|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
cyndaquil
Pacjent
Dołączył: 15 Maj 2011
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:19, 17 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
justykacz, baby - witam was w gronie czytelników. Dzięki wam wszystkim udało mi się zmobilizować i napisać kolejny kawałek. Miłego czytania!
Pani dziekan dotarła wreszcie do swojego gabinetu. Już dawno nie miała tak pracowitego poranka. Wszyscy czegoś chcieli. Czasami były to takie absurdy, że kobieta zastanawiała się, czy chłopak nie przykleił jej do pleców kartki z napisem "Najbardziej seksowny cudotwórca w Princeton". O ile go znała, był do tego zdolny.
Przekręciła klucz w zamku i weszła do środka. Jej uwagę przykuł niespodziewany gość bezczelnie wyciągnięty na kanapie. Odłożyła papiery i podeszła bliżej.
- House, wstawaj – rozkazała. Diagnosta spał w najlepsze.
- House! – powtórzyła o dwa tony głośniej. Mężczyzna aż podskoczył. – Może łaskawie wytłumaczysz, dlaczego śpisz w moim zamkniętym gabinecie?
- Nie ma czego tłumaczyć – odparł, ziewając. – W nocy przez ciebie oka nie zmrużyłem.
Cuddy uśmiechnęła się i usiadła na oparciu.
- Skoro już o tym mowa… – zagaiła. – Jutro jedziemy na konferencję, która jest dla mnie bardzo ważna. Odpuszczę ci tydzień kliniki za dwa dni bez seksu.
- Żartujesz? – wyglądał na zdziwionego. – Nie po to bierzemy wspólny pokój, żeby z niego nie korzystać.
- Będziemy mieli osobne pokoje – poprawiła go. – Nie martw się, szpital pokrywa koszty wyjazdu.
- Dlaczego w ogóle o to prosisz? – zastanawiał się.
- Już mówiłam. Zależy mi na konferencji. Wygłaszam referat, muszę być wyspana.
- Trzy tygodnie – zaczął się targować.
- Dwa – odparła. – I ani dnia więcej.
- Zgoda.
Lekarz wstał z kanapy i ruszył ku drzwiom. Przed wyjściem dodał:
- W takim razie zabiorę ze sobą Wilsona. Upijanie go jest mniej zabawne, ale zawsze coś.
***
- Rany, jakie nudy! – Diagnosta nie mógł powstrzymać się przed konstruktywnym komentarzem.
- Dziękuję, że poczekałeś z uwagami do przerwy – pochwaliła chłopaka pani dziekan.
- Chociaż mogłeś nie pytać autora wykładu, jak bardzo był naćpany, gdy wybierał temat – podsumował onkolog.
- Nie moja wina, że facet przez półtorej godziny nawijał o ropiejących wrzodach swojej babki.
- Tak… - westchnął Wilson. – Kto by się spodziewał artykułu o chorobach skóry po dermatologu?
Wszyscy troje skierowali się do głównego holu, gdzie organizator postawił na stolikach po dzbanku z kawą oraz talerzu z ciastkami. Usiedli przy jednym z nich.
- Naprawdę muszę być na wszystkich przemówieniach? – House'owi nie uśmiechało się wysłuchiwanie kolejnych trzech idiotów.
- Oczywiście, że nie musisz – odpowiedziała Cuddy. – Powiedziałam tylko, że byłoby mi miło, gdybyś siedział obok.
Diagnosta westchnął głęboko. Nienawidził wykładów. Właśnie dlatego niewielu wykładowców kojarzyło go na studiach, a on sam nie pojawił się na konferencji od piętnastu lat. Jednak z nieznanego powodu czuł, że dziewczyna będzie mu mieć za złe samotne wylegiwanie się w pokoju. W sumie spać może równie dobrze, siedząc w ławce.
- Okej – powiedział po chwili.
- Miłość skłania nas do wielkich rzeczy – wtrącił się Wilson.
- Cicho bądź – odgryzł się House.
- Spójrzcie, chłopaki – Cuddy usiłowała oczyścić atmosferę. – Dziś wieczorem jest impreza, na którą zapraszają wszystkich uczestników. Może wpadniemy?
- Jasne, czemu nie? – powiedzieli naraz, patrząc po sobie.
- W takim razie jesteśmy umówieni. Przepraszam was na chwilę.
Pocałowała diagnostę i odeszła w kierunku toalety. Gdy tylko zniknęła za rogiem, onkolog pochylił się ku przyjacielowi i wyszeptał:
- Mowy nie ma, żebym z wami poszedł. Ty i Cuddy będziecie szaleć na parkiecie, a ja co mam robić? Odpuszczę sobie.
- Ani mi się waż! – przerwał mu House. – Z moją nogą wytrzymam góra trzy piosenki, a i to po kilku głębszych. Muszę się z kimś napić.
Wilson krótko przeanalizował wszystkie za i przeciw. W końcu zadecydował.
- Dobra, ale będziesz mi winien przysługę.
- Tak jest, mój kapitanie! – diagnosta zasalutował lewą ręką.
***
- Zapomniałam już, jak dobrze tańczysz.
House uśmiechnął się do Cuddy. Kobieta tuliła się do jego piersi od ostatnich pięciu minut. Po raz pierwszy w życiu żałował, że nie jest od niej niższy.
- Wszystko dzięki kilku drinkom, które obaliliśmy wraz z Wilsonem – odparł.
Spojrzeli jednocześnie w stronę baru, przy którym zostawili onkologa. Towarzyszyła mu gustownie ubrana blondynka w średnim wieku.
- Czy to nie przypadkiem pani endokrynolog, która siedziała tuż przed nami? – zauważyła pani dziekan.
- Szybko się pocieszył – podsumował diagnosta. – Co na szczęście oznacza, że tylko byśmy mu przeszkadzali.
Widząc, że pani administrator nie pojęła aluzji, szepnął jej do ucha:
- Może przeniesiemy imprezę do twojego pokoju?
Cuddy spojrzała na mężczyznę pytająco.
- A co z moim przemówieniem?
- Jesteś przedostatnia. Zdążysz się wyspać.
- Wiesz, że to cię będzie kosztowało dwa tygodnie darmowej kliniki? – upewniła się.
House pocałował kobietę w szyję.
- Więc lepiej, żeby seks był dobry.
***
Wilson zszedł na dół na śniadanie. Szwedzki stół oferował zdecydowanie za dużo dań. Miałby problemy z wyborem i bez ciężkiego kaca. Nigdy nie nauczy się hamować w towarzystwie przyjaciela. Zresztą, kto to widział, żeby osoba łykająca leki mogła tyle pić?
Onkolog stał jeszcze chwilę w miejscu, po czym chwycił pierwszą z brzegu kanapkę i usiadł przy stoliku. Nim zdążył ją ugryźć, usłyszał za plecami głos diagnosty:
- Dobrze spałeś?
- Spałbym, gdyby nie para z pokoju obok – odpowiedział cicho. – Myślałem, że nigdy nie skończą.
House spojrzał w bok, mrużąc jedno oko.
- Ups – rzekł z zakłopotaniem. Wilson z wrażenia odłożył kanapkę.
- Chyba żartujesz!
- Chciałbyś – kontynuował diagnosta. – Wiesz, najlepsze było, kiedy Cuddy…
- House – przerwał mu onkolog. – Proszę cię, raz w życiu się nie zwierzaj.
- A co, nie interesuje cię moje życie prywatne? – zdziwił się.
- Może po prostu nie chcę słyszeć szczegółów, bo jesteście moimi przyjaciółmi?
- Daj spokój – House się zniecierpliwił. – Ja musiałem wysłuchiwać twojego narzekania na temat każdej z byłych żon.
Mówiąc to, sięgnął po śniadanie onkologa, za co dostał od niego po łapach.
- O nie, House – zaprotestował Wilson. – Nie chciałem ci nic mówić. Sam wszystko ze mnie wyciągałeś, strasząc rozsiewaniem plotek o moim małżeństwie.
- Rybka musi pływać. Właśnie, jak tam twoja wczorajsza zdobycz?
- Arlene? – zapytał. – W porządku. Porozmawialiśmy sobie chwilę. Niestety, szczęśliwa mężatka od trzynastu lat.
- Szkoda – westchnął lekarz. – Muszę lecieć, Cuddy czeka na śniadanie.
Onkolog przyjrzał się przyjacielowi.
- Gregory Housie, nie poznaję cię!
- Coś taki zdziwiony? – House podniósł wysoko laskę. – W końcu niezły ogier ze mnie.
Zostawił oniemiałego przyjaciela sam na sam z nie zaczętą do tej pory kanapką.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez cyndaquil dnia Sob 11:31, 18 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:29, 17 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam na raz wszystkie części, mimo że miałam iść spać. Jak zaśpię do pracy, to będzie to tylko i wyłącznie Twoja wina!
Bardzo fajnie się czyta. Piszesz jedne z lepszych dialogów, jakie czytałam w house'owych fickach - wiarygodne, kanoniczne. Postaci pozostają sobą. Randka jest momentami odrobinę przesłodzona (przy scenie nad oceanem odniosłam wrażenie, że zjadłam dwa kawałki tortu bezowego i popiłam czekoladą), zdarzają się takie słodko-pierdzące zgrzyty w innych rozdziałach, ale nie aż tak, by odrzucało od czytania i zniechęcało. Ja wiem, że one się czasem same pchają
Dwie sprawy. Jedna:
Cytat: | Po policzku popłynęła samotna łza. |
O NIE. Takiego kiczu nie znoszę. "Popłynęła samotna łza" to znak rozpoznawczy bardzo słabych opowiadań i naprawdę nie wypada wrzucać takiego wyrażenia w dobry tekst. Wyrzuć to szybko, zamień na "Łzy pojawiły się w jej oczach", nie wiem, zrób cokolwiek, byle ta samotna łza zniknęła. Bo zacznę gryźć!
Cytat: |
Diagnosta złapał rozczuloną minę. |
To już drobiazg, ale... że co? W garść ją złapał? W torebkę? W siatkę na motyle?
No to ja poproszę dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alcusia
Alice in Downeyland
Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:06, 18 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Mam tylko jedno zastrzeżenie, widząc takie stwierdzenia, odnoszące się do House'a Cytat: | kobieta zastanawiała się, czy chłopak nie przykleił jej do pleców | lub Cytat: | pochwaliła chłopaka pani dziekan | lub Cytat: | Cuddy spojrzała na chłopaka pytająco. |
Chłopak? O Housie? Mój Boże, toż to stuprocentowy samiec, a nie jakiś tam chłopak! "mężczyzna" zabrzmiałoby o wieeeele lepiej
Twój fik bardzo mi się podoba. Lekki, dowcipny i o ciekawej fabule. Zostałam już stałą czytelniczką obecnego oraz przyszłych fików, jeśli się takowe pojawią (a pojawią się, prawda?).
Cytat: | - Może przeniesiemy imprezę do twojego pokoju?
Cuddy spojrzała na chłopaka pytająco.
- A co z moim przemówieniem?
- Jesteś przedostatnia. Zdążysz się wyspać.
- Wiesz, że to cię będzie kosztowało dwa tygodnie darmowej kliniki? – upewniła się.
House pocałował kobietę w szyję.
- Więc lepiej, żeby seks był dobry. |
Genialna rozmowa po prostu genialna!
Cytat: | Mówiąc to, sięgnął po śniadanie onkologa, za co dostał od niego po łapach. |
Jakież to serialowe brawo!
Cytat: | - Rybka musi pływać. Właśnie, jak tam twoja wczorajsza zdobycz?
- Arlene? – zapytał. – W porządku. |
A tu mimowolnie przed oczami pojawia mi się matka Cuddy. Wilson, flirtujący z matką Cuddy? Ohyda!
Czekam niecierpliwie na kolejne części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyndaquil
Pacjent
Dołączył: 15 Maj 2011
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:19, 18 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Pirania - zgrzyty językowe poprawione. Dzięki za uwagi. Mam nadzieję, że przeze mnie nie zaspałaś. Tak na marginesie, zemsta jest słodka (nieraz ciężko mi było rano wstać przez twoje opowiadania ). To moje pierwsze nie-fantastycze dzieło (mówię o gatunku literackim), więc uwagi są jak najbardziej wskazane.
alcusia - piszę zarówno o Housie jako o chłopaku Cuddy, jak i o Cuddy jako o dziewczynie House'a, ale jakoś do drugiego sformułowania się nie przyczepiłaś
A tak na poważnie - muszę mieć jakieś synonimy. Im więcej, tym lepiej. Dlatego House pojawia się w tekście jako 'House', 'mężczyzna', 'diagnosta', 'lekarz', 'chłopak [Cuddy]'. Grega nie zdzierżę. Skoro już o tym mowa, okropnie pisze się dialogi między Housem i Wilsonem lub między całą trójką. Nie ma wtedy nawet rozróżnienia na rodzaje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alcusia
Alice in Downeyland
Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:23, 18 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Oj tam, oj tam, wcale się nie czepiam po prostu uważam, że House i Cuddy są zbyt "poważni", by ich tak określać. Takie sformułowania kojarzą mi się raczej z parą nastolatków ale to oczywiście tylko moje odczucia. "dziewczyna" rzeczywiście mi umknęła i zgadzam się, najlepiej mieć jak najwięcej synonimów, ale mi to po prostu zgrzyta. Może "partner/ka" bardziej by do mnie przemówiło
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyndaquil
Pacjent
Dołączył: 15 Maj 2011
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 15:08, 18 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
a widzisz - mi się z kolei partner kojarzy z policją lub ze scenami 18+
niestety, polski jest pod tym względem wredny. w angielskim nikt się nie czepia o słowa "boyfriend/girlfriend". Pasują do osoby w każdym wieku.
mimo wszystko postaram się nie używać tych określeń zbyt często. w pierwszym podanym przez Ciebie cytacie jest to absolutnie konieczne. to początek podrozdziału i określenie "mężczyzna" pasuje praktycznie do każdego przedstawiciela płci męskiej. Ostatni cytat poprawiony
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ilobeyou
Pacjent
Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:48, 23 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
A ja czekam... I czekam... I czekam...
WENAx1000000000000000000000000000000000000000
I pamiętaj, że ja ciągle CZEKAM...
Wiem, że kolejne części nie spadają z nieba, ale błagam!
NAPISZ COŚ! ))))))))))))))))
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyndaquil
Pacjent
Dołączył: 15 Maj 2011
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:34, 25 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
przepraszam.
koniec sesji + przeprowadzka = brak czasu. od dziś się biorę. niedługo wrzucę dłuższą część, obiecuję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyndaquil
Pacjent
Dołączył: 15 Maj 2011
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:12, 27 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Długo oczekiwana część dalsza. Zapraszam do dyskusji.
- House, wstawaj! – pani dziekan szepnęła mężczyźnie do ucha, klepiąc go lekko w policzek.
- Mamo, jeszcze troszkę – wymamrotał, przewracając się na bok.
- Rusz się, musimy wpaść po drodze do mnie. Nie mam się w co ubrać.
- Jakbym kiedykolwiek usłyszał przeciwne zdanie… - odpowiedział trochę przytomniej.
Na te słowa Cuddy zaprzestała poszukiwań pozostałych części garderoby rozrzuconych po sypialni.
- Gdybyś się nie uparł, że bita śmietana to nieodłączny atrybut udanego wieczoru, mogłabym założyć wczorajsze ciuchy – odgryzła się, upuszczając niebieską niegdyś bluzkę wprost na twarz diagnosty. Zrezygnowany, usiadł na łóżku.
- Słyszałaś, żebym był takim zrzędą, jak zostajemy u ciebie?
Pani doktor uśmiechnęła się odruchowo. Z oczywistych względów jej ubiór o wiele bardziej cierpiał przez wybujałą fantazję Gregory'ego House'a. Co nie oznaczało, że on sam wychodził z ich wspólnych gierek bez szwanku. Zwykle jednak przewracał koszulkę na drugą stronę i szedł tak do pracy. Wychodził z założenia, że przecież i tak nosi ją pod spodem. Nikt nie zauważy.
- To, że nie dbasz o swój wygląd, nie znaczy, że ja też przestanę – zauważyła. – Nie lepiej ogląda ci się mój biust, gdy ubiorę czystą bluzkę?
- Najlepiej ogląda mi się go nago – odparł, wstając z łóżka i mierząc dziewczynę wzrokiem.
- Nie było pytania – podeszła do mężczyzny i dała mu buziaka. Ten, chwytając ją za ręce, spytał:
- Może po prostu razem zamieszkamy?
***
House bezceremonialnie wtargnął do gabinetu szefowej. W ręku trzymał wyniki badań pacjentki, której akta podrzuciła mu na biurko dwa dni temu. Stanął na samym środku pomieszczenia i zaczął pilnie obserwować, jak pani administrator rozmawia przez telefon. Na początku chciała go zignorować. Właśnie uzgadniała termin podpisania umowy dotacji na rozbudowę dziecięcego oddziału onkologii. Podwładny nie dawał jednak za wygraną. Uniósł brwi, machając znacząco teczką. Cuddy zdała sobie sprawę, że diagnosta nie odpuści.
- Przepraszam pana najmocniej – powiedziała do słuchawki. – Oddzwonię za pięć minut.
Rozłączyła się i zwróciła się do House'a:
- Coś nie tak z pacjentką?
- Poza tym, że jest nastoletnią idiotką bzykającą się na prawo i lewo? – powiedział, nie ukrywając sarkazmu. – Skąd.
- Więc po co ci ta teczka? – spytała podejrzliwie.
- Żebym nie musiał czekać, aż będziesz wolna.
Pani administrator westchnęła, zakrywając dłonią twarz. Była zbyt zmęczona na kolejne gierki. Tylko niezdrowa ciekawość kazała jej zapytać:
- Więc czemu tu przyszedłeś?
- Mam dla ciebie prezent. - Mężczyzna położył na biurku pani dziekan zapisaną kartkę. Kobieta przyjrzała się jej uważnie. – Podpisz.
- House – Cuddy spojrzała na diagnostę podejrzliwie, ignorując wciskany do ręki długopis. – Co to jest?
- Lista twoich obowiązków – odpowiedział. – Podpisz.
Pani administrator poprawiła się na krześle. Splotła dłonie.
- Jakich obowiązków? – zapytała.
- Rzeczy, które będziesz robić, jak już razem zamieszkamy – wyjaśnił, ponaglając dziewczynę ręką. – Podpisz.
- Siedemdziesiąt dwa podpunkty?!
- Podpisz.
- Możesz przestać? – zniecierpliwiła się. Odwróciła kartkę na drugą stronę. – A gdzie twoja lista?
- Nie potrzebuję jej.
- Na serio? – Cuddy uniosła brwi z niedowierzaniem.
- Pewnie – House zaczął chodzić po pomieszczeniu. – W końcu jestem miły, grzeczny i kochany.
- A także niewiarygodny – dokończyła wyliczankę, krzyżując przed sobą ręce. – Niczego nie podpiszę.
Mężczyzna zrobił krok w jej stronę. Był gotów walczyć o swoje prawa do upadłego. Zwłaszcza o punkty dotyczące gotowania i zmywania naczyń, przydziału dostępu do pilota telewizyjnego oraz czasu wolnego dla Wilsona. Jeszcze ewentualnie o wynoszenie śmieci. Nie łudził się nawet, że zgodzi się na resztę.
- Podpiszę jutro, gdy przedstawię ci swoją wersję – dodała, nim podwładny zaczął się targować.
- Powyższa lista powinna zostać zatwierdzona w formie niezmienionej – oświadczył.
Cuddy pochyliła się w jego stronę z uśmiechem na twarzy.
- Listę twoich obowiązków – uściśliła.
- Jeszcze razem nie mieszkamy, a już robisz problemy.
- Do jutra, House – powiedziała, dając do zrozumienia, że nie zamierza dalej negocjować.
- Będę tu w samo południe – rzekł na odchodne, wskazując na kobietę palcem.
- Czyli jak tylko dotrzesz do szpitala – podsumowała. – Na razie, House.
- Na razie, Cuddy.
***
- Przejrzałam twoją ofertę – powiedziała Cuddy, rozkładając przed sobą pokreślone kartki. – Punkty 11-26 oraz 40-72 nie uwzględniają powtarzalności, tylko sam fakt zajścia. Dwie noce i mamy je z głowy.
- Nagle ci się zachciało czepiać sformułowań? – zaoponował. – Jeśli miałbym przy każdym pisać "codziennie"…
- Nie licz nawet na trójkę, szóstkę i ósemkę – kontynuowała, nie zważając na protesty. – Nie zamierzam chodzić po domu nago, ubierać się do pracy jak dziwka ani dzielić się bielizną.
House wykrzywił usta w podkówkę i zrobił minę kota ze "Shreka". Nie pomogło.
- Pozostałymi punktami będziemy dzielić się po równo, z uwzględnieniem drobnych odstępstw spowodowanych przyczynami losowymi.
Diagnosta skrzywił się lekko. Wiedział, że negocjowanie umów to jej chleb powszedni. Jedyne, czego nie uwzględnił, to fakt, że jest w tym cholernie dobra.
- To nie moja lista. Żądam przywrócenia poprzedniej wersji!
- Nie rozumiesz – odparła spokojnym tonem. – Podpiszę tą albo nie podpiszę wcale.
Diagnosta skrzyżował ręce i spojrzał na panią doktor spode łba.
- Wiedźma.
- Manipulant.
- Dzięki – odpowiedział, pogodniejąc nieco. – Trudno. Może być.
- Ty z kolei podpisujesz to – podsunęła mężczyźnie drugą kartkę. Sięgając po nią, przyznał:
- Już myślałem, że zapomniałaś.
- Chciałbyś.
Chwilę wodził wzrokiem po tekście. Cuddy się przyłożyła. Prawie każdy punkt rozciągał się na dwie linijki, dokładnie opisując sposób, w jaki diagnosta miałby wywiązać się z umowy. Jakby wiedziała, że każdą nieścisłość wykorzysta przeciwko niej.
- Pani dziekan robi się niegrzeczna – uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od kartki. – Połowa pozycji na tej liście to pozycje seksualne.
- Zupełnie jak na twojej – skwitowała, nie pozostając dłużna.
- I to ci nie wystarczyło? – zdziwił się.
- Ja też mam potrzeby, House.
- Zaraz, zaraz – dodał po chwili. Coś mu się wyraźnie nie zgadzało. – Czego niby nie mam robić? Nie będę mógł pracować, jeśli zwiążesz mi ręce w ten sposób.
Rozłożył ręce, czekając na reakcję. Kobieta podparła głowę dłońmi, mrugając zalotnie oczyma. Nie zamierzała iść na żadne ustępstwa. Widząc to, jej chłopak westchnął głęboko i zaczął czytał dalej. W sumie nie było tam żadnej rzeczy, której nie zamierzałby zrobić z własnej woli. Doceniał, że Cuddy dobrze go znała i wyczuwała, gdzie leżą granice. Poruszała się po nich niczym sprawny akrobata.
- Prawie jak przysięga małżeńska – podsumowała pani administrator, gdy obydwoje podpisali już swoje egzemplarze, kopie dla partnera oraz po kopii dla Wilsona.
- Z jedną drobną różnicą – poprawił ją, wskazując palcem dopisek na samym dole. – Każdej ze stron przysługuje miesięczne wypowiedzenie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez cyndaquil dnia Pon 21:02, 27 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
ilobeyou
Pacjent
Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:37, 27 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Hejj
Ogółem część, jak dla mnie całkiem fajna , ale krótka
Czytałam już jakiegoś fika, w którym właśnie było coś o liście obowiązków, nie jestem pewna czy po polsku, czy angielsku.
Osobiście, mogłabym tak czytać i czytać...
To się nazywa dar , a ty go masz. W każdym razie taka jest moja opinia
Bardzo łatwo mi się czyta i mogłabym spędzić tak kilka godzin, a i tak pewnie by mi to nie wystarczyło... No cóż...
Podsumowując, uważam, że historia jest niebanalna, chciałabym w niedalekiej przyszłości ujrzeć następną ( i dłuuugą ) część
W E N A
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cyndaquil
Pacjent
Dołączył: 15 Maj 2011
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:03, 28 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Człowiek się męczy i męczy, a tu przyjdzie taka ilobeyou i napisze, że za krótko.
Był kiedyś fic o zakładach. Personel obstawiał, jakie świństwa robi ze sobą para głównych bohaterów. Ale chyba nie o to Ci chodziło.
Okres rozliczeniowy zbliżał się wielkimi krokami. Wilson musiał zrobić porządek w papierach. Z tyloma umierającymi pacjentami na głowie nigdy nie miał na to czasu, więc zarywał ostatnie kilka nocy. Nie ucieszył się zbytnio, gdy w drzwiach jego gabinetu po raz kolejny tego dnia pojawiła się nieogolona twarz szefa diagnostyki. Nim zdążył go wyprosić, usłyszał:
- Cuddy jest w ciąży.
Zatkało go. Patrzył na przyjaciela z otwartymi ustami. Zupełnie, jakby wyrosły mu zielone czułki i długi włochaty ogon.
- Dobra, zapomnij, że o tym wspominałem – rzucił diagnosta, szykując się do wyjścia.
- Wow – wykrztusił wreszcie szef zakładu onkologicznego. – Gratuluję. Czemu przyszedłeś sam? Powinniśmy świętować.
House milczał. Ciężko opadł na fotel. Miał przerażoną minę.
- O co chodzi? – zapytał troskliwie onkolog, pochylając się do przodu.
- Nigdy nawet nie rozmawialiśmy o dzieciach – diagnosta potarł dłonią czoło.
- Więc jak to się stało? – dociekał przyjaciel. – Nie zabezpieczaliście się?
- Jeśli in-vitro nie sprawiło, że zaszła w ciążę, to czemu ja bym miał?
Wilson zaśmiał się nerwowo z ich lekkomyślności, za co przeprosił ruchem ręki. Dostrzegł, że mężczyzna siedzący przed nim naprawdę się przejął. Najlepszym dowodem było to, że sam przyszedł po radę i nie zbywał pytań głupimi żartami. Onkolog usiadł prosto, splatając przed sobą dłonie.
- Co jej powiedziałeś? – zapytał Wilson, jak już wyszedł z pierwszego szoku i odzyskał jasność umysłu.
- Jeszcze nic – przyznał House. – Nie rozmawiałem z nią.
- Więc skąd wiesz, że…? – przyjaciel podejrzliwie mrużył oczy.
- Jak to skąd? – zdziwił się mężczyzna. – Źle się czuje, ma wahania nastroju i spóźnia się jej okres.
- O ile?
Diagnosta uciekł wzrokiem.
- Dwa tygodnie.
- To poważne – odparł po chwili.
- No coś ty!
House nadal był w szoku. Niby nic nadzwyczajnego się nie stało. Całkiem normalna rzecz, mógł ją bez trudu przewidzieć. A jednak tego nie zrobił. Dlaczego? Przecież bał się odpowiedzialności, uciekał przed obowiązkami. Nie tak dawno zdecydował się na poważną zmianę w swoim życiu, nie potrzebował kolejnej. Sądził, że kobieta, którą kocha, odejdzie, jeśli jej to powie? A może podświadomie chcieli tego samego?
- Ani mi się waż zostawiać ją z tym samą – rozkazał Wilson, wyrywając go z zamyślenia. Doskonale znał House'a i obawiał się, że ten zrobi coś głupiego. Musiał jakimś cudem trafić do logicznego do bólu umysłu przyjaciela. - Wiążąc się z Cuddy, dobrze wiedziałeś, w co się pakujesz. Od kilku lat starała się o dziecko. Byłbyś ostatnim dupkiem, odbierając jej szansę na macierzyństwo.
Twarz diagnosty była poważna i napięta. Chyba zrozumiał.
- Więc co mam zrobić? – spojrzał na onkologa z nadzieją.
- Żadnych potajemnych testów krwi, bo sam jej o wszystkim powiem. Najlepiej z nią porozmawiaj – doradził. – Tylko delikatnie, na miłość boską!
House ledwo zauważalnie skinął głową. Po chwili usłyszał zachęcający głos przyjaciela:
- Gdzie dziś pijemy?
***
Diagnosta postanowił odwiedzić panią administrator w pracy. Wszedł, jak zwykle, bez pukania. Położył przed nią ozdobną torebkę, zawieszoną do tej pory na uchwycie laski.
Kobieta uniosła wzrok, zdziwiona jego zachowaniem. Delikatnie złapała pakunek, jakby bojąc się, że zawartość może w każdej chwili eksplodować. Wyjęła ze środka niebieskie śpioszki.
- Ładne – oceniła, oglądając je dokładnie. – Dla kogo?
- Dla ciebie – odparł, stając niedaleko.
- Dziękuję, kochanie, ale to chyba nie mój rozmiar.
House wpatrywał się badawczo w szare oczy przełożonej.
- Daj spokój – zniecierpliwił się wreszcie. – Możesz mi powiedzieć.
- Powiedzieć… o czym?
Zrozumiała dopiero, gdy diagnosta wymownie spojrzał na ubranko, które wciąż trzymała w ręku. Nie miała pojęcia, jak zareagować. Wstała z krzesła i obeszła biurko, by znaleźć się naprzeciw mężczyzny. Delikatnie usiadła na blacie.
- House… - wyszeptała, zakrywając dłonią oczy. – Nie jestem w ciąży.
- Jesteś pewna?
Kobieta spojrzała na niego jak na głupka.
- Oczywiście, że jestem – wycedziła przez zęby. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Wilson – rzucił od niechcenia. – Doszedł do wniosku, że ostatnio zrobiłaś się bardziej jędzowata niż zwykle.
- Zauważył również, że spóźnia mi się okres?
Tu go miała.
- Hormony? – dociekał.
- Środki antykoncepcyjne.
House odsunął głowę do tyłu i zmarszczył brwi. Mniej by się zdziwił, gdyby Wilson oświadczył, że przerzuca się na chłopców. Może wtedy chociaż jeden związek by wypalił.
- Co? Czemu? – zapytał, kręcąc głową, wciąż nie mogąc uwierzyć. – Przecież od lat chciałaś mieć dzieciaka.
- Ale ty nie – odparła szybko, drżącym głosem.
Diagnosta spuścił wzrok.
- Nigdy nawet nie spytałaś.
Następująca po tym zdaniu cisza zdawała się przeciągać w nieskończoność. Cuddy wiedziała, że powinna coś powiedzieć. Dziwne zachowanie House'a sprawiało, że nie mogła zebrać myśli.
- Myślałeś o dzieciach? – odezwała się wreszcie.
- Inaczej byłbym ostatnim debilem, wiążąc się z kobietą, która pragnie zostać matką – powtórzył słowa przyjaciela odbijające się echem w jego głowie. Celując w dziewczynę laską, kontynuował:
- Jednak twoje postępowanie świadczy o tym, że według ciebie nie nadaję się na ojca.
Gdy wreszcie spojrzał jej w oczy, dostrzegła tam zupełnie inne uczucia niż się spodziewała. Nie było w nich strachu, złości ani oskarżenia. Raczej coś na kształt smutku i… rozczarowania? Nie wiedziała, jak to nazwać. W każdym razie diagnosta bardzo czegoś żałował. Że nie dała mu szansy? Że nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób? Boże, gdyby tylko ujrzała go takim dwa lata temu… Wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.
- Pamiętasz, jak przyszłam do twojego gabinetu podziękować za zastrzyki? – wydusiła z trudem, przypominając sobie tamten wieczór.
Skinął głową, bacznie się jej przyglądając. Choć domyślał się już, do czego zmierzała.
- Chciałam wtedy zadać ci pytanie – mówiła powoli, ważąc każde słowo. – Nadal nie wiem, jak to powiedzieć.
- Może "pragnę twojej spermy"? – zażartował, żeby rozluźnić atmosferę. Pani dziekan omal się nie usmarkała.
- Co powiesz na "chcę mieć twoje dziecko, Greg"?
Zastanawiał się przez moment.
- Z tym "Gregiem" trochę przesadziłaś, ale poza tym jest okej.
Podszedł do niej i przytulił jedną ręką. Cuddy oparła mu głowę na ramieniu. Gdy pierwsza fala uczuć opadła, wsunął jej dłoń pod bluzkę i wyszeptał do ucha:
- To co, zaczynamy?
Na tym kończę. Myślę, że od tej pory poradzą sobie sami. Dziękuję wszystkim za komentarze i wsparcie duchowe. Mam nadzieję, że bawiliście się przynajmniej tak dobrze, jak ja. Do następnego razu!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|