Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Prędzej już 3 wojna światowa wybuchnie, nim oni będą raze[/P
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:14, 24 Lis 2013    Temat postu:

W łazience? Nie radzę - najgłupsza śmierć to śmierć pod prysznicem, albo co gorsza- na klopie
Mam pomysł tylko i 40 niecałych linijek teksty w Writterze (czyli na forum wyszłoby mniej ) i jestem w martwym punkcie Więc nie ciesz się tak szybko
Co do szpitala... to bym se poszła Ja kocham szpitale a jazdę karetką jeszcze bardziej Tak, nie jestem normalna
Dziękuję Przyda się


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:33, 24 Lis 2013    Temat postu:

Ja jestem nienormalna - okropnie rozśmieszyła mnie wizja śmierci na kibelku

Cytat:
Mam pomysł tylko i 40 niecałych linijek teksty w Writterze

Czyli nie tylko pomysł... A ten martwy punkt... Pewnie masz chwilowe zaćmienie umysłowe Przejdzie.. Ja tak mam, kiedy piszę zadania na polski A później się rozpisuję, tak bardzo, że polonistka chce mnie zatłuc
Tak sobie przypominam moje życie, kawałek po kawałku, i stwierdzam, że nigdy nie jechałam karetką... O.o Więc się nie wypowiem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:12, 24 Lis 2013    Temat postu:

Nie było mnie, tylko chwilę, wy już o śmierć na kiblu. Z kim ja się zadaje.. No trudne pytanie..
Cytat:
Przejdzie.. Ja tak mam, kiedy piszę zadania na polski A później się rozpisuję, tak bardzo, że polonistka chce mnie zatłuc


To ja jak jest praca domowa z polskiego to myŚle co mam napisać i nic,aż w końcu myśle ooo internet mam w domu i od razu inspiracja .
Do śmi erci na kiblu, ostatnio na chemii, mieliśmy nie pamiętam dokładnie co, ale nasz klasowy" idiota" wkładał ołówki do kontaktów, a wcześniej sprawdzaliśmy prze przewodzi prąd i się taka czerwnoa lampeczka świeciła (czyli przewodzi jakbyście nie wiedzieli) i jak głupia zaczełam się śmiać, a pOźniej spoważniałam bo przypomniał mi sie House z widelce w kontakcie . Więc podsumowując najlepiej jest umrzeć z ołówkiem w kontakcie .

Mam nadzieję, że te 40 wersów to tylko chwilowe [/quote]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:52, 06 Gru 2013    Temat postu:

Po paru miesiącach, wracam z dobrym humorem z dnia dzisiejszego (dostałam długopis - strzykawkęęęęę Cieszę się z tego jak dziecko Dzięki ci, Medyczno, Wyższo Szkoło Zawodowa! czy jak to się nazywało <wpatruje> ) w końcu kolejny rozdział
Postanowiłam zrezygnować z tytułów, bo jakoś nie tego nie wygląda Poza tym nie miałam dobrego pomysłu na tytuł dla tego rozdziału, więc nie będzie tytułów, zresztą pewnie i tak żadna strata


Endymion napisał:
i jak głupia zaczełam się śmiać, a pOźniej spoważniałam bo przypomniał mi sie House z widelce w kontakcie .

A House przypadkiem nie wkładał noża/scyzoryka czy czegoś tam do kontaktu, a nie widelca?

Rozdział 9
[MMM]Cuddy siedziała w fotelu, schowana za, znalezioną w skrzynce na listy sąsiada, gazetą. Tak naprawdę jej oczy nie poruszały się po linijkach testu – obserwowała, siedzącą przed starym, ledwo działającym telewizorem, którego parę dni lekarka temu znalazła schowanego w szafie, Mandy. Wiedziała, że powinna szukać jakiejś pracy, ze względu na kończące się jedzenie, ale nie chciała opuścić domu. Przynajmniej nie kiedy Mandy w nim była. Bała się, że sąsiad, Koreańczycy czy ktokolwiek wejdzie podczas jej nieobecności i stanie się coś strasznego. Przeciągała to jak najdłużej, chociaż była to dość ważna sprawa. Teraz skupiła swoje myśli na młodej dziewczynie. Bardzo dziwił ją fakt, iż dopiero co straciła rodziców, potem jeszcze złapali ją gestapo, a ona... Jakby to nic dla niej nie znaczyło. Może to dobrze, tak nie okazywać uczuć, nie przejmować się za bardzo? Bądź co bądź, jest wojna, raczej to będą ostatnie „ciężkie” rzeczy, które będą czekały na Mandy... Zresztą Cuddy też.
– I co? Znalazłaś coś – spytała, wytrącając Lisę z własnych rozmyśleń.
– O czym ty mówisz? – spytała zdziwionym tonem.
– O twoim chłopaku – wycedziła Mandy rozdrażnionym tonem. Cuddy na ostatnim słowie przewróciła ostentacyjnie oczami. – O pracy, rzecz jasna!
– Nie miałam zamiaru jej szukać – odpowiedziała lekarka lekko obrażonym tonem. Rozmowy z Mandy przypominały jej trochę te przekomarzania z House'em. Różniła je tylko jedna rzecz – nie miała kompletnie ochoty prowadzić takich napiętych konwersacji z tą dziewczyną. Nie, żeby coś do niej miała... Po prostu... nie wiedziała nawet dlaczego. Tak jakoś wszystko wychodziło.
– A więc czekasz, aż zajrzy nam w oczy widmo śmierci głodowej?
– Nie mogę ciebie tu samej zostawić – westchnęła Cuddy.
– To bardzo szlachetne z twojej strony i tak dalej, ale kompletnie bez sensu. Kto tu niby miałby przyjść? Koreańczycy, gestapo, nasz ukochany sąsiad? Nie będę przecież wychodzić, ani krzyczeć z okna, że dopiero co uciekłam z przesłuchania!
[MMM]Cuddy westchnęła. W pewnym sensie Mandy miała rację. Starając się zmienić temat odparła:
– Czego ty szukasz w tej telewizji od tych paru dni? Przecież wstrzymali wszystkie stacje...
– Jedna działa, po kryjomu. Raz na dzień puszczają, mówią całą prawdę o tym co się dzieje i takie tam... Nigdy nie wiadomo na jakim kanale i kiedy... Zanim mnie złapali udało mi się raz trafić na to... Ale strasznie ciężko jest...
– I co tam niby puszczają? – zainteresowała się Cuddy.
– Wiadomości, co się dzieje tam, gdzie tego nie widać, co próbują Koreańczycy zatuszować i takie tam... Mi głównie chodzi o listy gończe – kogo poszukują, a kogo... – Tu wzięła głębszy wdech. – …Kogo już złapali i nie ma już z nami.
– Dalej martwisz się o brata?
– Mam złe przeczucie – odparła, po raz kolejny wciskając ten sam przycisk na pilocie. - Idź lepiej znajdź jakąś pracę... Przynajmniej jedna z nas nie będzie tutaj siedziała bezczynnie. O ile jakaś propozycja jest, oczywiście – rzuciła Mandy zgorzkniale.
– Szczerze mówiąc jest coś... No cóż – nie powiem, że oczekiwałam, iż znajdę tutaj pracę lekarza u naszych, ale... nie myślałam, że jest tak źle...
– A więc?
– Poszukują kelnerki w barze, dwie ulice dalej od nas.
– No widzisz nie jest tak źle – odparła, dalej przełączając kanały.
[MMM]Cuddy po raz kolejny tego dnia westchnęła głośno. No cóż – wygląda na to, że będzie jednak musiała wziąć teraz tą pracę... Mimo wszystko zainteresowała ją ta telewizja... Może mogłaby się dowiedzieć czegoś o Housie, Wilsonie i reszcie? Oby...

***

[MMM]Wybiła szósta. W końcu! Cuddy ruszyła na zaplecze baru, ściągając nie za piękny fartuch oraz rozpuszczając ponownie włosy.
[MMM] ”Nareszcie koniec! Uf... podobno dopiero po trzech dniach jakoś idzie się przyzwyczaić... Jeśli to prawda, to jutro nie pójdzie nic źle... Oby...” – pomyślała Cuddy, zarzucając na siebie szary płaszcz. To była jedna z niewielu rzeczy znalezionych w tym opuszczonym domu. Na razie był tylko początek grudnia, więc wystarczał, ale co będzie w styczniu? W samym środku zimy? O tym wolała na razie nie myśleć. Pensja ledwo wystarczała na jedzenie, którego i tak coraz to bardziej brakowało w sklepach.
[MMM]Wiedziała jedno – nieważne co inni mówią, że każdy umie się przyzwyczaić... Do Lisy ciągle nie docierało, że stara „Doktor Cuddy” dziekan medyczny i administrator szpitala już dawno odszedł... zresztą tak samo jak Doktor House, onkolog Wilson czy ktokolwiek... Jej miejsce zajęła inna Lisa, inna Cuddy – od niedawna kelnerka w barze, która ukrywa w swoim domu poszukiwaną nastolatkę...
[MMM]Jednak, mimo tych wszystkich zmian i zdażeń jedna rzecz była taka sama – wiązała się ona, z jednym, bardzo wrednym i sarkastycznym dupkiem...
[MMM]Pogrążona w swoich myślach Cuddy, nawet nie zauważyła jak wyszła z budynku, kierując się machinalnie w stronę domu, oraz pewnej, młodej blondynki zmierzającej w tą samą stronę, której omal nie przewróciła, przez nagłe zderzenie.
– Bardzo przepraszam – wyjąkała speszona. Dziewczyna na szczęście tylko lekko się zachwiała w jedną stronę. Szybko otrzepała się, po czym spojrzała na brunetkę.
– O, kogo ja tu widzę – Lisa, prawda? - powiedziała, wyraźnie ucieszona jej widokiem.
– Tak, zgadza się... Witaj Julie – odpowiedziała, jednak z mniejszym entuzjazmem.
– Wiesz, że akurat do ciebie szłam? Jak tam zdrowie? Ale widzę, że lepiej, skoro jakoś sama się ustawiłaś – Tak trzymać! Coś mi mówi, że to będzie bardzo sroga zima, nie tylko mówiąc o temperaturze, więc trzeba się trochę na to przygotować...
- Szłaś... do mnie? - spytała zdziwiona Cuddy.
– Tak, słuchaj, mam parę wieści dla ciebie, ale wolałabym tak bardziej na spokojnie... To chyba nie będzie jakiś kłopot, prawda? Ja tak tylko na parę minut przyjdę...
[MMM]„Tylko nie to! Przecież NIKT nie może dowiedzieć się, że trzymam w domu Mandy!” przemknęło jej przez myśl.
– No więc... Jeszcze się nie do końca pozbierałam z tym wszystkim, poza tym... Mam coś jeszcze do roboty, właśnie! Nie obrazisz się, jeśli moglibyśmy to przełożyć na kiedy indziej?
– Jasne – odparła Julie, dalej zbytnio radosnym tonem. Wcześniej taka nie było... Albo Cuddy po tych środkach przeciwbólowych tego nie zauważyła, przez to wszystko... – To wiesz co? Ja może przyjdę do baru, w którym pracujesz co? Mam tam nawet bliżej i w ogóle....
– Ee... skąd wiesz, w którym barze pracuję? – spytała kolejny raz zdziwiona Lisa.
– Tylko jeden funkcjonuje w tej okolicy, poza tym zapomniałaś ściągnąć karteczkę z napisem „kelnerka” z bluzki – dodała, wskazując na materiał, widoczny spod niezapiętego płaszcza.
– Kurczę, muszę dzisiaj mieć kompletnie zły dzień! – westchnęła Cuddy, odpinając tabliczkę od bluzki, po czym pożegnała się i ruszyła w stronę swojego mieszkania.
– Jesteś? – spytała, ledwo przekraczając próg domu.
– A gdzie mam być? – odpowiedział jej dość znudzony głos, dobiegający z dużego pokoju.
– A nic... tak pytam... Ktoś próbował wejść do domu? – Musiała o to spytać. Ta myśl nie dawał jej już spokoju.
– Tylko trupa jakaś cyrkowa i paru afrykańskich alpinistów z bernardynami... Czemu pytasz?
– Na wszelki wypadek – odparła, zrzucając z siebie płaszcz. Miała się właśnie zabrać za przygotowanie czegoś nadającego się do jedzenia, kiedy z pokoju obok dobiegł, chyba po raz pierwszy słyszany w jej życiu, okrzyk radości.
– Nareszcie! W końcu mi się udało! – wykrzyknęła Mandy z uniesionymi rękami w górze. Pewnie gdyby nie kostka, podskoczyłaby do samego sufitu, sądząc po entuzjaźmie, słyszalnym między słowami. – Złapałam tą stację!
[MMM]Co prawda z ociąganiem, Cuddy przysiadła się do dziewczyny, na kanapę. Na ekranie właśnie pojawiło się dwóch, młodych mężczyzn z uśmiechami seryjnych amantów na twarzach.
– Witamy prawdziwych, oglądających nas właśnie obywateli ameryki! – powiedział na cały głos chłopak z lewej, posiadający ognisto rude włosy.
– I tych nielegalnych również gorąco – dodał ten drugi, po czym odgarnął pokazowo, tak jak to robią w reklamach szamponów, swoje kruczoczarne włosy. Miał lekko – typowo azjatycko urodę.
– Was chińczyków też, mimo że moglibyście dać na luz. My rozumiemy, że co po niektórzy mają te swoje „gorsze dni”, ale my przynajmniej nie napadamy was, bo wolimy waszą drugą, południową połowę!
– A może lepiej nie pozdrawiajmy?
– A może nie...
– To tak, czy nie?
– Dobra, jednak nie... Niech się sami pozdrowią..
– Do was ze studia nawijają i zawracają cztery litery...
– Pan Lepsze-Południowe-Ciepłe Psy – krzyknął brunet, wskazując ręką na swojego sąsiada, na co on zasalutował, po czym zabrał głos:
– Oraz Pan Chińczyk! – W tle puścili odgłos oklasków i fanfar. – Chwila – Chińczyk? Nie mogłeś wymyślić czegoś lepszego? Co drugi z nas ma ksywę Chińczyk! Będziesz chyba Chińczyk20! Chociaż... mówiąc szczerze, jeśli mamy na myśli wygląd, Chińczyk do ciebie najbardziej pasuje...
– Żmije! Wychowane na własnej piersi! Gdyby nie ja, nie siedzielibyśmy teraz tutaj, tyko w domu, zdychając nad naszym losem! Dobra – niech będzie Zaginiona Statuła Wolności – w skrócie ZWS – teraz pasi?!
– To ich ksywki. Nie mogą się ujawnić, bo dostaliby za to niezłe „przesłuchanie” – wtrąciła się Mandy.
– Jak słońce, kochanie – odpowiedział Lepszy-Południowy-Ciepły Pies. – A więc...
– Witamy po długiej przerwie! – krzyknął ZWS. Znów rozległ się odgłos fanfar i braw w tle.
– Długiej, bo niestety te koreańskie paparazzi tak się nami zainteresowało, że musieliśmy zmienić miejsce kręcenia waszego ulubionego programu – odrzekł rudy, wytrzeszczając oczy w kierunku kamery.
– Za to ilu ciekawych rzeczy się dowiedzieliśmy...
– To prawda – jestem pewien, że żaden z naszych widzów nie wie o tym, że Paris Hilton niedawno strzeliła sobie tatuaż między pośladkami...
– Czerwonego motylka! Co za bezguście – krzyknął ZWS, po czym teatralnie złapał się za głowę i opadł na oparcie zajmowanego przez niego krzesła,
– Wszyscy wiemy, że są w modzie teraz fioletowe – dodał rudowłosy, bardzo poważnym tonem, równocześnie wachlując sąsiada notatnikiem, trzymanym w prawej ręce.
– Czy oni nie są genialni? – nagle odezwała się Mandy. Cuddy musiała w duchu przyznać jej rację – nawet ona siedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz miała taki humor...
– Dobra – koniec seksu, przechodzimy do konkretów – nagle odezwał się ZWS, prostując się na krześle.
– Otóż dla tych niedowiedzących – tak zwane „Chińczyki” to nie są jedyne bardzo miłe osoby, przez które u nas jest jak jest... Oprócz nich Rosja i Iran weszli tam, gdzie nie trzeba...
– Pewnie nieraz już się zastanawialiście, jak to możliwe, że Korea Północna pokonała nas – Stany Zjednoczone... Niemożliwe? A jednak – teraz wiemy, że nie działała sama.
– Cwane te Chińczyki – przyznał Lepszy-Południowy-Ciepły Pies.
– Żeby jeszcze było fajniej, udało nam się potwierdzić jedną z najbardziej kontrowersyjnych plotek – otóż... Barack Obama nie żyje.
[MMM]Cuddy zaniemówiła. Zerknęła delikatnie na Mandy, która też wydawała się oszołomiona tą wiadomością. A więc jest aż tak źle?
– Poświęćmy minutę ciszy, na cześć naszego, świętej pamięci prezydenta – odparł ZWS, tym razem szczerym, grobowym tonem.
– Nie chcemy tu nikogo dołować – odezwał się po dłuższej chwili rudy. – Ale jesteśmy pewni, że mało kto z ważniejszych osób w rządzie przeżył...
– Nielicznej części MOŻE udało się uciec...
– Albo są im jeszcze potrzebni – wtrącił się Lepszy-Południowy-Ciepły Pies. – Jako kable, zakładnicy, lub nie wiadomo co jeszcze.
– Ostatnio dużo ludzi złapano na łapankach...
– Dlatego trzeba mieć się na baczności – cały czas.
– Ponieważ nigdy nie wiadomo, czy to akurat nie ty, będziesz następnym umarłym Amerykaninem...
– ZWeSie – wzruszyłem się twoją mową – wykwiczał jego sąsiad piskliwym tonem. Zapewne chciał odrobinę rozładować atmosferę. Teraz jednak nie było nikomu do śmiechu.
– Udało nam się zdobyć informacje o poszukiwanych, oraz o tych, co już... – Tu zrobił przerwę na wdech. – Co już ich dorwali.
[MMM]Na ekranie zaczęły się pojawiać po kolei zdjęcia z podpisami. Około co trzecie zdjęcia było przekreślone na czerwono – osoby, które już nie żyją. Reive, Reese, Briggs, Walker... Wszystkie te nazwiska nic nie mówiły Cuddy. Potem przekreślona niejaka Judy Woodson, a zaraz potem pojawił się on. Od razu poznała jego twarz. House. Miała ochotę podejść do telewizora, by sprawdzić, czy jej się nic nie przywidziało. Mówił wtedy w nocy prawdę – poszukują go. Ale nie był przekreślony... Jeszcze.
– To był on? – spytała Mandy, kiedy na ekranie pokazała się przekreślona Moly Alwert.
– Tak – odparła Cuddy, skupiając wzrok na swoich kolanach.
Kolejne osoby – Remy Johnson, Lily Richards, przekreślony Jack Bennett...
Nagle Mandy zerwała się z kanapy, zapominając o skręconej kostce, przez co omal nie runęła na stolik do kawy. Na ekranie właśnie pojawił się przekreślony Damien LaGrange.
– Nie – szepnęła dziewczyna przerażonym tonem. – Nie, to niemożliwe!
[MMM]Nie trzeba było być geniuszem, aby zgadnąć kim był ten niejaki młody chłopak. Nawet miał podobny kształt oczu do swojej siostry.
[MMM]Mandy, kulejąc i podpierającym się każdym spotkanym po drodze meblem, powoli podeszła na telewizora. Na ekranie widniało teraz zdjęcie jakiegoś Edwarda Jensena, jednak dziewczyna miała dalej przed oczami obraz przekreślonego zdjęcia brata. Łkając położyła dłoń na szklanej powierzchni. Oczy miała zamknięte. Mówiła coś bezgłośnie, czego Cuddy nie mogła usłyszeć.
[MMM]Po jakiejś minucie brunetka podeszła do dziewczyny. Położyła jej dłoń na ramieniu. Sama miała w oczach łzy. Nie znała, co prawda, Damiena, lecz domyślała się, co mogła teraz Mandy czuć.
[MMM]Nastolatka odwróciła się w stronę Lisy, po czym mocno ją przytuliła. Matka i ojciec, a teraz brat.... Została jej tylko Cuddy, mimo że raczej nie zaliczała się do jej rodziny. Tylko ona.

***

[MMM]Właśnie wrzucała kolejne naczynia do zlewu, kiedy poczuła, że ktoś ją trąca w ramię. Obróciła się zaskoczona i stwierdziła, że „Tym kimś” był jej szef, a równocześnie barman – stary, lekko zgrzybiały, zgarbiony mruk i raczej milczek. Wszyscy mówili na niego „Stary Ray” – klienci, podwładni... nawet czasami pojawiający się w barze Koreańczycy po służbie...
[MMM]Nie wiedząc, czego ma się spodziewać, ostrożnie ruszyła za nim, na zaplecze.
– C-coś się stało? – wyjąkała niepewnie.
– Był dzisiaj taki jeden z drugim w porze śniadaniowej – rzucił pod nosem, nie obdarzając jej ani jednym spojrzeniem. Wszyscy wiedzieli, że jak mówił: „Jeden z drugim” to chodziło mu o Koreańczyków. Nie wiedząc czemu, Ray nie lubił mówić o nich wprost.
– Mówili coś ciekawego?
– Mają zamiar urządzić dzisiaj łapankę. Może nawet wejdą do baru – z tego co słyszałem uznają to na równi z ulicą – jeśli mówimy o łapance. Mnie raczej nie wezmą, bo nie będą mieli gdzie chlać po służbie, gorzej z wami. Jeśli się pośpieszysz, zdążysz dojść do domu, przed tym cyrkiem...
– A – ale... – chciała zaprotestować Cuddy.
– Kobito – dawaj mi ten fartuch i spieprzaj – ratuj własny tyłek! Masz, dam ci już nawet wypłatę, bo nigdy nic nie wiadomo... – warknął Ray, próbując jak najszybciej ją wygonić na zewnątrz.
– Ale czemu powiedziałeś o tym tylko mi? – spytała zaskoczona.
– Wyglądasz na taką, co ma coś ważnego do ukrycia przed nimi... – Tu westchnął ostentacyjnie. – Idź już lepiej. Powodzenia.
[MMM]Szybko wyszła przez tył baru, przeciskając się między wielkimi śmietnikami. Sądząc po zdenerwowaniu szefa, miała naprawdę niewiele czasu. Musiała teraz tylko szybko przejść dwie ulice, skręcić parę razy w jedną i drugą stronę, a następnie wejść na czwarte piętro kamienicy... Pięknie!
[MMM]Ale przynajmniej nie musiała się martwić o Mandy – wiedziała, że dziewczyna się nie ruszy nawet z pokoju. Minął już ponad tydzień od tych ogłoszeń, a ona siedziała cały czas załamana na kanapie. Fakt – zdarzało się co jakiś czas tak, że nie umiała usiedzieć w miejscu. Chodziła po całym domu, nadwyrężając jeszcze do końca zdrową kostkę.
– Nie możesz tak się przemęczać. – Zwykła w takich chwilach mówić Cuddy, jednak wszystko to jak do ściany.
Początkowo jeszcze z nią siedziała, próbowała pocieszyć, wspierać ją, jednak po paru dniach Mandy zdecydowała, że chce być TYLKO sama.
[MMM]Cuddy za radą starego Ray'a szybko szła w stronę domu. Nie było to łatwe – nagle na ulicy zebrało się mnóstwo ludzi. Ci Koreańczycy mają wyczucie czasu na łapankę!
[MMM]Próbując przecisnąć się przez stojącą na środku chodnika matkę z dziećmi, wpadła na jakiegoś przechodnia, przez co wyłożyła się jak długa na ziemi. Cudownie – jeszcze tylko brakowało jej zwrócenia na siebie uwagi!
– Co za spotkanie! – Odwróciła momentalnie w stronę osoby, stojącej tuż nad nią. – Kogo, jak kogo, ale ciebie się nie spodziewałem spotkać na ulicy!
– House, co ty tutaj robisz? – szepnęła ze złością, podnosząc się odrobinę niezdarnie z chodnika. Oczywiście nie mógł jej podać ręki – przecież to House w końcu!
– Nie grzeję miejsca na kanapie swoim wielkim tyłkiem, co byłem pewny do dziś, że to twoje zajęcie...
– Tutaj dużo kręci się tych Koreanów! Oszalałeś?! Przecież jesteś poszukiwany!
– Krzycz głośniej – jestem pewny, że ten, idący z bronią w naszą stronę jeszcze tego nie słyszał!
[MMM]Cuddy po tej kwestii zamarła. Próbowała się zmusić, aby nie odwrócić się nagle, co mogło wzbudzić jakieś podejrzenia.
– Mówisz serio, czy mnie wkręcasz? – szepnęła nerwowo.
– Powiem tak – dowiesz się za około... trzy sekundy? – spytał drwiąco.
[MMM]Ledwo zdążył dokończyć to zdanie, nagle zapanował kompletny chaos – wszyscy przebywający na danej ulicy, zaczęli jak na komendę się rozbiegać we wszystkich kierunkach, co natychmiastowo uniemożliwili im mężczyźni z bronią w ręku, o azjatyckiej urodzie.
[MMM]House zdążył pociągnąć ze sobą Cuddy, za róg, na jakieś opuszczone osiedle. Niestety istniał jeden minus tej kryjówki – była to ślepa uliczka. House, stojąc oparty o mur obserwował z boku sceny na ulicy, zaś była administratorka, dysząc ciężko z przerażenia, osunęła się obok niego, siadając na ziemi.
– Jeśli przeżyjemy, to przypomnę ci, że masz mi podziękować... najlepiej moim ulubionym sposobem – szepnął, zezując w stronę już zebranych ludzi pod ścianą. – Sprawdzają dokumenty... cackają się tak z tym wszystkim... Jakby nie mieli co robić! - mruknął, z zażenowaniem.
– To raczej dobrze – odpowiedziała, dalej biorąc głębokie oddechy.
– Po jakimś czasie im się znudzi, a dokumenty zabiorą, by mieć czym tyłek obetrzeć, jak srajtaśma się skończy – odpowiedział zgryźliwie.
– Czy mógłbyś choć RAZ potraktować coś poważnie – zapytała ze zdenerwowaniem.
– Bardzo poważnie uratowałem twój wielki tyłek pragnę przypomnieć... Zresztą już drugi raz od rozpoczęcia tego całego cyrku – mruknął pod nosem, obrażonym tonem.
[MMM]Nagle rozległy się odgłosy strzałów. I nie – nie dochodziły z broni Koreańczyków, co stwierdził House ufając swojemu słuchowi. Zresztą i tak po chwili, z tego co było słychać, strzelał każdy, kto z obecnych ludzi miał broń przy sobie, a było ich dosyć wielu, trzeba przyznać.
– Padnij! – Zdążył krzyknąć, kiedy jeden z „Chińczyków” wbiegł do ich kryjówki, strzelając na ślepo do wszystkiego.
Leżeli teraz oboje za zasłoną, składającą się z drewnianego, dość wysokiego i całkowicie zasłaniającego ich płotu.
– Wiesz co? Coś mi się zdaje, że nie przeżyjemy, więc możesz dziękować już teraz! –


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:53, 06 Gru 2013    Temat postu:

Jesteś!!! Hurrra!!!
I masz ten długopis, na który się czaję... Lepiej go pilnuj, bo ktoś ci go może zabrać... <--- ta minka jest jakaś dziwna, macha jęzorem w górę i w dół... Śmiesznie to wygląda... OMG, czas iść na terapię

House włożył do kontaktu rozkładany nożyk. Zabrał go pacjentowi, który w przychodni wsadził go do kontaktu...

Nie dość, że wróciłaś, to jeszcze z długą częścią... Chwała ci!

Cuddy jako kelnerka? Trudno sobie wyobrazić Ale ma super szefa

Świetny program Widać, że miałaś dobry humorek Zwijam się ze śmiechu

Okropnie współczuję Mandy... Biedactwo Zastanawiam się, co będzie, gdy wojna się skończy... Mandy nadal będzie sama... Może Cuddy weźmie ją do siebie?

No... HOUSE WRÓCIŁ!!! A razem z nim jego świetne teksty

Wspominałam już, że pomysł z wojną bardzo mi się podoba? Jeśli nie, to teraz wspominam: strasznie podoba mi się pomysł, by umieścić bohaterów na wojnie

Dobra, nie umiem nic więcej powiedzieć, bo nadal turlam się ze śmiechu i smucę się jednocześnie...

Jestem bardzo ucieszona z twojego powrotu
Wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:26, 07 Gru 2013    Temat postu:

Oj tam oj tam, Zmarnowałyście mi życie, bo myślałam, że to widelec

Wróciłaś z tym co ja najbardziej lubię !!!! radochaa


Moja reakcja House, nie żyje: To nie możliwe spotkają się pod koniec rozdziału. Magik ze mnie, bo stało się tak ja myślałam więc chwała mi za to!
Cytat:
– I tych nielegalnych również gorąco – dodał ten drugi, po czym odgarnął pokazowo, tak jak to robią w reklamach szamponów, swoje kruczoczarne włosy. Miał lekko – typowo azjatycko urodę.
– Was chińczyków też, mimo że moglibyście dać na luz. My rozumiemy, że co po niektórzy mają te swoje „gorsze dni”, ale my przynajmniej nie napadamy was, bo wolimy waszą drugą, południową połowę!
Szkoda, że my nie mamy takiej telewizji. Szkodaa.... Chyba, że założymy taką! Czekaj nie założymy najpierw musiałby ktoś na nas napaść, ale ktoo....

Wreszcie się doczekałam i chwała mi za to! A tobie też, bo to napisałaś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:07, 02 Mar 2014    Temat postu:

Powtarzam to, co napisałam przed miniaturką - zawiesiłam, wiem, ale miałam okazję napisać (tak jak teraz wrzucić ), a męczyłam ten rozdział od strasznie długiego czasu, postanowiłam w końcu go napisać No i jest - krótki, ale mam nadzieję, że jest chociaż odrobinę ciekawy Tak, czy siak, mogę powiedzieć, że poprawiony jest o wiele lepszy niż to, co sama na szybko pisałam , a zwłaszcza końcówka
HelpMe:
HelpMe napisał:
I masz ten długopis, na który się czaję... Lepiej go pilnuj, bo ktoś ci go może zabrać...

Ha, dostałam jako jedyna aż 2 Nie wiem czy przez przypadek, czy specjalnie, tak czy siak, drugiego dostałam, jak dowiedziałam się, że mam niskie ciśnienie Tak czy siak, nawet jakbym się tym faktem zmartwiła, to by poskutkowało Ale jak tylko spróbujesz mi oba gwizdnąć, to zabiję! :
HelpMe napisał:
uot;]House włożył do kontaktu rozkładany nożyk. Zabrał go pacjentowi, który w przychodni wsadził go do kontaktu...

Ostatnio widziałam ten odcinek Jeeej, odcinki z czwartego sezonu są/były w tvn7 Ostatnio, tak ostatnio, ostatnio widziałam śmierć Amber, i Cuddy siedząca na krześle, jak House miał ten atak czy coś (nie pamiętam co mu tam się stało tuż po tym, jak dowiedział się, co jest Amber) Jak tam można płakać, skoro to tak słodko wygląda, jak Cuddy przy nim siedzi

HelpMe napisał:
Cuddy jako kelnerka? Trudno sobie wyobrazić

Jak oglądasz OUAT, to weź se looknij na ruby, a potem wstaw tam głowę Cuddy - może zadziała
Dzięki
Endymion
Endymion napisał:
Oj tam oj tam, Zmarnowałyście mi życie, bo myślałam, że to widelec

Najlepiej wałek od razu, co?
Do was dwóch - ten pomysł na telewizję z zabawnymi gościami, troszkę zaczerpnęłam, po czym zmieniłam, z Harry'ego Pottera Konkretnie Insygnia śmierci, jakby ktoś pytał Więcej nie powiem, ten kto zna, ten zna, ten kto nie, to niech zajrzy Może grono Potterheadów się powiększy Powiem przy następnym rozdziale, o ile w ogóle ktoś go kiedyś napisze
Miłego czytania
PS. Ficki od teraz będą tak "na prawdę" zawieszone, nie spodziewajcie się kolejnych rozdziałów czy miniaturek, ponieważ ferie mi się właśnie skończyły, więc nie będzie czasu na taki "wyskoki"
Rozdział 10

[MMM]– Złaź ze mnie! – warknęła Cuddy, próbując wydostać się spod ociężałego ciała byłego pracownika.
– Zamknij się, jak chcesz dać się zabić, to chociaż mnie w to nie mieszaj! – odpowiedział House, delikatnie wychylając się zza „zasłony”. Wyglądało na to, że musiałby się zdarzyć jakiś cud, aby ten narwany koreański żołnierz dał im spokój. – Dobra, słuchaj, jak chcesz uratować swojego Tytanika, to musisz zrobić, to co ci powiem, jasne?
– Nie prześpię się z tobą, od razu mówię – mruknęła Cuddy, jednak House postanowił puścić to koło uszu.
– Trzymaj! – warknął, wciskając jej w ręce pistolet.
– Tobie się już nie przyda?
– Mam zapasowe – westchnął, po czym kontynuował: – Plan jest taki: ty na mój znak pobiegniesz prosto w stronę tej apteki, zatrzymując się parę razy przy pierwszych lepszych zasłonach. Jak zauważysz jakiegoś azjatyckiego palanta – strzelaj. Jak zaczną strzelać w twoją stronę, padnij na ziemię, wszystko jasne?
– A ty co będziesz robił, pułkowniku? – spytała, przewracając oczami.
– O to niech już twoja ex-administratorska główka się nie martwi – odparł House, po czym wstał i wskoczył za najbliższą zasłonę, gdzie zaczął strzelać ze swojego karabinu. Przez chwilę Cuddy obserwowała jego poczynienia. Nie mogła uwierzyć, że to ten sam, wredny (chociaż wredny dalej był), samolubny, dziecinny, unikający kliniki niczym diabeł wody święconej, obrażający pacjentów, (co było przyczyną mnóstwa pozwów) facet, stoi właśnie przed nią... Nie mogła uwierzyć, że ten sam człowiek już drugi raz uratował jej życie.
[MMM]Dopiero po dłuższej chwili zaskoczyła, że te dziwne machnięcia ręki, skierowane w jej stronę były tym „znakiem”. Po piątym razie, zniecierpliwiony House pokazał jej środkowy palec po czym gwałtownie wstał i zaczął poruszać się czołgając. Cuddy oprzytomniała najszybciej jak umiała, skorzystała z odwróconej uwagi Koreańczyka, pobiegła w stronę opuszczonej apteki. Po chwili zrezygnowała nawet ze schowania się za zasłony – wszystkie pociski były skierowane w stronę diagnosty.
[MMM]Dzieliło ją zaledwie parę kroków od częściowo zawalonego wejścia, kiedy usłyszała głośny strzał i donośnie rzucone przekleństwa. Obróciła się gwałtownie. Zobaczyła House’a, trzymającego się kurczowo za nogę, z wielki bólem wypisanym na twarzy oraz strasznie uwalonego, lecz zadowolonego Koreańczyka, zmierzającego w jego stronę. Nie namyślając się dłużej chwyciła za pistolet.
[MMM]„Weź się w garść Lisa! Masz tylko jeden strzał – jak chybisz, cały wysiłek House’a i twój na marne – zginiecie tu oboje!” – pomyślała, po czym pociągnęła za spust. Siła odrzutu przewróciła ją na jedno z nielicznych, ocalałych okien opuszczonej apteki. Szybko otrzepała się z odłamków szkła, po czym spojrzała na swoje dzieło. Koreańczyk leżał martwy, na środku placu. Udało się! Sama nie mogła w to uwierzyć! Po prostu, bez większego zastanowienia strzeliła do człowieka! Właśnie – House! Szybko podbiegła do leżącego za jakąś osłoną diagnosty. Dalej trzymał się za nogę, miotając przekleństwa, nie wiadomo do kogo.
– House – jęknęła, pochylając się nad diagnostą. Tak jak się spodziewała – miał postrzelone udo.
– Mówiłem, że masz biec PROSTO do apteki – mruknął House, zezując na nią niezadowolonym wzrokiem.
– Mam ci teraz wymieniać wszystkie sprawy, w który nie posłuchałeś tego, co ci mówiłam? – odpowiedziała, po czym jakimś cudem udało się jej postawić House’a „na nogi”, następnie opierając go na swoim ramieniu, pomogła mu dojść do opuszczonego budynku.
– Zaraz przyjdzie ich tu więcej – jęknął, po czym spróbował poruszyć nogą, co wywołało jeszcze większy ból, co było widać na jego twarzy. – Ratuj swój tyłek w końcu!
– Świetnie, ale i tak nie zamierzam ciebie tutaj zostawić – odparła, po czym ledwo udało się podnieść diagnostę, tak, aby oboje dostali się do środka.
– Świetnie, ale i tak nie wymigasz się od „podziękowania” – odparł House, obrzucając Cuddy znaczącym spojrzeniem. Ona w odpowiedzi tylko westchnęła, po czym delikatnie położyła diagnostę na podłodze. Szybko znalazła najmniej zeżarty przez mole koc, na którym ułożyła, syczącego z bólu House’a. Następnie zabrała się za jego ranę postrzałową. – Masz szczęście, że został uszkodzony tylko mięsień – mruknęła, oglądając baczniej jego udo.
– Wow, jednak coś tam z medycyny umiałaś? – mruknął, kolejny raz krzywiąc się z bólu. – Wszystko fajnie, tylko zostaje jedno pytanie – czym masz zamiar to zaszyć? Pajęczyną? Apteczkę pierwszej pomocy i narzędzia do szycia postrzelonych mięśni zostawiłem w innych spodniach.
– Jesteśmy w aptece, z całą pewności coś się tutaj znajdzie – odpowiedziała Cuddy zirytowanym tonem.
– Rutinoscorbin na pewno – odparł House, przewracając oczami.
[MMM]Mimo wszystko, udało się Cuddy znaleźć czystą nić chirurgiczną i nową igłę, z którymi zabrała się do zszywania, starając się ignorować kąśliwe uwagi i znaczące spojrzenia House’a.
– Nie mogę ciebie tu zostawić, przecież w każdej chwili oni mogą tutaj przyjść – mruknęła Cuddy, częściowo pod nosem, starając się skupić całą swoją uwagę na zszywaniu rany.
– Nigdzie nie idę – odpowiedział House, zdecydowanym tonem.
– Teraz to ty mnie, choć raz, posłuchaj…
– Tak jak ty mnie jakąś chwilę temu? – zapytał House, robiąc złośliwy uśmieszek.
– Wezmę ciebie do „swojego” domu...
– A do swojego łóżka też?
– ... tam posiedzisz, aż twoja noga dojdzie do częściowej używalności, po czym pójdziesz gdziekolwiek będziesz chciał – pasuje? – warknęła Cuddy, starając się ignorować docinki House’a.
– Jak słońce, skarbie. Tylko jest problem – nie dojdziemy tam, ledwo mnie tutaj zaciągnęłaś, a co dopiero taki kawał.
– Mieszkam w okolicy, zapomniałeś już? – spytała brunetka, znudzonym tonem. – Jeszcze jakieś pytania?
– Jaki stanik masz na sobie?
[MMM]Nagle zerwał się mocny, zimny, lodowaty wiatr, który wpadł do budynku, przez wybite okna, przez co oboje zadrżeli nieznacznie.
– Idę poszukać jeszcze jakiś koców – powiedziała Cuddy, kończąc zaszywać ranę, jednak nie ruszyła się z miejsca. Przez chwilę popatrzyli sobie oboje prosto w oczy i to był błąd! Zdawało się im, jakby czas się zatrzymał. Po chwili drżąca ręka Cuddy dosięgnęła policzka House’a. Pogładziła go parę razy, po czym cofnęła dłoń, chcąc wstać, jednak House chwycił ją za nadgarstek, a następnie podniósł się, na miarę swoich możliwości, po czym złożył na jej ustach pocałunek. Ona, zaskoczona tą „śmiałością” u diagnosty, przez dłuższą chwilę nawet nie drgnęła, jednak po chwili oddała pocałunek.
– Że też musiała wybuchnąć trzecie wojna światowa, abyś zdobył się na taki krok – mruknęła po chwili, odrywająca swoje usta od jego, jednak potem to ona przejęła inicjatywę. Oddychając ciężko, House ściągnął z niej, jak zawsze przynajmniej trochę wydekoltowaną bluzkę. Czuli, jakby cofnął się czas, jakby byli tymi samym lekarzami, co jakiś czas temu. Jakby ukrywane przed sobą, przez wiele lat, uczucie, nagle odżyło. Jakby sami w końcu wrócili do świata żywych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisabians
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 01 Mar 2014
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:27, 05 Mar 2014    Temat postu:

Zakochałam się w opowiadaniu. Przeczytałam wszystko jednym, duszkiem o północy. Genialnie, nie spotkałam się jeszcze z takim pomysłem. Czekam na kolejną część.

Ps za wszelkie błędy przepraszam, jestem na telefonie- niezdara zawsze coś kliknie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:12, 05 Mar 2014    Temat postu:

Wreszciee się zebrałam za komentowanie, cóż czytanie mi jakoś lepiej wychodzzii..

Już sam początek....aaaaa ja otwierając dział Huddy i tam 3 WŚ i mój ten sam zaciesz


[quote] Że też musiała wybuchnąć trzecie wojna światowa, abyś zdobył się na taki krok – mruknęła po chwili, odrywająca swoje usta od jego, jednak potem to ona przejęła inicjatywę.[/code] Jednak najbardziej podobał mi sie koniec TAK KRÓTKO, niestety, ale karaa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:48, 05 Cze 2014    Temat postu:

Pytacie czy wróciłam? A nie, przepraszam, przecież tu już nikogo nie ma Zapomniałam. Jednak wrzucam to, ponieważ dostałam już to zbetowane. Nie wiem, czy ktoś to będzie czytał, ale wrzucam. Jeśli chodzi o następny rozdizął, to tak, jak w przypadku innych moich ficków, nie mam pojęcia czy w ogóle będzie. Zobaczę z weną i czasem, o ile będzie dla kogo to pisać A tak to tyle - koniec użalania się nad sobą, proszę, oto 11 rodział:

Rozdział 11

[MMM]Obudził ich zimny, typowy dla tej pory roku, mroźny powiew. Pierwsza otworzyła oczy Cuddy. Powoli rozejrzała się po pomieszczeniu, przywołując wspomnienia z poprzedniej nocy. Nie mogła w uwierzyć, że zrobiła to z Housem! Właśnie z nim – tym sarkastycznym, cynicznym dupkiem, z którym pracowała, sprzeczała się i niemalże codziennie spotykała się z jego osobą od wielu, dobrych lat! Z tym, który już dwa razy uratował jej życie od początku trwania tej wojny...

[MMM]Dopiero po chwili wybił ją z zamyślenia jakiś głos, dobiegający z zewnątrz.
– House... – szepnęła, chwytając diagnostę za zdrowe ramię.
– Koreańczycy – odparł przesadnie spokojnie, dalej nie otwierając oczu. – Nie ruszaj się zbytnio i nie hałasuj, za to daj mi spać.

[MMM]Przez chwilę leżała w bezruchu, nasłuchując azjatyckich akcentów czy odgłosów odbezpieczanych karabinów, ale nic takiego nie dotarło do jej uszu. Po jakimś czasie, na opuszczonym placu przed apteką, znów nastała cisza.
– Przyszli po swoją padlinę. Raczej nie spodziewali się, że ten, kto zastrzelił ich kumpla był takim idiotą, żeby zostać na miejscu zbrodni! Poza tym jak coś nabrudzisz, to posprzątaj przynajmniej!
[MMM]Cuddy w odpowiedzi głośno westchnęła i przewróciła oczami.
– To, co robimy?
– Proponuję powtórkę z wczorajszej rozrywki, a potem ewakuować się stąd – odparł House, w końcu podnosząc się odrobinę.

[MMMMMMMMMM]***

[MMM]Mandy siedziała w przedpokoju przed telewizorem. Jednak jej oczy nie były skierowane w ekran, gdzie właśnie pojawił się koreański prezenter wiadomości. Patrzyła gdzieś w przestrzeń w zamyśleniu, nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku, dobiegającego z dworu, bądź klatki schodowej. Wczoraj Cuddy nie wróciła, a akurat tego dnia była ponoć jakaś strzelanina i próba łapanki – przynajmniej tak mówili w wiadomościach. A co, jak jej coś się stało? Przecież ona, sama, bez jedzenia i do tego ze skręconą kostką sobie nie poradzi! Nie wspominając, że nawet ją polubiła, z resztą miała teraz jakby tylko nią...
[MMM]Nagle podskoczyła, słysząc dźwięk szarpnięcia za klamkę. Już miała wstać i "przykulać" do drzwi, kiedy uświadomiła sobie, że przecież Cuddy ma swoje klucze. Zawsze otwierała nimi, a nie uwieszała się na klamce. To zaczęło wyglądać dla Mandy podejrzanie. Na wszelki wypadek weszła utykając, do szafy, akurat w tym momencie, kiedy drzwi się otworzyły z jękiem.

[MMMMMMMMMM]***

– Jeszcze tylko jeden stopień – szepnęła Cuddy, bardziej do siebie, niż do wtaczającego się przed nią House'a, na którego twarzy, od dłuższego czasu, oprócz rozdrażnienia malował się ból. Trasa "apteka – mieszkanie Cuddy" bardzo źle wpłynęła na jego postrzelone udo. Pod koniec już nawet nie rzucał szeptem przekleństw – po prostu zamknął oczy i modlił się, aby to wszystko się już w końcu skończyło. Cuddy zaś prawie ani słowem się odzywała, znosząc ciężar diagnosty i wtaczając go najciszej jak umiała po tych wszystkich, przeklętych schodach. Dobrze, że nie "dostała" tego mieszkania dalej – jakoś nie wyobrażała sobie ciągnięcia go za sobą przez główne ulice miasta.

[MMM]W końcu dotarła pod drzwi swojego mieszkania. Starając się nie myśleć, co będzie jak pan szpic – sąsiad wyjdzie na korytarz, zapukała pięścią w drewnianą framugę, aż zadudniło na klatce schodowej. Nie chciało jej się szukać kluczy – musiała jak najszybciej znaleźć się w środku. Jednak drzwi się nie otworzyły, a w każdej chwili ktoś niepowołany mógł wejść na korytarz!

[MMM]Po chwili jednak ustąpiły, a "uwieszoni" na klamce Cuddy wraz z Housem omal nie wylądowali na podłodze. Szybko jednak odzyskała równowagę, po czym pomogła diagnoście wejść do środka. Mandy szybko odsunęła się zdziwiona, po czym zatrzasnęła za sobą drzwi.

– Znów się spotykamy... – rzuciła, patrząc na syczącego z bólu House'a, po czym spytała: – Co się stało?
– Nastąpiły.. huh, małe komplikacje – wydyszała Cuddy, w końcu kładąc mężczyznę na kanapie. – Przez jakiś... huh.. czas... yhh... zamieszka z nami....
– No to mamy problem – odparła Mandy, zakładając ręce. – Ponieważ jakieś pół godziny temu, weszła tu jakaś blond – kobita, sama nie wiem jak. Jak doszła do tego, że cię nie ma, przeszukała parę szuflad, po czym poszła se w końcu.
– Julie! – wykrzyknęła Cuddy, po czym klepnęła się w czoło. – Kompletnie o niej zapomniałam! Nie może tu wejść i zobaczyć waszej dwójki! Znaczy, powiedzmy, że ufam jej, ale nigdy nic nie wiadomo...
– Mnie tylko boli przestrzelone udo, które potrzebuje lepszego opatrunku, więc mną się nie przejmujcie – warknął House.

[MMM]Cuddy westchnęła, po czym udała się do łazienki, w poszukiwaniu apteczki, którą dostała tego dnia, kiedy Mandy zjawiła się w tym mieszkaniu. Dziewczyna, kulejąc udała się za lekarką.

– To co robimy? – spytała, przygryzając wargę.
– Nie wiem... Naprawdę nie mam pojęcia...
– Odrobinę, zmieniając temat – nie uważasz, że ta twoja przyjaciółka jest odrobinę wścibska? No wiesz, normalni znajomi raczej nie włamują się do domu i nie grzebią po szufladach...

[MMM]Cuddy nie odpowiedziała. Z odnalezioną apteczką w ręku wróciła do salonu. Starała się wtedy nie myśleć o tym, co będzie jak House, Mandy i Julie znajdą się razem pod jednym dachem.

[MMMMMMMMMM]***

[MMM]Jednak, przez całe następne dwa miesiące nie zbierało się na żadną wizytę. Po paru dniach Cuddy wróciła do pracy, zostawiając tę dwójkę razem w domu. Zresztą obecność House'a nawet dobrze wpłynęła na Mandy – dziewczyna znów zaczynała się odzywać częściej, nie siedziała "nieobecna" przed telewizorem, czy nie chodziła w kółko. Zaczęła się oswajać z myślą, że jej brat nie żyje.

[MMM]Nie uszły zaś uwadze Cuddy zmiany w składzie kelnerów – zmniejszył się przynajmniej o jedną czwartą, Stary Ray miał rację – weszli nawet do baru. Gdyby nie on i House, pewnie jej również by zabrakło...
[MMM]Julie nie widziała dotąd, mimo tego, że przechodziła specjalnie kilka razy obok miejsca, gdzie spotkały się ostatnio. Planowała się spotkać z nią na ulicy, zamiast zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, co wydawało się chyba najlepszym wyjściem z sytuacji, jakby miała znów "odwiedzić" jej mieszkanie.

[MMM]Tego dnia jak zawsze wróciła do domu po pracy. Dalej nie mogła się przyzwyczaić, że nie jest już szanowaną, na wysokim stanowisku panią administrator, doktor Cuddy, tylko Lisą, jakąś tam kelnerką w pierwszym, lepszym, do upicia się, barze. Tęskniła za tamtym życiem, za Wilsonem, za Rachel, której najprawdopodobniej nie będzie jej już dane więcej zobaczyć, o ile dziewczynce udało się przeżyć ten atak bombowy, za... normalnością. Ale musiała przyznać, że w tej normalności nie było żadnej jej i House'a, wychodzących poza relację "podwładny – pracodawca". Fakt, wcześniej droczyła się, broniła go, poświęcała więcej uwagi, niż innym pracownikom, ale to dalej to samo. Co prawda, po tej pamiętnej nocy w aptece nie rozmawiali za bardzo o tym, ale... Zachowywali się nieco inaczej...

[MMM]Kiedy w końcu dotarła do zamieszkanej przez siebie kamienicy, ujrzała... Julie, stojącą tuż przed wejściem!

– O witaj, właśnie miałam nadzieję ciebie spotkać – powiedziała blondynka z szerokim, ZA szerokim uśmiechem. – Posłuchaj, padam z nóg, mogłabyś mi tylko postawić kawę, ja ją wypiję i szybko znikam, byłabyś tak dobra? – spytała, po czym, nie czekając na odpowiedź pierwsza ruszyła po schodach. Zanim Cuddy zdążyłaby choćby otworzyć usta, dziewczyna była już na górze. Jak na pielęgniarkę, chodzącą na dość wysokich obcasach, kondycję miała całkiem niezłą! Za to Cuddy, na drżących nogach radziła sobie o wiele gorzej. Do tego jeszcze zemdliło ją w połowie schodów. O wiele dłużej jej zajęło dotarcie do tego czwartego piętra.

[MMM]Tym razem Julie zatrzymała się przed drzwiami, czekając aż Cuddy otworzy drzwi. Brunetka sięgnęła do kieszeni płaszcza, znalezionego w szafie dawnych właścicieli mieszkania. Z drżącą ręką wyciągnęła z niej klucze. Co mogłaby zrobić? Powiedzieć, że ma bałagan? Że nie przyjmuje gości? Przecież "dostała" to mieszkanie właśnie od Julie! Pozostało jej tylko mieć nadzieję, że usłyszeli głosy zza drzwi i schowali się oboje, bo jeśli nie, a dziewczyna okaże się jednym z tych szpicli, to będą w BARDZO poważnych tarapatach!

[MMM]W końcu przekręciła klucz. Szczęknął zamek, po czym drzwi stanęły otworem. Zaraz przez nie przeszła pielęgniarka, opadając z westchnięciem na kanapę, zazwyczaj zajmowaną przez Mandy. Na szczęście ani jej, ani House'a, nie było nigdzie widać. A więc jednak zorientowali się, co się dzieje i zdążyli się schować!

– Ile sypiesz?
– Dwie proszę – odparła Julie, rozglądając się po salonie. Chwilę potem prowadziły dość nieklejącą się rozmowę, popijając przy tym kawę. W końcu, po jakiś piętnastu minutach blondynka podniosła się z siedzenia:
– No cóż, na mnie już czas. Jeszcze raz dzięki za kawę i pamiętaj – jakbyś miała jakiś problem, zawsze możesz na mnie liczyć. Jakbyś mnie szukała, to codziennie po szóstej wieczorem wra...

Nie dokończyła, słysząc dość głośny huk, dobiegający zza jej pleców. Natychmiast się odwróciła zdezorientowana, a jej oczom ukazała się... Mandy, leżąca tuż przed otwartymi drzwiami szafy.

– Ja, ja... – zaczęła Cuddy, czując w gardle wielką gulę.
– Kto to jest? – spytała Julie, pomagając wstać nastolatce.
– Maggie, przygarnęłam ją – w końcu udało się wyjąkać Cuddy.
– Sierota? – spytała Julie, przyglądając się dziewczynie.
– Nie, uciekła z domu. Proszę, mogłabyś nikomu o tym nie wspominać? – spytała Cuddy drżącym głosem.
– Jasne – odparła niezwykle spokojnie Julie. – Dobra, ja mam jeszcze dużo pracy, trzymajcie się obie, jeszcze niedługo do was wpadnę, a przy okazji postaram się zdobyć jeszcze jakiś koc, bo noce na tej kanapie raczej nie są ciepłe, mam racje? – spytała, po czym z lekkim uśmiechem opuściła mieszkanie.

[MMM]Zaraz po tym, jak zamknęły się za nią drzwi, Cuddy opadła z westchnięciem na kanapę.

– Pozostało nam tylko mieć nadzieję, że jednak można jej zaufać i nikomu nic nie powie... – mruknęła, wpatrując się w sufit.
– Wybacz za to... Musiałam się za mocno oprzeć o te drzwi...
– To nie twoja wina. Miałam jej tutaj w ogóle nie wpuszczać... Nie mam pojęcia co mi się wtedy stało, że tak łatwo odpuściłam... Szybko udało ci się schować, szczerze mówiąc...
– Dzięki, ale słuchaj – nie chcę cię martwić, ale mamy jeszcze jeden problem – otóż twój kumpel miał już takie ADHD, że od razu, kiedy uznał, że jego noga nadaje się do chodzenia, wyszedł sobie na spacerek, akurat wtedy, kiedy nasz milusiński sąsiad wystawił swój wielki łeb zza drzwi! – rzuciła Mandy ze złością.

[MMM]Cuddy ukryła twarz w dłoniach, po czym z jej ust popłynęło szeptem parę przekleństw, których dziewczyna już nie słyszała. Za to po chwili dobiegło do uszu Mandy pytanie, rzucone zrezygnowanym tonem.
– Gdzie on teraz jest?
– Przez chwilę siedział tutaj, po czym wyszedł bez słowa. Nie wiem gdzie i niezbyt mnie to interesuje – odpowiedziała Mandy, również sadowiąc się na sofie.
– Świetnie, jeszcze tylko tego brakowało. Teraz, nawet jeśli Julie okaże się osobą godną zaufania, to pewnie on się wygada, jak to na szpicla przystało – mruknęła Cuddy zrezygnowanym tonem.
– Lepiej będzie, jak pójdę się spakować – rzuciła Mandy, podnosząc się z kanapy. W połowie drogi, jednak przystanęła, pytając: – Idziesz ze mną teraz, czy czekasz na tego idiotę?
– Nie mam gdzie iść... – zaczęła Cuddy, jednak zaraz jej przerwano:
– Ja też, ale wolę łazić po domach i szukać czegoś, niż czekać tutaj, aż zostanę złapana. Nie powinnam tutaj zostawać – jeszcze przeze mnie masz kłopoty...
– Nie masz za co przepraszać – odparła Cuddy, obdarzając ją delikatnym uśmiechem.

Nagle z rozmachem otworzyły się drzwi, w których stanął... Sam House.

– O, jak miło, że obdarowałeś nas swoją obecno... – miała zamiar rzucić zjadliwie Mandy, jednak urwała, robiąc przerażoną minę, widząc coś, co znajdowało się za plecami mężczyzny. Albo raczej KTO. Zaraz się zjeżyła i zesztywniała, cofając się parę kroków w tył.

– Nie ma czasu na pogaduszki – szukają was – mruknął sąsiad – szpicel, stojąc dalej w drzwiach, w odróżnieniu od House'a, który wszedł do domu i zaczął czegoś szukać po szafkach.
– Ciekawe dlaczego? – odparła Mandy, w końcu zatrzymując się w miejscu, zakładając ręce i przybierając zaciętą minę.
– To nie ja was wsypałem – odparł mężczyzna, wzdychając.
– Miałeś wystarczająco czasu, aby do nich dojść, gdziekolwiek oni są, powiedzieć to i owo, i spokojnie wrócić, udając, że chcesz nam pomóc – odpowiedziała nastolatka.
– Przysięgam, że to nie ja! Uwierzcie mi, będą tu za niecałe pięć minut! Ta wasza znajoma – nie wiem, jak tym razem się przedstawiła, ale nie jest tym, za kogo się podaje! To jest jeden z ich szpiegów "początkujących"! Udaje miłą, u niemalże każdego zdobywa zaufanie, po czym robi wszystko, aby coś wyniuchać, co może przydać się IM!
– A ty to niby co? Zapraszasz ich na herbatę i ciasteczka? – spytała Mandy sarkastycznym tonem.
– Ratuję swój tyłek i wam też to radzę...
– O nie! Nie ma mowy – nie zniżę się do takiego poziomu, aby wsypywać ludzi! – znów odezwała się nastolatka, zdecydowanym tonem.
– Zrozumcie – mijają wam cenne minuty! Jak tu wpadną będzie już za późno! – wykrzyknął z desperacją sąsiad.
– Nie damy rady wszyscy stąd uciec niezauważalnie... – w końcu odezwała się Cuddy, przygryzając wargę.
– Mogę jedno z was schować w moim mieszkaniu. Najlepiej ją – mruknął, wskazując głową na Mandy. – Nie zapowiada się, aby mieli tam wejść przez najbliższe pół roku – dla nich jestem czysty.
– A więc młoda zostaje – mruknął House, który widać znalazł w końcu poszukiwaną rzecz, ponieważ zatrzasnął wszystkie przeszukane szuflady, po czym podał reszcie płaszcze.
– Że co? – spytała Mandy z przerażeniem, łączącym się z oburzeniem, w głosie.
– Nie ma czasu na pogaduszki – musimy naprawdę się pośpieszyć – rzucił House, popychając Cuddy w kierunku drzwi.

[MMM]Lekarka jednak, wychodząc chwyciła sąsiada za ramię i spytała:
– Skąd mamy wiedzieć, że możemy ci zaufać?
– Nie macie zbytnio wyboru, znaczy – możecie poczekać tutaj i upewnić się, że mówię prawdę. Na resztę wyjaśnień naprawdę nie mam już czasu – odpowiedział szybko, ciągle zezując nerwowo na klatkę schodową. – Idziecie, czy nie?!
– Idź – rzuciła odrobinę przerażona Mandy – Lepiej sobie poradzicie beze mnie!

[MMM]Cuddy jednak nie zdążyła jej odpowiedzieć. House w końcu pociągnął, z niecierpliwieniem, ją za rękę, w dół schodów. Pokonali je w trybie rekordowym, po czym wybiegli z kamienicy, akurat, by móc dojrzeć, zbliżający się samochód koreańskich żołnierzy. Szybko pobiegła, na miarę swoich możliwości za Housem, który zdawał się znać drogę na pamięć. Prawie bez zastanowienia przebiegał kolejne ulice, między budynkami, bądź czasem też przez jakieś sklepy z dwoma wejściami. Cuddy zaś wręcz przeciwnie – nie nadążała, szybko się męczyła, często musiała dłużej się zastanawiać, gdzie diagnosta mógł pobiec, jak już straciła go z oczu. Poza tym kompletnie nie miała pojęcia dokąd zmierzają. Pozostało jej tylko mieć nadzieje, że chociaż House wie, a nie biegnie na oślep.

[MMM]W końcu jednak dotarła na jedno z większych skrzyżowań, na którym znów straciła House'a z oczu. Z przerażeniem stwierdziła, że mógł wybrać każdą z trzech dostępnych ścieżek – jedna prowadziła do jakiegoś parku, druga bardziej w kierunku centrum, zaś na wprost było widać jakiś wielki, strzeżony, ale tym razem akurat bez koreańskich strażników, szlaban. Już miała skręcić w lewo, kiedy poczuła, że ktoś ją prowadzi za sobą, ściskając za rękę. Był to House, który, jak widać, wziął się znikąd. Pobiegł na wprost, jednak w ostatniej chwili, zamiast na szlaban, skręcił w prawo, zatrzymując się dopiero za szeroką budką strażniczą.

[MMM]Cuddy oparła się plecami o ścianę, próbując złapać dech. Przez te dwa miesiące jej kondycja musiała się, jak widać, bardzo pogorszyć. Kiedy w końcu, po chwili umiała znów mówić i przeszły mdłości, spytała:

– Gdzie... huh... jesteśmy?
– Tuż przy granicy lepszej i gorszej połowy Stanów – odparł House, rozglądając się ciągle wokół.
– Osza... huh... lałeś? – próbowała wykrzyknąć, ale musiała wziąć jeszcze parę wdechów, ponieważ jeszcze nie doszła do siebie. – Tam nas złapią raz – dwa.. Huh.. Tutaj mamy chociaż szansę.. huh... Się ukryć...
– Ty tak, ale beze mnie. Dlatego wracam na "swoją" połowę, do podziemi. Nie znaleźli jeszcze tam nikogo i nie znajdą – za głupi są. Mimo wszystko, podziemia są o wiele bardziej skomplikowane, niż się wszystkim z początku wydaje. Wtedy i ty, i ja będziemy bezpieczni.
– Nie wydaje mi się – odparła Cuddy.
– Szybko rozniosą się wieści, że uciekłem na tamtą stronę. Kiedy tam dotrą, ja już będę o wiele dalej. To mnie szukają, nie ciebie. Wymkniesz się stąd w nocy, poszukasz domu Dicków – rodzina tego idioty, który pomógł mi przenieść Mandy do twojego, już byłego, mieszkania. Przyjmuje każdego, kto jest po naszej stronie. Powiedz, że znasz mnie i, że ich Jerry był w twoim byłym mieszkaniu, to może dostaniesz kanapę do spania, zamiast jakiegoś, zepsutego materaca. Potem... Zobaczymy...

– Nie ma mowy – odezwała się w końcu Cuddy.
– Mówiłaś coś? – spytał House, szukając czegoś w torbie, którą zabrał pośpiesznie ze sobą z mieszkania.
– Idę z tobą...
– Nie, nie idziesz...
– A niby dlaczego?
– A niby dlaczego masz ze mną iść? Masz dokumenty, możesz spokojnie chodzić tutaj po ulicach, przynajmniej jak już mnie z tobą nie będzie. Trzeba byś masochistą, aby chcieć mimo wszystko przejść na tę gorszą stronę!
– Tak, jak ty?
– Ja mam coś do załatwienia, to już inna sprawa. Poza tym, jakbym już nie wspominał, ratuję po raz kolejny twój ogromny tyłek! Czy te powody są wystarczające?!

[MMM]Cuddy westchnęła, po czym podeszła do niego, kładąc delikatnie swoją dłoń na jego policzku.
– Nie chcę ciebie zostawiać...
– Cuddy... – zaczął House, jednak tym razem to ona przerwała:
– Nie udawajmy dłużej tego, że nic między nami nie ma i nie było... Ja... Te wszystkie nasze sprzeczki w szpitalu, dogryzanie sobie nawzajem, niezręczne sytuacje – rzuciła Cuddy, jednak urwała, widząc podchodzącego do niej House'a. Objął ją delikatnie, po czym pocałował. Co prawda było to zaledwie krótkie muśnięcie warg, ale napięcie między nimi wzrosło.

– Kocham cię – w końcu mruknęła, patrząc ukochanemu w oczy.
– I tak zostaniesz tutaj, czy ci się to podoba czy nie – odpowiedział House, po czym znów dotknął swoimi wargami jej ust. – I żadne słodzenie mi tego nie zmieni – dodał po chwili.
Cuddy w odpowiedzi tylko przewróciła oczami, siadając pod ścianą, kuląc się cała z zimna. Po krótkiej chwili zastanowienia, House podszedł do niej, ściągając z siebie skórzaną kurtkę, po czym przykrył nią ramiona Lisy, a następnie przysiadł obok. Ona obdarzyła go delikatnym uśmiechem, a następnie oparła swoją głowę na jego ramieniu. Tak zasnęli, częściowo wtuleni w siebie, całkowicie pochłonięci, mimo wszystkich okoliczności, pozornym, błogim uczuciem bezpieczeństwa, które wydawało się trwać dopóki będą trzymali się razem. Niestety tylko pozornym, co doskonale udowodnił im następny poranek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koteg
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Mar 2014
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:32, 07 Cze 2014    Temat postu:

Ta cała sytuacja mocno przypomina mi Dr Housa (wiem, wiem to opowiadania z postaciami Housa więc odkryłam Amerykę!). Chodzi oto, że w 6 sezonie zapadł się budynek i umarła dziewczyna, która odnalazła swoją miłość. Wtedy Lisa i House przejrzeli na oczy, czyli musiało się coś stać, by zrozumieli co do siebie czują.....tutaj jest to trzecia wojna światowa.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:32, 05 Sie 2014    Temat postu:

Jestem, wróciłam... Ciekawe tylko, czy mam dla kogo?
Ok, ok, nic już lepiej nie mówię - może gdybym częściej pisała, więcej ludzi by się dłużej zatrzymało, no ale cóż
Oto nowy rozdział wojny, długo przekładany, ze względu na moje umiejętności i treść (nieco.. nie wiem - drastyczne? nie fajne sceny? Nie wiem, jak to do końca nazwać. Tak, czy siak, jest, proszę nie myśleć o mnie, jak o psychopacie - parę gorszych rzeczy wymyśliła moja znajoma (konsultacja do takich spraw ). Tak, czy siak, pierwszego, który uzna mnie za psychopatkę potraktuję swoim najgorszym kwasem w piwnicy, a jego zwłoki porozrzucam po wszystkich województwach - miłej lektury

Rozdział 12

- No proszę, proszę. Co my tu mamy? - Ten spokojny głos wyrwał House'a i Cuddy z objęć Morfeusza. Był ZA spokojny. Zwłaszcza, że należał do jakiegoś oficera, który, wraz z paroma innymi koreańskimi żołnierzami stał nad lekarzami z karabinami wycelowanymi prosto w nich.
[MMM]Oboje od razu podnieśli się nieco za gwałtownie, przez co naraz rozległ się odgłos odbezpieczanych karabinów.
- Spokojnie, spokojnie, przecież mamy czas, prawda? - znów przemówił Koreańczyk zbyt spokojnym, mrożącym krew w żyłach głosem, po czym roześmiał się szyderczo, czym żołnierze sztucznie mu zawtórowali, mimo, że nie zrozumieli ani słowa. Jednak, zaraz po chwili, uciszył ich, uniesioną ręką w górę, po czym wrzasnął:
- Wstawać! Rączki w górę, rzućcie broń! Dokumenty!
- Nie mamy przy sobie - wypaliła w desperacji Cuddy, zanim House zdążyłby choćby otworzyć usta.
- Jego i tak nie potrzebujemy - my się już znamy, prawda, panie House? - odparł oficer, ponownie zmieniając ton na przesłodzony głos.
- Puśćcie ją. Jest zwykłym cywilem - wycedził House przez zęby.
- Który niby przypadkiem znalazł się z jednym z członków z ruchu oporu w tym samym miejscu i czasie? Bardzo mnie w takim razie zainteresował ten zwykły, nieznany cywil - odpowiedział Koreańczyk unosząc brwi. - Powtórzę jeszcze raz i ani jednego więcej - DO-KU-MEN-TY!
Tym razem jednak House był szybszy - zwinnym ruchem sięgnął do kieszeni, po czym wyciągnął z niej i rzucił ze złością dowody tożsamości Koreańczykom pod nogi.
- Widzicie? Nic na nią nie macie, ona o niczym nie wie! Dajcie już sobie spokój!
- Hm... Widzę, że pani zwykły cywil ma obywatelstwo lepszej strony, tylko pytanie co robi na jej granicy? - odparł oficer, przewracając karty dokumentu, ignorując poprzednią wypowiedź House'a. - Pozostaje tylko jedna wątpliwość - szpieg, czy masochista? - mruknął pod nosem,a następnie, jakby oprzytomniał, schował dowody do kieszeni marynarki, po czym wykrzyknął parę poleceń w swoim języku, na co reszta rodaków podniosła wyżej strzelby, podchodząc do lekarzy. - Do wozu - rzucił jeszcze, a następnie wszedł do szoferki.
[MMM]House i Cuddy posłusznie weszli do środka, ponaglani koreańskimi okrzykami i lufami karabinów, wbijającymi się w plecy. Oboje przysiedli na podłodze, w małej odległości od siebie. Po drugiej stronie zaś przycupnął jeden z żołnierzy, najwyraźniej wyznaczony do ich pilnowania. Jednak oboje wiedzieli, że o ucieczce, czy jakimkolwiek innym numerze nie było tu mowy. Znaleźli się naprawdę w sytuacji bez wyjścia. I tu nie chodziło o szczęście, ale raczej coś w rodzaju cudu, aby udało im się z tego wyjść w jednym kawałku.
***
[MMM]House od kilku godzin chodził w kółko po celi. Strach powoli coraz bardziej przejmował nad nim kontrolę. Znajdował się w czymś w rodzaju piwnicy budynku, do którego ich zawieźli. Cuddy wzięli na przesłuchanie i od tego czasu nie widział żywej duszy. Cisza i bezradność dobijały go niemal tak mocno, jak fakt, że to wszystko jego wina. Gdyby w nocy uciekł, przeszedł sam na drugą stronę, może by się nic nie stało, albo przynajmniej ucierpiała tylko jedna osoba. Cuddy, bez jego towarzystwa, wzięliby za zagubioną cywilkę, a nie szpiega.
[MMM]Jednak teraz było już za późno. Pozostało mu tylko czekać.
[MMM]Nagle jego przemyślenia przerwał zgrzyt otwieranych, starych, zardzewiałych drzwi, a następnie powolne, lecz mrożące krew w żyłach, ciężkie kroki, które z każdą sekundą robiły się coraz głośniejsze.
- Za mną - warknął oficer, przystając przy jego celi. No tak, przysłali go tutaj specjalnie, bo znał chyba jako jedyny angielski. A na domiar złego mógł go jeszcze podręczyć.
- Mieliśmy zamiar z tobą dopiero jutro poplotkować, ale, niestety twoja koleżanka nie jest zbyt rozmowna. Jednak ja jestem przekonany, że ty pomożesz jej otworzyć usta, mam rację? - zapytał spokojnym tonem, otwierając celę, a następnie poprowadził go na górę. Przez jakąś chwilę szli pustymi korytarzami, których było tak wiele, że już po chwili House stracił orientację.
[MMM]Zastanawiał się, gdzie się znaleźli. Było to nieco nierealne, aby ten budynek miał taki labirynt korytarzy. Istniała jeszcze szansa, że kręcą się w kółko, aby go zmylić. Na pewno to nie była to ta sama siedziba, z której odbili Mandy. Już nawet tam nadzieja na pomoc byłaby nikła, a co dopiero tutaj - nie wiadomo gdzie, w labiryncie, do tego zabrali ich bez żadnych świadków. Szanse przeżycia - równe czymś w okolicach zera. [MMM]Zostało im tylko pogodzić się z przeznaczeniem.
[MMM]W końcu dotarli do jakiś schodów. Tryskający humorem oficer nagle zamilkł i z niejednoznaczną miną wyciągnął stary, zardzewiały klucz, a następnie wsunął go do zamka i przekręcił. Zgrzytnęło i drzwi stanęły otworem.
[MMM]Pokój, w którym się znalazł był małym pomieszczeniem z dźwiękochłonnymi ścianami - dlatego nic nie było słychać w całym budynku. Znajdowało się w nim pięć krzeseł, w tym jedno po drugiej strony małego stolika. Na trzech z nich zasiadali koreańscy żołnierze. To na środku było najwyraźniej zarezerwowane dla oficera, który właśnie z trzaskiem zamykał drzwi drzwi na klucz. Na czwartym, za stołem siedziała Cuddy. Miała rozciętą wargę i łuk brwiowy, do tego siniec pod lewym okiem. Dotąd siedziała z zamkniętymi, załzawionymi oczami, jednak zaraz je otworzyła, na głos, siadającego na swoim krześle oficera:
- Jak widzi pan, panie House, nie starczyło już nam krzeseł dla pana, a pańska koleżanka już tyle razy swoje opuszczała, że byłoby wręcz niegrzecznie poprosić, aby zrobiła to po raz kolejny. Przejdźmy może od razu do rzeczy - im szybciej i dokładniej powiedzie nam, co chcemy wiedzieć, tym szybciej pójdziemy wszyscy spać. Pańska towarzyszka, jak widać, nie była zbytnio zainteresowana tą ofertą, ale mamy nadzieję, że pan, panie House będzie nieco rozsądniejszy. Otóż pytanie brzmi - co robiliście przy granicy razem? Znaczy, pana intencje mogę się domyślić, ale pańskiej znajomej?
- Poszła za mną, bo jest idiotką i nie może przeżyć sekundy beze mnie - odparł House,wpatrując się intensywnie w oficera, który na to uniósł brwi, po czym odpowiedział:
- W takim razie widzę, że jestem zmuszony przejąć inną taktykę - Po czym skinął głową na swoich podwładnych, którzy zareagowali od razu. Dwoje z nich podeszło równym krokiem do House'a, po czym uderzyli tak, że zwalił się na podłogę, po czym starł ręką krew, która właśnie zaczęła lecieć mu z nosa. Jednak to nie był jego największy problem - zaraz tuż nad nim stanął oficer, który przemówił ponownie:
- To może inaczej - od kiedy jest z wami? I jak dużo wie? Mam nadzieję, że znane są jej informacje, gdzie jest wasza kryjówka, na wypadek, gdybyś ty nie był już w stanie nam tej informacji udzielić...
- Mówiłem już - jest po prostu idiotką, zakochała się głupia i postanowiła na chamca za mną iść! Ona nic nie wie, mieszka po lepszej stronie! Nawet gdyby chciała, nic wam nie powie, bo nie ma o niczym żadnego pojęcia!
[MMM]Po tych słowach tym razem dostał kopniaka w brzuch. Zginając się z bólu, ledwo dobiegły do niego słowa Koreańczyka:
- W takim razie lepiej będzie, jak zmienimy jeszcze bardziej taktykę - Ponownie skinął głową, tym razem na trzeciego podwładnego, który na to szybkim krokiem podszedł do Cuddy i przyłożył jej broń do głowy. - Skoro jest taka bezużyteczna i panu obojętna, możemy się jej pozbyć, nieprawda? - zapytał spokojnym, mrożącym krew w żyłach tonem.
[MMM]House milczał, zaciskając zęby. Naprawdę znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Cokolwiek by zrobił, wyjdzie na to samo - oboje zginą, w zależności, czy od pistoletu, czy z wycieńczenia.
- A, więc jednak nie? To ja proponuję taki układ - ty odpowiadasz grzecznie, a my twojej koleżance nie strzelimy w łeb, ok? Ilu was jest?
- Dość dużo - odpowiedział po chwili House, po czym dostał ponownie kopniaka w brzuch. Tym razem tylko zacisnął zęby i powieki z bólu. Nie chciał pokazywać bólu.
- Ups, no tak - zapomniałem powiedzieć - odpowiadasz wyczerpująco i szczerze. - Gdzieś z oddali było słychać krzyk Cuddy. - To może inne pytanie, do tamtego wrócimy później - gdzie macie swoją kryjówkę?
[MMM]House zacisnął usta. Nie mógł nic powiedzieć. Ale nie mógł też pozwolić, aby zabili Cuddy. Z drugiej strony nie zabiją jej tak szybko - jeszcze nie są przekonani do jej tożsamości. Poza tym wiedzą, że prędzej, czy później, on im powie, byleby jej nie zabili.
- Zadałem ci pytanie! - tym razem wykrzyknął mu prosto do ucha, po czym złożył jednego, dwa, trzy... Nie wiadomo - po czwartym kopniaku przestał przestał liczyć. W oddali gdzieś, między krzykami Cuddy dosłyszał dźwięk odbezpieczanej broni, ale już nie dbał o to. Obraz zaczął mu się przed oczami coraz bardziej zamazywać.
***
[MMM]Cuddy też już dawno leżała na podłodze. Czuła w ustach smak krwi. Po chwili przestała już słyszeć krzyki House'a. Zresztą cokolwiek. Sama również dostała wiele razy w brzuch. Teraz, kiedy na chwilę przestali, oddychała ciężko. To koniec. Zaraz podejdą i ją zabiją. A potem House'a - może jutro, może pojutrze, a może za tydzień. Nie wiadomo.
[MMM]Przez chwilę w pomieszczeniu panowała mrożąca krew w żyłach cisza. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Miała zamknięte oczy, więc również nie wiedziała co się dzieje. Zamknęła je, tuż po tym, jak House spadł z krzesła. Nie chciała na to patrzeć. Teraz zaś bała się je otworzyć.
[MMM]Nagle poczuła ogromną falę gorąca, spływającą po jej ramieniu. Zaczęła wrzeszczeć. Została oblana gorącym olejem. Oficer wolnym krokiem również podszedł do niej i wyszeptał tak cicho, że ledwo docierały do niej wypowiedziane słowa:
- Ostatnia szansa - gdzie wasza kryjówka, nazwiska osób, które tak, jak ty oczywiście NIC NIE wiedzą. Mów albo on zginie, a ty zaraz po nim!
- Ja, ja... - wyszeptała otwierając oczy. Nagle poczuła, że, trzymająca ją za ubranie Koreańczyk lekko podnosi ją do góry, przez co, przed oczami miała teraz tylko jego twarz i drzwi. Zwykłe, drewniane, i zamknięte - jedyne teoretyczne wyjście z tego piekła. Nawet gdyby jakimś cudem udało jej się wstać na nogi i dobiec do nich, bez klucza, który najprawdopodobniej spoczywał w kieszeni jednego z Koreańczyków, na nic by to się nie zdało.
[MMM]Nagle, ku jej ogromnym zdziwieniu, klamka zaczęła się głucho poruszać. To tak, jakby temu po drugiej stronie bardzo zależało na tym, aby nikt nie wiedział, że chce wejść. Całe szczęście, że wszyscy byli zwróceni w stronę Cuddy, aby również to zauważyć. Oficer mówił do niej jakieś słowa, już kompletnie nieopanowanym tonem, ale do niej nic już nie docierało. Obudziła się w niej iskierka nadziei. Może ktoś, tak jak wcześniej House ze swoim nowym znajomym, przyszli ich odbić? Tak, jak kiedyś Mandy?
[MMM]Jednak zaraz ta nadzieja przepadła. To niemożliwe - pewnie jeszcze jeden Koreańczyk próbuje się dostać i nie umie otworzyć, czy nie ma klucza, albo...
[MMM]Nagle całe drzwi wyleciały z zawiasów, a z nich wbiegło parę uzbrojonych ludzi do pomieszczenia. Wszyscy Koreańczycy chwycili za swoją broń, ale było już za późno - parę pierwszych strzałów trafiło dwóch podwładnych. Oficer również cofnął się gwałtownie, puszczając Cuddy, przez co upadła na podłogę, uderzając głową o twardą podłogę. Zaczęło jej się robić ciemno przed oczami. Ostatnie co widziała i słyszała, to parę wystrzałów i oficera zwalającego się na podłogę niedaleko jej. Potem zapadła ciemność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:00, 05 Sie 2014    Temat postu:

Witamy z powrotem
Taa, nie wiem jak reszta, ale ja regularnie wchodzę (ciekawe, jak długo tym razem mi się uda ) i czekam na posty
Po przeczytaniu stawiam diagnozę - nie jesteś psychopatką (mówię szczerze, bo kwasu się nie boję żeby mnie dorwać, musiałabyś pół kraju przejechać xD)
Biedni moi Oberwali razem ze swoją znajomą się nad nimi znęcasz... xD I nade mną przy okazji
Nie no, ale w sumie to mi się podoba Mimo tego, że biedni Ciekawe bardzo (chyba nadużywam tego słowa ostatnio w komentowaniu pisania... xD) i mega napisane Coraz bardziej zaczyna mi się podobać pomysł umieszczenia postaci w takiej rzeczywistości XD No i czekam na dalszy ciąg, bo się zapowiada fajnie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:40, 06 Sie 2014    Temat postu:

Witam:)

Okej... Oczekiwania moje co do tego rozdzialu się spełniły. Musze powiedzieć, że od jakiegoś czas to znaczy od jakiś dwóch lat lubie jak bohatersy cierpiąjp. Strzelaja do nich , dzgaja nożem czy podpalaja boczki. Haha jestem masochiską. Ok do rzeczy.
Brutalne i dobrze. Wreszcie coś wiecej ja temat powstania jeje!! Ejj no ale Cuddy i olej eee fuj. Rozumiem z punktu widzenia house chroji towarzyszy, ale nie Fuddy musi być ładna!! Hahaa. SERIO
Liczę ,że to jednak odciecz. Taub z odkurzaczem, który strzela wkrętami, Chase z kangurami a Foreman z kumplami murzynami z którymi włamywał się do samochodów ok tak to widze .. Serio super rozdziałn cos dla psychicznego dziecka czyli dla mnie :_:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:58, 06 Sie 2014    Temat postu:

HelpMe: No, masz szczęście W mojej poprzedniej klasie (jeej, koniec z gimbazą ) był taki niedotykalski kolo (znaczy, jak go dziewczyna dotknęła to musiał powycierać dokładnie to miejsce - wiesz, zarazki przenoszony drogą babskiego dotyku i takie tam inne schorzenia ) raz nawet coś skomentował, jak go po raz setny dotknęłam (wiesz jaka to rozrywka? Pierwszaki straszni lubią się przecież znęcać nad innymi z klasy... Albo starszych, psychicznych ludzi ) to powiedział: - Gorzej niż kwas siarkocośtam - nie pamiętam No nieważne
I kto tu jest psychopatą?
Hm, a ja czekam na wenę, bo nie wiem co zrobię 2 rozdziały później... O ile się kiedyś napiszą
Dziękuję

Endymion: Co do oczekiwań, to chyba coś mi świta w swoim pustym czerepie, że kiedyś, chyba na samym albo prawie samym początku napisałaś: "Tylko, żeby te Chińczyki nic Cuddy nie zrobiły" czy coś... Albo to była HelpMe - nwm, nie chce mi się sprawdzać
Masochistką byłabyś, jakbyś lubiła, jak strzelają do CB, dźgają nożem CB, albo podpalają TWOJE boczki Ty się chyba bardziej nadajesz do mojego klubu czytelniczo - pisarskich psychopatów - witaj w klubie - mamy już z tb 4 osoby
Pocieszę cię - specjalnie napisałam że dostała olejem (olej to nie był mój pomysł - miał być z początku wrzątek, ale moja psychiczna znajoma - konsultantka stwierdziła, że wrzątek to nudne tortury) po RAMIENIU - twarz żyje, z rozciętą wargą i łukiem brwiowym
Po przeczytaniu tej twojej wizji odsieczy popłakałam się. Ze śmiechu
Dzięki

Ogólnie to wierzę, że widzę nasz huddzinkowy prawie cały skład (poza olką - zdrada ), weźcie zacznijcie coś pisać - u mnie jest ciężko, bo, poza tymi 3 fickami mam na głowie jeszcze 5 opowiadań a moje lenistwo nie pozwala na za dużo - zacznijmy w końcu się udzielać ludzie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:31, 09 Maj 2016    Temat postu:

Dziewczyny serio wróćcie !! <WO>
JA CHCĘ CZYTAĆ HUDDY !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:47, 09 Maj 2016    Temat postu:

Endymion! *.*
Weź podaj mi jakiegoś fb czy cuś, bo tutaj naprawdę nikt nie wchodzi (weszłam, bo przyszło mi na maila, że skomentowałaś )
Mam HelpMe (wydaje mi się, że miała inny nick, ale nieważne) a fajnie byłoby znów pogadać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:18, 17 Maj 2016    Temat postu:

o jezu co się stało !!!! ni sądziłam, że ktoś mi tu jeszcze odpisze
dobra to na privie xD
JESZCZE W TO NIE WIERZĘ !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
JustHuman
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Sty 2016
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:57, 04 Cze 2016    Temat postu:

Jeeezu, na serio ktoś tu wchodzi?
Serio świetnie by było, gdyby udało się to znowu troszkę rozkręcić


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:27, 16 Lip 2016    Temat postu:

NAPRAWDĘ są jeszcze tacy zapaleńcy, którzy tu wciąż wchodzą:-) Pozdrawiam wiernych fanów Huddy:-)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
douse
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 09 Lis 2016
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Śro 11:57, 09 Lis 2016    Temat postu:

Zawsze miałam słabość do historii, lubię ją, naprawdę, przez moment kiedyś rozważałam nawet jej studiowanie Wielkim plusem Twojego tekstu jest pomysł, w Huddy napisano już praktycznie wszystko

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:45, 10 Lis 2016    Temat postu:

O ja ktoś to wszedł niedawno, na ten mój trójkąt bermudzki *.* Może serio zbierzmy znów parę osób i zmartwychstajmy to forum?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:59, 23 Lut 2017    Temat postu:

Ekhem... *rozgląda się ze swojej mównicy, bardzo zestresowana mówieniem do ludu, którego nie ma *
No więc wróciłam i... I chcę dalej pisać, mimo tej długiej przerwy (mam już nawet kilka pomysłów )... ale nie na ten fick
Ogólnie jeszcze chwilę temu miałam zamiar po prostu wejść tutaj i napisać że już nie mam zamiaru go więcej pisać, bo... Cóż, mój styl trochę się zmienił i moje upodobania i teraz zupełnie inaczej patrzę na ten fick, niż wtedy kiedy go pisałam i wydaje mi się trochę naciągany i ten pomysł już mnie tak nie zachwyca... No wiecie
Ale coś mnie podkusiło i zerknęłam wcześnie na komentarze. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że komuś się to jakiś czas podobało (a przynajmniej tak pisał, żeby mi nie było przykro ) i to były nawet osoby nieco starsze ode mnie, więc pewnie widziały, że to gniot, a mimo to czytały... Nie wiem już sama w sumie.
No streszczając się - jeśli ktoś jeszcze miałby ochotę to czytać, to może się zdecyduję to kontynuować (chociaż z pewnością poziom fabuły się o wiele w tym nie polepszy... Ani tym bardziej moje wiadomości historyczne ). Od razu mówię - nie chcę zabrzmieć jak typowy gimbus na wattpadzie, który pisze coś w stylu: "Ktoś ma ochotę to czytać? Bo mam 1 rozdizał, dali tylko 2 gwiazdki, nwm czy mi się opłaca to pisać" czy nawet gorzej: "Jak będzie 10 komentarzy to wrzucę następny rozdizał " - tylko nie to Po prostu, wolałabym się skupić na moim fickiu "Duża, większa i największa" bo mam do niego jakieś nikłe nadzieje, że uda mi się to teraz napisać po ludzku, ale ten fick w sumie wypadałoby skończyć... A przynajmniej spróbować. Jednakże nie mam za bardzo na to ochoty.. A jeśliby kogoś interesowało co się stanie dalej (nawet pół osoby ) to spróbuję się podjąć tego ficku... Nawet jeśli wyjdzie z tego jakiś bełkot
No i to chyba tyle, fick dostał status porzucony (nie zmieściło mi się przez za długi tytyuł ) i zobaczymy co dalej... Dziękuję wszystkim za miłe słowa, które dostawałam te parę lat temu i... I tyle nie umiem kończyć, pójdę już lepiej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:01, 23 Lut 2017    Temat postu:

Jej... Jaki monolog Dłuższy niż nowa część moich wypocin Ja mam ochotę się dowiedzieć co dalej Ale jak masz ochotę pisać coś innego, to pisz coś innego Masz ochotę pisać wszystko? Pisz wszystko I tak, wiem... Jak zwykle bardzo pomogłam Nie musisz dziękować

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:10, 23 Lut 2017    Temat postu:

OLA336 napisał:
Jej... Jaki monolog Dłuższy niż nowa część moich wypocin

Tak jakoś wyszło no... Zresztą sama wczoraj widziałaś jak się rozpisywałam Jak piszę na żywioł i pisze to co myślę + chcę powiedzieć (a trochę tego jest ) to tak jakoś wychodzi no
OLA336 napisał:
Ale jak masz ochotę pisać coś innego, to pisz coś innego Masz ochotę pisać wszystko? Pisz wszystko


Niedziękuję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin