|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:57, 13 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
No ej! To nie tak Bez wytykania liskowym ogonkiem! Przecież coś bez opisów też mogę przeczytać. I nie chce innego autora. Już sobie Ciebie dziś wypatrzyłam. Pozwoliłam sobie ustalić z Olą kto za kogo robi. Znaczy biedulka pewnie wzięła mnie za nie do końca normalną, ale ostatecznie zgodziła sie robić za świąteczny cud, a ja zostaje tragedią. To bardziej do mnie pasuje;) Pamięć to ja może i mam kiepską... już nie te lata, ale tytuły pamiętam i wmówić sobie jakiś nie dam
Lubię Hilsona! Hilsonowe rozmowy są najlepsze Uwielbiam, gdy House ma problem i idzie do Wilsona a ten zaczyna prawić swoje gadki;)
Cytat: | - Nie wszyscy odczytują znak "zakaz parkowania" jako "zakaz parkowania dla wszystkich z wyjątkiem mnie" - przewrócił oczami pakując się do środka.
- Ujemne temperatury ci nie służą.
- Jest jakiś konkretny powód dla którego każesz mi się bawić w eskimosa? |
Haha, dobre Odczytywanie w ten sposób znaków drogowych zawsze kojarzyło mi sie z Housem no i proszę! Wilson ma podobne zdanie. A w końcu on zna go najlepiej. Zabawa w Eskimosa też super. Ja też się w niego bawię! Jak założę taką wielką czapkę z... no dobrze, może to nieistotne W każdym razie moja siostra twierdzi, ze wyglądam wtedy jak Eskimos (właśnie, z dużej litery).
Cytat: | - Co byś zrobił, gdyby ktoś kogo powiedzmy lubisz, pewnego dnia przyszedł do ciebie i zrobił coś, co pokazałoby ci, że i on cię lubi? |
Coś skomplikowane to pytanie. Houseowe. Jakby nie mógł od razu powiedzieć wprost. No ale właśnie... to House;)
Cytat: | - Widzę światełko w tunelu.
- Jesteś onkologiem zawsze widzisz światełko w tunelu.
- Chcesz rady? Potraktuj to jak kolejny przypadek. Zagadkę. Serio - diagnosta wpatrywał się w niego jak w zielonego kosmitę z wielkimi czułkami wystającymi po obu stronach głowy. |
Światełko w tunelu - bezbłędne I opis Wilsona - kosmity. Moja wyobraźnia kazała to sobie dziś wyobrazić. Zresztą ja dzisiaj w ogóle za dużo sobie wyobrażam. Ale przyznam, że jestem ciekawa jak House będzie rozwiązywał zagadkę pod tytułem "Lisa Cuddy". Może być ciekawie. Rozwiązywanie zagadek do niego pasuje. Gdyby Wilson ujął to inaczej to House pewnie by nie zrozumiał lub zrobił po swojemu, czyli dziwnie. A tak? Słowo "zagadka" i Greg z pewnością jest cały zadowolony;)
Cytat: | - A zatem drogi Watsonie sugerujesz dywersję... - mężczyzna miał iście diabelski wyraz twarz. Jak zwykle słowa Wilsona interpretował tak, by idealnie lub ewentualnie w ostateczności pokrywały się z jego mrocznymi planami. |
A to zdanie mi sie podoba Niestety House zabił moją nadzieję na ładne rozwiązanie sprawy, ale diabelskie plany też są dobre. On ma zawsze swoją interpretację wszystkiego. Ale podobno nie ma złych interpretacji, więc niech mu będzie
Wybacz mi te mało poważne klimaty, ale jakoś dziś udaje mi się skupić tylko na zabawnych rzeczach i wydaje mi się, że tylko takie wyłapałam z tego tekstu. A pewnie powinnam inne. Obiecuję, że następnym razem się ogarnę. Musisz tylko wiedzieć, że nie zamienię Cię na bardziej opisowy model i czekam na następną część.
Pozdrawiam i całuję
Weny Mistrzu
Szpilka
PS. Ten paskud wszystko Ci przede mną naopowiadał. Chciałam odwołać jej święta a tym samym zniszczyć jasełka jako świąteczna tragedia, ale nie mogę jej tego zrobić
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
magdalenka
Student Medycyny
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 1:13, 14 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
powiem tobie kobieto że fajne masz teksty
takie życiowe i housowe
uzekl mnie opis seksu, nie to żeby reszta była zła , ale wyjątkowo trafiłaś w mój gust. łzy miałam w oczach a nie wiem nawet dlaczego
"Czyżby przewielmożna instytucja pt."Życie" szykowała dla niego kolejną lekcję z gatunku "I obudził się bez gaci w pustym łóżku?"" -tekst roku normalnie, i jak tu cię nie kochac za takie perełki?
"W momencie, w którym on myślał o wszystkim, ona nie myślała w ogóle. Miała tylko świadomość, że jest milion razy bardziej popieprzona od niego." -bo ktoś może byc bardziej od niego popieprzony....
"W imię szalonej namiętności i jedynej, prawdziwej miłości. " -o to chyba chodzi, nie? nie myślec za dużo, nie kalkulawac, po prostu czuc
"Tak bardzo pragnęła go pocałować, ale nie zrobiła tego. Bała się, że wtedy się "obudzą", że wszystko się skończy. " -to zakrawa niemalże na ironię: pocałunek jako przebudzenie, przeważnie od pocałunku się zaczyna...
pocałunek mógłby otrzeźwic ich, spojrzeli by się w swoje oczy i ... za dużo by zobaczyli (strachu, bezradności, pragnienia, bólu, sympatii)
"Nic więcej nie miało znaczenia. Liczyła się tylko ta niewyobrażalna przyjemność, którą sobie sprawiali. Niemalże słyszał jej niemy krzyk. On również miał ochotę krzyczeć. Bycie w tej kobiecie, posiadanie jej, obserwowanie, jak walczy i jak przegrywa drżąc skulona w jego ramionach było dla niego czymś niepojętym, czymś co przecież nie miało prawa się nigdy zdarzyć. A jednak... " -słów brak...
sex kontra ucieczka vel walka? tego chyba jeszcze nie czytałam, ale cholernie mi się spodobało,
a reszta? rozmowa w gabinecie była nieziemska, myślałam że biedna Cuddy zapadnie się pod ziemię, a House jeszcze więcej by kopał
zerwanie z Lukasem to była już kwestia czasu
przyjazd House'a do jej domu dał mi taką nadzieję (pomimo tego, że go wyprosiła), że jednak mają wciąż tego pazura i zadziora
i Wiiiilson! kocham tego eskimosa
aż boję się pomyślec co wyniknie z tego diagnozowania
może trochę nieskładnie napisałam ale z całą naiwnością mogę to zrzucic na bezsennośc...
zacieram ręce na kolejną częśc
pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zuu
Internista
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:52, 14 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
I znów piękna kolejna część House coraz bardziej mnie intryguje ...
"- Nie wiem, pewnie bym go zastrzelił - James zaśmiał się nie rozumiejąc powagi sytuacji.
- Myślałem o tym, ale szkoda mi tak wielkiego tyłka."
Rada przyjaciela - bezcenna
"- Przeciała mnie " - o.O co zrobiła?
"- Na na tej kanapie uprawialiśmy dziki seks! - Wilson momentalnie spojrzał na mebel, na którym siedział."
Już wyobrażam sobie minę wilsona
Czekam niecierpliwie za cd.
WENA!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Pią 22:10, 17 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Tak. Twoje oczy nie mają przewidzeń. Tak, to ja.
Dawno nie było. Dawno się nie ozywałam, ale...
Przyciągnęło mnie tutaj to co zwykle. Kunszt pisarski. Bardzo ciekawie opisywana historia. Dobrze dobrane słowo do słowa, chociaż czasami potrafiłabym się doczepić Ale to ja, sama dobrze nie napiszę, ale czepiam sie innych ^^ No nie powiem, aby baaardzo do serca mi trafiła ta opowieść [chyba wiadome są powody xD]. Ale nie tylko dlatego. Po prostu zgorszyło mnie[taaa to bardzo dziwnie zabrzmi ] Zgorszył mnie opis złączenia cielesnego tej pary. Ale to chyba dlatego, że nie czytuję od dawna takich książek, tekstów z tymi scenami, a jeśli już to czytam to w wersji "kolorowego świata" jak rzekła koleżanka xD
Ale owszem. Pięknie napisane. Z takim uczuciem. Choć nie raz wydaje mi się lekko pod górę[w sensie na siłe xD ale to tylko moja własna opinia, a niech mnie za to ludzie zjedzą! Sama pozwoliłaś mi mówić co chcę^^ ]
Z wielką chęcią czytałam. Zatapiałam się w słowa. Czekałam z niecierpliwością co nastąpi później. Tak bez zgorszajacej mnie sceny
No i Wilson xD Podbiłaś mnie tym tekstem:
lisek napisał: | i wbił w niego swoje analizatorskie spojrzenie. |
Ach zresztą. Ty wiedziałaś zawsze czym mnie skusić. Albo ściągnąć gdzie nie trzeba.
Z poważaniem,
[pewnie już zapomniany]oddany opos vel Agusss
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:46, 18 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Jestem wredna, będę się czepiać.
Lisku... Lisku, ja Cię lubię, ja kocham Twoje teksty. Ale może by tak jednak beta readera?
Cytat: | udowodnić drogowcą | drogowcOM
nadzieI
Nie mówiąc już o tym, że ewidentnie masz problem z interpunkcją. Ot, taki przykład: Cytat: |
- Jesteś onkolologiem zawsze widzisz światełko w tunelu. |
Po onkologiem przecinek. Albo kropka. Dwa czasowniki w zdaniu na 99% powinny być rozdzielone.
Nie wiem, może ja się czepiam, ale "wyrosłam" fanfictowo na forach na których do kwestii poprawności językowej tekstów podchodzono dużo poważniej niż na forum House MD. Stąd moje solidne przekonanie, że opowiadanie powinno być dopieszczone. Choćby z szacunku do czytelnika.
A teraz znów będzie miło, bo jak zwykle udało Ci się bardzo ładnie przedstawić relację House'a... z kimś. Chociaż trochę zwątpiłam w zdrowy rozsądek Wilsona, który po kwadransie pogawędki znów się z własnej woli pakuje w tę lodówę na zewnątrz. Ale ładnie sobie chłopaki pogadały, House House'owy, Wilson Wilsonowy... Lubię tego Twojego Hilsona. Ciekawe tylko, co House z tego wyniesie ^^
Dopieść swój tekst technicznie, a przyjemność z czytania jeszcze skoczy. Z i tak bardzo wysokiego poziomu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gorzata
Narkoman
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:55, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Czytam już dłuższy czas, ale nie miałam okazji skomentować.
W każdym bądź razie, fick bardzo mi się podoba. Zresztą, czy możliwe jest, żeby coś, co napisałaś komuś się nie podobało?
To jest cudowne. Cudowne od pierwszej części, która była zaskakująca, ale równocześnie genialna, przez sytuację w gabinecie, przy której prawie umarłam, aż po te niezwykle ciepłe odwiedziny Wilsona. A jestem pewna, że dalej również będzie świetnie. Postacie są prawdziwe, a teksty zabawne, co wprost uwielbiam!
Zdarzają ci się błędy, ale nie są wielkie.
Czekam na kolejną część i życzę Wena!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
shattered
Pacjent
Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:04, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Biję pokłony!!! Jesteś rewelacyjna jak zwykle! Zazdroszczę takiego talentu, tej lekkości pióra, pomysłowości! Po prostu wielkie brawa!
Zawsze, gdy czytam Twoje teksty, "housowatość" House'a i "cuddość" Cuddy (takie małe słowotwórstwo ;p) wylewa się z nich i płynie, płynie, płynie... Idealnie wnikasz w postaci, jakbyś siedziała im w głowie i wiedziała, co dokładnie myślą. I uwielbiam, przez wieeeelkie "U" Twoje dialogi!!! Ich celność, błyskotliwość jest wprost mistrzowska.
Ujęłaś mnie zwłaszcza pierwszą częścią - życie jak... papier toaletowy... To znów tak bardzo pasuje do House'a. Brawo
Czekam z niecierpliwością na kolejną część!
Życzę weny i pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:04, 25 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Oluś
Czy ja już wspominałam, że Cię uwielbiam? Tak? Trudno, powiem to raz jeszcze. Uwielbiam Cię Kominek? Ok. Zapakować? To teraz jak podjedzie Ci pod dom listonosz ciężarówką to się nie zdziw Umieram Jasełka... Oluś jesteś THE BEST
No dobra, udam, że z tym piciem wierze Ci na słowo
Buziaki
Szpilka
Ale ten ogonek to taki fajny, puchaty i milutki jest Nawet nie próbuję sobie wyobrazić tej Waszej rozmowy No dobra, próbuję i żałuję, że mnie ominęła
Lubię jak odbierasz moje teksty
I niczego nie zmieniaj. Znaczy w sobie, bo z tym nowszym modelem to daję Ci wolną rękę jakby co Wiesz, u mnie to zazywczaj jest tak, że początek fika jest dobry, a potem jakoś mi spada więc nie zarzekaj się tym modelem
A tak serio, dziękuję. Jesteś kochana
Magdalenka Kopę lat
I rozłożyłaś biednego liska na łopatki, takie miłe słowa, nie wiem, co powiedzieć, dziekuję bardzo mi miło, że trafiłam w Twój gust. Dokładnie, odebrałaś tę scenę, tak jak chciałam ją przekazać - dziękuję.
No nie wiem, czy jest na co. Wen jakoś nie chce współpracować i nie podoba mi się to, co pisze Ale cieszę, że ktoś czeka
Zuu, tak, ja też uwielbiam wyobrażać sobie miny Wilsona
Miło mi, że czytasz
Dzięki
Agusss
Lis przeciera oczy ze zdziwienia, to naprawdę Ty?
Mój włochaty opos Och, Twoja obecność tutaj zawsze sprawia, że czuję wyróżniona. Gorsząca scena? Widziałam, że to jednak WIlson powinien być na tej kanapie
Masz rację, ale ogólnie ostatnio jakoś wszystko robię na siłę. Starość nie radość jak to mówią
Zapomniany? Chyba sobie żartujesz. Nigdy. Potyczki Hilsonowo-Hudystyczne, sypialnia Wilsona, zakładnie rodziny... ( jakby nie było byłam świadkiem tych wydarzeń) są rzeczy i osoby, o których się nie zapomina
Z poważaniem, pamiętający lisek
Pirania
Wybacz, ja wiem... dla kogoś kto jest wyczulony na takie rzeczy to musi być koszmar trafiać na takie błędy. Niestety. Czasem coś mi ucieknie, czasem nawet nie wiem, że popełniam błąd. Interpunkcja to dla mnie czarna magia
Masz rację, zaczęłam szukać bety. Niestety nadal czekam na odpowiedź. Absolutnie nie odbieram tego jako czepialstwa, bardziej jak troskę. Dziękuję
EDIT. Właśnie znalazłam betę i obiecuję, że następna część będzie już dopieszczona
Gorzata
Z pewnością możliwe, mi zazyczaj się nie podoba
Dziękuję za miłe słowa i wena
Shattered, witaj
I teraz lisek zastydził się niczym Cuddy po jakiejś niestosownej uwadze House'a
Dziękuję, to wielki komplement usłyszeć takie słowa od innego pisarza. Cóż, u mnie zazwyczaj tak jest, że piersza część jest fajna, a potem nie jestem w stanie utrzymać poziomu.
Ale bardzo mnie cieszy, że czytasz i jeszcze komentujesz. Dzięki
Również pozdrawiam
Zastanawiałam się, czy wrzucić bez zbetowania i ostatecznie postanowiłam tak zrobić. W końcu skoro już jest. Mam dwie części, które czekają na Waszą opinię. Druga będzie już zbetowana. Za ewentualne utrudnienia w czytaniu przepraszam Można wytykać błędy
A zatem Wesołych Świąt
V
Ubrany w kurtkę z ciepłym kołnierzem i szarą zwykłą czapkę naciągniętą niemal na same oczy przekroczył próg PPTH. Razem z nim do środka wdarło się mroźne powietrze i odrobinę białego puchu, który ostentacyjnie strzepał z siebie na środku holu. Recepcjonistka posłała mu oburzone spojrzenie, na które odpowiedział szerokim uśmiechem. Wciągnął powietrze w płuca. Coś ewidentnie wisiało w powietrzu. I bez wątpienia miało to coś wspólnego z pewnym incydentem, w pewnym domu. Jego domu.
Oboje mieli o czym mysleć. Ona o swojej ewidentnej niepoczytalności, on o swoim obecnym położeniu. Czyli, gdzieś pomiędzy upragnioną dla wędrowcy oazą na pustyni, a spotkaniem z uzbrojonymi po zęby ludźmi Al Kaidy. Tak, w takich momentach Cuddy potrafiła przerażać. Była jak Yeti. Nieprzewidywalne i niebezpieczne, a jednak wielu nie marzyło o niczym innym, jak właśnie o spotkaniu z nim oko w oko. Na to właśnie liczył. Dzień, w którym Lisa Cuddy przewróciła ich świat do góry nogami był jednym z najdziwniejszych, a zarazem najpiękniejszych w jego dotychczasowym życiu. Wilson miał rację. Być może od dawna uganiał się za czymś, co właściwie od zawsze należało do niego. Tylko, czy mógł być aż tak ślepy? Ona od zawsze była przy nim. Bez względu na okoliczności i ryzyko. Zawsze. Pytanie brzmiało więc: "Czy i ona wiedziała?" I dlaczego teraz? Co sprawiło, że w tej jednej chwili zaryzykowała wszystko? Tego nie wiedział. Ale cokolwiek to było i jakiekolwiek miała powody przychodząc do niego zamierzał je poznać. Za wszelką cenę. Tą zagadkę Gregory House zamierzał rozwikłać jeszcze dziś. Błysk w jego oku i wdzierający się ukradkiem na twarz diabelski uśmieszek, mówiły same za siebie. To był jego świat. Wypełniony zagadkami i gierkami. Nie przypuszczał tylko, że tym razem znalezienie odpowiedzi może już na zawsze zburzyć ten jego wykalkulowany, oparty o przypadki i diagnozy, czarno-biały pogląd na otaczającą go rzeczywistość. Cóż, chciał ciastko, no to je dostał. Ba, zjadł je, a problem polegał już tylko na tym, że zwyczajnie mu zasmakowało. Własnych motywów nie zamierzał jednak analizować. Od tego miał przecież swojego osobistego psychologa, a dokładniej rzecz ujmując - wybitnego onkologa.
Wszedł do gabinetu, plecak rzucił na fotel, a sam rozsiadł się wygodnie za swoim biurkiem. Foreman beztrosko czytał gazetę. Reszty nie było.
- Gdzie Złotowłosa i Gargamel? - zapytał. Nie, żeby byli mu potrzebni, po prostu lubił wiedzieć, czym zajmują się jego osobiści asystenci w czasie, w którym powinni niecierpliwie wyczekiwać na jego przyjście. Ciemnoskóry lekarz uśmiechnął się ironicznie.
- Tęsknisz? To urocze - zakpił. Diagnosta od razu zaserwował mu mordercze spojrzenie. - Są na izbie przyjęć - wyjaśnił. Od razu wyczuł, że tym razem lepiej nie pogrywać sobie z szefem. Coś było nie tak. Był dziwnie spokojny i jakby... szczęśliwy? Czuł, że czeka go naprawdę ciężki dzień. Zawsze tak było. Gdy House miał dobry dzień ich zdecydowanie juz taki nie był. Ot, zwykłe prawo fizyki albo ironia złośliwego losu. - Cuddy ich tam wysłała. Podobno jest niezły burdel.
- Jak co roku - zauważył diagnosta. Widać było, że ma już własne wytłumaczenie dla wydawaćby się mogło zwykłej i uzasadnionej decyzji administratorki.
- A więc zamierza mnie unikać - dopiero teraz miał niepokojący wyraz twarzy. - Myśli, że jak sprzeda mój zespół i nie wciśnie mi jakiegoś durnego przypadku to się nie spotkamy? Niedoczekanie! - syknął podnosząc się zza biurka.
- Dokąd idziesz? - zapytał zainteresowany neurolog.
- Przekonać się, czy Yeti rzeczywiście istnieje - rzucił zostawiając osłupiałego mężczyznę wpatrującego się w szklane drzwi.
Przemierzał szpitalne korytarze zastanawiając się, co go właściwie tak bardzo ciągnie w jej stronę. Kiedyś byłby zachwycony takim obrotem spraw. Unikająca go szefowa. To było niczym sen albo świąteczny cud. Do pełni szczęścia brakowało mu już tylko pacjentów zamieniających się w renifery i odlatujących na biegun północny. Uśmiechnął się na samą myśl. Jednak w momencie, w którym znalazł się pod właściwymi drzwiami jego uśmiech zniknął. Zamiast wylegiwać się w swoim gabinecie i korzystać z wolności on bawi się w cholernego trapera?!
- Żeby wejść do środka trzeba nacisnąć na klamkę i pchnąć drzwi - rozbawiony głos za jego plecami omal nie doprowadził go do rozległego zawału.
- Jezu Chryste, Wilson - obdażył przyjaciela złowrogim spojrzeniem. Ten nadal uśmiechał się szeroko.
- Co robisz? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.
- Medytuje.
- To urocze - rozmarzony wyraz twarzy onkologa mówił sam za siebie.
- Jeszcze raz usłyszę dziś słówko "urocze", a przysięgam... puszczę pawia.
- Więc co tu robisz? - James nie dawał za wygraną. Tym razem chociaż starał się udawać mniej rozbawionego niż był w rzeczywistości.
- Unika mnie - House skinięciem głowy wskazał na gabinet przed sobą.
- Co jej znów zrobiłeś?
- Ja?! - diagnosta momentalnie podniósł głos.
- Mnie nie unika - zaznczył Wilson. Lubił swojego przyjaciela w takim stanie. Lubił, gdy okazywał, że mu na czymś... na kimś zależy. Oczywiście sam zainteresowany w życiu, by się do tego nie przyznał, ale on znał go zbyt dobrze.
- Ok. Pogadamy, jak przypadkiem ciebie przeleci - onkolog wywrócił oczami.
- Skoro cię unika to znaczy, że jej zależy.
- To takie oczywiste - zakpił mężczyzna podpierający się laską.
- Tobie zależy, żeby jej zależało.
- ... - House milczał. W takich chwilach szczerze nienawidził tych psychoanalitycznych zdolności swojego przyjaciela.
- Widzę, że tym razem postawienie właściwej diagnozy zajmie cię trochę więcej czasu - poklepał diagnostę po ramieniu i z błyskiem satysfakcji w oczach pozostawił go sam na sam z wielkimi machoniowymi drzwiami przed sobą.
- Dzięki. Jesteś wprost... - House odwrócił się w stronę odchodzącego mężczyzny, na końcu języka miał słówko "uroczy." Na szczęście w odpowiednim momencie zdołał się ugryźć w język. Rozbawiony James przyglądął się jak jego najlepszy przyjaciel wywraca oczami i zdeterminowany pokonuje wspomniane drzwi. Zdecydował się zrobić dokładnie to, co postanowił. Tak, zamierzał dręczyć i męczyć swoją ulubioną szefową i czerpać z tego niebywałą przyjemność. Z jej zakłopotania, zawstydzenia, zdenerwowania... z tego wszystkiego, co sprawiało, że była dla niego niezwykle pociągająca. Jak zwykle wpakował się do jej gabinetu bez pukania. Podniosła wzrok. Przez jakąś minutę stali jak zahipnotyzowani mierząc się spojrzeniami. Wiedzieli, o czym myślą. Dokładnie o tym samym. O owej nocy, urywanych odechach, pasji i oddaniu. Każde z nich miało swój własny plan na poradzenie sobie z TYM czymś. Ona zamierzała uciekać, on postanowił zostać myśliwym.
- Byłeś w klinice? - wypowiedziała najbardziej profesjonalnym tonem na jaki było ją stać.
- Gdzie? - rzucił wyrwany z zamyślenia. Właśnie odtwarzał sobie pewną scenkę. Z nim, administratorką i administratorskim biurkiem w roli głównej.
- Jest jedenasta - westchnęła właścicielka nieprzeniknionego spojrzenia. Z całych sił starała się ukryć swoje poddenerwowanie, jednak on widział je bardzo wyraźnie.
- Miałem taką wizję, że z tego dekoltu wyciągasz takie fajne urządzenie, a potem... - nie zamierzał dać się spławić tak łatwo. W końcu musiał zebrać jakiś materiał do dalszego diagnozowania.
- House!
- Miałem ciężką noc. Może nie pamiętasz, ale...
- Gdybyś choć połowę tego entuzjazmu na wkurzanie mnie wykorzystał w przychodni, kolejki zmniejszyłyby się conajmniej o połowę - nie zamierzała pozwolić mu na dokończenie tej myśli. W ogóle żadnej myśli. Te w jej głowie były już i tak wystraczająco... nieprofesjonalne.
- A ty znów tylko o jednym - przez moment pomyśłała, że ten idiota faktycznie czyta jej w myślach.
- Nie każdy ma tak luźne podejście do swoich obowiązków jak ty - czuła, że jeśli zaraz się nie pozbiera nie skończy się do niej najlepiej.
- Ależ ja wypełniam je z pasją i oddaniem - jego oczy błyszczały. Nie miała wątpliwości, o czym mówił. Dokładnie o tym samym, o czym ona myślała.
- Z pasją śledzisz losy General Hospital, a oddany jesteś tylko Wilsonowi - w ostatniej chwili zdobyła się na ripostę. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Od tamtej nocy, nie była w stanie myśleć o niczym ani nikim innym.
- Czyżbym w głosie wyczuwał zazdość?
- Irytację.
- Dokąd idziesz?
- A jak ci się wydaje? - posłała mu zdecydowanie poirytowane spojrzenie.
- Dziś pełnia. Mam kilka opcji do wyboru.
- Nie zamierzam wyć do księżyca - widząc, że szefowa zamierza opuścić gabinet tortur ruszył za nią.
- Więc lista nieco się zawężyła.
- Kretyn.
- Zakładasz faruch? - zapytał obserwując jak sięga po biały materiał wiszący na wieszaku przy drzwiach.
- Jestem lekarzem.
- Ja też, a mimo to go nie noszę. Choć mógłbym, bo w przeciwieństwie do ciebie, mnie on nie pogrubia aż TAK bardzo.
- Jestem dziekanem medycyny, nie modelką.
- Masz biust modelki, ale niestety wielki administratorski...
- Nie chodź za mną - weszła mu w słowo.
- Idę do przychodni - wzruszył ramionami. - Przecież sama chciałaś.
- Chciałam tydzień temu. Groziłam pięć dni temu. Prosiłam przedwczoraj. Dziś już cię nie potrzebuję - syknęła. Była pewna, że jeśli spędzi z nim choć jeszcze minutę, będą im potrzebne nosze na zwłoki. Nie miała tylko pewności na czyje. Jego, czy swoje.
- Potrzebę masz wypisaną na twarzy. Tyle tylko, że nieco innego rodzaju - wiedział, że igra z ogniem. Zdawał sobie sprawę z aktualnego stanu psychicznego swojej szefowej. Ale coś zwyczajnie nie pozwalało mu przestać. Zamierzał naprawdę zdiagnozować Lisę Cuddy. A żeby to osiągnąć musiał doprowadzić ją do ostateczności.
- Wiedziałam, że tak będzie - westchnęła. Był zaskoczony. Spodziewiał się raczej ozdobnej wiązanki słownej skierowanej w stronę jego niewinnej osoby. Ewentualnie rękoczynów. Stał więc nieruchomo przyglądając się jej bardzo uważnie. - Sama jestem sobie winna - odwróciła się w jego stronę i podeszła bardzo blisko. Przełknął ślinę. - Tak to jest, jak się decydujesz na seks z idociałym kretynem i największym dupkiem w kraju - wyszeptała mu do ucha. Przyjemny dreszcz przetoczył się przez jego ciało.
- Wróciłaś - wypalił, gdy tylko odzyskał zdolność mówienia. Przez moment pomyślał, że seks rzeczywiście zmienia człowieka. Na szczęście nie tylko jego nie dotyczyła ta zasada.
- Więc tak zamierzasz to rozegrać. W porządku - jej sztuczny spokój i opanowanie były bardziej niż wkurzające. Były wkurzająco podejrzane. Wiedział, że w środku kobieta gotuje się ze złości.
- Martwię się o ciebie - jego maślane spojrzenie było niemal ujmujące. Sprawiało, że jedyne o czym marzyła to znalezienie się w jego ramionach. Ale nie mogła sobie pozwolić na to, by i w pracy straciła nad nim, a raczej nad sobą kontrolę.
- Za dziesięć minut widzę cię w przychodni! - wywrócił oczami obserwując jak jego tajemnicze Yeti znika w windzie. Uwielbiał wyzwania. Poza tym nadal ze sobą rozmawiali, a w tych okolicznościach miało to podwójne znaczenie. Uśmiechnął się sam do siebie.
- Jakiś nowy przypadek? - Foreman ponownie wyciągnął nos z gazety i spojrzał na wyraźnie rozbawionego szefa.
- Nie. To znaczy tak. Kilka. Czekają na ciebie w przychodni.
- Mam dyżury w czwartek.
- Właśnie - odpowiedział diagnosta próbując zignorować poirytowane spojrzenie swojego podwładnego.
- Jest poniedziałek.
- Ja mam dyżury w poniedziałek - zaznaczył starszy lekarz. Wyraz twarzy meżczyzny sprawił, że neurolog odłożył gazetę i z udawanym uśmieszkiem opuścił gabinet. W końcu i tak nie miał nic lepszego do roboty. Gdy House został sam westchnął przeciągle. Sięgnał po swoją ulubioną szaroczerwoną zabawkę i zaczął to wszystko analizować. Jednak im bardziej się starał tym większy miał problem. Nic nie pasowało. Spojrzał na białą tablicę. Kilka sekund później trzymał w ręku czarny marker.
Po upływie dwóch godzin wracający z dyżuru Foreman i spotkani po drodze towarzysze niedoli zastali pusty gabinet. Na środku stała zabazgrana tablica. Spojrzeli na siebie zaskoczeni. Nie mieli żadnego przypadku do zdiagnozowania, a przynajmniej żadnego, o którym wiedzieli.
- Jak myślisz, o co chodzi? - zapytał Chase.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział zdziwiony mężczyna. - Wysłał mnie do przychodni. Byłem pewny, że chce sobie urządzić popołudniową drzemkę.
- Cokolwiek to jest, bardzo mu zależy - zauważył Taub zbliżając się do tablicy. Na białym tle u samej góry znajdował się niezwykle intrygujący napis "YETI". W lewym górnym rogu "seks". Od niego prowadziły dwie strzałki. Jedna kończyła się wyrazem - "gra", druga - "niepoczytalność". W prawym rogu tablicy znalazło się "zainteresowanie." Od tego słowa poprowadzono trzy strzałki. "Prywatne", "służbowe" i "seksualne." Ostatnie podkreślone. Dwa razy. Na środku widniało zakreślone w kółeczko - "zapalenie opon mózgowych." Niżej dwa następne. "Patologia" i wielki znak zapytania.
- Chyba jeszcze nie rozwikłał tego przypadku? - zagdnął wyraźnie zainteresowany Chase. - Jak myślisz o co może chodzić?
- Mam nadzieję, że nigdy się nie dowiem - odpowiedział najniższy z lekarzy uśmiechając się blado.
- Nie uważasz, że to interesujące? - młody chirurg nie dawał za wygraną.
- Diagnozowanie sfrustrowanego seksualnie Yeti z zapaleniem opon mózgowych... rzeczywiście ubaw po pachy - zakpił Foreman.
- Poczucie humoru nigdy do ciebie nie pasowało - odciął się Australijczyk. Stojący obok Taub parsknął śmiechem. - To musi coś znaczyć.
- Jasne. Albo House sypia z Yeti albo kompletnie mu odwaliło. Osobiście skłaniam się w stronę tego drugiego - zaznaczył z powagą Foreman.
- Ja stawiam na Yeti - wtrącił rozbawiony Taub. Chase wywrócił oczami. Wszyscy ruszyli w stronę wyjścia. Była pora lunchu, a ich szefa nie było. - Serio, ani trochę was to nie ciekawi? - zagadnął po raz ostatni Chase. Ciągle wpatrywał się w tablicę. Odpowiedziały mu zatrzaskujące się drzwi. Po krótkiej chwili sam dołączył do swoich przyjaciół. Podświadomie wyczuwał jednak, że umyka im coś naprawdę ważnego.
Tymczasem dwa piętra niżej...
Ktoś mógłby pomyśleć, że kostnica to nie najlepsze miejsce na zajadanie się kanapkami. - Wilson z pewnością nie miałby nic przeciw - wyjaśnił swojemu towarzyszowi wyraźnie zniecierpliwiony mężczyzna. Ktoś mógłby pomyśleć, że kostnica to nie najlepsze miejsce na podejmowanie ważnych decyzji. Ktoś mógłby wreszcie pomyśleć, że narażanie się w ten sposób wściekłej szefowej nie jest najlepszym sposobem zwrócenia na siebie uwagi. Jednak w przypadku Cuddy nic nie sprawdzało się lepiej. Skoro godzinne spóźnienie do pracy i dwugodzinne olewanie przychodni nie pomogło, musiał spróbować czegoś mocniejszego. Jak to mówią, co nie udało sią pierwszym razem, z pewnością powiedzie się za drugim. Ewentualnie za trzecim razem. Akurat w tego typu sprawach cierpliwości nigdy mu nie brakowało. Nie minęło półgodziny, kiedy spokojnymi murami cichego pomieszczenia wstrząsnął znajmomy krzyk. Diagnosta ospale podniósł się z miejsca, strzepując jednocześnie okruszki jedzenia ze swojego t-shirtu. Drzwi otworzyły się z imptem.
- Mazel tov - wypowiedział z nieskrywaną dumą w głosie zwracając się do gościa nakrytego zielonym prześcieradłem. - Szkoda, że nie możesz czerpać z tego takiej przyjemności jak ja - dodał podnosząc wzrok.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pon 17:13, 27 Gru 2010, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:47, 25 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
sfrustrowanego!
Z dużej litery.
Więcej grzechów nie pamiętam, poza interpunkcją oczywiście
Krótki poradnik pisania dialogów:
- Masz duży biust - rzucił House.
- Wypchaj się. - Wzruszyła ramionami Cuddy.
Inaczej mówiąc - gdy jako narracja występuje jakiekolwiek słowo odnoszące się do mówienia (powiedział, zakpił, rzucił, wyszeptał...) nie ma kropki po wypowiedzi, a wstawka narratora zaczyna się z małej litery. Kiedy natomiast wstawka nie dotyczy mówienia (wzruszyła ramionami, po czym wyszła, odwróciła się...) po wypowiedzi jest kropka, a narrator zaczyna od wielkiej litery. Proste
Cudna, cudna część! Bohaterowie bardzo prawdopodobni, zachowania ściśle kanoniczne... W gruncie rzeczy niewiele jest takich fanfictów, które faktycznie mogę odnieść do serialu. Często autor psuje coś jedną niepasującą do bohatera wypowiedzią czy zachowaniem... Tymczasem Ty masz świetne wyczucie, z powodzeniem wyobrażam sobie wydarzenia, które opisujesz w którymś z odcinków. Ba, z przyjemnością bym je obejrzała. Bardzo lubię Twoją Cuddy - jest dokładnie taka, jaka powinna być. Zresztą lubię u Ciebie wszystkich
Wyłam jak głupia, piękne dialogi, bardzo dobre dialogi są.
No i analizowanie Yeti!!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Sob 19:47, 25 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gorzata
Narkoman
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:17, 25 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Polowanie na Yeti!!!
Genialne! Strasznie mi się podoba! Analiza na tablicy świetna, umarłam czytając. Doskonale się wczułaś w całą sytuację. Chase oczywiście chce wszystko wiedzieć i dobrze, mądry chłopak! Chociaż jeżeli wpadłby pomiędzy Cuddy i House'a... nie chciałabym być w jego skórze.
Cytat: | - Dokąd idziesz?
- A jak ci się wydaje? - posłała mu zdecydowanie poirytowane spojrzenie.
- Dziś pełnia. Mam kilka opcji do wyboru.
- Nie zamierzam wyć do księżyca - widząc, że szefowa zamierza opuścić gabinet tortur ruszył za nią.
- Więc lista nieco się zawężyła. |
Kocham ten fragment! Uwielbiam fantastykę, a takie wszystkie nawiązania, zwłaszcza z humorem jak Twój, bardzo mi się podobają.
Czekam na kolejny rozdział i życzę dużo Wena!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 12:14, 27 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Hej wszystkim
Czy może mi ktoś, coś, grzecznie na wstępie wyjaśnić? Ok dziękuje Jak to jest, że jak nie mam półtorej dnia internetu, to nagle wszyscy wszędzie piszą i wszędzie wstawiają części, a jak mam internet tak na co dzień, to nikt nic nie pisze? Taaa takie moje szczęście
Czyli, że co? Moje jasełka zaakceptowane nawet z Dżoaną? Super! Oooo i kominek dostanę! Super! Same niespodzianki Brak internetu jednak mi służy Serio Potrafię znaleźć w tym plusy na przykład... kominek no i dużo nowych części i najważniejsze... brak internetu robi dobrze na pisanie Tak znowu się za to wzięłam Są oczywiście minusy... A właściwie jeden i to duży! Ok... lepiej przestanę już płakać, a wezmę się za komentarz
"Ona o swojej ewidentnej niepoczytalności"
Czyli, że co? Na urodziny kaftanik?
"Była jak Yeti."
Lisek, umarłam! Lepiej bym tego nie ujęła Umarłam! Ale co z jej rolą - Marii Magdaleny?
"Cóż, chciał ciastko, no to je dostał. Ba, zjadł je, a problem polegał już tylko na tym, że zwyczajnie mu zasmakowało."
Czy to jest metafora tego o czym myślę?
"Gdzie Złotowłosa"
Roszpunka lepsza Przepraszam ale ostatnio jak chodzę na wagary (Tak, one najlepiej służą maturze ) i idę do kina to o 10 nie puszczają nic innego jak bajki Dlatego przypomniała mi się bajka "Zaplątani" Byłam też na Artur i minimki 3 ale... na razie nie potrafie nic do tej bajki odnieść
"To było niczym sen albo świąteczny cud"
Że niby teraz moja rola?
" - Jezu Chryste, Wilson"
Ta jego nagła religijność, to w związku ze świętami?
"- Ok. Pogadamy, jak przypadkiem ciebie przeleci"
Taaa bo ci jeszcze uwierzę Powiedz od razu, że cię zgwałciła Bo ty przecież stawiałeś taki opór...
"- Gdzie? - rzucił wyrwany z zamyślenia. Właśnie odtwarzał sobie pewną scenkę. Z nim, administratorką i administratorskim biurkiem w roli głównej."
Stop! Ja nie mam pewności, że czytają to wszyscy którzy mają +18
Ich rozmowa... Bezcenna Bo za wszystko inne zapłacisz kartą
Stop! Po raz... drugi! (Jeszcze raz i krzyknę sprzedane ) Powiedziałam, że ich rozmowa jest bezcenna? Skłamałam Tablica wymiata lepiej
Uuuu kostnica
W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kominek i ciąg dalszy I ja bardziej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:53, 27 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Ogonek fajny, puchaty i milutki mówisz? Hm, no to ok, możesz mnie nim wytykać jeśli chcesz Nasza rozmowa... yhm... no to w dużym skrócie wyglądała jakoś tak, że ja mówiłam "Ola, możesz być świątecznym cudem?" a ona pytała o co chodzi i jakim cudem. Nic ciekawego Cię nie ominęło I wiesz, może powiem jeszcze, że wykupiłam sobie subskrypcje i zostaję czy modelu zwanym Tobą
Dobra, tyle luźnego wstępu. Teraz przejdę do tego, co napisałaś, bo w końcu po to tutaj piszę. Skoro już można się czepiać to muszę, haha. Kołnierz a nie kołnież.
Co do samej treści, to wiesz dobrze, że ona zawsze jest ujmująca. Spodobała mi się scena z Foremanem. Jakoś go lubię. On jest taki... no ja nie wiem jak możnaby go nie lubić Właśnie do mnie dotarło, że sama częśto mówię, że coś jest urocze i strasznie wkurza to ludzi wokół mnie. Każdy protestuje tak jak House, haha. Ale lubię to słowo.
Cytat: | - Dokąd idziesz? - zapytał zainteresowany neurolog.
- Przekonać się, czy Yeti rzeczywiście istnieje - rzucił zostawiając osłupiałego mężczyznę wpatrującego się w szklane drzwi. |
Jak ja uwielbiam te przenośnie House'a! Ktoś kto nie ma wglądu w jego myśli nie ma pojęcia o co mu chodzi i właśnie to w nich lubię. Są takie niezrozumiałe. Yeti pasuje do tego schematu bo jakoś o Cuddy bym nie pomyślała, gdyby tak do mnie powiedział I zawsze rozwalają mnie miny pozostałaych, gdy coś mówi. Tutaj widzę Foremana, haha.
Hilsonowa rozmowa też jest cudowna. Jak zawsze zresztą. Tobie tak fajnie wychodzi ten Hilson. To dobrze.
Cytat: | - Ok. Pogadamy, jak przypadkiem ciebie przeleci - onkolog wywrócił oczami. |
Ojej, spróbowałam sobie to wyobrazić, ale nie... nie podoba mi się to. I jakim przypadkiem??? Przypadkiem to można spaść z krzesła, ale trudno przypadkiem kogoś przelecieć. No ale co ja się znam na światopoglądzie House'a
Potem huddy Piękne. Zabawne, w ich stulu. Krótko mówiąc jest to nasze najlepsze wydanie huddy - dowcipne i z tym czymś
Cytat: | - Chciałam tydzień temu. Groziłam pięć dni temu. Prosiłam przedwczoraj. Dziś już cię nie potrzebuję |
Moje ulubione zdania z tej części. Nie wiem, dlaczego. Jakoś tak mnie ujęły.
Cytat: | Na białym tle u samej góry znajdował się niezwykle intrygujący napis "YETI". W lewym górnym rogu "seks". Od niego prowadziły dwie strzałki. Jedna kończyła się wyrazem - "gra", druga - "niepoczytalność". W prawym rogu tablicy znalazło się "zainteresowanie." Od tego słowa poprowadzono trzy strzałki. "Prywatne", "służbowe" i "seksualne." Ostatnie podkreślone. Dwa razy. Na środku widniało zakreślone w kółeczko - "zapalenie opon mózgowych." Niżej dwa następne. "Patologia" i wielki znak zapytania. |
Pomysł najwspanialszy z wspaniałych! Po pierwsze, w stylu House'a bo analizuje. Po drugie, dobry pomysł, bo to w koncu miała być diagnoza. A po trzecie najzwyczajniej w świecie uważam, że to cudowny pomysł. W konwencji medycyny czyli całego House'a!
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną część. Znaczy, zawsze czekam. Nie wiem nawet po co to piszę. Zawsze to samo, no ale trudno;)
Pozdrawiam, ściskam i całuję mocno!
Weny, Mistrzu
Szpilka
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Pon 15:53, 27 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:59, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Wybaczcie, że dziś podziękuję Wam zbiorowo. Jesteście kochane, Wasze uwagi, ciepłe słowa, obecność...
Po prostu dziekuję
Ta część jest... hmm, sama nie wiem Chyba typowa - to dobre określenie. Wen trochę kaprysi, a zbliżamy się do ważnego momentu w mojej Huddy histori i chciałabym to dobrze oddać, znaczy to, jak bym to widziała, więc nie wiem kiedy ciąg dalszy Ale ta część jest dość przydługawa więc na upartego może robić za dwie
Tym razem zbetowane
Podziękowania dla niezastąpionej a_cappelli
VI
Nie minęło pół godziny, kiedy spokojnymi murami cichego pomieszczenia wstrząsnął znajomy krzyk. Diagnosta ospale podniósł się z miejsca, strzepując jednocześnie okruszki jedzenia ze swojego T-shirtu. Drzwi otworzyły się z impetem.
- Mazel tov - wypowiedział z nieskrywaną dumą w głosie, zwracając się do gościa nakrytego zielonym prześcieradłem. - Szkoda, że nie możesz czerpać z tego takiej przyjemności jak ja – dodał, podnosząc wzrok.
- House!!! - Jej mina była bardziej niż wymowna. Sugerowała coś pomiędzy zabiję cię a poćwiartuje i wypatroszę. Kolejności nie był pewien.
- Ale ten idiota sam jest sobie winny - odpowiedział z miną jak zwykle sugerującą uosobienie niewinności.
- Kto?
- Nie przyszłaś rozmawiać o pacjencie? - Był pewien, że w końcu znalazła długo ukrywany pozew pana MacCole'a. O dziwo, sam się o to postarał.
- House...?
- Dlaczego krzyczałaś?
- Co Foreman robił w przychodni? - Początkowo faktycznie zamierzała olewać wszystko, co wiąże się z tym idotą i jej błędem, ale gdy doszła do wniosku, że oznaczałoby to bezwzględne przyzwolenie na jego lenistwo i wszelakie wariacje, postanowiła stawić temu czoła.
Czyli deser pozostał nietknięty! - pomyślał.
- Nie wiem. Może przyjmował pacjentów?
- Twoich pacjentów!
- Wiesz, jaki on jest. Ta niezrozumiała chęć przypodobania się szefowi…
- Kiedy ty spróbujesz przypodobać się mnie?
- Myślę, że ten etap mamy już za sobą. Podobam ci się dokładnie taki, jaki jestem. - Obdarował ją swoim najbardziej rozbrajającym uśmiechem.
- Dlaczego zawsze musi chodzić o ciebie? - Opuściła ręce do tej pory trzymane na biodrach. Był to ostateczny gest niemej kapitulacji.
- Moje potrzeby są niczym niekończąca się opowieść.
- Raczej jak Lassie. Długie, łzawe i powodujące skręt jelit.
- Sam urok. - Zmierzył ją od stóp do głów.
- O co chodziło z tym pacjentem? - Pod wpływem błękitnego spojrzenia jej złość znikała szybciej niż topniejący śnieg na wiosnę albo tegoroczne fundusze na prowadzenie oddziału diagnostycznego.
- Wybacz, ale to dłuższa historia, a obowiązki wzywają. - Nic tak nie podkręcało rozmowy, jak otwarte olewanie sprawy.
- Do gabinetu! Natychmiast!
- Zdecyduj się. Nie mogę być w klinice i w twoim gabinecie jednocześnie! - W takich chwilach czuł, że żyje. Nie liczyło się nic więcej. Ona, on i wzniecane wokół tornado.
- To masz problem.
- Jedynym moim problemem jesteś ty.
- Przestań się gapić na mój tyłek. - Dobrze wiedziała, z jakiego powodu przepuszcza ją w drzwiach. Zawsze to robił.
- Skończysz z tymi poleceniami? Nie jesteśmy w łóżku.
- Nigdy nie byliśmy w łóżku - zaznaczyła z niebywałą pewnością w głosie. Dopiero po chwili zrozumiał, że miała rację. Kanapa to nie łóżko. Pytanie, dlaczego wypowiedziała to jak zarzut w jego stronę. Czyżby miała mu za złe, że jej nie zatrzymał? Przecież sama wyszła. Bez słowa. Odległość pomiędzy kostnicą a jej gabinetem pokonali niemal z prędkością światła. Jak zwykle odprowadzani zaciekawionymi i podekscytowanymi spojrzeniami pacjentów i personelu.
- Co masz na myśli? – zapytał, przekraczając zaraz za nią próg gabinetu i zatrzaskując za sobą drzwi.
- Jestem twoją szefową.
- Wybacz, zawsze zapominam. - W tej chwili rozsiadł się wygodnie po drugiej stronie biurka.
- Błagam, niech mnie ktoś zastrzeli - westchnęła.
- Jasne, a potem twój duch będzie nas straszył po nocach.
- Wiesz co? Idź jednak do tej przychodni.
- Masz spóźniony okres, prawda? - Dla niego zawsze była pokręcona, ale teraz to już przesada. Nawet Wilson nie był tak rozchwiany.
- I przeproś pacjenta. Swoją drogą - nie mam pojęcia, jak zdołałeś kogoś obrazić, nie będąc nawet w klinice! - Pokiwała głową z politowaniem.
- To dar.
- Chyba zboczenie!
- Zawsze lubiłaś zboczeńców. - Wspólna noc sprawiała, że ich kłótnie nabrały swoistego smaku. Ogień w ich spojrzeniach miał teraz nieco inne podłoże i choć żadne z nich by się do tego nie przyznało, podobało im się to. Bardzo.
- Przeproś.
- To może być trudne.
- Co mu zrobiłeś?! - House obserwował ją z wielką satysfakcją. Miotała się, gubiła. Nie wiedział, czy to przez temperaturę w pokoju, czy może był coraz bliżej postawienia swojej diagnozy.
- To była jego żona - wyjaśnił. Gra toczyła się dalej.
- Chyba jej nie zabiłeś? - Brunetka spojrzała na niego podejrzliwie. Gdy zauważyła, że zwyczajnie sobie z nią pogrywa, uspokoiła się. Przynajmniej jeśli chodziło o sprawy służbowe.
- Chciałbym, ale po prostu powiedziałem jej prawdę. Na miejscu jej męża też unikałbym z nią bliższych kontaktów. Ma więcej włosów na plecach niż Taub w nosie!
Administratorka wykrzywiła usta w grymasie.
- Jesteś dupkiem. Wiesz o tym?
- Jestem szczery. A ty? - Nie spuszczał z niej wzroku.
- Zawsze...
- Jasne - parsknął wymownie. - Szczere są tylko twoje zeznania podatkowe i kwartalne zestawienia finansowe szpitala. Na moment podniosła wzrok. Jednak nic nie odpowiedziała. Tak było zawsze... Zawsze, gdy miał rację.
- Co dalej? - Zaczęła przeszukiwać swoje biurko. Ewidentnie czegoś szukała. W tej chwili wyobraził sobie swoją twarz przyozdobioną klasycznym zszywaczem biurowym.
- Niezaspokojona gorylica pisze pozew.
- Powinnam się obawiać się bardziej niż zwykle?
- Co masz na myśli, mówiąc bardziej?
- Zabiję cię! - syknęła. Jej twarz nabrała koloru pełnej purpury. W górnej szufladzie natrafiła na kolejny pozew.
- Mam pomysł. Zabijmy się razem. Jak Romeo i Julia. - Jej mina była bezcenna.
- Piłeś?
- Nie. Ćpałem. - Uśmiechał się szeroko.
- Przecież pana MacCole'a wyleczyłeś tydzień temu. Nic nie wspominał o pozwie?
Znów to robił. W ułamku sekundy doprowadzał do chęci zamrodowania wszystkiego, co się rusza.
- Po prostu niewdzięczny staruch nie dotarł do ciebie. Nie masz pojęcia, ile mnie kosztowało przekonanie Wilsona, by na pięć sekund zagrał rolę seksownej administratorki. -
Nie sądził, że oczy Cuddy mogą być aż tak duże. Piękne i pochłaniające go bez reszty.
- Powiedziałeś seksownej? - Pierwszej części zdania nawet nie próbowała analizować.
- Sfrustrowanej.
- Nie chce cię dzisiaj widzieć w szpitalu! - Podniosła się miejsca. Tym razem przegiął. Nawet jej święta cierpliwość miała swoje granice.
- Żartowałem.
- Ale ja nie. - I w tym momencie nie była pewna, co sprawiłoby jej większą przyjemność: kochanie się tym doprowadzającym ją do szaleństwa mężczyzną, by udowodnić mu, jak bardzo jej pragnie, czy zwolnienie go, by udowodnić sobie, że wcale tak nie jest.
- W sumie to lubię, kiedy masz okres.
- Nie mam…
- Nie muszę iść do kliniki, nie muszę przepraszać pacjenta i mam ekstra dzień wolny.
- Nikogo nie obraziłeś. Prawda? - W połowie drogi do drzwi zatrzymała się. Powoli odwróciła się w jego stronę.
- Jeszcze nie. Ale pozew pana Malcolma jest prawdziwy.
- MacCole'a. I nienawidzę cię. Ciebie i tych twoich gierek. - Spojrzała na niego z wyrzutem.
- Uwielbiasz moje gierki. - Również podniósł się z miejsca.
- Tak, po prostu popadam w samozachwyt, kiedy udowadniasz mi, jak wielką jestem idiotką.
- Zawsze do usług! - House nie uśmiechał się zbyt często, ale gdy już to robił, jej kolana za każdym razem odmawiały posłuszeństwa.
- Kretyn.
- Ulżyło? – zapytał, stając niebezpiecznie blisko swojej ofiary.
- Odrobinę – powiedziała, uśmiechając się blado. Znów to samo. Cisza. Napięcie. Wyczekiwanie. Pełen erotyzm.
- Cuddy...
- Dlaczego to robisz? – zapytała, próbując się odsunąć, ale zamknięte drzwi za plecami nie ułatwiały jej zadania.
- Nie wiem - odpowiedział zgodnie z prawdą. W tej chwili, gdzieś pomiędzy jego nadzieją i swoim zakłopotaniem zrozumiała, że przed tym nie ucieknie. To był House. Człowiek, który nigdy nie odpuszczał. Jeśli chciał poznać odpowiedź, nic nie było w stanie go powstrzymać. Nawet ona.
- House, musimy coś z tym zrobić. Nie możesz sobie ze mną w ten sposób pogrywać. Jestem twoją szefową. Popełniłam błąd, ale to nie daje ci prawa do tego, by się nade mną znęcać w ten sposób. Uprawialiśmy seks. Stało się. Musimy nauczyć się z tym żyć. Poważna rozmowa, oto, co nas czeka. Ale nie tutaj. Czekam na ciebie w domu - dodała, sama nie wiedząc, co właściwie zamierza. House i jego analityczny umysł byli gdzieś na początku tej tyrady, więc zanim zdołał się otrząsnąć i zrozumieć sens wystrzeliwanych w niego niczym podwodne torpedy administratorskich słów, jej już nie było. Siedział, analizując to, co powiedziała i jej dziwne zachowanie. Najpierw go unika, a po chwili zaprasza do siebie. To nie miało sensu, chyba że...
Cholera! - pomyślał. Był pewien, że kazała mu przyjść mając pewność, że nie przyjdzie. Te gadki o poważnej rozmowie… Myślała, że go przestraszy. Więc taki był plan. Gdyby się wycofał, miałaby go w garści. Ucięłaby łeb sprawie i jeszcze zwaliła to na niego. Miał problem. Wizja szczerej pogawędki odrobinę go przerażała. Nawet bardziej niż odrobinę. Czasem zapominał, kto jest jego przeciwnikiem. Cuddy dobrze wiedziała, gdzie uderzyć, by skutecznie sabotować jego działania. A przecież to on miał być myśliwym w tej grze, więc jakim cudem to Cuddy wymachiwała mu przed oczami naładowaną bronią? Zdecydowanie miał problem. Poważna rozmowa, czyli rozmowa o uczuciach. O rzeczach, o których nigdy nie myślał, a tym bardziej nie rozmawiał.
Od początku zdawał sobie sprawę z tego, że igra z ogniem. Ta kobieta nigdy nie była mu obojętna. W głębi duszy doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich uczuć względem niej. I choć bardzo nie chciał się do tego przyznać, potrafiłby je nazwać. I dopiero to przerażało. Ale nie byłby sobą, gdyby się poddał. Nie zamierzał pozwolić jej wygrać. Nie tym razem. Nie miał pojęcia do czego to wszystko miało doprowadzić, ale jednego był pewny. Chciał ją dziś zobaczyć. Znów. Bez względu na ryzyko. Widział ją pięć minut temu, a już tęsknił. Za tym ognistym spojrzeniem. Za jej uśmiechem i złością, które sprawiały, że budziły się w nim dziwne uczucia. Czyżby odpowiedź, której tak szukał, tkwiła w nim samym? Cuddy osiągnęła swój cel. Już niczego nie był pewny, a obecna diagnoza brzmiała: kretynizm zaawansowany objawiający się zupełnym brakiem racjonalnych działań. I tym razem nie miał ma myśli ani Cuddy, ani Wilsona.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
shattered
Pacjent
Dołączył: 05 Lis 2010
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:25, 28 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Mam pomysł. Zabijmy się razem. Jak Romeo i Julia. - Jej mina była bezcenna.
- Piłeś?
- Nie. Ćpałem. - Uśmiechał się szeroko. |
To jeden z wielu fragmentów, przy leżę i kwiczę Uwielbiam to Twoje poczucie humoru!
Cytat: | Widział ją pięć minut temu, a już tęsknił. Za tym ognistym spojrzeniem. Za jej uśmiechem i złością, które sprawiały, że budziły się w nim dziwne uczucia. Czyżby odpowiedź, której tak szukał, tkwiła w nim samym? |
I takie opisy też uwielbiam. Tak wiele mówią o Housie, o tym, jak bardzo pragnie Cuddy, choć ma problemy z tym, by przyznać się do tego nawet przed samym sobą.
Dobra robota.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:58, 29 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
I znowu mi to robią... mam internet, nie piszą nie mam internetu, piszą robicie to specjalnie, prawda?
"- Myślę, że ten etap mamy już za sobą. Podobam ci się dokładnie taki, jaki jestem. - Obdarował ją swoim najbardziej rozbrajającym uśmiechem. "
Właśnie mi też się taki podoba
"- Moje potrzeby są niczym niekończąca się opowieść.
- Raczej jak Lassie. Długie, łzawe i powodujące skręt jelit. "
Lassie Eeee dlaczego ona nie lubi Lassie?
"- Błagam, niech mnie ktoś zastrzeli - westchnęła. "
Mogę ja? Prosi Tylko... nie wiem, czy zakład pogrzebowy robi takie specjalne trumny z wycięciem na tyłek
"- Co mu zrobiłeś?! - House obserwował ją z wielką satysfakcją. Miotała się, gubiła. Nie wiedział, czy to przez temperaturę w pokoju, czy może był coraz bliżej postawienia swojej diagnozy. "
To albo... ten spóźniający się okres
"- Co dalej? - Zaczęła przeszukiwać swoje biurko. Ewidentnie czegoś szukała."
Mam nadzieję, że nie karabinu
"- Mam pomysł. Zabijmy się razem. Jak Romeo i Julia. - Jej mina była bezcenna."
Niech ich ktoś wypisze z "Klubu książki" i wypożyczalni DVD Za dużo czytają i oglądają
Uuuuu Zapowiada się ciekawie Wena i... Ty wiesz co
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:45, 30 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Ach, Lisku! Ty i te Twoje idelane Huddy Nie wiem jak Ty to robisz, że opisujesz ich rozmowy jako taką faktyczną przepychankę słowną. Piszesz takie stare, dobre Huddy. Uwielbiam to w Twoich tekstach. Takie powrót do przeszłości
Cytat: | - Moje potrzeby są niczym niekończąca się opowieść.
- Raczej jak Lassie. Długie, łzawe i powodujące skręt jelit.
- Sam urok. - Zmierzył ją od stóp do głów. |
Och, Mademoiselle (Madame )... fantastique! Serio, właśnie to jest najlepsze wydanie Huddy. I jakie nawiązania do filmów, haha. I no właśnie... dlaczego ona nie lubi Lassie??? Wszyscy lubią Lassie... i House'a
Cytat: | - Zabiję cię! - syknęła. Jej twarz nabrała koloru pełnej purpury. W górnej szufladzie natrafiła na kolejny pozew.
- Mam pomysł. Zabijmy się razem. Jak Romeo i Julia. - Jej mina była bezcenna.
- Piłeś?
- Nie. Ćpałem. - Uśmiechał się szeroko. |
I kolejna czarna perła wśród sznurka tych białych I kolejne nawiązanie filmowe, haha... albo książkowe, jak kto woli;) I na miejcu Cuddy doceniłabym to, że się przyznał, haha.
A tak na poważnie to intruguje mnei co zrobi Twój House. Czy pójdzie do Cuddy... znaczy myślę, że na złość jej tak właśnie zrobi, ale co będzie sie działa jak już wejdzie do jej domu? I jak Cuddy zareaguje na jego widok? I jak się to wszystko skończy dla obojga? Krótko mówiąc teraz będzie mnie to męczyć i dręczyć tak długo, aż coś napiszesz. I ładnie opisałaś to wszystko na końcu. Biedny, nie wiedzący co zrobić House;)
Pozdrawiam i całuję!
Weny, Mistrzu
Szpilka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 11:06, 04 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Dziękuję Wszystkim czytającym
Przed Wami liskowego Huddy ciąg dalszy. Od następnej części postaram się już skupić na tych trudniejszych elementach Huddystycznego związku. Nie, żeby pisanie o tym aspekcie związku było łatwe, bo nie jest Mam na myśli, że trudniejsze dla naszej dwójki Nie wiem ile jeszcze części będzie? Koniec mniej więcej już jest. Teraz tylko zależy, jak wen rozwinie to w środku. Ale myślę, że nie będę Was już zbyt długo męczyć
Zbetowane przez a_cappella
VII
Przez całą drogę powtarzał sobie w kółko, że jest idotą. Że szuka czegoś, co istnieje tylko w jego wyobraźni. Bał się tego. I tego, że z wiekiem robi się zwyczajnie sentymentalny. Kiedyś z pewnością nie przejąłby się tym tak bardzo. Przeleciała go szefowa. Seksowna szefowa. I co z tego? Zwyczajnie by to wykorzystał. Bez durnych analiz i ckliwych podchodów. Zatrzymał się na czerwonym świetle. Dziwił się, że w ogóle je zobaczył.
To byłaby ironia. - Uśmiechnął się sam do siebie. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, ale przypadek wciąż pozostawał nierozwikłany. - Przeklęta - wypowiedział niemal bezgłośnie. Sam nie wiedział, na co liczył. Nie miał pojęcia, co zrobi, jak ją znów zobaczy, co jej powie? I najważniejsze, co ona zrobi? Dźwięk piszczących klaksonów wyrwał go z zamyślenia. Niestety, zielonego światła już nie zobaczył. Wywrócił oczami i, klnąc pod nosem, ruszył dalej. Dotarł pod jej dom. Zaparkował samochód na trawniku i powolnym krokiem ruszył w stronę zielonych drzwi. Przez okno dostrzegł palące się światło. Sięgnął pod lekko oprószoną śniegiem doniczkę, jednak po chwili zmienił zdanie. Przeniósł ciężar ciała na zdrową nogę, a trzymaną w prawej ręce laską dał wyraźny znak, że stoi po drugiej stronie ciągle zamkniętych drzwi.
- Cuddy, nie wygłupiaj się! Rusz te swoje wielkie cztery litery, nim moje zamarzną!
Otworzyła mu w getrach i długim golfie.
Coś jakby powtórka z historii, pomyślał. A potem spojrzał jej w oczy i znów zapragnął tylko jednego. Stał tam, wbijając w nią rozpalone spojrzenie. Nie mogła uwierzyć, że mimo wszystko przyszedł. Nie chciała go widzieć. Wiedziała, co jej grozi. Drżała. Nie z zimna. Jego obecność, spojrzenie, zapach... Przypominały jej to wszystko, o czym marzyła i to wszystko, o czym pragnęła zapomnieć. Jego twarz skupiona tylko na niej. Oczy skrupulatnie rejestrujące każdy ruch, mrugnięcie, dreszcz. Mogliby tak stać bez końca. Niestety, jej bose stopy poczuły zimny powiew wiatru wdzierający się do pomieszczenia. Ocknęła się.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać - odpowiedział męskim, lekko ochrypłym głosem. - To twój pomysł – przypomniał, widząc jej zdumione spojrzenie.
Kocham cię!, bezgłośnie wykrzyczało jej serce. Obserwowała, jak obejmuje go za szyję, jak wspina się na zmarzniętych palcach, delikatnie muskając jego usta. Widziała, jak on przyciąga jej drobne ciało do siebie. Bardzo blisko. Mocno. Niemal czuła, jak jego dłonie błądzą po jej plecach. Czuła mrowienie w żołądku. Wizja była tak realna, że niemal uwierzyła, że to dzieje się naprawdę. A potem zrozumiała, że właśnie przed tym uciekała. Podniosła wzrok. Uśmiechał się nieznacznie. Ciągle stał w tym samym miejscu. Podświadomie wyczuwała, że on wie. Że zna jej mroczną tajemnicę.
- Wpuścisz mnie do środka czy poczekasz, aż pokryję się szronem?
Nic nie odpowiedziała. Udała się w stronę salonu. To mu wystarczyło. Zatrzasnął drzwi. W butach zostawiających mokre ślady na dywanie i w płaszczu przyozdobionym białym puchem podążył za nią.
- Dzięki, właśnie skończyłam sprzątać. - Posłała mu oburzone spojrzenie. Cały wieczór zastanawiała się, czy przyjdzie. Miała nadzieję, że odpuści. Jak zwykle. Bo do tej pory nie wymyśliła, co będzie, gdy się jednak zjawi. Miała świadomość, że House czyta z niej jak z otwartej księgi, a potem z premedytacją robi jej na przekór. Wiedziała, że doskonale zinterpretuje jej intencje. Otwarcie go zaprosiła, czyli nie chce, by przyszedł. Proste. Logiczne. Ale nie w jego stylu. On zawsze musiał robić wszystko po swojemu.
- Wygodna kanapa - rzucił, rozsiadając się na wspomnianym meblu. Wywróciła oczami. Zrozumiała aluzję.
- Po co to robisz? - Podeszła bliżej, wyraźnie rzucając mu wyzwanie. Lisa Cuddy nie składała broni nawet wtedy, gdy była pod ścianą. To zawsze mu imponowało. Milczał. Napawał się jej widokiem. W takim stanie podobała mu się najbardziej. Był silniejszy, odporniejszy, walczył nie fair, a mimo to ona zawsze potrafiła stawić mu czoła.
- Byłam pewna, że po prostu wykorzystasz moją niepoczytalność i tyle.
- Twoja słabość do mnie zawsze mnie intrygowała, ale nigdy nie wykorzystałbym jej przeciwko tobie.
- Powiedziałam niepoczytalność, nie słabość. Nie jesteś aż tak wyjątkowy.
Wciąż się uśmiechał, jakby jej słowa w ogóle nie miały znaczenia. Dla niego nie miały. Nie w tej chwili. Wiedział, jak bardzo się boi. Widział to w jej spojrzeniu. Ale poza strachem było coś jeszcze. Jej rozpalone policzki, spłycony i przyspieszony oddech mówiły same za siebie. Nigdy nie potrafiła kłamać. Nie jemu. Nachylił się delikatnie w jej stronę i dopiero wtedy do niej dotarło, że stała między jego nogami, a on bezczelnie gapił się w jej dekolt.
Zaraz, mam na sobie golf, pomyślała.
- Czy ty nie masz stanika? - Na ziemię sprowadził ją niezwykle podniecający głos. Każda komórka, każdy nerw w jej ciele marzyły tylko o jednym.
- House... - Wiedziała, że to powinien być krzyk oburzenia, a nie niemy odgłos kapitulacji. Niestety, w tej chwili już nic mogła zrobić. Ten mężczyzna obezwładniał ją w każdym tego słowa znaczeniu.
- Coś nie daje mi spokoju. - Odsunął się od niej nieznacznie. Był opanowany i spokojny. Irytująco pewny siebie. Jak zwykle. Przeniósł swoje analityczne spojrzenie na jej usta, nos, aż w końcu w jej oczach zagościł ten niezwykły błękit.
- Co takiego sprawia, że Gregory House nie może spać spokojnie? - Jej galopujące w piersi serce ostatecznie przestało słuchać poleceń racjonalnego umysłu. Podjęła z nim tę niebezpieczną grę.
- Powody, dla których moja szefowa się ze mną przespała – dodał, podnosząc się z miejsca, a tym samym niemal sklejając ich ciała ze sobą.
- Od kiedy powody mają dla ciebie znaczenie? - wyszeptała wprost w jego usta.
- Zawsze miały – odpowiedział, muskając ustami jej policzki i szyję. Drżała. Drżała w jego ramionach, poddając mu się bezwolnie. Chyba właśnie uzyskał swoją odpowiedź. Poczuła ciepłe dłonie wkradające się pod jej golf. Jego sylwetka napierała na nią, zmuszając do powolnego przemieszczania się w stronę sypialni. Oboje pragnęli tego jak niczego innego na świecie. Byli tu i teraz. Szczęśliwi. Targani tysiącem najróżniejszych emocji. A każda wyrażała jedno - miłość. Od zawsze ich ku sobie ciągnęło. Wiedzieli o tym. Czuli to. Ale zazwyczaj udawało się im nad tym zapanować. Zignorować, obrócić w żart czy zagłuszyć ognistą kłótnią. Teraz było inaczej. W dniu, w którym Lisa Cuddy złożyła niezapowiedzianą wizytę swojemu pracownikowi, zmieniło się wszystko. Myślała, że zwyczajnie się wykorzystają i wszystko wróci do normy. Znała swoje uczucia, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że będzie cierpieć, ale w tamtym momencie o tym nie myślała. Nagły impuls zrodził w niej potrzebę prawdziwej bliskości. Nie z jej chłopakiem, Lucasem. Z jedynym mężczyzną, którego naprawdę kocha. Z nim. Była pewna, że on zwyczajnie to wykorzysta. Potem rzuci kilka kąśliwych uwag i będzie jej to wypominał do końca życia, ale nic poza tym. Nie miała nawet cienia nadziei, że on... postąpi inaczej. Że jej słabość jest również jego słabością.
- Chciałbym to usłyszeć - wyszeptał w jej odsłonięty już dekolt. Spojrzała na niego. Jego oczy chłonęły ją żywcem. Nigdy nie czuła się piękniejsza niż w tej chwili.
- Co takiego jeszcze musisz usłyszeć? – zapytała, rumieniąc się pod wpływem jego wzroku. Nawet nie zauważyła, kiedy znaleźli się w sypialni.
- Dobrze wiesz. - Uśmiechnął się zadziornie. Usiadł na łóżku przyciągając ją do siebie. W tej chwili jego usta zajęły się jej brzuchem. Czuł, jak kobieta z każdą sekundą coraz wyraźniej traci nad sobą panowanie. Z każdym ruchem jego języka, z każdym pocałunkiem i niespiesznym ruchem dłoni jej oddech przyspieszał, spłycał się. Cokolwiek by mu w tej chwili odpowiedziała, on i tak wiedział swoje. Ta kobieta należała już tylko do niego.
- Przecież sam widzisz, że jestem słaba i najwyraźniej nie do końca poczytalna. - Z jej ust wydobył się przeciągły jęk. - Nie muszę tego mówić. - Zaśmiał się, pociągając ją na siebie, a następnie przewracając się na łóżku. Oboje byli już praktycznie nadzy. Jego rozbudowany tors całkowicie przysłaniał jej drobną sylwetkę. Została otulona przez silne ramiona zakleszczające ją w żelaznym uścisku.
- Nie to miałem na myśli… - Złapał jej nadgarstki i przytrzymał je nad głową.
- Chyba mnie nie zwiążesz? - Jej oczy na moment zabłysły blaskiem autentycznego przerażenia, a zarazem prawdziwego podniecenia.
- Nie kuś. - Złożył na jej rozpalonych ustach bardzo głęboki, przepełniony pajsą pocałunek. - Chociaż jeśli to ma być jedyny sposób, byś w końcu przyznała, co do mnie czujesz, to chyba nie będę miał wyboru - wypowiedział z autentyczną powagą w głosie. Ani na moment nie zaprzestawał pieszczot. Całował jej szyję, dekolt, piersi. Jego dłonie wędrowały wzdłuż jej ud. W górę i w dół. Każdym ruchem swojego ciała doprowadzał ją do szaleństwa. Zrozumiała, że to dzieje się naprawdę. Że to wszystko, co do tej pory pozostawało w sferze marzeń, stało się rzeczywistością. Najskrytsze marzenie i najpiękniejsze sny właśnie się spełniały. Kochał ją. Nie miała żadnej wątpliwości. Tym razem to on do niej przyszedł. Dała mu wolną rękę. Szeroko otwarła drzwi z napisem „Wyjście ewakuacyjne”, a on mimo wszystko został. Nie powiedziała nic, co zmusiłoby go do pozostania. Sam doprowadził do chwili, w której obecnie się znajdują. On również tego pragnął.
- House... - powiedziała zdławionym głosem. Jego poczynania pod kołdrą pozbawiały ją zmysłów. Niespiesznie podniósł głowę i przeniósł swoje błękitne spojrzenie na jej rozpaloną twarz. Byli tak blisko, jak nigdy wcześniej. Ich dusze przenikały się nawzajem, a serca biły wspólnym rytmem. - Pragnę cię - dodała trawiona szałem namiętności. - Zawsze...
Nie mógł się nie uśmiechnąć. Na jego twarzy pojawiła się prawdziwa męska duma.
- Pragniesz mnie i...? - Jego usta wędrowały wzdłuż linii jej szczęki. Całował jej podbródek, torturował nieznośnie.
- I kocham cię - wypowiedziała wprost w jego usta. Wiedziała, że tę walkę przegra. Wiedziała to od dnia, w którym zrozumiała, co tak naprawdę do niego czuje. Pocałunek oddawał dokładnie to, co czuli - ogień. Gdy w końcu zdołała oderwać się od jego ust, zmieniła pozycję. Teraz ona była górą. Obsypywała pocałunkami jego klatkę piersiową i brzuch. Jego dłonie wędrowały wzdłuż jej pleców i jędrnych pośladków. Nie był w stanie już dłużej znieść tych boskich tortur. Jej piękne ciało prężyło się tuż przed jego oczami. Zatracił się w tej kobiecie całkowicie.
- Pragnę cię. - Jednym ruchem sprawił, że to on znów znalazł się na górze, przygniatając jej rozpalone ciało całym sobą. Znów zatracili się w kolejnym namiętnym pocałunku.
- Pragniesz mnie i...? - Bezbłędnie wczuła się w jego rolę. Nawet w takiej chwili nie potrafili odpuścić. W ich przypadku liczył się każdy gest i każde słowo.
- I wiesz dobrze, co. - Zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem. Nic więcej nie odpowiedziała. Nie była w stanie. Oboje znaleźli się już w momencie, w którym mogły przemawiać za nich już tylko urywane oddechy i ciche jęki ciał i serc oddających się sobie nawzajem.
Obudziło ją dziwne ciepło otulające jej ciało niemal z każdej strony. Otworzyła oczy i ukazał się jej najpiękniejszy widok, jaki mogła sobie wymarzyć. On.
- Takie wpatrywanie się w kogoś zakrawa niemal na zboczenie.
Wzdrygnęła się, słysząc jego zaspany głos.
- Nie wpatrywałam się! - stanowczo zaprzeczyła. - Po prostu byłam ciekawa, czy jeszcze śpisz. - Zrobiła naburmuszoną minę. I w tym momencie do niego dotarło, że to niewątpliwe wariactwo, w które się pakują, z każdą chwilą podoba mu się coraz bardziej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Wto 20:42, 04 Sty 2011, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 11:20, 05 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Pierwsza zaraz wrócę muszę tylko zmienić repertuar muzyczny Nie mogę tu śpiewać tego samego co u Szpilki
Dobra! Mam piosenkę Szpilka też ją lubi, prawda
"Take me away! (Take me away) A secret place! (A secret place) A sweet escape! (A sweet escape) Take me away! (Take me away) Take me away! (Take me away) To better days! (To better days)
Take me away! (Take me away) A hiding place! (A hiding place)
Theres this place that I go that nobody knows where the rivers flow And I call it home And there's no more lies and the darkness is light And nobody cries! Theres only butterflies!!!" (Tak, najlepiej mi idzie śpiewanie tego kawałka )
Nie zwracaj na mnie uwagi
"Przeleciała go szefowa. Seksowna szefowa. I co z tego?"
Jak to co? Prokuratura
"Zaparkował samochód"
Co wy macie z tymi samochodami? Najpierw u Szpilki bez klimatyzacji (też cię kochana lubię ) teraz tu... A gdzie jest dobra, kochana Honda CBR 1000 rocznik 2005 malowanie Repsol?
"- Cuddy, nie wygłupiaj się! Rusz te swoje wielkie cztery litery, nim moje zamarzną! "
I zima wcale nie przeszkadza w jeździe motocyklem wystarczą czarne ulice
"- Powiedziałam niepoczytalność, nie słabość. Nie jesteś aż tak wyjątkowy. "
*Skacze do góry z wyciągniętą ręką* Mogę, mogę ją wyprowadzić z błędu? Jest!
"- Przecież sam widzisz, że jestem słaba i najwyraźniej nie do końca poczytalna"
Czyli jednak zamawiamy ten kaftanik
Tak! Są razem! I się kochają (niekoniecznie tylko... fizycznie ) I czego chcieć więcej? A tak, przypomniało mi się Następnej części I ja bardziej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Śro 12:10, 05 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zuu
Internista
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:05, 05 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
aj jajaj... Mam zaległości
Kolejne części są naprawdę super.
Niewyżyte yeti, rozmowy z wilsonem, głupie kaczuszki, piękna cuddy no i housowy house ach.. No po prostu super i już
Jedna tylko uwaga: jak cuddy będzie mieć dreszcze w takiej intensywności a jej oddech będzie się tak spłycał i galopował to ona nam tu na jakieś astmatyczne napady zejdzie
Jeszcze raz przepraszam za zaległości, ale byłam zajęta swoim bazgroleniem... Więc tak, pamiętaj że czytam
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:23, 06 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Hej, hej Co ja mam Ci jeszcze mówić? Nie wiem. Siedzę i myślę. Jak widać już kilka dni Na pewno podoba mi się jak oni oboje chcą, ale i tak trudno im to sobie powiedzieć. I to, że mimo wszystko to akurat House robi pierwszy ruch. Fajnie, że miał na to odwagę. Że do niej pojechał. I dobrze, że cały czas jest obecna miedzy nimi taka przepychanka słowna. Coś co jest/było nieodłączną częścią Huddy, czyli coś za co ich uwielbiam od zawsze i na zawsze... przynajmniej w takim wydaniu. Ty to zawsze umiesz tak ładnie napisać Wychodzi to Tobie tak naturalnie, że mogę sobie wyobrazić jak Greg odpowiada w taki sposób na zaczepkę Cuddy lub na odwrót. No właśnie - Cuddy. Też ją tu lubię, a to już swego rodzaju niezwykłe zjawisko (taa, lubię Huddy, ale nie lubię Cuddy... tak jak lubię "Harry'ego Pottera", ale nie lubię Herry'ego ). Po drugie cudownie, że wyznali sobie w końcu miłość. Cuddy normalnie, jak to na normalnego człowieka przystało i House po swojemu w mroku jego ukochanych niedomówien i przemilczeń (swoją drogą lubię go za to, choć wiem, że pewnie straciłby przez to przy bliższym poznaniu). Teraz tylko ciekawe co dalej? Mam nadzieję, że już niedługo zobaczymy czy House pożałuje, że przyszedł do Cuddy, a może to Lisa będzie zła na siebie za to, że pozowlila mu wejść? Moja optymistyczna dusza prosi, abym dodała: może nikt nie będzie niczego żałował i będą szczęśliwi? Zobaczymy co nam wymyśliłaś
Pozdrawiam!
Weny Mistrzu
Szpilka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
anaR
Pacjent
Dołączył: 06 Sty 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 4:22, 07 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Moja wizja związku House'a i Cuddy jest prawie taka sama
dużo spięć, kłótni, robienia sobie na złość, gierek - które uwielbiam i przede wszystkim napięcia seksualnego, które jest nie rozłączną częścią Huddy.
7 sezon serialu trochę mnie rozczarował pod tymi względami... uważam, że Twój Fick jest dużo lepszy niż scenariusz ;D
David Shore powinien to przeczytać, może by się czegoś ciekawego dowiedział i nauczył
Chyle czoła, Twój oddany fan ;D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:19, 07 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
No, nadrobiłam zaległości
Bardzo to ładnie, subtelnie napisałaś. I nie wyszła im poważna rozmowa... Bo przecież IM nie wychodzą poważne rozmowy, to do nich nie pasuje. Do nich pasuje chemia, szaleństwo, impulsy. I to, że żadne z nich nie jest w stanie utrzymać rąk z dala od drugiego
Podoba mi się też unik House'a - ona mu mówi "Kocham cię", on tchórzy (zresztą podobnie jak w serialu).
Aa, i muszę Cię pochwalić - piszesz poprawnie dialogi!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:33, 09 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Po pierwsze chciałam podziękować Wszystkim, którzy oprócz tego, że czytają jeszcze dodatkowo poświęcają swój czas na komentowanie Bardzo Wam dziękuję.
Oluś Na Ciebie nie można, nie zwrócić uwagi
Honda czeka na odwilż
Dziękuję za wszystko
Zuu, witaj
Z tą Cuddy, to w sumie racja, postaram się jej tak nie męczyć
Dzięki.
Szpilka Cokolwiek powiesz, ja jestem na tak. Z wyjątkiem tego mistrza oczywiście
Mój wen z reguły jest dość, no dobra, bardzo przewidywalny, ale mam nadzieję, że w tym fiku zaskoczy i mnie i Was
anaR, witaj
Łał, chyba jesteś pierwszą osobą płci męskiej, która skomentowała to, co napisałam. Bardzo mi miło.
Dzięki
Pirania
Tak, Huddy jest bardzo specyficzne, ale chyba właśnie za to je tak uwielbiam. To, co o nich napisałaś sprawia, że ten związek jest tak ciekawy. No, chociaż w serialu, w końcu to powiedział, u mnie nie. House nie musi mówić wszystkiego, w jego przypadku czyny mówią więcej niż słowa. Poprawność dialogów, to zasługa mojej niezawodnej bety
Zbetowane przez niezastąpioną a_cappellę
VIII
- Wilson, ratuj! - Do gabinetu najlepszego onkologa w Princeton wpakował się osobnik z laską w jednej ręce i kubkiem kawy w drugiej. James, z sobie tylko zrozumiałym, stoickim spokojem, podniósł wzrok na intruza.
- O co chodzi?
- A jak myślisz, genialny Watsonie? - Widząc pytające spojrzenie towarzysza, przewrócił oczami. - Zaczyna się na "C", a kończy na "wielki administratorski..."
- Tak, wiem, jesteście razem. Już zacząłem gromadzić zapasy na wypadek tego armagedonu, który z pewnością wkrótce nastąpi.
House wpatrywał się w przyjaciela nieprzeniknionym spojrzeniem.
- I nie musiałeś mi przysyłać zdjęć bielizny Cuddy. - Spojrzał na rozmówcę z wyrzutem. - To, że masz do niej dostęp, jeszcze o niczym nie świadczy. Nie w twoim przypadku, House.
Na te słowa diagnosta nie mógł się nie uśmiechnąć. Wilson zrozumiał, że w ten sposób obdarzył go tylko kolejnym komplementem.
- Poczekaj, aż dostaniesz filmik wideo. Chciałem nakręcić coś wczoraj, ale Cuddy jest strasznie wstydliwa.
- Byłeś wczoraj u Cuddy? - Przyjaciel wyraźnie się zainteresował.
- W sumie dzisiaj rano też - dodał, upijając kolejny łyk czarnego napoju. Oczy onkologa zwęziły się, jasno określając jego tok myślowy. - Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że ona...
- Chce cię zabić. - Zniecierpliwiony James wszedł mu w słowo.
- Jeszcze nie. Zresztą to coś gorszego...
- Wiem! Ta podstępna żmija wysyła cię do przychodni. - Mężczyzna oparł się wygodnie na fotelu i obdarzył diagnostę rozbawionym spojrzeniem.
- Nazwałeś Cuddy żmiją?
- Wczuwam się w twój sposób myślenia - wyjaśnił, lekko zakłopotany swoją wypowiedzią. Prawda była jednak taka, że oboje uwielbiali te filozoficzne wymiany zdań. I sprawiały im one wiele radości. Do czego, oczywiście, nigdy by się przed sobą nie przyznali.
- Chyba się we mnie zakochała - rzucił, opierając podbródek na dłoniach. Można było odnieść wrażenie, że informuje przyjaciela o aktualnym kursie walut. Onkolog omal nie spadł ze swojego wygodnego siedziska. Jego oczy wyrażały pełnię zdziwienia, ale wdzierający się na twarz uśmieszek szybko zmył to wrażenie.
- Skąd ten pomysł?
- Wczoraj dwóch pacjentów złożyło na mnie skargę. Dwóch jednego dnia - podkreślił.
- Niebywałe. To prawie tak niespotykane, jak opady śniegu w grudniu. - Pod wpływem zabójczego spojrzenia diagnosty postanowił jednak zamilknąć i wysłuchać go do końca. Z czystej ciekawości.
- Wczoraj złożyli skargę. Byli nieźle wkurzeni, a ja po prostu chciałem sprawdzić, czy wredny doktor Santos jest tak głupi, na jakiego wygląda. Jest. - Uśmiechnął się. Ewidentnie rozpierała go duma. - Zdołałem wyperswadować temu pseudoadministratorskiemu asystentowi, że psucie humoru swojej szefowej tuż przed końcem dnia nie jest dobrym pomysłem. Pozwy miały trafić do niej dopiero dziś. Była w pracy o siódmej. Niemożliwe, by ich jeszcze nie czytała. Widziała mnie o jedenastej i nic.
- Łoł, łoł... Skąd wiesz, że była w pracy o siódmej? - O ile onkolog wcześniejsze rewelacje diagnosty traktował z przymrużeniem oka, teraz przeszło mu przez myśl, że to faktycznie może być ten jeden wyjątek, w którym jego przyjaciel mówi prawdę. Tak czy owak, coś było na rzeczy. - Widziałem cię na parkingu grubo po dziesiątej - dodał, starając się podejść rozmówcę.
- Moja strona łóżka podniosła się o kilkanaście centymetrów gdzieś po piątej - jej cztery litery właśnie wtedy wyruszyły na podbój łazienki. Potem pamiętam już tylko schylającą się postać i tyłek przysłaniający księżyc, musiała więc wyjechać koło szóstej trzydzieści. Znając jej nudny styl jazdy, była tu około siódmej. - Wzruszył ramionami. Wilson wpatrywał się w niego z podziwem. Jego analityczny umysł zawsze go zadziwiał.
- Na twoim miejscu nie martwiłbym się tym, że ci się upiecze, ale tym, że jak cię dorwie...
- Daruj sobie. Mówię ci, że coś jest nie tak. I z czego się śmiejesz?! - zapytał, widząc wyraźne rozbawienie przyjaciela.
- Naprawdę nie dostrzegasz ironii w tej sytuacji?
- Nie groziła, nie wrzeszczała...
- Może stwierdziła, że to i tak nic nie da.
- Ale zawsze tak było. Ja działam, ona reaguje.
- I martwisz się, bo nagle przestała.
- Nie jestem zmartwiony. Jestem zaniepokojony. Nie znasz wszystkich faktów. To znaczy znasz, ale mi nie wierzysz.
- Więc uważasz, że się w tobie zakochała i z tego powodu nie chce się już z tobą bawić w kotka i myszkę?
- Mniej więcej. Pomijając zoologiczną część twojej analizy.
- House, jeśli Cuddy cokolwiek do ciebie czuje, czuła to już wcześniej, więc cała ta sytuacja ma raczej związek z tym, że jej uroczy asystent dostaje drgawek na twój widok i pewnie jeszcze nie zdążył jej dostarczyć najnowszych wieści, a nie z tym, że, zakochując się w tobie, straciła rozum. Chociaż, jakby się zastanowić...
- Dzięki - syknął, podnosząc się z miejsca. - Jak zwykle mi pomogłeś. To niesamowite, z jaką łatwością potrafisz doprowadzić człowieka do myśli samobójczych w… - spojrzał na zegarek - …w dziesięć minut! - Zrobił obrażoną minę i wyszedł, zostawiając uśmiechającego się do siebie onkologa.
Siedziała i rozmyślała. Lisa Cuddy w ogóle nie była w stanie skupić się na pracy. Właśnie skończyła rozmawiać z Mirandą. Miała bardzo wyrozumiałą nianię, na którą zawsze mogła liczyć, ale dziś postanowiła, że wróci do domu wcześniej i cały wieczór poświęci swojej córeczce, która właśnie dziś wraca od babci. Do tej pory nie była w stanie uwierzyć, że ktoś może być tak szczęśliwy jak ona w tej chwili. Zastanawiała się, czy marzenia mogą się spełniać, tak ot, po prostu. Jej właśnie się spełniły. Czy mogła chcieć czegoś więcej? Gdy się rano obudziła, była najszczęśliwszą kobietą na świecie. House, mężczyzna jej życia, spał sobie spokojnie z ręką przerzuconą przez jej biodro. Czuła jego ciepło i miłość. Jakikolwiek byłby z niego zimny drań, kochał ją. Na swój sposób, ale to i tak było więcej, niż mogła się spodziewać.
- Nie musisz wracać pamięcią do naszych nocnych igraszek. Mój gabinet jest całkiem niedaleko! - Spojrzał na nią, a ogników w jego oczach nie sposób było nie zauważyć.
- House! - Wyglądała na nieco zakłopotaną, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że miał rację.
- Dlaczego mi się nie dostało? – zapytał, nadal stojąc w bezpiecznej odległości, tuż przy drzwiach. Tak na wszelki wypadek. Brwi Cuddy zwęziły się, tworząc cienką linię. Nie miała najmniejszego pojęcia, o co mu chodzi. Przez głowę przebiegało jej milion pomysłów swojego niepoczytalnego pracownika, od wywieszenia w holu jej czerwonych stringów po niewinny filmik z jej udziałem, wyświetlany w pokoju lekarskim. Na szczęście gdy przypomniała sobie, że diagnosta był zbyt zajęty jej osobą, by ustawić w sypialni obiektyw, odetchnęła z ulgą.
- Cokolwiek zrobiłeś albo zrobisz, nie waż się wykorzystywać tego, co jest między nami. - Nie wyglądała na zdenerwowaną. Przynajmniej jeszcze nie.
- Gdybym wiedział, że seks tak cię uspokaja, zdecydowałbym się wcześniej. Uniknąłbym robienia z siebie idioty i przepraszania nadętych bubków.
- Nigdy ich nie przepraszasz, a ja powoli tracę cierpliwość. Gdybyś nie zauważył, pracuję.
- Faktycznie, wybacz. Nie zauważyłem - dodał, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Przyszedłeś w konkretnym celu czy Wilson był zajęty?
- Nie udawaj. Dobrze wiesz, o czym mówię. Kiedyś już dawno próbowałbyś mnie zabić za te dwa pozwy! - Nie wytrzymał. Podszedł do niej bardzo blisko. Nachylił się, by wyraźniej widzieć złość w jej oczach. O tak, o to mu chodziło.
- Że co?! Jakie dwa pozwy?!
- Upsss... Te dwa leżące pod twoim biurkiem. - Spojrzał na białe kartki leżące na szarej wykładzinie.
- House!!! - Momentalnie schyliła się po wspomniane dokumenty. Przemknęła po nich wzrokiem i ścisnęła mocniej w dłoni.
- Wybacz, Wilson czeka. - Niczym rasowy zbieg odwrócił się i tak szybko, jak pozwała mu na to jego noga, zaczął kuśtykać w stronę drzwi.
Cholerny James, pomyślał. Jego przyjaciel znów miał rację, a on znów miał problem.
- Wracaj, idioto!!! Jeszcze z tobą nie skończyłam! Dwa pozwy! Zapłacisz mi za to, House! - Zza mahoniowych drzwi dobiegały do niego słowa czystej poezji. Szedł korytarzem i śmiał się z własnej głupoty. I nie miało dla niego najmniejszego znaczenia, które z nich w tym momencie wychodziło na większego pomyleńca.
Przez ułamek sekundy naszła ją ochota, by ruszyć za nim w pościg, ale gdy zrozumiała, że chyba właśnie o to mu chodziło, również się roześmiała. Wszystko było pokręcone tak jak zwykle i dokładnie tak, jak powinno. Wzięła głęboki oddech i wykręciła pierwszy numer telefonu z pozwu. Czuła, że czeka ją kolejne długie popołudnie. Zanim jednak połączenie zostało zrealizowane, na wyświetlaczu jej komórki pojawił się komunikat:
"Wpadnę wieczorem. Niestety, Wilson nie depiluje nóg tak często jak ty." - Gdyby nie rozmówca po drugiej stronie, niekontrolowany wybuch śmiechu z pewnością nie minąłby tak szybko.
- Witam, tu doktor Lisa Cuddy, dyrektor medyczny szpitala Princeton. Dzwonię w sprawie incydentu z udziałem doktora House'a...
Stał przy automacie z batonikami i czekał na odpowiedź. Po chwili poczuł wibracje telefonu. Wyjął urządzenie i uśmiech samozadowolenia momentalnie zniknął z jego twarzy.
Nadawca: Cuddy.
Treść wiadomości: "Wybacz, ten wieczór będziesz musiał spędzić z owłosionymi nogami Wilsona. Dziś swoją uwagę skupiam na córce. Rachel, gdybyś zapomniał. Nie rób takiej miny. Nadal mam ochotę cię zabić. I mógłbyś w końcu zacząć obrażać normalnych ludzi. Pan Hiroko to debil. Chce pięciu tysięcy za straty moralne!"
Po chwili rozbawienia wynikającej z odczytanej wiadomości uświadomił sobie coś ważnego. Coś, o czym zwyczajnie zapomniał. Ona nie była sama. Lisa Cuddy miała córkę, a on nazywał się Gregory House i nie lubił dzieci.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Nie 11:50, 09 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:02, 09 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Jeśli jutro nie zaliczę tego kolokwium, to będzie to tylko i wyłącznie Twoja wina!
Uwielbiam te dialogi w Twoim wykonaniu, uwielbiam to, że udaje Ci się zachować kanoniczność niesłychanie trudnych bohaterów, jednocześnie tworząc swoją własną rzeczywistość.
Kombinacje House'a, pokręcony tok myślenia, podczas gdy sytuacja jest w gruncie rzeczy niezwykle prosta... Po prostu nie przeczytała tych pozwów, a House już sobie stwarza trzy alternatywne ścieżki myślenia ^^
Kocham ich smsy. Także w serialu najbardziej podobają mi się te sceny z ich udziałem, które nie są stricte ustawione na związek - dotyczą normalnych, codziennych spraw, a czuje się między nimi bliskość i chemię. Świetnie to oddajesz. Chcę więcej smsów ;p bo ja bardzo lubię drobiazgi.
I końcówka. No tak, taki drobny mały szczególik w postaci małej, drobnej dziewczynki. Bardzo lubię Rachel, tak w serialu (jest taka urocza!!!) jak w większości opowiadań. Daje bardzo ładne pole do popisu. Mam nadzieję, że nie będziesz się wykręcać od jej udziału
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
anaR
Pacjent
Dołączył: 06 Sty 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 1:54, 10 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Czytam różne Ficki na tym forum od jakiegoś roku i nie dawno postanowiłem się zarejestrować, żeby móc je też komentować.
Nie jestem polonistą, ani żadnym ekspertem no i moje zdanie pewnie nie bardzo się liczy, ale chce Ci powiedzieć, że twój Fick jest najlepszym, jakiego przeczytałem przez ostatni rok
Z niecierpliwością czekam na następną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|