Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zapach choinki i pomarańczy [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sysunia
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 04 Lip 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:20, 30 Gru 2009    Temat postu: Zapach choinki i pomarańczy [M]

Wdech, wydech... Okej, więc. Tak się zbierałam, myślałam, zastanawiałam, umieścić coś tutaj czy nie umieścić. Ostatecznie, postanowiłam zaryzykować, mam nadzieję, że mnie nie zjecie.
Stety lub niestety, nie mogę się usprawiedliwiać debiutem, bo bynajmniej mój 'literacki' debiut to to nie jest, aczkolwiek jest to mój drugi fik o Housie (pierwszy doczekał się 4 części z wielu, jest w fazie niezakończonej i ciężko mi powiedzieć, czy zakończony zostanie).
Wiem także, święta już minęły, ale taki już mój charakter - rozważam, zastanawiam się, rozmyślam, a czas leci jak szalony...
Szczerze mówiąc, niespecjalnie jestem zadowolona z końcówki, ale kapryśny wen akurat wtedy stwierdził, że musi iść na spacer ;] Mam nadzieję, że wybaczycie.



"Zapach choinki i pomarańczy"

Ogień w kominku powolutku dogasał, wciąż jednak dając przyjemne ciepło i specyficzną atmosferę. Po pokoju roznosił się zapach choinki i pomarańczy. Zapach świąt, jak twierdził James Wilson.

House nienawidził zapachu choinki i pomarańczy.

Siedział w fotelu naprzeciw kominka, trzymając w dłoni szklankę z nalaną doń whisky z lodem. Kątem oka spoglądał w grający cicho telewizor. No tak, bo czymże byłyby święta bez Kevina i mu podobnych?

House nienawidził Kevina i filmów o świętach.

Claire zbierała ze stołu brudne talerze i naczynia, chowała do lodówki półmiski, na których wciąż jeszcze coś zostało. Ubrana była odświętnie, jak to na Boże Narodzenie przystało. House określał ją jako „jedną z ostatnich, dla których święta znaczą coś więcej niż choinka i światełka w sklepie rybnym”. Greg lubił tę dziewczynę. Była naturalna, szczera, inteligentna, a do tego wyrozumiała, tolerancyjna, no, może miała jeszcze tę nutkę dziewczęcej naiwności. No i pięknie wyglądała, w każdej sytuacji. Normalnie takie osoby House’a wkurzały. Ale Claire…
Zegarek na kominku wybił dziesiątą wieczór, grając przy tym cichutko kolędę „Santa Claus is coming to Town”.
House nienawidził tej kolędy. Tak samo jak wszystkich innych śpiewanych przez te wnerwiające, piszczące wiewiórki.
Wilson zamknął jak najciszej za sobą drzwi i usiadł na kanapie, nalawszy sobie wcześniej whisky. Do białej koszuli nosił świąteczny krawat ze Świętym Mikołajem, o tej godzinie już poluzowany.

House nienawidził tandetnych krawatów ze Świętym Mikołajem.

- Przecież jesteś Żydem – skwitował.
- Więc? – James uniósł brew.
- Żydzi nie obchodzą Bożego Narodzenia. Nie wierzycie w Jezusa, więc ciężko, abyście świętowali jego urodziny.
- No cóż, każde narodziny są cudem Bożym, wiec każde można świętować. Myślisz, że tego dnia na świat przyszedł tylko jeden, konkretny Jezus? - zapytał retorycznie Wilson.
- Więc może moje urodziny obwołajmy świętem, albo załóżmy religię, housizm? – ironizował House.
- Słyszałam, że nie lubisz obchodzić swoich urodzin – do panów dołączyła Claire.
- Nigdy nie dostaję trafionych prezentów. Zamiast rejsu na statku dla lesbijek, gdzie trafiłbym w ramach pomyłki przy bilecie, dostaję skarpetki. Zamiast rocznego karnetu do klubu „Czarny lotos”, dostaję skarpetki. Zamiast dwudziestoletniej laureatki wenezuelskiego konkursu miss do sprzątania mieszkania, dostaję…
- Hola, hola, teraz mieszkasz z nami, więc ta dwudziestolatka… - Claire spojrzała na niego znacząco.
- Mogłabyś czasem założyć do sprzątania miniówkę i piętnastocentymetrowe szpilki – mrugnął do niej.
- Skąd wiesz, że nie zakładam? – założyła ręce na piersi. – Ale cóż, to nie jest widok przeznaczony dla ciebie – pokazała mu język, po czym odeszła na chwilę do kuchni.
- Spróbowałbyś – James pogroził mu palcem.
- Wiem, wiem, twoja żona jest nietykalna etc., etc., ale kto tu mówi o dotykaniu? – House wzniósł oczy ku metaforycznemu niebu.
- Serio karnet to byłby trafiony prezent na twoje urodziny? – Wilson udawał zdziwienie, na co House tylko walnął się zrezygnowany dłonią w czoło.
- I twój sernik – uściślił Greg, gdy wróciła Claire.
- Co mój sernik? – nie była w temacie.
Podała panom po kieliszku domowej roboty ajerkoniaku, sama natomiast miała kubek z gorącą, parującą czekoladą. Usiadła przy Jamesie i wtuliła się ostrożnie w jego bok.
- Śpi? – zapytała.
- Śpi, sam ją uśpiłem – pocałował żonę w czoło.
- Sam widziałem, jak moczył ściereczkę w wódce – potwierdził House.
- James, Greg! – zaniepokoiła się; czasem nie potrafiła wyczuć ironii w rozmowach męża z przyjacielem.
- Spokojnie kochanie, on tylko żartuje – Wilson objął żonę.
- Niedobrze mi się robi, jak na was patrzę – House udał obrzydzenie na widok delikatnego pocałunku państwa Wilson.
Z tym kominkiem i skarpetami przymocowanymi nad nim, z tą kolorową, błyszczącą choinką, z tą jemiołą przyczepioną do sufitu, z tymi kieliszkami tudzież kubkami, prezentami pod drzewkiem… Z tym wszystkim wyglądali jak na kartce świątecznej. Brakowało jeszcze tylko ich półrocznej córeczki, która spała sobie pewnie słodko w pokoju obok.

A House nienawidził kartek świątecznych.

A mimo wszystko tam był. I to wcale nie dlatego, że tam mieszkał. James był jego najlepszym przyjacielem. Najlepszym, zawsze, bez względu na okoliczności. Teraz był też szczęśliwy, a (czego Greg nigdy w życiu nie powiedziałby na głos) House lubił widok szczęśliwego Wilsona. Tak szczęśliwego, że obchodził Boże Narodzenie, aby sprawić przyjemność swojej czwartej żonie. Czwartej i, House czuł w głębi serca (najprawdopodobniej, jako że nikt nigdy nie chciał sprawdzić, czy to serce diagnosta faktycznie ma), jedynej prawdziwej, ostatniej. Była też właśnie Claire, tak szczerze radosna i tak szczerze przeżywająca te święta. I szczerze lubiąca i akceptująca House’a, co Greg sprawdził, poddając ją różnym próbom jeszcze przed ślubem. No i była jeszcze pierworodna Wilsona, póki co bezzębna, różowa i piszcząca, ale ona tylko dopełniała obrazka.
I prędzej House przespałby się z Foremanem niż przyznał na głos, że te święta mu się podobają. Stwarzają namiastkę domu, rodziny, o jakiej zawsze marzył. Namiastkę ciepła, radości, których nigdy nie doświadczył.
Wciąż jednak czegoś mu był brak.
- House? – głos Jamesa wyrwał go z zamyślenia (tak, sam Gregory House się zmyślił!).
- Nie, James, są święta, ale nie będę dzisiaj z tobą spał! – odpowiedział.
- Pytałem, czy rozmawiałeś z Cuddy – Wilson przewrócił oczami.
- Jeszcze ajerkoniaku? – zaproponowała prowizorycznie Claire, dolewając trunku do kieliszków.
- Poproszę i nie – odparł lakonicznie.
- Są święta – uśmiechnął się James.
- Więc Cuddy jest pewnie u swojej siostry wraz z resztą swojej wyselekcjonowanej rodzinki – stwierdził.
- Jej siostra jest u rodziny męża w Paryżu – poinformował go James.
- Więc pewnie Cuddy sama organizuje idealne, perfekcyjne, komercyjne przyjęcie bożonarodzeniowe.
- Powinieneś chociaż zadzwonić i złożyć życzenia – zasugerowała pani Wilson, stawiając na stole talerz z ciasteczkami.
- „Merry Christmas and happy go to hell”? I na dodatek teraz, o północy? Lucas jeszcze sobie coś pomyśli, a przecież pamiętasz, co mówiłem…
- Że nie będziesz psuć jej idealnego, kupionego szczęścia. Tak tak, doskonale to pamiętam. I co z tego? Są święta.
- Ona też jest Żydówką, więc nawet ich nie obchodzi. Nie w ten sposób – bronił się Greg.
- Boże Narodzenie, Chanuka… Co za różnica – rozłożyła ręce Claire. – W te dni powinno się być miłym dla drugiego człowieka, bez względu na to, jak je nazywa. Zresztą, przez cały rok powinno się być miłym i… - nie dokończyła, jako że James, słysząc nadchodzący wykład, zamknął jej usta pocałunkiem.
- Taksówka czeka na dole – rzekł James, kiedy oderwał się od żony. – Jedź do niej i powiedz jej, że… Chociażby, że życzysz jej wesołych świąt. Tak, teraz w nocy. Lucasem się nie przejmuj, jego też dotyczy duch świąt. A zresztą… Nieważne, lepiej, jak będziesz żałować, że pojechałeś niż żałować, że nie pojechałeś.
- Zaufaj mu – Claire mrugnęła do Grega, ściskając przy tym mocno dłoń męża.
House przez chwilę przetwarzał to, co właśnie usłyszał i wyczuł. A wyczuł, że oni wiedzą coś, czego on nie wie. Dopił swój trunek i odstawił kieliszek, po czym bez słowa chwycił płaszcz i wyszedł z mieszkania, zostawiając w nim Jamesa i Claire całujących się coraz namiętniej pod jemiołą.

Tak, wiedział, że James jest szczęśliwy, że oboje z Claire są szczęśliwi, ale i tak nienawidził widoku Jamesa i Claire całujących się coraz (o zgrozo) namiętniej pod jemiołą.

Podróż taksówką dłużyła mu się i nie dłużyła. Z jednej strony chciał mieć to już za sobą, a z drugiej, chyba pierwszy raz w życiu nie miał pojęcia, co go czeka. Mógł układać różne scenariusze, snuć domysły, ale kompletnie nie wiedział, co go czeka.
Poprosił taksówkarza, aby zatrzymał się trzy domy przed domem Cuddy. Zapłacił mu i ruszył powoli oblodzonym chodnikiem. Pomysł na krótki spacer okazał się średnio trafiony, jako że dwa razy bliski był przewrócenia się i złamania nogi, ręki czy czegoś innego. Mimo to, pod drzwi pani dyrektor dotarł nadzwyczaj szybko. Nie zastanawiając się dłużej, zapukał energicznie.
Usłyszał jakiś szelest, skrzypnięcie, a po chwili drzwi otworzyła mu sama Cuddy, w jedwabnym szlafroku.
- House? – była szczerze zdziwiona na widok niespodziewanego gościa.
- W religii chrześcijańskiej jest zwyczaj, że zostawia się w święta nakrycie dla nieproszonego gościa – oznajmił.
- Po to przyszedłeś? – przyjrzała mu się podejrzliwie. – Zresztą, nie nieproszonego, ale niezapowiedzianego, niespodziewanego, a poza tym, to nie do końca moja religia.
- Niezupełnie po to, Wilson stwierdził, że powinienem ci życzyć wesołych świąt itepe – rzekł, nie patrząc na nią.
- Wilson stwierdził – pokręciła z politowaniem głową.
- Okej, więc życzyłem wesołych świąt, a teraz idę, spacer dobrze mi zrobi, poza tym, im dłużej będę szedł, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że natknę się na nasze gołąbeczki w bardzo intymnej sytuacji – wyjaśnił z lekką ironią.
Cuddy zaśmiała się cicho.
- No dobrze już, wejdź – zaprosiła go do środka.
- Lucas nie będzie miał nic przeciwko? – wolał się upewnić.
- Lucasa nie ma – odparła beznamiętnie, odwracając się.
- Okeej…
- Wina? – zaproponowała w salonie.
- Poproszę – House obserwował ją uważnie.
Usiadł na fotelu, a Cuddy przyniosła wino. Podała mu napełniony kieliszek i usiadła naprzeciwko.
Siedzieli w milczeniu. Kwadrans, pół godziny. House wciąż ją obserwował. Jej długie, ciemne włosy opadały lekko wokół twarzy. Tak seksownie piła to wino, jak podnosiła kieliszek do ust… A szlafrok tak idealnie podkreślał jej kształty, piersi…
- Zerwaliśmy – oznajmiła nagle.
Butelka była już praktycznie pusta.
- Nie pytałem i nie wiem, czy chcę znać szczegóły – House postawił kieliszek na ławie.
- Tydzień temu wyjechaliśmy w góry i zerwaliśmy. Znaczy, ja zerwałam. Ale rozstaliśmy się w zgodzie, żeby nie było, taką mam nadzieję… Ale to było… Jak tak można, zerwać z kimś tuż przed świętami… - mówiła cicho, ale bardzo szybko. Jakby musiała się koniecznie wytłumaczyć, nie tyle już sama przed sobą, ale właśnie Gregowi. – Nie mogliśmy być dłużej razem, po prostu… Nie da się, tak się nie da. Być z kimś z rozsądku, bo i tak nikogo się nie znajdzie… - westchnęła, i ukryła twarz w dłoniach.
- Rozmawiałaś z Wilsonem? – zapytał znienacka.
- Nie, z Claire, parę dni temu, a co? – Spojrzała na niego lekko załzawionymi oczami.
- Nic takiego – uśmiechnął się sam do siebie.
Więc wiedzieli. Wiedzieli doskonale. Nic mu nie powiedzieli, nic, specjalnie… Kiedyś chyba zabije Wilsona. I nie będzie to bynajmniej śmierć szybka i bezbolesna, oj nie…
Tymczasem jednak wstał i usiadł koło Lisy. Zdawał sobie sprawę z tego, że zachowuje się jak nie on, ale… Być może James ma jednak rację…
Spojrzała mu w oczy. Była tak niebezpiecznie blisko. Tak blisko, że widział drobinki łez na jej rzęsach. A przecież nie płakała tak mocno. Prawie wcale, tak właściwie.

~*~

Leżeli już w jej wielkim łożu. Leżeliby może przed kominkiem, ale wiadomo… Rachel. Szczerze mówiąc, House’owi z pewnym trudem przyszło nazwanie dziewczynki po imieniu. W ostatniej chwili ugryzł się w język, żeby nie nazwać jej per „bachorem”, „bękartem”. No cóż, może nie będzie używał jej imienia często, ale w końcu… Są święta.

Nie żeby święta u Wilsonów mu się nie podobały. Ale czegoś mu brakowało. Lub raczej kogoś. W przyszłym roku pewnie spędzą je razem. W szóstkę lub siódemkę, jeżeli Wilson nie będzie dostatecznie uważał. Może już teraz, w tej atmosferze, w tym całym ferworze pracują nad kolejnym Wilsonem.
Odrzucił od siebie te myśli. Oczywiście, szczęśliwy Wilson jest lepszy niż Wilson w depresji. Ale przecież on, House, nie musi go sobie wyobrażać w różnych sytuacjach…

Bo House zamiast obserwować Jamesa i Claire całujących się coraz namiętniej pod jemiołą wolał całować się z Cuddy, w jej łóżku, przy kominku, na pewno nie pod jemiołą.

House nienawidził jemioły.

House zamiast kolęd śpiewanych przez wkurzające, piszczące wiewiórki wolał Cuddy, której jęki, podczas gdy… No, były dla niego najlepszą muzyką.
House zamiast Kevina i mu podobnych wolał oglądać Cuddy, lekko spoconą, śpiącą teraz po wysiłku.
House zamiast tandetnego krawatu z Mikołajem wolał nie nosić nic. I żeby Cuddy też nic nie nosiła.
House zamiast zapachu choinki i pomarańczy wolał zapach ukochanej kobiety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:24, 31 Gru 2009    Temat postu:

naprawedd mistrzostwo
pozatym pierwszy fragment ten u Wilsona moze tez spokojnie nadawac sie do Hilsonka a pozniej u Cuddy poprostu bosko
Cytat:
"Bo House zamiast obserwować Jamesa i Claire całujących się coraz namiętniej pod jemiołą wolał całować się z Cuddy, w jej łóżku, przy kominku, na pewno nie pod jemiołą.

House nienawidził jemioły.

House zamiast kolęd śpiewanych przez wkurzające, piszczące wiewiórki wolał Cuddy, której jęki, podczas gdy… No, były dla niego najlepszą muzyką.
House zamiast Kevina i mu podobnych wolał oglądać Cuddy, lekko spoconą, śpiącą teraz po wysiłku.
House zamiast tandetnego krawatu z Mikołajem wolał nie nosić nic. I żeby Cuddy też nic nie nosiła.
House zamiast zapachu choinki i pomarańczy wolał zapach ukochanej kobiety."

ten fragment idealnie pokazuje co to znaczy szczescie i milosc a pozatympokazuje ze nie da wszystkkich sa to te same zeczy ze kazdego z nas cieszy cos innego boski fragment pokazuje jak bardzo on ja kocha i jak wiele dla niego znaczy
bardzo mi sie podobalo i pisz wiecej takich cudeniek


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mazeltov dnia Pią 16:25, 01 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:20, 31 Gru 2009    Temat postu:

A to Ci dopiero Sysunia coś napisała I to jakie coś
Łooo Boziuuu... To było cudo, dopracowane w każdym calu. Momentami zanosiłam się śmiechem, tak, chdzi o fragment z Foremanem Słodko, ale nie do końca, bo bardzo House'owo z drugiej strony. Kocham cię za rodzinkę Wilsona, oj, ale bym chciała, żeby był taki szczęśliwy i House z nimi mieszka Super to oddałaś
Najbardziej mi się podobały te wtrącenia, że coś jest takie, a House tego nie lubi choć tak naprawdę lubi, tylko, że jest coś co lubi bardziej Wybacz nieskładny koment
Intryga Wilsonów
I Cuddy tłumacząca się House'owi Nic dodać, nic ująć
Końcówka:

CYTAT:
"Bo House zamiast obserwować Jamesa i Claire całujących się coraz namiętniej pod jemiołą wolał całować się z Cuddy, w jej łóżku, przy kominku, na pewno nie pod jemiołą.

House nienawidził jemioły.

House zamiast kolęd śpiewanych przez wkurzające, piszczące wiewiórki wolał Cuddy, której jęki, podczas gdy… No, były dla niego najlepszą muzyką.
House zamiast Kevina i mu podobnych wolał oglądać Cuddy, lekko spoconą, śpiącą teraz po wysiłku.
House zamiast tandetnego krawatu z Mikołajem wolał nie nosić nic. I żeby Cuddy też nic nie nosiła.
House zamiast zapachu choinki i pomarańczy wolał zapach ukochanej kobiety."


PO PROSTU MISTRZOSTWO

Sysuniu, mam nadzieję, że jeszcze nie raz coś wrzucisz, Huddy potrzebuje świeżej krwi, my długo piszący już się wypalamy(patrzy na siebie) a Ty bez wątpienia masz talent i spory potencjał

Lisek życzy wena puchatego i maślanymi oczkami naciąga na więcej


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Czw 9:38, 31 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:37, 31 Gru 2009    Temat postu:

Świetne to było
Fajny pomysł miałaś Wszystko tak przemyślane
Nic dodać nic ująć.
Czekam na jakieś kolejne Twoje dzieło


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:31, 31 Gru 2009    Temat postu:

Sys! Jak miło! Tak... rodzinnie i ifilmowo

Strasznie się cieszę, że postanowiłaś to tutaj wrzucić. Ten dział takich właśnie prac najbardziej teraz potrzebuje - na poziomie, w dobrym stylu.

Swój zachwyt nad tą miniaturką już wyraziłam, więc nie będę się powtarzać. Liczę tylko na to, że będziesz pisać znacznie, znacznie częściej!

Weny forever!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sysunia
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 04 Lip 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:26, 01 Sty 2010    Temat postu:

Dziewczyny, jej, bardzo, bardzo mi miło i kompletnie nie wiem, co powiedzieć, ups, napisać^^

Mazeltov - ta rezerwacja mnie rozczuliła^^ Czy mistrzostwo... oj, to za dużo, zdecydowanie, jeszcze wiele mi brakuje, nie dorastam do pięt wielu z tutejszych mistrzów Bardzo dziękuję za komentarz ;]

Lisku - ojć, jak zobaczyłam komentarz, to pomyślałam, że może pomyliłaś tematy albo cuś^^ Koment wcale nie nieskładny, zrozumiałam, o co kaman Nie rozumiem natomiast, co znaczy to spojrzenie na siebie, znaczy na Ciebie^^ Czytając Twoje dzieła, wcale nie odnoszę wrażenia, że się wypaliłaś czy cuś No bo właśnie, czytam, czytam, tylko mam problemy z komentowaniem na bieżąco^^ Bardzo się cieszę, że się podobało, ale co do tego więcej... Wszystko zależy od wena i od czasu, którego niestety, ale brakuje

Gosiaczeq_17 - bardzo mi miło, dziękuję za przeczytanie i dotrwanie do końca^^

Sarusia - dziękuję za oba komenty Pewnie się powtórzę po raz wtóry, ale bardzo się cieszę i bardzo mi miło, że się spodobało Tak ifilmowo mówisz... Mam nadzieję, że coś jeszcze uda się naskrobać, ale kiedy i czy będzie się to nadawało do wklejenia... Nie gwarantuję^^ A tak btw., czekam na coś Twojego^^

Jeszcze raz dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gehnn
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zamku pięciu Braci
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:03, 01 Sty 2010    Temat postu:

Miałam odpisać przedwczoraj, ale strasznie mi się nie chce ostatnio pisać konstruktywnych komentarzy, więc postanowiłam wrócić niedługo. Zarzut, chyba jedyny - do Claire wkradła się mała Mary Sue. Wiem, że nie jej dotyczy fik, ale to to, co zauważyłam.

Ciepło, świątecznie. Podobają mi się wtrącenia na temat czego House nie lubił i celowe powtórzenia. Ogólnie kocham celowe powtórzenia, nadają niesamowitego smaku tekstom. Hilson. Malutki. Ale jest. Jak zawsze, a wątki poboczne są za każdym razem tak samo interesujące (dobrze, nie. zależy, czy mam zarzuty, czy nie ^.^) Trochę sztucznie odegrana scena pierwsza Huddy. Przeszkodziło mi to zerwanie z Lucasem, bo oni w każdym fiku zrywają i mam tego już serdecznie dość ^__^ Ale koniec oddał mi wszystko z nawiązką. Bardzo dobrze ujęte, jestem oczarowana zakończeniem i przyznaję, że jest świetne. Jeden z najlepszych tekstów, jakie ostatnimi czasy zdarzyło mi się czytać.

Trochę mi się skojarzyło z Fight Clubem (chore dosyć, wiem O.o). Jakbyś kiedyś była zainteresowana, to możesz napisać coś w tym typie, bo te wtrącenia mi tak pachniały tym klimatem. Albo może to przez to, że niedawno czytałam ^^

Bardzo mi się podoba,
i wenna.
G.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez gehnn dnia Pią 15:05, 01 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CaRoLaInE_97
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 180
Przeczytał: 116 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:31, 09 Sty 2010    Temat postu: Re: Zapach choinki i pomarańczy [M]

sysunia napisał:
Kątem oka spoglądał w grający cicho telewizor. No tak, bo czymże byłyby święta bez Kevina i mu podobnych?
House nienawidził Kevina i filmów o świętach.

Symbol świąt - Kevin Sam W Domu

Cytat:
Tak samo jak wszystkich innych śpiewanych przez te wnerwiające, piszczące wiewiórki.


Cytat:
House nienawidził tandetnych krawatów ze Świętym Mikołajem.


Cytat:
-Zamiast rejsu na statku dla lesbijek, gdzie trafiłbym w ramach pomyłki przy bilecie, dostaję skarpetki. Zamiast rocznego karnetu do klubu „Czarny lotos”, dostaję skarpetki. Zamiast dwudziestoletniej laureatki wenezuelskiego konkursu miss do sprzątania mieszkania, dostaję…

Wymarzone prezenty dla House'a

Cytat:
- Śpi, sam ją uśpiłem – pocałował żonę w czoło.

Kolejna zona Wilsona

Cytat:
Nie żeby święta u Wilsonów mu się nie podobały. Ale czegoś mu brakowało. Lub raczej kogoś. W przyszłym roku pewnie spędzą je razem. W szóstkę lub siódemkę, jeżeli Wilson nie będzie dostatecznie uważał. Może już teraz, w tej atmosferze, w tym całym ferworze pracują nad kolejnym Wilsonem.

Ach..razem
Pracują nad kolejnym Wilsonem

Cytat:
Bo House zamiast obserwować Jamesa i Claire całujących się coraz namiętniej pod jemiołą wolał całować się z Cuddy, w jej łóżku, przy kominku, na pewno nie pod jemiołą.

zUo

Piękne [/quote]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin