|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Huddyland. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:07, 25 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
A niech to! Nowa część
Podobało mi się
Cytat: | „Masło orzechowe Barry’ego – niebo w gębie!”. |
Przy tym zdaniu ryknęłam głośnym śmiechem
A House znowu ma halucynację. Mam nadzieję, że szybko go znajdą, bo pewnie gdzieś leży i ma napad drgawek czy coś.
No to czekam na więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:40, 25 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Nareszcie kolejna część
Dialog z Cuddy w halucynacjach był extra
Cytat: | ]-Nie wiedziałam. Jechałam w odwiedziny.
-Ty?! Do mnie?! – House popatrzył na nią z udawanym zdziwieniem. – Szalejesz, kobieto.
-Chciałam odnowić umowę, a raczej przekonać cię, byś po wyjściu ze szpitala wrócił do nas.
-Rozładowały ci się baterie w wibratorze i nie wiesz, z której strony włożyć nowe? – Poklepał ją współczująco po ramieniu. – Mogłaś przywieźć go ze sobą zamiast wieźć mnie przez cały stan.
|
Padłam
Cytat: | W tej samej chwili w piękne czerwone auto wjechała wielka ciężarówka z napisem: „Masło orzechowe Barry’ego – niebo w gębie!”. |
kolejny tekst przy,którym wybuchłam śmiechem
Niech tylko znajda szybko House'a bo jeszcze coś mu się stanie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez martusia14 dnia Wto 17:43, 25 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pinky
Ratownik Medyczny
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: okolice Częstochowy Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:00, 05 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Wielki powrót po baaaaaaardzo długiej przerwie. Odgrzebałam "MadHouse", dopisałam ostatnią już część i czekam pokornie na wasze komentarze i uwagi
Oczywiście wielkie brawa należą się Zuś, która betowała
Tę część dedykuję jej oraz wszystkim czytelnikom |
Tej nocy nie zobaczysz gwiazd,
To łuna nad Cintrą.
Zapłonie i ukarze świat,
Świat, który zginie.
Jak stado czarnych kruków gdzieś,
Pędzą wrogowie.
Uszedłeś ale losy Twe,
Dokonują się w Tobie.
[Zbigniew Zamachowski – Cztery rady Jaskra]
- House… Wstawaj. – Amber z paniką w głosie próbowała odciągnąć go z dala od wielkiego ognia powstałego po wypadku ciężarówki, który jednak nie był halucynacją, w przeciwieństwie do Zdziry.
- Nie mam… zamiaru. Poza tym… - jęknął cicho i zakrztusił się dymem. – Poza tym dzięki tobie… nie dam… rady. – Zamknął oczy równie niebieskie jak niebo nad nimi. – Wiem, że nie… że nie istniejesz. Jesteś mną… a ja… zaraz umrę – uśmiechnął się czując jak krew z rozbitej głowy powoli wsiąka w szpitalną koszulę.
- Wstań. Chcesz stracić szansę na to, by dalej oglądać z ukrycia tyłek Cuddy?
- Idź stąd. Zamilknij. Te same banalne… puste słowa. Wszystko to samo. Brakuje… brakuje ci oryginalności. Co oznacza, że ja… że też stałem się banalny… i niepotrzebny.
- I co? Chcesz się użalać? – Amber usiadła i próbowała zetrzeć ze spodni plamy po trawie i oleju. - Chcesz psioczyć na Cuddy jaka to jest niedobra, jak raz po raz rani twoje biedne, kalekie uczucia? Będziesz narzekał dopóty, dopóki nie dojdziesz do wniosku, że w zasadzie ona ma prawo tak się zachowywać, bo jesteś biednym, starym, zepsutym człowiekiem, który nie zasługuje na odrobinę miłości? – wykrzywiła twarz jakby zaraz miała się rozpłakać. – Fakt, jesteś żałosny, nie potrafisz po prostu przyjąć tego, co dostajesz od swojego zasranego życia. Tylko, że to twoja wina, a ty na dodatek jeszcze szukasz pocieszenia, współczucia, troski? Och, daruj – prychnęła i odwróciła twarz.
- Nie szukam. Nie chcę…
- A czego właściwie chcesz? – warknęła. - Chcesz jej? To ją weź. Kochaj, pieprz się z nią, zaskakuj dziwnymi pomysłami, przyjmuj pochwały, krytykę, pieszczoty, litość. A potem, tak jak zawsze, uderz w najczulszy punkt – tak jak tylko ty potrafisz to zrobić. Zabij jej ciepłe uczucia do ciebie, spraw, żeby cię znienawidziła, zostawiła, bez litości, współczucia, tylko z płonącą nienawiścią i poczuciem, że jednak źle wybrała, decydując się na zbliżenie do ciebie. Użalaj się, łykaj vicodin, stań się na powrót starym, zgorzkniałym człowiekiem, bez chęci życia i większego celu. I wtedy – przysunęła się i nachyliła nad jego twarzą, by mógł zobaczyć jej oblicze wykrzywione pogardą do niego – wtedy znowu się spotkamy.
- Nie wiedziałem, że mam takie głębokie przemyślenia… na swój temat – odparł House plując krwią. – I co mi radzisz? Może masz jakieś… młodzieżowe porady w stylu „Ogarnij się, koleś!”? Mam biec do niej… wyznać miłość, zmienić się, ot tak, jednego dnia? Jestem… House. I nie będę… nigdy…
- Nigdy co? – spytała Amber niecierpliwie. – House? Ziemia do Grega! – Próbowała nim potrząsnąć, ale przypomniała sobie, że jest tylko halucynacją. – Wstawaj, idioto! Wstawaj! Nie chcę jeszcze znikać!
Cuddy była kłębkiem nerwów. Co chwila docierały do niej jakieś nowe informacje, spodziewała się najgorszego. Zaczęła obwiniać się o całą sytuację. Ze swoich obaw zwierzyła się Jamesowi, który wiernie czuwał u jej boku, choć wciąż rumienił się na wspomnienie nocy, którą z nią spędził. Wprawdzie do niczego nie doszło, ale jego rozum podpowiadał coraz to nowe scenariusze z cyklu: „Figle Cuddy i Wilsona z tysiąca i jednej nocy”. Starał się ją pocieszać i wspierać, ale kiedy powiedziała mu, co jej leży na sercu, zdenerwował się. Wstał i zaczął przemierzać korytarz w tę i z powrotem, co niezmiernie ją rozpraszało. W końcu uniósł dłonie do góry jakby kumulował mistyczną energię i rzucił w jej stronę:
- Ty i House doskonale do siebie pasujecie – skwitował jej zdziwione spojrzenie machnięciem ręki. – Kiedy coś się dzieje źle, całą winę zwalacie na siebie. Uważacie, że wszystko, co złe mogło wyjść tylko i wyłącznie od was. Owszem, jest to na swój sposób jakieś rycerskie postępowanie. Ale jest też głupie i denerwujące. Bo zaczynacie robić z siebie beznadziejne ofiary. Zdążacie do autodestrukcji wymagając od otoczenia, by wam współczuło, a jednocześnie was nienawidziło i karało za to, co się wydarzyło. Ponadto – podniósł głos i uciszył ją gestem ręki – masz w zwyczaju pokutować za to, co zrobiłaś. W przypadku House’a ten mechanizm nie ewoluował – powiedział Wilson marszcząc nos. – Dlatego teraz uważasz, iż to, że Greg znalazł się w szpitalu po halucynacjach, wyznał ci miłość, której nie odwzajemniasz, upadł na samo dno człowieczeństwa, a teraz jeszcze zniknął i prawdopodobnie może już nie żyć, jest wyłącznie twoją winą i powinnaś na siłę szukać go, ratować mu życie, a nawet pokochać i utrzymywać z nim relacje, jakich nigdy z nikim wcześniej nie utrzymywał. Po to, by podnieść go na duchu i pozbyć się wyrzutów sumienia.
- Skończyłeś już? – spytała, powstrzymując płacz. Była już jednak na tyle zdenerwowana i załamana, że pozwoliła w końcu swobodnie płynąć łzom. Przytuliła się do Jamesa, który usiadł obok niej. – Co mam robić? – wyszeptała, łkając w rękaw jego marynarki.
- Po prostu bądź przy nim. Jako przyjaciółka. Bądź dla niego opoką. Ale nie poświęcaj dla jego dobra swojego szczęścia – powiedział, przytulając ją do siebie.
House’a przywieziono do szpitala w krytycznym stanie. Cuddy i Wilson dojechali z pewnym opóźnieniem, jednak szybko zdążyli dowiedzieć się, co się dzieje. Greg miał uszkodzony kręgosłup, wstrząs mózgu, liczne złamania. Ale wciąż żył. Wylądował na OIOM-ie, gdzie poddano go licznym operacjom. Wiadomo jednak było, że w przyszłości będzie mu towarzyszył jeszcze większy ból niż dotychczas.
- Hej – uśmiechnęła się. Kiedy on nie odwzajemnił uśmiechu, zaczęła nerwowo poprawiać poduszki pod jego głową.
- Znowu… halucynacje? – wyszeptał słabo.
- Nie, ja jestem prawdziwa – odparła przestraszona i spuściła wzrok.
- Jak mam… ci wierzyć?
- Po prostu uwierz – jeszcze raz uśmiechnęła się nieśmiało, na co prychnął.
- Nie czuję swoich nóg – powiedział nie zwracając uwagi na nieporadne próby Cuddy, by zwrócić na siebie jego uwagę. - Ratowałem cię z wypadku – to jedyne co pamiętam. Ale to… halucynacja. – Westchnął i spojrzał w sufit. – Dlaczego nie mogę po prostu umrzeć?
- House… Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Ja i James pomożemy ci. Będzie tak jak dawniej.
- Tak jak dawniej? – warknął. – Jak? Teraz obie nogi mi nie działają. Do tej pory byłem idiotą chodzącym o lasce, teraz będę zniedołężniałym starcem na wózku potrzebującym pomocy innych – syknął wykrzywiając usta w smutnym uśmiechu. – Już nie będzie tak jak dawniej, rozumiesz? Nie będzie… - zaczął się krztusić i kaszleć. – Nie mogę… oooo… oddychać… - poczerwieniał na twarzy i złapał się za szyję.
- Pomocy! – Cuddy próbowała drżącymi rękami zrobić intubację, lecz nie była w stanie.
***
Tego poranka w Mayfield niewielu było odwiedzających. Cuddy szybko wbiegła do pokoju, gdzie chorzy przyjmowali gości i ściągnęła płaszcz. Wilson podał jej kawę w styropianowym kubeczku. Nie widział się z nią kilka tygodni. Tak jak jej radził, była na urlopie. Kiedy zgłosili pielęgniarzowi, że mają umówione widzenie z Housem, ten kazał im zaczekać i wyszedł z pokoju. Lisa siedziała jak na szpilkach.
- Jak się czujesz? – spytał onkolog, kładąc dłoń na jej ramieniu, żeby nieco uspokoić administratorkę.
- Nie mogłam spać. Ja… ja wciąż mam wyrzuty sumienia, że to nasza pierwsza wizyta tutaj po wypadku. Nie wiem, co on zrobi – wyszeptała, zaciskając mocniej palce na kubeczku.
- Uważaj, bo wylejesz kawę – powiedział beztrosko Wilson, starając się zatuszować strach w głosie. Nie chciał dać po sobie poznać, że również boi się reakcji House’a. Nie wiedział, czego mogą się spodziewać. Po kilkunastu minutach pielęgniarz wprowadził chorego. Greg usiadł ciężko naprzeciwko nich. Nie było żadnego stołu pomiędzy. Głucha cisza aż dzwoniła w uszach.
- Jak się czujesz? – spytał Wilson uśmiechając się nerwowo.
- Może być – odpowiedział, wpatrując się w Cuddy.
- Jak twoje nogi?
- Jeszcze mi służą – zaczął pocierać bliznę na udzie ukrytą pod luźnymi spodniami. – Co tu robicie? Szpital bez was nie przetrwa. – Uśmiechnął się kpiąco.
- Wszystko w normie, kilkoro ludzi…
- Zostaw nas samych, Jimmie – przerwał mu House, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Ja…
- Mamy pewne rzeczy do omówienia. Barney jest tu z nami, nie zgwałcę jej przecież.
Wilson przez chwilę bił się z myślami po czym westchnął, poklepał Lisę po ramieniu i wyszedł z pokoju. Cuddy przełknęła nerwowo ślinę, zerkając na House’a.
- Przykro mi, że…
- Tobie nigdy nie jest przykro – szepnął. – Nie oszukasz mnie już więcej.
- Ale…
- Myślałem, że się ciebie pozbędę raz na zawsze. Jednak myliłem się. – Zacisnął ręce w pięści. – Nie odgrywaj niewiniątka. Tym razem ci się to nie uda, Amber.
Cuddy zaskoczona wytrzeszczyła oczy. – Przecież to ja! House, czy na pewno wszystko z tobą w porządku?
- Oczywiście, że nie. Towarzyszysz mi od kilkunastu miesięcy i ciągle ci mało? Wciąż chcesz mnie męczyć? – jęknął. – Żadne tabletki na ciebie nie działają, żaden wypadek, żadne wyznanie. Wszystko idzie na marne. I już sam nie wiem czy ją kocham, czy może to tylko twoje zatrute słowa? – Schował twarz w dłoniach, by po chwili podnieść głowę i utkwić w Cuddy nieobecny wzrok. – Chciałem z nią być. Miałem wyjść ze szpitala, wyleczony z tego gówna, z ciebie, ze wszystkich posranych pomysłów. Chciałem jej pokazać, że liczę się jako człowiek, jako facet – z jego oczu popłynęły łzy. Lisa jęknęła, zerwała się z krzesła i uklęknęła przy nim chwytając go za ręce.
- Co ty wygadujesz?! Proszę, przestań, to ja! Otwórz oczy!
House popatrzył na nią i uśmiechnął się czule. – To dobrze, że wyglądasz jak ona – wyszeptał i pchnął ją nożem wydobytym z fałd szpitalnej koszuli. Cuddy otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Upadła ciężko na ziemię ze wzrokiem utkwionym w sufit. Przyciskając ręce do rany próbowała złapać oddech jak ryba wyjęta z wody. House został pochwycony przez kilku pielęgniarzy i wyprowadzony. Kiedy znalazł się w swoim pokoju, usiadł na podłodze i oparł głowę o ścianę. Po chwili poczuł dłoń na swoim ramieniu.
- Tego właśnie chciałeś? – Amber patrzyła na niego z politowaniem.
- Powiedz, że to była halucynacja – wyszeptał zbolałym głosem. – Powiedz, że to byłaś ty.
Kobieta pokręciła głową i usiadła ciężko obok niego. – Nie wiedziałam, że jesteś aż tak pokręcony. Jednak jest jeden plus. Dzięki mnie uznają cię za niepoczytalnego – powiedziała i zaczęła się śmiać zagłuszając jego szloch.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:47, 05 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Mocne, po stokroć mocne Takie realistyczne w tej swojej otoczce. Zaraz przeczytam całość od początku Podoba mi się jak piszesz, tak mrocznie, typowo House'owo. Genialne, niespodziewane, szokujące zakończenie. Brawo! Czytałam z zapartych tchem, a moje oczy rozszerzały się coraz bardziej z każdym następnym przeczytanym słowem. Bardzo lubię Twoje opowiadania, mają to coś. Tą House'ową mroczną naturę
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz coś napiszesz.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|