał Foremana.
-On się przecież dusi teraz!Czy pan tego nie widzi?!- zapytała już odrobinę wkurzona pani doctor.
-Miałeś jakąś chorobę wątroby,żołądka?- spytał.
-Miałem przeszczep wątroby- odpowiedział zduszonym głosem Teddy.
-Gdzie dokonano operacji?
-W Princeton.....hyhyhy.........Plainsboro.....hyhyhy... New Jersey-wydyszał Teddy.
-Zadzwoń tam,aby przysłali tu lekarza który mu robił operację!A wcześniej wywal tego durnia który podsłuchuje za drzwiami.

przyp. 1- Pisałam to trochę dawno, tuż po obejrzeniu pierwszego odcinka sezonu 8, a nie zapamiętałam imienia i nazwiska Adams, więc wymyśliłam własne. Na szczęście panna Emily Clarkson, mogę zdradzić pojawi się tylko gościnnie w mojej opowieści
Mam nadzieję że nie jest tragiczny i że da się czytać


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Nie 13:30, 28 Lip 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:11, 22 Maj 2013    Temat postu:

-Dziwne że ciebie wcześniej nie wyrzucili.Wieża na C1.
-Goniec na C1.Ja muszę jakoś się znaleźć obok oddziału medycznego kiedy przyjdzie ten lekarz z mojego szpitala
-odpowiedział House,zbijając wieżę Cecila.Opiekun gadał z Gregiem tylko podczas gry w szachy.
-Pion na E4. Dziwne że nie dali ci nagany za to podsłuchiwanie i sprzeciwianie się rozkazom.
-Goniec na H4. Za bardzo skupiłeś się aby zbić mi konia,przez co zbiłem ci królówkę
-odpowiedział House.
Cecil zamyślił się głęboko.Strata hetmana to nie lada klęska dla gracza w szachach.
-Pion na G7. Nie uda ci się i tak tam dotrzeć-zwolnili wszystkich z pracy przedpołudniowej.
-Dlaczego?
-zapytał House,nie odrywając wzroku od planszy.
-Chyba się boją że coś zrobią temu lekarzowi...dziwne-jakby to był nie wiadomo kto.Nie uda ci się niepostrzeżenie przejść do oddziału medycznego.-odrzekł Cecil wpatrując się z wyczekiwaniem w przeciwnika.
-Pion na G2,szach.Słuchaj-ja MUSZĘ porozmawiać z tym lekarzem,kimkolwiek on będzie-powiedział House.
- Skąd wiesz że to będzie ktoś z twojego oddziału?Albo Cuddy czy Wilson?I ogólnie skąd ci się nagle wzięło to,że chcesz z nimi porozmawiać?Król na F2. Wielki,cyniczny,ten który wszystkich ma gdzieś,Gregory House chce porozmawiać sobie z jakimś lekarzem.... interesujące-mruknął Cecil.Musiał uważać,żeby nie przegrać,a wiedział że po pierwszym szachu od House'a robi się niebezpiecznie.Przegrany musiał coś zrobić dla wygranego,a już wiedział co się święci.
-Potrzebuję kogoś,kto przynajmniej zna Wilsona,albo kogoś z mojego oddziału.Potrzebuję większej dawki Vicodinu i to natychmiast!Nie dość że dostaję mało to jeszcze muszę dawać temu psycholowi z rosyjskiej mafii 3/4 mojej dawki!Jak mu nie dam to on mnie zabije,a jak niedługo nie zacznę brać mojej normalnej dawki,to sam się w końcu zabiję.
-No i dobrze-na jedno wychodzi-odpowiedział Cecil.
-Takiej okazji nie mogę zmarnować!Goniec na F2,szach-mat!Wygrałem-teraz ty idziesz mi pomóc z przedostaniem się na oddział medyczny.
Cecil zamknął oczy,potarł czoło,wstał i wyszedł z Housem. Wiedział że tak to się skończy.Wyszli na "balkon" z którego było widać cały korytarz na dole,prowadzący m.in. do oddziału medycznego.Podeszli do balustrady i chwilę potem od razu padli na podłogę,unikając wzroku ochroniarza,przechodzącego właśnie dołem.Jego krokom-powolnym i ociężałym towarzyszyły inne kroki-szybkie i na obcasach,sądząc po odgłosach.
"To może być Cuddy,bo Cameron czy 13 raczej nie noszą obcasów.Wilson też odpada-nigdy by nie poszedł w szpilkach do więzienia"-pomyślał House,powoli podnosząc głowę.Niestety te drugie kroki okazały się szybsze niż doktorek myślał bo zdążył ujrzeć tylko biały fartuch,czarne szpilki i brązowe,proste włosy,pospinane dwoma spinkami po bokach.
-To raczej nie Cuddy-mruknął pod nosem.
-To co robimy?-zapytał Cecil.
-Ja tam idę,a ty idź i zrób coś wreszcie pożytecznego,oprócz grania ze mną w szachy i głównie przegrywania i zajmij czymś uwagę kamery i strażników.
-Zwariowałeś?Nie dam rady wszystkiemu!-odpowiedział Cecil.Już mu się ten plan nie podobał.
-Nie wiem-pokaż im jak bardzo masz małego albo ten twój pieprzyk na udzie-na pewno się zainteresują.Ja idę-powiedział House i szybko na ile pozwalała mu laska zszedł ze schodów.
Wszytko poszło gładko-za drzwiami do przedsionka oddziału medycznego nikt za nim nie pobiegł ani wiedział o jego obecności.Niestety pojawiła się przeszkoda-zasłonili zasłonami i parawanami szyby od oddziału przez co nie mógł zobaczyć co to za lekarz tam jest,ani co robi,a co dopiero rzucić dyskretne polecenie.Słyszał dyszenie Teddiego i od czasu do czasu pojawiający się kobiecy głos.Nagle drzwi się otwarły na oścież.
-Zadzwonię po transport do szpitala i zaraz go zabierzemy.Będziemy musieli go dokładniej obejrzeć i być może zrobić kolejną operację.Co prawda to nie ja tą pierwszą przeprowadzałam ale byłam jego lekarzem prowadzącym i zdiagnozowałam go-powiedziała młoda dziewczyna wychodząc.Odwróciła się,ujrzała House'a.Przez chwilę wpatrywała się w niego swoimi czarnymi,przed chwilą "błyskającymi",a teraz szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.
-Wszystko w porządku?-zapytał doktor Wren z sali medycznej, nie wychylając się na korytarz.
-Tak,oczywiście.Sprawdzałam tylko czy nie wypadło mi nic z torebki-odpowiedziała,szybko wyminęła House'a i wyszła z przedsionka.On skorzystał z okazji i wyszedł bez zbędnych odgłosów zamykającymi się za dziewczyną drzwiami.Jednak nie biegł za nią-po pierwsze na pewno zauważyła by to ochrona a po drugie-miał przed chwilą szansę rzucenia prośby i jej nie wykorzystał. no i po trzecie i najważniejsze- ból nogi mu na to nie pozwalał.
Poszedł na górę,do swojego "pokoju" i usiadł na łóżku.Znał te oczy,zwykle pogardliwe lecz rzadko kiedy wytrzeszczone ale czasem i to się im zdarzało.Nie pasowały mu tylko włosy i to że go zignorowała.Jeśli to naprawdę ona to albo go nie poznała albo wręcz przeciwnie,tylko nie dała tego po sobie poznać.Zakończył przemyślenia,położył się na pryczy i wyciągnął swoje radio i słuchawki.
Niespodziewanie do "pokoju" wszedł jeden z ochroniarzy.House spojrzał na niego ze zdumieniem"Czyżby Cecil dał się złapać i wygadał się że to robił dla mnie?"pomyślał.
-Idziesz ze mną-burknął strażnik.-Ktoś przyszedł ciebie odwiedzić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Śro 17:20, 22 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:30, 28 Maj 2013    Temat postu:

Zaczynam się martwić czy nie robię przypadkiem spamu tutaj, że tylko ja tu piszę no nic- jeśli nie będzie czytelników to pozostaje mi to usunąć( o ile się da, ja tam dopiero zaczynam tu :c), no bo po co zaśmiecać forum? Proszę tych, (o ile jacyś są) co czytają i nie komentują niech napiszą coś, tylko po to abym wiedziała że czytacie, że mam dla kogo ale co ja się łudzę- raczej nikt tego nie czyta no cóż- obiecuję że jak was nie znajdę, to to będzie moja ostatnia notka w tym ficku... To wszystko, dziękuję



***
Zaskoczony szedł za strażnikiem do "pokoju odwiedzających" czyli ściany z siatki co oddzielała świat wolnych i świat więzienia od siebie.Usiadł na krześle i spojrzał na swojego "odwiedzającego".
-Witaj Alison-powiedział lekko unosząc kącik ust.
-Daruj sobie ten savoir vivre. Jakoś nie wierze żebyś się przez te pół roku zmienił-mruknęła z pogardą.Była taka sama jaką ją House zapamiętał-jasne,długie,proste blond włosy,czarne, zamyślone a przy tym błyskające oczy,znudzony wyraz twarzy, i oczywiście lekko zarozumiały charakter.Do tego oczywiście "Houseopodobny" cynizm i wredność.Jakby to było wczoraj-pamiętał jak niektórzy nazywali ją "Housem w spódnicy".Bo była całkiem do niego podobna-jednak nie miała wrodzonego od Grega lekceważenia wszystkiego oraz w obliczu sytuacji potrafiła się naprawdę zająć i zainteresować pacjentem bez względu na chorobę,co niestety Greg nie posiadał.
-Niezła sztuczka z tymi spineczkami i kolorem włosów-mruknął unosząc brwi.
-Skąd wiedziałeś że to ja?-zapytała z wyraźnym zainteresowaniem.
-Ten twój wzrok....i zachowanie.Normalnie ludzie jak widzą więźnia nie są zdziwienia lecz bardziej przerażeni,rzucają się pod ścianę i dają dyla...
-W twoim przypadku ludzie robią to cały czas
-powiedziała robiąc przy tym mściwy uśmiech.
-Powiesz mi po co ta maskarada?Albo masz sekretnego kochanka i boisz się rozpoznania w więzieniu przez niego albo po prostu lubisz farbować co 5 minut włosy?
-To była peruka.Po prostu wzięłam ją na wszelki wypadek żeby mnie ktoś nie rozpoznał.
-No tak,jak mogłem zapomnieć!Przecież ty masz tu znajomych z dzieciństwa!
-Kończ temat.To dla ciebie
-przerwała mu,podając pakunek przez straźnika.
-Co to jest-zapytał poirytowany.
-Zajrzyj,a sam się przekonasz-odpowiedziała obserwując go czujnym wzrokiem.
Otworzył pakunek-była w nim poduszka i długopis.Uniósł brwi w zdziwieniu ale powstrzymał się od komentarzy,chyba po raz pierwszy w życiu.Gdyby to było od Cuddy lub Wilsona już by padła jakaś kąśliwa uwaga.
-Sprawdzone jak mniemam?
-Oczywiście!Kto by nie chciał przemycić do twojej celi bombę w długopisie?!
-Dziwię się że ciebie do mnie puścili...ostatnio byłem niegrzecznym chłopcem
-powiedział w zamyśleniu House.
-Gadasz do mnie jak do dziwki...dziwnie się z tym czuję,wiesz?Przekonał ich do tego mój urok osobisty i argument nie-do-przebicia-to jest moja pierwsza i ostatnia wizyta.
-Wiedziałaś że tu jestem?
-Nie.Nikt nie wiedział-nawet Wilson.Ale z tego co widzę jak im powiem gdzie jesteś to i tak nie przyjdą-wszyscy mają ciebie gdzieś i wolą unikać.Gdyby nie pacjent też bym tu nie przyszła
-mruknęła monotonnym tonem.
-A jednak wzięłaś ze sobą tę paczkę...nosiłaś ją wcześniej zamiast talizmana?-zapytał z ironią.
Nie odpowiedziała.Patrzyła się w pusty punkt na ścianie,powyżej głowy House'a.
-Strasznie się zmienił Princeton Plainsboro od kiedy zwiałeś,wiesz?-powiedziała zamyślona.
-Co masz na myśli?
-Oj,duużo.Głównie to przez Cuddy.
-Nie żyje?
-Chciałbyś.Żyje ale to już nie ta sama Cuddy.
-Nic nie mówiłem że chciałbym.To że się komuś wjeżdża do jadalni samochodem to jeszcze nic nie znaczy
-odpowiedział z ironią.Teraz poczuł jak mu brakowało tych rozmów z Alison,Wilsonem...może nawet z Cuddy?-Co masz na myśli że to już nie ta sama Cuddy?
-Dużo House.Za dużo.No nic-kiedy wychodzisz?
-Za 9 miesięcy
-mruknął posępnie.
-Toś się nieźle wkopał.Spróbuję w czymś pomóc ale nic nie obiecuję-mruknęła zabierając się do wyjścia.
-Czekaj-krzyknął House i gestem pokazał aby przybliżyła się bliżej do szyby,tak aby nikt ich nie słyszał.-Słuchaj-ja potrzebuję natychmiast Vicodin,bo inaczej ja tu już nawet tygodnia dłużej nie wytrzymam-szepnął cicho na ile to było możliwe.
-Wiem,że większość lekarzy mówiła że nie powinnam szanować twojego nałogu ale ja nie będę narażać skóry tylko po to aby przetransportować ci do pierdla Vicodin-odpowiedziała szeptem i odsunęła sie od ścianki już wychodząc.
-Ja bym zrobił to dla ciebie-krzyknął za nią.Odwróciła się.Patrzyła na niego swoimi czarnymi oczami intensywnie i rzuciła:
-Nie wierzę ci.Zresztą ja nie mam nic wspólnego z Vicodinem.
I wyszła.House wrócił do celi z poduszką i długopisem,po czym położył je na łóżku.
***
W nocy nie mógł spać.Nie przez koszmary ale ciągle miał wrażenie że ktoś łazi po celi,skrzypiąc podłogą.W końcu chwycił poduszkę i walnął ją kilka razy.Poczuł coś dziwnego w środku,co nie było raczej pierzem.Odpiął guziki od poszewki i wsadził rękę do środka,szukając jakiegoś przedmiotu.Wyciągnął z niej dwie,małe,białe tabletki,pochowane pośród pierza.Wyglądały jak od aspiryny,przez napis ale House wiedział że to tylko kamuflaż-to były tabletki Vicodinu!Nie zastanawiając się dłużej zażył je szybko,czując jak mu się robi lepiej. Pogrzebał jeszcze przez moment ręką w poduszce, znajdując przy tym zapas Vicodinu prawie na 2 miesięcy i kartkę, na której pisało: " Do zobaczenia jak wyjdziesz". Zaśmiał się w duchu. Cała Alison- chłodna i wredna na zewnątrz, miła, czuła na problemy innych w środku, albo w takich wypadkach jak jej potrzebował. Spodziewając się czegoś nowego sięgnął po długopis od Alison.Były w środku niego,zamiast atramentu dwie,maluteńkie kredy.Wzruszony schował swoje "skarby" za łóżko, myśląc jakim trzeba być idiotą aby tych niespodzianek w paczce nie zauważyć...albo raczej geniuszem, aby tak ich wszystkich otomanić, jak to ona nazywa? urokiem osobistym.
-Dzięki Alison-mruknął bezgłośnie do poduszki,wiedząc że ona i tak go nie usłyszy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Wto 17:33, 28 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:08, 31 Maj 2013    Temat postu:

Mimo poprzednich moich słów postanawiam mimo wszystko dalej pisać tutaj, bez uporem maniaka, co mi tam- jak nikt tego nie usunie to przynajmniej będę miała z czego( ze mnie dokładnie xD) się pośmiać za parę lat... No cóż- dopóki ktoś mi nie zwróci uwagi że robię spam będę to dalej pisać... Nadzieja zawsze jest, nie wolno się poddawać i inne głupie powiedzonka niech mnie usprawiedliwią Jeśli ktoś to czyta, to zapraszam na nowy rozdział


Odcinek 2

Kroił pacjenta. Najpierw ostrożnie, powoli,stopniowo bardziej byle jak aż w końcu przeciął go pół. Dobrze że był znieczulony bo inaczej musiałby wysłuchiwać jego jęków i wrzasków. Obok stał Wilson i Alison. Oboje wiwatowali mu i krzyczeli coś niezrozumiałego. W pewnym momencie James objął delikatnie dziewczynę co nie było nie do zauważenia. "Coś to jest nie tak"-pomyślał. Spojrzał na pacjenta,potem na kolegów, w końcu na skalper, który trzymał w ręku. Zmrużył oczy, nie dowierzając. Nagle poczuł że ktoś go w plecy trąca. Odwrócił się. Była to Cuddy. Mówiła grubym, niepodobnym do niej głosem:
-Wstawaj! Dyrektor szpitali Princeton Plainsboro chce się z tobą widzieć.
Nagle obraz mu się załamał, aż w końcu zniknęła sala operacyjna, pojawia się jego od niedawana osobna cela, nie miał skalpera tylko kredę,a zamiast Cuddy widział strażnika.
-Słyszałeś?! Wstawaj!
House westchnął, przetarł oczy, sięgnął po laskę i poszedł za strażnikiem. Był za bardzo zaspany by pytać po co, dlaczego itd.
Szedł ciemnym korytarzem. Obok niego kroczyli strażnicy,dyszący ciężko jak stare nosorożce. W końcu wyszli do końca korytarza, skręcili w lewo i doszli do małych ciemnych drzwi. Otworzyli je i wprowadzili więźnia do środka, kazali mu usiąść na czerwonym, z daleka wyglądającym na twarde krześle.Po drugiej stronie sali siedziała Cuddy i Alison.Z tym że ta pierwsza wyglądała na obrażoną a drugą na trochę zmieszaną. Uniósł brwi w zdziwieniu.
-House, proponuję ci dzień wolny od tego miejsca za pomoc nam przy pacjencie,który klasyfikuje się pod "specjalny przypadek". Po zakończeniu jego"sprawy" wracasz tutaj.- wypowiedziała Cuddy to wszystko wpatrując się podłogę.
-I to wszystko?! Nie mogliście mnie o normalnej porze obudzić?!-odpowiedział.
-Pacjent chce abyś leczył go tylko ty a stan ciągle mu się pogarsza. Poza tym jest już ósma rano-odpowiedziała Cuddy zabierając się do wyjścia
-Kiedyś dla ciebie nawet 11 nie zaliczała się pod "normalną porę"-odpowiedział,w przeciwieństwie do niej patrząc się prostu w jej oczy.
Ona udawała że tego nie słyszała. Wyszła zostawiając go razem z Alison i strażnikami.
***
W końcu, o 9 siedział z tyłu samochodu Alison.
-Przyszłaś tylko po to, aby mnie stąd zabrać?-zapytał z politowaniem.
-Cuddy mnie zmusiła, za to że mój pacjent zmusił mnie do ściągnięcie tu ciebie. Wiesz ile musiałam ją przekonywać?Z resztą ja też mam do ciebie pytanie: skoro idziesz tu tylko na jeden dzień, noo chyba że stan pacjenta jeszcze się pogorszy to po co brałeś wszystkie swoje rzeczy ze sobą?
-Na wszelki wypadek. Co to za pacjent?
-Robiłeś mu jedną z twoich nielicznych operacji,nie pamiętam już dokładnie czego a on nie jest dość rozmowny. Tak czy siak powiedział że chce tylko ciebie,abyś go zbadał itp-odpowiedziała skręcając w kierunku centrum.
-Zbadać itp.?! Przecież Cuddy powiedziała....
-Ona nie wie prawie nic i nie chce wiedzieć- przerwała mu.
-Pacjent z kliniki?
-Mniej więcej- odparła oschle.
-Czemu się nim tak nagle zajmujesz?! Przecież umiesz odmówić, dać ciętą ripostę...
-Dobra- sam chciałeś- powiedziała Alison głośniejszym tonem.-Pracuję teraz na internie i nie mogę se pozwolić na to, co mogłam jak byłam w twoim zespole!
Zaniemówił. Co jak co, ale tego się po Alison nie spodziewał.
-Ale mój zespół istnieje dalej,tak? Tylko że bez ciebie?- zapytał z lekką nadzieją w głosie.
-House....a coś ty myślał?- zapytała smutno.- Że będą na ciebie tyle czasu czekać?! Nie masz już twojego zespołu, twój gabinet stoi jako schowek, nasza sala diagnostyczna jako oddział ortopedii. Wszyscy pracuję gdzie indziej,tylko Foreman przeniósł się na neurologię.
-Ale Wilson dalej jest?
-A gdzie ma być? Jest, jadamy razem lunch.
-Zastanawia mnie czemu poszłaś na internę, przy tym rozbijając mi zespół...albo jest tam mega przystojny chłop, albo po prostu wolisz mniej zarabiać. Stawiam na to drugie.
-House....
-Pamiętam że zawsze marzyłaś o tym aby jeździć Porsche.Z tego co zdążyłem zauważyć jeździsz teraz starym Fiatem, więc raczej nie jesteś tam kimś ważniejszym niż stażystką. Kiedy byłaś w moim zespole jeździłaś na motorze i zbierałaś każdy grosz na tą wymarzoną brykę,nawet się już ze mną i Wilsonem nie zakładałaś. Już nie chcesz tego?
-A gdzie miałam iść?- wybuchła nagle.- W innym szpitalu by mnie nie przyjęli a nie ma drugiej specjalizacji, tylko podstawy interny znam!
spojrzał na nią unosząc brew.
-Tak czy siak myśl sobie co chcesz.Jesteśmy na miejscu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Pią 13:13, 31 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:51, 31 Maj 2013    Temat postu:

Czytam, masz mi skończyć!
Alison to nie Cameron. Tak? Ani żadna z postaci kanonu (serialu).
Uwagi ogólne:
brakuje spacji, wielokropek ma 3 kropki i spacja po nim ma być, po znakach interpunkcyjnych też spacja, po i przed pauzą też spacja. Jak Cię proszę popraw to zwłaszcza w podpisie.

Pomysł ciekawy; ogólnie widzę mało fików o Housie w więzieniu.
Ciekawi mnie ta Alison, ale co to znaczy House w spódnicy?
Weny i niesztampowych pomysłów!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lacida dnia Pią 20:24, 31 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:14, 04 Cze 2013    Temat postu:

Lacida- czytając pierwsze słowa twojego komentarza myślałam sobie "No to koniec tego spamu" xD Naprawdę wielką mi radochę sprawiłaś pisząc ten komentarz dlatego, że teraz wiem czy przynajmniej ty to czytasz noo i za uwagi- przy pierwszych rozdziałach zapomniałam poprawiać tych moich bazgrołów, więc mogą wystąpić błędy ortograficzne i na pewno są interpunkcyjne Ale ja to pisałam daawno- wtedy myślałam że to będzie tylko dla mnie, a o tym forum jeszcze nie słyszałam (co bardzo żałuję )
Tak- ta "moja" (kobiety nie są żadną własnością! nawet te wymyślone ) Alison to nie Cameron, jak już pisałam na samym "przedpoczątku". Wymyśliłam ją sama. Pewnie jeśli dotrę tak daleko, to wyjaśnię skąd się wzięła (no bo jak z tekstu wynika znają się już trochę dłużej ) .
Co to znaczy House w spódnicy? Na pewno nie ma wyciętego mięśnia, nie bierze Vicodinu i nie łazi o lasce xD Bywa często wredna, bezpośrednia, przyjaźni się z Wilsonem, ma cięty język. Z pacjentami wręcz odwrotnie- dba o nich, przy nich jest miła- traktuje poważnie pracę lekarza. Jest w podobnym wieku co 13. To chyba wszystko, a spojlerować nie chcę Jeszcze raz dziękuję za kom.

-Tak czy siak myśl sobie co chcesz. Jesteśmy na miejscu.

-Będziesz jeszcze długo tak stał?- zapytała zirytowana, zamykając samochód.
-Mam iść do kliniki?
-Tak... i siedź tam póki Cuddy ci się nie wetnie.
***
Każdy kto nie znałby House'a by tak powiedział i byłby pewny,że posłucha. Po "wyleczeniu" pacjenta House od razu zaczął się wałęsać po szpitalu. Nie wierzył że jego zespół nie istnieje. Jednak jego gabinet przekształcony w schowek i sala diagnostyczna w oddział ortopedii przekonał go całkowicie. Teraz stał i obserwował jak ortopeda zakładał gips 13-latkowi.
-Napatrzyłeś się?- zapytała Cuddy i przystanęła obok niego. Nie tak jak zawsze- nie było w tym nic osobistego, po prostu sztywna szefowa która przyszła go opieprzyć.
-Masz coś przeciwko, abym oglądał efekt swojej prawie dziesięcioletniej pracy? Jestem z nich wszystkich dumny... gdyby nie ci ortopedzi to na pewno by ci ludzie poumierali na złamanie ręki i nic mnie w tym nie dziwi że oddział w którym diagnozowaliśmy najmniej spotykane choroby zamienił się w takie coś.....
-Akurat TY tutaj nie masz nic do gadania! Chcesz to możemy jak już u mnie w gabinecie to omówić....
-Och, przestań! Myślisz że po roku będę znowu chciał z tobą seksu analnego ukradkiem w gabinecie?! Poznałem w pierdlu tylu kumpli że już nie ogarniam mojej orientacji seksualnej!
Ścisnęła wargi, ale potem zaczęła udawać że tego nie słyszała i poszła z uniesioną głową w stronę gabinetu. On "przykulał" za nią z wielką niechęcią.
Jak mijali portiernię o mało co House'a nie zwalił z nóg oddział ratunkowy z pacjentem na łożu. Po chwili podbiegła do niego Alison. Odkryła pacjenta, który był przykryty kocem i omal jej oczy nie wyleciały z orbit. Spojrzała ze zgrozą na jednego z ratowników który w odpowiedzi tylko uniósł ręce w znaku poddania się. Szybko skierowała wózek w stronę interny.
-Co to za pacjent tam?- zapytał w końcu jak się znalazł w gabinecie szefowej.
-Nawet jeśli specjalny przypadek to ci go nie dam bo ty formalnie tutaj nie pracujesz!
-A jak umrze i będziesz go miała na sumieniu?
-Alison się nim zajmie, jak widać. Była w twoim zespole,więc musi coś wiedzieć od swojego "mistrza"- odpowiedziała z ironią.
-Chase był u mnie dłużej i nie sądzę aby się czegoś wielkiego nauczył... Poza tym Alison nie tylko była w moim zespole. W twoim, tak zwanym 4-osobowym zespole też- odparł unosząc brwi.
-To co, teraz będziemy się zajmować jej całym życiem zawodowym i towarzyskim w tym szpitalu?- powiedziała zaostrzając ton.
-Tak, jak myślałem-twój 4-osobowy team przekształcił się w 1 albo dwie- muszę się spytać Wilsona.
-Zapytasz się jak ci się wyrok skończy! Dzwonię do więzienia, aby ciebie zabrali. Procedury zmuszają mnie do tego abym ciebie skuła przed ich przybyciem...- powiedziała,stanęła za nim i wyciągnęła kajdanki.
-Role czasem się zmieniają- mruknął pod nosem i odwrócił głowę, udając że obserwuje jej "techniki zakuwania w kajdaniki" a tak naprawdę to gapił się na jej cycki.
Westchnęła ale nie odpowiedziała. Nagle drzwi od jej gabinetu się otworzyły i stanęła w nich młoda, ruda dziewczyna. Lekko wytrzeszczyła oczy na widok skuwanego faceta przez Cuddy.
-Tak?!- rzuciła nerwowo administratorka, skuła House'a i poprawiła różową spódnicę
-Ja tylko chciałam się zapytać.... wiem, może to zbyt śmiałe z mojej strony i to w dodatku w moim pierwszym dniu w pracy ale naprawdę muszę wiedzieć- czy będę pracowała z Housem?- zapytała wpatrując się swoimi szarymi oczkami w Cuddy z miną proszącego szczeniaka.
-Więc, pani Malark....- zaczęła Lisa.
-Nie radziłbym- nie lubi on rudych dziewic- nie może na nie patrzeć- wtrącił się Greg.
-A,a, ale ja nie jestem dziewicą!- wykrzyknęła Sela Malark.
-Dobrze że sobie to uświadamiasz. On woli inne, bardziej cycate lekarki- jak nasza szefowa.Podobno już ją przeleciał!- wyszeptał House, tak aby obie słyszały.
Cuddy wzięła głęboki wdech z wściekłą miną ale nie zdążyła odpowiedzieć bo Greg dalej ciągnął:
-A poza tym jest cyniczny, wredny i nienawidzi zajmować się pacjentami! Kiedyś nawet ich leczył, co prawda swoimi dziwnymi sposobami ale robił to. Teraz już się kompletnie zepsuł więc siedzi całodobowo w swoim sekretnym gabinecie i ogląda gejowskie pornole- uwierz mi nie radzę. Ciężko mi było razem z nim pracować, szczególnie jak się dowiedział o moim romansie z naszą
królową. Jak widać jest ona zajęta skuwaniem mnie- zaraz pójdziemy razem na zaplecze, a tam grzecznym dziewczynkom wstęp wzbroniony, więc chcesz coś jeszcze?- wypowiedział House. Podczas tego monologu Sela coraz bardziej wytrzeszczała na niego oczy z przerażenia, za to Cuddy od czasu do czasu wzdychała, robiła wściekła minę, zaciskała wargi i wznosiły oczy do sufitu.
-A,a,a a on ma teraz dziewczynę czy co?- zapytała delikatnie ruda.
-Tak, jeśli liczysz dziwki....
-Dość!- wykrzyknęła w końcu Cuddy, wyprosiła mało delikatnie dziewczynę z gabinetu i stanęła tuż przed House'em.
-Obrażasz samego siebie, świetny pomysł- nie będę ci już w tym przeszkadzać! Jestem ciekawa ilu ziomkom z więzienia opowiadałeś o tym że nie wiem jakim cudem mnie przeleciałeś! Tak czy siak, jeśli to kiedyś robiło na mnie wrażenie to teraz już nie robi!!-powiedziała obchodząc całe pomieszczenie i dochodząc do drzwi.
Otworzyła mu od je i rzuciła:
-Masz czekać przed szpitalem i NIC mnie to nie obchodzi że uważasz za obciach siedzieć zakutym przed szpitalem w którym się pracowało!
Wychodząc pokazał jej środkowego palca, jedną z skutych rąk. Jednak zamiast skręcić przy recepcji w prawo- do wyjścia ruszył w lewo, przeszedł przez parę drzwi, otwierając je łokciami. Nagle potknął się o próg i prawie by się wyłożył jak długi w izbie przyjęć gdyby nie stojący tam akurat Wilson.
-O! Co za spotkanie! Myślałem że siedzisz- powiedział przytrzymując go przed upadkiem.
-Bo siedzę- mruknął z zaciśniętymi zębami, starając się nie zwracać uwagi na gapiących się na niego i Jamesa pacjentów. -Słuchaj, naprawdę nie mam czasu. Zaraz tu przyjdą psy z więzienia a ja mam coś do załatwienia.
-A ja ci w tym niestety nie pomogę- mam już dość twoich pomysłów! Wiesz że Alison nie wyciągnęła ciebie na spacerek i żebyś sobie doprawił więcej kłopotów, tylko abyś właśnie zrobił tak, żeby Cuddy się zgodziła dłużej ciebie tutaj trzymać!- powiedział Wilson i wyszedł z izby przyjęć.
-"Czemu nie zabrałem ze sobą laski?!"- przymknęło przez myśl House'a.
W końcu doszedł do sali, gdzie stał wielki parawan i co jakiś czas wychodziły i wracały za niego pielęgniarki. Otworzył drzwi na oścież i wychylił głowę za parawan..
-Co my tu mamy?- powiedział i szybko cofnął głowę,omal nie dostając z liścia.
-House! Wiesz przecież że nie możesz tu być!- krzyknęła zdziwiona Alison, która w desperacja chciała go uderzyć.
-Po prostu wyobraź sobie że mnie tu nie ma a ten głos to tylko twoja tęsknota za mną. Na pewno masz wielką wyobraźnię! No dobra co tu..WOW!!! Voodoo- krzyknął włażąc za parawan.
-Trafiłeś w samo sedno.
-Za to on sobie trafił w więcej czułych miejsc...
-HOUSE!!!- dobiegł ich głos za pleców.
-To nie tak jak myślisz kochanie wystarczy?
-MIAŁEŚ STĄD IŚĆ!!!- krzynęła Cuddy.
-Wooow- szybko się dowiedziałaś! Dedukuję że to przez te kamery- kupiłaś je spodziewając się że przyjdę czy po prostu podglądasz facetów do prysznicem?
-WYJDŹ STĄD NATYCHMIAST!
-Ty też- to nie twój pacjent a on może chce trochę prywatności- nie pomyślałaś o tym?- zapytał House zdziwionym głosem.
-Myślę że drugi lekarz mniej go niepokoi niż szalony kretyn bez kitla! Poza tym też się od niedawna zajmuję pacjentami.....
-A kto wtedy zarządza resztą? Nie widziałam tutaj nikogo nowego oprócz tej rudej która nie wygląda zbyt inteligentnie... Pewnie kamery- są jako jedyne nowe... nigdy bym ich nie podejrzewał jednak nie wszystko jest tym na co wygląda. Co za obcą technologią je obdarzyłaś?!
Alison podczas tej wymiany zdań obserwowała obie strony jakby grały w tenisa- raz na stronę house'a,w lewo głowa, a raz w jej stronę, w prawo głowa. W końcu ostrożnie spojrzała na pacjenta.
Był to mężczyzna dochodzący około 40-dziestki. Nic szczególnego-lekki blond zarost, tego samego koloru co włosy. Nic! Oprócz tego że miał powbijane wszędzie szpilki no i był jeszcze nieprzytomny.
-Co mu się stało?- zapytał House.
-Podczas jego medytacji, usłyszał dziwny szelest...
-House! WYJDŹ STĄD NATYCHMIAST!JEŚLI NIE ZOBACZĘ CIEBIE ZA 1,5 MINUTY PRZED BUDYNKIEM PRZYJDĘ Z GLINAMI TUTAJ, WSZYSCY PACJENCI BĘDĄ MOGLI POPATRZEĆ JAK CIEBIE ZABIERAJĄ!- przerwała jej Cuddy, po czym pośpiesznie wyszła.
-... zadrżał i się przewalił na któryś bok, wbijając sobie wszystkie igły do ciała. Całe szczęście że ten szelest spowodowała wchodząca siostra- zmarł by po pół godzinie!
-A nie wcześniej- zapytał House, unosząc brew i zaczął pacjenta oglądać.
-Nie- na szczęście nie wbiły się w żołądek czy coś. To co poważniejsze to wyciągneliśmy ale nie wiemy jak mamy wyciągnąć bezpiecznie pozostałe igły, nie powodując pęknięcia żył i tętnic. Em... ja bym ci radziła choć raz posłuchać Cuddy i wyjść ze szpitala- powiedziała Alison, przypatrując się jak House świeci pacjentowi do oka latarką.
-Podajcie mu morfinę i jakieś silniejsze znieczulenie- to będzie bardziej bolało niż polanie kolanka wodą utlenioną...- mruknął House ale nie dokończył. Właśnie wleźli ludzie w mundurach którzy go dość brutalnie wyprowadzili z sali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:39, 13 Cze 2013    Temat postu:

TRZASK,BACH- piłka już chyba po raz trzydziesty odbiła się od ściany jednoosobowej celi i wróciła do ręki House'a. Ach,ile on by teraz dał żeby być w szpitalu i leczyć pacjenta Voodo. Taki ciekawy przypadek się marnuje!
-Masz gościa- burknął strażnik otwierając niezbyt szeroko drzwi od celi.
-To znowu ty?- zapytał z wyraźnym znudzeniem.
-Jesteś kompletnym geniuszem, który ma tyle szczęścia co inteligencji
-I przyszłaś tutaj specjalnie aby mi to powiedzieć?
-Powtarzasz się- już to kiedyś mówiłeś
-To po co tu przyszłaś?
-Jak ci nie odpowiadam to mogę sobie iść.. po prostu... chciałam dotrzymać obietnicy, nawet takiej co się składa na wszelki wypadek
-Wzruszyłem się!Możemy już iść?!
-Tak, już za chwilę,tylko się spakuj- odpowiedziała Alison z wyraźnym zniecierpliwieniem.
-Gdzie mnie zabierasz?
-Do Rzymu- odpowiedziała zgryźliwie. -Bo tam wszystkie drogi prowadzą... podobno.No bierz laskę i spadamy!
***
-Więc co dosypałaś Cuddy do kawy?
-Nic, po prostu sobie nie radzę sama z tym pacjentem. Będziesz tu aż do jego kompletnego wyleczenia...
-Albo mam deja vu albo już to raz dzisiaj słyszałem...- odparł w zamyśleniu House.
-Tylko że jest jakieś ale.....
-O! Wiedziałem że będzie jakiś haczyk!- wykrzyknął House w satysfakcji.
Popatrzyła w niego takim wzrokiem, jakby chciała powiedzieć"No błagam,weźcie go stąd!"
-Nawet, jeśli następny pacjent będzie umierał,wywoła epidemię albo nawiedzą go demony, to i tak Cuddy ciebie nie wyciągnie, bo strażnicy wezmą ją za wariatkę, która o byle gówno zabiera więźnia z więzienia... Więc słuchaj- musisz zrobić....
-Możesz chociaż na chwilę przestać? Leci moja ulubiona piosenka w radiu- mruknął House, po czym założył na oczy okulary przeciwsłoneczne. Alison nie odezwała się już więcej, za to przybrała obrażoną minę i rzucała co jakiś czas pogardliwe spojrzenia.
***
-Ma gorączkę?
-37 stopni, tętno wyrównane, podałam morfinę. Raczej się za szybko nie przebudzi....
-No to wyciągaj te igły!
Z naburmuszoną miną ruszyła do stolika,założyła rękawice ochronne, wróciła do pacjenta i chwyciła za pierwszą igłę. Po pół godzinie wszystkie igły zostały wyjęte, poza jedną,tą największą. Wyglądało na to,że się wbiła solidnie bo nie dało się jej wyciągnąć. Dłonie w rękawiczkach jej się ślizgały po igle. W końcu zrzuciła je niedbale i już miała chwycić kiedy...
-Czekaj! Załóż rękawice!- krzyknął nagle House'a, jakby się wybudził z transu.
-Nie umiem z nimi tego wyciągnąć! Nic mi się raczej nie stanie jak tego dotknę....
-Ja wiem, że skłamałaś Cuddy- świetna z ciebie EX przyjaciółka że nie umiesz sobie z nim poradzić, aby mnie tu ściągnąć i dobrze zrobiłaś. Przed chwilą zauważyłem że to nie są zwykłe igły.... Ona pochodzą ze strzykawek, a jak zapewne się domyślasz, taki "medytator" raczej nie jest ani pielęgniarzem, a tym bardziej lekarzem, więc raczej się domyślasz z jakich strzykawek?
-Chyba nie myślisz- z narkotyków?
-Nie, z opakowań Vicodinów! Daj mi kilka par rękawiczek- sam to zrobię- mruknął siadając przed pacjentem.
***
-Gdzie ja jestem?
-W szpitalu- spadł pan na swoje igły podczas medytacji-odpowiedziała Alison.
-CO?!! Ale ich chyba nie wyrzuciliście?!
-Oczywiście że nie! My, niesterylne igły ze strzykawek od narkotyków wieszamy na ścianach i obramowujemy! Na prawdę pana nie było stać na igły?!
-Te igły zachowały cząstkę mnie, moją skórę, moją krew, mój ból... a teraz proszę sobie iść. Czuję że jest za minutę trzecia,a o trzeciej zawsze mam medytację, sam w spokoju-odpowiedział, wyjątkowo spokojnym głosem.
Z krnąbną miną wyszła z pokoju. Na korytarzy rzuciła okiem na komórkę. Właśnie przeskoczyła godzina z 2:59 pm na 3:00 pm.
-Hej, podobno House znów tu jest- usłyszała zaciekawiony głos Wilsona,stojącego obok niej.
-Taaa.... teraz pewnie poszedł do Cuddy... nie wiem po co. Tak czy siak, gdyby nie on, mogłabym dostać jakiegoś zakażenia przez dotknięcie strzykawki, którą se kiedyś wstrzykiwał narkotyki.
-Albo zarazić się HIV. Znalazł się rycerz o białej lasce.... chociaż nie-on ma chyba czarną... W sumie mam to gdzieś....
-HIV? Myślisz? Chyba powinnam zrobić mu badania....- powiedziała zaniepokojona Alison.
-Słuchaj- jest już 3. Chodź najpierw na lunch, a potem praca,ok?
***
-Nie zrobię tego...
-Tak? Więc teraz będziesz mnie szantażować? W takim razie już dzwonię do więzienia- pewnie się za tobą strasznie stęsknili-odpowiedziała wściekła Cuddy, wstając z krzesła,opierając się dłońmi na biurku.
-Nie zrobisz tego- jestem ci potrzebny....
-Nie jesteś! Nie będziesz robił ze mnie durnia- wiem że już mu wszystkie igły powyciągaliście, znaczy ONA to zrobiła, a ty się bardzo pracochłonnie przyglądałeś. Na końcu łaskawie wyciągnąłeś jedną igłę. On jest zdrowy, mogę ciebie bez żadnego problemu przywrócić do pierdla!
-A wracając do robienia durnia- przerwał jej House. -Mnie się nie dajesz, a Alison tak? Śmieszna jesteś!
-A ty jesteś strasznie naiwny, jeśli myślisz że zatrzymam ciebie tu na dłużej! A nikt się za twoim wnioskiem z lekarzy nie wstawi, bo wszyscy mają ciebie gdzieś,albo po prostu nie chcą z tobą pracować!- wydarła się już na niego brunetka.
-O Alison zapomniałaś!
-Och, ona nie chce mieć za dużo ze mną do czynienia. Jak musiała to szła, ostatnio bywała częściej tylko dlatego że obiecała sobie że ci pomoże...
-Nie potrzebuję jej, sama mnie w końcu weźmiesz. Nie wiem czy pamiętasz jeszcze ale kiedyś powiedziałaś że:"Nie mogę wyrzucić sukinsyna-to nasz najlepszy lekarz" czy coś w tym stylu... ale to było kiedyś... byłaś ładniejsza... i miałaś lepszy tyłek- odpowiedział i wyszedł z jej gabinetu.
Poszedł prosto do bufetu. Ruszył w stronę stolika, przy którym siedziała młoda blondynka i mężczyzna w średnim wieku. Opadł z wielkim brzdękiem na krzesło.
-Siemankoo!
Obaj obrócili głowy w jego stronę z głośnym westchnięciem. Alison wściekle odsunęła się od stołu, wstała i wyszła z pomieszczenia.
-Woow- widzę że ma "foch forever"!- wykrzyknął piskliwym głosem House.
-Czego ode mnie chcesz?- zapytał zgorzkniale Wilson,
-Pogadać, spróbować wspólnie Alison do mnie nawrócić...
-House, ja nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Ja... nie chcę mieć już z tobą do czynienia- powiedział Wilson, gestykulując rękami.
-Kochanie- jedna kłótnia nie zabije naszej miłości, która nas łączyła tyle lat- wykrzyknął House, zmienionym, bardziej kobiecym i zrozpaczonym głosem.
Wilson, wstał, powtarzając czynności Alison i wyszedł z bufetu, zostawiając resztę nietkniętego lunchu na stole. Nie wiele się namyślając House chwycił za sztućce.
-House...
Odchylił głowę do tyłu. Nad nim stała Alison z przerażoną miną. Uniósł brwi w zapytaniu, wyczekując rozwinięcia.
-On powiedział że... że ma HIV.. i że miał jak tych igieł używał...-powiedziała przerażonym głosem.
-No i co z tego? Przecież nie dotknęłaś tego...
-Chyba rękawiczka była dziurawa... nie wiem! Tak czy siak spójrz-wyszeptała histerycznie, podwijając rękaw jej czarnej bluzki.
Spojrzał na jej dłoń. Była cała pokryta czerwonymi bąblami.
-Ja.... tego pół godziny nie było- wyszeptała, oddychając ciężko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:00, 21 Cze 2013    Temat postu:

Znowu spam Ale spam dobry jest. Chciałam powiedzieć tylko że nie będzie mnie dosyć długo, ale ficka nie porzucam, broń boże!
No, to chyba wszystko, jeśli w ogóle ktoś to czyta Miłej lektury



Jakieś 15 minut później w gabinecie Wilsona.
-Gotowe- powiedział James, kończąc bandażować dłoń Alison. Albo udawał, albo jej bąble i mini wysypka na dłoni nie zrobiły na nim wrażenia. -Słuchaj, idź z tym do Cuddy...
-Chyba już do końca oszalałeś-przerwała mu blondynka. -Nie mógłbyś ty mi to obejrzeć dokładniej?
-Nie jestem endokrynologiem, a tak się składa, że najlepszym w tej dziedzinie lekarzem w tym szpitalu jest Cuddy! Po za tym mam teraz na głowie pacjenta, z rakiem mózgu, którym się muszę zajmować...
-Nawet gdybym umierała to bym do niej nie poszła- mruknęła z zaciśniętymi zębami.
-Jezu, przecież wy się jeszcze przed rokiem przyjaźniłyście!
-Wy też i co? Jakoś nie zauważyłam abyś chciał do niej czasem zagadać czy coś... Nie pójdę do niej i KONIEC, KROPKA. Wolę już zaczekać aż House będzie wolny...
-Przecież się na niego obraziłaś- powiedział Wilson, uśmiechając się pod nosem.
Alison po tej kwestii szybko wyszła z gabinetu.
***
-Dobrze że jesteś- powiedział House, stojąc plecami do drzwi sali, w których stała dziewczyna. -Coś mu się pogarsza.
-W jakim sensie? aa i przy okazji- dobrze się czuję, już nie histeryzuje- fajnie że spytałeś- mruknęła niezadowolona i stanęła nad pacjentem.
-Zwija się z bólu już od piętnastu minut...
-I co? Nie zbadałeś go?!- zapytała z oburzeniem.
-Nie, wiedziałem że i tak przyjdziesz- mruknął pod nosem.
-Em.. co pana boli?- zapytała z małą ironią w głosie. Mógł się o to spytać równie dobrze House albo sam powiedzieć co go boli.
-B,brzuch- wydusił pacjent.
Alison wzięła głowicę ze aparatu USG, posmarowała kleistą substancją i zrobiła test USG.
***
-Więc... ma coś w wątrobie..j est uszkodzona...
-Jeśli tak, to wskazuje na to że ma zapalenie otrzewnej-mruknął House, jakiś czas później w... jego byłym gabinecie, a teraz schowku na miotły.
-Wygląda jak igła... ale to niemożliwe, bo jest o wiele krótsza od pozostałych i dość głęboko osadzona, nie zdążyłby w 2 godziny tak daleko ją doprowadzić, jeszcze będąc nieprzytomnym-mruknęła Alison, patrząc na jedną ze ścian zmartwionym wzrokiem.
-Wyjmą mu to podczas operacji...
-A w między czasie, jak się wedrze zakażenie to się nic nie stanie,co?!
-... a potem też kawałek wątroby, przez co będzie miał raczej stomię... idź do niego po podpis na zgodę na operację-ciągnął dalej, jakby mu nie przerwała.
-A ty w tym czasie ubierzesz strój Batmana i uratujesz świat?-zapytała z ironią w głosie.
-Muszę się rozmówić z jedną cycatą, trochę starszą i o ważnym stanowisku dziwką-odpowiedział i podszedł o lasce do drzwi, po czym skierował się do holu.
***
-Wiesz, że zmiany skórne ogląda dermatolog a nie endokrynolog?-spytała Cuddy z niedowierzaniem w głosie.
-Wiem, każdy lekarz powinien tą podstawę wiedzieć, jednak Alison była tak zdenerwowana, że chyba o tym zapomniała-odpowiedział Wilson spokojnym głosem. -Poza tym to trzeba tylko obejrzeć- też to możesz...
-James, nie zrobię tego. Po pierwsze-nie mam czasu,po drugie-lepiej mimo wszystko żeby to zrobił dermatolog, a po trzecie- nie mam zamiaru zrobić coś nadprogramowo tej dziewczynie.
-Matko, ale wy kobiety jesteście obrażalskie...
-Kto obrażalski, ten obrażalski...
-Ona twierdzi inaczej-odpowiedział Wilson.
-I co, wierzysz jej bardziej ode mnie-zapytała już nieco ostrzejszym tonem.
-Nie... po prostu wnioskuję z tego co widzę, a nie co słyszę.
-Nie mogę uwierzyć że stajesz po jej stronie, skoro się znamy i przyjaźnimy tak długo...
-Ale ona ma rację. Zmieniłaś się- i to bardzo... Powiesz mi gdzie podziała się fajna, błyskotliwa, z nie wyczerpującym się limitem ciętych ripost stara Lisa Cuddy?- zapytał z lekkim smutkiem w głosie.
-Ktoś ją zepsuł-odpowiedziała mierząc go gniewnym spojrzeniem. -Ktoś, na komu niej zależało. Jak chcesz poznać więcej szczegółów to pogadaj sobie z wrzechwiedzącą Alison. I tak za dużo z tobą rozmawiam...
-Tak, najlepiej nie gadaj z nikim, ot tak aby pokazać jak jesteś gorsza od samej siebie wcześniej! Ludzie, ty się już zachowujesz jak House-krzyknął Wilson, z domieszką rozczarowania w głosie.
-No właśnie- mruknęła Cuddy, wpatrując się w drzwi od swojego gabinetu, które się po 2 sekundach otworzyły się i stanął w nich House.
-Czego chcesz- warknęła, już nie siląc się na uprzejmość.
-Zostaję dłużej bo coś się dzieje z naszym Voodoo-odpowiedział, obserwując czujnym wzrokiem Wilsona. -Niestety romantyczny wieczorek z gliną trzeba będzie przełożyć na trochę- dodał, z miną smutnego szczeniaka.
-Taaa a to "coś, co sie dzieje z naszym Voodoo" to jest zapalenie otrzewnej. Nie sądzę aby mu był potrzebny jeszcze diagnosta-odpowiedziała Cuddy, wracając do papierów.
-A powikłania? Albo jeśli się okaże że choruje na jeszcze jedna chorobę? A fakt, że Alison mogła się od niego zarazić HIV to można pominąć,co?-zapytał House, z kpiną w głosie.
-HIV?!-zapytała Cuddy Wilsona, z jej słynną miną, które mieszała zaskoczenie i ledwo powstrzymywaną wściekłość.
-Przecież mówiłaś że nie chcesz jej tego zbadać-zaczął Wilson.
-A co ja jestem immunologiem?!-zapytała już wściekle. -Po prostu dbam o zdrowie naszych pracowników...
-W podobnej sytuacji znalazła się 6 albo 7 lat temu Cameron i jakoś się tym nie przejęłaś-mruknął House.
-Co wy się na mnie uparliście?! Ty- zwróciła się do House'a- idź do pacjenta, skoro ci "tak strasznie nad nim zależy" i... nie wiem-po prostu zejdź mi z oczu, a ty -tym razem obróciła głowę w stronę Wilsona- Ty wracaj do swoich, chorych na raka pacjentów i rób to co zwykle. Zresztą- obaj się wynoście!-krzyknęła, po czym uderzyła dłońmi o biurko.
-Złość piękności szkodzi. Wypychanie brutalnie swojego najlepszego lekarza i jego kumpla z swojego gabinetu prowadzi do osamotnienia. Przed użyciem skontaktuj się z DOBRYM lekarzem lub farmaceutą-mruknął House, wychodząc.
Wilson jeszcze się zatrzymał przy drzwiach, spoglądając na Cuddy. Jednak ją już zupełnie pogrążyły notatki. Rozczarowany wyszedł z gabinetu.

***
-Jak pacjent i jak r....rezonans?-zapytał House, wchodząc do sali pacjenta Voodoo.
-Czy nie chciałeś powiedzieć ręka,przypadkiem, szefie?-zapytała z zainteresowaniem Alison.
-Nic podobnego-odpowiedział lekko speszony Greg.
-No więc pacjent jest teraz na sali. A rezonansu nie zrobiłam bo nic takiego nie kazałeś-mruknęła Al, patrząc na niego z lekkim uśmiechem.
-A powinnaś! Z czego ty się tak cieszysz?-zapytał z pełnym zdziwieniem.
-Z niczego- odpowiedziała bardzo szybko, powstrzymując się od pełnego uśmiechu.
-Wiesz, nie każdy szczerzy zęby jak ma obawę że może mieć HIV-odparł, przyglądając się jej bacznie. -Ty coś brałaś...
-Nie no co ty! Vicodin od razu mówię nietknięty-odpowiedziała szybko,strzępiąc sobie język i już się uśmiechając szeroko. Z tego zdania chyba każdy już wywnioskował, że pierwsza część zaprzecza drugą.
-Mam sprawdzić-zapytał, przekręcając głowę.
Ona zachichotała jak niedorozwój i powiedziała:
-A takie tam... pomarańczowo białeee-odpowiedziała po czym znów wybuchnęła śmiechem.
-Czy na pudełku od nich przypadkiem nie pisało "Środki antydepresyjne"?!
-Ta... chyba tak! Niezły jesteś- powiedziała wpatrując się w niego z uwielbieniem.
-Idź mi tu po Wilsona, a potem do domu-powiedział.
-Nie mogę- a co jak pacjentowi się pogorszy?Przecież jesteś sam, nie masz już zespołu-odpowiedziała,już lekko uspokojona.
Już miał odpowiedzieć kiedy do sali wszedł jeden z chirurgów robiących pacjentowi Voodoo operację.
-Przebiegła pomyślnie- mruknął, patrząc na House'a. -Mieliście rację- w wątrobie znaleźliśmy igłę. Jest mniejsza od tych pozostałych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:55, 15 Lip 2013    Temat postu:

-I?-zapytał Wilson z wyczekiwaniem na ciąg dalszy, ale coś chyba nie doczekał się. House spojrzał na niego znudzonym wzrokiem i nie odezwał się więcej. - I co, to wszystko? Znaleźli igłę i już? To po co chciałeś ze mną omówić ten przypadek skoro już to zrobiliście?!- zapytał już lekko zdenerwowany.
-No cóż- potem, jak już siłą wypędziłem Alison ze szpitala, nasi bardzo spostrzegawczy chirurdzy dokonali niesamowitego odkrycia- nasz Voodoo ma coś z melonami! Znaczy... z tą najfajniejszą z części melonów...
-Sutków?- zapytał lekceważąco Wilson. -Czyli raczej ginekomastia... Nie mogłeś przyjść do mnie z gotową zdiagnozowaną chorobą tylko robić mi te gierki na historyjkę a na podstawie jej wywnioskować chorobę?- spytał lekko zirytowany.
-Nie zrobiłem badań, ani wywiadu. Poza tym ktoś mi musiał to zasugerować- Alison, jak już wiesz jest naćpana lekami, więc zostajesz mi tylko ty...
-Idź do Cuddy- to bardziej endokrynolodzka sprawa- mruknął Wilson przewracając strony dokumentów na swoim biurku.
-Każdy normalny człowiek nie wchodzi do jamy smoka, aby on ci łaskawie pomógł, a potem pożarł w całości- odpowiedział House, próbując wyciągnąć wszystkie roztrzepane włoski ze szczoteczki, którą nie wiadomo skąd wziął. -A poza tym przez to się dowie czemu Alison nie ma...
-Nie wiem co ty i Al macie do Cuddy!- wybuchnął nagle Wilson.
-Tylko mi nie mów że ją lubisz- mruknął House, patrząc na niego z zażenowaniem. -A teraz odpowiem ci na twoje pytanie- tylko to że stała się inną, wredną zołzą po naszym zerwaniu- odpowiada ci taka odpowiedź?- rzucił i wyszedł z gabinetu.
***
Jednak w jakiś sposób Cuddy się o podejrzeniu ginekomastii dowiedziała. Mieli rację co do choroby. Niby było wszystko ok, tylko House'owi coś jeszcze nie dawało spokoju. Stał teraz obok Cuddy znów ze szczoteczką w ręku, podczas wywiadu. Z jednej strony myślał o pacjencie, że musiał coś jeszcze przeoczyć, bo coś mu jeszcze nie pasuje a z drugiej myślał o tym że już za parę dni będzie musiał wrócić do więzienia. A może obie strony były zależne od siebie? Może chciał coś jeszcze znaleźć, aby zostać w szpitalu dłużej? W sumie, tutaj nie było tak źle- zero mafii, ponowny większy dostęp do Vicodinu, od kiedy Wilson mu wybaczył(czyli jakieś 15 minut temu), ciekawe przypadki pod ręką i ogólnie. Tylko Cuddy musiałby chcieć go zatrzymać. I to właśnie był problem w całej sytuacji.
-Czyli... mam to ginekocoś?-zapytał już przerażony... właśnie- jak miał ma na imię? Dobra- zostańmy przy Voodoo.
-Wszystkie badania i wywiad na to wskazują... Można zmniejszyć powiększone sutki operacyjnie, ale....-zaczęła Cuddy.
-Co ty do cholery robisz z moją szczotką?!- przerwał jej nagle pacjent. Lekarka szybko obróciła głowę w stronę House'a, spodziewając się... czegoś w jego stylu.
-Depiluję jej głowę, a co?- zapytał zaskoczony Greg. -Poza tym to nie jest twoja tylko...- przerwał,spoglądając na Cuddy ale jednak dokończył -Wilsona. A co, po waszej wspólnej ostatniej nocy wyszczotkowałeś sobie nią jajka?
-A... no tak- mam taką samą... no nic-raczej HIV nie da się podwójnie zarazić, co?- zapytał głupio, jednak bardzo poważnym tonem.
House i Cuddy spojrzeli na siebie w wielkim zdziwieniu. Diagnosta nawet otworzył usta i bezdźwięcznie wymówił słowa: "Kompletny kretyn", przez co wywołał oburzenie na twarzy lekarki.
-A co- zaraziłeś się przez szczoteczkę do zębów- zapytał w końcu z zażenowaniem.
-No, mój kupel jej używał. A niby jak miałem się zarazić?! Czytałem tam kiedyś na necie że przez używanie jednej szczoteczki można się zarazić...
-Na stronie "idioci,łączmy się.com"?- zapytał House. -A uprawiałeś seks? Używałeś z kimś na spółę strzykawki?
-Nie, broń boże i nie. Zawsze pilnowałem aby nikt moich rzeczy nie dotykał. Tylko ten raz.. ten idiota wziął i użył mojej szczoteczki! I widzi doktor jak to się skończyło- mam AIDS- wykrzyknął z oburzeniem.
House wybuchnął głośnym śmiechem. Cuddy przesłała mu spojrzenie, które mówiło że to nie czas i miejsce na wyśmiewanie pacjentów.
-Więc tak- nie szukaj informacji w necie, tylko u lekarza. Jesteś wielkim idiotą i do tego prawiczkiem, przez co nie możesz mieć AIDS. Resztę ci melonówka dośpiewa- powiedział biorąc wdech, po czym znów zarżał i wyszedł z sali.
***
Cuddy wypełniała dokumenty. Miał to robić raczej House, ale już jutro z rana miało go nie być, więc postanowiła mu odpuścić, zwłaszcza że na końcu zajmowała się tym pacjentem.
W sumie... było nawet ciekawie z tym pacjentem. I z Housem, mimo wszystko.
"Głupia!Najpierw jest ciekawie a później przez niego ryczysz"-przemknęła jej przez myśl.
Nagle drzwi od gabinetu się otworzyły i stanęła w nich Alison. Wyglądała nie za bardzo- miała podkrążone oczy i trochę nie ułożone włosy. Przy tym miała minę jakby miała iść na ścięcie.
-Ja... chciałam przeprosić za moją nieobecność pod wieczór ale byłam niedysponowana...- zaczęła ale szefowa uciszyła ją ręką.
-Nie chcę tego wiedzieć- chcę tylko aby się to drugi raz nie powtórzyło- odpowiedziała i wróciła do notatek. Jednak dziewczyna sobie po tej kwestii nie poszła."To było aż tak dziwne?!"pomyślała przez chwilę Cuddy, po czym znów podniosła głowę w stronę młodej lekarki.
-Ja chciałabym jeszcze wstawić się za Housem, żeby tu dłużej pracował... Po prostu potrzebujemy go!- odparła, pewnym tonem.
-Dobrze... przemyślę to- odpowiedziała Cuddy. Po chwili usłyszała odrobinę głośno zamykające się drzwi od jej gabinetu.
***
-On to zawsze masz farta- powiedziała Wilson, patrząc z galerii jak ludzie pilnujący porządku w pierdlu wychodzą z budynku.
-Albo po prostu Cuddy przyznała sama sobie że go szpital potrzebuje-mruknęła Alison, stojąca obok.
-Ty zresztą też masz- rzucił Wilson. -Gdyby jej się zachciało, to by mogła usiłować się dowiedzieć czemu cię wtedy nie było.
-Wiesz co ja myślę- spytała patrząc na James'a. -Że, tak, jak kiedyś sama Cuddy powiedziała, że przy nim staje się lepszym człowiekiem to chyba wciąż obowiązuje, nawet jeśli nie są razem... Od kiedy wrócił House, ona troszkę złagodniała.
-Bo się wyżywa tylko na nim. Na innych nie starcza jej energii-mruknęła po czym odwróciła głowę w lewą stronę. Zmierzał do nich House z kopertą w ręku.
-Kurier dla Alison- powiedział, po czym oparł się rękami, tak jak przyjaciele na barierce.
Ostrożnie otworzyła kopertę. W środku była kartka wielkości A4. Przez minutę przeleciała oczami tekst, po czym spojrzała na House'a i Wilsona.
-Nie mam AIDS...- powiedziała z lekką ulgą w głosie.
-I nie mogłaś mieć- facet dostał wynik dodatni ponieważ coś tam im zszwankowało w labolatorium. Specjalnie zrobił jeszcze 2 badanie i wyszło że nie ma. Zresztą to było niemożliwe- jest prawiczkiem-mruknął rozbawiony.
-Czyli ta wysypka....- zaczęła Alison.
-Jest od tych przeklętych rękawiczek.Musieli je czymś dziwnym wysmarować w fabryce, tak czy siak już zabroniono im ich produkcję- odpowiedział House.Przez chwilę miała ochotę jego i Wilsona przytulić, skakać,krzyczeć itd. mimo że raczej, z tego co usłyszała nie powinna mieć AIDS ale tak po prostu. Ale w porę się powstrzymała- przecież ona nie jest jakąś rozhisteryzowaną nastolatką tylko Alison- tą, u której euforia to rzadszy okaz niż toczeń u pacjentów House'a.
-Widzę że przebaczyliście mi oboje- mruknął śmiało House. -Nie zaprzeczacie, więc raczej tak... to może, z okazji tego wszystkiego chodźmy razem do baru, czy coś? Wilson, twój portfel stał się za gruby przez ten długi czas- powiedział, po czym cała trójka, jak za niedawnych czasów poszła w kierunku szatni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:55, 26 Lip 2013    Temat postu:

Odcinek 3 "Gdyby nie ty,to...."

-Biegnij już!No to miłego dnia- zobaczymy się po obiedzie- bądź grzeczna,słuchaj pań. Na pewno znajdziesz sobie parę koleżanek-powiedziała Lisa Cuddy, odprowadzając córkę do przedszkola.
-Nie chcę iść-powiedziała stanowczo Rachel, stojąc na chodniku, tuż przed budynkiem.
-A dlaczego?Zobaczysz, będzie fajnie-nowe przedszkole, nowi koledzy, nowe zabawki? Wiem, że trochę tęsknisz za tym starym ale to jest bliżej pracy mamusi....
-Nie!Ja chcę iść z tobą-odpowiedziała Rachel.
-Do szpitala? Niee,skarbie- nie mogę ciebie tam zabrać...
-W szpitalu leczy się chorych, a ja mam duuuży kaszel-powiedziała Rachel i dla potwierdzenia zakaszlała 3 razy.
-Tak?Oj,to niedobrze- będę musiała ci dać ten niedobry syrop cebulowy-powiedziała Lisa spokojnie, jednak w środku najchętniej by zostawiła po prostu córkę w przedszkolu i pojechała do szpitala-zaraz się spóźni, a miała jeszcze odbyć rozmowę z Housem, który jej spóźnienie nie powstrzyma się, aby nie wytknąć.
Rachel zrobiła wielkie oczy i delikatny uśmiech, który miała na twarz jej zrzedł.
-Dobrze- nie dam ci.Ale jak jeszcze raz będziesz kłamała mi tu z kaszlem...
-Ja chcę z tobą być-wykrzyknęła nagle córka.
-Ale ja z tobą jestem przecież cały czas kochanie-odpowiedziała Lisa zatroskanym głosem.Chrzanić House'a-musiała się dowiedzieć o co małej chodzi.
-Nieprawda!Wieczorem mnie zostawiasz u wujka Wilsona i jedziesz gdzieś-odpowiedziała wzburzonym tonem mała Cuddy.
-Dobrze-jak będziesz grzeczna to zabiorę ciebie dzisiaj po przedszkolu na lody-stoi?A teraz idź już szybko , bo mamusia się spóźni do pracy-powiedziała Lisa,po czym przytuliła córkę i odprowadziła do drzwi budynku.Na twarzy córki zagościł znów delikatny uśmiech.
"Może mała ma rację?Ostatnio nie za bardzo się nią zajmowałam... i jeszcze wszystko zwalałam na Wilsona!Go też powinnam zabrać gdzieś, wynagrodzić te godziny zajmowania się Rachel...tylko że on nie chce-owszem, rozmawia ze mną ale tak jakoś szorstko, tyle ile trzeba...pewnie ta blondyna go podburzyła przeciw mnie..."myślała Cuddy, już w samochodzie, skręcając na parking przed szpitalem.Zaparkowała, szybko wyciągnęła lusterko i poprawiła włosy, po czym najszybciej jak umiała pokonała dystans: Parking-gabinet.
-Spóźniona!-wrzasnął House na przywitanie, siedzący na jej krześle, przed jej biurkiem w jej gabinecie.
Ona przewróciła oczami,po czym nagle zmarszczyła brwi.Odwróciła głowę w stronę drzwi,potem na House'a i znów na drzwi.
-Jak tu wszedłeś?!O ile pamiętam zamykałam drzwi na klucz wychodząc!
-Przez komin- też powinnaś go używać skoro stajesz się coraz większą jędzą-odpowiedział House, kręcąc się na krześle.
-Złaź natychmiast! Chciałam z tobą omówić zasady, na których będę trzymać ciebie w szpitalu...
-Zadam może pytanie które mnie najbardziej ciekawi- ile mogę dziwek zaprosić na raz?-przerwał jej House.
-Ani jednej!-odpowiedziała mu ostrym tonem.
-Oj..za późno-jedna już jest-stoi przede mną-odrzekł House.
-Więc tak- skoro już o tym mówimy, to każda obraza mnie, albo moich czterech liter powoduje podwojenie twoich godzin w przychodni. Każde świadome i dobrowolne opuszczenie godzin w przychodni pogarsza twoją sytuację prawną, przez którą wracasz do pierdla. Koniec z obrażaniem pacjentów,strzelaniem do trupów, robieniu dziwnych eksperymentów na żywych, bądź martwych ludziach!Każde posunięcie masz konsultować ze MNĄ-warknęła do niego Lisa, siadając przy biurku.
-Reanimację,ratowaniem życia też?-zapytał już lekko znudzony House.
-Ty przecież zawsze jak pacjent umiera, udajesz że ciebie nie ma i wzywasz innych lekarzy-odpowiedziała, patrząc czujnie w jego błękitne oczy.Co takiego w nich było, co takiego w nich widziała jeszcze niedawno?Przez te całe prawie 10 lat?Co takiego w nich było że nadal jest dla niego zbyt miętka?
-No dobrze- jak następny pacjent nie będzie się skarżył, ani RAZU na ciebie, nie będziesz musiał mnie na każdą czynność pytać o zgodę -powiedziała, nie wierząc że to robi- ZNÓW MU USTĘPUJE!
-Twój gabinet został przywrócony.Sala diagnostyczna też, jeśli przez miesiąc nie znajdę choćby jednego uskarżającego na ciebie pacjenta.I na koniec, twój zespół- masz na razie jedną osobę, załatwisz sobie resztę sam. Możesz wziąć do 6 osób maksymalnie, jednak za to JA mogę każdego w każdej chwili zwolnić.Rozumiemy się?
-Jak słońce i zołza.Nie pytaj którym jesteś-odpowiedział wychodząc.
-A ty dokąd?
-Do gabinetu?
-Masz iść do przychodni, a wcześniej spotkać swój jednoosobowy zespół!-odpowiedziała już trochę zniecierpliwiona.
-Ale ja mój zespół znam- chyba że zatrudniłaś bliźniaczkę Alison....
-O tym, że Alison ma być w twoim zespole nic nie słyszałam, jednak ta osoba to też kobieta. Zresztą wy się już poznaliście-nazywa się Selma Malarck- będziesz jej mógł opowiedzieć o swoich gejowskich pornolach.I arrivederci, Roma*.
***
Ciężko było nie zapamiętać Selmy-tej małej rudej dziewczyny, która bardzo chciała pracować z Housem. Tej samej, przy której Greg sam sobie naubliżał.Świetnie!Od razu, jak go zobaczyła, zaczęła nawijać, a potem wpatrywać się w niego z uwielbieniem. Zrezygnowany House ruszył w stronę przychodni, ale tej na internie.
-House!-krzyknęła Alison, która właśnie przyjmowała pacjenta, a raczej dwóch-matkę i córkę.
-Dlaczego nie chcesz być w moim zespole?-zapytał, siadając na "łożu do badań USG.Selma chciała usiąść obok, jednak on szybko podłożył laskę, na wolne miejsce.
-To lekarz i kretyn w jednym-zwróciła się blondynka do lekko podenerwowanej matki. -Bo tak.Nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć!
-Przez ciebie ta pokraka łazi ciągle za mną, a ja muszę z nią przebywać-odpowiedział House.Alison znacząca popatrzyła na House'a a potem na Selmę, która właśnie wpatrywała się w jego oczy z uwielbieniem.
-Nie martw się-dla niej wszystko co powiem jest wspaniałe i brzmi :"Kocham ciebie idiotko" itd. Tylko jak sobie ubliżałem to była oburzona-pewnie dlatego że myślała że to nie House House'owi ubliża- a zresztą- co tam za pacjenta masz?
-Nic ciekawego.Teraz możesz iść pograć w zbijaka ze ścianą i porobić inne, dorosłe rzeczy-odpowiedziała zgryźliwie.
-Cuddy mi kazała być w przychodni
-Miałeś być w swojej przychodni...no nic-więc co dolega pani córce?-zapytała się matki.
-Nie śpi w nocy i jest coraz chudsza.Poza tym chyba ma depresję-odpowiedziała matka, obserwując House'a.
-Ma depresję?Jakoś ostatnio zmarkotniała czy co?-zapytała Alison.
-Tak...przynajmniej tak mi się wydaje- nie mówi ona za dużo...
-A czy...
-To anoreksja-przerwał jej House, bawiąc się laską. -Jeśli pani się martwi to powinna pójść do psychiatry a nie do internistki, która jest na tyle mądra, że bez problemu dostałaby się do zespołu diagnostycznego i na tyle głupia, że wciąż tu siedzi. Anoreksja raczej w wczesnym trybie- jeszcze nie wygląda jak szkielet z sali biologii. Może być jeszcze bulimia, jeśli zbyt często myje kibel albo płucze gardło ziołami za często...no chyba że córka ćpa i chce się przy zagłodzić na śmierć albo po prostu przestać sypiać w nocy-nie wiem, nie wnikam w jakże to ciekawe życie nastolatki-powiedziała House, kręcąc młynka laską. -Widzisz- pacjent odrobiony za ciebie. Teraz idziesz do Cuddy, przepisujesz się bo na internie dużo takich prostaków którzy się tylko tu nadają. Jak będziesz bardzo chciała wrócić do kliniki to będziesz mogła odrabiać moją....-zaczął Gregory, tym razem mówiąc do Alison.
-Wszystko w porządku, pani Walter?-przerwała mu lekarka, patrząc na nagle mocno krzywiącą się i ściskającą poręcz krzesła matkę.
-T,to brzuch-odpowiedziała krzywiąc się jeszcze bardziej z bólu.

***
-Wziąłeś ją tylko dlatego, że matkę bolał brzuch?!-zapytała już zdenerwowana Alison.
- Tak. Ból brzucha może być oznaką jakieś choroby, pani wszystko wiedząca. -odparł House wpatrując się w Allison ignorująco.
Dziewczyna spojrzała z niedowierzaniem i wyszła poirytowana. Tymczasem House wziął do ręki swoją ulubioną piłeczkę i zaczął ją podrzucać. W końcu wziął swoją laskę i poszedł do pokoju, w którym siedziała jego jednoosobowa ekipa.
- No bando debili, jakieś propozycje?
- Zapalenie wyrostka robaczkowego? - spytała Selma -
- Uuu, źle!
- Niby z jakiej racji? Wszystko się zgadza: często oddaje mocz, bóle po zwolnieniu uścisku...
- To pasuje dla każdego. Nie ma objawów Blumberga, wymiotów i przyśpieszonego tętna. Ma ktoś lepszy pomysł? Nie? Zrób jej badanie krwi, a potem musisz wejść do domu pacjentki.
- Przecież tak nie można! To jest włamanie!
- Jeżeli chodzi o zdrowie pacjenta, to jak najbardziej można. I po drodze kup tatusiowi dragi.
- Skąd wezmę klucz?
- Spod wycieraczki. Tak robi każdy szanujący się Amerykanin.- prychnął-
- Może ona nie jest typową Amerykanką?
- Możesz już spieprzać?
Przez tę całą rozmowę starał się na nią nie patrzeć, żeby nie rzygnąć na miejscu, z powodu jej obleśnej miny. Jednak ona nie ruszyła się ani o milimetr. Oparł się mocno ręką na lasce i z niezadowoloną miną obrócił się twarzą do niej. Ona zaczęła wpatrywać się w niego z uwielbieniem. Uniósł jedną brew i głęboko westchnął. To już przerosło Selmę- odchyliła głowę do tyłu, z trudem łapiąc oddech i odpowiedziała zduszonym głosem:" Już się robi szefuńciu!"

"Szefuńciu? O boże.. trzeba ją natychmiast usunąć... poza tym ona udaje...a zresztą niewiele go to obchodzi- im szybciej się jej pozbędzie tym lepiej" Po jej wyjściu , House chwycił swoją laskę i pomaszerował do Wilsona. Przechodząc koło sali segregacji, zauważył Allison. Podszedł do niej i walnął ją laską w plecy.
-Auu! Powaliło cię?!
- Jeszcze nie do końca. Wracaj do mnie na oddział.
- Nie widzisz, że zajmuję się pacjentem?
- Gorączki, szybkie chudnięcie, zgrubienia na kościach i częste łamanie kości... Co to może być? - westchnął ironicznie- Ach, już wiem! To rak kości! Mamy zwycięzcę! Teraz mogę zabrać pana „lekarkę”, aby mógł umrzeć pan w spokoju. -
- House! Przepraszam, pana najmocniej...
- Po co przepraszasz umierającego?
Wkurzona Allison spojrzała na House'a, wbijając w niego wzrok i wypchnęła go z sali. House popatrzył chwilę na drzwi i odwrócił się, o mało co nie wpadając na Wilsona.
-Czemu cię wyrzuciła? Kiedyś znosiła wszystkie twoje numery jakoś...
-Bo na mnie leci-odpowiedział oblizując wargi w zamyśleniu. Wilson jednak nie zamierzał odpuścić- założył ręce i wpatrywał z wyczekiwaniem w przyjaciela. -No i też za to że obraziłem jej aktualnego pacjenta, a jej członka rodziny ex pacjenta ukradłem-dodał po chwili.
-A co jej było?
-Bolał ją brzuch-odpowiedział rozbawiony House.
-Co?! Albo wziąłeś coś tak mocnego że.... no powiedzmy że wolę nie wiedzieć, albo to ty lecisz na nią, skoro bawisz się w takie zaczepki, jak zabieranie nudnych pacjentów!
-Blond harpia, lub jak ty ją wolisz nazywać Al nie chce przerzucić się na moją wiarę, więc jestem jak taki islamista- jak nie chce po dobroci, to sposobem trzeba.
-Aż tak ci przeszkadza? Przecież niedługo zbierzesz nowy zespół skoro ci na to Cuddy pozwoliła...
-Marnuje się na internie, przez jakieś głupstwo, którego jak zawsze powiedzieć nie może, bo chce się pobawić w małą nastolatkę, która musi ze wszystkiego robić sekret. To tak, jakbyś mógł nauczać na uniwersytecie, gdzie masz szacunek i dużo pieniędzy, a nauczasz tych kretynów w gimnazjum, gdzie większość ciebie nienawidzi, a reszta ma gdzieś. No nic- masz jakąś niedoprowadzającą do śmierci truciznę przy sobie?
-Jaka szkoda! Zostawiłem w innych spodniach!-odpowiedział sarkastycznie Wilson. Po chwili zmarszczył czoło. -A kogo chcesz tym razem "prawie otruć"?
-Jak ci powiem, to nie będzie niespodzianki- odpowiedział House, po czym rzucił szyderczy uśmieszek i ruszył w przeciwną stronę.
***
-Hej, idziesz na lunch?-spytał Wilson, niecałą godzinę później.
-Wybacz, ale mam nie mam czasu. Wszyscy jak na złość zaczynają w październiku chorować...-odpowiedziała, wyprostowując ręce.
-House ma rację- marnujesz się na internie. Nie lubisz tego, ale udajesz przed pacjentami miłą. Nie rozumiem tego...
-I tak raczej nie zrozumiesz-odpowiedziała zgryźliwie.
-No ale dlaczego? To przez Cuddy?
-Powiedzmy że im mniej mam z nią do czynienia tym lepiej... Słuchaj, House zabrał mi matkę mojej pacjentki, a nie sądzę aby to był jego miłosierny gest po raz pierwszy w historii szpitala-odpowiedziała i ruszyła szybkim krokiem w stronę wind.
Podbiegła truchtem do gabinetu House'a. Pusto. Cholera, to zły znak. Znaczy... pewnie jest w takim razie przy pacjencie, ale... Miała złe przeczucia.
Podbiegła do odpowiedniej sali. House stał oparty o parapet i robił młynka laską. Alison z czujną miną weszła do pomieszczenia. Coś tu było za spokojnie.
-Co ty tu robisz?
-Jak mogłem pójść do swojego pacjenta?!
-Ty nigdy nie przychodzisz tak po prostu.. Wiedziałeś że przyjdę
-Tak i zamierzam nic więcej przy tej babce nie robić, dopóki nie wrócisz.
Po tej kwestii Alison zaśmiała się sztucznie.
-Przedziecinniałeś samego siebie.
-Może, ale ta odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała...-rzucił, do już milczącej blondynki. -Musisz powiedzieć hasło, które brzmi: "Wrócę do twojego zespołu House". Możesz dodać że weźmiesz pół ceny za następny wieczór.
-Mogę, ale powiem odwal się. Punkt drugi brzmi, jeśli nic nie będziesz robił przy pacjencie, to pójdę z tym do Cuddy.
-Oboje dobrze wiemy, że prędzej prześpisz się z Foremanem, niż to zrobisz-odpowiedział, patrząc na zamykające się za lekarką drzwi.
***
-Chyba będę musiał iść do Foremana zapytać o ocenę tego stosunku-rzucił House, parę godzin później. Alison mimo wszystko spełniła swoją groźbę.
-Nie masz nic lepszego do roboty niż robić jakieś dziecinne bunty?
-Nie masz nic innego do roboty, niż łazić do mnie bo Alison, której formalnie bardzo nie lubisz przyleciała do ciebie z płaczem?-zapytał, naśladując głos Cuddy.
-Masz wrócić tam natychmiast, chyba że chcesz się pożegnać z odzyskaniem więcej swobody i sali diagnos..
Jej wypowiedź przerwało nagłe wejście Selmy. Zrobiła zdziwioną(a może lekko zazdrosną?) miną, widząc Cuddy, opierającą się dłońmi o stół, stojącą tuż obok House'a.
-J,ja przyniosłam t-t-ten d-d-dr..-zaczęła jąkać, ale przerwał jej House, widząc już wściekłą minę Cuddy: -Dropsy, kochaniutka. Musisz się jeszcze wiele nauczyć by być w moim zespole.
-Najpotężniejszy doktorze Housie, czy mogłabym rzucić okiem na te.. hm DROPSY?-spytała Cuddy drwiącym tonem, po skinęła głową na Selmę, by wyszła z pomieszczenia.
-Jak jeszcze raz usłyszę czy zobaczę, że twoim podwładnym każesz kupować tobie Vicodin, to wszystkich zwolnię i będzie musiał zajmować się pacjentem sam, plus odrabiać klinikę za swoich byłych podwładnych. Nadążasz? Teraz wracaj do pacjentki!
-Tylko, że... jest pewien problem-odpowiedział House, przekopując siatkę, którą przyniosła Selma.
-Mianowicie-spytała, z zaciśniętymi zębami Cuddy. Miała już dość tej rozmowy. Może kiedyś ją to bawiło, ale nie teraz.
-Ona nie chce, żebym ją leczył
-Przeproś za ostatni seksistowski "żart", powiedz że się zgadzam na inne badania.. nie wiem! Po prostu idź do niej! Nie mam już ochoty i czasu by się z tobą użerać!!!-rzuciła po czym wyszła, odrobinkę za mocno zamykając drzwi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:00, 26 Lip 2013    Temat postu:

Tytuł wystarczy: Alison [+16, NZ]
W uwagach na początku napisałaś, że nie chodzi o Cameron to wystarcza.
Dlaczego jest 16+? Chyba wystarczy 13+.
Struktura dla mnie zniechęca do czytania. Może spróbujesz oddzielać akapity linijką przerwy (wiem, że nie używa się tego w polskim drukarstwie, ale nie da się tutaj zrobić wcięcia na początku każdego akapitu). Po tytule rozdziału też pusta linijka.
Te gwiazdki są bardzo dobre, ale dla mnie lepiej przed i po nich zrobić linijkę przerwy - o tak :

***

Jedna sprawa. Interpunkcja.
Proszę, interpunkcja.
Fabuła jest, sens ma, kwestie medyczne chyba w miarę ok, (nie znam się).
Przydałoby się odrobinę więcej opisów, co się dzieje. Choć akurat ja lubię dużo dialogów. Opis przeżyć wewnętrznych Cuddy, to że ulega House'owi, choć nie chce - ok, poczucie winy w stosunku do Rachel no ok, ale to z Wilsonem nie czuję. Cuddy zazdrosna o przyszłą - byłą panią Wilson nr 4, nie.
Ale interpunkcja (mnie bardziej przeszkadza niż ortografia, bo błędów ortograficznych często nie widzę). Bardzo często robisz jeden błąd utrudniający czytanie " - " tak powinno być, a bywa niestety tak "Wracając do artystów- samotnym może być każdy. Artystą nie."
Inne błędy: wielokropek ma trzy kropki ... i spacja po nim.
Ogólnie spacja po znaku interpunkcyjnym typu: , . ;
Jeśli w tekście jest gwiazdka pasowało by ją wyjaśnić.
Jeśli chcesz coś wyróżnić można zrobić to boltem - pogrubieniem. O ile się orientuję pisanie "TAK" oznacza krzyk.
Proszę przeczytaj to:
http://www.housemd.fora.pl/sprawy-organizacyjne,35/podstawy-jak-pisac,3638.html

Jeśli dalej będziesz miała problem z interpunkcją zwróć się do bety (osoby poprawiającej fiki), ich bank jest w dziale organizacyjnym w części fanfiction.
Ps. Nie wiem jak teraz z przepisami, ale jeśli jesteś przed maturą to zorientuj się czy masz dysortografie.
PPs. Ten fik wygląda jakbyś go wrzuciła bez czytania, mam nadzieję, że się mylę. Widziałam dziwne twory albo są uwagi we fragmencie poniżej albo poprawione.
PPPS. Czytaj książki, mogą być lektury, żeby rozwijać umiejętności (Lalka to bardzo dobra książka).
PPPPS. Przepraszam za swoje błędy i niemal pewne, że w tym, co poprawiałam coś przegapiłam. Ja chcę byś pisała lepiej. Nie traktuj tych uwag jako zniechęcania, raczej zachętę do dalszej pracy nad stylem, itd.

Pozdrawiam. Zapału. Weny.
Udanej drugiej połowy wakacji.

Poniżej poprawiony [na czerwono] fragment:

Odcinek 3 "Gdyby nie ty, to..."

- Biegnij już! No to miłego dnia - zobaczymy się po obiedzie - bądź grzeczna, słuchaj pań. Na pewno znajdziesz sobie parę koleżanek - powiedziała Lisa Cuddy, odprowadzając córkę do przedszkola.
- Nie chcę iść - powiedziała stanowczo Rachel, stojąc na chodniku, tuż przed budynkiem.
- A dlaczego? Zobaczysz, będzie fajnie - nowe przedszkole, nowi koledzy, nowe zabawki? Wiem, że trochę tęsknisz za tym starym ale to jest bliżej pracy mamusi...
- Nie! Ja chcę iść z tobą - odpowiedziała Rachel.
- Do szpitala? Nie, skarbie- nie mogę ciebie tam zabrać...
- W szpitalu leczy się chorych, a ja mam duuuży kaszel - powiedziała Rachel i dla potwierdzenia zakaszlała trzy razy.
-Tak? Oj, to niedobrze - będę musiała ci dać ten niedobry syrop cebulowy - powiedziała Lisa spokojnie, jednak najchętniej by zostawiła po prostu córkę w przedszkolu i pojechała do szpitala - zaraz się spóźni, a miała jeszcze odbyć rozmowę z Housem, który nie powstrzyma się aby wytknąć jej spóźnienie.
Rachel zrobiła wielkie oczy i delikatny uśmiech, który miała na twarz jej zrzedł. [O co chodzi w tym zdaniu]
- Dobrze - nie dam ci syropu. Ale jak jeszcze raz będziesz kłamała mi tu z kaszlem...
- Ja chcę być z tobą! - wykrzyknęła nagle córka.
- Ale ja jestem z tobą przecież cały czas kochanie - odpowiedziała Lisa zatroskanym głosem. Chrzanić House'a - musiała się dowiedzieć o co małej chodzi.
- Nieprawda! Wieczorem mnie zostawiasz u wujka Wilsona i jedziesz gdzieś - odpowiedziała wzburzonym tonem mała Cuddy.
- Dobrze - jak będziesz grzeczna to zabiorę ciebie dzisiaj po przedszkolu na lody - stoi? A teraz idź już szybko , bo mamusia się spóźni do pracy - powiedziała Lisa, po czym przytuliła córkę i odprowadziła do drzwi budynku. Na twarzy córki zagościł znów delikatny uśmiech.
- Może mała ma rację? Ostatnio nie za bardzo się nią zajmowałam... i jeszcze wszystko zwalałam na Wilsona! Jego też powinnam zabrać gdzieś, wynagrodzić te godziny zajmowania się Rachel... tylko że on nie chce - owszem, rozmawia ze mną, ale tak jakoś szorstko, tyle ile trzeba... pewnie ta blondyna go podburzyła przeciw mnie... - myślała Cuddy, już w samochodzie, skręcając na parking przed szpitalem. Zaparkowała, szybko wyciągnęła lusterko i poprawiła włosy, po czym najszybciej jak umiała pokonała dystans: Parking - gabinet.
- Spóźniona! - wrzasnął House na przywitanie, siedząc na jej krześle, przed jej biurkiem w jej gabinecie. [To jest to celowy zabieg tak?]
Ona przewróciła oczami, po czym nagle zmarszczyła brwi. Odwróciła głowę w stronę drzwi, potem na House'a i znów na drzwi.
- Jak tu wszedłeś?! O ile pamiętam zamykałam drzwi na klucz wychodząc!
- Przez komin - też powinnaś go używać skoro stajesz się coraz większą jędzą - odpowiedział House, kręcąc się na krześle.
- Złaź natychmiast! Chciałam z tobą omówić zasady, na których będę trzymać ciebie w szpitalu...
- Zadam może pytanie które mnie najbardziej ciekawi - ile mogę dziwek zaprosić na raz? - przerwał jej House.
- Ani jednej! - odpowiedziała mu ostrym tonem.
- Oj... za późno - jedna już jest - stoi przede mną - odrzekł House.
- Więc tak - skoro już o tym mówimy, to każda obraza mnie, albo moich czterech liter powoduje podwojenie twoich godzin w przychodni. Każde świadome i dobrowolne opuszczenie godzin w przychodni pogarsza twoją sytuację prawną, przez którą wracasz do pierdla. Koniec z obrażaniem pacjentów, strzelaniem do trupów, robieniu dziwnych eksperymentów na żywych, bądź martwych ludziach! Każde posunięcie masz konsultować ze MNĄ! - warknęła do niego Lisa, siadając przy biurku.
- Reanimację, ratowaniem życia też? - zapytał już lekko znudzony House.
- Ty przecież zawsze jak pacjent umiera, udajesz, że ciebie nie ma i wzywasz innych lekarzy - odpowiedziała, patrząc czujnie w jego błękitne oczy. Co takiego w nich było, co takiego w nich widziała jeszcze niedawno? Przez te całe prawie dziesięć lat? Co takiego w nich było że nadal jest dla niego zbyt miętka?
- No dobrze - jak następny pacjent nie będzie się skarżył, ani razu na ciebie, nie będziesz musiał mnie na każdą czynność pytać o zgodę - powiedziała, nie wierząc że to robi - znów mu ustępuje!
- Twój gabinet został przywrócony. Sala diagnostyczna też, jeśli przez miesiąc nie znajdę choćby jednego uskarżającego na ciebie pacjenta. I na koniec, twój zespół - masz na razie jedną osobę, resztę załatwisz sobie sam. Możesz wziąć do sześciu osób maksymalnie, jednak za to ja mogę każdego w każdej chwili zwolnić. Rozumiemy się?
- Jak słońce i zołza. Nie pytaj którym jesteś - odpowiedział wychodząc.
- A ty dokąd?
- Do gabinetu?
- Masz iść do przychodni, a wcześniej spotkać swój jednoosobowy zespół! - odpowiedziała już trochę zniecierpliwiona. [Tylko trochę]
- Ale ja mój zespół znam - chyba, że zatrudniłaś bliźniaczkę Alison...
- O tym, że Alison ma być w twoim zespole nic nie słyszałam, jednak ta osoba to też kobieta. Zresztą wy się już poznaliście - nazywa się Selma Malarck - będziesz jej mógł opowiedzieć o swoich gejowskich pornolach. I arrivederci, Roma*.

***

Ciężko było nie zapamiętać Selmy - tej małej rudej dziewczyny, która bardzo chciała pracować z Housem. Tej samej, przy której Greg sam sobie naubliżał. Świetnie! Od razu, jak go zobaczyła, zaczęła nawijać, a potem wpatrywać się w niego z uwielbieniem. Zrezygnowany House ruszył w stronę przychodni, ale tej na internie.
- House! - krzyknęła Alison, która właśnie przyjmowała pacjenta, a raczej dwóch - matkę i córkę.
- Dlaczego nie chcesz być w moim zespole? - zapytał, siadając na łóżku do badań USG. Selma chciała usiąść obok, jednak on szybko odłożył laskę, na wolne miejsce.
- To lekarz i kretyn w jednym - zwróciła się do lekko podenerwowanej matki. - Bo tak. Nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć!
- Przez ciebie ta pokraka łazi ciągle za mną, a ja muszę z nią przebywać - odpowiedział House. Alison znacząca popatrzyła na House'a a potem na Selmę, która właśnie wpatrywała się w jego oczy z uwielbieniem.
- Nie martw się - dla niej wszystko, co powiem jest wspaniałe i brzmi :"Kocham ciebie idiotko" itd. Tylko jak sobie ubliżałem to była oburzona - pewnie dlatego, że myślała, że to nie House House'owi ubliża- a, zresztą - co tam za pacjenta masz?
- Nic ciekawego. Teraz możesz iść pograć w zbijaka ze ścianą i porobić inne, dorosłe rzeczy - odpowiedziała zgryźliwie.
- Cuddy kazała mi być w przychodni.
- M
iałeś być w swojej przychodni... no nic - więc co dolega pani córce? - zapytała się matki.
- Nie śpi w nocy i jest coraz chudsza. Poza tym chyba ma depresję - odpowiedziała matka, obserwując House'a.
- Ma depresję? Jakoś ostatnio zmarkotniała czy co? - zapytała Alison.
- Tak... przynajmniej tak mi się wydaje - nie mówi ona za dużo...
- A czy...
- To anoreksja - przerwał jej House, bawiąc się laską. - Jeśli pani się martwi to powinna pójść do psychiatry, a nie do internistki, która jest na tyle mądra, że bez problemu dostałaby się do zespołu diagnostycznego i na tyle głupia, że wciąż tu siedzi. Anoreksja raczej w wczesnym stadium - jeszcze nie wygląda jak szkielet z sali biologii. Może być jeszcze bulimia, jeśli zbyt często myje kibel albo płucze gardło ziołami za często... No chyba, że córka ćpa i chce się przy zagłodzić na śmierć albo po prostu przestać sypiać w nocy - nie wiem, nie wnikam w jakże to ciekawe życie nastolatki - powiedział House, kręcąc młynek laską. - Widzisz - pacjent odrobiony za ciebie. Teraz idziesz do Cuddy, przepisujesz się, bo na internie dużo takich prostaków, którzy się tylko tu nadają. Jak będziesz bardzo chciała wrócić do kliniki to będziesz mogła odrabiać moją... - zaczął Gregory, tym razem mówiąc do Alison.
_________________
"Dzieło Boże? Tak, uderzenie piorunem. Jeden piorun, ośmioro rannych. Rozwaliło całą drużynę futbolową. Bóg miał niezły humorek."

"Utarło się kiedyś że artyści zazwyczaj są samotni. Jednak samotność nie zawsze jest wyrokiem - może być naszym własnym wyborem. Ci, co są na nią skazani cierpią przez to tylko na początku, potem się przyzwyczajają. Ci co wybrali samotność jeśli nie są kompletnie nieczuli, cierpią z tego powody do końca życia.
Wracając do artystów - samotnym może być każdy. Artystą nie."


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lacida dnia Pią 22:31, 26 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin