|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pomorskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:46, 27 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Huddyfan dziękuje za zastrzyk. Już nie mogłam się doczekać. Więc Lucas wyjeżdża. Nie,nie ... przepraszam, wredny bachor wyjeżdża. A ja wciąż nie wiem co to za tajemnica. Nie ładnie trzymać w niepewności ludzi. Aha, i faktycznie Wilson pomylił specjalizacje. Mam wrażenie że Eliza zaprosi Haus'a na obiad. Ale przecież jego musiałby się składać z:Vicodinu w sosie Burbonowym i zupie Burbonowej z Vicodinem . Nie wiem czy w którymkolwiek poście pisałam cytaty. Nie wiem, teraz napiszę. Podium pierwsze zajmuje:
- Czujesz to? – zapytał wciągając zapach w nozdrza. – Truskawki?
- To mój żel pod prysznic. – Zarumieniła się dziewczyna.
- W takim razie dopilnuj aby Cuddy ‘przez przypadek’ go użyła – zaproponował i puścił do Elizy perskie oko, poczym odwrócił się i poszedł do windy.
- Nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się.
Podium drugie zajmuje:
- Chyba mamy drugiego Wilsona. – rzuciła i z powrotem zabrała się za jedzenie, zimnego już lunchu.
Podium trzecie zajmuje:
- Operację „Huddy” czas zacząć. – powiedziała dziewczyna i zatarła ręce.
- Jaką? – zapytał lekko skołowany Wilson.
- Huddy. – spojrzała na niego.
- …?
- Chryste! House i Cuddy daje Huddy, rozumiesz? – wytłumaczyła.
- Aaa. – Onkolog pojął o co chodziło dziewczynie.
Podium czwarte:
Cała reszta fika!
Kończę. Wen i czekanie na kolejną częśc to już u mnie podstawa.
P.S.Co do klubu''Kocham nienawidzić Lucasa'' to będę tam stałą bywalczynią.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Huddyland. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:46, 27 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Pięknie kochana, pięknie!
Operacja Huddy! Coś czuję, że będzie się działo!
Dzwonek House'a -
Jeeej, normalnie uwielbiam twój styl pisania.
Taki lekki, łatwy z zrozumieniu, gramatyczny. Po prostu boski!
Jesteś dziewczyno miszczu!
Chyba mówiłam, że jestem fanką twojej twórczości? ^^
TAK JESTEM TWOJĄ FANKĄ!
I zgadzam się z liskiem, takimi małymi drobiazgami ubarwiasz opowiadanie, które staje się jeszcze bardziej ciekawsze i wciągające w fabułę.
Pozdrawiam i czekam na dalszą część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dr Tygrysolka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 25 Kwi 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: W-wa
|
Wysłany: Sob 21:52, 27 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Nie! Ley, siedź cicho!
To ja jestem Twoją fanką, o wielki Huffusiu nad Huffusiami!
Pamiętaj o tym
Ju ar de best! Not mi!
Wiedz, że ja czytam, tylko jestem oporna w komentowaniu. Co Neluś może potwierdzić Taka tygrysia przywara, bywa
Cały czas mi się podoba. Poprzedniczki me napisały właściwie wszystko, nie wiem, co odkrywczego mogę jeszcze powiedzieć.
Więc... Wena! Jakiegokolwiek sobie wymarzysz!
Pozdrawiam,
Tygrys
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HuddyFan
Stażysta
Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 10:29, 28 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Gorzata -
Cytat: | Ale przerwać w takim momencie? Nieludzkie! Ja chcę wiedzieć, co dalej! |
Jestem zła, wiem
Lisek -
Cytat: | Ty nawet jak napisałabyś osiem stron to dla nas byłoby za mało |
Tak?! To już ja się postaram! Zobaczysz, kolejna część będzie miała osiem stron!!! I nie będę odpowiadać za jakiekolwiek powikłania zdrowotne podczas czytania tego czegoś.
Cytat: | Skupiasz się na szczegółach, drobnostkach, które w efekcie dodają tekstowi tego czegoś. Choćby ta piosenka Ktoś inny napisałby, że Cuddy zadzwoniła do House'a i tyle, a Ty ze zwykłej czynności zrobiłaś coś więcej, nie wiem, czy wiesz o co mi chodzi |
Och dziękuję Wisz, nauczyłam się, że czasem najmniejsze szczegóły są ważniejsze niż góra wielkich gestów
Cytat: | A i pa, pa Lucas Wybacz, ale nikt nie będzie tęsknił |
Zgadzam się w stu procentach
Piłeczka -
Cytat: | dziękuje za zastrzyk |
Jesteś narkomanką!
Cytat: | Podium czwarte:
Cała reszta fika! |
Awww, dzięki Cenię sobie ludzi którzy cytują coś, z moich fików
Cytat: | P.S.Co do klubu''Kocham nienawidzić Lucasa'' to będę tam stałą bywalczynią.
|
Zaczynam się poważnie zastanawiać czy go nie założyć
Ley -
Cytat: | Operacja Huddy! Coś czuję, że będzie się działo! |
Oj będzie
Cytat: | Jeeej, normalnie uwielbiam twój styl pisania.
Taki lekki, łatwy z zrozumieniu, gramatyczny. Po prostu boski!
Jesteś dziewczyno miszczu!
Chyba mówiłam, że jestem fanką twojej twórczości? ^^ |
Wiecie co? Może powinnam wysłać niektórych z Was do szpitala, żbyście się na nogi leczyli, bo na głowę to już za późno! Jak można być fakną tego... czegoś!? Przecież ja nawet Wam bucików nie mogę sznurować! Nie mniej jednak, czuję się doceniona
A doceniony Huffuś, to szczęśliwy Huffuś. Z kolei szczęśliwy Huffuś to większa szansa na kolejny rozdział Dziękuję Ci słoneczko
Tygrysek -
Cytat: | To ja jestem Twoją fanką, o wielki Huffusiu nad Huffusiami! |
Zauważyłam, że wiele z Was ma wielkie poczucie humoru. I nie wolno być Ci moją fanką!!! Nie pozwalam! Nie jestem godna tego, aby nazywać tak wielką pisarkę swoją fanką!
Cytat: | Ju ar de best! Not mi! |
Noł! Łi ar de best! Łi szud traj to rajt a fik tugeder, łot du ju fink?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pomorskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:04, 29 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
No właśnie Huddyfan narkomanizujesz ludzi przez ten fik. A tym bardziej, przez trzymanie w niepewności. I ty się dziwisz że ludzie muszą brać. Wiesz że jesteś jak diler. Prawdopodobnie sprzedajesz dobry towar. Więc zorganizuj kolejną część, bo ci fani uschną z braku zastrzyków.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
GosiaczeQ_17
Proktolog
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina wiecznej młodości Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:19, 31 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
"Starych nie ma chata wolna" ? Już mi się to podoba Ja bym tak chciała od razu cały fick przeczytać Pisz szybciutko Teraz święta to też coś skrobnij
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mazeltov
Neurolog
Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z poczekalni Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:01, 04 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
mazel sie melduje pozno bo pozno, ale ma nadzieje ze nie za pozno
Przeczytalam i nie wiem od czego by tu zaczac
A wiec tak, normalnie nie chce mi sie pisac ze masz swietny styl, ze twoje opisy sa boskie i ze oddalabym wszytsko, zeby tez umiec tak ladnie opisywac to co chce przekazac,ale to jednak napisalam bo to prawda
Druga rzecz ktora mnie i cieszy i dobija. Tempo w jakim akcja sie toczy podoba mi sie jest spokojnie nastrojowo akcja nie gna do przodu, ale to koliduje z moja checia poznania tej zagadki czy jak wolisz tajemnicy miedzy Cuddy a jaj szwagrem
Czytajac to, opisy pozwalaja sie przeniesc i widziec cala sytuacje jako obserwator a nawet poczuc to co czuje Lisie. Jest mi troszke jej szkoda ze nikt nie pamieta o jej urodzinach, ale to tylko sprawia ze fik jest moze i smutniejszy, ale tez nie slodzisz za bardzo nie ma lukrowatosci, a to mi sie podoba, ze nie jest tak mdlo i fufflowo *mazel lubi dramaciki*
Dobrze ze pozbylas sie wrzoda, nie czekaj on jakos inaczej sie nazywa a juz wiem Lucasa A dodatkowo polaczylas Jimmi'ego i Lisie planem swatania oj bedzie sie dzialo.
Ostatnio podoba mi sie bardzo trzynastka, wiec ciesze sie ze ja tez uwzglednilas w tej czesci.
Jesli chodzi o calosc to rozbudowujesz akcje, z jednej strony Lisie i jej ojciec, z drugiej Huddy i jeszcze to wszytsko co dzieje sie w glowie Lisie
po tej czesci poswieconej Huddy czekam na kolejna tym razem wyjasniajaca przeszlosc, a przynajmniej przyblizajaca mnie do rozwizania tej zagadki * mazel wygrzebal spod lozka zestaw pierdolowatego detektywa i czeka zeby moc go uzyc*
I wiem wiekszosc bedzie krzywic noski, ale ja wiem, ze zeby dowiedziec sie tej glownej tajemnicy i tego jak ona wplynie na huddy ojciec Lisie musi umrzec Live is brutal
Kochana moja dziekuje za dedyk choc kolejny raz nie zasluzony, co tym bardziej jest mile
czekam na cd mam nadziej ze mi wybaczysz to spoznienie z komentarzem i bedziesz pisac dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marguerite.
Epidemiolog
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Debrzno Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 11:48, 06 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Dopiero dzisiaj znalazłam ten fik, ale już Cię uwielbiam. To znaczy Twoją twórczość.
Całość przeczytałam na jednym wdechu i niezwłocznie stwierdziłam, że jesteś niesamowita. Piszesz z taką łatwością, lekkością, że kolejne wydarzenia same napływają do mojej głowy...
A co do tajemnicy skrywanej prze Cuddy...
Domyślam się, co to może być, ale mam nadzieję, że to tylko moja chora psychika. Za dużo romansów, zdrad i wszystko teraz już postrzegam w taki, a nie inny sposób.
Jeśli jednak to to, o czym myślę, mam nadzieję, że to nie będzie miało większego znaczenia na to, jak potoczą się dalsze losy Huddy!
A, i mam jeszcze jedną uwagę, co do twojego pisania. Oczywiście wszystko jest nienagannie, ale zauważyłam jeden, mały błąd, który powtarza się nagminnie.
Jeśli piszesz znanie, a potem przypis do niego, tak jak tutaj:
- Operację „Huddy” czas zacząć. – powiedziała dziewczyna i zatarła ręce. nie pisz po zdaniu, które wypowiada postać kropki.
To znanie powinno wyglądać tak:
- Operację "Huddy" czas zacząć - powiedziała dziewczyna i zatarła ręce.
Mam nadzieję, że moją uwagę przyjmiesz jako pomoc, a nie krytykę.
Jeśli chcesz, mogłabym zostać Twoją betą.
Pozdrawiam i życzę dalszej weny.
marguerite.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pomorskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:08, 01 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Czekam i czekam .... I tak jakoś trochę usycham .... Nie biorę nic od ostatniej części. Więc może tak kolejną byś wrzuciła. Widziałam cię przed chwilą, przeglądałaś forum. Może coś wrzucisz ?
P.S. PROSZĘ !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HuddyFan
Stażysta
Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:31, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Nie mam już siły dziś dziękować pojedynczo, bo jestem wykończona pisaniem, dlatego dziękuję Wam za to, że o mnie pamiętacie.
Dedykuję tą część:
Piłeczce - bo to właściwie dzięki niej jest ta część.
Liskowi - aby odkupić winy za niekomentowanie jej cudowniastego fika.
i jak zwykle Mazeltov, bo ona ma u mnie wykupione dedykacje do końca życia.
P.S. Nie ma ośmiu stron, Lisku, ale lepszy rydz niż nic.
VII - <i>Czerwona bielizna, pocałunek i wyjawiona tajemnica...</i>
- Przecież wiem, że ją lubisz. – powiedziała Eliza opierając się o barierkę balkonu. Z ust diagnosty nie padła żadna odpowiedź, a brak odpowiedzi w te sytuacji oznaczał tylko potwierdzenie jej słów.
- Przyjdź, będzie fajnie – nalegała.
- Naprawdę znasz ja tak słabo? Nie zdajesz sobie nawet sprawy ile godzin w klinice będę musiał odrobić, jeśli się tam pojawię – powiedział House.
- Po pierwsze są moje urodziny, więc mogę zaprosić kogo zechcę. Po drugie, nawet jeśli nie spodoba jej się cała ta sytuacja, w co szczerze wątpię, to ma za swoje – mruknęła Liza. Greg popatrzył na nią ściągając brwi w jedną linię.
- Sama zapomniała o moich urodzinach. – W głosie nastolatki można było wyczuć nutkę żalu. Mężczyzna westchnął.
- Wcale nie zapomniała – jęknął i znów patrzył przed siebie na horyzont New Jersey.
- A skąd ty możesz to wiedzieć? – zapytała.
- Bo przyszła do mnie po radę co do prezentu – powiedział. Liza spojrzała na niego zszokowana. Powoli zszokowanie na jej twarzy zamieniało się w wielki uśmiech.
- Widzisz? I to kolejny powód dla którego powinieneś przyjść. – Poklepała go po ramieniu. House spojrzał na jej dłoń, która automatycznie zsunęła się na swoje miejsce.
- Jak powód?
- Dlaczego spytała ciebie o radę? Nie Wilsona, nie tego jej chłopaka od siedmiu boleści. – Na samo wspomnienie o Lucas’ie, na twarzy Elizy pojawił się grymas.
- Nie lubisz go? – zapytał Greg.
- Uwielbiałam każdego chłopaka mojej cioci, ale przysięgam na Boga, że ten facet potrafi wyprowadzić świętego z równowagi – syknęła. Po chwili spojrzała na zegarek, a potem na mężczyznę obok.
- Do zobaczenia o 16:30 – powiedziała i ruszyła do wyjścia z balkonu.
- Kto powiedział, że przyjdę? – rzucił przez ramię.
- Odpuścisz sobie okazję przyjścia do jej domu? Szczerze wątpię – odpowiedziała i wyszła z gabinetu.
~*~
- Ja wychodzę. Papiery dla Roberts’a są na biurku, a dr. Collins nie przyjedzie dzisiaj – powiedziała Lisa i oddała kartę Tinie. Ruszyła w stronę wyjścia i gdy już miała pchnąć drzwi odwróciła się. – Aha, i jeszcze jedno. Dzwoń do mnie tylko w awaryjnych sytuacjach. Na przykład gdyby House’owi wpadło do głowy aby puścić szpital z dymem.
- Dobrze dr Cuddy – przytaknęła Tina i po odprowadzeniu dyrektorki wzrokiem, wróciła do swoich zajęć.
~*~
- Nie możesz jechać później? – zapytała Lisa podając kurtkę Lucas’owi.
- Niestety. Muszę być na czas w Londynie, ale obiecuję, że od razu gdy dotrę na miejsce to zadzwonię. – Detektyw złożył kurtkę na pół i przewiesił przez ramię.
- Nie fatyguj się, oszczędź te dolary na coś innego. – Elizabeth uśmiechnęła się złośliwie przechodząc z kuchni do salonu przez przedpokój.
- Dlaczego ona mnie tak nie lubi? – zapytał Lucas, gdy Liza zniknęła w salonie.
- Nie mam pojęcia – powiedziała Cuddy wzruszając ramionami.
- Dobra, ja jadę. Walizka, bilet, paszport. – Mężczyzna otworzył zieloną książeczkę gdzie widniały jego dane i zdjęcie.
- Musiałeś się bardzo narazić temu fotografowi – wyszeptała Liza zaglądając mu przez ramię i bacznie oglądając zdjęcie.
- Elizabeth! – Skarciła ją ciocia.
- No co? Tylko mi nie wmawiaj, że dobrze wyszedł. – Spojrzała jeszcze raz na zdjęcie i poszła do kuchni po sok.
- W takim razie idę – powiedział i czule pocałował Lisa. Kobieta oddała pocałunek. Ciszę przerwało chrząknięcie dziewczyny.
- Chyba mi niedobrze. – Wzięła łyk ze szklanki trzymanej w ręce.
- Będę tęsknić – powiedziała Lisa patrząc na Lucasa.
- Ja też – odpowiedział i odgarnął kosmyk włosów z jej policzka. Popatrzył na Elizabeth z wyczekiwaniem.
- Ja nie będę tęsknić – rzuciła rozumiejąc, że mężczyzna czeka aż i ona się z nim pożegna.
- Dowidzenia. – Westchnął i wyszedł z domu.
- Jedź ostrożnie – krzyknęła z progu Lisa.
- Tak! Zwłaszcza jak będziesz wracał. Najlepiej wróć piechotą, będzie bezpieczniej! – dodała Elizabeth i ponownie zniknęła w salonie. Po zamknięciu drzwi, w salonie pojawiła się również Cuddy.
- Czemu go tak nie znosisz? – zapytała siadając obok niej na kanapie.
- Jakoś go znoszę, gorzej z polubieniem – odpowiedziała i podsunęła kredkę Rachel, która rozglądała się po salonie w jej poszukiwaniu. Dziewczynka zaklaskała dwa razy i z różową kredką w rączce wróciła do malowania podobizny jednorożca.
- A więc czemu go nie lubisz? – spróbowała jeszcze raz kobieta.
- Po prostu – mruknęła i położyła głowę na kolanach Lisy wyprostowując się na kanapie.
- On bardzo się stara – próbowała ją przekonać.
- Czasami staranie to za mało – powiedziała Eliza i popatrzyła na nią.
- Co więcej można zrobić? – Kobieta pogładziła dziewczynę po jej kasztanowych włosach. Były identyczne.
- Mamy identyczny kolor włosów, zauważyłaś? – zapytała Elizabeth, gdy zobaczyła jak Lisa wpatruje się w nie niczym zaczarowana.
- Muszę ci coś powiedzieć – wyszeptała Cuddy. Rachel przypełzła pod kanapę i pociągając się na rączkach, stanęła na dwóch nóżkach. Po chwili pociągnęła Elizę za bluzkę. Nastolatka uśmiechnęła się i uniosła małą w powietrze. Dziewczynka zakwiliła radośnie.
- Co tam, mały szkrabie? – zapytała ciepło podnosząc się do pozycji siedzącej. Usadziła Rachel na kolanach śmiejąc się razem z nią.
- Elizabeth… - zaczęła Lisa. Mimo, że nie okazywała nic na zewnątrz, w środku panowało trzęsienie ziemi. Nie miała pojęcia jak jej to powiedzieć. Przecież nie mogła udawać, że rozmawiają o pogodzie, bo ta rozmowa miała zmienić jej życie. Jej i Elizy. Obiecała przecież Joseph’owi, który leżał teraz na sali i przygotowywał się do odejścia. Nie mogła pozwolić, żeby ona została sama. Wiedziała jak to jest być samą, i znała to uczucie aż za dobrze.
- Posłuchaj… - powiedziała, i w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Ja otworzę! – krzyknęła Eliza i pobiegła do drzwi wraz z Rachel na rękach. Lisa westchnęła ciężko i oparła czoło o oparcie kanapy. Nie tak miało być, miała jej powiedzieć. Po chwili usłyszała trzask zamykających się drzwi, głos Elizabeth i jeszcze jeden. Głos, którego nie zapomniałaby do końca świata. Jej ciało przeszły dreszcze. Jeszcze jego tu brakowało – pomyślała. Podniosła głowę i zobaczyła jak w progu salonu stoi Eliza, a za nią wysoki, przystojny mężczyzna. Była jak paczka chipsów. Zawsze wyglądają tak znakomicie na zewnątrz, ale gdy otworzysz paczkę, okazuje się, że jest wypełniona tylko do połowy, a ty zostałeś oszukany. Tak, House po poznaniu znacznie tracił.
- No nie patrz tak na mnie, jakby ci coś zrobił – powiedział Greg.
- Zjawiłeś się tu, jak zwykle, a to już wystarczający powód – rzuciła.
- Tym razem dostałem zaproszenie – zaprzeczył i wskazał palcem dziewczynę obok. Elizabeth uśmiechnęła się nieśmiało.
- To ja zaraz wrócę – powiedziała i zniknęła gdzieś w innej części domu. House, jakby nigdy nic, wszedł do salonu i usiadł wygodnie obok Cuddy.
- Chcesz mi powiedzieć, że Liza cię zaprosiła? – zapytała.
- Kto? – Diagnosta popatrzył na nią dziwnie. Lisa westchnęła.
- Elizabeth…
- Ach, no tak. Jeżeli ci to przeszkadza mogę wyjść – powiedział i wstał z kanapy. Cuddy złapała go jego dłoń, która w porównaniu do jej wydawała się być tak duża.
- Nie idź – szepnęła i automatycznie puściła jego rękę, bo wiedziała gdzie takie sygnały mogą ich zaprowadzić.
- Dobrze. – Diagnosta usiadł z powrotem na kanapie.
Bez żadnych zastrzeżeń, popołudnie zamieniające się w wieczór minęło bardzo dobrze. Obiad wydawał się być dwa razy smaczniejszy, mimo iż mężczyzna pięć razy upewniał się czy danie na pewno nie było gotowane przez administratorkę. Prawda była taka, że kobieta była dobra w wielu rzeczach za które się brała, ale gotowanie z pewnością nie było jedną z tych rzeczy. Trójka ludzi, mimo uprzedzeń, bawiła się w swoim towarzystwie bardzo dobrze. Diagnosta z trzy razy oberwał od Lisy, za głupie żarty. Z wszystkich innych, które według Elizy były bardziej godne oberwania, kobieta szczerze się śmiała. Wszyscy się śmiali i rozmawiali. Był to zwykły, miły wieczór. Jak w rodzinie, na którą na pozór wyglądali.
- Proszę – powiedział House, wyciągając prezent niezgrabnie opakowany w niebieski papier.
- Wiedziałam! – krzyknęła Eliza i sięgnęła po podarunek. Z prędkością światła zdarła opakowanie, a jej oczom ukazała się średnich wymiarów ramka. Za szkłem widniały czerwone jak krew damskie figi. Poniżej widniał napis: ‘Obyś w życiu bawiła się tak dobrze jak ja z właścicielką tej bielizny.” Elizabeth uśmiechnęła się szeroko i odwróciła ramkę w stronę dwójki siedzącej na kanapie.
- Wątpię czy się w nie kiedyś zmieszczę – powiedziała opierając brodę o górną część ramki.
- House, ty idioto! – krzyknęła Cuddy. Eliza spojrzała na ciocię, marszcząc brwi.
- O co ch…
- Ty kretynie! Jak mogłeś jej o dać? – zapytała, wzięła poduszkę i zakryła nią twarz.
- Zaraz, czy to są… - Eliza spojrzała na swoją ciocię, a potem na House’a, który pokiwał głową potwierdzająco.
- Spaliście ze sobą? – pisnęła z entuzjazmem, a opowieści cioci zaczynały układać się w całość.
- No, ja bym tego spaniem nie nazwał, raczej dzik… - Lisa zakryła usta diagnosty dłonią.
- Jeszcze słowo, a obiecuję, że laska to będzie jeden z wielu przyrządów które będą pomagały ci funkcjonować – powiedziała wściekła wciąż zakrywając się poduszką.
- A więc to o tobie była ta historia! – Eliza wszystko zrozumiała. Teraz Greg wyglądał na skołowanego.
- Jaka historia?
- Jak byłam mała, ciocia zawsze opowiadała mi o niebieskookim mężczyźnie z uczelni w Michigan – tłumaczyła. Cuddy błyskawicznie podniosła głowę, a w jej oczach można było zobaczyć przerażenie.
- Elizabeth, nawet się nie waż! – zagroziła
- No i, opowiadała mi, że była w nim szaleńczo zakochana, że był dla niej kimś ważnym i że nigdy pewnie o nim nie zapomni. Mówiła, że strasznie przeżywała jak wyjechał, i obiecała sobie, że już nigdy się tak nie zakocha w żadnym mężczyźnie, bo to tylko przynosi nieszczęście – mówiła dalej, jakby nie słysząc groźby ciotki. Diagnosta już nie był taki uradowany jak pięć minut temu. Nie zdawał sobie sprawy, że aż tak ją to zabolało. Lisa także się już nie uśmiechała. Była myślami gdzieś daleko. Nie była zła na chrześnicę. Może nawet lepiej, że House dowiedział się o tym wszystkim, że w końcu zrozumie dlaczego trzyma go tak na dystans. Elizabeth czując, że temperatura w pokoju się zgęszcza , zerknęła w stronę Rachel, której oczka powoli zamykały się ze zmęczenia.
- To ja… ten… pójdę Rachel położyć – powiedziała i zabierając prezent pod pachę wzięła małą na ręce. Dziewczynka oplotła swoje małe ramionka na około szyi Elizy i położyła główkę na jej ramieniu. Nastolatka skierowała się schodami na górę, do pokoju Lisy. W salonie została ta niezręczna cisza, którą obydwoje chcieli przerwać. Lisa podniosła się z kanapy i zaczęła zbierać brudne naczynia, udając się z nimi do kuchni. Gdy wstawiała je do zlewu, w kuchni pojawił się także diagnosta.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał, opierając się o ścianę. W jego głosie można było usłyszeć wyrzut.
- Czego? – zapytała nawet na niego nie patrząc. Zaczęła opłukiwać naczynia.
- Że mnie kochałaś – powiedział.
- To i tak nic by nie zmieniło. – Schyliła się i otworzyła zmywarkę, wkładając do niej talerze.
- Popatrz na mnie – poprosił. Lisa nie zareagowała. – Popatrz na mnie – ponowił prośbę. Cuddy wyprostowała się i odwróciła w jego stronę. Miał rację. Był pewien, że płakała. Jej oczy były lekko zaczerwienione.
- Zmieniłoby wszystko – powiedział.
- Wcale nie – wyszeptała i zbliżyła się do niego. – Gdybym ci powiedziała, albo byś mnie wyśmiał, albo wyjechał bez słowa. Wolałam sobie cierpieć i głupio łudzić się, że być może czułeś to samo, niż być poniżona i nie mieć żadnej nadziei – powiedziała usilnie próbując się nie rozpłakać. Miała tak dużo problemów, i jeszcze to wszystko. Powoli zaczynało ją to przerastać. Zaczynała czuć się za słaba, aby brnąć przez to wszystko sama. Diagnosta zbliżył się także do niej na tyle, że czuł jej oddech. Ona wiedziała co zrobi, a jednak nie odeszła. Stała w miejscu, czekając na tą krótką chwilę w której będzie mogła zapomnieć. Mężczyzna złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Cuddy położyła mokrą od wody dłoń, na jego karku i oddała pocałunek. Nie całowali się namiętnie, jak dwoje kochanków, pocałunek nie trwał minutę. Trwał dziesięć sekund. Dziesięć, pięknych sekund w których udało jej się na chwileczkę zapomnieć o całym tym zamieszaniu na około niej. Diagnosta odsunął się pierwszy, stając prosto. Dłoń Lisy znalazła się teraz na jego klatce piersiowej. Nawet nie zauważyła kiedy stanęła na palcach.
- Wiesz, że nie powinieneś był tego robić? – wyszeptała.
- Wiem – odpowiedział.
- Wiesz, że robisz wszystko trudniejszym niż jest? – zapytała wpatrując się w niego.
- Wiem.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo czasem to złe wyjście okazuje się tym lepszym – powiedział i położył swoją dłoń na jej.
I znów tak cisza, tyle że tym razem nie była już krępująca. Nagle słuchać było cichy huk z góry. Lisa spojrzała na schody za mężczyzną.
- Oj, Rachel, Rachel. – Słychać było śmiech Elizy. Czyli wszystko było w porządku. Lisa spojrzała na złączone ich dłonie i cicho chrząknęła wysuwając swoją spod jego.
- Posłuchaj mnie Greg…
- Greg, oj czuję że będzie źle – przerwał słysząc swoje imię. Cuddy uśmiechnęła się słabo.
- Posłuchaj…
- Ciociu! – Tym razem, jej wypowiedź przerwał krzyk Elizabeth. - Chodź tutaj, szybko!
Lisa popatrzyła przepraszająco na mężczyznę i ruszyła schodami na górę. House westchnął ciężko.
- Co się stało? – zapytała wchodząc do sypialni. Widząc porozrzucaną stertę zdjęć na podłodze, sądziła że otrzymała swoją odpowiedź.
- Widzisz, jakby ci to… No bo posadziłam Rachel na ziemi i poszłam po jej ubranko do spania. W tym czasie ona przypełzła sobie do szafki i zanim do niej podeszłam, zaciągnęła to pudełko, i wysypały się zdjęcia – wytłumaczyła trzymając na lewą ręką Rachel.
- I dlatego mnie zawołałaś? – zapytała Lisa.
- Nie! – szybko zaprzeczyła. – Czy Rachel mówi?
- Jeszcze nie – powiedziała.
- Bo ja zaczęłam sprzątać zdjęcia i natknęłam się na twoje zdjęcie z Greg’iem z Michigan. I gdy chciałam je wsadzić do pudełka, to mała mi je wyrwała. Pokazałam jej ciebie i zapytałam się kto to jest, a ona się tylko zaśmiała, a jak jej pokazałam House’a to powiedziała…
- Ta-ta – powiedziała Rachel wyciągając rączki przed siebie. Lisa zakryła usta ręką. Odwróciła się i zobaczyła jak w progu pokoju stoi House. Obydwoje nie wiedzieli jak zareagować. Śmiać się czy płakać. Cuddy podeszła do córki, wzięła ją na ręce i uśmiechnęła się szeroko.
- Moja mała gaduła – powiedziała szczęśliwa.
- Tata – powtórzyła Rachel i wyciągnęła rączki w stronę Greg’a.
- Chyba chce do ciebie. – Uśmiechnęła się Elizabeth. Kobieta popatrzyła w stronę diagnosty, który wydawał się być bardzo zmieszany.
- Ja nie jestem jej ojcem – powiedział zimno.
- No, ona chyba tego nie rozumie. – Eliza popatrzyła na dziewczynkę, która wierciła się w objęciach swojej mamy. Lisa położyła ją na ziemi i pozwoliła aby Rachel, na kolanach podeszła do diagnosty. Zanim wróciła do pozycji pionowej, jej wzrok przykuła pewna fotografia. Zobaczyła kobietą w ciąży, siedzącą na ławce i czytającą ‘The Times”. W błyskawicznym tempie w pokoju zrobiło się gorąco.
- Liza przyniosła byś mi szklankę wody? – zapytała chcąc się jej na chwilę pozbyć. Ton jej głosu przykuł uwagę House’a. Eliza przytaknęła i mijając mężczyznę w progu, zeszła na dół.
Lisa pośpiesznie zaczęła pakować zdjęcia z powrotem do pudła. Traf chciał, że to najważniejsze zostało gdzieś z boku. Greg podszedł do Cuddy z dzieckiem na rękach schylił się podnieść fotografię. Lisa wiedziała, że już za późno aby ją zabrać i zastygła w miejscu.
- To ty… - Bardziej stwierdził niż zapytał. Przytaknęła nic nie mówiąc.
- Byłaś w ciąży? – zapytał i nagle jakby wszystko zaczęło się burzyć dookoła. Nie mógł w o uwierzyć, po prostu nie mógł. Cuddy szybko wstała i popatrzyła mu w oczy.
- Błagam cię, nie mów nikomu o tym co teraz zobaczyłeś. Nawet nie wiesz jak bardzo staram się o tym zapomnieć, zwłaszcza, że teraz jest dwa razy trudniej – powiedziała błagalnie. – Nikt nie może się dowiedzieć.
- Gdzie jest to dziecko? – zapytał.
- Jest zdrowe i szczęśliwe – zapewniła go.
- Czy to… - Spojrzał na nią przestraszony. – Czy to jest moje dziecko? Lisa nie powiedziała ani jednego słowa. Miała nadzieję, że uda jej się o tym wszystkim zapomnieć, ale wszyscy na około tylko sprawiali, że to było znacznie trudniejsze.
- Nie – wyszeptała i spuściła wzrok. Nie mogła teraz patrzeć mu w oczy. Jemu nie było łatwiej. Myślał, że jak usłyszy, że to nie jego dziecko to kamień spadnie mu z serca, a w wyniku czuł się gorzej niż przedtem. Po chwili coś podsunęło mu pewną myśl.
- Jeszcze jedno – powiedział. – Jak ma na imię to dziecko? Cuddy spojrzała na niego, próbując znaleźć jakiś ukryty motyw w jego oczach. Nie znalazła żadnego.
- Powiedz, jak ma na imię?
- Nie powiem ci…
- Joy? – zapytał, zadając pierwszy cios. Wiedział, że od razu przyjdzie jej na myśl ta mała dziewczynka.
- Ty draniu! – wyszeptała, a po jej policzku spłynęła łza.
- No jak?
- Nie masz prawa… - powiedziała zbliżając się do niego. W pokoju nastała cisza.
- Ona jest twoją córką, prawda? Dlatego jest do ciebie tak strasznie podobna – powiedział cicho House. Z piersi Cuddy wydarł się szloch. Dlaczego on zawsze musiał wiedzieć prawdę? A teraz zostawi ją zapłakaną, bo sam nie będzie sobie umiał z tym poradzić.
- Nie masz pojęcia jak to boli. Patrzeć na nią codziennie i słyszeć jak mówi do mnie ciociu – mówiła. – To tak cholernie boli. – Oparła głowę o jego klatkę piersiową. House prowadzony impulsem podniósł swoją prawą rękę i przytulił kobietę do siebie. Wiedział, że nie wytrzyma tak długo, ale musiał ją jakość pocieszyć.
- Lucas wie? – zapytał. Lisa potrząsnęła głową w niemym ‘nie’. Greg odsunął ją od siebie i przeniósł ciężar ciała z powrotem na laskę, czują ulgę.
- Twój dzieciak zaślinił mi marynarkę – Spojrzał na Rachel, która spała jak suseł w jego rękach. Kobieta zaśmiała się i wzięła córkę na ręce.
- Najlepiej będzie jak pójdę – powiedział diagnosta. Lisa przytaknęła z lekkim uśmiechem. Obydwoje byli zmęczeni.
- Dobranoc – rzucił i odwrócił się do wyjścia z pokoju. W progu minął się z Elizabeth. Tak jak przewidywał, widział ją teraz jako kogoś innego. Spojrzał znów na Lisę, która mimo tego lekkiego uśmiechu, w oczach miała ból.
- Dzięki za zaproszenie – powiedział i skierował się na dół. Eliza odwróciła głowę w kierunku cioci z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.
- Twoja woda – powiedziała i postawiła wodę na szafce nocnej.
- Idziemy spać? – zapytała zmęczonym głosem Cuddy.
- No, wiedzę, że twojej córki nie trzeba przekonywać. – Uśmiechnęła się, widząc jak Rachel ssie kciuk. Lisa odwzajemniła uśmiech.
- Chyba nie.
- To idę się przebrać – powiedziała Eliza i zniknęła w korytarz. Lisa westchnęła cicho, włożyła dziewczynkę do kojca i sama się przebrała. Gdy już zgasiła lampkę, drzwi od sypialni cicho się otworzyły poczym zamknęły. Potem słychać było kroki, i łóżko ugięło się pod ciężarem drugiego ciała.
- Jeszcze z tego nie wyrosłaś? – zapytała Lisa, odgarniając włosy z twarzy dziewczyny.
- W życiu. W końcu to tradycja. – Uśmiechnęła się i podciągnęła kołdrę pod brodę.
- Dobranoc.
- Dobranoc – szepnęła Lisa, zerkając na swoją starszą córkę, po raz ostatni tego wieczoru.
C.d.n.
P.S. wiem, że są błędy, tylko nie mam siły...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez HuddyFan dnia Nie 16:17, 02 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
baby
Neurochirurg
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 3013
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z szafy Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:44, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
pjerfsza!
jeeej, miśku
zrobiło się tak... tak... nie mam słowa.
ten pocałunek, i te złączone ręce
a ten prezent
kocham,
baby
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:45, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Zwykle tego nie robię, ale tym razem...
Pierwsza
Jest, jest, jest kolejna część nie idę grilować, czytam reszta poczeka, są rzeczy ważne i ważniejsze
Edit, już wiem, dlaczego tego nie robię
Cześć baby
Drugie to też dobre miejsce, nie?
Edit 2
Huddyfan, po prostu megacudownie
Nie wiem, jak Ty to robisz, że potrafisz stworzyć taki klimat Jestem zauroczona tym fikiem
Tym jak piszesz i jak to prowadzisz
Tekst jest uroczy, zabawny, ale w swej lekkości również bardzo poważny. Wszystko jak zwykle przemyślane. Każde słowo ma znaczenie, każda postać pięknie oddana.
Uwielbiam Lizę i jej podejście do House'a Przenikliwa niczym ciocia No właśnie, w końcu poznaliśmy część tajemnicy, ale nie jestem pewna, czy to koniec Podoba mi się Rachel To jej "tata", takie wymowne
Cała otoczka i klimat ich spotkania, czułam jakbym tam była
Prezent House'a
Kocham gadatliwość Lizy
Pocałunek Huddy
A potem...
Zdjęcia, House, Liza, Lisa... - część pozostawia naprawdę wielkie wrażenie Ukłony w Twoją stronę
Umieram z ciekawości, co będzie dalej
Błagam niech Twój wen nie trzyma nas zbyt długo w niepewności, jest jeszcze tyle pytań, tyle nierozwiązanych kwestii...
Huddyfan, kłaniam się w pas A fik zaliczam do jednych z moich najulubieńszych Jestem pod wielkim wrażeniem.
Buziaki
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Nie 16:34, 02 Maj 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
baby
Neurochirurg
Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 3013
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z szafy Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:56, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
cześć, lisku
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gorzata
Narkoman
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:13, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
jupi!!!
w końcu!
świetne!
prezent mnie rozwalił
i Rachel mówiąca 'tata' do House'a
dobry pomysł z tym zdjęciem
część cudowna, wspaniała, fantastyczna i w ogóle uwielbiam tego ficka
czekam na ciąg dalszy, mam nadzieję, że szybko będzie!
Wena!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mazeltov
Neurolog
Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z poczekalni Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:42, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Kobieto ja naprawde na zaden dedyk nie zasluguje, a juz na taki dozywotni to napewno
Jesli chodzi o styl pisania, to wiesz ze go uwielbiam. Chyba po raz juz setny powtorze, ze masz bogate slownictwo, ladnie budujesz zdania co sprawia, ze czyta sie naprawde przyjemnie.
Co do tresci to podoba mi sie jak wyglada relacja miedzy Liza i Housem. Widac, ze mloda latorosl Cuddy odziedziczyla po niej inteligencje i sposob na to jak postepowac z Housem.
Cytat: | - Kto powiedział, że przyjdę? – rzucił przez ramię.
- Odpuścisz sobie okazję przyjścia do jej domu? Szczerze wątpię – odpowiedziała i wyszła z gabinetu.
|
Ciesze sie, ze Liza jawnie pokazuje swoja niechec do Lucasa, ktorego ja nie trawie. Prawde mowiac irytowal mnie jeszcze jak nie byl z Cuddy, a teraz to juz wogole, termin duze dzecko jak najbardziej do niego pasuje. Elizabeth ma charakterek i nie bawi sie w grzecznosci.
Cytat: | - Musiałeś się bardzo narazić temu fotografowi – wyszeptała Liza zaglądając mu przez ramię i bacznie oglądając zdjęcie.
- Elizabeth! – Skarciła ją ciocia.
- No co? Tylko mi nie wmawiaj, że dobrze wyszedł.
- Ja nie będę tęsknić – rzuciła rozumiejąc, że mężczyzna czeka aż i ona się z nim pożegna.
|
Czytajac te jej wypowiedzi, cieszylam sie jak glupia dobrze tak "dzieciakowi"
Troszke szkoda, ze my czytelnicy nie zostalismy zaproszeni do stolu i nie moglismy sluchac zarcikow Housa i dowiedziec sie, za co konkretnie oberwal, a za co nie oberwal a powinien
Jesli chodzi o pomysl na prezent, to House w 100%. A zobaczyc miny Cuddy napewno bezcenne.
Pozniej zrobilo sie troszke smutniej, ze wzgledu na to co powiedziala Liza. Musze powiedziec, ze za to ja lubie, ze mowi to ma powiedziec czasem nie patrzac na to czy powinna, zupelnie jak House. I tu nasuwa mi sie mysl, czy aby przypadkiem Liza nie jest dzieckiem tej dwojki
Sytuacja w kuchni, juz myslalam, ze cos bedzie wiecej, a tu wzywaja Cuddy. Wiem ja jestem perwers, ale sama wiesz kuchnia, stol zreszta niewazne. Troszke mnie tylko zaskoczyla reakcja Cuddy, byla niebywale spokojna, chodz i nie byla, wiedziala, ze salo sie cos co teoretycznie nie powinno miec miejsca, ale czego napewno chciala.
Co do tego, ze Reachel zaczela mowic, a zwlaszcza, ze jej pierwszym slowem bylo "tata" i to jeszcze skierowane do Housa, coz z jednej strony niby fajnie tak milo i cacy, ale jak na moj ostatnio bardzo mroczny, oschly i raczej angstowy gust wydaje mi sie za bardzo ckliwie. Ale jestem ciekawa jak potoczysz ten watek, dlatego sie nie przejmuj mazel musi sobie pojeczec, zreszta mowialm, ze bede sie wyrzywac
Wkoncu dobrnelam do naciekawszej czesci. Zagadka powoli wychodzi na jaw i tak jak sie spodziewalam Cuddy jest jej matka. Teraz pozostaje tylko pytanie, czy Cuddy oklamala Housa w kwesti tego czy to jego dziecko?
Cytat: | - Nie – wyszeptała i spuściła wzrok. Nie mogła teraz patrzeć mu w oczy. |
Wydaje mi sie, ze nie i nawet mam pewna teorie, kto moze byc jej ojcem, ale to ci wysle na pw, zeby ewentualnie jesli mam racje nie psuc niespodzianki innym czytelnikom.
Ciekawie tez przedstawiasz to jak Cuddy sie zachowuje, na poczatku prosi, zeby milaczal, pozniej na niego krzyczy jak on wspomina o Joy, a pozniej sie w niego wtula i szuka u niego pocieszenia. Postac Cuddy w calym fiku, jak i tutaj bardzo fajnie prowadzona, ma glebie i jest skomplikowana a nie powierzchowna, czyli to co mazel lubi
W uroczy sposob pokazujesz w koncowce relacje Cuddy z Liza. Liza mimo, ze to madra dziewczyna to tak naprawde widac, ze mimo wszytko to jeszcze mloda osoba, ktora potrzebuje bliskosci i ma niepowtarzalna wiez ze swoja ciocia/mama.
HuddyFan tego wlasnie mi trzeba bylo dzisiaj, czegos na wysokim poziomie do poczytania Mam nadzieje, ze na kolejna czesc nie trzeba bedzie czekac zbyt dlugo
pozdrawiam mazel
edit: musze popracowac nad zwiazloscia tego co pisze, bo ostatnio cos sie strasznie rozpisuje
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez mazeltov dnia Nie 19:43, 02 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
GosiaczeQ_17
Proktolog
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina wiecznej młodości Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:25, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Nowa część
Ojej, jak to wszystko zaplanowane fajnie Tylko pisać i pisać (tak to była sugestia drobna ) oraz czytać i czytać
Prezent świetny Tajemnica Cuddy też super No i ta końcówka
PIsz dalej
Czekam na cd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pomorskie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:06, 03 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Czytając dedyk prawie się popłakałam. On jest dla mnie ?? Nie zasłużyłam sobie. Dobra, omijając ckliwe części będzie to brzmiało tak : Bardzo, bardzo dziękuje !
''Piłeczce - bo to właściwie dzięki niej jest ta część. ''
Dzięki mnie jest ta część ? Jak to ? Mam nadzieje że mi odpowiesz. A co do następnej części, ta podoba mi się najbardziej. Teraz rozumiem że Eliza to jej dziecko, ale wciąż nie wiem kto jest ojcem. Choć mam dziwne przeczucie że Lisa skłamała mówiąc Hous'owi że to nie jego dziecko. Pewnie niedługo ( mam taką nadzieje, bo znowu uschnę )wkleisz kolejną część i się dowiem . Nie wiem co jeszcze napisać więc kończę. I jeszcze jedno pokłony !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HuddyFan
Stażysta
Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:57, 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Historia powoli dobiega końca. Nie mogę teraz wszystkim podziękować z osobna, więc dziękuję na raz. Wasze komentarze sprawiają, że się uśmiecham. Naprawdę, to znaczy dla mnie strasznie dużo, bo wiem, że mam dla kogo pisać.
Dedykuję Wam wszystkim za to, że się jeszcze nie znudziłam.
I dla Neski, bo ja kocham ją, a ona mnie.
VIII-<i>Ludzie słabi nie wybaczają. To przywilej ludzi silnych.</i>
W Princeton nadszedł nowy dzień, który miał zmienić życie nie jednej, nie dwóch ani trzech osób, a pięciu. I to na zawsze.
Elizabeth siedziała w salonie i oglądała telewizję. Głośność była nastawiona na takim poziomie, że każdy człowiek musiałby czytać z ruchu warg aby dowiedzieć się co mówią, ale jej to nie przeszkadzało. Tak naprawdę, to wcale nie oglądała tych głupawych reklam tylko patrzyła się w kolorowy ekran sprawiając wrażenie zaciekawionej. Myślami była całkowicie gdzie indziej. Całą noc nie spała, bo dziwne uczucie nie dawało jej zasnąć. Nie wiedziała o co chodziło. Odkąd przyjechała tu z ojcem, dokładnie dwa tygodnie temu, jego stan wcale się nie poprawiał. Wręcz odwrotnie, pogarszał się z dnia na dzień, a Eliza patrzyła na to bezsilnie nie mogąc nic na to poradzić. Czuła, że niedługo nadejdzie moment w którym odejdzie mężczyzna jej życia. Nie chciała tego, tak bardzo tego nie chciała.
Do salonu wtargnęła Lisa Cuddy szukając papierów do pracy. Gdy zobaczyła chrześnicę na kanapie podskoczyła jak oparzona.
- Ale mnie przestraszyłaś! – Położyła dłoń na sercu. Elizabeth ani drgnęła.
- Liz, co się dzieje? – zapytała z troską w głosie, i usiadła obok.
- Nie mogłam w nocy spać, więc siedzę tak sobie i myślę. - Westchnęła
- A nad czym tak myślisz? – Uśmiechnęła się Cuddy. Dziewczyna spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem w którym widać było zalążek strachu.
- On umrze, prawda? – zapytała. Uśmiech Lisy zniknął szybciej niż się pojawił.
- Nie mów tak! – zaprzeczyła.
- Ciociu, proszę, obiecaj że on z tego wyjdzie – poprosiła i złapała ją za rękę. Kobieta zobaczyła w jej oczach tak ogromny strach, że ból ścisnął jej serce. Nie chciała aby się męczyła. Miała jeszcze na to całe życie.
- Obiecuję – powiedziała i pocałował Elizabeth w czoło. Nagle zadzwonił telefon. Lisa sięgnęła po komórkę i odebrała połączenie.
- Marina! Nareszcie! Posłuchaj… aha… rozumiem… nie ma najmniejszego problemu… do zobaczenia – pożegnała się i zakończyła rozmowę wzdychając ciężko.
- Co się stało? – zapytała nastolatka.
- Marina jest chora i nie mam z kim zostawić Rachel – odpowiedziała.
- Ja mogę się nią zająć – zaproponowała Eliza. Cuddy spojrzała na nią, a w jej oczach zapaliła się iskierka szczęścia.
- Naprawdę? – zapytała.
- Nie ma sprawy. Przecież wiesz jak ją uwielbiam. – Uśmiechnęła się.
- Jesteś kochana – powiedziała Lisa i przytuliła dziewczynę.
- Wiem – odpowiedziała i zaśmiała się cicho. – A teraz leć, bo się spóźnisz – dodała i wskazała zegar który pokazywał godzinę siódmą trzydzieści dwie. Kobieta ruszyła do drzwi i zanim zamknęła je za sobą, zawołała:
- Zostawiam klucze!
Mijały sekundy, minuty, godziny, a Elizabeth siedziała pogrążona w głębokich myślach co chwilę zerkając na bawiącą się na dywanie Rachel. Czasami marzyła aby wrócić do czasów w których nie miało się trosk, cierpień, a jedynym dylematem było wybranie sukienki dla lalki. Chciała znów być dzieckiem, chciała znów poczuć, że świat jest kulką w jej dłoniach, a ona może nim zawładnąć. Lecz nie zawsze chcieć znaczy móc. Dokładnie, to prawie nigdy. W domu rozległ się dzwonek do drzwi. Liza powolnym krokiem wstała z kanapy i ruszyła do drzwi. Gdy je otworzyła, na progu stała niania Rachel.
- Marina? Myślałam, że jesteś chora? – stwierdziła i gestem dłoni zaprosiła ją do środka.
- Jak się okazało, to tylko zatrucie. A gdzie aniołek? – zapytała.
- Aniołek bawi się w salonie – odpowiedziała i podążyła za nią. Marina wzięła Rachel na ręce, a ta zaśmiała się radośnie.
- W takim razie ja się zmywam – rzuciła Elizabeth, i łapiąc telefon wybiegła z domu.
- Cześć – rzuciła i usiadła na krześle.
- Cześć, mała – powiedziała Trzynastka odkładając gazetę. – Czemu masz taką skwaszoną minę?
- A nie wiem, mam ciężki dzień. – Westchnęła. – A gdzie reszta grona?
- Są w klinice.
- A wiesz gdzie jest Cuddy? – zapytała Liza.
- Mijałam ją niedawno na korytarzu. Rozmawiała z Wilsonem.
- To już kwestia kilku godzin. Moglibyśmy to przyspieszyć.
- Nie jestem pewna.
- Elizabeth wie?
- Nie.
- Powinnaś jej powiedzieć.
- Nie potrafię
- Aha. No nic, idę do taty. – Uśmiechnęła się lekko i zniknęła za rogiem.
Elizabeth siedziała na korytarzu. Już nie mogła wchodzić do sali ojca, ponieważ mogło mu to zaszkodzić. Więc ślęczała na krześle z nogami opartymi o drugie, i rysowała. Rysowała swojego tatę. Chciała aby był w takim stanie jak na jej rysunku. Silny, zdrowy, szczęśliwy. Już zapomniała jak wyglądał jego uśmiech. Odkąd tu byli rzadko się uśmiechał. Prawie wcale. Narysowała już wszystkie kończyny i dolną część tułowia. Z niewiadomych przyczyn nie mogła narysować klatki piersiowej. Ciągle coś zmazywała, coś dodawała, a już sądziła, że się udało, okazywało się, że albo jest nieproporcjonalna, albo krzywa. Nigdy w życiu chyba tak się nie umęczyła rysując, jak dla niej, najłatwiejszą partię ciała. Narysowała już kontur, i gdy dotarła do lewej strony, grafit w ołówku niespodziewanie się złamał. Elizabeth spojrzała na przyrząd i zmarszczyła brwi. Mogłaby przysiąc, że robiła to najdelikatniej jak tylko można. Uniosła głowę do góry i szybkim ruchem wyciągnęła słuchawki z uszu. Grupa lekarzy, w tym zespół House’a, wbiegła do sali jej ojca. Eliza podniosła się i podbiegła do szyby. Blok i ołówek i odbiły się głuchym dźwiękiem o podłogę. Dziewczyna widziała przez szklaną szybę jak ci ludzie próbują reanimować pacjenta. Liza kątem oka zobaczyła podłużną kreskę na monitorze kardiogramu i poczuła, że już przegrał. Chciała wejść do środka. Gdy już rzuciła się do wejścia, zatrzymały ją silne ramiona Remy. Kobieta złapała ją w pasie i odciągnęła od szyby.
- Puść mnie! – krzyknęła Elizabeth. Zaczęło jej być strasznie gorąco. On nie mógł umrzeć. Przecież by jej nie zostawił.
- Tato! – wciąż krzyczała, a Hadley nie rozluźniała uścisku. Nagle za szybą nastał spokój. Wszyscy się wyprostowali, a Foreman spojrzał na Elizabeth ze smutkiem. Nie żyje.
- O Boże – wyszeptała dziewczyna i spojrzała na wychodzących z sali doktorów.
- Nie, nie, nie, nie – powtarzała. I wtedy przyszedł moment w którym naprawdę zrozumiała co się dzieje.
- Nie! – krzyknęła a z jej płuc wyrwał się szloch, który przerodził się w płacz. Elizabeth nie mogła utrzymać się na nogach. Remy próbowała ją utrzymać na rękach, ale wraz z nią usiadła na podłodze. Liza oparła głowę o ramie lekarki i płacząc czuła, jak ta kołysze ją gładząc po włosach. Kręciło jej się w głowie. Nagle poczuła niepohamowaną złość. Odepchnęła Trzynastkę i wstała szybkim ruchem z podłogi.
- Obiecała – wyszeptała Elizabeth patrząc gdzieś przed siebie. Kobieta popatrzyła na nią z troską.
- Kto? – zapytała.
- Obiecała – powtórzyła i rzuciła się do windy. Podbiegła do metalowych drzwi wciskając nerwowo guzik. Po policzkach płynęły jej łzy, których tak naprawdę nie chciała zatrzymać. Winda nie przyjeżdżała. Dziewczyna otworzyła boczne drwi i kierując się schodami zbiegła na parter. Pchnęła kolejne drzwi i znalazła się na recepcji przy wejściu do szpitala. Już nie biegła, szła szybkim krokiem wycierając łzy rękawem. Zobaczyła ją przez szklaną ścianę do kliniki. Podeszła do drzwi, które automatycznie się otworzyły.
- Obiecałaś! – krzyknęła, a wszystkie głowy w klinice skierowały się na nią, łącznie z głową administratorki. Lisa spojrzała na Elizę, której policzki były mokre od wciąż płynących łez.
- Obiecałaś, że on nie umrze!
- Kto nie umrze? – zapytała i przeszła parę kroków w jej stronę.
- Tata – wyszeptała. Cuddy popatrzyła na nią z przerażeniem w oczach.
- Elizabeth… - podeszła i chciała ją przytulić.
- Nie dotykaj mnie! – Odepchnęła jej dłoń. – Jesteś kłamcą!
- Posłuchaj mnie… - próbowała wytłumaczyć kobieta.
- Żebyś mnie znowu okłamała?! Nienawidzę cię! – krzyknęła i popatrzyła na nią wręcz z obrzydzeniem. Przeszła parę kroków w tył, poczym odwróciła się i ruszyła w stronę schodów. Gdy Cuddy chciała za nią pójść, coś zagrodziło jej drogę. Spojrzała w dół i zobaczyła laskę diagnosty. Przenosiła wzrok na właściciela.
- Przepuść mnie – powiedziała ze łzami w oczach.
- Daj jej trochę czasu, musi się z tym oswoić – odpowiedział stanowczo.
- Jestem jej matką, mam prawo.
- To dziecko właśnie straciło ojca, chcesz jej teraz powiedzieć? – zapytał. Lisa spojrzała na niego i opuściła głowę.
- Nie – wyszeptała.
- Dokładnie. Więc odpuść na chwilę i poszukaj jej później. Uwierz mi, wiem jak to jest gdy straci się coś cennego. – Popatrzył w jej oczy próbując powiedzieć, że to o nią chodzi. Nie miał odwagi. Opuścił laskę na ziemię i ruszył w stronę wind. Lisa stała na środku recepcji, i po raz pierwszy w życiu czuła się tak bardzo bezradna.
Elizabeth siedziała na dachu PPTH i patrzyła na niebo. Jego czarno-fioletowy odcień sprawiał, że cała ta sytuacja stawała się bardziej trudniejsza. Jeżeli to w ogóle było możliwe. Czuła się jakby ktoś wyrwał z niej jakąś ważną cząstkę, tą najważniejszą. Nie miała siły aby mrugać, ruszać się, a nawet oddychać. Już nawet nie potrafiła płakać. Czy tak czuł się człowiek, który stracił coś cennego? Nie wiedziała, bo to zdarzyło się pierwszy raz. Zastanawiała się też, czy będzie w stanie wybaczyć swojej cioci. Czy będzie kiedyś w stanie popatrzeć na nią, i nie widzieć tej sytuacji przed oczami. Nie wiedziała. Drzwi lekko otworzyły się, a na dach wtargnął niespodziewany gość. Elizabeth nie chciała wiedzieć kto to. Nie chciała z nikim rozmawiać, niczego tłumaczyć. Sama nie potrafiła sobie wytłumaczyć zaistniałego zdarzenia.
- Powinnaś jej wybaczyć – powiedział House i usiadł na murku koło niej. Liza zaśmiała się ironicznie.
- Łatwiej mówić – mruknęła.
- Mnie też kiedyś okłamała – rzucił luźno. Dziewczyna spojrzała na diagnostę. Jej oczy były podpuchnięte od łez. Czekała na opowieść. A on chciał jej o tym opowiedzieć, bo wiedział, że wolała teraz bardziej słuchać niż mówić.
- Kiedy miałem mieć operację na nogę, Cuddy przyszła do mnie do sali parę godzin przed rozpoczęciem. Zapytałem ją co będzie z moją nogą, a ona mi obiecała, że będę znów normalnie chodził. Sama widzisz, że nic z tego. Ta noga to tylko bezużyteczna kończyna, który przysparza mi ból. Lecz na te parę chwil poprawił mi się nastrój. Nie bałem się. I dziś jestem jej za to wdzięczny, ale nie mów jej tego, bo wina to jeden z haczyków jakie na nią mam. – Uśmiechnął się pocieszająco.
- Wiedz, że ona to zrobiła z troski o ciebie. – Wstał i popatrzył krajobraz Princeton.
- Dlaczego nie powiesz jej, że ją kochasz? – zapytała Liza. Diagnosta popatrzył na nią.
- Bo ten debil na górze chce żeby moje życie było trudniejsze. Uwziął się, idiota.
- Lepiej znaleźć niedojrzałą wymówkę. – Elizabeth wywróciła oczami.
- Przecież i tak ma Lucas’a – powiedział House.
- Jest z nim, bo jest tchórzem. Nie chce się sama zestarzeć. – Dziewczyna popatrzyła gdzieś w bok.
- Nienawidzisz jej? – zapytał.
- Nie wiem – odpowiedziała. – A ty ją kochasz? – zapytała. Diagnosta wzruszył ramionami.
- Nie zawsze można mieć to czego się chce – zacytował Rolling Stone’sów.
- Wiem to aż za dobrze – odpowiedziała.
- Powinnaś jej wybaczyć. – Ruszył w stronę wyjścia.
- A ty powinieneś jej powiedzieć.
- Jeśli jej powiem, to jej wybaczysz? – zapytał. Liza popatrzyła na niego.
- Tak – odpowiedziała stanowczo. Pokiwał głową i nacisnął klamkę.
- Dlaczego to robisz? – zapytała Elizabeth.
- Bo wiem ile dla niej znaczysz – odpowiedział i zniknął za blaszanymi drzwiami.
C.d.n.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gorzata
Narkoman
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:44, 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
klepię!
e: miałam ci przypomnieć o tym ficku, ale na szczęście dodałaś nową część
to jest cudowne!
ta część, sam pomysł, twój styl...
śmierć przerażająca, ale pięknie ukazana
te uczucia, obietnica Cuddy, potem szczerość House'a...
bardzo mi się podoba szczególnie końcówka tej części!
mam nadzieję, że kolejna część będzie szybciej!
Wena!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gorzata dnia Sob 20:44, 12 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
GosiaczeQ_17
Proktolog
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina wiecznej młodości Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:20, 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
O ja cie
Wzruszyłam się bardzo. Dziękuję
Teraz będzie fajnie wszystko prawda?
Czekam na cd
Pzdr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:01, 12 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Och, pamiętam, że czytałam kiedyś coś, co bardzo mi sie podobało, ale nie mogłam sobie przypomnieć co to było. I mam. To dokładnie ten fick Jest przecudowny. Od pierwszego słowa, aż do kropki przy zdaniu w ostatniej części, którą dodałaś. Co więcej, jestem pewna, że cudowny będzie również dalej.
Bardzo podobają mi się relacje House'a z Elizabeth. On traktuje ją tak... poważnie? No, chyba o to mi chodziło. Rozmawia z nią jak równy z równym, co ogromnie mi się podoba.
Jesteś mistrzynią w budowaniu napięcia i niepewności. Tworzenia mrocznych zagadek i tajemnic. Mimo że w czasie czytania to drażni, bo każdy chciałby wiedzieć co dzieje się dalej, to z perspektywy czasu można uznać to za mistrzostwo. Trudno sprawić, żeby czytelnik po zakończeniu czytania zastanawiał się, co będzie dalej przez czas dłuższy od pięciu minut. Tobie się to udaje. Przynajmniej według mojego zdania.
Fantastycznie, po prostu pieknie opisałaś śmierć ojca Lizy. O ile można w taki sposób opisać śmierć. To jak ona na to patrzy, jak płacze, jak rozmawia z Cuddy, potem jej samotny pobyt na dachu. I oczywiście rozmowa z House'm - bardzo mi się podobała. Szczególnie końcówka, to jak House mimo strachu chce wyznać Cuddy prawdę, aby Elizabeth jej wybaczyła. Na swój sposób jest to urocze, jak na House'a.
I znów przerwałaś w takim momencie, że czytelnik myśli, co będzie dalej. A ja? Mi nie pozostaje nic innego, jak tylko z niecierpliwością oczekiwać na kolejną część.
Pozdrawiam
Szpilka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HuddyFan
Stażysta
Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 8:02, 13 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Gorzatko i Gosiu dzięki Wam wielkie za to, że jeszcze mnie komentujecie. Bardzo dużo to znaczy.
Szpilczeko moja kochana. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się szczerzyłam do monitora. Dzięki takiemu komentarzowi, kolejna część pojawi się szybciej niż myślisz. Dziękuję Ci, jesteś kochana.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:58, 13 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Oj, ja zawsze jestem kochana No dobra, rzadko jestem kochana. Chyba, że coś bardzo mi sie podoba. Tak, jak np. Twój fick. Wiem, powtarzam się. Aha, piszę żeby powiedzieć, że trzymam Cię za słowo. Czekam. Ile to już czasu? Chyba aż od wczoraj
Pozdrawiam i życzę dużo wena
Szpilka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:22, 13 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Huddyfan
Oto, co mam do powiedzenia:
Stworzyłaś niezwykle interesującą historię którą prowadzisz po mistrzowsku Opisy Postacie No dosłownie wszystko
Zgadzam się ze Szpilką idealne od pierwszej literki do ostatniej kropki
Realcja Cuddy Elizabeth - jest niesamowita, tak realna, skomplikowana, a jednocześnie tak oczywista, nie wiem, jak udaje Ci się ją tak oddać relacje House Elizabeth również, zwłaszcza końcowa rozmowa mistrzostwo już nie mogę się doczekać, co będzie dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HuddyFan
Stażysta
Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:40, 24 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
No cóż, po moich litrach potu, zszarganych nerwach i nieprzespanych nocach, udało mi się dojść prawie do końca. Prawie, bo to jest przedostatnia część. Będzie jeszcze dziesiąta i epilog. Ha! Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie.
Dedykuję Liskowi, Tygryskowi i Nessce.
Dla L., bo jest kochana i komentuje moje wypociny chociaż nie zasłużyłam.
Dla T., bo żałuję, że jej nie zobaczę i ma na pocieszenie rozdział. Wiem, marne pocieszenie, ale nic więcej nie mogłam wymyślić.
Dla N., bo ją kocham, i zobaczę ją w sobotę, i ją kocham, i jest wspaniała, i ją koch… dobra, chyba się zagalopowałam. Ona wie za co.
<i>IX – Nie potrafiąc odróżnić zła od dobra.</i>
Elizabeth siedziała w swoim pokoju przewracając w rękach szklaną kulkę. W środku znajdował się mały, biały domek, wokoło stały zielone drzewa. Liza czasami chciała znaleźć w takiej kuli i nigdy z niej nie wychodzić, nikogo nie wpuszczać. To była jedna z tych chwil. Nie wiedziała co robić, czuła się bezradna. Chciała pójść do taty żeby poradził jej co ma robić, ale jej taty już nie było. Był w innym miejscu, w lepszym. Nie wziął jej ze sobą. Zostawił ją na tej zimnej planecie bez żadnych nadziej, marzeń, bo zabrał je ze sobą. Chciała zadzwonić do mamy, ale za każdy razem gdy wykręcała numer, coś w środku kazało jej odłożyć słuchawkę. Pewnie i tak by nie odebrała. Była jeszcze jedna osoba z którą chciała porozmawiać. Nawet nie tyle co porozmawiać, jak przytulić się do niej mocno i po prostu wypłakać swój strach przed przyszłością, przed tym co będzie dalej. Z całej siły pragnęła wybaczyć Lisie, ale nie mogła, bo tak jak ta siła która zatrzymywała ją przed zadzwonieniem, ta coś nie pozwalało jej jeszcze wybaczyć. Jeszcze nie teraz. Może był jakiś powód? Nie wiedziała. Siedziała i przewracała kulkę w dłoniach. Na jej policzkach widać było zaschnięte łzy. W domu panowała taka cisza, że Liza słyszała jak Rachel miarowo oddycha śpiąc w innym pokoju. Po chwili usłyszała też dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Poczuła jak wszystkie jej mięśnie się napinają. Wiedziała, że nastąpi za chwilę moment w którym powie o parę słów za dużo. Nie chciała z nią rozmawiać, nie miała siły. Odłożyła zabawkę na łóżko i chwytając bluzę podeszła do drzwi. Chwyciła za klamkę i gdy je otworzyła ujrzała swoją ciocię, która widocznie chciała zapukać. Lisa spojrzała w jej oczy. Ból, cierpienie które zobaczyła sprawiało, że jej serce rozrywało się na pół, ale najbardziej nie mogła znieść widoku tego żalu.
- Porozmawiaj ze mną – poprosiła Lisa z całej siły próbując być silną.
- Nie potrafię – odpowiedziała i minęła ją ze smutkiem. Zeszła schodami w dół, i gdy chciała wyjść z domu poczuła jej dłoń na ramieniu. Odwróciła się i spojrzała na jej zmęczoną twarz.
- Chciałam cię chronić, zrozum mnie. Nigdy, prze nigdy bym cię nie skrzywdziła – powiedziała Lisa i położyła dłoń na policzku dziewczyny.
- Jak widać ci się nie udało – wyszeptała z wyrzutem i opuściła wzrok.
- Co mam zrobić żebyś mi wybaczyła? – zapytała. Eliza popatrzyła z powrotem na kobietę, podniosła dłoń i przykryła nią dłoń Lisy lekko ją zsuwając. Odwróciła głowę i sięgnęła do klamki.
- Gdzie idziesz? – zapytała Cuddy. Po policzku nastolatki spłynęła łza. Od paru godzin łzy spływały po jej policzkach, a ona nawet nie wiedziała. To było tak normalne jak oddychanie.
- Gdziekolwiek. Do Wilsona, do Remy, nie wiem – odpowiedziała.
- Zostań w domu.
- Mój dom jest w Ohio – odpowiedziała.
- Liza, proszę…
- Chcę iść do Trzynastki.
- Nie! – krzyknęła po raz pierwszy Lisa. Elizabeth popatrzyła na nią momentalnie. – Chcesz żeby cię pocieszyła? Wsparła? Ona nie jest twoją matką! – Eliza spojrzała na Cuddy z wyrzutem.
- Ty też nią nie jesteś! – odpowiedziała poczym otworzyła drzwi wyszła na dwór. Lisa chciała pójść za nią, ale ból w klatce piersiowej nie pozwolił jej się ruszyć. Zielone drzwi zamknęły się, a Cuddy lekko osunęła się po ich długości na ziemię. Jej słowa zabolały jak miliony noży, które ktoś bestialsko wbił w jej – tyle razy odbudowywane – serce. Nie była zła, nie mogła. To nie była wina Elizabeth, że nie wiedziała prawdy. Właściwie jedyną osobą, która powinna się obwiniać była Lisa Cuddy. To ona bezmyślnie obiecała córce, że jej ojciec nie umrze. Zaśmiała się z tego jak żałosna była. Obiecała Joseph’owi, że powie Elizabeth prawdę, i co? Była zwykłą, fałszywą, tchórzliwą idiotką. Zastanawiała się czy kiedykolwiek będzie mogła spojrzeć w lustro.
Wilson siedział na kanapie i wpatrywał się w telewizor. Kolory padające z ekrany odbijały się w jego oczach. James myślał o Elizabeth. Zastanawiał się, czy poradzi sobie. House siedział obok czytał magazyn medyczny. On też myślał o Elizabeth, o tym czy będzie na tyle odważna by wybaczyć Lisie. W mieszkaniu rozległo się pukanie. Wilson podskoczył na kanapie. Greg widząc to parsknął pod nosem. Onkolog wstał, ruszył leniwie do drzwi i otworzył je. To co ujrzał, przestraszyło go jeszcze bardziej. Elizabeth stała przed nim, w kapturze na głowie. Z pod kaptura wystawały przemoczone kosmyki jej włosów. Wilson spojrzał na okna. Nawet nie zauważył kiedy zaczęło padać.
- Mogę wee… wejść? – Liza potarła ramiona aby zakamuflować dreszcz zimna.
- Natychmiast – odpowiedział i wręcz wciągnął ją do środka. – Rozbieraj się! – rzucił. Dziewczyna popatrzyła na niego z pod kaptura.
- Nie patrz tak i zdejmuj to przemoczone ubranie, bo za chwile dostaniesz zapalenia płuc. – Wilson skierował się do korytarza i zniknął w łazience. Nastolatka zdjęła mokrą bluzę przez głowę i zakaszlała cicho. Po chwili pokazał się James z ręcznikiem w ręce i lejącą się wodą gdzieś za nim.
- Masz ręcznik, weź ciepłą kąpiel i rozgrzej się. Na szafce w łazience leży szara bluza, możesz jej użyć. – Dziewczyna przytaknęła głową i w ciszy skierowała się do wskazanego pomieszczenia. Onkolog westchnął i z powrotem wszedł do salonu. Był zdziwiony, gdy zastał House’a w takiej samej pozie w jakiej był, kiedy on opuszczał pokój.
- Elizabeth przyszła – powiedział James.
- Wiem – rzucił nadal przełączając kanały telewizji.
- Ani trochę cię to nie dziwi? – zapytał. Diagnosta spojrzał na niego zastanawiając się teatralnie.
- Nie.
- Myślisz, że powinienem zadzwonić do Cuddy?
- Myślę, że to najgłupszy pomysł na jaki dziś wpadłeś, mój przyjacielu. – Mężczyzna odwrócił się do bezradnego onkologa.
- No chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jeszcze się nie pogodziły. – Parsknął Wilson. Greg spojrzał w stronę łazienki w której znajdowała się dziewczyna.
- Gdyby się pogodziły, to ta mała nie przyszła by tutaj cała mokra, tylko siedziała by z Cuddy i smarkała jej w rękaw. – Znów wpatrywał się w ekran. Kolejne piętnaście minut minęło w ciszy, którą zakłócały jedynie stuki różnych talerzy w kuchni, gdy Wilson się w niej krzątał. Chwilę potem, drzwi od łazienki otworzyły się i wyszła zza nich Eliza, w szarej bluzie sięgającej jej do kolan i ręcznikiem w dłoni. Z mokrych włosów skapywały krople wody, które wsiąkały w szary materiał. Wilson podszedł do dziewczyny, złapał ręcznik i położył go na jej głowie poczym wziął jej ręce i położył na ręczniku.
- Czy tobie wszystko trzeba mówić? Wytrzyj włosy. – Wrócił do kuchni.
- Mogę usiąść? – zapytała Eliza patrząc na House’a po raz pierwszy od kiedy tu przyszła.
- Rób co chcesz – mruknął, nie odwracając wzroku od telewizora. Dziewczyna usiadła w rogu kanapy i wsunęła nogi pod bluzę. Minutę później pojawił się Wilson z kocem w ręku.
- Przykryj się. – Liza popatrzyła na koc, a następnie na mężczyznę.
- Przykryj się, albo zrobię ci krzywdę – przybrał groźny ton po którym Eliza wzięła koc i przykryła się szczelnie. House popatrzył na oddalającego się onkologa z politowaniem.
- On nawet muchy nie umie zabić. Ja, kaleka, muszę latać za tym irytującym stworzeniem, bo on ma za miękkie serduszko – powiedział do Elizy. Na jej buzi pojawił się wręcz nie widoczny uśmiech.
- Oh, zamknij się – mruknął Wilson.
- Jak sobie chcesz, mamo – odpowiedział, puścił do dziewczyny perskie oczko i znów zaczął wpatrywać się w ekran. Po piętnastu minutach spędzonych w ciszy, Wilson wyszedł z kuchni z kubkiem gorącej herbaty w dłoni i witaminami w drugiej. Usiadł pomiędzy House’em a Elizabeth i podał jej napój wraz z pastylkami.
- Połknij to – powiedział i popatrzył na chwilę na telewizor. Dziewczyna położyła lekarstwo na języku i niewiele myśląc, upiła spory łyk z kubka. Gdy wrzątek dotknął jej języka, herbata momentalnie znalazła się na bluzie. James spojrzał na nią spokojnie.
- Herbata jest gorąca – wspomniał. Liza podniosła wzrok z nad plamy wprost w oczy onkologa.
- Trzy sekundy wcześniej, a nie poparzyłabym się – syknęła odstawiając kubek na stolik. Mężczyzna westchnął.
- Co tu robisz? – zapytał z ciekawością.
- Siedzę.
- Wiesz o co mi chodzi. – James wiercił w niej dziurę swoim spojrzeniem. Dziewczyna opuściła wzrok.
- Pokłóciłyśmy się – wyszeptała.
- O co? – zapytał. Obydwoje usłyszeli śmiech House’a.
- Z czego się śmiejesz? – Wilson spojrzał na przyjaciela.
- Czasami twoje pytania mnie dołują, przyjacielu. O co się pokłóciły? Naprawdę nie wiesz? – Popatrzył na niego przelotnie i zwrócił się z powrotem do ekranu.
- O to samo? – spytał James dziewczyny, a ta przytaknęła.
- Wiesz, może byłoby ci łatwiej gdybyś dała jej szansę wytłumaczyć – poradził.
- Łatwiej mówić – mruknęła.
- Wie, że tu jesteś? – Liza potrząsnęła głową ‘nie’.
- No to mamy jakieś piętnaście do trzydziestu minut za nim Cuddy zjawi się tu z całą załogą policji New Jersey – jęknął House.
- Od mojego wyjścia minęło pół godziny, ona nie wie gdzie jestem i jakoś mnie nie szuk… - Wypowiedź Elizabeth przerwało głośne pukanie do drzwi. Cała trójka spojrzała w stronę wejścia.
- Stawiam sto dolarów, że to ona – powiedział House. Wilson podniósł się z kanapy i ruszył by otworzyć drzwi. Po drodze spojrzał za okno. Przestało padać. Przynajmniej nie będzie musiał szykować nowej kąpieli. Przesunął zasuwę w drzwiach i otworzył je aby ujrzeć Cuddy. Od razu mógł powiedzieć, że umierała ze strachu.
- Powiedz mi, że tu jest. – W jej głosie błądziło błaganie. James odsunął się by zrobić jej przejście, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że osoba której szuka znajduje się w środku. Lisa szybkim krokiem weszła do mieszkania od razu zauważając Elizabeth. Kamień spadł jej z serca.
- Martwiłam się o ciebie – powiedziała Cuddy podchodząc do kanapy.
- Mam wierzyć, czy to kolejne kłamstwo? – Liza podniosła wzrok i wstała.
- Liz, nie możesz do końca życia mi tego wypominać! Chciałam żebyś mniej cierpiała. – Próbowała wytłumaczyć kobieta. Elizabeth sięgnęła po kubek i ruszyła bez słowa w stronę kuchni.
- Popatrz na mnie – szepnęła Cuddy. Dziewczyna postawiła naczynie na blacie wciąż stojąc tyłem. – Popatrz na mnie do cholery! – Tym razem krzyknęła. Eliza odwróciła się energicznie.
- Nie mów mi co mam robić, nie jesteś moją matką! – odpowiedziała tym samym.
- Jestem! – powiedziała zanim pomyślała i zakryła dłonią usta jakby chcąc wyczyścić to co wymsknęło się z jej warg. Eliza zaśmiał się. Jej głos był przepełniony żalem i ironią.
- Jak w ogóle śmiesz mówić takie rze… - Lisa podeszła do dziewczyny i położyła obydwie dłonie na jej policzkach. Teraz było jej już wszystko jedno. Mogła albo stracić wszystko, albo zyskać więcej niż mogła sobie wyobrazić. Łudziła się? Być może, ale z nadziej świat jest zbudowany.
- Jestem twoją matką, Elizabeth. Jak myślisz, dlaczego masz takie imię? Dlaczego Laura ma blond włosy, a ty brązowe? – pytała, a jej oczy zaszły szkłem.
- Nie – wyszeptała nastolatka i pokręciła lekko głową. Po policzkach popłynęły jej łzy, których, jak sądziła, już się pozbyła.
- Nie rób mi tego, Liz. Nie odrzucaj mnie tylko dlatego, że próbowałam cię chronić. Za bardzo cię kocham…
- Jak mogłaś? – zapytała zatrzymując szloch w gardle. Odsunęła się od kobiety parę kroków, a gdy Cuddy chciała znów jej dosięgnąć ona znów się cofnęła. – Żyjesz w kłamstwach.
- Wysłuchaj m…
- Nie! Mam dość słuchania! Dlaczego nikt w życiu nie chce mnie posłuchać?! Powiedz mi, jak przez te wszystkie lata, mogłaś siedzieć ze mną w jednym pokoju i łgać mi prosto w oczy?! Tak po prostu, bez zadrżenia? – zapytała retorycznie.
- To nie tak…
- A jak?! No jak?! Przez te wszystkie lata, kiedy siedziałam w łóżku po Wigilijnej kolacji marząc, że jesteś moją mamą, że mogę mieć mamę która się mną zajmie, zainteresuje i przytuli tak jak ty, okazało się, że jednak to prawda! Czego ode mnie oczekujesz?! Że rzucę ci się w ramiona i zapomnę? – Lisa potrząsnęła głową.
- Brzydzę się tobą! Nie mogę na ciebie teraz patrzeć! Nie wiem co teraz będzie, co mam robić! Cały świat mi się wali, a ty przychodzisz i mówisz mi, że jesteś moją matką. – Elizabeth mówiła przez łzy łkając. Cuddy chciała coś powiedzieć, ale dziewczyna jej nie pozwoliła.
- Nie wiem co teraz do ciebie czuję. W tym momencie, z całego mojego serca cię nienawidzę. – Elizabeth rzucała słowami jak nożami, które wbijały się w serce Lisy raniąc je niemiłosiernie.
- Zaczynasz przeciągać strunę. – W mieszkaniu rozległ się głos House’a.
- Słucham?! – zapytała zszokowana Eliza. – Czy ty w ogóle słuchałeś czego się przed chwilą dowiedziałam?!
- Tak, ale dając jej psychicznie po twarzy nie sprawisz, że będzie ci lepiej, a już w szczególności jej. – Diagnosta wstał z kanapy.
- Wiecie co!? Dajcie wy mi wszyscy, do cholery, święty spokój! – krzyknęła i zniknęła w korytarzu. Chwilę potem usłyszeli trzask drzwi od łazienki. W salonie stała nieruchomo trójka przyjaciół. Cuddy popatrzyła na korytarz, jakby zastanawiając się czy ma jeszcze siłę aby tam pójść. Westchnęła cicho i rękawem wytarła mokre policzki, poczym odwróciła się do dwóch mężczyzn. Wilson był w głębokim szoku. Otworzył usta aby coś powiedzieć, ale Cuddy uniosła dłoń i go uciszyła. Nie miała ochoty niczego słuchać, zwłaszcza mądrości przyjaciela. Był wdzięczny, bo i tak nie miał pojęcia co powiedzieć. Kobieta po chwili ruszyła do drzwi, otworzyła je i zniknęła zamykając je delikatnie za sobą. James spojrzał na House’a dosłownie sparaliżowany. I wtedy zauważył. Zauważył w spojrzeniu diagnosty coś, co sprawiło, że jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Ujrzał, jak Gregory House wpatrywał się w drzwi frontowe z niewypowiedzianym bólem, i chęcią pomocy. W środku onkologa odezwał się ten Wilson, który chciał także pomóc.
- Jedź za nią – powiedział cicho. House przeniósł spojrzenie z drzwi na przyjaciela.
- Jedź za nią, nie może być teraz sama. Potrzebuje kogoś. – Wyraz twarzy House’a nie zmienił się nawet o milimetr. – Potrzebuje ciebie – dodał James. Tyle potrzebował Greg. Sięgnął po kluczyki od motoru i otwierając drzwi bez zawahania podążył za kobietą, która kogoś potrzebowała. Która potrzebował jego.
c.d.n.
Przepraszam za długość, poniosło mnie.
Mam zachętę na kolejną część:
- To nie jest najlepszy moment na paradę tryumfu
- Czy ja mam dejavu?
- Po co?
- Bo chciałbym wiedzieć.
- Mówiłam, że to nie twoje dziecko.
- Więc do cholery czyje?!
- Zostawisz go?
- A co powinnam zrobić?
- Mógłbym się do ciebie przyzwyczaić każdego dnia.
- Myślisz, że jak powiesz, że mnie kochasz to o wszystkim zapomnę i rzucę ci się w ramiona?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez HuddyFan dnia Czw 21:44, 24 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|