|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
xXcuddyXx
Pacjent
Dołączył: 02 Sie 2009
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:39, 03 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
czekam na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Agnes
Immunolog
Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:55, 04 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Wiesz, Ola, przyzwyczaiłam się, że piszesz przezabawne fiki. Ale ten... jest cudowny. I mroczny. Znowu ci się udało mnie zachwycić.
Żal mi House'a, naprawdę. Ale niestety, mając takiego ojca, takich znajomych, taką dzielnicę... Cóż, pobicia są raczej nieuniknione. Trochę się dziwię, czemu nie odpyskował, nie powiedział czemuś w swoim stylu, ale... Ogólnie jestem zachwycona całością. No i jak to kazał iść Lily do domu Jaki opiekuńczy.
Wena!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
GosiaczeQ_17
Proktolog
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina wiecznej młodości Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:28, 04 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Się wzruszyłam trochę jego losem
Ale jest coś optymistycznego w jego życiu. Przyjaciół poznaje się w biedzie. I teraz wie na kogo może liczyć itd
Czasem komuś niczego nie brakuje, a przynajmniej tak myśli. Ma fałszywych przyjaciół, którzy są z nim tylko wtedy, gdy jest dobrze.... nie potrafią pomagać...
Świetnie wszystko opisujesz Pobudzasz do refleksji
Dajesz w pewien sposób nadzieję na lepsze
Dzięki Gi
Pzdr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cameron_25
Stażysta
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lubelskie ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:37, 04 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Hej, fik jest przecudowny Uwielbiam czytać takie rzeczy gdy na dworze deszcz i humorek podupada ;D Czekam niecierpliwie na dalszą część i życzę wielu udanych ficków ;*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
adept_vicodin
Pacjent
Dołączył: 16 Wrz 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: In My And Joker World Without Our Rules. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 9:36, 05 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Biedny! Ale rozdział piękny!
;**
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
daritta
Ginekolog
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Leszno Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:25, 07 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Znowu bardzo mi się podoba kolejna część ;d
Ale żał mi House'a
Biedaczek... *szlocha*
Świetnie oddajesz taki ten mroczny nastój ; )
Czekam na cd
Pozdrawiam i wena życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OLA336
Narkoman
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:02, 10 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Dziękuję wszystkim za komentarze Jesteście wspaniali i gdyby nie wy, to pisanie niemiałoby sensu Pragnę wam powiedzieć, że to już ostatnia część i jeszcze raz podziękować za komentarze
Ze specjalną dedykacją i podziękowaniami dla Gosi, dzięki której moje prace czyta wam się o wiele lepiej
„It hurts, but I never show this pain you’ll never know
If only you could see just how lonely and how cold
And frostbit I’ve become, my back’s against the wall
When push come to shove, I just stand up and scream “F*ck ‘em all””
Obudziło go trzaśnięcie drzwiami. Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdował. Ku jego zdziwieniu okazało się, że otulony kocem śpi na wersalce w salonie. Najwidoczniej był tak zmęczony i obolały, że w ubraniu zasnął na kanapie.
- Wróciłem! – Usłyszał znajomy głos ojca. Zamknął z powrotem oczy w nadziei, że to tylko zły sen. – Nikt się nie cieszy z mojego powrotu?! – Huk rzuconej w kąt torby. – A ten jak zwykle nic nie robi. Nie tak cię wychowałem! – Wszedł do salonu. Greg po tonie jego głosu i zapachu alkoholu, który czuć było od niego na kilometr, doszedł do wniosku, że „tatuś” nie przyjechał z lotniska prosto do domu. John usiadł na fotelu obok syna. – Co ty tu robisz? Nie masz swojego pokoju?! Kto cię tak urządził? – Przyglądał mu się bardzo uważnie. – Znowu dałeś się zaskoczyć? I ty jesteś moim synem? – Starał się ignorować te wszystkie uwagi i złośliwości ojca. Nie miał zamiaru się z nim kłócić.
- John, już wróciłeś; to dobrze. – Blythe weszła do salonu, a zaraz za nią wkroczyła Lily. Starszy mężczyzna podniósł się z miejsca i stanął naprzeciwko swojej kobiety.
- Dlaczego nikt mnie nie przywitał? Wracam po długiej nieobecności, a tu nawet „dzień dobry” nie ma!
- Przepraszam. – Podeszła do niego jeszcze bliżej i próbowała się przytulić.
- Nie kłam! – Odepchnął ją od siebie tak, że wylądowała na stoliku, który znajdował się nieopodal kanapy.
- Co ty robisz?! – Greg zerwał się w mgnieniu okna na równe nogi i odepchnął ojca tak, że ten cofnął się o kilka kroków do tyłu. W tym momencie nie myślał o bólu, który nie opuszczał go od zeszłej nocy ani nawet o konsekwencjach swoich czynów. Nie mógł pozwolić na takie traktowanie matki. Miał tego dość. Lily widząc, co się dzieje, schowała się za kanapą i ukradkiem wychylając od czasu do czasu głowę, obserwowała całą sytuację.
- Spadaj; nie wtrącaj się! – John starał się zachować równowagę.
- Sam spadaj! Nie będziesz tak traktował mamy! – Nie wiedział co w niego wstąpiło. Może agresja i nienawiść, która od tylu lat w nim mieszkała, postanowiła nagle dać o sobie znać? Nagle strach gdzieś uciekł, a jego miejsce zajęła siła, której młody House nie spodziewał się po sobie.
- Greg, przestań! – Blythe podeszła do syna, złapała go za rękę i pociągnęła w swoim kierunku. Chciała ich rozdzielić. Czyżby przeczuwała, jak to wszystko się skończy?
- Zamknij się! – Tym razem zwrócił się do swojej żony.
- Pozwolisz się tak traktować?! – Złość chłopaka rosła z minuty na minutę. Szarpnął ręką i wyrwał się matce. Następnie podbiegł do ojca, chwycił go za koszulę i nie wypuszczając z rąk, popchnął po raz kolejny. Poobijał go o meble, obalił na ziemię i zaczął okładać.
- Przestań! Przestań! – Pani House usiłowała odciągnąć syna. Szarpała go za bluzę, ciągnęła do tyłu. Dopiero za którymś razem udało jej się przytrzymać go na tyle mocno, że John mógł podnieść się z podłogi.
- Dobry jest. – Wstał i otarł rękawem rozwaloną wargę. Podszedł do syna, złapał go za ramiona i wszystko zaczęło się od początku. Cała walka po raz kolejny została sprowadzona do parteru i po raz kolejny to John nie wyszedł z tego starcia cało. Gdyby nie alkohol, który krążył po organizmie jego ojca, Greg nie miałby tyle szczęścia. Lily zaczęła krzyczeć i po chwili młody House się opanował. Zszedł z ojca i podbiegł do młodszej siostry.
- Już w porządku; nie płacz. – Wziął ją w swoje długie ramiona i mocno przytulił. – Wszystko będzie dobrze. - W tym czasie pan domu podniósł się z podłogi.
- Wychodzę i jak wrócę, ciebie ma tu nie być!
”I'm not afraid to take a stand
Everybody come take my hand
We'll walk this road together, through the storm
Whatever weather, cold or warm
Just let you know that, you're not alone
Holla if you feel that you've been down the same road
And I just can't keep living this way
So starting today, I'm breaking out of this cage
I'm standing up, Imma face my demons
I'm manning up, Imma hold my ground
I've had enough, now I'm so fed up
Time to put my life back together right now”
- Wróciłam! – Dziewczyna weszła do przedpokoju; zaczęła zdejmować kurtkę i buty.
- Masz gościa. – W drzwiach, które prowadziły do salonu, pojawił się jej ojciec.
- Naprawdę? Kogo? – Zdziwiła się. Nie umawiała się przecież z nikim na dzisiaj.
- Sama zobaczysz. – Próbował się uśmiechnąć. Widok poobijanego House’a, którego wpuścił kilkanaście minut wcześniej, nie wróżył niczego dobrego.
– Lisa – powiedział, gdy była już na schodach.
- Słucham? – Zatrzymała się.
- Nic, idź już. – Po prostu się o nią martwił. Szybkim krokiem pokonała schody i hol, a następnie weszła do swojego pokoju.
- Greg?! – Podbiegła do siedzącego na jej łóżku chłopaka. – Co ci się stało?!
- Często fantazjujesz o mnie na tym łóżku? – Spuścił głowę.
- Przestań się wygłupiać, co się stało? – Usiadła obok niego.
- Nic, upadłem. – Nie potrafił spojrzeć jej prosto w oczy.
- Tak mogłeś powiedzieć swojej mamie, ale nie mi. – Za wszelką cenę starała się uspokoić.
- Powiedziałem. – Dopiero teraz na nią spojrzał. – Uwierzyła.
- Przyniosę ci lodu. – Chciała wstać.
- Dziękuję, nie mam ochoty na deser. – Złapał ją za nadgarstek i zmusił, aby usiadła. – Czy… - zaczął. Nie lubił prosić kogoś o pomoc. To w końcu on był facetem i to on powinien jej pomagać. – Czy przygarniesz bezdomnego? Wiesz, poprosiłbym o to Wilsona, ale stwierdziłem, że pobyt tutaj będzie przyjemniejszy.
- A Lily? Greg, musisz mi powiedzieć, co się stało. – Była zdeterminowana i wiedział, że nie odpuści. Przetarł twarz dłońmi.
- Chcesz wiedzieć, co się stało dzisiaj czy wczoraj? – Trzeba przyznać, że nie wyglądał najlepiej. Podbite oko i otarcia na twarzy sprawiły, że nie mógłby robić za modela.
- Mów. – Nalegała.
- Wczoraj pobili mnie, a dzisiaj ja pobiłem John’a, który w przypływie złości i bezradności wywalił mnie z domu. – Znowu spuścił wzrok. – I w taki sposób znalazłem się tutaj.
- Pewnie, że możesz tu zostać. – Uśmiechnęła się. – Ale co z Lily?
- Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia, ale coś wymyślę. Muszę coś wymyślić.
- W porządku. Pójdę pościelić ci w pokoju gościnnym. – Wstała i ruszyła w kierunku wyjścia.
- Nie mogę spać tutaj? – Zrobił minę zbitego psiaka.
- Greg, tata…
- I tak do ciebie przyjdę – przerwał jej. – No chyba, że założy ci zamek w drzwiach.
- Jak cię tu spotka wieczorem, to gwarantuję, że cię zabije. – Posłała mu groźne spojrzenie.
- Jeżeli nie będziesz krzyczeć tak jak ostatnio, to o niczym się nie dowie.
- Palant! – Uśmiechnęła się pod nosem i zaczerwieniła. Złapała za klamkę i wyszła. Pomimo bólu, utraty domu i wiary w lepsze jutro, też się uśmiechnął. Coś tajemniczego sprawiało, że przy niej wszystkie troski i zmartwienia nagle, niespodziewanie i w tajemniczych okolicznościach gdzieś znikały, a na jego twarzy pojawiał się uśmiech, który ona tak bardzo kocha.
***
Noc, pora którą tak bardzo kochał, teraz okazywała mu całe swoje piękno. Siedział na drewnianej ławce, która znajdowała się na ganku przed jej domem i podziwiał. Co? To wiedział tylko on sam. Tylko on potrafił docenić mrok, który pojawiał się nad miastem i wyciszał je. Mrok, który uspokajał największych szaleńców i sprawiał, że chociaż na te kilka godzin odpływali do krainy snów, w której ich życie było piękniejsze i pozbawione wszelkiego rodzaju przemocy. Mrok, który potrafił przynieść ukojenie jego duszy i ciszę, która wprowadzała się do jego serca, pozwalając mu zwolnić obroty i odpocząć.
- Nie boisz się tak tu siedzieć? – Cuddy spoczęła tuż obok niego. – Nie przyszedłeś na kolację.
- Nie jesteśmy u mnie tylko u ciebie. Nie musisz się bać, że mnie ukradną. –Próbował się uśmiechnąć. – Nie byłem głodny.
- Na co tak patrzysz? Przecież nic nie widać. Jest ciemno i zimno. – Podniosła jego rękę i wtuliła się w niego.
- Słucham ciszy i spokoju. To bardzo piękna muzyka, którą w najczystszej postaci można usłyszeć tylko wieczorem, a nie wiadomo, dlaczego tu gra najpiękniej. – Objął ją ramieniem i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Tego tajemniczego wieczoru nie był sobą i ona o tym doskonale wiedziała.
– Trzęsiesz się. – Spojrzał na nią. Cofnął rękę i zaczął ściągać bluzę. – Trzymaj, albo uciekaj. – Podał jej ubranie.
- Teraz ty będziesz w krótkim rękawku. – Ubrała się. Trzeba przyznać, że w jego bluzie wyglądała bardzo zabawnie. Za długie rękawy, za szeroka góra i potężny kaptur sprawiały, że mogła się nią opatulić jak kołdrą. – I jak wyglądam?
- Pięknie, ale tylko dlatego że to moja bluza.
- Nie jest ci zimno? – Przylgnęła do niego całą sobą.
- Nie; mam mięśnie, które mnie grzeją. – W życiu nie słyszała głupszej odpowiedzi.
- Mięśnie? Chyba jak bocian pięty. – Parsknęła śmiechem.
- Ty chcesz chyba oberwać. – Szturchnął ją palcem w bok tak, że podskoczyła.
- Nie lubię cię! – krzyknęła.
- I dobrze, bo ja ciebie też nie lubię. – Pokazał jej język.
- Dzieciak!
- Dorosła! – Obydwoje parsknęli śmiechem, a później zapanowała cisza.
- Wiesz… - Postanowiła zaryzykować. – Rozmawiałam z rodzicami i…
- Już mnie nie chcecie? – To zabrzmiało tak żałośnie i tak smutno, że nie wiedziała czy powinna kontynuować.
- Nie głupku! – Zebrała się do kupy. Wiedziała, że jak zacznie się nad nim użalać, to wyjdzie z tego niezła awantura. – Wiem, co możemy zrobić.
- Możemy? Cuddy, ja…
- I znowu zaczynasz! – Już wiedziała, co chce powiedzieć. – Nie będę tego słuchać! Pozwól sobie, chociaż raz w życiu pomóc. Nie robię tego dlatego, że jest mi ciebie żal. Robię to, bo cię kocham. – Złapała go za rękę. – Twoje problemy są też moimi. To działa w obie strony. Pozwól mi chociaż dokończyć.
- W porządku, mów.
- Złożyłeś już papiery do szkoły?
- Nie, nie miałem…
- To zrobisz to jutro. – Nie pozwoliła mu dokończyć. – W środę się przeprowadzamy.
- Przeprowadzamy? – Nic z tego nie rozumiał.
- Tak. Ty, ja i Lily wprowadzamy się do nowego domu. Rodzice kupili mały domek blisko uczelni. – Była z siebie bardzo zadowolona.
- Nic z tego. To jest niemożliwe. – A on jak zawsze musiał gasić jej entuzjazm. – Jak ty to sobie wyobrażasz? My na wykładach, a Lily w tym czasie gdzie? U twoich rodziców? Nic z tego nie wyjdzie. Moi rodzice nie oddadzą mi jej pod opiekę. Poza tym twoi pracują… - Uciszyła go pocałunkiem. Prawdopodobnie w żaden inny sposób by się nie zamknął.
- Pójdzie do przedszkola, a po południu któreś z nas ją odbierze. Twoja mama nie ma nic przeciwko. Już z nią rozmawiałam. Wie, że z tobą będzie jej lepiej. Twój ojciec też powinien się zgodzić. W końcu byłoby mu to na rękę.
- Ale ja nie mogę się do ciebie wprowadzić… - Pierwszy raz widziała go tak zakłopotanego.
- Możesz. – Uśmiechnęła się.
- Nie. Przecież ja ci nigdy za to…
- Oddasz mi w naturze. – Próbowała rozładować tą krępującą go sytuację. – A teraz chodź, zaczniesz spłacać swój dług.
- A twój tata?
- Zakneblujesz mnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nicca
Pacjent
Dołączył: 30 Kwi 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:12, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Zastanawiam się dlaczego ja tego jeszcze nie skomentowałam.
Cudowne... takie mroczne, a ostatnia część najlepsza. Taki mały promyczek nadziei
Cytat: | - Oddasz mi w naturze. – Próbowała rozładować tą krępującą go sytuację. – A teraz chodź, zaczniesz spłacać swój dług.
- A twój tata?
- Zakneblujesz mnie. |
Zdecydowanie najlepszy kawałek xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nicca dnia Nie 8:12, 11 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
GosiaczeQ_17
Proktolog
Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina wiecznej młodości Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:56, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Teraz to wstawiłaś? A już myślałam, że coś przegapiłam
I dziękuję za dedyk Gi dla Ciebie wszystko
Wiesz, że uwielbiam tego ff? Szkoda, że już koniec Ale za to jaki
Jednak znalazłaś w sobie trochę tego optymizmu Dajesz w tym ff nadzieję na lepsze jutro
Dzięki
Pzdr
GosiaQ
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
daritta
Ginekolog
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Leszno Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:18, 11 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Klepię
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|