|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Który tytuł ^^'? |
Myśli |
|
25% |
[ 3 ] |
Węzeł gordyjski |
|
75% |
[ 9 ] |
|
Wszystkich Głosów : 12 |
|
Autor |
Wiadomość |
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 5:15, 25 Sty 2010 Temat postu: Węzeł gordyjski [M] |
|
|
Kategoria: love
Zweryfikowane przez soft
Hej.
Możecie mnie uznać za nienormalną - wstałam specjalnie o czwartej by w końcu to przepisać i wrzucić. A dziś szkoła, więc.. Ekhm. Zaraz idę spać znowu.
Post 6x11, jak dla mnie wraz z 6x10 najbardziej hilsonowego odcinka
Jest prośba, nie mogę się namyślić, który tytuł lepszy. Pomożecie? ^^'
I nie betowane, więc za wszystkie wyłapane błędy byłabym wdzięczna.
Węzeł gordyjski
- Myślę, że to mogłoby się udać - rzucił Wilson obojętnym głosem, nie odrywając wzroku od telewizora i nawet nie drgnąwszy w swoim fotelu. Diagnosta spojrzał na niego nie rozumiejąc.
- Cco?
- Myślę, że to, znaczy się my, razem, to mogłoby się udać - onkolog odwrócił głowę w stronę przyjaciela. Brwi diagnosty uniosły się do góry w wyrazie zdziwienia.
- Ty już dziś nie pijesz.
- Nie, to nie od alkoholu. Ja mówię serio.
- Jimmy, coś ty, do jasnej cholery, znów wymyślił? - spytał niebieskooki szorstkim głosem. nie podobał mu się kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa. On nie nadawał się na pogadanki o związkach i uczuciach, tym bardziej gdy sam nie potrafił sprecyzować tych drugich. A po za tym był piątek, wieczór, właśnie, może niezbyt szczęśliwie, ale skończył przypadek i on zdecydowanie wolał oglądać film i zalewać się piwem niż prowadzić rozmowy, ponieważ było to absurdalnym marnotrawieniem tego cennego, już weekendowego czasu.
- Nie, nic... - odpowiedział James. Zapadła kłopotliwa cisza, przerywana jedynie odgłosami filmów i szmerem ich oddechów. Wilson wstał, czując, że jeszcze chwila i zrobi coś naprawdę głupiego, coś czego żałował będzie do końca życia i dłużej. Dużo dłużej. Złapał przewieszony przez oparcie krawat i ruszył do swojej sypialni. House nie zareagował, wciąż wgapiając się w telewizor. Dopiero przy drzwiach do pokoju zatrzymało go ledwie dosłyszalne Dobranoc Wilson.
- Dobranoc House - odpowiedział onkolog ze smutnym uśmiechem. Wszedł do środka. Jego palce mechanicznie zaczęły rozpinać koszulę i gdy już wszystkie guziki nie znajdowały się w dziurkach, ta bezwładnie opadła na podłogę. Po chwili dołączyły do niej spodnie i skarpetki. Rzucił się na łóżko, zakopując w chłodnej pościeli. Zamknął oczy. Co on sobie myślał? Że rzucą się sobie w ramiona i wyznają miłość? Jeśli tak, to był naiwny. Głupi i naiwny.
- Cześć Amber... No cóż, jestem tchórzem. Nie potrafiłem powiedzieć mu tego wprost, a on nie zrozumiał. Zachowuje się jak nastolatek, a nie jak dorosły mężczyzna, który powinien potrafić mówić o swoich uczuciach... Tym bardziej, gdy chodzi o takie uczucia...
House zamknął po cichu drzwi, zostawiając przyjaciela samego ze swoją rozmową z Amber. W jego głowie kłębiły się dziwne myśli. Wrócił do siebie i usiadł na łóżku. Wilson go kochał, ale nie miłością jaką darzy się przyjaciela, brata albo rybkę. On się zakochał. Zakochał w nim. Sam fakt nie dręczył diagnosty tak jak powód tego stanu u najbliższej mu osoby oraz mętliku we własnych uczuciach.
Z westchnieniem złości legł na plecy. Czy wszystkimi los się tak bawił i plątał życie nie w supełki, nawet nie w supły, lecz od razu w węzły gordyjskie? Zamknął oczy, oddychając głęboko. Sen nie przychodził długo, ale jak już się pojawił to niespodziewanie, wpychając go w otwarte ramiona Morfeusza.
###
Następne dwa tygodnie minęły im cicho i spokojnie, bez poruszania tematu tamtego wieczoru. Tak na prawdę ilość słów, które ze sobą wymieniali zazwyczaj ograniczała się do tradycyjnego dobranoc. Całe dnie spędzali w szpitalu - House dostał dwa trudne przypadki, a Wilson musiał nadrobić papierkową robotę, którą zaniedbał w trakcie zamieszania z przeprowadzką. Gdy jednak już wracali do domu, a najczęściej wracał tylko onkolog, jedli prowizoryczną kolację, myli się i szli spać. Czasem diagnosta pozwalał sobie na grę na gitarze, lecz i to nie trwało długo, a zaledwie kilka minut i w mieszkaniu znów gościła nieznośna cisza.
Była sobota wieczór. House w nareszcie zakończył ostatni przypadek, który dostał i wrócił do domu. Oparł się o ścianę przy drzwiach i na ślepo je otworzył. Wszedł do środka, nie kłopocząc się ich ponownym zamykaniem. Nie przypuszczał, że Wilson mógł już spać o tak wczesnej porze, jednak główny pokój pogrążony był w ciemności, rozświetlanej jedynie przez małą zapaloną lampkę w części kuchennej. Zrobił kilka kroków w głąb i dopiero zauważył Jamesa skulonego w swoim fotelu. Przy jego stopach leżał napoczęty sześciopak po piwie i dwie puste puszki. Dłoń onkologa zaciśnięta była na szyjce w połowie pełnej butelki czerwonego wina kupionego na specjalne okazje. Na stoliku stał czystki, nieruszony kieliszek do szampana, a w nim resztki korka i otwieracz. Nie spał. Brązowe oczy były otwarte i zaczerwienione. Płakał. Łzy spływały po gładko ogolonych policzkach, mieniąc się delikatnie w słabym świetle, a następnie skapywały na rozpiętą koszulę. House wyciągnął mu butelkę z ręki.
- Masz zamiar się zapić? - zapytał. Zero reakcji. Smutne, czekoladowe spojrzenie wbite było w niewidzialny punkt na przeciwległej ścianie.
- Dlaczego? - westchnął diagnosta, siadając na bocznym oparciu fotela. James poruszył się i przeniósł wzrok na niego.
- Co dlaczego? - jego głos był słaby i zachrypnięty.
- Dlaczego mnie kochasz?
- Ponieważ... - zaczął Wilson i zamilkł. Podjął znów po chwili: - Nie wiem. Kocham cię za wszystko i mimo wszystko, z twoimi wadami i zaletami. - Słowa płynęły z jego ust nieprzerwanym potokiem i nie była to sprawka wypitego alkoholu. - Ludzie przychodzą i odchodzą, rodzą się i umierają, a ty wciąż jesteś. Kiedy trafiłeś do Mayfield poczułem, że spadam, że jedyna stała podpora mojego życia zniknęła i teraz czeka mnie tylko bolesne stoczenie się w dół. Ale nie stało się tak wyłącznie dlatego, ponieważ czułem, że wrócisz. Nie zostawiłbyś mnie. Wiem że, może zabrzmi to egoistycznie, ale gdzieś tam pod tą cyniczną skorupą jest też inny House, którego widzieć mogę wyłącznie ja. Czasem wciąż sarkastyczny i irytujący, ale mój i tylko mój. Może żyje złudzeniami, lecz wydaje mi się, że ty też mnie kochasz i ta świadomość pozwala mi właśnie na tą szaloną miłość i wiarę w myśl, że my moglibyśmy się udać - zakończył cichym, ale stanowczym głosem. Żadnego śladu po łzach, żadnego śladu po płaczu.
House uśmiechnął się do siebie. W ciągu tych dwóch przemilczanych tygodni zdążył sobie wszystko poukładać, posegregować uczucia i myśli. Jednak najważniejsze było to, że na przekór losowi rozsupłał węzeł gordyjski zaplątany w jego sercu.
- Chodź, Wilson - powiedział, wstając i wyciągając rękę do przyjaciela. Ten ujął ją i podniósł się z fotela. Pozwolił zaprowadzić się do sypialni diagnosty, gdzie otrzymał jakąś znoszoną, brązową koszulkę.
- Przebieraj się, idziemy spać - poinstruował go House, ściągając z siebie ubrania. Wilson uśmiechnął się szeroko, czując dziwną lekkość. Nie potrzebował seksu i wielkich słów, te cztery wypowiedziane przed chwilą w zupełności mu wystarczały. Przebrali się i położyli na łóżku. Diagnosta nakrył ich kołdrą. James ulokował głowę na jego piersi, przymykając oczy. Za nim zasnął poczuł jeszcze szybkie cmoknięcie w czoło.
- Dobranoc, House - wymruczał jeszcze.
- Dobranoc, Wilson, dobranoc.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez soft dnia Czw 18:21, 28 Sty 2010, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:36, 27 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Czyżbym była pierwsza?
Po primo: cudowny pomysł Świetny
Imo powinien być Węzeł gordyjski^^
Cytat: | Możecie mnie uznać za nienormalną - wstałam specjalnie o czwartej by w końcu to przepisać i wrzucić. A dziś szkoła, więc.. Ekhm. Zaraz idę spać znowu. |
Well. Może troszeczkę to dziwne, że chciało Ci się wstać - ja już bym jednak poczekała do powrotu ze szkoły - leń ze mnie i stworzenie łóżkowe
Teraz łapię się na tym, że nie wiem, co zacytować, bo najchętniej każde zdanie bym skomentowała, bo są cudowne
Nie przeszkadza Ci dłuuuuugi komentarz, prawda?
Cytat: | - Myślę, że to mogłoby się udać - rzucił Wilson obojętnym głosem, nie odrywając wzroku od telewizora i nawet nie drgnąwszy w swoim fotelu. Diagnosta spojrzał na niego nie rozumiejąc.
- Cco?
- Myślę, że to, znaczy się my, razem, to mogłoby się udać - onkolog odwrócił głowę w stronę przyjaciela. Brwi diagnosty uniosły się do góry w wyrazie zdziwienia. |
Hm. Trochę wyrwane z kontekstu, jakby wcześniej o tym rozmawiali, a z drugiej strony House potem wydaje się nie rozumieć do końca Wilsona... Takie, wiesz. Ale piękne
Cytat: | - Jimmy, coś ty, do jasnej cholery, znów wymyślił? - spytał niebieskooki szorstkim głosem. nie podobał mu się kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa. On nie nadawał się na pogadanki o związkach i uczuciach, tym bardziej gdy sam nie potrafił sprecyzować tych drugich. A po za tym był piątek, wieczór, właśnie, może niezbyt szczęśliwie, ale skończył przypadek i on zdecydowanie wolał oglądać film i zalewać się piwem niż prowadzić rozmowy, ponieważ było to absurdalnym marnotrawieniem tego cennego, już weekendowego czasu. |
Oh, tak... Istny, prawdziwy House, który zawsze musi skopać wszystko -.- Oglądanie filmu to strata czasu, bo mógłbyś go spędzić z Wilsonem, ty idioto!!!
Cytat: | - Nie, nic... - odpowiedział James. Zapadła kłopotliwa cisza, przerywana jedynie odgłosami filmów i szmerem ich oddechów. Wilson wstał, czując, że jeszcze chwila i zrobi coś naprawdę głupiego, coś czego żałował będzie do końca życia i dłużej. Dużo dłużej. Złapał przewieszony przez oparcie krawat i ruszył do swojej sypialni. |
*próbuje się nie rozpłakać*
To jest... Smutne.
Cytat: | House nie zareagował, wciąż wgapiając się w telewizor. Dopiero przy drzwiach do pokoju zatrzymało go ledwie dosłyszalne Dobranoc Wilson. |
Oh... W końcu, ty idioto...
Cytat: | - Dobranoc House - odpowiedział onkolog ze smutnym uśmiechem. Wszedł do środka. Jego palce mechanicznie zaczęły rozpinać koszulę i gdy już wszystkie guziki nie znajdowały się w dziurkach, ta bezwładnie opadła na podłogę. Po chwili dołączyły do niej spodnie i skarpetki. Rzucił się na łóżko, zakopując w chłodnej pościeli. Zamknął oczy. Co on sobie myślał? Że rzucą się sobie w ramiona i wyznają miłość? Jeśli tak, to był naiwny. Głupi i naiwny. |
Poor, poor Jimmy...
Cytat: | - Cześć Amber... No cóż, jestem tchórzem. Nie potrafiłem powiedzieć mu tego wprost, a on nie zrozumiał. Zachowuje się jak nastolatek, a nie jak dorosły mężczyzna, który powinien potrafić mówić o swoich uczuciach... Tym bardziej, gdy chodzi o takie uczucia... |
Boże... Dlaczego House jest takim dupkiem, no dlaczego?! *uderza wyimaginowanego House'a w ramię ze złości* Dlaczego Ty taki jesteś, Ty, Ty... *czuje się kompletnie bezsilna*
Cytat: | House zamknął po cichu drzwi, zostawiając przyjaciela samego ze swoją rozmową z Amber. W jego głowie kłębiły się dziwne myśli. Wrócił do siebie i usiadł na łóżku. Wilson go kochał, ale nie miłością jaką darzy się przyjaciela, brata albo rybkę. On się zakochał. Zakochał w nim. Sam fakt nie dręczył diagnosty tak jak powód tego stanu u najbliższej mu osoby oraz mętliku w własnych uczuciach.
Z westchnieniem złości legł na plecy. Czy wszystkimi los się tak bawił i plątał życie nie w supełki, nawet nie w supły, lecz od razu w węzły gordyjskie? Zamknął oczy, oddychając głęboko. Sen nie przychodził długo, ale jak już się pojawił to niespodziewanie, wpychając go w otwarte ramiona Morfeusza. |
Cierpisz. Dobrze Ci tak, dupku, trzeba było trochę pomyśleć i zastanowić się nad swoimi uczuciami, zanim będzie za późno, co?
Uwielbiam określenie "wepchnięty w ramiona Morfeusza", itp.
Cytat: | Następne dwa tygodnie minęły im cicho i spokojnie, bez poruszania tematu tamtego wieczoru. Tak na prawdę ilość słów, które ze sobą wymieniali zazwyczaj ograniczała się do tradycyjnego dobranoc. Całe dnie spędzali w szpitalu - House dostał dwa trudne przypadki, a Wilson musiał nadrobił papierkową robotę, którą zaniedbał w trakcie zamieszania z przeprowadzką. Gdy jednak już wracali do dom, a najczęściej wracał tylko onkolog, jedli prowizoryczną kolację, myli się i szli spać. Czasem diagnosta pozwalał sobie na grę na gitarze, lecz i to nie trwało długo, a zaledwie kilka minut i w mieszkaniu znów gościła nieznośna cisza. |
To jest takie... Damn. Takie smutne, takie... Och, pewnie sama wiesz, jakie. Przerażające. Smutne. Och...
Cytat: | Zrobił kilka kroków w głąb i dopiero zauważył Jamesa skulonego w swoim fotelu. Przy jego stopach leżał napoczęty sześciopak po piwie i dwie puste puszki. Dłoń onkologa zaciśnięta była na szyjce w połowie pełnej butelki czerwonego wina kupionego na specjalne okazje. Na stoliku stał czystki, nieruszony kieliszek do szampana, a w nim resztki korka i otwieracz. Nie spał. Brązowe oczy były otwarte i zaczerwienione. Płakał. Łzy spływały po gładko ogolonych policzkach, mieniąc się delikatnie w słabym świetle, a następnie skapywały na rozpiętą koszulę. |
I to wszystko przez Ciebie, dupku! Dupek, dupek, dupek. Przepraszam. Czy House naprawdę taki musi być? Och, można dla nich napisać very happy historię, ale wtedy się wie, że nie mogłaby być prawdziwa. Oh, god damn it. Wiem.
Jak tamto było smutne i przerażające, to przy tym można tylko usiąść i się rozpłakać, really.
Cytat: | House wyciągnął mu butelkę z ręki.
- Masz zamiar się zapić? - zapytał. Zero reakcji. Smutne, czekoladowe spojrzenie wbite było w niewidzialny punkt na przeciwległej ścianie.
- Dlaczego? - westchnął diagnosta, siadając na bocznym oparciu fotela. James poruszył się i przeniósł wzrok na niego. |
Ten fragment jest taki... Taki... Oh, Taki mega Ten klimat, House już tak jakby nie miał sił na więcej udawania, zmartwił się chyba nawet Wilsonem, to wszystko, wieczór, ciemność, Wilson zapłakany, House właśnie zmartwiony bierze to wino, siada na oparciu, wzdycha, pyta bezpośrednio... To jest takie aww! Wiesz, o co chodzi, prawda?
Cytat: | - Co dlaczego? - jego głos był słaby i zachrypnięty.
- Dlaczego mnie kochasz?
- Ponieważ... - zaczął Wilson i zamilkł. Podjął znów po chwili: - Nie wiem. Kocham cię za wszystko i mimo wszystko, z twoimi wadami i zaletami - słowa płynęły z jego ust nieprzerwanym potokiem i nie była to sprawka wypitego alkoholu. - Ludzie przychodzą i odchodzą, rodzą się i umierają, a ty wciąż jesteś. Kiedy trafiłeś do Mayfield* poczułem, że spadam, że jedyna stała podpora mojego życia zniknęła i teraz czeka mnie tylko bolesne stoczenie się w dół. Ale nie stało się tak wyłącznie dlatego, ponieważ czułem, że wrócisz. Nie zostawiłbyś mnie. Wiem że, może zabrzmi to egoistycznie, ale gdzieś tam pod tą cyniczną skorupą jest też inny House, którego widzieć mogę wyłącznie ja. Czasem wciąż sarkastyczny i irytujący, ale mój i tylko mój. Może żyje złudzeniami, lecz wydaje mi się, że ty też mnie kochasz i ta świadomość pozwala mi właśnie na tą szaloną miłość i wiarę w myśl, że my moglibyśmy się udać - zakończył cichym, ale stanowczym głosem. Żadnego śladu po łzach, żadnego śladu po płaczu. |
I tutaj ciąg dalszy tego, wciąż ciemność, Wilson mówiący to wszystko... Och, to jest takie piękne. I to, że nie miał pewnie nadziei na to, że House zmieni swoje podejście, ale mimo wszystko powiedział, co czuje, powiedział dlaczego, i do tego był taki pewny siebie... To jest jeszcze bardziej przerażające, bo pogodził się z tym, że nie będzie z Housem, ale mimo wszytko odważył się... Oh my.
Cytat: | House uśmiechnął się do siebie. W ciągu tych dwóch przemilczanych tygodni zdążył sobie wszystko poukładać, posegregować uczucia i myśli. Jednak najważniejsze było to, że na przekór losowi rozsupłał węzeł gordyjski zaplątany w jego sercu.
- Chodź Wilson - powiedział, wstając i wyciągając rękę do przyjaciela. Ten ujął ją i podniósł się z fotela. Pozwolił zaprowadzić się do sypialni diagnosty, gdzie otrzymał jakąś znoszoną, brązową koszulkę.
- Przebieraj się, idziemy spać - poinstruował go House, ściągając z siebie ubrania. Wilson uśmiechnął się szeroko, czując dziwną lekkość. Nie potrzebował seksu i wielkich słów, te cztery wypowiedziane przed chwilą w zupełności mu wystarczały. Przebrali się u położyli na łóżku. Diagnosta nakrył ich kołdrą. James ulokował głowę na jego piersi, przymykając oczy. Za nim zasnął poczuł jeszcze szybkie cmoknięcie w czoło.
- Dobranoc House - wymruczał jeszcze.
- Dobranoc Wilson, dobranoc. |
Nie mogłam tego rozwalić na mniejsze części, bo to jest jako całość piękne... Uśmiech House'a, ręka, "Chodź Wilson", koszulka, "Idziemy spać", uśmiech Wilsona, nakrycie ich przez House'a, głowa Wilsona na piersi House'a, cmoknięcie w czoło, wymruczenie "Dobranoc"... God, damn it, to jest takie słodkie, ale jednocześnie jeszcze możliwe do wykonania przez House'a, jeszcze nie za słodkie dla niego... Aw. Awww. AWWWWW
Jeśli chodzi o błędy, to gdzieś widziałam
Cytat: | Przebrali się u położyli na łóżku. |
Literówka, powinno być i
Cytat: | mętliku w własnych uczuciach. |
Myślę, że powinno być "we własnych", bo jest to "ww", ale nie jestem pewna
nadrobić, też literówka
do domu
Cytat: | House w końcu zakończył ostatni |
Może ostatecznie zakończył, albo w końcu zamknął, coś w tym stylu Bo jest powtórzenie końca, sama tego używam, ale to jest kompletnie bez sensu W sensie... Tak, Munio, tłumacz się
Cytat: | z twoimi wadami i zaletami - słowa płynęły |
Myślę, że powinno być "zaletami. - Słowa płynęły", aczkolwiek też nie jestem pewna
Ach, i imo Mayfield jest ok, tzn sama tak piszę
To jest cuuuudowne, piękne, smutne, radosne, przerażające, śliczne... Och, wszystko.
Mam nadzieję, że nie masz za złe błędów? Generalnie obiecałam sobie, że nie będę już ich nikomu wytykać, ale z jednej strony sama prosiłaś, z drugiej sama czułam, że chyba się nie obrazisz? I w ogóle. Ok, już się nie tłumaczę Jedynie mogę mieć nadzieję, że nie zabrzmiałam wrednie, a jeśli, to wiedz że nie chciałam tak zabrzmieć, i w ogóle.
Naprawdę piękne, myślę zresztą że długość mojego komentarza mówi sama za siebie
Weny na więcej takich cudownych miniaturek
Munio
E: Damn, rozpisałam się, przepraaaaszam!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Muniashek dnia Śro 20:38, 27 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 4:18, 28 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Kocham cię za wszystko i mimo wszystko, z twoimi wadami i zaletami - słowa płynęły z jego ust nieprzerwanym potokiem i nie była to sprawka wypitego alkoholu. - Ludzie przychodzą i odchodzą, rodzą się i umierają, a ty wciąż jesteś. Kiedy trafiłeś do Mayfield* poczułem, że spadam, że jedyna stała podpora mojego życia zniknęła i teraz czeka mnie tylko bolesne stoczenie się w dół. Ale nie stało się tak wyłącznie dlatego, ponieważ czułem, że wrócisz. Nie zostawiłbyś mnie. Wiem że, może zabrzmi to egoistycznie, ale gdzieś tam pod tą cyniczną skorupą jest też inny House, którego widzieć mogę wyłącznie ja. Czasem wciąż sarkastyczny i irytujący, ale mój i tylko mój. Może żyje złudzeniami, lecz wydaje mi się, że ty też mnie kochasz i ta świadomość pozwala mi właśnie na tą szaloną miłość i wiarę w myśl, że my moglibyśmy się udać |
no i czemu ja nie umiem tak pisać? czemu, czemu, czemu?
*zazdrości soft talentu*
a poza tym pijany Wilson, rozbierający się Wilson, płaczący Wilson, Wilson prowadzony za rękę do sypialni House'a...
*Wilsona gadającego do Amber pomija milczeniem, bo inaczej House by tego nie usłyszał*
podsumowując: Mmmmmmmmmmmmmm...
________________
błędy...
Munio napisał: | Myślę, że powinno być "we własnych", bo jest to "ww", ale nie jestem pewna |
Munio napisał: | Myślę, że powinno być "zaletami. - Słowa płynęły", aczkolwiek też nie jestem pewna |
i od siebie dorzucę - bo to się zdarza przerażająco nagminnie:
Cytat: | - Dobranoc House - wymruczał jeszcze.
- Dobranoc Wilson, dobranoc. | - Dobranoc, House
- Dobranoc,Wilson
No i przy "Chodź Wilson" też powinien być przecinek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:55, 28 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Okej dziewczyny, dzięki za poprawienie błędów
~
Cytat: | Well. Może troszeczkę to dziwne, że chciało Ci się wstać - ja już bym jednak poczekała do powrotu ze szkoły - leń ze mnie i stworzenie łóżkowe |
Wiesz, jak dla mnie to nie dziwne - potrafię położyć się spać o 18, a potem wstać o 4-5, bo już spać nie mogę. Ale zawzyczaj znów zostaję wepchnięta w morfeuszowskie łapy ;D
Cytat: | Nie przeszkadza Ci dłuuuuugi komentarz, prawda? |
Niee.. ;D Ale trochę mnei to przeraziło, że komentarz jest praktycznie dłuższy od miniaturki
Cytat: | Hm. Trochę wyrwane z kontekstu, jakby wcześniej o tym rozmawiali, a z drugiej strony House potem wydaje się nie rozumieć do końca Wilsona... Takie, wiesz. Ale piękne |
Chodziło mi o to, że po tej całej akcji z Norą Jimmy w końcu dochodzi do wniosku, że on i House mogli by...
Cytat: | *próbuje się nie rozpłakać*
To jest... Smutne |
Nie płakaj :tuli: *wyciąga swoje chusteczki z królikiem Bugsem*
Cytat: | Uwielbiam określenie "wepchnięty w ramiona Morfeusza", itp. |
Ja też.. On jest takie..
Cytat: | Ten fragment jest taki... Taki... Oh, Taki mega Ten klimat, House już tak jakby nie miał sił na więcej udawania, zmartwił się chyba nawet Wilsonem, to wszystko, wieczór, ciemność, Wilson zapłakany, House właśnie zmartwiony bierze to wino, siada na oparciu, wzdycha, pyta bezpośrednio... To jest takie aww! Wiesz, o co chodzi, prawda? |
Wiem.. ;D
Cholera, takie komentarze wywołują u mnie największy uśmiech? Dziwna jestem, wiem.
~
Cytat: | no i czemu ja nie umiem tak pisać? czemu, czemu, czemu? |
*chowa się za fotelem* bo piszesz lepiej? ^^'
Cytat: | *zazdrości soft talentu* |
Nie mówi się talent. To dar od Boga
Ach, te konstruktywne komentarze xD
~
Dziewczyny, dziękuję, dziękuję, dziękuję bardzo Miło znaleźć chociaż dwa komentarz epod fickiem, bo jak wiadomo to najlepszy pokarm dla kapryśnego wena ^^' A już mi się zrodziły w głowie pomysły na trzy inne ficki, so... ;D
Dzięi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:40, 28 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Okej dziewczyny, dzięki za poprawienie błędów |
To znaczy, że nie zabrzmiałam wrednie? *odetchnęła z ulgą*
Cytat: | Wiesz, jak dla mnie to nie dziwne - potrafię położyć się spać o 18, a potem wstać o 4-5, bo już spać nie mogę. Ale zawzyczaj znów zostaję wepchnięta w morfeuszowskie łapy ;D |
Jak ja się o 18 położę, to wstaję koło 20, 21 Dla mnie Morfeusz nie jest zbyt łaskawy w ostatnich czasach - nie mogę się porządnie wyspać, zbyt wcześnie mnie oddaje światu.
Cytat: | Niee.. ;D Ale trochę mnei to przeraziło, że komentarz jest praktycznie dłuższy od miniaturki |
To wszystko przez cytaty Przepraaaaaszam! Jak już zacznę, to nie mogę się powstrzymać
Cytat: | Chodziło mi o to, że po tej całej akcji z Norą Jimmy w końcu dochodzi do wniosku, że on i House mogli by... |
Dżizys. Zabij, zamorduj, whatever. Czytałam Twoją notkę przed, czytałam ją...! A mimo to udało mi się o tym zapomnieć, i to już na początku, god damn it Autentycznie, zamorduj za inteligencję...
Cytat: | Nie płakaj :tuli: *wyciąga swoje chusteczki z królikiem Bugsem* |
*od razu się uśmiecha na widok chusteczek*
Co jest, doktorku?
Cytat: | Ja też.. On jest takie.. |
No, dokładnie, takie
Cytat: | Cholera, takie komentarze wywołują u mnie największy uśmiech? Dziwna jestem, wiem. |
U mnie też Są najbardziej uczuciowe
Ach, to pisz, pisz
Ode mnie nie ma za co, dla mnie to przyjemność przeczytać tak cudownego fika
Pozdrawiam, Munio
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 7:02, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
soft napisał: | *chowa się za fotelem* bo piszesz lepiej? ^^' |
akurat
a tak w ogóle, to IMHO nie ma czegoś takiego, jak pisanie "lepiej" - o ile nie pisze się kompletnie źle i nijako, to od pewnego poziomu wszystko jest tak samo dobre - po prostu zależy, co kto lubi czytać I chociaż wolałabym pisać trochę inaczej, to rozsądek mi podpowiada, że ostatecznie dobrze jest jak jest, bo gdyby wszyscy pisali tak samo i o tym samym, to by było nuuudno
soft napisał: | Nie mówi się talent. To dar od Boga |
damn... ja pewnie byłam z psem na spacerze albo czytałam jakąś erę, kiedy Bóg rozdawał swoje dary
soft napisał: | A już mi się zrodziły w głowie pomysły na trzy inne ficki, so... ;D |
so... czekamy i nie poganiamy ...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 7:03, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:12, 31 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
*__*
*radosny pisk fangirla po przeczytaniu pierwszego fragmentu roznosi się w głuchej ciszy nocy*
Po komentarzu Munia i Richie czuję się bezsilna Mogłabym skopiować te dwa komentarze, usunąć wszystkie "dupek!" z postu Munia i dopisać więcej serduszek do postu Richie
(I tylko - mi się podoba takie prowadzenie postaci House'a. Takie "daj spokój" "oglądam TV" "udaję, że mi nie zależy" To chyba nie jest do końca normalne, bo wszędzie chciałabym kasować fluff... ale uwielbiam, kiedy House jest Housem Twój był ^^ I nawet to zakończenie było w-sam-raz, jak słodki posmak gorzkiej czekolady, o. Ha Zostałaś obdarowana jednym z moich dziwacznych komplementów, wybacz ^^')
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:58, 31 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | damn... ja pewnie byłam z psem na spacerze albo czytałam jakąś erę, kiedy Bóg rozdawał swoje dary |
chcesz kopa? ;P
~
Cytat: | To znaczy, że nie zabrzmiałam wrednie? *odetchnęła z ulgą* |
Nie ;P
Cytat: | Jak ja się o 18 położę, to wstaję koło 20, 21 Dla mnie Morfeusz nie jest zbyt łaskawy w ostatnich czasach - nie mogę się porządnie wyspać, zbyt wcześnie mnie oddaje światu. |
Ze mną obchodzi się aż nazbyt łaskawie. Ale to chyba przez to ciśnienie. Zaraz się poprawi i będę się wybierać na dłuuugie i nieudane randki z podręcznikami, albo dłuuugie i bardziej udane randki z moim kołobrulionem.
Cytat: | Dżizys. Zabij, zamorduj, whatever. Czytałam Twoją notkę przed, czytałam ją...! A mimo to udało mi się o tym zapomnieć, i to już na początku, god damn it Autentycznie, zamorduj za inteligencję... |
*Wyciąga tasak* Muaaahahaha
Nie, żartowałam.
~
Cytat: | (I tylko - mi się podoba takie prowadzenie postaci House'a. Takie "daj spokój" "oglądam TV" "udaję, że mi nie zależy" To chyba nie jest do końca normalne, bo wszędzie chciałabym kasować fluff... ale uwielbiam, kiedy House jest Housem Twój był ^^ I nawet to zakończenie było w-sam-raz, jak słodki posmak gorzkiej czekolady, o. Ha Zostałaś obdarowana jednym z moich dziwacznych komplementów, wybacz ^^') |
Czyli udało mi się trzymać kanonu? Łuuuuffffff... ^^'
Bullet cieszę się, że się podoba ;3 Dziękuję bardzo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:23, 04 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
333, ale House przecież tam był taaaakim dupkiem...
Richie, bój się, bo się dołączam do pytania
*dźwięk kamienia, który spadł z serca na podłogę*
Cytat: | Ze mną obchodzi się aż nazbyt łaskawie. Ale to chyba przez to ciśnienie. Zaraz się poprawi i będę się wybierać na dłuuugie i nieudane randki z podręcznikami, albo dłuuugie i bardziej udane randki z moim kołobrulionem. |
Szczęściara...
Cytat: | *Wyciąga tasak* Muaaahahaha |
*przerażona patrzy na soft* Nieee, ja tylko żartowałam, to już się więcej nie powtórzy, będę czytać dokładniej, nieeee!
Uff. *ociera pot z czoła*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 8:04, 18 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Godness, jestem beznadziejna, właśnie przypomniałam sobie, że miała odpowiedzieć.. >.>
Cytat: | Richie, bój się, bo się dołączam do pytania |
Tak trzymaj Munio, tak trzymaj
Ja wiem.. Randki z podręcznikami, tym bardziej tymi od fizyki, nie są fajne. A z kołobrulionem tylko wtedy gdy wen doskwiera. Czyli koszmarnie żadko.. x.x
Cytat: | *przerażona patrzy na soft* Nieee, ja tylko żartowałam, to już się więcej nie powtórzy, będę czytać dokładniej, nieeee! |
Cytat: | Uff. *ociera pot z czoła* |
Przepraszam, te psychopatyczne zapędy.. ;P Muszę mniej Kellermana i Becketta czytać. Zdecydowanie mniej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|