|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 1:45, 24 Lip 2013 Temat postu: Duża, większa i największa afera [NZ] |
|
|
EDIT Wzięlam i poprawiłam to i owo, żeby doprowadzić ten fick do jakiegoś poziomu (nieco, chociaż ) Na razie żadnych zmian fabularnych, jak coś będzie w przyszłych rozdziałach to dam znać
Parę słów jak zwykle ode mnie na początek- wiem kolejny fick, nie powinnam, mając już te 3 na głowie, ale mnie już długo korciło. Dokładnie od przeczytania jednego ficku od Aduśki, który mnie zainspirował. Miałam w mojej chorej łepetynie już parę wersji tego, ale tą uznałam za godną napisania tutaj.. O ile w ogóle z tego co piszę się tutaj nadaje.. No nie ważne Na ten fick, albo raczej na ten ROZDZIAŁ poświęciłam te 3 tygodnie bez kompa (czyli w sumie podliczając ten czas tylko na pisanie to wyszłoby... godzina i pół? )
Dobra, przechodzę do szczegółów- fick nie ma czasu z serialu, wolę dawać własny Ale tak najbardziej przypomina mi gdzieś tak sezon 3. Zespół House'a to Cameron, Chase i Foreman, ale to już bardziej odległy plan w tej opowieści... No to chyba tyle.
Zachciało mi się dedykować, więc wyjątkowo zadedykuję:
Na początku miało być dla moich znajomych, co nie mają konta na tym forum, ale zaczynam odnosić wrażenie że raczej nie czytają moich bazgrołów(trzymam się tego cytatu:"Everybody lies" uparcie, poza tym jak się pytam to opinię to zawsze wygląda to tak:" - No i co o tym sądzisz? -No fajne. -No ale co fajne? -No wszystko -No ale co dokładnie? Ja chciałabym wiedzieć co jest w miarę ok, a co powinnam poprawić, rozumiesz chyba... -No nie wiem... Wszystko" tak, to są moi kochani znajomi -,- )
Więc dedykuję go Aduśkowi, za "naprostowanie na pomysł na ficka"(wiem, dziwnie brzmi, ale spać mi się już chce, więc piszę od rzeczy) , Liskowi za piękny fick który mi już parę razy poprawił humor i za jego komentarze i szczere opinie, oraz Oli336, za pomoc w medycznych kwestiach do ficków(i w końcu tego z tym EKG w tym ficku wycofałam :c ale mam zamiar do innego ), za świetny fick, który od niedawna dopiero(why? ) zaczęła czytać, za świetną miniaturkę... i ogólnie, za to że czytaliście jakiś mój inny, dziwny bazgrół wrzucony tutaj
Dziękuję
Duża, większa i największa afera [NZ]
Siedział wygodnie w swoim skórzanym fotelu, stukając paznokciami rytmicznie o oparcie. "Jak król" - mógłby ktoś powiedzieć. Bo był nim, a przynajmniej sam tak uważał. Miał władzę, autorytet, podwładnych, a jutro... Jutro będzie dzień jego triumfu i zemsty. Jednak jeszcze nie mógł się do końca cieszyć- brakowało mu już tylko jednej rzeczy, która miała upewnić go, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Tylko, że ta rzecz się już dosyć mocno spóźniała! A wiedziała przecież, jak on bardzo nie lubi na coś czekać! Ze zdenerwowania obracał w prawej dłoni czarny pistolet.
W końcu drzwi się otworzyły. Stała w nich ona - właśnie ta rzecz na którą czekał.
- Masz to? - W jego głosie dało się słyszeć nieskrywaną ekscytację.
- Tak - odpowiedziała oschle. Podeszła parę kroków w jego stronę po czym rzuciła niedbale foliówkę wraz z zawartością prosto w jego ręce.
- Grzeczna dziewczynka - odparł uważnie przeglądając zawartość. Wszystko się zgadzało. Idealnie.
A może jednak nie? Czy to zwidy, czy przed chwilą dostrzegł w jej oczach strach? W jej pięknych, czarnych, hipnotyzujących oczach to, czego najbardziej się obawiał? O nie, nie dzisiaj! Nie przed jutrzejszym dniem. Nie może sobie pozwolić na strach w szeregach przeddzień rozwiązania całego problemu!
Powoli wstał ze swojego "tronu" i podszedł do niej. Odgłos jego kroków odbijał się od pustych ścian, przez co brzmiał jeszcze bardziej złowrogo. Starała się ukryć strach ale nie ukryje nic przed nim. Zatrzymał się tuż przed dziewczyną i wpatrywał się w nią, swoim czujnym wzrokiem. Nagle, bez ostrzeżenia złapał ją za nadgarstki i przycisnął je do ściany, uniemożliwiając jej ruch.
Teraz widział jak na dłoni jej strach. Drżały jej ręce i dolna warga, a oczy błądziły po całym pokoju jak oszalałe. Patrzyła na niego z przerażeniem, a może to było błaganie? O nie, nie zostawi tak tego. Musi się dowiedzieć gdzie podziała się jej cała pogarda, samolubność i nienawiść, których miejsce zabrał ten idiotyczny strach. Wiedział że nie będzie to łatwe zadanie - dowiedzieć się czegoś od NIEJ. W końcu umiała bez zająknięcia okłamać policję, przyjaciół, rodzinę... Ale nie jego. I to był właśnie jej słaby punkt
Jakiś dłuższy czas wcześniej
Szedł z wolna korytarzem. Było już późno, toteż mało kto jeszcze się kręcił w tej części szpitala. Bardzo to sprzyjało jego sytuacji. Zwłaszcza teraz potrzebował samotności.
Nagle przystanął w połowie korytarza, opierając cały ciężar ciała na lasce. Zamknął oczy i skrzywił się nieznacznie, ściskając mocno drewniany przedmiot. Noga dawała o sobie znać jak nigdy dotąd. Właśnie dlatego teraz tak bardzo potrzebował być sam. Cameron na pewno by się przejęła tym i zaczęła się bawić w "Pani Dobra Rada", Chase udawałby że ma to gdzieś, równocześnie starając się mu wejść w tyłek, a Foreman...
A zresztą! Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej małe, pomarańczowe opakowanie. Odchylił wieczko, po czym nasypał cztery tabletki na prawą dłoń. Jednak mijały sekundy, a pastylki wciąż leżały na jego trzęsącej się dłoni. Vicodin ostatnio nie działał na jego ból, tak jak zawsze, mimo że stopniowo coraz to bardziej zwiększał jego dawki. Wiedział, że potrzebuje czegoś mocniejszego, jednak nie chciał przesadzić i przytępić na tyle swoje zmysły, aby nie był w stanie normalnie funkcjonować czy pracować. No właśnie... Z tym i tak już szło mu coraz gorzej, mają przy sobie teraz nieżywy przykład ostatniego pacjenta. Gdyby szybciej zlecił te badania, zamiast męczyć się z bólem, gdyby szybciej postawił prawidłową diagnozę, jego dziewięcioletnia pacjentka przeżyłaby. Zawalił. A jeśli nie weźmie w końcu się w garść, na jednej pacjentce się to nie skończy. A na to pozwolić sobie nie może. Nie z takiego powodu.
Nagle przystanął. Rozejrzał się powoli. Był tak pogrążony w myślach, że nawet nie patrzył dokąd idzie. Jego nogi poniosły go nigdzie indziej, a pod same drzwi gabinetu Cuddy. Jakie siły nieczyste go tu zawiodły? Sam nie wiedział- może jego ukryta masochistyczna natura, która kazała mu pomimo wielkiego bólu nogi iść prosto do tej jamy smoka.
Zerknął ukradkiem w stronę drzwi. Siedziała przy swoim biurku (mimo późnych godzin) pogrążona jak chyba zawsze w jakiś papierach. Postanowił się wycofać, póki jeszcze nie podniosła swojego wzroku i nie ujrzała go przez tamte przeźroczyste drzwi. Jeszcze tylko jej kazania mu brakowało do szczęścia! I tak pewnie otrzyma od niej reprymendę, ale niech to tylko nie będzie teraz. Nie miał siły rozprawiać się z bólem, a co dopiero z nią.
Ruszył parę kroków w stronę holu. Nagle, zza rogu wyleciał zdyszany mężczyzna. Wpadł na House'a, uderzając przy tym doktora neseserem w nogę. PRAWĄ nogę. Diagnosta syknął z bólu. Miał ochotę wziąć laskę i po prostu przylać temu sukinsynowi. Niestety, zamiast tego mógł tylko stać sparaliżowany tym przeklętym bólem, błagając w myślach, aby to się wreszcie skończyło. Jak wcześniej czuł powbijane ostre jak brzytwa igły, tak teraz niczym rozżarzone węgle, impulsy bólu docierały do jego mózgu. Coraz to mocniej ściskał uchwyt laski, marząc o tym, aby pobiec za tym idiotą i pokazać mu jak to naprawdę jest.
Nie wiedział ile już tak stał w tym przeklętym holu. Błagał tylko w duchu o koniec tych męczarni.
Tymczasem niczego nieświadoma Cuddy siedziała dalej w swoim biurze, nie odrywając nawet wzroku znad tych przeklętych papierów. Ze zmęczenia już ledwo widziała co na nich jest napisane. Wszystko przez tę aferę, która dopiero niedawno wyszła na jaw. Jeszcze do tego ten dość dziwny,( w porównaniu do reszty jego pacjentów) już były przypadek House'a... Nie wiedziała co się z nim ostatnio dzieje. Powinna iść do niego od razu jak się tylko dowiedziała, żądając jakiś wyjaśnień, ale nie miało na to ani czasu, ani już nawet siły.
Potarła lewą dłonią czoło, po czym sięgnęła po kubek z kawą i wypiła ostatni łyk. Zamrugała parę razy nieprzytomnie, po czym rzuciła okiem na zegar, wiszący na ścianie.
"O boże, już tyle czasu tu siedzę?!" pomyślała bardziej przytomnie, po czym wróciła wzrokiem do papierów.
Ona zdecydowanie też nie wyrabiała ostatnio. Jednak miała już na dzisiaj zdecydowanie dość:
"Nawet gdybym miała tu siedzieć całą noc, to i tak nie dałabym rady, tego wszystkiego przejrzeć, a co dopiero wypisać" - przemknęło jej przez myśl. Zgarnęła niedbale większość dokumentów na kant biurka i podeszła do wieszaka, po płaszcz. Już była przy drzwiach, kiedy usłyszała znajome, "trzynożne" kroki na korytarzu.
Mimo zmęczenia uśmiechnęła się pod nosem. Czuła, że potrzebuje z nim krótkiej "dogryzki".
Jednak wyglądało na to, że los chciał inaczej- już miała rękę na klamce, kiedy rozległ się dźwięk telefonu, leżącego na jej biurku.
"Teraz szybka decyzja Lisa- albo olej o tej godzinie pracę i idź za Housem, albo też odbierz ten nieszczęsny telefon."
Praca czy House? W jej głowie toczyła się zażarta walka tych dwóch rzeczy. Ostatecznie jednak praca wygrała. Podbiegła do biurka i podniosła słuchawkę, modląc się, aby to była pomyłka.
-Lisa Cuddy, dziekan medy...Tak, oczywiście... Nie, a... Rozumiem.- Cuddy zrzuciła z siebie płaszcz, nie odrywając słuchawki od ucha. To będzie jednak długa noc.
***
Tymczasem nie wiedząc jakim cudem House znalazł się na zewnątrz szpitala. Śnieg prószył jak na złość, było zimno, ciemno a noga dalej straszliwie bolała. Sięgnął ręką ponownie do kieszeni. Wyciągnął z niej znajome, małe pudełko z Vicodinami. Było mu już tak źle, że tym razem nie zastanawiając się ani chwilę, nasypał cztery tabletki na dłoń i połknął je jak cukierki. Nie zrobiło mu się ani o krzytne lepiej, wiedział że Vicodin przestał już pomagać na jego ból... Ale co innego miał zrobić przecież?
Nagle zauważył że wypadł mu z tej samej kieszeni dość mocno zmięty skrawek papieru. Nie widząc w tym większego sensu podniósł go z ziemi i powoli rozwinął. Od razu poznał to niestaranne, koślawe pismo. Parę liczb było nieczytelnych, przez co musiał odrobinę się wysilić, aby je odczytać. W końcu, kiedy kreska stała się jedynką, dwa zawijasy szóstką, a popękane koła ósemką, po dłuższym zastanowieniu wyciągnął telefon. Zadzwonić, czy nie? A w sumie co mu szkodzi? Zresztą ten numer miał być na takie sytuacje jak ta, a nie jest to też psychiatryk ani matka, więc... Odpowiedź nasuwa się sama.
Po paru sygnałach odezwał się głos w słuchawce. Zanim House zdążyłby chociaż westchnąć, po drugiej stronie słuchawki rozległ się znajomy, aksamitny głos:
- Ach, właśnie się zastanawiałem czy zadzwonisz...
- Słuchaj, nie mam zamiaru wczepiać się w szczegóły, zresztą przecież doskonale wiesz czemu dzwonię.
- Jasne, jasne. Zaraz będę pod szpitalem z TYM, pasuje?
- Lepiej pod dom. Tu mogą się jeszcze kręcić niepowołani, kretyńsko opiekuńczy ludzie...
- Tak, tak - rozumiem, to ja będę za pół godziny, adres znam. Do zobaczenia - odpowiedział mu głos, po czym rozłączył się.
House zasępił się. Nie przemyślał tego... A w sumie kogo to obchodzi? Było minęło, czasu nie cofnie. Zresztą i tak nic z tej głupiej rozmowy pewnie w końcu nie wyniknie. Tak, to była tylko wyłącznie jego sprawa.
Gdyby wiedział jak bardzo się mylił!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Sob 16:12, 25 Lut 2017, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:30, 26 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Pozwolę sobie skomentować jako pierwsza
Sarape, jak Cię obserwuję mam czasem wrażenie, że widzę siebie sprzed wieków. Zapał do pisania, milion pomysłów na minutę, takkk... wen na początku szaleje, niestety z upływem czasu zaczyna kaprysić, więc korzystaj, ale pamiętaj, że czasem nie wszystko, co napisane musi być wrzucone, ja np. z chęcią kilka swoich fików bym usunęła i nie przyznawała się do nich nawet w największych torturach Oczywiście nie mam na myśli tu żadnego z Twoich fików (które śledzę) ani tym bardziej tego, tak tylko doradzam, by nie dać się wenowi zwariować i pamiętać o tych, co czekają na kolejne części rozpoczętych już fików
A teraz do rzeczy...
Kamień z serca, że nie tylko ja mam problemy z nadawaniem tytułów
Jak zwykle potęga wyobraźni, podziw dla ciebie za to, pomysł, co prawda narazie zagmatwane, ale ok, dręczenie czytelnika pod tytułem co dalej ( z kim rozmawia House, z Cuddy? czym ją dręczy, że ta pozwala mu się nazywać grzeczną dziewczynką, gdyby to było do Cam to rozumiem, ale potem ta ściana... hmmm... i co on knuje?! Jeśli by się chciało można się doczepić do technicznej strony, ale jest zdecydowanie lepiej niż na początku. No i jak zwykle nie mogę się doczekać, gdy autor aż tak bardzo mnie wyprzedza, w znaczeniu, że on wie wszystko, znaczy Ty, a ja nadal nic. Teraz mam np. fazę na duńskie kryminały, potrafię przeczytać 300stron w nocy, żeby tylko poznać, kto jest winny Owocnego wena zatem.
A, gapa ze mnie. Dedyk, bardzo mi miło. Dziękuję
Czekam, pozdrawiam.
lis.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Pią 17:06, 26 Lip 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:46, 26 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Pomysł jest oryginalny to super.
Tekst jest przejrzysty i zachęcający do czytania.
Nawet mi ta interpunkcja nie przeszkadza.
Weny. Pozdrawiam.
ps. Przeczytaj, proszę, komentarz do "Alison".
Czekam na ciąg dalszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endymion
Ratownik Medyczny
Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzieś z Księżyca.. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 6:56, 03 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Ciekawe, ciekawe Co będzie dalej ? Dalsza część, prawda?
NO ja to wiem. a CO w niej będzie?
Się już doczekać nie mogę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:26, 10 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
No to najpierw dziękuję za dedykację Bardzo mi miło A teraz... teraz biorę się za czytanie
Oooo Vicodin się pojawił Fajnie Uuuu... i House poległ z przypadkiem? Robi się coraz ciekawiej.
Przeczytałam Fik... bardzo tajemniczy i bardzo ciekawy Hmmm no ciekawe co z tego wszystkiego wyniknie Czekam na następne rozdziały z niecierpliwością
I mam małą wiadomość do Liska Lisku, miałam tak z... chyba szwedzkimi kryminałami aż... czytam, czytam i w połowie książki mi napisali kto zabił Byłam wk... zdenerwowana A książka przeleciała przez cały pokój
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rouen
Pacjent
Dołączył: 06 Sie 2013
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bydgoszcz Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:45, 10 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Troszkę to chaotyczne. Znaczy fabuła mi się bardzo podoba, pojawiło się dużo elementów, które lubię w fickach, ale jednak przydałaby ci się beta. Albo sama trochę dokładniej wczytaj się w tekst, bo błędy przeszkadzają w czytaniu. Wracając do akcji - jak na jedną część po prostu za dużo. To fajnie, że jest tajemniczo, ale zobacz sobie; dzień jutrzejszy, kobieta, jakaś rzecz, strach kobiety, przypadek House'a, telefon. Po prostu nie ogarniam! Powinnaś dawkować akcję albo rób bardziej okazałe opisy, żeby to tak nie było jedno obok drugiego. Jednak jak wspominałam na początku, zachęcasz do dalszego czytania, a to najważniejsze! Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:45, 30 Wrz 2013 Temat postu: |
|
|
Na początku przepraszam za tak długo przerwę, ale od "przedkońca" wakacji nie umiałam zabrać się za pisanie :c Wybaczycie mi? Mam nadzieję że coś jeszcze pamiętacie z poprzedniego rozdziału
Lisek napisał: | Kamień z serca, że nie tylko ja mam problemy z nadawaniem tytułów |
]A żebyś wiedziała Tytuł to zawsze ta rzecz, nad którą najbardziej myślę i nie umiem często nic wymyślić(zaraz po tym są nazwiska, a potem imiona )
Obiecuję że jeśli z 3 rozdziałem też takie coś zrobię, to dodam przed następnym rozdziałem takie coś jak w poprzednich odcinkach bo nie wiem jak wam, ale mi by się chciało drugi raz czytać, a szybko zapominam(o ile ktoś to robi ) No nic- koniec zrzędzenia, więcej rozdziału- miłego czytania
PS. Powie mi ktoś czemu nie mogę zmienić kolorów? -,-
Rozdział II
Jak zwykle spóźniony skręcił na szpitalny parking. W sumie nie przejmował się tym, że tym razem Cuddy naprawdę się wścieknie – świadczyło o tym już pięć nieodebranych połączeń od niej. Ale ona i tak na końcu odpuści – przemknęło mu przez myśl. Jak zawsze po jakimś czasie.
Tego dnia na parkingu stała, niezbyt przyjemna dla niego niespodzianka, na którą omal nie wjechał z impetem – czarny Lexus na jego miejscu parkingowym. Tak – tym samym, o które musiał tyle wywalczyć z Cuddy by w końcu mu je "przyznała". Ledwo wyhamował z piskiem opon, jedynie muskając tył pojazdu. Miotnął kilka przekleństw, po czym z wielką niechęcią zawrócił motor szukając innego miejsca. Wiedział jedno – zabije właściciela tego auta przy pierwszej okazji!
Pięć minut później wszedł z hukiem do gabinetu Cuddy, trzaskając drzwiami. Administratorka lekko wzdrygnęła się, przez to jego wejście smoka.
– House! Wyjdź stąd natychmiast! – krzyknęła, posyłając mu gniewne spojrzenie. Fakt – odrobinę się zdziwił, dotąd tak go jeszcze nie przywitała, ale nie dbał o to.
– Twój nowy kochanek może poczekać te parę minut na ten dawno obiecany seks oralny. Ja stąd nie wyjdę, dopóki ktoś nie wyjaśni mi dlaczego na moim miejscu parkingowym stoi jakiś czarny Lexus?!
– A niby skąd mam wiedzieć?! Jakbyś przyszedł o czasie, z pewnością byłoby to miejsce jeszcze pus....
– Um, przepraszam, że się wtrącam, ale to chyba mój wóz – Nagle rozległ się głos dobiegający z lewego rogu pokoju. Lekko zdezorientowany House spojrzał w tym kierunku. Na kanapie siedziała młoda kobieta, miała około trzydziestu lat. Nie mógł uwierzyć, że wcześniej nie zauważył jej obecności w gabinecie. Ognisto rude kosmyki zakrywały jej całą twarz. "Bogaty, rudy diabeł" – przemknęło House'owi przez myśl.
Dziewczyna wystukała parę słów na swoim laptopie, po czym odgarnęła włosy. House znieruchomiał. Jakby wszystkie myśli z rozumem odpłynęły w siną dal. Takiej to nawet w snach nie mógł sobie wymarzyć. Włosy, teraz już odgarnięte nadawały twarzy blasku. Seksowny uśmiech, hipnotyzujące szare oczy, dekolt całkiem duży (nawet w porównaniu z Cuddy), świetna figura, zgrabne nogi... Poczuł jak nieco miękną mu kolana. Chyba umarł, a w piekle zabrakło dla niego miejsca!
– Przepraszam bardzo, śpieszyłam się, bo również się spóźniłam i... nie wiedziałam, że to miejsce jest zajęte przez tak genialnego lekarza, doktorze House. Nawet nie wie pan jaki to zaszczyt móc spotkać takiego geniusza i to na dodatek służbowo. Jeszcze raz przepraszam z tym miejscem, już idę przestawić, to na pewno się nie powtórzy – usprawiedliwiła się, wpatrując się w oczy diagnosty. Momentalnie zmieniła pożądający uśmiech, na minę smutnego szczeniaka. Jej słowa docierały do House'a jak przez mgłę. Zamrugał parę razy, prześwitując wzrokiem dziewczynę od góry do dołu, zatrzymując się dłużej przy klatce piersiowej. Zrobiło mu się nagle gorąco, mimo obecnej pory roku.
"Po prostu ideał!"
Zaś Cuddy wyglądała jakby ledwo powstrzymywała się przed wybuchnięciem śmiechem. House?! Miły?! Dla jakiejś kobiety, które zajęła jego miejsce parkingowe?! Dobre sobie! Zaraz pewnie rzuci jakieś seksistowski tekst i... Chociaż... Z każdą minutą mina Cuddy lekko rzedła – coś za długo to trwało... Próbowała zachować obojętną minę, jednakże nie umiała się powstrzymać od zerkania to na niego, to na tamtą dziewczynę, jakby grali w tenisa. Nic z tego nie rozumiała. Nie potrafiła uwierzyć, że House wytrzymał tyle czasu bez żadnej wrednej zaczepki. Gdyby to ona była na miejscu tej rudej, już dawno zostałaby zbombardowana jego uwagami, najprawdopodobniej na temat jej cycków, tyłka, jakim ona jest złym lekarzem i nawet nie chciała myśleć co jeszcze...
"Co jest?! Zacięli się?! Ile można gapić się na siebie!" pomyślała.
W końcu odchrząknęła, przerywając to nieco przydługie milczenie. House oprzytomniał i zamrugał niczym wybudzony z transu, po czym rozejrzał się wokoło, zaś dziewczyna przesłała Cuddy pobłażliwe spojrzenie.
– Ach, nie przedstawiłam się – jestem Rozalia Hogs, ale wszyscy mówią na mnie Rose – odezwała się dziewczyna. –To ja już lepiej pójdę przestawić ten samochód. Jeszcze raz przepraszam – dodała, po czym przestała bawić się włosami i wstała z kanapy.
– A daj sobie spokój – jakoś przeżyję... W końcu skąd mogłaś wiedzieć o tym, że to jest dla niepełnosprawny... znaczy, że jest zajęte... no, chciałem raczej powiedzieć – House zaczął tak się plątać, przez co Cuddy omal nie oblała się kawą. Nie wiedziała czego w tej chwili pragnęła bardziej – potrząsnąć i upokorzyć House'a, aby się wreszcie obudził, czy ściągnąć tu jeszcze Wilsona i nagrać tę całą szopkę.
Nagle rozległ się dźwięk z pagera diagnosty. Rzucił okiem na niego, po czym zerknął na Rose, pytającym spojrzeniem.
– Nie będę was już dłużej przetrzymywać, zwłaszcza pana, panie House, rozumiem że obowiązki wzywają - odparła rzucając mu kokieteryjny uśmieszek. - Zresztą i tak przecież niedługo się zobaczymy, czy tego chcemy czy nie - Rzuciła Cuddy znaczące spojrzenie, na które tamta niechętnie przytaknęła. - No... To do zobaczenia, bardzo niedługo – dodała po czym opuściła gabinet.
***
– House, mogłem mieć pacjenta!
Diagnosta nie zareagował na tę kwestię i opadł z westchnieniem na kanapę. Czuł się trochę zamroczony, był za bardzo zajęty myślami, o tym, o czym teraz nie powinien myśleć... Poza tym czuł na sobie podejrzliwy wzrok Wilsona... Pewnie zaraz padnie lawina pytań – lepiej od razu przejść do sedna.
– Widziałeś tę nową, młodą lekarkę?
– A już myślałem że nigdy nie zauważysz, że Rita u nas pracuje– mruknął Wilson.
– Jaka Rita? Przecież ona ma na imię Rose, o ile dobrze pamięta...
– Pamiętasz jej IMIĘ? Po raz pierwszy nazywasz kogoś po imieniu?! – odparł zdziwiony onkolog.
– Nie pomagasz...
Zapadła na chwilę cisza.
– Nie przypominam sobie żeby jakaś Rose tutaj pracowała - powiedział ostrożnie Wilson
– No jak to nie – przecież rozmawiałem z nią dzisiaj, była w gabinecie Cuddy.
– Czekaj – czy ona była ruda?
– Jak ruda to już kojarzysz? – odparł zgryźliwie House.
– No to wszystko wyjaśnia – widziałeś Rosalie Hogs – glinę z wydziału kryminalnego.
– Glinę? Cuddy znudzili się lekarze, teraz sypia z psami? Na dodatek obu płci?
– A co, nie słyszałeś tej całej afery?
– Jakiej afery?
Wilson westchnął ostentacyjnie. No tak, w końcu można się było czegoś takiego po Housie spodziewać.
– No... przedwczoraj ktoś podrukował, powysyłał faksem i porozwieszał wszędzie dane pacjentów... Są już wszędzie. Krótko mówiąc, jakiś jeden ogromny chaos - westchnął Wilson. Nawet wolał sobie nie wyobrażać ile problemów z tego powodu ma teraz Cuddy na głowie.
– I co – gliny mają wybadać kto to zrobił? A wiedzą przynajmniej, z którego komputera?
– Słyszałem, że z tego, co znajduje się w pokoju lekarskim. Wszystko z tobą w porządku? Zachowujesz się... inaczej... - zaczął ostrożnie James, przyglądając się uważnie przyjacielowi.
Na to pół pytanie, pół stwierdzenie Wilson jednak nie otrzymał odpowiedzi, bowiem House po tej kwestii opuścił gabinet.
***
”Jak to się stało, że zapomniałem o tej całej aferze?! I, że nie domyśliłem się, że ona jest gliną... Przecież nawet każdy przygłup by się tego domyślił... Tak szczerze mówiąc, to policyjne wdzianko naprawdę jej pasowało, zwłaszcza ta opięta na klatce piersiowej bluzka... I jeszcze ten lekko zachrypnięty głos... Zabawne - pamiętam głos, ale niezbyt to, co mówiła...
Nagle wzdrygnął się nieznacznie, jakby chciał się otrzepać z tamtych dziwnych myśli, niczym mokry pies.
"Co ja do cholery robię? Niemożliwe, żebym aż tak stracił nagle rozum... Wszystko to jakieś strasznie pogmatwane...” – Takie myśli krążyły jak szalone w głowie House'a od piętnastu minut. Siedział sam w swoim gabinecie, na krześle obrotowym, tyłem do drzwi i odbijał piłeczkę od ściany. Nawet zbytnio nie zwrócił uwagi na to, co kazał robić zespołowi z pacjentem. Tego dnia dosłownie nie umiał się na niczym skupić. Najgorsze jednak było to, że zupełnie nie wiedział dlaczego. Dotąd mu nie zdarzyło się aż tak zagalopować.
Nagle otworzyły się drzwi. Gregory nawet nie drgnął. Pewnie Cuddy w końcu znalazła te pięć minut, aby mu zrobić kazanie.
– Doktorze House? – Jednakże głos, który dobiegł zza jego pleców był inny - nieco mniej zachrypnięty i o wiele młodszy. I w zupełnie inny, ale w pewien sposób podniecający sposób przeciągał samogłoski w jego nazwisku.
Przez jakieś pięć sekund siedział jak oniemiały. Ścisnął mocniej oparcie krzesła, po czym obrócił się z wolna do rudowłosej dziewczyny, stojącej w drzwiach.
Wyglądała teraz na jeszcze bardziej pewną siebie niż w gabinecie Cuddy. Posłała mu zalotny uśmiech, po czym usiadła bez pytania na krześle naprzeciwko diagnosty, zakładając nogę na nogę uwodzicielsko.
– Jak już zapewne pan wie, jestem tu w sprawie tego wycieku danych pacjentów, sprzed dwóch dni. Co prawda jestem z wydziału kryminalnego, ale mój szef mi zlecił tę sprawę. Jestem jednak pewna, że zarówno pan, jak i pana zespół będą ze mną wspaniale współpracować. się dogadamy – powiedziała, po czym mrugnęła uwodzicielsko.
- O-oczywiście - wymamrotał, mimowolnie zerkając na bliskie rejony jej klatki piersiowej.
Ona jednak zdawała się tego nie zauważać, bądź zupełnie ignorować.
- Wiedziałam, że oboje się idealnie dogadamy - odparła, podpierając brodę prawą ręką i obdarzając doktora zalotnym uśmiechem.
House nagle poczuł, że bez względu na to, co podpowiadał mu jego mózg, tej kobiecie powie wszystko. Nawet jeśli to on byłby sprawcą całej tej dużej afery.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Sob 15:51, 25 Lut 2017, w całości zmieniany 9 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:50, 05 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Coś tam pamiętam Więc czytam
"Bogaty, rudy diabeł" – przemknęło House'owi przez myśl.
Fajne określenie Kobieta i Lexus... to musi być niezwykle elegancka kobieta No nic, czytam dalej Okaże się Ja wolę styl sportowy Chce Forda Mustanga ok idę lepiej czytać
Od kiedy policjanci są tak bogaci, że jeżdżą Lexusem? Składam papiery do policji
Czyżby dr House się zakochał? Albo raczej... zauroczył? A co z Cuddy?
Dalej tajemniczo i dalej ciekawie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endymion
Ratownik Medyczny
Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzieś z Księżyca.. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:24, 12 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Proszę specjalnie dla Ciebie. Jestemm jak na życzenie.
Nie znam się na samochodach i musiałam sobie zajrzeć do Wujka jak taki samochód wygląda. Przyznaję mój ojciec takim nie jeździ, chociaż pracuje w policji.
OKKkk teraz na temat..
”Jak to się stało, że zapomniałem o tej całej aferze?! I, że nie domyśliłem się, że ona jest gliną... oraz kompletnie nie mogę przestać o niej myśleć...
TTYyy Housiee I tobie się ruda podoba!! Rude zostaw Gibbsowi co miał 3 rude żony. Cuddy ładniejsza jest.! House czuł, że bez względu na to, co podpowiadał mu mózg, powie jej wszystko. Nawet jeśli to on byłby sprawcą całej tej dużej afery. Cooo, nic jej nie mów..!!!!!
Okej.. OKEJJ – A daj sobie spokój – jakoś przeżyję... W końcu skąd mogłaś wiedzieć o tym, że to jest dla niepełnosprawny... znaczy, że jest zajęte... no, chciałem raczej powiedzieć – House zaczął się plątać, przez co Cuddy omal nie oblała się kawą. Nie wiedziała czego w tej chwili pragnęła bardziej – potrząsnąć i upokorzyć House'a, aby się wreszcie obudził, czy ściągnąć Wilsona, na tę całą szopkę.. Nie dziwię się Cuddy .. ;]
Pamiętasz jej IMIĘ? Po raz pierwszy nazywasz kogoś po imieniu?! – odparł zdziwiony onkolog.
– Nie pomagasz... lOLL NIE pamięta jej imię. CIEKAWE CY PAMIĘTA JESZCZE jak się Cuddy nazYWA.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:45, 16 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Jednak jakoś się pozbierałam i oto kolejny rozdział w miarę szybko jest gorzej będzie z następnym... :c No nic...
Cytat: | CIEKAWE CY PAMIĘTA JESZCZE jak się Cuddy nazYWA. | Pamięta Tylko według mnie nie używa go za często Ale jak próbuję sobie go wyobrazić mówiącego jej imię widzę scenę z końca sezonu 5: "I've slept with Lisa Cuddy!" Więc pamięta
Cytat: | Kobieta i Lexus... to musi być niezwykle elegancka kobieta |
Powiem tak- moja była nauczycielka matmy jeździ Lexusem... a nie jest jakoś bardzo elegancka
Cytat: | Ja wolę styl sportowy Chce Forda Mustanga |
Wolę Porche Ale chyba nie pojedzie dalej, niż za granicę moich fantazji... :C
Cytat: | Dalej tajemniczo i dalej ciekawie |
tak mi się miło zrobiło że komuś się podoba i że ktoś to jeszcze czyta
Rozdział III
[Akapit]Zauroczenie – dość niezwykła rzecz. Jedni pół życia potrzebują, by przekonać się, że osoba, która nas tak irytowała, jest dla nas całym światem, czasem zaś zdajemy sobie sprawę z istnienia tego lub tej jedynej, kiedy jest już za późno, a bywa i tak, że przychodzi szybko i niespodziewanie, ale czujesz, że "To jest to!". House'owi wystarczył tylko tydzień, aby zdać sobie sprawę z obecności zauroczenia. To z jednej strony go przerażało, z drugiej zaś intrygowało
[Akapit]Te siedem dni minęło House'owi głównie na przebywaniu z Rose – niekoniecznie w formie śledztwa – czasem na lunchu przysiadywała się do jego stolika – ku niezadowoleniu Wilsona, czasami "przypadkiem" przychodziła do gabinetu Cuddy, kiedy dostawał od niej reprymendę – tym razem na złość szefowej...
[Akapit]Ogólnie można przyjąć, że większość pracowników szpitala nie przepadało za nią. Co prawda Kaczątka miały do niej neutralny stosunek, chociaż Cameron zerkała na Rose czasem, z nieokreślonymi dla House'a uczuciami, ale nie dbał o to.
[Akapit]Stał teraz przed drzwiami dobrze znanego mu gabinetu. Obejrzał się za siebie. "Czy na pewno warto? Czy powinien trochę więcej poczekać?" Skarcił siebie w myślach za tę niepewność i wkroczył do środka.
Przeszedł parę kroków, po czym zatrzymał się, rozglądając po pomieszczeniu. Dopiero po chwili mężczyzna, siedzący za biurkiem, odłożył gazetę i spojrzał na przyjaciela.
– House? – zapytał z wielkim niedowierzaniem.
– Mam wejść drugi raz, żebyś miał czas nauczyć się zmieniać znak interpunkcyjny na końcu zdania?
– Co ty tu robisz, o tej porze? – spytał, ignorując ostatnią wypowiedź przyjaciela.
– Dostałem główną rolę, w serialu o sarkastycznym lekarzu – odpowiedział, sadowiąc się na kanapie.
– Masz do mnie sprawę – mam rację? – zapytał Wilson, delikatnie unosząc prawy kącik ust.
Nie odpowiedział. Zresztą onkolog był świadomy, że właśnie zadał pytanie retoryczne. Nie minęło zbyt dużo czasu, kiedy House się przełamał.
– Przechodziłem dziś obok gabinetu Cuddy... – zaczął Greg, po czym zerknął na Wilsona, czekając na jakąś odpowiedź, która wyjątkowo nie nastąpiła. Uniósł lekko w zdziwieniu brwi, wziął głębszy wdech i kontynuował:
– Zobaczyłem ją... Wyglądała wyjątkowo, jeszcze lepiej niż zawsze... Nie widziała mnie... Musieli dziś mocniej grzać niż zwykle, bo chciała ściągnąć sweter i... ekhem odsłoniła trochę za dużo za dużo przez przypadek...
Wilson spojrzał na przyjaciela z zmieszanymi uczuciami, ale bał mu się przerwać w tych wielkich, miłosnych wyznaniach, które cieszyły się jeszcze mniejszą popularnością, niż toczeń u jego pacjentów.
– Ja... nie mogę przez to wszystko się na niczym skupić.
– To powiedz to jej– odparł Wilson, siląc się na bezinteresowny ton. Nie chciał za nic zdradzić, jak mu zależało na tym, by ta dwójka się w końcu zeszła. – Nie wprost, ani też jak będzie zajęta, bo to nie ma sensu...
– Tak samo jak twoje rady – mruknął zgryźliwie House.
– Widzę, że magia zwierzania działa – znów jesteś sarkastycznym dupkiem.
– A kim miałbym być?! Wyrozumiałym ojcem Mateuszem?!*
– Nie – zamyślonym, śliniącym się idiotą o lasce.
– Skończyłeś? Możemy wrócić dla odmiany do mnie? Więc jak ja mam JEJ to powiedzieć?
Wilson wytrzeszczył oczy. Naprawdę House wpadł po uszy.
– Zaproś ją gdzieś, w miarę subtelnie, chociaż przy twoich możliwościach... Na jakąś kolację czy coś.
– Z twoimi ex – żonami zadziałało, co? – mruknął House i nie czekając na odpowiedź opuścił gabinet.
[MMMMMMMMMM]***
[MMMM]Wilson zadowolony kierował swe kroki w stronę stołówki. Dziś był wtorek, czyli jadał z Cuddy. Czuł, że tym, jedynym razem House zrobi to, co trzeba i w końcu ją zaprosi, nawet jeśli to do niego niepodobne. Nie mógł się już doczekać jej reakcji.
Przyszła o tej porze co zawsze. Wilson zaczął się zastanawiać czy to dobry znak.
– Co masz taką minę? – zapytała go z lekkim uśmiechem, sadowiąc się naprzeciw onkologa.
– A taki tam mały powód do radości – powiedział spokojnym tonem, chociaż w środku tak go korciło, aby zapytać ją o to wprost.
Uniosła w zdziwieniu brwi, po czym wzięła duży łyk kawy.
Otworzyły się drzwi od stołówki. Do pomieszczenie weszła Rose. Wilson i Cuddy jak na komendę zmarszczyli brwi, a ich miny dość zrzedły. Administratorka nagle zaczęła udawać, że zainteresował ją jakiś plakat, wiszący nad ich stolikiem, zaś Wilson przystąpił do "obserwowania".
Rudowłosa dziewczyna podeszła do baru gdzie... stał House!
"Jak to się stało, że go wcześniej nie zauważyłem?!" – pomyślał Wilson, czujnie obserwując tę dwójkę.
– Małą czarną poproszę – powiedziała Rose, szukając portfela w czarnej torebce z Prady.
– Ja płacę – rzucił, nie wiadomo skąd, pojawiwszy się, House.
Kasjerka wytrzeszczyła oczy i zamrugała parę razy, nie dowierzając, w usłyszane słowa. Diagnosta zdawał się jednak nie zwracać na nią uwagi i położył parę monet na blacie bez słowa.
– Na nawrócenie się na dżentelmena jest już chyba za późno w twoim przypadku, nie uważasz? – zapytała Rose z lekkim uśmiechem, kierując się, do pobliskiego stolika.
– Człowiek się stara, a jest jak zawsze – mruknął obrażonym tonem House, siadając przy pierwszym lepszym krześle. – Ale jedno mnie zastanawia – czemu taki bogaty glina bierze zwykłą, czarną kawę?
– Nie chcę szpanować, tylko się obudzić – odparła, obserwując go zalotnym wzrokiem, podpierając głowę, na prawej dłoni.
– Nocne doznania trwały aż do późnego rana?
– Tak, za to ten wybraniec kupiłby mi aż dwie kawy i ciastko – odparła, przekręcając głowę lekko w jedną stronę, z szerokim uśmiechem.
– Hm... to ja ten... nie chcę być gorszy i...
– I? – zapytała wpół zniecierpliwiona, pół rozbawiona jego jąkaniem.
– I... akurat miałem pacjentkę... ekhem aktorkę, która za uleczenie podarowała mi dwa bilety, no więc...
– Więc pomyślałeś, że tak na ciebie lecę, że pójdę z tobą do teatru, wiedząc, że to powszechnie używany trick na zaciągnięcie dziewczyny do łóżka?
House wziął głębszy oddech. Nie spodziewał się takiej reakcji. Jednakże nie chciał dać jej wygrać, zrobił dzióbek i wytrzeszczył oczy, udając, że się nad czymś zastanawia. Ona jednak nie zamierzała mu tego ułatwiać, zatem milczała. W końcu zebrał się w sobie, westchnął głośno i wymamrotał pod nosem z niezadowoloną miną:
– Hm... tak?
Ona po tej kwestii przekręciła głowę w drugą stronę i spojrzała mu prosto w oczy. Czuł jej wzrok, niczym rażące światło z lamp, którymi się świeci, prostu w twarz, na przesłuchiwaniach. Wydawało mu się, że te piękne, szare oczy, w których można utonąć przeniknęły całą jego duszę... Jednak zaraz skarcił się w duchu, za takie babskie myśli. "Naprawdę zaczynam świrować" Zaczynało go już to denerwować, że tak świetnie się bawiła trzymając go w niepewności! Jednak musiała zauważyć jakiś grymas na jego twarzy, bo sekundę później odparła z szerokim uśmiechem:
– To dobrze myślałeś.
[MMMM]Tymczasem Wilson przeżuwał kanapkę, obserwując czujnie tę dwójkę. "O czym oni tak długo rozmawiają?! Albo lepiej – czemu House z nią gada, skoro zaprosił lub ma jeszcze zamiar zaprosić Cuddy? Chce wywołać zazdrość czy co? Chociaż... tak w sumie to byłoby do niego podobne... Dupek!"
Cuddy nie odezwała się od tego wejścia smoka vel Rose. Czytała jakieś dokumenty, które zabrała ze sobą. Nagle podniosła wzrok znad papierów.
Już wiedział dlaczego – obiekt jej westchnień zbliżał się niewątpliwie prosto w stronę ich stolika z lekkim uśmiechem, do tego bez Rose!
Wilson uznał to za dobry znak.
– Jimmy, nie wierzyłem, że to kiedyś powiem, ale jesteś genialny!
– Szkoda tylko, że nie słuchasz mnie, mimo mojej genialności – odparł onkolog, patrząc znacząco na Cuddy.
– A zdziwisz się, bo właśnie ją zaprosiłem!
Na tę wiadomość dwójka lekarzy zareagowała inaczej – Wilson najpierw popatrzył na Cuddy, potem na House'a, znów na przyjaciółkę, aż w końcu na, właśnie znikającą, za zamykającymi się drzwiami, całą w skowronkach, Rose. Otworzył szeroko usta w wyrazie szoku, a zarazem oburzenia, jednak House uznał to chyba za podziw, czy gratulacje, dla jego występku.
Administratorka za to wpierw zamrugała parę razy, myśląc, że się przesłyszała, zerknęła pytającym spojrzeniem na onkologa, po czym w końcu zrozumiała, o co chodzi, szybko wstała i oddaliła się w stronę wyjścia.
– Czyżby złość i niedowierzanie, że ktoś w końcu zgodził się ze mną umówić? – spytał diagnosta, zajmując miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała osłupiała Cuddy.
"Nie tym razem House. Tym razem to coś, czego ty nigdy nie zrozumiesz."
*Zamknijmy nasze oczęta i przenieśmy się do bardzo odległego świata alternatywnego, gdzie amerykanie oglądają polskie seriale... Albo po prostu uznajmy, że widzieli WŁOSKI serial – Don Mateo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Śro 21:49, 16 Paź 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 23:12, 16 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
sarape napisał: |
Powiem tak- moja była nauczycielka matmy jeździ Lexusem... a nie jest jakoś bardzo elegancka:lol:
|
No to... zależy chyba od Lexusa Bo ja czytając słowo Lexus widzę to -> [link widoczny dla zalogowanych]
i dla mnie, to on jest elegancki xD Ja z moją bluzą i adidasami bym się do niego nie pchała
sarape napisał: | a bywa i tak, że przychodzi szybko i niespodziewanie, ale czujesz, że "To jest to!". |
Mi niestety nie przeszło szybko i niespodziewanie ale na szczęście przeszło
Co?! Ej... On kocha Cuddy... jakiś nienormalny, czy jak? Chory? Jaki House... nie lubię go Nie no... lubię ale mam focha Mam nadzieję, że się ogarnie...
Biedna Cuddy...
Dalej jest ciekawie Interpunkcja i ortografia, to nigdy nie były moje mocne strony ale mam wrażenie, że trochę za dużo przecinków jest. Ale tak jak mówiłam, to nie jest moja mocna strona i może nie mi to lepiej oceniać Co jeszcze... Jak już wspomniałam dalej jest ciekawie i wiesz co? Piszesz coraz lepiej, brawo Wena
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:09, 17 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Ola, te przecinki o moja sprawka, od krótkiego czasu betuję teksty Sarape.
Niedawno wprowadzili jakąś reformę interpunkcji i teraz podobno trzeba "siekać" przecinkami. Starałam się to dobrze zrobić, ale mogłam coś pokręcić.
Sarape:
Sarape napisał: | To[zauroczenie] z jednej strony go przerażało, z drugiej zaś intrygowało
|
House boi się zakochać zwłaszcza w policjantce. To się nie może dobrze skończyć.
Sarape napisał: |
– Jimmy, nie wierzyłem, że to kiedyś powiem, ale jesteś genialny!
– Szkoda tylko, że nie słuchasz mnie, mimo mojej genialności – odparł onkolog, patrząc znacząco na Cuddy.
– A zdziwisz się, bo właśnie ją zaprosiłem!
|
Ależ Wilson, trzeba było sprecyzować, o którą kobietę chodzi.
Przecież House cię posłuchał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:24, 17 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Oooo Nie no... jak tak ma być, to tak ma być Jak już mówiłam, to nie jest moja mocna strona Chyba po prostu muszę się przyzwyczaić do czytania z nową reformą
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:09, 02 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jaki House... nie lubię go Nie no... lubię ale mam focha Mam nadzieję, że się ogarnie...
Biedna Cuddy... | Masz focha na House'a a współczujesz Cuddy? O boże, co ja z tobą zrobiłam
Rozdział IV
- Mogę? – spytała Cuddy, wchodząc do gabinetu. Przystanęła na chwilę, wpatrując się na przyjaciela, leżącego na podłodze, z nogami opartymi na kanapie. – Medytacja jakaś?
– Przy przebywaniu z Housem, to czasem naprawdę można dostać choroby psychicznej – odparł, po czym szybko wstał twarzą do szefowej. Znów wyglądała na opanowaną. Jakby to, co wydarzyło się na lunchu, w ogóle nie miało miejsca.
[MMM]Doskonale wiedział, że udaje. Wychodziło jej to prawie idealnie, w końcu robiła to od lat. Ale za dobrze ją znał, żeby dać się nabrać na ten przyklejony uśmiech, bijącą pewność siebie i zdecydowany ton głosu. To wszystko było przykrywką tego, co czuła w głębi duszy.
– Słuchaj... Masz coś do roboty w piątek wieczorem? – w końcu odezwała się pewnym głosem.
– W sumie to nie bardzo... a co? – spytał, lekko zaniepokojony Wilson. „Czyżby chciała wywołać zazdrość u House'a?”
– No bo... ostatnio miałam w klinice pacjenta, która gra w teatrze... no i dał mi dwa bilety, więc...
[MMM]Onkolog wytrzeszczył oczy. Nie przypominał sobie, żeby ostatnio Cuddy zajmowała się pacjentami. Przez ten ostatni tydzień ciągle miała jakieś spotkania z zarządem... „Chwila – a przecież według tego, co powiedział House... Co za idiota!” – pomyślał i nieświadomie klepnął się w czoło. Nagle dostrzegł zdziwioną minę Cuddy. Zmieszał się przez to trochę, zatem aby tego nie przedłużać odpowiedział w końcu:
– Jasne, bardzo chętnie. O której mam po ciebie podjechać?
– Może... spotkajmy się po prostu na miejscu, ok? Spektakl zaczyna się o dziewiętnastej – odpowiedziała zakłopotana administratorka.
– Jasne – nie ma problemu.
[MMM]„Jest i to poważny! Gdybyś z tym wyskoczyła tydzień temu i nie do mnie, tylko do House'a, to byście się w końcu – do cholery jasnej – zeszli!” – pragnął jej wykrzyczeć to, co właśnie pomyślał ale...
– No dobra – masz tu swój bilet, daję ci go teraz, jakbym się spóźniła czy coś. Ja niestety mam dzisiaj dużo roboty, a więc do zobaczenia!
… ale nie był Housem.
[MMMMMMMMMM]***
– Jednak się nie spóźniłaś – zauważył radosnym tonem Wilson, trzy dni później. W odpowiedzi otrzymał delikatny uśmiech, na twarzy administratorki.
[MMM]Wyglądała wyjątkowo – miała na sobie białą sukienkę bez ramion, przewiązaną czarną kokardką. Do tego ciemną kopertówkę. Jej zazwyczaj niesforne loki były teraz idealnie wyprostowane, zostawiła tylko dwa kosmyki naturalnych loków z przodu. House nie wiedział, co tracił, umawiając się z tą rudą kokietką!
– Idziemy? – zapytała, z lekkim uśmiechem.
[MMM]Było, co prawda, jeszcze dużo czasu, ale posłusznie poszedł za nią na widownię. Usiedli w środkowym rzędzie. Z początku rozmowa im się wyjątkowo nie kleiła, ale z czasem rozgadali się coraz bardziej, zaś inne miejsca zaczęły się powoli zapełniać.
[MMM]Właśnie oboje wybuchnęli śmiechem na wspomnienie historii pierwszego dnia stażu Wilsona, kiedy w rzędzie tuż przed nimi usiadły dwie osoby. Dokładnie to mężczyzna o lasce i kobieta o ognisto rudych włosach. Cuddy cała zesztywniała i wzięła głębszy oddech. Za to House i Rose nie zdawali się zwracać uwagi na całe otoczenie. Dziewczyna co jakiś czas chichotała, swoim lekko zachrypniętym, a zarazem bardzo seksownym głosem. Wilson cały się wzdrygnął. Nie lubił go, tak samo jak jego właścicielki. Miała ona na sobie czarną sukienkę do kolan, z całkiem dużym dekoltem, jakby chciała się specjalnie upodobnić do administratorki szpitala. Włosy zaś potraktowała odwrotnie od Cuddy – lekko pofalowała. Ciężko było onkologowi nie przyznać, że oglądała się za nią większa część męskiej widowni. Nawet sam stwierdził z niesmakiem, że wyglądała bardzo pięknie.
[MMM]Nagle House, zwrócony profilem w stronę Wilsona, skrzywił się nieznacznie i odruchowo chwycił się za nogę. Rose zdawała się tego nie zauważać, zresztą i tak była odwrócona w stronę faceta rozdającego spis aktów z przedstawienia. Diagnosta sięgnął do kieszeni, po małe, pomarańczowe pudełko i wysypał jedną tabletkę na dłoń, w miarę szybko, nim Rose zdążyła się z powrotem do niego odwrócić po czym ukradkiem schował opakowanie. Wilson zmarszczył brwi. To było dosyć dziwne... nie dlatego, że wziął tyko jedną, ale również to, że ta tabletka ani kształtem, ani wielkością nie przypominała Vicodinu! Nagle, bez ostrzeżenia House złapał Rose za dłoń. Oboje popatrzyli sobie – przez chwilę – w oczy.
[MMM]Pewnie gdyby ich Wilson obserwował parę minut dłużej, musiałby wyjść z sali, by nie wydać zbyt publicznie swoich uczuć od ich... ekhem - związku. Na szczęście jego uwagę odwróciła szybko wstająca i opuszczająca salę Cuddy. Nie zastanawiając się długo, onkolog ruszył za nią.
[MMM]Niestety on miał trochę mniej od niej szczęścia i musiał przebrnąć przez tłum, wchodzącej reszty widowni. Zadźwięczał trzeci raz gong, jednak Wilson zdążył się jeszcze przecisnąć cudem, do właśnie zamykanych drzwi. W końcu wyszedł na korytarz. Intuicja podpowiadała mu, że znajdzie Cuddy w łazience. Nie mylił się. Upewniwszy się, że nie ma tam innej kobiety, która miałaby mu raczej za złe, to wtargnięcie do damskiej toalety. Wszedł powoli do środka. Administratorka stała przy umywalkach. Głowę miała opuszczoną, była zwrócona twarzą do ściany, jednak Wilson nie musiał jej widzieć, by wiedzieć, że płakała. Już drugi raz w tym tygodniu ten dupek ją zranił!
Musiała usłyszeć jego kroki, bo szybko się odwróciła w jego stronę. Nie mylił się – twarz miała całą zapłakaną, makijaż rozmyty, ale i tak wyglądała ślicznie. Spojrzała na niego z lekkim wyrzutem.
– Pewnie bierzesz mnie za wariatkę – wyszeptała, chociaż nikogo poza nimi nie było w łazience.
– Wręcz przeciwnie – domyślam się, co czujesz – odpowiedział Wilson, podchodząc bliżej.
– Przecież to bez sensu – on w końcu ma prawo spotykać się z kim chce, tak samo jak ty czy ja – rzuciła, wycierając łzy.
– Zakochani... czasem nie myślą logicznie.
– Wiem – nawet przez te parę dni, odpuściłam mu trochę i...
– Ale ja nie mówiłem o Housie – powiedział Wilson, przytulając delikatnie Cuddy. Przez chwilę miał jej zapłakaną twarz na ramieniu. Po krótkim czasie cofnęła się parę kroków.
– Idź – przeze mnie stracisz przedstawienie – mruknęła pod nosem.
– Dla mnie to nie ma sensu, skoro miałbym cały czas przed oczami tę kokietkę – odparł Wilson, podkreślając ostatnie słowo wyrazem obrzydzenia na twarzy. – Lepiej będzie jak wrócimy oboje do swoich domów.
[MMMMMMMMMM]***
– Mam do ciebie małe pytanie – o czym była cała ta sztuka? Bo coś odrobinę przysnąłem, po pięciu minutach – jakąś godzinę później, zapytał się House, idąc w kierunku szatni.
– Przysnąłeś?! – odparła Rose, kpiącym tonem. – Gdybyś spał to pół biedy – ty za to wolałeś pograć na konsoli!
– Przez ten hałas zasnąć nie mogłem...
– To trzeba było upewnić się przynajmniej, że masz wyłączony dźwięk, a nie by w trakcie przedstawienia rozległ się na całą salą dźwięk z gry Mario!
– Inne mi się znudziły... Poza tym było ciemno, nie widziałem, co przyciskam...
– Może to dobrze jednak, że nas wyrzucili? – przerwała mu z delikatnym śmiechem.
[MMM]W końcu doszli do szatni. Obsługująca ich kobieta popatrzyła z niezbyt wyraźną miną, jednak bez słowa podała im kurtki. W końcu wyszli na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło nieokryte ramiona Rose.
– Nie było ci zimno jak tutaj szłaś?
– Taksówka podjechała prosto pod teatr, więc za dużo do przejścia w tym zimnie nie miałam... Poza tym było odrobinę cieplej wtedy – odpowiedziała z promienistym uśmiechem.
– Taksówka? A więc spodziewałaś się, że zabiorę ciebie do mojego domu?
– Nie – mam samochód u lakiernika, bo jakiś idiota stuknął mi go, jak stał na parkingu szpitala. Ale miło by było, muszę przyznać, z twojej strony.
– No to, w takim razie niech ci będzie – wygrałaś. Jako przeprosiny za to wyrzucenie z sali kolacja u mnie – odpowiedział podając jej dłoń. W końcu doszli do zaparkowanego z tyłu parkingu motoru.
– Motorem? Bomba, nie pamiętam już kiedy ostatni raz tym jechałam, tylko powiedz mi jak ja wsiądę na tę bestię w takiej kiecce?
– Jakoś będziesz musiała sobie poradzić – odparł House, podając jej kask. Przewróciła oczami, jednak dalej się uśmiechając. Podwinęła sukienkę, w miarę swoich możliwości, po czym ostrożnie usadowiła się za Housem.
[MMM]W końcu dojechali do jego domu. Okazało się, że tę całą kolację miał raczej w planie – wszystko było przygotowane. Siedzieli przy stole, pili wino, co jakiś czas rozbrzmiewał zachrypnięty śmiech Rose. House nie pamiętał, kiedy ostatni raz spędził tak szczęśliwie wieczór. Jednak powoli dobiegał końca, rudowłosa zaczynała się zbierać.
– Nie zostaniesz na dłużej? – zapytał ją przy wyjściu.
– Jeśli masz nadzieję, na przespanie się ze mną to sobie lepiej odpuść – to, że potrafię się dobrze zalecać, nie oznacza, że idę na pierwszej randce z kimś do łóżka – odpowiedziała pewnym tonem.
– To może chociaż... pocałunek? – spytał i zrobił minę smutnego szczeniaka.
– Nad tym mogę się zacząć zastanawiać... – odparła, po czym po chwili oboje nachylili się i złożyli pocałunek. Najpierw delikatny i czuły, z każdą chwilą przechodzący w coraz bardziej namiętny. Jednak ona po chwili przerwała pocałunek. House spojrzał na nią pytająco.
– Nie prześpię się z tobą, jak będziesz tak całować – odparła rozbawionym tonem.
– Źle to robię? – oburzył się na tę uwagę Gregory.
– Nie chodzi mi o technikę ale o uczucia. Miałam już tylu facetów, że naprawdę wiem, o co w tym chodzi – całujesz, jakbyś miał przed przed sobą jakąś wredną ciotkę, na jednej z imprez rodzinnych, a nie mnie. Nie czujesz tego – odparła, uśmiechając się lekko.
– To co mam robić? – spytał lekko zestresowany. Jeszcze nigdy nikt go w tych sprawach nie pouczał, czuł się więc dziwnie w tej sytuacji.
– Na początek proponuję się odprężyć – odpowiedziała, rozglądając się po pomieszczeniu. Dostrzegła fortepian w kącie pokoju. – Lubisz grać? – zapytała i nie czekając na odpowiedź, pociągnęła go za sobą, w stronę instrumentu. – Siadaj i zagraj coś – rzuciła, po czym stanęła za nim. Położyła mu swoje dłonie na ramionach. Rozległy się pierwsze dźwięki z kawałku Bryana Adamsa „Everything I Do”*. Rose zaczęła mu masować kark. Było to rozkoszą, a zarazem torturą – jej delikatny, a zarazem namiętny i zdecydowany dotyk.
– Zamknij oczy – szepnęła mu do ucha. – I wsłuchaj się w to, co grasz, myśląc o konkretnej osobie.
[MMM]Posłusznie zamknął oczy. Jednakże dalej widział w głowie jej piękną twarz. Był gotów dla niej zaczekać, postarać się. Wiedział, że nie od razu przyjdzie mu ją zadowolić. Ale był gotowy poświęcić ten czas dla niej.
[MMM]Don't tell me it's not worth tryin' for
can't tell me it's not worth dyin' for
know it's true
Everything I do - I do it for you
* Żebyście nie musieli szukać po youtubie, wyręczę was - link
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:13, 02 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
sarape napisał: | Masz focha na House'a a współczujesz Cuddy? O boże, co ja z tobą zrobiłam
|
Nie wiem Może chora jestem
Oooo Wilson i Cuddy idą do teatru Wolę kino Ej... ale oni nie mogą być razem On do niej nie pasuje ok, czytam dalej
No bez jaj! Oni też tam są... House przyszedł się do teatru odchamić? To by w sumie pasowało Dalej mam na niego focha...
Dobra... na nią też mam focha... Czy ona może wreszcie przestać uciekać i zawalczyć o niego albo zdzielić tą rudą? Oooo tak! Niech jej przywali ( Sorki, po samoobronie zrobiłam się trochę brutalna Muszę przestać na nią chodzić )
sarape napisał: |
– Mam do ciebie małe pytanie – o czym była cała ta sztuka? |
On jest lepszy niż mój kolega Albo tak samo dobry :lol:Poszliśmy na Iron Man'a 3 do kina A te po 20 minutach trwania już filmu się pyta czy to są dalej reklamy
Pfff... o.O Co za baba... jeszcze będzie go uczyć, jak ma całować? Na bank robi to świetnie Niech ona się lepiej uczy... Tak, Cuddy musi jej walnąć
Piosenka Lubię go Ale najbardziej lubię wspólną piosenkę jego, Rod'a Stewarta i kochanego, najlepszego Stinga Mimo, że wygląda w tym teledysku jak menel Ale fajnie, że pojawiła się piosenka Taka miła odmiana po prawie 24 godzinach słuchania Eminema Nie, to nie obsesja Po prostu wydał nową płytę Bardzo fajna część Wena
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endymion
Ratownik Medyczny
Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzieś z Księżyca.. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:47, 03 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
*To ja jestem chora, leżę z katarem !!!
A Cuddy sama chciała iść do teatru z Wilsonem. Ale i tak mi jej szkoda.
Czemu House woli tą Rudą??? Czy ona wygląda jakoś tak bardzo ładnie ???
Nie to nie możliwe:]
Wyglądała wyjątkowo – miała na sobie białą sukienkę bez ramion, przewiązaną czarną kokardką. Do tego ciemną kopertówkę. Jej zazwyczaj niesforne loki były teraz idealnie wyprostowane, zostawiła tylko dwa kosmyki naturalnych loków z przodu. House nie wiedział, co tracił, umawiając się z tą rudą kokietką! -MMoje wyobrażenia ruda kokieta:
[link widoczny dla zalogowanych]
pozrdowienia:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:24, 03 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Wszyscy chorzy :c I ja też, niestety... ale przynajmniej miałam jeden cały dzień na napisanie nowego rozdziału do OP ^^ ale po tym jednym dniu władze wyższe stwierdziły, że jestem już najzdrowszą osobą na świecie, więc i tak muszę iść jutro do szkoły i sprzątać całą chałupę, mimo, że dalej jestem chora
OLA:
Po przeczytaniu twojego całego komentarza mi z twarzy nie schodził Ledwo powstrzymuję się przed zacytowaniem całego, jednak wyróżnię te co mnie najbardziej rozbawiły
OLA336 napisał: | No bez jaj! Oni też tam są... House przyszedł się do teatru odchamić? |
OLA336 napisał: | Czy ona może wreszcie przestać uciekać i zawalczyć o niego albo zdzielić tą rudą? Oooo tak! Niech jej przywali | Przez ten fragment komentarza przyszedł mi do głowy inny pomysł tego ficku Może kiedyś, kiedy to skończę (jeśli to skończę) zrobię wersję, co by było, gdyby Cuddy wzięła się w garść
OLA336 napisał: | Pfff... o.O Co za baba... jeszcze będzie go uczyć, jak ma całować? Na bank robi to świetnie Niech ona się lepiej uczy... Tak, Cuddy musi jej walnąć |
OLA336 napisał: | Mimo, że wygląda w tym teledysku jak menel | Oooo to muszę zobaczyć
Ednymion:
Ednymion napisał: | A Cuddy sama chciała iść do teatru z Wilsonem.
| No... nie do końca Ale ja nic nie mówię, mnie tu nie ma Nic nie widzę, nic nie czytam, ciemna jestem, ale nie tak jak Foreman Tak tylko chwilowo
Ednymion napisał: | Czemu House woli tą Rudą??? Czy ona wygląda jakoś tak bardzo ładnie ???
Nie to nie możliwe:] |
Special for you, masz moją pomoc opisową, zrobioną przeze mnie (widać pewnie zresztą ) żebym miała ten opis... bardziej realistyczny ... chociaż... w sumie jednak nie wiem po co
[link widoczny dla zalogowanych]
PS. Cuddy w tej kiecce też mam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HelpMe
Ratownik Medyczny
Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:00, 03 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Nie, nie, nie... Boże, House, co ty wyprawiasz...?!
Sarape, świetny fick, zresztą jak wszystkie.. Ślicznie...
Mam nadzieję, że między House'm i tą rudą gułą do niczego poważnego nie dojdzie - wtedy mi i Cuddy pęknęłyby serducha... Niech House weźmie się w końcu w garść...
Zdrówka życzę... no i wena..
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez HelpMe dnia Nie 14:01, 03 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:50, 03 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
sarape napisał: |
Przez ten fragment komentarza przyszedł mi do głowy inny pomysł tego ficku Może kiedyś, kiedy to skończę (jeśli to skończę) zrobię wersję, co by było, gdyby Cuddy wzięła się w garść
|
Ej! Nie ma jeśli Ja MUSZĘ wiedzieć jak to się kończy Więc bez takich
I nie oglądaj tego teledysku Ja kocham tego człowieka ale tam serio wygląda jak menel
Wena i zdrowia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:01, 18 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
HelpMe:
HelpMe napisał: | Niech House weźmie się w końcu w garść... |
Gdyby to tak łatwo było
HelpMe napisał: | Zdrówka życzę... no i wena.. |
Dziękuję ale od wstawienia poprzedniego rozdziału zdążyłam wyzdrowieć, a 2 dni temu znów zachorować Ale oczywiście do szkoły iść i tak muszę
OLA336:
OLA336 napisał: | Ej! Nie ma jeśli Ja MUSZĘ wiedzieć jak to się kończy |
Ekhem.. jak nie dobrnę do końca, zaginę albo inna katastrofa, to do Lacidy się udaj Jako jedyna (poza mną ) zna zakończenie
OLA336 napisał: | Ja kocham tego człowieka ale tam serio wygląda jak menel |
To nazywa się prawdziwa miłość
Rozdział krótki jak obiecałam, postaram się, aby następne były dłuższe... mam nadzieję przynajmniej
Rozdział V
[MMM]House szedł korytarzem. Mieli, jak zawsze, pacjenta z objawami tocznia, ale on myślał o czymś zupełnie innym. Ściślej mówiąc, o tych, bardzo irytujących, spotkaniach z Rose, które rzekomo miały wywołać w nim uczucia itp. Z każdym tygodniem wydawały mu się, że to wszystko jest coraz bardziej bez sensu. Owszem – wpadł po uszy, w jego myślach gościła głównie ona, ale... Nie podobało mu się, że tak łatwo się poddał, było tak jak Rose chciała, tylko że... jakby bał się jej to powiedzieć, co kompletnie odbiegało od jego zwyczajów! Cuddy już dawno wygarnąłby wszystko prosto z mostu, bez zastanowienia, jeszcze nawet przed pierwszą randką, a z Rose.
[MMM]Rozmyślał również o Wilsonie. Onkolog nie odzywał się do niego, nawet unikał diagnosty od... Można to byłoby nazwać "Pierwszej i na razie jedynej randki", bo te ich spotkania ostatnio coraz bardziej przypominały... terapię, która miała mu pomóc całować się z wyczuciem, czy uczuciem – jak zwał tak zwał, miłością i innymi bzdurami.
[MMM]"Przecież to kompletnie bez sensu!" – zawsze tak myślał. Wmawiał sobie, że na TYM następnym spotkaniu postawi na swoim, ale i tak potem było jak zwykle. Z resztą, kto by jej nie uległ?!
[MMM]Przystanął przy oknie, wychodzącym na parking. Już dawno po dziesiątej, a Rose jeszcze nie było! Trochę to niepodobne do niej – musiał przyznać. Nagle na parkingu pojawiło się srebrne Volvo, które zaparkowało na miejscu, gdzie zazwyczaj stawał czarny Lexus Rose... Niestety, wbrew nadziejom House'a, wysiadła z samochodu drobna blondynka i szybkim krokiem udała się w stronę szpitala. Diagnosta uniósł w zdziwieniu brwi. Jedyne co mu przyszło wtedy na myśl, to prośba, żeby to nie była kolejna seksowna glina, bo on sam, a nawet cały szpital by tego nie wytrzymał!
[MMMMMMMMMM]***
– No i jak tam? Żyjesz jeszcze?
– Żyję, żyję, a co mam robić? Na twoim miejscu martwiłabym się raczej o lekarzy.
– Niech zgadnę – przynajmniej pięciu zaśliniło się na twój widok?
– Troje, jak przechodziłam korytarzem, ale wytrzeszczali oczy jakby przyszła cała trupa dziwek, a nie blond glina. Chyba muszą mieć jakieś bardzo nieurodziwe lekarki i pielęgniarki! Ale wiesz co, miałam szczerą nadzieję, że tym dyrektorem będzie jakiś facet... Mogłaś mnie uprzedzić! No i oczywiście chciałam spotkać House'a, no ale cóż...
– Ani mi się wasz! On jest mój!
[MMM]Po drugiej stronie słuchawki rozległ się głośny śmiech.
– Co?! Zazdrosna?
– Rose... ty chyba nie myślisz, że ja, Leah Smith, początkujący glina w wydziale kryminalnym będę chciała ci go odbić!
– No wiesz – z tobą nigdy nic nie wiadomo. W końcu to nie ja uwiodłam faceta na zabój przy pierwszym spotkaniu, a dzień później poszłam z nim do łóżka! – odpowiedziała również ze śmiechem.
– Właśnie to mnie zastanawia – czemu wy jeszcze ze sobą nie spaliście?
– Leah, jak ja podziwiam ciebie, za twoją bezpośredniość! Odpowiedź brzmi – ja nie jestem tobą, która idzie z pierwszym lepszym facetem, na pierwszej randce do łóżka! A potem się dziwisz, że mówią na ciebie puszczalska!
– Ma się ten urok, to trzeba korzystać! – odpowiedziała Leah, pewnym siebie głosem.
– No, a jak – Hogs i Smith – najseksowniejsze gliny w całym New Yersey!
– A potem ludzie myślą, że cała komenda taka jest... Marzenie każdego przyszłego przestępcy!
– Pamiętam, jak ten emeryt – chyba Daniel zasłabł widząc naszą Margaret! Co prawda, ja miałam odruch wymiotny przy naszym pierwszym spotkaniu, ale każdy na jej – ekhem – urodę reaguje inaczej.
– Ale musisz przyznać, że wysyłanie nas dwóch prawie zawsze się opłaca – faceci powiedzą wszystko, no chyba, że im mózg już zupełnie odpłynie... A wracając do House'a – nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę, że zawróciłaś kompletnie w głowie facetowi swoich marzeń.
– Oj weź, bo zaraz się wzruszę, a dopiero co się pomalowałam – odpowiedziała, piskliwym tonem, po czym wybuchnęła głośnym śmiechem.
– Rose House – czy to nie brzmi pięknie?
– Zaczynasz gadać jak rozhisteryzowana nastolatka.
– Takie ę, ą... znaczy ał, łał... Będzie ciebie odwozić do pracy na motorze, bo pewnie uważa, że samochody są dla cieniasów... Kiedy ostatni raz jechałaś na motorze? To było z Robinem?
– Skończyłaś już? – spytała Rose, znudzonym tonem.
– Oboje rozwiązujecie zagadki.
– A właśnie – jak stoimy ze śledztwem? – zauważyła rudowłosa.
– Pobrałam wszystko, co musiałam... Niedługo dowiemy się, z którego komputera powysyłano, podrukowano i nie wiadomo co jeszcze zrobiono z tymi danymi pacjentów. Od kiedy jesteś taka niecierpliwa?
– No wiesz... KTOŚ jeszcze miałby pretensje do mnie o to, że zamiast wykonywać swoją pracę zalecam się do pracownika szpitala.
– Ej, a jak już jesteśmy w temacie, to ja czułam, że twój House coś z tą dyrektorką... jakieś hanky panky, co?
– Chyba śnisz! Prędzej nasz Jack prześpi się ze mną niż ci dwoje ze sobą!
– Skąd ta pewność? – spytała Leah zaciekawionym tonem.
– Obserwacja, jej miny, reakcje, które stara się powstrzymać jak widzi nas razem... zwłaszcza po tym wieczorku w teatrze.
- Hm..Co prawda nie znam ich aż tak dobrze i długo, ale na twoim miejscu nie zadzierałabym z tą Cuddy. Wygląda mi na twardego przeciwnika.
– Ależ kochana Leah – ja nic do niej nie mam. Znaczy muszę jej pokazać, że przy mnie nie ma co myśleć o Housie, to tyle w temacie
– Wcisnęłaś się między szefa i podwładnego, którzy muszą się znać dosyć długo, czuć między nimi jakąś chemię, ale doktorek stwierdził, że jak jest Rose to tyle... Wybacz, ale tak to widzę, na podstawie twoich wypowiedzi.
– Obie miałyśmy równe szanse, a to jak ona wykorzystała swoją, to już nie moja sprawa. Szanuję ją i doceniam jako przeciwnika...
– Rose szanuje swoją konkurentkę?! – przerwała jej zszokowana Leah. – Nie chce jej zrównać z ziemią, ani zakopać zakopać żywcem?!
– Zapomniałaś o otruciu i spaleniem zwłok – odparła rudowłosa ze śmiechem.
– Niemożliwe! – rozległo się pod drugiej stronie słuchawki. Słychać było między dźwiękami również ledwo tłumiony śmiech. – Zaczynam się o ciebie martwić, Rosie!
– Ej no – bez przesady! Nie bywam aż tak okrutna.
– Tak? A co powiesz o tej Daphne, z którą wiele lat temu walczyłaś o pracę tutaj? Teraz podobno chodzi do terapeuty.
– Radzę ci zamilczeć, jeśli nie chcesz poznać praktycznej strony moich zdolności!
[MMM]Tym razem Leah nawet nie próbowała stłumić śmiechu. Chichotała tak głośno, że niektóre osoby siedzące obok, zaczęły zerkać na nią z niepokojem.
– Poza tym wiedziałam, że miejsce u nas jest tylko jedno, więc trzeba było się postarać, a co za tym idzie użyć przeznaczonych do tego specjalnych środków.
– Manipulantka!
– Ja przynajmniej używam tego z rozsądkiem. Nie macham swoimi... ekhem - walorami na lewo i prawo, nie dziwię, że potem nikt nie traktuje mnie poważnie... A wracając do Daphne, powiedziałam jej tylko prawdę.
– TYLKO bolesną prawdę – podkreśliła Leah.
– Ktoś taki jak ona, nie nadaje się na glinę.
– A my to się niby nadajemy?
– No w sumie, znając ciebie, trzeba byłoby trochę głębiej się nad tym zastanowić.
– Skoro wolisz być taka wredna, nie dowiesz się, co wymyśliłam żebyście się w końcu przespali ze sobą.
– Nie zależy mi na tym – odparła Rose obrażonym tonem.
– Akurat!
– Nie jestem tobą (" – Znów się porównujesz do mnie!"), na szczęście. Dobra prze-pra-szam! Dawaj ten twój genialny plan!
– No więc za cztery dni u nas na komendzie odbędzie się przecież, jak co roku, bal policji, ten na który ty właściwie nie chodzisz.
– Ej – byłam raz czy dwa.
– Pewnie wtedy musiałaś coś mówić, odbierać nagrodę itp. – odparła Leah irytującym głosem.
– No bomba – najpierw jest sztywnie jak na szkolnym apelu, jakieś przemówienia, odznaczenia, podziękowania. Trzeba wcisnąć się w nudne i drętwe ciuchy, albo, co gorsza – w mundur, na szczęście tylko co poniektórzy! Potem impreza dla dżentelmenów – popijanie wina, żeby pokazać jacy to my nie jesteśmy eleganccy, klasyczna muzyka w tle, czyli jakieś smutasy, znając życie, jedzenie homarów i innych, jakże to wykwintnych dań. Nie, dzięki – wolę już przyjść do pracy w święta!
– Ale przecież potem, jak wszyscy drętwi goście pójdą obejrzeć wieczorynkę, czyli między innymi nasz zbzikowany szef oraz nadęty burmistrz, zostaje prawie cały nasz skład i parę osób... Wtedy to zaczyna się impreza!
– Wino, drinki i wóda, klasyczne techno i całą nowoczesną bądź zmiksowaną – muzyczną symfonię z komputera Jacka, występy podobne do tych, co wystawiają animatorzy w hotelach, tańce aż do zarzygania sobie całego ubrania, narąbani prezesi z połową pizzy hawajskiej nałożonej na twarz, makaron chiński wszędzie – we włosach, na ubraniach, torbach, bo w tych słynnych bitwach wszyscy się zachowują jak dzieci – brakuje jeszcze tylko gry w butelkę i słoneczko! – odparła Rose znudzonym tonem. – Wiem, bo byłam parę razy na tym i jakoś niezbyt mam ochotę to powtórzyć. Zastanawia mnie tylko jedno – co to ma mieć wspólnego ze mną i Housem?!
– No nie bulwersuj się tak! Wszystko po kolei.
[MMMMMMMMMM]***
[MMM]Grał na pianinie. Miał zamknięte oczy. Wyjątkowo tym razem bardziej "czuł", że gra, każdy dotyk klawisza, każdy dźwięk... Na początku nawet nie zdawał sobie sprawy co grał – po prostu dotknął tych białych przycisków i.... jakoś tak wyszło.
[MMM]Dzisiejszy dzień bez Rose w sumie zrobił mu dobrze – udało im się zdiagnozować przypadek, Cuddy i Wilson nie rzucali mu takich spojrzeń, jakby zabił im rodziców. Było dobrze, a jednak znów poczuł jakąś pustkę... W sercu? Nie, Gregory House tak by nie pomyślał! Czuł, że mimo wszystko, czegoś mu brakuje.
[MMM]Nie zastanawiając się długo, przerwał granie i sięgnął ręką do torby. Po paru chwilach odnalazł to, czego szukał – małe pomarańczowa pudełko. Nie roztkliwiając się nad tym dłużej, wziął jedną tabletkę i kontynuował grę. Już wiedział, co to za piosenka... Pewnie spodobałaby się Rose.
[MMM]"Jezu, człowieku o czym ty myślisz?!" – przemknęło mu przez myśl, naciskając mocniej klawisze. "Zaczynasz świrować stary. No wiem, ale to wszystko przez NIĄ! Zanim zaczniesz kogoś obwiniać, radzę ci lepiej przestać rozmawiać z samym sobą – nawet w myślach"
[MMM]Nie, teraz już się kompletnie nie umiał skupić. Zamknął pośpiesznie klapę, akurat w tym samym momencie, gdy zadzwonił jego telefon. Z wielką niechęcią sięgnął po niego, jednak od razu nieświadomie się rozpromienił, kiedy zobaczył kto dzwoni. Z większym już entuzjazmem nacisnął zieloną słuchawkę.
– Już miałem dzwonić do twoich kumpli, bo nam zaginęłaś!
– Ludzie, człowiek sobie raz nie może nie iść do pracy? – spytała ze śmiechem.
– U mnie w zespole nie. Chyba, że mowa o mnie!
– Oj, biedni, co oni mają z tobą. Słuchaj – mam pewien pomyślik na rewanż za teatr?
– Mam się bać?
– No więc... u nas, jak co roku odbywa się bal policji i...
– Czyli mam – nie musisz dziękować, weź lepiej ze sobą Wilsona – przerwał jej nagle, po czym zaniemówił. Jeszcze nigdy tak się do niej nie zwracał! Jednak Rose zdawała się nie zwracać na to uwagi:
– Ej no – będzie fajnie! Co prawda, na początku strasznie nudno, ale jak impreza się rozkręci...
– Będzie twój szef?
– On? Chyba kpisz! Jest za bardzo gburowaty na takie coś! Zostaje wice, ale po paru drinkach to on zostaje królem parkietu...
– Homar?
– Zero, pizza i chińszczyzna w papierowych pudełeczkach. Znaczy na początku, bo paru minutach jest już praktycznie wszędzie...
– Ty?
– Ale, że co? – zdziwiła się Rose.
– No... czy będziesz?
– To zależy od ciebie.
– No, to w porządku! Kiedy to będzie?
– Za cztery dni, zaczyna się o szesnastej, a kończy gdzieś... nad ranem? Weź ze sobą smoking i coś na przebranie... Dobrze ci radzę!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Pon 21:44, 18 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:26, 18 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Oooo nowa część Jak fajnie Super, że pojawiła się nowa część, bo jak jeszcze raz przeczytam "Ocena czynności..." i później jakiś narząd albo mięśni albo bóg wie czego, to chyba umrę... Marnuję się na tym ratownictwie Mogłam iść na filologię angielską No nic, mniejsza z tym Biorę się za czytanie i komentarz
House, ty imbecylu! Olej ją i idź do Cuddy! Co za łoś... A mówią, że to kobiety są skomplikowane... No chyba nie! I nie, nie ulżyło mi
Facetowi marzeń? Niech ona się wkońcu od niego odgibie Czy tylko mnie ona tak wkurza?
Jak on się z nią prześpi, to go znajdę i zabiję
Jaaa... jemu już się całkowicie w głowie poprzewracało... stwierdzam brak czynności mózgu Hmmm tego chyba nie mam w notatkach.. A nie, mam Ocena czynności bioelektrycznej mózgu House jej nie ma Fajnie się czytało, bo fajna część i dalej chcę wiedzieć co dalej ale... muszę wracać do notatek
Wena
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endymion
Ratownik Medyczny
Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzieś z Księżyca.. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:56, 20 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Jee internet wrócił! A potem oooo nowy rozdział!!
A ten niby KLIK to mi się nie włącza
Dobra czytam....
Cytat: | Już dawno po dziesiątej, a Rose jeszcze nie było! Trochę to niepodobne do niej – musiał przyznać. Nagle na parkingu pojawiło się srebrne Volvo, które zaparkowało na miejscu, gdzie zazwyczaj stawał czarny Lexus Rose... |
~
Co??Ty idioto Lexusów z rudzielcami Ci się zachciało! <Iwill>
Boże House zmądrzej, bo jak nie będę musiała użyć siły.!(Tak to jest groźba)
Cytat: | Jak on się z nią prześpi, to go znajdę i zabiję
Jaaa... jemu już się całkowicie w głowie poprzewracało... stwierdzam brak czynności mózgu Hmmm tego chyba nie mam w notatkach.. A nie, mam Ocena czynności bioelektrycznej mózgu House jej nie ma |
A ja stwierdzam, że Potrzebuję tłumacza, Haloo jest tu kto ? Ale nie rozumiejąc z tego większości stwierdzam:Wszem i wobec zgadzam się we wszystkim z tym co jest napisane powyżej. KONIEC
Rose House brzmi jak kasza z kamieniami łuuuu łeee, rzygam tym..
Ale za to Lisa House brzmi: Ojejciu zaraz zemdleję ze szczęścia
Pozdrów Wena pisarza!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
sarape
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:28, 20 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
OLA336:
OLA336 napisał: | Marnuję się na tym ratownictwie Mogłam iść na filologię angielską |
A kto by mi wtedy powiedziałł, że przy EKG się podłącza więcej niż jeden kabelek (wcześniej tak myślałam - przyznam się bez bicia ) I co z 5 etapami, co? :c
OLA336 napisał: | House, ty imbecylu! Olej ją i idź do Cuddy! |
Jakby to było takie łatwe, nie stworzyłabym tego ficka chyba.... Poza tym Rose nie da się tak łatwo olać, daję słowo
OLA336 napisał: | Czy tylko mnie ona tak wkurza? |
Hm... powiem tak - jest tylko jedna osoba, której Rose NIE wkurza z tego co widzę przynajmniej (ja się nie liczę, bo uwielbiam ją ("ona tu jest - i tańczy dla mnieee" ) i nienawidzę równocześnie )
OLA336 napisał: | Jak on się z nią prześpi, to go znajdę i zabiję |
I pozbawisz ich wspólne dziecko ojca?! Muszę oszukać przeznaczenie House'a, bo zaczynam mieć jakieś wizje
Endymion:
Endymion napisał: | A ten niby KLIK to mi się nie włącza |
Mogę ci wysłać na private, jeśli chcesz of course
Endymion napisał: | Co??Ty idioto Lexusów z rudzielcami Ci się zachciało! |
Ja bym nie pogardziła taką bryką Nawet jeśli należy do rudego Poza tym rudzi rządzą Mimo, że dotąd znam chyba tylko jedną naturalnie rudą osobę
Endymion napisał: | Rose House brzmi jak kasza z kamieniami łuuuu łeee, rzygam tym.. |
No wiesz co Rose House... takie oł ał Różany dom? Jak ciebie może to nie wzruszać?!
A mówiąc o rzyganiu... Nigdy nie iść na konkurs z polskiego - chyba że jesteście masochistami Mózg mam jak z przepranej waty, a wszystko przez marzenia! Tak, odrobinę jestem normalna, from time to time, ale jak masz chyba z 25 zadań, w połowie z nich piszesz to samo, jedno jest na list, na lektury a reszta to gramatyka i wszędzie te cholerne marzenia! Rzygam marzeniami, ot co! Dreams sucks Dlatego teraz słucham na zmianę tego: http://www.youtube.com/watch?v=kHue-HaXXzg (boskie, będzie ta piosenka w fimie Frozen, na który się maksymalnie napaliłam, i mam to gdzieś ile mam lat Ale filmowa wersja tej piosenki mi się nie podoba Mimo, że autorki oryginału nie lubię...) i tego: http://www.youtube.com/watch?v=CT4gs_Lray4
Dziękuję wam Nawet nie wiecie, jak te komentarze poprawiają humor
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Śro 21:32, 20 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:15, 20 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam Marilyna Mansona w tej piosence Jak się biega wieczorem, albo nad ranem i ma tą piosenkę na słuchawkach, to od razu się szybciej biega Ale ja nie o tym ;> Zszokowało mnie to:
sarape napisał: |
I pozbawisz ich wspólne dziecko ojca?! |
Ja się grzecznie pytam czyje dziecko?! ;> Jak House'a i tej policjantki, to na pewno go zabiję! Jak Boga... a nie... Boga nie kocham Jak House'a kocham, przysięgam, że go zabije jak zrobi jej dziecko Cuddy może ale nie jej... mimo, że lubię fiki gdzie są dzieci... ale za to go zabiję
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HelpMe
Ratownik Medyczny
Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:58, 21 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Wcześniej nie zdążyłam nic napisać...
Rose, odczep się od House'a! Nie twój!
Cytat: | I pozbawisz ich wspólne dziecko ojca?! |
Ja przepraszam, ale że co?! Jakie niby dziecko?! Jeśli to tak, jak myślę, to dołączam do Oli...
Cytat: | No wiesz co Rose House... takie oł ał Różany dom? Jak ciebie może to nie wzruszać?! |
To niech House i Cuddy tak dadzą na imię swojemu dziecku Ale Rose Hogs - House? NIE!!!
Wena. I żeby House się wziął za siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|