|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kika
Ratownik Medyczny
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Żywiec Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:48, 04 Sie 2009 Temat postu: Impuls zmieniający życie [Z] |
|
|
Witam ponownie z małym przerywnikiem pomiędzy tamtym zakończonym opowiadaniem, a kolejnym kilkuczęściowym, który mam w planach To takie małe - dwu- może trzyczęściowe opowiadanko... Zobaczymy czy przypadnie Wam do gustu. Wiem, że było już pewnie wiele opowiadań o podobnej tematyce, ale zaryzykuję Zapraszam
Impuls zmieniający życie.
Prolog.
Cichy jęk. Urwany oddech.
Jej dłonie sunące po rozgrzanym i spoconym ciele. Usta znaczące jego ciało gorącymi pocałunkami.
Namiętność - gotująca krew w żyłach, uderzająca do głowy, powodująca utratę świadomości i kontroli.
Pożądanie – nieujarzmione, nieposkromione i pierwotne. Trawiące ich ciała ogniem, który wypala lata chłodu, ujmując w swoje szpony tęsknotę, dusząc ją i sprawiając, że odchodzi niezauważona.
Złączenie – idealne w swej doskonałości. Wynoszące wysoko poza sferę ziemskości, w świat niewysłowionego szczęścia i spełnienia. Niszczące i stwarzające ich od nowa. Rodzące uczucie, o którym nie mieli pojęcia…
Przebudzenie – przynoszące rozczarowanie, żal i poniżenie. Próbę odzyskania równowagi i powrotu do codzienności.
Cz. 1 - 8 tygodni później.
Przymknęła oczy oddychając głęboko. Podniosła się ciężko sunąc plecami po zimnych płytkach na ścianie. Drżącą dłonią otworzyła drzwi kabiny i chwiejnym krokiem podeszła do umywalek.
- Wszystko w porządku, doktor Cuddy?
Mętnym wzrokiem spojrzała na pielęgniarkę, stojącą w drzwiach damskiej łazienki. Przełknęła ślinę, krzywiąc się na uczucie palenia w gardle, poczym pokiwała delikatnie głową uśmiechając się niepewnie i marząc, aby zostać samą. Kobieta jak gdyby odczytując niemą prośbę administratorki po chwili opuściła toaletę.
Opierając dłonie na umywalce pochyliła się, mocno zaciskając powieki. Odurzające zawroty głowy nie opuszczały jej ani na sekundę.
- To nie może być to – wyszeptała, kręcąc zamaszyście głową. – Nie teraz, nie tak… - Spojrzała w lustro, z którego patrzyła na nią jej blada jak kreda twarz. Pod oczami zagnieździły się zielone sińce. Odkręciła zimną wodę, polewając nią twarz i przepłukując gardło. Poczekała, aż odzyska równowagę i nakładając makijaż po chwili zdecydowała się opuścić łazienkę. Niepewnym krokiem przemierzała szpitalny korytarz, robiąc wszystko, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim gabinecie. Z dala od zdziwionych i pełnych uwagi spojrzeń personelu.
„Pięknie… - pomyślała gorzko. - Wiadomość o tym, że Lisa Cuddy wymiotowała pół dnia w łazience, obiegła już cały szpital.” Skrzywiła się delikatnie opadając na fotel.
Ze skupieniem wpatrywał się w dwie piłeczki unieruchomione na biurku za pomocą długopisów. Z dokładnością chirurga postawił na nich dwa kompakty, tworząc pierwsze piętro budowli. Uśmiechnął się pod nosem, gdy na płytach stawiał puste opakowania po Vicodinie, które imitować najpewniej miały cztery filary. Kolejne piętro utworzył z kwartalnika dla pielęgniarek, który ówcześnie ukradł z ich stanowiska. Był idealny. Odpowiednio lekki i sztywny, by nie zagiąć się pod wpływem postawionego na nim plastikowego kubeczka po kawie, w którym wcześniej po bokach wyciął małe otworki tak, aby wsunąć tam złożone kartki, których druga część pod skosem opadała na kwartalnik.
- Idealny dach. - Odchylił się do tyłu uśmiechając szeroko. Domek, jaki stworzył był dokładnie takim, jaki widział w swej wyobraźni rano, ukrywając się w jednym ze składzików na miotły. Brakowało mu tylko małego komina.
- Mogę zapytać, co robisz? To jakiś nowy sposób na zdiagnozowanie twojego umierającego pacjenta?
House przeniósł zirytowane spojrzenie na stojącego w drzwiach Wilsona. Znów przerywał mu w najlepszym momencie zabawy.
- Mój pacjent nie umiera – stwierdził, powracając do nakłuwania kartki-połowy-dachu tak, aby umieścić w niej pudełeczko po zapałkach, czyli komin. – Przynajmniej na razie… Moja świta robi testy. Może nie umrze do czasu uzyskania wyników. - Uśmiechnął się szeroko odchylając do tyłu i spoglądając na przyjaciela. – Poznaj proszę, oto mały House – wyszczerzył zęby będąc dumnym ze swego osiągnięcia.
- Doprawdy uroczy… Cały tatuś. - Wilson przewrócił oczami, siadając na krześle stojącym przed biurkiem diagnosty. – A propos potomków, mam super nowinę! - House zmarszczył brwi patrząc na niemalże ociekającego przejęciem i radością onkologa. - Będziesz wujkiem!
- O boże, Jimmi… Ile razy ci powtarzałem, aby nie wchodzić do piaskownicy bez ubranka? – Diagnosta pokręcił głową z pobłażaniem. – Która to? Ta ruda pielęgniarka z recepcji, czy ta czarnulka z ostrego dyżuru? Obie niczego sobie, ale wiesz rude dzieci mają przechlapane w przedszkolu i…
- Cuddy! – wykrzyknął uradowany, przerywając wywód przyjaciela.
Na dźwięk nazwiska administratorki House wzdrygnął się, przez co uszkodził podstawy domku. Piłeczki z cichym stuknięciem pokulały się po podłodze gabinetu zostawiając na biurku stertę gruzu. W podobnym stanie była teraz psychika House’a.
- Będziesz miał dziecko z Cuddy?! – warknął, posyłając przyjacielowi mordercze spojrzenie.
- Tak – przytaknął, wzdychając głęboko i z uwagą przyglądając się jak House’owi zaczęła drgać żyłka na szyi. – Sypiamy ze sobą od kilku lat, nie zauważyłeś jak czaimy się po szpitalnych składzikach? – rzucił ironicznie.
- Więc kto? – Zmarszczył brwi, przeszukując w pamięci momenty, w których Cuddy mogłaby z kimś się spotkać. Na przestrzeni ostatnich miesięcy chyba nikogo takiego nie było… Oczywiście nie licząc tego jednego razu z nim prawie półtora miesiąca temu… Z nim?! – Zaraz, zaraz… W ogóle skąd o tym wiesz? – spytał, ze zdenerwowaniem obracając w palcach pudełeczko Vicodinu.
- Pielęgniarka wpadła na nią w toalecie jak wymiotowała. Podobno wyglądała koszmarnie. Czyli obstawiamy, że to jakiś ósmy, może dziesiąty tydzień… - Onkolog zamilkł obserwując jak twarz House’a nagle pobladła i stężała. – Poza tym – kontynuował. – Jej asystentka twierdzi, że Cuddy umawiała spotkanie z doktorem Dowell’em.
- Ginekolog? – sapnął, chwytając się za głowę.
- Tak… Dobrze się czujesz? – Wilson zmrużył oczy, patrząc uważnie na przyjaciela.
- Jimmi – diagnosta przymknął powieki, przełykając głośno ślinę. – Jeżeli to co mówisz jest prawdą, to... zostanę ojcem… - wyszeptał wprawiając onkologa w stan totalnego osłupienia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Pią 14:38, 07 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Pietruszka
Truskawkowa Blondynka
Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1832
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:06, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dzidzia House!
Temat, który był już rozwiązywany na miliony sposobów i tylko kilka z nich było naprawdę dobrych.
Mam nadzieję, że twój będzie kolejnym w tym niewielkiej garstce
Życzę ci weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:08, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Ja osobiście bardzo lubię ten temat. Fik zaczął się bardzo ciekawie. Czekam na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kamylka
Córka Rozpusty
Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 1737
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z bocianiego gniazda Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:16, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | – Poznaj proszę, oto mały House – wyszczerzył zęby będąc dumnym ze swego osiągnięcia.
- Doprawdy uroczy… Cały tatuś. - Wilson przewrócił oczami, siadając na krześle stojącym przed biurkiem diagnosty. |
Świetny początek fika. Bardzo ciekawy. Już teraz z chęcią przeczytałabym kolejną część. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo na nią czekać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kamylka dnia Śro 10:47, 05 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coccinella
Stomatolog
Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szpital Psychiatryczny Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:39, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
O matko!
<--- tak teraz wyglądam.
czekam na więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
xOlka
Pacjent
Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:47, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
aa nowy Huddy fik!
"O boże, Jimmi… Ile razy ci powtarzałem, aby nie wchodzić do piaskownicy bez ubranka? "
czekam na więcej!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Huddyland. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:11, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Świetne
W niektórych momentach to się uśmiałam
Zapowiada się ciekawie.
Czekam na więcej.
Wena!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:22, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Tak tak house zostanie tatusiem uwielbiam takie tematy
- O boże, Jimmi… Ile razy ci powtarzałem, aby nie wchodzić do piaskownicy bez ubranka? Oplułam monitor sokiem ze śmiechu.
Czekam na szybki rozwój wydarzeń oczywiście na rozmowa Cuddy kontra House najbardziej rzecz jasna
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
jessica
Stażysta
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:47, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
no no podziw! świtny początek czekam na ciąg dalszy.
Cuddy w ciąży z House bedzie ciekawie:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lisie
Pacjent
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:10, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Tak ! Fik fantastyczny, a wizja Housa w roli ojca, hmm... interesujące Tak więc, zapowiada się ciekawie. Czekam na ciąg dalszy i życzę weny !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kika
Ratownik Medyczny
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Żywiec Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:52, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze. Bardzo się cieszę, że się podoba I mam nadzieję, że Was nie zawiodę
Jak zwykle za bardzo się rozpisuję i obawiam się, że wyjdzie więcej części niż przewidywałam na początku Może nie będzie tak źle
Cz. 2
Wilson z zamyśloną miną krążył po gabinecie House’a, co chwila przystając i próbując coś powiedzieć. Jednak widząc przerażoną minę przyjaciela, machnął tylko ręką nadal przechadzając się po pokoju. Diagnostyk siedział w fotelu z głową opartą na dłoniach. Nawet zabawa piłeczką nie uspokajała go dostatecznie.
- Ja? Ojcem? Przecież to paradoks… - parsknął pod nosem. – Jak… Nie wiem…? – Spojrzał na onkologa z rezygnacją w oczach. – Inteligenta Lindsay Lohan?
James przystanął marszcząc brwi i spoglądając z uwagą na przyjaciela.
- Gorzej… Z niej może by coś jeszcze wykrzesał, ale ty? To już tragedia! – Rzucił sarkastycznie, siadając na krześle.
- Miły jesteś! – Wysypał na dłoń dwa vicodiny i szybko je połknął. Potrzebował czegoś, co choć trochę go znieczuli. Nie wyobrażał sobie, że za około osiem miesięcy miał zostać ojcem. Wizja małej lub małego House’a okropnie go przerażała. Trzeba to przewijać, karmić, myć, a nawet wychowywać! Taki mały potworek powinien brać przykład z ojca, a kto mógłby być gorszym wzorem do naśladowania niż kulawy socjopata uzależniony od środków przeciwbólowych? Nie, to zdecydowanie nie było na jego nerwy.
- A jak to się w ogóle stało? – niepewnie rzucił onkolog patrząc niewinnie na przyjaciela.
- Wolisz wersję z pszczółkami, czy motylkami? – zapytał kpiąco. – Nie wiem – wzruszył ramionami. – Pewnego wieczoru wychodziliśmy razem ze szpitala, jakoś tak wyszło, że wylądowaliśmy najpierw w jakiejś knajpce na kawie, a potem u niej. Było wino… - westchnął. – Dużo wina – uśmiechnął się delikatnie. – No i stało się… Spłodziłem małego potwora!
- A to mnie wyrzucałeś, że nie ubieram odpowiedniego ekwipunku – prychnął. Widząc mordercze spojrzenie przyjaciela zreflektował się. – Może nie będzie tak źle. Sam sobie wmawiasz, że byłbyś do niczego, a tak w cale być nie musi…
- Oho… - jęknął, przewracając oczami. – Zaczyna się psychoanaliza dla ubogich.
- To, - kontynuował nie zważając na jego zaczepki. - że twój ojciec nie był najlepszym rodzicem na świecie, nie oznacza, że ty również taki będziesz. Po prostu nie możesz powielać jego błędów – wzruszył ramionami.
- Oboje wiemy, że to nie dla mnie – uciął widząc zbliżające się do jego gabinetu kaczątka.
Wilson westchnął głęboko biorąc do ręki jedną z piłeczek House’a i podrzucając ją lekko.
- Znaleźliśmy masy w wątrobie – Foreman podszedł do House’a podając mu akta.
- Wszystko w porządku? – Trzynastka zmarszczyła brwi na widok wisielczej miny szefa.
- Nie, właśnie dowiedziałem się, że zmarł twórca Vicodinu. Mam żałobę… - rzucił z przekąsem do podwładnej. – Zróbcie biopsję – zwrócił się do Foremana, oddając mu akta.
- Potrzebujemy zgody Cuddy.
- To ją zdobądźcie, a nie stójcie tutaj. Samo się nie załatwi! – Podniósł delikatnie głos, patrząc groźne na całą trójkę.
- Ty zawsze to robiłeś – Taub spojrzał znacząco na współpracowników.
- Więc dzisiaj zrobisz to ty… - mruknął i zabierając laskę szybko pokuśtykał w stronę wyjścia. Zatrzymał się w drzwiach, żeby rzucić onkologowi naglące spojrzenie. – Wilson, za mną!
James wzruszył jedynie ramionami w odpowiedzi na pytające spojrzenia kaczątek i udał się śladami przyjaciela.
Wchodząc do stołówki rozejrzał się dokładnie i stwierdzając, że nie ma tam Cuddy zajął miejsce przy jednym ze stolików. Ostatnie, co było mu teraz potrzebne to spotkanie z administratorką. Wilson zajął miejsce naprzeciwko przyjaciela, przyglądając się uważnie, jak z niepokojem wciąż rozglądał się na wszystkie strony.
- Masz zamiar przed nią uciekać?
- Skąd – spojrzał na drzwi wejściowe po chwili przenosząc wreszcie wzrok na przyjaciela. – Po prostu nie chce jej wchodzić w drogę… Dla jej dobra oczywiście – dodał, widząc kpiący wzrok onkologa. – Po co się ma denerwować, to może zaszkodzić jej i… - przełknął ślinę. Słowa „nasze dziecko” nie mogły przejść mu przez gardło.
- Waszemu dziecku? – podpowiedział usłużnie James.
- Ciszej – mruknął, rozglądając się czy nikt na nich nie patrzy i nie podsłuchuje. Od kiedy po szpitalu poszła plotka, że tych dwoje ma homoseksualne zapędy, są pod stałą obserwacją głównych plotkarzy szpitala. Wszystko, co powiedzą może być użyte przeciwko nim.
- Czyli będziesz jej unikał przez jakieś osiem miesięcy?
- Zamierzałem to robić, dopóki dzieciak nie uzyska pełnoletniości, ale to chyba nie przejdzie.
- Cuddy na mojej dziesiątej! – mruknął onkolog, spuszczając wzrok.
- Gdzie? – odwrócił się zamaszyście, a dostrzegając idącą w ich stronę Lisę skulił się, mając nadzieję, że ich nie zauważy.
- Witaj, Liso – słysząc przyjazny głos Wilsona, House przeklął w duchu złośliwość losu i niepewnie spojrzał na Cuddy. Faktycznie, wyglądała tragicznie. Podkrążone oczy i blada cera nie dały się zatuszować pod makijażem. – Dobrze się czujesz? – W tym momencie diagnosta poczuł przemożną chęć mordu na onkologu, posyłając mu groźne spojrzenie kopnął go delikatnie pod stolikiem.
- Tak, wszystko w porządku – uśmiechnęła się niepewnie, a House mógłby przysiąc, że posłała mu wystraszone spojrzenie. – Chyba coś mi po prostu zaszkodziło – wzruszyła ramionami. – Pójdę po herbatę.
- Usiądź – Wilson poderwał się z krzesła, ignorując fakt, że House zacisnął pięści na lasce, marząc jedynie, aby wbić ją onkologowi tam, gdzie słońce nie dochodziło. – Ja ci przyniosę – uśmiechnął się przymilnie, posyłając diagnoście znaczące spojrzenie.
- Jak tam twój pacjent? – zapytała niepewnie po chwili, nie patrząc na niego.
- Jeszcze żyje… Chyba – rzucił wzruszając ramionami i wypatrując Wilsona. – Może powinienem do niego zajrzeć? – rozchmurzył się wpadając na genialny plan ucieczki. – Miłego lunchu – rzucił, podrywając się i najszybciej jak to było możliwe wyszedł ze stołówki.
- Gdzie House? – James podał Lisie herbatę, zajmując miejsce, na którym jeszcze przed chwilą siedział diagnosta.
- Powiedział, że musi zobaczyć się z pacjentem. Jest jakiś dziwny. Nie wiesz, czy coś się stało? – spojrzała na niego pytająco. Onkolog skrzywił się, poczym uśmiechając się niepewnie wzruszył ramionami.
- Nie mam zielonego pojęcia.
Rozglądając się, czy nikt go nie śledzi, szybko skręcił w stronę kostnicy. Dopiero zatrzaskując za sobą stalowe drzwi poczuł, że może nareszcie spokojnie pomyśleć. Usiadł na stole do sekcji i odetchnął głęboko. Od kiedy zobaczył Lisę w stołówce nie mógł odpędzić się od wizji małej niebieskookiej dziewczynki z ciemnymi loczkami i uśmiechem Cuddy. Uśmiechnął się delikatnie na myśl jak straszny, a zarazem niesamowity miałaby charakter. Połączenie jego cech z zaletami Cuddy dawało mieszankę wybuchową. Dodając do tego jeszcze niesamowitą inteligencję, ciekawość i urodę, stworzyliby dziecko niemalże idealne, a w przyszłości najpewniej stałaby się prawdziwą femme fatale.
Czy widział się za kilka lat u boku Cuddy i dziecka? Czy potrafiłby go kochać, wychowywać i dać mu wszystko to, czego on nigdy od własnego ojca nie dostał? Czy potrafił po prostu poświęcić całego siebie dla tej jednej małej istoty? Nie wiedział, ale czy jakikolwiek ojciec jeszcze nienarodzonego dziecka miał pewność, że będzie najwspanialszym tatusiem na świecie? Że jego dzieci będą wpatrywać się w niego jak w obrazek? Że będzie najważniejszym mężczyzną w życiu swojej córki, która będzie rzucać się mu w ramiona na powitanie i całować w policzek na dobranoc. Że będzie najlepszym przyjacielem dla swojego syna, którego będzie odbierał z treningów, uczył grać na gitarze i z którym będzie rozmawiał o dziewczynach? To chyba powinno przyjść z czasem. Chciał kochać kogoś bezwarunkowo, chciał powierzyć komuś wszystko, co wiedział o życiu. Pragnął tego, ale równie mocno bał się, że nie podoła, że zawiedzie, a wtedy nie zniósłby pełnego wyrzutów i nienawiści wzorku własnego dziecka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:29, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Usiądź – Wilson poderwał się z krzesła, ignorując fakt, że House zacisnął pięści na lasce, marząc jedynie, aby wbić ją onkologowi tam, gdzie słońce nie dochodziło. – Ja ci przyniosę – uśmiechnął się przymilnie, posyłając diagnoście znaczące spojrzenie.
No tak Wilson stara się by sobie pogadali a House jak zwykle ucieka
Końcówka te przemyślenia House'a co by było gdyby najbardziej mi się spodobały.
Czekam na cd.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lisa_Cuddy
Student Medycyny
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:57, 05 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dziś przeczytałam trzy niesamowite fiki !
Ten oczywiście zalicza się do nich
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 8:26, 05 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Kurcze, że Shore nie wpadł żeby tak sprawę z małą Rachel rozwiązać mielibyśmy niezły ubaw w serialu obserwowanie jak się z tym męczą no i Wilson, który tak bardzo chce im pomóc bardzo mi się podoba i umieram z ciekawości co będzie dalej
Pisz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kika
Ratownik Medyczny
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Żywiec Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:26, 05 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
No i jak mówiłam, nie udało mi się zmieścić w przewidywalnej ilości części Będzie jeszcze jedna - prawdopodobnie krótsza niż poprzednie i epilog
A teraz zapraszam na część 3. Wiem, że jest hm... taka delikatnie nie-House'owa, ale naprawdę starałam się zmieścić w ten kanon, co było nie lada problemem, bo nie miałam pojęcia jak zachowałyby się postacie w serialu w takiej sytuacji
Cz. 3
- House? – Odwrócił się słysząc swoje nazwisko i posłał pytające spojrzenie wyraźnie zdziwionemu Wilsonowi. – Co ty robisz w klinice? Więc to naprawdę koniec świata? A widzisz, przewidywali go na 2012 rok… Nic porządnie wywróżyć już nie potrafią – pokręcił z rozbawieniem głową.
- Ukrywam się – mruknął, rozglądając się po lobby. – To jedyne miejsce, gdzie Cuddy nie będzie mnie prześladować – odłożył na kupkę podpisane akta, biorąc kolejne i kuśtykając w stronę pokoju badań. – Sam Smith – rozejrzał się po przychodni. Z krzeseł podniosła się młoda kobieta z około półrocznym dzieckiem. House przewrócił oczami, posyłając zrezygnowane spojrzenie Wilsonowi. – Cuddy nigdy nie wpadnie na to, że mogłem się tutaj schować! – Rzucił do przyjaciela, zamykając za sobą drzwi.
- Więc, co dolega synowi? – Mruknął siadając na stołku i połykając Vicodin.
- To jest ona! – Pani Smith rzuciła mu pełne oburzenia spojrzenie.
House spojrzał krytycznie na dziecko, uśmiechając się ironicznie.
- Bez różnicy. Więc? – sięgnął po akta. – Jak miło… - westchnął. – Biegunka! Bardzo ciekawy przypadek – rzucił akta na szafkę i wbił znudzone spojrzenie w dziecko.
- Od wczorajszego wieczoru. – Matka z rozrzewnieniem pokiwała głową. – Odstawiłam ją od piersi, bo skończyła już pół roku. – W tym momencie wzrok House mimowolnie przeniósł się na biust kobiety.
„Ciekawe jak Cuddy wyglądałaby karmiąc dziecko?” – uśmiechnął się do siebie, puszczając mimo uszu zawodzenia kobiety.
- I chyba nie spodobała się jej nowa dieta – Pani Smith westchnęła ciężko i ucałowała dziecko w główkę.
Jakoś bez trudu przyszło mu do głowy wyobrażenie Cuddy tulącej w ramionach małego człowieczka. Musiał przyznać, że był to obrazek, w który mógłby wpatrywać się godzinami. Wyobrażał sobie jak cicho i czule szepce do dziecka. Jak całuje go w czoło i przytula. Wiedział, że w takiej chwili na pewno uśmiechałaby się w sposób, przez który tracił zmysły. A jej oczy. Te piękne zielone oczy lśniłyby niesamowitym blaskiem.
- Nic dziwnego – mruknął. – Każdy facet się buntuje, jak go od piersi się odsuwa.
- To jest dziewczynka! – warknęła kobieta rzucając diagnoście mordercze spojrzenie.
- Zbyt gwałtownie przeszła pani na nową dietę. Proszę ją przetrzymać jeszcze tydzień na własnym mleku, powoli wprowadzając nowe produkty. Nic jej nie będzie – spojrzał na małą. Dziewczynka po wpływem jego wzroku uśmiechnęła się bezzębną buzią. Przewrócił oczami i żegnając się skinieniem głowy opuścił gabinet.
- Chyba zaryzykuję – wyszeptał, odwracając się w stronę drzwi. Jak podejrzewał u progu jego gabinetu stał Wilson trzymając w dłoniach dwa kubeczki parującej kawy. – Nie wiem, czy dam radę… - westchnął odbierając napój od przyjaciela i patrząc jak powoli siada na krześle naprzeciwko niego. – To wszystko jest takie dziwne. Nagle z zagorzałego kawalera z nałogami, aroganckiego socjopaty mam się stać dobrym, odpowiedzialnym ojcem?
- House, masz czas, aby przywyknąć. Aby się nauczyć. Nikt nie wymaga od ciebie, abyś się zmienił. Cuddy na pewno by tego od ciebie nie oczekiwała. Oczywiste jest, że będziesz popełniał błędy, bo kto ich nie popełnia? Najważniejsze jest, abyś umiał je naprawić i przyznać się do nich i abyś był sobą. Kto by nie chciał mieć takiego ojca, jak ty? Który najpewniej będzie na wszystko pozwalał. Który ma taką fajną kolekcję piłek, płyt, którymi w przyszłości twój syn będzie mógł szpanować przed dziewczynami. Pomyśl, jak dumny będziesz, gdy twój syn lub córka stanie się kolejnym pokręconym medycznym geniuszem!
- A jak nie dam rady? – rzucił, twardo spoglądając na onkologa. – Jak przeze mnie to dziecko stanie się takim człowiekiem jak ja? Który będzie z całego serca nienawidził własnego ojca? I który jak ja, nie będzie chciał mieć dzieci? Który będzie się bał tej odpowiedzialności?
- I ród House’ów wymrze jak ptaki dodo! – Wilson popatrzył na diagnostę z politowaniem. – House, nie będziesz taki jak twój ojciec, bo nim nie jesteś! Wystarczy jedynie, że nie powielisz jego błędów, a będziesz tatą, z którego twoje dziecko będzie dumne!
Diagnosta pokiwał lekko głową. Wilson pierwszy raz widział przyjaciela w takim stanie. Pierwszy raz był całkowicie zagubiony. Jego pewność siebie zniknęła ustępując miejsca rozdarciu pomiędzy uczuciami, które chciałyby spróbować być kimś o kim nigdy sam House nie marzył, a rozumem, który natrętnie sprowadzał go na ziemię, cichym głosem przekonując, że jego chęć zostania ojcem to walka z wiatrakami. Że przegra w pierwszym podejściu zostawiając po sobie zgliszcza pełne cierpienia, żalu i nienawiści.
- Jest jeszcze jedna sprawa – rzucił niepewnie onkolog, wbijając w House’a uważne spojrzenie. – Chcesz być tylko ojcem, czy również chcesz być z Cuddy?
Diagnosta przeniósł nieobecne spojrzenie na Wilsona.
- Nawet gdybym ja… - zawahał się, przymykając oczy. – To ona nie będzie chciała być z kimś takim jak ja – wydusił po chwili, nie patrząc na onkologa.
James uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Czyżby House naprawdę był tak ślepy? Przecież słynął z niesamowitego talentu obserwacji i wyciągania wniosków. W kilka sekund potrafił rozgryźć uczucia i myśli innego człowieka, a nie zauważał tak oczywistych sygnałów, jakie wysyłała Cuddy.
- Gdzie idziesz? – Wilson zmarszczył brwi obserwując jak House powoli wstaje zza biurka.
- Do matki mojego dziecka – rzucił po chwili, wychodząc z gabinetu.
Wszedł do jej gabinetu nie zawracając sobie głowy pukaniem. Spojrzała na niego znad sterty dokumentów. Stał na środku pokoju ze spuszczoną głową w ręce ściskając małą, ozdobną torebeczkę. Cuddy posłała mu pytające spojrzenie. Jego milczenie ewidentnie ją przerażało.
- Coś się stało? – spytała po chwili, wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Nie patrząc na nią podszedł bliżej biurka i wyciągając rękę podał jej pakunek, po czym szybko wrócił na poprzednie miejsce.
Lisa zmarszczyła brwi i uważnie przyglądając się diagnoście niepewnie otworzyła podarunek.
- Czy ty coś ćpałeś? – Rzuciła po chwili, wyciągając z torebeczki małe, żółte śpioszki z wielką żyrafą na przedzie. – Co to jest? Kolejny twój durny żart? Idź podręcz Wilsona, ja czuję się zbyt okropnie, żeby się z tobą męczyć – wrzuciła śpioszki z powrotem do opakowania i odłożyła je na blat biurka.
House spojrzał na nią z paniką w oczach. Czy ona właśnie wyśmiała i odrzuciła jego deklarację? Czy nie zrozumiała przekazu? Czy musiał się na dodatek uzewnętrzniać słownie?!
Westchnął cicho i spuścił głowę natrętnie wpatrując się we wzorki na dywanie.
- Zdecydowałem się – powiedział po chwili.
- Super – jęknęła. – To jak już się zdecydowałeś, to możesz wyjść.
- Wkurzasz mnie! – rzucił z pretensją. Na te słowa Cuddy podniosła głowę wlepiając w niego zaskoczone spojrzenie. – Ja próbuję się przed tobą uzewnętrznić, a ty mnie po prostu ignorujesz! Chyba powinienem się zastanowić jeszcze raz, bo jeżeli nasze dziecko, ma być równie irytujące, to…
- Co?! – krzyknęła, po chwili ściszając głos. – Coś ty powiedział? – Wstała zza biurka i stanęła naprzeciwko niego. – Ćpałeś! – rzuciła z niezadowoleniem.
Posłał jej mordercze spojrzenie.
- Nie ćpałem! Mówię po prostu, że… - zawahał się. – Nie powiem, na początku byłem przerażony, gdy dowiedziałem się, że jesteś w ciąży.
- House… - zaczęła cicho, patrząc jak miota się po jej gabinecie. Widziała, jak walczył sam ze sobą. Jak wiele kosztowały, go słowa, które wypowiadał.
- Pewnie dlatego mi nie powiedziałaś. Wiedziałaś, że to nie dla mnie. Że się nie nadaję. Ale ja chce… - ostatnie słowa powiedział, ściszając głos. – Chce spróbować… - spojrzał jej w oczy.
- House – odchrząknęła próbując pozbyć się narastającego w jej gardle ucisku.
- Chce być ojcem naszego dziecka – wyszeptał nie przestając patrzeć jej w oczy z siłą, o której oboje nie mieli pojęcia.
- Greg… - wyszeptała, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Greg, ja… - przymknęła oczy, oddychając głęboko. – Ja nie jestem w ciąży…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Śro 21:56, 05 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pietruszka
Truskawkowa Blondynka
Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1832
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:43, 05 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Wiedziałam! Wiedziaaaałaaam!
Jestem geniuszem
To teraz musza nadrobić i ją zaciążyć Jak Greg się zdeklarował, to nie ma siły!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:43, 05 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Załamałam się odpowiedzią Cuddy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:45, 05 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: |
- Czy ty coś ćpałeś? – Rzuciła po chwili, wyciągając z torebeczki małe, żółte śpioszki z wielką żyrafą na przedzie.
|
Jakie to słodkie
Cytat: |
- Greg… - wyszeptała, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Greg, ja… - przymknęła oczy, oddychając głęboko. – Ja nie jestem w ciąży…
|
No tego to się nie spodziewałam.
Ciekawe teraz co zrobi House w tej sytuacji,ponieważ są dwa wyjścia.Pierwsze to takie,że się ucieszy i zwieje a drugie to,że powie Cuddy co do niej czuje i będzie happy end.Ja osobiście wybieram tą drugą opcję.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez martusia14 dnia Śro 21:46, 05 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lisa_Cuddy
Student Medycyny
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:54, 05 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Uuu Cuddy is not in Pregnant ?
I now!
Hehe czekam na cd
Świetny fik
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
[H]oney^^
Rezydent
Dołączył: 28 Cze 2009
Posty: 470
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z krawata Jimmiego ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 14:00, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
No ja podzielam zdanie Pietruszki taki koniec przewidywałam . Ale jeszcze nie wszystko stracone. Skoro House podjął się takiego zadania...moment ze śpioszkami uroczy I Jimmy wspierający przyjaciela. Miło się czytało, dlatego czekam na ciąg dalszy.Nie banalne fajnie pokazujące zakłopotanego Grega...Przyjemny fick weny ;D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
jessica
Stażysta
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:08, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Też tak przeczuwałam,ale nic straconego.. może teraz jak House tak jakby zdeklarował się Cuddy będą razem
czekam na cd:PP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kika
Ratownik Medyczny
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Żywiec Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:09, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Zapraszam na część ostatnią
Cz. 4
„Nie jestem w ciąży, nie jestem w ciąży, nie jestem…” – Pokręcił przecząco głową odsuwając się od niej na kilka kroków. – „Ty idioto!”
- Nie jesteś? – zapytał mało inteligentnie. Nie był w stanie teraz nawet złożyć jednego logicznego zdania. W jego głowie panowała totalna pustka. Miał ochotę krzyknąć „Prima Aprilis” i uciec jak najdalej. Może udałoby mu się zabić na motorze? Albo przedawkować Vicodin? Wszystko, byleby nie stać tutaj przed nią. Oczami wyobraźni już widział jej kpiące spojrzenie, jak na każdym kroku będzie wyśmiewać wszystko, co powiedział. Otworzył się. Pierwszy raz od wielu lat wyznał komuś, co naprawdę czuje, czego pragnie. Znów nadaremno. Po raz kolejny zostanie zbesztany i zmieszany z błotem. Jego uczucia znowu zostaną zepchnięte na dno zapomnienia.
- Nie – pokręciła głową. Zrobiła krok do przodu, wyciągając ku niemu rękę. Znów się cofnął. – Kto ci to powiedział?
- Zabiję Wilsona – mruknął pod nosem, starając się uciec przed jej spojrzeniem. Nie chciał, aby widziała, że jest bezbronny w tej konfrontacji, że jest załamany. Zapragnął czegoś, czego nigdy nie było. Pierwszy raz naprawdę, czegoś chciał.
„No tak… - pomyślał żałośnie. – You can’t always get what you want…”
- Ale… - zaczął niepewnie, próbując w końcu poukładać sobie wszystko w głowie. – Twoje samopoczucie, wymioty, zawroty głowy i ten… Doktor Dowell? Swoją drogą niezłe ma nazwisko do swojej profesji – mruknął zgryźliwie.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Na początku też myślałam, że jestem w ciąży. Nawet nie wiesz, jak byłam przerażona – wyszeptała patrząc na niego uważnie. – Gdy już uświadomiłam sobie, że jednak mogłoby to być czymś wspaniałym, nawet w momencie, gdy ty byś tego nie chciał, to niestety obdarto mnie z wyobrażenia o naszym dziecku. Wiesz dobrze, że marzyłam, aby zostać matką, ale pogodziłam się z faktem, że nigdy nią nie będę, aż tu nagle narodziła się nadzieja, że się uda. Teraz ty przychodzisz i mówisz mi, że też tego pragniesz, ale ja… - wzruszyła ramionami. – Ja już tyle razy próbowałam. Jestem już tym zmęczona… - wyszeptała, patrząc mu w oczy. – A moje samopoczucie? Pewnie jakaś grypa lub zatrucie… Nie chciałam, aby to tak wyszło – przechyliła głowę, nie przerywając kontaktu wzorkowego.
Pokiwał delikatnie głową odwracając wzrok. Mogłaby przysiąc, że w jego oczach dostrzegła zrezygnowanie i pewien smutek. Czy on naprawdę aż tak chciał być ojcem jej dziecka? Czy on chciał być z nią?!
- Rozumiem. Nie, tak jest lepiej. Myślałem, że skoro będziesz miała moje dziecko, to… - Rozglądnął się po gabinecie, jakby jego ściany miał podpowiedzieć mu, co robić. – Nie chciałem, abyś została z tym sama – wzruszył ramionami. – I żeby nie było – zastrzegł, spoglądając na nią i przybierając na twarz maskę obojętności. – Poznaj moje miłosierdzie, bo to pierwszy i ostatni raz – Posyłając jej ostatnie, zgaszone spojrzenie odwrócił się na pięcie zostawiając ją samą.
- Greg… - krzyknęła jeszcze za nim, gdy znikał w załamaniu korytarza. Nie odwrócił się. Nie słyszał, nie chciał słyszeć.
- Zrobiłem z siebie idiotę! – wpadł do gabinetu Wilsona. Onkolog przeniósł wzrok znad kart pacjentów na House’a, posyłając mu pytające spojrzenie. – Jestem totalnym kretynem! – rzucił, opadając na kanapę.
- Możesz jaśniej?
Diagnosta posłał mu znaczące spojrzenie.
- Cuddy? – spytał niepewnie, obserwując uważnie przyjaciela. – Nie ty jesteś ojcem?!
- Gorzej Jimmi, gorzej! – westchnął, przecierając dłońmi twarz. – Nie jest w ogóle w ciąży! A ja… - jęknął i zamilkł.
- A ty… - podsunął usłużnie onkolog, próbując wyciągnąć od przyjaciela dalszy ciąg zdarzeń. – Powiedziałeś jej, że jej pomożesz?
- Znowu gorzej! – Wstał i podszedł do drzwi balkonowych, odwracając się tyłem do onkologa. – Powiedziałem jej, że chciałbym być ojcem. Kupiłem jej nawet śpioszki!
- Śpioszki? – powtórzył oniemiały.
- Żółte, z żyrafą! – warknął, odwracając się. – Nie wiesz, co to śpioszki?! Taka piżama tyle, że dużo mniejsza!
- Śpioszki… - powtórzył uśmiechając się. – Ty naprawdę tego chciałeś! Chcesz być z Cuddy i mieć z nią dziecko! – wykrzyknął uradowany. – Ty ją kochasz! Cudownie!
- Taaa, bardzo – pokiwał głową z politowaniem. – Tylko szkopuł polega na tym, że ona nie chce… - wzruszył ramionami.
- Nie możesz tego wiedzieć!
- Mogę – spojrzał twardo na Wilsona. – Powiedziała mi to… - rzucił i opuszczając głowę, wyszedł z pokoju zatrzaskując z rozmachem drzwi.
- Co ty wyprawiasz? – Cuddy podniosła wzrok widząc wpadającego do jej gabinetu onkologa. – Chcesz to teraz tak zostawić?
- Co i jak? – zapytała patrząc na niego podejrzliwie.
- House? Dziecko? To, co powiedział? – wyrzucał z siebie, gestykulując namiętnie rękoma.
- Taki właśnie mam zamiar – wzruszyła ramionami.
- Jesteś idiotką! – mruknął, opuszczając ręce. – Jak i on! Idealnie do siebie pasujecie. Wasze nienarodzone dziecko byłoby idiotą do potęgi!
Cuddy uśmiechnęła się delikatnie widząc jak Wilson miotał w nią groźne spojrzenia. Przynajmniej w jego mniemaniu miały być groźne.
- James, to nie ma sensu – zaczęła spokojnie, mówiąc do niego jakby był pięcioletnim dzieckiem. – House zdeklarował się, bo chciał mi pomóc. To wszystko…
- Tak ci powiedział?
- Tak mi powiedział – pokiwała głową. – To bardzo miłe z jego strony, ale nie chciał niczego więcej. – Wzruszyła ramionami.
- To jest House! Greg House! Kulawy, uzależniony socjopata! Dla którego wyrażanie uczuć jest… - pokręcił głową szukając odpowiednich słów. – Jest tak niemożliwe, jak dla ciebie wzięcie urlopu – uśmiechnął się, widząc jak posyła mu mordercze spojrzenie. – Nawet nie wiesz, jak on tego chce! Dziecka i ciebie! Zwłaszcza ciebie! – powiedział twardo. Podniosła na niego niepewne spojrzenie. House ją kochał?! – No, wyobraź sobie małą dziewczynkę o niebieskich oczach House i o twoich kręconych, ciemnych włosach. Taką małą kopię Grega, która w przedszkolu będzie mówiła wszystkim, że są idiotami! Będzie równie uparta jak i ty i on razem wzięci, a zarazem niezwykle inteligentna i piękna. Co? Przecież go kochasz, Cuddy! – Wydawało się jej, że onkolog za chwilę zacznie tupać nogą jak obrażona dziewczynka. Uśmiechnęła się delikatnie, posyłając przyjacielowi rozmarzone i radosne spojrzenie.
Siedział w fotelu wpatrując się w okno i w dłoniach obracając piłeczkę. Weszła cicho do gabinetu opierając się o framugę drzwi. Uśmiechając się delikatnie odchrząknęła, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Odwrócił się po chwili posyłając jej pytające spojrzenie.
- Mam coś dla ciebie – wyszeptała podchodząc bliżej i wyciągając zza pleców małą paczuszkę. Położyła ją na biurku House i cofnęła się do tyłu. Robiła dokładnie to, co on kilka godzin temu w jej gabinecie.
- Co to?
- Po prostu otwórz! – rzuciła rozkazującym tonem.
Niepewnie zajrzał do środka i uśmiechając się delikatnie wyciągnął z opakowania małą niebieską czapeczkę.
- Co ty na to? Tatuśku?
Posłał jej spojrzenie, które niemal zwaliło ją z nóg. W którym było tyle ciepła i czułości, o które nigdy by go nie podejrzewała. A jego uśmiech pierwszy raz pozbawiony był tej charakterystycznej gorzkiej ironii. Był szczęśliwy. Nareszcie…
KONIEC!
Będzie jeszcze epilog Jak to zawsze bywa w moim przypadku
A tak bardzo chciałam to źle zakończyć... eh... moje mroczne alter ego jest niezadowolone
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pietruszka
Truskawkowa Blondynka
Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1832
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 54 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:17, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Ślicznie
Cytat: | Niepewnie zajrzał do środka i uśmiechając się delikatnie wyciągnął z opakowania małą niebieską czapeczkę. |
Po raz kolejny zaserowałaś nam świetne opowiadanie. To teraz poprosze epilog z małą niebieskooką pogromczynią przedszkolanek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:40, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: |
- Jesteś idiotką! – mruknął, opuszczając ręce. – Jak i on! Idealnie do siebie pasujecie. Wasze nienarodzone dziecko byłoby idiotą do potęgi!
|
Zgadzam się
Cytat: |
-No, wyobraź sobie małą dziewczynkę o niebieskich oczach House i o twoich kręconych, ciemnych włosach. Taką małą kopię Grega, która w przedszkolu będzie mówiła wszystkim, że są idiotami! Będzie równie uparta jak i ty i on razem wzięci, a zarazem niezwykle inteligentna i piękna
|
:rozpływa się:Jaka by z tego połączenia(Cuddy+House)wyszła piękna mała istotka
Cytat: |
- Po prostu otwórz! – rzuciła rozkazującym tonem.
Niepewnie zajrzał do środka i uśmiechając się delikatnie wyciągnął z opakowania małą niebieską czapeczkę.
- Co ty na to? Tatuśku?
|
Tatuś na pewno jest w siódmym niebie
Piękny fik Teraz tylko czekam na równie wspaniały epilog.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kika
Ratownik Medyczny
Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Żywiec Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:40, 07 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze! Jesteście kochani Nawet nie wiecie jaki one mają ogromny wpływ na wyobraźnię i humorzastego wena Dziękuję
Zapraszam na epilog
EPILOG.
Nie otwierając oczu obrócił się na bok i wyciągnął ramię z zamiarem objęcia i przytulenia do siebie Lisy. Zmarszczył brwi, gdy jego dłoń natrafiła jedynie na zmięte prześcieradło. Podniósł się ociężale i otwierając jedno oko rozejrzał po sypialni. W pokoju panował półmrok, rozświetlany słabym światłem księżyca sączącym się przez zasłonięte story. Nie mogąc zlokalizować Cuddy, House usiadł na łóżku przecierając zaspane oczy. Z niechęcią spojrzał na zegar, który wskazywał drugą w nocy. Z cichym jękiem sięgnął po laskę i wstając niechętnie z łóżka wyszedł z sypialni, zmierzając do miejsca, w którym zapewne była kobieta, którą kochał.
Słysząc ciche nucenie uśmiechnął się pod nosem i oparł o framugę drzwi. Pochylała się nad małym drewnianym łóżeczkiem uśmiechając się delikatnie i szepcąc coś do największego szczęścia, jakim obdarował ją los. Podszedł do niej najciszej, jak tylko potrafił i delikatnie obejmując ją ramionami, przytulił się do jej pleców. Wzdrygnęła się, czując na ciele dotyk jego chłodnych rąk.
- Spokojnie, to tylko ja… - wyszeptał, całując ją delikatnie w skroń.
- Szkoda… - mruknęła pod nosem. Zmarszczył brwi i chwytając ją za ramiona obrócił do siebie przodem. – Myślałam, że to jakiś napalony włamywacz – wzruszyła ramionami uśmiechając się pod nosem. – Zawsze to jakaś miła odmiana, a nie ciągle ty i ty… - przewróciła oczami z udawanym znudzeniem.
- Ja ci dam miłą odmianę! – rzucił próbując nadać słowom surowy ton.
Roześmiała się cicho i zarzucając mu ręce na szyję, wspięła się na palce delikatnie całując go w usta.
- Co się stało, że wstałeś w środku nocy? – wyszeptała, patrząc mu głęboko w oczy.
- Zimno mi było – wyszeptał tonem skrzywdzonego pięciolatka. – Nie miałem się, do kogo przytulić… - wygiął usta w podkówkę. – Ten mały potworek ma ciebie i twoje piersi częściej niż ja! – rzucił udając totalne oburzenie.
- Sam chciałeś tego potworka! Teraz za późno na pretensje – pokręciła głową, odwracając się do niego tyłem.
Uśmiechnęła się ciepło patrząc na swoją niespełna półroczną córeczkę. Była taką, jaką oboje sobie wymarzyli. Dopiero, co pojawiła się na świecie, a już pokazywała jak trudny będzie jej charakter. Wymagała stałej uwagi, a gdy na coś się uparła musiała to dostać. Najczęściej były to włosy Lisy, które z namiętnością wyrywała i ulubiona piłeczka House, bez której nie potrafiła zasnąć. Jakiekolwiek niezadowolenie natychmiast wyrażała ogłuszającym płaczem. Zauważali również jak ciekawską istotą była ich córka. Wszystko musiała wepchnąć do buzi i zasmakować. Z zainteresowaniem oglądała świat swoimi dużymi, błękitnymi oczami, tkwiąc zazwyczaj w czułych objęciach ojca lub matki. Zachwycała swą urodą całą masę szpitalnych ciotek i wujków. Najbardziej upodobała sobie wujka Wilsona, który w gabinecie posiadał liczną kolekcję pluszowych misiów i wujka Chase’a, którego włosy idealnie nadawały się do wyrywania. Była również dzieckiem, które wzbudzało ogólny podziw, gdyż to właśnie ta mała istota sprawiła, że arogancki, chamski i siejący postrach doktor House, przy niej zamieniał się w pełnego czułości, ciepła i miłości przykładnego ojca. Wszyscy z zachwytem i zaskoczeniem patrzyli, jak z niemalże nabożnością tratuje swoją córkę, gotów poświęcić dla niej wszystko. Nawet swą reputację, zabawiając ją na wszystkie możliwe sposoby, byle tylko usłyszeć jej dźwięczny śmiech.
- Jestem szczęśliwa – wyszeptała. Spojrzał jej w oczy, które lśniły niesamowitym blaskiem.
- W takim razie ja też… - uśmiechnął się, obejmując ją ramieniem. Drugą dłoń, na której błyszczała złota obrączka, położył na brzuszku swojego małego skarbu. – Jak mógłbym nie być, mając pod swoim dachem dwie ukochane, najważniejsze i najpiękniejsze kobiety pod słońcem?
Ich życie się zmieniło. Wkroczyło na nową ścieżkę. Drogę, która nie należała do łatwych. Posiadała wiele wybojów, dołów oraz wzniesień. Usiana również była masą kamieni, o które często się potykali, ale nigdy nie pozwalali sobie na zwątpienie i nie poddawali się. Z wysoko uniesioną głową przyjmowali na siebie przeciwności losu, podnosząc się i brnąc dalej przed siebie. Do tego, co czekało ich na końcu. Do szczęścia…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Pią 14:40, 07 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|