Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Hugh + Lisa-=love and hate [RPF]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:15, 09 Cze 2013    Temat postu: Hugh + Lisa-=love and hate [RPF]


Zweryfikowane przez sarape
!UWAGA: RPF
Parę uwag wstępnych- to jest o realnych postaciach, jakby ktoś nie zauważył. Chciałam powiedzieć że wszystkie tutaj zdarzenia są wytworem mojej chorej wyobraźni. Wszystkie uwagi myśli itd. są wymyślone, nie mam nic do tych aktorów, wręcz przeciwnie
Jakby komuś się zachciało zgłosić plagiat z tej strony: [link widoczny dla zalogowanych] to powiem że jest to mój blog, założyłam go zanim dowiedziałam się o tym forum Dziękuję za uwagę

Początek,czyli kiedy się to wszystko zaczęło

Hugh grał w Snake’a na swoim telefonie. Sentymentalność to jedna z jego „pierwszo zauważalnych” cech. Co jakiś czas rozglądał się, jakby na kogoś czekał. Przez chwilę zagapił się na odjeżdżający pociąg, przez co jego wąż wyrżnął łbem w ścianę. Westchnął cicho. SPÓŹNIAŁ SIĘ! Rozejrzał się po dworcu- przed sobą miał widok na 4 perony, na 2 dwóch z nich stały pociągi, za nimi było widać ceglane ściany, obmalowane graffiti. Co jakiś czas grupa ludzi przechodziła obok drewnianej ławki, na której Hugh siedział. Był aktorem, ale nie tylko- to również początkujący muzyk, ale w tej części naszej opowieści nie ma to na razie znaczenia. Wracając do aktora- każdy sobie wyobraża że jak aktor to wielki celebryta, bogaty, sławny, każdy zna jego imię, łażą za nim paparazzi i się zabijają o jego autograf… Fakt- parę osób może go pozna, jak oglądało 101 dalmatyńczyków, Stuart Malutki czy Obfitość, ale nie był jakiś strasznie sławny. Tym bardziej, że teraz nie przebywał w swoim kraju- Wielkiej Brytanii tylko w USA, gdzie otworzyć nowy etap w swoim życiu- miał zagrać główną rolę w nowym serialu!
Właśnie teraz czekał na swojego nowego szefa i reżysera- Davida Shore’a. To on przez przypadek go „odkrył”, myśląc przez jego udawany na potrzebę sceny na planie akcent że jest Amerykaninem. Na początku myślał,że będzie grał House’a-drugoplanową postać, aż tydzień temu poznał szczegóły. Z wielkim zaciekawieniem wyjechał z kraju, zostawiając żonę i dzieci do USA. Nagle usłyszał kroki. Ujrzał lekko siwiejącą czuprynę Davida,który szedł w towarzystwie dwóch ludzi- tak mniej więcej czterdziestolatków- kobiety i mężczyzny, którego poznał od razu- to był jego znajomy- Robert Sean Leonard.
-Witaj Hugh… czy Brytyjczycy mówią do siebie raczej per pan?-zapytał David chichocząc.- Wy się już znacie,nie prawda?- spytał. Miał na myśli Hugh i Roberta. Przytaknęli, po czym oboje sobie uścisnęli dłonie.
-Noo, za tego co widzę to raczej tej pięknej pani nie znacie- Lisa Edelstein we własnej osobie.
-Witam, Hugh Laurie
-Witam- odpowiedziała chłodno, po czym przywitała się również z Robertem.
-Noo, cieszę że się poznaliście- powiedział zadowolony David. Widać było że nie zauważył chłodnej wymiany spojrzeń Hugh i Lisy. -Mam już cały skład głównych bohaterów oraz ludzi statystów i występujących gościnnie na pierwsze 3 odcinki. Jeszcze do głównej obsady dołączą: Jennifer Morrison, Jesse Spencer i Omar Epps. Spotkamy się wszyscy w poniedziałek, jednak chciałbym z wami omówić parę rzeczy wstępnych, teraz.

2 godziny później Hugh stał przed swoim apartamentem, który miał zapewniony dzięki Davidowi. W sumie to omawiali głównie sprawy fabuły, chciał reżyser poznać ich zdanie itp. Jednak 40-latek myślał o Lisie. Wiedział że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale Edelstein już nawet na swoim przywitaniu zrobiła na nim niezbyt przyjemne wrażenie. Ten chłód w jej oczach i głosie, oraz ta pogarda- widać że paniusia, która zadziera nosa. Już parę takich znał, grał z takimi z filmach ale to przeszłość noo i film to nie serial-ten drugi dłużej trwa i w nim nic nie wiadomo jak reżyser postanowi zmienić fabułę… Wiedział na pewno że nie chce mieć z nią poza pracą do czynienia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:16, 10 Cze 2013    Temat postu:

Nie lubię tego rozdziału, no ale skoro się już kiedyś go napisało to wstawię no


Rozdział 2 czyli samotność,rozterki,nie pasujący scenariusz i melony xD
-.... ii wtedy nastąpi cięcie. Świetnie, wyuczcie się mniej więcej tych tekstów na pamięć.... a co ja wam mówię- sami wiecie co macie robić! Dobra teraz mała przerwa a potem gramy "na brudno"- powiedział David parę dni później, po czym wszyscy aktorzy podzielili się na grupki- trochę jak w podstawówce.
Hugh jak każdy się domyśla głównie siedział z Wilsonem,Jesse,Jennifer i Omar razem a Lisa....Lisa sama.
Hugh wcale się temu nie dziwił, bowiem na początku, niczym jego postać-doktor House ją przejrzał. Zachowywała się jak taka paniusia, zbyt dumna i pogardliwa względem innych. Zazwyczaj przybierała chłodny wyraz twarzy, oprócz podczas grania Cuddy. Mimo wszystko wyglądało na to,że Lisa nie robiła sobie z tego, że jest raczej samotna w gronie aktorów- teraz siedziała przy ścianie i pisała coś na komórce. Jednak, po niecałej minucie Hugh stwierdził że jej oczy się poruszają, więc na pewno nie czyta smsa,ani nic też nie pisze.Chwilę potem,jakby nagle powróciła do rzeczywistości, zamrugała oczami, wcisnęła kilka klawiszy i przyłożyła telefon do ucha. Jednak jak widać albo rozmówca nie odbierał,albo nie chciał rozmawiać.
-Co się tak na nią gapisz?- zapytał nagle Robert,siadając obok Hugh.
-A nic, dziwnie się ona zachowuje...
-Może, ale i tak się nią tak wpatrujesz, jakbyś normalnie stracił dla niej głowę-powiedział Robert, odrobinę zwiększając ton.
-Ja? W tej paniusi z zadartym nosem w sufit?! Dobre żarty-odpowiedział Hugh, po czym zaśmiał się, wyobrażając sobie jego i Lisę razem, w łóżku czym(śmiechem)zaraził również Roberta.
-Czytałeś już scenariusz?- zapytał nagle Leonard(Robert Sean Leonard).
-Nie, a co?-zapytał Hugh patrząc na przyjaciela podejrzliwie.
-No bo...wygląda na to że spędzicie ze sobą dużo chwil na planie. David wrzucił wątek House & Cuddy jako jeden z głównych, w których się stale znajduje jakiś ciekawy pacjent i Vicodin.
-Pięknie!No ale cóż-podpisując kontrakt nigdzie nie pisało że będę pracował tylko z sexbombami z wielkimi cyckami -powiedział Hugh, starając się zabrzmieć jak House.
-Co jak co, ale melony to ona ma-odpowiedział Robert, po czym obaj wybuchnęli śmiechem, aż się pozostali ludzie na planie obejżeli na nich.
***
Lisa siedziała z komórką w ręku,w kącie sali.Sama- zresztą jak zwykle. Jednak teraz jej to niewiele obchodziło- miała o wiele poważniejsze rzeczy na głowie, niż to czy inni aktorzy ją lubią, czy wręcz przeciwnie. Nawet nie była pewna, czy nie powinna jednak zrezygnować. Gdyby nie siostra, Karen już by jej tu nie było. Kochała grać na scenie, na planie- ogólnie! Ale tym razem jakoś...jej to nie cieszyło, nie satysfakcjonowało... Pewnie przez tą wiadomość, o której dowiedziała się dopiero tydzień, przed tym dworcowym spotkaniem z Davidem Shorem. To przez to była taka niedostępna i chłodna, jak mówili inni aktorzy za jej plecami. Po prostu ciągle o tym myślała, zamartwiało ją to...No, ale cóż-pewnie ten serial skończy się na tym jednym sezonie a potem go zlikwidują z anteny Foxa.
Kończąc swoje przemyślenia, wystukała już dobrze znany numer na komórce i wcisnęła zieloną słuchawkę.
-Halo?
-Cześć..Tu Lisa...
-Nie ma czasu teraz gadać, zresztą zajmij się ty lepiej tym całym graniem- usłyszała te słowa, po których rozmówca po drugiej stronie się rozłączył.
Popatrzyła zrezygnowana na ekran telefonu.No nic-spróbuje jeszcze raz jutro, i pojutrze, i za 3 dni i tak w kółko aż w końcu uda jej się wtrącić jakieś słowo zanim drugi rozmówca się rozłączy, albo w końcu się podda.
Nagle usłyszała głośny śmiech Hugh i Roberta- największej pary komediowych przyjaciół.Popatrzyła na nich kątem oka.Na pewno gadali o niej.Nie po raz pierwszy,ale i tak nie lubiła ich za bardzo.Hugh wręcz nie cierpiała- już od pierwszego spotkania nie przypadli sobie do gustu. On był jakiś dziwny, zawsze kiedy coś do niego mówiła on odwracał głowę i odpowiadał wrednym, wręcz sarkastycznym tonem ważniaka.
Mimo wszystko myślała że nie będzie tak źle,dopóki nie przeczytała całego scenariusza, który wręczył każdemu aktorowi David. Otóż z niego można było przeczytać, że większość jej scen będzie grałą z Hugh! Aż na samą myśl zbierało jej się na wymioty. Po prostu zawsze, kiedy nim przebywała nie umiała się pozbyć pragnienia odsunięcia się od niego jak najdalej.No cóż- aktorką nie jest od wczoraj, trzeba będzie jakoś wytrzymać. Zresztą będzie robiła to co lubi najbardziej, czyli grała, co być może zasłoni jej rzeczywistość przebywania z Hugh więcej czasu.
Poza tym nikt jej nie karze przecież przebywać z nim poza scenami i próbami. Jakoś to wytrzyma!
-No dobrze kochani- koniec przerwy!-krzyknął do megafonu David. -Gotowi?Lecimy po kolei ze scenami, bez statystów i naszych pacjentów- z nimi będę miał osobną próbę.Wszyscy na miejsca!Wyobraźcie sobie że naprawdę gramy!Iii akcja!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:44, 17 Cze 2013    Temat postu:

Rozdział 3 czyli koło ratunkowe/wyjście awaryjne/silnik awaryjny i nie wiadomo co jeszcze

Widzę że znowu robię spam(mam nowe hobby! ) dobra, spam rządzi... no cóż- miłego czytania I(o ile ktoś to czyta)



- No dobrze, więc…przećwiczmy to jeszcze raz. Cuddy w tej scenie powie parę słów,to będzie raczej monolog House’a….no nic, możemy to przećwiczyć zanim…
- David – odezwała się Jennifer – z całym szacunkiem, ale jak zamierzasz przećwiczyć scenę, w której mówi prawie cały czas House bez Hugh?
David zasępił się po tej uwadze. Potarł kilka razy swój podbródek wpatrując się w okno.
- Robię co mogę… Zabiję tego gościa! Wie, że się śpieszymy aby we wrześniu Fox już miał przynajmniej połowę sezonu, a on się spóźnia!
- Już godzinę – mruknął Jesse.
-No właśnie! Zdążyliśmy w tym czasie nakręcić wszystkie sceny bez niego z drugiego odcinka! Na razie nie mam dla Was więcej scen bez niego! Nie mamy pacjentów na następne odcinki….
-A to z monologiem House’a nie pamiętam ze scenariusza… -powiedział Omar.
-Bo jest z następnego odcinka! Nie wiem, łapię się wszystkiego czego mogę, byleby coś robić! Dobra! Przerwa! Jak dalej nie przyjdzie, to podjedziemy mu pod hotel – rzekł David opuszczając plan i od razu sięgnął do kieszeni po telefon.
Reszta aktorów spojrzała na siebie. „Czyżby Hugh zrobił to specjalnie? Na złość? Ostatnio kłócił się z Shorem, ale tylko o to, aby zwiększyć w serialu wredność House’a do Cuddy…tak myślała większość z nich. Jednak Lisa marzyła tylko o tym,żeby przyszedł jak najpóźniej. Ostatnio jej dopiekał na każdym kroku, na co reszta się śmiała albo przynajmniej udawała, że to robi. Nic w tym dziwnego-każdy wolałby się trzymać z błyskotliwym, zabawnym, uzdolnionym facetem niż z samotną, posępną paniusią, w której talent nikt raczej nie wątpi, ale tego nie podziwia. Teraz stała jak zwykle dalej od innych, obserwując konwersację Jennifer, Omara i Jessiego, popijając kawę. Czasem aż ją korciło, aby tam podejść, coś zagadać, ale na pewno uznaliby to za nienormalne, ponieważ, głównie dzięki Hugh, ma przypiętą taką „łatkę”, że „woli za towarzystwo swoje ego,niż ludzi”. To nie było miłe, ale w końcu to House. Aktorzy czasem upodabniają się do swoich ról, mamy tu tego żywy przykład.
-Czy ty się przypadkiem o niego nie martwisz? – wyrwał Lisę z zamyślenia Robert, który niepostrzeżenie stanął obok niej.
Spojrzała na niego jak na uciekiniera z psychiatryka.
-Ja? O niego? Wolałabym żeby w ogóle nie przychodził… a zresztą co ci się stało, że ze mną gadasz? -zapytała z wyraźnym zainteresowaniem.
-No wiesz, Hugh nie ma i biedny Robert poszedł do biednej Lisy, z którą nikt zazwyczaj nie rozmawia, poza scenami…
-Aha,więc jest taki czymś w rodzaju koła ratunkowego czy awaryjnego silnika? -zapytała z ironią w głosie.
W sumie to trochę dziwne… on do niej zagaduje a ona jest wredna, ale skoro się jest wyjściem awaryjnym…
-A przeszkadza ci to? -zapytał, obdarzając ją delikatnym uśmiechem.
-W sumie,lepsze wyjście awaryjne niż jego brak – mruknęła patrząc się w jego brązowe oczy.
-Na pewno niedługo dojedzie – powiedział wpatrując się w ścianę.
-Chyba mam deja vu. Niecałe 2 minuty temu próbowałam ci wytłumaczyć, że czym dłużej go nie ma, tym lepiej – wypowiedziała już zniecierpliwiona.
-Ale wiesz… wy gracie tak naturalnie, jakbyście byli cały czas poza planem…
-Dość! – przerwała mu, dopijając ostatni łyk kawy – idę się przewietrzyć – zadecydowała i skierowała się w kierunku wyjścia. Po drodze minęła Davida, rozmawiającego przez telefon. To był dobry znak – oznaczało to, że Hugh się jeszcze nie odezwał. W końcu wyszła z tyłu budynku. Wciągnęła głęboko powietrze i zamknęła na chwilę oczy. Jakoś ten dzień bez Hugh był lepszy – zero nerwów i wrednych uśmieszków. Jednak spokojna chwila nie trwała długo. Po paru minutach usłyszała kroki. Otworzyła oczy i zobaczyła Hugh.
-O! Przyszedłeś łaskawie do Davida? – zapytała z ironią w głosie.
-Nie, dziwka przyszła na plan, zamiast do domu – mruknął wymijając ją i kierując się do drzwi, w których stał sam Shore, któremu oczy aż błyszczały.
-To było genialne! Po prostu błyskotliwy i spontaniczny niezły tekst! Idę porozmawiać z głównym scenarzystą i zaraz to umieścimy! -krzyknął i wbiegł do budynku.
Jak widać chyba zapomniał, że miał okrzyczeć Hugh za półtora godzinne spóźnienie. ***
- Jesteście po prostu genialni – nawet poza planem. Chyba będę musiał chodzić za wami z notatnikiem, aby wszystko zapisywać! No nic, byliście jak zwykle świetni, widzimy się jutro – ostatnie słowa David zwrócił do wszystkich, te wcześniejsze do Lisy i Hugh.
To wielkie „oświecenie” reżysera trochę zaniepokoiło Lisę. Nie to, że powiedział iż zamierza ich śledzić tylko to, że pewnie jeszcze coś wymyśli, co raczej nie będzie dla niej zbyt przyjemnym graniem na planie, raczej z Hugh.
-No nie! Teraz wszyscy macie mieć czas! Natychmiast! Robimy u mnie imprezę, na cześć nowego, na razie kręconego serialu – powiedział Laurie głośno, stojąc między pozostałymi aktorami.
-I każdy ma mieć swojego partnera lub partnerkę!
-To ja werbuję Jennifer – od razu wyrwał się Jesse, po czym odwrócił do niej głowę z szerokim uśmiechem niegrzecznego 10-latka.
- To mnie chyba zostaje żona-mruknął Omar.
- Mnie też… – zaczął Robert.
- Raczej nie,Leonard – przerwał mu Hugh – twoja małżonka została już zaproszona przeze mnie, więc musisz znaleźć sobie kogoś innego.
Lisa przysłuchiwała się tej rozmowie z boku. Zazwyczaj lubiła i chodziła na tego typu imprezy, jednak teraz… po ostatnich wydarzeniach nie miała na to ochoty. Zresztą kto by ją tam chciał? Z myślami już u siebie, z ciekawą książką i kakaem w ręku na wieczór w jej hotelu, zmierzała do wyjścia. Jednak drogą zagrodził jej Robert.
- No tylko mi nie mów, że na to nie idziesz! – wykrzyknął do niej, robiąc przy tym zawiedzioną minę.
- Po pierwsze, raczej nikt nie będzie skakał z radości, że tam przyjdę, a po drugie to wracamy do tematu „koło awaryjne”, jak nie masz z kim iść, to powiedz to po prostu, a nie graj ze mną w te gierki na uprzejmość i nagłe zainteresowanie – odpowiedziała i starała się go wyminąć w drzwiach.
- No proszę, widzisz jak Hugh mnie załatwił? To tylko mała impreza, najwyżej wyjdziesz wcześniej, nikt ci nie zabroni…
- Posłuchaj mnie uważnie, bo widzę, że są między nami jakieś niejasności – przerwała mu, mówiąc już ostrzejszym tonem – impreza to nie jest słowo mi obce. To, że mnie ludzie tutaj nie lubią i przez to nie chcę akurat na tę iść, nie znaczy, że przez całe życie tylko się uczyłam, siedziałam w domu i gapiłam się w sufit! – krzyknęła, wpatrując się w niego piorunującym spojrzeniem.
-A poza tym…to mogę z tobą w tym niezwykłym wypadku iść – po chwili dodała,przez co na twarzy Roberta zagościł szeroki uśmiech.
-To świetnie! Tu masz adres Hugh-zatrzymaj go, może się jeszcze kiedyś przyda, np. kiedy będziesz chciała w Halloween udekorować jego mieszkanie papierem toaletowym. Impreza zaczyna się o 19. Będę czekać pięć po przed jego mieszkaniem -powiedział, po czym się pożegnał i ruszył przed siebie.
Jak już był w swoim samochodzie, głęboko wzdychnął, po czym mruknął „Hugh mnie za to normalnie zabije”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:07, 21 Cze 2013    Temat postu:

Tytuł dziwny, ale to moja dziwna inwencja xD Znaczy... no jakoś mi teraz nie pasuje... ale niech już będzie

Rozdział 4 czyli impreza NIE z „Projetku X” xD

- I jak tam? Dzwonię, aby się upewnić, że się nie rozmyśliłaś i nie wystawiłaś mnie do wiatru… -jakiś czas później usłyszała Lisa znajomy głos w słuchawce.
- Właśnie w tym rzecz że… nie wiem czy chce iść – zaczęła, ale od razu jej przerwał.
- No ty chyba sobie żartujesz! Jest już 18, za późno aby się wycofać! Włóż na siebie jakąś kieckę, nie zachowuj się jak nastolatka, pójdź tam ze mną i będzie git…Wiesz jak mnie Hugh zjedzie jak przyjdę sam?!
- Robert, ja naprawdę nie jestem aż tak głupia, żeby nie zauważyć, że ty i twój ukochany koleżka chcecie się ze mnie ponabijać – odpowiedziała mu podnosząc przy tym ton. – To było po pierwsze. Po drugie…
-I znowu się zaczyna… – westchnął Robert, jednak ona dalej ciągnęła, jakby jej nie przerwano.
-…to co ci już na planie mówiłam, to wiesz. A po trzecie, to ja naprawdę nie mam na to nastroju, już od dłuższego czasu – dopowiedziała i zamilkła na chwilę. Po drugiej stronie też była cisza.
-Liso, proszę cię, to nie jest twoja domówka, która będzie tak huczna jak w „Projekt X” tylko mini imprezka takiego gościa, z którym się nienawidzisz… -zaczął Robert.
- Brzmi naprawdę zachęcająco – mruknęła pod nosem brunetka.
- … a masz czysty wstęp, bo kazał mi wziąć partnerkę. Możesz mu zrobić na złość, pokazać, że w paru a może w wielu, rzeczach jesteś od niego lepsza. Ubierz się wystrzałowo aby mógł udawać, że się wcale nie gapi…
- Nie musi udawać – odpowiedziała zgryźliwie.
-Ludzie… możesz myśleć pozytywnie? -zapytał marudnym tonem.
- A ty możesz się odczepić, zrozumieć, że nie chcę i dać mi w spokoju spędzić SAMEJ weekend? -spytała zmęczonym głosem. Miała dość tej rozmowy, jednak Robert dalej nie odpuszczał. W końcu, po paru minutach odparła:
- Dobra pójdę! Ale nie obiecuję że posiedzę tam długo.
Zadowolony Robert wielokrotnie podziękował i rozłączył się. Lisa otworzyła szafę z myślą, która ją teraz nawiedziła i będzie męczyła do końca dnia – że znowu dała mu się wkręcić do czegoś, na co zupełnie nie miała ochoty.

***

-No wreszcie – moja muza! – wykrzyknął Robert,dziesięć minut po dziesiątej przed domem Hugh na widok Lisy.
- Ale tylko na jeden wieczór-mruknęła, po czym spuściła oczy i wzrok na sukienkę z nieco dużym dekoltem w którą się ubrała. Sięgała do ud i była w kolorze krwistej czerwieni. Do tego wzięła ze sobą białą, wypychaną koralikami torebkę. Włosy rozpuściła i delikatnie pofalowała. Uzyskała według siebie niezły efekt w jedną godzinę. Sprawiała wrażenie zalotnej i nieco młodszej. Nie zrobiła tego dla Roberta – broń Boże! Poszła z nim tylko po to, aby Hugh się wściekł, że jednak przyszła na jego imprezę. Tym strojem równocześnie chciała pokazać Hugh to, że potrafi się zabawić i nie być tylko, tak jak Cuddy, sztywną szefową. A niech się gapi na jej cycki i udaje że jest inaczej! Z podniesioną głową weszła za Robertem na werandę. Zadzwonił kilka razy, po czym stanął im w drzwiach sam gospodarz. Przywitał ich, przejeżdżając wzrokiem z góry na dół po kreacji Lisy z drwiącym uśmieszkiem.
- Proszę, bardzo – powiedział usuwając się z przejścia, po czym wkroczył za nimi do salonu, gdzie większość gości albo stała z kieliszkami z winem w ręku albo siedziała na sofie. Parę „par” podrygiwało w rytm muzyki. Lisa od razu siadła, w rogu kanapy i wyciągnęła, już z przyzwyczajenia telefon z torebki.
- Wiesz że za to nie dam ci żyć? – zapytał retorycznie Hugh swojego kumpla.
- Wiem, dlatego właśnie z nią przyszedłem. Ty wiesz ile razy ona zmieniała zdania czy iść czy nie? Chociaż zresztą jej się nie dziwię – po tym jak ją traktujesz…
- Też się ogryźć umie, jakbyś nie zauważył… Wiesz co mnie ostatnio najbardziej irytuje, poza tą jej pogardą? To, że się nie rozstaje z telefonem, jak jakaś nastolatka, która pisze non stop z kolegą. To jest po prostu śmieszne. A mówią że to ja się robię przez House’a dziecinny – mruknął Hugh, po czym poszedł z Robertem w kierunku kuchni.
- Ale wiesz co?Niby jesteś wściekły, ale ”zwerbowałeś” moją narzeczoną, abym sobie kogoś znalazł. Wiedziałeś, że w jeden dzień nikogo bliższego nie znajdę, więc musiałem wziąć Lisę, a teraz udajesz że jesteś na mnie zły – powiedział Robert, patrząc na przyjaciela z zainteresowaniem.


***

Znowu nic – abonament zajęty, niedostępny i inne połączeniowe dolegliwości. Lisa potarła czoło, ale szybko się powstrzymała, aby nie rozmazać cienia do powiek przypadkiem. Wzięła parę łyków wina. Smakowało nieźle, pewnie jedno z droższych, na które Hugh jak i zapewno Dr House, mogli sobie spokojnie pozwolić. Rozejrzała się po salonie. Zielona sofa, mały stolik do kawy, jeden z nowszych telewizorów. Za kanapą stał okrągły stół, zapewne do gier karcianych, jak poker. W lewym rogu, tuż obok Lisy, stało czarne pianino. Parę metrów dalej można było dostrzec rozsuwane drzwi wychodzące na taras. Byli na tym przyjęciu prawie sami aktorzy z planu House’a: Jennifer, Jesse, Omar, oczywiście Robert i nawet sam David z małżonką Judy, ale od razu mówił że tylko na parę godzin, bo nie mogą na zbyt długo dzieci samych zostawić. Oprócz nich wszystkich był jeszcze jeden facet spoza house’owego kręgu – nieco starszy, który właśnie zmierzał w jej stronę.
- Witam, my się jeszcze chyba nie znamy. Jestem Stephen Fry – powiedział, podając jej rękę. A więc Hugh nie kitował z tym że się z nim przyjaźni!
- Lisa Edelstein – odpowiedziała, wpatrując się w jego brązowe oczy.
- Edelstein? Hugh mi parę rzeczy o pani opowiadał – zaczął, jednak kobieta nie chciała słuchać, co Hugh miał o niej do powiedzenia. Zwłaszcza, że właśnie wrócił do salonu, wraz z Robertem. Wzięła następny mały łyk wina.
- Widzę, że się pani rozkręca…
- Bo co? Wzięcie parę łyków wina, nie czyni rozróby na imprezie jak w Projekcie X -odpowiedziała zgryźliwie. -A poza tym, nie wiem co przemiły pan Laurie panu o mnie opowiadał ale ja nie jestem raczej szarym szczurem, dla którego imprezy to czarna magia…
- No mam nadzieję. Zatańczy pani? – zapytał ni stąd ni zowąd. Już miała odmówić, kiedy zobaczyła, że Hugh rozmawiając z paroma gośćmi śmieje się i co jakiś czas spogląda z pobłażliwym uśmiechem w jej stronę oraz że parę „par” razem kołysze się w rytm muzyki, więc się zgodziła. Nie będzie dawała Hugh więcej powodów do tego, aby sobie z niej kpił. Wstała z sofy i poszła za Stephenem na szerszy kawałek podłogi. On położył swoje ręce na jej biodrach, a ona zaplotła dłonie na jego ramionach. Nic nadzwyczajnego – zwykły, tzw. w tym wypadku „wolny taniec zapoznawczy”, a jednak czuła na sobie spojrzenia większości aktorów z serialu, m.in. Hugh, stojącego w rogu, obok drzwi od kuchni. Po jakimś czasie jednak wszyscy tańczyli poza nim (razem z Stephenem było ich nieparzyście). Czuł się pewnie z tym nieswojo, bo w końcu podszedł do Roberta tańczącego ze swoją narzeczoną – Christie i powiedział „Odbijamy”. Lisa zaśmiała się pod nosem. Biedny Hugh nie miał z kim tańczyć!
- A cóż takiego wywołało uśmiech na tej pięknej twarzy? – zapytał Stephen z wyraźnym zainteresowaniem.
- Nic szczególnego-odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Ma pani jakieś plany na jutro? – Bynajmniej, ale na pewno nie podzielę się nimi z panem…

- A ja mam wolne. Za to tydzień temu wstąpiłem do szpitala, tego w New Jersey… Znaczy, oczywiście, że nie Princeton Plainsboro, tak dobrze to nie ma. Jeden dzieciak na onkologii w tym innym szpitalu miał marzenie aby mnie spotkać. Zdziwiłem się. Po co komu jeszcze taki stary grat jak ja, skoro dzieciaki mają swoich nowszych aktorów? Powiem, że wzruszył mnie ten chłopiec, przesiedziałem z nim prawie pół dnia, potem musiałem już iść. Jak wychodziłem zapytał mnie czy jeszcze kiedyś go odwiedzę. Obiecałem wpaść jeszcze następnego dnia rano. Niestety – zmarł w nocy. Bardzo to przeżyłem i wręcz nie powinienem iść teraz na to przyjęcie, ale zrobiłem to tylko z grzeczności dla Hugh, on o niczym nie wie….
- Przepraszam – przerwała mu nagle – ale nie rozumiem do czego pan zmierza – zapytała siląc się na w miarę spokojny ton, co jej nie wychodziło.
- A mam do czegoś zmierzać? Po prostu pomyślałem, że powinienem z kimś o tym porozmawiać, nie dusić tego w sobie… wybrałem panią… coś takiego czułem, że tą osobą, z którą mógłbym porozmawiać powinna być pani…
- No to źle pan czuł – odpowiedziała sztywno. - Przepraszam, idę się przewietrzyć – dodała po czym szybko skierowała się do drzwi tarasowych.


***

Usiadła na ławce, nieco kawałek dalej od drzwi. Z patio rozciągał się widok na niewielki zielony ogród,a za nim szary płot, za którym było widać wysokie,świecące w nocy biurowce. Jakby się trochę wychyliła na prawo, ujrzałaby w oddali Central Park. Jednak ona nie podziwiała widoków. Usiadła chowając twarz w dłoniach. Oddychała ciężko, miała zamknięte oczy, przysłonięte palcami.
- Wszystko ok? -usłyszała głos zza pleców. O nie, to znów ten Stephen, zaraz tu przylezie i będzie dalej nawijał. Chociaż, w sumie to nie jego wina – nie wiedział. Jednak mimo wszystko nie miała ochoty na rozmowę z nim. Nie odezwała się ani nie poruszyła, do czasu aż właściciel głosu cicho klapnął obok niej. Podniosła lekko głowę i spojrzała na niego. To nie był Stephen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:34, 08 Lip 2013    Temat postu:

Hej
Na wstępie muszę Ci napisać, że podjęłaś się bardzo trudnego zadania i za odwagę należą Ci się brawa Sama miałam kiedyś podobny pomysł na fika ale... Jak już wspomniałam to bardzo trudne zadanie, ponieważ nie wiemy tak naprawdę jacy aktorzy są poza planem. Można ogląda i czytać z nimi wywiady i na tej podstawie wyciągnąć o nich jakieś wnioski ale to i tak bardzo trudne Na wstępie napisałaś, że "wszystkie tutaj zdarzenia są wytworem mojej chorej wyobraźni. Wszystkie uwagi myśli itd. są wymyślone" i mimo, że jestem osobą, która pisze opowiadania wyrwane z ram serialowych to staram się żeby bohaterowie pozostali bardzo podobni do oryginału. Jak już wspomniałam, tak naprawdę nie wiemy jacy aktorzy są w rzeczywistości, no i jak sama napisałaś wszystko jest wytworem wyobraźni ale... zachowania, które przedstawiłaś u bohaterów w ogóle mi do nich nie pasują nawet jak na wytwór wyobraźni. Może w dalszych częściach ich zachowanie się zmieni? W tekście jest też sporo nieścisłości, które na przyszłość fajnie by było wyłapać. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na dalszy rozwój zdarzeń


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Pon 19:44, 08 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:49, 14 Lip 2013    Temat postu:

Olu zacznę od tego jaką mi radochęb sprawiłaś że przeczytałaś te moje dziwne bazgroły co do tych ich charakterów to właśnie mi o to chodziło, żeby dość mocno odbiegały od ich postaci... no ale, co kto lubi i jaką kto ma wyobraźnię


Rozdział 5 czyli zwierzenia i animadzy

- Aż tak źle tańczyło się z Fry’em? – zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy. Jednak ona go nie odwzajemniła. – Hm… nie odpowiadasz, więc jakaś grubsza sprawa… -zaczął, ale mu przerwała
- Robert…ja naprawdę nie mam ochoty ani nastroju na zwierzanie, zwłaszcza takiemu dobremu źródłowi informacji dla Hugh…
- Ja?Źródło informacji?! No cóż-przyjaźnimy się, ale nie mówimy sobie wszystkiego! -odpowiedział Robert.
Ona pokręciła głową z rezygnacją i skierowała wzrok najpierw na swoje ręce na kolanach, a potem w prawo. W końcu się odezwała:
- Ja… mało brakowało abym nie grała w Housie…chciałam się rozmyślić, zrezygnować… w końcu mnie moja siostra Karen przekonała, abym jednak się zgodziła – zaczęła mówić Lisa, z wielkimi przerwami biorąc głębsze wdechy, ciągle patrząc w drugą stronę, byleby tylko nie w oczy Roberta. Po tym zdaniu zrobiła małą przerwę. Widać było, że był to dla niej trudny temat. Robert bał się odezwać, aby nie powiedzieć czegoś głupiego.
- Więc…3 tygodnie przed podpisaniem kontraktu dowiedziałam się…że moja matka ma raka mózgu… nie da się go wyleczyć – lekarze mówili że tylko spowolnić przebieg choroby – wyszeptała, patrząc się dalej gdzieś na bok. Robert położył swoją dłoń na jej ramieniu. Nie odtrąciła, jednak też nie odwróciła głowy.
- Bardzo mi przykro… – zaczął.
- Nie tylko w tym rzecz – przerwała mu, strącając jego dłoń przez poruszenie ramieniem. – Ostatnio powiedziała że mam do niej, ani do szpitala, nie przychodzić…
- Co?! Dlaczego? – zapytał Robert. Było to dla niego trochę dziwne, widać było, że córka się o nią martwi.
- Ponieważ, kiedy dowiedziała się, że podpisałam kontrakt odrzekła, że nie chce abym przychodziła, bo ta rola przyniesie mi trochę więcej zainteresowania przez mediów, a ona nie chce aby całe New Jersey gadało o jej chorobie….A od tego spotkania naszego z Davidem już nawet nie chce ze mną rozmawiać przez telefon. Dowiaduję się co z nią, tylko jak moja siostra do niej co jakiś czas wpada… – powiedziała, po czym zamilkła. Obróciła w końcu głowę z stronę Roberta-miała oczy zalane łzami. On delikatnie i powoli objął ją ramieniem.
- Stephen mówił, że jakiś dzieciak z onkologii miał marzenie, aby go spotkać to przyszedł do niego… a następnego dnia chłopiec już nie żył… – powiedziała po czym już się kompletnie rozkleiła. Robert musiał przyznać, że nawet z rozmazanym makijażem wyglądała pięknie. Otarła delikatnie dłonią łzy.
- Dla mnie to przyjęcie już się skończyło – powiedziała.
Robert myślał co by jej odpowiedzieć - ”Szerokiej drogi, szkoda czy co?!” w sumie ją rozumiał i współczuł, ale przecież nie zechce, aby on ją podwiózł…a może?
- Podwieźć cię do domu? – zapytał po krótkiej chwili.
- Jeśli chcesz – odpowiedziała, siląc się aby jej głos zabrzmiał obojętnie. Wolała, żeby ją odwiózł, jakoś myśl że ma sama wracać pieszo lub taksówką ją przerażała.
- No to chcę – odpowiedział i podniósł się z ławki.
***
- Gdzie byłeś? – od razu po powrocie zapytał się Hugh Roberta. Leonard westchnął, wiedział, że tak będzie.
- Wyszedłem na chwilę się przewietrzyć…
- Na 45 minut? – zapytał z podejrzliwym wzrokiem Laurie. -Poza tym chyba siedziałeś w krzakach, bo David siedział też przez chwilę na tarasie a jak się spytałem czy cię widział, odparł że nie. Chyba, że jesteś animagiem, który zamienia się w komara…
Robert zasępił się. To przez ten wieczorny korek w mieście. Sama podróż do domu Lisy i z powrotem trwała około 20 minut.
- Noo wyszedłem na chwilę – zaczął, ale zamilkł widząc wzrok Hugh.
- Sam? Bo wiesz…dziwny zbieg okoliczności, Lisa też jakoś zniknęła-powiedział Laurie.
-Widziałem jak wychodziła.Możesz się cieszyć, że tak krótko i się w końcu ode mnie odczepić – mruknął Robert.
- Wiedziałem! – wykrzyknął po chwili Hugh. – Ty byłeś z NIĄ!
- A co, zazdrościsz? – zapytał Robert w końcu siląc się na odwagę.
- Niby czego?Tego wielkiego tyłka z cyckami? Mam swoją żonę, co prawda trochę daleko ale mi wystarcza – odparł.
- Wiesz, że ona to nie tylko tyłek i cycki? Jest bardzo miła, kiedy ciebie nie ma w pobliżu.
- Miła to ona jest, jak się nie odzywa – mruknął Hugh zostawiając Roberta samego i idąc do kuchni by dorobić poncz dla gości. Mimo wszystko postanowił tych dwoje baczniej obserwować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:25, 22 Lip 2013    Temat postu:

Hmmm... No Robert (przynajmniej jak dla mnie ) coraz bardziej przypomina Roberta Ale Hugh... Ja wiem, że to opowiadanie, że Twoja wyobraźnia i Twój pomysł ale... mój mózg zna (pewnie też nie do końca prawdziwy) inny obraz Hugh i nie może się przestawić w żaden sposób. A przysięgam, że nie idealizuje sobie jego osoby mimo, że jest przystojny i jest Brytyjczykiem i ma zabójczy akcent To nie, nie idealizuje go Mam nadzieję, że w końcu uda mi się nakłonić mój mózg do zmiany

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:16, 07 Sie 2013    Temat postu:

Olu- mam nadzieję, że za parę rozdziałów, jak będzie więcej o Hugh, mam nadzieję że ciebie przekona A co do Roberta... musiałam go zrobić trochę Wilsonowskiego, bo inaczej się nie dało

Rozdział 6 czyli bajery,śledzenie i kurz

- Łał, dałaś mi dużo do myślenia. Nie jestem tak otwarty jak ty… Mówię o bluzce
- Nikt inny z tobą nie wytrzyma. Włóż błękitną koszulę- wyglądasz w niej PRAWIE sympatycznie– odpowiedziała Lisa po czym oddaliła się od niego parę kroków.
- iiii cięcie! Doskonale. Zostało jeszcze parę scen ale Lisa i Robert jesteście na dzisiaj już wolni! – powiedział David przez megafon. – Przygotować się do sceny w korytarzu- Hugh, Jennifer, Omar i Jesse – dodał po czym wstał z reżyserskiego krzesła. – Jesteście świetni! Zostały nam jeszcze 2 odcinki plus parę scen jeszcze z tego. Ja niestety muszę załatwić jutro jeszcze parę spraw, więc wy macie wolne! Dobra, lecimy z następną sceną!- powiedział i poszedł omówić coś z drugim reżyserem.
- Masz jakieś plany na jutro?- Robert zapytał Lisę od razu, kiedy David skończył swój monolog.
- Nie wiem o co ci chodzi– czy ja powiedziałam na tamtej imprezie, już dłuuugi czas temu coś, co mogłeś źle zrozumieć?!- zapytała go Edelstein, po czym wzięła łyk kawy.
- Nie, po prostu mam pewien pomysł. Matka dalej nie odbiera?
- A co ciebie znów to tak interesuje?– zapytała wrednym tonem, jednak w porę się zreflektowała. - Wybacz… poniosło mnie troszkę– rzuciła speszona pod nosem. - Rozumiem cię, po prostu wszystko cię przerasta– matka, Hugh, wspomnienie tamtej imprezy… -odpowiedział spokojnie.
- Właśnie sądzę, że nie za bardzo rozumiesz! Znaczy, znów wybacz… Dobra mów ten pomysł zanim rzucę znów coś wrednego i będę musiała po raz kolejny przepraszać– dodała z zaciśniętymi zębami ostatnie słowa.
- Wiesz w jakim szpitalu przebywa twoja matka, prawda? – zapytał ostrożnie.
– No już chyba zwariował! Nie odbiera ode mnie telefonów? Co tam! Jedźmy na drugi koniec Stanów, aby mogła mnie przy innych lekarzach wyrzucić z sali! No świetny pomysł, gratuluję – warknęła, już się nie powstrzymując.
- Musisz jej uświadomić, że zależy ci na niej i się o nią martwisz! Że pomiędzy wami nie powinno się nic zmienić, że…
– Dobra, skończ! – niezbyt uprzejmie przerwała mu, dopijając do końca kawę. – Nie jadę i koniec. Równie dobrze mogłabym jej podesłać cały kurz z mojego hotelu
– Ma na niego uczulenie?
- Niestety tak…
- Ja też mam-mruknął, po czym zreflektował się, że zabrzmiało to zdanie trochę głupio.
- O to świetnie! Skoro macie tyle wspólnego, to jedź sam i zaprzyjaźnij się z nią – odpowiedziała.
– A co ci szkodzi? Posłuchaj…
Lisa spojrzała prosto w jego brązowe oczy. Już wiedziała, że i tak w jakiś sposób Robert ją przekona. Dalszą rozmowę poprowadzili już poza budynkiem.
- Hugh,gotowy? – nagle głos zza pleców przywrócił mężczyznę z przemyśleń na ziemię.
- Zawsze i wszędzie – odpowiedział pewnym głosem.
- Oczyszczasz umysł czy uciekasz z planu? -zapytał David odwracając się w kierunku schodów.
„Śledzę tych dwoje” – pomyślał Brytyjczyk, jednak nie powiedział tego na głos. Zastanawiało go tylko to, czemu matka Lisy jest w szpitalu i czemu musi specjalnie córka w wolne do niej jechać. Chociaż po głębszym zastanowieniu mało go to obchodziło. Bardziej to, czy między nią a Robertem było lub będzie coś więcej.
***
- Nie wiem czy wiesz, ale ja też posiadam taki bajer, jak własny samochód -mruknęła niezadowolonym tonem Lisa do telefonu następnego dnia. Samochód Roberta nie chciał zapalić – miał rozładowany akumulator. – Oraz też takie coś, co nazywa się „wolna wola”, która mówi mi, że nie ma ochoty jechać specjalnie do stanu New Jersey, aby wkurzyć własną matkę…
- Cholera, właśnie przypomniało mi się, że miałem dzisiaj zrobić romantyczną kolację dla Chistie, a jak pojadę z Tobą, to raczej nie zdążę – odpowiedział speszony głos Roberta dochodzący z telefonu.
- Tym lepiej dla mnie – przynajmniej nie muszę jechać – powiedziała pod nosem rozłączając się. Mogła spokojnie dopić kawę i posiedzieć ten dzień w domu. Jednak… coś jej mówiło, że powinna mimo wszystko tam pojechać – pewnie przez te wszystkie wczorajsze argumenty Roberta. Spojrzała w lustro – zobaczyła brunetkę w średnim wieku. To już przegięcie, aby matka jej dalej rozkazywała. „Jadę i koniec” – pomyślała, po czym poszła do łazienki.
***
- Witam, szukam Bonnie Edelstein – powiedziała Lisa parę godzin później, w recepcji pielęgniarek szpitala w Nowym Yorku.
- Bonnie… Drugie piętro, onkologia, sala numer 3-odpowiedziała pielęgniarka, sprawdzając dane w komputerze.
– Dziękuję – odpowiedziała Lisa, po czym skierowała się w stronę schodów. W końcu doszła na oddział onkologii, pod wskazaną salę. Zatrzymała się przed nią, targana zmieszanymi uczuciami, z jednej strony bała się tego niespodziewanego spotkania i miała ochotę uciec jak najdalej, a z drugiej strony to raczej byłoby głupie wejść i wyjść ze szpitala, po tylu przebytych kilometrach…
– Pani jest kimś z rodziny? -Lisa podskoczyła, usłyszawszy nagle głos pielęgniarki zza pleców.
- T-tak-Lisa Edelstein -córka Bonnie – odpowiedziała.
– No to niech pani już nie stoi tak i śmiało wejdzie -odpowiedziała pielęgniarka, otwierając drzwi na oścież. Nie było już odwrotu – musiała wejść na nogach z ołowiu do sali, pomalowanej na seledynowy kolor, w której znajdowały się 3 łóżka. W jednym z nich leżała nieco starsza, siwiejąca pani w okularach.
- Cześć mamo….


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:19, 09 Sie 2013    Temat postu:

No oby bo uwielbiam tego faceta Prawie tak samo jak królową Elżbietę 2

Tak od technicznej strony Lepiej jednak nabyć worda, bo teks skacze. Tekst Roberta jest w tekście Lisy No i znowu pojawiło się trochę nieścisłości Najpierw hotel, później dom. No i New Jersey i Nowy York, to odmienne stany

No w tej części mało Hugh dużo Lisy do której... od zawsze mam mieszane uczucia więc część fajna


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin