Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Tzw. "Koci Fik" [Era, Heyah, Orange, Plus... :D ]
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:34, 15 Maj 2008    Temat postu: Tzw. "Koci Fik" [Era, Heyah, Orange, Plus... :D ]

Kategoria: love


Zweryfikowane przez Richie117


Cytat:
Nie jestem pewna, czy taka huśtawka nastrojów jest zdrowa, ale się boję, że jeśli nie zacznę tłumaczyć czegoś wesołego, to fik evay znów skończy się pogrzebem/pogrzebami...

Tak więc zapraszam do lektury fika, który jest chyba lepszy niż "One Week"



Autor serii: Taima Hiroshima


część pierwsza
[link widoczny dla zalogowanych]


Wilson zachowywał się osobliwie. Cóż, osobliwie jak na Wilsona, o to chodzi. House zawsze sądził, że Wilson jest trochę dziwny. Poważnie, rozmawiać z pacjentami? Żyć w ZWIĄZKACH? O co w tym wszystkim chodzi? Wszystko, czego House potrzebował, to dobry posiłek i New Yankee Workshop*, i był spełnionym człowiekiem.

Cóż, może "spełniony" to nie do końca odpowiednie słowo. Wciąż były te okazjonalne samotne noce, zimne prześcieradła i bolesna pustka gdzieś w dole jego brzucha. House zawsze uważał, że jeśli nie będzie zwracał na nią uwagi, to może po prostu zniknie.

Wilson namówił go na wyjście w sobotni poranek. Dokonał tego, wyłączając kanał Disney'a i rzucając House'owi jeansy.

- Hej! - House krzyknął z oburzenia, sprawiając wrażenie, że zamierza rzucić w Wilsona łyżką, którą jadł swoje płatki.

- To przecież tylko powtórka, House. Sam nie wiem, ile razy widziałeś już ten odcinek "Zacha i Christophera" - Wilson stanął z rękami na biodrach, zasłaniając sobą telewizor.

- To "Zach i Cody" - wymamrotał House. Westchnął dramatycznie i odłożył miskę na stolik do kawy. Wziął jeansy i pokuśtykał do swojego pokoju, by je założyć.

Wilson kazał House'owi zaparkować samochód przed centrum handlowym i zaciągnął go do środka, żeby trochę się rozejrzeć. House wyraził swój niemy sprzeciw, połykając vicodin w samochodzie. Spacerowali wokół Princeton Hills przez jakieś pół godziny, zanim House powiedział, że musi pójść do łazienki.

Kiedy wrócił, znalazł Wilsona stojącego przed Storks&Co - sklepem, w którym sprzedawano akcesoria dla dzieci. Przyglądał się wystawie dziecinnych łóżeczek. Sklep był słodki do obrzydliwości, cały w błękitach i różach, z Brahmsem grzmiącym z głośników. Wilson westchnął lekko, tak że nikt by tego nie zauważył.

Poza House'em.

- Hej! - zawołał, z jakiegoś powodu zrobiło mu się przykro.
Ruszył szybko w kierunku Wilsona, zderzając się z młodą dziewczyną o potarganych czarnych włosach, która czytała książkę.
- Oh, dlaczego nie możesz być po prostu normalną dziewczyną? Czemu nie siedzisz i nie oglądasz się za chłopakami? - warknął, kiedy dziewczyna usiadła, przykładając dłoń do czoła.

- Na przykład dlatego, że jestem lesbijką! - warknęła wściekle. Pozbierała się z ziemi i otrzepała spódnicę. - Kutas - mruknęła, odchodząc.

Wilson gapił się na House'a z otwartymi ustami. House podszedł do przyjaciela.

- Czego się spodziewałeś? Co lesbijki robią w centrum handlowym? I tak miała za długie włosy jak na lesbę - gderał House. Wilson przewrócił oczami i zaczął iść do wyjścia.

Wilson spędził następne kilka dni, zachowując się jak... Cóż, jak kobieta! Skubał bez apetytu swoje jedzenie, gapił się bezmyślnie w przestrzeń. House przyłapywał go często na długim i smutnym westchnieniu. House miał nadzieję, że Wilson się z tego otrząśnie i zrobił kilka "pomocnych" rzeczy, żeby mu w tym pomóc.

Wyszli na porządną kolację, ale Wilson zjadł tylko sałatkę; poszli do baru obejrzeć mecz, ale Wilson jedynie bawił się torebeczkami z cukrem; oglądali kanał Playboya, a Wilson tylko gapił się na stolik do kawy; zagrali w pokera i Wilson przegrał (House nie był nawet pewny, że on zwrócił na to uwagę). Ale wyglądało na to, że żadna z tych rzeczy nie pomogła brązowowłosemu onkologowi. Wręcz przeciwnie - wydawało się, że popada w coraz głębszą i głębszą depresję, niezależnie od tego, co było jej przyczyną.

House zastanawiał się, czy nie jest to jakiś rodzaj męskiej menopauzy i poważnie rozważał, czy nie powinien dosypać nieco estrogenu do kawy Wilsona.

W końcu, kiedy wrócił do domu i znalazł Wilsona, oglądającego Lifetime, pomyślał, że już dłużej tego nie zniesie.

- Dobra, gdybym chciał, żeby jakaś kobieta dąsała się w moim mieszkaniu, powiedziałbym Cameron, żeby się wprowadziła. Masz mi w tej chwili powiedzieć - czy ty zmieniasz płeć, Wilson? Jeśli tak, to nie mam nic przeciwko, po prostu chciałbym wiedzieć - powiedział House, stojąc w drzwiach, trzymając jedną ręką sześciopak, a drugą zaciskając na lasce.

- Chcę mieć dziecko - wyznał Wilson.
House patrzył na niego obojętnie przez sekundę.

- Przepraszam, chyba słuch mnie myli. To zabrzmiało, jakbyś właśnie powiedział, że chcesz mieć dziecko - roześmiał się nieszczerze, próbując wmówić sobie, że się przesłyszał.

- To właśnie powiedziałem - odparł gorliwie Wilson.
Wszystko, co House mógł zrobić, to nie upuścić piwa. Położył je na kuchennym stole i pokuśtykał z powrotem do salonu. Usiadł obok swojego przyjaciela.

- Cóż, przykro mi, James, ale wygląda na to, że żaden z nas nie posiada niezbędnych części, które by to umożliwiały.
Nie, żeby House był przekonany, że gdyby posiadał te części, to urodziłby Wilsonowi dziecko.

Chociaż było coś interesującego w tej myśli. Jak by to było, mieć małą mieszankę ich dwóch, kręcącą się w pobliżu? Natychmiast zobaczył maluchy z jasnymi, błękitnymi oczami i wysuszonymi suszarką włosami, które byłyby opryskliwe, ale wciąż wszystkich by przytulały.

Przerażające, oto jakie to by było. House zadrżał.

- Och - głos Jamesa przepełniało rozczarowanie.
House westchnął. Nienawidził, gdy Wilson brzmiał w ten sposób. I nienawidził nienawidzić tego.

- Poza tym, co zrobilibyśmy z dzieckiem? Jesteśmy lekarzami, i nawet jeśli pod tym względem spisujemy się przyzwoicie, nie jesteśmy zbyt odpowiedzialnymi członkami społeczeństwa - powiedział w zamyśleniu.

- My? MY NIE JESTEŚMY zbyt odpowiedzialnymi członkami społeczeństwa? - zaskrzeczał Wilson.

- A przez ile małżeństw przeszedłeś? - zaśpiewał House. Wilson przewrócił oczami.

- Nie wydaje mi się, żeby udało nam się utrzymać przy życiu choćby kota.

- A gdyby nam się udało? - w głosie Wilsona pojawiła się odrobina nadziei.
House wzruszył ramionami, spodziewając się, że to ostatnie stwierdzenie zamknie temat.

- Gdyby nam się udało, być może bylibyśmy zdolni zaopiekować się małą ludzką istotą.
House się poddał. Wilson wyglądał na zadowolonego. Znów oparł się na kanapie i skupił się na telewizji. Jaka szkoda, że House nie zdawał sobie sprawy z głębi tego, co przed chwilą zrobił.


Cytat:
* program o stolarce (wg wikipedia.org)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 2:24, 02 Gru 2008, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:37, 15 Maj 2008    Temat postu:

aaaaa, niech żyje koci fik!
Zawsze w tej części najbardziej bawił mnie fragment o wyznaniu Wilsona - "Chcę mieć dziecko"
Richie, oby tak dalej, oby tak dalej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Czw 18:50, 15 Maj 2008    Temat postu:

AAAAAA!
*zgon*
*_*
Nagromadzenie telefonii komórkowych w tytule powinno było mnie ostrzec. Pierwszy akapit powinien był mnie uświadomić. Estrogen w kawie powinien był mnie powstrzymać. Ale gdzie tam! Przeczytałam i zeszłam z tego padołu łez.
Richie, to jest cudowne. Dawno już nie miałam takiej głupawki, kwiatki i perełki są poutykane w każdym akapicie i najchętniej wycytowałabym cały tekst z jednym wielkim lol na podsumowanie.
I naprawdę nie mogę się doczekać następnej części

PS
Cytat:
Natychmiast zobaczył maluchy z jasnymi, błękitnymi oczami i wysuszonymi suszarką włosami, które byłyby opryskliwe, ale wciąż wszystkich by przytulały.


Ja chcę takiego! Ja chcę takiego! xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:38, 15 Maj 2008    Temat postu:

a wiesz ze przez chwile zastanawialam sie ktory moj fik zakonczyl sie pogrzebem?

uwaga - żyć W związkach

Zac i Cody są super! ;pp

Wilson oglądający Lifetime?
buahahahahahaha chciałabym to zobaczyć!

o Boże, będą mieli... kota?


ej a gdzie Play i MobilKing? ;pp


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:01, 16 Maj 2008    Temat postu:

Huragius - Twój komentarz mnie zabił

evay, no pięknie Zabijasz ludzi na prawo i lewo, i jeszcze o tym zapominasz
Literówka poprawiona - wielkie thx (a przy okazji znalazłam jeszcze kilka innych :? )
oświecisz mnie, co to "Lifetime" :?:
wypisałabym WSZYSTKIE sieci, ale tematy mają limit liter :?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 9:09, 16 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 9:18, 16 Maj 2008    Temat postu:

super
chciałabym zobaczyć minę Housa jak Wilson przyniesie kota do domu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:50, 16 Maj 2008    Temat postu:

przepraszam Richie że tak późno komentuję, wczoraj zaczęłam czytać, ale mnie od komputera wygonili, i doiero teraz mam szansę się tu dostać.

Fik jak zawsze super. Wilson pragnący dziecka. Ciekawy.

W tytule wymieniłaś Era,Heyah,Orange,Plus , ale mam ogromną nadzieję że będzie duż Ery [niewiem czemu, bo telefon mam z plusa, ale jak koci fik to era musi być


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:14, 16 Maj 2008    Temat postu:

lifetime to amerykańska stacja dla kobiet, w której emitują typowe wyciskacze łez i programy rodem z tvn style ;pp

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:35, 16 Maj 2008    Temat postu:

Cytat:
Nadmiaru Ery nie będzie, ale ten fik jest tak słodki, że można dostać próchnicy... O ile wszystkie zęby człowiekowi nie powypadają, od ciągłego uśmiechania się



część druga
[link widoczny dla zalogowanych]


Przez całe dwa dni wydawało się, że Wilson wrócił do normalności. Śmiał się, krzyczał, gotował przyzwoite jedzenie. Wyglądało na to, że wszystko powróciło do normalnego stanu harmonii i równowagi.

House siedział spokojnie na kanapie i oglądał zapasy. Sączył whisky i pozwolił swojemu umysłowi błąkać się po spoconych, wypukłych mięśniach Paranoidalnego Pete'a. Był to widok pełen erotyzmu, ale jego umysł zajmowały inne sprawy.

Wilson spóźniał się niezmiernie, biorąc pod uwagę jego zwyczaje. House zastanawiał się leniwie, czy mogło to wynikać z jakiegoś nagłego przypadku w szpitalu. Ale jeśli tak było, to dlaczego Wilson nie zadzwonił do domu?

- Och, czym ja się tak przejmuję? - powiedział na głos House. - Nie jesteśmy małżeństwem, ani nic w tym stylu.
Wypił resztę swojego drinka i postanowił skupić się na zapasach. Jak tylko odstawił swoją szklankę, otworzyły się drzwi.
- Nareszcie! Gdzie byłeś? Betty Gorąca Pielęgniarka miała pierwszą zmianę, więc wiem, że... - odwrócił się na kanapie i zamarł.

Wilson stał we frontowych drzwiach, uśmiechając się od ucha do ucha. Starał się nie wypuścić z rąk transporterka dla kota, kuwety, torby kociej karmy i worka żwirku.

- Co to, do diabła, jest?? Proszę, powiedz, że przyniosłeś pacjenta do domu!! - wykrzyknął House.

- Żaden z moich pacjentów nie zmieściłby się do klatki - Wilson pokręcił głową i pośpieszył radośnie do kanapy.

- Więc powiedz mi, proszę, że to Chase!

- To coś lepszego.
House prawie słyszał, jak szumi mózg Wilsona. Niemal zapytał, co może być zabawniejszego, od uległego Australijczyka, z włosami, które po prostu błagają, by je potargać, gdy Wilson klapnął obok niego. Wyglądało na to, że sam będzie musiał to zobaczyć.

To, co rzekomo miało być "lepsze", okazało się być białą, krótkowłosą kotką z dużymi niebieskimi oczami. Zamiauczała żałośnie, gdy Wilson wyciągnął ją z transporterka.

- Ciii, House nie lubi mazgajów - ostrzegł Wilson.

- Cóż, ciebie wciąż trzymam przy sobie, prawda? - burknął House. Miał wrażenie, że potrzebny mu kolejny drink. Wstał i nalał sobie do szklanki sporą porcję whisky. - Więc zostałeś kocią niańką, mam rację? Próbujesz poderwać jakąś niesamowitą pielęgniarkę, pokazując jej, jaki miły z ciebie gość? Proszę, powiedz, że to o to chodzi - House wiedział, że błaga, ale nie mógł nic na to poradzić. Kociak był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował.

- Skąd się wzięła ta twoja obsesja, że jestem dziwką wszystkich pielęgniarek? - Wilson zamrugał, podnosząc wzrok na House'a. - Nie, ona jest nasza. Ma na imię Pearl*.

- Odmawiam posiadania kociaka o imieniu Pearl - House potrząsnął głową.

- Więc nazwij ją jakoś inaczej - zasugerował Wilson.
House wrócił na kanapę. Kotka usiadła zgrabnie pomiędzy dwoma mężczyznami i spoglądała to na jednego, to na drugiego. Wyglądało na to, że próbuje ocenić, który będzie bardziej skłonny ją pogłaskać.

Najwyraźniej nie była zbyt inteligentnym kotem, ponieważ ruszyła prosto do House'a. House skrzywił się, i wyglądało na to, że zamierza ją odepchnąć, kiedy dłoń Wilsona powstrzymała go.

Dłoń Wilsona, ciepła i delikatna na jego ramieniu. Dłoń Wilsona. Poczuł się tak, jakby impuls elektryczny przepłynął przez jego żyły. Zastanowił się, czy to właśnie czuje pacjent, gdy pobudza się jego serce z użyciem defibrylatora.

- Nie rób tego, House - Wilson spojrzał na niego błagalnie brązowymi oczami. - Po prostu daj jej szansę, proszę?
House westchnął, pokonany.

Kotka przytuliła się do brzucha House'a i zaczęła mruczeć. House podniósł jedną rękę i ostrożnie zaczął ją głaskać. Pasowała dokładnie do jego dłoni.

- Birdie. Nazwiemy ją Birdie - odezwał się nagle.
Wilson spojrzał na niego, unosząc brew.

- Czy mogę ośmielić się wejść w Strefę Mroku, znaną jako twój umysł, i spytać dlaczego?

- Bo tak powiedział mi mały ptaszek** - powiedział po prostu House.
Wilson przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego, a potem roześmiał się łagodnie. Birdie przestała mruczeć i szybko zasnęła, tuląc się do brzucha House'a. House czuł pod swoją dłonią ciepły, puszysty kłębek.

- Widzisz? Lubi cię - w głosie Wilsona słychać było ekscytację.

- Mogę powiedzieć, że polubiłaby każdego, kto wpuściłby ją na swoje ciepłe kolana i poświęcił jej uwagę - wymamrotał House. - Jest jak dziwka, i nawet nie dorosła do tego, żeby łapać myszy - westchnął. - Co, na miłość Boską, sprawiło, że zdecydowałeś się wziąć kota, Wilson?

- Powiedziałeś, że jeśli uda nam się utrzymać przy życiu kota, wtedy być może moglibyśmy mieć dziecko - głos onkologa był cienki i nieśmiały.
House spojrzał na Wilsona, jakby ten właśnie wrócił z Marsa.

- Wkręcasz mnie, prawda? Nadal ci nie przeszła ta cała sprawa z dzieckiem?

Wilson wzruszył ramionami i popatrzył w dół na swoje buty. House westchnął i wepchnął kotkę Wilsonowi. Obudziła się i posłała House'owi spojrzenie pełne dezaprobaty, zanim z oburzeniem zeskoczyła z kolan młodszego mężczyzny i dumnie odeszła, by dąsać się pod niskim stolikiem.

- House...

- Weź ją na dzisiejszą noc. Podział praw rodzicielskich, słyszałeś o tym kiedykolwiek? Ty masz ją dziś, a jutro będzie spać ze mną - odwrócił się i poszedł do sypialni. - Baw się dobrze, z mamusią Jamesem, Birdie - zanucił i zatrzasnął drzwi do swojego pokoju.

Tej nocy leżał bezsennie w swoim łóżku, założył ręce za głowę i gapił się w sufit. Słyszał jak w drugim pokoju Wilson ustawia kuwetę i mówi niskim głosem do kociaka. Nie mógł rozróżnić wypowiadanych słów, ale podejrzewał, że Wilson mówi o nim.

On nie mógł mówić poważnie o posiadaniu dziecka, zdecydował House. To jest stadium... Jak jego faza "Julie" albo każda inna z jego faz. Wilson czuje się niepewnie i chce kochać coś, co z pewnością zrewanżuje mu się miłością. O to chodzi.

House westchnął i przewrócił się na bok. Gapił się na drzwi, gapił się na światło dochodzące przez szczelinę pod nimi. Oczami wyobraźni widział Jamesa zdejmującego spodnie, w których chodził do pracy, i rozpinającego koszulę. Nieco zbyt długo zatrzymał się spojrzeniem na piersi Jamesa i jego nagich ramionach, zanim zmusił się, by przesunąć wzrok.

Mógł sobie wyobrazić, jak mężczyzna kładzie się, tuląc do siebie kociaka, który prawdopodobnie był w głębokim szoku. Albo przynajmniej próbował zrozumieć, dlaczego mamusia i tatuś nie śpią w tym samym łóżku. Zdławił śmiech na tą myśl. Dobrze, że nie mieli prawdziwego dziecka. To byłoby trudno wyjaśnić.

- Czy musiałoby tak być? - spytał głos w jego głowie.

- Zamknij się - warknął w odpowiedzi. Ten głos ostatnio zbyt często się odzywał. James był...

Wzdrygnął się. Kiedy zaczął myśleć o Wilsonie, używając jego imienia? Westchnął, przetarł twarz dłonią i uśmiechnął się łagodnie. To miejsce, gdzie James go dotknął, wciąż było ciepłe.


Cytat:
* Pearl - Perełka
** Birdie - ptaszek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:46, 16 Maj 2008    Temat postu:

Właśnie Richie dlaczego nie śpią w tym samym łóżku?
Skoro nadmiaru ery nie bedzie, to chociaż na małą nutkę ery można liczyć?

Szkoda że razem nie śpią, ale wytrzymam do następnego odcinka fika w niewiedzy czy następnej nocy będą już razem, no i czy się na dziecko zdecydują.

Richie, mówiłam Ci już że lubię twoje tłumaczenia??


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:54, 16 Maj 2008    Temat postu:

Tak, coś tam wspominałaś :wink:

Spokojnie, nie wszystko na raz Fik ma kilkanaście części, więc wszystko przed nimi i przed Wami


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pią 19:29, 16 Maj 2008    Temat postu:

fajne
Cytat:
Właśnie Richie dlaczego nie śpią w tym samym łóżku?
no właśnie? dziwne trochę...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Pią 19:34, 16 Maj 2008    Temat postu:

omgggg, matko, jakie to słoooodkie. Już mi się zapruchnicowały wszystkie trzonowce, zanim dotrzemy do końce tej serii będę musiała uzbierać na protezy, koronki czy jak to się tam zwie xD

Cytat:
- Czy mogę ośmielić się wejść w Strefę Mroku, znaną jako twój umysł, i spytać dlaczego?


Tekst roku, absolutnie xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 2:44, 17 Maj 2008    Temat postu:

o Boże to jest tak niesamowite słodkie, gdy House ją głaszcze!

i jeszcze ten tekst o Czejsie *_*

słooooodkie niesamowicie *_*

kocham kocie fiki ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:04, 17 Maj 2008    Temat postu:

*Madziula* napisał:
fajne
Cytat:
Właśnie Richie dlaczego nie śpią w tym samym łóżku?
no właśnie? dziwne trochę...

"trochę dziwne" by było, jakby PRZYJACIELE spali w jednym łóżku
Dajcie im trochę czasu... ONI muszą do tego dojrzeć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:10, 17 Maj 2008    Temat postu:

raczej HOUSE musi do tego dojrzeć ;pp

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:13, 17 Maj 2008    Temat postu:

Ciekawe czy Wilson od razu wskoczył by mu do łóżka z kotem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:14, 17 Maj 2008    Temat postu:

evay ---

Może to i racja...

Ale (nie powinnam zdradzać tajemnicy), ale Jimmy się boi Może nie samego "spania", ale tego, co wcześniej


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 10:15, 17 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madziax
Fasolka


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 3188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: puszka Pandory
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:07, 17 Maj 2008    Temat postu:

Słodkie. Wyobrażam sobie jak Wilson przychodzi do domu taki uśmiechnięty z kuwetą, żwirkiem itd. xD Biedny House

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:17, 17 Maj 2008    Temat postu:

Cytat:
Eeeee... Mam coś napisać na wstępie? Nie, chyba to nie jest potrzebne


część trzecia
[link widoczny dla zalogowanych]


Birdie była prawdopodobnie najdziwniejszym kotem, jakiego House kiedykolwiek spotkał w całym swoim życiu. I z jakiegoś powodu doskonale mu to odpowiadało. I tak nigdy nie myślał zbyt wiele o normalnych ludziach. Czy oni w jakikolwiek sposób przyczynili się społeczeństwu? Jedynie dziwacy dokonywali wielkich rzeczy.

Albertowi Einsteinowi nigdy nie udało się założyć skarpetek do pary.

Przynajmniej to właśnie powtarzał sobie House w poranki, gdy ON nie potrafił znaleźć pasujących do siebie skarpetek.

Tak, czy inaczej - Birdie była dziwna. Lubiła jeździć na ranieniu House'a. Była mała i wiedziała dokładnie, jak wbić pazury w jego koszulę, a nie w jego bark. Wyglądało na to, że wydawało jej się, iż jego utykający krok, był jak jazda właśnie dla niej.

Odmawiała jedzenia kociej karmy, którą kupił dla niej Wilson. Siedziała przed swoją miseczką, gapiąc się na jedzenie, jakby czekała, aż zmieni się w coś innego. Jeśli House lub Wilson przechodzili obok, patrzyła na nich swoim najbardziej żałosnym spojrzeniem.

House, wbrew swojemu zdrowemu rozsądkowi, zaczął ukradkiem podrzucać jej kawałeczki innego jedzenia. Birdie uwielbiała masło orzechowe, a oglądanie tego, jak ona je było fascynujące, więc House stwierdził, że to sytuacja wygrany-wygrany.

Lizała i lizała, i lizała kąski, które House jej podsuwał, a potem spacerowała przez dziesięć minut, cmokając wargami. Nadzwyczaj zabawny widok.

- House, czy z kotem dzieje się coś złego? - Wilson przyglądał się jej ostrożnie, gdy jednego razu wrócił do domu późnym wieczorem.
House podniósł wzrok znad swojej gazety, by spojrzeć na Birdie, która cmokała tak, jakby bawiła się zabawką z kocimiętki.

(- Czy tak nie wygląda kot na haju? - spytał Wilson, unosząc brew.

- A co? Czego się po mnie spodziewałeś, wracając tak późno do domu? Miałem czas, by ukamienować kumpla - powiedział defensywnie House. Wilson uniósł w górę ręce i odszedł.)

- Nie, nic jej nie jest - House zdołał zachować kamienną twarz i wrócił do gazety.
Wilson poszedł do kuchni i zobaczył słoik masła orzechowego.

Zdrajcy.

- House, czy ty dajesz kotu masło ORZECHOWE? - wrócił do salonu, trzymając oskarżycielsko słoik.

- Może troszeczkę. Od czasu do czasu. Ona je lubi! Poza tym, nie lubi swojej gównianej karmy. Ona musi coś jeść.

- To naprawdę nie jest zdrowe dla kota.

- Nie wydaje się, żeby czuła się od tego gorzej. Prawda, Birdie? - spytał.
Oderwała się od swojego polowania na mysz i miauknęła. A potem usiadła i zaczęła z gracją myć swój pyszczek.

- Ze wszystkich kotów na świecie, nam musiał się trafić NAJDZIWNIEJSZY - burknął Wilson.

- Nie mów w ten sposób! Ona miała być naszym próbnym dzieckiem. Mówiłbyś w ten sposób o dziecku? - krzyknął House.

- House. Zamknij się.

Birdie uwielbiała również przebywać z ludźmi, gdy byli pod prysznicem. Zdawała się zawsze wiedzieć, kiedy zamierzasz wziąć kąpiel. Skradała się za tobą i wpadała do środka, kiedy próbowałeś zamknąć drzwi.

Siadała na umywalce, słuchała i obserwowała, jak bierzesz prysznic. Na początku House myślał, że to jej podglądanie jest niepokojące, ale potem powiedział sobie, że ona jest tam tylko dlatego, ponieważ lubi go słuchać, kiedy śpiewa opery pod prysznicem.

Nie był pewien, dlaczego szła za Jamesem. A może był. Złe myśli, złe myśli - karcił się zawsze, gdy coś takiego przychodziło mu do głowy. Pomyśl o czymś innym. Brak vicodinu, nagi Chase... Wszystko oprócz Jamesa!

A jeśli zostawiłeś swój mokry ręcznik na podłodze, co House zawsze robił, kotka zawsze podchodziła i zaplątywała się w niego. Ale wygrywała te starcia z ręcznikiem. Och tak, może wychodziła z nich wilgotna, ale zwycięska.

Tak, Birdie była naprawdę dziwnym kotem. I z jakiegoś powodu House'owi doskonale to odpowiadało. Uwielbiała spędzać noce pod jego opieką i często wtulała się w zgięcie jego szyi. Czuł ciepły, puszysty kłębek, mruczący mu słodko do ucha.

Gdy nikt nie patrzył, gdy Wilson już zasnął, House odwracał głowę. Pocierał podbródkiem o jedwabiste futerko i czuł jak Birdie wzdycha z zadowoleniem. Cieszył się, kiedy z nim spała i niechętnie pozwalał jej odejść, gdy nadchodziła kolej Wilsona.

House często budził się i znajdował ich poplątanych ze sobą. Czuł ukłucie zazdrości, stojąc w bokserkach i opierając się na lasce.

Czy był zazdrosny o kota, czy o mężczyznę - tego nie potrafił powiedzieć.

Jednej nocy, wkrótce po tym, jak pojawiła się Birdie, Wilson wrócił późno. Birdie siedziała z House'em, który dzielił się z nią słoikiem masła orzechowego. Używali nawet tej samej łyżeczki, a gdyby ktoś spytał dlaczego, House utrzymywałby, że to dlatego, bo nie chce mieć dodatkowej rzeczy do mycia.

James stał w drzwiach, obserwując ich. Birdie wydawała się być zafascynowana swoim posiłkiem i zjazdem monster trucków w telewizji. James oparł ręce na biodrach.

- Ile razy mam cię prosić, żebyś nie dawał jej masła orzechowego? - zapytał ostro.

- Masz na myśli, zanim posłucham, czy zanim będziesz zmęczony powtarzaniem tego? - odparł niewinnie House, wsuwając łyżeczkę do ust i zlizując lepki krem.

- To nie jest dla niej dobre!

- Coś znowu dobrało się dziś wieczorem do twoich majtek, Wilson? - House odłożył łyżeczkę.
Birdie spojrzała za nią do słoika, bez wątpienia przeklinając swój brak kciuków.

- Jeśli musisz wiedzieć, dziś zmarła ta dziewczyna, którą leczyłem - warknął Wilson.
House zamrugał, próbując za wszelką cenę przypomnieć sobie, o której dziewczynie mówi Wilson. Zobaczmy, dziewczyna chora na raka, łysa...

Jaaasne. Osiemnastolatka z nowotworem jajnika. Bardzo niezwykłe u kogoś tak młodego. Tragiczne, ale dzięki temu trafi do książek medycznych. House wydobył więcej masła orzechowego i nabrał trochę na palec, żeby Birdie mogła je zlizać.

- Och - wzruszył ramionami. Pacjenci umierają.

- To wszystko, co masz do powiedzenia? Och? - Wilson przerwał w połowie rozwiązywanie swojego krawata.

- Nie martw się, jestem pewien, że trafiła do Nieba dla osiemnastolatków, w którym jest mnóstwo imprez i żadnych egzaminów semestralnych. Boże, co mam ci powiedzieć, James?

- Choć jeden raz, Greg, jeden jedyny, chciałbym usłyszeć, jak mówisz, że jest ci przykro i był przy tym szczery. Chcę usłyszeć, że troszczysz się o kogoś innego, niż ty sam! Czy proszę o tak wiele? - James niemalże krzyczał.

- Pacjenci umierają, James. Szczególnie w twojej dziedzinie. I jeśli nie możesz sobie z tym poradzić, nie masz żadnego interesu w tym, żeby być lekarzem - odgryzł się Greg.
James spojrzał na niego i potrząsnął głową.

- Masz rację. Nie mam żadnego interesu. Ale nie w byciu lekarzem. Nie mam żadnego interesu w tym, że jestem z tobą! - złapał swoje kluczyki i wypadł z domu, nie zabierając nawet płaszcza.
Birdie spojrzała na zatrzaśnięte drzwi, a potem na House'a, z bardzo zakłopotaną miną.

- Och, miał po prostu zły dzień. Mamusia niedługo wróci, nie kłopocz tym swoich wąsików, Birdie - puknął ją delikatnie w nos.
Spojrzała tęsknie na drzwi.

Birdie gapiła się tak przez cały wieczór. House również. Gdzie jest ten facet? Czy obchodzi go choć trochę, że House się martwi? Czy to go w ogóle dotknęło? Oczywiście, że nie. House patrzył wściekle po sobie, dopóki zegar nie wskazał godziny jedenastej. Wstał i przeciągnął się.

- Dalej, Birdie. Chodźmy do łóżka - powiedział do kulki białego puchu.
Nie ruszyła się ze swojego miejsca.
- Co z tobą? Gapienie się nie sprawi, że on szybciej wróci.

Spojrzała na niego tak, jakby chciała powiedzieć: "Ty do tego doprowadziłeś! Potrafisz to naprawić?"
House spróbował ją podnieść, ale wbiła swoje pazurki w kanapę. House dał za wygraną i poszedł do łóżka. I tak tej nocy była kolej Wilsona, by z nią spać.

House leżał bezsennie na łóżku, czekając. Wiedział, że nie odpocznie nawet przez sekundę, dopóki nie usłyszy, jak drzwi się otwierają. W końcu usłyszał, że się otworzyły i usłyszał, jak ktoś wchodzi ostrożnie do salonu.

- Hej, Birdie. Dlaczego nie jesteś z House'em? - spytał łagodnie James.
Birdie miauknęła w odpowiedzi.
James westchnął. - On też na mnie czekał?
House wstał i pokuśtykał do drzwi. Patrzył, jak James siada na kanapie.
- Wiem, nie powinienem wyładowywać na nim swojego gniewu. Znam go od lat. Jak mogłem oczekiwać, że się zmieni?

Opadł na kanapę. Birdie natychmiast ułożyła się wygodnie. Przez moment lizała delikatnie twarz Jamesa, a House zdał sobie sprawę, że Birdie zlizuje łzy. Wilson zachichotał i pogłaskał ją.

- Tak się cieszę, że cię mamy. Nawet jeśli twój oddech pachnie masłem orzechowym.

House stał tam, dopóki nie był pewien, że oboje zasnęli. Zakradł się do salonu. Spojrzał na swojego przyjaciela i na wyschnięte łzy, które pozostały na jego policzkach.

- Przepraszam - szepnął. - Tak bardzo mi przykro.
Schylił się i pocałował policzek swojego przyjaciela, czując słony smak łez.
- Biedny James.
Odwrócił się i pokuśtykał z powrotem do sypialni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:29, 17 Maj 2008    Temat postu:

Nagi Chase

Mamusia niedługo wróci, nie kłopocz tym swoich wąsików, Birdie

Schylił się i pocałował policzek swojego przyjaciela, czując słony smak łez.-słodkie...

Jak na razie to ta częśc jest dla mnie THE BEST.

Najwięcej razy wyłam ze śmiechu.

Piękne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lolok dnia Sob 19:30, 17 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 20:11, 17 Maj 2008    Temat postu:

Cytat:
- Nie mów w ten sposób! Ona miała być naszym próbnym dzieckiem. Mówiłbyś w ten sposób o dziecku? - krzyknął House.


super


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:14, 17 Maj 2008    Temat postu:

o mój Boże to jest tak niesamowicie słodkie, że zaparło mi dech *_*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:30, 18 Maj 2008    Temat postu:

Osobiście nie lubię za bardzo zwierząt, ale jak się widzi oczami wyobraźni taką małą bielutką mruczącą kuleczkę to człowiek sam się uśmiecha na tą myśl.
Fik boski, świetny, ujmująco uroczy i odpowiednio hilsonowy oczywiście.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:55, 18 Maj 2008    Temat postu:

Cytat:
Wreszcie coś dla tych, którzy nie mogli się nadziwić, że House i Wilson nie śpią w jednym łóżku...


część czwarta
[link widoczny dla zalogowanych]


Birdie szybko urosła i z kociaka zmieniła się w kota. Tropiła swoją mysz z kocimiętką, skarpety wystające z kosza na brudną bieliznę i rękę Jamesa, jeśli zostawił ją zwisającą z kanapy. Wciąż była raczej mała jak na kota, niemalże mieściła się w dłoni House'a.

Rozwinęła także swój gust muzyczny. Siadywała na pokrywie fortepianu, kiedy House grał i obserwowała jego palce, przesuwające się po klawiszach. Zazwyczaj zapadała w sen, wyglądając na całkowicie zadowoloną ze swojego własnego, osobistego muzyka.

Zachowywała się jak królowa. James i House byli jej świtą.

- House - odezwał się pewnego dnia James, gdy Birdie przyglądała się przez okno ptakom, siedzącym na drucie telefonicznym.

- Yeah? - House nie zadał sobie trudu, by odłożyć swoje medyczne czasopismo.

- Myślę, że najwyższa pora, żebyśmy wzięli naszą kotkę i poszli... No, wiesz.

- Nie, nie wiem. Obedrzeć ją ze skóry? Wypchać? Ugotować? Co? Musisz użyć prawdziwych słów, James. Naprawdę nie jestem w nastroju, by grać w szarady.

- Naprawić - szepnął James.
House uśmiechnął się w duchu. Oto szansa na odrobinę zabawy.

- Zabawić?* Wilson, co z tobą? Chcesz zabawiać się z naszą małą Birdie...

- Naprawić - James odezwał się trochę głośniej.

- Wyprawić?* Nie zabijemy naszego dziecka! Co się z tobą dzisiaj dzieje? Przysięgam,
bycie lekarzem cię wykańcza. Nie spotkałeś się znowu z Kevorkianem, prawda?

- Naprawić! Naprawić, naprawić, naprawić! Wysterylizować! - krzyknął w końcu zirytowany James.

- Czemu do razu tak nie mówisz? - spytał leniwie House.
James jęknął i ukrył twarz w dłoniach. Birdie porzuciła jaskółki za oknem i wskoczyła mu na kolana, domagając się odrobiny uwagi. Minęło sporo czasu, od kiedy była ostatnio głaskana.

- Tak jest lepiej dla kota. A poza tym, jeśli to zrobimy, będzie mogła wychodzić na zewnątrz.

- Nie jestem pewien, czy chcę, żeby w ogóle wychodziła na zewnątrz.

- Och, daj spokój, House. Ona jest już niemal zupełnie dorosłym kotem. Co może się jej stać? - James spojrzał na House'a, który tylko wzruszył ramionami i nie podniósł wzroku znad medycznego czasopisma.

- Dobrze, wysterylizujmy ją. Ostatnia rzecz, jakiej tutaj potrzebujemy, to kolejna istota, która miewa okres - burknął House.

- Hej, o kim ty mówisz? - James zamrugał, zdezorientowany.
House spojrzał na niego i uśmiechnął się ironicznie. James spojrzał na niego groźnie i rzucił poduszką w twarz swojego najlepszego przyjaciela.

Zabrali ją do weterynarza w następny weekend. Siedziała na kolanach House'a, bo nie lubiła swojego transporterka i okazywała to swoim miauczeniem. James raz za razem wyciągał rękę i głaskał ją po głowie albo drapał ją za uszami, tak jak lubiła. Gdy to robił, jego ręką ocierało się o ramię House'a, a czasem koniuszki ich palców stykały się ze sobą. Żaden z nich nie przesunął się, by temu zapobiec.

- Birdie House-Wilson? - pielęgniarka wystawiła głowę z gabinetu.
Wilson uniósł pytająco brew na House'a, który zapisywał kotkę.

- Cóż, w taki sposób postępują wszyscy nowocześni młodzi rodzice! - powiedział.

- Ktokolwiek powiedział, że jesteś nowoczesny i młody, okłamał cię, House - Wilson przewrócił oczami i zabrał Birdie do gabinetu. Spojrzała żałośnie na House'a swoimi dużymi zielonymi oczami. House westchnął i bawił się swoją laską, dopóki James nie wrócił.

- Nie podoba mi się tutaj - oznajmił. Jego diagnozujące niebieskie oczy rozejrzały się dookoła w poszukiwaniu przyczyny. - Spójrz na tamtego psa! Wygląda, jakby był przeziębiony.

- To gabinet weterynarza, House. Musi tu być przynajmniej jedno chore zwierzę - James westchnął, dzwoniąc swoimi kluczykami. - Słuchaj, wiem, że będziesz za nią tęsknił. Wiem, że to dla ciebie trudne...

- Kto powiedział, że będę tęsknił za tą futrzaną kulką? Przede wszystkim, nigdy jej nie chciałem - warknął House, podnosząc się z niewygodnego plastikowego krzesła. - Chodźmy. Wydaje mi się, że w telewizji leci mecz.

Ale czuł się dosyć samotny tego wieczora. Nie było nikogo, z kim mógłby dzielić się masłem orzechowym, i House'owi wydawało się, że jego kanapka staje mu w gardle. Wyglądało na to, że nikt nie będzie obserwował go, jak gra na fortepianie, ale gdy tylko jego palce uderzyły w klawisze, Wilson usiadł na stołku obok niego.

- Coś się stało? - spytał, wydobywając z klawiszy smutną melodię.
Wilson potrząsnął głową.

- Właściwie nie.

House w dalszym ciągu grał, a James w dalszym ciągu obserwował, żaden z nich się nie odzywał. House obejrzał się na niego raz czy dwa, a nawet przyłapał Wilsona, jak dotykał pewnego miejsca na swoim policzku. To miejsce było więcej niż znajome wargom House'a.

- Idę spać - oznajmił nagle James.

- Dobranoc, James - powiedział House, wygrywając ostatni akord. Wstał i pokuśtykał do swojego łóżka.

Leżeli w ich własnych pokojach przez minutę. Tej nocy była kolej House'a, by spać z Birdie, i stwierdził, że po prostu nie potrafi zasnąć, bez ciepłej kulki przy swoim policzku. Westchnął i przewrócił się na bok, gapiąc się obojętnie na ścianę. Może myślenie o kartach pacjentów z kliniki znudzi go na tyle, że uda mu się zasnąć.

Właśnie gdy wprowadzał w życie swoją taktykę, otworzyły się drzwi. A w nich, w bokserkach i t-shirtcie, stał James Wilson.

- Wiem, że nie możesz spać.

- Co zamierzasz z tym zrobić? - spytał House.
James wzruszył ramionami i ostrożnie podszedł do jego łóżka. Nie odrywając oczu od House'a, położył się i naciągnął sobie koc na ramiona.

- Wiem, że pocałowałeś mnie tamtej nocy.

- Której nocy? - House zdecydował się udawać głupka.

- Tej nocy, w którą wyszedłem i wróciłem.

- Właściwie, to dlaczego wróciłeś? - spytał House.
James się uśmiechnął.

- Chciałem, żebyś mnie pocałował.

- Wystarczyło poprosić - House nie był pewien, czy młodszy mężczyzna żartuje, czy jest śmiertelnie poważny. Miał nadzieję, nie, modlił się, żeby mówił poważnie.

- Och.
Na moment zapadła cisza. James przysunął się bliżej do House'a i wtulił twarz w zagięcie jego szyi. Jedna z rąk House'a poruszyła się i spoczęła na jego karku.
- House?

- Yeah?

- Pocałujesz mnie?

- Yeah - House uśmiechnął się i dotknął swoim czołem czoła Wilsona. Mężczyzna odchylił głowę, a House przywarł do jego ust.

Ten pocałunek był czuły i rozkoszny, pełen miłości i delikatności. House wiedział, że pewnego dnia ich pocałunki staną się gwałtowne, ale jeszcze nie w tej chwili. W tej chwili dopiero zaczęli obdzierać kota za skóry.

- Wystarczyło poprosić - powiedział znowu, kiedy się rozdzielili.
James uśmiechnął się i ponownie zatopił twarz w szyi House'a. Być może teraz uda im się zasnąć.


Cytat:
* House wykorzystuje słowa do rymu - w oryginale jest "fixed" (naprawić), "licked" (lizać) i "nixed" (utopić). Chciałam, żeby to nadal była gra słów, więc zmieniłam najlepiej, jak umiałam...
zabawić to zasługa Marau Apricot - wielkie thx
(gdyby ktoś miał jakiś lepszy pomysł, to chętnie zmienię )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 19:56, 18 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 1 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin