|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
magdalenka
Student Medycyny
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:32, 30 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
po pierwsze: uprzedzaj przed kolejnymi częściami żeby nic nie jeść, nie pić, bo na serio mój monitor nie wytrzyma do końca tego fika!
-Inni lekarze nie śpią u nas w domu. -serio?
-Ale dużo butów. Nawet mama ma mniej. - ale tak serio pytam czy to w ogóle możliwe żeby jakaś kobieta miała mniej butów od faceta?
Każdy rodzic wie, że istnieje coś gorszego od dziecka, które nie słucha, to takie, które słucha i potem wykorzystują tą wiedzę przeciw tobie. -skąd ja to znam...
wciąż jestem, czytam, to zaśmiewam się, to łezkę uronię...
uskrzydliłaś mnie tym że to długie ma być, bo to perełka jest
pozdrawiam i czekam na cd
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez magdalenka dnia Wto 10:36, 30 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:21, 30 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam całą część z gigantycznym uśmiechem na twarzy.
I nie siej herezji, że nie idzie Ci pokazywanie związku Cuddy i House'a!
Nie będę cytowała ulubionych fragmentów, bo musiałabym wkleić całość, ale "dokarmianie zwierząt" -
Dziękuję za kolejny rozdział, który przeczytałam z ogromną radoscią i prosze o więcej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia Wto 17:23, 30 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 11:45, 01 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
magdalenka napisał: | po pierwsze: uprzedzaj przed kolejnymi częściami żeby nic nie jeść, nie pić, bo na serio mój monitor nie wytrzyma do końca tego fika! |
Marcelina napisał: | I nie siej herezji, że nie idzie Ci pokazywanie związku Cuddy i House'a! |
Nie o to mi chodziło, a o to, że chyba kiepsko pokazuje o co mi chodzi w całości fika. Może jakoś mało precyzyjnie się wyrażam:D
Dzięki za dodawanie otuchy i zachętę. Jak na razie wen nie strajkuje.
Lecimy zgodnie z planem.
Od szczerej rozmowy House i Rachel ich relacje stopniowo zmieniały się na lepsze. Oboje obiecali Cuddy, że dadzą drugiemu szanse i to właśnie robili. Jednak znaczne przyśpieszenie rozwoju sytuacji zawdzięczali również Wilsonowi. Podczas pogawędki z dziewczynką odezwała się jego patologiczna potrzeba pomocy diagnoście i zdradził jej swój wgląd w skomplikowaną osobowość najlepszego przyjaciela, co zaowocowało większym zaufaniem ze strony małej Cuddy. Był to jeden z rzadkich przypadków, kiedy wujek odbierał ją z piłkarskiego treningu.
- House mówi na mnie Tubiś – poskarżyła się niezbyt zadowolona z tego przydomku.
- Zdradzę ci tajemnicę. Dokucza tym, których lubi.
- Musi cię bardzo lubić – zauważyła śmiertelnie poważnie Rachel, gdyby powiedział to ktoś inny uznałby, że się z niego nabija.
- House jest skomplikowany. Mówi dużo różnych rzeczy, ale musisz patrzeć na to, co robi.
To znacznie ważniejsze. Głośno narzeka, ale rzadko robi rzeczy, których nie chce. Na przykład przyjechał po ciebie na trening, prawda?
- Tak. I nie przyjechał po meczu, jak ty. Oglądał jak gram – zauważyło dziecko chwilowo odbierając mowę onkologowi. ‘Niewiarygodne. Nie o to mu chodziło, kiedy zaczynał ten temat. Zawsze musiał się w cos wkopać, gdy próbował mu pomóc’
- Wiem, mówiłem już, że nie miałem dziś czasu. Przyjdę innym razem.
- Dobrze.
- Chodzi o to, że House nie musiał tego robić, nikt mu nie kazał, ale przyjechał cię zobaczyć.
Jego najbliższe otoczenie zdążyło się już do tego przyzwyczaić. Czasem pojawiał się w ważnych chwilach ich życia, żeby powiedzieć coś złośliwego, lub popsuć jakąś ich własność. Szybko zrozumieli, że to jego odpowiednik wsparcia, czy podziękowania. Nie musiał tam być w danym momencie, a mimo to się pojawiał i to było dla nich najważniejsze.
- Powiem ci coś jeszcze. Niech to zostanie między nami, dobrze?
- Dobrze.
- Może tego nie wiesz, ale House bardzo kocha twoją mamę – mówił James, chcąc by mogła zrozumieć, czemu danie mu szansy to taka ważna sprawa. Rachel spojrzała na niego zniecierpliwiona, jakby wciąż czekała na ten wielki sekret.
- Wiem. To żadna tajemnica.
- Wiesz? – spytał zaskoczony. Mógłby przysiąc, że w znajomy sposób wywróciła na niego oczami.
- Powiedział mi.
- Powiedział ci? – powtórzył zupełnie zdezorientowany, jakby jego mózg nie ogarniał sensu tej prostej wiadomości. Brunetka obserwowała go uważnie. Nie rozumiała wujka Jimmiego. Wiedziała, że House jest ważny dla mamy, że mama go kocha, a on kocha mamę, dlatego miała go poznać i dać mu szanse. A wujek dziwaczył. W tym samym czasie Wilson dochodził do siebie po usłyszeniu rewelacji pięciolatki. Był pod wrażeniem tego, że House tak otwarcie to przyznał. Pewnie przed dzieckiem, ale i tak było to zdumiewające. Kolejny dowód na to, że naprawdę się starał. Podszedł do sprawy szczerze. Załatwił całą sytuacje lepiej niż myślał. Zaryzykowałby nawet słowo ‘dojrzale’, słowo, które w odniesieniu do przyjaciela traktował bardziej jako oksymoron.
- No i cały czas się całują – dodała brunetka.
- Też to zauważyłem – potwierdził James niekoniecznie zadowolony z tego faktu. Teraz, kiedy niewiele czasu spędzali ze sobą na osobności odbijali to sobie, w każdym możliwym momencie. Zaczynał bać się otwierać drzwi w szpitalu.
– Albo trzyma ręce na mamy tyłku – kontynuowała dziewczynka, co wywołało parsknięcie śmiechu onkologa.
- To nie żart. Trzyma – przekonywała nie rozumiejąc, czemu się śmieje.
- Wiem. Nic ci nie umknie, co?
- Masz nową dziewczynę? – zmieniła temat Rachel.
- Nie.
- House powiedział, że ożenisz się z Jamie. Lubię ją. Będę mogła sypać kwiatki? – powiedziała to wszystko niemal na jednym oddechu.
- Też ją lubię, ale jeszcze nie zamierzam się z nią żenić.
- House mówi, że nigdy nie zamierzasz, ale ślub i tak będzie. To mogę sypać te kwiatki?
- Wsiadaj do samochodu, chyba muszę sobie pogadać z Housem.
- Czyli nie będę mogła? – spytała jeszcze zmartwiona, jak zapinał jej pasy.
Jeszcze tego samego wieczora dziewczynka dostała potwierdzenie słów wujka, co spowodowało, że od tej pory patrzyła przychylniejszym okiem na zachowanie diagnosty.
Zaproszony na kolacje House, zjawił się u nich nieco spóźniony za to z wielkim naręczem czerwonych tulipanów. Otworzywszy drzwi Cuddy uśmiechnęła się promiennie.
- Kwiaty? Dla mnie?
Początkowy zachwyt szybko zastąpiła obawa. Diagnosta miał kilka wspaniałych cech, które u niego uwielbiała. I oczywiście robił prezenty, ale przeważnie z jakiejś okazji, bardzo rzadko bez żadnego powodu. Nasuwało się tylko jedno logiczne wyjaśnienie.
- Co zrobiłeś?
‘Bądź tu człowieku romantyczny’ przeleciało przez myśli lekarza.
- Nic. Rachel wspomniała, że lubisz tulipany.
- Rachel? – powtórzyła skołowana Lisa, robiło się coraz dziwniej – Czyli dostałam swoje ulubione kwiaty bez żadnego powodu? Czy może czeka mnie telefon z tego co zostało po szpitalu? Ma to coś wspólnego z Jonsem, albo twoim pacjentem? Czy Wilson żyje?
Słysząc to House wywrócił oczyma.
- Miałem ochotę dać ci kwiaty i pomyślałem, że się ucieszysz. Nie spodziewałem się Hiszpańskiej inkwizycji.
Dlatego tak rzadko robił coś miłego. To i zwykle mu się nie chciało. Widząc zmianę wyrazu jego twarzy Cuddy automatycznie poczuła się winna. Zrobił dla niej coś miłego, a ona błyskawicznie podejrzewała go o najgorsze. Powinna myśleć o nim lepiej, zwłaszcza, że sama wybrała go by być z nim w związku. I doskonale wiedziała, że potrafił być słodki.
- Przepraszam. Są piękne. Dziękuje – podziękowała rewanżując się długim pocałunkiem. Kiedy House wieszał kurtkę przyjrzała się kwiatom z bliska. Coś ją tknęło. Kolor, gatunek, brak przybrania. Nagle tulipany wydały się jej znajome. W mgnieniu oka zdała sobie sprawę dlaczego. Zamarła w bezruchu.
- Greg?
- Lisa - powtórzył za nią, jego twarz obrazem czystej niewinności
- Sąsiedzi mają identyczne tulipany w ogrodzie – podzieliła się swoją obawą.
- Już nie – sprostował z uśmiechem braki w jej wiedzy.
- Na litość boską!
- Na twoim miejscu nie zapraszałbym ich na razie na herbatki – poradził pomocnie.
Dalsze ewentualne krzyki przerwało pojawienie się Rachel.
- Jakie ładne kwiaty – westchnęła zachwycona dużym bukietem. House wyjął jednego z pęku trzymanego przez Cuddy i dał Rachel ze słowami.
- Dziękuje za dobrą radę.
- Dziękuje za kwiatek – uśmiechnęła się i wzięła go do swojego pokoju. Uznała, że jeśli będzie dawał jej kwiaty może ją nawet czasem nazywać Tubisiem. Cuddy zaś w tym momencie starała się ukryć wzruszenie jego gestem. Kiedy ukochany spojrzał w jej stronę pokręciła tylko z dezaprobatą głową i poszła wstawić kwiaty do wazonu. Teraz zostało jej tylko mieć nadzieje, że Hendersonowie nie będą mieli ochoty na niezapowiedziane sąsiedzkie wizyty.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Śro 12:07, 01 Maj 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:41, 01 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nie wiem, co w sobie ma ten fik, że z każdą częścią kupuje mnie jeszcze bardziej. Lekki, ciepły, ale nie przesłodzony. Każdy w nim jest sobą. House to House, Wilson to Wilson (ostatnia część ) Huddy to Huddy, takie jak bym chciała, żeby było
Ulubione:
"- House mówi na mnie Tubiś – poskarżyła się niezbyt zadowolona z tego przydomku.
- Zdradzę ci tajemnicę. Dokucza tym, których lubi.
- Musi cię bardzo lubić – zauważyła śmiertelnie poważnie Rachel, gdyby powiedział to ktoś inny uznałby, że się z niego nabija."
"- Może tego nie wiesz, ale House bardzo kocha twoją mamę – mówił James, chcąc by mogła zrozumieć, czemu danie mu szansy to taka ważna sprawa. Rachel spojrzała na niego zniecierpliwiona, jakby wciąż czekała na ten wielki sekret.
- Wiem. To żadna tajemnica.
- Wiesz? – spytał zaskoczony. Mógłby przysiąc, że w znajomy sposób wywróciła na niego oczami.
- Powiedział mi.
- Powiedział ci?"
"- No i cały czas się całują – dodała brunetka.
- Też to zauważyłem – potwierdził James niekoniecznie zadowolony z tego faktu. Teraz, kiedy niewiele czasu spędzali ze sobą na osobności odbijali to sobie, w każdym możliwym momencie. Zaczynał bać się otwierać drzwi w szpitalu.
– Albo trzyma ręce na mamy tyłku – kontynuowała dziewczynka, co wywołało parsknięcie śmiechu onkologa.
- To nie żart. Trzyma – przekonywała nie rozumiejąc, czemu się śmieje." -
"- Kwiaty? Dla mnie?
Początkowy zachwyt szybko zastąpiła obawa. Diagnosta miał kilka wspaniałych cech, które u niego uwielbiała. I oczywiście robił prezenty, ale przeważnie z jakiejś okazji, bardzo rzadko bez żadnego powodu. Nasuwało się tylko jedno logiczne wyjaśnienie.
- Co zrobiłeś?
‘Bądź tu człowieku romantyczny’ przeleciało przez myśli lekarza.
- Nic. Rachel wspomniała, że lubisz tulipany.
- Rachel? – powtórzyła skołowana Lisa, robiło się coraz dziwniej – Czyli dostałam swoje ulubione kwiaty bez żadnego powodu? Czy może czeka mnie telefon z tego co zostało po szpitalu? Ma to coś wspólnego z Jonsem, albo twoim pacjentem? Czy Wilson żyje?
Słysząc to House wywrócił oczyma." - padłam
"- Greg?
- Lisa - powtórzył za nią, jego twarz obrazem czystej niewinności
- Sąsiedzi mają identyczne tulipany w ogrodzie – podzieliła się swoją obawą.
- Już nie – sprostował z uśmiechem braki w jej wiedzy.
- Na litość boską!
- Na twoim miejscu nie zapraszałbym ich na razie na herbatki – poradził pomocnie." -
Dużo wena i dużo nowych, długaśnych części.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 8:33, 02 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Aaaaaaaaa! Kilka razy przeczytałam tę część, bo jest niesamowita. Najchetniej "Twoją" Rachel bym zaadoptowała - taka jest urocza, mądra.
No i kwiaty - coś nietypowego dla House'a, ale dane w sposób dla niego typowy
Dziękuję za ten rozdział i niech Cię wen nie opuszcza!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:56, 03 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Marcelina napisał: | Najchetniej "Twoją" Rachel bym zaadoptowała |
Nie możesz, bo House to zrobi. Nie zrobi, nie w tym fiku.
Jak to przeczytałam przyszedł mi do głowy taki okrutny żart i musiałam to napisać
Incydent z kwiatami okazał się początkiem spokojnego popołudnia, co więcej jeszcze tego samego wieczora nastąpił moment, który już na zawsze pozostał w ich pamięci momentem przełomowym. Po wspólnym posiłku pojechali w trójkę do parku na przechadzkę. Pogoda była wymarzona do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Przez całą drogę Rachel na przemian to skakała na skakance, którą ze sobą wzięła, to grała w 'Angry birds' na telefonie mamy. Najpierw jedli lody i spacerowali ciesząc się słońcem, później para siedziała na ławce i patrzyła jak dziewczynka karmi łabędzie w sadzawce. Mała wykazała nawet spore zaufanie pozwalając diagnoście trzymać swoje lody. Ma się rozumieć po wcześniejszej obietnicy, że
nie będzie ich próbował, nie umknęło jej jak podjadał deser mamy, nie była głupia. Po powrocie do domu House i Cuddy ułożyli się na kanapie i oglądali film, Rachel od dłuższego czasu bawiła się w swoim pokoju. O ile nie planowała być lekarzem, zabawa w niego była zupełnie inną sprawą. Miała frajdę wynajdując najróżniejsze choroby u wszystkich swoich maskotek. Przy czym dzięki kontaktom z różnego rodzaju personelem medycznym jej zabawy były nieco bardziej urozmaicone niż u przeciętnego dziecka. Koniec spokoju zwiastowały zbliżające się kroki na korytarzu. Dość niespodziewanie dla siebie House odkrył, że zamiast się zirytować na przerywanie im filmu, był ciekaw, co tym razem wymyśliła.
- Mamo, mamo! Lulu umiera, pomóż mi ją ratować – wołała wbiegając do pokoju jak burza, po czym położyła ukochaną lalkę na stole. Dorośli, ku lekkiemu zdumieniu zobaczyli, że szmacianka miała rozsmarowany keczup na brzuchu. Trzeba było przyznać dziecku, dbała o realizm. Cuddy jednak nie wydawała się być tym faktem specjalnie zachwycona.
- Jej sukienka, oblałaś ją keczupem?
- To krew, mamo, szybko ona umiera!! – ponaglała córka z odpowiednią dozą dramatyzmu. Nie można jej było również zarzucić braku zaangażowania. Z pewnym rozbawieniem House zauważył, że przejmowała się udawanymi umierającymi pacjentami zupełnie, jak jej mama prawdziwymi.
- Weź się w garść Cuddy, zanim wykeczupuje się na śmierć.
Przywołana do porządku brunetka pokręciła tylko głową i bez problemów wcieliła się w swoją rolę.
- Co jej jest pani doktor?
- Toczeń – odpowiedziała poważnie pięciolatka. Wybrała słowo, które podczas ostatniej wizyty w szpitalu najbardziej jej się spodobało. Dorośli wymienili między sobą spojrzenie ledwo powstrzymując śmiech.
- Tak? – spytała teraz również rozbawiona Lisa - Poważna sprawa.
- Wiem, wpadła na śpiączkę
- Zapadła w śpiączkę – poprawiła jej medyczną terminologię i wróciła do swojej roli - To straszne. Powiedz, co mam robić? Jak ją wyleczymy? Operacja?
- Sterydy.
Powtarzała to, co najczęściej słyszała w gabinecie, a że akurat miała racje.
- Chyba zatrudnię ją zamiast Foremana – rozważał głośno uśmiechnięty House przyglądając się z boku akcji ratunkowej. Korzystając z sytuacji do nauki Cuddy spytała.
- Kochanie, chcesz wiedzieć, co to toczeń?
- Wiem – odparła z przekonaniem dziewczynka.
- Tak? To powiedz mamie.
- Słuchaj uważnie, może się czegoś nauczysz – skomentował diagnosta.
- Tak, to takie robaki w głowie.
Niestety z koncepcją medycyny było u niej krucho.
- Może lepiej niech będzie tym piłkarzem – podsumował House, po zastanowieniu dodał - Ile jest wart taki kontrakt z Nike?
Po uratowaniu życia lalce Rachel namówiła jeszcze dorosłych na grę w wieżę jenga. Pokonawszy ich dzięki wprawie i drobnym paluszkom udała się z powrotem do swojego pokoju. Koło godziny dwudziestej pierwszej Cuddy wzięła ją do łazienki by szykowała się do spania. Mała miała właśnie myć zęby, kiedy zupełnie nieoczekiwanie oznajmiła.
- Może zostać.
- Co?
- Haws. U nas.
- Jesteś pewna? – zapytała zaskoczona Cuddy. Prawdę mówiąc nie chciała pytać, bo bała się, że córka zmieni zdanie mimo to wolała się upewnić. Rachel entuzjastycznie pokiwała głową potwierdzając ostateczność swojej decyzji. Lisa uznała, że lepiej będzie jak zaproszenie wyjdzie od córki.
- Leć, powiedz mu.
House zbierał się akurat do wyjścia, gdy pięciolatka wbiegła i bez słowa chwyciła go za rękę.
Automatycznie znieruchomiał zupełnie zdziwiony, kiedy poczuł jej dwie małe rączki na swojej skórze. Zdał sobie sprawę, że Rachel po raz pierwszy zainicjowała jakikolwiek kontakt między nimi. Nie był to jednak koniec niespodzianek.
- Zostań.
Najpierw spojrzał w dół na ich ręce, zwracając uwagę na to jak mocno go trzyma potem na twarz dziewczynki.
- Z nami, na noc – dodała, kiedy nic nie odpowiedział. Podniósł wzrok na korytarzu oparta o ścianę stała uśmiechnięta Cuddy. House przełknął ślinę nie bardzo wiedząc, co powiedzieć na tego rodzaju spontaniczne i szczere zaproszenie. Jak zwykle, w podobnych sytuacjach zdecydował się na zbagatelizowanie znaczenia chwili.
- Musisz oddać mi rękę, żebym mógł zdjąć kurtkę, jeśli mam zostać – żartował, choć w głosie brakowało mu typowej pewności siebie. Brunetka automatycznie puściła jego rękę i uśmiechnęła się szeroko.
- Zjemy razem śniadanie. Jakie lubisz płatki? – mówiła podekscytowana wracając do mamy, diagnosta skierował się z powrotem do pokoju odpowiadał na pytania, ale myślami wciąż wydawał się miliony kilometrów z stąd. Pół godziny później Rachel słodko spała, z kolei wieczór House’a i Cuddy dopiero się zaczynał. I tak, kiedy w końcu oboje uspokajali przyśpieszony oddech i układali się do snu diagnosta podzielił się myślą, która właśnie przyszła mu do głowy.
- Warto, choćby dla samego seksu.
- Ale z ciebie romantyk – odparła Lisa, ale jej reprymendę psuł fakt, iż mówiła to roześmiana, doskonale wiedziała co miał na myśli. Przytuliła się do niego, kładąc głowę na jego ramię i obejmując go ręką w pasie. Otoczony zapachem jej szamponu do włosów House zrozumiał, że za nią tęsknił. Pewnie zdawał sobie sprawę, z tego, jakie to niedorzeczne i że widywali się niemal codziennie w szpitalu, ale mieć ją tak blisko, w swoich ramionach to było zupełnie, co innego. Cały ten brak akceptacji Rachel od samego początku obudził w nim strach, że jeśli coś mu się nie uda może stracić Cuddy. Teraz przez moment wszystko było wspaniale, kiedy leżeli w swoich objęciach, a on odruchowo przesuwał palcami w górę i w dół jej pleców sprawiając, że szybciej zasypiała.
- Dziękuje – powiedziała Lisa przerywając błogą ciszę.
- Za co?
- Że się starasz – wyjaśniła całując go w szyję - Podoba mi się, że będziesz tu rano. Dobranoc.
- Dobranoc.
Mimo iż diagnosta wiedział, że akceptacja Rachel to nie był koniec i jeszcze długa droga przed nimi ten wieczór przypomniał mu dlaczego się starał i że warto było to robić.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Sob 15:58, 04 Maj 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:46, 04 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
GE-NIAL-NE!
Bardzo lubię uczucie, wrażenie, gdy po przeczytaniu rozdziału, odczuwam tyle emocji, że nie potrafię się ogarnąć, że choć na te kilka minut skupiam się tylko na opowiadanej historii, I wiedz, że ta część sprawiła mi ogromną radość - zarówno w czytaniu jak i wyobrażaniu sobie przedstawionych przez Ciebie sytuacji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:21, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
"Incydent z kwiatami okazał się początkiem spokojnego popołudnia..." - idealny początek a im dalej było już tylko lepiej.
Reanimacja lalki, toczeń, sterydy - mistrzostwo świata
"- Zostań.
Najpierw spojrzał w dół na ich ręce, zwracając uwagę na to jak mocno go trzyma potem na twarz dziewczynki.
- Z nami, na noc – dodała, kiedy nic nie odpowiedział. Podniósł wzrok na korytarzu oparta o ścianę stała uśmiechnięta Cuddy. House przełknął ślinę nie bardzo wiedząc, co powiedzieć na tego rodzaju spontaniczne i szczere zaproszenie. Jak zwykle, w podobnych sytuacjach zdecydował się na zbagatelizowanie znaczenia chwili.
- Musisz oddać mi rękę, żebym mógł zdjąć kurtkę, jeśli mam zostać – żartował, choć w głosie brakowało mu typowej pewności siebie." - wyobrażając sobie tę scenę... ach... nie ważne
"- Warto, choćby dla samego seksu.
- Ale z ciebie romantyk – odparła Lisa, ale jej reprymendę psuł fakt, iż mówiła to roześmiana, doskonale wiedziała co miał na myśli." - typowo House'owe podsumowanie
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam,
lis.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:24, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Marcelina napisał: | GE-NIAL-NE! |
Aż tak? Dziękuje. Jeszcze kilka momentów nam zostało.
Lisek napisał: | Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam, lis. |
Pozdrawiam również, oto ciąg dalszy.
Podtrzymujecie mnie na duchu.
Następnego ranka z powodu bólu nogi House obudził się jako pierwszy. Podniósł z podłogi i ubrał swój t-shirt i dżinsy, umył twarz i zęby. Szykując się od czasu do czasu zerkał na śpiącą spokojnie Cuddy. Żeby skoncentrować się na czymś innym niż pulsowanie w udzie zabrał się za robienie śniadania, po nim wstała Rachel. Zajrzała do mamy, widząc, że śpi, a House’a nie ma cicho wymknęła się na dalsze poszukiwania.
- Hej. Głodna? – przywitał lekarz, gdy weszła do kuchni.
- Hej – uśmiech na jego widok szybko zastąpiło zaniepokojenie - Mama nie spóźni się do pracy? Nie lubi się spóźniać.
- Nie. Damy jej jeszcze trochę pospać.
- Na pewno się nie spóźni? Rano ćwiczy.
- Na pewno i ćwiczyła w nocy.
- Nie rozumiem.
- Nie musisz – zapewnił Greg przypominając sobie o potrzebie cenzurowania przy niej niektórych swoich komentarzy. Na szczęście brunetka jedynie wzruszyła ramieniem i zaczęła wypytywać.
- Dobrze spałeś? Śniły mi się pieski w szpitalu, a tobie? Miałeś tą bluzkę wczoraj - zauważyła nagle - Pójdziesz tak do pracy?
Dobre było u niej to, że czasami sama potrafiła poprowadzić całą konwersacje.
- Mamy tu twoją koszulę, chcesz? Przyniosę – zanim otworzył usta pobiegła i przyniosła mu czystą, czarną koszulę, którą kiedyś tu zostawił. Przynajmniej nie musiał wracać do domu, żeby się przebrać. Usiedli do stołu w kuchni, a House postawił przed dziewczynką jogurt z płatkami, tosty z serem i ananasem oraz sok jabłkowy. Znał już kulinarne przyzwyczajenie Rachel, zwykle nie była w stanie zjeść całego podanego jej jedzenia, ale zawsze chciała spróbować wszystkiego, co było obecnie na stole. W połowie miski z płatkami pojawiła się również Cuddy ubrana w jego koszulę. House obserwował jak wciąż nieco zaspana sięga po kubek kawy. Może miało to coś wspólnego z jej zgrabnymi nogami, ale lubił takie poranki. Skończyli śniadanie z główną narracją dziewczynki, po nim przyszła opiekunka, a dorośli osobno pojechali do pracy. Ponieważ stosunek dziewczynki do niego zdawał się ocieplać diagnosta automatycznie zrobił się podejrzliwy. Normalnie jego śledztwa nie miały nagłych zwrotów akcji i na ogół prowadziły do tego samego podejrzanego. Wytropił go zaraz po przyjeździe do szpitala wychodzącego z łazienki.
- Co jej nazmyślałeś? – spytał wyłaniając się zza drzwi i strasząc przy tym Wilsona.
- Próbujesz mnie przyprawić o zawał?
- Co jej nazmyślałeś? – powtórzył pomijając oficjalne przywitanie
- Cześć, ciebie również miło widzieć i o co jestem oskarżony tym razem?
- Daj spokój. Tubisiowi, o mnie. Chciała, żebym został na noc.
- To świetnie – ucieszył się onkolog, jednak dostrzegając jego niezadowolenie automatycznie się zawahał - Nie? Przecież chciałeś, żeby cię zaakceptował, a teraz masz pretensje? Naprawdę ciężko ci dogodzić – zauważył, zorientował się, że źle dobrał słowa, gdy przyjaciel szeroko się uśmiechnął.
- Cuddy nie ma…
- Nie kończ tego zdania – błagał doskonale wiedząc, dokąd to zmierza. Tym razem wspaniałomyślnie posłuchał przechodząc do rzeczy.
- Całe wczorajsze popołudnie Rachel była jakaś inna. Pewniejsza siebie, swobodna, wciągała mnie do swoich zabaw.
- Więc wywnioskowałeś, że jej nakłamałem, bo sama nie może cię polubić? – dopytywał znając jego sposób rozumowania. Komentarz o niskim poczuciu własnej wartości miał na końcu języka.
- Analizować możesz mnie później, najpierw odpowiedz – uprzedził kierunek rozmowy House.
- Czemu miałbym jej coś o tobie mówić?
- Znam cię. Chcesz mi pomóc za wszelką cenę.
- Myślisz, że okłamałby pięciolatkę, żebyś dobrze wypadł?
- Myślę, że oddałbyś pierworodnego, byle bym tylko pozostał na drodze światła i prawości.
I zauważ, że nadal nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Mylisz się. Nie, co do pierworodnego – dowcipkował Wilson, zdecydował się nie mówić mu wszystkiego – Ostatnio opowiedziałem jej tylko kilka wyskoków, jakie odstawiłeś w naszym szpitalu. Była zachwycona, zawsze powtarzam, że masz mózg na poziomie pięciolatka. Nie musiałem kłamać. Nie szkicowałem jej twojej szlachetnej osobowości.
- To tyle?
- Co jej miałem powiedzieć? Plus, gdybym przedstawił cię w lepszym świetle niż jesteś w rzeczywistości na dłuższą metę jakbyś na tym skorzystał?
Mówił prawdę, nie zamierzał tylko przyznać się do udzielonej dziewczynce rady.
- Minęło trochę czasu i widocznie zaczyna się do ciebie przekonywać.
- Nie jestem pewny, czy ci wierzę.
- Jak ja będę spał w nocy? – ironizował James. House nie spuszczał z niego wzroku, przekonany, że jeśli będzie przyglądać mu się wystarczająco długo wyczyta z jego twarzy całą prawdę.
- Czemu mi się przyglądasz? Widzisz coś, co ci się podoba?
- Na pewno nie ten krawat – rzucił patrząc na pstrokatą, wzorkową katastrofę -Mówiłem, żebyś go spalił.
- Mówiłem, że to prezent.
- A ja mówiłem, że niewidomy wybrałby ładniejszy.
- Skoro już przy pleceniu głupot jesteśmy – przypomniał sobie przyjaciel - Wyjdę za Jamie, co?
- Dzieciak nie ma filtra.
- Pół drogi do domu przekonywała mnie, że świetnie sypałaby kwiatki – poskarżył się onkolog.
- Ma gadane. To trzeba jej przyznać – to mówiąc diagnosta coś zrozumiał - Zgodziłeś się prawda?
- Nie żenię się z Jamie.
- Nie o to pytam. Zgodziłeś się, prawda? – przewidywał rozbawiony - Wiem, że pękłeś. Pozwoliłeś małej manipulatorce sypać kwiatki na swoim wyimaginowanym ślubie.
- Nie było cię przy tym. Prosiła, powtarzała, że nie była jeszcze nigdy na ślubie. Nie miałem wyboru – tłumaczył nieporadnie, na co House tylko głośniej się śmiał.
- Kiedy będę czegoś potrzebować, zgłoszę się do niej, żeby mi to załatwiła.
- Mógłbyś ukryć nieco swoją dumę – prosił onkolog widząc jego zachwycony wyraz twarzy.
- Uwierz mi ukrywam. To szczyt moich możliwości – oznajmił z uśmiechem od ucha do ucha. Tego dnia czekała na nich jeszcze jedna rozrywka zafundowana przez małą Cuddy.
Marina przyprowadziła ją na lunch z mamą do szpitala. Pomysł lunchu szybko się rozszerzył i ostatecznie jedli w czwórkę w gabinecie diagnosty. House zwrócił uwagę, że idąc szpitalnymi korytarzami, witając się z personelem Rachel wyglądała jak u siebie. Kiedy zobaczył przewieszoną przez jej ramie małą, zieloną torebkę zdał sobie sprawę, że często miała zielone dodatki; adidasy, spinki, inne drobiazgi. Większość posiłku minęło bez większych rewelacji. Dorośli rozmawiali między sobą dopóki dziewczynka nie sięgnęła po frytkę z talerza Wilsona i jak gdyby nigdy nic włożyła ją sobie do buzi. Momentalnie zapadła kompletna cisza. Trzy pary oczy uważnie śledziły ruch jej ręki. Jak na ironię najbardziej rozbawiony był Wilson, House wydawał się zwyczajnie zszokowany, natomiast Cuddy lekko przerażona.
Miała przed sobą trzy talerzyki, a sięgnęła po ten Wilsona.
- Rachel, co się mówi? – skarciła mama dochodząc do siebie jako pierwsza - Nie można zabierać wujkowi jedzenia.
Powinni się byli spodziewać podobnej odpowiedzi, ale zupełnie zamurowała ich prostym wyjaśnieniem.
- House tak robi.
- Nadal uważasz, że mam na nią dobry wpływ? – spytał wciąż osłupiały Greg. Na dodatek zaczęła go naśladować. Z jednej strony było to dość pochlebne z drugiej nieco niebezpieczne.
- Jeśli coś chcesz najpierw spytaj – pouczyła mama.
- Ale...
- Rachel – powtórzyła tonem, który oznaczał koniec dyskusji i oboje z Housem o tym wiedzieli. Dziewczynka ewidentnie niezadowolona odwróciła się do wujka i mechanicznie spytała - Mogę frytkę?
- Oczywiście, częstuj się.
- Widzisz mogę – zwróciła się do mamy. Nie rozumiała, po co musiała pytać, skoro wujek zawsze jej pozwalał.
- Chodzi o to, że nie można brać czyjś rzeczy bez pozwolenia – tłumaczyła opanowana Cuddy - Jedzenia, zabawek. Znajomym, czy obcym. Nikomu i niczego.
- A ty?
- Co? – wykrztusiła zdziwiona zastanawiając się, co takiego córka ma na myśli.
- Rano, ubrałaś koszule Haws'a.
- Tu cię ma – podsumował zadowolony z obrotu sprawy właściciel koszuli. Uwielbiał takie chwile. Obserwowanie rozwoju tego typu dyskusji to była czysta przyjemność.
- Nie pomagasz – rzuciła mu przez zaciśnięte zęby. Jeśli chodziło o ścisłość nawet nie próbował. W tym samym czasie Wilson myślał o tym, że powinien zacząć nagrywać ich rozmowy i wrzucać na you tube. Zrobiłby furorę, czemu tylko on miał mieć rozrywkę?
- Byłam w kuchni z Hawsem– przypomniała Rachel, po czym dalej słusznie wnioskowała - Robił śniadanie, więc nie mogłaś spytać, bo byłaś w swoim pokoju.
- Jak się z tego wymigasz? – dopytywał przyglądając się szukającej wyjaśnienia ukochanej, było coraz lepiej - Pomyśleć, że kiedyś wydawało mi się, że jest nudna.
- House!
I znowu ten ton.
- Mamy umowę – powiedział Greg decydując się ją poratować widząc, że pięciolatka zapędziła ją w kozi róg – Umówiliśmy się, że mama może nosić moje koszulę, kiedy tylko chce.
Cuddy wyraźnie odetchnęła. Poniekąd była to prawda, tyle, że nigdy o tym nie rozmawiali. Rozumiało się to samo przez się. Jeśli jednak myśleli, że na tym zakończyli temat, byli w błędzie.
– A co ty możesz? – dociekało dalej dziecko. Tyle zbereźnych komentarzy przeleciało diagnoście przez głowę w odpowiedzi na to pytanie, że był to cud, iż żadnego nie powiedział głośno.
- Ja mogę bawić się z tobą.
- Aha – pokiwała tylko głową nie kwestionując sensu tego układu, po zastanowieniu się chwile spytała jeszcze - To znaczy, że możemy mieć umowę, że mogę zawsze wyjadać jedzenie wujka?
- Myślę, że mogłaby być prawnikiem – podsumował Wilson pod wrażeniem nagłego powrotu do tematu.
- Co tam prawnikiem. Myślę, że mogłaby być królową wszechświata – posunął się nieco dalej House. Z kolei jedyną myślą administratorki było.
- Myślę, że będę miała migrenę.
- Gdzie jest Foreman? Chce iść do Foremana – oznajmiła pięciolatka rozglądając się dookoła. Widocznie znudzona dalszą rozmową. W tym momencie to House sięgnął po frytkę jednak w porę zauważył zniecierpliwione spojrzenie Cuddy zatrzymał rękę i z teatralną uprzejmością zapytał - Jimmi, mogę frytkę?
- Ależ oczywiście – odparł przyjaciel przysuwając do niego tackę. Cuddy tylko wywróciła na nich oczami. Dobra, jej córka miała pięć lat, jaka była ich wymówka?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Wto 18:46, 07 Maj 2013, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
magdalenka
Student Medycyny
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:30, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
świetne!
dobrze, że lalka nie wykeczupowała się na śmierć
i myślę, że Cuddy to nie tylko migreny dostanie - ale też skrętu kiszek ze śmiechu przez małą i House'a zresztą my czytelnicy też
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 8:58, 06 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nie będę Cię chwalić, bo to już się staje nudne powiem tylko, że prawie udusiłam się ze śmiechu! I aż żałuję, że nie było takich scen w serialu, bo nie jest słodko aż do porzygu, tylko house'owo! Gratuluję kolejnej udanej części, pozdrawiam i życzę wena!
PS. Spostrzegawczość Rachel jest zabójcza!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:07, 07 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Zgadzam się z Marceliną, wielka szkoda, że Shore nie miał Twoich pomysłów
Absolutny HIT:
"Dorośli rozmawiali sobie między sobą dopóki dziewczynka nie sięgnęła po frytkę z talerza Wilsona i jak gdyby nigdy nic włożyła jej sobie do buzi. Momentalnie zapadła kompletna cisza. Trzy pary oczy uważnie śledziły ruch jej ręki. Jak na ironię najbardziej rozbawiony był Wilson, House wydawał się zwyczajnie zszokowany, natomiast Cuddy lekko przerażona.
Miała przed sobą trzy talerzyki, a sięgnęła po ten Wilsona." - prawie popłakałam się ze śmiechu
Po prostu cudny fik!
Zaczytany,
lis.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:56, 07 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Marcelina napisał: | Nie będę Cię chwalić, bo to już się staje nudne powiem tylko, że prawie udusiłam się ze śmiechu! |
Mnie tam jakoś pochwały nie nudzą
Co do duszenia się, to już bardziej niepokojące. Nie chce tracić Czytelników.
Dziś miało być więcej, ale wszyło tyle.
Po wypisaniu pacjenta i czterdziestu pięciu minutach spędzonych w przychodni House był gotowy do opuszczenia szpitala. Wrócił jeszcze do gabinetu po swój plecak, idąc w stronę windy w większej części pomieszczenia zobaczył siedzącą na krześle przy drzwiach Trzynastkę. Była sama, po ciemku. Dziwne, bo pozostała dwójka rozeszła się do domów zaraz po rozpoznaniu choroby. Diagnosty pewnie też dawno by tu nie było, gdyby nie wiecznie zaległe godziny w piekle wiszące nad jego głową. Był ciekaw, czemu nie wróciła do domu z Foremanem. Mógłby oczywiście spróbować nie wtrącać się w nie swoje sprawy, ale to wymagałoby od niego sporo samozaparcia, a ponieważ obecnie całe swoje pokłady dojrzałości skupiał na sytuacji z Rachel nie było na to żadnych szans.
- Co z tobą? Wielka kłótnia o przechowywanie skarpetek? – zagadnął wchodząc do środka, był to jego sposób pytania, co się stało i czy wszystko u niej w porządku - Jeśli zdradziłaś go z inną oczekuje szczegółów. Albo filmiku.
Mało, kto uznałby to za zachętę do zwierzeń, jednak jego długoletni pracownicy nauczyli się już mówić jego językiem.
- Jestem szczęśliwa – zdradziła powód swoich zmartwień lekarka - Nie jestem w tym dobra.
Wielu ludzi nie potraktowałoby tego stwierdzenia poważnie, ale on rozumiał. Byłeś szczęśliwy znaczy miałeś coś do stracenia. Po bliższym przyjrzeniu się jej musiał przyznać, że wyglądała na wystraszoną. Znał to uczucie aż za dobrze.
- Kto by pomyślał, że bycie szczęśliwym to taka męka? – zauważył House przysiadając się do niej. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale może towarzystwo było dobrym pomysłem. Im dłużej siedziała sama, tym więcej wątpliwości przychodziło jej do głowy.
Po wspaniałym weekendzie zdała sobie sprawę, że od dłuższego czasu wszystko im się układa, co spowodowało narastającą panikę. Robienie planów na przyszłość, kiedy nie byłeś pewny ile ci tej przyszłości zostało było przerażające. Korzystając z obecności szefa spytała o coś, czego wciąż sama nie rozszyfrowała.
- Czemu dałeś nam wtedy ultimatum?
- Nie chciałem dodatkowych dramatów w moim departamencie i prawdę mówiąc myślałem, że robię wam przysługę. Byłem pewny, że i tak nie wytrzymacie razem długo – wyjaśnił, na co zareagowała uśmiechem - Co?
- Chase to obstawiał.
- Poważnie? Co muszę zrobić, żeby zmienił wysokie mniemanie na mój temat?
- Czyli mówisz, że się co do nas pomyliłeś? – spytała z pewną satysfakcją Remy. Wszyscy, którzy go znali uważali za świetną zabawę zmuszanie go do przyznania się do błędu.
- Nie myliłem się, po prostu nie miałem racji – sformułował przełożony ćwicząc semantykę. Trzynastka uśmiechnęła się słysząc te słowa. Zawsze znalazł sposób, żeby tego nie powiedzieć.
- Co się zmieniło?
- Nauczyliście się razem pracować – powiedział House, zastanowił się chwile i konwersacyjnie oznajmił - Zakochałaś się w najgorszym facecie na ziemi.
- Nie w najgorszym – odparła spoglądając na niego znacząco.
- Ubliżanie szefowi, ładnie – pochwalił z uśmieszkiem przełożony, znosił przytyki, jeśli były dobre – Powinienem cię zwolnić, ale wtedy musiałbym się użerać z Nudziarzem i Puszczalskim. Nie mam na to siły. Długo zamierzasz tu tak siedzieć, jak bezdomna?
- Nie wiem.
- Solidny plan – pogratulował z nieodzowną ironią - Jeśli zamierzasz tu spać, wiedz, że policzę ci za czynsz.
- Nie możesz. Te biura nie są twoje, to własność szpitala.
- Jak będziesz pyskować policzę ci podwójnie – poprawił swoją groźbę, wtedy coś przyszło mu do głowy - Co jeśli będzie cię szukał?
- Nie będzie. Wie, kiedy potrzebuje przestrzeni – wyjaśniła pewna tego, że uszanuje jej potrzebę samotności po refleksji dodała - Nigdy nie chciałam dopuścić do tego, żeby ktoś znał mnie tak dobrze.
- Strasznie to upierdliwe i irytujące – zgodził się ponownie, z tym też miał pewne doświadczenie. Remy wcześniej nie pisała się na spokojne związki, stawiała na szalone przygody. Z Foremanem chciała spróbować. Zaufała mu, otworzyła się przed nim na długo zanim się zeszli. Opowiedziała nie tylko o swojej chorobie, ale o matce i bolesnej przeszłości. Więcej, dała sobie pomóc. Widział ją w najgorszym stanie. A obecnie, kiedy źle się czuła pozwalała mu się sobą opiekować. Do tej pory nie pozwalała tego robić nikomu. Łączyło się to jednak z pewnym ryzykiem. Pojawieniem się nadziei na jakieś lekarstwo, na autentyczne szczęście. Budziła się w niej chęć do walki z chorobą i życia.
- Nigdy cię nie zrozumiem jest tyle pięknych kobiet na świecie, a ty marnujesz czas na Foremana.
- Przykro mi, że moje uczucia stają na drodze twoim fantazją.
- Twoje ‘przykro’ zupełnie mi nie pomaga.
- Nie wiem ile mam czasu, ale wiem, że chce go spędzić z Erickiem – kiedy zdała sobie sprawę z tego co powiedziała spojrzała na niego podejrzliwie. Czyżby stawiał ją w sytuacji, w której musiała bronić swojego związku, żeby przypomnieć jej, czemu się na niego zdecydowała? Czy to możliwe, żeby robił to celowo? Na tym polegał problem z Housem nigdy nie mogłeś mieć stuprocentowej pewności.
- Kiedy zapytał, czy chce z nim zamieszkać, wypaliłam tak, bez zastanowienia Chciałam. – przyznała szczerze, coś, czego nie powiedziała nikomu. Miło było się wygadać - W nocy leżałam w łóżku i poczułam impuls by uciec.
- Trzeba było.
- Czasami nie wiem, czemu Cuddy się z tobą użera.
- To jest nas dwoje – rzucił automatycznie diagnosta. Dostrzegając powagę, z jaką to powiedział szybko sprostowała swoje intencje.
- Żartowałam.
- Ja nie – zapewnił bez zastanowienia - Kto przy zdrowych zmysłach uważa powierzenie mi dziecka za dobry pomysł?
- Też dałabym ci swoje na przechowanie – powiedziała błyskawicznie Trzynastka.
House zignorował niewielkie poczucie satysfakcji by skupić się na rzeczy ważniejszej.
- Naprawdę, wracam z przychodni nie jestem w nastroju, żeby myśleć o potomstwie Foremana.
- Ja jestem, co przeraża mnie nawet bardziej – wyznała Remy nie wdając się w szczegóły. Podczas trwania swojego związku dowiedziała się jeszcze czegoś, mianowicie, kiedy raz zaczynasz rozważać posiadanie dzieci nie jesteś już w stanie przestać.
- Nie jestem pewny, co byłoby gorsze, twoja uroda i jego charakter, czy odwrotnie – rozważał głośno możliwości - Aha. Skoro już o tym mówimy. Wiesz może, czemu Rachel tak go uwielbia?
House był ciekawy z natury, jeśli nie mógł czegoś zrozumieć, tym bardziej go to interesowało. Ta zagadka nie dawała mu ostatnio spokoju.
- Nie byłam przy tym, jak ją tu przyprowadzał, więc nie mogę pomóc. Wiem, że spędziła z nim góra piętnaście minut.
- Nie rozumiem tego dzieciaka.
Kiedy to mówił Trzynastka zwróciła uwagę na zegarek. Zadała sobie sprawę ile czasu spędziła w szpitalu. Obecnie miała go dosyć, a rozmowa z szefem niespodziewanie podniosła ją na duchu, dlatego uznała to za odpowiedni moment by się z stąd ewakuować.
- Starczy tego panikowania. Wracam do domu - oświadczyła wstając z miejsca
- Ty? Jedziesz do Cuddy?
- Nie, jest na kolacji u siostry – odpowiedział idąc za nią. Weszli do windy.
- Też mam do ciebie pytanie. Może orientujesz się, kto dopisał do mojej listy trójkąt z tobą i Cuddy?
- Oczywiście, że tak– potwierdził poważnie House - Cuddy.
Żart był stanowczo za dobry by nie sprawdzić na niego reakcji Czternastki, dlatego dopisał do niej ten punkt, gdy tylko znalazł się w posiadaniu listy i czekał na rezultaty.
- Podziękuj ‘jej’. Poprawiła mi humor. Do jutra.
- Musze tu być jutro? – spytał szef imitując zaskoczenie, kiedy rozchodzili się przy wyjściu. Remy tylko pokiwała mu na do widzenia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Śro 21:08, 08 Maj 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:44, 08 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Do tej pory House kojarzył się Rachel z przyjemnościami i zabawą i bardzo mu to odpowiadało. Bez radzenia sobie ze sprzeciwami i obowiązkami, bez jakichkolwiek trudnych decyzji. Jednak będąc człowiekiem z ponad przeciętną inteligencją doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że obecny układ nie potrwa wiecznie. Miał świadomość, że przyjdzie czas, w którym będzie musiał rozwiązać jakiś problem, zabronić jej czegoś, zaopiekować się nią podczas choroby, czy wziąć udział w podjęciu jakiejś ważnej decyzji. Martwiła go ta perspektywa, ale właśnie do tego wszystko prowadziło, aby nawet, jeśli nigdy nie zaadoptuje dziewczynki miał z nią zdrowe relacje. Umiał z nią postępować w każdej sytuacji. Diagnosta wiedział również, że im dłużej będą razem tym trudniejsze czekają ich decyzje.
Nie wiedział jedynie tego, czy jest na to gotowy. Jego zadanie polegało na przekonaniu jej, że zawsze może na niego liczyć, jak miał to zrobić skoro sam nie był do końca przekonany.
Drobny przedsmak tego, co go ewentualnie czeka i pewnego rodzaju sprawdzian przyszedł kilka dni później. House przyjechał do ich domu wcześniej od Cuddy, która po drodze miała coś jeszcze załatwić. Rachel pożegnała się z Mariną i błyskawicznie podbiegła do swojej nowej niani.
- Pójdziemy na gokarty? - spytała dziewczynka.
- Co?
- Takie małe samochodziki – uściśliła pomocnie, słysząc jej wyjaśnienie tylko wywrócił oczyma
– Wiem, co to gokarty.
- Jest nowy tor koło parku – mówiła podekscytowana, wracając z treningu widziała jeżdżące w kółko małe samochody i bardzo jej się to spodobało.
- I co powiedziała mama na ten wspaniały pomysł? – zainteresował się diagnosta, choć miał pewne przeczucia co mogła powiedzieć. Rachel spuściła wzrok na podłogę, po czym ponownie szybko spojrzała mu w oczy.
- Może.
- Gratuluje, dostajesz punkty za przebiegłość, a teraz, co powiedziała naprawdę? spytał House wiedząc, że nie było możliwości, żeby się na to zgodziła.
- Nie – przyznała niechętnie wkładając ręce do kieszeni czerwonych dżinsów - Ale możemy iść sami.
Właśnie, dlatego przyszła do niego. Kiedy mama jej zabroniła uznała, że uda się jej przekonać jego.
- Widzę, że jesteś dziś na fali – powiedział poznając typowe dla ich rozmów uczucie mieszanki dumy i niedowierzania - Nie wpuszczą cię na tor, jesteś na to za mała.
- Nie możesz im kazać?
- Nie wszyscy są naiwni jak wujek Jimmi.
Diagnosta nie miał doświadczenia w wychowywaniu dzieci, ale wiedział, że musi być stanowczy. Rozumiał, jak ważne jest pokazanie wspólnego frontu dorosłych przed Rachel. Nie stworzyć precedensu, który dziecko notorycznie będzie później wykorzystywać. Żeby nie nauczyć jej biegać do niego, kiedy w przyszłości będzie niezadowolona z decyzji mamy.
- Poza tym pewnie nie mają takich małych gokartów i co najważniejsze: nie umiesz jeździć – tłumaczył House traktując ją poważnie. Instynktownie wybrał najlepszy sposób radzenia sobie z zakazami dla dzieci. Nie mówił nie, bo nie, ale wyjaśnił, w czym tkwi problem. Ciężko jej było się na niego obrażać. Nie znaczyło to jednak, że łatwo rezygnowała.
- Jak nie spróbuje to nie będę umiała.
- Na wszystko masz odpowiedź – zauważył z ciężkim westchnieniem - To męczące. Mam dla ciebie nowinę. Kiedy się tobą zajmuje muszę cię zwrócić mamie w takim stanie, jakim cię zastałem.
- Nic mi się nie stanie.
- Masz magiczną kule, o której nic nie wiem? Przydałoby mi się sprawdzić kilka rzeczy w przyszłości.
- Będę jechać powoli – obiecała mała brunetka. W tej chwili przyszedł mu do głowy kolejny zawód, który mogłaby wykonywać: negocjator.
- Dobra, przypuśćmy, że idziemy.
- Yay! – ucieszyła się unosząc ręce.
- Nie masz pojęcia, co znaczy ‘przypuśćmy’, prawda? Udajmy przez chwile – poprawił się lekarz, a radość dziecka błyskawicznie zniknęła - Co powiem twojej mamie, jak będziesz miała wypadek i coś ci się stanie?
Na to nie miała odpowiedzi.
- Tak właśnie myślałem – podsumował zgrabnie House nieco zbyt dumny z wygranej debaty, biorąc pod uwagę, że rozmawiał z pięciolatką - Jesteś jeszcze za mała, żeby jeździć gokartem i nie chcemy, żeby stała ci się jakaś krzywda.
Zapadła dłuższa cisza, w której mała zastanawiała się nad jego słowami. Nauczony doświadczeniem House już się obawiał, co będzie dalej. Był przekonany, że nie mogło z niej wyniknąć nic dobrego. Jak mu się to często w jej przypadku zdarzało nie przewidział jej następnych słów.
- Pójdziemy jak będę starsza?
- Jeśli wtedy będę jeszcze w pobliżu to cię zabiorę – odparł, była to najszczersza i najbardziej niezobowiązująca obietnica, na jaką było go w tym momencie stać.
- Wyprowadzasz się? – zainteresowała się zmieszana. Zupełnie nie rozumiała, co miał na myśli mówiąc, że może go nie być.
- Co? Nie.
- To, czemu ma cię nie być?
No i znowu go zagięła. Zdarzało się jej to stanowczo za często. Nie wiedział jak miał jej to wytłumaczyć nie wdając się czarne scenariusze i swoje wątpliwości. Na swoje szczęście właśnie wtedy pojawiła się Cuddy skupiając na sobie jej uwagę. House odetchnął z ulgą, że poradził sobie z zaistniałą sytuacją, w sposób, który nie kończył się we łzach ani Rachel, ani jego.
- Dobra, Tubisiu. Twoja kolej wybrać film – zaproponował, kiedy po kolacji usiedli przed telewizorem.
- Naprawdę?
- Naprawdę, tylko żadnych mówiących wiewiórek – zastrzegł na samym początku Greg.
- Też ich nie lubię. Są głupie.
- Rachel – upomniała mama.
– Ma racje, są. I denerwujące – stanął w obronie opinii dziecka. Lisa zmieszana patrzyła na dwie najważniejsze osoby w jej życiu. Oczywiście chciała, żeby się zgadzali, ale czasem to jak podobnie do siebie myśleli było wręcz przerażające.
- Ostatnio mam wrażenie, że ciągle konspirujecie przeciwko mnie – stwierdziła półżartem Cuddy nie mając pojęcia, jak bardzo się myli. Diagnosta nie zamierzał wyprowadzać jej z błędu, dlatego zostają przy żartobliwej atmosferze powiedział - Sama chciałaś, żebyśmy się polubili. Teraz lubi mnie bardziej od ciebie.
W tym czasie córka zabrała się za przeszukiwanie swojej kolekcji bajek. Miała pierwszą
okazje by pokazać House’owi swoje zbiory i chciała wybrać coś dobrego, coś, co mogłoby się mu spodobać.
- Obejrzymy ‘Odlot.’ – oznajmiła wkładając film do odtwarzacza dvd. Minęło pierwsze dziesięć minut bajki ukazujące najważniejsze momenty życie Elie i Carla, kiedy diagnosta zauważył szkliste oczy u swojej dziewczyny.
- Płaczesz? – upewnił się z niedowierzaniem przyglądając się jej twarzy - To kreskówka, i to początek. Na dodatek pewnie już ją widziałaś.
- Nie płaczę i to była miłość jego życia – zauważyła brunetka.
- O boże.
- Zobacz Rachel, Carl jest marudny i ma laskę, kogoś ci to przypomina? – droczyła się Lisa patrząc mu prosto w oczy.
- Haha.
- Haws nie jest stary – automatycznie zaprotestowała Rachel, nieświadomie zarabiając sobie u niego kolejne punkty.
– Słyszałaś! Nie jestem stary – odparł z satysfakcją House - I ciśśśśśs. Oglądam bajkę.
- Patrz teraz, będą lecieć! Ale super – mówiła podekscytowana pięciolatka, kiedy dom przy pomocy setek balonów unosił się w powietrze.
- Od razu mówię nie będę przywiązywał balonów do domu.
Oglądając wybraną przez dziewczynkę bajkę House z pewnym zaskoczeniem odkrył, że jak do tej pory jeszcze nigdy się z nią nie nudził. Przez cały czas, jaki razem spędzili ani razu nie pomyślał, że wolałby być gdzie indziej, ani nie czekał, kiedy ich czas się skończy i będzie mógł robić coś lepszego. Po raz pierwszy poczuł, że może im się udać na dłuższą metę, że jest to możliwe.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Śro 21:17, 08 Maj 2013, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:33, 08 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
House + Trzynastka - życzę, aby wen podsunął Ci jeszcze troszkę tak wspaniałych dialogów między tymi postaciami. Świetnie Ci wyszło
" - Nie wpuszczą cię na tor, jesteś na to za mała.
- Nie możesz im kazać? " House Wszechmogący w oczach Rachel jest uroczy.
House się nie nudzi z Rachel, ja zaś mam moc atrakcji dzięki Twojemu fikowi. Dziękuję.
Poza tym, skoro moje powtarzanie się Ci nie przeszkadza, to znów powiem/napiszę, że pięknie to wszystko rozrysowujesz słowami, że mimo elementów sielanki "wkładasz" niepewność, zawahanie i lęk.
Także dziękuję za humor oraz wzruszenie, które dostarczyły mi dwie ostatnie części.
Serdecznie pozdrawiam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:14, 10 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
A teraz jeden z fragmentów na które czekałam.
Jestem ciekawa, czy Wam się spodoba.
Byli w gabinecie administratorki, omawiali właśnie, czemu House nie powinien wszczynać kłótni z bliskimi pacjentów, kiedy zadzwoniła komórka Cuddy. Diagnosta bezczelnie podsłuchiwał rozmowę i w ogóle się z tym nie krył. Po paru pierwszych zdaniach zorientował się, co się stało i dla odmiany postanowił być rozwiązaniem jej problemów zamiast ich przyczyną.
- Nie odwołuj spotkania z Jamie, posiedzę z Miniaturką.
- Poczekaj chwile – zwróciła się do słuchawki, po czym spytała jego - Jesteś pewny?
Naprawdę miło, że zaoferował, ale nie chciała wykorzystywać sytuacji, szczególnie, że zdawali się robić postępy. Diagnosta wywrócił oczyma. Nie cierpiał, kiedy dawała mu okazje do wycofania się z podjętych zobowiązań zwłaszcza, gdy z nich nie korzystał.
- Zanim zdam sobie sprawę z tego, co robię i zmienię zdanie – był to pusta groźba, która przekonała ją o powadze jego propozycji. Mimo zapewnień House’a postanowiła oddać wybór samej zainteresowanej, dlatego po przyjeździe do domu spytała córkę.
- Chcesz iść do cioci, czy House’a?
- Hawsa - odpowiedziała bez chwili wahania. Lisa uśmiechnęła się słysząc jej entuzjazm, niedawno by tak nie powiedziała. Jeśli chodzi o diagnostę z każdą mijającą godziną żałował swojej propozycji coraz bardziej. O dziwo wcale nie ze względu na Rachel, a na nasilający się ból nogi. Dokuczała mu bardziej niż ostatnio. Lżejsze środki przeciwbólowe, ani kąpiel po powrocie ze szpitala nie przyniosły mu ulgi. Wiedział, że rozsądniej było by zadzwonić i odwołać wcześniejsze ustalenia, wiedział również, jak podekscytowana babskim wieczorem była Cuddy. Nie chciał jej zawieść, no i musiałby przed nią przyznać, że rezygnuje z powodu bólu nogi, czego nie zamierzał robić. Nie całe pół godziny później obie brunetki stały u progu jego mieszkania. Starsza w czerwonej, skórzanej kurteczce i czarnych dżinsach wyglądała niezwykle efektownie. Szeroki uśmiech zdradzał, że była w świetnym nastroju.
- Tylko pamiętaj, że jesteś zajęta – było swego rodzaju komplementem ze strony House’a – Może powinienem ci to zapisać?
- Choć raz mógłbyś po prostu powiedzieć, że pięknie wyglądam.
- Nie mógłbym – odparł przyciągając ją za kurtkę do siebie by pocałować ją jednocześnie na przywitanie i pożegnanie, kiedy skończył odsunął się zaledwie milimetr i przyznał - Wyglądasz.
- Przestańcie się obściskiwać i idź – mówiła Rachel wypychając mamę za próg mieszkania. Cuddy spojrzała na nią z dezaprobatą. Nie wierzyła własnym uszom.
- Rachel, czy tak się mówi do mamy?
- Nie, ale mówiłaś, że się spieszysz – tłumaczyło dziecko. Jej stanowcze podejście sprawy rozbawiło Grega.
- Miło, że pilnujesz mojej punktualności.
- Wiem. Chce się bawić z Hawsem. Pseszkadzasz – tłumaczyła poważnie. Przed samym sobą diagnosta musiał przyznać, że jej nowa radość na jego widok sprawiała mu pewną przyjemność.
- Mówimy: przeszkadzasz – poprawiła mama.
- Wymowa? – dopytywał z niedowierzaniem - Praktycznie wywaliła cię z nie swojego mieszkania i na tym się skupiasz?
Cuddy przymrużyła tylko oczy, ale nie komentowała dalej jego słów.
- Dobrze, już dobrze idę. Bądź grzeczna – poleciła schylając się do córki, która uściskała ją serdecznie i wbiegła w głąb mieszkania, a Lisa wyprostowała się i zwróciła się do swojego faceta – A ty… kogo próbujemy oszukać? Będę zadowolona, jeśli po powrocie nie zobaczę helikoptera policyjnego nad okolicą.
- Awwww, wzrusza mnie to jak dobrze mnie znasz..
- Haws, nauczysz mnie grać? – rozległo się z pokoju pytanie przerywające dorosłym.
- Wybacz, moja władczyni wzywa – oświadczył House dodał jeszcze dumne - Widzisz, jaki jestem rozrywany.
- Dziękuje – powiedziała Cuddy całując szybko go raz jeszcze i odwróciła się by zacząć swój wolny wieczór. Kiedy diagnosta zamknął drzwi do mieszkania przekonał się, że Rachel siedziała już za pianinem. Zamiast typowych dziecięcych melodii grał jej ‘You can’t always get what you want.’ Odeszli od pianina, kiedy mała wykazała zainteresowanie jego gitarą. Niestety ból narastał do tego stopnia, że House by dojść do siebie wyszedł na korytarz.
W kieszeni miał jedną białą tabletkę, którą mogła to zmienić. Nie ważne, jak znalazła się w jej posiadaniu, ważne było, że jeśli ją weźmie ból minie. Powstrzymywał się do tej pory, bo wiedział, że Cuddy nie była by zachwycona. Z drugiej strony nie musiała się dowiedzieć. Miał dość na dzisiaj. Sięgnął do prawej kieszeni dżinsów i powoli wyjął znajomą tabletkę.
Trzymał ją między kciukiem, a palcem wskazującym przyglądając się drobiazgowi, który mógł wszystko zmienić. Sekundy mijały, a on stał i rozmyślał o konsekwencjach swojej decyzji, do tej chwili bezskutecznie starał się skupić uwagę na czymś innym. Odwrócił głowę do tyłu świadomy, że za ścianą bawi się Rachel. Lisa zasługiwała na coś lepszego, obie zasługiwały. Co dziwniejsze, ostatnio zaczynał myśleć, że on też zasługiwał. Skoro już przeszedł odwyk, skoro zaszedł tak daleko warto było wytrwać. Teraz, kiedy wreszcie podjął trud pewnych zmian w swoim życiu, kiedy starał się być szczęśliwy. Zdawał sobie sprawę z tego, że jej połknięcie cofa go do punktu wyjścia. Tyle, że nie był pewny, czy wytrzyma ból. Proszek był łatwiejszym rozwiązaniem i gwarantował chwilową ulgę. Podrzucił tabletkę w górę dwa razy, a następnie szybko włożył ją do ust.
Ponieważ Rachel wydawało się, że dość długo nie wracał w końcu wybiegła na korytarz.
- Haws? – zobaczyła jak trzyma się za nogę i posmutniała – Boli cię?
Zawstydził się widząc jej zmartwienie.
- Przeżyje. Poczekaj na mnie w pokoju, zaraz wracam – polecił krótko i patrzyła, jak znika za drzwiami łazienki. Wróciła na kanapę, wzięła gitarę i na płasko położyła ją sobie na kolanach. Nie wiadomo, jak długo spędziłby House w zamkniętym pomieszczeniu, gdyby nie płacz, który przerwał ciszę. Słysząc go śmiertelnie się zląkł. Wyszedł tak szybko, jak pozwalała mu na to noga.
- Rachel?
Rozejrzał się po mieszkaniu wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Poza zapłakana dziewczynką, która wyszła mu naprzeciw. Obejrzał ją sobie od stóp do głowy. Nie była ranna. Zdawała się tylko wystraszona.
- Co się stało? Jestem tu. Co cię boli? – spytał klękając na podłodze, po czym delikatnie odgarnął jej włosy za ucho. Próbowała wyjaśnić, ale przez zacinanie się i ciągle płynące łzy nie miał pojęcia, co mówi.
- Zeps..uł..am – chlipała biorąc pośpieszne oddechy.
- Nie rozumiem cię, Rach. Musisz powiedzieć mi, co się stało – tłumaczył powoli, ale serce waliło mu jak szalone. Wiedział, że musi ją uspokoić, jeśli chciał dowiedzieć się od niej czegoś konkretnego.
- Nie chcia…, oglądałam i zepsuł…
- Co zepsułaś? Spokojnie. Powiedz mi.
- Gi…gitarę – wykrztusiła w końcu wskazując ręką kanapę i leżący na niej instrument z urwanymi dwiema strunami. House odruchowo spojrzał w sufit i głęboko odetchnął z rosnącym uczuciem ulgi. ‘Tylko gitara, nic jej nie było’to odkrycie zakończyło kilka przerażających i zupełnie bezradnych sekund. Po chwili, gdy był już w stanie normalnie myśleć zdał sobie sprawę, że w całym swoim życiu nie użył zwrotu ‘tylko gitara.’ Choć biorąc pod uwagę okoliczności rzeczywiście była to tylko gitara. Pewnie kochał ją, ale nie był to dramat tak wielkiego kalibru, jakiego spodziewał się po takiej ilości płaczu. Jak się słusznie domyślał Rachel nie widziała wcześniej prawdziwej gitary, nie miała pojęcia, że można ją było naprawić. Wystraszyła się, bo wiedziała jak House uwielbiał grać i myślała, że na zawsze zniszczyła coś mu drogiego. Bała się, że ją znienawidzi, a nie chciała tego.
- W porządku, trudno – zapewnił szczerze diagnosta - To tylko struny, są do wymiany, kupię nowe.
- Naprawdę? – dopytywała podnosząc wzrok, by upewnić się, czy to możliwe.
- Naprawdę.
- Nie jesteś na mnie zły? – spytała nieśmiało, ale już wyglądała na nieco spokojniejszą.
- A zrobiłaś to celowo?
- Nie.
- To nie ma, o co płakać – zagwarantował ocierając kciukiem łzy z jej policzków, mimo to wciąż pociągała nosem. House zaczął wstawać, gdy chwyciła go za lewą rękę.
- Haws.
Słysząc jej głos odwrócił się i z powrotem przykucnął.
- Przepraszam.
- W porządku – obiecał lekarz, zareagowała przytulając się do niego. Zrozumiał, jak tego potrzebował po tym, jak kurczowo trzymała się jego szyi. Objął ją prawą ręką kładąc ją na jej plecach. Jej szczere dziecięce przeprosiny sprawiły, że w mgnieniu oka zrobiło się strasznie poważnie i niezwykle emocjonalnie.
- Tylko żebym nie miał smarków na koszulce – mówił wywołując jej śmiech. Jeśli miał wybór, wolał słuchać jej wesołego chichotu. Przez całą resztę wieczoru Rachel trzymała się blisko niego. Chodziła za nim krok w krok, siedziała koło niego na kanapie najbliżej, jak się dało, kiedy nie wrócił od razu z kuchni poszła za nim. Zupełnie, jakby szukała potwierdzenia, że nie jest na nią zły. Myślał, że bardziej go tym zirytuje, ale prawdę mówiąc dała mu pretekst do skupienia się na czymś innym poza swoim bólem. W końcu po długiej debacie, która bajka jest najlepsza oboje przysnęli na kanapie. Zbliżała się pierwsza w nocy, kiedy Cuddy odkluczyła drzwi i weszła do mieszkania House’a. Jej znakomity humor poprawił jeszcze obrazek, jaki zastała w salonie. Na podłodze leżały czasopismo medyczne i magazyn o Disneyowskich księżniczkach, a na kanapie spały jej dwie ukochane osoby. Wyjęła z kieszeni telefon i korzystając z okazji zrobiła zdjęcie. Tak się składało, że akurat potrzebowała nowego pulpitu w swoim laptopie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Sob 22:32, 11 Maj 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ala
Tooth Fairy
Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wonderland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:09, 10 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Słodcy są razem:) Bardzo mi się ta część podobała. Chciałabym, żeby House mógł spędzić jakiś czas tylko z Cuddy... Brakuje mi ich... W każdym razie Twoja Rachel jest pierwsza klasa!
Trzymam kciuki za wena:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:23, 11 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Opanowanie House'a, jego cierpliwość, bardzo mnie zaskoczyły. I czyżby sięgnął po vicodin? Jesli tak, to jestem zdziwiona, bo prędzej widziałabym sytuację, w której jednak postanawia go nie brać i później ewentualnie wyznaje swój "grzech" pokusy Wilsonowi.
Ale pomijając ten fakt, ciesze się, że stara się jak tylko potrafi. Chyba nie muszę mówić, że znów się wzruszyłam czytając Twoją historię?
Kocham Twoją Rachel, uwielbiam dialogi, zaskakujesz mnie rozwojem wydarzeń z każdą częścią.
Pozdrawiam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:02, 12 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Ala napisał: | W każdym razie Twoja Rachel jest pierwsza klasa! |
Dziękuje za komplement. Planuje parę scen sam na sam, ale nie jestem pewna, czy Cię to zadowoli.
Miało być znacznie później, ale jakoś tak wyszło.
Z dedykacją dla Marceliny
Mam nadzieje, że jeszcze uda mi się Cię zaskoczyć.
Potwierdzenie zachodzących zmian przyszło dwa dni później w formie niewinnego pytania Rachel. Lisa wróciła właśnie ze szpitala, wieszała w szafie garsonki odebrane z pralni, kiedy do pokoju weszła córka.
- Czy Haws przyjdzie?
Brunetka wychyliła się zza szafy i spojrzała na córkę. Tego rodzaju bezpośrednie zainteresowanie zdarzyło się jej po raz pierwszy.
- Wątpię, kochanie.
- Powiedział, że zrobimy pizzę – wyjaśniła siadając na łóżko.
- Dzisiaj? – zdziwiła się Cuddy wiedząc, że miał inne plany.
- Nie, następnym razem. Kiedy to będzie? – spytała niecierpliwa. W tej chwili matka nie była pewna, czy zależało jej bardziej na pizzy, czy na jego towarzystwie.
- Nie wiem. Musisz się go zapytać. A dzisiaj możemy upiec ciasteczka, co ty na to? – zaproponowała w zamian.
- Z czekoladą i rodzynkami? Super. A możemy zadzwonić do Hawsa?
- Oczywiście. Jeśli tylko chcesz, ale po kolacji.
Cuddy wiedziała, że ostatnio pod jej nieobecność wydarzyło się coś znaczącego. Podczas ich wspólnego wieczoru przeszli jakiś kamień milowy, o którym żadne z nich nic nie mówiło. Diagnosta miał tendencje do bagatelizowania pozytywnych skutków swojego zachowania, więc Lisa nie zdziwiła się specjalnie, kiedy zdawkowo streścił, co robili, była za to przekonana, że coś istotnego pominął. Musiało wydarzyć się coś więcej, bo przez noc zyskał w oczach Rachel. Jednak póki wszystko się układało nie zamierzała naciskać, pozwalając im zachować swoją tajemnicę. Doszła do wniosku, że wspólny sekret tylko umacniał ich więź.
Wspomniane wcześniej inne plany House'a to nic innego jak kręgle w męskim gronie. Pomysł, który zyskał jego natychmiastową aprobatę. Pasował mu z dwóch powodów, raz chciał się rozerwać, dwa po swojej wpadce z Vicodinem ciężko mu było spojrzeć Cuddy prosto w oczy. Uznał, że na razie im mniej czasu spędzą razem tym lepiej. Wolał nie zostawać z nią sam na sam póki nie dojdzie ze sobą do ładu. Nie zmieniało to faktu, że czuł, iż ją zawiódł. Co gorsza, gdy w pokoju obok była jej córka. Nie wiedział, co z tym zrobić i nie dawało mu to spokoju. Przez jeden wieczór chciał o tym wszystkim zapomnieć.
Panowie spotkali się na kręgielni w świetnych nastrojach.
- Gramy dwóch na dwóch? – zaproponował Wilson.
- Jestem z Chasem – automatycznie ogłosił House.
- Czyli wiesz, że jest dobry – wnioskował neurolog widząc jego reakcję.
- Twoje przypuszczenia o moim wyrachowaniu łamią mi serce – oświadczył kładąc obie ręce na klatce piersiowej w miejscu, w którym biło.
- Na pewno.
- Gdzie masz Trzynastkę?
- W wieczory, które spędzamy osobno zazwyczaj sypia ze studentkami z uniwerku niedaleko naszego mieszkania – odpowiedział zupełnie naturalnie Foreman zarabiając sobie trzy podejrzliwe spojrzenia.
- Czy on właśnie zażartował? – spytał teatralnym szeptem House przechylając głowę w stronę Australijczyka, który równie skołowany odparł.
- Nie jestem pewny.
Z kolejnymi zagraniami 'Drużyna Mistrzów', zgodnie z oczekiwaniami, wygrywała z 'Drużyną Frajerów'. W razie jakichkolwiek wątpliwości potwierdzam, że chwytliwe nazwy były pomysłem diagnosty. W przerwie w grze młodsi lekarze poszli dokupić trunki nieświadomi, iż byli pod obserwacją starszych. Chase’a i Formana stali przy barze, czekając na zamówiony alkohol szeptali o czymś między sobą. Blondyn zaśmiał się głośniej zwracając uwagę przechodzących obok trzech dziewczyn. Pochłonięty rozmową nie zauważył nawet błysku w ich oczach i śliny w kąciku ust na jego widok. Nie umknęło to jednak uwadze House’a. Przyszło mu jeszcze na myśl, że kiedy ich zatrudniał nie pomyślałby, że kiedyś będzie z nimi spędzał swój wolny czas. I to dobrowolnie. Aż ciężko było mu w to uwierzyć.
- Zawsze myślałem o nich jak o następnym pokoleniu – podzielił się refleksją Wilson - Naszych następcach w szpitalu.
- Nie jestem pewny, czy w tej chwili ubliżasz mi, czy pochlebiasz sobie.
Rozumiał, co miał na myśli. Zupełnie, jak oni byli dwójką facetów, których pozornie nic nie łączyło, ale okoliczności sprawiły, że poznali się lepiej, wiele razem przeżyli, przekonali się, że mogą na sobie polegać i mimo diametralnych różnic charakterów i środowisk zaprzyjaźnili się ze sobą.
- Dobrze się z nimi spisałeś – pochwalił przyjaciel.
- Nie rób tego, bez pochwał i dumy. To nie moje dzieci, to moi pracownicy.
- Wiem, ale dzięki tobie będą świetnymi lekarzami.
Też tak uważał, dlatego nie zamierzał kontynuować tej rozmowy. Mieli się bawić i tego rodzaju komentarze były niedopuszczalne. Na szczęście w tym momencie przypomniał sobie, że ma wiedzę, która popsuje dobry humor Jimmiemu. Była to idealna chwila by ją wykorzystać.
- Wiesz, że Rachel powiedziała Jamie, że pozwoliłeś jej sypać kwiatki na waszym ślubie?
- Co? Błagam, powiedz, że żartujesz – przeraził się Wilson próbując poznać, czy przyjaciel blefował. Z nim czasem naprawdę trudno było stwierdzić.
- Nawet bym tego nie wymyślił.
Niestety wszystko wskazywało na to, że nie tym razem.
- Mówisz serio? To nie jest śmieszne.
- Śmiem się z tobą nie zgodzić. Posunąłby się nawet krok dalej i stwierdził, że to wręcz przekomiczne.
- O boże. Co jej teraz powiem? Wie o rozwodach, poszliśmy do łóżka, a ja gadam o ślubie. Uzna mnie za desperata.
- Prawdopodobnie.
- Nie czas na bycie lakonicznym – mówił zirytowany jego reakcją, mimo to w akcie desperacji poprosił - Wiem, że tego nie popierasz, ale potrzebuje pomocy. Jak jej to wyjaśnię?
- Zwięźle?
Chwile później przyszedł alkohol i zaczęła się rozstrzygająca rozgrywka. Przyszła kolej decydującego rzutu diagnosty. Zrobił dwa kroki w kierunku toru, kiedy rozległy się melodramatyczne tony ‘Carmina burana’ Vangelisa. Od razu wiadomo było kto dzwoni. Pozostali spojrzeli po sobie wywracając oczami na jego zacięcie do dramatyzmu.
- Twoja szefowa – skomentował rozbawiony Wilson.
- Wasza też, kretyni – przypomniał Greg udając, że nie rozumie, co insynuuje.
- Doskonale wiesz, że nie to mam na myśli.
Mimo niedogodności chwili sięgnął po telefon i odebrał.
- Cuddy? Nie najlepszy moment – oświadczył chcąc jak najszybciej skończyć rozmowę by rozstrzygnąć partię - Co? Rachel chce porozmawiać? – powtórzył zdziwiony - Daj ją do telefonu. Hej. Dziś nie przyjdę, gram w kręgle. Tak z wujkiem i twoimi ulubionymi pajacami – powiedział na tyle głośno by go usłyszeli, po czym odsunął się nieco dalej by kontynuować rozmowę na osobności - Z czym? Czekoladą i rodzynkami, powiadasz. Nawet zostawisz dla mnie. Wyrzucili ją za burtę? I co? To dobry odcinek. Śmieszny. Pizze? Nie wiem, może w weekend? Zobaczymy. Wygrywam. Powiem mu, dobranoc, pchły na noc.
Po skończonej rozmowie House patrzył jeszcze chwile na telefon zastanawiając się, co skłoniło ją by do niego zadzwonić. Nie był świadomy małego uśmiechu, który obecnie gościł na jego twarzy. Kiedy wrócił do swojego toru nikt nie skomentował tego słowem. Jego relacje z Rachel były jedynym tematem, z którego nie żartowali. Każdy z obecnych tu mężczyzn był świadkiem jakiegoś słabszego momentu w jego życiu. Co prawda w różnym stopniu, ale przed każdym z nich się otworzył. Wiedzieli, że nie przychodziło mu to łatwo i nie planowali nadużyć tego zaufania z szacunku i w obawie, że ponownie się zamknie. Wreszcie był szczęśliwy i nie zmierzali mu tego utrudniać. Więcej, mieli nadzieje, że tak już zostanie.
- Rachel kazała ci przekazać, że jesteś kiepski w kręgle – zwrócił się do Jamesa.
- Co powiedziała naprawdę?
- Że jesteś kiepski w kręgle – powtórzył z przekonaniem, po czym machnął ręką i oznajmił - Żartuje. Mówiła, że masz jej oddać lakier do paznokci.
Chase i Foreman znając swojego szefa nie uwierzyli w podobne rewelacje dopóki onkolog nie odwrócił się do nich i nerwowo nie zaczął się tłumaczyć.
- Nie maluje paznokci. To by było dziwne. Faceci tego nie robią, nawet przezroczystym lakierem. No może jeśli, ktoś ma słabe płytki, ale nie ja.
Koledzy obserwowali, jak się plącze i zrozumieli, że coś w tym jednak musi być.
- Wierzyliśmy ci bardziej zanim zacząłeś bełkotać – zauważył Foreman. Wilson błyskawicznie umilkł. House tylko się uśmiechał. Jego najlepszy przyjaciel miał cechę, którą u niego uwielbiał i nie chodziło mu wcale o jego skłonność to pożyczania sporych sum pieniędzy. Wystarczyło mu dać łopatę i sam kopał sobie grób. Piękny widok.
- Zostawiłeś u nich krawat, kiedy odbierałeś ją z treningu – przekazał w końcu wiadomość od dziewczynki.
Ponieważ wieczór okazał się udany, a nikomu nigdzie się nie śpieszyło mężczyźni postanowili pójść coś zjeść. Oczywiście, decyzją House’a przegrani płacili. Posiadał znany im już talent, w każdych okolicznościach potrafił zorganizować sobie darmowe jedzenie. Byli przekonani, że płaciliby nawet, gdyby to on przegrał.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Nie 11:29, 12 Maj 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 10:56, 12 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Aaa! Dziękuję za dedykację!
Jestem zaskoczona, bo:
a) byłam pewna, że następna część będzie smutna i ogólnie poleje się krew lub łzy,
b) znów humor dialogów rozwalił mnie na łopatki i sprawił, że niemalże zachłysnęłam się kawą, którą piłam, aby umilić sobie czytanie, bo... patrz punkt a.
Telefoniczna rozmowa House'a z Rachel - Aż czuję, że budzi się we mnie instynkt macierzyński, hahahahaha.
Po drugie, podoba mi się to, że te dylematy House'a odnośnie do wzięcia vicodinu dopiero zostały zarysowane. I tym bardziej nie mogę doczekać się kolejnej części.
No i męskie rozmowy wyszły Ci genialnie.
Gratuluję, pozdrawiam i życzę czasu oraz wena!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia Nie 10:57, 12 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:17, 12 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Marcelina napisał: | I tym bardziej nie mogę doczekać się kolejnej części. |
Jeśli jest ktoś jeszcze, kto nie może się doczekać to mam dziś dla Was fragment gratis. Niespodzianka
Poprzedniego dnia przed wypadem na kręgle zdiagnozowali raka skóry z nietypowymi objawami, u trzydziestoczteroletniej sprzedawczyni w kiosku. House przechodził właśnie koło jej sali, wracał z lunchu z Wilsonem. Dostrzegł pewną anomalię, która w mgnieniu oka zwróciła jego uwagę. Mianowicie była sama. Do tej pory cały czas przesiadywał tam jej chłopak. Ciekawy, co się stało wszedł do środka.
- Gdzie … koleś, który z takim zaangażowaniem wygniatał odbicie swoich pośladków na tym krześle?
- Doktor House? – upewniła się widząc lekarza po raz drugi podczas swojej wizyty – Witam. Zerwaliśmy.
- Rzucił cię, kiedy dowiedział się o raku – było pierwszym przypuszczeniem diagnosty.
- Nie, ja go rzuciłam – wyjaśniła nadając niecodzienny obrót sytuacji - Nie umiałam mu powiedzieć. Skłamałam, że trochę potrwa zanim dojdziecie, co mi jest i nie musi tu być. Że między nami koniec – mówiła, następnie zamilkła na dłuższą chwile zbierając myśli - Andrew jest przystojny, zabawny. Dobrze się rozumieliśmy, ale to miała być zabawa. Tak ustaliśmy. Wtedy przyjęliście mnie tu i zrobiło się poważnie. Próbowałam mu powiedzieć. Zaczynałam i słowa tkwiły mi w gardle. Nie pisał się na to. Uznałam, że lepiej będzie dla obojga, jak skończę to teraz. Jak nie potrafisz powiedzieć partnerowi, czegoś ważnego to, jaki sens ma taki związek? Nie przetrwa na dłuższą metę.
- Albo inaczej, stchórzyłaś, albo wydaje ci się, że wyświadczasz mu przysługę i zwyczajnie nie dałaś mu wyboru – podsumował sytuacje zaskakując Rebekę i wyszedł. Wstąpienie do niej ewidentnie nie było najlepszym pomysłem. Właśnie, dlatego nie rozmawiał z pacjentami. Ta krótka wymiana zdań była również przypomniem, że jego pęd do zaspokajania ciekawości miał jedną zasadniczą wadę. Nie miałeś wpływu na rezultaty, tego, co usłyszałeś. Co zrobić z rzeczami, których nie chciałeś wiedzieć. Z odpowiedziami, które ci się nie spodobały. Nie można już było cofnąć posiadanej wiedzy. W tym przypadku wiedział, że słowa pacjentki nie dadzą mu spokoju. ‘Jak nie potrafisz powiedzieć partnerowi, czegoś ważnego, to, jaki ma sens taki związek? Nie przetrwa na dłuższą metę.’ Powinien przyznać się Cuddy? Wcześniej tej jednej opcji nie brał na poważnie pod uwagę. To było szaleństwo. Dobrowolnie przyznanie się do słabości, błędu, który sporo go może kosztować. Nie chciał jej tego mówić. Powiedzieć, czy nie powiedzieć? Zastanawiał się nad tym przez resztę dnia. Był pewny, że doprowadzi to tylko do wielkiej kłótni, lub, co gorsza zerwania. Przed wyjściem z pracy wciągnął Cuddy do pokoju zabiegowego w przychodni i zamknął za nimi drzwi na klucz.
- Ile razy będziemy uprawiać seks w przychodni zanim ci się znudzi? – spytała brunetka z widocznym rozbawieniem w głosie.
- Wziąłem Vicodin – ogłosił House chcąc mieć to z głowy. Jej humor błyskawicznie uległ zmianie.
- Co?
Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Nie tego się spodziewała, kiedy ją tu zaciągnął. W pierwszej chwili chciała wyjść, potem krzyknąć, a następnie przepraszać go, że nie było jej wtedy przy nim jednocześnie żądając wyjaśnień. Zamiast tego milczała nie wiedząc, jak zareagować. Nagle pomyślała o tym ile kosztowało go, żeby szczerze się przed nią do tego przyznać. Zaczęła myśleć, co powinni teraz zrobić.
- Nie połknąłem go, ale ...
- Czyli nie wziąłeś – sprostowała jego wcześniejsze stwierdzenie oddychając głębiej. Sprawa i tak była poważna, a House wciąż był zdenerwowany, ale zmieniało to nieco postać rzeczy.
- To detal – przekonywał diagnosta, dla niego to, co zrobił było równoznaczne z wzięciem Vicodinu - Włożyłem go do ust, miałem połknąć, zrobiłbym to, ale Rachel wyszła na korytarz i wyplułem. Gdyby nie ona pewnie kończyłbym właśnie trzecie opakowanie.
- Nie żartuj. Nie wiesz tego – mówiła odczuwając dumę, że udało mu się pokonać pokusę.
- Wiem. Popatrz na moją historię.
- Coś się jednak zmieniło skoro jej nie połknąłeś, a zamiast tego stoimy tu i rozmawiamy – odparła, chcąc pokazać mu swoją perspektywę. Zamilkł, nie mając na to odpowiedzi.
- Co z nią zrobiłeś?
- Spłukałem w ubikacji, zanim ponownie zmieniłem zdanie – powiedział, chwile później nastąpił cały ten dramat z gitarą, o którym nie zamierzał jej wspominać, a który sprawił, że zamiast skupić się na bólu skupił się na Rachel.
- Skąd miałeś?
- Ukradłem pacjentowi – przyznał otwarcie, przyznał się do trudniejszej części, nie było sensu kłamać w drobiazgach - Schrzanię to.
- Nie prawda. Nie połknąłeś jej.
- Tym razem. To kwestia czasu. Zrozum to bez sensu – mówił zrezygnowany, był zły na siebie i na nią, że bagatelizowała jego przewinienie. Widział to zupełnie inaczej niż ona i nie takiej reakcji się po niej spodziewał.
- Masz więcej?
- Nie. Ale zdradzę ci sekret, jestem lekarzem. Co ułatwia mi dostęp do wszystkiego, o czym nałogowiec może tylko zamarzyć.
Chcąc się uspokoić Cuddy powoli wypuściła powietrze. Nie łatwo się z nim rozmawiało, kiedy postanowił sobie być trudny. Rozumiała, że nie mogło mu być łatwo, ale nie miała pojęcia, co w niego wstąpiło, czemu to mówił.
- Masz racje. Jest ci przez to trudniej, ale sukces nie jest niemożliwy.
- Nie rozumiem, czemu jesteś taka wyrozumiała – oznajmił zdumiony House. Cuddy pojęła myśl, jaka się za tym stwierdzeniem kryła. Obawiał się, że go przez to zostawi. Postanowiła postawić sprawę jasno.
- Wspierałam cię przez te wszystkie lata, kiedy łykałeś Vicodin, jak cukierki. Nie rzucę cię teraz, kiedy wreszcie próbujesz, coś z tym zrobić – mówiła patrząc mu prosto w oczy - Tylko dlatego, że zmagasz się z nawrotem. Nie chcesz tego słyszeć, ale walce z nałogiem to normalne.
- Nie chce tego słyszeć.
- Wiem, jak nie lubisz być normalny – zażartował w lżejszym stylu.
- Miałem silny środek przeciwbólowy z poważnymi skutkami ubocznymi z twoją pięcioletnią córką w pokoju obok – posunął się do ostateczności, chcąc wywołać w niej reakcje. Lisa nie dała się podpuścić. Przypomniała sobie za to, że najsurowszym krytykiem House’a był on sam.
- Rozumiem. Nie popieram tego, ale rozumiem – zapewniła zamiast na wyrzutach skupiając się na problemie - Stało się. Ważne, co zrobimy teraz – tłumaczyła celowo używając liczby mnogiej by wreszcie do niego dotarło, że nigdzie się nie wybiera – Nie prawię ci kazań, ale chyba zapominasz, że odwyk to złożony proces. Są gorsze dni, lepsze, chwile, kiedy jest nieco łatwiej i nawroty.
Część problemu polegała na tym, że od zakończenia odwyku House sprawiał wrażenie, jakby sam sobie ze wszystkim radził. Wcześniej zgłaszał się do niej tylko w ekstremalnych sytuacjach, teraz nie robił tego wcale.
- Mogę pomóc. Postaram się, musisz mi tylko powiedzieć, jak masz cięższy dzień. Jeśli nie mi, to Wilsonowi, albo komukolwiek innemu – powiedziała głośno, coś, co już wiedział, a z czego nie korzystał. Zrobiłaby niemal wszystko by mu pomóc. Diagnosta
przeczesał włosy, zastanawiał się o tym, co proponowała, ale nic nie mówił.
- Mógłbyś zapisać się do jakiejś grupy wsparcia – zasugerowała kolejne rozwiązanie Cuddy. Spojrzał na nią, jakby zasugerowała mu lobotomię.
- Widzisz mnie wysłuchującego łzawych historyjek nałogowców?
- Zapomnij o grupie – automatycznie przyznała mu racje widząc, że może przynieść więcej szkód niż pożytku - To może zadzwoń do Nolana.
- Przy naszym ostatnim spotkaniu nawrzeszczałem na niego – wyznał Greg, teraz nieco tym faktem zawstydzony.
- Co z tego? Zadzwoń do niego, przeproś, pomagał ci.
- Pomyślę o tym – zapewnił poważnie, nie chcąc składać fałszywych obietnic. Oboje potraktowali to jako koniec tematu. W tym czasie Cuddy podeszła i wtuliła się w niego kładąc głowę w okolicy jego serca. Objął ją automatycznie z rosnącym uczuciem ulgi.
- Pamiętaj, że zawsze może mi wszystko powiedzieć.
House odetchnął, wciąż nieco zaskoczony, że jej przez to nie straci. Zadziwiała go tym.
Tym, co różniło ją od pozostałych jego kobiet. Zawsze wracała. Nawet po największej kłótni, wściekła i tak stała u jego boku. Oboje potrzebowali chwili, żeby dojść do siebie. Przez moment stali tak w swoich ramionach, po czym Cuddy wzięła go za rękę i wyszli z pokoju. Mimo iż przychodnia była już zamknięta, kiedy zamykali drzwi zauważyło ich dwóch sanitariuszy. Wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Wiedzieli, co będzie jutro tematem numer jeden z szpitalu.
- Raz nie uprawiamy tu seksu i akurat wtedy muszą nas zczaić. Rozczarowujące – podsumował diagnosta. Tym razem również nie wracali razem, dlatego pożegnanie się w na parkingu zajęło im nieco więcej niż zwykle. Kiedy Cuddy tylko znalazła się w swoim aucie od razu zadzwoniła do House’a by zostawić mu na poczcie wiadomość składającą się z dwóch słów. Diagnosta dojechał do domu i ze zdziwieniem odkrył nową wiadomość na komórce. Skontaktował się z pocztą i usłyszał ‘kocham cię’ nagrane przez Lisę. Następne, co zrobił, to wykręcił numer do Nolana by umówić się z nim na rano. Nazajutrz, zgodnie z zapowiedzią spóźnił się do szpitala. Cuddy, nerwowa, czekała u niego w gabinecie aż się pojawi. Siedziała na jego fotelu przesuwając piłkę po blacie biurka w prawo i w lewo.
- Zamieniamy się rolami? - spytał House wchodząc do gabinetu - Teraz ty mnie będziesz prześladować?
- Czyli przyznajesz się do prześladowania? – spytała równie żartobliwie wstając z miejsca.
- Do niczego się nie przyznaje. To taka figura stylistyczna.
- Widziałeś się z nim? – przeszła do sedna swojej wizyty.
- Tak. Nie musiałem nawet błagać. Ustaliliśmy, że będę wpadać na wizyty, jak będzie mi ciężko.
- To dobrze.
- Powiedziałem mu o nas – wyjawił, nieco ją zaskakując - Spytał, jak układa mi się z Rachel.
- Mądry facet.
- Niestety – rzucił błyskotliwie i przyglądając się brunetce spytał, o to, co od wczoraj dręczyło - Dlaczego jesteś taka spokojna?
- Nie jestem – zapewniła. Przyznając się do tego głośno doszła do wniosku, że on również mógł udawać niewzruszonego, ale jak każdy potrzebował otuchy i wsparcia.
- Medycyna wciąż się rozwija. Znajdziemy coś innego, jakąś alternatywną metodę do radzenia sobie z twoim bólem. Terapię, rehabilitacje, cokolwiek – obiecała z przekonaniem i widział po jej twarzy, że nie mówi tego by go pocieszyć, ale, że naprawdę w to wierzy. On niestety nie podzielał jej optymizmu.
- A jak nie?
- Będziemy szukać do skutku. Razem. Znajdziemy coś, co ułatwi ci funkcjonowanie. Choćby to miało być Voodoo – oznajmiła zdeterminowana. Uśmiechnął się słysząc te słowa, znał ten upór aż za dobrze. Nie spocznie aż nie postawi na swoim. W tej chwili prawie jej uwierzył.
- Zastanawiałam się nad tym ostatnio, co powiesz na wspólny weekend? – zaproponowała zmieniając temat na przyjemniejszy.
- Cały weekend?
- Cały. Z Rachel i ze mną. Co powiesz? - spytała z pewną nieśmiałością, której nie widywał często.
- Wchodzę w to. Uwielbiam sobie utrudniać życie.
- Nasz pierwszy weekend z Rachel. Świetnie - oświadczyła wychodząc z gabinetu. Mimo trudności nie zamierzali rezygnować. Tyle przeszli, wreszcie byli razem i planowali tego odrzucić. Nie teraz. Nie po tym wszystkim, co ich tu doprowadziło. Kiedy zrozumieli o co chodziło Rachel postanowili, że będą o siebie walczyć i to właśnie robili. A, że oboje nie poddawali się łatwo, jeśli na czymś im zależało była spora szansa, że im się uda. Szczególnie, że oboje pragnęli tego samego.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Pon 22:10, 13 Maj 2013, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 8:22, 13 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Zbieram szczękę z podłogi... Rozmowa Huddy - no kurczę, prawie się poryczałam. Ale to chyba dobrze I cholernie podoba mi się to, że Cuddy użyła liczby mnogiej, jeśli chodzi o walkę z nałogiem House'a.
Aż się boję pomyśleć, co wymyślisz im w tym rodzinnym weekendzie, haha
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:44, 14 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Lubię fragmenty gratis i na dodatek niespodzianki
Co do poprzednich części to moją ulubioną jest oczywiście ta z House,m, Rachel i gitarą.
Co do tej, to powiem, że mnie zaskoczyłaś i House'm i Cuddy. Ale po kolei.
Pacjentka - House super rozmowa, taka mega serialowa, jakbym przeniosła się w czasie do czasów, gdy wyczekiwałam na ekranie takich perełek. Rozmowa Huddy w zupełnie innym klimacie niż poprzednie, choć nie mogłam się nie uśmiechnąć na początku i na końcu. A wracając do zaskoczenia, nie sądziłam, że House może się tak otworzyć, nawet przed Cuddy, podoba mi się to. Drugie zaskoczenie to sama Cuddy, a zwłaszcza jej reakcja, chociaż racjonalnie patrząc właśnie takiej bym się po niej spodziewała więc moje zaskoczenie wynika chyba z serialowych naszłości. W każdym razie piękny fragment. Wiele mówi o nich i o tobie, nie boisz się odejścia od kanonu.
Co jeszcze? A, nie wziął tabletki No i oczywiście weeked. Nie wiem, czy zdecydujesz się nam go opisać, bardzo bym chciała, ale myślę, że nie jest to takie proste, jak się może wydawać, ale akurat o Ciebie i Twego wena się jakoś nie martwię i jak zwykle czekam.
Pozdrawiam,
lis.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka2372
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Kwi 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Władysławowo Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:55, 15 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
lisek napisał: | No i oczywiście weeked. Nie wiem, czy zdecydujesz się nam go opisać, bardzo bym chciała, ale myślę, że nie jest to takie proste, jak się może wydawać |
Oczywiście, że zamierzam go opisać, bo jak pewnie zdążyliście już zauważyć też uwielbiam sobie komplikować życie
I kiedy wydaje mi się, że już nic bardziej skomplikowanego nie mogłam wymyślić mój następny pomysł wyprowadza mnie z błędu.
Ale to jeszcze nie ten fragment, weekend jest następny.
Przyszedł czwartek, dla odmiany umówili się, że zjedzą coś na mieście. Mieli ulubioną małą knajpkę, do której czasem chodzili. Niewielka, z pysznym jedzeniem i odpowiadającym całej trójce klimatem. Najpierw jednak House udał się po nowe struny do gitary do uczęszczanego przez lata sklepu muzycznego. Załatwił to szybko, pogadał chwile z właścicielem sklepu Colinem i zadowolony z zakupu wyszedł. Na ulicy zdarzyło mu się coś niespodziewanego. Mijał kolejne wystawy nie poświęcając im większej uwagi dopóki nie zobaczył witryny sklepu dziecięcego. T-shirt na manekinie sprawił, że automatycznie pomyślał o Rachel. Pierwszy raz mu się to zdarzyło. To jest normalnie też o niej myślał, tylko w sensie martwił się. Zastanawiał się na przykład, czy jej dezaprobata oznacza koniec jego związku, albo, czy będzie potrafił nawiązać z nią więź. No i jego ulubione, czy jego zaangażowanie w jej dzieciństwo nie zmarnują jej życia. Tym razem jednak nie było to coś pesymistycznego, związanego z jego obawami, a zupełnie, co innego. Odruch, który mógł jej sprawić radość.
Przez chwile stał na chodniku i patrzył na koszulkę, była dla niej idealna. Mimo to w pierwszej chwili chciał to zignorować, odwrócił się nawet, ale nie zrobił ani jednego kroku. Stał myśląc, że nie było żadnej okazji by jej go dawać. Ostatecznie wszedł do środka i ją kupił uznając to, że chciał za wystarczającą okazje. Następnie decydując więcej o tym nie myśleć wsiadł na motor i ruszył pod znajomy adres. Po przywitaniu się z Cuddy, diagnosta usiadł na kanapę i zawołał do siebie Rachel. Wyciągnął przed nią czarną reklamówkę ze srebrnymi wzorkami.
- Co to jest? – spytała ciekawa, ale nie sięgając po torbę. Zaintrygowana Lisa przyglądała się z boku rozwojowi sytuacji.
- Prezent.
- Nie mam urodzin – tłumaczyła skołowana Rachel. House rzucił Lisie niedowierzające spojrzenie, nie znał dziecka, które wahałoby się wziąć prezent, bo był bez powodu, po czym przeniósł wzrok z powrotem na dziewczynkę.
- To z okazji czwartku.
Usatysfakcjonowana tym wyjaśnieniem nieśmiało wyciągnęła ręce i zajrzała do środka. Ostrożnie wyjęła zawartość torebki i studiowała ją w całkowitym milczeniu. Jeśli chodziło o komfort diagnosty, cisza, jaka nastąpiła była zdecydowanie za długa. Nie, żeby się denerwował opinią pięciolatki, po prostu czuł się strasznie głupio. Jasne.
- Wow – zachwyciła się w końcu z głośnym westchnieniem.
- Dziękuje – nachyliła się i pocałowała go w policzek. W przeciwieństwie do niektórych dzieci Rachel nigdy nie trzeba było przypominać, by za coś podziękowała.
- Mamo, popatrz, co dostałam – mówiła odwracając się do mamy, a lekarz widocznie odetchnął. Cuddy chwyciła materiał z obu stron by dokładnie się mu przyjrzeć. Uśmiechnęła się widząc jego specjalność, t-shirty. Ten był biały z ciemnozielonymi krótkimi rękawkami i wymalowaną na nim dziewczynką kopiącą piłkę nożną. Był, jakby stworzony dla niej.
- Piękna.
- Czadowa – poprawiła z entuzjazmem córka. Cuddy pokręciła głową nie specjalnie zaskoczona, że powoli przejmowała nawet jego słownictwo.
- Zaraz wracam, ubiorę – oznajmiła radośnie i poleciała przymierzyć bluzkę. Lisa również była zadowolona, jednak nie na tym się skupiła.
- Z okazji czwartku, genialny pomysł – pogratulowała ironicznie - Ty z nią rozmawiasz w przyszły czwartek.
Nie dodała nic więcej tylko podeszła i również pocałowała go w policzek i przysiadła się obok i wzięła go za rękę. Znając go dość dobrze doszła do wniosku, że nie poszedł specjalnie czegoś jej kupić, co znaczyło, że musiał gdzieś ją zobaczyć i kupić spontanicznie. Co cieszyło ją znacznie bardziej, bo dowodziło, że zaczyna częściej o niej myśleć, brać ją pod uwagę.
Siedzieli oparci wygodnie i czekali na powrót pięciolatki, ich sielankę przerwał dzwoniący telefon. House spojrzał na wyświetlacz swojej komórki i od razu wiedział, że nie będzie łatwo. Tyle, że nie mógł już dłużej unikać kolejnej rozmowy, tym razem musiał odebrać.
- Cześć mamo, jak miło słyszeć twój głos – przywitał nieco nazbyt radośnie wstając z miejsca - Oczywiście, że nie sarkazm. U mnie w porządku. Co u ciebie? Nie próbuje zyskać na czasie, po prostu jestem ciekawy. Dawno nie rozmawialiśmy. Czyja wina? Nieźle rozegrane – pochwalił strategię swojej matki, zawsze potrafiła wyciągnąć z niego to, co chciała usłyszeć - Naturalnie, że je spotkasz. Czemu miałby je ukrywać? – ostatnio wszystkie ich rozmowy kończyły się tak samo - Przecież Lisę już znasz. Tak masz racje, to, co innego. Przy najbliższe okazji. Przecież mówiłem. Nie przyjeżdżaj. Podać termin? Nie ufasz własnemu…? Wybory 2030? Nie staram się być trudny. Przychodzi mi to naturalnie. Ciekawe, po kim to odziedziczyłem? Twoje urodziny, może być? - zaproponował pierwszą datę, która przyszła mu do głowy - Wpadniemy w trójkę z wizytą. Obiecuje. Moje słowo już nic nie jest warte? Ładnie i to własna matka. Poczekaj wyjmę tylko nóż z serca i możemy rozmawiać dalej. Teraz staram się być melodramatyczny. Tak, jestem u niej, ale nie mogę, bo właśnie się kąpię. Dobrze, kłamie. Skąd możesz wiedzieć przez telefon? Mogłabyś nie…Dobrze, już dobrze. Wiem, masz prawo rozmawiać z nią, o czym tylko zechcesz...Mhm... Tak, naprawdę jestem. Ja ciebie też.
Podając jej słuchawkę diagnosta zakrył głośnik i wyszeptał jeszcze - Cokolwiek powie: nie zgadzaj się.
Dwie najważniejsze kobiety w jego życiu do tej pory rozmawiały ze sobą cztery razy, wszystkie spotkania były za czasów, kiedy Cuddy była wyłącznie jego szefową przy okazji odwiedzin jego matki.
- Dzień dobry, oczywiście pamiętam. Blythe. Tak, sporo czasu. Wciąż jestem. Przynajmniej nigdy się nie nudzę. Mam nadzieje, że po części moja zasługa, ale zapewniam, że nie tylko on, ja również. Oczywiście, że podsłuchuje. Nie uważam, miło z twojej strony. Dopilnuje, przyjedziemy z rozkoszą. Powoli poznają się bliżej. Tak, ma pięć lat. Radzi sobie z nią lepiej niż mu się wydaje. Chętnie wyślę zdjęcie. Mam jedno, które ci się spodoba. To, że jest trudny, nie znaczy, że nie warto. Dziękuje. Też tak myślę, ale nie jestem obiektywna, bo jestem w nim szaleńczo zakochana – zaskoczyła go tym, jak swobodnie powiedziała to jego matce. Sama Cuddy uznała, że nie jest to wielka tajemnica i komu, jak komu, ale jego matce mogła to powiedzieć bez ogródek - Bardzo szczęśliwa – zapewniła otwarcie, House obserwował ją uważnie podczas całej rozmowy, ale słysząc, że dzięki niemu była szczęśliwa poczuł niespodziewany natłok uczuć. Od dumy przez radość po satysfakcję - Również nie mogę się doczekać. Chętnie posłucham. Wilson nad nami czuwa, jest bardziej zaangażowany w ten związek niż my dwoje. Pozdrowię go - śmiała się przez chwile z tego, co jej odpowiedziała matka – Oczywiście będę się nim opiekować na tyle na ile mi pozwoli i jeszcze trochę. Do zobaczenia.
- Lubię twoją mamę – oznajmiła oddając mu komórkę.
- To możesz ją sobie wziąć.
- Możemy się zamienić – zasugerowała inne rozwiązanie.
- Nie jestem aż tak zdesperowany – odparł diagnosta, po czym skupił się na najistotniejszej dla siebie wiadomości - I proszę powiedz, że nie dałaś mojego zdjęcia z Rachel na swój pulpit w komputerze.
Widząc jego panikę Lisa spojrzała mu prosto w oczy i spokojnie powtórzyła.
- Nie dałam tego zdjęcia na swój pulpit.
- Kłamiesz – stwierdził bez najmniejszego problemu.
- Kłamię – przyznała automatycznie - Daj spokój. To moje ulubione zdjęcie we wszechświecie i poprawia mi humor jak mam ciężki dzień.
- Zmień je, albo ja to zrobię, tyle, że wtedy może zniknąć – zagroził House. Cuddy domyślała się, że chodzi mu o to, by przypadkiem nie zobaczył go nikt w szpitalu. Miał do utrzymania reputacje.
- Zróbmy tak – zaproponowała kompromis – Zmienię pulpit i dopilnuje, żeby zdjęcia nikt nie zobaczył, ale w zamian obiecasz, że nie zorganizujesz misji, żeby je usunąć.
- I tak pewnie masz kopie – przewidywał zgodnie z prawdą Greg. Czasami to, jak dobrze się znali wiązało im ręce.
- Mam.
- Tylko dla twoich oczu? – upewnił się House, jak bardzo jej na tym zależy, wtedy coś mu się przypomniało - Rozumiem, że nie wliczamy w to Wilsona, który pewnie już je widział i mojej matki.
- Dokładnie.
- Umowa stoi – oświadczył wyciągając w jej kierunku rękę. Spojrzała na niego dziwnie, ale biorąc to za znak oficjalnej umowy podała mu rękę, wtedy przyciągnął ją do siebie i pocałował namiętnie. Chciał to zrobić odkąd z taką radością oznajmiła, że jest szczęśliwa. Niestety dalsze czułości przerwał im powrót Rachel.
- Znowu? Robicie coś poza całowaniem? – spytała poważnie, na co oboje wybuchli śmiechem - Możemy już iść. Jestem głodna.
- Dostrzegam rodzinny trend – zauważył House - Rządzenie się.
- Super! Chodźmy już - mówiła ciągnąc dorosłych do drzwi za ręce - Co to trend?
Po kolacji House wrócił z nimi po swój motor. Rachel miała się szykować do łóżka, ale wybiegła na podwórko.
- Przyjdziesz jutro? – spytała dla pewności dziewczynka.
- Tak, zaraz po pracy.
- I zostaniesz aż do poniedziałku? – dopytywała dalej - Bo mam mecz.
- A ja mam trochę czasu.
- I zrobimy pizzę?
- Tak. Zrobimy, a teraz leć do domu zanim mama urwie nam głowy. Dobranoc.
- Pchły na noc – krzyknęła biegnąc z powrotem do środka.
House odjechał, a Cuddy czekał jeszcze ciężki bój by namówić córkę do zdjęcia nowej koszulki na noc. Ledwo się jej to udało, bo jak to bywa w przypadku udanych prezentów brunetka chciała w niej spać.
W piątkowe południe diagnosta patrzył przez szybę, jak jego ekipa zbiera się do wyjścia. Spędzili noc w szpitalu, przez co mieli mieć wolny weekend. Wezwani tylko w razie sytuacji awaryjnej, czytaj katastrofy naturalnej, lub ataku kosmitów. „Czternastka” zaprosiła do siebie Chase’a. Kiedy spotykali się po pracy zawsze kończyło się jakąś dłuższą historią. Zastanawiał się, co się stanie tym razem. Może nie wiedział, co się wydarzy, ale domyślał się, kto sprawi najwięcej kłopotów. Blondyn miał z nich najsłabszą głowę. Zastanawiając się nad ich planami
przypomniał sobie, że też miał gdzie iść. Ostatnio w kółko o tym myślał. Co dziwniejsze obecnie towarzyszyło mu przekonanie, że dadzą sobie radę. Po raz pierwszy zaczynał wierzyć, że to możliwe. Że wcale nie musi się zmienić jakoś diametralnie, drastycznie, aby ulepszyć swoje życie. Że warto, że to wszystko jest w zasięgu ręki i był gotowy walczyć o szczęście. Podwładni wychodzili przez jego gabinet, żeby się z nim pożegnać.
- Miłego weekendu – powiedział na odchodnym Australijczyk. W odpowiedzi czekał na niego drwiący uśmieszek i pytanie - Mam uprzedzić izbę przyjęć?
- Nie mam aż tak słabej głowy.
- Pfffffff – było elokwentną reakcją diagnosty, dodał jeszcze - Powiedziałbym nie rób czegoś, czego ja bym nie zrobił, ale pewnie i tak już to wszystko przerabiałeś.
- Jak znajdziesz czas w weekend możesz wpaść do nas zobaczyć mieszkanie – zaproponowała Trzynastka. Urządzili się, wreszcie poczuli jak u siebie i byli gotowi na przyjmowanie gości.
- Innym razem. Nie omieszkam zrobić sobie dla was miejsce w moim przepełnionym harmonogramie.
- Jasne. Zawsze jesteś u nas mile widziany – zapewniła zupełnie szczerze.
- Nie aż tak mile – sprecyzował neurolog, chcąc uniknąć jakichkolwiek nadinterpretacji. Para wymieniła między sobą zgodne spojrzenie - Ale mile, byle byś nie dorabiał sobie kluczy.
- Które będzie mnie obszukiwać przy wyjściu? – zainteresował się na przyszłość ich szef.
- Ja – potwierdził jego przypuszczenia Formena.
- Nie mogę się doczekać – oznajmił z entuzjazmem i następnie zwrócił się do Trzynastki
- Nie powinienem tego mówić, ale jesteś moją ulubienicą, więc jak w coś się wpakujecie, porzuć ten balast – wskazał mężczyzn po obu jej stronach - I uciekaj.
W ten sposób zostały mu tylko słowa mądrości do trzeciego lekarza.
- Dziadku Foremanie, miej oko na tą dwójkę, bo zanim się obejrzysz wylądujecie w pociągu do Tihuany.
Uśmiechnął się, otworzył usta, żeby zaprzeczyć, ale spojrzał na Chase'a i swoją dziewczynę i tylko skinął głową. Łącząc fakt, że Robert wciąż odreagowywał rozwód i eksperymentalną naturę Remy niczego nie można było wykluczyć.
- Pozdrów Rachel – polecił w zamian Eric. House westchnął ciężko na przypomnienie o zagadce, która nie dawała mu spokoju.
- Nie odziedziczy szpitala, możesz przestać się podlizywać – zawołał za nim, mimo iż widział, że jego sympatia była autentyczna. Mało, że dziewczynka polubiła jego, on ewidentnie polubił ją. Naprawdę nie powinien się dziwić. Wszyscy ją lubili. No i nie wykluczałby faktu, że jak u Trzynastki, obudziła się w nim chęć posiadania potomstwa.
- Pozdrów Rachel? To było obraźliwe – usłyszał jeszcze niedowierzania Chase’a – Nie jesteśmy jakimiś niezrównoważonymi szaleńcami.
- Szaleńcy z definicji są niezrównoważeni.
House uśmiechnął się słysząc odpowiedź Foremana. Wstał z miejsca, podniósł plecak zastanawiając się, co jemu przyniesie weekend.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agnieszka2372 dnia Śro 21:53, 15 Maj 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marcelina
Pacjent
Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:52, 16 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
A się rozpłynęłam.... Cieszy mnie zarówno to, że House jest house'owaty ale również fakt, iż subtelnie "wkładasz" scenki, w których odzywa się jego czulsza strona
No i końcówka - nie lubię zmierzać do końca Twoich części, ale pocieszam się tym, że te zakończenia są uśmiechorodne!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|