|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
magdalenka
Student Medycyny
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:42, 11 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
czytałam każdą część tylko nie mogłam wcześniej skomentowac.
ale jak zawsze pokłony przed mistrzuniem
coś jest w tych twoich opowiadaniach że mnie kobieto powalasz, zarówno te poważniejsze jak i humorystyczne fiki w bardzo fajny sposób pokazują wzajemne interakcje tej pary
i znowu trafiłaś fajnie w mój gust z tym jak ona ubrana była kiedy przyszedł do niej wieczorem. właśnie kiedy jest w jakimś dresie czy w powyciąganych ciuchach wygląda najładniej (i jeszcze chyba tam tylko opuchniętych oczach brakuje i byłaby powtórka z rozrywki )
całe to "przeleciała mnie szefowa"- bo rzeczywiście bronił się rękami i nogami
diagnozawanie Cuddy - no tego to jeszcze nie grali
akcja z pozwami też dobra (zarówno w poprzednich partach jak i ostatnio), musiał sobie dorobić kilka teorii tego że na niego nie nawrzeszczała, cały Hałsiu
no i oczywiście na końcu mnie klapnęłaś po mym licu z tym "a on nazywał się Gregory House i nie lubił dzieci."
ciemne chmurki nad związkiem czyżby???
wena zyczę
pozdrowienia[/i]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez magdalenka dnia Wto 14:44, 11 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zuu
Internista
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:06, 14 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
jest ciekawie, moje debestof:
"Zaczyna się na "C", a kończy na "wielki administratorski...""
"a ja po prostu chciałem sprawdzić, czy wredny doktor Santos jest tak głupi, na jakiego wygląda. Jest. - Uśmiechnął się."
- Że co?! Jakie dwa pozwy?!
- Upsss...
"Czy mogła chcieć czegoś więcej? Gdy się rano obudziła, była najszczęśliwszą kobietą na świecie. House, mężczyzna jej życia, spał sobie spokojnie z ręką przerzuconą przez jej biodro. Czuła jego ciepło i miłość."
"a on nazywał się Gregory House i nie lubił dzieci." - upsss...
Czekam na cd.
WENA!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
GosiaczeQ_17
Proktolog
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina wiecznej młodości Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:50, 16 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Lisku fick jest świetny jak wszystko co piszesz Mimo iż sobie obiecałam, że do matury koniec z pisaniem i czytaniem ficków wczoraj przeczytałam ten i już czekam na kolejną część Trudno, w końcu też mi się coś od ferii należy
Pzdr
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez GosiaczeQ_17 dnia Sob 9:05, 05 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:34, 16 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Naprawdę jest już 16? Naprawdę minął tydzień odkąd to napisałaś? Boże... No cóż, jestem prawie pewna, że przeczytałam to już w niedzielę... tyle, że tą ostatnią Przez ten tydzień wszystko sobie przemyślałam i mogę Ci napisać coś co zaraz wymyślę, haha.
Jak ja lubię te Twoje dialogi i opisy i wszystko;) Są humorystyczne, jak trzeba to zmieniają się w poważne, ale zawsze są kanoniczne (choć nieraz się zastanawiam, co teraz oznacza to słowo). I za to je uwielbiam! No i Hilson! Ostatnio uwielbiam Hilsona. Zawsze go lubiłam, a teraz jeszcze bardziej niż dawniej, więc bardzo się cieszę, że znajduje on swoje miejsce w tym fiku. No i oczywiście House w najlepszym wydaniu! Bezsensownie kombinujący i analizujący nie to co trzeba, a ostatecznie sam się wkopujący w problemy. Lubię go takiego Ładna rozmowa Huddy. Zresztą jak zawsze, bo akurat pisanie ich słownych gierek masz chyba we krwi. I podobało mi się wciągnięcie nowoczesności do fika, czyli niezastąpionych wiadomości SMS.
Cytat: | Po chwili rozbawienia wynikającej z odczytanej wiadomości uświadomił sobie coś ważnego. Coś, o czym zwyczajnie zapomniał. Ona nie była sama. Lisa Cuddy miała córkę, a on nazywał się Gregory House i nie lubił dzieci. |
Ciekawa jestem jak to teraz poprowadzisz. Lubię Rachel. Zastanawiam się czy Twój House też ją polubi. Pojawił się problem. Nawet dość poważny. Oni już chyba muszą mieć pod górkę przez całe życie. Chwili spokoju nie ma;) Powtórzę - bardzo, bardzo lubię czytać o relacjach House-Rachel i mam nadzieję, że takowe pojawią się w Twoim fiku, że będą ciekawe i że House zaakceptuje dziecko Cuddy i będą szczęśliwi (jej, czy ja napisałam, że liczę na happy end? Staczam się na dno... ).
Pozdrawiam i czekam na kolejną część!
Weny, Mistrzu (z tym też się pogódź, haha)
Szpilka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
shattered
Pacjent
Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:04, 21 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
WOW!!! - generalnie taka jest moja pierwsza reakcja po przeczytaniu Twoich tekstów i generalnie na tym komentarzu mogłabym poprzestać
Lubię Twoje poczucie humoru, Twój cięty język, błyskotliwość...
Cytat: | - Gdzie Złotowłosa i Gargamel? - zapytał. Nie, żeby byli mu potrzebni, po prostu lubił wiedzieć, czym zajmują się jego osobiści asystenci w czasie, w którym powinni niecierpliwie wyczekiwać na jego przyjście. Ciemnoskóry lekarz uśmiechnął się ironicznie.
- Tęsknisz? To urocze - zakpił. |
Przezabawne są te sceny, w których udaje się komuś zrobić House'a w balona Cudownie się je czyta!
Cytat: | - Gdybyś choć połowę tego entuzjazmu na wkurzanie mnie wykorzystał w przychodni, kolejki zmniejszyłyby się conajmniej o połowę - nie zamierzała pozwolić mu na dokończenie tej myśli. |
I to jest właśnie to o czym mówię - ta "cuddość" i "housowatość", które tak świetnie wypływają spod yyy... Twojej klawiatury
Cytat: | Do gabinetu! Natychmiast!
- Zdecyduj się. Nie mogę być w klinice i w twoim gabinecie jednocześnie! - W takich chwilach czuł, że żyje. Nie liczyło się nic więcej. Ona, on i wzniecane wokół tornado. |
I znów to samo! Ta chemia między Cuddy a Housem, ta więź między nimi...
I prawdzwa perełką jest ostatnia część!!! Chylę czoła Świetny pomysł, świetnie opisane sceny, wiele emocji.
tak więc WOW!!!
Pozdrawiam,
Shattered
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez shattered dnia Pią 17:11, 21 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:19, 24 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Pirania, mam nadzieję, że zaliczyłaś to kolokwium, w sumie to jestem pewna, że tak Tak, mnie też brakuje tych "normalnych" scen Niestety w tej części jest poważniej, za to w następnej powinno być lepiej, będą kaczuchy Boże, czy ja spojleruje we własnym fiku?! Co do Rachel, akurat w tej części się przewinie.
AnaR, nie żebym się zgadzała z tym, co napisałeś, ale to bardzo miłe Choć tak jak mówiłam ta część trochę nudna będzie, zabawniej dopiero w następnej.
Magdalenka kopę lat, dzięki za uroczy komentarz cieszę się, że trafiłam w twój gust. Ciemne chmurki? Cóż, może trochę, ale chyba nie z tej strony, z której możnaby się tego spodziewać.
Zuu, Dzięki Mam nadzieję, że i w tej części znajdziesz coś fajnego
Gosiaczek o, też kopę lat jakoś rzadziej Cię tu widuję, no i przestałaś pisać Mam nadzieję, że do tego wrócisz.
Dzięki
Szpiluś ostatnio mój wen, jakoś nie kwapi się do współpracy Też się zastanawiam, kojarzy mi się z czymś Kościelnym Sms-y jakoś tak wyszły, może jeszcze je wykorzystam
Hmm... dobre pytanie
Tutaj problemem będzie raczej podejście Cuddy, House jest dla dość czytelny w swoim podejściu do życia, nie przejmuje się tak bardzo, nie analizuje, jak coś mu odpowiada albo jest w stanie to tolerować to to przyjmuje, bez zbędnych emocji i analiz, przynajmiej na zewnątrz Na razie na tym się skupiam. Właśnie czasem mnie dziwi to, że niektórzy tak dogłębnie analizują każdy szczególik, w stylu mrugnięcie okiem, House to House, czasem w tej swojej skomplikowatości? jest po prostu House'm.
Ta część niezbyt mi się podoba, chyba wolę następną Ale i tak miłego czytania
Buziaki i dzięki
Ps. Mówłam Ci już, że jesteś niemożliwa?
Shattered, nawet nie wiesz, jak miło usłyszeć coś takiego Dziękuję
Z ortografią, interpunkcją i innymi tego typu rzeczami walczyła niezastąpiona a_cappella
IX
To było trudne popołudnie dla nich obojga. Cuddy wiedziała, że wzmianka o Rachel najpewniej otrzeźwi diagnostę, pozbawiając go wszelkich złudzeń, że to kiedykolwiek mogło być proste. Mimo iż oboje od początku mieli tego świadomość, dopiero w momencie, w którym stanęli z tym twarzą w twarz, zdali sobie sprawę ze stopnia skomplikowania całej sytuacji. Wiedzieli, że to, z czym przyjdzie się im zmierzyć, byłoby trudne nawet dla zwykłej pary. Oni mieli za sobą przeszłość. Bolesną i trudną. Pracowali razem, on był jej podwładnym. Ponadto przez lata tłumili własne uczucia, opierając swoje relacje wyłącznie na przyjaźni. To był kolejny problem. Połączenie tych elementów, przyjaźni i miłości, zawsze niosło za sobą spore ryzyko utraty jednego i drugiego. Na dodatek słowo "zwyczajność" nie pasowało do żadnego z nich.
Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że mają wszystko. Odnoszą sukcesy, spełniają się zawodowo. Ona zarządza jednym z najlepiej prosperujących szpitali w kraju, on jest wielkiej klasy diagnostą, najlepszym z najlepszych. Niestety, jak większość, i oni mieli swoje mroczne sekrety. Demony podążające za nimi od lat.
Żył z bólem od bardzo dawna, to on determinował jego działania. Nie szukał pomocy, szczęścia czy innych tego typu bzdetów. Szukał ukojenia i sposobu odreagowania, który pomógłby mu przetrwać. Dlatego był, jaki był. Kpił, obrażał, wyśmiewał, ćpał. Wszystko, co mogło choć na chwilę oderwać go od swoich koszmarów, było warte tego, co i jak robił. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy jego słowa albo czyny mogą kogoś zranić. Właściwie to cieszył się, gdy tak się działo, gdy nie był jedynym, który cierpi. Na szczęście ludzie, którzy go otaczali, potrafili dostrzec w nim to coś, czego on sam nie był świadom - duszę.
Największym demonem Lisy Cuddy był strach przed samotnością. Całe dorosłe życie szukała stabilności i miłości. Jej przekleństwem był fakt, że nigdy nie mogła mieć obu tych rzeczy na raz. Będąc z Lucasem miała swoją upragnioną stabilność, ale nie było w tym miłości. Nie mogło jej tam być. Z nikim innym. W swoim życiu kochała tylko raz i wciąż tego samego mężczyznę. Nigdy nie przestała. Niestety, decydując na związek z House'em bezpowrotnie traciła nadzieję na jakąkolwiek stabilność. Z tym mężczyzną mogła być pewna tylko tego, co tu i teraz. Problem polegał na tym, że nie była już sama. O ile ona mogłaby tak żyć, nie wiedząc, co przyniesie jutro, to nigdy nie chciałaby tego samego dla swojej córki. House od początku nie akceptował jej decyzji związanej z adopcją. Był indywidualistą i samotnikiem, i tak postrzegał również Lisę. Do czasu. A dokładnie do chwili, w której zobaczył, jak kobieta promienieje, jak uśmiecha się do małej, nic dla niego nieznaczącej istoty. Wtedy do niego dotarło, że bezpowrotnie traci część swojej Cuddy. Ironią całej tej sytuacji nie był jednak fakt, że po raz kolejny coś tracił, ale to, że tym razem był w stanie to zaakceptować. Fakt pojawienia się kogoś nowego w życiu administratorki, kogoś, kto będzie pochłaniał jej uwagę bardziej niż on. Długo nie mógł zrozumieć, dlaczego jego uczucia do tej kobiety po tym wszystkim wcale się nie zmieniły. Ciągle go fascynowała, pociągała. Z każdym dniem coraz bardziej. Była dla niego największą zagadką jego życia, a zarazem jedyną, której rozwiązania się bał. Teraz już wiedział. Nie było tajemnicy. Może gdyby wcześniej spróbował rozwikłać Lisę Cuddy, byłoby im łatwiej. Niestety, nawet on, geniusz medycyny, nie potrafił cofnąć czasu. Bez Rachel ich związek na pewno byłby łatwiejszy, ale czy trwalszy? Może wahanie, niepewność i strach przed nieznanym miały okazać się ich sprzymierzeńcem? Bo o ile początek ich związku był impulsem, chwilą zapomnienia, to w tym momencie każdy gest, każde słowo musiało być przemyślane i dokładnie przeanalizowane. W tej chwili każdy ruch pociągał za sobą kolejny i kolejny. Oboje musieli mieć więc pewność, że wiedzą, dokąd zmierzają.
Cuddy tak, jak zaplanowała, wyszła wcześniej. Udała się prosto do domu. Do córki. To był naprawdę ciepły i uroczy wieczór. Była dyrektorką szpitala, czas nigdy nie był jej sprzymierzeńcem, dlatego zawsze do maksimum wykorzystywała takie chwile. Siedziała na dywanie i z szerokim uśmiechem obserwowała Rachel bawiącą się kolorowymi klockami. Dziewczynka co chwilę przynosiła jej kolejne elementy, a ona tworzyła wielką wieżę. Budowla była coraz większa i większa, zupełnie jak jej szczęście. House, córka... Czy mogła oczekiwać czegoś więcej? To, że go tu nie było, zupełnie jej nie przeszkadzało. Po tym wszystkim, co między nimi zaszło, po tym, co i jak mówił, wiedziała, że ją kocha. W tej chwili uświadomiła sobie, że wiedziała chyba od zawsze. Uśmiechnęła się do siebie. Była niemal pewna, że i on wiedział. Dziewczynka podała jej ostatni klocek. Wieża była już bardzo chwiejna, Cuddy wiedziała, że dołożenie kolejnej części sprawi, że owa kolorowa budowla rozsypie się. Widząc jednak podekscytowane spojrzenie córki dołożyła kolejny fragment. Wieża przechyliła się najpierw w jedną, później w drugą stronę, a następnie rozsypała się po całym salonie. Cuddy spojrzała na córkę martwiąc się, że ta zacznie płakać, jednak ku jej zdziwieniu dziewczynka roześmiała się. Zaczęła podskakiwać i nieporadnie klaskać w dłonie. Dla niej to była tylko zabawa. Kobieta przytuliła ją, nie potrafiła się oprzeć. Zrozumiała, że jest wielką szczęściarą.
Wzięła dziewczynkę na kolana. Zrobiło się już dość późno. Rachel nie wyglądała jednak na śpiącą. Złapała swoją ulubioną książeczkę leżącą na kanapie.
- Znowu? - Cuddy parsknęła śmiechem. - Tę bajkę znasz już chyba na pamięć? - Mała ciągle się uśmiechała, wbijając w mamę błyszczące spojrzenie. Tak, to było drugie spojrzenie, któremu nie potrafiła się oprzeć. W momencie, w którym otworzyła książkę, w domu rozległ się dźwięk świadczący o tym, że ktoś postanowił wpaść z wizytą. Cuddy zamarła. Podświadomie czuła, że to może być on. Ale to przecież nie mógł być on. Gdyby miała zgadywać, powiedziałaby, że w tej chwili popija burbon w swoim mieszkaniu, gapiąc się w telewizor i przeklinając fakt, że związał się z kobietą z dzieckiem. Ewentualnie wyżala się Wilsonowi, wyjadając jego zapasy, ale... Pomysł, że być może w tej chwili stoi po drugiej stronie drzwi, wydał się jej równie nierealny, jak widok, który miała w tej chwili przed oczami. Skoncentrowany, zdeterminowany i ewidentnie zmarznięty mężczyzna wpatrywał w nią jak w rasowego kosmitę.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała. Jego czerwone policzki zdradzały, że sporo czasu minęło, zanim zdecydował się ujawnić.
- Testuje swoją odporność na ujemne temperatury. Wiesz, założyłem się z Wilsonem, co prawda miałem mieć na sobie tylko bokserki, ale w końcu nie musi wiedzieć, że wygrałem nie do końca uczciwie. Poza tym, nie chciałem odbierać ci zabawy. Wiem, jak lubisz mnie rozbierać.
Tym razem to wzrok Cuddy sugerował, że ma do czynienia z zielonym ludzikiem, który co prawda jest idiotą, ale bez wysiłku potrafi wywołać na jej twarzy uśmiech.
- House, mówiłam, że dzisiejszy wieczór spędzam z Rachel. - Ocknęła się po chwili, ale nadal nie spuszczała z niego wzroku.
- Wolałem się upewnić. - Wpakował się do środka, ostentacyjnie rozglądając się po domu.
- Zamierzasz sprawdzić, czy przypadkiem w szafie nie ukrywam jakiegoś faceta?
Oczywiście, że zamierzał ją w ten sposób podręczyć, ale skoro to przewidziała, zabawa traciła swój urok. Rozsiadł się więc wygodnie na kanapie.
- Mogę chociaż liczyć na herbatę? Czy patrzenie, jak tracę czucie w nosie i uszach sprawia ci przyjemność?
Cuddy wywróciła oczami. Postawiła wyraźnie zainteresowaną nowym gościem dziewczynkę na ziemi i powiedziała:
- Kochanie, mamusia idzie zrobić naszemu gościowi herbatę. Popilnuj wujka. - Mała pewnym krokiem udała się w stronę gościa. Stanęła w bezpiecznej odległości i wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. House postanowił usadowić się wygodniej, ale przypadkiem usiadł na twardej książce.
- Cholera... - syknął. Mała roześmiała się. - Bardzo zabawne! - Obdarzył ją poirytowanym spojrzeniem. - Co? "Czerwony Kapturek"? Chyba kpisz! - Spoglądał z niedowierzaniem to na książkę, to na dziewczynkę. - Nic dziwnego, że już masz spojrzenie seryjnego mordercy. Takie książki wypaczają pogląd na świat. W dzisiejszych czasach naiwny Kapturek skończyłby jako ofiara przemocy w rodzinie albo cizia sprzedająca... - Spojrzał na duże oczy wpatrujące się w niego z wyraźnym zainteresowaniem. - Ale o tym innym razem.
- Cisia - odezwała się dziewczynka sprawiając, że omal się nie zakrztusił. Z przerażeniem w oczach rozejrzał się wokół. Cuddy na szczęście nie mogła tego usłyszeć.
- Cholera, nie wiesz, że nie ładnie powtarzać czyjeś słowa?
- Cholela - powtórzyła z uśmiechem na ustach.
- Geniusz. - Wywrócił oczami. - Ciekawe, co jeszcze potrafisz powtórzyć? Ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. - Obdarzył ją miną pt. "I co teraz?". Rachel zmarszczyła brwi, widać było, że bardzo chce sprostać karkołomnemu zadaniu.
- Mama - odezwała się po chwili. - Nie mógł nie wybuchnąć śmiechem.
- Dobra jesteś - powiedział z podziwem. – Ale, wracając do bajek, musisz wiedzieć jedno. W prawdziwym świecie tylko wilki i czarne charaktery dostają to, czego chcą. Popatrz na mnie. Mała słuchała go w największym skupieniu.
- Siadaj. – Poklepał miejsce obok siebie i sięgnął do plecaka. Wyjął z niego magazyn motoryzacyjny. Rachel od razu się zainteresowała. Kolorowe, błyszczące maszyny przyciągały jak magnez. Niepewnie pokonała dzielący ich dystans i usiadła tuż obok niego.
- To jest motor. Maszyna dla prawdziwych facetów - powiedział z dumą. - Honda, model dla genialnych diagnostów. - Wskazał na żółto-pomarańczową maszynę. - To są Harleye. - Przewrócił kolejną stronę. - Ale to rowerki dla starszych panów.
- Motul - powtórzyła, wpatrując się w obrazki z zapartym tchem. House uśmiechnął się sam do siebie. Rachel zaczęła przewracać kolejne strony, wskazując na poszczególne modele i oczekując od diagnosty kolejnego komentarza.
- Ten to zabawka dla małych chłopców. Nie rozpędza się więcej niż do osiemdziesiątki. Byłby w sam raz dla wujka Wilsona.
Lisa nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Co prawda wiedziała, że House zawsze potrafił nawiązać dobry kontakt z dziećmi, co niejednokrotnie udowadniał jej w szpitalu, ale to nie było zwykłe dziecko. To była jej córka.
- House. - Spojrzała na gazetę.
- To nie pornosy! - Przewrócił oczami. Mała już otwierała usta. - Ani się waż - syknął, czując, że papużka znów zamierzać powtarzać nowe słówka. Nic nie odpowiedziała, ale było widać, że jest zachwycona.
- Twoja herbata. - Cuddy uważnie przyglądała się swojej dwójce. Mężczyzna oddał Rachel gazetę i, popijając gorący napój, przeniósł spojrzenie na brunetkę.
- Martwisz się - zauważył.
- Po co przyszedłeś?
- Mówiłem, Wilson nie goli nóg...
- A ja mówiłam, że dziś skupiam się na córce - weszła mu w słowo.
- Zamierzasz nas separować?
- Ciebie i Wilsona?
- Bardzo zabawne. Wiesz, co czym mówię. - Cały czas się nad tym zastanawiał. Dla niego byłoby to idealne rozwiązanie i nie miałby nic przeciw, ale wiedział, że na dłuższą metę Cuddy by sobie z tym nie poradziła. Lubił ich związek. Na chwilę obecną bardzo mu pasował. Był wyzwaniem, czymś nowym, a zarazem czymś, co w głębi duszy sprawiało mu wiele radości. Dopiero teraz nie wiedziała, co powiedzieć. Ten House, jej House zadający pytanie natury egzystencjalnej. Zaskoczył ją. Ale podświadomie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, o czym mówił. Wiedziała, że ma rację. To ona musi podjąć ostateczną decyzję. Wybrać przyjemny i w miarę bezpieczny romans czy zaryzykować wszystko i zawalczyć o cholernie skomplikowany związek.
- Chcesz tego? - zapytała.
- Czego?
- Tego. - Rozejrzała się wokół.
- A czy ty tego chcesz? - Odbił piłeczkę. On swoją decyzję już podjął, przychodząc tu dzisiaj. Teraz przyszła kolej na nią.
- To nie jest takie proste, House.
- Nigdy nie było i nigdy nie będzie.
- Dla ciebie wszystko jest takie oczywiste - rzuciła z wyrzutem. - Wiem, jaki masz stosunek do dzieci, do uczuć, do świata. Dla ciebie liczy się tylko tu i teraz. Ja muszę patrzeć w przyszłość.
- Nie przewidzisz jej. A swojego potwora nie uchronisz przed złem tego świata. Nawet ty. I dopóki się z tym nie pogodzisz, nie będziesz w stanie pójść dalej. Miała ochotę się roześmiać. Otrzymała lekcję życia od Gregory'ego House'a.
- Dlaczego się uśmiechasz?
- Bo mam wrażenie, że rozmawiam z Wilsonem.
- Dziwne, bo ja też. Jakbyś w ogóle mnie nie słuchała.
- Wiem, że masz rację - odpowiedziała z powagą. - Ale wiem również, że nie takiego życia chciałeś.
- Może się zmieniłem?
- Ludzie się nie zmieniają. - Uśmiechnęła się blado.
- Więc może nie znasz mnie tak dobrze, jak ci się wydaje? - Podniósł się miejsca. - Na razie, przyszły seryjny morderco - zwrócił się do dziewczynki ściskającej w dłoniach kolorową gazetę. Wyczuł, że mała nie chce się z nią rozstawać. - Niech ci będzie. Jest twoja - westchnął.
- House, nie dąsaj się. - Cuddy również podniosła się z miejsca. - Cieszę się, że przyszedłeś, to dla mnie wiele znaczy.
- Więc czemu nie zaproponujesz mi, żebym został? Czego się boisz? - Jego błękitne spojrzenie przeszywało ją na wylot. Pasja, pożądanie, strach i miłość - to właśnie czuła. Jak zwykle strach zwyciężył.
- Że nie zaakceptujesz takiego życia! - Podniosła głos. Wiedział, że to bolesne i trudne, ale musiał pomóc jej zrozumieć własne lęki. Tylko w ten sposób mogli pójść dalej. Ironia tej sytuacji polegała na tym, że ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Nigdy nie myślałem o dziecku. Nigdy - podkreślił. - Nie marzyłem o wielkim domu i rodzinie zasiadającej razem do obiadu. To nigdy nie były moje marzenia. Ale kocham wariatkę, dla której to ma znaczenie. Nie wiem, czy będę potrafił tak żyć. Pod wieloma względami nigdy nie wpasuję się w ten twój idylliczny świat, ale w przeciwieństwie do ciebie ja potrafię to zaakceptować.
Kobieta wpatrywała się w niego zszokowana. Zaskoczona jego szczerością nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Nie czekając dłużej na jej reakcję, pocałował ją. Czule, a zarazem bardzo namiętnie. Uwielbiał to robić. Kochał to uczucie, gdy ta silna kobieta miękła w jego ramionach, drżała przerażona własną słabością albo jego siłą.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, jego już nie było. Na ustach wciąż czuła smak jego pożądania. Zaczynało do niej docierać, że chroniąc Rachel tak naprawdę chroni siebie. Nie przed nim. Przed podjęciem ostatecznej decyzji i przed jej konsekwencjami.
Wzięła córkę na ręce i ruszyła w stronę sypialni. Czuła, że czeka ją kolejna bezsenna noc. Okazało się, że House odbiera jej sen nawet wtedy, gdy nie wpakuje się do jej łóżka. Uśmiechnęła się do własnych myśli. Niestety, uśmiech zniknął równie szybko, jak się pojawił.
Ps. Kolejna część powinna pojawić się nieco szybciej niż ta
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
shattered
Pacjent
Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:34, 24 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Jej! Jej! Jest nowa część! I miód na moje serducho! Tym razem nie chcę mieć już takich zaległości jak ostatnio.
Lisku, mówisz, że nie wychodzą Tobie opisy. Posłuchaj mnie uważnie: to BZDURA!!! Świetna jest ta początkowa analiza związku House'a i Cuddy!
Cytat: | Oni mieli za sobą przeszłość. Bolesną i trudną. |
Otóż to. W zasadzie nic więcej nie trzeba dodawać. Te dwa zdania tłumaczą wszystko. Ale trzeba iść na przód i walczyć z demonami przyszłości. Wiem, że wiele osób się z tym nie zgadza, ale moim zdaniem ludzie się zmieniają. Życie ich kształtuje. Właśnie ta przeszłość ich kształtuje. Kształtuje i zmienia. Czasami na gorsze. Czasami na lepsze. Oni oboje muszą uporać się z tym dawnym życiem - osobno i rozpocząć to nowe - razem.
House rani, bo nie chce cierpieć sam... - głęboka myśl, bardzo głęboka. Egoistyczna, jak na niego przystało, ale cholernie prawdziwa. Jednak: "Na szczęście ludzie, którzy go otaczali, potrafili dostrzec w nim to coś, czego on sam nie był świadom - duszę." I właśnie dlatego tak kocham tę postać!
No nie! "Cizia" Uwielbiam czytać opisy relacji House'a z Rachel! Przeważnie są strasznie urocze! I Twój też taki jest!
Do tego pomysł z gazetą motoryzacyjną pierwsza klasa
Szczerość House'a wręcz do bólu i tradycyjnie GENIALNE dialogi!
Cóż można więcej dodać? Pięknie
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez shattered dnia Pon 17:36, 24 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:57, 24 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Właśnie doszłam do wniosku, że mój żywot ostatnimi czasy jest okropnie monotonny Dlatego, w ramach urozmaicenia zamiast uczyć się po raz setny na jutrzejsze kolokwium postanowiłam napisać ten oto komentarz, haha. Tak, wiem, pomysłowe rozwiązanie. Ale tak miło mi się czytało, że aż muszę to skomentować Ta część niezbyt Ci się podoba? No cóż... ja tam do niej nic nie mam, haha. Ale skoro następna jest jeszcze lepsza to czekam niecierpliwie! Przeczytam między jednym załamaniem nerwowym a drugim
Zacznę od początku, bo nielogicznie jest zaczynać od końca, haha. Znów napisałaś ładny opis i tym razem mam kolejnego sprzymierzeńca, który mówi Ci, że bzdurą jest, że one Ci nie wychodzą. Ile ja już razy to mówiłam? Za dużo, żeby zliczyć, haha. W każdym razie powtórzę – umiesz pisać opisy. Koniec, kropka, bez przecinka
Czy Ty już wiesz, że dzieci mnie rozczulają? Jeśli nie to teraz już wiesz, haha. Ale serio, to są takie małe słoneczka, więc trudno mi ich nie uwielbiać. I Twoją Rachel też polubiłam. Właśnie za to jaka słodka jest. A jej powtarzanie słówek za House’m jest absolutnie urocze! No i sam Greg w połączeniu z małą jest fantastyczny. I te jego motory, haha. I Kapturek jako ofiara przemocy, haha. Cały House – nic dodać, nic ująć.
Nic dziwnego, że już masz spojrzenie seryjnego mordercy. Takie książki wypaczają pogląd na świat. W dzisiejszych czasach naiwny Kapturek skończyłby jako ofiara przemocy w rodzinie albo cizia sprzedająca...
Ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. - Obdarzył ją miną pt. "I co teraz?". Nie ma to jak rywalizować z dzieckiem, które nawet nie umie dobrze mówić
Ten to zabawka dla małych chłopców. Nie rozpędza się więcej niż do osiemdziesiątki. Byłby w sam raz dla wujka Wilsona. Ja wiedziałam, że on jest zawsze miły dla Wilsona, ale teraz to już był szczyt uroku
Na razie, przyszły seryjny morderco - zwrócił się do dziewczynki ściskającej w dłoniach kolorową gazetę. Ja wiem, że mówienie do kogoś po imieniu jest takie... zwyczajne i nudne, ale to już przesada
Teraz temat poważniejszy, a mianowicie rozmowa z Cuddy. House podbił moje serce tym, że przyszedł i sam zaczął tak ważną dla ich związku rozmowę. Jednak obawy Cuddy są jak najbardziej zrozumiałe. Wiadomo, że dziecko nie może żyć na jakieś emocjonalnej huśtawce. Potrzebuje stabilizacji. Ja wierzę, że House potrafi;p Ciekawe jak będzie. No i czy nasza Cuddy na to przystanie. Czy będzie wolała trudny związek czy przyjemny romans. Czekam na kolejną część w nadziei, że się tego dowiem.
Pozdrawiam i całuję!
Życzę weny, Mistrzu
Szpilka
PS. Nie, nie mówiłaś mi tego nigdy. Zawsze musi być ten pierwszy raz, haha. Choć nie wiem, co zrobiłam. Teraz wiem... ale miej na uwadze, że mam głupawkę przed jutrzejszym kolokwium
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
paulinka11133
Rezydent
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:16, 24 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Świetne. House jest... odpowiedzialny. Cuddy niezdecydowana a Rachel urocza Czekam na kolejną część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:57, 25 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Shattered
To bardzo miłe uczucie, jak ktoś zagłębia się w Twojego fika, analizuje itd. Zresztą sama piszesz, to wiesz o czym mówię
Też kocham House'a właśnie za to
Dziękuję
Szpiluś
Hej, ale to nie miało do końca tak zabrzmieć W sensie nie lepsza, no, może trochę, choć pewnie tylko w moim odczuciu, bo jest dialogowa, a w tym czuję się lepiej
Dzięki, od razu mi się humor poprawił w sensie po Twoim uroczym komentarzu. I uwielbiam, gdy masz głupawkę Znaczy nie wiem, jaka wtedy jesteś, ale piszesz do rzeczy Choć nie ze wszystkim się zgadzam, ale mówię ogólnie cholera, chyba mi się udziela
To może już kończę...
Dzięki
Paulinka
Tak, trochę manipuluje przy Housie, przyznam, że mnie korci, choć zdaję sobie sprawę, że czasem odchylam się od kanonu.
Dzięki
Ciąg dalszy szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Edit.
Zapomniałam nadmienić, że spojlery do 7x11 niebezpiecznie zaczynają pokrywać z moim pomysłem i mam problem Jak już mówiłam zakończenie mniej więcej jest, teraz tylko będę musiała wymyślić coś z doprowadzeniem do momentu jego końca.
Ta część skupia się na Huddy, jakiego mi brak. Potem będzie już z górki Chyba, że Shore znów pokrzyżuje mi plany
Betowała a_cappella
X
- Jeśli myślisz, że udając, że mnie nie widzisz sprawisz, abym zniknęła… - Już od dłuższej chwili znajdowała się w jego gabinecie. Nie mógł jej nie zauważyć, nawet jeśli do tej pory nie oderwał wzroku od ekranu komputera. Wiedziała, że sobie z nią pogrywa. Była pewna, że ma do niej żal. Za wczoraj.
- Niestety, nie jestem Copperfieldem i nie mogę sprawić, aby ten jumbo jet zniknął. - Jego błękitne tęczówki w końcu zaszczyciły ją swoją uwagą. Nic nie sprawiało jej takiej przyjemności, jak jego spojrzenie przenikające ją na wylot.
- Nadal się dąsasz? - zapytała.
- Ja? Skąd - zaprzeczył. - Chociaż, jeśli zamierzasz mnie błagać o wybaczenie albo o seks... sądząc po twojej minie o jedno i drugie. - Parsknął śmiechem, podnosząc się z miejsca. Mina Cuddy była bezcenna. – Trafiłem! - ogłosił triumfalnym tonem. - Po to przyszłaś? Super, kiedyś nawet mi się to śniło. Wiesz, ty, ja, moje biurko. No, może tylko ich nie było. - Wskazał na kaczuszki śledzące ich rozmowę z gabinetu obok.
- House!
- Nie to?
- Wyobraź sobie, że nie. - Jeszcze dziś rano bała się tej rozmowy, jednak najwyraźniej zupełnie niepotrzebnie.
- Przypadek? - zapytał, podchodząc bliżej.
- Prawie. - Uśmiechnęła się zalotnie.
- Przypadek za seks?! - Obdarzył ją zdumionym, a zarazem bardzo wymownym spojrzeniem.
- Przychodnia, kretynie! - wykrzyczała wprost w jego usta. Nawet nie zauważyła, gdy dzielący ich dystans praktycznie zniknął.
- Z wiekiem tracisz poczucie humoru - westchnął zawiedziony, ukradkiem spoglądając w stronę kaczątek. Przez szklane ściany mógł bez trudu podziwiać ich zdumione spojrzenia i szeroko otwarte usta.
- A ty włosy - syknęła, nieświadoma przedstawienia, w którym brała udział.
- Jesteś wredna.
- Przepraszam. Za wczoraj - zaznaczyła. Na jego twarzy zagościł triumfalny uśmieszek. Wiedział, że kobieta nie wytrzyma. Po to przyszła. Czuła się winna, a on zamierzał to wykorzystać.
- Za co konkretnie? - Postanowił ją trochę podręczyć. To, że byli razem, nie zmieniało faktu, że wciąż czerpał z tego wiele przyjemności.
- Nie przeciągaj struny, House. To nie jest dla mnie łatwe.
- Co? Przyznanie się do błędu czy do tego, że na mnie lecisz?
- Gdzie się podział wczorajszy rzeczowy i miły diagnosta, który mnie odwiedził? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Cuddy, jesteśmy w pracy. Tu nadal obowiązuje prawo dżungli: zjedz albo zostaniesz zjedzony. Tu i w sypialni - dodał, uśmiechając się wymownie. Wbrew wszystkiemu cieszyła się, że tak się zachowywał. Jak zwykle. To był jej House.
- Wpadniesz dzisiaj? - zapytała, a on mógłby przysiąc, że się zarumieniła.
- A co? Znów zamierzasz wystawić mnie za drzwi? - Nie byłby sobą, gdyby nie rozegrał tego po swojemu.
- Wczoraj wcale cię nie wyprosiłam. Sam wyszedłeś. - Wiedziała, że zrobił to dla niej. Była mu za to wdzięczna. Ale przecież nie mogła pozwolić na to, by przejął kontrolę.
- Nie zatrzymałaś mnie. - Znów znaleźli się bardzo blisko. Nie byli w stanie kontrolować tej siły, która pchała ich ku sobie.
- Nie dorabiaj sobie teorii. - Uśmiechnęła się zalotnie, a jego serce zabiło szybciej.
- Od tego mam Wilsona.
- Więc... - Wiedziona nagłym impulsem położyła dłonie na jego klatce piersiowej. W tej chwili, jak nigdy wcześniej, miał ochotę zrealizować jedną ze swoich licznych fantazji. I nawet obecność kilku osób w pomieszczeniu obok nie miała już dla niego znaczenia. Niestety, w ostatniej chwili coś sobie przypomniał. Wczoraj, po wyjściu od Cuddy, jak zwykle potrzebował towarzysza, który wysłuchałby jego analiz i teorii. Tak, zadręczał swojego ulubionego przyjaciela, któremu obiecał na dziś popołudniowy wypad na miasto.
- Przykro mi. Na dziś umówiłem się już z... - specjalnie przeciągał każde słowo, tańczące w jej oczach iskierki mógłby podziwiać bez końca - ... z Wilsonem na woskowanie nóg w pobliskim barze. - Wyszczerzył ząbki w rozbrajającym uśmiechu.
- W porządku. - Uśmiechnęła się tak, jak tylko ona potrafiła.
- Serio? Nie przeszkadza ci, że wystawiam cię do wiatru?
- Dopóki robisz to z Wilsonem, nie mam nic przeciw - wyszeptała mu do ucha.
- Lubię, gdy jesteś taka napalona. Może jednak odwołam randkę z naszym przyjacielem.
- Baw się dobrze - dodała, odsuwając się od niego. Odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. - Gdybyś nie zauważył, jest już południe, a twoje cztery litery do tej pory nie zaszczyciły swoją obecnością przychodni.
- Wpadnę jutro - wyjaśnił, taksując tyłek.
- Pacjenci nie będą czekać do jutra.
- Miałem na myśli ciebie. - Wywrócił oczami. - Niezaspokojona robisz się strasznie marudna.
- I kto tu jest napalony? - Odwróciła się w jego stronę. Na linii biurko - drzwi gabinetu momentalnie wytworzyło się zelektryzowane pole magnetyczne.
- Twoje sutki mówią same za siebie.
- Klinika, House!
- Ale mamo, właśnie miałem iść do Wilsona obgadać szczegóły dzisiejszego barowego podrywu.
- Myślałam, że depilacji - rzuciła wyraźnie rozbawiona.
- Ironia nie jest twoja mocną stroną.
- Widzieliście to? - Jako pierwszy odezwał się Taub. - Przed chwilą byłem pewien, że załapiemy się na mały seans dla dorosłych, a teraz wygląda, jakby zaraz mieli zacząć rzucać w siebie ostrymi narzędziami.
- Wiesz, jakby na to nie spojrzeć, jedno nie odbiega znacząco od drugiego. A na pewno się nie wyklucza - dodała Trzynastka. Cała czwórka ciągle nie odrywała wzroku od pasjonującej rozgrywki toczącej się za szklanymi drzwiami.
- Wiesz, co jest moją mocną stroną? - zapytała prowokacyjnie.
- Gigantyczny tyłek?
- Cierpliwość do debili!
- Ale Foremana tu nie ma! - krzyknął na tyle głośno, by kaczuszki w gabinecie obok mogły go usłyszeć. Wszystkie pary oczu powędrowały na skonsternowanego neurologa.
- House, to jest ten moment, w którym zbliżamy się do punktu krytycznego - ostrzegła.
- Już? Kobieto nawet cię nie dotknąłem. - Jego lubieżne spojrzenie sprawiało, że miękły jej kolana.
- Jesteś zboczony. - Zachowanie kontroli sprawiało jej coraz więcej trudności.
- Mogłabyś czasem urozmaicić mi pracę. Przychodnia jest nudna.
- Jest obowiązkowa. A pracę sam sobie wystarczająco urozmaicasz.
- Fakt. Ale te masaże to był pomysł Wilsona.
- Odliczę ci od wypłaty. A dyżury należą do twoich obowiązków i nawet związek ze mną cię od nich nie uwolni.
- Materialistka - rzucił z wyrzutem.
- Czekają na ciebie.
- Że niby teraz?!
- Nie, w przyszłym roku.
- Mi pasuje.
- Jeśli w tej chwili nie zawleczesz tam swojego tyłka…
- Lubisz to.
- Co?
- Wyżywać się na moim tyłku.
- Pudło. Twoje leniwe cztery litery zupełnie mnie nie interesują.
- Uwielbiam, kiedy próbujesz kłamać.
- Masz pięć minut. - Uderzyła palcem wskazującym w jego tors i ruszyła w stronę wyjścia. Nie mógł nie zauważyć jej zadowolonej miny.
- Użyłaś słowa związek? Czyżby jedna noc abstynencji pomogła ci podjąć decyzję? - doskonale wiedział, jak ją zatrzymać. Sprowokować.
- Nie przeginaj. Dobrze wiesz, że nie o seks tu chodzi.
- Czy ona powiedziała seks? - Chase uśmiechał się pod nosem.
- To jeszcze o niczym nie świadczy - skwitował Taub.
- Wiedziałam. - Jedyna kobieta w towarzystwie z wyraźną dumą wyprostowała się na krześle.
- Jak dzieci. - Ciemnoskóry lekarz pokiwał głową z politowaniem. Jednak nawet on ani na chwilę nie spuszczał wzroku ze sceny rozgrywającej się za szklanymi drzwiami.
- Jest świetny, przyznaj.
- Co? Nasz związek? Nie użyłabym takiego określenia. - Doskonale wiedziała, że nie o tym mówił.
- Uwielbiasz mnie. I seks. I dokładnie w takim połączeniu - dodał, niemal całkowicie sklejając ich ciała ze sobą. Była uwięziona pomiędzy nim a biurkiem.
- Przykro mi, House. Wczoraj zdecydowałam. To będzie coś więcej niż tylko seks. - Spojrzała mu prosto w oczy. Prowokacyjnie położyła dłonie na jego torsie i przysunęła swoje kuszące usta do jego. Westchnął przeciągle. - To będzie prawdziwy związek.
- Ok - wyszeptał, wpatrując się w jej usta. - Prawdziwy nie znaczy normalny - zauważył. - No i nie wykluczyłaś seksu. Jak dla mnie może być. - Uśmiechnął się, wdychając jej zapach. Tak, metoda małych kroczków. To było coś, co mogło się sprawdzić. Cieszył się, że Cuddy w końcu podjęła decyzję. Wiedział, że ta kobieta nie poddaje się bez walki. Za to ją kochał. Za to, że nie bała się wyzwań. Że potrafiła stawić czoła własnym demonom i jemu. Chciał tego. Jakaś część jego serca po prostu pragnęła należeć tylko do niej. Zasmakować w tej irracjonalnej potrzebie bliskości, którą właśnie odkrywał.
- Gdybym choć przez moment liczyła na normalność, to już dawno odbiłabym ci Wilsona.
- Hej. Ten facet jest mój!
- Tu się z tobą zgadzam. - Uśmiechnęła się ciepło.
- A w sprawie seksu?
- Nie wiedziałam, że jesteście tak blisko. - House wykrzywił usta w grymasie. - No co? To z nim się dziś spotykasz.
- Jesteś zazdrosna o Wilsona? Super. Powinnaś dorzucić do listy jeszcze Foremana. Gdybyś widziała, jak czasem mi się przygląda...
- Wytłumacz mi, dlaczego cię jeszcze nie zwolniłam. - W takich chwilach naprawdę nienawidziła swojej słabości do tego kretyna.
- W kolejności alfabetycznej?
- Mam coś na "p."
- Przemiły? Przeuroczy? Przystojny? Ponadprzeciętnie obdarzony przez naturę? - Iskry w jego błękitnych oczach niemal ją hipnotyzowały.
- Przychodnia! Masz pięć sekund - dodała, w ostatniej chwili wyślizgując się z pułapki jego ramion.
- Ale mamooo…
- Cztery - odliczała będąc już na korytarzu.
- Nienawidzę cię.
- Nienawidzisz przychodni, House.
- I wrednych administratorek! - Wystawił głowę ze swojego gabinetu i w swój ulubiony, spektakularny i zwracający uwagę wszystkich znajdujących się promieniu kilku metrów osób, zakończył swoją pogawędkę z szefową szpitala. Cuddy wywróciła oczami i zniknęła w windzie. House, bardzo z siebie zadowolony, w końcu zwrócił uwagę na swoją publiczność.
- Liczyłem chociaż na owację na stojąco. - Wpakował się do pokoju diagnostycznego.
- Mamy już wyniki badań pana Parkera - odezwał się Chase. House obdarzył ich złośliwym uśmieszkiem. Wiedział, że zżera ich ciekawość.
- Czy wy...? - Jako pierwszy skapitulował Foreman.
- Przykro mi. Nie adoptujemy cię. Jak słyszałeś, Cuddy uważa cię za kretyna. - Wzruszył ramionami.
- Cieszę się. - Do rozmowy włączyła się Trzynastka.
- Mam nadzieję, że panująca tu radość pomoże wam zdiagnozować starego Cartera.
- Parkera - poprawił diagnostę młody chirurg.
- Ja wychodzę. W przeciwieństwie do was mam życie osobiste.
- Cuddy nadal jest w szpitalu, więc z kim się spotykasz? - zapytał wyraźnie zainteresowany Taub. Oczy House'a rozbłysły.
- Moje życie towarzyskie jest barwniejsze niż się wam wydaje - rzucił prowokacyjnie i wyszedł.
- Spotyka się z Wilsonem - wyjaśnił nadal nadąsany Foreman.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Wto 17:41, 25 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:24, 29 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Jak mam głupawkę to jestem... hm... jak to już bywa w takich wypadkach - głupkowata. Co nie różni się zbytnio od stanu mojej normalności Cieszę się, że poprawiłam Ci humor. Uwielbiam, gdy uda mi się kogoś rozweselić! Zaintrygowało mnie jednak, że nie ze wszystkim się zgadzasz, więc sobie później to przeanalizuję i zobaczę, która kwestia mogła być sporna bo na razie nie mam pojęcia, haha. Bo chyba nie chodzi Ci jak zwykle o zakonczenie, nie? Aha... rozwaliło mnie, że Shore pokrzyżował Ci plany
House udający obrażonego i Cuddy z wyrzutami sumienia są cudowni jak zawsze;) Przy czym bardziej podpsowuje mi postać House'a i wzbudzanie w kimś właśnie takiego poczucia winy. Może dlatego, że sama tak robię... Hm, ale ok, może mój wredny charakter zostawmy z boku Lubię, gdy House wszystko, absolutnie wszystko i w każdej sytuacji sprowadza do seksu, haha. To takie w jego stylu. Choć jakbym ja z nim rozmawiała to wyszłabym już w połowie tracąc cierpliwiość. Tak więc brawa dla niezawodnej Cuddy. Szkoda, że House nie wpadnie do Lisy, no ale jeśli idzie do Wilsona to może mu to wybaczę. Nie wiem, zastanowię się, haha. I ciekawe komentarze house'owego zespołu
Wiesz, że ja tam wolę opisy. Ale w tajemnicy powiem, że opisy to ja lubię wszystkie, ale mam również wielką slabość do Twoich dialogów! Chyba przez to, że są zwykle typowe dla mojego wyobrażenia Huddy. Przez to House jest taki jaki powinien być. No i to wszystko sprowadza się do tego, że jest zabawnie. A ja lubię zabawne teksty Grega;) Teraz usilnie myślę, co nam napiszesz skoro już ten okropny Shore pokrzyżował Ci plany. No i czekam czy to na hilsonowe spotkanie czy to już na wizytę House'a u Cuddy czy też na coś jeszcze innego, co nam tylko wymyślisz.
Pozdrawiam i całuję!
Weny Mistrzu... dziś jesteś mistrzem od dialogowego Huddy
Szpilka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zuu
Internista
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:30, 29 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Chcesz ulubione fragmenty widowni to masz
Będe kopiowaś niedługo całe teksty ale dobra...
Część poprzednia była naprawdę superb, wydanie Housa jakie lubię najbardziej.
"Właściwie to cieszył się, gdy tak się działo, gdy nie był jedynym, który cierpi.
Na szczęście ludzie, którzy go otaczali, potrafili dostrzec w nim to coś, czego on sam nie był świadom - duszę."
"Największym demonem Lisy Cuddy był strach przed samotnością.
Całe dorosłe życie szukała stabilności i miłości. Jej przekleństwem był fakt,
że nigdy nie mogła mieć obu tych rzeczy na raz. Będąc z Lucasem miała swoją upragnioną stabilność,
ale nie było w tym miłości. Nie mogło jej tam być. Z nikim innym. W swoim życiu kochała tylko raz i wciąż tego samego
mężczyznę. Nigdy nie przestała. Niestety, decydując na związek z House'em bezpowrotnie traciła nadzieję
na jakąkolwiek stabilność." Oba fragmenty piękne ...
"Mała pewnym krokiem udała się w stronę gościa. Stanęła w bezpiecznej odległości i wpatrywała się w niego
jak zahipnotyzowana." Lubię to!
"- To jest motor. Maszyna dla prawdziwych facetów - powiedział z dumą. - Honda, model dla genialnych diagnostów. - Wskazał na żółto-pomarańczową maszynę. - To są Harleye. - Przewrócił kolejną stronę. - Ale to rowerki dla starszych panów.
- Motul - powtórzyła, wpatrując się w obrazki z zapartym tchem. House uśmiechnął się sam do siebie. Rachel zaczęła przewracać kolejne strony, wskazując na poszczególne modele i oczekując od diagnosty kolejnego komentarza.
- Ten to zabawka dla małych chłopców. Nie rozpędza się więcej niż do osiemdziesiątki. Byłby w sam raz dla wujka Wilsona." To też lubię!
"- Więc czemu nie zaproponujesz mi, żebym został? Czego się boisz? - Jego błękitne spojrzenie przeszywało ją na wylot. Pasja, pożądanie, strach i miłość - to właśnie czuła. Jak zwykle strach zwyciężył.
- Że nie zaakceptujesz takiego życia! - Podniosła głos. Wiedział, że to bolesne i trudne, ale musiał pomóc jej zrozumieć własne lęki. Tylko w ten sposób mogli pójść dalej. Ironia tej sytuacji polegała na tym, że ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Nigdy nie myślałem o dziecku. Nigdy - podkreślił. - Nie marzyłem o wielkim domu i rodzinie zasiadającej razem do obiadu. To nigdy nie były moje marzenia. Ale kocham wariatkę, dla której to ma znaczenie. Nie wiem, czy będę potrafił tak żyć. Pod wieloma względami nigdy nie wpasuję się w ten twój idylliczny świat,
ale w przeciwieństwie do ciebie ja potrafię to zaakceptować." łał O.O i to są emocje ... podoba mi się
No i ten najnowszy odcinek, tym razem inny, weselszy ma też swoje piękne chwile
"- Ja? Skąd - zaprzeczył. - Chociaż, jeśli zamierzasz mnie błagać o wybaczenie albo o seks... sądząc po twojej minie o jedno i drugie. " zuo
"- Przypadek? - zapytał, podchodząc bliżej.
- Prawie. - Uśmiechnęła się zalotnie.
- Przypadek za seks?! - Obdarzył ją zdumionym, a zarazem bardzo wymownym spojrzeniem." i jeszcze większe zuo
"- Cuddy, jesteśmy w pracy. Tu nadal obowiązuje prawo dżungli: zjedz albo zostaniesz zjedzony. Tu i w sypialni." On naprawdę w kółko o jednym myśli
"- House, to jest ten moment, w którym zbliżamy się do punktu krytycznego - ostrzegła.
- Już? Kobieto nawet cię nie dotknąłem." A nie mówiłam, że tylko o jednym...
"- Gdybym choć przez moment liczyła na normalność, to już dawno odbiłabym ci Wilsona.
- Hej. Ten facet jest mój!
- Tu się z tobą zgadzam. - Uśmiechnęła się ciepło.
- A w sprawie seksu?
- Nie wiedziałam, że jesteście tak blisko. - House wykrzywił usta w grymasie. - No co? To z nim się dziś spotykasz.
- Jesteś zazdrosna o Wilsona? Super. Powinnaś dorzucić do listy jeszcze Foremana. Gdybyś widziała, jak czasem mi się przygląda...
- Wytłumacz mi, dlaczego cię jeszcze nie zwolniłam. - W takich chwilach naprawdę nienawidziła swojej słabości do tego kretyna.
- W kolejności alfabetycznej?
- Mam coś na "p."
- Przemiły? Przeuroczy? Przystojny? Ponadprzeciętnie obdarzony przez naturę? - Iskry w jego błękitnych oczach niemal ją hipnotyzowały.
- Przychodnia! Masz pięć sekund - dodała, w ostatniej chwili wyślizgując się z pułapki jego ramion.
- Ale mamooo…
- Cztery - odliczała będąc już na korytarzu.
- Nienawidzę cię.
- Nienawidzisz przychodni, House.
- I wrednych administratorek! " Piękny dialog! Huddy o Hilsonie
"- Czy wy...? - Jako pierwszy skapitulował Foreman.
- Przykro mi. Nie adoptujemy cię. "
Ach ... muszę się opanować ...
Wena nie życzę bo masz go zdecydowanie za dużo Pozdrawiam i czekam na c.d.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 1:42, 05 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Szpilko Kochana Ty moja wierna czytelniczko Dziękuję Ci za tak miłe słowa
Oj... Jesteś niereformowalna
Buziaki
Zuu
Ale ja tak tylko powiedziałam
Dzięki
Ogólnie czuję, że wen się wypala, ale jako, że nie lubię zostawiać niedokończonych fików, to jeszcze trochę Was pomęczę.
Ale... zbliżamy się do końca. O Huddy mogłabym, jak widać pisać bez końca Więc, żeby w ogóle to zakończyć musiał pojawić się nagły zwrot akcji
Aaa... znów przydługawo, tylko ostrzegam
Betowała niezastąpiona a_cappella
XI
- Nie, to nie może być prawda! - Ukryła twarz w dłoniach, a po chwili zauważył łzy ściekające jej między palcami.
- Pogódź się z tym. Nie jestem Bogiem! - Był zdruzgotany i zły. Akurat w tym jednym przypadku nie mógł jej pomóc. Ogarniała go wściekłość, że nie potrafiła tego zrozumieć. On również się bał. Jak cholera. Chciał jej pomóc, ale wiedział, że jeśli mu się nie uda, nigdy sobie tego nie wybaczy. Ona mu nie wybaczy.
- Nienawidzę cię. Jak możesz być taki nieczuły? Czy ty nie masz serca?!
Odwrócił wzrok, nie był w stanie już dłużej znieść jej palącego spojrzenia pełnego żalu i rozgoryczenia.
- No powiedz coś! Zrób coś, proszę - niemal wyszeptała. - Wiem, że ci na niej zależy. - Podeszła bliżej, stanęła naprzeciw niego i obdarzyła go spojrzeniem, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widział. Walił się jej cały świat, a on nie potrafił jej pomóc. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował. Odwrócił się i wyszedł. Był bezsilny.
- Ty draniu! - krzyknęła w akcie desperacji. - Nie zostawiaj mnie - dodała po chwili. - Nie zostawiaj jej...
Dwa dni wcześniej
Przemierzał ulice New Jersey i gdyby nie kask, postronny obserwator bez trudu zauważyłby, że ów osobnik się uśmiecha. Zatrzymał się przed domem przyjaciela. Była środa, godzina dziewiętnasta.
- Dobry ten film. Nie sądziłem, że oglądasz coś poza brazylijskim chłamem.
- Dzięki. Ale i tak wiem, dlaczego tu jesteś. - Wilson obdarzył przyjaciela triumfalnym spojrzeniem. Znał House'a już tyle lat, bez trudu odczytywał jego nastroje. Wiedział, że diagnosta potrzebuje rozmowy. Kogoś, kto go wysłucha i pomoże mu zrozumieć jego własne, pokrętne myśli. Akurat z tym jednym genialny lekarz, jakoś nigdy sobie nie radził.
- Przejrzałeś mnie. Stęskniłem się - zironizował, rozsiadając się wygodniej na kanapie.
- Miałem na myśli moją zapiekankę. - Wskazał na pusty talerz gościa, uśmiechając się przy tym bardzo wymownie. Obaj bez trudu czytali między wierszami. Nazywanie rzeczy po imieniu było po prostu nudne.
- Nie moja wina, że Cuddy nie potrafi gotować.
- Nikt nie jest idealny.
- Tak, ty przodujesz w kuchni, ona w sypialni.
- Mam rozumieć, że jak opróżnisz moją lodówkę, pojedziesz dewastować jej sypialnię?
- Bardzo zabawne. Nie sądziłem, że aż tak ci mnie brakuje.
- Z pewnością. W tym tygodniu byłem na zakupach tylko dwa razy. Stella z mięsnego zapytała, czy zdechł mi może pies, bo porcje zmniejszyłem o połowę. - Zaśmiali się oboje.
- Możemy to nadrobić. Dziś jestem cały twój.
- Nie wybierasz się do Cuddy? - Onkolog wydawał się zaskoczony.
- Pomyślałem, że dzień seksualnej abstynencji nakręci ją jeszcze bardziej.
- Oszczędź mi szczegółów.
- Wiele tracisz. - Obaj w tym samym momencie sięgnęli po stojące na małym stoliku butelki piwa.
- Wiesz, jestem z ciebie dumny.
Diagnosta omal się nie zakrztusił, słysząc takie wyznanie z ust swojego najlepszego przyjaciela. Co prawda ostatnio przytrafiały mu się same niedorzeczne rzeczy, ale i tak za każdym razem był równie zszokowany. Pamiętna wizyta Cuddy, poznawanie Rachel, pochwały od Wilsona. Czasem zastanawiał się, czy jakiś czas temu nie uderzył się w głowę. Bardzo mocno.
- Co się tak dziwisz?
- Brzmisz bardziej irracjonalnie niż zwykle. - Na moment zapadła cisza. W tle było słychać tylko dźwięki strzelaniny dochodzące z ekranu telewizora. To był naprawdę dobry western. W pokoju panował półmrok. Było spokojnie i wyciszająco. Mieszkanie Wilsona zawsze nastrajało go pozytywnie. Zastanawiał się, czy jego kolejna odwieczna prawda, że życie jest do dupy, miała być następną tezą udowadniającą mu, że jednak czasem się myli.
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że rozmyślasz. - James od dłuższej chwili obserwował przyjaciela. Wiedział, że ten jest szczęśliwy i zwyczajnie nie wie, co z tym zrobić. Gregory House, jakiego do niedawna znał, porzucił złudne nadzieje na kolorowe życie i on wiedział o tym najlepiej. Dlatego tak cieszyło go to, co się teraz działo. Wbrew całemu światu i własnym przekonaniom diagnosta uczył się szczęścia. Na jego oczach.
- Nie wiem, co dalej. Nie wiem, czy dam radę. - House w końcu zdobył się na szczerość. Wilson uśmiechnął się pod nosem. Gość podniósł się z miejsca i poszedł do kuchni po kolejne butelki wypełnione złotym płynem.
- Daj spokój. Jesteś jak Clint Eastwood. Nie ma rzeczy, z którą byś sobie nie poradził. Jeśli, oczywiście, naprawdę tego chcesz.
- Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale związki mają swoje plusy. - W tym momencie onkolog najbardziej na świecie żałował, że nie trzymał w ręce dyktafonu. - Daruj sobie. - House wskazał palcem na przyjaciela, widział, jak otwiera usta. Wilson zamilkł. Ale diagnosta wiedział, że to nie potrwa długo.
- Tak, nie ma nic przyjemniejszego niż uczucie, że komuś na tobie zależy - wyrecytował po chwili. House wywrócił oczami.
- Chodziło mi raczej o zagrzane łóżko i nieograniczony dostęp do portu Titanica.
- Dobrze wiem, o co ci chodziło. - Przyjaciel nie dawał się zwieść. - Jak Rachel? - zapytał po chwili.
- Kto? Aaa... Mniejsza Cuddy - udał olśnienie. - Poczwarka jak każda inna. - Skłamał automatycznie. Dziewczynka skradła jego serce w momencie, w którym jej oczy rozbłysły na widok kolorowych maszyn. No i nie oddała mu gazety.
- Wiedziałem, że się polubicie.
- Mój urok osobisty działa na wszystkie kobiety z rodu Cuddy. - Nonszalancko wzruszył ramionami.
- Kto by pomyślał? - Onkolog uśmiechnął się zaczepnie. Przez moment mierzyli się spojrzeniami, po czym wrócili do oglądania westernu. Tego wieczoru oboje zrozumieli coś bardzo ważnego – to, że szczęście jest genialne w swojej prostocie.
Czwartek, szpital, godzina dziesiąta trzydzieści
Tej nocy spał jak niemowlę. Jak za dawnych czasów w swoim starym pokoju w mieszkaniu przyjaciela. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko jednej rzeczy, a właściwie jednej osoby, za którą przez te piętnaście godzin cholernie się stęsknił. W rzeczywistości nie wypili z onkologiem aż tak dużo, ale o powrocie do domu na swoich dwóch kółkach nie było mowy. Oczywiście gdy się rano obudził, najbardziej nadgorliwego lekarza w Princeton już nie było. Czasem diagnosta miał wrażenie, ze najpierw przychodził do pracy Wilson, później Cuddy, a dopiero po nich woźny Ted otwierający szpital po nocnej zmianie.
Naczelny diagnosta wyspany, wypoczęty i pełen energii przekroczył próg szpitala. Był gotów doprowadzać do szaleństwa swoją ulubioną ofiarę przez resztę dnia. Przy recepcji spotkał nie kogo innego, jak swojego nocnego towarzysza, flirtującego z siostrą oddziałową.
- Wilson, jak możesz?! Czy wczorajszy wieczór nic dla ciebie nie znaczył? - Zaczaił się i omal nie doprowadził biednego onkologa do zawału. Zresztą siostra Martha miała niewiele lepszą minę. Ale chyba z nieco innego powodu.
- House! - Wilson spojrzał na przyjaciela z wyrzutem.
- Jak tam wczorajsza depilacja? - Na dźwięk tego głosu podskoczyli obaj. James obdarzył przyjaciela pytającą i nieco zakłopotaną miną. Ale ten tylko pokiwał głową dając mu do zrozumienia, że i tak nic nie zrozumie.
- Ja chyba mam pacjenta... - wydukał, rozglądając się za swoją towarzyszką. Niestety, wzmianka o wspólnej depilacji z House'em chyba ostatecznie ją zniechęciła.
- Niewiarygodne. Kolejna rzecz, która was łączy. - Administratorka spojrzała wymownie na mężczyznę z laską w ręce. Miała ochotę się do niego przytulić, pocałować... Tak strasznie tęskniła. Niestety, była w pracy, a na dodatek nie byli sami, więc ograniczyła się jedynie do wręczenia mu nowych akt pacjenta. - To pan Kent...
- Ten od Barbie? - House wszedł jej w słowo, niebezpiecznie zmniejszając dystans między nimi. Oboje pragnęli bliskości o wiele bardziej niż byli gotowi to przyznać.
- Kent - zaznaczyła. - Syn naszego największego sponsora. - Stali niebezpiecznie blisko siebie. Czuli na twarzach własne przyśpieszone oddechy. Kochali to uczucie ponad wszystko. Dopiero po chwili zorientowali się, że zostali główną atrakcją w holu. Cuddy lekko zarumieniona i speszona ruszyła w stronę windy. Diagnosta z zadziornym uśmieszkiem ruszył za nią.
- Przykro mi - rzucił w stronę gapiów. - Reszta przedstawienia zostanie ocenzurowana. - Nim drzwi windy zamknęły się, personel i pacjenci mogli dostrzec jeszcze mordercze spojrzenie dyrektorki i anielski wyraz twarzy najbardziej niesubordynowanego pracownika.
- Jesteś kretynem! – syknęła, niemal trzęsąc się ze złości. Adresat obelgi przyjął niespodziewaną taktykę i skupił się na czytaniu akt nowego pacjenta. - To ci nie pomoże. - Wywróciła oczami, nadal gotując się ze złości. A może to było coś innego?
- Jest czerwony – wypalił, nagle przyglądając się jej bardzo uważnie. Nie miała pojęcia, o czym mówi. - Twój stanik - wyjaśnił. - Wciąż nie odrywał wzroku od jej dekoltu.
- Zboczeniec.
- Zdecyduj się. Jestem kretynem czy zboczeńcem?
- Jedno i drugie.
- Potrzeba będzie biopsja.
- Co? - spoglądała to na niego, to na akta. - Nie będziesz grzebał w mózgu pacjentowi, którego nawet nie widziałeś. Ja nie żartowałam. Kent to szycha. Nie waż się brykać. - Jego uśmiech sprawił, że nagle się uspokoiła. - Co robisz?! - Wzdrygnęła się, gdy winda nagle stanęła między piętrami.
- Jak to co? Próbuję przekonać cię do zabiegu. Poza tym sama wspomniałaś o brykaniu - wyjaśnił, przyciskając jej drżące ciało do przeciwległej ściany windy.
- Może najpierw przeczytaj akta, pogadaj z pacjentem, z jego ojcem... - recytowała jak najęta, czując jak diagnosta skleja ich ciała ze sobą coraz bardziej.
- Czytałem, ale nie mogę się skupić. - W tej chwili nieśpiesznie całował jej szyję. Wędrował ustami wzdłuż linii szczęki. Przez dwa dni byli pozbawieni tego rodzaju bliskości i teraz nagromadzone napięcie niemal trawiło ich ciała żywym ogniem.
- Skup się. - Kobieta dzielnie walczyła, ale jej opór słabł z każdą chwilą.
- Staram się.
- Nie na tym... - Westchnęła, gdy poczuła jego dłonie na swoim dekolcie.
- Czyżby czarny?
- Boże, daj mi cierpliwość.
- Czyli nie czarny - wyszeptał wprost w jej usta, po czym złożył na nich bardzo namiętny i głodny pocałunek.
- Jaki związek ze stanem pacjenta ma kolor mojej bielizny? - zapytała, gdy w końcu oderwali się od siebie, by zaczerpnąć powietrza.
- Ma związek z moim stanem, a skoro jestem jego lekarzem...
- Może to coś z sercem? - Nagle skojarzyła objawy z akt pacjenta.
- Jasne, i dlatego ma problemy z nerkami.
- Nie miał… - Urwała w pół słowa, gdy poczuła jego zachłanne dłonie na swoich pośladkach.
- Ale już ma. - W tej chwili odezwał się pager głównego diagnosty. Nie miała pojęcia, jak ten pewny siebie egoista to robił, ale jak zwykle była pod wrażeniem.
- Pięknie. Jeśli on umrze…
- Wiem, stracę pracę. I szansę na... - Zaczął nieśpiesznie odpinać guziki jej bluzki.
- Ciebie to śmieszy? - Złapała jego dłonie w geście protestu. Pragnęła tego jak nigdy wcześniej, ale jej racjonalny umysł nie mógł do tego dopuścić. Do tego, by ona, administratorka szpitala, tak po prostu uprawiała seks w windzie ze swoim pracownikiem. Zabójczo przystojnym pracownikiem, który rozpalał ją jednym błękitnym spojrzeniem.
- Poczekaj. - Oderwał się od niej, sięgając do kieszeni. - To tylko pager - wyjaśnił widząc, jak przygląda mu się z niepokojem.
- Co robisz?
- Wysyłam moim dzielnym giermkom polecenie wykonania biopsji.
- Ani się waż!
- Daj spokój. Sama widziałaś, że jego wyniki nie są jednoznaczne. Możemy bawić się miłych lekarzy doglądających ważnego pacjenta, ale bubek może nie dożyć jutra.
- Nadal się nie zgadzam.
- Oni tego nie wiedzą – zaznaczył, chowając urządzenie.
- Jak coś pójdzie nie tak, Kent zje cię na śniadanie. - Była wściekła. Uwielbiał ją w takim stanie. Było w tym coś podniecającego i szalenie seksownego.
- Przecież i tak wiem, że mi ufasz. - Ponownie zmniejszył dzielący ich dystans do zera. W małym pomieszczeniu robiło się duszno i nieznośnie gorąco. Nim zdążyli się zorientować, znów się całowali. Jej dłonie pieściły jego szorstkie policzki, później spoczęły na jego torsie. Była zaskoczona własną słabością. W żaden sposób nie mogła zaprzeczyć, że należała już tylko do niego.
- Mam. - Jego dłonie zachwycały się gładkością jej ud.
- Co? - wymruczała zdezorientowana.
- Granatowy.
- Chryste!!! - Jej stłumiony krzyk wypełnił pomieszczenie, gdy sięgnął nieco wyżej.
- Nie? Kończą mi się pomysły. Może jakaś wskazówka? - Ani na moment nie zaprzestawał pieszczot.
- Umierający pacjent, wściekły ojciec, pozew i twoje zwolnienie na moim biurku.
- Oj, chyba się teraz nie wycofasz? Nawet twoja silna wolna nie jest aż tak silna. - Jego oczy błyszczały. Wiedział doskonale, jak na nią działał. Niestety, w tej chwili winda ruszyła ponownie.
- House, wystarczy - poleciła. - Zaraz te drzwi się otworzą i lepiej dla ciebie by było, gdybyś wtedy nie trzymał rąk między...
- W takim stanie nie będę mógł pracować! - Zrobił minkę pokrzywdzonego psiaka. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Doskonale wiedziała, o czym mówił.
- Jest bordowy. - Drzwi windy w końcu się otworzyły.
- Przecież mówiłem, że czerwony! –Krzyknął, nie zwracając uwagi na to, że nie są już sami w windzie. Spory tłum nagromadzony przed nią, zapewne w wyniku chwilowej "awarii", wpakował się do środka.
- Bordowy to nie to samo, co…
- To płuca! - Doznał olśnienia, wpatrując się w okolice dekoltu pani dziekan. Towarzysze ich podróży byli tak pochłonięci tym, co się działo, że absolutnie nikt nie wysiadał z windy.
- Wiesz, co mu jest?
- Niestety. Synalek idioty przeżyje - dodał, wciskając przycisk otwierania drzwi.
- I wymyśliłeś to, bo mój sta... - W ostatniej chwili uświadomiła sobie, co chciała powiedzieć. Słuchacze spoglądali to na nią, to na diagnostę. - Bo jest bordowy - dokończyła, mając nadzieję, że nikt się nie zorientuje.
- Skąd. Od początku wiedziałem, że to płuca. - Obdarzył ją triumfalnym uśmieszkiem, a ona najbardziej w świecie pragnęła mu go zetrzeć z tej durnej twarzy własnymi ustami. - Inaczej byś mi nie powiedziała. - Wzruszył ramionami.
- Doktorze House... - odezwała się, gdy wspomniany osobnik opuszczał skrywającą małą tajemnicę windę.
- Tak, doktor Cuddy?
- Liczę na obszerny raport o stanie pańskiego pacjenta - wypowiedziała najbardziej profesjonalnym tonem, na jaki byłą ją stać w obecnej sytuacji.
- Chciałem nadmienić, że czerwony to mój ulubiony kolor.
- Jest…
- Tak?
- Nieważne. - Wzięła głęboki oddech i wcisnęła guzik kolejnego piętra. Widząc, że towarzystwo nadal się jej przygląda, uśmiechnęła się blado.
Czy była na niego zła? W pewnym stopniu. Czy lubiła to uczucie, które wzniecał w niej, gdy tylko pojawiał się w pobliżu? Uwielbiała je. Czy mogła z tym walczyć? Nawet nie chciała. W tej chwili jak nigdy wcześniej była pewna dwóch rzeczy: tego, że kocha największego porąbańca pod słońcem, i tego, że nigdy nie była szczęśliwsza. Przekroczyła próg swojego gabinetu i wbrew sobie rozglądała się wokół. Nie zdziwiłaby się, gdyby już na nią czekał. Uśmiechnęła się do własnych myśli, po czym rozsiadła się wygodnie za biurkiem. Pomyślała, że w tej chwili ma już chyba wszystko, o czym marzyła.
Niestety, największą ironią naszego życia jest fakt, że prześmiewczy los prędzej czy później w końcu sobie o nas przypomni. Nagle zadzwonił telefon. Dokładnie w tym samym momencie, w którym zatrzasnęły się drzwi. Spojrzała na niego, ale nie była w stanie się ruszyć. Od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Niemal przestała oddychać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
paulinka11133
Rezydent
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 6:08, 05 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Nie, to nie może być prawda! - Ukryła twarz w dłoniach, a po chwili zauważył łzy ściekające jej między palcami.
- Pogódź się z tym. Nie jestem Bogiem! - Był zdruzgotany i zły. Akurat w tym jednym przypadku nie mógł jej pomóc. Ogarniała go wściekłość, że nie potrafiła tego zrozumieć. On również się bał. Jak cholera. Chciał jej pomóc, ale wiedział, że jeśli mu się nie uda, nigdy sobie tego nie wybaczy. Ona mu nie wybaczy.
- Nienawidzę cię. Jak możesz być taki nieczuły? Czy ty nie masz serca?!
Odwrócił wzrok, nie był w stanie już dłużej znieść jej palącego spojrzenia pełnego żalu i rozgoryczenia.
- No powiedz coś! Zrób coś, proszę - niemal wyszeptała. - Wiem, że ci na niej zależy. - Podeszła bliżej, stanęła naprzeciw niego i obdarzyła go spojrzeniem, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widział. Walił się jej cały świat, a on nie potrafił jej pomóc. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował. Odwrócił się i wyszedł. Był bezsilny.
- Ty draniu! - krzyknęła w akcie desperacji. - Nie zostawiaj mnie - dodała po chwili. - Nie zostawiaj jej...
|
Et tu House, contra me.
Tylko, że w oryginale Brutus później żałował tego co zrobił.
Chociaż jeszcze nie jest wyjaśniona sytuacja, to niech chociaż House pomoże Cuddy. Związek to związek. Niech ja przytuli, pocieszy jakby to normalny facet zrobił.
Ogólnie wszystko pięknie, fajnie. Scena w windzie świetna no a ten kawałek najfajniejszy
Cytat: | - Wilson, jak możesz?! Czy wczorajszy wieczór nic dla ciebie nie znaczył? - Zaczaił się i omal nie doprowadził biednego onkologa do zawału. Zresztą siostra Martha miała niewiele lepszą minę. Ale chyba z nieco innego powodu.
- House! - Wilson spojrzał na przyjaciela z wyrzutem.
- Jak tam wczorajsza depilacja? - Na dźwięk tego głosu podskoczyli obaj. James obdarzył przyjaciela pytającą i nieco zakłopotaną miną. Ale ten tylko pokiwał głową dając mu do zrozumienia, że i tak nic nie zrozumie.
- Ja chyba mam pacjenta... - wydukał, rozglądając się za swoją towarzyszką. Niestety, wzmianka o wspólnej depilacji z House'em chyba ostatecznie ją zniechęciła. |
Czekam na kolejną część, pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:22, 05 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Jak możesz kończyć w takim momencie?!
Ślicznie, pisz szybkoo!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 1:16, 06 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
O, kolejna część. Jak miło I na dodatek z bielizną... jeszcze milej. Co więcej autorka zauważa wreszcie, że jestem niereformowalna! Jaki udany wieczór. Same fajne rzeczy się tutaj dzieją
Początek... hm... intrygujący. Ciekawe co ten House znowu nawywijał. Albo raczej czego nie chce nawywijać. Moje teorie... iście szalone pomysły, wielkie nadinterpretacje oraz przemyślenia przez wzgląd na ogólne dobro społeczne pozostawię dla siebie. Jutro piszę podanie o nagrodzenie mnie za... hm... nie dręczenie ludzkości A tak na serio to jestem przekonana, że zafundujesz nam coś fajnego.
Hilson. Fajnie. Lubię ich rozmowy. Tego właściwie spokojnego Wilsona w połączeniu ze złośliwym i lekko szalonym House'm. Idealnie się tym dopełniają. Przypomniało mi się zdziwienie mojego taty, gdy dowiedział się, że House ma przyjaciela, haha. No tak, z boku mogłoby to zaskakiwać I jeszcze te analizy Jamesa. Właściwie zmierzam do tego (straaasznie okrężną drogą), żeby Ci oświadczyć, że jak zawsze pięknie wyszła Ci ta ich rozmowa. Taka szczera. Taka ich. No i później odpędzenie siostry oddziałowej od Wilsona... haha... house'owe;)
Huddy. Tu to nie ma co dużo mówić. Tobie to zwykle wychodzi. I tym razem oczywiście też. Wśród faworytów wymienię nawiązania do hilsonowej depilacji, zatrzymanie szpitalnej windy oraz wymienianą wcześniej bieliznę Czy to zamyka już całość? Chyba tak. Swoją drogą bordowy, czerwony... to facet, haha, niech się kobieta nie czepia (tak, ja za to uczepiłam się tej bielizny, wiem ). No to rozmyślając nad kolorystyką staników zauważę jeszcze wykorzystanie tak popularnego i lubianego wątku biopsji. Oni się przy tym zawsze tak fajnie kłócą, haha. Potem pacjent, ale to nieważne ( )... hm... choć nie, ważne dla mnie, bo dzięki niemu mamy możliwość obserwacji rozrastającego się wątku poświęconemu bieliźnie Cuddy! Kobieta fajnie by się przy wszystkich wygadała o tym staniku Ok... ja wiem, że to co napisałam jest dziwne. Przepraszam, to samo mi tak jakoś nieciekawie wyszło, haha.
Ty musisz jedynie wiedzieć, że czekam na kolejną część. I cieszę się, że nie lubisz zostawiać niedokończonych fików. To dobrze! I trzymam kciuki, żeby wena powróciła i pozwoliła Ci w spokoju dokończyć to, co zaczęłaś!
Pozdrawiam cieplutko i całuję!
Weny mój ty huddy Mistrzu
Wierniejsza od psa Burka (serio, haha),
Szpilka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:07, 07 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Hej Chwilkę odpocznę i biorę się za komentarz
Część 8 (chyba, że źle policzyłam te kreseczki )
- I nie musiałeś mi przysyłać zdjęć bielizny Cuddy.
Tylko zdjęcie? Rozczarowałam się
- Nazwałeś Cuddy żmiją?
- Wczuwam się w twój sposób myślenia
Jak ja lubię, jak oni razem ze sobą tak fajnie rozmawiają A wiesz dzięki komu oni ze sobą tak fajnie rozmawiają? Dzięki tobie
Nie miała najmniejszego pojęcia, o co mu chodzi.
Biedny... sam wykopał sobie dołek A teraz... skoro on jest już martwy... proponuje wznieść toast za drzewa, z których zrobią nasze trumny... oby rosły jak najdłużej Bo skoro jego drzewa już niebawem zetną... to chociaż niech nasz rosną, prawda?
Ona nie była sama. Lisa Cuddy miała córkę, a on nazywał się Gregory House i nie lubił dzieci.
Jak to mówią... lepiej późno, niż wcale, prawda?
9 część
W swoim życiu kochała tylko raz i wciąż tego samego mężczyznę. Nigdy nie przestała.
A to ładne jest, nie? Taka miłość...
- Co ty tutaj robisz?
Tak, przyszedł! Punkt dla niego!
Wiesz, założyłem się z Wilsonem, co prawda miałem mieć na sobie tylko bokserki, ale w końcu nie musi wiedzieć, że wygrałem nie do końca uczciwie.
On nie... wystarczy, że ja wiem Ja te bokserki... w których nie stoi... pozbawiam go punktu i wychodzi na równe...0
- Cholera... - syknął. Mała roześmiała się. - Bardzo zabawne! - Obdarzył ją poirytowanym spojrzeniem. - Co? "Czerwony Kapturek"? Chyba kpisz!
Przez niego to dziecko będzie... pierwszym przeklinającym dzieckiem w przedszkolu Albo... Nauczycielka: Macie prace domową!! Rachel: Chyba kpisz!
- Siadaj. – Poklepał miejsce obok siebie i sięgnął do plecaka. Wyjął z niego magazyn motoryzacyjny.
Ja też chce z wujkiem samo zło oglądać motocykle!!
- To jest motor. Maszyna dla prawdziwych facetów - powiedział z dumą. - Honda, model dla genialnych diagnostów. - Wskazał na żółto-pomarańczową maszynę.
I moja Honda otrzymała rolę
- Że nie zaakceptujesz takiego życia! - Podniosła głos.
Chce dobrze, a ona na niego jeszcze krzyczy! Skandal...
10 część
Wiesz, ty, ja, moje biurko.
Rozumiem, że biurko odgrywa tu kluczową rolę
- A ty włosy - syknęła, nieświadoma przedstawienia, w którym brała udział.
- Jesteś wredna.
Właśnie! To było wredne
- Nie zatrzymałaś mnie. - Znów znaleźli się bardzo blisko. Nie byli w stanie kontrolować tej siły, która pchała ich ku sobie.
Byli niczym magnes i lodówka...
Wtrącenia zespołu są idealne
Lubięęęęęęę tą część
11 część
Czemu mam dziwne wrażenie, że ta część mi się nie spodoba? No Lisek... to nie miał być dramat... za dużo go mam w rzeczywistości...
- Mam rozumieć, że jak opróżnisz moją lodówkę, pojedziesz dewastować jej sypialnię?
Dewastować nie ale... spalać zbędne kalorie, to już co innego
ok... tu ograniczę się do... BŁAGAM NIE RÓB Z TEGO DRAMATU MAM GO ZA DUŻO W ŻYCIU... dziękuję za uwagę
Wszystkie części super Bardzo mi się podobały, ale to juz pewnie wiesz Nie pozostaje mi nic innego jak grzecznie czekać na następną i napisać, że ja bardziej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Pon 19:42, 07 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
GosiaczeQ_17
Proktolog
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina wiecznej młodości Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:57, 13 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Lisku i co teraz? Właśnie przeczytałam kolejne części i chyba teraz nie zasnę jak się nie dowiem co dalej
Czekam z niecierpliwością Genialnie prowadzisz tego ff
Pzdr
GosiaQ
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
LissLady
Ratownik Medyczny
Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: R-sko Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:03, 14 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Jestem nowa tutaj i została Twoją Wielką Fanką!!!!!
Kocham twoją twórczość!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Śro 11:39, 16 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
W niemalże rocznicę swojej nieobecności...
Ok. Tekst się rozwija. Widać to. Z każdą częścią jest więcej "akcji", uczucia, humoru. Czytając ten tekst i znajac każdy inny Twój tekst widać jak dalece się rozwinęłaś w pisaniu. Nie mówię, że złe były inne teksty, ale... Ten już naprawdę jest taki inny. Głębszy. Zaczęłam, aż zastanawiać się jakby TAKIE Huddy wyglądało w serialu[o tak nie boje się linczu]. Szczerze? To jest Huddy, które ma ręce i nogi. Coś dobrze obmyślanego, a w serialu chyba scenarzyści lekko się pogubili. Chociaż ta akcja z Rachel nie za bardzo przemówiła do mnie. Przełknęłam, ale jakoś zbyt cukierkowato
Przy okazji tak sobie zobaczyłam w jednej części, że mam do zarzucenia scenarzystom jeszcze jeden punkt, oprócz tego co Ci wspominałam xD
Przedmiotowe obchodzenie sie z Wilsonem. Tutaj też sie to pojawiło, ale przez chwilę, bo zaraz pojawiła się kolejna część, która zmyła to wrażenie.
Kurde rozpisałam się. Nie bij. Nie miałam nic złego na myśli pisząc to, ale chciałam jednak wyrazić swoją opinię. A że kiedyś pozwoliłaś mi pisać co chcęęęę Tak tutaj trzymasz mnie tylko Ty no i ma żonka
I zapomniałabym o moim ulubionym tekscie:
lisek napisał: | - Z pewnością. W tym tygodniu byłem na zakupach tylko dwa razy. Stella z mięsnego zapytała, czy zdechł mi może pies, bo porcje zmniejszyłem o połowę. - Zaśmiali się oboje. |
Rozwaliło mnie to na łopatki a może i nawet lepiej
Pozdrawiam. Życzę weny i czasu.
Nie obraź się
Z poważaniem,
Agusss
P.S. Aaa i zapomniałabym! Jesteś wredna, ze skończyłaś w takim momencie i trzymasz w niepewności. Tak długo!! xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Agusss dnia Śro 11:41, 16 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gorzata
Narkoman
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:12, 17 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
To ja czytam w każdej wolnej chwili (a tych ostatnio u mnie bardzo mało), żeby nadrobić i natrafiam na takie zakończenie?! No ja Cię proszę, dodaj szybko kolejną część, bo zwariuję .
Ale co do ficka: przez jakiś czas nie czytałam i się parę części nazbierało. Bardzo mi się podoba, uwielbiam Twój humor w fickach. Swoim stylem i pomysłami ubarwiasz każdą scenę, po prostu, nie wiem, czy to już kiedyś mówiłam, ale kocham Twoje teksty. Huddy wspaniałe, takie prawdziwe. Jak pojawia się gdzieś Wilson to już zupełnie genialnie jest.
Nie jestem w stanie chyba napisać więcej. Po prostu wielbię Ciebie, tego ficka i Twojego Wena.
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, bo naprawdę nie mogę się już doczekać. Sprawnego Wena życzę!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:49, 17 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Lisku... where are you? (czy jak to się tam pisze ) Mam wysłać list gończy, komornika, psy myśliwskie? Krucjatę? Nie wolno bawić się we mnie i znikać Tylko ja mogę być takim Copperfieldem Bo wiesz co? Ja tu usycham z tęsknoty i... no muszę wiedzieć co jest dalej, bo inaczej... uschnę i co będzie? (Nie, to nie jest mój szantaż emocjonalny )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:27, 17 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Och... Nie wiem, co powiedzieć
Jesteście kochani Tylko no..., że... jakby to powiedzieć... nie wiem, czy będziecie chcieć kolejną część, aktualnie jest u bety, ale problem polega na tym, że w większości chawlicie moje poczucie humoru i sama raczej lepiej czuję się w fluffach, ale mój wen wymyślił to nieco inaczej Znaczy nie będzie tak jak może się Wam wydawać, ale inaczej niż Ci co mnie znają mogliby się spodziewać. Taki był zamysł tego fika. Taka podróż, Huddy story w 13 odsłonach. Tak, następną część jest już przedostatnią, ale nic więcej nie powiem, po prostu chciałam żebyście się zbytnio nie nastwiali na zbyt wiele
Paulinko, właśnie w tym rzecz, House to House i słowo normalny facet... zresztą sama przeczytasz niebawem Taa... przyznam, że sama się uśmiechnełam pisząc tę scenę
Malinowa, witaj Niestety liski już tak mają, zawsze kończą w takich momentach Z tym pisaniem ostatnio jakoś mi nie idzie, ale staram się.
Szpiluś Ty moja
Ale ja lubię jak dręczysz ludzkość Z tym przekonaniem to nie byłabym taka pewna piszę trochę wbrew swojej fluffowej naturze więc może być różnie. A kto nie lubi Hilsona? Oj, te komplementy wpędzą mnie do grobu, serio Wiesz, jakiego mam potem stresa przed wrzuceniem kolejnej części?! Ale i tak Cię uwielbiam i to co piszesz
Skoro już wspominasz tego mistrza... taa... do Ciebie mówię, jak tak nowy rozdział Twego dzieła? Czekam, czekam, a Ty mnie olewasz, mnie i setki innych niecierpliwych czytelników. WIem, że w tej nie powinnam się odzywać, bo ostatnio sama biję rekordy w przerwach między częściami, ale nie musisz od razy brać ze mnie przykładu
Buziaki I dzięki
Oluś!!!
Ty i te Twoje komenty - BEZCENNE
Czytam je jak jakiś fik Jesteś THE BEST!
Ale... wiesz... znaczy ja nie chciałam... nie chce... ale... jakoś Ci to wynagrodzę, jak nie kupisz tych dwóch ostatnich części napiszę coś małego ociekającego fluffem specjanie dla Ciebie
I tak ja bardziej
Gosiaczek, jak miło
Jej, dzięki za tak miłe słowa. Bardzo mnie to cieszy, a wen przysyła Ci buziaki
LisaE, Witaj
Nowy czytelnik, bardzo mi miło. Dziękuję
OMG!!! Agusss!!!
Ta Agusss, moja Agusss, znaczy Olu wiem, że Twoja W sensie, że moja ulubiona Hilsonka
Taa... już wiem, przyszłaś pozawstydzać liska dzięki
Wiem, że kochasz angsty, tym bardziej mi miło, że nadal mnie czytasz. Z Rachel dość trudno uniknąć tej cukierkowatości. Zresztą z Wilsonem jest podobnie, trudno prowadzić jego postać, obawiam, że w tych dwóch ostatnich częściach niezbyt Ci się sposoba. Ale jak zwykle liczę, że jak przeczytasz to powiesz prosto z mostu, co i jak. Tak, nadal to podtrzymuję, masz pisać co chcesz, bo cenię sobie Twoją szczerość. Jako 100% Hilsonka masz na to bardziej obiektywne spojrzenie
Sama nie wiem skąd mi się to wzięło
Jeśli chodzo o Twoje komenty nigdy się nie obrażę.
Nawet jak napiszesz, że jestem wredna O... napisałaś I nadal się nie obrażam Ale próbuj dalej
Gorzata
Jej... nie wiem co powiedzieć. Takie komenty sprawiają, że ten głupi pojawiający się na moim lisim ryjku długo nie chce zniknąć Dziękuję. Jak pisałam mam obawy co do tych dwóch ostatnich części, ale cóż... cieszę się, że do tej pory tak dobrze go odbieracie. To bardzo miłe
Pozdrawiam
Ciąg dalszy nastąpi...
EDIT. No jasne OLA!!!!
Copperfild we własnej osobie Jakie psy gończe, nie wiesz, że polowanie na biedne liski jest zabronione, to gatunek chroniony Chociaż chyba już wolę te psy niż ten szantaż emocjonalny
Twoja tajna broń, już prawie zapomniałam
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Czw 21:41, 17 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
LissLady
Ratownik Medyczny
Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: R-sko Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 11:46, 18 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Czekamy, czekamy
Tylko żeby House nie zawiódł Cuddy, tylko żeby nie zawiódł
Ten moment w windzie mnie rozwalił
A propos' dzięki za komentarz pod moją miniaturką 'Elevator love....'
Już myślałam, że się nikomu nie spodoba
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:33, 18 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Po pierwsze to już przedostatnia część. Po drugie Oluś... wybacz Po trzecie trochę nie w moim stylu, bo angstowo, trudniej mi się pisze. Ale w przeciwnym razie ten fik byłby jak niekończąca się Huddy opowieść, znając moją słabość do nich. Części nie byłoby trzynaście, a sto trzynaście. To jedyna droga do skończenia tego fika. Po czwarte proszę o wyrozumiałość w kwestiach medycznych, bo nie one są tu najważniejsze. Po piąte nie wiem, dlaczego akurat tak. Samo wyszło. Po szóste betowała a_cappella
Więcej grzechów nie pamiętam
XII - Przedostatnia.
- Nie, to niemożliwe. - Wciąż ściskała w dłoni jeden z najgorszych wynalazków ludzkości. - House... - wypowiedziała jego imię, z trudem przełykając ślinę. - To Rachel - dodała zdławionym głosem i wybiegła z gabinetu. Czuł się jak idiota, jak największy naiwniak stąpający po tej beznadziejnej planecie. Nie miał pojęcia, jak w ogóle mogło mu przyjść do głowy, że wszystko będzie w porządku, że złośliwy los w końcu mu odpuści. Był wściekły. Wiedział, że jej wyraz twarzy zapamięta już na zawsze, że będzie go prześladował do samej śmierci. Był tchórzem, pierwszy raz w życiu naprawdę się bał. Nie mógł jej pomóc, bo gdyby mu się nie udało, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Ona by mu nie wybaczyła. Mimo wszystko miał do niej żal, bo nawet nie próbowała go zrozumieć. Gdy później przyszła do jego gabinetu, nie mógł postąpić inaczej. Po prostu nie potrafił.
- Nienawidzę cię. Jak możesz być taki nieczuły? Czy ty nie masz serca?!
Odwrócił wzrok, nie był w stanie dłużej znieść jej palącego spojrzenia pełnego żalu i rozgoryczenia.
- No powiedz coś! Zrób coś, proszę - niemal wyszeptała. - Wiem, że ci na niej zależy. - Podeszła bliżej, stanęła naprzeciw niego i obdarzyła go spojrzeniem, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widział. Walił się jej cały świat, a on nie potrafił jej pomóc. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował. Odwrócił się i wyszedł. Był bezsilny. - Ty draniu! - krzyknęła w akcie desperacji. - Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj jej...
Małą zajmował się najlepszy pediatra w szpitalu. Niestety, nie był House'em. Stan dziewczynki pogarszał się z każdą chwilą. Wszystko wskazywało na jakąś chorobę genetyczną, która ujawniła się dopiero teraz.
- Doktorze, córka ostatnio była trochę przeziębiona, to musiało osłabić jej odporność.
- Z pewnością, ale to nie daje nam odpowiedzi na pytanie...
- To, do cholery, niech pan ją znajdzie! - krzyknęła. To, co się działo, było ponad jej siły. I znów była z tym wszystkim sama. Nie potrafiła znieść widoku córki przykutej do aparatury, z maską tlenową na twarzy. Zabijała ją własna bezsilność i jego obojętność.
- Zastanawiasz się, czy skoczyć? - Ukrytego na dachu szpitala diagnostę odwiedziło jego sumienie - James Wilson.
- W moim przypadku to chyba najłatwiejsze rozwiązanie.
- Najgłupsze. - Onkolog podszedł bliżej i również oparł się o metalową barierkę. - Więc wcale mnie nie dziwi, że bierzesz je pod uwagę.
House spojrzał na przyjaciela zastanawiając się, czy ten faktycznie tak myśli. Jednak Wilson nie zaszczycił go spojrzeniem, więc nie doczekał się swojej odpowiedzi.
- Co z nią? - zapytał po chwili.
- Nagle cię to interesuje? - Tym razem onkolog był naprawdę zły.
- Czyli już wiesz?
- O tym, że odmówiłeś leczenia chorego dziecka, czy o tym, że zostawiłeś swoją dziewczynę w najgorszym momencie jej życia? - rzucił z wyrzutem.
- Nie zostawiłem jej - zaprzeczył automatycznie. - A małej nie mogę leczyć. Nie powinno się leczyć swoich bliskich.
Jego słuchacz miał ochotę roześmiać się na całe gardło.
- Od kiedy Rachel uważasz za kogoś bliskiego i od kiedy takie rzeczy mają dla ciebie znaczenie?! - Diagnosta milczał. - Nie bądź dupkiem, bo nigdy sobie tego nie wybaczysz.
- Jestem, jaki jestem.
- Na Boga, House! Ona umiera. Byłem tam. Johanson nie ma pojęcia, co jej jest. Tylko ty możesz ją uratować.
- Albo zabić.
- Bez twojej pomocy i tak umrze.
- Cuddy mnie znienawidzi.
- Jak jej nie pomożesz, też cię znienawidzi.
- Wolę, by mnie nienawidziła za to, że jej nie pomogłem, niż za to, że zabiłem jej dzieciaka. - Odwrócił się i ruszył w stronę windy.
- House! - Młodszy mężczyzna ruszył za nim, niemal siłą wpychając mu w ręce teczkę z dokumentami.
- Co to?
- Program telewizyjny - syknął wściekły. - Kopia badań Rachel, chociaż rzuć okiem. - Posłał przyjacielowi błagalne spojrzenie. - Zrób to dla nich... I dla siebie! - krzyknął, obserwując jak diagnosta znika za zamykającymi się drzwiami windy.
Od kilku godzin siedział w kostnicy. Jej akta i wyniki badań znał niemal na pamięć. Czuł, że ten przypadek go zniszczy. Złość wzbierała w nim z każdą sekundą. Miał ochotę wybiec ze szpitala z krzykiem i już nigdy tu nie wrócić. Od początku wiedział, że pozwolenie sobie na tego typu uczucia, na bliskość, na przywiązanie, było błędem. Miał pewność, że życie wystawi mu wysoki rachunek za tę chwilę słabości. Za normalność, której zasmakował, a która przecież nigdy nie była mu pisana. Nie sądził tylko, że stanie się to tak szybko. Wciągnął powietrze w płuca i z całych sił rzucił aktami przed siebie.
- Co jest? - zapytał przestraszony onkolog, na którym owe dokumenty wylądowały, gdy otwierał drzwi.
- Nic. Wychodzę, to nie dla mnie.
- Co?! Jeśli to zrobisz, możesz już nie wracać. - Wilson omal nie zakrztusił się własnymi słowami. Kochał przyjaciela, ale nie mógł zrozumieć jego postępowania. Wiedział, że się boi, ale w tym przypadku nie przyjmował takiego wytłumaczenia. Był pewien, że House w końcu zrozumie swój błąd, ale wtedy może być już za późno. Musiał więc zrobić wszystko, by mu pomóc. Tu i teraz. Za wszelką cenę. Nawet kosztem utraty ich przyjaźni. - Wyjdź! Uciekaj do tego swojego pustego świata. Zostaw umierające dziecko i miłość swojego życia. Przecież dla ciebie to i tak nic nie znaczy. - House słuchał go w osłupieniu. Pierwszy raz widział onkologa w takim stanie.
- Co cię to obchodzi?! - On również był już u kresu wytrzymałości.
- Zależy mi na tobie. Na was. House, przecież cię znam. Widziałem, jaki jesteś szczęśliwy.
- I co z tego mam?
- Co?! Kobietę swojego życia, która zaryzykowała wszystko, oddając ci swoje serce. Dzieciaka, który uważa cię za ósmy cud świata. Przyjaciela, który robi z siebie idiotę, próbując cię przekonać, że warto...
- Taa... Rachel umiera, Cuddy już mnie nienawidzi, a ty od dziesięciu minut nie przestajesz gderać. Sielanka.
Na te słowa James ukrył twarz w dłoniach.
- Więc taki finał tej historii zaplanowałeś?
- Uważasz, że to moja wina?!
- Nie, ale wszystko, co się wydarzy od tej chwili, będzie twoją winą. Pomyśl o tym.
- I to ma mnie zachęcić?
- Ma ci pomóc. House, jestem z tobą. - James nieśmiało położył dłoń na jego ramieniu. - Jest coraz gorzej. Gorączkuje od wczoraj. Trzydzieści dziewięć i pół. Cuddy odchodzi od zmysłów.
Nagle oczy diagnosty rozbłysły.
- To nic genetycznego. To zatrucie. - House spojrzał na rozsypane po pomieszczeniu akta.
- Jak to?
- Jest jak odkurzacz. Wciąga wszystko, co jej się nawinie. Ostatnio była kilka razy z Cuddy w szpitalu. To bakteryjne zapalenie...
- House... – Niestety, dalszą konwersację onkolog mógł prowadzić już ewentualnie z metalowymi drzwiami kostnicy.
- Ktoś musi jej to wstrzyknąć. - Naczelny diagnosta podał Jamesowi strzykawkę napełnioną białym płynem.
- Nie po to szukałem cię po całym szpitalu, żeby teraz... Chyba żartujesz! To niebezpieczne. - Spojrzał na lek, który ściskał w dłoni przyjaciel. - Nie powinno się tego stosować u dzieci.
House popatrzył na niego z wyrzutem.
- Najpierw prawisz mi te swoje durne kazania, a jak w końcu chce coś zrobić, mówisz, że mam odpuścić?!
- Musi istnieć inne rozwiązanie, jeśli się mylisz, ona nie przeżyje.
- Sam powiedziałeś, że już umiera. - Schował strzykawkę do kieszeni i ruszył w stronę pokoju dziewczynki.
- Nie poradzisz sobie z tym! Jeśli coś pójdzie nie tak... To nie jest zwykły pacjent. Wiesz o tym.
- I tak już je straciłem. To nie ma znaczenia. Wilson, i tak przegrałem.
- Daj spokój. Idź do niej. Ona cię potrzebuje. Wystarczy, że tam będziesz. Może razem wymyślicie lepsze rozwiązanie.
- Ona nie potrzebuje mnie, tylko córki. A innego rozwiązania nie ma.
- Zaryzykujesz swoją karierą? Wiesz, że jak to się wyda...
- Jeśli się mylę, to i tak nie będzie miało znaczenia. Wyciągnij stamtąd Cuddy. Ona nie może się dowiedzieć.
- Chcesz bez jej wiedzy podać Rachel tak niebezpieczny lek?!
- Chcę ją uratować. Ktoś musi podjąć to ryzyko. Zamierzasz obciążyć tym Cuddy? W takim stanie nie udźwignie ciężaru tej decyzji. Przysięgnij, że nic jej nie powiesz.
Onkolog pierwszy raz w życiu widział u przyjaciela taką desperację i determinację. Wbrew zdrowemu rozsądkowi po raz kolejny mu zaufał.
Pół godziny później...
- Cuddy, co się dzieje? - Zdyszany Wilson wbiegł do sali.
- Nie mamy pojęcia, pojawiły się problemy z sercem. - Kobieta wyglądała na przerażoną.
- Chodź, powinnaś stąd wyjść. Pozwólmy lekarzom pracować. - Objął ją, ale kobieta od razu się wyrwała.
- Nie ma mowy! Nie zostawię jej. Ja nie jestem tchórzem. - Zaczęła płakać jak małe dziecko. Wtuliła się w swojego przyjaciela, ale to nie jego w tej chwili potrzebowała.
- Tchórz, tchórz... - Jej słowa paliły go od wewnątrz. Stał na korytarzu i nic nie mógł zrobić. Gdyby wiedziała, że godzinę temu podjął największe ryzyko w swoim życiu. Wziął na własne barki odpowiedzialność za życie bądź śmierć jej dziecka. Poświęcenie godne altruisty, którym przecież nigdy nie był. Teraz uważał się już nie tylko za idiotę, ale przede wszystkim za naiwnego idiotę. A to wszystko przez cholerne uczucia, które nigdy nie powinny były ujrzeć światła dziennego.
- Szybko, zestaw do reanimacji! - Na te słowa wydobywające się z sali jego serce zamarło. Złość i wściekłość zawładnęła każdą komórką jego ciała. Było mu niedobrze. Przeklinał każdą sekundę, w której czuł się szczęśliwy. Cena, którą teraz za to płacił, była zbyt wysoka. Nawet ktoś taki jak on, egoistyczny drań, nie potrafił sobie z tym poradzić. Miał ochotę wziąć karabin maszynowy i zabić każdego w tym szpitalu, każdego w tym cholernym mieście. A potem pławić się we krwi niewinnych idiotów, którzy pozwolili mu uwierzyć, że może być szczęśliwy. Po raz ostatni spojrzał na zapłakaną twarz administratorki, kobiety, którą kochał ponad wszystko, ale w tej chwili nienawidził tej miłości. Nienawidził wszystkich. Bo pokochał, choć bardzo tego nie chciał. Bo przegrał, choć nie powinien. Zacisnął dłonie w pięści. Wyraz jego twarzy był przerażający. Gniew, żal i rozdzierający ból miały towarzyszyć mu już na zawsze. Jakaś jego część chciała być przy niej. Pragnęła poczuć jej zapach, usłyszeć bicie jej serca, dotknąć jej twarzy. Chciał spojrzeć w te oczy, które nauczyły go miłości, ale nie potrafił zrobić kroku w jej kierunku. Był jak sparaliżowany. Nagle na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ale był to fałszywy uśmiech. Szyderczy, kpiarski, prześmiewczy, wręcz diaboliczny, mówiący: "A więc tak miało być."
- Doktorze House, nie mogę panu wydać takiej ilości leku. - Przerażony farmaceuta nie miał pojęcia, co robić. House w napadzie gniewu uderzył go pięścią w twarz. Mężczyzna przewrócił się, rozbijając przy tym kilka flakoników z medykamentami. Diagnosta wszedł za ladę, wziął odpowiednią dawkę morfiny i wyszedł. Jego twarz nie zdradzała już żadnych emocji. Jego serce przestało bić w momencie, w którym dotarło do niego, że nie ma już dla kogo. Był martwy za życia, a wszystko przez to, że w jednej durnej chwili słabości pozwolił sobie na miłość. A przecież mógł być zwykłym, nieszczęśliwym draniem. Przeklinał dzień, w którym do niego przyszła, w którym oddała mu swoje serce, a on je przyjął. Zachłannie. Nawet nie zauważając chwili, w której stracił swoje. Zawładnęły nim obie. A teraz znów był sam. Jakby to było jego przeznaczeniem. Ból i samotność. Od początku do końca.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|