|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:51, 16 Cze 2008 Temat postu: Ostatni przystanek [M] |
|
|
Kategoria: friendship
Zweryfikowane przez Autorkę.
A/N
Autorka zastrzega, że nie jest właścicielką serialu 'House M. D.' (czego bardzo żałuje). Nie ma równiez żadnych korzyści materialnych z tytułu napisanie tego-tego poniżej. (Jedynie odhaczoną pozycję 086. Choices. z listy fanfic100.) Chciała równiez podziękować Siostrze za betę i konsultację medyczną. A wszelkie znalezione błędy sa już li wyłącznie jej. I tak, można bić.
OSTRZEŻENIE: Spojlery 4x16. Hilson f-ship. Angst, deathfic, AU.
Ostatni przystanek
Sądzisz, że powinienem zaryzykować własne życie, żeby ocalić Amber.
Wilson patrzył, jak pielęgniarki zabierają maszynę, prawdopodobnie dlatego, że gdzieś tutaj, w Princeton-Plainsboro, jest osoba, która potrzebuje jej o wiele bardziej, niż Amber. Wilson patrzył, jak Chase, Kutner i Trzynastka wyciągają z ciała Amber te wszystkie rurki, te wszystkie sztyfciki, które na pewno miały swoje nazwy, w jakimś innym świecie i o innym czasie. Wilson patrzył, jak Trzynastka osobiście zabiera ciało Amber do kostnicy, by tam równie osobiście je oczyścić i pozszywać, zanim będzie można je przekazać rodzinie. Wilson patrzył na to wszystko, ale widział niewiele. Nie mógł przestać myśleć o wydarzeniach ostatnich dni. Wypadek. Amber. I House w tym wszystkim.
House.
Wilson czuł, że powinien być zły na przyjaciela, powinien być zły w nieopisany dotąd sposób za wyciągnięcie Amber z domu o tak nieludzkiej porze, za pozwolenie, by wsiadła do tego cholernego autobusu, za nieuchronienie jej przed śmiercią. Znienawidzenie go byłoby takie proste, gdyby Amber była dla niego kolejnym przypadkiem, gdyby traktował ją jak kolejną zagadkę do rozwiązania, gdyby House był po prostu House’m. Jednak pełne zrozumienia spojrzenie błękitnych oczu, gdy James przyszedł prosić o zabieg, nie dawało o sobie zapomnieć, a wyraz rozpaczy, desperacji i czystego żalu na jego twarzy, gdy wszystko sobie przypomniał, nie pozwalał go znienawidzić. I łzy. Wilson nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział House’a w emocjonalnej rozsypce.
- James?
Wilson nie zauważył, kiedy podeszła, nie dostrzegł, kiedy położyła dłoń na jego ramieniu. Dopiero jej cichy, spokojny szept wyrwał go z zamyślenia.
- Allison.
Cameron przysunęła się bliżej i objęła mężczyznę w pasie. Wilson położył głowę na jej ramieniu i westchnął.
- Wiem, że to boli – powiedziała. – I nie przestanie. Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze i że wyjdziesz z tego, bo to nigdy nie przestanie boleć, ty po prostu nauczysz się z tym żyć. Aż w końcu ból zacznie wydawać się mniejszy. Pójdziesz dalej, ale to nigdy tak naprawdę nie przestanie boleć.
W głosie Cameron słychać było nutę niezwykłej pewności. Ona wiedziała, pomyślał Wilson, kiedyś przeszła dokładnie to samo. Może dlatego obecność młodej lekarki była tak uspokajająca, przynosiła ulgę. (House by go wyśmiał.)
House…
- Co z House’m? – zapytał Wilson rozluźniając uścisk. Cameron spojrzała na niego z zastanowieniem, ale zrozumienie szybko zagościło na jej twarzy.
- Foreman mówi, że House przeszedł napad częściowy złożony. Krwawienie wewnątrzczaszkowe spowodowało śpiączkę. Nie będziemy wiedzieć, czy doznał jakichś trwałych uszkodzeń, dopóki się nie obudzi.
- Boże… - Wilson spojrzał na Cameron z przerażeniem. – Powinienem go zobaczyć. Powinienem, prawda?
- Jest wszystkim, co ci zostało – odparła dziewczyna, ale starszy lekarz już jej nie słyszał. Był w połowie drogi na oddział intensywnej terapii.
***
House otworzył oczy. Niesamowita jasność, czystość i pustość autobusu zaparły mu dech w piersiach. Potrzebował chwili, by przyzwyczaić się do niezwykłości i niecodzienności tego aktualnie najbardziej znienawidzonego środka transportu. Zaraz, chwileczkę. House zamrugał. Autobus? Mężczyzna zaczął się rozglądać. Widok osoby siedzącej obok nieomal przyprawił go o atak serca (kolejny w ciągu mniej niż 48 godzin, brawo, House, powiedział głosik niebezpiecznie przypominający Cuddy). I nie chodziło tu wyłącznie o tę anielską poświatę wokół jej blond włosów, ani nawet o to nieskazitelne białe ubranie. To po prostu nie było w porządku.
- Nie żyjesz – powiedział w końcu.
- Wszyscy umierają – odparła Amber ze stoickim spokojem. Wpatrywała się z zamyśleniem w jakiś odległy punkt, którego House nie potrafił dostrzec.
- Ja też nie żyję?
To jedno pytanie sprawiło, że Amber odwróciła się i spojrzała na niego badawczo. Po chwili uniosła brwi i uśmiechnęła się w ten wszechwiedzący sposób, który tak bardzo go irytował.
- Jeszcze nie.
***
Sześć minut to za mało czasu, by pozbierać myśli. Sześć minut to zdecydowanie za mało czasu, by się uspokoić, by zastanowić się nad swoim zachowaniem, nad każdym słowem, które być może padnie z jego ust, gdy już dotrze do pokoju House’a. Gdy już House się obudzi, gdy już się upewnią, że nic mu nie jest i nie będzie, gdy już Wilson nie będzie się czuł tak paskudnie winny. Gdy już wszystko wróci do normy. (Nigdy już nie wróci do normy, Jimmy.) Ale sześć minut to za mało czasu na to wszystko.
- James?
Głos administratorki był spokojny. Zaskakująco, wręcz nieprawdopodobnie spokojny. Wilson spojrzał w czerwone i zapuchnięte oczy Lisy Cuddy. Nie spodobało mu się to, co tam zobaczył. Przejmujący smutek, współczucie, a nade wszystko strach. Strach o jego, Jamesa, zdrowie psychiczne. Strach o Kaczątka. Strach o przyszłość ich wszystkich. A nad tym wszystkim górowała potężna fala strachu o House’a. W spojrzeniu dziekana nie było ani krzty nadziei, ani śladu dawnego błysku, który zapewniłby go, że kobieta panuje nad sytuacją. Wilson z przerażeniem stwierdził, że Cuddy się po prostu poddała. Wypomniałby jej to, wyśmiałby to, w ogóle zachowałby się jak House, gdyby tylko wiedział, że to pomoże jej odzyskać głowę. Gdyby tylko miał jeszcze siłę walczyć.
- Co z nim?
- Jest stabilny. Ciśnienie krwi w normie… - Cuddy umilkła i rzuciła szybkie spojrzenie w stronę mężczyzny leżącego za szklaną ścianą. Wilson mimowolnie podążył za jej wzrokiem. Objął spojrzeniem całą sylwetkę House’a, od jego trupiobladej twarzy po nieruchoma rękę na prześcieradle – diagnostyk wydawał się być tak kruchy, tak bezbronny, tak… samotny. James odwrócił wzrok, ale był pewien, że gdy tylko przymknie powieki, ujrzy ten sam obraz. Spojrzał więc na przełożoną. Cuddy stała z zamkniętymi oczyma, przygryzając lekko wargę. Wilson znał ją wystarczająco długo, by wiedzieć, że ta poza oznacza rozdarcie, wewnętrzną walkę. A to – w połączeniu z wiszącym w powietrzu urwanym zdaniem, jakimś ”ale”, którego nie chciała wypowiedzieć na głos – nie wróżyło nic dobrego.
- Ale? – spytał Wilson, modląc się jednocześnie, by to „nic dobrego” nie okazało się „czymś absolutnie złym”. Cuddy milczała.
- Nie reaguje – zaczęła w końcu, starając się opanować swój drżący głos. Wilson taktownie udał, że nie zauważył pojedynczej łzy spływającej po jej policzku. Cuddy otarła ją wierzchem dłoni, po czym kontynuowała: - Nie reaguje na bodźce z otoczenia.
Wilson przymknął oczy (nie, nie, ten obraz nie będzie mnie prześladował, nie teraz) i zaczął głęboko oddychać. Musiał się uspokoić, musiał się uspokoić (wdech, wydech, wdech, wydech), musiał pozostać spokojny dla Cuddy. (Wdech.) Dla House’a. (Wydech.)
- To na pewno śpiączka spowodowana urazem. – Wilson ze zdziwieniem usłyszał sam siebie. Nie przypominał sobie, by otwierał usta, nie kojarzył, by chciał cokolwiek powiedzieć. Ale to co mówił brzmiało dobrze. Dawało wszystkim nadzieję na realną szansę powrotu do normalności. A tego potrzebowali. Nadziei. Szansy. Normalności. House’a. - Na pewno wkrótce się obudzi i znajdzie ciebie – zapłakaną, skuloną w niewygodnym fotelu i trzymająca go kurczowo za rękę.
Cuddy uśmiechnęła się blado. Kąciki ust Wilsona również lekko podniosły się do góry. Najbardziej żałosny i zarazem najprawdziwszy żart, jaki kiedykolwiek powiedział przyniósł zamierzony efekt: Lisa nie wyglądała już, jakby ktoś umarł. Jakby on umierał, poprawił się automatycznie Wilson. Przecież ktoś umarł…
- A ty gdzie będziesz? – Cuddy spojrzała na niego poważnie. Wilson westchnął i spuścił głowę.
- Prawdopodobnie w kafeterii.
- Nie zostaniesz z nim? – spytała z zaskoczeniem. Wilson podniósł głowę. W oczach kobiety można było – prócz zdziwienia – zobaczyć coś jeszcze, coś niezbyt pozytywnego i Jamesowi się to nie podobało. Na razie jednak nie chciał tego analizować, nie dopóki nie będzie pewien.
- Nie chcę tu być, kiedy się obudzi. – Wilson odwrócił się na pięcie i wyszedł, nim Cuddy zdążyła zareagować.
Na razie.
***
- Jeszcze nie.
- A powinienem – odpowiedział House szybko. Nie patrzył na Amber, z fascynacją oglądał swoje złożone na kolanach dłonie.
- Dlaczego? – zapytała cicho. House poderwał głowę. Dlaczego? Dlaczego?! Ona pyta się dlaczego?
- Bo życie nie powinno być losowe – odpowiedział gniewnie. – Bo samotni, mizantropijni, uzależnieni od narkotyków powinni ginąć w wypadkach autobusowych, a młodzi, zakochani dobroczyńcy, których w środku nocy wyciąga się z mieszkania, powinni wyjść z nich bez szwanku.
House przymknął oczy, próbując się uspokoić. Obok siebie usłyszał, jak Amber przysunęła się bliżej niego.
- Żałość nad samym sobą nie jest w twoim stylu – powiedziała. House oczami wyobraźni zobaczył jej kpiący uśmieszek i pełne politowania kręcenie głową. Nie spodobał mu się ten widok, więc otworzył oczy.
- Cóż, zmieniam kierunek z autodestrukcji i nienawiści względem siebie – mruknął sarkastycznie. I umilkł. I spuścił wzrok. – Wilson mnie znienawidzi.
Amber pochyliła się w jego stronę i szepnęła konspiracyjnie:
- Cóż, zasłużyłeś sobie na to.
- To mój najlepszy przyjaciel.
Amber spojrzała na niego z sympatią.
- Wiem.
***
Kafeteria była zamknięta. Włamanie się do niej zajęło Wilsonowi zdecydowanie za dużo czasu i spowodowało zdecydowanie za dużo hałasu. Onkologowi przebiegło przez myśl, że House byłby zawiedziony jego umiejętnościami. Natychmiast też odnotował w pamięci, że musi diagnostyka o tym koniecznie poinformować, kiedy – kiedy! – mężczyzna już się obudzi. Wilson chciał zobaczyć uśmiech tryumfu na twarzy House’a, usłyszeć jakąś kąśliwą uwagę na temat swojej niekompetencji. Chciał dowodu ich wciąż trwającej przyjaźni. Przyjaźni bez względu na wszystko.
- Czy ty chcesz go ukarać? – Głos Cuddy trząsł się ze złości. – O to ci właśnie chodzi, tak? Żeby sprawić, by cierpiał tak, jak ty.
- Lisa - zaczął Wilson – to nie tak.
- Nie? Więc o co ci do cholery ciężkiej chodzi! To twój najlepszy przyjaciel! – Cuddy zakończyła ostatnie zdanie uderzeniem pięści w stół. Szybko zreflektowała się nad pomyłką, jaką był ten nagły wybuch złości i wzięła kilka głębokich wdechów, starając się opanować. Po chwili kontynuowała, tym razem spokojniej: - Wiem, że cierpisz, James. Wiem, że to boli. Ale House cię potrzebuje. Boże, ty potrzebujesz House’a.
- Myślisz, że nie wiem? – spytał James zduszonym głosem. – Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? Na litość boską, Lisa, to moja decyzja go tam umieściła! Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym koło niego siedzieć, trzymać go za rękę i zapewniać, że wszystko będzie dobrze.
- Więc dlaczego tego nie robisz? – Cuddy przysunęła krzesło i usiadła obok onkologa. Delikatnie ujęła jego dłoń i ścisnęła. – James, czego ty się boisz?
- Boję się skutków tej decyzji – powiedział cicho Wilson. - Boję się, że będzie żył w bólu. Boję się, że będzie nieszczęśliwy. A najbardziej boję się, że będzie mnie nienawidził. – Mężczyzna spojrzał na Cuddy. W oczach administratorki znalazł niesamowitą ilość współczucia i sympatii. James przymknął oczy. Nie zasługiwał ani na współczucie, ani na sympatię. Nie, jeśli w poprzednim zdaniu był wymieniony House. Nie po tym, co zrobił. – Nie chcę, by mnie nienawidził.
Uścisk dłoni kobiety zelżał i James pomyślał, że Cuddy wreszcie dała sobie spokój z pocieszaniem go. Że wreszcie zrozumiała, kto potrzebuje jej bardziej. Dlatego bardzo zdziwił go widok ramion, które objęły go od tyłu. Po krótkotrwałej walce z natrętną administratorką James poddał się kojącemu uczuciu bliskości.
- Nie będzie cię nienawidził – powiedziała Cuddy, uspokajająco kołysząc go w tył i w przód, w tył i w przód, jak dziecko. – Nie będzie. Jestem tego pewna.
***
Milczeli przez chwilę, każde z nich pogrążone we własnych rozmyślaniach. W końcu Amber zwróciła głowę w jego stronę.
- Co teraz?
House wzruszył ramionami.
- Mógłbym zostać tutaj z tobą.
Starał się, by w jego głosie nie słychać było tej delikatnej nutki nadziei, która trochę go przerażała. Amber chyba ją wychwyciła, bo znów przysunęła się bliżej niego. Jeszcze bliżej.
- Wysiadaj z autobusu – powiedziała z mocą.
House milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nie mogę.
- Dlaczego? – zapytała zdziwiona. House zgrzytnął zębami. W ciągu tych kilku minut zdążyła zadać to pytanie już dwa razy. Zaczynał go szczerze nienawidzić.
- Bo… Bo tutaj nic nie boli – powiedział cicho. – Nie chcę żyć w bólu. Nie chcę być nieszczęśliwy. I nie chcę, by mnie nienawidził.
Mężczyzna spuścił głowę, nie chcą pozwolić Amber, by zobaczyła jego szklane oczy. Łzy były dla mięczaków.
- Cóż. Nie zawsze można mieć to, czego się pragnie. – Amber spojrzała na niego poważnie. A House wstał. Był już w połowie drogi do wyjścia, gdy nagle zatrzymał się i odwrócił. I uśmiechnął. Bez kpiny, bez ironii. Prawdziwym, zdrowym uśmiechem. Pierwszym od prawie dziesięciu lat.
- Ale można dostać to, czego się potrzebuje. – House podszedł do dziewczyny i pochylił się nad nią. – Masz może bilet?
W oczach House’a pojawił się charakterystyczny błysk pewności. Amber natomiast spojrzała na niego z zastanowieniem.
- Będziesz tego żałował.
- Tak czy inaczej będę żałował. – Amber nie pytała o nic więcej. Sięgnęła jedynie do kieszeni i wyciągnęła z niej jednorazowy bilet. House uśmiechnął się na ironię tego stwierdzenia. Jednorazowy.
- Wiesz, że teraz nie będzie już odwrotu? – spytała, gdy podszedł do kasownika.
- Wiem. – Pewnym ruchem skasował bilet, po czym zajął miejsce obok dziewczyny. – Myślisz że jak długo będziemy jechać?
- Nie wiem – odparła szczerze. - Spieszy ci się? – spytała po namyśle.
- Nie. – House pokręcił przecząco głową. – W końcu mam całą wieczność.
***
Cisza była odprężająca. Wilson przez moment rozkoszował się uczuciem cudownej pustki i zapomnienia, ograniczył swój świat jedynie do Cuddy trzymającej go w przyjacielskim uścisku. Tę wyjątkową chwilę przerwało jednak pipczenie pagera Cuddy. Po chwili dołączył do niego bliźniaczy pisk urządzenia Wilsona. Mężczyzna zerwał się z krzesła i z przerażeniem spojrzał na informację na wyświetlaczu.
- Migotanie – powiedział głucho. W tym momencie James Wilson zaczął działać jak na autopilocie. Rzucił się do drzwi i puścił się pędem na intensywną terapię zanim Cuddy zdążyła cokolwiek powiedzieć. Nie trudził się nawet czekaniem na windę, od razu pobiegł na klatkę schodową, przeskakując po kilka stopni na raz. Byle bliżej. Byle szybciej. Już z końca opustoszałego korytarza James zobaczył natłok ludzi w pokoju House’a. Wydawali się tam być wszyscy: stare Kaczątka, młode Kaczątka… W miarę zbliżania się do szklanych drzwi Wilson zaczął zwalniać. Bał się tego, co zastanie w środku. Bał się strachu, który ściskał mu gardło. Bał się, że czas prześlizguje mu się przez palce.
- Ładuj. – Polecenie Foremana było pierwszą rzeczą, jaką usłyszał po otwarciu drzwi. Jednym spojrzeniem ogarnął pokój i zastaną sytuację: zestaw do reanimacji, przerażone spojrzenia młodych lekarzy.
- Ładowanie do 250… Czysto – powiedział Chase, odsuwając się od łóżka House’a. Foreman przyłożył łyżki do klatki piersiowej starszego lekarza. Jeden wstrząs i nic.
- Ładuj 300 – polecił. Chase przytaknął.
- Czysto. – Drugi wstrząs zdziałał niewiele więcej niż pierwszy. Foreman zaczął kręcić głową.
- Spróbuj jeszcze raz – powiedział Wilson cicho, ale wystarczająco pewnie, by Kaczątka posłuchały.
- Ładuj, Chase.
- Czysto. – Stabilne pipczenie po trzecim wstrząsie zostało przywitane westchnieniem ulgi. Wilson oparł się o ścianę, przy łóżku House’a i osunął się na podłogę.
- Mamy…- Foreman spojrzał na ekran. – Cholera. Trzynastka, adrenalina!
Płaskość wykresu wszystkich zaskoczyła. Trzynastka drżącymi rękoma próbowała napełnić strzykawkę, którą szybko upuściła.
- Daj mi to. – Wilson zerwał się z miejsca i chwycił kolejną strzykawkę. Wstrzyknął adrenalinę, ani razu nie spuszczając wzroku z twarzy House’a. – Jeszcze raz.
Foreman się zawahał.
- Wilson, my…
- Jeszcze raz! – W głosie Wilsona pojawiły się nutki histerii. Kaczątka stały jak zahipnotyzowane. Pierwsi ruszyli się Kutner i Taub. Hindus pochwycił łyżki i zwrócił się do chirurga:
- Ładuj 360. Jeszcze raz.
I jeszcze raz. I jeszcze. Wilson ukucnął tuż przy głowie House’a. Nie chciał nawet mrugać, nie mógł mrugać, bo wtedy mógłby przegapić zmianę na monitorze.
- Zostań ze mną – powtarzał cicho jak mantrę. – Proszę cię, Greg, zostań ze mną.
W końcu nawet Kutner się poddał. Wilson poderwał głowę.
- Nie możemy przerwać. – Starał się brzmieć groźnie i gniewnie, ale i groźba, i gniew zostały przytłumione przez czystą rozpacz. – Nie możemy, nie możemy przerwać, to byłaby… - urwał, nie chcąc brnąć dalej w to zdanie. Chciał powiedzieć „zdrada”, ale przecież to byłoby tak nieprawdziwe. Kaczątka i tak robiły więcej niż dla jakiegokolwiek innego pacjenta. – Po prostu dajmy mu jeszcze…
- Nie – przerwała mu Cuddy. Wilson odwrócił głowę. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że kobieta tu jest. – Nie – powtórzyła. Była cała czerwona, łzy spływały po jej policzkach i brodzie, ale głos jej nie drżał.
- Cuddy – zaczął Wilson. Z samego tonu jego głosu dało się wyczytać prośbę. O walkę. O szansę. O jeszcze jeden raz. – Jeszcze chwilę.
- Nie, James. Inaczej zawsze będziesz chciał jeszcze chwili. – Kobieta podeszła do niego i włożyła swoją dłoń w jego. – Musisz pozwolić mu odejść.
Wilson przymknął oczy. Wiedział, że Cuddy ma rację. Wiedział, że tego nie można robić w nieskończoność. Wiedział, że w końcu i tak będzie musiał przyznać, że przegrał. Powoli, walcząc z okropnym bólem w piersiach, kiwnął głową. Drugie tak bolesne kiwnięcie w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
- Czas zgonu, 3:52.
Kaczątka powoli zaczęły wychodzić. W końcu wyszła też Cuddy. James instynktownie wiedział, że dają mu czas, dają mu przestrzeń, by opłakiwać. Mężczyzna delikatnie ujął zimną dłoń House’a i zaczął głaskać ją kciukiem.
- To już naprawdę koniec?
Płaska linia jeszcze nigdy nie wydawała się Wilsonowi tak płaska.
***
- Co czujesz?
- Spokój.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Sob 18:08, 01 Lis 2008, w całości zmieniany 10 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
M.K
Pacjent
Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:22, 16 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Boże...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:43, 16 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Wto 5:53, 17 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
A tego potrzebowali. Nadziei. Szansy. Normalności. House’a.
Zastanawiam się, czemu ludzie w swoich fikach tak bardzo lubią zabijać House'a... Ale coś w tym jest.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
yourico
Richie Supporter
Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:03, 17 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Chlip...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 10:29, 17 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
oj, wszystkie fiki, które są związane z końcem 4 sezonu, Amber, kłótnią podobają mi się strasznie i chociaż wiem, że scenarzyści pewnie zakończą wszystko inaczej, niż my myślimy (ech, ja chcę erę ;pp), to śledzę te fiki z zapartym tchem.
a komentarze poniżej jeszcze bardziej mnie zachęciły.
zanim w ogóle zacznę komentować - Katty, boski av
Ostatni przystanek
sama nazwa jest już przemyślana i zmusza do ruszenia głową i przypomnienia sobie tych odcinków - no tak, przecież autobus etc.
już dreszczyk emocji i oczywiście strachu na plecach.
dla kogo właściwie ostatni przystanek?
Sądzisz, że powinienem zaryzykować własne życie, żeby ocalić Amber.
to niesamowite zdanie z tamtego odcinka, ech, pozostało mi w głowie, pokazuje, jakim wspaniałym przyjacielem jest House, że zgodził się bez żadnego słowa.
Wilson patrzył na to wszystko, ale widział niewiele. Nie mógł przestać myśleć o wydarzeniach ostatnich dni. Wypadek. Amber. I House w tym wszystkim.
o nie o nie o nie
to są właśnie sceny, których scenarzyści jednak nam zaoszczędzili
sprawiają, że mam ochotę się schować, gdy wyobrażam sobie, przez co przechodził wtedy Wilson.
Jednak pełne zrozumienia spojrzenie błękitnych oczu, gdy James przyszedł prosić o zabieg, nie dawało o sobie zapomnieć, a wyraz rozpaczy, desperacji i czystego żalu na jego twarzy, gdy wszystko sobie przypomniał, nie pozwalał go znienawidzić. I łzy. Wilson nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział House’a w emocjonalnej rozsypce.
jestem straszną masochistką, że to czytam,
skoro już JA jestem w kompletnej rozsypce.
gdy odcinki się ukazały, oglądałam je najpierw bez napisów, potem z angielskimi, w końcu z polskimi i czułam się fatalnie.
o wiele gorzej jest czytać coś takiego, opisy uczuć, emocji.
- James?
Wilson nie zauważył, kiedy podeszła, nie dostrzegł, kiedy położyła dłoń na jego ramieniu. Dopiero jej cichy, spokojny szept wyrwał go z zamyślenia.
- Allison.
Cameron przysunęła się bliżej i objęła mężczyznę w pasie. Wilson położył głowę na jej ramieniu i westchnął.
teraz dopiero sobie przypomniałam - no tak, Cameron przeszła przez to samo, jednak ona... z wyboru. Dla Wilsona to był szok, wszystko stało się nagle.
teraz jeszcze bardziej zaluje, ze scene z kawiarni wycieli z odcinka...
- Boże… - Wilson spojrzał na Cameron z przerażeniem. – Powinienem go zobaczyć. Powinienem, prawda?
- Jest wszystkim, co ci zostało – odparła dziewczyna, ale starszy lekarz już jej nie słyszał. Był w połowie drogi na oddział intensywnej terapii.
nie, próbuję zamknąć oczy, ale wrodzona ciekawość kaze mi czytac dalej
wiem jaki jest koniec tego fika i zagryzam zęby, wyobrazajac sobie Wilsona, spieszacego korytarzami szpitala, by zobaczyc ostatnia bliska osobe...
Na pewno wkrótce się obudzi i znajdzie ciebie – zapłakaną, skuloną w niewygodnym fotelu i trzymająca go kurczowo za rękę.
brzmi tak, jak gdyby przekonywał sam siebie, że tak będzie, wypycha wszystkie medyczne myśli z siebie, jest przecież lekarzem, wie, co oznacza brak reakcji na bodźce, jednak nie chce się z tym pogodzić.
- Nie będzie cię nienawidził – powiedziała Cuddy, uspokajająco kołysząc go w tył i w przód, w tył i w przód, jak dziecko. – Nie będzie. Jestem tego pewna.
ech, ironia losu.
House boi się, że Wilson go znienawidzi, Wilson boi się, że to House będzie wściekły... chłopaaaaki...
- Wiem. – Pewnym ruchem skasował bilet, po czym zajął miejsce obok dziewczyny. – Myślisz że jak długo będziemy jechać?
Boże, nie...
wydaje mi się, że właśnie tak mogłoby być to rozegrane, gdyby mieli uśmiecić House'a.
- Spróbuj jeszcze raz – powiedział Wilson cicho, ale wystarczająco pewnie, by Kaczątka posłuchały.
mój Boże, już prawie czytać nie mogę.
- Zostań ze mną – powtarzał cicho jak mantrę. – Proszę cię, Greg, zostań ze mną.
zostań z nim
zostań z nim
dlaczego?
dlaczego "nie wysiadł z autobusu", przecież... przecież miał wciąż jego.. a nawet jeśli nie, jeśli by się pokłócili to... byłaby przecież Cuddy, i Cameron, i reszta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasinka
Endokrynolog
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a kto to wie? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:01, 17 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Kolejny fik z serii ciąg dalszy sezonu 4.
Jak zwykle się popłakałam....
cudo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:32, 17 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
piękne
świetnie piszesz
- To mój najlepszy przyjaciel.
(...)
I nie chcę, by mnie nienawidził.
koooocham tą wypowiedź *_*
biedny, biedny James
stracił dwie ukochane osoby
- Zostań ze mną – powtarzał cicho jak mantrę. – Proszę cię, Greg, zostań ze mną.
chciałabym zobaczyć to w serialu
scenę gdzie od razu widać jak silna więź jest między nimi
super Katty B.
mam nadzieję, że niebawem wrzucisz kolejnego fika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Brandy
Student Medycyny
Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Houseland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:10, 23 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Jejku jak ja lubię teksty, których akcja dzieje się po wydarzeniach z 'Wilson's heart' :smt002 A ten podoba mi się wyjątkowo :smt003 Scena z Amber w autobusie cudowna *_* Trochę mi szkoda Wilsona, bo zmarły mu 2 najbliższe osoby, ale trochę na to zasłużył prosząc House'a żeby zaryzykował swoje życie.
Objął spojrzeniem całą sylwetkę House’a, od jego trupiobladej twarzy po nieruchoma rękę na prześcieradle – diagnostyk wydawał się być tak kruchy, tak bezbronny, tak… samotny. myślałam, że się rozpłaczę gdy to przeczytałam :smt085
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Brandy dnia Pon 22:59, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kallien
Ratownik Medyczny
Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:24, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam ten fic. A zwłaszcza to, że House postanawia 'nie wrócić'. Choices definitywnie zrealizowany
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
unblessed
Ratownik Medyczny
Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:54, 02 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Droga Autorko, widzę że chcesz biednych czytelników zdołowanych śmiercią Amber (poprawka - może nie tyle śmiercią Amber, co cierpieniem Wilsona, poczuciem winy Grega i strachem o ich przyjaźń) zdołować jeszcze bardziej. W dodatku wychodzi Ci to świetnie. Gratuluję - fick pełen emocji, poruszający - co dowodzi Twoich pisarskich umiejętności, a przy tym zakończenie wyszło ładnie i nie w myśl coraz bardziej popularnej zasady: "wystarczy, że zabiję głównego bohatera a już zakończenie będzie super". Wszystko przemyślane, ładnie się łączy ze sobą i ze scenami z serialu. Postaci kanoniczne, wiarygodne, naturalne. Moja osobista perełka:
Cytat: |
Znienawidzenie go byłoby takie proste, gdyby Amber była dla niego kolejnym przypadkiem, gdyby traktował ją jak kolejną zagadkę do rozwiązania, gdyby House był po prostu House’m. Jednak pełne zrozumienia spojrzenie błękitnych oczu, gdy James przyszedł prosić o zabieg, nie dawało o sobie zapomnieć, a wyraz rozpaczy, desperacji i czystego żalu na jego twarzy, gdy wszystko sobie przypomniał, nie pozwalał go znienawidzić. I łzy. Wilson nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział House’a w emocjonalnej rozsypce. |
W dodatku porządny styl, bezbłędnie. Z tego co widzę to już któraś z kolei Twoja wizja dotycząca rozwinięcia się wypadków kończących czwarty sezon - i nie ustępuje wiarygodności pozostałym. Gratuluję!
u.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
nidociv
ER scrub
Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1285
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z piekła rodem Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:10, 02 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Zapomniałam języka w gębie, bo się wysłowić nie mogę.
Bardzo podoba mi się rozwinięcie sceny w autobusie. W serialu tylko czekałam aż House dokończy "Ale jeśli się starasz, możesz dostać to, czego potrzebujesz". A tu to dostałam
A zdanie
Cytat: | Płaska linia jeszcze nigdy nie wydawała się Wilsonowi tak płaska. |
prawie doprowadziło mnie do łez. Sama nie wiem czemu, wydaje się tak brutalnie, definitywnie prawdziwe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
joasui
Dentysta- Sadysta
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Okolice 3miasta Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 7:52, 03 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Wow.
To było pierwsze, co powiedziałam po przeczytaniu tego fika.
Piękne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
minia1313
Pacjent
Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Wto 20:12, 09 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Jakie to piękne a zarazem smutne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
czarna kawa.
Student Medycyny
Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:35, 07 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
O MAMO! Cudownie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:49, 09 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękuję osobie, która to odkopała, bo ja jakimś cudem nie znałam tego ficzka.
Kat, klasyka.
Przejmujące, ale jednocześnie, damn, nie wiem, jak to ująć... napawające spokojem (dennie brzmi, wiem). Aż chce się uśmiechnąć po przeczytaniu zakończenia.
House znalazł spokój - a, w mojej opinii, w pełni na niego zasługiwał - a jeśli był zadowolony z tego, że znajdował się on poza doczesnością i świadomie go wybrał, to znaczy, że był już rzeczywiście zmęczony. I nikt nie miał prawa go winić za podjętą decyzję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 0:24, 10 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Bardzo dojrzały tekst.
Nadzwyczaj dojrzały.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dżuczek
Wieczny Rezydent
Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stąd
|
Wysłany: Pią 22:13, 16 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Nadrabiam zaległości w komentowaniu fików, ktore kiedyś, dawno, gdy czytałam je po raz pierwszy zrobily na mnie ogromne wrażenie. I nie ma się co dziwić co robię tutaj
To opowiadanie, zresztą jak większość autorstwa Katty B, jest świetnie napisane i smutne. A to między innymi bardzo w fikach Hilsonowych i House'owych w ogóle, lubię.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dżuczek dnia Pią 22:14, 16 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:40, 11 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Pmiętam, jak się przestraszyłam na to "Mógłbym zostać tutaj z tobą". Z jednej strony wiedziałam, że to nie mozwe się tak skończyć a z rdugiej koszmarnie się bałam. Ale wysiadł. Bo on nie ucieka. I nie wybiera prostszego wwyjścia. Po za tym przecież nie zostawiłby Wilsona samego. I nie poddał się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vicodinka
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 802
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Taka planeta Ziemia...Może słyszałeś? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:31, 06 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
To jest cudowne... I takie smutne...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:03, 10 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Nie znałam tego (jak to możliwe?)
Jesteś... genialna. A fik jest piękny.
Nic więcej nie wyduszę, przepraszam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|