|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marty
Student Medycyny
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:57, 05 Kwi 2007 Temat postu: Nasz Fik |
|
|
Co wy na to, żeby pobawić się we wspólne pisanie opowiadania? Zasady są banalne, jedna osoba pisze jedno* zdanie korespondujące z tym o czym pisała osoba/y przed nią. Tematyka oczywiście House'owa. Możemy to potraktować na wesoło, będzie śmiesznie. Gotowi? To zaczynam
(Kopiujcie tekst osoby przed sobą i od nowego akapitu dopisujcie swoją część, żebyśmy się nie pogubili w historii porozrzucanej po postach)
*- jeśli nie zmieścicie się ze swoją myślą w jednym zdaniu to możecie napisać więcej, byle nie zbyt dużo
Zweryfikowane przez Saph
START:
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:35, 05 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczacego cisze i spokoj tego sobotniego przedpoludnia dolaczyl takze telefon lezacy na stoliku obok lozka.
(EDIT by Marty: poprawiłam, dodając to co wcześniej pisałam.)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
asia
Pacjent
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:19, 10 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczacego cisze i spokoj tego sobotniego przedpoludnia dolaczyl takze telefon lezacy na stoliku obok lozka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marty
Student Medycyny
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:07, 10 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Uhm, ja sobie wykoncypowałam, że to House śpi, ale okej, niech będzie, że Cuddy, na tym ta zabawa polega
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ewka
Student Medycyny
Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poland
|
Wysłany: Śro 9:51, 11 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Bo asia to moja krew... ;P
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 23:31, 11 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytala Cuddy kiedy udalo jej sie ochlonac.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marty
Student Medycyny
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 11:20, 17 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
asia
Pacjent
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:16, 18 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:46, 01 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- Zartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziala Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedzial House, poważniej niz kiedykolwiek przedtem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marty
Student Medycyny
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:57, 01 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:43, 01 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknela Cuddy przewracajac oczami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
asia
Pacjent
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:20, 02 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknela Cuddy przewracajac oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:45, 02 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknela Cuddy przewracajac oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchneła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliszym czasie opuscic jej mieszkania. Powinnabyła to przewidziec. Szanse na powrot do lozka byly teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobie kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziala.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marty
Student Medycyny
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:37, 03 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
quakota
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 0:37, 20 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Sob 15:54, 05 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Plonąca Kanapka
Pacjent
Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:05, 05 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Cuddy szerzej otworzyla oczy.
- Jak śmiesz! - zaczęla - przeszedleś samego siebie! Jak możesz przychodzić tu do mnie o tej porze i prosić mnie o dziesięć tysięcy dolarów, skoro w zeszlym tygodniu nawet nie pojawileś się w klinice! W ogóle!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Sob 20:17, 05 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Cuddy szerzej otworzyła oczy.
- Jak śmiesz! - zaczęła - przeszedłeś samego siebie! Jak możesz przychodzić tu do mnie o tej porze i prosić mnie o dziesięć tysięcy dolarów, skoro w zeszłym tygodniu nawet nie pojawiłeś się w klinice! W ogóle!
- Niby jak miałem to zrobić?! Byłem bardzo zajęty ratowaniem życia! Myślę, że ludzie przychodzący do kliniki z katarem i/lub po viagrę nie za bardzo na tym ucierpieli!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Em. dnia Sob 20:18, 05 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dżuczek
Wieczny Rezydent
Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stąd
|
Wysłany: Nie 11:43, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Cuddy szerzej otworzyła oczy.
- Jak śmiesz! - zaczęła - przeszedłeś samego siebie! Jak możesz przychodzić tu do mnie o tej porze i prosić mnie o dziesięć tysięcy dolarów, skoro w zeszłym tygodniu nawet nie pojawiłeś się w klinice! W ogóle!
- Niby jak miałem to zrobić?! Byłem bardzo zajęty ratowaniem życia! Myślę, że ludzie przychodzący do kliniki z katarem i/lub po viagrę nie za bardzo na tym ucierpieli!
Cuddy pokręciła głową z niedowierzaniem:
- I myślisz, że to zdoła mnie przekonać do udzielenia Tobie tak kolosalnej pożyczki?! Miałeś wypadek?! To musiało być poważne uszkodzenie mózgu, bo tylko to poza przedawkowaniem Vicodinu mogłoby Cię w jakiś sposób tłumaczyć...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Plonąca Kanapka
Pacjent
Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:27, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Cuddy szerzej otworzyła oczy.
- Jak śmiesz! - zaczęła - przeszedłeś samego siebie! Jak możesz przychodzić tu do mnie o tej porze i prosić mnie o dziesięć tysięcy dolarów, skoro w zeszłym tygodniu nawet nie pojawiłeś się w klinice! W ogóle!
- Niby jak miałem to zrobić?! Byłem bardzo zajęty ratowaniem życia! Myślę, że ludzie przychodzący do kliniki z katarem i/lub po viagrę nie za bardzo na tym ucierpieli!
Cuddy pokręciła głową z niedowierzaniem:
- I myślisz, że to zdoła mnie przekonać do udzielenia Tobie tak kolosalnej pożyczki?! Miałeś wypadek?! To musiało być poważne uszkodzenie mózgu, bo tylko to poza przedawkowaniem Vicodinu mogłoby Cię w jakiś sposób tłumaczyć...
- Ot, utrafiłaś przypadkiem w samo sedno - beztrosko odparł House, stukając laską o podłogę - trafiło się ślepej kurze ziarno... chociaż całkiem kształtna ta kura.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:48, 30 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Cuddy szerzej otworzyła oczy.
- Jak śmiesz! - zaczęła - przeszedłeś samego siebie! Jak możesz przychodzić tu do mnie o tej porze i prosić mnie o dziesięć tysięcy dolarów, skoro w zeszłym tygodniu nawet nie pojawiłeś się w klinice! W ogóle!
- Niby jak miałem to zrobić?! Byłem bardzo zajęty ratowaniem życia! Myślę, że ludzie przychodzący do kliniki z katarem i/lub po viagrę nie za bardzo na tym ucierpieli!
Cuddy pokręciła głową z niedowierzaniem:
- I myślisz, że to zdoła mnie przekonać do udzielenia Tobie tak kolosalnej pożyczki?! Miałeś wypadek?! To musiało być poważne uszkodzenie mózgu, bo tylko to poza przedawkowaniem Vicodinu mogłoby Cię w jakiś sposób tłumaczyć...
- Ot, utrafiłaś przypadkiem w samo sedno - beztrosko odparł House, stukając laską o podłogę - trafiło się ślepej kurze ziarno... chociaż całkiem kształtna ta kura.
- Nie podrywaj mnie, i tak cię nie lubię - odcięła się Cuddy. - Na co ci taka forsa?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Śro 21:32, 30 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Cuddy szerzej otworzyła oczy.
- Jak śmiesz! - zaczęła - przeszedłeś samego siebie! Jak możesz przychodzić tu do mnie o tej porze i prosić mnie o dziesięć tysięcy dolarów, skoro w zeszłym tygodniu nawet nie pojawiłeś się w klinice! W ogóle!
- Niby jak miałem to zrobić?! Byłem bardzo zajęty ratowaniem życia! Myślę, że ludzie przychodzący do kliniki z katarem i/lub po viagrę nie za bardzo na tym ucierpieli!
Cuddy pokręciła głową z niedowierzaniem:
- I myślisz, że to zdoła mnie przekonać do udzielenia Tobie tak kolosalnej pożyczki?! Miałeś wypadek?! To musiało być poważne uszkodzenie mózgu, bo tylko to poza przedawkowaniem Vicodinu mogłoby Cię w jakiś sposób tłumaczyć...
- Ot, utrafiłaś przypadkiem w samo sedno - beztrosko odparł House, stukając laską o podłogę - trafiło się ślepej kurze ziarno... chociaż całkiem kształtna ta kura.
- Nie podrywaj mnie, i tak cię nie lubię - odcięła się Cuddy. - Na co ci taka forsa?
- Na operację. Mam guza mózgu. Tym razem prawdziwego. I chociaż niewiele ma to wspólnego z wypadkiem, to z uszkodzeniem mózgu owszem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:31, 02 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Cuddy szerzej otworzyła oczy.
- Jak śmiesz! - zaczęła - przeszedłeś samego siebie! Jak możesz przychodzić tu do mnie o tej porze i prosić mnie o dziesięć tysięcy dolarów, skoro w zeszłym tygodniu nawet nie pojawiłeś się w klinice! W ogóle!
- Niby jak miałem to zrobić?! Byłem bardzo zajęty ratowaniem życia! Myślę, że ludzie przychodzący do kliniki z katarem i/lub po viagrę nie za bardzo na tym ucierpieli!
Cuddy pokręciła głową z niedowierzaniem:
- I myślisz, że to zdoła mnie przekonać do udzielenia Tobie tak kolosalnej pożyczki?! Miałeś wypadek?! To musiało być poważne uszkodzenie mózgu, bo tylko to poza przedawkowaniem Vicodinu mogłoby Cię w jakiś sposób tłumaczyć...
- Ot, utrafiłaś przypadkiem w samo sedno - beztrosko odparł House, stukając laską o podłogę - trafiło się ślepej kurze ziarno... chociaż całkiem kształtna ta kura.
- Nie podrywaj mnie, i tak cię nie lubię - odcięła się Cuddy. - Na co ci taka forsa?
- Na operację. Mam guza mózgu. Tym razem prawdziwego. I chociaż niewiele ma to wspólnego z wypadkiem, to z uszkodzeniem mózgu owszem.
Cuddy spojrzała na niego kpiącym wzrokiem.
- I tylko z tego powodu wpadasz tutaj niemal wyważając drzwi, i rujnujesz mój wolny dzień?
Patrzyła dalej, czekając, aż House znów powie, że żartuje, ale nic takigo nie nastąpiło.
- Ty... Ty mówisz poważnie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pon 16:39, 18 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Cuddy szerzej otworzyła oczy.
- Jak śmiesz! - zaczęła - przeszedłeś samego siebie! Jak możesz przychodzić tu do mnie o tej porze i prosić mnie o dziesięć tysięcy dolarów, skoro w zeszłym tygodniu nawet nie pojawiłeś się w klinice! W ogóle!
- Niby jak miałem to zrobić?! Byłem bardzo zajęty ratowaniem życia! Myślę, że ludzie przychodzący do kliniki z katarem i/lub po viagrę nie za bardzo na tym ucierpieli!
Cuddy pokręciła głową z niedowierzaniem:
- I myślisz, że to zdoła mnie przekonać do udzielenia Tobie tak kolosalnej pożyczki?! Miałeś wypadek?! To musiało być poważne uszkodzenie mózgu, bo tylko to poza przedawkowaniem Vicodinu mogłoby Cię w jakiś sposób tłumaczyć...
- Ot, utrafiłaś przypadkiem w samo sedno - beztrosko odparł House, stukając laską o podłogę - trafiło się ślepej kurze ziarno... chociaż całkiem kształtna ta kura.
- Nie podrywaj mnie, i tak cię nie lubię - odcięła się Cuddy. - Na co ci taka forsa?
- Na operację. Mam guza mózgu. Tym razem prawdziwego. I chociaż niewiele ma to wspólnego z wypadkiem, to z uszkodzeniem mózgu owszem.
Cuddy spojrzała na niego kpiącym wzrokiem.
- I tylko z tego powodu wpadasz tutaj niemal wyważając drzwi, i rujnujesz mój wolny dzień?
Patrzyła dalej, czekając, aż House znów powie, że żartuje, ale nic takigo nie nastąpiło.
- Ty... Ty mówisz poważnie...
House obdarował ją dość dziwnym spojrzeniem.
- Ty chcesz mieć dziecko bez wykorzystywania jakiegokolwiek faceta, ja chce mieć kase na "dziecko" które rośnie teraz w mojej głowie. - uniósł prawą brew - Więc jak z tą kasą?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:29, 24 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Budzik dzwonił natrętnie już od kilku minut, mimo to śpiąca pod kołdrą osoba nic sobie z tego nie robiła. Była 11.34 am.
W pewnym momencie do budzika niszczącego cisze i spokój tego sobotniego przedpołudnia dołączył także telefon leżący na stoliku obok łóżka.
Do dźwięku budzika oraz telefonu dołączyło charakterystyczne dla House'a (tzn. natarczywe) walenie w drzwi. Chcąc nie chcąc, Cuddy musiała się teraz obudzić.
-Cholera jasna -przeklęła Cuddy pod nosem, zwlekając się z łóżka, podciągając nosem i jednocześnie próbując trafić na oślep w rękaw szlafroka, kierując się do drzwi. Pukanie nasilało się, jak gdyby osobnik stojący za nimi chciał przebić się na oścież. -Idę już!- krzyknęła zachrypiałym głosem.
Kiedy na wpół owinięta szlafrokiem otworzyła drzwi, House zarzucił ją nowymi wiadomościami.
- Szpital spłonął, Cameron jest w stanie krytycznym, a Foreman wrócił do Afryki...
- Serio?!
- Nie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała Cuddy, kiedy udało jej się ochłonąć.
-Wiesz, jakby Ci to powiedzieć... Musisz wrócić do pracy. - rzucił prosto z mostu House wchodząc do domu i kierując swoje kroki do kuchni.
- Bo...? - zapytała zdziwiona Cuddy.
House usadowił się na krześle i na jednym oddechu wyrzucił:
- Vogler pojawił się w twoim gabinecie.
- żartujesz sobie. Prawda? - odpowiedziała Cuddy.
- Wierz mi. Chciałbym.- odpowiedział House, poważniej niż kiedykolwiek przedtem.
Nastała, zdająca się trwać wieki, chwila ciszy, podczas której Cuddy przestała oddychać, usilnie próbując zachować pionową pozycję.
- Nieźle zmieniasz kolory- rzekł z rozbawioną miną House. - Nabrałem Cię!
-Ciesze sie, ze ci sie podoba. A teraz gadaj. Co ty tutaj robisz? - mruknęła Cuddy przewracając oczami.
- No i właśnie tutaj zaczynają się schody - powiedział House studiując zawartość lodówki.
Cuddy westchnęła kiedy okazało sie, ze House raczej nie zamierza w najbliższym czasie opuścić jej mieszkania. Powinna była to przewidzieć. Szanse na powrót do łózka były teraz raczej znikome.
- Siadaj. Zrobię kawy a potem wszystko mi opowiesz. - powiedziała.
- A więc- zaczął House.- Potrzebuję pożyczki.
-Czyżby Wilson przejrzał na oczy? odpowiedziała rozbawiona Cuddy, przyglądając mu się z zainteresowaniem. - Co mu zrobiłeś?
- Wilson stał się... ehem, niewypłacalny. Pomijając długą i nieprzyjemną historię z tym związaną, potrzebuję kasy. Dziesięć tysięcy co najmniej...
Cuddy szerzej otworzyła oczy.
- Jak śmiesz! - zaczęła - przeszedłeś samego siebie! Jak możesz przychodzić tu do mnie o tej porze i prosić mnie o dziesięć tysięcy dolarów, skoro w zeszłym tygodniu nawet nie pojawiłeś się w klinice! W ogóle!
- Niby jak miałem to zrobić?! Byłem bardzo zajęty ratowaniem życia! Myślę, że ludzie przychodzący do kliniki z katarem i/lub po viagrę nie za bardzo na tym ucierpieli!
Cuddy pokręciła głową z niedowierzaniem:
- I myślisz, że to zdoła mnie przekonać do udzielenia Tobie tak kolosalnej pożyczki?! Miałeś wypadek?! To musiało być poważne uszkodzenie mózgu, bo tylko to poza przedawkowaniem Vicodinu mogłoby Cię w jakiś sposób tłumaczyć...
- Ot, utrafiłaś przypadkiem w samo sedno - beztrosko odparł House, stukając laską o podłogę - trafiło się ślepej kurze ziarno... chociaż całkiem kształtna ta kura.
- Nie podrywaj mnie, i tak cię nie lubię - odcięła się Cuddy. - Na co ci taka forsa?
- Na operację. Mam guza mózgu. Tym razem prawdziwego. I chociaż niewiele ma to wspólnego z wypadkiem, to z uszkodzeniem mózgu owszem.
Cuddy spojrzała na niego kpiącym wzrokiem.
- I tylko z tego powodu wpadasz tutaj niemal wyważając drzwi, i rujnujesz mój wolny dzień?
Patrzyła dalej, czekając, aż House znów powie, że żartuje, ale nic takigo nie nastąpiło.
- Ty... Ty mówisz poważnie...
House obdarował ją dość dziwnym spojrzeniem.
- Ty chcesz mieć dziecko bez wykorzystywania jakiegokolwiek faceta, ja chce mieć kase na "dziecko" które rośnie teraz w mojej głowie. - uniósł prawą brew - Więc jak z tą kasą?
- Zapomnij. - powiedziała powoli, krzywiąc usta na widok błękitnych oczu House'a. - Nie dostaniesz nawet pół centa...
Spojrzał na nią błagalnie, a jego rysy złagodniały.
- ... dopóki nie pokażesz mi wyników swoich badań. Bez tego nie możesz na mnie liczyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|