|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:06, 29 Wrz 2013 Temat postu: Pięć etapów umierania [Z] |
|
|
Na początek kilka słów wstępu Nie będzie to długi fik. (Przynajmniej tak mi się wydaje ale... wen może zaskoczyć.) I tym razem nie będzie to nic wesołego. Skąd ten pomysł? Przez psychologię Jakiś czas temu musiałam napisać właśnie na ten przedmiot pracę zaliczeniową i... nie było to proste. Nie miałam pomysłu na temat. A kiedy już dumna z siebie poszłam do pana doktora i powiedziała mu, że chce pisać o depresji jako jednym z zaburzeń emocjonalnych, to powiedział, że jesteśmy jak psychiatrzy. Stawiamy od razu diagnozę zamiast najpierw skupić się na normalnych emocjach. Nie chciałam pisać o normalnych emocjach więc szukałam dalej. To może DDA? Zgodził się bez komentarza, ale nie wiedziałam jak się za to zabrać i wtedy właśnie na ratunek przyszedł mi House i odcinek, w którym było o 5 etapach umierania. Poszłam z tym pomysłem i wtedy, to się dopiero nasłuchałam... zaproponowano mi wtedy nawet terapię Z pracy dostałam w końcu 5 i dzisiaj, znowu wróciłam do tego tematu, tym razem, żeby w chociaż taki sposób podziękować House'owi za tamten odcinek i pomysł W tej części nie ma Huddy ale zapewniam, że w kolejnych częściach na pewno się pojawi. Na smutno ale... mam nadzieję, że się spodoba.
PS. Przepraszam za nudnawy wstęp
Pięć etapów umierania.
Prolog
***
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.
- Tak, idźcie już. Dogonię was. Ostatnio nie jestem w formie.
- Dobra.
***
- Powinieneś iść do lekarza. Stawiałabym na jakiś wirus. Schudłeś, ciągle jesteś zmęczony i ten straszny kaszel.
- Jak nie przejdzie, to z pewnością pójdę.
- Jasne. Wiesz, że na upartego nie ma lekarstwa?
***
- Czy ty właśnie plunąłeś krwią?
- Tak… tak mi się wydaje. – Otarł ręką usta i spojrzał na dłoń.
- Koniecznie musisz iść do lekarza. To już przestaje być zabawne.
- Yhm.
- Ja mówię poważnie.
- Ja też.
- Jak na razie, to tylko mruknąłeś.
- Najpierw muszę do kogoś zadzwonić.
***
- Cześć! Fajnie, że dzwonisz bo…
- Potrzebuję pomocy.
- Mojej?
- Tak.
- Coś się stało?
- Mam nadzieję, że nic. Przylecę we wtorek.
- Dobrze.
- Wujku, tylko nie mów o tym nikomu, zgoda?
- Zgoda. Gdzie się spotkamy?
***
- Daj spokój. To może być wszystko.
- Może, ale nie musi. Zgadasz się?
- Chyba nie mam wyjścia.
- Tylko musimy to zrobić po godzinach. Mam nadzieję, że nie będzie z tym dużego problemu.
- Też mam taką nadzieję. Myślę, że powinno się udać.
***
- Miałem rację, prawda? Milczysz. Aż tak jest źle?
- Tak.
- Jak… jak duże mam szanse na wyleczenie?
- Od osiemnastu do dwudziestu trzech procent.
- No to musiałbym być szczęściarzem.
- Znam kilku takich…
- Leczenie? – Przerwał mu.
- Operacja odpada. Chemioterapia. Powiesz im czy ja mam to zrobić?
- Powiem. W końcu powiem.
***
- Rayan? – House stał naprzeciwko niezapowiedzianego gościa. – Co ty tu…
- Cześć tato. – Chłopak wypuścił z ręki torbę i objął swojego ojca. Starszy mężczyzna odwzajemnił uścisk. Stali tak przez dłuższą chwilę i żadne z nich przez ten czas nie zabrało głosu. Diagnosta czuł, że nie jest to zwykłe powitanie. Zawsze miał dobry kontakt z synem. Nawet wtedy, kiedy rozstał się z jego matką, ale teraz instynktownie podejrzewał, że po prostu coś musiało się stać. I jak zwykle miał rację. Jego mózg zaczął pracować na wyższych obrotach, przywołując kilka wariantów. „Wyrzucili go ze studiów, zostanie ojcem, ma problemy z używkami? Nie, za mądry jest na to.” W końcu chłopak odsunął się i spojrzał prosto w oczy ojca. Nie płakał, ale jego oczy błyszczały niebezpiecznie. – Mam raka. – Powiedział i uśmiechnął się smutno. – Mógłbyś zadzwonić do mamy? Ja chyba nie potrafię.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Wto 3:52, 12 Lis 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:17, 29 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
O rany, ale mocne!
Cuddy jest mamą?
"-Dobra. " jest tylko jeden błąd.
Powodzenia!
Ale to smutne...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endymion
Ratownik Medyczny
Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzieś z Księżyca.. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:42, 01 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Czekamy na więcej !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:35, 01 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Lacida
Lacida napisał: |
Cuddy jest mamą?
|
Zgadza się
Lacida napisał: |
"-Dobra. " jest tylko jeden błąd.
|
Dziękuję za wyłapanie błędu
Lacida napisał: |
Powodzenia!
|
Dziękuję. Nie ukrywam, że się przyda
Dziękuję również za komentarz
Endymion
Endymion napisał: | Czekamy na więcej ! |
No to już nie musicie Przynajmniej na tą część
Dziękuję za komentarz
Zaczął się rok akademicki... (Boże, dlaczego? ), zaczęły się treningi różnego typu i jutro idę robić sobie tatuaż Więc mimo wszystko moc jak na razie jest Do pisania również Kilka słów wstępu. Jak dla mnie zarówno House jak i Cuddy, to dwie bardzo silne osobowości i trudno było mi wybrać, które z nich się "złamie." Po długich namysłach, postawiłam w końcu na Cuddy, chociaż w tej części i pewnie jeszcze jakiejś, oboje będą przechodzić przez pięć etapów umierania. Każde z nich na swój własny sposób.
Życzę miłej lektury
Etap pierwszy – Zaprzeczenie.
Już nie stali w drzwiach. House, w dalszym ciągu nic nie mówiąc, wpuścił syna do środka. Zamknął za nim drzwi i oparł się o nie czołem. Musiał pomyśleć. Po chwili odwrócił się i spojrzał prosto w oczy chłopaka, który do tej pory wpatrywał się w zgarbioną sylwetkę ojca. Wiedział, że musi dać mu czas do namysłu, że nie może teraz przeszkadzać. Nauczył się tego już jakiś czas temu. Jako mały chłopiec, który często przebywał z rodzicami w szpitalu. Biała tablica, zapisana niezrozumiałymi jeszcze wtedy dla niego słowami oznaczała, że tata pracuje i nie wolno mu było przeszkadzać.
- Jesteś pewien? Powtórzyłeś badania? – W pierwszej chwili odezwał się w nim lekarza, a nie ojciec. Lekarz, który już nie raz udowodnił, że jest w stanie wydrzeć z łap śmierci niejednego pacjenta. – Zadzwonię do Wilsona. Powtórzy badania. – Ruszył w kierunku stolika, na którym zostawił telefon.
- Tato, to bez sensu. To wujka diagnoza. Rak płuc, nieoperacyjny. Zalecana chemioterapia. Rokowanie? Od osiemnastu do dwudziestu trzech procent szans na wyleczenie. Ile pociągnę? Wolałem nie pytać. – Diagnosta zatrzymał się tuż przy stoliku i zaczął analizować usłyszane informacje. Po chwili nie wytrzymał.
- Ile pociągniesz? – Powtórzył po synu. – Ty masz walczyć, a nie kłaść się do trumny, zrozumiałeś?! – Nie odpowiedział. – Pytam się, czy zrozumiałeś?! – Nie doczekawszy się odpowiedzi, kontynuował. – Studiujesz medycynę. Co byś powiedział swojemu pacjentowi? Ma pan góra dwadzieścia trzy procent szans na to, że zostanie pan wyleczony. Radziłbym pisać testament. Tak właśnie byś powiedział?
- Ty nie rozmawiasz z pacjentami.
- Nie w tym rzecz.
- A w czym? Zaraz mi powiesz, że można godnie żyć, ale nie umrzeć? Że mam się nie bać bólu, bo ty zmagasz się z nim na co dzień i wiesz jak to jest? Jesteś na etapie drugim. Przechodzisz przez gniew.
- Pięć etapów umierania? Ty przeszedłeś od razu do piątego. Jesteś na etapie akceptacji. W ogóle, o czym my rozmawiamy? Ty nie umierasz.
- No i mamy etap pierwszy. Zaprzeczenie. Proszę cię, nie kłóćmy się. – Chłopak ominął ojca i usiadł na kanapie. Wziął telefon diagnosty do ręki i wsadził go w dłoń ojcu. – Proszę cię, zadzwoń do mamy.
- Żebyśmy mogli przejść do etapu czwartego? Depresji?
- Masz rację. Możesz przy okazji zadzwonić do wujka. Pewnie jest na etapie trzecim i negocjuje teraz moje życie z Bogiem. Jestem zmęczony. Tato, proszę cię, zadzwoń do mamy.
- Zadzwonię. – Wziął głęboki wdech i jakby chcąc potwierdzić autentyczność swoich słów, kiwnął twierdząco głową. – Ale najpierw wszystko mi opowiesz. Wymienisz wszystkie objawy, a później…
- Będziesz mnie diagnozował? – Nie pozwolił mu dokończyć.
- Później zadzwonię do Cuddy.
Siedzieli ramię w ramie na jednej kanapie ponad godzinę. Rayan mówił, a House robił w głowie notatki. Wolał nie notować niczego na żadnej kartce. Wciąż bardziej przypominał lekarza niż ojca, na czym przyłapał się kilkakrotnie podczas tej rozmowy, ale starał się nad tym zapanować. Słuchał i zapamiętywał. Kaszel, krwioplucie, ogólne osłabienie, bóle stawowe i rzucający się w oczy spadek wagi. Wiedział, że to mogło być zupełnie coś innego niż rak płuc. Niestety wiedział też, że Wilson z pewnością sprawdził wszystko znacznie dokładniej niż przy „normalnym” pacjencie. Pomylenie diagnozy graniczyło z cudem. Zostawało osiemnaście do dwudziestu trzech procent szans na przeżycie.
- To wszystko. Później przyleciałem tutaj i spotkałem się z wujkiem. Zrobił po godzinach badana i… - Chłopak spojrzał na ojca. – Resztę już znasz. Teraz twoja kolej. Zadzwoń do mamy. – Bez słowa sprzeciwu sięgnął po telefon i wystukał na nim znany mu numer. Po kilku sygnałach usłyszał głos administratorki.
- Słucham.
- Przyjedź do mnie.
- House, to nie jest śmieszne.
- Nie składam ci seksualnej propozycji. – Wyjaśnił. – Rayan jest u mnie. Przyjedź.
- Coś się stało?
- Po prostu tu przyjedź. – Powiedział i rozłączył się.
- Dlaczego… dlaczego jej nie powiedziałeś? – Chłopak nie ukrywał zdziwienia.
- Sam to zrobisz. Dasz radę. Wystarczy, że do mnie ma żal przez kilka spraw. Do ciebie mieć nie musi. A miałaby, gdybym to ja jej powiedział. – Doczekał się tylko lekkiego potakiwania głową. – Muszę jeszcze zadzwonić do Wilsona.
Trzymając w jednej ręce telefon, a w drugiej laskę, ruszył w kierunku kuchni. Chłopak nie widział sensu w tłumaczeniu ojcu, że nie musi wychodzić i że nie jest już małym chłopcem, który nie rozumie spraw dorosłych. House i tak zrobiłby, co uważał za stosowne. Poza tym, miał teraz ważniejsze sprawy na głowie niż kolejna kłótnia z ojcem. Sprawę ważniejszą od samej choroby. Bo jak powiedzieć matce, że będzie musiała pochować własne dziecko? W dodatku jedyne? Może jego ojciec miał rację? Może zamiast pogodzić się z losem, to powinien walczyć? Zawsze podziwiał tatę za to, że potrafił ocalić ludzi, którym dawano niewielkie szanse. Ratował ludzi, których inni już skreślili, a on przecież miał te osiemnaście procent. Skupił się na tych osiemnastu procentach. Wolał nie patrzeć górnymi kategoriami. Później tylko rozczarowanie byłoby większe. Pogrążony we własnych myślach, odruchowo sięgnął po pilota i włączył telewizor.
Jeden sygnał, drugi, trzeci i cisza. House pomimo tej ciszy wiedział, że jego przyjaciel odebrał telefon.
- Wiem. – Postanowił mu ułatwić sprawę.
- Chciał was sam o tym poinformować. Lisa też już wie?
- Nie. Ale jest w drodze.
- House, tak mi przykro.
- Przestań. On jeszcze nie umarł i nie umrze. Powtórzyłeś badania?
- Tak. Wszystko dokładnie powtórzyłem i dokładnie przeanalizowałem. Nie ma szans, żebym się pomylił.
- Leczenie?
- Chemioterapia.
- Gdyby leczenie nie poskutkowało, to ile mu zostało? – Falę pytań przerwało pukanie do drzwi. – Zadzwonię później. To pewnie Cuddy. – Rozłączył się i ruszył w kierunku drzwi.
- Jest wcześniej niż się tego spodziewałem. – Chłopak wyłączył telewizor.
- No to mamy podobnie. – Otworzył drzwi i stanął tuż przed nią. – Mogłaś skorzystać z klucza.
- Nie wiedziałam, czy mogę.
- Gdybyś nie mogła, to bym ci go nie zostawił.
- Z tobą nigdy nic nie…
- Cześć mamo. – Rayan postanowił się ujawnić. Nie miał najmniejszego zamiaru słuchania kolejnej kłótni swoich rodziców.
- Rayan. – Administratorka ominęła diagnostę i podeszła do syna. Podobnie jak wcześniej jego ojciec, objęła go i ucałowała w pliczek. Zawsze się z nim tak witała. – Aleś ty schudło. Coś się stało? – Zaczęła mu się uważnie przyglądać. Chłopak spuścił wzrok i szukał w głowie odpowiednich słów. Lisa odwróciła się w kierunku House’a, który stał przy drzwiach i przyglądał się scenie, jaka odgrywała się w jego salonie.
- Śmiało. Powiedz mamie, co się stało. – Młodszy z mężczyzn uniósł wzrok i uśmiechając się, spojrzał przez ramię matki na House’a.
- Uśmiechasz się, więc to jakiś dowcip, tak? – Jej spojrzenie powędrowało z powrotem na syna.
- Nie. Przypomniało mi się, że tata zawsze tak mówił, kiedy coś zbroiłem. Stawał za moimi plecami i oboje szliśmy do ciebie. Później kładł mi rękę na ramieniu, mówił właśnie te słowa, a ja przyznawałem się do tego, co akurat zrobiłem. Teraz chyba będzie mi się przypominało sporo takich sytuacji. – Lisa w dalszym ciągu stała przed nim, mało z tego wszystkiego rozumiejąc. – Mamo, mam raka.
- Wiecie co? To najgorszy z możliwych żartów jaki mi zrobiliście. – Spoglądała raz na jednego, a raz na drugiego House’a.
- Mamo, ja nie żartuję. Mam raka płuc. Wziąłem urlop dziekański i przyjechałem do was. Do domu.
- Właśnie, studia. Powinieneś być na uczelni i się uczyć. Niedługo masz egzaminy więc…
- Przestań. – Usłyszała chłodny głos diagnosty. – On nie żartuje. Jest chory.
- Na raka płuc? To niemożliwe. – Rayan patrzył na matkę i nie wytrzymał. Po policzku spłynęła mu zła. O ile ojciec zachowywał się jak lekarz profesjonalista, tak ona zgubiła cały swój autorytet i wiedzę medyczną i zachowywała się jak najzwyklejsza matka, której świat miał za chwilę rozpaść się na milion kawałeczków i być może nigdy więcej się nie poskładać. A on patrzył na nią i nie mógł pozbyć się jednej, uciążliwej myśli, która brzmiała: „Etap pierwszy – Zaprzeczenie.”
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 10:20, 07 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
To smutne, tylko, że będę się czepiać.
Rayan jest młody, nie ma nawet 25 lat skąd rak płuc?
Zakładam, że nie palił (bo skoro taki mądry) to musi być inna przyczyna środowiskowa, jaka? I kto trzyma promieniotwórczy materiał w akademiku? Czy to jakiś zmutowany patogen jak mu Kena McClura [thriller medyczny, coś jak Robin Cook; tam był zaraźliwy rak płuc i atakował nastolatki, i ludzi, co byli przy ich sekcji.]
I nie, wszechświat mści się za House'ie czy karma...
[Na czacie kiedyś narzekałam, że piszą Chase z rakiem płuc bez powodu, ja mam pomysł na powód, ale tam rak płuc Chase'a nie będzie największym problemem bohaterów, za to powód dlaczego zachorował już tak. Jak to napisze, to tu podam tytuł i lokalizację, żeby nie było, że tylko narzekam.]
Do fika:Tekst jest mocny, bohaterowie realistycznie napisani, ale 18% to dużo, czy to jest szansa na całkowite wyleczenie? Czy to jest szansa ogólna pacjentów w tym stadium nowotworu (większość chorych na tego raka jest dużo starsza od Rayana), więc raczej te 23% to jego szanse. Ok, on umrze w tym fiku, ale uważam, że jego szanse są realne [nie zna przyszłości], zwłaszcza jeśli Wilson mówił o standardowym leczeniu, nie eksperymentalnym.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:42, 07 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Nie czepiasz się. Podejrzewałam, że prędzej czy później ktoś zada takie pytanie Zacznę może od tego, że pisząc ten fik, chciałam się skupić zupełnie na czymś innym niż rak płuc. Chciałam pokazać emocje związane z pięcioma etapami umierania i przeprowadzić przez nie najważniejszych bohaterów czyli Cuddy i House'a. To było dla mnie priorytetem. Powód dla którego zachorował nie był dla mnie w tym wszystkim najważniejszy. Może to i błąd. Co do rokowań... no sprawa się powtarza. W fiku nie chodziło mi o chorobę ciała, a bardziej o stan umysłów bohaterów i ich emocje. Na tym się skupiłam. Poza tym, moja jednak okrojona wiedza medyczna, którą wciąż zgłębiam z każdym rokiem studiów, nie pozwala mi na tak dokładne zagłębienie się w te kwestie medyczne. I nie, nie mam zamiaru się usprawiedliwiać Po prostu chciałam to ukazać od innej strony
Bardzo dziękuję za komentarz. W przyszłości postaram się pisać opowiadania w taki sposób, żeby nic w nich nie ucierpiało czy to medycyna, czy bohaterowie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:13, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Dzięki za odpowiedź.
Ale ja jestem inżynierem, a ty studiujesz coś z medycyną, tak?
Jeśli tu chodzi głównie o stan emocjonalny bohaterów, to ok. Więc, akceptuję fakt, że Rayan miał pecha do n-tej potęgi. To może być sensowne wyjaśnienie.
PS. Czy ty tu jest pewne, że om umrze i czy weźmie chemioterapię.
Weny
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endymion
Ratownik Medyczny
Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzieś z Księżyca.. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:22, 10 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Wróciłamm!!!!!!
Smutneee biedactwo, gdzie oglądałam w jakimś filmie o 5 etapach umierania, był właśnie taki fragment co psychiatra to tłumaczył.
„Etap pierwszy – Zaprzeczenie."
Biedna Cuddy .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:10, 10 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Lacida
Nie ma za co Przynajmniej wyjaśniło się kilka spraw, a raczej brak kilku spraw Jak już wspomniałam na pw, studiuję ratownictwo medyczne A co do reszty... to już w tekście Dziękuję za wena, pozdrowienia i komentarz Również pozdrawiam
Endymion
Cieszę się, że wróciłaś Temat rzeczywiście smutny, ale jak dla mnie bardzo ciekawy i pouczający A House nie biedny? Dziękuję za komentarz
No to przyszedł czas na kolejny rozdział
Etap drugi – Gniew.
Postanowił, że zatrzyma się u matki w ich rodzinnym domu. Rodzinnym, dopóki ojciec się z niego nie wyprowadził. Miał nadzieję, że dzięki temu tata będzie ich częstym gościem i relacje, które panują między jego rodzicami nieco się poprawią. Poza tym, tutaj miał swój własny pokój i bliżej skąd było do szpitala. Same plusy. Nie licząc tego, że był chory i musiał przerwać studia. Tamtego wieczoru długo razem ze sobą rozmawiali. Na początku tylko we trójkę, a później House uparł się, żeby zadzwonić po Wilsona i od razu omówić sprawy związane z leczeniem. Rozmawiali do późna, a już następnego dnia Rayam wylądował w szpitalu po swoją pierwszą dawkę chemioterapii. Postanowił, że mimo wszystko będzie walczył. Bez względu na to, czy wierzył w wygraną, czy nie. Robił to dla nich. Pamiętał, co powiedział mu ojciec, kiedy tamtego pamiętnego wieczoru Lisa zniknęła za drzwiami łazienki. „Walcz.” – Usłyszał cichy głos ojca. „Walcz. Przede wszystkim dla siebie ale i dla niej.” – Wskazał głową drzwi łazienki, a później, już na sam koniec dodał ledwo słyszalnym głosem: „No i dla mnie…” No więc walczył. Walczył już dwa tygodnie. Jego dni nie różniły się zbytnio od siebie. Szpital, chemia, dom, oglądanie telewizji, rozmowy z rodzicami. Zaczynało mu się nudzić, a przede wszystkim, wszystko zaczynało go męczyć i powoli denerwować. Zastanawiał się, co robią jego koledzy na zajęciach w szpitalu i czy jego była dziewczyna znalazła już sobie kogoś nowego. Nie mógł z nią dłużej być. Kiedy dowiedział się o chorobie, natychmiast z nią zerwał. Nie chciał, żeby patrzyła jak cierpi, jak umiera. Tak, o to też była niezła awantura. Nasłuchaj się od matki, że tak się nie robi, że nie ucieka się od problemów, że Sarah zasługuje na prawdę. House’owi też się wtedy oberwało, ponieważ jej nie poparł i ta sprawa była mu obojętna. Ale pozwalał jej na to. Pozwalał jej traktować się jak worek do bicia. Niestety pewnego dnia i jemu skończyła się cierpliwość.
Usłyszał dźwięk kluczy, a następnie zgrzyt zamka i wiedział, kogo należało się spodziewać. Przerwał grę na fortepianie i sięgnął po szklankę z alkoholem, którą opróżnił do połowy dwoma większymi łykami.
- Jednak wiesz do czego służą klucze. – Spojrzał na nią nie ruszając się z miejsca.
- Otworzyłbyś mi?
- Myślałem, że jedna kłótnia nam dzisiaj wystarczy.
- Pijesz. Tak sobie z tym radzisz? – Zignorowała jego wypowiedź i weszła do salonu.
- Każdy radzi sobie na swój sposób. Przyszłaś mnie oceniać? Czego chcesz? – Ton jego głosu był chłodny i nieprzyjemny tak bardzo, że aż przeszły ją ciarki. Wyczuła, że przyszła nie w porę. Ale zamiast się wycofać i nie narażać na zbędne dyskusje, zdenerwowała się.
- Czego chcę? Masz zadzwonić do Wilsona. Natychmiast.
- Co ty mówisz? Widziałaś się z nim dzisiaj, rozmawiałaś z nim. Nie będę do niego dzwonił. Sama możesz to zrobić.
- Nie pogrywaj ze mną, słyszysz? Wiem, że coś przede mną ukrywacie. Chcę zobaczyć wyniki badań naszego syna! – Krzycząc, podeszła do niego jeszcze bliżej.
- Otrząśnij się. Widziałaś je dzisiaj rano. Nic się nie…
- Przestań kłamać! – Przerwała mu. – Nie wyjdę stąd, dopóki nie poznam prawdy, zrozumiałeś?!
- Prawdy!? – Uderzył ręką o klawisze fortepianu. Przestraszyła się, ale nie dała tego po sobie poznać. – Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty niż okłamywanie cię?! – Wstał z miejsca i podszedł do niej. Dzielił ich centymetr, może dwa. – Nic się nie zmieniło. Jego wyniki są bez zmian, rozumiesz?!
- To zrób coś z tym! Masz coś z tym zrobić! Masz go wyleczyć! – Teraz już krzyczeli obydwoje.
- Nie potrafię! On umiera a ja jestem bezradny! Czego ty ode mnie oczekujesz? Cudu?!
- Wiesz co? Nienawidzę cię! Tak bardzo cię nienawidzę… – Łzy zaczęły spływać jej po policzkach, a ręce uderzały o jego tors.
- Przestań! Uspokój się! – Zaczął wyłapywać jej uderzenia. Nie było to proste. Szarpali się przez dłuższą chwilę, aż w końcu House’owi udało się uwięzić jej nadgarstki w swoim żelaznym uścisku. – Nic nie możemy zrobić, rozumiesz? – Tłumaczył, a ona wciąż płakała. – Ani ty, ani ja nie jesteśmy onkologami. Wilson robi wszystko co w jego mocy ale… Na razie jest bez zmian. – Puścił ją, a ona spojrzała na niego zapłakanymi oczyma. W mieszkaniu zapanowała cisza. Diagnosta również nie spuszczał z niej oczu. Podniósł rękę i przybliżył ją do jej twarzy. Kciukiem otarł łzę, która akurat samotnie spływała po jej policzku. Głaskał ją tak chwilę, a później zrobił coś, czego obydwoje się nie spodziewali. Nachylił się i zaczął ją całować. Spontanicznie, namiętnie. Nie potrafił przestać. Nie potrafił i nie chciał. Cuddy nie protestowała. Nie mogła i podobnie jak on, nie chciała. Czuła, że jest mu coś winna. Za te wszystkie wrzaski, kłótnie i awantury, które ostatnio nieustannie mu robiła. Poza tym, nie chciała być teraz sama. Po chwili już ich nie było. Zniknęli za drzwiami jego sypialni. Telefon, który zostawił na pianinie zasygnalizował, że Gregory House otrzymał nową wiadomość. Wiadomość, która brzmiała: „Mam nadzieję, że mama jest u ciebie i że nic się jej nie stało.”
***
Leżał na kanapie przed telewizorem i zastanawiał się, co teraz robią jego rodzice. O ile rzeczywiście są teraz razem. Ostatnio nie szło im za dobrze. Cuddy krzyczała, a Hosue w większości przypadków milczał, co tylko jeszcze bardziej denerwowało administratorkę. Zresztą, co za różnica? Pewnie gdyby się odezwał, to i tak by mu się oberwało. Rayan podejrzewał, że jego matka jest na etapie drugi. Przechodzi przez gniew. Wszystko na to wskazywało. Za to ojca początkowo zakwalifikował do etapu czwartego – depresji. Jednak kiedy byli sami, bez matki, to ojciec zachowywał się całkiem normalnie. Starał się żartować, rozmawiać z nim. Tylko przy Cuddy tracił chęci do czegokolwiek. Tak więc, to chyba nie mogła być depresja. Rayan wyciągnął telefon z kieszeni i napisał kolejną wiadomość do ojca. „Jeżeli mama rzeczywiście jest u ciebie, to nie daj się zabić.” Skrzywił się, kiedy jeszcze raz przeczytał wysłany już tekst. Zabić… ostatnio obydwoje źle reagowali na tego typu słowa. Śmierć, zabić, umrzeć i tym podobne wyrazy stały się tematem tabu. Zupełnie jak przekleństwa, kiedy był jeszcze małym chłopcem. No nic. Zawsze pozostawała szansa, że ojciec tego nie zauważy albo zbagatelizuje.
***
- To się nie może więcej powtórzyć. – Ubrana w jego koszulę, zaczęła zbierać swoje rzeczy rozrzucone po całej sypialni.
- Dobrze, że to mówisz, bo już chciałem zaproponować, żebyś została.
- Muszę wracać do Rayan’a. Pewnie już dzwonił. Gdzie ja mam torebkę…
- W salonie. Nie może, czy nie chcesz? – Wrócił do jej wcześniejszej wypowiedzi.
- House, to nie jest najlepszy moment na taką rozmowę. – Pozbierawszy wszystkie swoje ciuchy, ruszyła w kierunku łazienki.
- Dlaczego nie? – Diagnosta, który do tej pory leżał w łóżku i przyglądał się administratorce, wstał i ruszył w ślad za nią. Nie zdążył. Zamknęła mu drzwi prawie przed samym nosem. – Może lepszego tematu do rozmowy już nie będzie. – Zaczął znowu, ale ona nic nie odpowiedziała. – Może on by chciał żebyśmy… - Drzwi otworzyły się z impetem.
- Nie rób tego. Nie próbuj go wykorzystywać. Nie masz prawa. – Stała przed nim i patrzyła mu prosto w oczy.
- Znowu to robisz. Znowu się denerwujesz. Jutro też przyjdziesz przeprosić?
- Wiesz co? Żałuję, że tu przyszłam. – Wyminęła go i ruszyła do salonu. Podniosła z ziemi torebkę i nie oglądając się za siebie, wyszła trzaskając drzwiami.
- Szlag! – Patrzył jak odchodzi, a kiedy była już za drzwiami, uderzył z całej siły pięścią we framugę. Bolało, ale nie tak bardzo jak tego oczekiwał. Udał się do fortepianu, na którym stała butelka z alkoholem i telefon. Wziął spory łyk, a dopiero później sięgnął po telefon. Usiadł i odpisał na wiadomości.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Nie 23:24, 13 Paź 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:55, 03 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Etap trzeci – Negocjacje.
Za oknem padał deszcz, a na jej biurku czekały stosy dokumentów do podpisania. Od czasu do czasu zadzwonił telefon i przyszedł nowy email, ale nie zwracała na to uwagi. W swoim gabinecie była tylko ciałem. Umysł oddelegowała na najważniejszą rozmowę, jaką miała odbyć w całym swoim dotychczasowym życiu. Rozmówcą nie był byle kto, a negocjacje były znacznie ważniejsze niż te, które nie raz przeprowadzała ze sponsorami szpitala. Co prawda, nie była pewna czy osoba, z którą zamierzała rozmawiać w ogóle istniała, ale w tej chwili to nie było dla niej najważniejsze. W tej chwili, była w stanie stanąć na rozdrożu dróg i podpisać pakt z samym diabłem. Na początek wybrała tą mniej radykalną opcję.
Jeżeli mnie słyszysz, jeżeli tam w ogóle jesteś, to proszę… Nie. Błagam cię, nie zabieraj mi go, słyszysz? Nie możesz mi go zabrać. Tylko on mi został. Tylko on trzyma mnie przy życiu. Brzmi samolubnie? Może. Ale to moje jedyne dziecko. Zrobię wszystko, żeby go ratować. Wszystko, rozumiesz? On nie zasłużył. Żadne z nas nie zasłużyło na tak okrutną karę.
Po policzku spłynęła jej samotna łza.
Co mam zrobić? Powiedz, co mam zrobić żebyś go nie zabierał, żebyś pozwolił mu żyć. Zrobię wszystko. Rozumiesz, wszystko. Być przy nim, przestać pracować? Oddać wszystko co mam? Modlić się, zacząć chodzić do kościoła? Zrobię to. Zrobię wszystko tylko nie pozwól mu umrzeć.
Z jej oczu zaczęło spływać coraz więcej łez, które powoli rozmywały jej starannie wykonany makijaż.
Ja nie jestem na to gotowa, rozumiesz? Nigdy nie będę. Rodzice nie powinni chować własnych dzieci. To takie niesprawiedliwe! Słyszysz?! To niesprawiedliwe! Nie chcę żeby on umarł. Nie chcę zostać sama, bez niego! Nie poradzę sobie. Tak bardzo go kocham i potrzebuję. On jest mój, rozumiesz? Mój…
Rozpłakała się na dobre, a po jej makijażu zostały tylko czarne smugi. Płakała głośno, nie mogąc się uspokoić.
Błagam, nie zabieraj go. Nie teraz. Jest jeszcze taki młody. Całe życie przed nim… Weź mnie, a jemu pozwól żyć i cieszyć się życiem. Dlaczego jesteś taki okrutny? Dlaczego? Co on ci takiego zrobił? Jest niewinny…
Przez drzwi jej gabinetu zajrzał zaniepokojony asystent, na którego nawet nie zwróciła uwagi. Zresztą, on również nie zaszczycił jej zbyt długą obecnością.
Nie posłuchasz mnie, prawda? To wszystko na nic. On umrze, a ja zostanę sama. Chcesz go zabrać? Wiem, że chcesz. Ale nie rób tego teraz. Chociaż na to się zgódź. Daj mu jeszcze parę ładnych lat. Niech doczeka żony, dzieci, niech posmakuje życia. Błagam… Milczysz. Zresztą jak zwykle. Jeszcze za dużo wymagam? Boże, sprawa chociaż, żeby nie cierpiał... Chociaż tyle. Zrób chociaż tyle a obiecuję, że się zmienię, że zrobię co tylko zechcesz, proszę… Pamiętaj, pamiętaj Boże, że mam tylko jego. On jest wszystkim, co najlepsze w moim życiu. On jest mój… Dałeś mi go, pamiętasz? Jesteś niesprawiedliwy… Okrutny z ciebie drań…
Tak bardzo zanosiła się płaczem, że zaczęła mieć problemy z oddychaniem. Próbowała się uspokoić, ale nie potrafiła. Przez łzy łapała nierówne wdechy powietrza co sprawiło, że zaczął ją męczyć kaszel, który wcale nie pomagał w uspokojeniu się. Wręcz przeciwnie. Po chwili do jej gabinetu wparował diagnosta, który od razu przeszedł do działania.
- Środek uspokajający ale to już! – Krzyknął, do zaglądających za nim przez drzwi pielęgniarek. – Przydajcie się wreszcie na coś!
- Nie… nie… nie chce… - Lisa starała się protestować.
- Nie ty o tym decydujesz. – Przewiesił laskę przez swoje przedramię i stanął tuż obok niej. – Chodź, usiądziemy. – Nachylił się nad nią i próbował ją podnieś. Nie utrudniała mu tego. Jej protest skończył się tak szybko jak się zaczął. A może po prostu była zmęczona? Poprowadził ją w kierunku kanapy, na której obydwoje usiedli.
- Przy… przytul… mnie… - Nie przestawała zanosić się płaczem. Z silnej, niezależnej kobiety przeistoczyła się w małą, bezbronną dziewczynkę, która za nic w świecie nie potrafiła się sama uspokoić. Widząc jego zdziwienie i pamiętając swoje ostatnie słowa, dodała ledwo słyszalnym głosem. – Proszę. – Posłuchał. Objął ją i przytulił do siebie.
- Już dobrze. Uspokój się. – Wtuliła się w niego jeszcze bardziej, a on delikatnie się kołysząc, próbował ją uspokoić i wyciszyć.
- Doktorze? – Usłyszał gdzieś obok siebie głos pielęgniarki. – Przyniosłam…
- Dobrze, a teraz spadaj stąd. – Wziął od niej strzykawkę. – Poradzę sobie. – Pielęgniarka wyszła bez słowa sprzeciwu, a on, najdelikatniej jak potrafił, zaaplikował Cuddy środek uspokajający i ponownie ją przytulił.
- Już dobrze. – Powtórzył, zastanawiając się przy tym, kogo chce bardziej tym określeniem oszukać. Siebie? A może ją? Ona natomiast nie odezwała się już ani słowem. Pod wpływem leku i jego silnych ramion, zaczynała się uspokajać. Jej płacz stawał się coraz cichszy, a oddech powoli się normował. Przykry i nieprzyjemny kaszel przestał ją już męczyć. Po chwili jej płacz ucichł zupełnie, a oddech wrócił do normy. Zasnęła w jego ramionach. Odczekał jeszcze chwilę, a później powoli położył ją na kanapie. Zdjął z jej nóg szpilki, a z siebie marynarkę, którą ją przykrył i wyszedł. Idąc przed siebie, prawie zderzył się z onkologiem, który szybkim krokiem zmierzał w jego kierunku.
- W tym szpitalu plotki roznoszą się z prędkością światła. – Diagnosta odezwał się pierwszy. Ton jego głosu był nieprzyjemny i zdradzał zdenerwowanie.
- Ja tylko…. – Wilson wziął głęboki wdech i zaprzestał swoich tłumaczeń. – Co z nią? – Przeszedł do sedna sprawy.
- Śpi. Powiedz, że jego wyniki się poprawiają, że jest z nim lepiej.
- Przykro mi House, ale on… on umiera.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Śro 0:05, 06 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:30, 03 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Jakie to smutne Aż mi się smutno zrobiło... muszę szybko skoczyć do rad wujka House'a, bo tutaj tak smutno... Chociaż smutno a zarazem doskonale... jeśli chodzi o ficka Dla mnie ten rozdział/etap- rewelacja Te opisy, modlitwa, potem jak House przyszedł No nie wiem co napisać
OLA336 napisał: | Rodzice nie powinni chować własnych dzieci. | To zdanie przypomina mi jak musiałam niedawno pisać list, o śmierci Urszuli Kochanowskiej Wolę to co tutaj się dzieje, mimo że tylko na ekranie Jeszcze tylko mi brakuje, żeby Cuddy zaczęła pisać treny po śmierci ...
.... Jestem jednak bez serca
OLA336 napisał: | Dlaczego jesteś taki okrutny? | Jako bezduszny ateista odpowiem Cuddy - bo nie istnieje Chyba, że oszczędzi Rayana, to może zacznę odrobinę w niego wierzyć... ale do kościoła mnie nikt nie zaciągnie już Ale pewnie go nie oszczędzisz tutaj I zgaduję, że House i Cuddy zaczną się zejdą w końcu tak do końca (ale bełkot ) a dzień/ tydzień czy niewielki odstęp czasu później Rayan umrze Albo dopiero po jego pogrzebie (zejdą się, nie umrze )
OLA336 napisał: | - Już dobrze. – Powtórzył, zastanawiając się przy tym, kogo chce bardziej tym określeniem oszukać. | House kłamie Ale w takiej sytuacji też bym na jego miejscu skłamała i to jego ostatnie zdanie... House, wiesz że nie będzie lepiej, skoro karzesz Wilsonowi to powiedzieć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HelpMe
Ratownik Medyczny
Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:06, 03 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Takie smutne i takie piękne...Rozkleiłam się...
Modlitwa Cuddy... House.. I te mistrzowskie opisy... Nie mogę się pozbierać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:33, 03 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
sarape napisał: | Jakie to smutne Aż mi się smutno zrobiło... muszę szybko skoczyć do rad wujka House'a, bo tutaj tak smutno... Chociaż smutno a zarazem doskonale... jeśli chodzi o ficka Dla mnie ten rozdział/etap- rewelacja Te opisy, modlitwa, potem jak House przyszedł No nie wiem co napisać
|
Cieszę się, że się podobało Mi też ta część się podoba... co jest dziwne
sarape napisał: |
To zdanie przypomina mi jak musiałam niedawno pisać list, o śmierci Urszuli Kochanowskiej |
Nic o Kochanowskim Błagam... przez maturę źle mi się kojarzy Pomyliłam go z... nie pamiętam kim ale pomyliłam Dobrze, że zaliczyli mi pisemną maturę
sarape napisał: |
Jako bezduszny ateista odpowiem Cuddy - bo nie istnieje |
Też jestem tego zdania
HelpMe napisał: | Takie smutne i takie piękne...Rozkleiłam się...
Modlitwa Cuddy... House.. I te mistrzowskie opisy... Nie mogę się pozbierać... |
Dziękuję Cieszę się, że ta część robi aż takie wrażenie. Bardzo mi na tym zależało
Muszę częściej słuchać Eminema podczas pisania Może ta piosenka pasowałaby nawet do tego opowiadania
Dziękuję za komentarze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endymion
Ratownik Medyczny
Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzieś z Księżyca.. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:19, 03 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Chyba musisz bo mi się tak smutno zrobiło .. Dziwna jestem, bo jak mi tu Rayan umiera to mi tylko smutno a jak oglądałam dziś jakimś film o psie Hachiko chyba tak to prawie przez cały czas płakałam>.
Nie posłuchasz mnie, prawda? To wszystko na nic. On umrze, a ja zostanę sama. Chcesz go zabrać? Wiem, że chcesz. Ale nie rób tego teraz. Chociaż na to się zgódź. Daj mu jeszcze parę ładnych lat. Niech doczeka żony, dzieci, niech posmakuje życia. Błagam… Milczysz. Zresztą jak zwykle. Jeszcze za dużo wymagam? Boże, sprawa chociaż, żeby nie cierpiał... Chociaż tyle. Zrób chociaż tyle a obiecuję, że się zmienię, że zrobię co tylko zechcesz, proszę… Pamiętaj, pamiętaj Boże, że mam tylko jego. On jest wszystkim, co najlepsze w moim życiu. On jest mój… Dałeś mi go, pamiętasz? Jesteś niesprawiedliwy… Okrutny z ciebie drań…
nie Cuddy nie będziesz sama masz Housa!!bĘDZIECI RAZEM!! Jeszcze raz BIedna Cuddy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:42, 07 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Endymion
Też płaczę na filmach za zwierzętami Nie jesteś sama Biedna ale... no może będzie mieć House'a Dziękuję za komentarz
W tej części przez etap czwarty przechodzi Rayan. Taki miałam plan na początku i tego się trzymam Miłej lektury. Już prawie koniec.
Etap czwarty – Depresja
- Dobrze, że już jesteś.
- Wzywałaś, więc jestem. – Stanął przed jej biurkiem. Nie zamierzał siadać. Miał nadzieje, że ta rozmowa nie będzie trwała zbyt długo.
- Poprosiłam, a to różnica.
- Będziemy czepiać się słówek? Po to mnie tu „poprosiłaś”?
- Nie. Martwię się o Rayan’a. Prawie w ogóle nie śpi. Przesiaduje albo przed telewizorem, albo przed komputerem ze słuchawkami na uszach. Nie wiem co się dzieje, a on mówi, że wszystko jest w porządku. Porozmawiasz z nim?
- Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz?
- Dzwoniłam wczoraj, ale nie odbierałeś. Piłeś? – Wzajemnie bombardowali się pytaniami.
- Byłem zajęty. Porozmawiam z nim. – Zaczął zbierać się do wyjścia.
- Możesz już do niego jechać. Foreman zajmie się przypadkiem. Masz wolne. – Usłyszał jej głos za swoimi plecami. Nie odpowiedział jej. Po prostu wyszedł.
Jakiś czas później…
- Tata? – Rayan spojrzał przez ramię na wchodzącego do domu ojca.
- Cześć. – Diagnosta zamknął za sobą drzwi, zdjął motocyklową kurtkę i ruszył do salonu. – Co oglądasz? – Usiadł na kanapie tuż obok syna.
- Nadrabiam zaległości. Teraz leci „Labirynt Fauna.” Nie było cię wczoraj.
- Wiem. Przepraszam. Dobry film?
- Dobry. Uciekłeś z pracy? Mama znowu będzie wściekła. – Skrzywił się na samą myśl zapowiadającej się kłótni.
- Dała mi wolne. Spałeś coś dzisiaj? – Zaczął uważnie przyglądać się synowi. – Dobrze się czujesz?
- Bywało lepiej, bywało gorzej. Nie narzekam. – Usłyszał w odpowiedzi. – Trochę spałem. Mama już poskarżyła? Naprawdę nic mi nie jest. Po prostu chce zobaczyć jak najwięcej zanim… No wiesz. Zostaniesz na noc? Pościelimy ci w gościnnym. Dawno razem nie oglądaliśmy filmów.
- Nie wiem co na to twoja matka. Poza tym nie mam tu rzeczy. – Próbował się wykręcić. Nawet nie skomentował uwagi syna odnośnie śmierci. Nie chciał go okłamywać. W końcu nie był już małym chłopcem.
- Na pewno się zgodzi. A ciuchy możesz pożyczyć ode mnie. Nosimy podobny rozmiar. – Szybko poradził sobie z argumentami ojca. – Pościągałem też trochę muzyki. Niektóre kawałki powinny ci się spodobać. Później ci je nagram.
- Widzę, że karta mamy poszła w ruch. Filmy z wypożyczalni, muzyka. Jak chcesz, to możemy pozamawiać filmy na koszt Wilsona. – Próbował zażartować, ale ostatnimi czasy nie wychodziło mu to za dobrze. Rayan mimo wszystko się uśmiechnął.
- Przydałoby mi się jeszcze trochę książek. Dawno nie czytałem żadnych, nie licząc tych medycznych.
- Załatwione. – Siedzieli przez chwilę w milczeniu.
- Wiesz, tak sobie myślę, że życie ludzi, którzy nie czytają książek i nie słuchają muzyki musi być strasznie smutne. Moje takie nie było.
- Nie masz smutnego życia. – Wolał taką formę tego zdania. Nie chciał mówić o nim tak, jakby już go tu nie było. Bo przecież jego syn był tu. Siedział tuż obok.
- Z wami nie można było się nudzić. – Uśmiechnął się. – Zejdziecie się z mamą?
- Rayan, to…
- Wiem. Przepraszam. – Przerwał wypowiedź ojcu. – Ja po prostu nie chcę… nie chcę, żebyście zostali sami. – Chłopak momentalnie posmutniał. – Razem byłoby wam łatwiej. Boję się o mamę, boję się o ciebie. To wszystko jest takie trudne. – Schował twarz w dłoniach.
- Nie myśl teraz o tym. – House nieśmiało objął syna. – Mówiłeś, że to dobry film. Dokończmy go oglądać, a później pomyślimy co dalej.
- Gdybyście byli młodsi, to moglibyście się postarać o drugie dziecko. – Nie dawał za wygraną.
- To nie takie proste. Dobrze o tym wiesz. Poza tym, mamy ciebie.
- Ile jeszcze? Miesiąc, dwa? Ja umieram. Wiem to. Od początku wiedziałem. To zabawne. - Uśmiechnął się smutno i spojrzał ojcu prosto w oczy. – Jestem swoim pierwszym i ostatnim pacjentem. Zdiagnozowałem u siebie raka. Dobry jestem, prawda? – Greg nic nie odpowiedział. – Wiesz, zawsze chciałem być lepszy od ciebie. Chciałem być lepszym lekarzem. Myślisz, że zdiagnozowanie u siebie raka czyni mnie lepszym?
- Jesteś ode mnie lepszy. Jesteś ode mnie znacznie lepszym człowiekiem i bardzo dobrze. Nigdy nie chciałbym, żebyś był taki jak ja.
- Chciałbym jeszcze tak wiele zrobić… - Lisa miała rację. Coś było nie tak. House zaczął podejrzewać, że jego syn przechodzi przez depresję. „I tak długo wytrzymał i znosił to wszystko.” – Przeszło mu przez myśl. „Ma prawo na chwilę słabości jak my wszyscy.”
- Co chciałbyś zrobić? – Postanowił, że pozwoli mu się wygadać i wyrzucić to wszystko z siebie. Co innego mógł zrobić? Miała nadzieję, że chociaż w ten sposób mu trochę pomoże i sprawi, że poczuje się trochę lepiej.
- Usiąść z wami wieczorem i jak za starych, dobrych czasów, powygłupiać się, przekomarzać i obejrzeć coś w telewizji. O książkach już ci mówiłem. Chciałbym jeszcze móc przejechać się na motocyklu. Pamiętasz, jak mama panikowała, kiedy robiłem prawo jazdy? Była przekonana, że zabiję się na tej maszynie. Myliła się. Ale chyba wolałbym umrzeć na motocyklu. Przynajmniej umarłbym robiąc coś, co kocham.
- Rayan…
- Wiem tato. Zaraz mi powiesz, że nie umrę. Powiesz to, żebym poczuł się lepiej. Nie musisz kłamać. – Nie pozwolił mu dokończyć.
- Chciałem zapytać, czy na pewno dobrze się czujesz. Żadnych nudności, zawrotów głowy?
- Jestem trochę zmęczony ale poza tym, to nic mi nie jest. Dlaczego znowu o to pytasz?
- To może małą przejażdżka?
- Pozwolisz mi prowadzić? – Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Tak, ale będę za tobą siedział. Tak na wszelki wypadek. Gdybyś wygadał się matce, to może uniknę w ten sposób śmierci. Po drodze wskoczymy do księgarni.
- To na co jeszcze czekamy?
- Myślałem, że chcesz dokończyć oglądać film.
- Obejrzymy go wieczorem. Wspólnie. Tak jak kiedyś.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Czw 16:47, 07 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
HelpMe
Ratownik Medyczny
Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:10, 08 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Smuuutneee... Ale śliczne...
House i Cuddy muszą być razem, sami sobie nie poradzą z tym wszystkim... Albo któreś z nich zrobi coś głupiego... House przedawkuje i tym razem nie przeżyje... Albo Cuddy.. Nie, wolę nie myśleć, co mogłaby zrobić...
Jestem bardzo ciekawa, jak ta historia się skończy. Pisz, pisz, proszę...
Tymczasem wena życzę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:11, 10 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
HelpMe
Czy muszą... to się jeszcze okaże No ale byłoby miło, gdyby się zeszli Aaaa, czekaj... to przecież zależy ode mnie Żart Dziękuję za komentarz
Ta część chyba najkrótsza... No cóż Tak wyszło. To przed ostatnia część, która mimo tego, że krótka, to sprawiła mi sporo kłopotów Mam nadzieję, że również się spodoba
Etap piąty – Akceptacja.
- Czy ja… czy ja już… - Rayan leżał na szpitalnym łóżku z zamkniętymi oczami.
- Nie. – Usłyszał nad sobą kobiecy głos i poczuł, że ktoś ściska go mocniej za rękę. Otworzył oczy i spojrzał na nachyloną nad nim matkę, która rzeczywiście trzymała go za dłoń. – Po prostu zasnąłeś. – Starała się do niego uśmiechać mimo, że łzy co chwilę napływały jej do oczu.
- Bolało, a teraz już nie boli więc…
- Zwiększyłem ci dawkę leków. – Wilson stał za House’m, który siedział po przeciwnej stronie łóżka. – Już nie będzie bolało.
- Dzięki wujku. – Chłopak przeniósł swój wzrok z matki na wujka i ojca. – Długo jeszcze?
- Nie wiemy. Czy to ważne? – Diagnosta uważnie przyglądał się synowi. Zignorował nawet wrogie spojrzenie brunetki, której nie spodobała się jego odpowiedź, ani ton jego głosu.
- Masz rację tato. Nie ważne. – Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. – Cieszę się, że jesteśmy tu razem.
- Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy być gdzieindziej. – Cuddy za wszelką cenę starała się nie płakać. Nie chciała, żeby taką ją zapamiętał. Płaczącą i bezradną.
- Doktorze Wilson? – Do Sali weszła młoda pielęgniarka.
- Prosiłem, żeby mi nie przeszkadzać.
- Wiem, przepraszam. Ale ten pacjent spod ósemki strasznie cierpi i prosił, żeby pana wezwać.
- Idź wujku. Nigdzie się nie wybieram. Zaczekam. – Uśmiechnął się i skinieniem głowy pozwolił Wilsonowi opuścić salę.
- Zaraz wracam. – Onkolog ominął przyjaciół i ruszył w kierunku wyjścia z sali. Rayan poczekał, aż zamkną się za nim drzwi, a następnie znowu się odezwał.
- Mamo, zanim cokolwiek powiesz, to chciałbym, żebyś wysłuchała mnie do końca, zgoda? – Administratorka spojrzała zdziwiona na syna, jednak nie zamierzała mu przerywać. Uznał jej milczenia za zgodę. – Nie wiem dokładnie, co zaszło między tobą, a tatą ale…
- Rayan, przestań. – House włączył się do rozmowy.
- Nie. Chce mieć to już za sobą. Proszę, nie przerywaj mi. – Zwrócił się do ojca. – Sama mi zawsze tłumaczyłaś, że wina nigdy nie leży po jednej stronie. Mówiłaś też, że należy wybaczać. Jeżeli miałbym mieć ostatnie życzenie, ostatnią wolę, to chciałbym, żebyś wybaczyła tacie. – Cuddy w dalszym ciągu siedziała w milczeniu, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. – On cię naprawdę kocha. – House westchnął zniecierpliwiony, ale nie był w stanie mu przerwać. Nie teraz. – Chciałbym, żebyście sobie z tym poradzili i żyli dalej. Żyli razem, bo razem zawsze łatwiej. Ale spokojnie. – Uśmiechnął się do nich. – Jak nie będziecie ze sobą, to obiecuję, że nie będę was nawiedzał z tego powodu. Nie musicie się tym martwić. No, to chyba tyle, co chciałem powiedzieć. Tato, nie gniewaj się na mnie. Musiałem to powiedzieć.
- Nie gniewam się. – Spojrzał najpierw na syna, a następnie na Cuddy, która czując jego wzrok na sobie, również na niego spojrzała. To on pierwszy spuścił wzrok. Nie potrafił patrzeć na nią, kiedy płakała. Nigdy nie był pewien, jak powinien się zachować w takiej sytuacji.
- Jestem strasznie zmęczony. – Ich syn przerwał tą niezręczną ciszę, która wdarła się bez zaproszenia do pomieszczenia, w którym przebywali. – Jestem zmęczony, a mam jeszcze kilka złotych rad dla wujka.
- Zaraz wróci, na pewno. – Powiedział to, chociaż wiedział, że może się mylić.
- Tato, nie dokończyłem czytać książki. Poczytasz mi? Zostało kilka stron. – Greg sięgnął po książkę, która leżała na szpitalnej szafce i zaczął czytać w miejscu, w którym tkwiła zakładka. Rayan zamknął oczy i zaczął wsłuchiwać się w głos ojca. Lisa w dalszym ciągu trzymała go za rękę i wszystko wskazywało na to, że nie zamierza jej puszczać nawet na ułamek sekundy. Uścisnął mocniej dłoń matki. – Dziękuję, dziękuję wam za wszystko. – W dalszym ciągu nie otwierał oczu.
- Nie masz za co dziękować. – Odpowiedział mu głos matki. House dalej czytał. Po chwili szpitalna aparatura zaczęła piszczeć nieprzyjemnie. Zdawała się krzyczeć do nich: „Wasz syn umarł, a wy już nic nie możecie zrobić.” Lisa gwałtownie podniosła się z miejsca. Ręka syna, którą trzymała do tej pory, bezwładnie upadła na pościel. Do pomieszczenia wbiegły pielęgniarki z wózkiem reanimacyjnym, które były świadkami czegoś tak niezwykłego, że przez chwilę nie były pewne tego, co powinny zrobić. Wszyscy w szpitalu wiedzieli, że syn administratorki i diagnosty jest chory i umiera, ale nikt nie spodziewał się zastać ich w tak niecodziennej sytuacji. Cuddy stojąca nad ciałem syna, a House siedzący i czytający na głos książkę.
- Zróbcie coś, słyszycie?! Zróbcie coś! – Brunetka zaczęła płakać. – Nie stójcie tak! – Po chwili do pomieszczenia wbiegł Wilson, który przepchał się przez pielęgniarki i podbiegł prosto do Lisy.
- To na nic. To już koniec. – Przytulił ją, a ona ufanie wtuliła się w niego. – On odszedł. – Personel zaczął się wycofywać. Wilson spojrzał na House’a, który nie zaszczycił go ani spojrzeniem, ani żadnym komentarzem. Odsunął od siebie delikatnie Cuddy i poprowadził ją do wyjścia. Diagnosta, który został z synem sam, wstał, wyłączył wszystkie maszyny, które monitorowały stan chłopaka, usiadł i wrócił do przerwanej lektury. Musiał dokończyć czytać mu książkę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Pon 10:02, 11 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
HelpMe
Ratownik Medyczny
Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:29, 10 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Rayan... Nieee...
Smutne... Ale jak zwykle mi się podoba... Szkoda, że to już prawie koniec...
House z książką... To było piękne...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:45, 10 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
O jezu Jakie to smutne... i piękne zarazem To tyle w temacie bo czasu mam mało, a i tak nic więcej napisać na razie nie umiem
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Nie 20:45, 10 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endymion
Ratownik Medyczny
Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzieś z Księżyca.. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:04, 10 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Przez ciebie będę miała zepsuty wieczór. Ale trudno. Prawie był się popłakała jak ja nie na widzę gdzie ktoś umiera. w tej chwili tak wyglądam.
Musiał dokończyć czytać mu książkę. Bosze jak sobie to wyobrażam to mi się jakoś tak ciepło robi To za smutne dla mnie. JESTEŚ BOSKA
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 3:51, 12 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
HelpMe
Zawsze tak jest, że coś zaczyna i kończy To nieuniknione niestety. A może stety? Bo ileż można czytać moje wypociny Cieszę się, że ta część również się podobała, bo naprawdę przysporzyła mi trochę kłopotów. Dziękuję za komentarz
Sarape
I tyle w temacie wystarczy również, żeby mój wen był szczęśliwy Dziękuję za komentarz
Endymion
Przepraszam za zepsuty wieczór. Przysięgam, że to nie było zamierzone I nie jestem boska. Jestem zwyczajna, ale dziękuję Za komentarz również
No i ostatnia część w formie epilogu, ponieważ etapów umierania było pięć więc... tylko epilog mi pasował. Nie wiem kiedy znowu napiszę coś dłuższego. To wszystko zależy od mojego wena, który... no jak na razie nie ma pomysłów W każdym bądź razie, chciałabym dedykować tą ostatnią część wszystkim komentującym i czytającym To w końcu dzięki wam pisze Dziękuję
Epilog
Pukanie do drzwi.
- Znam ten dźwięk. Możesz użyć klucza. – Chwilę później onkolog wszedł do środka. – Przyszedłeś sprawdzić, czy przyjadę?
- Przyszedłem sprawdzić, jak cię czujesz.
- Jak się czuję? – Powtórzył za przyjacielem. – Poza tym, że mój syn nie żyje, to świetnie. Dzięki, że pytasz. A co u ciebie?
- Nie zachowuj się tak. Nie dzisiaj. Wiem…
- Wiesz co czuję? Co przeżywam? Nie masz zielonego pojęcia jak ja się czuję! – House nie pozwolił mu dokończyć.
- Ona cię potrzebuje. – Wilson stwierdził, że bezpieczniej będzie zmienić temat. – Teraz oboje siebie potrzebujecie.
- Jedyne, czego ona teraz potrzebuje, to dobrego psychologa.
- A ty?
- A ja… Ja potrzebuję alkoholu i przyjaciela.
***
Nie była wstanie zliczyć, ile osób podało jej rękę, przytuliło, czy chociażby wyszeptało: „przykro mi”. Miała wrażenie, że kolejka ludzi, składających im kondolencje nigdy się nie skończy. Przez ułamek sekundy, zastanawiała się nawet czy ktoś, nie licząc pacjentów, został tego dnia w szpitalu. Pielęgniarki, lekarze, salowe… miała wrażenie, że są tutaj dosłownie wszyscy.
- Doktor Cuddy, tak bardzo mi przykro… - Słyszała co jakiś czas i w odpowiedzi tylko potakiwała głową. Bała się, że jak się odezwie, to zacznie płakać i już nigdy nie przestanie tego robić. House, który stał obok niej, również nie był rozmowny. Nawet nie kiwał głową, a większość osób, która złożyła mu wyrazy współczucia, bała się nawet uścisnąć mu dłoń. Jedynymi wyjątkami byli jego współpracownicy. Lisa zerkała na niego co jakiś czas i miała wrażenie, że się „wyłączył”, że myślami był zupełnie gdzie indziej. Widziała, że patrzył na trumnę, którą już prawie całą pokryły wieńce i kwiaty. A przecież jeszcze jakiś czas temu była w stanie przeczytać znajdujące się na tablicy imię, nazwisko syna i daty. Daty, których nigdy nie zapomni. Pod tym informacjami znalazła napis, którego się nie spodziewała, a który z pewnością umieścił Greg. Być może zrobił to za namową Wilsona, a być może z szacunku do syna, który w porównaniu do niego, wierzył w coś więcej niż tylko śmierć. Napis na nagrobku brzmiał:
„Żył, bo chciałeś
Umarł, bo kazałeś
Zbaw, bo możesz”
***
Po pogrzebie chciał od razu wrócić do domu. Usiąść wygodnie na kanapie i czekając na Wilsona, zacząć pić. Ale coś go przed tym powstrzymywało. Coś, a może ktoś? Co prawda nie składał synowi żadnych obietnic, ale postanowił sobie, że zanim zajmie się sobą, to dopilnuje, żeby Cuddy wróciła cała do domu. Cmentarz opuściła jako ostatnia. Wygoniła nawet Wilsona. Jego pewnie też by wygoniła. Poza tym nie chciał się jej narzucać. Nie chciał, żeby pomyślała, że wykorzystuje sytuacje. Pokręcił się po okolicy, a kiedy wrócił i zobaczył, że jej nie ma, pojechał prosto pod jej dom. Jej samochód stał na podjeździe. Wydawało się, że sprawa jest załatwiona i może wracać do swojego mieszkania ale mimo to, coś nie dawało mu spokoju. Podszedł bliżej drzwi i zaczął nasłuchiwać. Nic. Cisza. „Może poszła spać?” Przeleciało mu przez myśl. Musiał to sprawdzić. Skorzystał z klucza, który kiedyś mu dała. W końcu kiedyś był to ich wspólny dom. Przeszedł przez przedpokój i zajrzał do salonu, ale nie było jej tam. Z łazienki i kuchni również nie dobiegały żadne odgłosy więc swoje kroki skierował na górę. Zajrzał do sypialni, ale i tam jej nie zastał. Dopiero po chwili dotarło do niego, gdzie może, a nawet na pewno ją znajdzie. Ruszył do pokoju syna. Delikatnie pchnął drzwi, które były nieco uchylone i zajrzał do środka. Nie pomylił się. Lisa Cuddy leżała skulona na łóżku, które jeszcze kilkanaście dni temu zajmował jej syn. Patrzyła z niego przez okno, a po policzku leciały jej łzy. Pożałował, że tu wszedł. Nigdy nie wiedział, co powinien zrobić, bądź powiedzieć w takiej chwili. Do głowy przyszły mu dwa rozwiązania tego problemu. „Uciekaj”, albo… Wybrał to drugie rozwiązanie. Wszedł w głąb pokoju, a następnie położył się na łóżku tuż obok niej. Najwyżej go wyrzuci. Nie przytulił jej. Po prostu leżał i czekał. Zamknął oczy i zaczął rozmyślać. Po jakimś czasie poczuł, że odwraca się do niego i gładzie głowę na jego torsie. Delikatnie i nieporadnie objął ją i zaczął delikatnie głaskać po ramieniu. Zupełnie tak, jakby robił to po raz pierwszy w życiu. Bał się odrzucenia. Bał się, że i ją straci. Nie odrzuciła go i nie stracił jej. Przynajmniej dzisiaj, przynajmniej w tym pokoju była jego, była tuż obok. A co przyniesie jutro? Tego nikt nie wiedział, nawet on.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HelpMe
Ratownik Medyczny
Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:39, 12 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Zawsze tak jest, że coś zaczyna i kończy To nieuniknione niestety. A może stety? Bo ileż można czytać moje wypociny |
Twoje? Bez przerwy, 24 godziny na dobę!!!
Zaniemówiłam i zaniemyślałam. Nie mogę nic napisać z wrażenia, może spróbuję zacytować...
Cytat: | Pod tym informacjami znalazła napis, którego się nie spodziewała, a który z pewnością umieścił Greg. Być może zrobił to za namową Wilsona, a być może z szacunku do syna, który w porównaniu do niego, wierzył w coś więcej niż tylko śmierć. Napis na nagrobku brzmiał:
„Żył, bo chciałeś
Umarł, bo kazałeś
Zbaw, bo możesz” |
Jak się pięknie zachował... Oczywiście wierzę, że sam to zrobił, a Wilson nic o tym nie wiedział...
Cytat: | Ruszył do pokoju syna. Delikatnie pchnął drzwi, które były nieco uchylone i zajrzał do środka. Nie pomylił się. Lisa Cuddy leżała skulona na łóżku, które jeszcze kilkanaście dni temu zajmował jej syn. Patrzyła z niego przez okno, a po policzku leciały jej łzy. Pożałował, że tu wszedł. Nigdy nie wiedział, co powinien zrobić, bądź powiedzieć w takiej chwili. Do głowy przyszły mu dwa rozwiązania tego problemu. „Uciekaj”, albo… Wybrał to drugie rozwiązanie. Wszedł w głąb pokoju, a następnie położył się na łóżku tuż obok niej. Najwyżej go wyrzuci. Nie przytulił jej. Po prostu leżał i czekał. Zamknął oczy i zaczął rozmyślać. Po jakimś czasie poczuł, że odwraca się do niego i gładzie głowę na jego torsie. Delikatnie i nieporadnie objął ją i zaczął delikatnie głaskać po ramieniu. Zupełnie tak, jakby robił to po raz pierwszy w życiu. Bał się odrzucenia. Bał się, że i ją straci. Nie odrzuciła go i nie stracił jej. Przynajmniej dzisiaj, przynajmniej w tym pokoju była jego, była tuż obok. A co przyniesie jutro? Tego nikt nie wiedział, nawet on. |
Liczyłam na takie zakończenie... Ślicznie...
Wyszło ci jeszcze lepiej, niż się spodziewałam... Po prostu cudeńko...
Cytat: | Nie wiem kiedy znowu napiszę coś dłuższego. To wszystko zależy od mojego wena, który... no jak na razie nie ma pomysłów |
Ej, ludzie! Kto idzie ze mną dokarmić wena? Mam wafelki...
Cytat: | W każdym bądź razie, chciałabym dedykować tą ostatnią część wszystkim komentującym i czytającym To w końcu dzięki wam pisze Dziękuję |
Dziękujemy.. To my powinniśmy ci dziękować za pisanie, nie ty nam!!!
Jeszcze na koniec chciałam... Hmm..
Dziękuję ci, że napisałaś tę piękną historię... Czytając ją wiele razy się wzruszyłam... Wiele razy wyglądałam tak: Albo tak: Bardzo, ale to bardzo, bardzo, bardzo, bardzo mi się podobało. Z niecierpliwością czekałam na kolejne części, a gdy już je publikowałaś, czytanie ich sprawiało mi masę radości... To już ostatnia część. Zakończenie historii. Muszę powiedzieć, że był to najwspanialszy fick, jaki czytałam. Był bardzo smutny, ale piękny... Mam nadzieję, że twoja twórczość na tym się nie zakończy i że nadal będziesz naszą kochaną [H]orumową fickopisarką...
Jeszcze raz dziękuję... Za wszystko...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:57, 12 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Chyba wróciła mi po niedzieli mowa więc znów mogę komentować - szczerze - po przeczytaniu tego mam łzy w oczach, co zdażyło mi się chyba po raz drugi albo trzeci w życiu, przez przeczytanie czegoś tak smutnego Pierwszy raz, od przeczytania o śmierci Zgredka w HP i śmierci najukochańszej i jedynej kochającej dziewczynki babci (bo rodzice mieli ją gdzieś ), nie pamiętam tytułu niestety A u mnie łzy ze wzruszenia czy smutku- bla bla bla - to nie lada wyczyn, przy moim, jak to inni ludzie często nazywają - bezdusznym charakterze
Stanęła mi przed oczami, czytając to, scena sprzed dwu laty na pogrzebie ojca mojej przyjaciółki. Po podstawówce poszłyśmy do innych gimnazjów, więc nie spędzałyśmy za dużo czasu ze sobą ani w necie, ani w tesco, a jednak podeszła do mnie od razu ze łzami w oczach
Szczerze tak sobie wyobrażałam koniec tego ficka.. ale nie jestem zawiedziona, a wręcz przeciwnie
OLA336 napisał: | - A ja… Ja potrzebuję alkoholu i przyjaciela. |
Każdy powód do picia jest dobry Nawet śmierć własnego syna (jestem okrutna ) Tak się teraz zastanawiam... Jeśli alkohol byłby dostępny tylko w aptece i wydawaliby go na czas żałoby... to alkoholicy zostaliby seryjnymi mordercami Nieważne
OLA336 napisał: | Przeszedł przez przedpokój i zajrzał do salonu, ale nie było jej tam. Z łazienki i kuchni również nie dobiegały żadne odgłosy więc swoje kroki skierował na górę. Zajrzał do sypialni, ale i tam jej nie zastał. |
W tym właśnie momencie, myślałam że okaże się, iż będzie drugi pogrzeb Chyba jednak jestem naprawdę bezduszna
Ale epilog, jak i cały fick, piękny
Aż mi teraz tak znowu smutno... bo już koniec ficka ...Co ja teraz będę czytać?!
OLA336 napisał: | Nie wiem kiedy znowu napiszę coś dłuższego. To wszystko zależy od mojego wena, który... no jak na razie nie ma pomysłów |
Co?! Nie rób mi tego! Ja mogę przeszczepić pomysły z mojego wena, bo mam ich czasem za dużo (a to, że większość nie nadaje się do publikowania, tzn. nie warto itp. to już inna sprawa )
OLA336 napisał: | W każdym bądź razie, chciałabym dedykować tą ostatnią część wszystkim komentującym i czytającym To w końcu dzięki wam pisze Dziękuję |
To my dziękujemy Za ten wspaniały fick
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endymion
Ratownik Medyczny
Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzieś z Księżyca.. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:17, 12 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
- Jedyne, czego ona teraz potrzebuje, to dobrego psychologa.
- A ty?
- A ja… Ja potrzebuję alkoholu i przyjaciela.
Jimmy pijakiem?
***
Nie była wstanie zliczyć, ile osób podało jej rękę, przytuliło, czy chociażby wyszeptało: „przykro mi”. Miała wrażenie, że kolejka ludzi, składających im kondolencje nigdy się nie skończy. Przez ułamek sekundy, zastanawiała się nawet czy ktoś, nie licząc pacjentów, został tego dnia w szpitalu. Pielęgniarki, lekarze, salowe… miała wrażenie, że są tutaj dosłownie wszyscy.
Lisa zerkała na niego co jakiś czas i miała wrażenie, że się „wyłączył”, że myślami był zupełnie gdzie indziej. Widziała, że patrzył na trumnę, którą już prawie całą pokryły wieńce i kwiaty. A przecież jeszcze jakiś czas temu była w stanie przeczytać znajdujące się na tablicy imię, nazwisko syna i daty. Daty, których nigdy nie zapomni.
No nie mogę. Prawie bym się rozkleiła. Bosz nie wiem co mam napisać. Chyba, że jak zwykle to samo.
;Żył, bo chciałeś
Umarł, bo kazałeś
Zbaw, bo możesz
A to sobie kiedyś wykorzystam jeżeli pozwolisz.. To jest takie głębokie jakby się tak nad tym zastanowić.
Tak jak to powiedział w Rexie taki łysol co chodził sukience- mnich chyba : " Każdy ma swój czas życia i śmierci i nikt nie może tego zmienić"
Chyba wróciła mi po niedzieli mowa więc znów mogę komentować - szczerze - po przeczytaniu tego mam łzy w oczach, co zdażyło mi się chyba po raz drugi albo trzeci w życiu, przez przeczytanie czegoś tak smutnego[/quote] No tak jak ja pierwszy raz jak jeszcze nie miałam konta na Horum to czytałam coś oo tym jak House umarł na nie pamiętam na co chyba raka i dowiedział się o tym na urodzinach Rachel w każdym razie jak już umarł to Wilson Cuddy i Rachel dostali pożegnalne listy od niego:(
OLA336 napisał:
Przeszedł przez przedpokój i zajrzał do salonu, ale nie było jej tam. Z łazienki i kuchni również nie dobiegały żadne odgłosy więc swoje kroki skierował na górę. Zajrzał do sypialni, ale i tam jej nie zastał.
]W tym właśnie momencie, myślałam że okaże się, iż będzie drugi pogrzeb Chyba jednak jestem naprawdę bezduszna
Wiecie, że ja też o tym pomyślałam.
Dołączam do HelpMe i Sarape i dorzucam popcorn dla wena I OCZYWIŚCIE
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HelpMe
Ratownik Medyczny
Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:56, 12 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Cytat: | jak jeszcze nie miałam konta na Horum to czytałam coś oo tym jak House umarł na nie pamiętam na co chyba raka i dowiedział się o tym na urodzinach Rachel w każdym razie jak już umarł to Wilson Cuddy i Rachel dostali pożegnalne listy od niego:( |
Też to czytałam. Nazywa się ,,Oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci..." i jest autorstwa Szpilki. Ryczałam na tym jak bóbr...
Cytat: | Dołączam do HelpMe i Sarape i dorzucam popcorn dla wena |
Super
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|