|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:08, 30 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Lisku- dziękuję |
Rozdział X. Trafienie w serce.
House niechętnie wracał do swojego gabinetu. Jego zespół już na niego tam czekał z najnowszymi wynikami. Ale on nie był w nastroju na burzę mózgów. Chciał być sam. Gdy tak szedł wolno, ignorując ból w nodze, słowa Cuddy odbijały mu się echem w głowie. Zraniła go. A po Stacy przyrzekł sobie, że nikt więcej tego nie zrobi. A jednak, jakoś trafiła do jego serca, chociaż bardzo próbował przed tym uciec. Zatrzymał się przed windami i zastanowił się. Doskonale wiedział, kiedy to się stało – w dniu, w którym weszła do PPTH wiedząc, że jest w ciąży, cała promieniejąca radością. Nigdy nie widział tak pięknego uśmiechu.
Podjechała winda. Zacisnął mocniej rękę na lasce i spojrzał na podporę, robiąc pierwszy krok i czując uderzenie bólu. Cuddy zawsze będzie widziała w nim kalekę – fizyczną i emocjonalną. Szczerze mówiąc, nie mógł się temu dziwić. Wiedział, że nigdy nie będzie ideałem, na który ona zasługuje. W połowie korytarza sięgnął do kieszeni i wyciągnął pudełeczko z Vicodinem. Przez chwilę zastanawiał się, czy zażyć lek czy nie, ale jego wewnętrzny mizantrop wygrał. Kolejny raz.
Połknął dwie tabletki i demonstracyjnie wszedł do gabinetu.
- Co wy tu jeszcze robicie? - spytał ostro członków swojego zespołu. - Wasza zmiana się skończyła. Znikajcie! - Obiema rękami wskazał na drzwi.
Cameron otworzyła usta, by zaprotestować, ale House był szybszy.
- No już! Zostawcie wyniki na stole – powiedział niecierpliwie i oparł się na lasce, czekając, aż wykonają jego polecenie.
- House... - zaczął Foreman, unosząc teczkę z wynikami, by zwrócić uwagę swojego szefa.
- Zostawiłeś uszy w laboratorium? - warknął House, wyraźnie zdenerwowany.
Członkowie zespołu, a także Cameron, Chase i Foreman, spojrzeli po sobie z niedowierzaniem i potrząsnęli głowami. House dosłownie ich wyrzucał, zmuszając ich, by poszli do domu.
Jedno po drugim, w idealnym rządku, rzucili teczki na stół i wyszli.
Na korytarzu pierwszy odezwał się Kutner:
- Co to miało być?
House przyłożył dłoń do ucha i wrzasnął z gabinetu:
- Nadal was słyszę! - Wskazał na nich palcem przez szybę i dodał. - Idźcie powkurzać kogoś innego.
Podszedł do szklanego stołu, zabrał wszystkie niebieskie teczki i sam wrócił do gabinetu. Ostatecznie, odesłał zespół do domów.
Rzucił papiery na biurko i szybko chwycił słuchawkę telefonu. Impulsywnie wybrał numer kardiologii, ale zrezygnował. Gapił się w zamyśleniu na słuchawkę - gdy telefon zadzwonił, omal nie spadł z krzesła. Spojrzał na zegar w komputerze – 17:42. Po dwóch kolejnych sygnałach odebrał połączenie i rzucił sucho:
- Lepiej, żeby ktoś umierał.
- House, wszystko w porządku? - spytał zmartwiony Wilson.
- A czemu miałoby nie być? - odparł House bez zainteresowania.
- Bo odesłałeś cały zespół do domu, nie dyskutując nad przypadkiem Cuddy? To wydało mi się dziwne. - Głos Wilsona pełen był troski.
- A mnie wydaje się dziwny twój gust co do kobiet, ale nigdy cię nie pytam, czy wszystko w porządku, bo to bez sensu - zaatakował House.
- I tyle w kwestii poważnej rozmowy – wymamrotał Wilson do siebie i odetchnął głęboko, by się nie zdenerwować.
- Czego chcesz? - spytał House w końcu.
- Chcę wiedzieć, co cię męczy. Co usiłowałeś mi powiedzieć tyle razy, ale nigdy nie znajdowałeś słów... - przyznał uczciwie onkolog.
House zamilkł. W którymś momencie Wilson nie miał już nawet pewności, czy przyjaciel się nie rozłączył, bo nie słyszał żadnych dźwięków z drugiej strony linii. Sprawdził, czy coś nie przerwało połączenia i znów przyłożył słuchawkę do ucha.
- House! - krzyknął.
House wrócił na ziemię. Przez chwilkę ze zdenerwowaniem kręcił się na krześle, a potem spytał:
- O której jutro jedziesz?
- Koło południa, bo co? - spytał zdezorientowany Wilson.
- Chcesz do mnie dziś wpaść? - wypalił House, nie zastanawiając się długo.
Wilson zaniemówił. House zapraszał go do siebie. „To jakaś gruba sprawa” - pomyślał. Na ziemię sprowadził go żart House'a:
- Ale nie licz na żadnych gejowskich striptizerów!
Wilson zachichotał. Zamiast odpowiedzieć, zapytał po prostu:
- Może być dziewiąta? Jeśli chcesz, przyniosę coś do żarcia – zaproponował, upewniając się, że House nie zmieni zdania.
- Spoko, nie zapomnij o szkockiej – House odpowiedział najkrócej jak umiał i rozłączył się. Szybko chwycił wyniki Cuddy, chociaż już wiedział, że nie będzie tam nic ważnego. W końcu swój zespół znał jak zły szeląg.
<center>Poziom reniny i aldosteronu – w normie
Surowica – czysto
CMP – czysto
Panel tarczycowy – czysto
Indeks płynu owodniowego – W NORMIE</center>
Rzucił teczkę z powrotem na biurko i powoli wstał. Złapał laskę i kurtkę. Na jego twarzy odbijały się zarazem radość i smutek.
- Nie urodzisz kaleki, Cuddy. Ta nieszczęsna rola jest moja – wymamrotał do siebie i wyszedł z gabinetu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Śro 21:10, 30 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 10:20, 31 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Piranio, jak dobrze wiedzieć, że na Twoje tłumaczenia zawsze można liczyć Gdy tylko widzę twój nick w Huddy od razu wiem, że będzie nowa część Bardzo mnie cieszy, że tak o nas dbasz. Domyślam się, że takie tłumaczenia, nawet, jeśli dla Ciebie to nic trudnego to zajmują trochę czasu więc tym bardziej doceniam, że części pojawiają się regularnie Fik jest tak zbudowany, że czyta się świetnie, nie ma miejsca na nudę. Widać, że autorka bardzo dobrze wczuwa się w ten serial, bo fik pisany jest bardzo serialowo, momentami mam wrażenie, jakbym oglądała kolejny odcinek Postacie i sposób opisywania wydarzeń ma bardzo kanoniczny. Chociażby pierwszy fragment z zespołem. No scena, jak żywcem wyjęta z serialu. House 100% House. Rozmowa z Wilsonem tak samo. Choć pewnie z biegiem wydarzeń i z rozwojem Huddy może pojawić się inne oblicze diagnosty, ale ja w 100% akceptuję to 7 sezonowe ( z wyjątkiem 2 ostatnich epów ) więc dla mnie wszystko jest jak trzeba.
Ostatni fragment intrygujący. Jestem ciekawa, co on wymyślił
Buziaki i translatorskiego wena
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Czw 10:22, 31 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:43, 31 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | No co jest, zmęczenie materiału? hej, komentarze karmią Wena!
Lisowi tradycyjnie dziękuję |
Rozdział XI. Serenada dla Cuddy.
Wilson wszedł do mieszkania House'a o 9.15. Nie pukał ani nie zadzwonił – wiedział, że House go oczekuje. Diagnosta nie ruszyłby się z kanapy, niezależnie kto by go odwiedził, zostawienie otwartych drzwi było więc oznaką gościnności. Pod niektórymi względami – tylko niektórymi – House był strasznie przewidywalny.
Teraz siedział przy swoim fortepianie, grając smutną melodię. Nie zaszczycił Wilsona spojrzeniem, nawet, gdy przyjaciel podszedł bliżej. Dopiero gdy uderzył w ostatni klawisz i wypił ostatni łyk szkockiej, podniósł wzrok na onkologa.
- Spóźniłeś się – oznajmił leniwie.
- A ty już się upiłeś. Brawo, House – zauważył Wilson, usiłując nieco uprzątnąć ze stołu, by położyć pizzę i butelki, które przyniósł.
- Co za zmysł obserwacji! Masz jakieś inne, cenne uwagi? - rzucił House i wstał powoli. Podszedł do stołu, szurając prawą nogą i zaczął przekopywać torby. W końcu znalazł to, czego szukał. Otworzył szkocką i napełnił swoją szklankę.- Przyłączysz się, drogi Wilsonie? - powiedział nieuważnie i rzucił się na kanapę.
Wilson podszedł do niego i szybko wyjął mu szklankę z ręki, wiedząc, że przyjaciel nie da rady zawalczyć o nią. Nietrzeźwość osłabiła refleks House'a – diagnosta został całkiem zaskoczony. Odezwał się tylko:
- Najpierw się spóźniasz, a potem jesteś wredny.
- Czekam na wezwanie do sądu – rzucił Wilson z rozbawieniem.
- Wykorzystujesz to, że jestem kaleką i nie mogę ci nic zrobić. - Wskazał na szklankę w dłoni Wilsona. - Oddaj mi to – jęknął jak dziecko.
- Dostaniesz ją, jak tylko coś zjesz, House – powiedział Wilson głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Kiedy ostatnio coś jadłeś?
House nie odpowiedział. Gapił się tylko w przestrzeń, wyraźnie rozkojarzony.
- House! - Wilson stał nad przyjacielem.
- Nie wiem. Chyba wczoraj – odparł diagnosta krótko.
- Chyba? - Wilson był w szoku.
- No. Nie wiem. Mam to w nosie. Oddaj mi tę cholerną szklankę, Wilson! - zażądał House, podnosząc głos, mimo że wiedział, iż stoi na przegranej pozycji.
Wilson postawił szklankę i otwarta butelkę na jednej z półek z książkami i usiadł na kanapie obok House'a. Otworzył pudełko z pizzą i podał kawałek diagnoście.
- Jedz! - rozkazał, szturchając go łokciem.
House niechętnie wziął kawałek i uniósł go do ust. Zapach świeżo upieczonej pizzy nagle rozbudził jego apetyt i diagnosta zaczął jeść. Wilson uśmiechnął się, widząc, jak House opróżnia pudełko do ostatniego okruszka.
- Widzisz, nie było tak źle – rzucił żartem.
- To nie ma znaczenia – odparł House, patrząc na przyjaciela znad kawałka pizzy pepperoni.
- Wybacz, coś mi umknęło. Co ma znaczenie? - spytał Wilson ironicznie.
House warknął coś pod nosem i sięgnął po swoją laskę. Wstał powoli, a przechodząc koło Wilsona, uderzył go laską w łydkę. Wilson krzyknął i złapał się za nogę.
- Czasem jesteś prawdziwym draniem, wiesz? - powiedział, zaciskając zęby i wciąż rozmasowując bolące miejsce.
- Taa, a ty jesteś ten dobry – odparł House.
- Przynajmniej próbuję - wymamrotał Wilson, prostując nogę.
- Pozwalam ci przestać próbować, przynajmniej dzisiaj – powiedział House i zabrał swoją szklankę z półki. - Nalej sobie czegoś, Jimmy i chodź oglądać telewizję. Wolisz monster trucki czy porno? - House ruszył z powrotem w stronę kanapy.
- House! - Wilson demonstracyjnie zerwał się na nogi, udając, że jest zaskoczony. Nic go jednak nie zdziwiło – świetnie znał taktykę House'a, polegającą na odwracaniu uwagi od istotnych rzeczy.
- No tak. Porno byłoby trochę niewłaściwe. - House pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Zaprosiłeś mnie tutaj, żeby pogadać, House! Więc mów albo wychodzę. Nie zamierzam się z tobą upijać albo oglądać monster trucki, mam lepsze rzeczy do roboty. Ale mogę cię posłuchać, jeśli tego potrzebujesz – powiedział Wilson na jednym oddechu, bojąc się, że House mu przerwie.
House zmienił zdanie. Nie usiadł na kanapie, lecz podszedł do swojego fortepianu. Nie odpowiadając Wilsonowi, zaczął grać melodię, której onkolog nigdy wcześniej nie słyszał.
Serenada dla Cuddy. House skomponował ją trzy dni temu i upił się do nieprzytomności. Wtedy to zadzwonił do Wilsona o trzeciej rano.
Wilson chwycił swój płaszcz i ruszył w stronę drzwi. Przed wyjściem, rzucił z rozczarowaniem:
- Kłamiesz, oszukujesz, kradniesz by dostać to, czego chcesz, ale nie umiesz podzielić się ze mną swoim problemem?
- Wszyscy mamy swoje ograniczenia – odparł cynicznie House i nagle przestał grać. Wilson już był wyszedł, gdy usłyszał, jak House krzyczy za nim:
- Zraniła mnie!
Wilson zawrócił i spojrzał na House'a, unosząc brwi. Zamknął drzwi kopnięciem i spytał z zainteresowaniem:
- Zraniła cię?
- No. Jeśli będziesz powtarzał wszystko, co ci powiem, to ta rozmowa będzie trwać dwa razy dłużej, a ty masz lepsze rzeczy do roboty – rzucił House ze złością i odwrócił się, by spojrzeć przyjacielowi w twarz.
- Dobra. Przypuszczam, że chodzi o Cuddy. Co zrobiła? - Wilson próbował ostrożnie rozwinąć temat.
House wziął duży łyk szkockiej i przesunął palcami po kilku klawiszach, zanim odpowiedział:
- Powiedziała, że jeśli ma syndrom Barttera to urodzi kalekę. - Doskonale pamiętał słowa Cuddy.
- A ty się wkurzyłeś, że będziesz miał konkurencję? Że nie będziesz już jej ulubionym kaleką? - próbował racjonalizować Wilson. Wiedział, że gdy House nie dostaje tego, czego chce, obraża się jak pięciolatek.
House zagrał kawałek swojej kompozycji, który brzmiał jak tradycyjna melodia żydowska, po czym uderzył mocno wszystkimi palcami w czarne i białe klawisze, powodując nieprzyjemny dysonans. Wilson podskoczył, zaskoczony i spojrzał na House'a.
Diagnosta ukrył twarz w dłoniach i zacisnął palce na skroniach. Gdy wreszcie spojrzał na Wilsona i przerwał ciszę, w jego oczach pojawił się ból.
- Cuddy jest ze mną w ciąży.
Wilson otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Nie umiał wyrazić swojego szoku. Odetchnął głęboko trzy razy i sięgnął po szklankę House'a.
- Spałeś z Cuddy? - spytał niepewnie.
House potrząsnął głową i wbił wzrok w buty Wilsona. W tej chwili Gregory House zrobiłby wszystko, by zamienić się z kimś na ciała i pozwolić, by to ten ktoś przejął odpowiedzialność. Był gotów sprzedać duszę samemu diabłu – chociaż miał wrażenie, że już to zrobił.
Wilson nic nie rozumiał. Przełknął resztę szkockiej i odezwał się w końcu:
- Czekaj, czekaj, chwila. - Uniósł ręce, próbując zrozumieć, co ma na myśli jego przyjaciel. - O czym ty mówisz?
House nie odpowiadał przez chwilę, zbierając myśli. Powoli wstał i podszedł do półki z książkami po butelkę szkockiej. Nie patyczkując się, napił się z gwinta – nie chciało mu się szukać szklanki – i wrócił na swoje miejsce. Oczy Wilsona śledziły go cały czas, aż wreszcie ich spojrzenia spotkały się. Korzystając z faktu, że wreszcie przyjaciel zaszczycił go odrobiną uwagi, Wilson zapytał nieco histerycznie:
- House, ty chyba nie...? Proszę, powiedz, że tego nie zrobiłeś.
- Podmieniłem próbki do in vitro – wyznał wreszcie House głosem, w którym pobrzmiewała narastająca panika. Zaczął krążyć po pokoju, opierając się ciężko na lasce.
- O Boże! - Wilson przyłożył dłoń o ust, wreszcie zdając sobie sprawę z tego, co to wszystko znaczy. - Ona nie wie, prawda? - spytał. Jego oczy pełne były przerażenia.
- Nie – odparł krótko House i potrząsnął głową, zaciskając lewą dłoń na butelce szkockiej.
- Dlaczego, do cholery, to zrobiłeś? Nie chcesz mieć dzieci, nigdy nie chciałeś! - wyrzucał z siebie Wilson, podczas gdy House wlewał w siebie coraz więcej szkockiej.
Onkolog powtórzył pytanie:
- Dlaczego House?
House odstawił butelkę na fortepian i westchnął, bardzo niezadowolony z siebie.
- Nudziłem się. - Przerwał, usiłując zbudować jakieś sensowne zdanie. - I chciałem sprawdzić, czy dam radę to zrobić i czy ujdzie mi to na sucho! - Przerwał znów i odetchnął głęboko. - Cholera jasna, nie sądziłem nawet, że się uda! Z żadną inną próbką jej nie wyszło! - przyznał uczciwie, wciąż patrząc na buty Wilsona. To wszystko ewidentnie wykańczało go emocjonalnie.
- Kiedy zamierzasz jej powiedzieć? - naciskał Wilson.
- Nie wiem – wymamrotał niewyraźnie.
- House...
- Nie wiem, dobra? Próbowałem wiele razy. Po prostu nie wiem – powiedział i ukrył twarz w dłoniach, zupełnie załamany. Laska upadła na ziemię z hukiem.
Wilson podszedł do House'a i objął go ramieniem. Potem sięgnął po pustą szklankę i napełnił ją alkoholem, dla nich obu. Tej nocy musiał wrzucić na luz. Szczególne czasy wymagają szczególnych standardów. Jego przyjaciel go potrzebował. W końcu zapytał:
- Wiesz, że już jesteś trupem, House?
- Taaa. Wiem! - niemal wrzasnął House. Wyciągnął dwa Vidociny i popił je szkocką, pragnąc, by kolejny dzień nigdy nie nastąpił.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soffi
Pacjent
Dołączył: 14 Sty 2011
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:19, 01 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Pirania Przepraszam cię za to, że tak dawno komentarzy nie dawałam. Cóż. To jest genialne, ty jesteś genialna i wychodzi ci to genialnie.
Co do ostatniej części - House jedzący pizze...
A Soffi pizzy zjeść nie może, bo bolą ją wszystkie ząbki :< (zmiany z aparatem ortodontycznym :< )
Czekam na więcej i już na pewno będę zostawiała komentarze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 13:19, 01 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Tak, to znowu ja Cóż... już Ci kiedyś powiedziałam, że jesteś już na wieczność skazana na moje komenty To coś jak zachwyt aż po grób Uwielbiam Twoje tłumaczenia i mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz nam tłumaczyć. Co do części, to zabrałaś mnie kochana do raju Teraz już rozumiem skąd te 41 części House nieźle nawywijał, ale chwała mu za to!
Ona nie wie?! OMG!!! Nie mam pojęcia co zrobi jak się dowie? Jezuuu... Dlaczego tak nie było w 2 sezonie? Że też Shore nie poszedł tą drogą Gdy wyobraziłam sobie minę WIlsona omal nie padłam trupem Miny Cuddy jakoś nie potrafię sobie wyobrazić. No dobra... potrafię
Pirania, wiesz, że teraz nie możesz tak tego zostawić, proszę o kolejną część Czuję, że z tym fikiem, jakoś przetrwam tą przerwę w serialu i ogólnie to co się tam dzieje Przynajmniej tu mam radochę. Dziękuję
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gorzata
Narkoman
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:39, 01 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Tak, tak, wiem, nie komentowałam, bardzo przepraszam. Miałam straszny tydzień i poza brakiem czasu zabrakło też odrobiny chęci.
Ale uważam, że to jest cudowne. Szczególnie najnowsza część. Wyraz mojej twarzy zmieniał się od zaciekawienia, przez zaskoczenie, aż po szeroki uśmiech. Cała sytuacja naprawdę zabawna, szczególnie jeśli się tylko o tym czyta. Bo spodziewałam się, że to jego dziecko jednak będzie, ale nie, że w taki sposób do ojcostwa doszedł. Ale jest oryginalnie.
Jestem strasznie ciekawa, co zrobi Cuddy jeśli się dowie. Ale dzięki temu zostanie matką najpiękniejszego dziecka na świecie. Takie geny. Powinna dziękować House'owi.
To ja czekam na ciąg dalszy, postaram się regularnie komentować, ale różnie z tym może być, szczególnie w najbliższych dniach.
Pozdrawiam i życzę dużo Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:39, 01 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Wstał powoli, a przechodząc koło Wilsona, uderzył go laską w łydkę. Wilson krzyknął i złapał się za nogę. |
Myślę, że fakt, iż przeczytałam ' uderzył go laską w gołą łydkę ' jest mało istotny.
Piranio, ty doskonale wiesz, że świetnie tłumaczysz, ja nie lubię być tak mało oryginalna, więc Ci tego nie napiszę...
A co mi tam! Świetnie tłumaczysz!
House, coś ty zrobił?! No ładnie się wkopałeś... masz prze... kićkane.
A tam kaleka! Będzie śliczne, małe House'iątko?
No... syn/córka przystojnego diagnosty, zatem będzie genialne i będzie nieziemsko śliczne. Czuję to.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malinowa_Rozkosz dnia Sob 8:49, 02 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
LissLady
Ratownik Medyczny
Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: R-sko Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:32, 01 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
O kurczęę pieczonę
Takiego obrotu akcji się nie spodziewałam!
Na początku pomyslałam, że się przespali ze sobą, czy coś, a on...ŻE PODMIENIŁ PRÓBKI
Świetne to jest
Dla mnie nic dodać, nic ująć. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
noway_
Ratownik Medyczny
Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:37, 02 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
O kurczę już 3 części nowe o.O. I mieć tu zapracowany tydzień, a takie niespodzianki uciekną Ci .
Co do części to najbardziej podoba mi się ostatnia . Wszystkiego się spodziewałam, ale że House zostanie takim Hardcorem i podmieni próbki, to już . Te prowizoryczne dla mnie zranienie House przez Cuddy, dobrze wymyślone, jak z resztą cała fabuła.
Ostatnia część skończyła się ciekawie, pewnie Cuddy nie zabiję House, jeśli widnieje znak 18+ przy opowiadaniu .
Tłumaczenie świetne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:53, 02 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Yayyyy, komentarze! Dużo komentarzy! Dziękuję Już naprawdę się zastanawiałam, czy tylko Lisek ze mną został, ale widzę, że nie jest źle |
Rozdział XII. Pierwotny instynkt.
Pod pewnymi względami alkohol sprawił się całkiem nieźle - uśpił House'a, ratując go od bezsennej nocy, ale głowa diagnosty zaczęła boleć, gdy tylko pokazały się pierwsze promienie słońca. Nie był do końca pewien, co spowodowało ból – odgłosy dochodzące z łazienki, intensywny zapach świeżo zaparzonej kawy czy irytujące słońce, wdzierające się do pokoju przez stare żaluzje. Nie miał pojęcia, która godzina, ale był pewien, że zdecydowanie zbyt wczesna, by wstać.
- Cholera! Niech to szlag! - warknął i zakrył głowę poduszką, przypominając sobie poprzednią noc. Czuł ulgę, że podzielił się tajemnicą z przyjacielem, że zrzucił ten ciężar z ramion, ale był boleśnie świadomy tego, że Wilson miał rację. House i moralność mogli nie być zawsze zgodni, ale umieli jakoś się odnaleźć, gdy zachodziła potrzeba. Diagnosta porównywał moralność do relacji seksualnej, która nie wymagała poświęceń czy tłumaczeń – po prostu korzystał z niej kiedy chciał i jak chciał. Ale dla Wilsona była stałym, najsłuszniejszym kompasem, wskazującym ludziom prawdziwą północ w ich życiu. A prawdziwa północ House'a właśnie wymagała od niego pewnych działań – działań, które bał się podjąć.
House przesunął się na lewą stronę łóżka i pomógł prawej nodze stanąć na podłodze. Przesunął palcami po rozczochranych włosach i ziewnął ze zmęczeniem. Alkohol nadał wyparowywał z jego porów, a ból nogi i głowy po prostu go zabijał.
Gdy usłyszał, że woda w łazience została zakręcona, krzyknął:
- Jimmy, wyłaź! Muszę do kibla.
Wilson pojawił się w drzwiach i radośnie powiedział:
- Dobrze, że się już obudziłeś.
- Tak, ale nie z własnej woli. Twoja sesja upiększająca wpływa ujemnie na mój sen – mruknął i zmierzył przyjaciela wzrokiem od stóp do głów. - Ty jedziesz na konferencję czy na paradę równości?
- Mój lot jest za pięć godzin – poinformował Wilson House'a, spoglądając na zegarek. - I mam masę rzeczy do zrobienia przed wylotem. Muszę wpaść do szpitala, zobaczyć, co z Cuddy i zabrać walizkę. A przede wszystkim, musimy pogadać. - Wilson skrzyżował ramiona na piersi. Zauważył, jak House drgnął, słysząc o Cuddy.
House wstał i usiłował przejść obok przyjaciela. Gdy Wilson nie ustąpił, House szturchnął go łokciem i wrzasnął:
- Rusz się! Muszę się wysikać i wziąć prysznic!
- Musimy pogadać, House – powtórzył Wilson spokojnie.
- Słyszałem. A teraz rusz się. – House przepchnął się obok Wilsona. Onkolog zrozumiał niewerbalny komunikat i rzucił przez zamknięte drzwi łazienki:
- Będę w kuchni. Zrobiłem ci kawę.
Nie było takiej rzeczy, na która House zgadzałby się z łatwością. Trzeba było wielu lat trudnej przyjaźni, by Wilson zaczął rozumieć niuanse głosu czy mowy ciała diagnosty.
House będzie rozmawiał, ale na swoich warunkach i gdy będzie gotowy. A Wilson będzie czekał.
Piętnaście minut później House wszedł do kuchni. Doprowadził się do porządku, ale nadal nie był w stanie spojrzeć Wilsonowi w oczy. Onkolog zaczął od wręczenia przyjacielowi kubka świeżo zaparzonej kawy, który diagnosta przyjął z wdzięcznością.
- House, wcześniej czy później będziesz musiał zmierzyć się z tą sytuacją – odezwał się ostrożnie Wilson, upijając łyk kawy i patrząc ze współczuciem na przyjaciela.
- Wiem – westchnął House i oparł się o szafkę, zaciskając palce na kubku. W końcu spojrzał na Wilsona i powiedział łamiącym się głosem:
- Ona mnie znienawidzi.
- Pewnie wypieprzy cię z roboty, ale nigdy cię nie znienawidzi, House! Dałeś jej najwspanialszy prezent, jaki mogłeś! - uspokoił go Wilson. A potem wypowiedział prawdę, która wisiała w powietrzu, a której House nie miał odwagi zaakceptować:
- A skoro martwisz się że cię znienawidzi, a nie o swoją pracę, to oznacza tylko jedno. Ona jest dla ciebie ważna. Nie tylko, jako przyszła matka twojego dziecka, ale jako kobieta.
House nie zaprzeczył. Obrócił łyżeczkę w palcach, jak zawstydzony pięciolatek, którego właśnie przyłapano z ręką w słoiku z ciastkami.
- Jeśli kiedykolwiek miałem u niej jakieś szanse, właśnie je straciłem. - Był pełen poczucia winy. Spojrzał na Wilsona, szukając pocieszenia.
- Nie będziesz wiedział, dopóki z nią nie porozmawiasz.
- Nie mogę... - zaczął House, ale onkolog szybko mu przerwał.
- Chcesz to dziecko, House?
House lekko kiwnął głową, zaciskając wargi.
- Czy to było „tak”? - spytał Wilson, przechylając głowę i unosząc brwi.
House kiwnął jeszcze raz, trochę silniej niż poprzednio. Odpowiedzenie głośno na pytanie Wilsona równałoby się najgorszym średniowiecznym torturom.
- Okej. To zdecydowanie było „tak”. - Onkolog uśmiechnął się szczerze.- Nigdy nie myślałem, że dożyję tej chwili. - Uśmiech przerodził się w usatysfakcjonowany uśmieszek.
- Przestań się cieszyć, twarz ci się od tego marszczy – warknął House i napił się kawy.
- No cóż. Tyle do zrobienia, a tak mało czasu. - Wilson uniósł palec wskazujący, zamyślając się. - Po pierwsze, musisz jej powiedzieć. Będziesz miał masę czasu, żeby przekonać ją, że dziecko z tobą to nie taki głupi pomysł. - Wilson odwołał się do czasu, który Cuddy ma spędzić u House'a. - Masz jakieś pięć miesięcy, żeby przygotować się na to wspaniałe wydarzenie – kontynuował Wilson wesoło. - I tyle samo, żeby przestać być draniem!
- Myślisz, że będę draniem dla własnego dziecka? - spytał House, zaskoczony wypowiedzią Wilsona. Przypomniał sobie, jak powiedział własnemu ojcu, że nigdy nie będzie taki jak on.
- Może nie dla dziecka, dla matki na pewno. Rozumiesz, że to transakcja wiązana, nie? - Wilson przypomniał mu jeszcze raz, że to nie jest gra. Wbijanie House'owi w głowę odpowiedzialności było jak przesadzanie starych drzew.
- Tak, wiem – odparł House po prostu.
Wilson spojrzał na swój zegarek i ogłosił:
-Muszę lecieć, już kwadrans po ósmej. - Podszedł do House'a i położył mu rękę na ramieniu. - House, dasz sobie radę?
- Tak myślę. - House spuścił wzrok.
- Nie wątpię, że zadzwonisz kiedy tylko ci się spodoba, ale i tak to powiem. -Wilson obracał komórkę w drugiej dłoni. - Jak będziesz mnie potrzebował, dzwoń, okej?
- Okej – zgodził się House sucho.
Wilson szybko chwycił płaszcz i wyszedł z kuchni. House, nadal w pidżamie, ściskając mocno kubek z kawą, poszedł wolno za nim. W ciszy patrzył, jak jego przyjaciel idzie ku drzwiom wyjściowym. Uniósł kubek do ust, zdecydowany, by wyssać jeszcze trochę życia z resztki kofeiny, gdy Wilson zatrzymał się w drzwiach i odwrócił do diagnosty.
- Nie zrobiłeś tego, dlatego że byłeś znudzony albo miałeś ochotę na głupi dowcip. Zrobiłeś to, bo tak naprawdę tego pragnąłeś, ale musiałeś to dostać na swój sposób. To ten instynkt pierwotny, który nakazał ci uczynić z niej swoją kobietę... Nadal to czujesz, prawda? - powiedział Wilson na jednym oddechu. Zanim zamknął drzwi, rozkazał jeszcze:
- Powiedz jej!
House gapił się na zamknięte drzwi. W tej chwili marzył, by mieć odwagę i cierpliwość Wilsona. Po długim namyśle ubrał się i ruszył do PPTH. Ostatecznie obiecał Cuddy, że ją odwiedzi tego ranka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:21, 02 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Łee. :<
Krótkie! No, ale mam nadzieję, że następna część będzie szybko i będzie dłuuugaaa.
Cytat: | - A skoro martwisz się że cię znienawidzi, a nie o swoją pracę, to oznacza tylko jedno. Ona jest dla ciebie ważna. Nie tylko, jako przyszła matka twojego dziecka, ale jako kobieta.
House nie zaprzeczył. Obrócił łyżeczkę w palcach, jak zawstydzony pięciolatek, którego właśnie przyłapano z ręką w słoiku z ciastkami. |
Cytat: | - Nie zrobiłeś tego, dlatego że byłeś znudzony albo miałeś ochotę na głupi dowcip. Zrobiłeś to, bo tak naprawdę tego pragnąłeś, ale musiałeś to dostać na swój sposób. To ten instynkt pierwotny, który nakazał ci uczynić z niej swoją kobietę... Nadal to czujesz, prawda? |
Śliczne.
Cuddy nie wyleje go z pracy! Pff. Nie mogłaby, nawet za to co zrobił... bo ona pewnie też tego chciała.
Piranio, życzę tłuma... tłumat... tłumaczo... wena no!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:57, 03 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Taaa... lisek to żadne pocieszenie Ale Piranio możesz być pewna, że z Twoimi tekstami i ich tłumaczeniami wiernych czytelników Ci nie zabraknie. Co zresztą widać
Część zdecydowanie za krótka, ale moment, w którym House potakuje, gdy Wilson go pyta o dziecko rekompensuje wszystko
Cytat:
"- Nie zrobiłeś tego, dlatego że byłeś znudzony albo miałeś ochotę na głupi dowcip. Zrobiłeś to, bo tak naprawdę tego pragnąłeś, ale musiałeś to dostać na swój sposób. To ten instynkt pierwotny, który nakazał ci uczynić z niej swoją kobietę... Nadal to czujesz, prawda? - powiedział Wilson na jednym oddechu. Zanim zamknął drzwi, rozkazał jeszcze:
- Powiedz jej!" - czy ja już mówiłam, że kocham tego gościa
Oby wen i czas dopisały, bo już nie mogę się doczekać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:56, 03 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Wspaniały fick i wspaniałe tłumaczenie wspaniałej Piranii!
No,to jest prawdziwe Huddy! A nie [ kłótnie o szczoteczkę do zębów,rozstania,dziwki i śluby, jakie dostajemy w siódmym sezonie ]
Tylko dlaczego tak krótko?!
Jestem jak diabli ciekawa co dolega Cuddy. I czy House jej powie o dziecku, i co do niej czuje.
Dużo weny życzę na tłumaczenie! *karmi wena*
Vic
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
LissLady
Ratownik Medyczny
Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: R-sko Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:44, 03 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
House jaki szczery!
Jestem ciekawa, czy porozmawia z Cuddy Bo jak nie.. *stoi z tasakiem w ręce i czeka *
Pisz szybko!
Świetne tłumaczenie!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
noway_
Ratownik Medyczny
Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:09, 03 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Pierwsza myśl po przeczytaniu. Biedny House, oj biedny. Nieprzespana noc po %%, to najgorsza rzecz, jaka może spotkać człowieka *wzdryga się*. Współczuję mu z całego serca.
Rozmowa świetna. kompletnie zapomniałam, że Cuddy będzie mieszkać u House o.O. Cieszę się, że Greg wreszcie zrozumiał i ma odwagę przyznać się do tego. Zobaczymy czy będzie w stanie wykonać ten trudny krok.
Tłumaczenie znów świetne , mogłabyś choć raz nawalić, tak dla żartów Weny i czasu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gorzata
Narkoman
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:57, 03 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Jak miło, że House się przyznaje powoli do wszystkiego, co twierdzi Wilson. Jeszcze trochę i dojdziemy do wyznania miłości Cuddy.
Jak zawsze bardzo mi się podobało, jestem ciekawa, co będzie dalej. Łatwo na pewno nie pójdzie, ale mam nadzieję, że w ogóle jakoś im się uda dojść do czegoś.
Świetnie tłumaczysz, komentować postaram się już teraz regularnie. Następny komentarz powinien być też dłuższy, bo jestem dziś wyjątkowo zmęczona.
Życzę Weny, pozdrawiam i branoc!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:15, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Rozdział XIII. Królowa Saby.
Cuddy patrzyła z uwagą, jak pielęgniarka wprowadza cewnik w jej prawe ramię, aż sięgnął żyły głównej. Myślała o zachowaniu House'a, o tym, jak demonstracyjnie wyszedł poprzedniego dnia, ewidentnie zraniony. Szybko jednak odegnała te myśli. Zastanowi się, co z nim zrobić, gdy wreszcie stanie na nogi. Miała teraz inne priorytety – dziwne postępowanie House'a nie było jednym z nich. W każdym razie tak chciała myśleć. Kłamała sama przed sobą, bo Gregory House i jego niezwykła troska nie dawała jej spokoju.
Spojrzała na pielęgniarkę, gdy ta odezwała się:
- Gotowe, doktor Cuddy. Ale wie pani przecież, że żywienie pozajelitowe jest tylko suplementem, powinna pani próbować jeść normalnie. - Na twarzy pielęgniarki pojawiła się niemal matczyna troska, gdy położyła dłoń na ramieniu Cuddy.
- Wiem, dziękuję – odparła Cuddy i zsunęła rękaw.
- Powinna pani zostać na położnictwie. Mieszka pani sama, więc musimy na panią uważać – szybko dodała pielęgniarka, przypominając, że PICC wymaga wyjątkowej uwagi i ostrożnego postępowania.
- Nie ma mowy, mam mnóstwo pracy. Szpital już jest i tak do tyłu, nie mogę leżeć nawet jeden dzień dłużej. Muszę zacząć pracować – zaprotestowała Cuddy swoim zdecydowanym głosem i zaczęła wstawać z łóżka. Gdy jej nogi dotknęły podłogi, dodała triumfalnie. - Muszę się ubrać!
- Nigdzie nie idziesz. - House wszedł do pokoju i odciął jej drogę laską. - A przynajmniej nie z tym nastawieniem. - Uniósł laskę i wskazał na nią. Cuddy popatrzyła na niego z niedowierzaniem, otwierając usta. - Nie ruszysz się stąd co najmniej do południa. - Ton głosu wyraźnie zdradzał, że diagnosta nie zgodzi się na żadne ustępstwa.
- House, tyle że... - zaczęła protestować Cuddy, brzmiąc jak dziecko proszące rodziców o pozwolenie na wyjście z domu.
- Jeśli chodzi o tyłek, to masz największy w tym szpitalu. I wymaga specjalnej troski – rzucił wesoło. - To jest jedyny tyłek, o jakim jestem skłonny dyskutować. Wracaj do łóżka! - Uśmiechnął się złośliwie.
- Muszę pracować, House. Szpital mnie potrzebuje! - powiedziała zdecydowanym, rozkazującym tonem.
- Twoje ciało - Spojrzał na jej brzuch, nie umiejąc wyrazić się bez owijania w bawełnę. - Potrzebuje cię bardziej! Nie możesz mieć wszystkiego, Cuddy. - House chciał krzyczeć, protestować, błagać i dyskutować z nią, ale cała odwaga opuściła go, gdy spojrzał jej w oczy. Były takie niebieskie i takie bezbronne... Nagle poczuł się odpowiedzialny za ból, który aż promieniował z jej delikatnego ciała.
- Twierdzisz, że nie mogę zadbać o siebie i o moje dziecko? - spytała złamanym głosem.
„To też moje dziecko” - wrzasnęło coś w jego głowie i natychmiast dodało: „Chcę zaopiekować się tobą i naszym dzieckiem”. Szybko odgonił tę myśl. Nieświadomie podniósł głos:
- Jezu, Cuddy, oczywiście że nie zadbasz sama o siebie w takim stanie – powiedział ostro. Usiłował odegnać nie tylko jej upór, ale i swoje pragnienia. - I nie możemy zapewnić ci pielęgniarki dwadzieścia cztery godziny na dobę – dodał łagodniej. Nie mogła wiedzieć, że wyrażał tylko swój własny strach, nie chcąc wcale jej krytykować.
- Dlaczego tak dramatyzujesz? Świetnie dam sobie sama radę, House! - Poklepała się po brzuchu.
House podszedł do jej łóżka, nie odrywając wzroku od jej dłoni, i podsunął jej teczkę z dokumentami pod nos. Zapytał:
- To pani podpis, doktor Cuddy?
- Tak, ale... - zaprotestowała słabo.
- Jestem twoim lekarzem – powiedział House z triumfem. - I, o ile wiem, sama tak zdecydowałaś! - dodał wesoło.
- Nadal jestem twoją szefową. - Próbowała wyglądać tak profesjonalnie jak tylko mogła. Ukrywała uśmiech.
- Dominacja! I to tak wcześnie rano! Ależ mnie to kręci. - Nie mógł powstrzymać śmiechu, ale dał radę przemienić go w złośliwe prychnięcie.
- House! - zaprotestowała, uśmiechając się do niego czarująco.
- Cuddy! - odparł takim samym głosem i spojrzał jej w oczy, usiłując wzrokiem przekazać jej prawdę. Cuddy wyczuła w nim jakąś zmianę i zamarła w oczekiwaniu. Wreszcie odezwał się:
- Jesteś moją pacjentką i dopóki ja cię nie wypiszę, tak zostanie – powiedział spokojnie, z pełnym profesjonalizmem w głosie. - Teraz odpoczywaj – zakomenderował i odwrócił się, by wyjść. Nagle, jakby sobie coś przypominając, obrócił się na pięcie i znów spojrzał jej w twarz.
- Aha, coś jeszcze. - Uniósł palec wskazujący, opierając się na lasce, dając jej do zrozumienia, że musi powiedzieć coś ważnego. - Jutro się do mnie wprowadzasz – powiedział po prostu, tak jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Co? - Cuddy pisnęła ze zdumieniem.- Nie! House, nie! Nie wprowadzę się do ciebie, nie ma mowy!
- Jest – odparł szybko, nagle mając ochotę się z nią pokłócić.
- House, czemu...
- Niestety, nikt z mojego zespołu nie zgodził się cię wziąć. Z jakiegoś dziwnego powodu wszyscy się ciebie boją. No, Trzynastka miała ochotę, ale to by było ciut niepokojące – powiedział sarkastycznie i wyciągnął kartkę papieru z kieszeni. - Ranki będziesz spędzać na położnictwie, gdzie będziesz odpoczywać i otrzymywać żywienie pozajelitowe. – Spojrzał na nią, upewniając się, czy zrozumiała. - Po lunchu będziesz mogła iść do swojego gabinetu i pracować przez pół dnia, o ile ci pozwolę. I żadnego biegania po szpitalu! - Wskazał swoją laską na jej buty.
- Kto będzie pracował rano? - spytała, udowadniając, że słuchała go uważnie.
- Aaron, czy jak mu tam. - Podał jej kartkę, którą trzymał w dłoni.- Zarząd zatrudnił to, by wykonywał wszystko, z czym nie dasz sobie rady – spotkania poza szpitalem, kontrola oddziałów i delegacje. Ale będziesz mogła robić to, w czym jesteś najlepsza – wydawać polecenia i być wredna, moja królowo Saby! - powiedział żartem i uśmiechnął się do niej. Szybko dodał:
- Po pracy będziemy wychodzić razem i będę miał oko na ciebie i twoje leczenie w domu. Widzisz, jakie proste! - powiedział z dumą.
- W tym nie ma nic prostego, House, a ty świetnie o tym wiesz. Czemu to robisz? - Zmarszczyła czoło, domagając się odpowiedzi.
- Nie mam żadnego życia osobistego, więc wszystko mi jedno. Poza tym inaczej zabiłabyś mnie marudzeniem. Wybrałem mniejsze zło – powiedział gładko.
Cuddy wyciągnęła rękę i pociągnęła go za kurtkę. Gdy spojrzał na nią, wychodząc z pierwszego szoku, zapytała znowu:
- Nie. Dlaczego naprawdę to robisz? - W jej oczach kryła się prośba.
- Ja...- Otworzył usta, zastanawiając się czy powiedzieć jej prawdę, czy nie. „Ona chce czegoś dramatycznego” - pomyślał - „a nie mojej zasłony dymnej”. Zamiast się przyznać, powiedział:
- Obiecałem Wilsonowi.
- Nigdy niczego nie obiecujesz, jeśli nie masz dostać czegoś w zamian! - zaprotestowała Cuddy, wiedząc, że za jego decyzją kryje się coś więcej.
- A wy co? - Odniósł się do niej i Wilsona. - Jesteście złymi bliźniakami rozłączonymi po urodzeniu, spiskującymi przeciwko mnie? - spytał retorycznie, dając do zrozumienia, że uważa rozmowę o swoich motywach za skończoną i podszedł do stojaka na kroplówki, by sprawdzić, czy torebka z mieszaniną do żywienia pozajelitowego jest poprawnie zawieszona. Cuddy znała Gregory'ego House'a zbyt dobrze, by dalej go wypytywać, przeniosła więc uwagę na coś innego.
Mieszanina wyglądała jak mleko wlane do torby od kroplówki. Zawierała mieszankę witamin i wartości odżywczych, niezbędnych organizmowi Cuddy. Oboje unieśli oczy i spojrzeli na torbę. Cuddy odezwała się pierwsza.
- Wygląda jak kwaśne mleko.- Tak naprawdę wciąż zastanawiała się nad jego motywem.
- I tak pachnie. Fuj! - House udał obrzydzenie, marszcząc nos. - Cuddy, wiesz, że to nie jest lekarstwo? To tylko półśrodek.
Cuddy nie wiedziała, co powiedzieć. Przez chwilę tylko patrzyła na niego, czując emocjonalną więź, a potem lekko skinęła głową. Gdy usiadł przy niej, podciągnęła kołdrę wyżej, jakby chroniąc swoją prywatność i duszę.
Oboje siedzieli w ciszy, zbierając myśli i poskramiając emocję. Cuddy miała dziwne wrażenie, że House chciał coś powiedzieć, ale nie umiał tego ubrać w słowa. Spytała więc:
- House, co ty ukrywasz? - W jej głosie brzmiała podejrzliwość.
- Znów jestem na metadonie – odparł wesoło. Uniosła brwi, uważnie patrząc mu w twarz. - A, nie o to ci chodzi. Ale to wiele wyjaśnia. Jestem sympatyczny, cieplutki i troskliwy! - Każde słowo ociekało sarkazmem.
- Taaa, próbuj dalej – odparła, przewracając po swojemu oczami.
- O kurczę, złapałaś mnie! - jęknął House, dramatycznie zakrywając usta dłonią i patrząc na nią wielkimi oczami.
- House, jest coś, co chcesz mi powiedzieć? - spytała Cuddy miękko, usiłując wślizgnąć się do jego duszy.
Zerwał się na nogi jakby ukłuła go igłą. Jego laska upadła na ziemię z hukiem. Wykrzywiając twarz w grymasie pełnym bólu przyklęknął, by ją podnieść i syknął przez zęby:
- Nie. Nic. - Miał bolesną świadomość, że kobieta czyta w nim jak w otwartej książce. - Przyniosę ci później lunch – powiedział, odwracając się. Wyszedł, kulejąc ciężko.
Patrzyła za nim, zastanawiając się, co kierowało tym mężczyzną, a co tak bardzo próbował ukryć. Nigdy się nikim nie interesował, przynajmniej nie na tyle, by być częścią czyjegoś życia. A jednak był tutaj, ukrywając troskę pod maską profesjonalizmu i obietnic składanych Wilsonowi. Coś się zmieniło. Coś było nie tak z nią albo z jej dzieckiem, a on to przemilczał. Wyczuwała to całą sobą.
- Niech cię szlag, House. Powiesz mi prawdę, choćby była to ostatnia rzecz którą zrobisz. - Zacisnęła pięści, usiłując powstrzymać łzy. Łzy, które zaczęły płynąć z dwóch zupełnie różnych powodów – z radości, że wreszcie pojawił się w jej życiu i ze smutku, że to szczęście może błyskawicznie zniknąć.
*Według hebrajskiej legendy, królowa Saby była egzotyczną, tajemniczą kobietą posiadającą władzę, która przybyła do Jerozolimy, by poprzez trudne zagadki sprawdzić mądrość i wiedzę króla Salomona.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 23:29, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | No, Trzynastka miała ochotę, ale to by było ciut niepokojące |
Część jak zwykle cudowna, to się robi normalnie nudne! Ale lubię tę rutynę wiesz? Ciekawa jestem jak długo House będzie ukrywał przed Cuddy swój uczynek i jak ona zareaguje, gdy się dowie, mam nadzieję, że niebawem się to wyjaśni. No i oczywiście interesuje mnie, co będzie się działo u House'a w domu.
Cuddy królową Saby? Ładne porównanie , ale ona chyba nie jest taka zła, prawda? No... trzynaście by ją przygarnęła( )
Życzę wena! :>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malinowa_Rozkosz dnia Śro 13:09, 06 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gorzata
Narkoman
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:11, 06 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
To będzie chyba jedna z moich ulubionych części. Przynajmniej na razie. Strasznie kocham takie poważne rozmowy między House'em i Cuddy, choć w ich przypadku "poważne" to chyba złe określenie. Znaczy, na poważne tematy, ale w ten ich cudowny sposób. A napisane i przetłumaczone wspaniale.
Domyślam się, że jeszcze duuużo może się zdarzyć, zanim House się przyzna, ale jest tak dużo części, że coś się musi dziać. Strasznie ciekawi mnie, co się wydarzy, kiedy Cuddy będzie mieszkać u House'a. Coś na pewno, tylko pytanie: co?
Więc ja czekam na kolejną część bardzo, ale to bardzo niecierpliwie. Pozdrawiam i życzę Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
LissLady
Ratownik Medyczny
Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: R-sko Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:48, 08 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
O matko!
Podpisuję się pod Gorzatą, to jedna z moich ulubionych części!
Wzrusza mnie ta sztuczna obojętność House'a.
Lubię, gdy w fickach [H]orumowcze pokazują bardziej człowieczego diagnostę, a ty właśnie to robisz.
I mimo że jest to tłumaczenie, to i tak odwalasz kawał dobrej roboty.
Dla mnie bomba po prostu
Czekam na ciąg dalszy,
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pirania
Ratownik Medyczny
Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:43, 09 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Dziękuję, dziewczyny Ja też lubię tę część. W ogóle uważam, że MissCuddles pisze bardzo dobre dialogi. Tłumaczenie rozmów to czysta przyjemność |
Rozdział XIV. Ciężarówka czerwonych lizaków.
House wyszedł z pokoju Cuddy, głównie uciekając przed swoimi uczuciami i natychmiast wpadł na Wilsona, który szedł w przeciwnym kierunku. House, zaskoczony, odezwał się pierwszy:
- Co ty tu jeszcze robisz? - Zerknął na zegarek i uniósł brwi.
- Powiedziałeś jej? - Wilson całkiem zignorował pytanie przyjaciela.
- Ciiii, idioto. - House rozejrzał się podejrzliwie, upewniając się, że nikt ich nie słyszy. - Ściany mają uszy! - dodał ciszej i odciągnął przyjaciela w bok za kurtkę.
- To chyba znaczy „nie”. - Wilson wykazał się domyślnością.
- Nie, nie powiedziałem jej, nazisto jeden – odparł House szybko, po czym, niemal miękko, dodał. - Próbowałem. Chciałem.
- No to próbowałeś za słabo! - zaatakował onkolog.
- Ona wie, że coś przed nią ukrywam – przyznał House, przypominając sobie ostrożne pytania Cuddy.
- Kompletny idiota by się zorientował, że coś ukrywasz. Unikałeś jej przez prawie cztery miesiące, a teraz jesteś jak do rany przyłóż. Oczywiście, że jest podejrzliwa, House! To inteligentna kobieta!
- No, i to jest najstraszniejsze. Czasem chciałbym, żeby nie była taka cholernie inteligentna – powiedział House, wiedząc, że to kompletna bzdura. Jeśli coś lubił w Cuddy, to był to jej przenikliwy umysł – i nie wymieniłby go na całą ciężarówkę czerwonych lizaków. No dobra, gwoli ścisłości, lubił też jej piersi.
- Mój drogi, nie byłaby teraz z tobą w ciąży, gdyby nie była Lisą Cuddy! Wielki Gregory House nie zadaje się przecież z prostym ludem – wyrecytował Wilson z nutką sarkazmu, po czym odwrócił się i ruszył w stronę pokoju Cuddy. House poszedł za nim i pociągnął go za rękaw.
- Dokąd idziesz? - spytał podejrzliwie, jakby Wilson przygotowywał zamach bombowy.
- Zobaczyć się z Lisą – odparł onkolog, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek mówiący „Co-za-głupie-pytanie”.
- Nie ma mowy! Ona czyta w tobie jak w otwartej książce, wszystko wypaplesz – powiedział House nerwowo i szarpnął mocniej, by onkolog nie mógł się ruszyć nawet na krok. - Poza tym, musisz mi z czymś pomóc.
- Chcę zobaczyć, co z nią. Ona też jest moją przyjaciółką, House! - Wilson zaczął się kłócić, jednocześnie rzucając diagnoście proszące spojrzenie.
- Wszystko z nią w porządku, nadal jest w ciąży! Zaufaj mi, jestem jej lekarzem! - rzucił House, popychając przyjaciela w przeciwną stronę. - Powiem jej, że ją pozdrawiasz – dodał niewinnie.
- House...- zaprotestował Wilson, gdy House skierował go w stronę stołówki.
- To jest ważniejsze! - szepnął diagnosta, gdy usiedli przy stoliku w kącie pomieszczenia. - Potrzebuję porady – powiedział profesjonalnym głosem. Wydawało się, że chodzi mu o medyczną konsultację. Wilson, jako troskliwy, głęboko moralny człowiek, w ciszy oczekiwał pytania dotyczącego onkologii.
- Powinienem kupić łóżko czy kanapę? - Diagnosta przeszedł do konkretów, patrząc z napięciem na Wilsona, tak jakby jego przyjaciel miał w zanadrzu odpowiedź na wszystkie pytania.
- Ty sobie chyba kpisz! - jęknął Wilson. - Zaciągasz mnie tu, żebym ci pomógł wybrać meble? Cudownie, House! - Z irytacją oparł się dłońmi o stół i zaczął się podnosić.
- Siadaj! - House zablokował Wilsonowi drogę laską i dodał błagalnie. - Proszę!
Wilson potrząsnął głową i usiadł szybko, zaskoczony.
- Czy ty właśnie powiedziałeś „proszę”? - zakpił.
- Nie podniecaj się tak, skoczy ci ciśnienie – rzucił House złośliwie. - I nie chodzi o byle jakie meble. - Rzucił przyjacielowi spojrzenie mówiące „Jak-na-lekarza-wolno-kojarzysz” i kontynuował. - Powiedziałem Cuddy, że jutro się do mnie wprowadza – ogłosił, a potem dziecinnie spytał:
- Jak myślisz, gdzie będzie spać?
- Jeśli się zgodziła, niech Bóg ma ją w opiece, to przypuszczam, że w twoim łóżku! - Wilson szybko zarzucił przynętę. Uniósł brwi w oczekiwaniu, mając nadzieję, że House chwyci haczyk.
- Taaaaa, bardzo mądrze, Wilson. A ja gdzie będę spał?- naciskał House.
- No tak! - Wilson niewinnie podrapał się w głowę, przypominając sobie niezbyt komfortowe noce przespane na kanapie House'a. - No to kup nową, rozkładaną kanapę! - zaproponował szybko.
- A co, jeśli Cuddy będzie potrzebowała pomocy w nocy, albo cewnik się zatka, gdy będzie spała? Nie lepiej wcisnąć tam jeszcze jedno łóżko, dla bezpieczeństwa? - House wysuwał te argumenty bardziej dla siebie, niż dla Wilsona.
- Pomarzyć dobra rzecz, House. Ani się waż! Żeby ją naprawdę uchronić przed tobą, musielibyśmy ją przenieść do innego stanu.
- Myślisz, że próbowałbym z nią...? - House lekko uniósł głos, ale Wilson szybko pacnął go w dłoń. House wzdrygnął się z niezadowoleniem.
- House, ja nie myślę, ja wiem! Kup rozkładaną sofę czy jakiś tapczan i zrób wszystko, żeby Cuddy czuła się komfortowo i dobrze. Żadnych wygłupów!
- Niech cię szlag, Jimmy. Czy ty zawsze musisz być moim sumieniem? - House udał rozżalenie.
- Nie bądź baba, pogadaj z nią!- przypomniał Wilson, uśmiechając się zachęcająco.
- Jedyną osobą, z którą teraz muszę pogadać, jest twoja sprzątaczka. Moja wciąż nie mówi ani słowa po angielsku, a ja nie opanowałem tego czegoś, w czym ona mówi, cokolwiek to jest – powiedział House niecierpliwie, nagle zdając sobie sprawę, że Wilson ma mało czasu. Nie myśląc wiele, dodał.- Nie mam żadnego planu, ani nic. Wiem tyle, że mieszkanie musi być posprzątane do jutrzejszego popołudnia. Że potrzebuję czystej pościeli, ręczników i nowej kanapy. Doceń mnie, stary!
Wilson spojrzał na House'a ze współczuciem i uśmiechnął się. Lubił tego nowego House'a, trochę niepewnego siebie, trochę zagubionego. Jego szalejąca nonszalancja gdzieś się ulatniała i należało za to podziękować Lisie Cuddy. Przeszukał szybko kieszenie i wyjął komórkę.
- Zadzwonię do Jeanine i poproszę, żeby ci dziś pomogła – powiedział Wilson, szukając w telefonie numeru Jeanine. - Czego konkretnie potrzebujesz? - spytał, podnosząc telefon do ucha.
„Wszystkiego!” - wrzasnęło coś w głowie House'a, ale mężczyzna szybko zebrał myśli.
- Kilka ręczników kąpielowych, pościeli na duże łóżko – kołdry też – i dwie poduszki z pierza. I ogarnięcia mieszkania jutro rano – wyrecytował House szybko. Wilson zmarszczył brwi, słysząc ostatnie zdanie i diagnosta szybko się poprawił:
- Dobra, dobra. Generalnych porządków!
- Jakie kolory? - spytał Wilson, podczas gdy Jeanine, po drugiej stronie linii, notowała.
- Co? Nie wiem. Pewnie coś kobiecego- odparł House, kompletnie zaskoczony pytaniem. - Tylko żadnego różu! - Wzdrygnął się z obrzydzeniem.
- Przypuszczam, że potrzebujesz też żarcia? - spytał Wilson przewidująco. - Jeanine ma się tym zająć?
- O, racja. - House szybko przemyślał tę kwestię. - Niech wpadnie dziś wieczorem po klucz. Może zrobić zakupy i posprzątać jutro z rana – przypomniał i oparł się wygodniej.
Wilson miał naturalny talent do sprawiania, że ludzie robili to, o co ich poprosił. Nie miało znaczenia, skąd pochodzili czy jaką pozycję mieli. Czy byli to dziedzice fortun, lekarze, pielęgniarki czy gosposie, miał czarujące, wyjątkowe podejście do każdego z osobna. Taka przydatna umiejętność społeczna, której zdecydowanie brakowało doktorowi Gregory'emu House'owi.
- Jeanine przyniesie ci to, o co prosiłeś, plus szlafrok i trochę kosmetyków. Żyjesz jak Spartanin, House! - zauważył Wilson, rozbawiony zdezorientowanym spojrzeniem House'a. - I to ja muszę sobie z tym radzić, stary! - powtórzył za przyjacielem i wybuchnął szczerym śmiechem.
- Nabijanie się ze mnie sprawia ci perwersyjną przyjemność? - prychnął House, udając zranionego.
- Tak. Ale teraz muszę lecieć albo spóźnię się na samolot. Bawcie się dobrze, dzieciaki! - powiedział Wilson, podnosząc się z krzesła.
- Czekaj, gdzie mam kupić tę kanapę? - spytał House desperacko, wbijając wzrok w przyjaciela.
- Spróbuj z Crate&Barrel* - zaproponował Wilson, przysuwając krzesło do stołu.
- A gdzie to jest?
- Używasz czasem internetu do czegoś poza porno? - zaśmiał się Wilson.
- No co ty! - odparł House, wykrzywiając się.
- Dziś będziesz musiał. Do zobaczenia w środę! - powiedział Wilson, zanim wmieszał się w tłum na korytarzu.
*popularny amerykański sklep meblowy, odpowiednik, bo ja wiem, naszej Conforamy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:48, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | i nie wymieniłby go na całą ciężarówkę czerwonych lizaków. No dobra, gwoli ścisłości, lubił też jej piersi.
|
Oh ten nasz House... jakby mógł zapomnieć o piersiach?
Część jak zwykle świetna, taka... lekka. Nie trzeba dużo myśleć, co o aktualnej porze mi sprzyja.
Czekam na kolejną część, życzę wena.;*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ilobeyou13
Pacjent
Dołączył: 10 Kwi 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pomorze Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:37, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Hmm...Tak tylko dla jasności, to to jest tłumaczenie(patrz, ikona [T])...ja już przeczytałam oryginał w wersji ang. I tak bez spoilerowania, muszę powiedzieć, że to jest świetne...I wgl będzie ciekawie; ) I jeszcze do Piranii: masz moje uznanie...Całkiem nieźle tłumaczysz ; )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
blackzone
Internista
Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:58, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Podpisuję się pod ilobeyou13! Ja również mam za sobą fik w oryginalnej wersji. Jest cudowny. Tłumaczenia Piranii.... Brawa! Świetnie tłumaczysz! I jak zawsze czekam na dalszą część w naszym ojczystym języku!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gorzata
Narkoman
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:46, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Doszłam do wniosku, że lubię też rozmowy Wilsona z House'em. Masz rację, w tym ficku są świetne dialogi.
Jestem ciekawa, jak House'owi pójdzie wybieranie kanapy. Znając go, może być zabawnie.
Cytat: | Jeśli coś lubił w Cuddy, to był to jej przenikliwy umysł – i nie wymieniłby go na całą ciężarówkę czerwonych lizaków. No dobra, gwoli ścisłości, lubił też jej piersi. |
Co za poświęcenie! Nie wiem, czy ja bym była dla kogoś zdolna to uczynić .
Bardzo mi się podobało i nadal jestem ciekawa, co będzie jak Cuddy się wprowadzi. House jest chyba zdolny do wszystkiego.
Czekam na więcej, życzę Weny do tłumaczenia!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|