|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Coccinella
Stomatolog
Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szpital Psychiatryczny Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:48, 17 Paź 2009 Temat postu: Dramaturka. [M] |
|
|
<i> Napisałam to w nocy.
O ile pierwsza połowa jest utrzymana w tonacji pół żartem, pół serio, to druga jest całkowicie poważna. Liczę na wasze komentarze, a najbardziej na te szczere do bólu. </i>
Dramaturka.
- Tato! – krzyczała z całych sił młoda dziewczyna. – Tatooo!
- Co?! – dobiegł z kuchni kobiecy głos.
- Mamo! Gdzie tata? – wykrzyczała stojąc na schodach.
- Cooo?! – powtórzyła kobieta.
- Pytam, gdzie tata! – odpowiedziała dziewczyna przekraczając tym samym zdrową granicę decybeli.
- Sprawdź w ogrodzie! – odkrzyknęła jeszcze głośniej matka.
- Rany! Musicie się tak drzeć? – ryknęła z pokoju na górze następna dziewczyna. – Próbuję się uczyć!
- Gdzie mamo? – nie dosłyszała odpowiedzi.
- Aaa! – straciła cierpliwość najmłodsza z sióstr zajmująca się akurat porządkowaniem garderoby. – Rejcz*! Ojciec jest w ogroooodzie! – krzyknęła na całe gardło.
Dom był istotnie duży. Nie tak jak boisko do gry w piłkę czy biblioteka miejska, ale dla pięcioosobowej rodziny i psa, miejsca było aż nadto. Cały front dwupiętrowego budynku ze spadzistym dachem pomalowany został na ciepły, kremowy kolor, zastępowany w niektórych miejscach drewnianymi wstawkami tworzącymi obramowanie dla drzwi i okien. Do garażu, schronienia dla nieużywanego od dawna motoru i ekonomicznego wozu, prowadził wyłożony kamieniami podjazd. Całości dopełniał średniej wielkości ogród otaczający budynek ze wszystkich stron. Posiadłość ogrodzono białym płotkiem, na tyle wysokim, żeby chronił małe dzieci przed eskapadami na spokojną o tej porze ulicę, oraz powstrzymywał psy, które po kilku chwilach spędzonych w tym domu nabierały niepokojącej ochoty na skosztowanie mięcha z listonoszowych zadków. Starannie wykoszony trawnik zdążyło już przyozdobić kilka klonowych liści przywianych z ogrodu sąsiada.
Na stopniu prowadzącym do drzwi widniało pięć odciśniętych w betonie śladów dłoni.
- Tutaj jesteś tato! – zawołała rozpromieniona dziewczyna do starca pochylonego nad workiem wypełniony brązową breją.
Mężczyzna podskoczył jak poparzony i czym prędzej ukrył podejrzaną reklamówkę za plecami.
Greg House nie przyjmował do wiadomości że ma już sześćdziesiąt trzy lata. Jeszcze jakiś czas temu pewny był swego. „Wszyscy kłamią” – powtarzał. Przekonał się jednak, że to nieprawda. Natura, tak jak jego małżonka jest szczera do bólu i grzmoci po kościach. Przybyło mu sporo zmarszczek, a na głowie nie można było doszukać się ani jednego włosa w jego naturalnym kolorze, choć w sumie od jakiś pięciu lat za swój naturalny kolor uważał już siwiznę. Mimo tych oczywistych zmian dotyczących procesu starzenia się, wciąż w jego twarzy można było doszukać się bystrego spojrzenia przenikliwych oczu, teraz przyozdobionych okularami w cienkiej oprawce. Bruzda na czole przyjęła kształt Rowu Atakamskiego**, a okiełznane niegdyś brwi tworzyły teraz imitację grzywki.
Zmiany zewnętrzne zdawały się ziarenkiem piasku tonącym gdzieś niezauważonym przez rozległą pustynie, nie… raczej piaskownicę doświadczeń wewnętrznych. Małe rozwrzeszczane przylepy wołające „weź mnie!”, „jeść”, „ o-oł, kupa” naprawdę zmieniają u człowieka podejście do życia. Oczywiście, nie od razu pojawiły się dzieci. W naturze obowiązują przecież pewne zasady i aby powstały małe przylepki, najpierw ogier, samiec alfa, łamane przez House, musiał znaleźć płodną samicę przylepę, którą ku uciesze wszystkich znajomych w tym naczelnego samca plotkarza – Wilsona, okazała się Cuddy.
Nigdy nie zapomni jak się „spiknęli”. Dosłownie, spiknęli. Bo czy można nagłe olśnienie nazwać – długotrwałym procesem przyczynowo skutkowym, kończącym się przewidywalną wymianą doznań, uczuć, emocji, która z kolei kończy się wizytą w domostwie wybranego partnera i rozeznaniem w strukturze i wytrzymałości materaca pod naporem? No dobra, teoretycznie można, ale w przypadku państwa House sprawa odbyła się w tempie londyńskiego metra, a ich zachowanie nie było tak przewidywalne.
Pewnego listopadowego dnia, ponad dwadzieścia lat temu, kiedy deszcz zacinał bardziej niż tępa maszynka przy goleniu, w Princeton Plainsboro Teaching Hospital zgasło światło. Do dziś nie wiadomo dlaczego, ale w kręgach rodziny House’ów i Wilsonów uważa się to za sprawkę ręki opatrzności. Lisa i Greg byli właśnie w trakcie zaciętej dyskusji na temat rezonansu magnetycznego i jego ewentualnego użycia na pacjencie z metalową płytką wwierconą w korzeń zęba. House był oczywiście za, twierdząc „ Czym jest ząb, ból i krew w porównaniu z życiem?”. Wachlarz argumentów Cuddy był znacznie bardziej rozbudowany i popartym racjonalnym rozumowaniem, mimo to od dziesięciu minut kłócili się jak dwójka zerówkowiczów w kolejce do toalety bez przegródek. Wtedy zgasło światło, a Cuddy kierując się do drzwi uderzyła piszczelą o kant krzesła i upadła z bólu. House pragnąc jej pomóc, potknął się o własną laskę i tylko ją przygniótł. Wtedy zaczęła jęczeć z bólu, a on uznał, że jak już jęczy, to niech pojęczy też z innych powodów i zaczął ją całować. Nie pozostała mu dłużna i dziesięć minut później stanik Lisy zahaczył się o klamkę, co dla inteligentnego człowieka równoznaczne było z „nie przeszkadzać”.
Kilkanaście miesięcy później, jak to bywa na lekcjach historii przy ścieraniu tekstu, pękła im gumka. Na szczęście na lekcjach nie skutkuje to tym samym czym skutkuje w dorosłym życiu – ciążą. Lisa ucieszyła się, tym bardziej, że na jej palcu już od pewnego czasu błyszczał pierścionek usidlający, jak zwykł nazywać go diagnosta, a on sam nie był tak załamany jak można by przypuszczać. W głębi duszy się cieszył. Mieli już co prawda półtoraroczną Rachel którą pokochał ponad życie, ale po cichu liczył że kiedyś doczeka się potomka z własnej krwi, najlepiej syna.
Lisa urodziła dwie dziewczynki.
I tak oto House wylądował w pięknym domu na przedmieściu New Jersey otoczony czterema kobietami, tworząc w domu razem z Jimsem, trzynogim psem ze schroniska, testosteronową mniejszość. Ale wiecie, kurcze co? Był szczęśliwy.
- Tato, pomóż mi – poprosiła Rachel wskazując na dwie sukienki trzymane w dłoni. – Tak męskim okiem. Dzisiaj będzie też Matthew.
„No tak, przyprowadza go”, skojarzył House. Upewnił się, że Rachel nie spogląda na worek i przyjrzał się sukienkom. Burgundowa - doskonale pasująca do jej jasnej karnacji i blond włosów, oraz granatowa - miała zdecydowanie za duży dekolt.
- Ubierz burgundową – doradził.
- No to granatowa! – ucieszyła się Rachel.
- Co? – Greg wydawał się trochę zbity z tropu.
- Tato… jeśli chodzi o ubrania – zrobiła krótką pauzę – jesteś modową porażką.
House naburmuszył się.
- Oj tato – Rachel uśmiechnęła się promiennie. – I tak cię kocham!
Greg odwzajemnił uśmiech i zapomniał o reklamówce spoczywającej w dłoni.
- Co tam masz? – zapytała.
- Nic! – odpowiedział gwałtownie.
- Widziałam! – szybko chwyciła worek. – Fuuuj! Zbierasz kupy Jimsa?!
House uśmiechnął się złośliwie.
- To dla McPusky’ego – wskazał głową na dom sąsiada. – Ile można prosić o sprzątnięcie liści?
Rachel pokręciła głową i pobiegła do domu pomagać w przygotowaniach, a House podążył za nią, pragnąc spędzić trochę czasu z rodziną.
Odkąd Rejcz wyjechała na studia, a po niej Connie i Alice, w domu zrobiło się pusto. Co prawda, miał teraz mnóstwo czasu dla Lisy, ale bez dzieci miejsce straciło tą radosną i żywą atmosferę, może nie całkiem, bo w każdym kącie czaiły się wspomnienia.
Przy tej komodzie Alice postawiła pierwszy krok. Tu, przed kominkiem siadali całą rodziną i opowiadali sobie nawzajem wymyślone bajki, przy czym opowieści House’a kwalifikowały się pod kategorię thrillery medyczne. Może dlatego Rachel wybrała medycynę. Na kolorowych kafelkach w łazience Connie wybiła sobie mleczną jedynkę.
Wszędzie stały ramki z fotografiami.
Wszedł po cichu do kuchni i chwilę przyglądał się nucącej przy gotowaniu Lisie. Jej falujące, związane w kitkę włosy, kołysały się każdy w inną stronę. Podszedł po cichu i złapał ją w pasie. Przestraszona podskoczyła.
- Greg – uśmiechnęła się.
Pocałował ją w policzek.
- Co masz dla mnie dobrego?
- Niespodzianka.
- Co roku to samo… - westchnął.
- Idź się przebrać na górę – poleciła. - Niedługo goście zaczną się schodzić.
- Skoro to nasza dwudziesta rocznica ślubu… to znaczy, że mogę wyciągnąć Burbona Special Edition na wyjątkowe okazje?
Lisa stęknęła.
- I znowu skończycie nieprzytomni w garażu? – Zmierzyła go wzrokiem. – Ok, ale nie przesadzajcie.
Godzinę później cała rodzina znalazła się w obszernej jadalni. Connie zapaliła świeczki, Alice pomagała nakrywać do stołu. Rachel jeszcze się szykowała. Greg rozsiadł się w wygodnie na fotelu i włączył kanał sport.
- Greg – przeciągle zawołała go Lisa.
Stała w progu w zmysłowej rubinowej sukience. Z wiekiem nie straciła zamiłowania do dużych dekoltów, chociaż niezaprzeczalnie były teraz o wiele skromniejsze. Srebrne włosy rozsypywały się jej na ramiona. Uśmiechała się, a zmarszczki wokół oczu pogłębiły się. Był to jeden z jej najpiękniejszych uśmiechów. Wtedy odezwał się dzwonek do drzwi.
- Już są! – zawołała z przejęciem. – Greg chodź tu do mnie!
Sięgnął po laskę i skierował się w stronę drzwi.
Najpierw pojawili się Wilson i Andy***, tak jak obiecywali. Przynieśli butelkę najlepszego szampana i bukiet kwiatów dla pani domu.
- Wszystkiego najlepszego staruszku! – zawołał Wilson i serdecznie uściskał przyjaciela.
Po nich przybyli Cameron i Chase, a za nimi Matthew ku ogromnej uciesze Rachel.
Na koniec, lekko spóźniony pojawił się Eric z bukietem czerwonych róż.
- Sto lat! – zawołał. Na palcu wciąż nosił obrączkę, choć od śmierci Remy minęło już dziesięć lat.
Przyjaźnili się. Może nie była to najgorętsza, najwspanialsza przyjaźń, pełna poświęceń, ale od kiedy Cuddy zrezygnowała z funkcji dziekana, poświęcając się opiece nad dziećmi, ich stosunki znacznie się ociepliły. Cameron od czasu do czasu wpadała z najświeższymi nowinkami z PPTH, Foreman – nowy szef diagnostyki, od kiedy House przeszedł na emeryturę, nie wytrzymał tygodnia bez konsultacji.
Jeśli chodzi o Wilsona, niewiele się zmieniło. Nadal był najlepszym przyjacielem House’a, pokerową ofermą i uczynnym człowiekiem.
Wszyscy zasiedli do stołu po wcześniejszym odśpiewaniu „sto lat” i wzniesieniu toastu za zdrowie państwa House. Potem przyszedł czas na kolację i popisy kulinarne pani domu.
- Jezu… Lisa – zaczął Wilson z pełną buzią. – To najlepsze krewetki jakie w życiu jadłem!
Andy szturchnęła go w bok robiąc obrażoną minę.
- To znaczy, prawie najlepsze – uśmiechnął się do żony.
- Jak tam Lizzy? – Cuddy była ciekawa jak ma się terapia odwykowa jego córki.
- Dobrze… - oznajmił Wilson. – Płód rozwija się prawidłowo, powinna wyjść za jakiś miesiąc.
No tak, Lizzy była w ciąży, zaznaczmy, że nie do końca wiadomo z kim. Spokojna natura Wilsona nie wpłynęła dobrze na wychowanie dzieci. Może, gdyby był bardziej stanowczy Charlie – ich młodszy syn, nie wylądowałby w pudle. Ale to już inna historia.
Po jakiś piętnastu minutach i trzech głębszych kieliszkach rozpoczęła się ożywiona dyskusja na temat życia miłosnego pracowników PPTH, zacząwszy od otyłej salowej skończywszy na ordynatorze kardiologii. Matthew, chłopak Rachel również włączył się do dyskusji, chociaż o żadnej z wymienionych osób nie słyszał nigdy wcześniej.
- Hahaha –roześmiał się Matt. – To dopiero numer! A u mnie na uniwersytecie…
Greg nie wytrzymał.
- Matt, oszczędź nam wywodów na temat romansów na twoim wydziale – oznajmił.
- Tatoo! – zirytowała się Rachel.
Spojrzał na naburmuszoną córkę.
- Ok. w porządku, przepraszam. Z miłą chęcią posłucham jak dziekan bzyka uczennicę.
Wilson nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. A Matthew mimo dwuznacznego pozwolenia, zawstydzony, nie odezwał się do końca wieczoru już ani razu.
Rozmawiali też o dzieciach Cam i Chase’a. House mimo najszczerszych chęci nie mógł powstrzymać się przed zawstydzeniem Rachel opowiadając o swoich pociechach i ich przykrych wpadkach. Burbon Special Edition i dwa szampany zostały bezlitośnie opróżnione, choć House wypił najwyżej kieliszek. Podejrzewał, że to sprawka Foremana, i jego podejrzanego pociągu do drogich trunków.
Gdy wybiła 23.00 wszyscy pożegnali się. Rachel, Matt i bliźniaczki spieszyli się na samolot do Nowego Jorku, gdzie nazajutrz, załamaną Alice czekał egzamin semestralny. Wilson i Andy byli na tyle uprzejmi i zajęli się holowaniem lekko chwiejącego się Foremana do domu.
Lisa była w trakcie sprzątania ze stołu, kiedy z salonu dobiegło ją delikatne brzmienie jej ulubionej melodii „kołysanki Cudless”. Uśmiechnęła się do siebie i stanęła w progu obserwując jego zatopioną w mroku sylwetkę pochylającą się na instrumentem. Blask trzaskającego wesoło kominka zapewniał odrobinę światła. Podeszła do ognia i usiadła na dywanie - puszystym dywanie, tym samym, na którym siadali wspólnie z dziećmi w wigilijne wieczory.
Podparła się łokciami i kołysała głową w rytm melodii. Magiczna piosenka dobiegła końca. Ostatni dźwięk niósł się spokojnie po całym pomieszczeniu. Greg również zasiadł przed kominkiem. Trwali tak chwilę objęci, nieobecni dla nikogo innego oprócz siebie.
- Cieszę się, że nic im nie powiedzieliśmy – zaczęła cicho Lisa. - Życie z widmem zbliżającej się śmierci jest gorsze, niż sama śmierć. Nie chcę, żeby cierpiały.
- I tak będą cierpieć – smutno oznajmił mężczyzna.
- Wiem Greg… Ale to dopiero za pół roku. Zostało nam jeszcze pół roku. Mamy dla siebie całe pół roku… - kładła nacisk na dwa ostatnie słowa.
- Lis… Nie wyobrażam sobie, jak mam dalej żyć. Bez ciebie… A pół roku, to dla mnie cholernie za mało – złożył na jej ustach pocałunek pełen ciepła, beznadziejnej tęsknoty za tym, co dopiero zniknie, czułości .
- Żałuję tylko jednego – westchnęła cicho. – Greg, mieliśmy dla siebie całe życie. Całe pieprzone życie Greg, a zrozumieliśmy to tak późno.
- Wiem Lis - zapatrzył się w ogień. – Kocham cię.
Oczy kobiety zaszły łzami.
- Śmierć to nie koniec – oznajmił pewnym tonem głaszcząc jej rękę.
- Nie masz pewności..
- Mam Cudless, mam.
<i> Nie musiała rozumieć sensu życia, wystarczyło spotkać Kogoś, kto go zna. A potem zasnąć w Jego ramionach jak dziecko, które wie, że ktoś silniejszy od niego chroni je przed wszelkim złem i niebezpieczeństwami. </i> ****
*Rachel – zdrobnienie zapisane fonetycznie.
** Rów Atakamski – rów oceaniczny we wschodniej części dna Oceanu Spokojnego.
*** Andy Asker. Dziewczyna Wilsona, więcej informacji o niej znaleźć można w Cfaniakach.
**** Cytat Paulo Coelho.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Coccinella dnia Sob 15:01, 17 Paź 2009, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:08, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Mimo, iż jestem totalną Hilsonką niektóre teksty Huddy urzekają mnie jak nic innego. Twój się do nich należy. Nie jestem wstanie opisac co najbardziej podobało mi się w twoim tekście, bo wzasadzie cały był genialny.
Coccinella napisał: | Pewnego listopadowego dnia, ponad dwadzieścia lat temu, kiedy deszcz zacinał bardziej niż tępa maszynka przy goleniu, w Princeton Plainsboro Teaching Hospital zgasło światło. Do dziś nie wiadomo dlaczego, ale w kręgach rodziny House’ów i Wilsonów uważa się to za sprawkę ręki opatrzności. |
Niezaprzeczalnie jeden z lepszych fragmentów tekstu, choc inne tez niczego sobie
Coccinella napisał: | - Ok. w porządku, przepraszam. Z miłą chęcią posłucham jak dziekan bzyka uczennicę. |
Typowy House. Jak widac z wiekiem nie stracił ani trochę ze swojego poczucia humoru.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marysiaaa
Proktolog
Dołączył: 08 Paź 2009
Posty: 3329
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Radom Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:28, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Żałuję tylko jednego – westchnęła cicho. – Greg, mieliśmy dla siebie całe życie. Całe pieprzone życie Greg, a zrozumieliśmy to tak późno. |
+ Foreman po śmierci 13
ej, popłakałam się, Cocci, to było cudowne, piękne, wzruszające, smutne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:44, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cocci
To opowiadanko tak mnie urzekło, jest w nim tyle piękna
Z jednej strony człowiek nie może przestać się śmiać
Cytat:
"I tak oto House wylądował w pięknym domu na przedmieściu New Jersey otoczony czterema kobietami, tworząc w domu razem z Jimsem, trzynogim psem ze schroniska, testosteronową mniejszość. Ale wiecie, kurcze co? Był szczęśliwy"
Kolejna perełka w Twoim wykonaniu.
Z drugiej strony widać, że to nie bajka, a prawdziwe życie. Nie wszystko jest tak, jak byśmy tego chcieli. Dzieci Wilsona, Remy i nasza Cuddy. Cóż piękny ujmujący fik. Chwytający za serce. Bardzo mi się podobał
Gratuluję
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:12, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Coccinella na początku popłakałam się ze śmiechu a doprowadził do tego taki tekst jak miedzy innymi ten
Cytat: | Kilkanaście miesięcy później, jak to bywa na lekcjach historii przy ścieraniu tekstu, pękła im gumka. |
Lecz później wzruszyłam się bo smutno tak jakoś się zrobiło jak doszłam do tego momentu
Cytat: | - Cieszę się, że nic im nie powiedzieliśmy – zaczęła cicho Lisa. - Życie z widmem zbliżającej się śmierci jest gorsze, niż sama śmierć. Nie chcę, żeby cierpiały. |
Biedna Cuddy miała tylko pół roku a House miał zostać sam.
Piękna miniaturka no ale co się dziwić w końcu ty ją napisałaś
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
monad
Stażysta
Dołączył: 04 Paź 2009
Posty: 343
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:48, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Normalnie miałam łzy w oczach ;-(
PRZEPIĘKNE....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
IloveNelo
Stomatolog
Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Caer a'Muirehen ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:04, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
nie wiem, co napisać.
Momentami wesołe, momentami smutne, wzruszające, genialne, piękne
Tylko pogratulować talentu!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coccinella
Stomatolog
Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szpital Psychiatryczny Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:52, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Ladys and gentlemans!
Choć w sumie tylko Ladys
Pięknie dziękuję za wasze oceny. Jestem naprawdę w szoku. Wiedziałam, że jest to nieco ckliwe, ale nie przypuszczałam, że może kogoś wzruszyć. Cieszę się, że dotrwaliście do końca moich przydługawych wywodów, a tym bardziej cieszę się, że je skomentowaliście.
Jakastam, Lisku, Marysiuu, Martusiu, IloveNelo, Monad Jesteście kochane, dziękuję
(Tak, w tym momencie subtelnie jak czołg sugeruję, że jeśli czytałeś, zostaw po sobie jakiś znak )
Pisanie dla was sprawia mi przyjemność, ogólnie pisanie czegokolwiek skutkuje tym samym. Ale tematyka Huddy powoli zaczyna mnie nudzić. Nie znaczy to oczywiście, że nie kocham już naszej 'idealnej' pary. Potraktujmy ten fik, jako mój ostatni.
Dziękuję Wam! Jesteście przezajebiści.
P.S. co do Cfaniaków, doczekają się kontynuacji, ale nie w najbliższym czasie i nie tutaj. Być może w innej czasoprzestrzeni. A skoro już myślę o takich rzeczach - czas spać. Macie pozdrowienia od irytującej łasicy!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Coccinella dnia Sob 23:53, 17 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
justykacz
Groke's smile
Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 47 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:55, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Swoim zwyczajem powinnam się do czegoś doczepić, ale odpuszczę. Fik taki inny, Huddy z mega innej perspektywy, no boskie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:38, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cocci WHY?
Nie, no, taki talent i takie nietuzinkowe pomysły jak Twoje. Fakt, że w Huddy mamy najwięcej tematów i powoli trudno zaskoczyć czymś oryginalnym, ale Tobie się zawsze udawało
Może faktycznie pora, aby przekazać pałeczkę świeżej krwi, dlatego tak się cieszę, że mamy tu tylu nowych twórców. Chociaż jak o mnie chodzi to zbyt kocham Huddy by przestać o nim pisać Mam nadzieję, że Ty również zmienisz zdanie, albo przynajmniej wrzucisz nam coś od czasu do czasu, jak wen cię najdzie. Masz naprawdę niesamowitą wyobraźnie i nieważne, gdzie i co tylko pisz
POozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marysiaaa
Proktolog
Dołączył: 08 Paź 2009
Posty: 3329
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Radom Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:41, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
ale...ale przecież... pisz jeszcze! dobra, to nie musi być Huddy...ale pisz! czytanie tego sprawia tyle radości...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martusia14
Internista
Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:48, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Potraktujmy ten fik, jako mój ostatni. |
Nie Cocci tylko nie to.Nie zostawiaj nas przecież ty masz dar do pisania.Proszę cię zastanów się nad tym jeszcze raz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Coccinella
Stomatolog
Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szpital Psychiatryczny Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:22, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Dziewczyny kochane,
nie przesadzajcie, bo aż zrobiło mi się głupio.
Przeczytałam prawdopodobnie wszystkie fiki Huddy z tego działu i nie tylko na tym forum. I znalazłam to czego szukałam, idealne zakończenie. Kilka mniej idealnych i całą masę przeciętnych w tym moich.
Przede wszystkim chodzi mi też o mój styl, który jeszcze muszę porządnie dopracować. Dla odmiany popiszę sobie do szuflady, albo i nie, ale coś o zupełnie innej tematyce.
Ale kto wie, może jeszcze kiedyś pomęczę Huddy.
W każdym razie, jesteście cudowne, że się tak o to troszczycie
Miec takich czytelników to naprawdę szczyt.
Ale to, że przestaję tu pisać wcale nie znaczy, że nie będę wpadać i krytykować waszych marnych wypocin! joke, ofkors.
P.S. Justykacz, dzięki .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|