|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:46, 28 Kwi 2011 Temat postu: Druga szansa. [NZ 7/?] |
|
|
To mój pierwszy fik. Długo się zastanawiałam czy dodać, czy nie dodać.. Raz kozie śmierć! Mam nadzieję, że na początek się spodoba
Zweryfikowane przez Gorzatę.
Rozdział I. To nie tak.
Otwierając drzwi od domu zaczął sobie przypominać każdą chwilę z nią. Każdy detal.. Wszystko zdawało się być takie realne, bliskie. Jakby przed chwilą tu była. Jej śmiech, jego śmiech - roznoszący się po całym mieszkaniu niczym powiew świeżego poranka. Jej błyszczące oczy, w których jakiś mały, malutki blask przypominający płomyk świec miał nadzieję, że to co przed chwilą usłyszała było prawdą. A przecież miał o niej nie myśleć! Miał zapomnieć o jej dłoni na swoim policzku. Miał przestać przypominać sobie jak smakował dotyk faktury jej nieskazitelnie miękkiej skóry.
Codziennie w pracy próbował ją ignorować. Skupiał się na nowych przypadkach i jak nigdy dotąd był pochłonięty pracą całym sobą. Próbował zapomnieć o bólu jaki mu zadała. Z każdym dniem stawał się silniejszy, chociaż był świadomy, że złamała mu serce. Przelotne rozmowy zawsze obracał w żart, docinając i próbując jej pokazać, że ma ją w dupie. Po tej ugniatającej myśli, która znowu go obciążyła nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na kanapie w swoim pokoju z szklaną whisky w ręku. Uwielbiał zatapiać swoje smutki w alkoholu. Zdawał sobie sprawę, że już na zawsze pozostanie ironicznym palantem z zasłoną uczuć, których nigdy nikomu nie pokaże. Opierając się plecami o kanapę, szybkim ruchem ściągnął buty i rozprostował nogi. Wyciągnął z kieszeni dobrze znaną sobie fiolkę i połknął dwie draże zachwycając się przyjemnym łaskotem przesuwających się po ścianach przełyku tabletek.. Zamykając oczy - już miał pozwolić by jego myśli zaczęły wolno biegać po jego głowie, gdy usłyszał wydające mu się uciążliwe pukanie. Wstał, przeciągnął ręce i nigdzie się nie spiesząc podszedł leniwie do drzwi.
Stała tam. Lekko zdezorientowana i mało pewna siebie - jak nigdy. Pomimo tego wyglądała pięknie, władczo. Aby chodź trochę zachować swoją godność i dodać sobie otuchy przeczesała palcami włosy, układając je w nieładzie. Stała tak chwilę w milczeniu wpatrując się w błękitne tęczówki Housa, zapominając o całym świecie, zebrała myśli i skoncentrowała się nad tym co chciała powiedzieć.
House ignorując jej wygląd i ciasno przylegającą sukienkę, omiótł ją szybko wzrokiem i odnalazł jej oczy. Były jakieś inne. Dawno ich nie widział. Może to podświadomie, może sam tego szukał i pragnął - znalazł w nich jakąś czułość, może żal? Może.
- Chyba pomyliłaś ulice. Burdel znajduje się kilka przecznic dalej.
- Niczego nie pomyliłam House. Daruj sobie te dziecinne zagrywki. Chciałam z Tobą porozmawiać..
- Aaa! Więc tak to się teraz nazywa. Grę wstępną możemy zacząć w piaskownicy. - House ukrywając swoje zaskoczenie wizytą Cuddy pod maską sarkazmu starał się odczytać z jej twarzy co ją sprowadza. W głębi był bardzo ciekawy po co przyszła, jednak z drugiej strony nie chciał mieć z nią nic wspólnego - nie chciał pokazać jak bardzo jej obecność na niego wpływa - nie chciał żeby wiedziała, że nadal mu na niej zależy.
cdn.[/i]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Blanka. dnia Czw 12:47, 05 Sty 2012, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ilobeyou
Pacjent
Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:20, 28 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Fajny fick.
Nieźle, jak na 1st fick.
(Tak, wiem, że zrobiłam błąd językowy 2XFICK).
Ale i tak jest ciekawy.
Może się fajnie rozwinąć akcja.
CHoć to już trochę oklepany temat z tym pukaniem do drzwi, ale dajmy już spokój.
Tak dawno nie było nowych ficków, że muszę coś czytać.
Miło się czyta, nie powiem, wstaw kolejną część.
I wish you : wena ; )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alcusia
Alice in Downeyland
Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:28, 28 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Całkiem zgrabnie napisane, podoba mi się może troszkę krótka część ale mam nadzieję, że się rozkręcisz dodałabym tu i ówdzie parę przecinków, ale ogólnie bez większych błędów.
Blanka. napisał: | nie chciał żeby wiedziała, że nadal mu na niej zależy.
|
ach, miód na moje pragnące Huddy serce czekam na więcej!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 11:01, 29 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Ładnie zaczęłaś, co prawda Cuddy coraz częściej chodzi do House'a, ale ok, poczekamy na rozwój akcji. Nie zauważyłam jakiś większych błędów.
Czekamy na ciąg dalszy, życzę weny i pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:24, 29 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Cd. To nie tak.
Stojąc tak w przedsionku jeszcze przez chwile mierzyli się jak zgłodniałe psy. House nie wiedział co powiedzieć - nie wiedział jak się zachowywać będąc sam na sam z kobietą swojego życia. Wiedział, że przy niej czuje się inaczej, zachowuje się inaczej. Jest nieswój. A może właśnie przy niej odnajdywał swoje "ja"? Cuddy niespodziewanie przeszła pod ręką Housa i wtargnęła do domu. Unikając jego spojrzenia, podążyła w stronę pianina. Sama nie wiedziała co robi. Czuła, że nie panuje nad swoimi gestami, ruchami i przede wszystkim myślami. Doskonale wiedziała, że przychodząc tu, wraca do przeszłości, do tego przed czym uciekła. Co kochała.. Zdawała sobie sprawę, że wyjdzie i poczuje tą samą pustkę i bezsilność, która towarzyszy jej każdego dnia bez jego ust. Pragnęła zostać tu, na zawsze - w jego objęciach. Jej kołaczące serce chciało wykrzyczeć mu prosto w twarz : " KOCHAM CIĘ DUPKU, KOCHAM CIĘ!", jednak doskonale wiedziała, że nie może pozwolić sobie na takie sceny. Nie teraz. Rozum jej na to nie pozwalał. Nie miała 15 lat, by zachowywać się jak rozwydrzona nastolatka, która jest pijana z miłości. Bardzo żałowała tego co zrobiła, co zniszczyła pustymi słowami. Wiedziała, że to ją w jakiś sposób zabija. Czuła, że tak będzie lepiej, lepiej dla niej i Reachel. Potrzebowała kogoś odpowiedzialnego, kto będzie przy niej zawsze. Nie mogąc usiedzieć chwili dłużej w ciszy, delikatnie nacisnęła na klawisz i odwróciła się do Grega zaczynając swój monolog przy wturze rozpływającego się dźwięku. :
- House.. - przerwała. Greg stał przy framudze, nie mogąc uwierzyć w to co zrobiła, nie odezwał się ani słowem. Stał tak przez chwilę. Nie spuszczając z niej oczu, podszedł do okna i oparł się o parapet. - Chciałabym z Tobą porozmawiać, nadzwyczajnie, spokojnie. - ciągnęła. Widzisz.. to wszystko nie miało być tak. Zachowujemy się jak małe dzieci unikając rozmowy. Unikając siebie. Unikasz mnie..
- Dość! - House nie mogąc zapanować nad nagłym przypływem szalejącej w nim wściekłości przerwał Cuddy, podrywając się z miejsca. - Od samego początku mówiłem Ci, że mnie zostawisz. Przejrzysz na oczy.. Doskonale wiedziałaś jak będzie! Wiedziałaś, że wrócę do Vicodinu, a pomimo tego - zapewniałaś mnie, że wszystko będzie pięknie tak jak na początku, że będziemy szczęśliwi. Mówiłaś, że jeśli będziemy ze sobą do końca szczerzy, nic nam nie zaszkodzi. Mówiłaś, że boję się szczęścia, a mimo to zaryzykowałem! Bo Cię kochałem, jak wariat! Pozwoliłaś mi poznać czegoś nowego, doznać czegoś pięknego. Nawet teraz.. - przerwał, podchodząc co raz bliżej Cuddy. - ..nie zdajesz sobie sprawy jak na mnie działasz. A ja nie mogę sobie na to pozwolić, muszę nad sobą panować.. Przyszłaś tutaj i co?! I co Ty sobie wyobrażałaś? Przyszłaś, ubrana tak kusząco, by prawić mi jakieś kazania na temat tego jak powinienem i nie powinienem zachowywać się w pracy?!
- Greg.. - powiedziała cicho, widząc szklane oczy Housa. Pragnęła go dotknąć, przytulić i powiedzieć, że wszystko się jakoś ułoży. Pomimo tego jak doszczętnie przemówił do jej serca, chciała by nie musiał przez nią cierpieć. - Nie przerywaj mi! Myślałaś, że od tak zapomnę? Myślisz, że to nie boli?! Wyobrażałaś sobie, że będę rozmawiał z Tobą jak dawniej? Otworzyłem się na Ciebie Cuddy. Chciałem z Tobą zdobywać świat. Chciałem Cię kochać, zestarzeć się z Tobą! Może i nawet chciałem wziąć z Tobą ślub! Ja - Gregory House! Wyobrażasz sobie?! Zamilkł i błyskawicznie odsunął się od twarzy Cuddy, zauważając jak niewiele dzieli ich od siebie. Administratorce zawarło dech w piersiach. Przez chwilę zapomniała o oddychaniu.
Spojrzał na nią jeszcze raz i wyszedł, zatrzaskując drzwi.
Siedziała tak. Minutę, może 10 minut. Minęły chyba z dwie godziny odkąd wyszedł. Jej ciało stało się bezwładne, bezsilne i takie puste. Siedziała przy pianinie wpatrując się w zamknięte drzwi. Łzy, jedna po drugiej, swobodnie spływały jej po policzkach, zostawiając mokre plamki na sukience. Czuła swoje serce. Czuła jak wypala ją od środka. Pragnęła zapaść się pod ziemię. Miała wrażenie, że to koniec. Jej wnętrzności zapadały się z każdą sekundą, wprawiając ją w jeszcze większy zamęt i ból. Wiedziała, że straciła coś cennego na dobre. Musiała nauczyć się żyć ze swoją porażką.
Przepraszam, że znowu tak krótko. Obiecuję, że następnym razem postaram się bardziej. Wybaczcie za błędy i interpunkcje.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Blanka. dnia Pią 19:40, 29 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:58, 29 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Minutę, może 10 minut. |
A może...
Minutę, może nawet i dziesięć minut.
Słownie jakoś lepiej wygląda.
Rzeczywiście trochę krótko, ale ja nie narzekam, bo ja też krótko piszę.
Część bardzo subtelna, mogłaś dokładniej opisać uczucia House'a, ale ja już nic pisać nie będę.
Pozdrawiam i życzę weny.
M_R
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alcusia
Alice in Downeyland
Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:50, 30 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Coraz bardziej mi się podoba, naprawdę mam nadzieję, że rozwinie się w sposób, jaki mam w głowie no i przydałoby się, żebyś dodała ramkę wiekową. Życzę dużo weny i oczekuję na kolejne części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ilobeyou
Pacjent
Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:51, 01 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Coraz bardziej mnie ciekawi. Fajnie by było, jakbyś dodała nową część. Wciągnęło mnie, bo to taki c.d. tego, co teraz się w Housie dzieje...Całkiem nieźle dobrałaś wszystkie dialogi i temat...Jak na pierwszy fik, to muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Mimo że sama nie piszę fików, potrafię stwierdzić czy są fajne. Może to dlatego, że dużo czytam. Mnie się tam podoba i myślę, że rozwija się nam nowy talent pisarski; )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pinky
Ratownik Medyczny
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: okolice Częstochowy Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:24, 03 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Może na początek wstaw oznaczenie wiekowe i coś w stylu [NZ] przy tytule.
Co do tekstu - brakuje mi dialogów, ale jeśli już są, to zbijają z nóg:
Cytat: | Chyba pomyliłaś ulice. Burdel znajduje się kilka przecznic dalej.
- Niczego nie pomyliłam House. Daruj sobie te dziecinne zagrywki. Chciałam z Tobą porozmawiać..
- Aaa! Więc tak to się teraz nazywa. Grę wstępną możemy zacząć w piaskownicy. |
Błędy i interpunkcję wybaczamy, ale jeśli nie masz jeszcze bety to załatw jakąś. Pomysł z początku wydawał mi się dość banalny, ale druga część powiedziała nam coś więcej. Czekam na rozwój sytuacji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:03, 03 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
ilobeyou - Chciałam napisać to tak, by wyszło jak cd. tego co się dzieję w Housie.
Pinky - Jak wstawić to oznaczenie wiekowe i "coś w stylu [NZ]" ? - Jeśli możesz mi pomóc - to proszę na privie
Dziękuję wszystkim za opinie Miło mi, że się podoba chodź milimetr :> Wszelkie uwagi i rady postaram się wykorzystać przy dalszych wpisach. Jeśli uda mi się znaleźć trochę czasu - to obiecuję, że wstawię coś dłuższego Pozdrawiam bardzo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mag
Pacjent
Dołączył: 02 Maj 2011
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:01, 04 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Dobrze wiem, co czułaś wrzucając coś swojego pierwszy raz
Ale bardzo dobrze zrobiłaś - było warto! Niech tylko wen się Ciebie trzyma
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:42, 05 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Rozdział II. Długa noc.
Obudziło ją jasne światło księżyca, wpadające przed okno do pokoju tonącego w mroku.
Otwierając oczy miała nadzieję, że to wszystko było jednym, wielkim nieporozumieniem. Miała nadzieje, że to koszmar z którego obudzi się, widząc go obok siebie, wtulonego twarzą w jej włosy. Przez chwilę czuła na swojej szyi jego oddech. "Wyobraźnia płata mi figle." - pomyślała. Leżała tak jeszcze chwilę w bezruchu rozkoszując się tym ciepłym wspomnieniem, jeszcze nie tak bardzo odległym, lecz obcym. Powoli - już dochodząc do siebie, z każdą sekundą, która wydawała się ciągnąć w nieskończoność, przypomniała sobie, ze szczegółami, co zaszło tego feralnego wieczora. Wieczora? Podnosząc się, spojrzała na zegarek stojący w dobrze znanym jej miejscu. - 3:48 - powiedziała na głos, zdając sobie sprawę jak dziwnie jest mówić do siebie samej i słyszeć nieme echo. Cisza. Przerażała ją ta cisza. Żadnych odgłosów. Zadrżała. Nie była pewna, czy to z zimna, czy z błahego powodu, który wyrwał ją ze snu? Drżała. Nie ze strachu, że znajduje się sama w jego mieszkaniu. Drżała w obawie, że coś mogło mu się stać. Przecież zawsze wracał do domu.. Przez jej głowę przebiegło stado nie do końca zrozumiałych wizji i wspomnień. Jakieś nieposklejane fragmenty tego co ich łączyło. "Gdzie House?" Przecież ciągle była w jego mieszkaniu! Lekko spanikowana, nie wiedząc co robić, wstała pospiesznie i aby się upewnić, że poza nią nie ma nikogo - sprawdziła wszystko, przechodząc dwa razy po pokojach zanurzonych w czerni. Wróciła do salonu i podeszła do pianina, obok którego leżała jej torebka. Podniosła ją i niezdarnie wygrzebała z niej komórkę. Wystukała już dobrze znany sobie numer i niecierpliwie czekała aż odbierze. Czwarty sygnał i nic. Nie odbiera. "House, do cholery! Już dawno odebrałbyś ten przeklęty telefon! Zawsze odbierasz tylko po to, by mi dogryźć, by jeszcze bardziej wyprowadzić mnie z równowagi. Odbierz do cholery.. Dalej House. Co się z Tobą dzieje?!" - wrzeszczała w myślach. Bez chwili zastanowienia, otworzyła drzwi i wyciągnęła zapasowy klucz spod wycieraczki. Pospiesznie przekręciła zamek i wybiegła na ulice przypominając sobie jego szklane, błękitne tęczówki..
Motor stał zaparkowany w tym samym miejscu, w którym widziała go przychodząc tu. "A więc musiał pójść na piechotę." Nie zważała na nieprzyjemne, silne powiewy wiosennego wiatru. Chciała go znaleźć, chciała go mieć w swoich ramionach, chciała by był bezpieczny. Jeszcze raz przeleciała wzrokiem po scenerii stojącej przed nią otworem niczym kadr z mrożącego krew w żyłach horroru. Kilka samochodów stało przy krawężniku. Po drugiej stronie ulicy widniała lampa, która co chwilę zapalała się i gasła wydając ohydny dźwięk, zgrzytającego metalu. Niedaleko parku dostrzegła przechadzającego się kota. Chyba na coś polował. Kolejny podmuch wiatru. Wyrwało ją to z koncentrowania się nad tym co widzi przed sobą. Omiótł ją zimny powiew, odsłaniając jej szyję i wprawiając w ruch jej swobodnie spadające na plecy włosy. Już nie myślała o niczym innym jak tylko o tym, by go znaleźć. Zapomniała o słowach, które paliły. Pobiegła w stronę parku. Rozglądając się nie dostrzegła niczego co przykułoby jej uwagę. "To nie ma sensu. Pewnie siedzi w jakimś barze, albo świetnie zabawia się z jakąś młodą prostytutką. Powinnam wracać do domu. Powinnam przestać żyć przeszłością. Dlaczego nie potrafię dać sobie z nim spokoju?!" - Ganiała siebie w myślach. "Wrócę do niego teraz i poczekam aż wróci. Chcę być tylko pewna czy nic mu się nie stało, a później raz na zawsze z tym skończę. On mnie nie chce. Tak będzie najrozsądniej."
Wracając czuła jak w jej oczach zbiera się co raz więcej łez. Próbowała nad tym zapanować, ale bez ustannie. Szczypało i piekło. Nie chciała płakać. Chciała tylko cofnąć czas do dnia w którym zapukała do niego do domu i powiedziała, że to koniec. Gdyby mogła do tego wrócić, powiedziałaby, że wspólnie poradzą sobie z vicodinem i przejdą przez to jeszcze raz choćby nie wiadomo co. Chciała mu powiedzieć, że będą na zawsze razem. Zatrzymała się na chwilę przed wejściem i przymykając obolałe powieki głośno wciągnęła powietrze, napawając się tą upierdliwą ciszą i bolesnym zimnem, które przenikało cienki materiał jej sukienki. Czuła się wykończona. Weszła do domu i nie zwracając uwagi na ciemność, zamknęła frontowe drzwi na zamek, i położyła się na kanapie obejmując kolana rękami. Długo nie mogła zasnąć. Próbowała poukładać w swojej głowie burdel jaki pozostawiła po tych kłótniach. Chciała zaszyć swoje krwawiące serce. Raz na zawsze. Chciała już nie czuć bólu. Chciała być szczęśliwa. Z tą myślą, zamknęła oczy i pogrążyła się w nicość, oddając swoje ciało i umysł tej lepszej, mniej bolesnej stronie.
Gwałtownym szarpnięciem pociągnął za klamkę. "Cholera!" W obawie, że zgubił klucz zaczął nieelegancko wyrzucać wszystko z kieszeni. Zaczął od kurtki aż po spodnie. Są. Jednym zwinnym i zamaszystym gestem wsadził klucz w zamek i przekręcił."Dobrze, że nie napiłem się jeszcze jednej." Czuł jak szkocka uderza mu do głowy. Czuł się obolały, zmęczony. Czuł, że ta rozmowa z Cuddy i to co powiedział nie da mu spokoju i przez najbliższy czas nie będzie umiał myśleć o niczym innym. Jego głowa była pełna Lisy. Wiedział, że to nie był dobry pomysł. Myślał, że topiąc to wszystko w szkockiej zapomni o kołaczącym sercu. Jednak przed oczyma ciągle towarzyszył mu jej obraz. Obraz jej pięknych, wyrozumiałych oczu, które mówiły :"Jestem niezależna, dam sobie radę." Jej piękną twarz, delikatne rysy i odpowiednio wystające kości policzkowe. Jej usta, wyginające się w uśmiechu, który tak bardzo uwielbiał.
Ściągnął buty pomagając sobie nogą, odwiesił laskę na stojak i powlókł się do sypialni nie spoglądając na kanapę. Nie chciał o niej nie myśleć. Chciał na nią patrzeć. Chciał jej. Całej. Pragnął by na jego serce znów spłynęła fala gorąca tego przyjemnego dotyku, gdy mówiła jak bardzo go kocha. Przystając na chwilę przy progu sypialni, usłyszał ciche westchnięcie i szelest ocierającego się materiału. Odwrócił się w stronę salonu i zauważył kłębek - czyjąś postać leżącą na sofie. Podszedł najciszej jak tylko mógł i ujrzał ją. Bezwładną, owiniętą snem. Dłonie kurczowo zaciskała w pięści pod pachami, otulając swoje małe ciałko. Wyglądała uroczo. Z lekko zarumienionymi policzkami i ustami wydętymi do góry. Na jej wargach widniał subtelny ślad szminki, której odcień uwielbiał oglądać na miękkich ustach. Pod oczami znajdowały się pojedyncze zaczerwienienia pozostałe po słonych łzach. Widział to. Przez chwilę czuł jakby wiedział jak się czuła. Wiedział też ile cierpienia mu przysporzyła. Wiedział jak długo nie mógł się pozbierać po jej raniących słowach. Pozwolił sobie spojrzeć na nią jeszcze raz. Pozwolił, by oczarowała go swoją urodą. Nawet tą we śnie. Delikatnie przyłożył jej palec do ust i przesunął wzdłuż linii dolnej wargi kciukiem, przypominając sobie jaka była w dotyku. Westchnął cicho i poszedł do sypialni zostawiając uchylone drzwi, by słyszeć jej oddech, jej każdy ruch.
Minęło niecałe 40 minut odkąd wrócił do domu. Czuł, że nie zaśnie. Szalała w nim burza sprzecznych emocji. Wiedział, że ma ją na wyciągnięcie ręki. Wiedział, że wszystko spieprzyła. Jednak chciał tego szczęścia. Chciał ją, pomimo tych słów które wypadły z jej ust. Chciał znaleźć pocieszenie w jej uścisku, w jej dłoniach i palcach wiodących po jego plecach. Wiedział, że to niestosowne, jednak chciał jej. Chciał ciągle jej miłości. Chciał tego zwariowanego związku.
- House! - usłyszał przeraźliwy krzyk. Podniósł się i nie zważając na bolącą nogę, przeszedł szybkim krokiem z sypialni do salonu. Siedziała na sofie, pocierając szybkimi ruchami oziębnięte ramiona. Słysząc co raz głośniejsze kroki, odwróciła się i odnalazła jego spojrzenie.
- Nie powinno Cię tu być. - powiedział beznamiętnie.
- Przepraszam, że Cię obudziłam. Śniło mi się coś okropne.. Nie ważne. Nie wiedziałam, że już przyszedłeś. Martwiłam się. - Wzruszyła ramionami. Nie ukazując swoich emocji. W głębi cieszyła się, że jest cały i nic mu się nie stało.
- Niepotrzebnie. Jak widzisz jeszcze żyje.
- House..
- Przestań, przecież powiedziałem, że żyje.
- Jeszcze. - powtórzyła po nim, używając takiego samego akcentu.
- A co? Masz zamiar zakończyć moje życie tak jak zakończyłaś nasz związek? - Zadrwił z niej i uśmiechnął się triumfalnie widząc jak trafia w słaby punkt.
Siedziała tak w bezruchu mierzwiąc go wzrokiem. Była wściekła. Miała ochotę wykrzyczeć mu, że niczego nie rozumie i nie jest w stanie pojąć jak bardzo tego wszystkiego żałuje. Doskonale wiedziała, że popełniła błąd. I kolejnym błędem była wizyta i niepotrzebna rozmowa która otworzyła nie do końca zagojone rany na nowo. Mogła zostawić to tak, jak to zakończyła. "Teraz albo nigdy." - pomyślała. "Muszę zrobić z tym porządek!".
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Blanka. dnia Czw 21:54, 05 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alcusia
Alice in Downeyland
Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:39, 07 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję cieszę się, że dodałaś nową cześć, bardzo miło mi się czytało. Podoba mi się bardzo, ciekawa kontynuacja świetnie opisałaś ich uczucia, oboje nie mogą bez siebie żyć, ale jedno bardziej uparte od drugiego i nic z tego dobrego nie wychodzi znalazło się kilka błędów, ale nie przeszkadzają one w odbiorze życzę dużo weny i czekam na kolejne części!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:10, 14 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Po przeczytaniu tych fików, które wstawiłam jestem bardzo nie zadowolona Nie oto mi chodziło, no ale cóż.. Z góry przepraszam za błędy i dziękuję za wszelki uwagi.
Rozdział III. Zranione dusze.
- Nie House. Nie mam zamiaru Ci niczego odbierać. Z tego co wiem, to Ty ciągle próbujesz różnych dziwnych rzeczy, które właśnie prowadzą do wyniszczenia Twojej duszy i ciała. Nie wiem co chcesz tym osiągnąć, ale nie mogę dłużej patrzeć na to co robisz po naszym rozstaniu. Nie tylko Ty na tym ucierpiałeś. Ahh.. Nie wiem House, czy to Twoje zasrane ego, czy Twoje ja, nawet teraz, kiedy chcę z Tobą porozmawiać, doprowadza do nieustannego napięcia. I jeśli chciałeś doprowadzić mnie do takiego stanu w jakim jestem to Ci gratuluję. Udało Ci się, House.
- To moje życie i będę robił z nim co będę chciał. Ciebie w nim nie ma. - powiedział dobitnie, wymawiając każde słowo z pasją i w tym samym czasie, patrząc się w jej puste oczy. Wiedział, że przekroczył wszelkie granice możliwości. Sam siebie oszukiwał. Pomimo to, chciał, by czuła się tak samo jak on. Chciał zadać jej ból. A ona tylko patrzyła na niego z niedowierzaniem. Chciała coś powiedzieć, coś dodać, ale wszystko co miała przygotowane w głowie, pękło i zniknęło jak bańka mydlana tuż po jego słowach. W jej gardle ugrzęzła wielka gula, której nie mogła przełknąć. Odwróciła się od niego natychmiast i podniosła torebkę, by nie zauważył napływających łez. Już szykowała się do wyjścia, gdy poczuła jego dotyk nad łokciem. Objął jej rękę palcami i delikatnie odwrócił do siebie, by móc jeszcze raz na nią spojrzeć.
- Zaczekaj.. - powiedział i otarł jej wierzchem dłoni spływające łzy.
- Sam widzisz.. Jestem idiotką. Skończoną idiotką. Niepotrzebnie przyszłam, niepotrzebnie namieszałam Ci znowu w głowie. Mogłam po prostu to zostawić. Wyjechać gdzieś. Nawet niedawno o tym myślałam. Gdybym już wtedy wyjechała Twoje życie toczyłoby się normalnym, zdrowym rytmem. Nie musielibyśmy się teraz kłócić. Fakt. Minęło kilka miesięcy, ale ja nadal uczę się żyć bez Ciebie.. I nienawidzę swojej słabości! Przeraża mnie to. Nawet teraz, kiedy mnie dotykasz. - przerwała i spojrzała w jego oczy, mając wrażenie jakby zaglądała w jego najskrytsze zakamarki duszy. - Byłabym w stanie to odwołać. -dokończyła miękko. - Wiesz, ja już sama nie wiem co robić. Od samego początku wiedziałam jaki jesteś.Tak - skryty mizantrop, na dodatek szalenie seksowny, mający swoje własne zdanie, egoista dążący do wyznaczonych celów, przy okazji raniący wszystko co popadnie, dupek, w którym jest miejsce na miłość i są uczucia. Od momentu, gdy poznałam Cię na studiach. Wiedziałam, że ze mną pogrywasz - od samego początku. Mimo to, Twoja osobowość tak na mnie wpłynęła, że sama zaczęłam grać. Byłam szalenie zakochana. Chciałam Twojego szczęścia.. kiedy wyjechałeś i rozstaliśmy się po raz pierwszy, wiedziałam, że będziesz człowiekiem sukcesu. Żałowałam tej decyzji, aż do czasu, gdy los pozwolił nam na nowo się spotkać. Jedyną rzeczą, jaka mnie motywowała, by przychodzić do pracy byłeś właśnie Ty. Tuż po tym, gdy Cię zatrudniłam w moim życiu nie liczyło się nic innego niż Ty, House. Chciałam na Ciebie patrzeć, kłócić się z Tobą, i słyszeć te wszystkie docinki, które często traktowałam jak komplementy. House.. Znamy się tyle lat. Tyle przeszliśmy. Może coś w tym jest. Oboje jesteśmy idiotami - jak to powiedziała moja matka. Z nikim innym byśmy nie wytrzymali. Muszę Ci powiedzieć, że masz racje. Od początku miałeś racje. Podjęłam złą decyzje. I wtedy na studiach też. Byliśmy młodzi.. Uciekłam. A może teraz, kiedy popełniłam po raz 2 ten sam błąd - może, może właśnie tak powinno być? - Zamilkła i poczuła jak w jej oczach ponownie wzbierają się łzy. Odwróciła się gwałtownie i podeszła do drzwi.
- Pójdę już. Tak będzie lepiej. - wymamrotała cicho.
Zanim wyszła, zdążył do niej podejść i w ostatniej chwili złapał ją w talii. Przyciągnął ją do siebie i stanowczo odwrócił w swoją stronę, tak by móc patrzeć w jej szklane oczy. Nachylił się nad jej uchem i przytulając twarz do jej szyi wyszeptał :
- Mieszasz mi w głowie.
Nie zmieniając pozycji zaczął delikatnie wodzić opuszkiem palca po jej szyi w górę i w dół, aż do obojczyka. Drżała za każdym razem, gdy zjeżdżał niżej. Długo czekała, by wykonał kolejny krok, by się do niej zbliżył, by połączyła ich na nowo nierozerwalna więź. Nie była do końca pewna co zrobi, nie mogła się doczekać aż go posmakuje. Wzbierało się w niej pożądanie, kiedy tak na niego patrzyła, kiedy ją dotykał zostawiając po sobie strumyk gęsiej skórki. Miała ochotę rzucić się na niego i pochłonąć go w całości, całując każdą część jego ciała. Po chwili, jak najdelikatniej potrafił, znienacka przesunął ustami pod zagłębieniem jej ucha i zaczął składać miękkie pocałunki na jej szyi. Wiedział, że to się źle skończy. Dla niej i dla niego. Doskonale wiedział co robi i chciał tego, pomimo przykrej rozmowy. Jeśli już tu była, to chciał to, co należało do niego. Chciał dostać, to co mu zabrała. Czuł jak z każdym pocałunkiem przyspiesza jej tętno. Widział jej nienaturalnie zarumienione policzki i powiększone źrenice. Każda komórka jego ciała pragnęła być przy tej pięknej kobiecie.. Kiedy odgarnął jej włosy, tak by mieć lepszy dostęp do szyi, usłyszał jak cicho jęknęła, napawając się jego zapachem wypełniającym powietrze, który oszałamiał. By nie tracić chwili dłużej, rzucił ją na drzwi i przyległ do niej całym ciałem. Ujął jej twarz w dłonie i złożył na jej ustach pocałunek. Niepozorny, lekki. Co raz bardziej zagłębiając i rozkoszując się smakiem jego ust, rozchyliła wargi, by ułatwić mu ten słodki akt, który przybierał na sile. Zwinnym ruchem zarzuciła mu swoje kruche ręce na szyje i oddała się rozkoszy jaką ją obdarowywał, wkładając w ten pocałunek jak najwięcej energii i pasji. Na początku delikatny, przeradzał się w co raz bardziej zachłanny, stanowczy, wręcz brutalny. Nie było już w nim nic romantycznego. Ich języki tańczyły szalenie, owijając się namiętnością. Dotykał ją i gładził gdzie się dało. Wodził po jej plecach, pośladkach, zaciskając palce, w żelaznym uścisku, gdy się od niego odsuwała. Chciał ją mieć blisko, chciał by nie odchodziła. Ona zaś wędrowała po jego karku, masując i trzymając jego szyje tak, by nie oddalał się o ani jeden milimetr. Wplotła dłonie w jego włosy i przejechała koniuszkiem języka po dolnej wardze, wyprowadzając go z równowagi. House, czując, że Cuddy chce zakończyć ten pocałunek, złapał ją w talii i przyciągnął jeszcze bliżej by nie oderwała się od jego stęsknionych ust. W ostatniej chwili złapał jej wargi zębami i odsunął się o kilka centymetrów, by spojrzeć jak w jej oczach wzbiera się jeszcze większe pożądanie. Obydwoje dyszeli ciężko, spazmatycznie łapiąc krótkie oddechy. Po krótkiej chwili, machinalnie odrzuciła głowę do tyłu i oddała się jego ustom, które ponownie złożyły pocałunek na jej wargach. W międzyczasie włożyła zimne dłonie pod jego koszulkę i dotknęła jego rozgrzanej klatki piersiowej. Już zaczął zsuwać ramiączka i rozpinać jej sukienkę, gdy gwałtownie go odepchnęła i automatycznie poprawiła ramiączko. Gorączkowo pocałowała go w usta, oddając się całą sobą tej pięknej chwili, ostatni raz spojrzała w jego przestraszone oczy i wybiegła z domu.
"Co Ty robisz Liso?! Odbiło Ci do końca. Popadasz w paranoje, ale i tak jesteś tylko małym, słabym człowieczkiem, który wpadł w wielkie dno i szuka pocieszenia okłamując się i myśląc, że on nadal Cię kocha. Po tym co mu zrobiłaś, teraz nie możesz nim tak manipulować. Wywarłaś na nim presje i nie wiedząc co robić po prostu wykorzystał okazje żeby się Tobą zabawić. Zachowujesz się jak spragniona miłości, chora umysłowo i nieodpowiedzialna, napalona i zdesperowana nastolatka. Musisz wziąć się w garść." Płakała. Płakała jak małe dziecko, któremu zabrano zabawkę. Już teraz jej ciało tęskniło za tymi pieszczotami i dobrocią jaką ją darzył. Pomimo odrzucenia jakie wykazała ze swojej strony, otworzył swoje serce i przyjął ją w ramiona, a ona znowu to zrobiła. W jej umyśle szalała burza. Burza sprzecznych emocji. Dlaczego uciekła? Jej serce chciało zostać w jego objęciach.. Jednak wiedziała, że już raz go skrzywdziła, nie chciała ranić go po raz kolejny. Na dzień dzisiejszy, nie wiedziała, czy ich związek by przetrwał i czy miałby jakiś sens.
Stał tak i patrzyła na drzwi. Był na siebie wściekły. Zniesmaczył ją? Przecież gdyby tego nie chciała, nie zaczęłaby go tak namiętnie całować. Nie byłaby tak uległa. Od razu, by powiedziała jakie jest stanowisko i już dawno by jej tu nie było. Sam do końca nie rozumiał tego co tu zaszło. Nie wiedział już jakie wolał zakończenie.. a tak przynajmniej posmakował i przypomniał sobie jak pachnie jej skóra i usta. Przypomniał sobie jej dotyk. Po chwili rozejrzał się po mieszkaniu i poczuł pustkę. Czegoś mu brakowało. A jeszcze 10 minut temu wszystko było na swoim miejscu. Mógł przez chwile cieszyć się jej obecnością.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Blanka. dnia Sob 12:16, 14 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
blackzone
Internista
Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:15, 14 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Co zrobi House? Cuddy się znów poddała, znów uciekła. Ucieka tym samam przez samą sobą. Cuddy niesamowicie go kocha, House tym bardziej.
Niech tych dwoje idiotów, jak powiedziała Arlene, już będzie razem!
Czekam na następną część z wielką niecierpliwością!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:00, 06 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Rozdział IV. Świat stracił swój smak.
Minął tydzień, może dwa tygodnie. Sam nie wiedział dokładnie ile minęło od momentu w którym wyszła. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, a w mieszkaniu zrobiło się tak pusto i obco zrozumiał, że ona już wybrała. A to całe zajście było pożegnaniem. Zwykłym pożegnaniem.. A może nie takim zwykłym i jednoznacznym. Tylko dlaczego postawiła go w takiej sytuacji?! Dlaczego prowokowała i dawała złudne nadzieje, dlaczego pozwoliła, by jego umysł podpowiadał, że może jakoś to wszystko da się naprawić?! Dlaczego odwzajemniła pocałunek? Przecież to nie miało sensu.
Był zły. Nie tyle co zły. Nie zły na nią. Nie mógł być zły na osobę, którą kochał tak bardzo. Dla której był w stanie się zmienić. Był zły na siebie, że pozwolił aby tak doszczętnie na niego wpłynęła. Co ona sobie znowu myślała..? W zasadzie to po co jej to było? I.. przecież gdyby tego nie chciała, dałaby jakiś znak żeby przestał, żeby się od niej odsunął. I to nagłe wyjście! Przypominając sobie i odtwarzając kolejny raz ten sam fragment w głowie, poczuł nagły przypływ irytacji, z jeszcze większą, zdwojoną siłą. Ale przecież on ją znał! I tak doskonale wiedział czego pragnie, czego potrzebuje. Dlaczego uciekała? Czuł jakby zamieniali się rolami.. W jego głowie po raz pierwszy od bardzo dawna tworzył się co raz większy i większy burdel. Burdel nieposkładanych myśli, pytania na które tak bardzo chciał, by wreszcie ktoś odpowiedział. I z każdą sekundą zdawał sobie sprawę, że najgorsze jest to, iż on ciągle o niej myśli. I o tym jak cholerną jest egoistką. Jak bardzo postąpiła nie fair. Dlaczego to on nie może w końcu wziąć tego co mu się należy? Dlaczego to on nie może wreszcie być usatysfakcjonowanym ze zdobyczy? Przecież robił wszystko, by była szczęśliwa. Tak bardzo chciał, by czuła się kochana. Był w stanie się dla niej zmieniać.. Nie czuł się źle, że go znała od tak dawna. Po prostu wiedział, że ma świadomość jaki jest.. po prostu... Z rozmyślań wyciągnął go natarczywie dzwoniący telefon.
- Czy Ty w ogóle masz zamiar zjawić się w szpitalu i zaszczycić nas swoją jakże boską osobą?! - zadrwił podniesionym głosem Wilson.
- Heej! Miło, że dzwonisz. Widzę, że się za mną bardzo stęskniłeś!
- House, daruj sobie. Czy Ty w ogóle wiesz i zdajesz sobie sprawę z tego co robisz? Wiesz czym takie zachowanie może się skończyć i jakie poniesiesz konsekwencje? Od ponad 2 tygodni nie ma Cię w pracy, na dodatek z niewiadomych powodów. Jak mniemam, zapewne świetnie się bawisz, ale podpowiem Ci coś! Mógłbyś chociaż kogoś uprzedzić. Cuddy mogłaby Cię za to wylać! Ahh, jesteś skończonym idiotą! Następnym razem, chociaż łaskawie zadzwoń!
- Już skończyłeś? Jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, to po prostu się rozłącz. Bawi mnie to, jak bardzo wczuwasz się i próbujesz dorównać tyłkowi tej czarownicy. - powiedział, wiedząc, że to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem. Chociaż z drugiej strony.. W końcu nikt nie ma szans, by zrównać się z Lisą.
- House.. nie mówię tego, by w jakikolwiek sposób Ci dobiec. Martwię się o Ciebie. Poza tym dzwonię też, bo Lisa prosiła, żebym sprawdził jak się trzymasz. Ona też się martwi. I myślę, że jest nie najlepiej. Kiedy wracasz? Możemy się spotkać, pogadać?
- Powiedz jej, że nie ma się czym przejmować, to już nie jej problem. Poza tym sama tak zdecydowała. W końcu ona zawsze decyduje i wybiera to co dla niej najlepsze. Nie wiem kiedy wrócę. Nie wiem czy w ogóle wrócę. Podoba mi się takie życie, przekaż jej to Jimmy. Dzięki, że zadzwoniłeś. Cześć.
Cuddy jak zwykle o tej porze, siedziała w swoim gabinecie ze stertą papierów, wypełniając wszystko to, czego jeszcze nie zrobiła. Chciała żeby praca pochłonęła ją całą. Pragnęła, żeby to wszystko zabrało jej jak najwięcej czasu, by nie miała chwili myśleć i zastanawiać się co powinna, a czego nie powinna robić. Pomimo tego, że starała się nie myśleć o niczym innym jak tylko o wypełnianiu dokumentów, co chwilę stawał jej obraz Housa przed oczami. Tak bardzo chciała wyłączyć to.. i jego. Tak bardzo chciała zdemaskować i ukryć błędy, które popełniła, przez które czuła się tak bardzo winna. Jednak z drugiej strony co on sobie wyobraża? To, że jest tak, jak jest pomiędzy nimi, nie zwalnia go z nie przychodzenia do pracy. W końcu to jego obowiązek! Jego praca! Nie chciała myśleć, że nie przychodzi tylko ze względu na nią. Czy aż tak ją znienawidził, by być w stanie porzucić to wszystko co kochał? Czym żył? Przecież to medycyna, wszystkie zagadki i łamigłówki, jego gabinet i piłka, cztery ściany w których żył - to było to czego potrzebował. Może powinna coś z tym zrobić? Jej przemyślenia przerwał nieproszony gość, który niespodziewanie wszedł do gabinetu, nawet nie pukając. Podniosła głowę z nad papierów, modląc się by to był ktokolwiek inny. Tylko nie on! Nie teraz, nie w tym stanie..
- Lisa, przepraszam, że tak wpadam bez zapowiedzi.. Ale rozmawiałem przed chwilą z Housem.. Nie wiem co się wydarzyło pomiędzy wami, ale wiem, że u niego nie najlepiej. Powiedział, że nie wie czy wróci, czy kiedykolwiek wróci Lisa!
W jej oczach odnalazł panikę. Tak, to było najtrafniejsze określenie. Co chwilę wzbierała i opadała. Chwila ciszy. Jej oczy pojaśniały tym razem tylko żalem i po długich rozmyślaniach w końcu odpowiedziała:
- Przykro mi Wilson. Ale ja już nic na to nie poradzę. Jeśli tego chce, jeśli chce odejść z pracy, niech zrobi to co uważa za słuszne.
- Jesteśmy jego przyjaciółmi, jak możesz tak mówić? Po tym wszystkim co razem przeszliście, jak? Kiedy wiesz, że to dla niego wszystko. Szpital. Ty. Jak możesz pozwolić mu się poddać?
- Jest dorosły. Wie co robi.
Oszołomiony Wilson spojrzał swoimi czekoladowymi oczami jeszcze raz na twarz pięknej pani administrator i opuścił gabinet w roztargnieniu.
Siedziała tak przez chwilę, po czym zabrała się s powrotem do wypełniania papierów, ale nie minęło nawet 5 minut, gdy zalała ją fala tak ogromnego żalu i smutku, iż nie wiedząc co robić, zakryła dłońmi piękną twarz i zaczęła gorzko płakać. Była tak bardzo bezsilna. Chciała czegoś zupełnie innego, niż to co miała. W tym momencie świat stracił dla niej jakikolwiek sens, a to co osiągnęła w swoim życiu było tylko marnym dodatkiem, do jej żałosnej postaci. W tym momencie nie liczyło się nic, bo wiedziała, że świat znika i staje się niepotrzebny wraz z poddaniem się Housa i jego nie walką. On się poddał. A ona zaczynała to rozumieć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
nusiek94
Pacjent
Dołączył: 07 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:07, 07 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
zdecydowanie czekam na kolejną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:33, 08 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Witam
Właśnie przeczytałam Twojego fika i jestem pod wrażeniem. Gdy na początku napisałaś, że to Twój pierwszy fik, uśmiechnęłam się do własnych wspomnień, niestety mój pierwszy fik nie był tak dobry, nawet w połowie, dlatego chciałam Cię bardzo pochwalić Chyba nikogo nie zaskoczę mówiąc, że najbardziej zachwyciła mnie 3 część i to nawet nie ze względu na Huddy, ale na to jak to napisłaś, piękna gra emocji, scena Huddy po prostu przyprawiająca o dreszcze Wen Cię poniósł. Brawo.
Fajnie, że są jeszcze osoby, które wciąż potrafią bawić się Huddy, w sensie pisać. Akurat czytanie o nich chyba nigdy mnie nie znudzi, a ten fik jest kolejnym którego będę śledzić.
Weny i powodzenia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:06, 11 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
lisek - dziękuję Ci bardzo i nawet nie wiesz jak ogromną radość sprawiły mi Twoje słowa. Napisałaś, że nigdy nie znudzi Ci się czytanie fików Huddy. W takim razie mamy ze sobą coś wspólnego! Zależało mi tu w szczególności na pokazaniu w jakimś malutkim stopniu, taką drobną namiastkę tego co dzieje się w głowie Housa i te wszystkie emocje, które na pewno nie do końca są tak dokładnie sprecyzowane. Hm.. i powiem Ci, że to dalsze pisanie, układanie.. te wszystkie wizje jakby to mogło dalej być w jakiś sposób mnie podnoszą na duchu i koją moje serde huddy - które pękło wraz z odejściem Lisy. Mam nadzieję, że znajdzie się więcej takich osób, które jeszcze nie zatraciły miłości Housa i Cuddy. Ja również pozdrawiam i mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę mogła coś dodać. :>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:05, 16 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Rozdział V. Nigdy więcej nie będziecie decydowali o moim życiu.
Dni stawały się co raz dłuższe, a każda godzina, minuta, sekunda niemiłosiernie się ciągnęła. Jakby ktoś chciał zrobić mu na złość. Jakby to wszystko było wcześniej zaplanowane - spisek przeciwko Gregoremu Houseowi. Wilson. Cuddy. A teraz nawet pogoda postanowiła wyrazić dezaprobatę. I to wszystko przeciwko niemu! Zdecydowanie życie było niesprawiedliwe. Co raz mniej wartościowe.Temperatura znacznie spadła, chociaż jeszcze wczoraj prezenterka pogody informowała telewidzów, że w New Jersey na niebie zagości słońce. Słońce się nie pojawiło. Zniknęło gdzieś za chmurami, tak jak ciepły, promienny uśmiech Lisy Cuddy. Każdy kolejny dzień stawał się jeszcze bardziej monotonny od poprzedniego. Powoli wariował. Chyba nigdy w życiu nie zrobił sobie tak długiej przerwy od medycyny. Czy to dlatego jego mózg płatał mu fligle? Czy to tylko i wyłącznie przez brak szpitala nie wiedział co ze sobą zrobić? Myśli niespokojnie krążyły po jego głowie, a tematem rozmyślań była piękna pani dziekan. To było oczywiste, że ona była powodem jego wariacji. Po chwili namysłów, ostentacyjnie złapał powietrze i jeszcze raz odtworzył w myślach jej piękny widok. Czy da się wyłączyć opcje kochania? Dlaczego tak trudno mu przestań o niej myśleć? Dlaczego nie potrafi zapomnieć i dać sobie spokój?! Przecież dała mu do zrozumienia, że go nie potrzebuje! Oh.. tylko dlaczego kazała Wilsonowi do mnie zadzwonić? Gdyby nie chciała wiedzieć co u mnie.. Oh! Przecież to nie ma sensu. Dlaczego James powiedział, że i Lisa też się o mnie martwi..? To wszystko wprowadzało go w odrętwienie. W cholerną irytacje, powiększającą się z każda minutą bez jej widoku, bez jej oczu, które zmieniały kolor na szary pod wpływem podniecenia, jakie na niej wywierał samym wejściem do jej administratorskiego gabinetu. Brakowało mu słownych potyczek. I może to wszystko wydawałoby mu się banalne jeszcze rok temu. Ale Gregory House kochał ją i zakochiwał się w niej na nowo. Co raz mocniej. Gdyby usunąć to wszystko co wydarzyło się przez ostatnie półtora roku, mógłby w stanie z tego wyjść bez szwanku. Tak samo jak po rozstaniu ze Stacy. Doskonale wiedział, że to zupełnie co innego, nie tak bardzo trwałego i mocnego. Ale był nawet przekonany, że jakoś by sobie poradził ze swoim szalejącym sercem, które rwało na sam jej widok i pociągiem fizycznym. Ale nie teraz, nie gdy odnalazła w nim i pokazała mu dawne człowieczeństwo. Jak można być takim egoistą?! Zabrała to, co chciała zabrać.. Bo była świadoma, wiedziała, że zawsze ma racje. I przez odnalezienie człowieczeństwa w Housie po raz kolejny dowiodła, że jest dobra we wszystkim. Już nigdy więcej.. Nigdy więcej nie pozwolę sobie na taką manipulację. Nigdy więcej nikt nie będzie decydował o moim życiu. Życie to jedno wielkie gówno! Rozmyślań nie było końca. Jednak nieraz przychodził taki moment, moment słabości w którym można było znaleźć tego ludzkiego Housa. Moment w którym znowu chciał ją trzymać w swoich ramionach i swoim dotykiem pokazywać jej, że nie ma się czego obawiać, bo jest przy nim bezpieczna.. Był tak uparty. Wiedział, że najlepszym rozwiązaniem będzie jeśli odejdzie. Ale jaki jest sens robić coś, co jest najgorszym wyjściem? Był co raz słabszy.. co raz bardziej się poddawał.
Powinna do niego pojechać. Tak. Zdecydowanie powinna do niego pojechać i powiedzieć mu jasno i klarownie, że jeśli ma się tak pojawiać i znikać na parę ładnych tygodni to najlepszym rozwiązaniem będzie jeśli odejdzie, złoży wymówienie. To wszystko stawało się tak piekielnie meczące. Powinien podjęć decyzję! Przecież.. jeśli się okaże, że już dawno zrezygnował, to po prostu znajdzie kogoś nowego na jego stanowisko. Kogoś o wiele gorszego. Kogoś nie tak mądrego, inteligentnego, przebiegłego. Kogoś kto nie był Gregorym Housem. Nie tak dobrym. W końcu nie ma lepszych od niego.. Nie. Nie chciała być zła. Nie na niego. Dlaczego jej to robił. Akurat w tym momencie? Chociaż raz mógłby się zachować jak dorosły.. Może zadzwoni? Sprawdzi tylko czy nie zrobił nic głupiego.. Tylko po to, żeby mieć pewność. To byłoby rozsądne. Zero zobowiązań. Chociaż nie pogardziłaby widokiem i wieścią, że jest cały i jeszcze się trzyma. To zupełnie by jej wystarczyło. Ale gdzieś w głębi wszystko w niej krzyczało : NIE! Nawet nie przyjmowała tego do wiadomości, że ktoś inny mógłby zająć jego posadę. Nie chciała tego. To wszystko po prostu było marną wymówką, by nie szukać u siebie współczucia, by nie myśleć, że to wszystko przez nią.. Ale kiedy to przeze mnie nie ma go w pracy.. POWINNAM DO NIEGO ZAJRZEĆ!
-House. Wyszeptała tylko gdy ujrzała jego lazurowe oczy, w których mimowolnie zatonęła. Trzask zamykanych drzwi. Oszołomiona spojrzała na drewno z którym niemal stykała się twarzą. Miło. Zamknął przed nią drzwi, tak samo jak ona, gdy zamknęła i wykluczyła ich wspólne bycie razem. Wrzało w niej. Miała ochotę mu wygarnąć i powiedzieć, że nie zasłużyła sobie na to! Przecież koniec związku nie zawsze musi oznaczać koniec jakichkolwiek relacji. Nie w przypadku, gdy tak bardzo tego potrzebowała. Ze złocią szarpnęła za klamkę i zaczęła napierać na drzwi. Kiedy znalazła się w środku, on siedział na kanapie.
- Nie przyszłam tu po to, żebyś zamykał mi drzwi przed nosem. Nie przyszłam tu też po to, żeby stać na klatce i czekać aż łaskawie zlitujesz się i jednak zdecydujesz wpuścić mnie do środka.
- Jak zauważyłaś nie zdecydowałem i nie wyraziłem zgody na to rzekome wtargnięcie. Poza tym. Nikt Cię tu nie zapraszał. A na przyszłość, jeśli coś chcesz po prostu mnie uprzedź. Wyjątkowo dziś nie zadzwonię na policję i nie poinformuje ich o włamaniu. Odwrócił się i rzucił na nią pełne pogardy spojrzenie, czekając na jakąkolwiek reakcję. Stała tak chwilę w osłupieniu zastanawiając się co powiedzieć, jak zinterpretować jego zachowanie.
- Jesteś dorosły. Masz prawo do wyborów. Możesz robić co Ci się żywnie podoba. I w zasadzie to wszystko zależy od Ciebie. Jednak uważam, że rozsądniej byłoby określić się co masz zamiar robić. Jeśli nie chcesz pracować w moim szpitalu po prostu złóż wymówienie.
Wstał, pociągnął za sobą laskę i ruszył w jej kierunku. Przekraczając całą tą dzielącą ich odległość bacznie się jej przyglądał. Delektował się jej oszałamiającym zapachem, pięknem ciała i tego w jaki sposób jak na niego działała.
- Przejdziemy się? Zaproponował nie do końca wiedząc jaki ma w tym cel.
następna część się pojawić wkrótce.. no jeśli chcecie oczywiście
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alcusia
Alice in Downeyland
Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:28, 16 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Chcemy, chcemy mam tylko zastrzeżenie do poprzedniej części, bo w niej coś mi zgrzyta. House nie pojawia się w pracy przez 2 tyg i dopiero wtedy Wilson dzwoni do niego? pewnie przyszedłby do niego już drugiego dnia, a jak House by nie otwierał, to by się włamał ale przymykam na to oko i wszystko gra czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:22, 29 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Rozdział VI. Wyznania ciąg dalszy, czyli kochanie i taniec w deszczu.
- Przejdziemy się? Zaproponował nie do końca wiedząc jaki ma w tym cel.
- Taak. Wyjąkała szybko Lisa, by nie pomyślał i nie doszedł do wniosku, że to głupi pomysł. Ich oczy zetknęły się ze sobą, tak dogłębnie. Nie trwało to długo. Zaledwie pare sekund. Jednak dla nich to były najcenniejsze sekundy, w których mogli odnaleźć, gdzieś głęboko w najskrytszych zakamarkach tą więź, to uczucie, które obydwoje, przez cały ten czas pragnęli zatrzymać. Ona pierwsza opuściła wzrok. Nie mogła znieść tego, że są tak blisko, a nawet nie może go dotknąć. Jeszcze chwila, a przejrzałby ją na wylot. Nie chciała by ta krępująca cisza trwała tak długo. To ją niszczyło, a zarazem sprawiało, że to co kryło się w jej sercu wzrastało z każdym oddechem. I te jego oczy. Stała tak chwilę wpatrując się w swoje buty.
- Ughm.. przepraszam. Powiedział szybko i przysunął się do niej tak blisko, iż miała wrażenie, że zaraz poleci na wieszak, który z pewnością długo nie wytrzyma i upadnie z hukiem na podłogę. Zimny materiał, który stał za nią wbijał jej się co raz bardziej w plecy. House nachylił się nad nią tak powoli, tak niemiłosiernie przeciągając ten moment, by po chwili sięgnął za jej plecy, będąc tak blisko iż czuła jego oddech na swoich ustach. Jej serce galopowało. Jeszcze chwila a wybuchnie. Co on wyprawia do cholery?! Spojrzał jej w oczy i natychmiast odsunął się wskazując na płaszcz który trzymał w ręku.. Otworzył drzwi i puścił ją przodem, dając do zrozumienia, że już powinni wyjść. Chciał zabrać z wieszaka tylko głupią kurtkę, a ja prawie znowu zemdlałam pod jego urokiem! Idiotka!
Szli w ciszy. Ich kroki, jej kroki i stukot obcasów obijały się echem od niezbyt przytłoczonych chodników.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co?
- No wiesz.. to w domu. Zanim wyszliśmy. Omal mnie zgniotłeś. Po co to wszystko? Nie mogłeś po prostu powiedzieć, żebym się odsunęła?
- Nie. Nie mogłem. Chciałem sprawdzić jak na Ciebie działam. - uśmiechnął się szyderczo i po raz kolejny tego dnia zajrzał jej w oczy. Zatrzymała się i powiedziała nieco podniesionym tonem.
- Dupek z Ciebie! - cała drżała. Jak mógł postąpić tak samolubnie, gdy tak bardzo potrzebowała jego dotyku?!
- Nie krzycz na mnie kobieto, ludzie tu chodzą. Nie wypada żebyś robiła mi awanturę na środku ulicy! A nie chcę żeby połowa populacji wyginęła przez Twoje złowieszcze wrzaski. Wystarczy, że ja muszę znosić Twój piskliwy głos.
- Po to chciałeś żebyśmy wyszli? Żebym nie mogła na Ciebie krzyczeć? - uśmiechnęła się szeroko.
- Też.
- Dobrze, nie ważne. Co z pracą? Co masz zamiar robić? - zmieniła temat, nie chcąc by to uczucie, które przed chwilą wywołał, zalało ją całą.
- Potrzebuję czasu. Wyrwał ją z zamyślenia. Nie odpowiedziała od razu. Chciała starannie dobrać słowa, by w żaden sposób nie dostrzegł ile w wylewanych przez nią słów, ile w tym wszystkim miłości.
- Nie chcę być powodem dla którego rezygnujesz z tego co kochasz.. powiedziała szybko, uciekając daleko wzrokiem od jego przenikającego spojrzenia. Właśnie dochodzili do tej ładniejszej części miasta. Kamieniczki, spokojne i ciche ulice. Zero ludzi, zero czegokolwiek co mogłoby zauważyć jej zarumienione policzki. Oprócz niego. Tylko ona i House. On i Lisa.
- Rezygnuję, bo nie chcę być kłopotem dla tego co kocham. Postawił na szczerość. Zaniemówiła. O czym on w tym momencie mówił? Co chciał jej przez to powiedzieć? Czy to jest jeszcze bardziej skomplikowane niż powinno? Czy to jest jeszcze bardziej skomplikowane niż myślała? Przed chwilą chciała mu przywalić i powiedzieć żeby się pieprzył. A teraz po raz kolejny odezwała się ta boląca strona jej duszy. Współczucie. I myśl, że jest winna. Zazwyczaj tak robiła. Mówiła coś głupiego i bez sensu. Robiła coś, co wydawało jej się na chwilę obecną najlepszym rozwiązaniem, a później żałowała. I robiła wszystko, by poczuć się lepiej, by chodź na chwilę zostać rozgrzeszoną.
- A co kochasz Greg? Przystanęła i oparła się o zimny beton. Odwrócił się do niej twarzą widząc co raz więcej zbierających się łez w jej oczach. Widział jak bardzo pragnęła to pohamować. I widział jak bardzo czuła się winna.
- Lisa.. Ja. - zaciął się, spojrzał na nią z tą miłością, która w nim siedziała przez te wszystkie lata. Spojrzał na nią z tęsknotą i pożądaniem. - Ja.. Wiem, że to spieprzyłem. Ale Ty też to spieprzyłaś. Rozumiem. Staram się zrozumieć. Tylko. Oh! Nie ważne. Mimowolnie uciekł wzrokiem na dół. Bał się spojrzeć w jej piękne, wielkie zielone oczy.
- Powiedz. Postawiła krok w jego stronę i wyciągnęła rękę pragnąc dotknąć jego marynarki, jednak zamarła wiedząc, że to może go w jakiś sposób odstraszyć.
- Okej. Nie ma nas. Nic nas nie łączy. Nie jesteśmy już razem. Ja po prostu nie wiem, czy jestem w stanie z Tobą normalnie rozmawiać, pracować. Nie umiem na Ciebie nie patrzeć i nie widzieć tego, co widzę, co czułem. A mówiąc o tym, że nie chcę robić kłopotu temu co kocham. Miałem na myśli Ciebie. Nie potrafię. Ale też nie rozumiem tego co robisz. Przychodzisz, wychodzisz. Całujesz mnie, a po chwili już Ciebie nie ma! Wiem, że mnie nie kochasz, zostawiłaś mnie, bo już chciałaś zrobić to wcześniej. Ale ten wygłup z vicodinem, to była jedyna wymówka na jaką było Cię stać. Nie oczekuj ode mnie niczego więcej. Sprawa wyjaśniona. I przestań się bawić w kotka i myszkę. Bo te zagrywki.. Twoje gierki źle na mnie działają, a nie chcę robić czegoś, czego później będę żałował. Czego Ty będziesz żałowała, czego może i na obecną chwilę chcesz - pożądasz, pragniesz. Ale wiem, że będziesz tego żałowała, tak jak ja. Ja już..
- House.. przerwała mu i spojrzała na niego wymownie. Pocałuj mnie.
- Ty chyba sobie jakieś jaja robisz!! -krzyknął po jej chorej odpowiedzi, chociaż nie marzył o niczym innym jak o jej słodkich ustach.
- Nie jesteś żadnym kłopotem. I to nie prawda, że Ciebie nie kocham. To ja ciągle myślałam, że masz mnie dość. A to co zrobiłam. Jest niewybaczalne i..
I zaczął padać deszcz. Tak natychmiastowo. Jak gdyby nie mógł znieść ich życiowego błędu. House szybko popchnął ją na ścianę starego budynku, by nie musiała moknąć. Nie spuszczał dłoni z jej ramion. W jego głowie huczały niczym echo przed chwilą wypowiedziane słowa z jej słodkich ust. I to nie prawda, że Ciebie nie kocham.. Przysunął się po chwili, unikając deszczu, który zepsuł cały spacer. Stali naprzeciwko siebie. Oko w oko. Ona przykłuta do ściany przez jego żelazny uścisk, on twarzą twarz z tym co kochał najbardziej. Stali tak długo w ciszy, wpatrując się w siebie. W swoje oczy, w usta. Oboje nasłuchiwali pięknej kompozycji jaką ofiarowała im pogoda. Świat zamarł. Stawał się mało istotny. Po chwili wszystko zaczęło wirować i liczyła się tylko Lisa. A dla niej tylko Greg. Bo w tym wszystkim przecież najważniejsza była ich obecność, bliskość. Nie mogąc wytrzymać ciążącego napiecia, przysunął się do jej twarzy. Oddychając głęboko uczył się jej zapachu na pamięć. Był tak blisko. A ona tak bardzo pragnęła, by w końcu ich usta się spotkały. Przedłużał tą chwilę tak jak potrafił najbardziej. Zachowywał się jakby to miał być ich pierwszy pocałunek, niezdarny, leniwy. Zachowywał się jakby to była najważniejsza chwila, przed tym zanim pozna jej usta. A ona czekała. Zakłopotana, niczym nastolatka. Czekała na jego ruch. Delikatnie musnęła jego koszulę palcami, dając do zrozumienia, że to on musi podjąć się tego co zamierza zrobić. Ich twarze dzieliły milimetry. Nie dotykając się w zupełności, przez cały ten czas prowadzili niemy dialog oczami. Niemal kochali się wzrokiem. Już chciała coś powiedzieć, gdy ten przycisnął mokry palec na jej usta. Zamarła. Zdjął palec, a ona oblizała wargi, poznając smak słodkiej uczty z nieba. Spojrzał na jej usta i jak najwolniej potrafił zaczął przykładać swoje, do jej ust. Pocałował ją. Tak lekko. Delikatnie. Niczym motyle skrzydła. Była taka słodka! Pragnął scałować ją całą. Każdy zakamarek jej ust. Pragnął by należały tylko do niego. Ona zaś nie mogąc znieść tych ślimaczych ruchów oddałaby wszystko, by całowali się głęboko, tak jak w najpiękniejszych snach, związanych z jego osobą. Pragnęła, by już nic nigdy ich nie rozdzieliło. Złożył jeszcze kilka miękkich pocałunków i oderwał się od niej tak bardzo żałując, że musi zrobić przerwę. W jej oczach onalazł strach. Natychmiast przyciągnęła go do siebie, by nikt i nic nie mógł ich od siebie oddzielić. Dotykali się. Ich ciała były niemal jednym. Tak blisko siebie. Odszukała jego usta. A on nie czekając ani sekundy dłużej wpił się w jej słodkości. Całował jej usta do bólu, aż do momentu w którym je uchyliła, pozwalając by wszedł językiem do środka. Słodkie życie. To było najlepsze określenie, tego co się teraz działo. Tak bardzo na nią napierał. Czuła jak z każdym pocałunkiem jest jeszcze bardziej podniecony, chociaż ona też nie potrafiła powstrzymać pożądania. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje pod jego dotykiem, smakiem. Tak był rozkoszny. Całowali się jeszcze długo. Już nie zwracając uwagi na deszcz, skąpani i cali mokrzy. Stali tak w strugach deszczu nie odrywając od siebie ust. Ubrania z każdą chwilą stawały się co raz bardziej mokre, przez co przyklejały się do ich ciał, dając im jeszcze większy komfort - zmniejszając granicę odległości stęsknionych ciał. Przyciskał ją co raz to mocniej do ściany. Tak bardzo nie chciał jej stracić. Gdy oderwał od niej usta, ona spojrzała na niego z politowaniem.
- Nie rób tego.. wymówiła błagalnym tonem. - Nie odchodź.
Kiedy usłyszał tak dźwięcznie wypowiedziane słow, niemal szeptem nie mógł się nie powstrzymać i zaczął muskać jej szyję. Jej dłonie i palce wiły się, błądziły w jego już niemal siwych włosach. On nie będąc jej dłużny, trzymał ją w talii tak, by nie musiał rozstawać się z jej ciałem ani na chwilę. Czuła jak rośnie w nim pożądanie, gdy ukradkiem spoglądał na jej opadającą i podnoszącą sie na nowo klatkę piersiową. Schodził pocałunkami co raz niżej i niżej. Złapała jego twarz w dłonie i cisnęła niczym grad w jego usta soczystym i bardzo jednoznacznym całusem. Przeradzającym się w co raz to głębszy i głębszy. Masował jej pośladki. Napawał się tym, na co najczęściej zwracał uwagę w szpitalu, gdy przechodziła obok niego. Zaciskał palce, rozluźniał uścisk by na nowo móc rozładować swój ból i żal. Miała wrażenie, że zaraz eksploduje. Jak tak można? Doprowadzał ją do czystego szaleństwa. Wybuch ekstazy. Ona zaś była jego najlepszą odmianą narkotyku. Podgryzał jej usta w przerwach, gdy musieli złapać głębszy oddech. Słyszał jak cicho pojękiwała, starając się powstrzymać krzyk, gdy dotykał jej pośladków w tak wyzywający sposób..
- Błagam.. chodźmy do domu. Wymruczała prosto do jego ucha.
- Co tylko chcesz.. moja bogini. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. O pani!
Pocałował ją jeszcze raz, jak gdyby na pożegnanie, złapał ją za rękę i wybiegli, na tyle na ile mu noga pozwalała na przeciwko kurtyny deszczu. Przyciągnął ją jeszcze raz do siebie i pocałował jej usta smakując, jakie połączenie daje z nią deszcz. Strugi deszczu ściekały im z ubrań, z warg, tańczących w tym samym rytmie.
- Dobrze, że nie wybraliśmy się gdzieś dalej. Moje napięcie w spodniach większego dystansu, by nie wytrzymało.
Otworzył przed nią drzwi klatki i weszli do środka. Stanęli przy drzwiach. Oparła się by złapać oddech, by trochę się uspokoić i zapanować nad tym co wydarzyło się przed chwilą. Starała się uspokoić szalejące serce, które miała prawie, że w gardle. Nie czekając aż coś powie, znowu złożył mokry pocałunek na jej włosach, pieszcząc jej plecy i w tym samym czasie szukając klucza.
- Otwarte. - wymamrotał wprost w jej usta.
- Doskonale potrafisz uciszyć moją niecierpliwość.
Błagam, nie bijcie..
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Blanka. dnia Czw 18:26, 29 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
blackzone
Internista
Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:13, 29 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Hej Blanka Ja ciągle tu jestem, nawet, gdy mnie nie ma
Pierwszy raz to powiem, ale to niesamowite. House'a i Cuddy już nie ma. A my nadal o nich piszemy. Oni nadal żyją. I będą żyć dopóty, dopóki my o nich nie zapomnimy. A nie zapomnimy, prawda?
BŁAGAM?! To było C U D O W N E
Jak najszybciej kolejną część, jak najszybciej kolejną część proszę, teraz ja błagam PLIS
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanka.
Pacjent
Dołączył: 20 Kwi 2011
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:20, 29 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
A no witam serdecznie blackzone ! Cieszę się bardzo. Na prawdę się cieszę, że jesteś. Pewnie, że nie zapomnimy! Tylko szkoda, że to co tu piszemy, nie może być prawdą - szkoda, że nie ma ich razem. Ale tak jak mówisz - oni żyją. Żyją w naszych huddzinkowych sercach Cieszę się, że są osoby, które tak jak ja - nie zapominają. I żyją tym 7 sezonem
Postaram się coś naskrobać. Tylko nie wiem czy jeszcze ktoś chce to czytać.. Hej, blackzone, a może Ty napiszesz jakiegoś ficka? Pozdrawiam ciepło!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
nusiek94
Pacjent
Dołączył: 07 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:58, 29 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
czekam, czekam, czekam na kolejną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|