|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Joolka
Student Medycyny
Dołączył: 17 Paź 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:18, 27 Cze 2010 Temat postu: Bo to nie zbrodnia, kochać go. [M] |
|
|
SPOILERY DO 7 SEZONU !
kategoria : Crack/Parody
Opis: Akcja zaczyna się podczas tzw. "poranka po". Wilson od razu węszy i niucha, House i Cuddy próbują za wszelką cenę utrzymać swój związek w sekrecie, nie pozbawiając się jednak przy tym dobrej zabawy. Najbardziej OOC jak tylko może być. Huddy pełną gębą z kucykami, uroczymi króliczkami i tęczą w tle czyli PARODIA! Dosłownie i w przenośni.
A/N : Fik powstały w wyniku pewnej rozmowy z moją kochaną Agatą Jak zwykle rozmawiałyśmy o ostatniej scenie 6x22 i wszystkich możliwych scenariuszach tego co się stało, po tym jak splotły się ich ręce i... zaczęło powstawać to! Ponieważ naczytałam się dosyć tych wszystkich pisanych na poważnie fików stwierdziłam, że można by potraktować temat kompletnie niepoważnie. Wykorzystałyśmy dostępne nam spoilery i tak House i Cuddy jedzą śniadanie w restauracji oraz jadą na plażę. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić przy czytaniu, tak jak my z Agatą dobrze bawiłyśmy się przy pisaniu.
Fik dedykujemy Aleksandrze G., jako pomysłodawczynię tekstu z biopsją jąder oraz a_capelli! (możesz przeczytać i tak już jesteś zespoilerowana ) Wiem, że mamy dwie rzucające się w oczy literówki, ale gdy wpisuję "D ANCING" bez spacji, wyskakuje mi ta emota: . Wiem, że trochę długie, ale jakbym wrzuciła to wcześniej i napisała, że "kolejna część niedługo," to pewnie byście się nie doczekali. Mamy również pełną świadomość jakości narracji i podkreślamy, że jest to zabieg celowy!
Same sobie zbetowałyśmy! A co!
To byłby piękny poranek - cienie tańczyły po pokoju, jasne strugi światła oświetlały twarz Cuddy, która, jak wtedy pomyślał House, zawsze wyglądała jak anioł. Poranek wymarzony wręcz na ten pierwszy, po dwudziestu latach bezsensownego czekania na siebie, gdyby nie…
- So jes do cholery… - wymamrotała Cuddy wyłaniając się spod kołdry, którą prawie całą zabrała House’owi. Ich uszu dobiegał hałas, który ku przerażeniu House'a i Cuddy nie mógłby być niczym innym jak odgłosem porannego wiercenia przy wykonywaniu domowych prac remontowych.
- Sąsiad mści się za wczorajszą noc - odpowiedział House, którego stan emocjonalny balansował gdzieś pomiędzy wszechogarniającym szczęściem, a dreszczami i falami gęsiej skórki powstałymi w wyniku braku kołdry. - Myślę też, że Wilson już wie, spokojnie mógł cię wczoraj usłyszeć, a mieszka tylko na drugim końcu miasta. Spojrzał na nią z zadowoleniem prawiczka, któremu udało się doprowadzić dziewczynę do mega orgazmu już w pierwszą noc.
- Tylko nie mów mi, że się ślinisz w poduszkę! - powiedział tym samym tonem, którego używał, kiedy, jeszcze w dawnych czasach, miał jej rzucić w twarz jakimś zawstydzającym szczególikiem z jej życia.
- Wcale się nie ślinię! - Lisa była wyraźnie oburzona. „Ślinię się na twój widok, już od jakiś trzech lat, bystrzachu” - pomyślała. - Nieważne. Jesteś dupkiem.
Nagle w hałas wiercenia wplótł się odgłos walenia do drzwi, co dało dość przyzwoity muzyczny efekt. - Och... Widzisz! Mówiłem, że wie! Udajemy, że nas nie ma. Trochę sobie podzwoni na domowy, potem na komórkę, potem będzie walił do drzwi i w końcu sobie pójdzie.
Wilson miał sobie tylko znane poczucie rytmu, w każdym razie House uznał, że brakuje jedynie Alviego do stworzenia utworu wszech czasów idealnego na „poranki po”…
- House. House! Wiem, że tam jesteś! Wszystko w porządku? House? - Pięć minut minęło, ale Wilson widocznie przyjechał taranem, bo nie dawał za wygraną.
- To co robimy? - zapytała Cuddy. - Martwi się o ciebie.
- Foreman to taka papla - House przewrócił oczami. - Optuję za tym, żeby ignorować go jeszcze chwilę, w sumie to nawet wiem, jak możemy sobie umilić czas… - powiedział House i przyciągnął Cuddy do siebie.
- House! - powiedziała Lisa udając opór. - No co? - podniósł swoją zmierzwioną czuprynę House.
- Musimy otworzyć te cholerne drzwi, zanim Wilson je wyrwie z zawiasów. - Daj spokój, aż tak mu nie zależy. Jego dbające o wszystko i o wszystkich jestestwo każe mu zaraz iść do pracy i niańczyć chore na raka superlaski, które potencjalnie można by przelecieć. - Wilson nie ustawał. Melodia "D ancing Queen” próbowała przedrzeć się przez odgłos wiercenia. Nagle została zastąpiona pierwszymi nutami „Bad romance” Lady Gagi. - No co, w końcu nam nie wyszło, prawda? - zaczęła tłumaczyć się Cuddy rzucając się na swój telefon. - Szit! Teraz się zorientuje! - krzyknęła Cuddy zduszonym głosem. Hałasy zza progu rosły coraz bardziej - Wilson chyba naprawdę zaczął wyłamywać drzwi. - Ten gostek działa mi na nerwy! - stwierdził wyraźnie podirytowany House. - Chowaj się do szafy! – powiedział wpychając Cuddy do środka właśnie w chwili, gdy Wilson przekroczył próg mieszkania. - House! Ciuchy! Komórka! - zdążyła szepnąć za nim Cuddy. House wrzucił ciuchy i telefon do szafy. - Ani mru mru! - wysyczał House rzucając się na łóżko.
- House! House! - krzyczał Wilson krążąc po mieszkaniu. - Co tu się stało do cholery? - zapytał, zauważywszy rozbite w wannie lustro. - House, wszystko w porządku? - Wilson stanął niebezpiecznie blisko szafy. Sytuacja wymagała wybitnych umiejętności aktorskich, jeden fałszywy ruch i wszystko wyszłoby na jaw, a tego House w tamtym momencie najbardziej na świecie nie chciał. Nie było nic bardziej satysfakcjonującego od pogrywania sobie z przyjacielem, szczególnie biorąc pod uwagę to, iż on nie powiedział mu o związku z Sam. Czuł się wręcz moralnie do tego zobowiązany.
- Wilson, idź stąd! Daj mi spać! - wymamrotał House w poduszkę.
- Obawiam się, że to trochę niemożliwe biorąc pod uwagę poziom hałasu w twoim mieszkaniu – zaoponował. „Szit! Czyżby świeżo rozkwitła miłość do Cuddy obniżyła mi IQ? ” – zastanawiał się House, do którego dotarła bezsensowność własnej wypowiedzi.
- Spoko, dałem kiedyś radę zasnąć słysząc idiotyczne szepty dobiegające z drugiego pokoju. I zauważyłem, że ten facet od wiertarki robi sobie przerwę co dziesięć minut i przez chwilę jest spokój, więc idź sobie stąd, albo powiedz mi to, co chcesz mi powiedzieć w te dwie minuty hałasu, które jeszcze zostały, albo jeszcze lepiej.. idź do niego i powiedz... a nie! Nieważne, zapomnij - powiedział House i próbował zakopać się w pościel jeszcze bardziej.
- Wziąłeś Vicodin! Dlatego jesteś taki dziwnie zadowolony i w ogóle nie przeszkadza ci to, że jakiś idiota napieprza wiertarką od ósmej rano! Widziałem cię tak już, House! Stan twojego porannego naćpania jest mi dobrze znany, a fiolka Vicodinu na podłodze w łazience wręcz krzyczy „Wziął mnie! Wziął mnie!”.
House nic nie odpowiedział. Alibi właśnie pojawiło się same. Widać jego umiejętności aktorskie i zdolność manipulacji były zawsze w pobliżu, gdy ich potrzebował.
- Skoro już to wydedukowałeś, Watson, to idź sobie! Małe dziewczynki z guzami czekają!
- Kluczyki do twojego motoru. Udało mi się go ściągnąć z Trenton. I twoja laska.
„Już jedną mam” - uśmiechnął się House, na myśl o schowanej w szafie Cuddy.
Wilson stał jeszcze przez chwilę. Nie zmartwił się za bardzo, że House ponownie wziął Vicodin - i tak przeczuwał, że to prędzej czy później się stanie - wiedział jednak, że House w jakiejś sprawie skłamał, nie wiedział tylko w jakiej.
- Ok... House. Zobaczymy się później. Skierował się do wyjścia, jednak dziwne przeczucie go nie opuszczało. „I tak ci nie ufam” - pomyślał Wilson, trzasnął drzwiami i schował się za wnęką. Zresztą zawsze chciał to zrobić. Takie marzenie małego chłopca oglądającego w dzieciństwie wszystkie filmy z Bondem. Stał tam i podsłuchiwał.
- Poszedł sobie? - zapytała Cuddy uchylając drzwi szafy.
- Schowaj się jeszcze. Sprawdzę - powiedział House. Już dawno nauczył się, że jeżeli chodzi o sprawdzanie, czy z nim wszystko w porządku, Wilson był małą przebiegłą szujką. Wziął laskę i zaczął obchodzić mieszkanie.
- Willlsssoooon! Naprawdę doceniam to, że tak się troszczysz, ale idź już sobie kochanieńki! Synek chce zostać sam! - krzyknął na całe mieszkanie House. Wilson wyłonił się za ściany. Czasem był taki przewidywalny.
- I tak ci nie ufam! - powiedział James obracając się w progu i mierząc w House’a palcem wskazującym. Kroki na schodach coraz bardziej się oddalały, aż w końcu dał się słyszeć odgłos drzwi od klatki schodowej. Cuddy podeszła do niego od tyłu i objęła go w pasie. - Poszedł sobie? - zapytała konspiracyjnym szeptem, by potem roześmiać się niczym licealistka, której udało się ukryć chłopaka w szafie. Kto go tam wie - powiedział House i popatrzył na nią swoimi szafirowymi oczami. Ich głębia przyprawiła Cuddy o dreszcze, a jej kiszki zaczęły z radości tańczyć, właściwie grać marsza. Może na weselnego było jeszcze trochę za wcześnie, ale na pewno na takiego, którego osobnik słyszy zmierzając do lodówki w poszukiwaniu jedzenia.
- Jesteś głodny? - zapytała troskliwie Lisa.
- Tak. Wyskoczymy gdzieś? - odparł Greg.
- Może trzeba by się gdzieś umyć przed jedzeniem, co? Mama Ci nie mówiła, że powinno się myć rączki? - zapytała Lisa.
- Nie za bardzo chce mi się sprzątać ten burdel z łazienki, Lisiaku-kociaku, ale znam pewne miejsce gdzie moglibyśmy się wypluskać do woli. Poza tym, jeżeli tam pojedziemy, od razu będziemy w pracy.
- W szpitalu? - zapytała Lisa unosząc lewą brew i patrząc na Grega uwodząco.
- Nie inaczej. Ryzykowne jak cholera, ale lubimy ryzyko prawda?
- Lubimy, Greczku–Ogóreczku - odgryzła się Lisa, składając na jego ustach namiętny pocałunek.
- Idź się ubierz. Wątpię, żeby wparowanie półnago przez główne drzwi było dobrym kamuflażem, a ja coś ci przyniosę - poszedł do szafy w korytarzu i spod stosów starych tenisówek wygrzebał wielkie, zakurzone pudło. Otworzył je i uśmiechnął się do siebie. Tak, wciąż tam był! I nawet lśnił czernią tak, jak kiedyś. Wyciągnął kask dla Cuddy i pokuśtykał z nim do sypialni.
- Łap - powiedział do niej, rzucając kask w jej kierunku.
Cuddy zawsze miała trudności z koordynacją, o czym dobrze wiedział, zatem nie zdziwił się za bardzo, gdy kask wylądował na podłodze. House’owi prawie udało się nie przewrócić oczami.
- Nie chcę, żeby coś Ci się stało, szefie. Jazda na motorze nie zawsze jest bezpieczna.
- Na.. motorze? - Lisa była troszkę zdezorientowana.
- Tak. Bierz kurtkę i wychodzimy. - House złapał za klamkę.
- Czekaj! Jesteś pewien, że Wilson nie waruje przed drzwiami? - złapała go za przegub, a House poczuł miłe ściskanie w dołku, gdy tylko jego receptory odebrały delikatne ciepło jej dłoni.
House wyściubił kawałek nosa przez próg, żeby zobaczyć czy Wilson się gdzieś nie czai, ale już nie było po nim śladu.
- Raczej czysto - powiedział, po czym przyciągnął Lisę do siebie. Składając na swoich ustach niezliczone pocałunki udało im się zejść na dół.
***
Nigdy przedtem nie jechała na motorze.
- Nigdy przedtem nie jechałam na motorze - prawie wyszeptała.
- Nie? - House był szczerze zdziwiony, ale zanotował ten fakt - każda zawstydzająca Cuddy informacja mogła się przecież przydać w negocjacjach o zgodę na zabieg. Wsiadł na motor. Objęła go mocno w pasie, on na chwilkę złapał ją ze ręce. Nawet przez kurtkę czuła ciepło jego ciała. House odpalił silnik i pojechali. Lisa prawie przez całą drogę miała zamknięte oczy. Jechał szybko, zdecydowanie za szybko, ale nie bała się, w końcu trzymała w ramionach miłość swojego życia, której bezgranicznie ufała. Poczuła jak wszystkie wątpliwości co do związku z House'em, które miała wczoraj jadąc do jego mieszkania przemijają z wiatrem, który smaga jej twarz. Była szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa.
House zatrzymał się jakieś dwieście metrów przed szpitalem.
- Dobra, teraz musimy być ekstra ostrożni, jeśli Wilson ma się dowiedzieć w sposób, w jaki chcemy, żeby się dowiedział. Idź do szpitala i zaczekaj na mnie na klatce schodowej na drugim piętrze, przy pediatrii.
- Ok... Nie mogę uwierzyć, że to robimy! - Cuddy zamknęła usta House w swoich, jednocześnie przerażona perspektywą nawet chwilowej rozłąki. Bała się, że to wszystko okaże się - tym razem dla niej - halucynacją. Zdawało się, że House czytał w jej myślach.
- Zaraz się widzimy - zapewnił.
„Miłość mojego życia” - pomyślał House, patrząc za nią maślanym wzrokiem. Nie minęła minuta, a on już tęsknił za dotykiem jej rąk na swoim torsie.
Cuddy wpadła do swojego gabinetu mimo, że nie stało się to tak szybko jak chciała. W lobby czaiła się bowiem Brenda, która zauważając, że jej przyjaciółka nie pojawiła się jeszcze w pracy, zaczęła się o nią poważnie martwić. Cuddy zdążyła jej szybko wytłumaczyć, żeby skasowała wszystkie jej spotkania na dzisiaj, wyciągnęła z szafy spodnie i bluzkę i sexy szpilki. „To mu się na pewno spodoba” - pomyślała z zadowoleniem. Wzięła wszystkie rzeczy pod pachę, po czym wyleciała z gabinetu jak strzała i pognała schodami na drugie piętro.
House już tam czekał.
- Hej - powiedział słodko, jakby dopiero pierwszy raz tego dnia się widzieli. Tęskniłem - wyszeptał jej do ucha.
- Ja też… - powiedziała Cuddy, po czym nadgryzła jego ucho.
- Mrrr… ktoś tu faktycznie jest głodny - House nie krył zadowolenia. - Poczekaj z tym trochę - jak już wcześniej tego dnia wychylił się, żeby zobaczyć czy ktoś się nie kręci po korytarzu.
- Czysto, Liss-Miss. Strefa wolna od Wilsona - powiedział wciągając ją pod prysznic i ściągając z niej ubranie…
***
Jak im się wydawało, byli sami w łazience. Stali pod prysznicem pośród gumowych kaczuszek Foremana we wszystkich kolorach. Facet nie był przecież rasistą i nie widział powodu, dlaczego miałby kupować tylko te żółte. Greg popatrzył głęboko w oczy Cuddy. Tylko to się dla niego liczyło. Te szare cudowne oczy, które tyle razy przez niego płakały, ale też się śmiały, które tyle razy krzyczały do jego oczu „kocham cię” a on chciał być na nie ślepy. Teraz widział w nich całkowite oddanie i niepodważalną pewność, że to on jest właśnie tym, na kogo czekała przez całe życie. Lisa z kolei patrząc w te jedyne, tak szafirowe oczy widziała niewysłowione szczęście. Cieszyła się, że to właśnie ona jest jego powodem. W tym momencie już nic nie było ważne, trwała tylko ta chwila, tylko oni. Stali tak prawie bez ruchu - Lisa obejmując Grega w pasie, ten lewą rękę trzymał na jej biodrze, a prawą gładził jej miękkie włosy, po których spływała gorąca woda. Fale szczęścia najwidoczniej oddziaływały na jego układ nerwowy, bo noga jakby przestała boleć. Nagle usłyszeli głos z silnie australijskim akcentem.
„Aww. Świetnie” - powiedziało Lisie spojrzenie Grega. Odpowiedziała mu spojrzeniem: „A czego się spodziewałeś? Jesteśmy w szpitalu, w którym są wszystkie twoje kaczuchy.”
- Hałz! Wszystko w porządku? - Chase zauważył laskę House’a opartą o ławkę pod szafkami.
- Tak, wszystko ok! - Odpowiedział House mając nadzieję, że Chase sobie pójdzie, jednak ten już odkręcał wodę.
- God, muszę umyć włosy. Ten kofeinowy pacjent totalnie je wykończył. W dodatku, jak na złość, odżywka mi się skończyła. Mógłbyś mi trochę pożyczyć? – zapytał naiwnie Chase.
- Czy ja wyglądam na takiego, który w ogóle wie, że coś takiego jak odżywka istnieje? - powiedział sarkastycznie House przewracając oczami i patrząc ze zniecierpliwieniem na piękne, gołe ciało pani administrator. - Pożycz od 13! - House’owi zależało tylko na tym, żeby Wombat się odczepił.
„Dobra, musisz teraz stąd spadać. Widać nie zauważył twoich ciuchów pod ławką” - powiedział Lisie wzrokiem House.
"Ok" - odpowiedziała ufnie spojrzeniem Cuddy. Greg podał jej jeden z białych ręczników, które wcześniej przewiesili sobie przez kabinę. Lisa owinęła nim swoje alabastrowe ciało pozwalając, żeby House jeszcze raz na nie spojrzał, po czym najszybciej jak mogła, czmychnęła z łazienki. Schowała się za winklem. Na szczęście na korytarzu nie było nikogo. Weszła do toalety, żeby się ubrać.
„Tego jeszcze nie było, dziekan medycyny lata po własnym szpitalu tylko w ręczniku!” - myśłała Cuddy zapinając sweter. „A, do diabła z zapinaniem! House i tak prędzej czy później go ze mnie zerwie” - pomyślała Cuddy i małe promyki szczęścia i miłości, które od około dwudziestu czterech godzin stały się obecne w jej życiu, zajaśniały w jej pięknych oczach.
***
Spotkali się tam, gdzie Greg wcześniej ją wysadził.
- Gdzie zjemy śniadanie? – zapytała wciąż dysząc Cuddy, kiedy już skończyli się całować tak, jakby chcieli sobie nawzajem poodgryzać usta.
- Niespodzianka, Lisku – House uśmiechnął się tajemniczo, po czym wziął chichoczącą Cuddy na ręce i posadził na motorze. Usiadł przed nią, objęła go w pasie. - Zamknij oczy.
- Dobrze, chociaż i tak nic nie widzę przez twoje szerokie bary – te słowa spowodowały, że House uśmiechnął się jednym z tych swoich pełnych zadowolenia uśmiechów.
Ruszyli. Lisa zaczęła myśleć o Rachel: „Jak się czuje? Czy niania dała jej masło orzechowe na śniadanie? Czy tęskni? No i jak zareaguje na House’a?” To była największa zagadka, ale postanowiła się nie martwić na zapas. Bądź co bądź, Greg miał raczej dobre relacje z dziećmi. Powiedziała niani, że być może będzie dzisiaj wieczorem. Czuła lekkie wyrzuty sumienia, w końcu była matką. Jednak w tamtej chwili nic innego nie miało dla niej znaczenia. Tylko jego wspaniała klatka piersiowa pod jej palcami, tylko to, że był z nią. Był blisko. … Nie, nie będzie się martwić. Raz w życiu ma szansę na zrobienie czegoś tylko dla siebie, musi ją wykorzystać.
House’owi, wydawało się, że ktoś ich śledzi. Być może były to po prostu zaczątki manii prześladowczej - teraz, gdy miał przy sobie Cuddy, bał się, że ktoś może mu ją ukraść, a czerwone volvo zdawało się podążać za nimi już od pierwszego skrzyżowania. House jednak szybko wyrzucił z głowy ten pomysł. „Co może się stać?” – pomyślał dotykając rąk Lisy. Powietrze owiewało ich twarze, czuli się wolni i szczęśliwi. Cuddy poczuła, że motor się zatrzymał. Rozluźniła uścisk wokół pasa.
- Mogę już otworzyć oczy? – zaśmiała się delikatnie, zdejmując kask z głowy.
- Proszę bardzo. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. W końcu przez ostatnie dziesięć lat, nie licząc nieudanych randek, jadałaś głównie w szpitalnej stołówce.
„Jak zwykle ma rację” – pomyślała w duchu Cuddy.
Weszli do uroczej, niewielkiej restauracji i zajęli stolik po prawej stronie.
Podczas posiłku rozmawiali, ale nie o ich związku. To nie było konieczne, bo przecież właściwie wszystko było jasne. Rozmawiali o zwykłych, codziennych sprawach – Greg narzekał na to, że Boston Celtics przegrali finał NBA z Lakersami, Lisa opowiadała o Rachel, potem House po raz enty wyraził swoją dezaprobatę w sprawie związku Wilsona z Sam, a Cuddy narzekała na to, że nie ma się w co ubrać na imprezę dobroczynną, która odbędzie się w przyszłym tygodniu. Na temat Lucasa milczeli.
- Ech, ale się zapchałam! Jutro obowiązkowo cztery godziny jogi zamiast dwóch – wyjęczała Lisa.
- Znam kilka innych sposobów na to, żebyś się zmęczyła – powiedział House z uśmieszkiem niewiniątka. Cuddy uderzyła go w głowę menu w drewnianej oprawie.
- To co teraz robimy? – zapytała.
- Tam jest toaleta, może mają prysznic? – zaczął się zastanawiać Greg, ale kolejne uderzenie w głowę przywróciło go do rzeczywistości. – Możemy jechać na plażę, co ty na to?
- Świetny pomysł, Greg! - Poczuł dziwne mrowienie gdzieś w okolicach serca. To był pierwszy raz od… House nie mógł sobie przypomnieć od kiedy, w każdym razie od bardzo długiego czasu, kiedy Lisa użyła jego imienia. Fala miłości do tej pięknej szarookiej brunetki, miłości, której nie musiał już się obawiać, zalała całe jego ciało, ból w nodze znowu zniknął.
- Wiesz, Wilson kiedyś powiedział mi, że nie jesteś substytutem Vicodinu. Ale chyba jesteś, zawsze, kiedy jestem przy tobie, noga mnie nie boli- powiedział House patrząc na piękną ciemnowłosą kobietę, która teraz już na zawsze będzie jego, dla której był w stanie zrobić wszystko.
- Wiem, ponieważ twoja twarz zawsze rozjaśnia się na mój widok i twoje oczy się śmieją - powiedziała Lisa składając na ustach Grega długi namiętny pocałunek.
- Tam nikt nam nie będzie przeszkadzał, poza tym dawno nie byłam nad morzem. – Lisa uśmiechnęła się. House zapłacił za śniadanie, co Cuddy, przypominając sobie niezliczone sytuacje ze szpitalnej stołówki, przyjęła z lekkim niedowierzaniem. Wyszli z restauracji trzymając się za ręce. Słońce było już wysoko na niebie, wiał lekki wietrzyk. Pogoda wręcz wymarzona na wycieczkę nad morze. Usiedli jeszcze na chwilę na ławce. Spojrzeli sobie głęboko w oczy i pocałowali się. Nie mogli uwierzyć, że jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu prze myśl by im nie przeszło, że będą tu dzisiaj ze sobą siedzieć. Wsiedli na motor i pojechali w kierunku morza.
***
Szli po ciepłym piasku trzymając się za ręce. Plaża była właściwie pusta, co bardzo im odpowiadało. Było im dobrze razem, nawet nie musieli wiele mówić. Ale w końcu ciekawość House’a okazała się silniejsza:
- Jak to było, że skończyłaś z tym idiotą?
- Nie powinieneś tak o nim mówić. Gdyby nie on, pewnie nigdy by do nas nie dotarło, że się kochamy – odparłą Cuddy. – W momencie, kiedy powiedziałam ci, że cię nie kocham, zrozumiałam, że jest zupełnie na odwrót. Zmieniłeś się, Greg, jesteś lepszym człowiekiem. Nie mogłam się dłużej oszukiwać i mydlić Lucasowi i sobie oczu. Pojechałam do domu i powiedziałam mu prosto z mostu, że nie mogę za niego wyjść. O dziwo, od razu zrozumiał, że to z twojego powodu, zebrał się i wyszedł. Chodź, siądziemy przy tych belkach, co?
- Ok. Noga zaczyna mnie boleć. Masz vicodin?
- No więc wyszedł – kontynuowała Lisa, kiedy już rzuciła House’owi kpiące spojrzenie i oparli się wygodnie o leżące pnie. – A ja szybko pojechałam do Ciebie. Na tyle, na ile go znam, nawet nie przyjdzie sam po swoje rzeczy, tylko przyśle kogoś innego.
- Ma szczęście. Jakby się do ciebie znowu zbliżył, zrobiłbym mu biopsję jąder.
Cuddy zaśmiała się perliście. Spojrzała na House’a i przytuliła się do niego. – Ale jestem szczęśliwa…
- Ja byłbym szczęśliwszy, gdybyś mnie teraz pocałowała. Stacy nie dorasta Ci pod tym względem do pięt. Pod żadnym innym zresztą też.
Rozległo się głośne ‘D ancing Queen’. Wilson znowu czegoś chciał.
- Czego? – House odebrał telefon.
- House, gdzie ty jesteś? Jak tylko Foreman zobaczył, że Cię nie ma, to stwierdził, że sam weźmie jakiś przypadek i wpadł w diagnostyczny szał! Teraz diagnozuje pacjenta, który krwawi ze wszystkich możliwych otworów ciała. A trombocyty są w normie! Ponadto silna arytmia. Podejrzewa Munschhausena. Przyjedź szybko, jesteś tu naprawdę potrzebny! Foreman już rozsiadł się przy twoim biurku i nawet podpisał swoim nazwiskiem twój czerwony kubek! I nie ma nawet Cuddy, żeby nad nim zapanować. Nie wiesz, gdzie może być? Lucas w ogóle nie odbiera telefonu.
- Munschhausena? Z takimi objawami opócz oczywistego krwawienia ze wszystkich stron? – House czuł, że Wilson coś kręci, żeby go podpuścić.
– Nie wiem gdzie jest Cuddy, zresztą co mnie to obchodzi? Zeszłej nocy powiedziała mi, że mnie nie kocha. Na razie, Wilson.- odłożył słuchawkę.
- Na czym to stanęliśmy? – spojrzał na Lisę.
Ujęła jego głowę w swoje ręce i pocałowała go tak, jak jeszcze nigdy. House czuł, że wszystkie poczwarki nienawiści: do Cuddy, za jej bezsensowną ucieczkę w związek z Lucasem, do siebie, że nie umiał zawalczyć o nią wtedy kiedy mógł i nie zaoszczędził sobie roku emocjonalnej mordęgi, przeistaczają się w jego brzuchu w motyle giganty. Cały się zarumienił i z nieukrywaną satysfakcją pomyślał, że Lisa jest jego i tylko jego, na zawsze
- Mój Greg… - powiedziała, odrywając od niego swoje usta i kierując wzrok, gdzieś daleko poza horyzont. . Jak mogłam być tak nierozsądna i w ogóle zadawać się z Lucasem? – pocałowała House’a znowu i oparła głowę na jego torsie.
- To nie było nierozsądne, tylko zwyczajnie głupie. – Objął ją ramieniem.
Siedzieli tak rozkoszując się widokiem i czując przenikającą ich miłość. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc uznali, że pora się zbierać. Ruszyli w kierunku motoru i wrócili do domu Cuddy.
- Zostaniesz na noc..? – zapytała niepewnie Lisa. – Proszę, zostań.
- Już nie muszę dzwonić do „‘Make a Wish’ Foundation”?
- Nie – Cuddy uśmiechnęła się, złapała Grega za rękę i pociągnęła go za sobą do sypialni.
***
Lisa obudziła się przepełniona szczęściem i wspomnieniem nocy. Chciała iść przygotować mu śniadanie. Obróciła się próbując wymacać na oślep jego nagie ciało, lecz jego miejsce w łóżku było puste. Zdziwiona poszła sprawdzić do pokoju Rachel, ale niespodzianki nie było – House nie bawił się z nią lalkami, tylko zniknął. Poćwiczyła jogę, wzięła prysznic, zostawiła Rachel pod opieką Mariny i pognała do pracy. Było dopiero po siódmej, ale po wczorajszym dniu miała pewnie mnóstwo zaległości. Szpital był jeszcze cichy i spokojny. Weszła do gabinetu, powiesiła płaszcz na wieszaku, spojrzała na biurko i z jej ust dał się słyszeć mały okrzyk zaskoczenia…
***
Greg właśnie czekał na windę nucąc „My Favourite Things”* - nieprawdą było, że nienawidził musicali, nie lubił tylko niektórych z nich - gdy Wilson pojawił się znikąd.
- Gdzie byłeś całą noc?- zapytał Wilson, tonem żony podejrzewającej swojego męża o zdradę.
- Nie twój interes, Wilson. Idź schodami.
- To jak wytłumaczysz to? - powiedział Wilson, rzucając w jego stronę czarny koronkowy stanik, który House złapał końcem swojej laski.
- Pewnie jednej z twoich kochanek. Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz z tymi deklaracjami o wierności. - powiedział House, nie dając po sobie poznać, że już od samego widoku rzeczy, która należała do Cuddy serce zaczęło mocniej mu bić i że jest zły na Wilsona, że ten przeszukiwał mu mieszkanie.
- Coś kręcisz. Role się odwróciły House! Teraz to ja będę drążył i mącił, aż się dowiem, o co tu chodzi. Coś przede mną ukrywasz… - powiedział Wilson z obłędem maniaka w oczach.
-Spałem z Cuddy - powiedział House. wWiedział ze Wilson i tak mu nie uwierzy, więc może pozwolić sobie na obszerniejszy komentarz. - I to dość efektownie, bo spodziewamy się trojaczków. Ślub za tydzień, wpadniesz? Nie mogę się doczekać, aż jej tyłek przestanie się mieścić w drzwi. - House zatarł ręce z zadowoleniem.
- Taaaa… a ja z Marią von Trapp.- odpowiedział Wilson.
- Boże, Wilson! Myślałem, że jesteś rakofilem, a nie nekrofilem. Ona jest jakoś z trzy razy starsza od Ciebie! - powiedział House wychodząc z windy i udając się do swojego gabinetu, żeby przepędzić z niego Foremana, który zdążył już sprzedać na ebay’u wszystkie jego piłki po niebotycznych cenach.
Wilson połknął haczyk. Stwierdził, że biorąc pod uwagę skłonności House’a do nierozmawiania otwarcie o rzeczach i osobach na których mu zależy, w życiu nie przyznałby się, do związku z Cuddy, ale ponieważ był człowiekiem honoru, ostanowił jednak dotrzymać obietnicy, czyli drążyć i mącić mimo wszystko.
***
Lisa nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na jej biurku leżała wielka, ciemnoczerwona róża. Nie było żadnego liściku, jednak wiedziała, że to od House’a.
Wydawało się jej nawet, że pachnie delikatnie jego kurtką. Kolejna fala szczęścia zalała jej ciało. To działo się naprawdę. To było prawdziwe. Ona i House. Nareszcie, po tylu latach. Uśmiechnęła się szeroko, wstawiła różę do wody i zabrała się do pracy.
***
Dni mijały i dla reszty świata wszystko wróciło do normy. Wilson jak zwykle siedział godzinami w swoim gabinecie odpisując na listy swoich fanów, Cuddy w przerwach pomiędzy spotkaniami z inwestorami przeglądała CKM’y i Men’s Health’y, a House zajmował się tym, w czym był najlepszy - mimo swojej miłości do Cuddy, nadal unikał przychodni oraz drzemał błogo w swoim fotelu wymęczony ganianiem za panią administrator po korytarzach PPTH. Uwielbiał ją oglądać w pracy- było coś niezwykłego w jej niesamowitej pewności siebie, w jej sprężystym kroku ograniczanym ciasną spódnicą. Uwielbiał ją oglądać szczęśliwą, a Lisa właśnie taka była, czego nie omieszkał nie zauważyć Wilson.
- Podekscytowana ślubem z Lucasem? - zagadnął Lisę James, gdy stał za nią w kolejce do kasy w szpitalnej stołówce.
- Tak, bardzo. Nie wiem tylko, jaką kolorystykę dekoracji powinniśmy wybrać. Myślałam o białym, ale piękne herbaciane róże, też wyglądałyby świetnie. Co myślisz? - zapytała Lisa, próbując kłamać jak najlepiej potrafiła, jednak wyraźnie zmieszała się na myśl o ślubie z Lucasem. Wilson zauważywszy to swoim detektywistycznym okiem, podążył za nią przysiadając się do jej stolika i dokładnie obserwował Lisę.
Jeżeli chodziło o jej wygląd, nic się nie zmieniło. Jej ciało nadal było idealne, delikatny naszyjnik zdobił jej piękną szyję, paznokcie były pomalowane i zadbane. Na stole leżała komórka, która zadzwoniła, jak tylko spoczęły na niej oczy Wilsona.
Sięgnęła łapczywie po telefon. Wiedziała, że to House.
„Tęsknię, tam gdzie ostatnio za 5 minut?G.” wyświetliło się na ekranie. Lisa zawahała się i ze szczerym zawodem odpisała „Nie mogę, Wilson waruje”
Lisa wahała się i z każdą chwilą coraz trudniej było się jej opanować, wiedziała, że jeśli House pisze smsy to znaczy, że naprawdę za nią tęskni. Nie mogła zostawić ukochanego w takim stanie. Jej wahanie i zniecierpliwienie z każdą chwilą rosło, w dodatku piosenka „I wanna run to you” Whitney Houston wydobywająca się z głośników wcale jej nie pomagała. Wiedziała, że jeśli tego odpowiednio nie rozegra wszystko się wyda. Nie myśleli jeszcze, w jaki sposób mieliby powiedzieć Wilsonowi, że są razem. Żaden pomysł nie wydawał się im odpowiednio dobry: ani ostentacyjny pocałunek w progu jego gabinetu, ani koszulki z napisem „Huddy love foreva’”, w których mogliby przyjść do pracy. Ostatecznie mogliby po prostu wejść do jego gabinetu i powiedzieć mu, że są razem, w końcu tyle lat próbował ich swatać, ale to byłoby po prostu nudne i mało upokarzające dla Wilsona. W dodatku ciężko było im się rozstać z codzienną dozą dreszczyku niepewności i emocji, która towarzyszyła ukrywaniu ich związku.
- Więc co z tymi kwiatami? - zapytała niecierpliwie, bębniąc obcasem o podłogę tak mocno, że cały stół przy którym siedzieli trząsł się nieznacznie.
- Nie wiem, a pytałaś Lucasa? - Wilson grał na zwłokę, jego plan działał. Właśnie przekonał się, że wszystkie jego przypuszczenia okazały się być prawdziwe. Cuddy wyraźnie też coś ukrywała, a sms, którego sam wysłał do Cuddy pod stołem z telefonu House’a wyraźnie wyprowadził ją z równowagi, co oznaczało, że tak- House był z Cuddy, w dodatku uprawiali seks w szpitalu. Lisa pospiesznie skończyła swoją sałatkę i poderwała się ze swojego miejsca, nie mogąc czekać już dłużej.
-Muszę iść - praktycznie wykrzyczała mu przez ramię, po czym wrzuciła puste opakowanie po sałatce do kosza i pospiesznym krokiem udała się w kierunku drzwi.
Wilson ruszył za nią.
***
Schowek na szczotki, notabene jedyny schowek na szczotki w szpitalu, owszem znajdował się na trzecim piętrze w oddziale pediatrii, ale dotarcie tam zajmowało jakieś dziesięć minut i było dość wyczerpujące dodając fakt, że windy w całym szpitalu były zepsute. Cuddy szła tak szybko jak tylko pozwalały jej na to dwunastocentymetrowe szpilki i wyjątkowo wąska spódnica, którą House tak lubił z niej zdzierać, ale i tak za szybko jak dla pozbawionego kondycji onkologa. Owszem związek z Sam wymagał pewnej kondycji fizycznej jednak przy takiego rodzaju ćwiczeniach, nie musiał biegać pół kilometra za napaloną szefową, bo odbywały się one w łóżku lub na rozkładanych fotelach kupionych przez House‘a, które Wilson właśnie dzięki Sam polubił.
Lisa stęskniona za czymkolwiek, co przypominałoby jej Grega, postanowiła chociażby przebiec koło jego gabinetu. Już sama świadomość tego, że jest tak blisko pomieszczeń w których on przebywał przysparzała ją o dreszcze.
Odgłos jej szpilek na korytarzu, gdy przebiegała tuż pod jego drzwiami od razu wyrwał Grega z letargu, w jaki zapadł po kolejnej eskapadzie za Cuddy. Podniósł się z fotela na tyle szybko, że zobaczył gęste włosy Cuddy znikające za rogiem oraz przygarbioną postać Wilsona sunącą za nią niczym nietoperz... Dość zagadkowe wydawało się być to, że jego najlepszy przyjaciel i miłość jego życia ganiają się po korytarzu. Sięgnął do kieszeni po swój telefon, jednak go tam nie znalazł. W mig pojął znaczenie sytuacji. Szybko pokuśtykał do swojego biurka, złapał za telefon i zadzwonił do Cuddy.
- Masz ogon. Wilson za tobą biegnie. Bawicie się w ganianego i nie chcieliście mi powiedzieć, żeby nie było mi przykro? - próbował zapytać żartobliwie, jednak wiedział, że sytuacja jest poważna.
- Nie, jeżeli chodzi o ten obrót sprawy, to w ogóle się tego nie spodziewałam! - próbowała zgrabnie ominąć bezpośrednią wypowiedź, mając cichą nadzieję, że może chociaż trochę zmyli Wilsona który, była tego pewna, czyhał na nią nieopodal, przysłuchując się rozmowie. - Ten negocjator nadal nie daje za wygraną i wciąż chce być obecny w negocjacjach. Obawiam się, że jeżeli nadal tak będzie, możemy stracić swoją pozycję. - Cuddy próbowała nadać swojemu głosowi profesjonalny ton, mimo tego, że w środku cała drżała i czuła, że i tak już przegrali, że Wilson już wie i nic nie da się zrobić.
- Trudno. Wydało się- powiedział zrezygnowany House. - W sumie to trochę moja wina, nie powinienem zasypiać nie zabezpieczywszy komórki. Wycofaj się z pozycji Cuddy, a ja udam, że mnie nie ma, żeby nasz przebiegły detektyw miał mi jak oddać telefon.
-Szkoda, te negocjacje przysporzyły nam tyle emocji - powiedziała zrezygnowanym głosem Cuddy.
-Wyskoczymy gdzieś po pracy? - zapytał House pragnąc ją jakoś pocieszyć. - W Filadelfii jest coroczny zjazd największych Monster Trucków z obszaru trzech stanów.
- Monster Trucki? -zapytała Cuddy. - Sam wiesz, że ich nie lubię. Pójdę z tobą, ale tylko pod jednym warunkiem: to ja usiądę za kierownicą motoru! - wyszeptała Cuddy, wracając do swojego gabinetu.
- Nie ma mowy- powiedział House, jednak i tak wiedział, że się zgodzi, jak tylko Lisa przyjdzie i zapyta się o to osobiście. Nie było sposobu, żeby był w stanie odmówić tym przepięknym szarym oczom, więc stwierdził, że może zgodzić się od razu. - Och, no dobra... - zgodził się House mając pełną świadomość tego, na jak bardzo upokarzające dla niego doświadczenie się godzi.
- Wiiiiii!!! - zapiszczała z uciechy Cuddy po drugiej stronie słuchawki, tak, że House musiał odłożyć ją sobie od ucha.
- Widzimy się o szóstej w naszym super tajnym, konspiracyjnym miejscu - powiedział House odkładając słuchawkę na widełki i uśmiechając się do siebie mimowolnie.
***
Spotkali się w tym samym miejscu, gdzie po raz pierwszy rozstali się jako para. Ciepłe promienie zachodzącego słońca oplatały twarz Cuddy. House stał oparty o motor, zapatrzony gdzieś w przestrzeń ich wspólnej przyszłości. Gdy ją zobaczył, nie mógł oderwać od niej oczu. Czarna skórzana kurtka przyległa do jej idealnej figury. Włosy, którym pozwoliła opaść swobodnie na ramiona łagodnie oplatały jej twarz. House’owi przychodzil na myśl ten poranek, kiedy pierwszy raz po dwudziestu latach z hakiem, przy odgłosach wiertarki, obudzili się w swoich ramionach. Oprócz tego, Cuddy miała na sobie czarne obcisłe spodnie i buty na wysokim obcasie. Na jej widok dosłownie zaparło mu dech w piersiach.
-Wiedziałam, że ci się spodoba. - powiedziała zawadiacko Cuddy, siadając na motorze.
-Trzymaj się mocno, House- powiedziała Cuddy, poprawiając jego ręce. które położył niebezpiecznie wysoko na jej klatce piersiowej.
Dała się ponieść emocjom. Jechała szybko, zdecydowanie za szybko, czego nie omieszkała zauważyć policja. Cuddy grzecznie zjechała na pobocze. - Czy mógłbym zobaczyć pani prawo jazdy? - zapytał policjant rzucając okiem na pasażera z tyłu, którego, jak się okazało, dość dobrze znał, czego dowodem był stos zalegających, nieopłaconych mandatów gdzieś w czeluściach house'owego biurka.
- Jedziemy coś zjeść, a potem na Monster Trucki, chcesz się przyłączyć? A nie, czekaj zapomniałem, że twój układ trawienny toleruje tylko i kawę i pączki - zaatakował policjanta House. Nigdy nie lubił glin. Widział ich w tych ich mundurach, przestrzegających zasad i zaraz przypominał mu się jego ojciec, którego tak nienawidził.
- Wcale nie! Tylna część mojego układu trawiennego toleruje także termometry - policjant nie chciał pozostawać dłużny House’owi.
„No tak, Tritter to jeszcze większa papla niż Foreman” - pomyślał House, ale powiedział tylko:
- Wypisz ten mandat i daj nam odjechać.
Ten jednak tylko podejrzanie się zaśmiał i powiedział, że tym razem im daruje. „Och, to dlatego, że jestem taka ładna! Faceci na mnie lecą!” - krzyczała zadowolona z siebie podświadomość Cuddy.
- Nie mamy w zwyczaju karać nowożeńców - powiedział glina, wyraźnie rozbawiony zaskoczoną miną Grega.
Faktycznie w miejscu tablicy rejestracyjnej widniał cudownie różowy napis „NOWOŻEŃCY”.
Cuddy spojrzała na Grega, a House na Lisę. „Wilson!” – przebiegło im obojgu przez myśl.
Cuddy zawiedziona, że to nie jej oszałamiająca uroda uchroniła ich oboje od mandatu, odpaliła motor i pojechała na pełnym gazie zmierzając do Filadelfii.
-Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! - krzyknął za nimi policjant, gdy ich sylwetki ginęły za zakrętem w świetle zachodzącego słońca.
Quniec.
* Piosenka z musicalu "Dźwięki muzyki". Klasyka gatunku, jeżeli chodzi o musicale! Serdecznie z Agatą polecamy!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joolka dnia Nie 8:39, 27 Cze 2010, w całości zmieniany 14 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
GosiaczeQ_17
Proktolog
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina wiecznej młodości Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:07, 27 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Genialna Wam ta parodia wyszła
Uśmiałam się do łez
Normalnie jakbym to wszystko oglądała Mogliby nakręcić taką parodię kiedyś
Pzdr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mika-house
Student Medycyny
Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: szczecin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:04, 27 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
świetne, świetne i jeszcze raz świetne!!
normalnie łzy mi lecą ze śmiechu
dziewczyny musicie jeszcze raz coś napisać w duecie, bo genialnie wam to wyszło!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joolka
Student Medycyny
Dołączył: 17 Paź 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:26, 27 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Dziękuję bardzo za komenty! GosiaczeQ_17 i mika-house!
Może coś jeszcze razem kiedyś napiszemy Dziękujemy obydwie
[/quote]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:52, 27 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Joolka napisał: | (możesz przeczytać i tak już jesteś zespoilerowana ) |
*mruczy i wywraca oczami*
Uch. Dobra, Agatko, wiesz, że już Ci wybaczyłam, na Ciebie po prostu nie można się długo wściekać, no!
Dziękuję Wam bardzo za dedyka! I od razu na początku gratuluję wspólnej pracy, bo ja, jak już się kilka osób przekonało (m.in. Ty, Joolka), w ogóle się do tego nie nadaję. xD
Cytat: | Stan twojego porannego naćpania jest mi dobrze znany, a fiolka Vicodinu na podłodze w łazience wręcz krzyczy „Wziął mnie! Wziął mnie!”. |
*leży i kwiczy*
W sumie nie był aż tak daleki od prawdy, bo gdyby zamienić łazienkę na szafę i fiolkę na coś (a raczej kogoś) innego, to...
Cytat: | - Lubimy, Greczku–Ogóreczku - odgryzła się Lisa, składając na jego ustach namiętny pocałunek. |
Hahaha, dżizys... *triple facepalm*
Cytat: | Facet nie był przecież rasistą i nie widział powodu, dlaczego miałby kupować tylko te żółte. |
xDDD
Cytat: | - God, muszę umyć włosy. Ten kofeinowy pacjent totalnie je wykończył. W dodatku, jak na złość, odżywka mi się skończyła. Mógłbyś mi trochę pożyczyć? – zapytał naiwnie Chase. |
Yeah, Chase i jego włosy! To jak, Aleksandro G., odprawiamy odpowiednie rytuały, żeby nie zmieniał fryzury? Myślę, że jakieś z Twoich sławnych przysłów może być dobrym zaklęciem
Cytat: | Ujęła jego głowę w swoje ręce i pocałowała go tak, jak jeszcze nigdy. House czuł, że wszystkie poczwarki nienawiści: do Cuddy, za jej bezsensowną ucieczkę w związek z Lucasem, do siebie, że nie umiał zawalczyć o nią wtedy kiedy mógł i nie zaoszczędził sobie roku emocjonalnej mordęgi, przeistaczają się w jego brzuchu w motyle giganty. Cały się zarumienił i z nieukrywaną satysfakcją pomyślał, że Lisa jest jego i tylko jego, na zawsze
- Mój Greg… - powiedziała, odrywając od niego swoje usta i kierując wzrok, gdzieś daleko poza horyzont. . Jak mogłam być tak nierozsądna i w ogóle zadawać się z Lucasem? – pocałowała House’a znowu i oparła głowę na jego torsie. |
I w tym momencie w kadr wlatuje biały pudel z różową kokardą, zaczyna paskudnie piszczeć i ślinić ich oboje. o.O
Agata, widzisz, co zrobiłaś? Przez Ciebie do końca życia nie uda mi się zapomnieć o tamtym psie! xD
Cytat: | Teraz to ja będę drążył i mącił, aż się dowiem, o co tu chodzi. Coś przede mną ukrywasz… - powiedział Wilson z obłędem maniaka w oczach. |
Wilson-detektyw! Kocham Wilsona-detektywa! Jest taki kochany, jak konspiruje!
Joolka napisał: | Piosenka z musicalu "Dźwięki muzyki". Klasyka gatunku, jeżeli chodzi o musicale! Serdecznie z Agatą polecamy! |
Hmm, czyżby kolejny film do mojej listy?
[Nie, nie napiszę, że megadługiej listy, bo to ktoś inny ma na Filmwebie 1513 filmów do obejrzenia, prawda? ]
Ogólnie mówiąc - fajnie Wam wyszło, uśmiałam się nieźle! I już wiem chyba, gdzie jest mój Wen: rozjechał się na dwa krańce Polski i złożył Wam wizytę, ale okej, skoro tak Wam dobrze idzie, to korzystajcie, ile wlezie!
Muaaaah!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joolka
Student Medycyny
Dołączył: 17 Paź 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:08, 27 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
[quote="a_cappella"] Joolka napisał: |
Cytat: | Ujęła jego głowę w swoje ręce i pocałowała go tak, jak jeszcze nigdy. House czuł, że wszystkie poczwarki nienawiści: do Cuddy, za jej bezsensowną ucieczkę w związek z Lucasem, do siebie, że nie umiał zawalczyć o nią wtedy kiedy mógł i nie zaoszczędził sobie roku emocjonalnej mordęgi, przeistaczają się w jego brzuchu w motyle giganty. Cały się zarumienił i z nieukrywaną satysfakcją pomyślał, że Lisa jest jego i tylko jego, na zawsze
- Mój Greg… - powiedziała, odrywając od niego swoje usta i kierując wzrok, gdzieś daleko poza horyzont. . Jak mogłam być tak nierozsądna i w ogóle zadawać się z Lucasem? – pocałowała House’a znowu i oparła głowę na jego torsie. |
I w tym momencie w kadr wlatuje biały pudel z różową kokardą, zaczyna paskudnie piszczeć i ślinić ich oboje. o.O
Agata, widzisz, co zrobiłaś? Przez Ciebie do końca życia nie uda mi się zapomnieć o tamtym psie! xD
|
Z całym szacunkiem dla Lisy E., ale pudle to nie moje psy. Nie podobają mi się i tyle.
W sumie nie patrzyłam na scenę z fiolką Vicodinu w ten sposób...
Dziękuję za koment a_capella! i przepraszam w imieniu Agaty i swoim, ze porwałyśmy Ci wena... Życie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lisek
Neurolog
Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:11, 27 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Po pierwsze uwielbiam długie wstępy wiem, jestem dziwna, ale lubię jak autor dorzuca to i owo od siebie Takie wprowadzenie I już jestem na tak ale po kolei...
Zaznaczyłaś, że OOC, ale wcale nie tak bardzo, może momentami, ale ogólnie HouseowoHuddystycznie
Poranek świetny Zemsta sąsiada nawet nie chce myśleć, co oni tam wyprawiali w nocy... (dobra, myśli intensywnie )
WILSON!!! O tak, na to czekam, prawie równie mocno, jak na Huddy romans. Wilson szpieg
Mam wielką nadzieję, że w serialu nasza dwójka też będzie miała jaja i będą sobie tak pogrywać, im dłużej ich romans będzie tajemnicą tym większy ubaw będziemy mieli
Zaznaczyłaś na początku, że parodia więc w sumie nie ma się czego czepiać, choć Cuddy biorąca prysznic z House'm w pracy nie mieści mi się w głowie nawet w parodi nie, żebym nie chciała
Ale jednego się doczepię te zdrobnienia mnie zabiły "Greczku Ogóreczku" " Liss Miss" NIE!!! wolałabym coś w stylu niewyżyty długodystansowiec i perwersyjna specjalistka dla niewyżytych długodystansowców Ale wracając do tematu...
Chase
Huddy normalna rozmowa urocze ale Shore chyba nie będzie aż tak łaskawy
Huddy na plaży I House u Cuddy, w fiku jestem na tak w serialu, nie tak szybko
Cuddy w skórze, na motorze, Boże... to się chyba nawet naszemu diagnoście nie śniło chociaż, on ma Cuddy wyśnioną, czy tam wyhalucynowaną we wszystkich możliwych wersjach
Końcówka świetna, to jak okazało się, że uczeń przerósł mistrza, w sensie Wilson House'a Uwielbiam, gdy naszemu onkologowi udaje się wygrać z House'm
I odjazd w stronę zachodzącego słońca...
Po części faktycznie parodia, ale z drugiej strony mnóstwo momentów serialowych i Huddy pełną piersią
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz wen natchnie Was do takiej wariacji Z przyjemnością przeczytam
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
adept_vicodin
Pacjent
Dołączył: 16 Wrz 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: In My And Joker World Without Our Rules. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:36, 27 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Wow!
Zajeb**ta wam parodia wyszła. Ale się uśmiałam przy tej scenie pod prysznicem i na końcu z tym policjantem. Gdybym miała to ocenić jako wypracowanie, pt.: 'Jak się skończy twój ulubiony serial'. To miałybyście 5+, albo lepiej... 6!!! 6+!!!
xP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joolka
Student Medycyny
Dołączył: 17 Paź 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:12, 27 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
lisek napisał: | że w serialu nasza dwójka też będzie miała jaja i będą sobie tak pogrywać, im dłużej ich romans będzie tajemnicą tym większy ubaw będziemy mieli | To jest wątek na który najbardziej czekam. Marzę o momencie, w którym zobaczę minę Wilsona!
lisek napisał: |
Zaznaczyłaś na początku, że parodia więc w sumie nie ma się czego czepiać, choć Cuddy biorąca prysznic z House'm w pracy nie mieści mi się w głowie nawet w parodi |
A tam! to tylko fik z założenia mający uzewnętrzniać nasze najdziksze fantazje! Zresztą, najciemniej pod latarnią, prawda?
lisek napisał: | w fiku jestem na tak w serialu, nie tak szybko | Ja tak samo, jak mi zepsują coś z tym shipem, to zabije!
adept_vicodin ! Dziękuję, niestety liceum już skończyłyśmy obie, więc ta szóstka od Ciebie to chyba ostatnia w naszym życiu!
Ale fajnie, że się Wam podoba!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szpilka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:42, 27 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Ha, ha, świetne
Przyznam, że na początku zastanawiałam się, czy to przeczytać. Nie lubię parodii. To dość specyficzny gatunek literacki. Ale mimo to cieszę się, że zdecydowałam się na czytanie. Bo warto.
Cuddy w szafie
Cuddy i House pod prysznicem to jeden z moich faworytów. Może nie tyle oni, co Chase i ta jego odżywka do włosów. Co więcej chciał ją dostać od House'a
Cytat: | Stali pod prysznicem pośród gumowych kaczuszek Foremana we wszystkich kolorach. Facet nie był przecież rasistą i nie widział powodu, dlaczego miałby kupować tylko te żółte. |
W tym momencie parsknęłam śmiechem. Tego nie trzeba chyba komentować. Ten tekst mówi sam za siebie.
Wilson jako detektyw też bardzo fajny. Przede wszystkim niezwykle pomysłowy.
No i wreszcie Cuddy w skórze i szpilkach. Chciałabym to zobaczyć, bo moja wyobraźnia jest zbyt mała... niestety. Takich bodźców nie przyjmuje. A szkoda No i w dodatku Lisa prowadzi motor - że też House się na to zgodził! Że ona chciała! Interesujący motyw.
Lisek napisała, że nie podobały jej się te przeurocze zdrobnienia. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym w pełni. Oczywiście tylko dlatego, że jest to parodia. W niczym innym by to nie przeszło. Może Greczek Ogóreczek do mnie nie przemawia(choć jak na to teraz patrzę to jest to zabawne), ale Liss Miss mnie powaliła. Nie wiem, czemu. Tak mi się to spodobało.
Jestem pewna, że więcej rzeczy zasługuje na wyróżnienie, ale chyba jestem na to zbyt zmęczona.
Jedyna rzecz, do której mogłabym się przyczepić. Według mnie powinno być to zapisane słownie, jako Trzynastka.
Była tam gdzieś jeszcze jakaś literówka, ale nie mogę jej teraz znaleźć. Poza tym, tekst jest naprawdę udany.
Życzę kolejnych pomysłów, weny... i chyba czasu, bo on jest tu najważniejszy.
Pozdrawiam,
Szpilka
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Nie 23:46, 27 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joolka
Student Medycyny
Dołączył: 17 Paź 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 0:56, 28 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Szpilka napisał: |
Lisek napisała, że nie podobały jej się te przeurocze zdrobnienia. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym w pełni. Oczywiście tylko dlatego, że jest to parodia. W niczym innym by to nie przeszło. Może Greczek Ogóreczek do mnie nie przemawia(choć jak na to teraz patrzę to jest to zabawne), ale Liss Miss mnie powaliła. Nie wiem, czemu. Tak mi się to spodobało.
|
Pewnie to dlatego, że Liss-Miss - to coś, co potencjalnie mógłby powiedzieć Greg do Lisy. Greczek-ogóreczek ma etylmologię typowo polską, pewnie dlatego trudno, nawet w swojej wyobraźni, wcisnąć Cuddy w usta te słowa...
Faktycznie dużo czas zajęło nam pisanie tego fika, potem jeszcze poprawianie, a i tak nie wszystko udało się wychwycić.
Dziękujemy za obszerny komentarz i za to, że dałaś nam szansę i przeczytałaś!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marguerite.
Epidemiolog
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Debrzno Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 9:26, 28 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
O Boże !!!
Wiesz, że przez Was jestem już spóźniona do babci? \
Ciekawe, jak ja się jej wytłumaczę
Fik jest przegenialny !!!
Mi to naprawdę nie przeszkadza, że trochę przesłodzony. W żadnym wypadku
Zemsta sąsiada
Akcja pod prysznicem absolutnie zawaliła mnie z nóg
No i ta całą ucieczka przed Wilsonem... Swoją drogą jestem ciekawa, jak w siódmym sezonie przyznają się przed nim, że są razem
No i Cuddy na motorze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joolka
Student Medycyny
Dołączył: 17 Paź 2009
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 9:55, 28 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
marguerite. napisał: | !
Mi to naprawdę nie przeszkadza, że trochę przesłodzony. W żadnym wypadku
|
W tym sęk, właśnie Cieszymy się, że Ci się podoba!
Mam nadzieję, że ich związek wyjdzie na jaw w jakiś wariacki sposób, nie tak wariacki i bez sensu jak nasz, ale w prawdziwie housowo-cuddowy sposób Nie mogę się doczekać i pojęcia nie mam jak oni to rozegrają... niemniej jednak jest to wątek który ma potencjał jeżeli chodzi o humor. Mam nadzieję, że twórcy to wykorzystają!
Dziękujemy za komenta marguerite.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Joolka dnia Pon 9:57, 28 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:07, 29 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Joolka napisał: | i przepraszam w imieniu Agaty i swoim, ze porwałyśmy Ci wena... Życie. |
Racja, życie, życie... Lajf is brutal, niestety.
Joolka napisał: | W sumie nie patrzyłam na scenę z fiolką Vicodinu w ten sposób... |
A widzisz, mój punkt widzenia bywa dosyć specyficzny, skojarzenia mnie prowadzą w naprawdę bardzo różne miejsca. xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|