|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ECC
Neurolog
Dołączył: 21 Wrz 2008
Posty: 1645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:29, 31 Maj 2009 Temat postu: Spes Ultima Moritur [M] |
|
|
Zweryfikowane przez autorkę.
Cytat: | Do napisania tego zainspirował mnie banner Jiga, a właściwie napis na nim. Stąd też pochodzi tytuł, który bezczelnie z owego bandera ukradłam, nie pytając nawet właściciela o zgodę. Miniaturka jest prezentem urodzinowym. Dlatego nie będzie specjalnie krwawa czy smutna. (jaka szkoda) A raczej... telenowelasta.
Dla mojego K. dzięki któremu powróciła wiara. Za to, że jest i że będzie. Za to, że jego kredki mają się dobrze, za to że mogę cfaniakować i za to że sprzedał mi najlepszy słonecznik na świecie. Za cierpliwość, zrozumienie, zaufanie i telepatie. Za to, że mogę tracić poczucie czasu, burzyć mury i posiadać klucz do najcenniejszej rzeczy na świecie. A najbardziej za to, że mogę być sensem. Dziękuję.
I pamiętaj, że to nie jest ostatni urodzinowy prezent ode mnie. Bo wiesz, że się nie uwolnisz i będzie ich jeszcze kilka. Jeśli nie więcej... |
„Zgaś moje oczy: ja Cię widzieć mogę,
Uszy zatrzaśnij: ja Ciebie usłyszę -
I ja do Ciebie bez nóg znajdę drogę
I bez ust krzyk mój cisnę w Twoją ciszę.
Ręce mi odrąb, a ja Cię pochwycę,
Ja Cię pochwycę sercem jak ramieniem,
Zawrzyj mi serce: mózgiem Cię zdobędę,
A skoro mózg mi wypalisz płomieniem,
Ja na krwi mojej Ciebie nosić będę.”
Akurat-Zgaś moje oczy
SPES ULTIMA MORITUR *
Wszedł.
Ciężkim krokiem, powoli. Podpierając się z wysiłkiem o laskę, stukając twardymi podeszwami butów o wypolerowaną podłogę holu. Marszcząc lekko brwi, wykrzywiając twarz w ledwo zauważalnym grymasie bólu. Bez aplauzu. Bez cichych szeptów przekazywanych z jednego ciekawskiego ucha do drugiego. Bez spojrzeń spod szeroko otwartych powiek, bez pomruku zaskoczenia wędrującego między ustami zgromadzonych w pomieszczeniu ludzi. Po prostu wszedł – naparł na oszklone drzwi, pchnął je i przekroczył próg szpitala. Tak, jakby robił to, co dzień. Pewnie, zdecydowanie. Tak, jakby nigdy nie miał prawie dziewięciomiesięcznej przerwy w tym porannym rytuale.
Wszedł.
A jej serce pękło na pół.
Ich spojrzenia się spotkały.
Dwie pary źrenic, cztery jasne tęczówki. Poddane magnetycznej sile przyciągania, tak brutalnie pchającej je w kierunku tej drugiej, wyczekiwanej pary oczu, uległy, wędrując teraz w labiryncie emocji skrytych w otchłani kolorów i blasków.
Jego spojrzenie pełne niepewności. Mieszanki wyczekiwania i strachu, jaka nie co dzień gościła w wygodnym fotelu jago błękitnych oczu. Spojrzenie przeszywające na przestrzał każdy milimetr jej ciała, wypalające bolesne dziury w skórze, potokiem żrącej niecierpliwości.
Jej spojrzenie pełne niedowierzania. Przepełnione strachem, zmuszającym zimnymi palcami powieki, by jeszcze szerzej rozwarły się. Spojrzenie człowieka sparaliżowanego jadem trwogi, który powoli rozlewa się, po delikatnych naczyniach krwionośnych spojówek.
I nagle ta subtelna a zarazem tak brutalna więź została przerwana. Jednym zwinnym obrotem, jednym mrugnięciem powieki. Jednym krokiem, pośpiesznie wykonanym w kierunku windy.
***
Pierwsze piętro.
Kobieta, trzymając za rękę lekko szamoczące się dziecko, wyszła na korytarz, poprawiając nerwowymi ruchami włosy.
Drugie piętro.
Staruszek w lnianych spodniach chrząknął lekko. Mężczyzna około dwudziestki wyciągnął z kieszeni telefon i opuścił windę.
Trzecie piętro.
Dziewczyna w rudych lokach, podpierając się na kuli, weszła i uśmiechnęła się nieśmiało. Staruszek wyszedł mrucząc niezrozumiałe słowa pożegnania.
Czwarte piętro.
Nastolatka wyszła, zostawiając po sobie lekko słodkawą woń perfum.
Piąte piętro.
Jedna łza szybko wymknęła się z więzienia powiek Lisy Cuddy.
***
Otworzył drzwi.
Przed oczami miał tylko schody. Długie, szare. Nie wiedział ile ich było, nawet nie chciał tego wiedzieć. Mógłby stanąć, policzyć je. Ale był pewny, że jeśli to zrobi, nie odważy się wejść na pierwszy z nich. Potem na kolejny. A w końcu musiał. Przecież ta droga prowadziła na szczyt!
Uniósł stopę. Postawił ją na pierwszym stopniu. Przeniósł ciężar ciała na chorą nogę i zawył z cierpienia. Przeszywający impuls bólu przebiegł z zawrotnym tempem przez jego ciało, pustosząc i mordując komórki, miotające się w chaotycznym tańcu agonii. Mimo gehenny, jaką przeżywał przy tym, zdawałoby się prostym ruchu, zacisnął zęby i pokonał pierwszy z kilkudziesięciu schodków. Oparł rękę na zimnej poręczy, zaciskając palce na chropowatej powierzchni metalu. Napiął mięśnie i pomógł sobie pokonać kolejny stopień. Powoli. Bardzo powoli. Jego noga powędrowała na bryłę betonu, nie zważając na protesty całego organizmu. Spadła ciężko na podłoże, odmawiając posłuszeństwa. Mimo to, naprężył ją i pomagając sobie ręką pokonał wreszcie drugi schodek. Zatrzymał się, by na chwilę ulżyć nadwerężonym mięśniom uda. A potem, jęcząc cicho z bólu zrobił to po raz kolejny. I jeszcze raz.
Wiedział, czemu to robi. Nie dlatego, że był jakimś cholernym masochistą. Nie dlatego, że winda nie działała. To była jego ostatnia prosta. Na szczyt.
Przez ostatnie dni umierał. Codziennie od nowa. Z każdym blaskiem promieni słonecznych w jego małym pokoju, z każdym porannym szczękiem kluczy pielęgniarza w zamku szpitalnym drzwi umierał. Powoli i boleśnie, czując jak każda szczątka jego duszy wydobywa z siebie ostatni jęk, przygważdżana przez ból, samotność i obłęd – jego najwierniejszych towarzyszy. Każdego dnia czuł, coraz mocniej i coraz intensywniej, jak jego ciało i umysł rozpadają się. A rozpadały się na tysiące drobnych kawałeczków, z zawrotnym tempem krążących wokół Amber Volakis, leniwie rozpartej na małym fotelu w rogu sali.
A potem wszystko się zmieniło.
Nagle coś się w nim obudziło. Nie wiedział, jakim cudem, nie miał pojęcia, dlaczego. Po prostu. Znalazł w sobie siłę. By walczyć. I tak, każdego kolejnego dnia wstawał. Nie było to proste, bezbolesne ani nawet do wytrzymania. To była najgorsza wędrówka w jego życiu.
Zaczynał powoli. Od otwarcia powiek. Uczył się unosić najpierw jedną z nich, by potem dołączyć do niej kolejną. Powtarzał gest codziennie, zmuszając się do skonfrontowania ze światem zewnętrznym.
Potem wstawał. Opierał się na bolącej nodze i z cichym jękiem prostował sylwetkę. Zaciskał zęby i prostował obolałe ciało, gotowy na kolejne ciosy.
Nauczył się też oddychać. Ale nie oddychać po to, by przeżyć. Nie, by utrzymać niezbędny mu do życia proces wymiany gazowej. Nauczył się oddychać i smakować powietrze. Mimo, że jego smak wcale nie był takim, jaki chciał czuć w swoich płucach, uczył się delektować świeżą nutą soli morskiej, tak wyraźnie wyczuwalną na języku przy każdym krótkim oddechu.
Posiadł potem umiejętność szukania i znajdywania. Szukał w sobie. Znajdywał nie zawsze tam, gdzie tego chciał. Poszukiwał szczątków normalności, które pozwoliłby mu przestać wykręcać z bólu palce i wbijać paznokcie w twardy tynk ściany. Pragnął zlokalizować ostatnie krzty racjonalnego umysłu, dzięki którym mógłby przestać czuć się jak zwierzę. Szukał też ukojenia. Ukojenia, które mogłoby mu ułatwić katorgę, jaką przeżywał w każdej minucie pobytu w szpitalu.
Ale najczęściej i najdłużej szukał nadziei, która pomogłaby mu wywalczyć najwyższe trofeum w jego życiu. I znalazł ją.
Nadzieja dała mu siłę. Siłą pozwoliła zacząć wędrówkę.
Przechodził przez przeszkody, rzucane mu pod nogi przez znienawidzony los. Przeskakiwał przepaście, nie zważając na pulsujący ból w udzie. Nie zawsze wygrywał w tym wyścigu. Czasem zahaczał ręką o wystającą gałąź zwątpienia, albo potykał się o kamień leżący na żwirowanej drodze. Upadał i leżał na ziemi bardzo długo, gryząc wargi do krwi. Ale podnosił się. Z bólem, z łzami spływającymi po policzkach. Na drżących nogach stawał i od nowa zaczynał wchodzić, na największą górę swojego życia. Każdego dnia podejmował próbę zdobycia swojego prywatnego Mount Everestu. Ignorując cierpienie, pot, kłucie w sercu. Niezmordowanie wchodził. Wiedział, że to starcie musi wygrać, bo nagrodą było życie. Nie tylko jego.
Cztery stopnie.
Zostały cztery, cholernie trudne do pokonania stopnie.
Powtórzył całą sekwencję ruchów, które wykonywał już kilkadziesiąt razy w ciągu ostatnich dziesięciu minut. Uniósł nogę, oparł się o poręcz, zacisnął zęby a jego druga stopa wylądowała na betonowym stopniu. A potem jeszcze raz, i kolejny.
Stał teraz, dysząc z wysiłku, ściskając kurczowo bolącą kończynę. Kilkanaście centymetrów od drzwi, rozpościerających przed nim stalowe ramiona. Stał, a strach i niepewność rozpływały się razem z gorącą krwią po całym jego ciele. Kusiły, by zawrócić, paraliżowały. Ale on wiedział, że cała jego mordercza wędrówka, jaką odbył w ciągu ostatnich miesięcy pójdzie wtedy na marne.
Przesunął dłonią po chłodnej klamce i przycisnął ją.
***
Poranne promienie słońca oświetlały twarz kobiety. Odbijały się od wilgotnych śladów łez na jej policzkach, pieściły delikatnie zmęczoną skórę i gładziły włosy. Otulały ją miękkim kocem swojego ciepła, którego teraz tak bardzo potrzebowała.
Oparła się o barierkę i westchnęła ciężko. Nie wiedziała, co teraz działo się w jej sercu, nie wiedziała nawet, co powinno się tam dziać. Fala emocji wszystkich maści, zalała jej duszę z chwilą, gdy On przekroczył próg szpitala. Uderzyła w nią, prawie zwalając z nóg. Zamroczyła, zabierając zdolność racjonalnego myślenia. Odebrała oddech i odeszła, zostawiając po sobie spustoszenie oraz kamień, ciążący jej w sercu.
A teraz, po tej niszczącej fali, Lisa Cuddy stała na dachu swojego szpitala, patrząc na chmury, ciężko sunące po błękitnym niebie.
***
Powoli i cicho. Niezauważalnie.
Podszedł do niej, czując jak zapach letnich kwiatów uderza mu do głowy.
Stanął obok i położył ręce na zimnej barierce, szukając punku, w który tak intensywnie patrzyła.
- Wróciłem.
Melodia wygrywana przez ton jego głosu była lekiem na całą jej duszę, Lepiła jej poszczególne kawałki, składała na nowo w całość. A mimo to wypełniała serce bólem, tak skrycie żyjącym w niej przez osiem miesięcy i dwadzieścia jeden dni.
- Napisałeś, że umarłeś.
Głos zatrzymał się gdzieś w krtani, pozwalając jej wydobyć z siebie tylko cichy szept.
- Umarłem.
-Ale tu jesteś.
- Bo została nadzieja.
- Ona... nie umarła?
Pytanie zawisło nad nimi, kłując w oczy i kradnąc urywane oddechy.
- Nie. Bo ty jesteś moją nadzieją.
Poorana bruzdami dłoń mężczyzny spoczęła na zimnych palcach kobiety. Zacisnęła się na nich, paląc delikatną skórę żarem miłości.
Właściwie, nic się nie zmieniło. A tak naprawdę zmieniło się wszystko.
***
* łac. - "nadzieja umiera ostatnia"
Cytat: | Tak, tak, tak. Ja wiem, że to jest przesłodzone zakończenie, ale prezent urodzinowy swoje prawa ma, a podejżewam że za coś makabrycznego K. by mnie chyba zabił.
Jeszcze raz najlepszego (spóźnionego) kochanie
No i mogą być błędy, jak zwykle zresztą... >< |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ECC dnia Nie 19:30, 31 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:44, 31 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Weszłam, bo tytuł. Bo tytuł jest piękny, i łacina jest piękna i nie wiem dlaczego, ale oczekiwałam jakiegoś "rzymskiego romansu", cokolwiek by to znaczyło, bo nie wiem.
Fik jest bardzo dobry. Ładnie, bardzo ładnie napisany. Jest pomysł, są świetne opisy i ciekawe zabiegi stylistyczne. Jest wszystko to, co składa się na dobry fik. I są emocje, borze, EMOCJE. Doskonale zarysowane, da się je wręcz czuć. Najbardziej podoba mi się paragraf z windą - doskonale przedstawiona zmienność, ruchliwość świata. I wieczne przemijanie.
Gdzieś tam brakuje spacji, ale to rzeczy, które ponowne czytanie pozwoli wyłapać. Nic wielkiego.
Bardzo ładnie, naprawdę.
Kat.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
[H]ouse
Chirurg plastyczny
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2711
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Atlantyda Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:17, 01 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
ECC. jeju bezkrwawy fik a mi się podoba .
Mistrzyni w fikowaniu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:01, 01 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
kolejny cudowny fik napisany przez ciebie.
Bardzo ale to bardzo podobały mi się te wszystkie opisy,które stworzyłaś
Czekam na więcej takich fików
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Camelia
Pacjent
Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:05, 01 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Sielanka nie zawsze musi razić, co szczególnie widać w Twoim dziele. Nadal pod wielkim wrażeniem, C.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
JigSaw
Ortopeda
Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 2349
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z Doliny Gumisiów ;) Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 16:13, 01 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Wchodzę do działu patrzę na tytuł...
Skąd ja go kojarzę ...
Patrzę na swój banner i wszystko staje się jasne
Piękne hasło, uwielbiam łacinę chociaż na studiach jej nie znosiłem.
Fik jak zawsze świetny, ale to akurat nie jest żadnym sensacyjnym odkryciem- wszystko autorstwa ECC jest piękne i dopracowane
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ECC
Neurolog
Dołączył: 21 Wrz 2008
Posty: 1645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:05, 01 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Jesteście kochani, o.
Katty B.
Katty, komentarz od Ciebie jest właściwie sam w sobie wyróżnieniem, tak myślę. No i jeszcze pozytywny, już całkowicie mnie... rozpłynął. Dzięki
[H]ouse
Czy tak jak jeanne sugerujesz, że ja piszę tylko krwawe rzeczy?
Miło mi
martusia14
Tam od razu "cudowny" ...
Camelia
Cieszę się, że jednak nie raziła. Bo nie umiem dobrze oddać całego tego sielankowego nastroju... I bałam się, że przesłodzę. Ale skoro się podobało to pozostje mi tylko dziękować
JigSaw
Jig, ty sklerozo moja
Mówiłąm ci przy betowaniu twojej miniatury, że banner był inspiracją
I jak zwykle cieszę się jak głupia, że Ci się spodobało
ECC bardzo dziękuje za ciepłe komentarze.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ECC dnia Pon 18:10, 01 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Scribo
Ratownik Medyczny
Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 175
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:36, 01 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Wiesz co ECC? Nie lubię się powtarzać. A przy twoich fikach... Cóż, powtarzam się co krok, bo ich nie da się określić inaczej niż jako wspaniałe.
Wiesz, że uwielbiam twój styl, prawda? Jak zawsze był taki... bajkowy i plastyczny, jakbyś stała obok mnie i opowiadałą, malowała obrazy przed oczami. Zgrabnie wplatasz metafory. Opisujesz zwykłe zjawiska jakby to były najniezwyklejsze rzeczy, tworzysz wokół nich atmosferę tajemniczości, pleciesz pajęczynę z słów.
Wciągasz. Wciągasz w wir słów, zamykasz w nim i nie pozwalasz się wydostać. Przesówałam wzrokiem po linijkach tekstu jak urzeczopna, komppletnie oderwałam się od otaczającego mnie świata. Tak jak lubię. U mnie to w pewnym sensie wyznacznik tego, czy tekst jest dobry. Twój jest. Bardzo.
Fragment o wchodzeniu - cudny. Codzienny rytuał, z długą przerwą, ale nadal rytuał. Kultywowany. Szkoda tylko, że niektóre rzeczy się zmieniaja i za nic nie chcą pozostać na swoich miejscach. Nawet rytuały.
Krzyżujące się spojrzenia. Takie, jake zawsze oglądamy na ekranach. Elektryzujące, pełne znaczeń kotłujących się, zamkniętych w więzieniu tęczówek. Piękne.
Koljne piętra... Brakuje mi słów. Kazde kolejne było zapdk zamka celi. Kiedy w końcu wszystkie puściły łza wydobyła się na wolność... Uwielbiam cię za te fragmenty, wiesz?
Musiał iść schodami. Musiał. Wiedziałam, że pójdzie. Od kiedy tylko przeczytałam, że Lisa skierowała się do windy wiedziałam, że on zrobi na odwrót, że wybierze powolną, męczącą wędrówkę. I zastanawiąłam się tylko, czy będzie prawdziwa. Tak bardzo, bopleśnie wręcz prawdziwa. Nei zawiodłaś mnie. Sposób w jaki to opisałaś... Brak mi słów po prostu. Trafia do mnie ECC. Po prostu trafia. I przebija na wylot.
Codzienne umieranie. Powolna nauka wykonywania zwykłych czynności życiowych. Odnalezienie nadziei. To wszystko... Tak to sobie wyobrażam, wiesz? To co się z nim stanie. Po prostu. Bo to pasuje tam idealnie.
Cytat: | Właściwie, nic się nie zmieniło. A tak naprawdę zmieniło się wszystko. |
Właśnie. Nic... Ale wszystko. Te pozornie łatwe, znane wszystkim pojęcia są tak naprawdę nic nie znaczące. Czy raczej mające takie znaczenie, jakie im nadamy.
Końcówka... I pytanie Cuddy o to, czy nadzieja nie umarła... Owszem, było słodkie. A odpowiedź troszkę sztuczna (ale tylko troszkę!), ale mimo wszystko całość dialogu mi się podobała. Taki... pozytywny akcent na koniec. Trochę idylliczny, ale to dobrze. Potrzeba nam czegoś, co kończyloby sie inaczej niż w życiu - szczęśliwie.
Całość jest jak najbardziej namalowana w ciepłych barwach. A mimo to mieszają się w niej ciemne odcienie. Jak tamta historia o umieraniu. Chyba nei umiesz napisać cegoś w całości szczęśliwego, ale... to dobrze. Bo ja lubię to co piszesz. Właśnie takie jakie jest. Bez żadnych zmian.
Dziękuję Ci, że napisałas tą miniaturkę. Że mogłam ją przeczytać.
Pozdrawiam Cię cieplutko
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madness
Student Medycyny
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszwa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:06, 01 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Ach...ECC
Kocham twoje fiki
Z resztą, jak wszyscy.
Piszesz na prawdę wspaniale,a ja zawsze, gdy skończę czytać, szukam dalszego ciągu...a potem dopiero odnajduję w tytule duże [M]
Ach...bo twoje fiki wciągają...
Pozdrawiam i czekam na kolejne Cuda...
Mad.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuba
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 537
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:18, 02 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Nie mogłem przybrać się do tego, by wykrzesać z siebie opis emocji, jakie są we mnie. Nie mogłem i nie mogę nadal. Ale spróbuję...
Dedykacja... Brak mi słów.
Prawdziwa, bo to jest wszystko to, czym dla mnie jesteś. Nie sądziłem chyba tylko, że ja mogę być równie ważny dla ciebie. Nie spodziewałem się tego. Zaskoczyłaś mnie. Zbyt często ostatnio ci się to zdarza...
Treść... wiesz, czym jest dla mnie. Wiesz, jak jest prawdziwa, jak cholernie rzeczywista i jak ważna. Jak bliska mi, będąc jednocześnie tak daleką. I choć nie piszesz wprost, ja odnajduję więcej niż to, co widzą inni. Wiesz o tym najlepiej.
Nie napiszę więcej.
Nie potrafię. Mogę jedynie ci dziękować. Za wszystko.
Dziękuję.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kuba dnia Wto 22:19, 02 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
czarna kawa.
Student Medycyny
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:34, 03 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Pięknie.
Zresztą...co tu dużo mówić, wspaniałe jak wszystkie Twoje fiki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
House_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 4168
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 14:56, 11 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Magiczna ECC. Komentuję dopiero teraz, bo w sumie zapomniałam, że nie doczytałam Twojego ficka do końca (z powodu niecierpliwości siostry).
Magia słów aż w oczy mnie szczypie. Fick cudny, napisany stylem, jaki bardzo rzadko się spotyka. Nie będę dzielić na plusy i minusy, bo to zupełnie nieadekwatne do Twojego ficka.
Mam takie pytanko: Czy ona zamierzała skoczyć?
A teraz powiem Ci coś jeszcze, mój fick ma zakończenie też barierkowe. Przynajmniej w pierwotnym założeniu, a teraz będę musiała je chyba zmienić. No nic.
Skąd Ty wytrzasnęłaś takiego wena? No tak, zaprzedałaś się zÓó.
. Postaw coś wenowi za to.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ECC
Neurolog
Dołączył: 21 Wrz 2008
Posty: 1645
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:07, 11 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Mam takie pytanko: Czy ona zamierzała skoczyć? |
Nie, kochanie. Myślę że wen chciał dać jej odetchnąć tam, na dachu.
Chyba stawię wenowi tego japońskiego szita z HuKa.
Dzięki Wam serdecznie jeszcze raz za wszystkie komentarze. Jesteście kochaaaaani
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Erato
Ortopeda
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 2359
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:49, 28 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
No i prawie się popłakałam. A to nie jest zdrowy objaw, nie o 9:36 rano i nie przy czytaniu opowiadania.
Ale po wczorajszym wiedziałam, że to będzie pierwsza czynność, jaką dziś zrobię. Że wyjdę z łóżka, usiądę do laptopa i to przeczytam. Inaczej bym nie mogła.
Wczoraj powiedziałam "słodko-gorzkie", dzisiaj się mogę tylko powtórzyć. Zbudowałaś wspaniałą, wspaniałą atmosferę. Już wiesz, że ja się trochę tego boję , ale dzięki zakończeniu boję się już mniej.
Wzruszający jest opis wędrówki House'a. Wędrówki, którą musi podjąć, którą sobie sam narzucił. Dla swojego dobra, ale kto wie, czy nie dla jej dobra? Przerażający, porywający jest opis uczuć, które w ich obydwojgu buzują. Nie pomyślałabym, że można je opisać tak... Ech, sama nie wiem. Brak mi słów.
No i zdania, które wypowiada...
Cytat: | - Napisałeś, że umarłeś.
Głos zatrzymał się gdzieś w krtani, pozwalając jej wydobyć z siebie tylko cichy szept.
- Umarłem.
- Ale tu jesteś.
- Bo została nadzieja.
- Ona... nie umarła? |
Ja wiem, że nie wiem wszystkiego. Ale nawet wiedząc niewiele, nie mogłam się oderwać od tego fragmentu. Bo mam wrażenie, że jednak rozumiem, co chciałaś tu powiedzieć...
Wstrząsnęło, poruszyło, pozostanie w pamięci.
Cytat: | Wszedł.
A jej serce pękło na pół. |
Cudo.
Wszystkiego naj, naj, naj, kochana
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|