Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ten jedyny [Z]
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:12, 12 Sie 2009    Temat postu: Ten jedyny [Z]

Dobra... Raz kozie śmierć
Chodziło to opowiadanie jakiś czas za mną, ale wyganiałam ten pomysł z głowy, bo jest taki hm... stricte romansowy. Szczerze mówiąc będzie to totalny harlequin Zobaczymy, jak go przyjmiecie. Jak się spodoba, to go skończę, jak nie... To poleci do szuflady
Zapraszam.


"Ten jedyny."


Zweryfikowane przez autorkę. Jednakże zastrzegam sobie prawo do zmiany klasyfikacji w poszczególnych częściach

Prolog (cz.1)

Wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy, ułożone tego dnia w idealne loki. Powoli stąpała po czerwonym dywanie, z głową wysoko uniesioną do góry. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech. Słyszała jak goście wokół cicho szeptali, wyrażając swój zachwyt na jej widok. Nie dziwiła się im. Musiała przyznać sama przed sobą, że tego dnia wyglądała olśniewająco. Biała, długa i prosta sukienka leżała na niej idealnie, uwydatniając przez skromny, aczkolwiek seksowny dekolt, jej biust. Delikatny makijaż podkreślał oczy i usta, a idealna fryzura z wpiętym we włosy białym kwiatem kończyła dzieło. Była piękna i kobieca. I tak właśnie się czuła. Przepełniała ją pewność siebie, kobiecość i radość.
„Radość” – pomyślała gorzko. Niestety, była to tylko radość. Do szczęścia brakowało jej jednej rzeczy.
Westchnęła cicho i podniosła wzrok na stojącego przy ołtarzu mężczyznę. Ubrany w ciemny garnitur, białą koszulę i beżowy krawat wyglądał jak żywcem wyciągnięty z żurnalu. Uśmiechał się delikatnie, patrząc na nią z całkowitym oddaniem, czułością i miłością. Szczęście w jego oczach, mieszało się z ogromną dumą, że to właśnie on posiadł tę kobietę. Następnie spojrzała na stojącego z boku świadka. Wilson uśmiechał się do niej próbując dodać jej otuchy. Posłała mu niepewny uśmiech.
Przymknęła oczy, widząc, że do ołtarza pozostało jej zaledwie kilka kroków. Miała ostatnią szansę, aby to przerwać.
Nie zrobiła tego.
Stanęła u boku mężczyzny, z którym miała zamiar spędzić resztę swojego życia. Który zdolny był poświęcić dla niej wszystko. Który ją kochał, a ona niczego więcej nie potrzebowała.
Podała świadkowi ślubny bukiet, w którym czerwień mieczyków kontrastowała z bielą lilii.
Specjalnie wybrała takie połączenie. Mieczyki oznaczały walkę oraz wyraz nadziei na spotkanie. Lilie to czyste uczucia. Z jednej strony walczyła o wzniecenie w sobie uczucia w stosunku do mężczyzny, który stał przed nią. Z drugiej wyrażała nadzieję, że jeszcze kiedyś spotka się z osobą, do której jej serce się wyrywało. Może w innym życiu…
Podniosła wzrok napotykając silne spojrzenie zielonych oczu. To nie były te oczy…
Uśmiechnęła się delikatnie, czując jak jego ręce obejmują jej dłonie. To nie były te dłonie…
- Spotkaliśmy się tu, aby – zaczął sędzia, zwracając się do przybyłych gości. Niepewnie spojrzała na zgromadzonych ludzi. Nie było ich wiele. Tylko najbliższa rodzina i przyjaciele. Spuściła głowę. Nie było go…
- Liso – podniosła wzrok na narzeczonego. W dłoni trzymał złotą obrączkę. – Wręczam ci tę obrączkę na znak mojej miłości. Przyrzekam kochać cię do końca moich dni, wspierać cię w zdrowiu i chorobie, dobrobycie i biedzie. Przysięgam być ci wiernym, oraz, że nie opuszczę cię aż do śmierci.
Wyciągnęła przed siebie drżącą dłoń. Zimno złotego metalu wydawało się ciążyć jej na palcu. Zignorowała to uczucie dotykając obrączki palcami drugiej dłoni.
- Przyrzekam trwać u twego boku do końca mojego życia – wyszeptała drżącym głosem. - Powierzam ci moje serce i umysł, przysięgając ci wierność i uczciwość małżeńską. Pragnę cię kochać do końca mych dni, Robercie – uśmiechnęła się delikatnie, nakładając na dłoń mężczyzny złoty krążek.
- W imieniu prawa nadanego mi przez stan New Jersey ogłaszam was mężem i żoną! Może pan pocałować pannę młodą!
Przymknęła oczy czując na swych wargach usta męża. W tle słyszała brawa i wesołe okrzyki zgromadzonych. I w tym momencie pragnęła tylko jednego, aby łzy nie wymknęły się spod powiek.
Gregory House spuścił głowę, nie mógł patrzeć jak szczęśliwa składała przysięgę. Nadal nie wiedział, co chciał osiągnąć przybywając na ceremonię. Czyżby tylko w taki sposób mógł sobie uzmysłowić, że to naprawdę koniec? Była zamężna. Odwrócił się i odszedł. Wypełni jej prośbę. Zniknie z jej życia na zawsze…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Pon 22:09, 16 Lis 2009, w całości zmieniany 22 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:20, 12 Sie 2009    Temat postu:

OMG ja muszę wiedzieć co będzie dalej. To było świetne. Czekam na cd

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jessica
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:02, 12 Sie 2009    Temat postu:

Zgadzam się z poprzedniczką genialne... Cuddy wyszłą za mąż za kogoś innego niz House OMG! ale to musi sie dobrze skonczyć...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:29, 12 Sie 2009    Temat postu:

No to jazda, nie no powaliłaś mnie, wiesz już jakiś czas temu zauważyłam, że mamy podobne pomysły dobrze, że chociaż styl pisania nam się różni twój jest taki bardziej obrazowy co tu ukrywać lepszy ale czytając twoje dzieło naprawdę no nie mogłam, nie wiem teraz to muszę troche zmodyfikować kolejne części swojego fika Kurcze musimy się kiedyś zgadać to może napiszemy wspólnego fika nie no żartuje.

Wracając do meritum fik świetny taki smutny, ale prawdziwy tak dokładnie oddałaś całą tą sytuacje w kościele, uczucia Cuddy i wogóle, pomysł świetny wykonanie świetne naprawde z niecierpliwością czekam jak to rozwiniesz
wena
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Śro 20:27, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pietruszka
Truskawkowa Blondynka


Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1832
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:19, 12 Sie 2009    Temat postu:

O niieee, ja sie nie zgadzam.
Małżeństwo przed Huddy, zawsze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pannaX
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 21 Lip 2008
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:30, 12 Sie 2009    Temat postu:

No łaaa... Niezły szok. Biedny Greg

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:35, 12 Sie 2009    Temat postu:

Oby w następnej części House się obudził ze złego snu...)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:09, 12 Sie 2009    Temat postu:

Wow !! Na samym początku myślałam,że to House stoi tam przy ołtarzu a tu nagle kubeł zimnej wody został na mnie wylany gdy to nie był Greg a jakiś Robert.
Żal mi się zrobiło House'a
Świetny pomysł czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Huddyland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:24, 13 Sie 2009    Temat postu:

OMG! Co ten koleś robi przy Lisie?
Tam powinien być House, a nie jakiś tam Robert!

Myślałam, że Lisa zobaczy Grega i powie, że się nie zgadza na ślub.
A tu taka "niespodzianka".

Bardzo ciekawy pomysł. Spodobało mi się i czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IloveNelo
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Caer a'Muirehen ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:02, 13 Sie 2009    Temat postu:

Robert? Co za Robert?

Czemu nie Greg?

Ale dobrze się skończy, prawda?

pozdrawiam i weny życzę czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:56, 15 Sie 2009    Temat postu:

Wow! Cieszę się bardzo, że się podoba A czy będzie szczęśliwe zakończenie? Zależy od mojego humoru



Prolog (cz.2)


- House! – Otworzył oczy słysząc swoje nazwisko zza drzwi wejściowych. Nie podniósł się jednak z kanapy na dźwięk kolejnych mocnych uderzeń w drewno. – House! Otwieraj! – Przewrócił oczami, nalewając sobie kolejną szklaneczkę burbonu. Po chwili do jego uszu doszedł dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Uśmiechnął się ironicznie, upijając odrobinę trunku.
- Może się ze mną napijesz? – mruknął, nie spojrzawszy nawet na przyjaciela. Wilson usiadł obok niego, ze zdziwieniem rozglądając się po ogołoconym mieszkaniu diagnosty. – Masz! – Podał onkologowi szklaneczkę ze złocistym trunkiem. – Wzniesiemy toast za Lisę Cuddy… – zamilkł. – Jak ten Robert ma na nazwisko?
- Philips – mruknął. – Co się dzieje? – Niepewnie spojrzał na przyjaciela.
- Więc za Lisę Cuddy – Philips! – Wychylił całą zawartość szklaneczki do gardła. – Wiesz, co jest najgorsze? – zapytał, po chwili przedłużającej się ciszy. – Że porządny z niego facet i, że ona będzie z nim szczęśliwa. A ja nie będę mógł na to patrzeć – pokręcił głową i nalewając kolejną szklankę burbonu wypił ją za jednym zamachem.
- Miałeś swoją szansę – Wilson wzruszył ramionami. Z jednej strony był wściekły na przyjaciela, że nie walczył do ostatniej chwili. Że po prostu się poddał. Z drugiej znowu nachodziła go myśl, że może tak było lepiej. Lisa znalazła mężczyznę, z którym będzie szczęśliwa, a House szybko się z tego otrząśnie i znów będzie sobą.
- Miałem… - przytaknął skinieniem głowy. – Byłem na ceremonii – dodał po chwili. Wilson posłał mu pytające spojrzenie spod zmarszczonych brwi. – Nie pytaj, po co, bo sam nie mam pojęcia. Chyba chciałem się upewnić, że to koniec. Może nawet miałem jeszcze nadzieję, że ucieknie sprzed ołtarza, a ona… - westchnął, wbijając wzrok w dłonie. – Ona wyglądała na szczęśliwą – uśmiechnął się delikatnie. – Była piękna…
Wilson przytaknął delikatnie głową, odwzajemniając uśmiech przyjaciela.
- I wiesz… Pomyślałem, że nie mogę tego spieprzyć. Nie mogę pozwolić, aby ona znowu przeze mnie cierpiała – zawahał się, niepewnie spoglądając na przyjaciela. – Wynoszę się z miasta…
- Jak to? A praca?
- Dostałem posadę w Chicago, będę ordynatorem na diagnostyce, pod warunkiem, że za wszelkie złamane zasady, za które będzie pozwany szpital, będę płacił z własnej kieszeni. Więc, albo zbankrutuję, albo będę musiał bardziej uważać… - uśmiechnął się smutno. – Nie powiesz nic? Nie rozpoczniesz swojej psychoanalizy? – rzucił po chwili milczenia.
Onkolog wpatrywał się przed siebie, bawiąc się kluczami od mieszkania House’a.
- Więc wyjeżdżasz… Kiedy? – mruknął po chwili, spoglądając na diagnostę.
- Mam się stawić w Chicago pojutrze… Nie becz, Wilson! Wyślę ci pocztówkę – poklepał przyjaciela po ramieniu. I właśnie wtedy uświadomił sobie, że zostanie całkiem sam…

Podniosła wzrok znad sterty dokumentów, które musiała wypełnić przed urlopem. Odchyliła się na fotelu, masując palcami obolałe skronie. Była wykończona. Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Nie żałowała podjętej decyzji, ale wiedziała, że będzie ją ona wiele kosztować. W głowie już słyszała najrozmaitsze docinki ze strony House. Wiedziała, że ślub najpewniej go w jakiś sposób zrani i wiedziała, że za ten zadany cios będzie musiała odpokutować.
Zmarszczyła brwi słysząc echo kroków i stukotu laski na korytarzu lobby. Pochyliła się nad biurkiem obserwując jak powoli wchodził do jej gabinetu. Nie zaszczycił jej ani pukaniem do drzwi, ani też głupim „dzień dobry”. Wzruszyła ramionami. Czyli wszystko było w normie.
House podszedł bliżej biurka, kładąc na jego blacie białą kopertę, po czym odwracając się na pięcie, odszedł kilka kroków i oparł się plecami o framugę drzwi wejściowych.
- Co to? – Spojrzała na niego, biorąc do ręki papier.
- Moja rezygnacja.
Cuddy zmarszczyła brwi i niepewnie otworzyła kopertę. Ze środka wyciągnęła złożoną kartkę papieru, na której końcu widniał kształtny podpis diagnosty. Słowa, które napisał powyżej kłuły w serce. Odchodził. Przez nią. Spojrzała na niego niepewnie. Jego zimne i obojętne spojrzenie raniło z siłą, o której nie miał pojęcia. Odchrząknęła próbując zebrać myśli. Czyż nie tego przecież chciała? Wszakże właśnie to wykrzyczała mu w twarz kilka dni temu. Że nie chce go znać, nie chce go widzieć… Że pragnie tylko, aby zniknął z jej życia.
Znikał. A ona nie podejrzewała, że będzie to, aż tak boleć…
- Dobrze – powiedziała, spuszczając wzrok. – Kiedy?
- Dzisiaj – odrzekł spokojnie.
Pokiwała delikatnie głową.
- Poinformuje zarząd, oraz księgowość, aby wypłaciła ci należne wynagrodzenie – rzuciła, wstając z fotela. – Rozmawiałeś już ze swoim zespołem? – Podeszła do niego, stając w bezpieczniej odległości.
- Tak. Dopóki ty nie wybierzesz nowego ordynatora, Foreman zostanie dowódcą.
- Myślę, że zdam się na twój osąd. – Spuściła głowę, próbując ukryć napływające do oczu łzy. Nie mogła zdobyć się na jakikolwiek osobisty gest. Ukryła się za maską biurokracji i służbowej perfekcji, która powoli zaczynała się topić pod wpływem jego spojrzenia, odkrywając prawdziwe uczucia Lisy. Pragnęła go teraz przytulić. Znaleźć się znów w jego ciepłych i silnych ramionach. Chciała, aby został. Aby nigdzie nie odchodził i żeby zawsze był blisko niej. Ale to akurat było niemożliwe.
- Gdzie się przenosisz? – wyszeptała, nadal na niego nie patrząc.
- Do Chicago – rzucił zdawkowo.
Pokiwała delikatnie głową.
House uśmiechnął się ironicznie. Pierwszy raz robił to, o co go prosiła. A ona i tak wydawała się być niezadowolona. Cóż, może miała nadzieję, że mimo wszystko on zostanie, a ona będzie mogła obnosić się ze swoim zwycięstwem i szczęściem. Może nawet zaprosiłaby go na chrzest swojego dziecka i w przyszłości zostałby wujkiem Gregiem. Wolałby umrzeć niż patrzeć na to wszystko ze spokojem. Skinął głową i odwracając się na pięcie ruszył przed siebie.
- Greg… - wyszeptała.
Zamarł z ręką na klamce. Odwrócił się powoli. Nie umknął mu fakt, że pospiesznie starła dłonią, ściekającą po policzku łzę.
- Dlaczego?
- Czas na zmiany – odparł łagodnym głosem. Nie mógł patrzeć, jak jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Znów ją ranił, ale teraz przynajmniej szybko o nim zapomni. Będąc blisko, zadałby jej o wiele więcej cierpienia.
- Przecież ty nienawidzisz zmian – przechyliła głowę, patrząc na niego uważnie.
Uśmiechnął się delikatnie. Wyciągnął rękę chwytając delikatnie jej prawą dłoń. Niemalże nie dotykając skóry, przejechał kciukiem po wierzchu jej nadgarstka, przez śródręcze, zatrzymując palec na złotej obrączce.
- Niektóre zmiany pociągają za sobą kolejne, które muszą nastąpić – wyszeptał. Objął ją ramieniem, przytulając delikatnie do siebie.
- Powodzenia, Cuddy – wszeptał wprost do jej ucha i całując ją delikatnie w skroń, odwrócił się i jak najszybciej opuścił gabinet, zostawiając Lisę samą.
Dostała to, czego chciała. Zniszczyła jego życie. Przez nią odszedł z miejsca, które było jego domem od wielu lat. Przez nią opuścił bliskich mu ludzi, zostawiając za sobą przyjaciela i swoją ekipę. Przez nią został zupełnie sam…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Nie 13:42, 16 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jessica
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:07, 15 Sie 2009    Temat postu:

Ich pożegnanie.. zaparło mi dech w piersiach naprawdę się wzruszyłam... odszedł zostawił ją....
Czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:08, 15 Sie 2009    Temat postu:

Kika napisał:

Uśmiechnął się delikatnie. Wyciągnął rękę chwytając delikatnie jej prawą dłoń. Niemalże nie dotykając skóry, przejechał kciukiem po wierzchu jej nadgarstka, przez śródręcze, zatrzymując palec na złotej obrączce.
- Niektóre zmiany pociągają za sobą kolejne, które muszą nastąpić – wyszeptał. Objął ją ramieniem, przytulając ją delikatnie do siebie.
- Powodzenia Cuddy – wszeptał wprost do jej ucha i całując ją delikatnie w skroń, odwrócił się i jak najszybciej opuścił jej gabinet, zostawiając ją samą.
Dostała to, czego chciała. Zniszczyła jego życie. Przez nią odszedł z miejsca, które było jego domem od wielu lat. Przez nią opuścił bliskich mu ludzi, zostawiając za sobą przyjaciela i swoją ekipę. Przez nią został zupełnie sam…

To jest piękne i wzruszające. Aż mi się płakać chce Czekam z niecierpliwościa na cd


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Sob 14:09, 15 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Huddyland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:23, 15 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:
Uśmiechnął się delikatnie. Wyciągnął rękę chwytając delikatnie jej prawą dłoń. Niemalże nie dotykając skóry, przejechał kciukiem po wierzchu jej nadgarstka, przez śródręcze, zatrzymując palec na złotej obrączce.
- Niektóre zmiany pociągają za sobą kolejne, które muszą nastąpić – wyszeptał. Objął ją ramieniem, przytulając ją delikatnie do siebie.
- Powodzenia Cuddy – wszeptał wprost do jej ucha i całując ją delikatnie w skroń, odwrócił się i jak najszybciej opuścił jej gabinet, zostawiając ją samą.


Tak ten moment też mi się najbardziej podoba.
Wzruszyłam się. Tak te Huddy doprowadziło mnie do łez.
Niech Cuddy go zatrzyma, powie, że nie chce by on odchodził!

Fik zaczyna się fantastycznie
Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:37, 15 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:
- Niektóre zmiany pociągają za sobą kolejne, które muszą nastąpić – wyszeptał. Objął ją ramieniem, przytulając ją delikatnie do siebie.
- Powodzenia Cuddy – wszeptał wprost do jej ucha i całując ją delikatnie w skroń, odwrócił się i jak najszybciej opuścił jej gabinet, zostawiając ją samą.


Te ich pożegnanie było takie wzruszające i piękne
Niech Cuddy coś zrobi pojedzie na lotnisko,albo coś co by go zatrzymało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:23, 15 Sie 2009    Temat postu:

Ich pożegnanie...piękne. Ten jego gest, kiedy pocałował ją w skroń, taki...uroczy i smutny. Delikatny, a jednocześnie wyrażający jego porażkę i rezygnację. Naprawdę pięknie napisane.
Czekam na szybki ciąg dalszy.
Pozdrawiam !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maddy
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:34, 16 Sie 2009    Temat postu:

Przepiekny fik! Bardzo rzadko sie wypowiadam, ale Twoja historia tak mnei urzekla, ze postanowilam zabrac glos Opis pozegnania - poezja. Kiedy tylko wyobrazam sobie ta scene to az mnie cos za zoladek lapie.
Pozdrawiam i czekam na kolejne czesci!

Przepraszam za brak polskich znakow, ale z granica trudno mi w ogole w tej klawiaturze polapac


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:39, 16 Sie 2009    Temat postu:

Taka nudnawa, wprowadzająca część do właściwej akcji
Przepraszam, jeżeli są jakieś błędy, ale jestem tak wykończona, że być może coś pominęłam Miłego czytania


Cz. 1

Minęły trzy lata odkąd doktor Gregory House opuścił New Jersey i PPTH. W życiu diagnosty, Lisy Cuddy i Jamesa Wilsona zaszło wiele zmian. Stawili oni czoła wielu przeciwnościom, świętowali sukcesy i opłakiwali porażki. Tych drugich niestety było więcej.

Życie w Chicago nie należało do najłatwiejszych. Szczerze mówiąc byt Grega House’a nigdy nie był prosty, jednak dopiero przez trzy ostatnie lata poczuł, co to znaczy być naprawdę samotnym. Zostawiając za sobą dwójkę jedynych przyjaciół skazał się na życie w pojedynkę. Nowe otoczenie szanowało go, ale nie akceptowało. Sam House nie robił jednak nic w kierunku tego, aby z kimkolwiek nawiązać bliższe kontakty. Wszystko ograniczało się do pracy w szpitalu, w którym spędzał większość czasu. Nie zmienił swoich nawyków. Nadal leczył łamiąc wszystkie możliwe zasady, jednak skoro jego praktyki przynosiły więcej zysków niż strat, władze szpitala po jakimś czasie zaczęły przymykać oko na jego wybryki. Przychodni jak dawniej unikał jak ognia, ale i tutaj w końcu dano mu spokój. Po kilku tygodniach gonitw i bezowocnych zabaw w chowanego, administrator szpitala po prostu zmienił umowę House’a, która zawęziła się jedynie do obowiązków ordynatora diagnostyki. Sam diagnosta nie czerpał zresztą przyjemność w chowaniu się w szpitalnych zakamarkach. To nie była ta sama zabawa, co przed laty, gdy ukrywał się przed Lisą Cuddy, w duchu prosząc, aby prędzej czy później go znalazła i siłą próbowała zaciągnąć do kliniki. Uwielbiał wtedy patrzeć jak jej twarz nabiera surowego wyrazu, a w oczach pojawiają się zadziorne ogniki. Lecz teraz postać administratorki Princeton-Plainsboro Teaching Hospital stanowiła jedynie zamglone wspomnienie lepszych lat.
Największy problem w teraźniejszym życiu Grega House’a nie stanowiła jednak ogromna tęsknota i pewny rodzaj banicji, na który się skazał, lecz był to konflikt wynikający pomiędzy nim, a jego nową ekipą. Niestety nie pozwolono mu przeprowadzić własnego castingu na „chicagowskie kaczuszki”. Musiał się zadowolić niezbyt urodziwą doktor Maggie Sottero, która w niczym nie przypominała mu pięknych, ale wrażliwych doktor Cameron i Hadley. Wręcz przeciwnie, w umyśle House’a widniała jako „wredna-zgryźliwa-stara-baba”. Drugim członkiem zespołu okazał się być niezbyt inteligentny, rudy i chuderlawy młodzieniec, co, do którego diagnosta miał podejrzenia, że skończył medycynę za pomocą Internetu. Doktor Alex Pettyfer był do tego totalnym flegmatykiem. Stanowił, więc w oczach diagnosty obraz człowieka, który z pewnością nie powinien zostać lekarzem. Trzecim muszkieterem był Jacob Kraemer - Kanadyjczyk, a to dla House’a już stanowiło pretekst, aby nie darzyć go zbytnim zaufaniem. Jednak on jako jedyny potrafił sprzeciwić się diagnoście, co upodobniało go, choć odrobinę do Foremana. Pomimo to, przez trzy lata zdążył się do nich przyzwyczaić i polubić na swój zwariowany sposób. Dlatego też codziennie z chęcią przybywał do szpitala, zostawiając za sobą pusty i samotny dom. Tego dnia również wszedł do swojego gabinetu z małym uśmiechem na twarzy. Nie mieli żadnego przypadku, a to oznaczało, że dzień zapowiadał się wprost wspaniale i leniwie. I być może tak by było, gdyby na jego biurku nie leżała biała koperta, zaadresowana dziwnie znajomym mu pismem…

Ostatnie trzy lata były dla Lisy Cuddy ewidentnie za spokojne i zbyt ciche. Nie była przyzwyczajona do pracy w idealnie prosperującym szpitalu, który nie był nękany kilka razy w roku sądowymi pozwami. Diagnostyka wreszcie działała jak powinna już wiele lat temu. Faktem było jednak, że od czasu odejścia House’a liczba pomyślnie rozwiązanych przypadków gwałtownie spadła, jednak Foreman wraz z Cameron, Chase’em, Trzynastką i Taubem dawali sobie dzielnie radę z roku na rok poprawiając swoje statystyki. Może za kilka lat uda im się przerosnąć mistrza? Musiała jednak przyznać, że brakowało jej stukotu laski na szpitalnych korytarzach, gonitw i zabaw w chowanego. Tęskniła za spojrzeniem niebieskich oczu, za sarkastycznymi uwagami, a nawet za wieloma kłótniami. Lecz teraz postać diagnosty stanowiła dla niej jedynie zamglone wspomnienie.
Życie prywatne doktor Cuddy-Philips nie należało do usłanych różami. Coraz częściej zdarzyły się spięcia w jej małżeńskim pożyciu. Robert mimo swojego łagodnego usposobienia i ogromnej cierpliwości z czasem przestał nadążać za temperamentną żoną. I mimo wielkiej miłości, którą darzył Lisę i tęsknoty większość czasu zaczął spędzać w kancelarii, wracając do domu późnymi wieczorami. Nieraz zdarzało się, że pomimo wspólnego domu nie widzieli się przez kilka dni. Gdy on wracał, ona wychodziła na nocny dyżur. Oboje, więc zgodnie zrezygnowali z powiększania rodziny, twierdząc, że dotychczasowe życie całkowicie im odpowiada.
Jednak i Lisie i Robertowi z czasem zaczynało czegoś brakować. Ona zaczynała tęsknić za mężczyzną, z którym mogłaby godzinami toczyć słowne utarczki. Nużyło ją życie z osobą, która była na każde skinienie i która zgadzała się z każdym jej słowem. On odczuwał pragnienie posiadania żony, która będzie czekać na niego z ciepłym obiadem. Która nie będzie pożądała spełniania na drodze kariery. Po cichu marzył również o gromadce dzieci, z którymi chodziłby na lekcje tenisa i golfa. Jednak mimo tych różnic kochali się. Każde z nich odczuwało to uczucie na swój sposób, ale takie życie całkowicie im odpowiadało. Nie przewidywali jednak, że mała, zaadresowana na ich nazwisko, biała koperta tak bardzo namiesza w ich związku.

James Wilson był nadal sobą. Jego pogoda ducha nie zmieniła się ani odrobinę, mimo odejścia najlepszego przyjaciela. Owszem, strasznie mu go brakowało. Krótkie telefony i wizyty raz na kilka miesięcy nie wystarczały mu zupełnie. Dlatego też onkolog wreszcie zaczął dbać o swoje własne życie. I musiał przyznać, że z ogromnym powodzeniem.
Mary była trzydziestosześcioletnią przedszkolanką. Była uosobieniem dobra, czystości i niewinności. Nie była kobietą piękną w klasycznym tego słowa znaczeniu, jednak miała w sobie coś, co urzekło Jamesa. Poznali się dwa lata temu na jednym z charytatywnych przyjęć. Oboje od razu odczuli, że połączyły ich coś więcej niż jedynie przelotna znajomość. I tak też się stało.
Doktor Wilson właśnie zakończył adresowanie ostatniej, białej koperty. Zaproszenia dla najważniejszych gości na ślubie powinny już dotrzeć do adresatów. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i House pojawi się na ceremonii w roli świadka. Co do Cuddy miał pewność, że nie zostawi Mary, z którą zdążyła się już zaprzyjaźnić i stawi się jako pierwsza druhna. Wszystko zapowiadało, więc, że będzie to jedna z najpiękniejszych ceremonii ślubnych.
Nikt nie podejrzewał jednak, jak bardzo się mylili. Za trzy tygodnie w New Jersey miało dojść do ślubnej katastrofy, która zmieni życie całej trójki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:04, 16 Sie 2009    Temat postu:

Jak następna część nie pojawi się dość szybko to chyba umrę To jest wspaniałe i takie tajemnicze, że już nie mogę doczekać się następnej części Mam nadziej, że będzie to coś zaskakującego Pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:05, 16 Sie 2009    Temat postu:

. Za trzy tygodnie w New Jersey miało dojść do ślubnej katastrofy, która zmieni życie całej trójki.

Proszę cię wrzuć kolejną część jak najszybciej bo "umieram" z ciekawości co stanie się na tym ślubie.

P.S.Świetnie opisałaś zmiany,które nastąpiły w życiu każdego z nich


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Huddyland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:22, 17 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:
Nikt nie podejrzewał jednak, jak bardzo się mylili. Za trzy tygodnie w New Jersey miało dojść do ślubnej katastrofy, która zmieni życie całej trójki.


Czyżby tę katastrofę miało wywołać spotkanie Cuddy z House'em?
Coś mi się wydaję, że małżeńństwo Lisy legnie w gruzach

Czekam na więcej, bo fik jest wspaniały!
Wena


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ley dnia Pon 17:23, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jessica
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:57, 17 Sie 2009    Temat postu:

ślubna katastrofa OMG!! o co chodzi? juz chcę dalszą częśc, bo nie wytrzymam.....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pietruszka
Truskawkowa Blondynka


Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1832
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:07, 17 Sie 2009    Temat postu:

Na bierząco...

Nie podobało mi się pożegnanie House'a i Cuddy. Wydawało mi się zdecydowanie zbyt emocjonalne jak na te dwie postacie. Nie jestem w ogóle pewna, czy House chciałby z nią rozmawiać o swoim odejściu, czy nie załatwiłby tego w jakiś inny sposób. Wątpię, żeby doszło do całowania w czoło i dalej wątpię, żeby Cuddy oduczyła tęsknotę będąc mężatką.

Dalej. Zycie House'a w Chicago mi pasuje. Nie mam zastrzeżeń. Za to życie Cuddy - nie, nie i nie! Chciała mieć dzieci, taka kobieta jak ona by z nich nie rezygnowała z powodu nadmiaru pracy. Poza tym, jest bardzo inteligentna i ma swoje potrzeby. Gdyby mąż miał nie nadążać za jej temperamentem, nie wychodziłaby za niego, po prostu. Gdyby nie miał jej dać rodziny. Nie pakowałaby się w związek bez przyszłości, jest na to zbyt ostrożna.

Cytat:
Nikt nie podejrzewał jednak, jak bardzo się mylili. Za trzy tygodnie w New Jersey miało dojść do ślubnej katastrofy, która zmieni życie całej trójki.


A to mi się podoba

I ganię cię tylko dlatego, że wiem, że potrafisz lepiej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:41, 17 Sie 2009    Temat postu:

Dziękuje bardzo, za wszystkie komentarze. Nowa część powinna pojawić się jeszcze dzisiaj, bądź jutrzejszym wieczorem.
Dzięki!


Pietruszka napisał:
Na bierząco...

Nie podobało mi się pożegnanie House'a i Cuddy. Wydawało mi się zdecydowanie zbyt emocjonalne jak na te dwie postacie. Nie jestem w ogóle pewna, czy House chciałby z nią rozmawiać o swoim odejściu, czy nie załatwiłby tego w jakiś inny sposób. Wątpię, żeby doszło do całowania w czoło i dalej wątpię, żeby Cuddy oduczyła tęsknotę będąc mężatką.


Hm... To będzie tak... Owszem masz rację, ale... Masz racje w przypadku, gdy spotkalibyśmy się z tymi postaciami w takie sytuacji jaką mamy w tym momencie w serialu. A u mnie w opowiadaniu przed opisanymi wydarzeniami, działo się bardzo wiele, do czego wrócę w retrospekcjach, w których postaram się wszystko wyjaśnić Taki był plan

Pietruszka napisał:
Dalej. Zycie House'a w Chicago mi pasuje. Nie mam zastrzeżeń. Za to życie Cuddy - nie, nie i nie! Chciała mieć dzieci, taka kobieta jak ona by z nich nie rezygnowała z powodu nadmiaru pracy. Poza tym, jest bardzo inteligentna i ma swoje potrzeby. Gdyby mąż miał nie nadążać za jej temperamentem, nie wychodziłaby za niego, po prostu. Gdyby nie miał jej dać rodziny. Nie pakowałaby się w związek bez przyszłości, jest na to zbyt ostrożna.


Jak wyżej... Wszystko zostanie dokładnie wyjaśnione

Pietruszka napisał:
Cytat:
Nikt nie podejrzewał jednak, jak bardzo się mylili. Za trzy tygodnie w New Jersey miało dojść do ślubnej katastrofy, która zmieni życie całej trójki.


A to mi się podoba

I ganię cię tylko dlatego, że wiem, że potrafisz lepiej!


A dziękuję bardzo Gań, gań! Ile tylko wlezie, nawet nie wiesz ile taka konstruktywna krytyka robi ze mną dobrego
Ah... I wiedz, że z niecierpliwością czekałam na Twój komentarz. Potrafisz wyłożyć kawę na ławę i powiedzieć co się podoba, a co nie... Nie słodzisz, nie tworzysz kółka wzajemnej adoracji. A właśnie krytyki mi trzeba. Bardzo to cenię Dziękuję


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Pon 19:45, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:42, 19 Sie 2009    Temat postu:

Przepraszam, część miała być wczoraj, ale się nie wyrobiła. Jest trochę długa, ale chciałam wszystko zmieścić w jednym, a nie rozbijać na kilka kawałków
Ah i zapowiada się, że będzie to niestety przydługawe opowiadanie Może to jakoś przeżyjecie
Zapraszam na część 2


Część 2



Siedział właśnie w samolocie relacji Chicago – Newark. Obracał ozdobny kartonik w dłoniach, raz po raz przypatrując się wypisanym na zaproszeniu nazwiskom. Ostatnie, na co miał ochotę, to powrót do New Jersey i świadkowanie na ślubie Wilsona. Pojawienie się tam po trzech latach, na pewno nie przyniesie ze sobą niczego dobrego. Wręcz przeciwnie. Znów będzie musiał zmierzyć się z duchami przeszłości, które zdołał odpędzić w nowym miejscu zamieszkania. Nie miał ochoty znów przyglądać się swojej porażce w postaci szczęśliwego małżeństwa Cuddy. I chociaż uczucia, które niegdyś do niej żywił uleciały, to pewien żal i smutek pozostał. Odwrócił głowę, wpatrując się przez samolotowe okienko w chmury. Po raz kolejny nieświadomie pogrążał się we wspomnieniach.


Przewrócił się na drugi bok, przykrywając głowę kołdrą. Kolejne szturchnięcie wywołało u niego cichy jęk.
- House, wstawaj!
- Jeszcze pięć minut, mamooo… - westchnął, nie wychylając nawet głowy spod okrycia.
- Spóźnimy się! – warknęła, zniecierpliwiona. – Nie wiem, czy wiesz, ale motor zostawiłeś na parkingu! Więc jeżeli nie chcesz iść na nogach do szpitala, albo tłuc się taksówką, wyskakuj z łóżka! W kuchni masz śniadanie i świeżą kawę. Czekam dziesięć minut i odjeżdżam!
Usłyszał jeszcze tylko delikatne skrzypienie podłogi pod naciskiem kroków i zbyt głośne trzaśnięcie drzwiami. Odrzucił kołdrę na bok, mamrocząc pod nosem wszelkie znane mu przekleństwa. Wstawanie o tak wczesnej porze, po prawie nieprzespanej nocy nie należało do najprzyjemniejszych. Ale jeżeli za to poświęcenie, nagrodą miało być dobre śniadanie i wieczorna rekompensata pod postacią dzikiego seksu to, czemu nie pójść, choć raz na ugodę?
Wstał z łóżka przecierając dłońmi twarz. Odnajdując leżącą na podłodze laskę, niechętnie poczłapał w stronę łazienki. Zamykając za sobą drzwi pomyślał, że ewidentnie za często zgadzał się na tę ugodę.

- Chyba nie zamierzasz w tym iść do pracy?
Zatrzymała się w miejscu słysząc jego słowa. Posłała mu pytające spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
- Właśnie taki mam zamiar – mruknęła i siadając na jednym z kuchennych krzeseł pochyliła się by nałożyć na stopy szpilki. House przechylił głowę, dokładnie przyglądając się jak pod wpływem zmiany nachylenia jej ciała, głęboki dekolt jej bluzki rozszerzał się jeszcze bardziej. Jedyne, co w tym momencie przeleciało mu przez myśli, to wyobrażenie jak zrywa z niej ubranie i jak kuchenny stół może w końcu przydać się do czegoś innego, niż tylko do nudnego jedzenia. Potrząsnął głową próbując odegnać od siebie szatańskie myśli.
- Wyglądasz jak dziwka – stwierdził i dla dodania swojemu wywodowi prawdziwości pokiwał zamaszyście głową.
Posłała mu rozbawione spojrzenie i podchodząc do niego, pocałowała go delikatnie w usta.
- W twoich ustach, brzmi to jak najbardziej wyrafinowany komplement – roześmiała się cicho. – A teraz wychodzimy, mój zazdrośniku!
- Nie jestem zazdrosny! – zaprzeczył bezzwłocznie. - Sąsiedzi pomyślą, że się starzeję, bo przyprowadzam do domu coraz to starsze panienki!
- Jakbyś nie zauważył to jesteśmy u mnie – przypomniała, uśmiechając się delikatnie. – Zresztą ostatnio częściej mieszkasz u mnie niż u siebie, więc pewnie nie zauważyłeś tej subtelnej różnicy pomiędzy moim domem, a twoim zagraconym mieszkaniem!
- Zagracone? – prychnął. – To mieszkanie prawdziwego faceta, a nie pedantyczny domek sfrustrowanej, apodyktycznej szefowej.
- Jak ci się nie podoba nie musisz tutaj nocować – uśmiechnęła się zawadiacko.
- A to akurat jest jedyny dobry pomysł, na który wpadłaś ostatnimi czasami – podchwycił, kuśtykając za nią do przedpokoju. - Może…
- Nie przeniesiemy się do ciebie – przerwała mu, patrząc jak jego usta wyginają się w podkówkę.
- Moje pianino umrze z tęsknoty – jęknął, kręcąc głową.
- Twoje pianino na pewno nie było wczoraj w sklepie z bielizną i nie zaprezentuje ci nowo nabytego, cholernie seksownego kompleciku – wzruszając ramionami, wyszła z domu, kręcąc zachęcająco biodrami.
- Cuddy, czy mówiłem ci już, że bardzo lubię twój ładny domek? – krzyknął, pędząc za nią najszybciej jak potrafił.



- Proszę pana? – Przeniósł nieobecny wzrok na stojącą obok fotela stewardessę. – Proszę zapiąć pasy, za chwilę będziemy podchodzić do lądowania.
Kiwnął delikatnie głową, zapinając pośpiesznie pasy. Im bliżej był spotkania ze starym życiem, tym większy odczuwał dyskomfort. Jeszcze te piekielne wspomnienia, które prześladowały go, od kiedy dowiedział się, że będzie zmuszony przylecieć do New Jersey. Wszystko to bezspornie zapowiadało najgorsze dwa tygodnie w jego życiu.


Lisa Cuddy siedziała w wygodnym, białym fotelu z kieliszkiem szampana w dłoni i katalogiem najnowszej mody ślubnej. Ze znudzeniem przerzucała kolejne strony kolorowego pisma. Różność kolekcji raziła w oczy, od krwistej czerwieni po czystą biel, od ogromnych, falbaniastych kreacji rodem z bajek, po zwykłe, proste i skromne. Jedna z sukien szczególnie przypadła jej do gustu.
- Co myślisz o tej? – Podsunęła katalog siedzącej obok Mary. Kobieta przeniosła nieobecny wzrok znad oglądanego czasopisma i niepewnie spojrzała na zdjęcie sukni.
- Ładna… - mruknęła, powracają z powrotem do wertowania katalogów.
Cuddy zmarszczyła brwi z uwagą patrząc na przyjaciółkę.
- Zostaw to – rzuciła, zabierając katalog przedszkolance. – Mamy chwilę czasu, chodź – Wstała z fotela i podała rękę Mary. – Pójdziemy na ciacho! – Uśmiechnęła się i skierowała do wyjścia, ciągnąc za sobą towarzyszkę.

Podziękowały skinieniami głowy i delikatnymi uśmiechami za przyniesione zamówienie. Kelner odwzajemnił uśmiech i kłaniając się delikatnie, odszedł od stolika pań.
- No to teraz, mów… - zaczęła Lisa, uśmiechając się delikatnie. – Co się dzieje?
Mary wzruszyła ramionami, bawiąc się łyżeczką w pucharku lodów.
- Wychodząc za Roberta byłaś pewna tego, co robisz?
Pytanie, które padło z ust przedszkolanki, zbiło z tropu Lisę. Pokręciła zamaszyście głową, marszcząc brwi.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi?
- Kocham James’a, ale to chyba normalne, że mam wątpliwości, prawda? – wyrzuciła z siebie na jednym oddechu. – Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że będę już jego czwartą żoną!
- Oczywiście, że to normalne… - Cuddy uśmiechnęła się ciepło. - Po prostu się boisz. Nerwy to nieodłączna część ceremonii ślubnej! Zobaczysz, wszystko ci przejdzie, gdy zobaczysz go przed ołtarzem – pokiwała głową próbując dodać przyjaciółce otuchy.
- Mogę cię o coś zapytać? – Rzuciła Mary po chwili milczenia.
Lisa kiwnęła głową, oblizując łyżeczkę po lodach.
- James co prawda trochę mi o tym opowiadał, ale nigdy nie zagłębiał się w jakiekolwiek szczegóły. Ja też sama nie pytałam, bo… Nie wiem, czy ty dalej…
Cuddy zmarszczyła brwi.
- Do rzeczy, Mary! – Uśmiechnęła się ciepło.
- Jak to było z tobą i z tym… - zamyśliła się, szukając w pamięci odpowiedniego nazwiska. - House’m?
Lisa spojrzała na nią niepewnie. Spuściła głowę, przekręcając pomiędzy palcami łyżeczkę. Rozejrzała się po lokalu, cały czas omijając czujne spojrzenie przyszłej pani Wilson.
- Wiesz, teraz nie mamy chyba na to czasu… - uśmiechnęła się niepewnie. – Musimy ostatecznie wybrać suknię!
Mary pokiwała głową ze zrozumieniem i uśmiechając się pod nosem, ruszyła za przyjaciółką.


James Wilson przestępował z nogi na nogę rozglądając się po sali przylotów. Uśmiechnął się delikatnie widząc zmierzającego w jego kierunku przyjaciela, który mrucząc coś pod nosem przeciskał się przez zgromadzony tłum.
- Trochę poszanowania dla kaleki! – rzucił do młodego chłopaka, który niechcąco potrącił go w ramię. – Coraz gorzej traktuje się w tym mieście niepełnosprawnych – mruknął, podchodząc do onkologa.
- Widzę, że humor dopisuje? – Wilson uśmiechnął się delikatnie, wyciągając rękę po walizkę diagnosty. – Pokaże ci jak należycie traktować kaleki…
House spojrzał niepewnie na onkologa i wzruszając ramionami podał mu bagaż.
- To wszystko przez ciebie – rzucił z wyrzutem, podążając za przyjacielem. – Też ci się zachciało żenić – prychnął. – To może oznaczać tylko tyle, że zabrakło ci pieniędzy albo na dziwki, albo na gosposię!
- Gorzej… - Wilson włożył walizkę do bagażnika i zatrzasnął klapę. – Zakochałem się… - uśmiechnął się szeroko do patrzącego na niego z politowaniem diagnostę.
- Przepadłeś z kretesem. Tak to mógłbym pożyczyć ci pieniądze, a w tym wypadku pomoże ci tylko psychiatra.
Wilson zaśmiał się pod nosem i wsiadając do samochodu odpalił silnik i ruszył w kierunku domu.
- Zatrzymasz się u mnie i Mary. – Wilson spojrzał kątem oka na siedzącego w fotelu pasażera przyjaciela.
- Mary? – jęknął, krzywiąc się delikatnie.
- Tak – przytaknął, uśmiechając się delikatnie. – Mieszkamy razem. Mary jest przedszkolanką i…
- Mary przedszkolanka? – przerwał mu uśmiechając się ironicznie. – Widocznie w dzieciństwie naczytała się zbyt wiele o Mary Poppins – przewrócił oczami. – Pewnie mieszkacie teraz na ulicy Czereśniowej, a ona posiada magiczne zdolności?
- Oczywiście, jedną z nich pokaże ci jak wrócimy. – Wilson posłał diagnoście ironiczny uśmiech. – Mimo wszystkiego, co jej o tobie opowiadałem, nie uciekła z krzykiem. To dopiero magia!
- Nie lubię, jak starasz się być zabawny – mruknął, odwracając twarz w stronę okna.
- Garnitur masz? – rzucił po chwili milczenia onkolog.
- Co? – House spojrzał na niego nieprzytomnie.
- Garnitur?
- Nie… A to, co mam na sobie nie może być?
Wilson zmierzył przyjaciela krytycznym wzrokiem. Przetarte dżinsy, koszulka AC/DC i wymięta koszula raczej nie nadawały się na ślub.

Wilson zanosząc się głośnym śmiechem otworzył drzwi mieszkania, przepuszczając zirytowanego House’a przodem.
- I powiedz mi, jak ja mam z nimi pracować?! – rzucił do onkologa, odwracając się do niego przodem. – Sottero jest wcieleniem diabła, szatański pomiot! Pettyfer powinien, co najwyżej leczyć świnki morskie, a to i tak byłaby na niego zbyt wielka odpowiedzialność, a Kraemer jest Kanadyjczykiem, co przekreśla wszystko, co mogłoby być w nim porządnego. – House westchnął teatralnie.
- Czyli mówisz, że tęsknisz za swoimi kaczątkami? – zapytał James, odkładając klucze na toaletkę i odbierając od przyjaciela kurtkę.
- Jak za wysypką – mruknął.
- James?
House odwrócił się gwałtownie, słysząc dobiegający z głębi mieszkania piskliwy głosik najpewniej przyszłej pani Wilson.
- Twoja przyszła-była żona? – rzucił ironicznie do przyjaciela.
Onkolog posłał mu mordercze spojrzenie.
- Tak to my – odkrzyknął, popychając House w głąb mieszkania. – Kochanie, poznaj! – Podszedł do narzeczonej całując ją delikatnie w policzek. – Słynny Greg House!
- Mary… - kobieta uśmiechnęła się przymilnie wyciągając do diagnosty dłoń. Z pewnym wahaniem uściskał dłoń przedszkolanki.
- Poppins? – zapytał posyłając Wilsonowi zadziorny uśmieszek.
- Prawie tak uroczy, jak opowiadałeś… - Mary zwróciła się do onkologa, uśmiechając się delikatnie.
- Bardzo zabawne – mruknął House, rozsiadając się na kanapie.
- Kupiłyście suknię? – Wilson usiadł koło przyjaciela, wyrywając mu z dłoni figurkę pana młodego, która miała zdobić tort, a której diagnosta próbował ukręcić malutką główkę.
- Tak, Lisa właśnie rozpakowuje zakupy w sypialni – rzuciła, udając się w stronę kuchni.
Na dźwięk imienia administratorki PPTH, Greg House zamarł i zbladł. Posłał Wilsonowi mordercze spojrzenie i poderwał się z kanapy.
- A ty gdzie? – Onkolog spojrzał na niego zdziwiony.
- Uciekam – szepnął konspiracyjnym tonem, lecz nim zdążył się odwrócił usłyszał rytmiczny stukot obcasów. – Za późno – mruknął.
- Greg?
Odwrócił się niepewnie. Stała przed nim, patrząc na niego wystraszonym i zdziwionym wzrokiem. Wyprostował się, wysoko unosząc głowę i wbijając w nią silne spojrzenie.
- Witaj, Cuddy…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Śro 18:42, 19 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 1 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin