|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 1:40, 18 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nie ma to jak przeczytać od razu wszystkie wrzucone części To świadczy o tym że mnie naprawdę wciągnęła twoja opowieść i już zasypiam przed kompem, bo mnie zatrzymała aż do 2 w nocy Wiesz co? nie jestem ekspertem, czasem tylko zdarza mi się coś skrobnąć piórem amatorsko, ale dałabym teraz troszkę dramatu tak dla kontrastu, bo dla mnie oni żyją już długo za słodko (lubię jak coś piszę, komplikować bohaterom życie ) nie licząc tego że House omal nie wziął Vicodinu.... może coś z Cuddy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:00, 18 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
sarape napisał: | To świadczy o tym że mnie naprawdę wciągnęła twoja opowieść i już zasypiam przed kompem, bo mnie zatrzymała aż do 2 w nocy Wiesz co? nie jestem ekspertem, czasem tylko zdarza mi się coś skrobnąć piórem amatorsko, ale dałabym teraz troszkę dramatu tak dla kontrastu, bo dla mnie oni żyją już długo za słodko (lubię jak coś piszę, komplikować bohaterom życie ) |
O Nowy Czytelnik, jak miło, witam
Godzina o której piszesz jest chyba najlepszym komentarzem.
Najpierw: moje pisanie przecież też jest zupełnie amatorskie.
Co do dramatów, pewnie nie powinnam tego pisać, bo uprzedzam fabułę, co może mnie kosztować Czytelników, ale jak wspominałam dramatów nie będzie. Ten fik pisze na pocieszenie dla siebie po zakończeniu serialu.
Plus jest to moja wizja poradzenia sobie z niektórymi ich problemami, których rozwiązanie nie przypadło mi do gustu w serialu.
Niemniej dziękuje za opinie i pozdrawiam serdecznie
House wrócił do mieszkania spakował kilka rzeczy, wsiadł na motor i udał się do domu Cuddy, aby zacząć ich pierwszy wspólny weekend. Mieli spędzić razem około siedemdziesięciu dwóch godzin, może więcej. Mimo rosnącego optymizmu odnośnie kierunku ich związku towarzyszyły mu również wątpliwości. Jakby na to nie patrzeć był to pewnego rodzaju test. Zastanawiał się, czy wyjeżdżając nadal będzie uważał, że czeka ich wspólna przyszłość. Rachel ruszyła w kierunku drzwi, gdy tylko usłyszała motor pod domem.
- Haws! – przywitała radośnie, gdy tylko przekroczył próg.
- Hej, ćwiczysz swoje zdolności zakradania się, jak ninja? - spytał odstawiając na bok swoją torbę. Tuż za nią na korytarzu pojawiła się Marina.
- Dzień dobry, doktorze House. Lisa jeszcze nie wróciła.
- Możesz iść – poinformowała Rachel odwracając się do swojej opiekunki. Diagnoście nie udało się powstrzymać uśmiechu słysząc powagę, z jaką wydała polecenie.
- Słyszałaś szefową. Masz zasłużone wolne.
- Chyba nie powinnam, nie umówiłyśmy się dokładnie - wahała się Marina - Myślałam, że będzie przed panem.
- W porządku. Jest jak gremlin, tak? – żartował lekarz patrząc na małą brunetkę - Nie karmić po północy, nie zmoczyć? Poradzimy sobie.
- Co to gremlin? – spytała dziewczynka ciągnąc go za koszulę. Spojrzał na dół i rzucił szybkie - Ty.
- Nie jestem pewna – mówiła niania, nie chcąc się narazić szefowej. Nie dziwił się specjalnie, w końcu to nie on jej płacił. Mimo iż go znała miała wyznaczone godziny pracy.
- Zadzwonię do niej – zaproponował najszybsze rozwiązanie, następnie ze znanym sobie poczuciem humoru zwrócił się do Cuddy - Witaj słonko, twoja opiekunka uważa, że żaden ze mnie materiał na Marry Poppins, musisz jej wytłumaczyć, że jesteś na tyle obłąkana by powierzyć mi swoje dziecko.
Marina spłoszyła się słysząc jego słowa.
- Ja…nie sugeruje, że nie jest pan godny zaufania – tłumaczyła zdenerwowana - Po prostu Lisa …
- Oddychaj, żartowałem - skrócił jej cierpienia widząc jej paniczną reakcje. Dziewczyna widocznie odetchnęła z ulgą. - To twoja praca, nie mam pretensji, że nie oddajesz jej pierwszemu obcemu na ulicy– dodał podając jej komórkę. Po krótkiej wymianie zdań Marina zebrała swoje rzeczy i zadowolona z wolnego popołudnia pożegnała się. Rachel wyszła pomachać opiekunce na do widzenia.
- Co chcesz robić do powrotu mamy? – zapytał House, gdy zostali we dwoje.
- Bawić się.
- Konkretna jesteś, nie ma co.
- Jak ci minął dzień? – spytała pięciolatka, a lekarz zastanawiał się, jakim cudem była go jeszcze w stanie zaskoczyć.
- Słucham?
- Mama zawsze mnie pyta, jak wraca ze szpitala, więc jak ci minął dzień?
- Uratowałem życie, nie uciekłem z przychodni, sam zapłaciłem za swój lunch- wymienił trzy swoje osiągnięcia - Ty?
- Byłam na basenie i narysowałam żabę.
- Wygrałaś. Może ugotujemy coś na kolacje? – zasugerował zanim zdecydowała, że będą się turlać po dywanie, kiedy mała z aprobatą skinęła głową zapytał jeszcze - Masz jakieś życzenia?
- Pizzę? – odparła bez zastanowienia.
- Jak ty się na coś uprzesz – mówił kręcąc głową - Nie teraz. Inne pomysły?
- Makaron z sosem?
Ta sugestia przeszła i po przeszukaniu lodówki zabrali się za szykowanie jedzenia. Rachel zaangażowana w przygotowywania z entuzjazmem podawała składniki, mieszała i smakowała. Podobało się jej gotowanie z Housem, który każdą czynność potrafił zmienić w wygłupy. Skończyli wraz z pojawieniem się Cuddy. Podczas wspólnego posiłku przy blacie w kuchni podekscytowana córka zdawała jej relacje ze swojej lekcji gotowania. Po męczącym dniu Lisa cieszyła się z chwili spokoju i pysznego makaronu. Niestety zdawała sobie sprawę, że poza przyjemnościami czekały ją również typowe weekendowe obowiązki. Większe zakupy, pranie, drobne porządki. By znaleźć czas do zabawy planowała to wszystko rozłożyć w czasie.
- Muszę zrobić zakupy, kto idzie, kto zostaje? – spytała wstawiając naczynia do zmywarki. Pomyślała, że lepiej będzie, jak da im wybrać.
- Idziemy – oświadczyła córka.
-Najwyraźniej nie mam już nic do powiedzenia – pomstował diagnosta wstając z krzesła, ale nie próbował się nawet wymigać, więc ewidentnie nie przeszkadzało mu to tak bardzo. Kiedy dojechali do marketu dziewczynka na zmianę to trzymała się mamy, to chodziła za Housem. Kiedy w połowie sklepu Cuddy poszła do działu z warzywami i lodówkami diagnosta włożył do wózka piwo i chipsy.
- Co robisz?– spytała szeptem Rachel przyglądając się, jak wkłada kolejne produkty- Mama ma listę.
- Udoskonalimy ją trochę. Co chcesz?
- Mogem wszystko?
- Mogę – poprawił ją automatycznie, po czym zdał sobie sprawę z tego, co robi - Cholera. Zaczynam brzmieć, jak twoja mama. Jasne, zaszalej.
- Powiedziałeś cholera - zauważyła dziewczynka, kiedy ruszyli między półki w poszukiwaniu słodyczy. Po jakimś czasie wróciła Cuddy i lekko zdezorientowana przyglądała się opakowaniom, których nie włożyła do wózka.
- Co do…?
- Mąż z córką to podrzucili, kiedy pani nie patrzała - podpowiedziała uśmiechnięta kobieta obok.
- Dziękuje – odparła uprzejmie administratorka wkładając opakowanie z powrotem. Kiedy tylko usłyszała ‘mąż z córką’ zapomniała o tym, czego szukała właśnie na półkach. Głupio było jej się przyznać nawet przed samą sobą, że przypuszczenie nieznajomej wprawiło ją w dobry humor. Nie znaczyło to jednak, że zamierzała przemilczeć ich podchody.
- Więcej słodyczy się nie dało? – zainteresowała się przy kasie. Nie zrobiło to jednak na diagnoście większego wrażenia.
- Dało. Wykazaliśmy się niezwykłym opanowaniem.
- Właśnie widzę.
- Pod twoją nieobecność ustaliliśmy również, że od tej pory ty będzie od dyscypliny, a ja będę od zabawy – poinformował Greg i mimochodem dodał - Jak myślisz, kiedy można jej pokazać ‘Pulp fiction’?
W domu po rozpakowaniu zakupów House i Rachel zabrali się za pochłanianie słodyczy przy kolejnej bajce. Cuddy miała do nich dołączyć, minęło pół kreskówki, a ona wciąż siedziała przy biurku obłożona stertą papierów.
- Ale rozumiesz koncepcje wolnego? – spytał Greg zaglądając do sypialni.
- To na poniedziałek. Chce to skończyć teraz, żeby mieć resztę weekendu dla was.
- Długo ci to jeszcze zajmie?
- Nie jestem pewna.
- Mam inną sugestie, równie skuteczną. Ognisko.
- Dzięki – rzuciła ironicznie i spojrzała na zegarek - Zbliża się dziewiąta, powinnam położyć Rach spać.
- Powiedz jej dobranoc, mogę ją położyć – zaoferował House widząc, że wolałaby się nie odrywać od pracy.
- Co? Lubi, żeby jej coś poczytać przed zaśnięciem
- Posiedzę z nią póki nie zaśnie.
- Położysz ją spać? – upewniła się z wyraźnym niedowierzaniem. Po tym, jak szybko spochmurniał zrozumiała, że niepotrzebnie to powiedziała.
- Wiesz, co? Pomogłoby gdybyś nie brzmiała, jakbym dobrowolnie zgłosił się do przychodni za każdym razem, gdy proponuje ci pomoc - zauważył House z wyrzutem i wyszedł. Nie wiedział czemu akurat teraz, ale zirytowało go to, że jej automatyczną reakcją na jego uprzejmość była podejrzliwość. Szczególnie, że naprawdę się starał.
‘Wspaniałe rozpoczęciu weekendu’ - pomyślała Cuddy patrząc, jak bez słowa opuszcza pokój. Dokończyli oglądać bajkę, Rachel umyła zęby i buzię, przebrała się w piżamę i pocałowawszy mamę na dobranoc położyła się do łóżka z niecierpliwością czekając na bajkę House’a. Nie wiedziała, że w tej chwili diagnosta stoi właśnie przed drzwiami jej sypialni. Powtarzał sobie, że to nic wielkiego, poradził sobie z płaczem, w porównaniu z tym bajka na dobranoc była pestką. Choć chodziło o Rachel, która w jego oczach wszystko potrafiła skomplikować. Ostatecznie doszedł do wniosku, że wiecznie nie może unikać trudnych dla siebie sytuacji i wszedł do środka.
- Dobra, to, co ci poczytać? – spytał rozglądając się po jej półce z książkami.
- Znam je na pamięć – mówiła dziewczynka przykrywając się kołdrą - Lepiej coś opowiedz.
- Ale ty jesteś wymagająca – narzekał sadowiąc się wygodnie na łóżku obok niej.
- Mama wymyśla mi historyjki.
‘Oczywiście’ przeleciało mu przez głowę. Jednak błyskawicznie wpadł na pomysł równie skuteczny i znacznie prostszy, jak na jego debiut.
- Nie znam się na bajkach. Podaj mi jakiś przykład – zasugerował mając nadzieje, że podziała. Zastanowiła się chwile. Uśmiechnął się widząc tą jej skupioną minę.
- Dawno temu w zaczarowanym lesie była sobie fioletowa małpka – zaczęła dając mu przy tym wgląd w prace swojej wyobraźni.
- Fioletowa? Była toksyczna? – spytał nie mogąc powstrzymać komentarza.
- Co?
- Zatruta chemikaliami, dlatego zmieniła kolor – wyjaśnił na poziomie jej słownictwa.
- Nie, taka się urodziła.
- Interesujące i jak się nazywała ta niesamowita fioletowa małpka?
- Kika - odpowiedziała bez namysłu.
- Koszmarne imię, odebrałbym prawda rodzicielskie tym, co ją nazwali.
- Kika była mała i wesoła - nie przeszkadzała sobie kontynuując swoją historię - Lubiła skakać po drzewach i arbuzy.
- Cóż za zbieg okoliczności.
- Mieszkała w mokrawym lesie – słysząc to House zerknął na nią skołowany, dopiero po chwili zrozumiał, co miała na myśli.
- Chyba deszczowym
- Właśnie takim – zgodziła się - Jej stado ruszyło w podróż, szukać nowego domu, ale Kika zgubiła się po drodze. Bała się, bo nie mogła znaleźć mamy.
Dziewczynka zgodnie z oczekiwaniami mówiła coraz ciszej i ciszej, a z każdym kolejnym słowem na dłuższe chwile zamykała oczy, w końcu zasnęła w środku zdania.
- Cholera, już nigdy nie dowiem się, co się stało z Kiką – wymamrotał House wstając z łóżka. ‘Nie było aż tak źle’ stwierdził przyglądając się małej jak spokojnie spała, po czym zgasił światło i wyszedł na korytarz. Przy spędzaniu czasu z Rachel podobało mu się to, że czasem wyraźnie widział przebłyski jej przyszłej osobowości. Niestety zrobił kilka kroków i znowu stał niepewny pod drzwiami sypialni drugiej Cuddy. Miały talent do wyprowadzania go z równowagi. Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że poza irytacją na nią był zły również na siebie. Bo wiedział, że ponosi odpowiedzialność za jej nastawienie do niego.
W duchu stawiania czoła trudnością wszedł do pokoju. Jego drugą opcja był powrót do siebie, czego zdecydowanie nie chciał robić. Lisa oderwała się od dokumentów, gdy tylko przekroczył próg sypialni. Patrzeli na siebie w ciszy, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, by nie pogorszyć sytuacji.
- Mam pretensje do ciebie, ale to głównie moja wina, że jesteś taka podejrzliwa – przyznał Greg. Rozumiała, że sporo go to kosztowało.
- Prawda, ale musisz coś wiedzieć. Przez lata nauczyłam się, że przeważnie masz jakiś ukryty motyw, nie koniecznie zły, ale ukryty. Nie łatwo mi się przestawić. I co robimy?
- Widzę proste rozwiązanie – powiedział po zastanowieniu diagnosta -
Postaram się być szczery w domu i przebiegły w pracy.
Cuddy uśmiechnęła się tylko na znak, że między nimi znowu wszystko było w porządku.
- Jak poszło? – spytała ciekawa, jak poradził sobie z Rachel. Zwłaszcza, że wrócił dosyć szybko. Choć pewnie nie był bez znaczenia fakt, że córka miała długi dzień i była zmęczona.
- Jedno z nas śpi, drugie nie, więc powiedziałbym misja wykonana - streścił sytuacje i patrzył, jak wywraca oczyma słysząc jego zdawkowe wyjaśnienie - I nawet poznałem nową bajkę.
- Chwila. Ty? Udało ci się zrobić tak, że to ona opowiadała bajkę tobie? - pytała nie wierząc własnym uszom.
- Jesteś zazdrosna, bo sama na to nie wpadłaś -podsumował House i poniekąd miał racje. Nieźle się nagłówkowała wymyślając jej kolejne bajki.
- Jesteś niewiarygodny.
- Mówisz, jakby to było coś złego - zauważył z aroganckim uśmieszkiem Greg - Skończyłaś?
- Nigdy nie skończę – podsumowała zrezygnowana– A już mam dosyć.
- Twoja praca jest do chrzanu.
- Mi to mówisz? – spytała Lisa wracając do biurokracji, House położył się do łóżka i włączył sobie film. Kiedy brunetka kładła się wreszcie do łóżka spał w najlepsze. Położyła się bokiem i obserwowała go do zaśnięcia zadowolona, że będzie tu cały weekend.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Nie 20:41, 19 Maj 2013, w całości zmieniany 9 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 1:13, 19 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Fioletowa? Była toksyczna? |
Kocham ten tekst xD oj, uszczęśliwiłaś znów jedną osobę miałam zły humor, więc postanowiłam znów poczytać trochę ficków o Huddy i mnie tu czekał nowy rozdział wnioskując z twojej odpowiedzi że nie będzie melodramatu, trochę mi szkoda, bo po każdym rozdziale widzi mi się w mojej chorej wyobraźni jak to skomplikować ale z drugiej strony i tak raczej nie zmienia mojego stosunku do tego ficku, bo już się od niego uzależniłam czekam więc z niecierpliwością na nowy rozdział i weny życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:30, 19 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Ależ dłuuuga część!
agnieszko, teraz będzie troszkę emocjonalnie: są takie chwile, kiedy wpadam do domu, zmęczona i ogólnie w złym humorze, a później czytam Twoją historię i nastrój zmienia mi się o 180 stopni. nawet na te kilka minut. Także wybacz, ale jeśli coś tak na mnie działa, to nie mogę tego skrytykować, więc i tym razem poleje się wazalina!
Gdybym mogła, zacytowałabym całą część, bo znów (!!!) jest: genialnie, śmiesznie, uroczo.
Pozdrawiam serdecznie!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:22, 22 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Marcelina napisał: |
agnieszko, teraz będzie troszkę emocjonalnie: są takie chwile, kiedy wpadam do domu, zmęczona i ogólnie w złym humorze, a później czytam Twoją historię i nastrój zmienia mi się o 180 stopni. nawet na te kilka minut. |
Też mam kilku autorów, których fiki przyprawiają mnie o te wszystkie miłe rzeczy, które mi ostatnio piszesz w komentarzach i aż cieplej się robi na sercu, że moje fiki też mogą tak na kogoś działać. Dzięki
Dłuższa przerwa niż zwykle, bo chciałam wysłać wszystko razem.
Sobotni poranek zaczął się dla House'a dość nietypowo. Spał sobie w najlepsze i gdyby to zależało wyłącznie od niego nie ruszyłby się z pościeli do południa. Leżał na brzuchu z jedną ręką w pasie Cuddy, drugą zwisającą z łóżka. Otworzył oczy, kiedy poczuł, łaskotanie prawej dłoni, okazało się, że to Rachel chwyciła ją swoimi obiema rączkami.
- Rachel? - wymamrotał zdezorientowany widząc dziewczynkę przy łóżku. Nic nie mówiła, tylko cierpliwie czekała w swojej piżamie w kolorowe kropki. Zaspany zerknął na budzik, 7:30.
'Oby się paliło' pomyślał. Widząc, że osiągnęła swój cel i House się obudził mała brunetka przyłożyła palec do buzi sugerując by był cicho, po czym pokazała mu drzwi. Podnosząc się z łóżka Greg spojrzał w lewo na Lisę, spała jak zabita, znaczyło, że siedziała do późna. W samych bokserkach i t-shircie dał się zaprowadzić do salonu, gdzie czekał już na nich włączony TV. Wyciągnęła go z łóżka bladym świtem, bo chciała z nim oglądać kreskówki. Szczerze mówiąc nie mieściło mu się to w głowie. Choć pewnie nie bez znaczenie był fakt, iż był pół przytomny.
- Chcesz oglądać bajki? – spytał dla pewności, na co skinęła twierdząco głową. Niewiarygodne. Może to był sen. Jego dalsze przypuszczenia urwały się z chwilą, w której
zdał sobie sprawę, że skupiła uwagę na jego prawym udzie. Nigdy wcześniej nie widziała jego blizny. Była ciekawa i to akurat był w stanie zrozumieć, nie znaczyło to jednak, że czuł się przez to mniej skrępowany. Nie było to dla niego łatwe, szczególnie, że nie lubił i nie pokazywał jej nikomu póki nie musiał.
- Boli? – spytała po cichu. Na jej twarzy nie było strachu, ani krztyny obrzydzenia, jedynie troska. Może, dlatego przyznał otwarcie.
- Trochę. Mniej niż zwykle z rana.
- Może usiądź – poradziła widocznie przejęta. Do tej pory jego problem z nogą był dla niej abstrakcyjną koncepcją, słyszała o nim, widziała laskę, ale nie miała pojęcia, co to tak naprawdę znaczy. Teraz, kiedy zobaczyła nogę, sprawa nabrała dla niej realnych kształtów.
- Mogę dotknąć?
Słysząc jej typowo dziecięce pytanie House zdał sobie sprawę z tego, że jego relacje z Rachel to najszczerszy związek w całym jego życiu.
- Tak – zgodził się siadając na kanapie. Chciał to już mieć za sobą, mimo to nie okazał zniecierpliwienia, nie próbował jej poganiać. Dziewczynka stanęła przed nim i niepewnie zbliżała jeden palec do uda. Zawahała się zatrzymując rękę w powietrzu, jakby obawiała się, że może mu zrobić większą krzywdę.
- Nie pogorszysz tego – zapewnił widząc, że boi się sprawić mu ból. Ośmielona zapewnieniem delikatnie położyła rączkę na wgłębieniu, w którym kiedyś był mięsień. Trzymała ją przez dłuższą chwilę, po czym przesunęła w górę i w dół i powoli podniosła.
- Duża – podsumowała obserwując dokładnie ranę - Szkoda, że nie mogę pomóc.
Spojrzał na nią łagodniej, na chwile zapominając o swoim dyskomforcie. Po raz kolejny przyszło mu do głowy, że momentami zachowywała się zupełnie jak Cuddy.
- Może lekarze coś wymyślą – mówiła dalej, na swój sposób próbując go pocieszyć.
– Bywa gorzej. U ciebie nic nie widać, a w TV był pan, który nie miał ucha.
Ta próba podniesienia go na duchu wywołała u House’a szczery wybuch śmiechu. Choć w sumie miała racje, jego problem nie był przynajmniej widoczny. Jego reakcja sprawiła, że atmosfera momentalnie uległa zmianie, a dziewczynka znowu się zrelaksowała dostosowując do jego nastroju. Skoro zachowywał się normalnie, ona też mogła.
- Potrzebuje kawy – oznajmił Greg z determinacją wstając z kanapy. Kofeina była niezbędna, jeśli tak miał spędzić poranek. Najpierw jednak poszedł ubrać dżinsy, nie zamierzał poświęcać swojej nodze więcej czasu niż to było konieczne. Następnie oboje udali się do kuchni, gdzie Rachel wybrała sobie płatki z jogurtem i bananem. Z kawą i miskami wrócili przed telewizor. Jedli oglądając kolejne kreskówki. Dziewczynka od czasu do czasu udzielała mu niezbędnych według niej wyjaśnień odnośnie swojej ulubionej postaci, czy fabuły. Ze swojej strony diagnosta poza krótkimi komentarzami nie mówił wiele.
Przez cały bajkowy maraton Rachel dzieliła swoją uwagę między akcją na ekranie i jego bose stopy. Nie miał pojęcia, o co jej chodzi dopóki nie powiedziała w końcu:
- Masz śmieszne palce.
Uśmiechnął się lekko i rzucił tylko beztroskie - Dziękuje.
Zbliżała się godzina dziewiąta, kiedy skończył się poranny blok z kreskówkami, Rachel umyła się i ubrała pod nadzorem, lecz bez żadnego zaangażowania ze strony House’a.
Na szczęście dla niego była już starsza i niezwykle samodzielna z natury. Nie lubiła ingerencji dorosłych, chyba, że sama o nią poprosiła. Kiedy była gotowa, lekarz skupił się na sobie. Przyszedł jeden z tych nielicznych dni, w których wypadałoby się ogolić. Zostawił otwarte drzwi od łazienki by mieć małą na oku. Ciekawa tego, co robi od razu do niego zajrzała. Przyglądał się w lustrze, jak oparła się o ścianę i w całkowitym milczeniu obserwuje każdy jego ruch. Zastanawiał się jak długo potrwa ta błoga cisza.
- Macie małżeństwo?
- Co? – spytał gwałtownie odwracając głowę w jej kierunku. Mógł się przez nią zaciąć.
- Ty i mama.
- Po pierwsze nie, po drugie mówi się jesteście małżeństwem.
- Co to?
- Małżeństwo? – sprecyzował, a ona kiwnęła twierdząco głową. Wolałby jakiś prostszy zestaw pytań. Z perspektywy Rachel wyglądało to jednak zupełnie inaczej, House wiedział różne rzeczy, zawsze odpowiadał, więc, gdy była czegoś ciekawa pytała.
- Dwoje ludzi obiecuje sobie, że spędzi razem życie. Zwykle mieszkają razem, przeważnie mają dzieci, podejmują wspólnie decyzje, dzielą się obowiązkami, problemami i sukcesami.
I nie chcą tego zmieniać nawet jak się ze sobą kłócą – scharakteryzował decydując się na zdrowszy obraz tej instytucji, wersje pomiędzy romantycznymi mrzonkami, a jego typowo cyniczną definicją. Aby w razie, czego Cuddy nie miała pretensji o deprawowanie jej dziecka. Rachel przyglądała się mu uważnie rozważając jego wyjaśnienie, po czym ewidentnie zmieszana spytała
- I jesteś pewny, że tego nie macie?
- Tak, początkiem małżeństwa jest ślub – dodał nie bardzo wiedząc, co myśleć o jej wątpliwościach.
- Aaa, to wtedy sypie się kwiatki?
- Dokładanie – potwierdził wdzięczny, że nie domagałą się sypania kwiatków na ich ślubie. Byli parą, ale jego zdaniem nie zachowywali się jak małżeństwo, no może czasem. Rzadko. Nie na tyle by miała tego rodzaju wątpliwości. Nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo pięciolatka miała już kolejną bombę.
- Zamieszkasz tu z nami?
- Nie wiem. Nie szybko i nie bez twojej wiedzy – zagwarantował Greg, nie był pewny jak odpowiadać na jej pytania.
- Będę musiała pozwolić? – spytała z widocznym niedowierzaniem, co potwierdził.
Niespodziewanie Rachel, umilkła jakby rozważając powagę swojej roli. Spodziewał się dalszego przesłuchania, ale znowu go zaskoczyła.
- Nie jesteś już kujący – zauważyła, kiedy odkładał maszynkę do golenia. Jakieś pięć minut później obudziła się Cuddy, skromnym zdaniem House’a o piętnaście minut za późno. Wygodnie, tuż po tym jak odpowiedział na najtrudniejsze pytania.
- Haws się ogolił- oznajmiła mamie na dzień dobry Rachel.
- To rzeczywiście nowina – podsumowała w lżejszym tonie Lisa i zwróciła się do ukochanego nieco zdziwiona - Obudziła cię? Przepraszam, nie myślałam, że to zrobi.
- W porządku, im wcześniej wstajesz tym więcej dnia możesz zmarnować – zażartował dając do zrozumienia, że nic takiego się nie stało. W końcu o to chodziło w tym całym weekendzie. Usatysfakcjonowana jego podejściem Cuddy nie kontynuowała tematu. Musiała przyznać, że dla odmiany miło było się wyspać. Spokojnie poszła wstawić pranie, a następnie zabrała się za jedzenie śniadania. Siedzieli razem w kuchni, House przy laptopie.
- Wtedy Madeleine podała mi i strzeliłam gola – z przejęciem relacjonowała swój poprzedni mecz.
- Wiem, kochanie, byłam przy tym.
Oboje dorośli zauważyli, że z każdą mijającą minutą dziewczynka była bardziej podekscytowana czekającym ją w południe meczem.
- Będziemy chodzić z Maddy razem do przedszkola – tym razem zwróciła się do House’a zadowolona, że codziennie będzie mogła widywać najlepszą przyjaciółkę.
Ponieważ wszystko odnośnie Brye Park zostało ustalone zanim się zeszli Greg nie miał na ten temat dużej wiedzy.
- Kiedy Muppet idzie do przedszkola? – zwykle delikatnie okazał swoje zainteresowanie.
- Nie jestem Muppet, sam jesteś Muppet.
- Błyskotliwa retoryka, musimy nad tym popracować.
- House, muszę was rozsadzić? – skomentowała Cuddy, dopiero potem odpowiedziała na pytanie - W przyszłym tygodniu.
- Cudownie, już widzę te wodospady łez i panikę.
- Jest odważna i wystarczająco duża, poradzi sobie – broniła z przekonaniem matka. Diagnosta wywrócił oczyma błyskawicznie prostując nieporozumienie
- Wiem. Mówiłem o tobie.
- Ugryź mnie.
- Gdzie? - spytał sugestywnie unosząc brwi.
Godzinę później wsiadali do samochodu. Obserwując Cuddy w dżinsach, czerwonej bluzce z dekoltem i krótkiej, skórzanej kurteczce House wiedział, że jej weekendowy wizerunek nigdy się mu nie znudzi. Swobodna i seksapil, połączenie, które u niej uwielbiał.
Na boisko przyjechali dość wcześnie. Widocznie pozostałe dzieci też nie mogły się doczekać, bo na miejscu byli już niemal wszyscy. Rachel pobiegła do swojej drużyny, gdy tylko wysiadła z auta. Przebywanie wśród wszystkich tych rodzin było dla House’a nowe i nieco dziwne, ale musiał przyznać, że nie nieprzyjemne. To jest dopóki nie podeszła do nich Carrie. Kobieta przywitała się serdecznie z Cuddy i jak gdyby nigdy nic zaczęła przyjacielską rozmowę, mimo iż wcześniej bezwstydnie próbowała go uwieść. Była niewiarygodna.
Ze swojej strony Lisa była uprzejma i uśmiechnięta, zaskoczyła go jednak, gdy Carrie podchodziła do następnej osoby. Nie odwracając się nawet spytała po prostu
- Podrywała cię już, czy dopiero będzie?
Wydawała się tym niezwykle rozbawiona, w jej głosie nie było choćby krzty zazdrości.
- Na szczęście mam to już z głowy. Wszyscy o tym wiedzą?
- Nie kryje się z tym specjalnie. Jest jak ospa wietrzna, prawie wszyscy ją mieli.
- Ładnie.
- Ale chwila, spławiłeś ją i nadal z nami rozmawia? - nie dowierzała Lisa, teraz zaintrygowana obrotem sprawy - Byłeś taktowny? Jestem pod wrażeniem.
- I kto jest dobrym chłopcem? – droczyła się z nim, mówiąc jak do psa i klepiąc po policzku. Przysunął się i kłapnął szczęką tuż przed jej twarzą zupełnie, jakby chciał ją ugryźć. Zaśmiała się wesoło, po czym pocałowała go czule. Odsunęli się od siebie, kiedy za plecami usłyszeli znajomy głos - Ktoś miał udany poranek.
Odwrócili się niemal jednocześnie by przywitać przyjaciela.
- Co ty tu robisz? – dopytywał zdziwiony Greg na widok Wilsona. Na co usłyszał ironiczne - Nie ma to jak ciepłe przywitanie najlepszego przyjaciela.
- Nie zwracaj na niego uwagi, dzięki, że przyszedłeś – powiedziała Lisa całując go na przywitanie w policzek. Diagnosta nie rezygnował.
- Poważnie. Miało cię nie być.
- Byłem umówiony z Jamie, ale odwołała spotkanie – niechętnie wyjaśnił przyczynę
swojego pojawienia się na meczu.
- I boisz się, że ma to coś wspólnego z planowanym przez Rachel ślubem. – domyślił się rozbawiony diagnosta.
- Przeszło mi to przez myśl.
- Co ci powiedziała? – zainteresowała się Cuddy, znała ją na tyle dobrze by wiedzieć, czy próbuje go spławić i w przeciwieństwie do House’a chciała oszczędzić Wilsonowi tortur natury emocjonalnej.
- Że coś jej wypadło i spotkamy się innym razem. Jestem przekonany, że tylko próbowała być miła.
- Zgadzam się z Panem Młodym.
- Nie Jamie - zapewniła dzieląc się swoja wiedzą - Gdyby chciała cię spławić, nic by nie mówiła. Jestem pewna, że nie o to chodzi – by go uspokoić dodała z uśmiechem
- Poza tym wiem, że cię lubi po tym jak ostatnio opowiedziała mi o tobie parę innych rzeczy.
- Nie chce wysłuchiwać o ich erotycznych eskapadach – błyskawicznie zastrzegł House. Co z kolei bardzo zaintrygowało onkologa.
- Co mówiła?
Niestety, nie było mu dane się dowiedzieć, bo podbiegła do nich Rachel.
- Wujek Jimmi! – krzyczała z daleka.
- Hej, Rach. Przynajmniej ktoś cieszy się na mój widok.
- Popatrz, co dostałam od Hawsa - mówiła eksponując nową koszulkę. Chwaliła się nią wszystkim, których spotkała po drodze.
- Bardzo ładna.
- Czadowa – poprawiła dokładnie, jak poprzednio.
- Jesteś zwolniony – poinformował Greg widząc uśmieszek przyjaciela. Cuddy dyplomatycznie postanowiła się nie wtrącać. Choć czerpała z całej sytuacji pewną przyjemność.
- Nie możesz mnie zwolnić – przypomniał James uśmiechając się jeszcze szerzej.
- W takim razie jeszcze jedno słowo na ten temat i cię zabije – usłyszał poważne ostrzeżenie. Ci, którzy przypuszczają, że poza obdarowaną prezent House’a najwięcej radości sprawił Wilsonowi, mają rację.
- Musisz usiąść? – spytała diagnostę zaniepokojona Rachel i wskazując pustą część trybun powiedziała - Tam jest miejsce.
Nie umknęło jego uwadze, że od rana, co jakiś czas zerkała na jego nogę.
- W porządku. Nic mi nie jest. Od martwienia się o mnie mam tych dwoje – oznajmił pokazując swoje towarzystwo, dodał jeszcze - Leć, bo zaczną grać bez ciebie.
Kiedy córka odbiegła do szatni, Cuddy spojrzała na niego oczekując wyjaśnień.
- Co z nią?
- Rano widziała bliznę.
Słysząc to, oboje automatycznie spojrzeli najpierw na siebie, potem na niego.
- Wszystko…
Lisa nie skończyła nawet pytania, a diagnosta już udzielał na nie odpowiedzi.
- Nie, ciągle o tym myślę, bo jestem przewrażliwioną babą, a nie znowu pomyliłem siebie z Wilsonem.
Mimo spodziewanego uniku najbliżsi wiedzieli, że temat nogi to dla niego duża sprawa, a House znając ich wiedział, że będą wiercić mu wzrokiem dziurę w tyle głowy, więc zapewnił
– Zobaczyła bliznę, pogadaliśmy, nikt nie płakał, nie musicie interweniować, koniec pieśni.
Mimo niezbyt wysokiego poziomu gry mecz był dosyć atrakcyjny. Urozmaicały go barwne komentarze diagnosty i pyszne przekąski. Co więcej, skończył się wygraną drużyny Rachel.
- Strzeliłam gola – mówiła po wszystkim rozemocjonowana pięciolatka.
- To byłaś ty? – droczył się z nią House. Spojrzała na niego z wyrzutem i oznajmiła niewzruszona - To nie śmieszne.
- Tak, widzieliśmy, byłaś wspaniała – pochwaliła ją mama.
- Bardzo profesjonalna, jesteś coraz lepsza – dołączył zgodnie wujek. Dumna z pochwał dziewczynka wróciła się przebrać.
- A wy, macie jakieś plany? – zainteresował się na odchodnym Wilson.
–Ognisko, tu niedaleko, możesz się do nas przyłączyć- zaprosiła Lisa.
- Przyszedłem tylko na mecz, mam odwiedzić Dannego.
- Czy to prawdziwe odwiedziny, czy takie mające dać nam czas zbliżyć się do siebie? – spytał House obserwując podejrzliwie przyjaciela.
- Prawdziwe. Możesz sprawdzić.
- Nie omieszkam.
Po tym jak się rozeszli cała trójka spędziła wieczór na smażeniu kiełbasek, pianek i pieczeniu ziemniaków w ognisku. Rachel była zachwycona. Większość dzieci, w tym ona, lubiła House’a z dwóch powodów. Jego sekret bezproblemowego dogadywania się z dziećmi był prosty i polegał na tym, że traktował je poważnie, a siebie nie. Podczas gdy większość dorosłych zachowywała się dokładnie odwrotnie. Również tym razem jego podejście działo bezbłędnie. Przy skwierczącym ogniu świetnie się razem bawili. Mało tego niespodziewanie dla siebie House odkrył, że mimo swojego cynizmu i sarkazmu nie może powstrzymać uśmiechu, kiedy słyszy wesoły chichot Rachel. I tak, po dniu pełnym atrakcji dziewczynka zasnęła w samochodzie w drodze powrotnej do domu. Wysiadając Cuddy wzięła ją na ręce i przeniosła do łóżka. Po czym z dwoma kieliszkami czerwonego wina spotkała się z Housem w sypialni. Wreszcie mieli trochę czasu tylko dla siebie i planowali go dobrze wykorzystać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Czw 21:27, 23 Maj 2013, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:56, 23 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Genialna poranna rozmowa House'a z Rachel. Bez zbędnych ckliwości, ale i tak napisałaś to w sposób ujmujący za serce.
"Następnie oboje udali się do kuchni, gdzie Rachel wybrała sobie płatki z jogurtem i bananem. Z kawą i miskami wrócili przed telewizor". ---> niby zwykłe czynności, lecz nie mogę się nie uśmiechnąć, gdy wyobrażam sobie tę scenkę.
Cieszę się, że wciąż potrafisz mnie zaskoczyć, wzruszyć, rozbawić, więź miedzy House'em a Rachel jest tworzona za pomocą tak prostych, oczywistych wydarzeń jak np. wspólne jedzenie, ale i tak wciskają one w fotel.
Mam tylko nadzieję, że nie ześlesz jakiegoś kataklizmu, a co najwyżej przejściowe burze, które podkreślą piękno tej historii.
Dziękuję za ten długi rozdział. I oby wiosna rozbudziła jeszcze mocniej Twojego wena
Pozdrawiam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:14, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nareszcie!
Dziękuje, pozdrawiam i bez zbędnych wstępów wysyłam cd:
Nie wiem tylko, czy do końca jestem z niego zadowolona
W niedzielę Rachel nie wyciągnęła go z łóżka wraz ze wschodem słońca, co nie znaczyło, że kiedy wreszcie wstała nie zrobiła nic nieprzewidzianego. House przebudził się po ósmej, kiedy zorientował się, która jest godzina zdziwił go nieco brak pobudki. Nie zamierzał jednak z tego powodu narzekać. Przekręcił się na prawy bok i odkrył, że Cuddy leży w podobny sposób przyglądając się jemu. Widząc, że otworzył oczy uśmiechnęła się do niego leniwie.
- Błagam, powiedz, że nie leżysz tak długo – dramatyzował zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Nie miał pojęcia, co myśleć, o tym, że obserwuje jak śpi.
- Sama nie dawno się obudziłam. Nie patrzę na ciebie długo.
- O boże – westchnął doskonale wiedząc, kiedy kłamie – To znaczy, co najmniej piętnaście minut. To niepokojące.
- Nie zamierzam przepraszać. Lubię budzić się wiedząc, że tu jesteś. Nie mam ku temu wielu okazji, więc korzystam.
- Moment - powiedział Greg przenosząc się do pozycji siedzącej - Chcesz mi powiedzieć, że nie śpisz od piętnastu minut i nie zerwałaś się by ćwiczyć?
- Mam leniwy weekend.
Była aktywna, ale też lubiła sobie odpocząć.
- Moje lenistwo wreszcie przynosi oczekiwane skutki. Może z czasem uda mi się cię przekonać, żebyś opuściła jakieś godziny w przychodni.
- Najważniejsze, że masz ambitne cele – podsumowała ironicznie brunetka siadając i opierając się o wezgłowie łóżka – Póki mamy chwile spokoju. Ostatnio czytałam artykuł o sposobach na zwiększenie progu bólu…
- Nie ma, co. Wiesz, jak zepsuć nastrój – podsumował diagnosta nie chcąc zaczynać dnia od tego tematu.
- Piszą o wpływie …
- A ja czytałem artykuł, że ludzie spędzają 50 % czasu w pracy na rzeczach, których nie powinni robić – przywołał swoje wymyślone statystyki nie pozwalając jej dokończyć zdania – Co jest kompletną bzdurą, bo ja spędzam na nich jakieś 95%.
- Nie możesz odrzucać wszystkich propozycji w ciemno – zauważyła Lisa, jak zwykle mając na względzie wyłącznie jego dobro.
- Jeśli naprawdę tak uważasz to słabo mnie znasz.
- Najpierw musisz czegoś spróbować, jeśli nie poskutkuje, wtedy możesz sobie kpić – zaproponowała rozsądne podejście do sprawy. Rozumiała jego nastawienie. Ile razy w życiu możesz niepotrzebnie rozbudzać w sobie nadzieję zanim zrezygnujesz. Wiedziała również, że jeśli było coś, co mogło zmniejszyć jego cierpienie warto było spróbować. Nie przekonywała go jednak, bo nie miało to większego sensu. Czekała w ciszy aż sobie sprawę przemyśli. Ostatecznie decyzja i tak należała do niego. House z kolei wcale tak nie myślał. Nienawidził, kiedy patrzyła na niego w ten sposób. Z troską, nadzieją i wiarą, że postąpi rozsądnie. Zdawał sobie sprawę z tego, że chciała mu tylko pomóc i gdyby miał pewność, że tak będzie z chęcią by to zrobił. Tyle, że lata mijały i nic się nie zmieniło, a on miał już dosyć rozczarowań.
- Dobra, jeśli znajdziesz coś dobrze rokującego, spróbuje, ale nie będę leciał do Nikaragui, bo usłyszałaś, że jakiś koleś robi leczniczy napar z moczu nietoperzy.
- Zgoda. Wiem, że to męczące. Pewnie nie stanie się to od razu, ale znajdziemy coś, dopilnuje tego – mówiła z przekonaniem. Żałował, że nie podzielał jej nastawienia. Na szczęście dla niego jakiekolwiek dalsze zagłębianie się w temat przerwały zbliżające się kroki na korytarzu.
- Ciekawe, kto to taki? – dopytywał retorycznie. Chwile później otworzyły się drzwi i weszła Rachel. Po przekroczeniu progu zorientowała się, że o czymś zapomniała. I tak ku rozbawieniu dorosłych, będąc w środku, odwróciła się w bok i zapukała w otwarte już drzwi.
- Świetna robota – pochwalił sarkastycznie diagnosta. Cuddy widząc, że córka nie zrobiła ani kroku dalej i ewidentnie czeka na zaproszenie skróciła jej męczarnie i potwierdziła - Możesz wejść.
- Cześć – przywitała wesoło Rachel wskakując na kołdrę pomiędzy nimi. House dostrzegł, że robi to bez namysłu, bez chwili wahania. Potwierdzającym tym, że czuje się coraz swobodniej w jego towarzystwie.
- Jakim cudem wytrzymałaś w łóżku tak długo? - zainteresował się Greg postanawiając skupić myśli na czymś innym- Mama cię przywiązała?
- Nie, spałam. Duh – sprostowało poważnie dziecko – Nie pamiętam, jak przyszłam do łóżka.
- Bo zasnęłaś w samochodzie i cię przeniosłam – wyjaśniła mama.
- Aha. Pożar był super, zrobimy taki jeszcze kiedyś?
- Nie pożar, tylko ognisko. Na pewno, ale nie szybko.
- Ale z wujkiem Jimmim i Madleine – zaproponowała Rachel, a następnie odwróciła się do diagnosty – Pamiętasz, powiedziałeś, że zrobimy dziś pizzę?
- Pamiętam, bo mówiłem to wczoraj i zrobimy popołudniu.
- Jest! Pizza! Pizza! Pizza! – skandowała podekscytowana dziewczynka, po czym niemal błyskawicznie zmieniła temat pytaniem – Obejrzymy Shreka?
Trzeba było być zwolennikiem abstrakcyjnego myślenia, żeby za nią nadążyć.
- Najpierw ubieramy się i coś zjemy – powiedziała Cuddy wychodząc z łóżka i wyciągając rękę do córeczki – Choć, wybierzemy ci coś do ubrania.
- Już mam.
Kiedy wychodziły z pokoju mała niespodziewanie zatrzymała się w drzwiach i zatroskana zwróciła się do House’a - Noga boli bardzo?
Zdumiony pytaniem nie odpowiedział od razu, więc dodała pośpiesznie - Bo możemy zrobić pizzę następnym razem.
- Jest dobrze. Poza tym lekarz zlecił mi jeść dużo pizzy.
- Ty jesteś lekarzem – zachichotała mniejsza brunetka słysząc jego wyjaśnienie. Większa uśmiechnęła się tylko wdzięczna, że tak łatwo potrafi poprawić jej córce humor.
- I muszę siebie słuchać. Zrobimy ją dzisiaj.
Dziewczyny wyszły, a diagnosta skierował się do łazienki. Udało mu się jeszcze usłyszeć z korytarza tłumaczenie starszej Cuddy - Nie możesz jej znowu ubrać jest w praniu.
Może nawet się uśmiechnął mając pewność, że jego prezent zrobił prawdziwą furorę.
Przez cały czas, który do tej pory spędzili razem House zauważał nowe rzeczy odnośnie Rachel, miał okazje rozejrzeć się w jej pokoju, dowiedzieć się, co lubi, poznać jej przyzwyczajenia. Sam w to nie wierzył, ale wspólne spędzanie czasu sprawiało mu przyjemność. Tym razem to Cuddy przygotowywała śniadanie, które zjedli przy stole w kuchni. Po posiłku Lisa włożyła naczynia do zmywarki i usiedli w salonie do oglądania ulubionej bajki Rachel. Wraz z jej końcem wpadła Jamie, zgodnie z umową przyszła pożyczyć torebkę na wieczór. Brunetka wyszła po nią ryzykując zostawienie najlepszej przyjaciółki i swojego faceta samych. Mimo braku otwartej wrogości, nie specjalnie się dogadywali.
- Witaj Greg, mogę ci mówić Greg? - upewniła się Jamie zdając sobie sprawę, jak rzadko jego najbliższe otoczenie używa jego imienia - Czy to wymóg by nazywać cię House?
- Możesz mówić Greg, skoro ja za twoimi plecami nazywam cię harpią.
- Lubię twoją poczucie humoru – oznajmiła nic sobie nie robiąc z zaczepki. Nie spodziewając się tego po niej lekarz postanowił spróbować, jak daleko może się posunąć.
- Lubię twoje włosy, ponoć rude są namiętne w łóżku.
- Nie wiem, jak inne, ale ja na pewno – odparła patrząc mu w oczy. Diagnosta nie planował przedłużać wymiany uprzejmości, ale coś mu się przypomniało. Miał okazje by zaspokoić swoją ciekawość.
- Mam pytanie. Odwołałaś randkę z Wilsonem przez to, co powiedziała Rachel? – spytał, za jego plecami i przy braku świadków mógł się o niego martwić.
- Nie. Musiałam, w sobotę mieliśmy kryzys w restauracji i byłam potrzebna. Mówiłam mu, że spotkamy się innym razem – dodała lekko zmieszana - James jest świetnym facetem.
- Wszyscy robią to całkowicie błędne założenie – stwierdził, jak zawsze gotowy wystawić onkologowi wspaniałą laurkę.
- Rozumiem, że nie planował nam ślubu – zapewniła Jamie mając już o nim jakieś pojęcie – A tylko powiedział jej, co chciała usłyszeć. Była taka podekscytowana, że wcale mu się dziwię. Ma pięć lat i potrafi postawić na swoim. Widziałam ją w akcji, kiedy chciała lody.
- Jak mało, kto umie nagiąć człowieka do swojej woli – zgodził się Greg.
- Czy to duma w twoim głosie?
- Oczywiście, jeszcze trochę i będę musiał jej oddać koronę Mistrza Manipulacji – żartował, ale duma była jak najbardziej prawdziwa - Więc nadal planujesz widywać się z Jimmym? – upewnił się dla porządku, a kiedy skinęła twierdząco głową dodał – W takim razie, zrób coś dla mnie. Udaj, że jej uwierzyłaś i poproś go o wyjaśnienie.
- To podłe – zauważyła z oporami, choć prawdę powiedziawszy była ciekawa jego reakcji - Nie powinnam.
- Uwierz mi powinnaś. Zacznie się tłumaczyć. A spanikowany Wilson jest zawsze zabawny.
- A co ty z tego będziesz miał? – zainteresowała się nie do końca wiedząc co zyska.
- Frajdę. Nie muszę tego widzieć na własne oczy. Ważne, że dostane relacje.
- Zobaczymy - powiedziała z uśmiechem Jamie, automatycznie zyskując u House’a.
Kto wie, może ten cały ich związek rzeczywiście nie był takim złym pomysłem, a im uda się jeszcze dogadać. Po pożyczeniu czerwonej torebki i krótkiej wymianie zdań z przyjaciółką Jamie życzyła im miłego popołudnia i wyszła.
Po południu wreszcie przyszedł czas na robienie długo wyczekiwanej przez pięciolatkę pizzy. Diagnosta przejął rolę głównego kucharza, podczas, gdy panie profesjonalnie mu asystowały. Mówił Rachel, co ma robić i w jakiej kolejności dodawać poszczególne składniki. Wszystko zabawnie komentował sprawiając, że gotowanie było dla niej najwspanialszą przygodą. Oczywiście przez cały czas był świadom, że krojąca składniki Cuddy obserwuje ich uważnie, ale skupiał się na dziewczynce starając się nie zwracać na to uwagi. Kiedy odstawili ciasto do wyrośnięcia Rachel wybiegła pobawić się na podwórku za domem. Bawiła się tak dobrze, że nie wróciła nawet, gdy zebrała się ulewa. Duże, ciepłe krople coraz bardziej moczyły jej ubrania, a dziewczynka zamiast uciekać do domu, zaczęła kręcić się w kółko na trawniku patrząc w chmury.
- Rachel, wracaj do domu – zawołała Lisa podchodząc do otwartych na oścież drzwi.
- Ale to zabawne. Leje jak zebra.
- Choć tu zebro jedna. Będziesz cała mokra.
- Pozwól jej jeszcze trochę zostać – nalegał diagnosta stając obok niej w przejściu. Widział, jak świetnie się bawi i podejrzewał, że moment dłużej jej nie zaszkodzi.
- Przeziębi się.
- Nic jej nie będzie. Kiedy ma biegać po deszczu jak nie teraz?
Cuddy patrzyła przez chwilę na córkę i ostatecznie uległa. Przyszło jej do głowy, że dobrze było mieć House’a w pobliżu, bo kiedy ona niepotrzebnie się o wszystko zamartwiała, on pozwalał Rachel próbować nowych rzeczy. Dziewczynka wyglądała tak beztrosko, była całkowicie wolna i roześmiana. Może, dlatego Lisa zrobiła coś, o co siebie nie podejrzewała i wybiegła do córki. Chwyciła ją za ręce i podnosząc z ziemi kręciła nią w kółko.
Ze swojego miejsca pod dachem Greg obserwował, jak razem się śmiały. Nie pamiętał by widział Cuddy tak szczęśliwą i zrelaksowaną, jak wtedy, gdy spędzała czas z córką.
W dzisiejszych czasach często bywało tak, że to nianie z czasem wychowywały cudze dzieci stopniowo przejmując wszelkie obowiązki rodziców. Maluchy przywiązywały się do opiekunek, z własnym rodzicami mając niewiele wspólnego. Jednak nie w tym przypadku. Matka i córka spędzały wspólnie każdą wolną chwilę, a Lisa zawsze układała sobie zajęcia tak, by codziennie znaleźć jak najwięcej czasu dla Rachel. Wracając do teraźniejszości House patrzył, jak mama stawia ją na ziemi, po szeptach do ucha obie obróciły się w jego stronę i Cuddy przywołała palcem by do nich dołączył.
- O to, że ja będę chory już się nie martwisz – zauważył diagnosta zastanawiając się, czy zamierza dla nich zmoknąć. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio z własnej woli beztrosko moknął na deszczu. Na studiach? Ze Stacy? Wiedział, że to było dawno.
- Haws, choć – zawołała Rachel i zanim się zorientował ruszył w ich kierunku.
Mała klaskała radośnie, kiedy stanął obok. House schylił się i przerzucił ją sobie przez lewę ramię, co ucieszyło ją jeszcze bardziej.
- Jestem duża! - wołała rozkładając ręce na boki. Lisa uśmiechała się patrząc na jej radość, po czym rozglądając się dookoła stwierdziła.
- Sąsiedzi uznają nas za wariatów.
- Całkiem słusznie - przyznał jej facet - I kogo obchodzi zdanie sąsiadów?
- Właśnie. Deszcz jest super – zgodziła się pięciolatka i z znienacka oznajmiła – Pozwalam. Możesz tu kiedyś mieszkać.
- Co powiedziałaś? – zdumiała się jej matka, a House od razu postawił ją na trawie. Słysząc jej nowinę dziwił się, że jej zwyczajnie nie upuścił. Rachel nie rozumiejąc bomby jaką właśnie rzuciła powtórzyła zwyczajnie - Haws może z nami mieszkać.
To, że był z nimi cały czas ewidentnie jej nie przeszkadzało.
- Pytała mnie wczoraj, czy się do was wprowadzę, powiedziałem, że kiedyś i nie bez jej zgody- sprecyzował diagnosta wyjaśniając sytuacje. Obawiał się, czy Lisa nie będzie miała mu tego za złe. Uśmiechnęła się tylko i podsumowała
- Niecałe dwa dni, zdobycie jej aprobaty szybko ci poszło
Była przekonana, że to deszczowe popołudnie zapamięta na długo.
- Dobra, starczy tego moknięcia, wracamy do domu – mówiła biorąc córkę za rękę i kierując się do domu. Oboje przez resztę wieczoru myśleli o słowach dziecka i co one dla nich znaczą, jednak żadne nie poruszyło tego tematu na głos. Na miejscu wytarli się i szybko przebrali w suche ubrania, po czym wrócili do robienia pizzy. Rozdzielili ciasto na trzy części i rozprowadzili je na blaszce.
- Co mam położyć? – spytała dziewczynka patrząc na rozłożone przed nią na blacie miseczki z dodatkami.
- Co chcesz, rozkładasz na ciasto to, co lubisz najbardziej – wyjaśnił House, kiedy każdy miał przed sobą swój spód wysmarowany keczupem i wyłożony pieczarkami z cebulą.
- Twoja córka ma wyrafinowany gust – zwrócił się do swojej dziewczyny patrząc, jak mała rozkłada na swoim cieście oliwki.
- Miałeś wątpliwości?
Po dodaniu szynki, przypraw i nieprzyzwoitej wręcz ilości dodatkowego sera wstawili pizze do piekarnika. Dziewczynka, co jakieś pięć minut niecierpliwie dopytywała, czy jeszcze długo zerkając przez szybkę na nabierające kolorów ciasto. Po wyjęciu pachnącej pizzy, wraz
z piwem i colą przenieśli się do salonu. Rachel usiadła na podłodze, dorośli naprzeciwko niej na kanapie i zabrali się za jedzenie.
- Mmmmm, pysznościowa – zapadł werdykt po dwóch gryzach pierwszego kawałka.
- – To nawet nie jest słowo – zauważył uśmiechnięty House–Ale uznam je za komplement.
- Chce jeszcze – oznajmiła mała wyciągając swój talerzyk. Mama spojrzała na nią
pod wrażeniem jej apetytu.
- To twój trzeci kawałek i chyba o czymś zapominasz.
- Proszę jeszcze.
Zostawiła kawałek Marinie, żeby następnego dnia pochwalić się jej, co zrobili.
Po jedzeniu Rachel bawiła się z mamą, a diagnosta leżał na kanapie i słuchał muzyki na słuchawkach. Mała, ciekawa zapytała, czego słucha, dlatego od kilkunastu minut siedzieli na podłodze z Housem w roli dj’a. Pięciolatka słuchała uważnie ze skupianiem poświęcając mu cała swoją uwagę. Musiał przyznać, że dzielenie się z nią swoimi pasjami było dziwnym uczuciem. Po przesłuchaniu jazzowego utworu włączył kolejny kawałek.
- A to jest blues.
Po pierwszej zwrotce oświadczyła - To smutne.
– Ma być smutne.
- Aha.
- Nie za wcześnie dla niej na tego rodzaju muzykę? - spytała rozbawiona Cuddy wracając do pokoju. Nie powiedziała tego na głos, ale podobało się jej, że miał do niej cierpliwość i dzielił się z nią czymś, co miało dla niego znaczenie, mimo, że nie musiał.
- Nigdy nie jest za wcześnie na dobrą muzykę, nie dopuszczę by pod moim okiem została fanką jakiś komercyjnych wyjców – stwierdził zupełnie słusznie, po czym zwrócił się do małej Cuddy - Zostali nam Jimmy Hendrix i Rolling Stonesi.
Kiedy w pokoju rozległy się takty ‘You can’t always get what you want.’ Rachel i Lisa zaczęły tańczyć na środku salonu. Z kolei Greg starał się nie przykładać uwagi do słów piosenki, które w ich przypadku zdawały mu się idealnie pasować.
- To fajne – pochwaliło dziecko.
- Fajne to są misie w zoo, to jest klasyka – pouczył poważnie, ku rozbawieniu jej matki. Muzyka nie była dla niego tematem do żartów.
- Podoba mi się.
- Może jeszcze coś z ciebie będzie – zawyrokował optymistycznie lekarz.
W końcu zmęczona atrakcjami córka poszła spać, muzyka się zwolniła, a House zajął jej miejsce partnera do tańca Cuddy. Lisa objęła go przysuwając się do niego najbliżej, jak tylko mogła. Od razu poczuła, jak przesuwa jej ręce pod bluzkę by trzymać je na dole jej pleców.
- Tańczymy, czy się do mnie dobierasz? – wyszeptała mu do ucha.
- Oba.
Choć tak naprawdę po prostu lubił dotyk jej skóry pod koniuszkami palców.
- No popatrz, jakiś ty wydajny.
Po kolejnym całym dniu przyglądania się matce i córce House chciał jej coś powiedzieć. Doszedł do wniosku, że to najlepszy moment by to zrobić.
- Jesteś dobrą matką.
Za nic nie przewidziałby jej reakcji. Zaśmiała się głośno zupełnie nie traktując tego poważnie.
- Ile wolnego od przychodni byś sobie życzył?
- Spójrz na mnie – powiedział spokojnie i kiedy patrzyła mu w oczy powtórzył - Jesteś dobrą matką.
W ułamku sekundy zrobiło się śmiertelnie poważnie, a brunetka stanęła w miejscu.
- Co?
Jej reakcja świadczyła, że stanowczo za rzadko mówił jej komplementy.
- Rachel jest szczęśliwa, zadbana. Wie, że ją kochasz – wyliczał kolejne zalety sprawiając, że jej oczy robiły się coraz bardziej szkliste - Jest wygadana do stopnia, w którym zaczynasz się bać, ze odpadną ci uszy. Ciekawska i bystra. Świetnie się spisałaś.
Lisa zaniemówiła na moment.
- Czasem nadal w siebie wątpisz, albo porównujesz się do Julie – kontynuował zgodnie z prawdą - Widzę to, ale robisz to całkowicie niesłusznie, bo jesteś wspaniałą mamą.
- Dziękuje –wyszeptała wreszcie i delikatnie pocałowała go w usta, po czym położyła głowę na jego ramieniu i kołysali się dalej. Poza 'kocham cię' była to najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszała z jego ust. To, że jest piękna, mądra, czy jakikolwiek inny komplement na świecie bledły w porównaniu z tym, że uważał ją za dobrą matkę. Zostali na jeszcze jedną piosenkę, a następnie na resztę wieczoru zabarykadowali się w sypialni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Wto 19:30, 28 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:09, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
how sweet Cytat: | - To fajne – pochwaliło dziecko.
- Fajne to są misie w zoo, to jest klasyka | zapamiętam xD słodkie Huddy, ta bardzo realnie opisana przez ciebie dziecinność (jak jest dziecko to dziecinność musi być ) Rachel- świetne życzę weny i czekam na następny rozdział jak zawsze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:58, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
--> tak można określic mój nastrój, po przeczytaniu powyższej części!
Agnieszko, najchętniej zbudowałabym Ci pomnik (trwalszy niż ze spiżu) Pewnie pół ulicy słyszało mój śmiech, którego tak potrzebowałam po trudnym dniu.
Ale przechodząc do sedna, to wybacz, ale nie jestem w stanie zacytować ulubionych fragmentów, bo każdy z nich dopełnia następny w taki sposób, że muszę zbierać szczękę z podłogi!
Dziękuję za tak pięknie stworzoną Rachel, za relację między nią a House'em. I za scenę w deszczu.
Oby Twój wen nie zrobił sobie wolnego! Pozdrawiam serdecznie!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:51, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Marcelina napisał: | Oby Twój wen nie zrobił sobie wolnego! |
Dowód, że nie zrobił
Poniedziałkowy poranek Cuddy był nieco chaotyczny. Musiała wstać wcześniej, bo czekało ją budżetowe zebranie uzupełniające. Ciężko jej było w to uwierzyć, ale obecność House'a wszystko jej ułatwiła. Ponieważ diagnosta tradycyjnie do szpitala przychodził później i przyzwyczajał się już do zwariowanych poranków nie miał nic przeciwko by zająć się Rachel. Dzięki czemu administratorka mogła wyjść z samego rana zostawiając córkę pod jego opieką. Ma się oczywiście rozumieć po tym jak ze sto razy zapytała, czy sobie poradzi, czy jest pewny i nie ma nic przeciwko. Na co reagował za każdym razem tak samo teatralnym wywracaniem oczu. Miał tylko małą nakarmić, dopilnować by się umyła, ubrała i przekazać ją pod opiekę Marinie. Żadne z tych zajęć nie wymagało tajemnej wiedzy, czy nadprzyrodzonych mocy. Dla odmiany był dobrej myśli, w przeciwieństwie do Cuddy. Choć potrzebne dokumenty leżały gotowe od piątku, a ona była doskonale przygotowana na samą myśl o nudnym posiedzeniu miała ochotę wziąć zwolnienie chorobowe. Niestety nie rozwiązywałoby to jej problemu, a jedynie odsunęło go w czasie. Zdawała sobie sprawę, że taką prace sobie wybrała i mimo niechęci musiała zmierzyć się z jej wadami. Tak, więc chcąc, nie chcąc po sprawdzeniu papierów wsiadła do samochodu i ruszyła do szpitala. House wstał godzinę później, spokojnie wziął prysznic, po przebudzeniu Rachel wysłuchał instrukcji, co chce ubrać, a następnie zjedli kolejne śniadanie przed telewizorem.
Przed dziesiątą, zgodnie z umową pojawiła się Marina. Nie miał opiekunce za złe jej wcześniejszej obowiązkowości, co nie znaczyło, że nie zamierzał jej utrudnić życia. Musiał. Tak dla wprawy, by nie stracić formy i wypracowanej przez lata reputacji.
- Witaj Marina – zaczął na jej widok z przesadnie uprzejmym uśmiechem - Obawiam się, że będę potrzebował od ciebie, co najmniej trzy dowody potwierdzające twoją tożsamość zanim powierzę ci Mini Cuddy.
Opiekunka zaczerwieniła się nieco, ale mimo to jej zainteresowanie zwyciężyło i spytała:
- Zawsze będzie pan taki trudny?
- Mów mi House i jak ci się wydaje? – usłyszała w odpowiedzi. Zdążyła się tylko przerazić, bo w tej chwili do salonu wbiegła jej podopieczna.
- Cześć Marina - przywitała wesoło dziewczynka - Zostawiłam ci pizze. Robiliśmy wczoraj sami. Jest pycha, z oliwkami i specjalnym sosem. A ty, co robiłaś? Spotkałaś się z Tommym? To jej chłopak- niepotrzebnie wyjaśniła House'owi, bo zorientował się z kontekstu i wróciła do zadawania kolejnych pytań nie dając dziewczynie czasu na odpowiedź - Znasz Stonsów? Haws umie grać na pianie.
Lekarz przyglądał się temu monologowi z rozbawieniem. Marinę zdecydowanie czekał długi dzień.
- To ja się zbieram, życzę powodzenia, przyda ci się – ogłosił podnosząc się z kanapy, co automatycznie zyskało całą uwagę Rachel. Dziewczynka podała mu plecak i odprowadziła go do drzwi wyjściowych.
- Nie wrócisz dziś? – spytała pięciolatka, kiedy we dwójkę stali na zewnątrz.
- Nie.
- Szkoda – oznajmiła z wyraźnym rozczarowaniem.
- Nie masz mnie jeszcze dosyć? - zażartował, ale jego próbę rozluźnienia atmosfery udaremnił sposób, w jaki mała przecząco kiwała głową. Wilson określiłby to słowem 'rozczulający'. Na szczęście tego nie widział.
- Niedługo się zobaczymy.
- Możesz tu jeszcze być? Nie spóźnisz się do szpitala? - spytała zdziwiona, że może aż tyle z nią zostać. Mama rano zwykle strasznie się spieszyła.
- Zdradzę ci sekret, już jestem spóźniony.
- Aha. Idę jutro do przedszkola – poinformowała dumnie. Długo czekała na ten dzień.
W swoim kalendarzu codziennie skreślała nawet dni, które jej do jutrzejszej daty zostały.
- Wiem. Mam dla ciebie radę: baw się dobrze i siej zniszczenie.
- Będę – zapewniła serio, choć nie do końca wiedziała, co znaczy siać zniszczenie. Może nie znała definicji tego słowa, ale House był przekonany, że to właśnie będzie robić - Też mnie zaprowadzisz?
- Nie, jutro odwiezie cię tylko mama. Może, kiedy indziej.
Szczerze mówiąc nawet nie przyszło mu do głowy, że mogłaby tego chcieć.
- Ok. - przyjęła do wiadomości bez pretensji i awantur - W sobotę jest dzień otwarty w przedszkolu. To znaczy, że możemy przyprowadzić, kogo chcemy. Chce ciebie, mamę i wujka. Przyjdziesz?
Szczerość jej propozycji niemal odebrała mu mowę.
- Nie wiem. Zobaczymy. Powiem ci w tym tygodniu, czy będę – powiedział zmieszany, głównie by zyskać na czasie. Musiał się nad tym zastanowić, a na samym początku postanowił sobie, że nie będzie jej składać fałszywych obietnic.
- Ok. Było superowo. Następnym razem ty wybierasz film, a ja muzykę.
- Już się boję.
- To pa – pożegnała się uśmiechnięta, ale zamiast wrócić do domu patrzyła, jak wsiada na motor i odjeżdża. Kiedy się odwrócił zobaczył stojącą obok Marinę, mimo to dziewczynka wciąż nie ruszała się z miejsca i z determinacją mu macha dopóki nie zniknął jej z oczu.
Nie musiał wracać do mieszkania, zbędne rzeczy zostawił u nich w domu, wziął jedynie potrzebne rzeczy do swojego plecak i skierował się do szpitala. W pracy czekała go nie lada niespodzianka. Nie spodziewał się, że Trzynastka i Chase będą na czas, jednak siedzieli już przy stole, jak zwykle, kiedy się pojawiał. Szeptali o czymś między sobą. Przyjrzał im się dokładnie. Nie mieli żadnych widocznych śladów urazów, może lekkiego kaca, ale to akurat można było przewidzieć. Wyglądało na to, że nic im nie było. Czyżby się, co do nich pomylił? Przechodząc do większej części gabinetu zdał sobie sprawę z braku najodpowiedzialniejszego członka zespołu.
- Mamy przypadek? Nie umiem liczyć, czy brakuje tu takiego czekoladowego osobnika? Jeśli po całym weekendzie imprezowania stawił się na czas do przychodni to przysięgam, że go zwolnię.
- Tam go na pewno nie ma. Za to jest pewien drobny problem – zaczął zawstydzony Chase, diagnosta dopiero teraz zwrócił uwagę na to, jak nerwowo oboje wyglądali. Błyskawicznie pojął, w czym tkwi ich problem.
- Zgubiliście Foremana?
- Nie tyle zgubiliśmy, co …
- Nie możemy obecnie zlokalizować miejsca jego pobytu – dokończyła górnolotnie Trzynastka. Niewiarygodne. Otworzył i zamknął buzie by skomentować sytuacje, ale jak nigdy nic nie przychodziło mu do głowy. Przyjrzał się im raz jeszcze by przekonać się, czy aby nie robią sobie żartów jego kosztem. Nic na to nie wskazywało. Milczenie szefa blondyn potraktował jako okazją do wyjaśnień.
- Rozdzieliliśmy się w pewnym momencie i nie wiemy, co się z nim stało, myśleliśmy, że spotkamy go w mieszkaniu. Nie wrócił, teraz nie przyszedł do pracy i zaczynamy się martwić.
Wcale się temu nie dziwił. W przypadku neurologa spóźnienie się do szpitala było niezwykle rzadkie, a nie pojawienie się w pracy bez wcześniejszego uprzedzenia zwyczajnie się nie zdarzało. Martwili się, bo wiedzieli, że jest odpowiedzialny i gdyby mógł to by zadzwonił, co znaczyło, że mogło się mu coś stać.
- Co pamiętacie Matoły?
- To był dość typowy weekend - mówiła Trzynastka. Ze wszystkich możliwych scenariuszy tego jednego House nie brał pod uwagę. Zniknął ten pracownik, którego uważał za nudziarza.
- Gdyby był typowy, jedno z was byłoby teraz w areszcie, albo Chase znowu byłby przykuty do łóżka jakiejś wariatki, nie szukalibyśmy najbardziej przewidywalnego człowiek na ziemi.
- Zostałem u nich na noc – przejął opowieść chirurg. House tylko dramatycznie się skrzywił.
- Nie życzę sobie szczegółów w tym temacie – zastrzegł. Sytuacja może była poważna, ale nie zwalniała z potrzeby wygłaszania błyskotliwych komentarzy.
-Wczoraj wyszliśmy do klubu, było świetnie, nad ranem byliśmy trochę...
- Nieprzytomni? Niepoczytalni? Niezrównoważeni? - podrzucił im kilka pomocnych przymiotników diagnosta. Oby nic mu nie było. 'Mam dosyć chodzenia na pogrzeby młodszych pracowników' czarna myśl przeleciała mu przez głowę.
- W każdym razie, kiedy wychodziliśmy ktoś zasłabł, na ulicy zrobiło się zamieszanie, Eric był najbardziej...
- Trzeźwy i rzucił się do pomocy – domyślił się szef.
- My usiedliśmy na chodniku. W jednej chwili był obok, w następnej straciliśmy go z oczu.
Obserwował Trzynastkę, starała się nie tracić głowy, ale był pewny, że z czasem będzie coraz gorzej. Ze swojej strony lekarka wiedziała, że Foreman był dorosły, potrafił o siebie zadbać i mogło być wiele wyjaśnień jego nieobecności, ale zaczynała się niepokoić. Teraz nad sobą panowała, ale za nic nie chciała go stracić.
- Jeszcze raz wyjaśnijcie mi jak to w ogóle możliwe? - dopytywał przełożony nie rozumiejąc, jak można kogoś zgubić żyjąc w czasach, gdzie każdy ma przy sobie telefon - Dzwoniliście do niego?
- Oczywiście, nie jesteśmy idiotami.
- Przypominam, że zgubiliście dorosłą istotę ludzką – podkreślił z naciskiem.
- Nie odbiera komórki, w klubie go nie ma i nie przyjęli go na ostry dyżur. Przynajmniej u nas i w Mercy.
- Wiedziałem, że te wasze wyjścia to nie jest dobry pomysł. One nigdy się dobrze nie kończą. Pewnie omyłkowo go aresztowali – wygłosił tradycyjny już dla neurologa dowcip.
- To akurat ma sens – zwrócił uwagę Chase - Tłumaczyłoby, czemu nie dzwoni. Ma tylko jeden telefon, ale może go wykonać dopiero rano. Z drugiej strony do tej pory odezwałby się do któregoś z nas.
- Wcale nie – zaprzeczył pewny swego House - Zadzwoniłby do mnie, albo do Wilsona wiedząc, że jesteście nieprzytomni i nie będzie mieć z was żadnego pożytku. Sprawdzę, czy mam jakieś wiadomości.
Wrócił do plecaka po telefon. Zero nowych wiadomości.
- Nic. Macie szlaban, nie dostajecie kieszonkowego i jeśli jakiś pacjent się zafajda będziecie musieli sami to posprzątać. Więcej z wami kłopotów niż z Rachel.
Zapewne dodałby coś więcej, ale właśnie wtedy zobaczyli zbliżającego się ku nim Foremana. Był ewidentnie zmęczony i miał na sobie wczorajsze ubrania. Remy z ulgą rzuciła mu się na szyję, kiedy tylko przekroczył próg gabinetu.
- Wszystko dobrze?
Chase również wyraźnie odetchnął.
- Gdzie byłeś?
- Nie pytaj.
- Czemu nie zadzwoniłeś?
- Ukradli mi telefon, poza tym dzwonienie do was nie miało żadnego sensu byliście totalnie nawaleni – kiedy to usłyszeli wyjaśnienie od razu spojrzeli na diagnostę - No i byłem pewny, że zdążę do pracy.
- Co się stało? Zniknąłeś nam zaraz po tym jak ten koleś stracił przytomność.
- Nie stracił przytomności – powiedział Eric kręcąc głową.
- Co?
- Wy dwoje nadajecie się tylko do tarcia chrzanu – podsumował diagnosta, ciekawy, co się tak naprawdę wydarzyło.
- Potknął się, bo szukał pomocy. Jego żona rodziła w aucie na parkingu przecznicę od klubu.
- Moment. Wyszedłeś na imprezę, a skończyłeś przyjmując poród na ulicy? – upewnił się szef. House był nieco bardzie subtelny z okazywaniem ulgi.
- Wezwali karetkę, ale był jakiś wypadek, który miał pierwszeństwo. Kiedy dowiedzieli się, że na miejscu jest lekarz stwierdzili, że przyślą kogoś, jak będą mogli.
- Publiczna służba zdrowia.
- Przyjechali jakieś pół godziny temu, kiedy miałem już na rękach dziewczynkę – zakończył relacje swojego poranka neurolog.
- Mam nadzieję, że nie nazwą jej Erica – dorzucił ich przełożony.
-A twoja komórka? – spytał Australijczyk.
- Nie mam pojęcia. Było zamieszanie. To Jersey. W międzyczasie ktoś mi ją rąbną.
- No i tajemnica rozwiązana. Foreman nadal jest nudny, wszystko z wszechświatem w porządku. Idę pogadać z Jimmim, nie ruszać się stąd- polecił House - Może dla pewności przywiąże was za kostki jeden do drugiego, żebyście się znowu nie pogubili? Banda idiotów.
Foreman poszedł wziąć prysznic i przebrać się w zapasowy zestaw ubrań, który na wszelki wypadek zostawiał w szafce. Nie cierpiał wyglądać nieprofesjonalnie. Z kolei reszta poranka diagnosty była równie pracowita. Udało mu się jeszcze obrazić rodzinę jakiegoś pacjenta w stołówce, skonsultować przypadek Jonesa bez wyrządzenia większych szkód, co wymagało sporo wysiłku i samozaparcia z jego strony. Wciąż myślał o słowach Rachel. 'Możesz tu zamieszkać'. Zmobilizowały one go do podjęci pewnej decyzji, dlatego
urwał się z przychodni do sklepu z meblami. Doszedł do wniosku, że skoro ona robił dla niego miejsce w swoim życiu powinien się zrewanżować tym samym. Zaczął od czegoś drobnego, ale znaczącego. Postanowił kupić nową, rozkładaną kanapę. By w ten sposób dziewczyny mogły nocować u niego, a małej było wygodniej. Po powrocie do szpitala dostał pacjenta. Z Cuddy widział się tylko podczas wspólnego lunchu, a wieczór spędził z Wilsonem. Wtorek, zgodnie z jego przewidywaniami był dla jego dziewczyny dość nerwowy.
Na niczym nie mogła się skupić.
- Świrujesz? – spytał zaglądając w południe do jej gabinetu.
- Tak, to jej pierwszy dzień w przedszkolu.
- Widziałaś jak się cieszyła. Odwiozłaś ją, nic jej nie będzie – przekonywał siadając do biurka i kładąc nogi na blacie - Założę się, że do południa przejmie placówkę i zostanie miłościwą władczynią.
- Masz o niej wysokie mniemanie – wywnioskowała Lisa z tonu jego żartu. Udało mu się ją tym rozbawić.
- Jaka matka, tak córka.
- Aaa, więc o mnie też? – dopytywała kokieteryjnie. Lubiła w nim to, że zawsze potrafił odwrócić jej uwagę od zmartwień.
- Nie – droczył się kiwając przecząco głową - Ciebie trzymam głównie dla urody.
- Stałam przed budynkiem chyba dziesięć minut po tym jak weszła do środka.
- Tylko? Obstawiałbym, co najmniej dwadzieścia.
- To nie jest śmieszne. Przejmuje się bardziej od niej. Tak szybko rośnie. Nie jestem na to przygotowana.
- Musisz pogodzić się z tym, że nasza gwiazda wkrótce będzie lokalną rozrywką – o tym, co właściwie powiedział zdał sobie sprawę, kiedy Lisa się uśmiechnęła.
- Powiedziałeś nasza.
- Musze w końcu opanować zaimki – próbował zbagatelizować znaczenie zwrotu, który nieświadomie się mu wymknął.
- Podoba mi się – przyznała zadowolona Cuddy, po chwilowym namyśle dodała - Za to ci coś powiem, ale tylko pod warunkiem, że zostanie to w tym gabinecie.
- Zamieniam się w słuch – oświadczył stawiając nogi na podłodze i pochylając się do przodu by lepiej słyszeć. Po jej wstępie wiedząc, że to coś dobrego. Jakaś tajemnica, lub soczysta plotka.
- Mówię poważnie, musisz mi obiecać, że to zostanie między nami.
- Obiecuje na moje pianino, twoją głowę, wątrobę Wilsona – przysiągł robiąc krzyżyk na sercu. To zdawało się jej wystarczać.
- Tylko pamiętaj. Ani słowa. Wczorajsze zebranie budżetowe strasznie się przeciągało, kolejne wnioski, uwagi, nudne sprawozdania.
- Nuda. Zrozumiałem to przy słowach 'spotkanie budżetowe' – podsumował zupełnie słusznie i w tym wypadku miał całkowitą racje.
- Więc po pewnym czasie zamiast słuchać... - w tym miejscu zawahała się chwile, ale dokończyła zdanie - Myślałam o miejscach w szpitalu, w których moglibyśmy uprawiać seks.
Słysząc to House uśmiechnął się szeroko, w jego oczach widać było czystą adorację.
- Kiedy myślę, że nie mogę cię kochać bardziej zawsze wyprowadzasz mnie z błędu. Co wykombinowałaś?
- Nie powiem. To nie jest odpowiednie miejsce na tą rozmowę - mówiła uważając za niebezpieczny pomysł konturowanie tego tematu i tak za dużo już mu powiedziała.
- Daj spokój. To idealne miejsce t na tą rozmowę. Wiem, że chcesz mi powiedzieć.
- Moje biurko – przyznała po dłuższej chwili ciszy i oboje zastanawiali się, czemu wśród tylu późnych godzin pracy jeszcze tego nie zrobili.
- A mówisz, że w niczym się nie zgadzamy. Co jeszcze?
- Dach, prysznice, pracownia badań snu…
- Rozmawiałaś z Chasem? – spytał przypominając sobie miejsca schadzek ówczesnej pary.
-Poważnie? - nie dowierzała Cuddy, House potwierdził skinięciem głowy, kto by pomyślał.
- Magazyn i karetka.
- Jaka ty jesteś kreatywna. Na to nawet ja nie wpadłem - pochwalił pod wrażeniem i dodał - Wnioskuje, żebyśmy zrobili listę i po kolei odhaczali kolejne sugestie.
Po wyrazie jej twarzy wiedział, że właśnie miała się zgodzić, gdy przerwało im pukanie. Do gabinetu weszła przełożona pielęgniarek.
- Doktor Cuddy... Doktorze House.
- Nie widzisz, że uprawiamy tu seks - rzucił poirytowany lekarz. Właśnie przez tego typu komentarze, sporo rzeczy, które było prawdą uchodziło w szpitalu za plotki i odwrotnie. Kobieta spojrzała na niego z dezaprobatą, po czym ignorując go kompletnie kontynuowała.
- Jest pani potrzebna na Oiomie.
- Już idę – mówiła administratorka wstając z miejsca.
- Nienawidzę tego szpitala – poinformował zdegustowany diagnosta. Jego brunetka uśmiechnęła się do niego promiennie i przed wyjściem zasugerowała - Do zobaczenia później?
- Może na dachu? - zaproponował na początek miejsce, które spodobało mu się najbardziej. Skołowana pielęgniarka patrzyła między jednym, a drugim lekarzem szybko jednak doszła do wniosku, że z tą dwójką zwyczajnie lepiej nie wnikać. A House wracając do gabinetu wreszcie miał coś, na co warto było tego dnia czekać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Czw 16:33, 30 Maj 2013, w całości zmieniany 8 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:51, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
po prostu świetne jak zawsze, zresztą wiesz jak poprawiać ludziom nastrój, Cytat: | - Może dla pewności przywiąże was za kostki jeden do drugiego, żebyście się znowu nie pogubili? | no co mam się dłużej wypowiadać? boskie czekam na następną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:27, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Hej Mam nadzieję, że wybaczysz mi, że dziś właściwie się tylko przywitam, ale chciałam, żebyś wiedziała, że cały czas tu jestem, że czytam, że się zachwycam i nie mogę się doczekać kolejnych części
Następnym razem postaram się Ciebie trochę bardziej pozanudzać, opisując dokładnie co i dlaczego tak mi się podoba.
Pozdrawiam,
lis.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bravil
Pacjent
Dołączył: 30 Maj 2013
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:44, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Cześć wszystkim
Zarejestrowałam się tu, żeby móc Ci napisać, że to co robisz jest wspaniałe i nigdy nie przestawaj. Ze wszystkich opowiadań, Twoje ubóstwiam. Z niecierpliwością czekam na kolejną część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:27, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
lisek napisał: | Mam nadzieję, że wybaczysz mi, że dziś właściwie się tylko przywitam, ale chciałam, żebyś wiedziała, że cały czas tu jestem. |
Tobie jestem w stanie wiele wybaczyć Dobrze wiedzieć, że nadal jesteś. Dzięki.
Bravil napisał: |
Zarejestrowałam się tu, żeby móc Ci napisać, że to co robisz jest wspaniałe i nigdy nie przestawaj. |
Och, jak mi niezmiernie miło. Witam i serdecznie dziękuje.
No to daje, co mam.
House większość środy spędził w szpitalu. Mimo iż stan przyjętego dzień wcześniej trzylatka został ustabilizowany, jego objawy wciąż nie dawały im jasnej odpowiedzi, co takiego mu dolega. Co w przypadku pacjenta w tak młodym wieku zawsze odbijało się na lekarzach. Mimo zdwojonych starań, czuli zwykle podwójną presję, z którą nie łatwo było sobie poradzić. Po części, dlatego diagnosta ucieszył się, że w czwartek mógł się trochę odprężyć i spędzić więcej czasu z Cuddy. Nie, żeby potrzebował dodatkowego powodu, żeby ucieszyć się na wieczór ze swoją dziewczyną. Już sama myśl o niej przywoływała uśmiech na jego twarz. Wchodząc do domu spodziewał się, że Rachel rzuci się na niego i od progu zacznie paplać o swoim pierwszym dniu w przedszkolu. Nie, żeby był rozczarowany, kiedy po powieszeniu kurtki zrozumiał, że nie ma jej w domu. Po prostu nie tego oczekiwał. Pewnie, był trochę ciekawy, ale nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Pokręcił głową zdegustowany tym, że to wyjaśnienie brzmiało kiepsko nawet w jego myślach. Sam już chyba w to nie wierzył. Wszedł dalej kierując się odgłosami dochodzącymi z kuchni, zastał tam Lisę wypakowującą i układającą na pułkach zakupy.
- Hej, Nieznajomy – przywitała brunetka ciesząc się na jego widok - Ciężki dzień?
- A są jakieś inne?
- Aż tak? Czyli nie pytać o Davida?
- Nie – uciął krotko wdzięczny za to, jaka jest domyślna, a widząc, że otwiera usta by coś dodać uprzedził ją mówiąc - I wiem, jeśli będę potrzebował pomocy mogę na ciebie liczyć.
- Aż taka jestem przewidywalna? – odparła, kiedy bez problemu przewidział jej intencje - Zmieniając temat: zgadnij, co usłyszałam, jak wróciłam w poniedziałek ze szpitala?
- Nie mam pojęcia, ale byłem grzeczny, a Marina jest patologiczną kłamczuchą – zastrzegł na wszelki wypadek.
- Nie to mam na myśli patologiczny delikwencie, słuchały Rolling Stonsów – poinformowała Cuddy wiedząc, że to sprawi mu przyjemność i sądząc po tym, ja bardzo próbował się nie uśmiechnąć miała racje - Możesz się uśmiechnąć, nie zmieni to mojej opinii na twój temat. Ponadto Marina mówi, że Rachel opowiadała o tobie przez cały dzień.
- A gdzie właściwie jest Rachel? - zainteresował się diagnosta, zdziwiony, jak naturalnie zabrzmiało to pytanie w jego ustach. Był moment, w którym wystarczyło mu, że dziecka nie było i zostali tylko we dwoje.
- Zawiozłam ją na noc do Madleine.
- Która to?
To, że dalej dopytywał świadczyło, że jest ciekawy. Co potwierdzało, że nie tylko tolerował j towarzystwo dziewczynki, ale zaczynał ją lubić.
- Ta z rudym loczkami i ładną matką, w obcisłych sweterkach – opisała Cuddy w sposób, który wiedziała, że od razu zrozumie.
- To na treningi przychodzą też inne matki? – udał House z pierwszorzędnym wyrazem zaskoczenia na twarzy. Odwróciła się do niego uśmiechając promiennie, a on powoli zbliżał się do niej. Uwielbiała, gdy miał dobry humor, kiedy beztrosko mogli się ze sobą droczyć.
- Dobry jesteś – pochwaliła rozbawiona kładąc ręce na jego klatce piersiowej - Podlizujesz się.
- Działa?
- Trochę – przyznała przesuwając dłonie w górę i splatając palce za jego szyją. Od zawsze odpowiadało jej jego poczucie humoru.
- Mówisz wolna chata – podsumował Greg, a w głowie układał mu się jasny plan spędzenia wieczoru - Proponuje indyjskie jedzenie i seks w salonie.
- Kiepski pomysł.
- Wygodniej niż w kuchni…
- Mam na myśli jedzenie – przerwała mu Lisa z uwodzicielskim spojrzeniem – Mam raczej ochotę na meksykańskie.
Uśmiechnął się dumny z tego, jak to rozegrała. Mało, że ją kochał, w takich chwilach po prostu ją uwielbiał. O tym jak bardzo pokazał przyciągając ją do siebie i namiętnie całując w usta. Ostatecznie skończyło się na seksie na kanapie w salonie i meksykańskim jedzeniu. Ponieważ nie było późno, a mieli ochotę wyrwać się z domu pojechali do kina. Już na początku ich związku zdziwiło ich oboje, jak łatwo potrafili się zgodzić odnośnie oglądanych filmów mimo diametralnie różnych gustów. Tak było i tym razem. Korzystając z tego, że tym razem byli tylko we dwoje pojechali motorem. W przeciwieństwie do innej rzeczy, która obojgu sprawiała przyjemność, tego dawno nie robili. Wbrew powszechnej opinii krążącej po szpitalu Cuddy lubiła z nim jeździć. Miała nawet swój kask. Zupełnie, jak on lubiła towarzyszące jeździe poczucie wolności. Oczywiście stawiała na ostrożność, ale w drodze nie była administratorką, ani matką, tylko kobietą obejmującą swojego faceta podczas wyścigu z wiatrem. Z powrotem wrócili około północy po seansie i kilku dodatkowych kilometrach przez ciemne, opustoszałe miasto. Kiedy się kładli diagnosta przypomniał sobie o Rachel. Zadzwoniła powiedzieć mamie dobranoc. Złapała ich zanim weszli do kina, oczywiście usłyszawszy, że jest z mamą chciała rozmawiać również z nim. Myślał o tym jak szybko ich sytuacja się zmienia. Spędzanie coraz więcej czasu z Rachel zmuszało go do myślenia o rzeczach, których nie brał wcześniej pod uwagę. Przebywanie z dzieckiem było miłe, ciężkie, nieznośne, zabawne, męczące i tak kółko. Na zmianę, bez przerwy. Dzieci wymagały ciągłej uwagi, zaangażowania, stałości. Nie mogłeś z czasem się znudzić i zrezygnować. Właśnie, dlatego House był taki ostrożny, jeśli chodziło o wszelkiego rodzaju deklaracje. Obawiał się, że je zawiedzie.
- Cuddy? Śpisz? – szepnął mając dosyć własnych myśli.
– Tak.
- Nawet nie zagram z nią w tą przeklętą piłkę nożną – przyznał na głos, coś, co od dłuższego czasu chodziło mu po głowie. Wiedział, że to nie jedyne jego ograniczenia, ale na fizycznych łatwiej było mu się skupić. To stwierdzenie zupełnie rozbudziło Lisę, otworzyła oczy i przysunęła się do niego kładąc głowę na klatce piersiowej diagnosty.
- Kto inny mógłby z nią pobiegać, pojeździć na rowerze – kontynuował nie chcąc tego mówić, ale wiedząc, że z łatwością mogłaby znaleźć sobie kogoś lepszego. Z kolei Cuddy skupiła się na tym, że otwarcie przyznał się przed nią do swoich obaw i kompleksów.
- A ty możesz jej nauczyć grania na pianinie, gotowania, miłości do muzyki – wymieniała rzeczy, które przyszły jej do głowy - Z sarkazmem bym się wstrzymała, ale nie mam nic przeciwko niekonwencjonalnemu rozwiązywaniu problemów.
- Biegać może ze swoim wujkiem Jimmim – mówiła próbując, jak najlepiej uzmysłowić mu, że on również ma coś do zaoferowania Rachel. Że jest to równie cenne i wyjątkowe. Nie wykłócał swoich racji, poniekąd rozumiał, co próbowała mu powiedzieć, postanowił to jeszcze przemyśleć. Zastanawiał się, czy przez styczność z nim będzie miała, jakieś jego cechy w przyszłości. Ile jej cech wykształci mu na przekór. Czy będzie do niego podobna i czy to dobrze? Dla niej, dla Cuddy, dla świata. Mimo swojego wrodzonego pesymizmu, coś nie pozwalało mu się wycofać. Nie mógł zaprzeczyć, że nawet teraz dostrzegał w niej potencjał. Że momentami widział przebłyski przyszłej osobowości i był ciekawy, co z niej wyrośnie. Jednak żeby się tego dowiedzieć nie mógł rezygnować, musiał zostać tu gdzie jest.
- Cuddy?
- Mhm?
- Mówiłem ci już dziś, że jesteś niesamowicie inteligentną kobietą i bardzo cię kocham? – spytał na początek.
- Hmmm. Nie, nie przypominam sobie.
- To będziesz musiała poczekać do jutra – dokończył nieco złośliwie, ale brunetka w jego ramionach tylko się zaśmiała. Po dłuższej chwili to ona przerwała ciszę.
- House?
- Mhm? – powtórzył jej wcześniejszą reakcję, jeśli wydawało mu się, że wie co powie, to się mylił.
- Jesteś idiotą i kocham cię tak samo mocno – zadeklarowała w zamian. House pocałował ją w czoło. Piętnaście minut później oboje smacznie spali.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Czw 21:48, 30 Maj 2013, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bravil
Pacjent
Dołączył: 30 Maj 2013
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:02, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Jak zwykle świetne. Jest szansa, że dzisiaj pojawi się kolejna część?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 11:36, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
No to kamień z serca Dobrze wiedzieć choć obiecuje tego nie wykorzystywać
Na początku powiem, że nie mam pojęcia, jak Ty to robisz, ale każdy Twój tekst zachwyca, w każdej części jest coś, choćby mały fragment, który jest taką wisienką, która sprawia, że nie można się nie uśmiechnąć. Zawsze to miałaś, a wiem, o czym mówię, bo przeczytałam tu każdy Twój tekst i to nie raz Ale żeby nie było, że tak nudzę tym wychwalaniem Cię, powiem co mi się nie podobało.
Po pierwsze...
No dobra, poddaję się, bo niczego nie wymyślę, po prostu chciałam jakoś przełamać schemat moich tu komentów, niestety... jesteś za dobra. Zwłaszcza w tej części. Huddy rozmowa pierwsza klasa, Twoje dialogi nadają się do serialu, uwielbiam ten duet w twoim wykonaniu Genialni są w tej części. Gdybym chciała coś zacytować byłbyby to wszystkie ich dialogi z tej części! Ale ten mnie powalił mnie na kolana:
"- Proponuje indyjskie jedzenie i seks w salonie.
- Kiepski pomysł.
- Wygodniej niż w kuchni…
- Mam na myśli jedzenie – przerwała mu Lisa z uwodzicielskim spojrzeniem – Mam raczej ochotę na meksykańskie.
Uśmiechnął się dumny z tego, jak to rozegrała. Mało, że ją kochał, w takich chwilach po prostu ją uwielbiał." - po prostu uwielbiam Ciebie i Twego wena! Mogę tę scenę sobie wyobrazić, z najdrobnieszym detalem, z najsubtelniejszym drgnięciem powieki, mistrzostwo. To takie fajne elementy, którymi udowadniasz, że ich wspólne życie pod poewnymi względami nie różniło by się niczym od Huddy, w którym się zakochaliśmy na początku. Jeśli chodzi o House'a robisz z nim bardzo ciekawe rzeczy, jeśli mogę tak to określić, cholernie mi się to podoba, nie wiem dlaczego, ale jesteś chyba jedyną osobą, u której kupuje takie manipulacje bez zastrzeżeń. Podoba mi się odkrywanie Twojego House'a.
"Mówiłem ci już dziś, że jesteś niesamowicie inteligentną kobietą i bardzo cię kocham? – spytał na początek.
- Hmmm. Nie, nie przypominam sobie.
- To będziesz musiała poczekać do jutra – dokończył nieco złośliwie, ale brunetka w jego ramionach tylko się zaśmiała. Po dłuższej chwili to ona przerwała ciszę.
- House?
- Mhm? – powtórzył jej wcześniejszą reakcję, jeśli wydawało mu się, że wie co powie, to się mylił.
- Jesteś idiotą i kocham cię tak samo mocno – zadeklarowała w zamian." - Gdybym musiała wybrać najlepszy dialog z tej części, cudnych dialogów, to byłby właśnie ten
Agnieszko, nie przestawaj pisać, nigdy!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 11:38, 31 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:07, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Agnieszko, nie mam czasu na jakieś dokładniejsze komentowanie, bo sesja zbliża się wielkimi krokami i tylko "wpadam" na forum, żeby przeczytam Twoje fiki i liska. Ale wiedz, że je czytam!
Cóż Ci mogę powiedzieć - miażdżysz, zmiatasz z powierzchni ziemi, wywołujesz emocjonalne trzęsienie ziemi. A ja to wielbię nad wszystko! Składam pokłony ku chwale Twojego talentu i wena!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:51, 01 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
lisek napisał: | Ale żeby nie było, że tak nudzę tym wychwalaniem Cię, powiem co mi się nie podobało.
Po pierwsze... No dobra, poddaję się, bo niczego nie wymyślę |
Ja tu czytam w napięciu i zastanawiam się co schrzaniłam, a Ty mi taki numer odstawiasz? nieźle
lisek napisał: | Jesteś chyba jedyną osobą, u której kupuje takie manipulacje bez zastrzeżeń. |
Słowo manipulacje nie brzmi mi najlepiej. Ja tam obraz swojego House'a uważam za nieuniknioną ewolucje, której nie pozwolili mu dojść w serialu.
lisek napisał: | Agnieszko, nie przestawaj pisać, nigdy! |
Z tym będzie ciężej.
Marcelina, daj znać jak poszła Ci ta sesja. Dzięki, że mimo nawału pracy tu zaglądasz. Plus, jak lubicie 'emocjonalne trzęsienie ziemi' to wam się powinno spodobać
Rano po powrocie do szpitala House dowiedział się, że wyniki kolejnych badań wykluczyły ich kolejny pomysł. W pracy dla diagnosty nie było nic gorszego od świadomości, że coś przegapili, że on coś przegapił. Zwłaszcza, że od jego zdolności kojarzenia faktów zależało życie małego chłopca. Jednak, ku jego rosnącej frustracji rozwiązanie nie przyszło ani nazajutrz, ani dnia następnego. I tak, w sobotę, kiedy w jednej części miasta trzylatek wzbudzał się po badaniu w innej części pewna podekscytowana pięciolatka witała mamę i wujka w swoim nowym królestwie. Właśnie minął jej pierwszy tydzień w przedszkolu Brye Park. Nie trudno się pewnie domyślić, że Rachel należała do grupy dzieci, które były zachwycone początkiem szkoły. Podobało się jej wszystko. To, że mogła codziennie widywać się z Madleine, to, że poznała dużo nowych dzieci i mogła się bawić masą nowiuteńkich zabawek. Od razu również polubiła swoją wychowawczynię panią Lindę Coe.
Obecnie na terenie szkoły panował radosny harmider, wszystko tętniło życiem. Wszędzie kręciły się rodziny i znajomi podopiecznych. Po krótkie przywitaniu i poczęstunku przybyli goście mieli możliwość zapoznania się z budynkiem oraz poznania nauczycieli swoich dzieci. Cuddy i Wilosn byli tu od około godziny. Oprowadzani przez Rachel, która specjalnie na tą okazje wystroiła się w fioletową lambadę z trzema falami i zielony t-shirt z paskiem błyszczących cekinów u góry.
- Za kim się tak rozglądasz? – spytała Cuddy widząc, że mimo roli przewodnika córka cały czas szuka kogoś w tłumie.
- Za Hawsem.
- Zaprosiłaś go? – spytała nieco zdziwiona mama.
- Duh.
Usłyszeli doskonale znaną im reakcję. Spowodowała, że porozumiewawczo spojrzeli na siebie z Jamesem. Rozbawienie, rozbawieniem, ale oboje pierwszy raz o tym słyszeli. Jeśli House naprawdę miał zamiar przyjść nie pochwalił się tym żadnemu z nich.
– Kiedy?
Sama Cuddy nie wspomniała mu o tym wydarzeniu słowem, wątpiąc, by był zainteresowany.
- Jak był u nas.
- Rach, jest zajęty pacjentem w szpitalu.
- No i? – wzruszyła ramionami dziewczynka - Od robienia badań ma resztę. Tylko siedzi i myśli. Myśleć może tu.
Wilson skinął głową po cichu zgadzając się z jej sposobem rozumowania, za co został szturchnięty łokciem przez nieco bardziej przejętą Cuddy. Chwilowo skupiła się ona na czymś zupełnie innym. Jak nikt inny wiedziała, że jak jej córka wbiła sobie coś do głowy nie było sposobu by ją przekonać. Mimo to próbowała.
- Kochanie, na pewno się postara, ale może mu się nie udać wyrwać z pracy.
- Przyjdzie – odparła automatycznie, bez choćby chwili namysłu. Następnie zobaczyła nową koleżankę i od razu pobiegła do niej się przywitać zostawiając dorosłych w tyle. Było to Cuddy na rękę, kiedy tylko zostali sami automatycznie odwróciła się do Wilsona.
- Ty jej to powiedziałeś? – spytała z widoczną pretensją.
- Nie, myślałem, że ty. Nie?
- W życiu – odparła administratorka. O ile zależało jej na jak najlepszych stosunkach miedzy nimi nie składała obietnic w imieniu House’a, bo nie chciała, aby jej córka się rozczarowała. Pogorszyłoby to jedynie ich sytuacji, jeśli z jakiegoś powodu diagnosta nie dotrzymałby słowa. Przez następne dwadzieścia minut dziewczynka zdążyła oprowadzić ich po sali gimnastycznej, bibliotece i stołówce. Niestety, ku rosnącemu zmartwieniu obojga House wciąż się nie pojawił. Lisa nie miała pojęcia skąd jej córce przyszło do głowy, że tu będzie. Obawiała się, że dziewczynka zwyczajnie mogła źle go zrozumieć. Biorąc pod uwagę jego sarkastyczny sposób wyrażania się było to całkiem możliwe. Onkolog bez trudu dostrzegając zdenerwowanie przyjaciółki uznał za swój obowiązek próbę jej pocieszenia.
- Nie martw się, będzie ...
– Nie mów dobrze – powiedziała stanowczo za nim skończył – Znając House’a nie możesz mi tego gwarantować.
- W porządku – oznajmił podnosząc ręce w geście rezygnacji. Po raz kolejny zrozumiał, że ci dwoje byli dla siebie stworzeni - Będzie nie dobrze.
Lisa wzięła uspokajający oddech, podeszła do córki i postanowiła spróbować raz jeszcze jej wszystko wyjaśnić.
- Posłuchaj mnie przez moment – mówiła kucając przed małą, co w jej grafitowej spódnicy było sporym wyzwaniem - Wiem, że bardzo się cieszysz i chcesz pokazać to wszystko House’owi, ale nie wiem, czy będzie to dziś możliwe. Po prostu nie chce, żeby było ci przykro, jeśli się nie pojawi.
Chciała jeszcze coś dodać, ale mała nie dopuściła jej do słowa.
- Nie będzie mi przykro, bo będzie – powtórzyła nieugięta, ale równocześnie lekko znudzona mówieniem w kółko tego samego. Dorośli byli męczący. Czemu jej nie słuchali?
- Skąd wiesz?
- Będzie, bo mi obiecał – padło zaskakujące wyjaśnienie. Dorośli ponownie wymienili spojrzenia. Ta nowina była nawet bardziej zadziwiająca od wiadomości o jego rzekomym przybyciu. Jeśli naprawdę jej obiecał to całkowicie zmieniało postać rzeczy. Jednocześnie
obrazując powagę jego zaangażowania. Już samo to, że dał jej słowo było wielką sprawą. Znaczyło to, bowiem, że planował bezinteresownie poświęć dla niej swój wolny czas.
Co robił wyłącznie dla nielicznych. Jakby tego było mało zaskoczyła ich również niezachwiana wiara pięciolatki. Rachel nie widziała w tym nic wielkiego. Może była mała i nie wiedziała wszystkiego, ale wiedziała jedno, że jak House coś obieca to tak zrobi. Z jej doświadczenia z nim wynikało, że zawsze dotrzymywał danego słowa. Nie myliła się. Jakieś piętnaście minut później dostrzegli w tłumie zbliżającego się do nich diagnostę. Cuddy i Wilson odczuli wyraźną ulgę na jego widok.
- Mówiłam! – krzyknęła do dorosłych. Greg zupełnie nieświadomy całego zamieszania, jakie wywołał zapytał tylko - Co? Stęskniliście się? Które płakało?
- Choć pokaże ci moją szafkę – zaczęła Rachel chwytając go za rękę i prowadząc w jej kierunku - Mam swoją szafkę, wiesz? Na rzeczy. Mam rzeczy.
- A gdzie tu macie barek? – zapytał rozglądając się dookoła.
- To przedszkole, nie ma.
- Co? Skandal – podsumował oburzony wywołując u dziewczynki napad śmiechu.
Kiedy się oddalali, Wilson i Cuddy wciąż stali w miejscu całkowicie osłupiali.
- To się naprawdę zdarzyło, tak? – dopytywała powoli wychodząc z szoku brunetka - House idzie za rękę oglądać szafki? Dobrze widzę?
- Zdecydowanie, inaczej mamy do czynienia ze zbiorową halucynacją, bo ja widzę dokładnie to samo.
- Ok – wymamrotała Lisa, po czym dla ułożenia sobie wszystkich faktów w głowie powiedziała głośno - Zaprosiła go i przyszedł.
- Na to by wychodziło – potwierdził onkolog i nie mogąc sobie odpuścić dodał - Właśnie, dlatego ci powtarzam, że wam się uda.
Oboje wzięli się w garść i dogonili pozostałą dwójkę, kiedy Rachel przedstawiała House’owi ich dalsze plany.
- Poczekaj tu, zawołam Madleine, muszę ją tylko znaleźć – ogłosiła dziewczynka i zniknęła w poszukiwaniu najlepszej przyjaciółki.
-Czemu nie powiedziałeś, że zamierzasz przyjść? – spytał Wilsona korzystając z okazji, że zostali w swoim gronie.
- Znowu udajesz moją matkę? Nie wiedziałem, że muszę ci się tłumaczyć z mojego wolnego czasu.
- Po prostu trzeba mi było powiedzieć, moglibyśmy przyjechać razem - kontynuował przyjaciel chcąc coś więcej z niego wyciągnąć równocześnie starając się by jego pojawienie się tu nie brzmiało, jak nic wielkiego.
- I wysłuchiwać nieustannych porad przez całą drogę? Nie wydaje mi się Jimbo. A ty? – zwrócił się do Lisy zdziwiony brakiem jakichkolwiek instrukcji odnośnie bycia miłym - Żadnych uwag, jak powinienem się zachowywać w towarzystwie tej całej Madleine?
- Twój mózg funkcjonuje na poziomie dziecka, więc o to się nie martwię. Choć miałabym kilka uwag, jak powinieneś odnosić się do jej rodziców.
- Ładnie. Podwójna obelga. Za to powinnaś dostać jakąś nagrodę – pochwalił, ku ogólnemu rozbawieniu przysłuchującemu się im Wilsonowi. Pewnie, byli trudni, męczący i uparci, ale przynajmniej nigdy się przy nich nie nudził.
- To mili ludzie, jedyni rodzice, z którymi bez trudu się dogaduje, lubię ich – tłumaczyła Cuddy dając mu do zrozumienia, jakie to dla niej ważne – Masz być sobą, ale nie za bardzo.
- Nie wiem, co ze sobą zrobić, jak traktujesz mnie jak osobę dorosłą.
Zgodnie z przypuszczeniami, Madleine była zachwycona Housem. Nieco później, kiedy poznawał jej rodziców i wychowawczynię okazało się, że wszyscy już o nim słyszeli. Co więcej dzięki narracji Rachel odnosili mylne wrażenie, że jest wspaniałym facetem. Musiał przyznać, że patrzenie na siebie przez jej oczy było surrealistycznym doświadczeniem. Ostatecznie doszedł do wniosku, że ta trójka dorosłych wypadała lepiej w porównaniu ze sztucznie uprzejmą resztą, więc jak na razie nie wyprowadzał ich z błędu. W ten sposób południe minęło bez zgrzytów, jedynie z kilkoma złośliwymi komentarzami wymienianymi między przyjaciółmi. Bezpośrednio po zwiedzaniu przedszkola, które myślał, że zirytuje go bardziej, House wrócił do szpitala.
Było grubo po północy, kiedy diagnosta odkluczał znajome zielone drzwi. Zamiast do mieszkania przyjechał do domu Cuddy. Starając się nie robić hałasu skierował się prosto do pokoju Rachel. Światło padające z okna pozwalało mu widzieć spokojnie śpiącą dziewczynkę. Przyszedł, bo.. nie wiedział dokładnie po co właściwie przyszedł, ale musiał się upewnić. Cuddy obudziła się w półmroku na dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, po charakterystycznym odgłosie kroków poznała House’a. Zdziwiła się, bo wcześniej mówił, że będzie nocował u siebie. Kiedy nie przyszedł do sypialni wstała z łóżka i poszła za nim.
Zaskoczyło ją, że stał nieruchomo może krok od łóżka i przyglądał się śpiącej dziewczynce.
- House? – wyszeptała podchodząc do niego.
- Nie żyje. Miał trzy lata i nie żyje.
- O Boże – wyrwało się Cuddy. Jej oczy na myśl o rodzicach chłopca błyskawicznie stały się szkliste. Teraz rozumiała, co tu robił, albo tak przynajmniej się jej wydawało. Objęła diagnostę splatając ręce na jego klatce piersiowej i opierając czoło na jego plecach.
- Wreszcie mamy diagnozę - oznajmił gorzko i wyraźnym samokrytycyzmem - Dystrofia mięśniowa. Przebieg ostry.
Był w rozsypce, poza znajomym poczuciem bezradności było coś jeszcze, ale nie to, co przypuszczała. Oczywiście, śmierć dziecka zawsze była straszna, ale mały nie przypominał mu o Rachel. Chodziło o coś zupełnie innego.
- Dostał niewydolności oddechowej i zmarł godzinę temu na oczach swoich rodziców – mówił dalej, a z oczu Lisy spłynęła pierwsza łza. Kiedy nie dodał nic więcej zapanowała dłuższa cisza.
- Nic ...
- Błagam. Nie mów, że nic nie mogłem zrobić – uciął próbę podniesienia go na duchu. To, że nie było na tą chorobę lekarstwa nie zmieniało faktu, że umarło dziecko, ani jak późno odkryli, co mu jest - Słyszałem to już dziś trzy razy. Nie zniosę tego więcej.
- Foreman tak dobrze cię zna? - spytała podejrzewając, kto się wyłamał.
- Właściwie to Trzynastka – wyprowadził ją z błędu. Ona jedna nie starała się go podtrzymywać na duchu, nie próbowała mówić nic pokrzepiającego, nie starała się z nim przekonać go by o tym porozmawiał. Wiedziała, że nie potrzebuje ich współczucia, a chwili spokoju, żeby to przetrawić.
- Jego matka przypomina mi ciebie – zdradził powód swojego rozbicia odwracając się w jej ramionach. Cuddy wzięła głębszy oddech. House przytulił ją mocniej i przez resztę nocy nie powiedział nic więcej. Odkąd godzinę wcześniej zobaczył reakcje matki chłopca, jak zrozpaczona opada w ramiona męża przywodząc mu na myśl Lisę nie mógł myśleć o niczym innym. Niestety nie umiał również usunąć tej scenki z pamięci. Z tej perspektywy, ich problemy były niczym. Podczas swojej wieloletniej praktyki niejednokrotnie był już świadkiem płaczących rodziców, ale ten obrazek nim wstrząsnął. Coś w nim złamał. Zastanawiał się, co by zrobiła Cuddy? Nie chciałby kiedykolwiek się jej to przytrafiło. Pewnie, dlatego tu przyszedł, żeby na własne oczy się upewnić. Bo jeśli Rachel była cała, Cuddy też nic nie było. W zawodzie lekarza, co jakiś czas trafia się pacjent, który zmienia coś w twoim życiu osobistym i tak było tym razem. Lisa wzięła go za rękę i zaprowadziła do łóżka. Położyli się, ale oboje długo nie mogli zasnąć. Rano House czuł się lepiej, ale wciąż był całą tą sytuacją rozstrojony, przez co znacznie cichszy niż zwykle. Nawet Rachel po pierwszej zignorowanej próbie wciągnięcia go do rozmowy zrezygnowała z dalszych starań. Pomyślała tylko, że cichy House był dziwny. Od razu podłapała, że coś nie gra. Zamiast dopytywać uważnie obserwowała go przez całe śniadaniu, kiedy wyszedł do łazienki, a ona z mamą zostały same przy stole pochyliła się i spytała
- House jest smutny?
Po raz kolejny zaskakując mamę swoją spostrzegawczością.
- Co?
- Wygląda na smutnego – mówiła wyjaśniając skąd jej pytanie.
- Tak, kochanie – potwierdziła, dochodząc do wniosku, że nie było sensu jej kłamać. Zastanawiała się, o co jeszcze zapyta, co powie dalej. I jak jej to wszystko wytłumaczyć
nie mówiąc za dużo niepotrzebnych szczegółów.
- Pocałowałaś go?
Tego pytania się nie spodziewała.
- Co?
– Wtedy zawsze się uśmiecha – dodała tonem sugerującym, że jest to oczywiste. Lisa uśmiechnęła się słysząc jej propozycję rozwiązania problemu.
- To nie pomoże, nie tym razem.
- To, co robimy? – zapytała poważnie Rachel. Ewidentnie uznała za ich zadanie poprawienie mu humoru. Większa brunetka pocałowała ją w policzek. Była wzruszona i niezwykle dumna
z jej postawy.
- Jesteś bardzo dobrym dzieckiem i bardzo cię kocham – mówiła zaczesując jej włosy za uszko.
- Wiem, ale co robimy? – dopytywała teraz lekko irytując się na brak konkretów. Widziała problem i za wszelką cenę chciała znaleźć jego rozwiązanie. Ku jej rozczarowaniu wszelkie dalsze narady w tej sprawie przerwał powrót House’a i przy stole ponownie zapadła cisza.
- Mogę iść z tobą do szpitala? – spytała diagnostę chcąc być blisko. Pomyślała, że jak będą razem to coś w końcu wymyśli. Lekarz nieco się zdziwił, ale oczywiście się zgodził, kiedy okazało się, że Cuddy nie ma nic przeciwko temu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Sob 19:16, 01 Cze 2013, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:04, 01 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Hej!
Ale ja używam słowa manipulacja w pozytywnym znaczeniu, jakby to nie brzmiało. W sensie, że ty potrafisz właśnie wykrzesać z niego to wszystko, czego zabrakło w serialu, jak piszesz. Że jest sobą i na dodatek możemy go poznać lepiej, lubię go takiego. Część smutna, ale i przepiękna, potrafisz łączyć różne skrajne emocje i wykorzystywać różne wydarzenia do przedstawiania naszego House'a w sposób, o którym pisałam wcześniej.
Zazdroszcze Ci tego, że części cały czas są świetne, nie zdarzyła Ci sę jeszcze żadna słabsza, prawie o każdej mam ochotę napisać ulubiona. O tej na pewno. I już nakręcam się na kolejną. Wyobraźnia liska pracuje. House i Rachel w szpitalu Oj, potrafisz przyciągnąć czytelnika do kolejnej części.
lis.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:12, 02 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że House'owi udało się przyjść do przedszkola. Cała ta scena jest przepiękna, a pewność Rachel przeurocza
Załamany House... Diagnosta też człowiek Podoba mi się Huddy'owa interakcja w tej scenie. Chciałabym zobaczyć taką scenę w serialu, ale tylko wtedy, gdybyś Ty ją napisała.
Cieszę się, że nieustająco balansujesz między słodko-gorzkimi tematami, ale ta słodycz, jak już wspominałam milion razy, nie jest przesłodzona.
Podpisuję się pod słowami liska ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:18, 02 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Jasne, że House zrobi Rachel pizzę, a nie sałatkę. Fajnie, że się dogadali.
Cytaty: (twoje teksty House'a są super)
- A ja czytałem artykuł, że ludzie spędzają 50 % czasu w pracy na rzeczach, których nie powinni robić – przywołał swoje wymyślone statystyki nie pozwalając jej dokończyć zdania – Co jest kompletną bzdurą, bo ja spędzam na nich jakieś 95%.
- Mamy przypadek? Nie umiem liczyć, czy brakuje tu takiego czekoladowego osobnika? Jeśli po całym weekendzie imprezowania stawił się na czas do przychodni to przysięgam, że go zwolnię.
- Tam go na pewno nie ma. Za to jest pewien drobny problem – zaczął zawstydzony Chase, diagnosta dopiero teraz zwrócił uwagę na to, jak nerwowo oboje wyglądali. Błyskawicznie pojął, w czym tkwi ich problem.
- Zgubiliście Foremana?
- Nie tyle zgubiliśmy, co …
- Nie możemy obecnie zlokalizować miejsca jego pobytu – dokończyła górnolotnie Trzynastka
- Co pamiętacie Matoły?
- To był dość typowy weekend - mówiła Trzynastka. Ze wszystkich możliwych scenariuszy tego jednego House nie brał pod uwagę. Zniknął ten pracownik, którego uważał za nudziarza.
- Gdyby był typowy, jedno z was byłoby teraz w areszcie, albo Chase znowu byłby przykuty do łóżka jakiejś wariatki, nie szukalibyśmy najbardziej przewidywalnego człowiek na ziemi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:05, 03 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Lacida napisał: | Cytaty: (twoje teksty House'a są super) |
Dziękuje bardzo.
I dziękuje stałemu kółku dopingującemu.
Do szpitala pojechali osobno, jazda motorem zawsze rozluźniała House’a. Dorośli umówili się, że na miejscu Cuddy przyprowadzi Rachel do jego gabinetu. Zgodnie z oczekiwaniami diagnosta dojechał do szpitala jako pierwszy. Wchodząc do swojego sanktuarium rozejrzał się po nim dokładnie. Po raz pierwszy zauważył, że jego przestrzeń powoli zamieniała się w przedszkole. Na tablicy do prześwietleń włożony był rysunek jego ekipy. To akurat musiał zatrzymać, był bezcenny. Na pierwszy rzut oka widać było, że narysowało go małe dziecko, ale oczywiste również było, że jest ono spostrzegawcze. Obrazek zawierał sporo szczegółów, cech charakterystycznych, dzięki którym bez problemu można było odróżnić, kto jest, kim. Był krawat u Foremana, jasne włosy Chase’a, uśmiech i ubranie Trzynastki. Wszystko nieporadne, ale kolorowe i niepozostawiające żadnej wątpliwości, co do tożsamości jej modeli. Poza rysunkiem były zielone kapcie leżące pod biurkiem, na półce wśród jego książek była kolorowanka, na podłodze w rogu lalka, a w kubku z długopisami wisiała jej bransoletka. Przy czym z każdą kolejną wizytą Rachel, coś po sobie zostawiała. Kiedy to się stało? Mała przesiąkała do każdej części jego życia. Jednak najdziwniejsze nie było to, że dopiero teraz zwrócił na to uwagę, a fakt, że jakoś mu to nie przeszkadzało. Choć miał przeczucie, że jak tak dalej pójdzie niedługo powinni zmienić nazwisko na drzwiach.
Diagnosta spojrzał do pokoju obok, gdzie przy porannej kawie siedział już jego zespół. Jak łatwo można się domyślić oni również byli przygaszeni utratą pacjenta. Dopiero, kiedy chwile później w drzwiach pojawiła się Rachel widocznie się ożywili. Czyli przyprowadzenie jej tutaj nie było znowu takim złym pomysłem. Wraz z córką, Cuddy przyniosła granatową teczkę świadczącą o tym, że mają kolejny przypadek. Zapewniła, że jeśli ktoś nie czuje się na siłach tą sprawę może przeczekać, ale ostatecznie wiedziała, jaką decyzje podejmą. Wszyscy uważali, że najlepszą metodą by dojść do siebie po śmierci pacjenta jest dużo alkoholu i uratowanie następnego. Administratorka wyszła, a jej córka zajęła się sobą.
- Nastolatka. Bezsenność, coraz częstsze utraty świadomości – mówił House zapisując objawy na tablicy - Brak jakiejkolwiek historii medycznej. Jakieś błyskotliwe wyjaśnienia? Może chowała się w buszu?
- Przypominam sobie, że ktoś mówił mi kiedyś, że wszyscy kłamią – przywołał jego nieśmiertelną maksymę Chase. Chowano na niej wszystkie pokolenia jego uczniów.
- Chwilowo o tym zapomnij – usłyszeli zaskakujące z ust diagnosty stwierdzenie - Dziś nie chce słyszeć tego sformułowania.
- Co? Nie żyjemy już według zasady ‘wszyscy kłamią’? - dopytywał zdziwiony chirurg.
Jego obraz świata zaczynał mu się sypać w oczach.
- Stare dobre ‘Wszyscy kłamią’ - dołączyła rozbawiona Trzynastka. Powinni założyć kabaret. Kiedy tylko mieli okazje uwielbiali utrudniać mu życie.
- Wszyscy kłamią to moja ulubiona filozofia – wspominał z nostalgią neurolog - Zaraz po' to nigdy nie jest toczeń'.
- Toczeń – usłyszeli chichot z poziomu podłogi, cała trójka lekarzy przeniosła wzrok na siedzącą tam Rachel, która widząc, że jest w centrum uwagi tylko powtórzyła chichocząc głośniej – Toczeń.
- O co chodzi? – spytał zdezorientowany blondyn. Rozumiał, że dzieci miały osobliwe poczucie humoru, ale żeby do tego stopnia?
- To niesamowicie zabawne słowo – wyjaśnił przełożony następnie nieco nerwowo skarcił - Możecie przestać to powtarzać.
- Toczeń? – upewnił się zdziwiony Australijczyk. Nie rozumiał jego prośby, nawet jak na niego zachowywał się dziwacznie.
- Nie, to drugie.
- Wszyscy kłamią? - tym razem magiczny zwrot powtórzyła Trzynastka. Cała trójka patrzyła na niego wyraźnie zmieszana.
- Co ja przed chwilą powiedziałem? – spytał poirytowany diagnosta dodając w ramach wyjaśnienia - Mamy w pokoju małą papugę.
- Nie jestem papugą – odezwała się oburzona Rachel bojowo zakładając ręce jedna na drugą. Czasem, z całą swoją gestykulacją była dosłownie Mini Cuddy.
- To skąd wiesz, że mówię o tobie? – spytał zaczepnie House. Mała nie odpowiedziała skupiając się na rzeczy według siebie najważniejszej.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Nie jestem
- Jesteś – nie rezygnował lekarz. Chase i Trzynastka rozbawieni przyglądali się temu jakże intelektualnemu pojedynkowi, ciekawi, kto zrezygnuje pierwszy.
- Przykro mi przerywać tą jakże produktywną debatę – wtrącił Foreman pewny, że w przeciwnym razie może to jeszcze potrwać - Ale, od kiedy nie możemy mówić przy niej takich rzeczy?
- Jak powtórzy to przy Cuddy myślicie, czyja to będzie wina? - zauważył szef i tu akurat miał racje - Wiecie, co robić, dokładny wywiad, badania krwi, tomografia. I nie wracajcie bez wyjaśnienia, gdzie jej dotychczasowa dokumentacja.
W ten sposób House i Rachel zostali sami. Kiedy diagnosta skierował się do swojej części gabinetu dziewczynka w ciszy ruszyła za nim.
- Kłamiesz? – spytała w końcu nieśmiało. Odwrócił się gwałtownie zaskoczony pytaniem.
- Co?
- Że mnie lubisz, bo chcesz być z mamą? – pytała ujawniając swoje obawy. Przyszło jej to do głowy, kiedy usłyszała, że wszyscy kłamią. Kiedy o to spytała House’owi zwyczajnie zabrakło słów. Musiał jej przyznać, potrafiła zaskakiwać go na najbardziej nieoczekiwane sposoby. Zastanawiał się ile razy takie dziecko może jeszcze odebrać mu zdolność błyskotliwej retoryki? Zastrzeliła go tym kompletnie, wciąż przyzwyczajał się do jej dziecinnego rozumowania, prostego sposobu skojarzeń, oraz uznawania najprostszych rozwiązań. House skinął palcem by podeszła do niego bliżej, kiedy to zrobiła podniósł ją i posadził na swoim biurku. Teraz mogli patrzeć sobie prosto w oczy.
- Nie.
Choć zwykle jej wnioski były spostrzegawcze, tym razem całkowicie się myliła.
- Obiecujesz? – upewniła się przyglądając się jego twarzy.
- Obiecuje. Na ten temat nigdy bym ci nie skłamał – zapewnił z rzadką dla siebie otwartością. Brunetka przyglądała mu się jeszcze przez moment, po czym pewnie oznajmiła.
- Wierzę ci.
Może nawet odetchnął, kiedy to powiedziała. Szybko pojął, że mając do czynienia z dzieckiem potrzebne będą dalsze wyjaśnienia.
- Wszyscy kłamią nie znaczy, że wszyscy ludzie zawsze kłamią - powiedział coś, czego przy dorosłych zwykle nie dodawał - Życie jest długie. Każdy człowiek kiedyś skłamał, przynajmniej raz. To nie musi być nic dużego. Czasem to drobiazgi, ale tak jest. Już rozumiesz?
- Tak.
- To nie znaczy, że nie możesz nikomu ufać, tylko, że musisz uważać, komu ufasz.
Po udzieleniu tej mądrej lekcji Rachel zamilkła zastanawiając się nad czymś dłuższą chwile.
Diagnosta aż się wystraszył na myśl, co tym razem powie, gdy otworzy usta.
- Raz słyszałam jak mama powiedziała babci, że nie możemy do niej wpaść, bo jest chora – podzieliła się wspomnieniem dziewczynka - Nie była chora.
- No widzisz – odparł House z trudem powstrzymując śmiech – Nigdy nie bież z niej przykładu. Twoja mama kiepsko kłamie.
Był ciekaw, co jeszcze usłyszała. Dowiedziawszy się tego, co chciała pięciolatka nie pytała dalej, usiadła do jego biurka i zajęła się rysowaniem. Prawdę mówiąc zdziwił się, bo poza tym pytaniem od śniadania nie próbowała już z nim rozmawiać, jedynie chodziła za nim jak cień, nie spuszczając go na dłużej z oka. Nie był pewny, czy być jej za to wdzięczny, czy przerażony tym, że już teraz ma taką intuicję i widocznie zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak. Kiedy podopieczni wrócili i omawiali wyniki pierwszych badań, Rachel siedziała na krześle za diagnostą, dokładnie w taki sam sposób jak on. Nie miał o tym pojęcia, ale obserwowała go uważnie i ku rozbawieniu ekipy naśladowała jego gesty. Próbowała robić wszystko to samo, co on, z różnym skutkiem. Patrzeli jak oboje kręcą długopisami próbując zachowywać się naturalnie by szef nie połapał się i nie zepsuł im zabawy.
W porze lunchu Rachel wyszła zjeść coś z mamą. W drodze powrotnej poprosiła Cuddy by kupiła jej dwie paczki chipsów, mimo iż Lisa mówiła, że nie będzie mogła zjeść obu. Ostatecznie ustąpiłaby chwile później stojąc w drzwiach gabinetu diagnosty dowiedzieć się, o co naprawdę chodzi córce.
- Dla ciebie – oznajmiła dziewczynka kładąc paczkę przed nim na biurku. House widocznie zmieszany spojrzał najpierw na uśmiech swojej dziewczyny potem na jej córkę.
- Dzięki.
Mała odeszła bez słowa więcej. Uznała, że zawsze się z nią czymś dzielił i ona też chciała mu coś dać. Z plusów jej towarzystwa, poza darmowymi chipsami, wykręcił się również z rozmowy o wczorajszej śmierci chłopca, którą zamierzał przeprowadzić z nim Wilson. House powiedział mu, że nie może zostawić Rachel i ku swojemu zdziwieniu przyjaciel dał za wygraną. Oboje wiedzieli, że to wymówka, mimo to onkolog ustąpił. Nie powiedział tego na głos, ale zrobił to, bo uważał, że czas spędzony z nią pomoże mu znacznie bardziej niż jakakolwiek pogadanka o uczuciach. Nie wiedział tylko, że nieświadomie pomagała całej drużynie. W końcu przyszedł czas się zbierać, kiedy wychodzili dziewczynka bez słowa wzięła go za rękę. Zdarzało się jej to coraz częściej. Ile razy by tego nie zrobiła za każdym razem zaskakiwała diagnostę tym niewinnym i jakże ufnym gestem. Na korytarzu coś jej się przypomniało, miała go zapytać.
- Co to metafora?
- Jakbyś mówiła kodem, o jednym, ale naprawdę znaczy to zupełnie, co innego – tłumaczył, kiedy szli do gabinetu Cuddy. Tym razem nie zwracał nawet uwagi na spojrzenia mijających ich współpracowników.
Z kolei wieczorem to Cuddy odjęło mowę, gdy po wejściu do jego mieszkania zobaczyła nową, czarną kanapę stojącą w salonie. ‘Oczywiście, że jej nic nie powiedział’ przeleciało jej przez myśl. Nigdy nie chwalił się, gdy brał pod uwagę uczucia innych. Przyjrzała się kanapie, była rozkładana, nowoczesna, większa od poprzedniej. Idealnie pasowała do wystroju jego mieszkania. Ważniejsze jednak było, co sobą reprezentowała. Znaczyła bowiem, że inwestował w ich związek, nie czekał aż się rozpadnie. Myślał o Rachel i ich przyszłości. Niestety, kiedy Lisa otworzyła usta by coś powiedzieć zdała sobie sprawę, że wie jak go ochrzanić, a nie ma pojęcia jak go pochwalić, żeby się nie zraził. Nie zbagatelizował swojego gestu. Musiała przyznać, że nie najlepiej reagował na szczere komplementy. Postanowiła postawić na najprostsze rozwiązanie wiedząc, że zrozumie kryjące się za tym znaczenie.
- Ładna kanapa.
- Dziękuje.
- Proszę.
- Uznałem, że może czas coś zmienić – oznajmił dwuznacznie, a Lisa pochyliła się i pocałowała go czule. Reakcja Rachel była nieco bardziej wylewna, najpierw chwile na niej poskakała, a gdy dowiedziała się, że tu będzie w przyszłości spała rzuciła się House’owi na szyję. Następnie zamówili tajskie jedzenie by jak to określił diagnosta „poszerzyć młodej horyzonty.” Choć zdaniem Cuddy miał po prostu ochotę na tajskie jedzenie. Kiedy czekali na dostawcę Greg po raz kolejny dnia usłyszał znaną mu już melodię.
If i were a zombie, I’d never eat your brain.
I’d just want your heart.
Yeah, I’d want your heart I’d just want your heart – śpiewała wraz z wokalistką Rachel.
Obserwował jak śpiewa i tańczy i po raz pierwszy tego dnia szczerze się uśmiechnął.
Zaintrygowany dość specyficznymi słowami nie wytrzymał dłużej i zapytał.
- Co to?
- Zombie song – odparła rezolutnie. Pokręcił tylko głową słysząc tytuł. Nie można było powiedzieć, że nigdy niczego się od niej nie nauczył.
- Czy w ogóle wiesz, o czym ona śpiewa?
- Duh. O miłości – mówiła bez wahania, zaraz jednak spytała - Kim są Edward i Bella?
- Uwierz mi nie musisz tego wiedzieć. Nigdy.
– Ok. – powiedziała wzruszając ramieniem. Zwykle w podobnych sytuacjach nie dociekała dalej wystarczyło jej, gdy mama, czy House mówili, że to nic ważnego.
W tym czasie wróciła Cuddy poirytowana zakończoną właśnie rozmową telefoniczną.
- Nie wierze, skłamała mi prosto w oczy. Dwulicowa … – urwała w porę przypominając sobie córka ją słyszy i mało zgrabnie skończyła - Flądra.
- Błyskotliwe uratowane pani doktor – pochwalił ją rozbawiony Greg. Jego radość nie trwała jednak długo.
- Wszyscy kłamią, mamo – pouczyła beztrosko Rachel. Jej złość z przed chwili i w ogóle rozmowa telefoniczna w ułamku sekundy zostały zapomniane. Błyskawicznie zapadła grobowa wręcz cisza, House zacisnął powieki i czekał na wrzaski. Nic takiego nie usłyszał, więc powoli otworzył najpierw jedno, potem drugie oko. Jego oniemiała ukochana wciąż przyglądała się córce bez żadnego słowa. Ze swojej strony Cuddy chciała się gniewać, naprawdę chciała, ale z trudem powstrzymywała śmiech. Jej pięcioletnia córka właśnie zaserwowała jej cyniczny pogląd na życie jej faceta
- To wina Chase’a - wykręcił się błyskawicznie korzystając z ciszy.
- A kto jego tego nauczył? – przypomniała całkiem słusznie administratorka.
- Nie martw się mamo, to nie znaczy zawsze – pośpieszyła z wyjaśnieniem dziewczynka martwiąc się, że niechcący wpakowała House’a w kłopoty. Wraz z tymi słowami Lisa zrozumiała, że nie palnął czegoś bezmyślnie przy jej córce, ale zadał sobie trud, żeby jej to dokładnie wyjaśnić. Czasami był naprawdę niesamowity.
- Kocham cię – powiedziała całując go w usta
- A ja cię za cholerę nie rozumiem – oświadczył Greg zupełnie zdezorientowany jej dziwaczną reakcją. Spodziewał się krzyków, nie czułości.
- Powiedziałeś cholera – zwróciła mu uwagę Rachel.
- Dziękuje za informacje. Jestem tego świadom.
- Mama mówi, że to nie ładnie – szybko jednak zmieniła temat, odwróciła się do Cuddy i podekscytowana spytała - Mamo możemy zostać na noc?
Brunetka spojrzała na House’a zostawiając odpowiedź w jego rękach.
- Nie widzę problemu.
- Śpijmy tu, na moim nowym łóżku – przekonywała córka.
- To moje nowe łóżko – droczył się diagnosta zatrzymując jej terytorialne zapędy.
- Wcale nie - sprzeciwiła się pięciolatka.
- Wcale tak.
- Podziękowałaś w ogóle za nie House’owi? – interweniowała Lisa zanim rozkręcili się na dobre.
- Dziękuje. Podoba mi się - zapewniła i pocałowała go w policzek.- Znowu jesteś kujący.
Cuddy miała tu kilka swoich rzeczy, po znalezieniu czegoś do spania dla pięciolatki postanowiły zostać. Do tej pory przytrafiło im się to raz. Po obejrzeniu kolejnej kreskówki Lisa przygotowała córkę do spania.
- Opowiedzieć ci bajkę?
– Nie, chce Hawsa – odparła dziewczynka nieświadomie sprawiając jej przykrość. Cuddy spełniła jej życzenie. Zdawała sobie sprawę, że House pewnie też tego teraz potrzebował nawet, jeśli sam tak nie uważał, ale do tej pory wieczorny rytuał był ich czasem we dwie, a teraz córka nie chciała nawet wysłuchać jej bajki.
- Dobranoc mamo, kocham cię – krzyknęła na cały pokój dziewczynka poprawiając jej nieco humor. Przynajmniej nie zapomniała o niej zupełnie. Cuddy cofnęła się do kanapy, pocałowała córkę i odwdzięczając się tą samą deklaracją. Następnie przez jakiś czas w czarnej podkoszulce na ramiączkach i spodniach w paski obserwowała z korytarza, jak Greg kładzie Rachel do łóżka. Była to dla niej słodko- gorzka chwila. Po chwili wróciła do sypialni i położyła się do łóżka. Westchnęła głośno słysząc odgłosy rozmów z salonu, wzięła książkę i by skupić uwagę na czymś innym zaczęła czytać. Kiedy Rachel przykryła się szczelnie kołdrą, House położył się na pościeli, a dziewczynka położyła głowę na jego ramieniu.
- Nadal ci smutno? – spytała zanim zaczął cokolwiek mówić.
– Nie.
– Kłamiesz?
- Tak – przyznał od razu i zdecydował się zaspokoić swoją ciekawość - Mama ci powiedziała, że mi smutno?
- Nie. Jestem już duża. Chodzę do przedszkola – dodała, jako dowód. Nie wypomniał jej, że dopiero od tygodnia. - Sama widzę.
- Wybacz moją ignorancję – zażartował diagnosta i choć mała nie rozumiała tego słowa, ku rozbawieniu lekarza zapewniła poważnie
- Wybaczam.
- To, co powiedziała ci mama?
- Żebym się nie martwiła, bo jesteś silny i nic ci nie będzie – odpowiedziała dziewczynka. Jej słowa nieco podniosły go na duchu. Przypomniały mu, jakim jest szczęściarzem mając w swoim życiu Lisę Cuddy.
- Szkoda, że nie mogę pomóc – powiedziała przejęta pięciolatka.
- Ale nie przeszkadzasz. – zapewnił instynktownie całując ją w czoło, co szybko poprawiło jej humor. Po czym zaczął opowiadać jej swoją pierwszą wymyśloną specjalnie dla niej bajkę. Niedługo potem oczy małej same zaczęły się jej kleić i zasnęła. Patrząc jak zasypia House próbował dojść do ładu ze sprzecznymi uczuciami, jakie w nich budziła. Nigdy nie było to jedno konkretna uczucie, a cała masa. Wiedząc, że teraz tego nie wyjaśni i nie chcąc tak spędzić całej nocy wrócił do siebie.
- Śpi? – spytała Lisa odkładając książkę.
- Jak suseł. To głupie powiedzonko. Nigdy nie widziałem śpiącego susła. – oświadczył ściągając koszulkę - Idę wziąć prysznic.
Po dziesięciu minutach czując się wreszcie świeżo wyszedł z łazienki i wgramolił się pod kołdrę, Lisa przytulali się do niego i pocałowała go w policzek. Niebawem spali również oni.
Jeśli ktoś jest ciekawy pioseneczki
http://www.youtube.com/watch?v=ZPNqub966Tw
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Wto 11:40, 04 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:16, 04 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Te drobiazgi Rachel w gabinecie House'a są miłym dopełnieniem/wypełnieniem ich relacji. Niby np. taka zwykła lalka, ale jednak... Albo to ja jestem jakaś rozemocjonowana, że takie rzeczy mnie wzruszają
Genialnie, po prostu genialnie, wyszła Ci rozmowa na temat kłamstw. Jeśli do tej pory nie uwielbiałabym tej historii, po tej części zapewne pokochałbym ją na amen, ale juz to się stało, więc...
Powtórzę po raz 849837583 - KOCHAM TWOJĄ RACHEL!
Jedyne, co mi się wydawało takie ciut nie na miejscu, to buziak w czoło w wykonaniu (haha) House'a. Ale rozumiem to jako logiczne uzasadnienie zdania: "Patrząc jak zasypia House próbował dojść do ładu ze sprzecznymi uczuciami, jakie w nich budziła. "
Dziękuję za kolejną fantastyczną część. I czekam z niecierpliwośćią na następne, w związku z czym - wena!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bravil
Pacjent
Dołączył: 30 Maj 2013
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:44, 04 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
CHCEMY WIĘCEJ!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:25, 06 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Przez lata praktyki House zdążył się pogodzić z tym, że nie zawsze można od razu odkryć, co dolega pacjentowi. Rozumiał też, że więcej objawów ułatwiało zdeterminowanie przyczyny problemu i o ile udało się odkryć chorobę na czas przeważnie nie miały one negatywnych skutków. Toteż nie łatwo wpadał w panikę. Niestety łącząc objawy wypisane na tablicy z jego zupełnym brakiem pomysłów miał przeczucie, że ich czas by uratować życie piętnastolatki się kończył. Było pewne, że śmierć drugiego młodego pacjenta w tak krótkim czasie nie podniesie morale jego oddziału. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż nie miał odpowiedzi. Wydawało mu się, że powinien już na to wpaść. Miał wrażenie, że podczas diagnozowania ostatnich kilku pacjentów wszystko szło mu wolniej niż zazwyczaj. Wraz z tą myślą doznał olśnienia, jednak nie tego, na które liczył. Zdał sobie sprawę, że jedyną rzeczą, jaka zmieniła się w jego życiu był związek z Cuddy. Odkąd zaczęli się spotykać poświęcał jej więcej czasu. Kiedy nie był z nią i Rachel, myślał o nich. Może poszłoby mu lepiej, gdyby nieustannie nie zaprzątały mu głowy. Denerwowało go to. Kiedy coś go denerwowało on denerwował innych, potem zwykle omawiał sprawę z Wilsonem. Biorąc jednak pod uwagę powagę sytuacji tym razem pominął krok pierwszy i skierował się prosto do gabinetu onkologa. Nie bawił się w detale jak pukanie, czy sprawdzanie, czy onkolog ma pacjenta, swoim zwyczajem wszedł do środka.
- Po co mi w ogóle drzwi? - dopytywał na widok przyjaciela - Powinniśmy połączyć swoje gabinety. Nie musiałbym się wtedy oszukiwać fałszywy poczuciem prywatności.
- Zrozumiałem, co jest moim problemem – oświadczył House kompletnie ignorując jego słowa.
- Masz na myśli podpuszczanie dziewczyn przyjaciół do robienia z nich idiotów? – spytał poirytowany Wilson. Była to jego pierwsza okazja by mu to wypomnieć.
- To nie problem, to hobby – rzucił diagnosta w kwestii wyjaśnienia - Mówię poważnie.
- To będzie dobre – podsumował James wiedząc już, że zapowiada się na jedną z dłuższych konwersacji. Jedna z tych, które zwykle przyprawią go o ból głowy. Potwierdzał to jedynie fakt, że przyjaciel nie usiadł, a podszedł do okna.
– Cuddy mnie rozprasza. Właściwie to Cuddy do kwadratu – sprostował automatycznie. Słysząc to onkolog się uśmiechnął. Nie potrafił sobie darować komentarza.
- Masz ksywkę dla swoich dziewczyn. Urocze.
- Nie nazywaj Rachel moją – zaprotestował Greg nieco zbyt gwałtownie. Wilson spojrzał na niego uważniej. Dostrzegał ważniejszy temat do omówienia.
- O tym powinniśmy pogadać. Zaczynasz panikować, że ci na niej zależy.
- Skup się – przerwał House zanim na dobre odbiegną od dręczącego go zagadnienia - Jestem przez Cuddy gorszym lekarzem. Imbecylem, jak cała reszta.
- Chciałbym cię oficjalnie przywitać w gronie imbecyli – oznajmił gorzko onkolog wyciągając w jego kierunku dłoń.
- Tylko bez użalania się nad sobą, nie pasuje ci to. Powinienem był sobie zdać z tego sprawę wcześniej, ktoś może przez to umrzeć.
- Tak dla jasności. Żebym dobrze rozumiał – mówił James próbując potwierdzić, że się nie przesłyszał - Mówisz, że nie chcesz być nieszczęśliwy, ale dla dobra pacjentów nie możesz być szczęśliwy – podsumował w skrócie jego słowa. Cokolwiek by się nie działo w jego życiu House zawsze był dobry w swojej pracy. Obecnie wierzył, że jego szczęście wpływa na jej efektywność. Próbował zdecydować, czy potrafi to poświęcić dla chęci bycia w związku.
- Możesz drwić.
- I zamierzam – zapewnił Wilson nie wierząc w jego teoryjkę - Daj spokój. Dawno nie powiedziałeś takiej głupoty. Nie musisz być samotny i nieszczęśliwy, żeby rozwiązywać przypadki.
- Może muszę.
Jego teoria o tym, że brak życia osobistego gwarantował większą wydajność w pracy była powszechnie znana. Nie wszyscy jednak ją podzielali.
- To kompletna bzdura. Masz ten sam rozum, tą samą wiedzę, tą samą zdolność kojarzenia faktów. Musisz tylko przywyknąć do innych bodźców poza bólem. Każdy lekarz ma jakieś życie osobiste, sprawy poza szpitalem i jakoś jest w stanie to pogodzić. Wiem, jak obraża cię bycie normalnym. Ale skoro prości ludzie jak my potrafimy sobie z tym radzić to, co dopiero taki geniusz, jak ty.
- Przez lata wypracowałeś sobie idealną metodę by mi pochlebiać jednocześnie mnie obrażając – zauważył Greg pod wrażeniem jego sposobu wyrażania się.
- Dzięki – odparł grzecznie James przechodząc do sedna - To nie winna Cuddy. To nie były łatwe przypadki. Szukasz wyjaśnienia sytuacji, a to jest najprostsze. To nie prawda. Rozmyślałeś o niej zamiast o przypadku Davida? - zapytał Wilson znając odpowiedź, ale chcąc by przyznał to na głos.
- Nie – powiedział niechętnie.
- No właśnie. Mówię tylko, że masz coś dobrego pracuj, aby to zatrzymać, a nie doszukuj się powodów by to spieprzyć. Nie twórz sztucznych problemów, prawdziwe pojawią się same.
House zamilkł zastanawiając się nad sensem tego, co mówił. Może rzeczywiście powtarzał to sobie tak długo, żeby usprawiedliwić swoją samotność.
- Idź i omów z nimi objawy Mandy na spokojnie raz jeszcze zanim powiesz to Cuddy, albo, co gorsza z nią zerwiesz – polecił onkolog - Komuś przyjdzie coś do głowy.
- Czemu wszyscy dookoła zawsze znają imiona moich pacjentów?
To, że skupił się na tym dowodziło, że przemyśli sprawę raz jeszcze zanim narobi jakiś kolosalnych głupot. Wilson wiedział, że w tej sytuacji najlepiej dać mu czas by sobie to jeszcze raz to przetrawił
- Więc skoro masz chwile chciałbym wrócić do upokarzania najlepszego przyjaciela.
- Faktycznie cię o to spytała - zainteresował się House teraz podchodząc i siadając do biurka, jego postawa uległa wyraźnej zmianie - Chyba zacznę ją szanować.
- Jamie zaprosiła mnie do parku, nasze pierwsze spotkanie od odwołanej randki, wcześniej tylko gadaliśmy przez telefon. Ulżyło mi. To jest dopóki nie usiedliśmy na ławce, a ona stwierdziła, że mnie lubi, ale jak dla niej to za wcześnie by myśleć o ślubie. Zacząłem się plątać. Bredziłem, jak potłuczony.
- Czyli byłeś sobą.
- To nie jest śmieszne – skarcił przyjaciel patrząc na rozbawienie, którego nawet nie starał się ukryć.
- Ty tak twierdzisz.
- Próbowałem znaleźć sposób by powiedzieć, że nie chce się z nią żenić jednocześnie zapewniając, że mi się podoba – mówił zażenowany, sytuacja musiała być komiczna. House żałował, że nie poprosił jej by jednak wzięła ze sobą kamerę.
- Kto wie, ile by to jeszcze potrwało, gdyby nie wybuchła śmiechem. Przeprosiła i powiedziała, że nie mogła się oprzeć. I było znacznie lepiej niż obiecałeś.
- Co mogę powiedzieć? Uwielbiam uszczęśliwiać innych.
- Prawdziwy z ciebie altruista – ironizował onkolog - Stwierdziła, że dobrze, że jesteśmy takimi świetnymi przyjaciółmi, bo inaczej musielibyśmy być śmiertelnymi wrogami.
- Coś w tym jest.
Zapadła chwilowa cisza. Chcąc nie chcąc Wilson poprawił mu tą opowieścią humor.
- Poważnie myślisz, że Cuddy jest twoim problemem? – spytał w końcu.
- Nie wiem. Może masz racje i tylko szukam wygodnej wymówki – przyznał z trudem.
- Mam racje. Chyba wyhaftuje to sobie na poduszce.
- Powiedziałem może.
- Chcesz pogadać o Rachel? - zaproponował onkolog.
- Szczerze stawić czoła swoim uczuciom i dojrzale rozwiązać problem? Boże uchowaj. –wzdrygnął się House wstając z miejsca i kierując się do drzwi. Wilosn mógł mieć racje kilku sprawach, ale co do jednego się pomylił. Kolejne omówienie przypadku nie zaowocowało oczekiwaną epifanią. Pewnie, dlatego House poczuł ulgę, że może się stamtąd wyrwać, kiedy został wezwany do gabinetu Cuddy. Szybko okazało się, że była to przedwczesna radość.
- Gratuluje, wpłynęła kolejna skarga do twojej kolekcji – poinformowała Cuddy, gdy pojawił się u niej w biurze - Sanitariusz twierdzi, że wczoraj zatrzasnąłeś całą załogę karetki w magazynie, bo nie chcieli ci pomóc.
- Który normalny lekarz by tak postąpił? To skrajnie nieodpowiedzialne. Co gdyby ktoś ich wezwał – odparł logicznie. Sposób, w jaki to ujął go zdradził. Mówił jej wszystko, co chciała wiedzieć.
- Zrobiłeś to prawda? Niewiarygodne – wymamrotała patrząc w sufit. Nigdy nie uważał się za normalnego lekarza i oboje o tym wiedzieli. W tym czasie House po raz pierwszy tego dnia miał okazje się jej przyjrzeć. Miała na sobie dopasowany biały sweterek z drobnymi guziczkami i dekoltem. Poza podkreśleniem biustu, kontrast z ciemnymi włosami uwydatniał jej twarz.
- Pasuje ci ten kolor. Podkreśla wszystkie twoje zalety. I nie mówię o dekolcie.
Do tego idealnie pasująca ciemnozielona spódnica. Czy ona miała wady? W tej chwili miał problem z obiektywnym ocenieniem, czy rzeczywiście jest taka piękna, czy po prostu do tego stopnia jest w niej zakochany.
- Nie komplementuj mnie, jak na ciebie wrzeszcze.
- Jeszcze nie skończyłaś? Na moje usprawiedliwienie dodam, że nie mają dowodów, a ten sanitariusz jest idiotą.
- No to mi ulżyło – oznajmiła ironicznie administratorka - I ktoś cię widział, komandosie.
- To ich wina. Poważnie, kto wierzy, że szefowa robi inwentaryzacje sprzętu karetki w magazynie?
- Znowu użyłeś mojego hasła?! Rozesłałeś im maile w moim imieniu? Oszalałeś? – mówiła z niedowierzaniem Lisa, zdenerwowana coraz bardziej – Poza tym zmieniałam je już z trzy razy.
- To data moich urodzin – zauważył wypominając jej próbę bycia sprytną - To o tyle wzruszające, co obraźliwe, że uważałaś, że o tym nie pomyślę.
- Znowu je zmienię.
- Oszczędź sobie trudu. Za dobrze cię znam – uprzedził całkiem słusznie. W innym przypadku uznałaby to za zaletę.Obecnie, było to jedynie irytujące – Musiałem przekonać ojca, żeby nie przenosił mojej pacjentki. Mówiłem, żeby jej nie zabierali, nie posłuchali. Znalazłem inny sposób.
- A teraz ty nie słuchasz. Szpital to nie twój plac zabaw.
- Teraz to zwyczajnie bredzisz – podsumował House zupełnie się z tym nie zgadzając - Pomińmy całe to moralizatorstwo i powiedz, jaka jest kara? Wspomniana pacjentka nadal umiera, a my tu sobie gawędzimy. Więcej przychodni?
- Nie, przeprosisz ich i spędzisz dwa swoje dyżury z nimi w karetce.
- Żartujesz sobie?
- Wyglądam jakbym żartowała? – spytała Cuddy z pewną satysfakcją na widok jego zniesmaczonego wyrazu twarzy - W przeciwnym razie czeka cię sąd koleżeński, na który nalegali. Co biorąc pod uwagę ilu osobom podpadłeś może się skończyć dla ciebie znacznie gorzej.
- Jestem na ciebie taka wściekła. Masz szczęście, że nie dostali wezwania …
- Zapamiętaj tą reprymendę – przerwał diagnosta nagle wstając z miejsca – Wiem, co jej jest.
Brunetka westchnęła ciężko, ale umilkła i go nie zatrzymywała, House odwrócił się w drzwiach.
- Nie pytasz, czy nie udaje, żeby wymigać się od rozmowy?
- Poznaje tą minę, jak to mówi Rach brakuje ci tylko żarówki nad głową – wytłumaczyła widząc, że mówi prawdę. Był zbyt podekscytowany, jak na kłamstwo - Życie pacjentów jest ważniejsze od twojej bezczelności.
- Hej – odezwał się jeszcze urażony i wyszedł. Niewiarygodnie mu ulżyło, kiedy mówił ojcu dziewczyny, że wyzdrowieje. Nawet został do chwili, kiedy podali jej antybiotyki i nastolatka odzyskała przytomność. Tak dla pewności. Poza tym, że nie umarł im kolejny pacjent pomyślał, że może jego teoria odnośnie Cuddy rzeczywiście była błędna. Skoro mowa o Cuddy. Wahał się, czy do niej jechać. Umówili się, że wpadnie przed tą całą aferą. Nie wiedział jednak, czy spotykanie się z nią teraz było takim świetnym pomysłem. Ostatecznie jednak zdecydował się zaryzykować. Na miejscu czekało go zaskoczenie. Lisa właśnie kończyła nakrywać.
- Co powiesz na posiłek we dwoje? Marina zrobiła swój słynny ryż z owocami morza – mówiła stawiając pachnącą potrawę na stół, gdy wchodził do pokoju - Wypisaliście Mandy?
- To ona ma imię? - udał zdziwienie House rozglądając się niepewnie dookoła.
- Nie udawaj większego dupka niż jesteś – powiedziała luźno bez jakiejkolwiek złośliwości. Wychodziło na to, że są sami. Wychodziło również na to, że albo doznał częściowego udaru, albo nie miała do niego żadnych pretensji.
- Zrobimy to jutro. Odzywasz się do mnie? – spytał lekko zdziwiony jej pozytywnym nastawieniem.
- Czemu miałabym się nie odzywać? Nie jesteśmy już w pracy. Poza tym, gdybym miała milczeć przy każdym twoim kretyńskim wyskoku w szpitalu nie zamienilibyśmy ze sobą słowa.
- Kocham, kiedy jesteś podła – zauważył podchodząc do stołu i zabierając się za otwieranie wina - Myślisz, że jestem idiotą, prawda?
- Galaktycznym – przyznała zajmując miejsce i zabierając się za nakładanie jedzenia najpierw jemu, potem sobie.
- Wyjaśnij mi jedno, skoro uważasz się za takiego geniusza, czemu nigdy nie możesz przedstawić innym swoich racji tak by stanęli po twojej stronie.
– Auć. Obrażasz moją inteligencję. Co następne? Zdolności łóżkowe? – dopytywał House rozlewając wino do kieliszków - Byłem zajęty przekonywaniem ojca. To był najprostszy sposób by usunąć ich z drogi. Ratowałem jej życie, nie mam czasu na subtelności.
- Gdybyś czasem trochę znalazł było by znacznie mniej szkód – zauważyła administratorka
– O boże. Naprawdę każesz mi jeździć tą karetkę – zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Oczywiście. Kto mieczem wojuje od miecza ginie.
- Nienawidzę cię – oświadczył melodramatycznie Greg.
- Wiem. Ja ciebie też – odwzajemniła z uśmiechem ukochana brunetka – Skoro wiecie, co jej jest znaczy, że wieczorem jednak idziesz na pokera?
- No by wychodziło. Twoje plany na wieczór?
- Rachel jest u Madleine. Willow później ją odwiezie. Myślałam o wypadzie na miasto i seksie z przypadkową nieznajomą.
- Czyli kąpiel w pianie z winem i książką? - rozszyfrował bez większych problemów jej pomysł na wykorzystanie chwili dla siebie.
- Twoja arogancja nie przyprawia ci atrakcyjności – poinformował Lisa.
- Ty tak twierdzisz. Wilson ją uwielbia.
- To może śpij z Wilsonem.
- Wolę z tobą, on nie goli nóg – oznajmił od niechcenia. Powaga, z jaką powiedział to zdanie wywołała spodziewany atak śmiechu brunetki. House patrzył, jak śmieje się swobodnie, jak błyszczą jej oczy. Uwielbiał jej śmiech. Rozmowa podczas posiłku płynęła sama. Po zjedzeniu razem sprzątali ze stołu.
- Prawdopodobnie nie wrócę na noc.
- Prawdopodobnie się zapłaczę – dowcipkowała Cuddy układając naczynia w zmywarce - Bawcie się dobrze chłopcy.
- Nie ma tam żadnych chłopców – oburzył się diagnosta.
- Wybacz. Bawcie się dobrze, wielcy, silni mężczyźni – poprawiła się Cuddy protekcjonalnie, lecz z pewną czułością klepiąc go po policzku.
- Lepiej – powiedział lekarz zupełnie ignorując jej lekceważący ton - Ostatnio straciłem trzysta dolców. Foreman blefuje, jak moja matka. Do tego ma tupet, następnego dnia zaproponował, że kupi mi kawę za wygrane ode mnie pieniądze – kiedy to mówił dostrzegł coś w jej spojrzeniu, więc spytał - Co?
- Pamiętasz, ile się namęczyłam, żebyś ich zatrudnił? ‘Nie potrzebuje zespołu. Ten cały Chase to lizus, nic z niego nie będzie, a jego ojciec to światowej sławy palant. I co mi po zreformowanym delikwencie, który na każdym krok będzie udowadniał, jaki to jest wyjątkowy?' – przywoływała jego słowa brunetka - A teraz w swoim wolnym czasie grywasz z nimi w pokera. Miałam racje – zakończyła z satysfakcją.
- Jesteś wredna – odparł House z naburmuszoną miną, co było u niego równoznaczne ze zgodą.
– Ale i tak mnie kochasz – powiedziała całując go krótko i czule.
– Ktoś musi – odparł Greg wzdychając ciężko i obejmując ją w pasie - Przekaż ode mnie dobranoc Małemu Tornado – to powiedziawszy wpadł na genialny pomysł - Wiem, nauczę ją grać w pokera.
- Wstrzymaj się z hazardem, chociaż do podstawówki – poprosiła przesuwając dłonie w górę klatki piersiowej aż do jego szyi.
- Zobaczymy, co da się zrobić - powiedział diagnosta i nie ruszając się z miejsca dodał - Przydałoby mi się coś na szczęście.
- Buziak?
- Miałem raczej na myśli twoje majtki – sprecyzował z figlarnym uśmieszkiem.
- Pffffff – parsknęła rozbawiona propozycją. Pocałowała go raz jeszcze, tym razem dłużej na szczęście i na dowiedzenia – Następnym razem.
- Trzymam cię za słowo.
- Baw się dobrze.
- Nie utop się w wannie –polecił wychodząc.
Tym razem panowie spotykali się w kawalerce Chase’a, do dopełnienia kolejki zostało im tylko mieszkanie Foremana. Wypisanie pacjentki sprawiło, że wszyscy byli w nieco lepszych nastrojach. Ich wspólny poker ze sporadycznych spotkań powoli zamieniał się w rytuał.
Na początku House starał się izolować ich od swojego życia prywatnego, jednak po ich powrocie do pracy traktował ich nieco inaczej. Każde następne wydarzenie, jak śmierć Amber, śmierć Kutnera, jego odwyk, odejście Cameron sprawiało jednak, że stawali się sobie bliżsi. Z czasem zwyczajnie się z tym pogodził. Do tego stopnia, że sześć tygodni temu zaprosił ich na pierwszego pokera. Grali w karty, pili, palili cygara, jedli niezdrowe przekąski i wymieniali między sobą złośliwości pozbawiając się nawzajem pieniędzy. Przeważnie gadali o głupotach, czasami o sprawach poważniejszych. Początkowo sceptyczny, co do zaproszenia pracowników House, po dwóch takich rozgrywkach doszedł do wniosku, że są gorsze sposoby na spędzanie wieczoru. Co w jego ustach było największym komplementem na jaki jak na razie mogli liczyć.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Czw 18:34, 06 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|