|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:09, 12 Maj 2009 Temat postu: [niestety, tytuł skradziono] |
|
|
Kategoria: love
Zweryfikowany przez autorkę
Cytat: | Co do kategorii, w przyszłości może się zmienić. Jeszcze nie mam planów, poza część drugą Mój pierwszy fick, pisany troszkę z nudy... Ale może wam się spodoba... Wybaczcie, że takie krótkie, dopiszę jeszcze trochę i dodam jeszcze dzisiaj
A, jeszcze jedno. Mała pomoc z tytułem?
~kotek |
James Wilson nie był gejem. Owszem, zwracał uwagę na czystość własnych butów. Lubił troszczyć się o dom, gotować. Cenił nawet swoje wypielęgnowane włosy. Ale to nie czyniło z niego geja! Ani to, ani żadne inne jego zachowania...
Może więc ktoś mi wyjaśni, czemu serce onkologa wywijało kozła, kiedy tylko widział pewnego kalekiego diagnostę? Bo ja, niestety, nie wiem... A najgorsze jest to, że tym właśnie onkologiem jestem ja sam.
Wszystko zaczęło się jednego z tych potwornie monotonnych dni. Padało, dochodziła dwudziesta. Skończyłem badania, nie miałem nowych przypadków. Kiedy zbierałem swoje rzeczy, do gabinetu wszedł House. Niby to nic takiego, po prostu sprawdzał, czy już kończę. Wiedziałem o tym, ale z jakiegoś powodu nie mogłem podnieść wzroku. W umyśle pojawiła się twarz House’a, jego usta wykrzywione w pogardliwym uśmiechu. Nic nie pomogło. Ani wspomnienia wszystkich moich żon po kolei, nago, nie przyniosło efektu. Wciąż była tylko twarz mojego przyjaciela. Nie patrząc na diagnostę, wyszedłem na parking. Nie pytał o nic, po prostu wskoczył na przednie siedzenie obok kierowcy. Jadąc, nie zwracałem właściwie uwagi na drogę. Głównie zajmowało mnie to, że czyjeś umięśnione ramię znajduje się kilka diabelnych centymetrów od mojego. Przywołałem się do porządku. „Co ty wyprawiasz Jimmy?!” warknąłem w myślach. Ale ta nowa, nieznana część Jima Wilsona nie odpowiedziała. Kazała mi za to spojrzeć na House’a po raz kolejny...
- Co jest, mam pryszcza, czy co? - warknął.
Zmusiłem się do uśmiechu, nawet lekko przepraszającego. Zamrugał zdenerwowany, po czym znów skupił spojrzenie błękitnych oczu na asfalcie przed nami. Milczeliśmy. Kiedy tylko zaparkowałem, House wyskoczył (jak na swoje możliwości) z samochodu i pokuśtykał do mieszkania. Zostałem sam. Wzdychając, zabrałem moje rzeczy i poszedłem za przyjacielem. Kiedy wchodziłem do mieszkania, spojrzał na mnie. Była to mieszanka rozbawienia i „tylko nie to”... Nie nastrajało zbyt optymistycznie. Padł na kanapę, sięgnął po wyjęte z lodówki piwo i skupił się na meczu. Ja zaś udałem się do łazienki. Spojrzałem w lustro, na zażenowanego onkologa, w którego oczach nawet ślepiec dostrzegłby iskierki zdumienia i poruszenia. No tak. Wszedłem pod prysznic, wzdychając. Jako genialny diagnosta, na pewno już wiedział. Albo może nie chciał wiedzieć... Nawet o tym nie wiedząc, milcząco przyznawałem się do fascynacji najlepszym przyjacielem. Wyszedłem, lecz zamiast usiąść obok tego zaciekłego kibica, skierowałem się prosto do swojego łóżka. Przez zamknięte powieki widziałem House’a. Zdziwiony, lekko przestraszony... No tak, cóżby innego? Przy tych zastanowieniach ogarnęła mnie senność. Ostatnim dźwiękiem, jaki zapamiętałem z tego dnia, było szczęknięcie plastikowej fiolki Vicodinu i ciche pobrzękiwanie szklanej butelki.
<center>***</center>
Obudziły mnie kolejne znajome dźwięki. Zastrzygłem uszami. Zadowolony z porannej kąpieli diagnosta, śpiewający stare utwory the Who. Coś sprawiło, że zarumieniłem się na tę myśl. House nucił jeszcze chwilę, po czym wyszedł, w bokserkach i ręczniku. Stanął w progu.
-Jimmy, mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, co stało się moim jeansom?- zapytał ze złowieszczym uśmiechem. Moje oczy, zmuszone do oderwania spojrzenia od diagnosty (a dokładniej... nieważne!), powędrowały niechętnie w stronę wspomnianych spodni.
-Są wyprasowane, widywałeś je już w tym stanie...-mruknąłem. Nierozumne oczy znów powędrowały w stronę House’a. Spojrzał na mnie groźnie, ale to nie przeszkodziło mi się zaczerwienić. Szczerze mówiąc, z początku myślałem, że bardziej zły był o spodnie, ale z czasem zdałem sobie sprawę z pomyłki. Wymruczał coś pod nosem i wyszedł. Słysząc stukanie laski na korytarzu, mimowolnie odpłynąłem. Fantazja już nie spała. Można powiedzieć nawet, że miała swoja słynną poranną intensywność. Niewiele myśląc, sięgnąłem po telefon i wysłałem Cuddy wiadomość o mojej rzekomej chorobie, którą nie chcę zarazić połowy szpitala, a szczególnie pacjentów. Odpowiedziała ze zrozumieniem, pozwalając mi odpocząć. Tak więc leżałem cicho na łóżku, wsłuchując się w kroki diagnosty. Widziałem go oczyma wyobraźni, jak, wściekły, rozgląda się po mieszkaniu, wyrzekając na zbyt proste i nieroznoszone spodnie. Mimowolnie się uśmiechnąłem, a na twarz wypłynął znajomy rumieniec. Drzwi zamknęły się za House’m a ja westchnąłem głęboko i, ku własnej rozterce, musiałem się do tego przyznać: ja, James Wilson, właśnie zakochałem się w swoim najlepszym przyjacielu...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lonely.
Pacjent
Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:25, 12 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Świetne
Życzę dużo weny. I to powtarzam tym osobą co na to ZASŁUGUJĄ.
a może tytuł: Mister Wilson - przemyślenia?
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:33, 12 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Hehe xD nad tytułem wciąż myślę. I dziękuję ;*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 1:13, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
ahhhh... sweet, sweet, sweet
żadna ilość fluffu nie będzie zbyt wielka po zakończeniu pomylonego piątego sezonu
no i ZAKOCHANEGO JIMMY'EGO nigdy dość (jak również Jimmy'ego pod prysznicem - "zażenowany onkolog" wymiata , oraz House'a w ręczniku )
świetnie się zaczyna, podoba mi się Twój styl pisania będę wredna i powiem, że niecierpliwie czekam na więcej (i na zmianę klasyfikacji wiekowej )
PS. Jimmy dorobił się własnego łóżka? mrrrrr... może House powinien złożyć mu tam wizytę?...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 1:14, 13 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:35, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Ooo, mistrzyni Hilsona pojawiła się w moim skromnym temaciku ^.^ *kłania*
Oj, fluff to my kochamy xD Mój zażenowany onkolog xD
wierz mi, ja też czekam na więcej. Chomik w kółku w mojej głowie prosi o przerwę, ale jeszcze go pociśniemy >D
Powiem ci, że *spojlerek fickowy* zmiana będzie i to na lepsze. A House może nawet złoży tą wizytę, na którą czekasz
Dziękuję za komentarz ;*
~kotek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:36, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
mogłabym opisać to jedny słowem: c u d o !
stylu pisania zazdroszczę wielce
'zażenowany onkolog' - jak sobie wyobraziłam to trza było mnie z podłogi mopem zbierać
Cytat: | Nic nie pomogło. Ani wspomnienia wszystkich moich żon po kolei, nago, nie przyniosło efektu. |
Cytat: | House nucił jeszcze chwilę, po czym wyszedł, w bokserkach i ręczniku. |
(ma ktoś mopa? ;d)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:49, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Ja nie mam, a żałuję
Dzięki za kolejny przemiły komentarz.
Wręcz zmuszacie mnie do pisania. *otwiera Worda*
Myślę tylko o zmianie narracji na:
Wilson jedna część
Narrator jedna
House jedna
Co myślicie? *pisze kolejnego parta*
dziękuję i pozdrawiam
~kotek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lonely.
Pacjent
Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:12, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Dla mnie może być, ważne aby był ten przewspaniały fik
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:14, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
hmm.. myślę, że jak już to smieniać tylko w ramach pierwszoosobowych house, wilson. według mnie dziwnie wygląda zamiana z pierwszej na trzecią osobę w narracji ale to tylko moje zdanie, więc postąpisz jak chcesz ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:16, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Tym razem ze strony Grzegorza xD nie wiem, czy wam się spodoba... Ale mam nadzieję |
Ciemność. Uchyliłem drzwi do mieszkania, które od kilku miesięcy dzieliłem z Jimmy’m. Jakoś nie umiałem już nazywać go swoim. Teraz było po prostu… Nasze. Jak wszystko dookoła. Zza niedomkniętych drzwi słyszałem, jak mój przyjaciel porusza się przez sen. Przeklinając w duchu moje kalectwo, usiłowałem możliwie cicho przejść do swojego pokoju. Jakimś cudem się nie obudził. Zerknąłem na zegarek. Była trzecia w nocy. Wszystko przez Chase’a. Znowu schrzanił badania, a my siedzieliśmy nad nieprawdziwymi wynikami o cztery godziny za długo. Pacjent nie żył, Chase zwiał do domu po porażce, Cameron zalała się łzami (i prawdopodobnie tequilą, ale nie byłem pewien) a Foreman… jak zawsze siedział i patrzył na mnie z pogardą. Pokręciłem głową. Za późno na takie myśli. Jak najciszej, udałem się do łazienki. Po gorącym prysznicu chciałem jak co wieczór położyć się po prostu do łóżka. Ale coś dziwnego i nielogicznego w mojej głowie kazało mi uchylić drzwi do sypialni Jimmy’ego. Spał, przykryty kocem. Włosy miał tak rozczochrane, że aż musiałem się uśmiechnąć. Ciekawe, czy serio był dzisiaj chory… No tak, po co miałby kłamać? Choć wiedziałem, że w każdej chwili może się obudzić, to samo Coś kazało mi pochylić się nad nim. Wymamrotał coś przez sen. Ledwo powstrzymałem się od cichego chichotu, ale nie wiedziałem, co by mi zrobił, jeśli zobaczyłby mnie teraz.. Po prostu spojrzałem na niego i zmierzwiłem mu jeszcze trochę grzywkę. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. To wszystko po prostu się stało… Nawet o tym nie myśląc, pocałowałem Jimmy’ego w policzek i wyszedłem z szerokim uśmiechem.
***
Kolejne otwarcie drzwi. Tym razem jednak w środku dnia. Jimmy gotował, kiedy wszedłem. Przez własną diabelną złośliwość, postanowiłem czegoś spróbować. Zawołałem tak głośno jak mogłem:
- Kochanie, jestem w domu!
Jimmy wychylił się z kuchni. Zaczerwienił się, widząc mój szeroki uśmiech człowieka, który właśnie wygrał na loterii. „Ha!” wrzeszczał głos w moich myślach „ To mi się nie zdaje! On się zarumienił i to przeze mnie!” Uciszałem natrętnego intruza, ale nic to nie dało. Wciąż patrzyłem na Wilsona i uśmiechałem się moim najspecjalniejszym uśmiechem. Trwało to może minutę. Potem nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Właściwie, parsknęła nim moja logiczna część. Ta nowa, nieznana, po prostu z jękiem się poddała. Chwilę stał zmieszany, po czym również parsknął śmiechem. Nagle coś zapachniało znajomo.
- Piwo? Pizza? Wooow, nawet kupiłeś mi lody! - wrzasnąłem. Pomyślałem, że bardziej niż zwykle przypominam teraz przerośniętego nastolatka. A dziwne było to, że nic mnie to nawet nie obeszło - Jimmy, normalnie nie wiem, co powiedzieć!
Z uśmiechem pobiegł do kuchni. Gdy wrócił, w rękach trzymał talerz z gotową pizzą.
-Skoro nie wiesz, zamknij się i jedz.
Zaśmiałem się krótko, ale posłuchałem. Kiedy sięgał po talerz, który mu podałem, nasze palce lekko się zetknęły. Zadrżałem, co nie uszło jego uwadze. Uniósł brwi, ale nic nie powiedział. W połowie posiłku spojrzałem na niego nieufnie i spytałem:
-No więc, jaki mamy problem, doktorze? – widząc jego zdziwione spojrzenie, zaśmiałem się znowu. – Myślisz, że uwierzę, że bez powodu przygotowałeś dla mnie to cudo? I jeszcze lody w moim ulubiony smaku... I piwko- z tryumfalnym uśmiechem wycelowałem palcem w Jimmy’ego. Zażenowany, zmierzwił sobie włosy, drapiąc się w zamyśleniu po głowie.
-Wiesz... To będzie trudne do powiedzenia... Jesteś pewien, że chcesz wiedzieć? – gdy skinąłem głową, dodał: - Lepiej się nie ruszaj, to może być silny szok...
Zachichotałem się, ale nie chciałem mu przerywać. Patrzyłem z zaciekawieniem, jak na przemian blednie i czerwienieje. Z trudem oderwałem się od spojrzenia wielkich, czekoladowych oczu.
-Greg...Ja..ja.. – czemu głos mu tak drżał? – chyba... chyba cię kocham.
Spojrzałem z uśmiechem i uniosłem brwi. Nadeszła kolej na odpowiedź. Obserwował mnie bacznie, nie chcąc stracić ani słowa.
-Oj, mały Jimmy... prawda, że życie jest dziwaczne? Ty jesteś trzykrotnym rozwodnikiem, jestem pewien, że byłeś z każdą pielęgniarką w szpitalu. Miałeś tyle okazji do znalezienia drugiej połówki, czy jak to tam nazywasz. I co? Zakochujesz się w starym, zboczonym kalece uzależnionym od środków przeciwbólowych... – mój głos stał się cichszy, jakby delikatniejszy. – A wiesz, co jest jeszcze dziwniejsze? To, że ja miałem tyle i wiele więcej okazji, a z żadnej nie skorzystałem... Wiesz, dlaczego?
Pokręcił głową, zdziwiony. Ciekawe, czy wie, do czego zmierzam…
- Bo, cholera jasna... O widzisz, jestem też wulgarny.. Jak mówiłem, nie skorzystałem. Dlatego, że byłem zbyt zajęty gapieniem się na tyłek pewnego onkologa kiedy nie widział. – zachichotałem, widząc jego minę. Mieszało się w niej niedowierzanie, zwątpienie, zdziwienie i potwornie dużo nadziei.
_________________________________
poza tym... mam dla was mały prezent xD odnosi się trochę do mojego ficka. Jak ktoś lubi takie arty, przejrzyjcie sobie całą galerię. Ja z niej wzięłam wenę xD
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Revy Koto-san dnia Śro 16:18, 13 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lonely.
Pacjent
Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:35, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
... *kłania kłania kłania*
Potworne cudo się robi z tego opowiadania.
I jestem i będę od powstania jego
Kocham to opowiadanie, wiesz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:42, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękować. xD
Teraz to dopiero myślę o zmianie narracji na trzecią osobę, bo pewne *rusza brwiami* sceny będzie się łatwiej pisało xD
dzięki za koma i za wsparcie ;*
~kotek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:36, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
jejku.
to jedyne co mogę z siebie wydusić... ;P
jest tylko jedna rzecz, która mi się nie spodobała - to, że wilson tak szybko powiedział housowi, że go kocha. powinno być więcej wątpliwości z jego strony itp.
ale ogółem nie mogę się doczekać dalszych partów.
weny życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:46, 13 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
A ja mogę powiedzieć, że twój avek współgra z wyznaniem House'a xD
i dzięki ;*
~kotek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 0:31, 14 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
omg... uważasz mnie za mistrzynię Hilsona? *oblewa się rumieńcem* ja tylko takim skromnym trybikiem jestem, ot i wszystko
no i czasem schodzę z mojego Hilsonowego Olimpu i zostawiam gdzieś swój ślad Szkoda, że brak czasu i inne przypadki losowe nie pozwalają mi na pisanie takich referatów, co kiedyś (nawet na komenty do mojej tfurczości nie mam kiedy poodpisywać )
Nowy part - mrau....!!!
*wyobraża sobie, jak House wychodzi cały zadowolony z siebie z sypialni Wilsona...*
...
*a potem wraca i zostaje na dłużej*
Tę galerię na deviantcie znam i koffam nie ma to jak szukać natchnienia w obrazkach
kotek napisał: | Teraz to dopiero myślę o zmianie narracji na trzecią osobę, bo pewne *rusza brwiami* sceny będzie się łatwiej pisało xD |
to zależy, co chcesz napisać jeśli o mnie chodzi, to łatwiej było mi pisać erę, kiedy narratorem był House You know, narrator trzecioosobowy jest wszechwiedzący i powinien opisywać wszystko ze szczegółami, a chłopaki - w zależności na kogo wypadnie - mogą to i owo przemilczeć...
*tęskni za pisaniem ery z punktu widzenia House'a*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:07, 14 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
*pada przed nią na twarz* Mistrzu, twa mądrość nie zna granic
a plany mam i to diabelskie >D nigdy za dużo Hilsona xD i fluffu
A wiesz, tak myślę, że po piątej serii możemy mieć wciąż nadzieję, że wreszcie dadzą nam nasz wymarzony shipek xD I zaraz zabieram się za motywowanie mojego chomiczka w kółku xD mózg muszę zresetować xD
~kotek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:32, 15 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
za długo mnie tu na forum nie było. Powstał TAKI fik a ja nie czytałam go wcześniej! Po pierwsze - kocham Cię xd po drugie - kocham Cię, po trzecie - kocham Cię xD kocham fiki w których House i Wilson są razem xd wtedy nie jestem taka zazdrosna o Wilsona xd bo wiem że i tak House jest mu przeznaczony xd więc po prostu od tejże chwili jestem wielką fanką Twojego opowiadania : D pozdrawiam i życzę weny : D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lonely.
Pacjent
Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:49, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
A kiedy wreszcie następny?
Kiedy Kiedy Kiedy?! *_*
kotek wiesz, że nie wytrzymam xD
Proszę o zrozumienie, chyba że chcesz abym wylądowała w psychiatryku.
Aloha, <i>Lonely.</i>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:17, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
PART 3!
Nie bijcie!
Obudziłem się z dziwnym uczuciem, że stało się coś dziwnego. Wróciły do mnie wspomnienia wieczora. Na samą myśl poczułem złośliwe ciepło w okolicach policzków. I nagle walnąłem się w czoło. Obok łóżka stała w połowie pusta butelka po whisky. Przesadziłem. Tym razem na serio. Ale przecież… czy to na pewno był sen?
Niestety tak. Z jękiem pomyślałem o wszystkim tym, co, jak się okazuje, powstało w mojej chorej wyobraźni. Który to już raz się tak budziłem? Co najmniej trzeci w tym tygodniu. Warknąłem pod nosem w bezsilnej złości i rozpaczy. Czyżby czas na psychologa? Niestety, wiedziałem, że mi nie pomoże. Jedyne co mogło pomóc, to szczera rozmowa z House’m.. Na którą nigdy się nie zdobędę. Za Chiny, skuteczne lekarstwo na raka i na świeże żonkile, nigdy! Już wolałem tą pokręconą przyjaźń, niż zupełną pustkę.
Z potężną chmurą czarnych myśli nad głową, dotarłem do pracy. Wychyliłem się z korytarza, by szybko spojrzeć na mojego przyjaciela. Miałem szczerą nadzieję, że mnie nie widzi. Ale, o nie, on zawsze widział to, czego nie powinien. Przyjaźnie kiwnął mi głową, jednocześnie unosząc brwi. Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się do niego. Odszedłem, czując formującą się powoli gulę w gardle..
Zamknąłem drzwi, wchodząc do swojego gabinetu. Jednak szklane ściany korytarza miały minusy. Na przykład przez szklane drzwi każdy mógłby zobaczyć, jak zwijam się za biurkiem i wybucham płaczem. Pokręciłem tylko głową, usiłując odsunąć takie myśli. Nagle mój wzrok napotkał barwną plamę. Na fotelu leżał wielki bukiet żonkili! Mimo woli się roześmiałem. Choć każdy normalny człowiek zastanowiłby się najpierw, ja wytworzyłem sobie już wizję House’a wpadającego rano do mojego biura z kolorowym naręczem. Podniosłem je, chichocząc. Raczej z radości, niż rozbawienia. I nagle mój wzrok padł na karteczkę zapisaną kształtnymi literami: „Doktorze Wilson, dziękujemy za pomoc małej Annie.” Gula w gardle wróciła. Stała się guzem. I jedynym wyjściem teraz będzie operacja…
***
Stałem tam jak ostatni idiota, udając, że choroba pacjenta mnie obchodzi. Tak naprawdę myślałem jednak tylko o dzisiejszym śnie. Na próżno próbowali mnie pobudzić do pracy. Stałem tylko i przyznawałem im rację. Nie wiedziałem nawet, o czym mowa. Za bardzo pochłonęła mnie wizja, w której mówiłem Wilsonowi szczerą prawdę. Pierwszy raz w całym moim życiu. Ale to i tak był tylko sen.. Sen, który minął, może nie wrócić, a ja i tak zawsze będę go pamiętał.. Nie, wiadomo, że znowu mi się przyśni. Każdego dnia śni mi się z większą dokładnością, jakby ktoś kolorował moje marzenie coraz lepszymi kredkami. Uśmiechnąłem się do siebie. I nagle w oknie zobaczyłem mojego współlokatora, przyjaciela i pomocnego doradcę. Zgadliście, Jamesa Wilsona. Choć miałem wielką ochotę się odwrócić, nie zrobiłem tego. Spojrzałem na niego znacząco. Miało to znaczyć „ Myślisz, że cię nie widzę?” ale pewnie wyszło jak „Odejdź, zanim przestanę się powstrzymywać i podejdę”.. Widziałem jego lekki uśmiech, może więc nie zrozumiał. I chwała mu za to.
***
Lunch. House jak zawsze ukrył mięso pod sałatą, a zamiast napoju zabrał proszek z oranżady. Wiedziałem, że znowu coś mi zabierze. Dziwne, bo mi to nie przeszkadzało. Za to mój usłużny umysł wysyłał mi sugestywne wizje pocałunku nad sałatą. Stłumiłem chichot, wyobrażając sobie minę Cuddy. Mój przyjaciel za to był dziwnie milczący. Denerwująco, nerwowo milczący. Nawet mnie się to udzieliło. Nie wytrzymałem i zacząłem:
-House, ja..
CDN ;P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:44, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Jak można kończyć w takim momencie?? To normalne znęcanie się nad ludźmi.
Część fajna, ale szkoda, że to tylko sen. A miało być tak pięknie: śniadanie do łóżka, kwiatki i co tylko dusza zapragnie a właściwie co wymyślisz a to sen. No ale nie można mieć wszystkiego.
Czekam z niecierpliwością na następną część i życzę dużo weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 0:26, 19 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
o-m-g... znów jakieś dziwne sny?
*ucieka z wrzaskiem*
...
...
...
*wraca zdyszana po kwadransie*
... sny są zue ale wizje pocałunku nad sałatą są jak najbardziej mrau
PS. Teraz wiem, że nie powinnam kończyć Soboty w "Zagadce" z taki sposób. To było znęcanie się nad Czytelnikami
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:13, 19 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
no i teraz będę się zastanawiać nad tym co on mu powie tak długo, aż nie dodasz kolejnej części... jak mogłaś mi to zrobić xd no i wgl już się cieszyłam że Wilson i House będą razem a tu się okazuje że oni myśleli że to był sen oooh. czekam już teraz tylko z niecierpliwością na kolejny odcinek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lonely.
Pacjent
Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:59, 23 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Oni mają być razem, KOTEK na miłość boską!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lonely. dnia Sob 19:00, 23 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:17, 26 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Dobra, wybaczcie, zlinczujcie. Nie podołałam wyzwaniu. Ale zlitujcie się, moje kosmate myśli nie są nawet legalne. Konkretnie, brakuje mi… kilku lat. Napiszę ilu w ostatniej części ficka xD Więc skoro już spisuję moje kosmate pomysły, i do tego w poukładany sposób, wybaczcie mi ten nietakt. Musiałam zmienić narrację, bo to, co sobie wyobrażam łatwiej pisze się w trzeciej osobie… Przynajmniej mi. Więc wybaczcie, postaram się, by ten fick zachował dawną formę, ale niestety, nie podołałam wyzwaniu. A, co do tytułu. Sam fick go nie ma, więc każdy rozdział będzie miał własny >D Wiem, dziwny pomysł. Tytuł tego fragmentu wziął się z piosenki o tymże tytule xD zasłyszanej w kochanej trójeczce dziś o poranku..
P.S. Oemgie, Word nie zna tak podstawowych pojęć jak Greg albo Cuddy |
„I’ll be your babe tonight”
-Ja… Chciałem ci powiedzieć, że znaczysz dla mnie więcej, niż myślisz… Znaczy.. – Wilson plątał się w zeznaniach. Jednak z tego, co zrozumiał House, to to, że był dla niego kimś szczególnym. Miał zamiar zapytać go o coś konkretniejszego, ale w tej właśnie chwili nadeszła Cuddy. Bardziej, niż zwykle wyglądała jak córka samego diabła. Jednak wolał nie ryzykować swoich wolnych godzin, więc nie powiedział tego na głos. Zamiast tego cierpliwie udawał zainteresowanie jej słowami i brak zainteresowania wzorkiem na krawacie onkologa. Kiwał głową, choć myślami był w klinice, w gabinecie numer dwa, i wcale, a wcale nie wykonywał swojej pracy. Mogę tylko zdradzić, że towarzyszył mu czołowy onkolog szpitala, a w moim, jego i prawdopodobnym waszym mniemaniu, także naszego rozległego wszechświata. Faktem jest jednak, że nie było go tam, nie ważne, jak bardzo tego pragnął. I nagle jego marzenie spełniło się połowicznie. W tej mniej atrakcyjnej połowie oczywiście, bo jakżeby inaczej. Konkretnie, usłyszał znienawidzone słowa ”House, do kliniki, ale już” i odszedł, złorzecząc barwnie pod nosem. Nie miał siły spojrzeć na skonsternowanego przyjaciela, słyszał tylko jego głos, wyraźnie wymęczony, kiedy mówił coś cicho do Córki Szatana. Więc, chcąc nie chcąc, stracili kolejny dzień na zastanowienie.
Na domiar złego, House nie przyjął ani jednego pacjenta. No dobrze, jednego. Jednak spędził cały swój dyżur, oglądając z rzeczonym pacjentem łzawe romansidło. Nawet nie zapamiętał imienia bohaterki, ani samej fabuły. Ale pamiętał, że zeszli się na końcu. Jak w każdym pięknym lepie na wzruszone nastolatki. Nie wiadomo jak, ale mu to pomogło. A może pomogło to, że obiekt westchnień głównej postaci miał na imię James? Kto może wiedzieć…
Jednak, kiedy wychodził z kliniki, był w tak dobrym humorze, że nie omieszkał nawet wziąć sobie zapasu lizaków na ciężkie czasy. Wcisnął je do kieszeni przetartego plecaka, jednak gdy otwierał drzwi, złośliwy podmuch popchnął ich drugą połowę i zrzucił bagaż diagnosty z jego ramienia. Westchnął, po czym spojrzał na swoje rzeczy. Wszystko leżało w nieładzie. Może tylko mu się zdawało, ale przysiągłby, że lizaki leżały na ziemi, tworząc regularne serce.
Wzruszył ramionami. Nie był przesądny, ale każdy wziąłby to za dobry omen, prawda? Ruszył więc w stronę swojego motoru. Jimmy’ego już nie było. Kończył wcześniej, pewnie o tym rozmawiał z Cuddy na lunchu.. Zamyślony, wskoczył na siodełko i ruszył. Jazda minęła mu nieznośnie powoli. Tak to jest, kiedy niecierpliwie wygląda się w przyszłość, a przyszłość czeka w domu. Każde napotkane skrzyżowanie mógł obejrzeć sobie dokładnie, ponieważ czerwone światła upodobały go sobie tak, jak on czerwone lizaki. Zdawało mu się nawet, że ktoś w okrutnym żarcie przełączył wszystkie staruszki na prędkość o połowę mniejszą od zwykłej, i tak już skandalicznej. Wzdychał więc tylko pod nosem i jechał dalej. A raczej próbował. Wreszcie, jak się zdawało, po godzinie czy dwóch, dotarł do domu.
Mocował się właśnie z kieszenią, usiłując wydobyć klucze, kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich lekko podenerwowany James Evan Wilson. Spróbował się uśmiechnąć, ale z perspektywy House’a wyglądało to jak przerażone spojrzenie jego świętej pamięci ciotki Mabel. Walczył z pokusą, by uściskać przyjaciela i zapytać, jak tam wujek i jego buldog, ale się powstrzymał. Na szczęście. Wszedł po prostu do mieszkania. Kiedy zdejmował kurtkę, niechcący zahaczył palcem o Jimmy’ego, który nie poruszył się, od kiedy go wpuścił. Wyglądał jak człowiek, który toczy zawzięty spór sam ze sobą. House miał szczerą nadzieję, że wygra go ta bardziej życzliwa mu w tej chwili część.
Wszedł do kuchni, by wyjąć sobie coś z lodówki. Nagle stanęła mu przed oczami scena ze snu. Parująca pizza, kilka butelek piwa i promiennie uśmiechnięty przyjaciel. Pokręcił głową, rozwiewając obraz. Choć do niego tęsknił, upomniał się ”Nie teraz, stary idioto!” I nagle poczuł na ramionach czyjeś rozgrzane dłonie. Osłupiały, spojrzał na Jimmy’ego. Onkolog zaciskał powieki, jakby modląc się, by House go nie odepchnął.
-Jimmy, jak ci się zebrało na przytulanie, mogę zadzwonić po Cuddy. A jeśli chcesz, możesz zająć sypialnię z jakąś dziwką, nie obrażę się – powiedział cicho. Jednak jego czyny przeczyły słowom. Odwrócił się całym ciałem w stronę przyjaciela. Jego ręce spoczęły w talii onkologa, obejmując go w pasie. Spojrzał na niego i uderzył go kolor jego oczu. Nie były już zwyczajnie brązowe, miały kolor roztopionej gorzkiej czekolady, lśniącej w palącym słońcu pustyni. Żałował, że nie ma lepszego porównania, ale czuł, że będzie miał jeszcze sporo czasu na zastanowienie nad tym.
Poczuł dłoń przyjaciela na swoim policzku. Spojrzał na niego po raz kolejny, jakby upewniając się, że to nie jest sen. Jimmy uniósł głowę, jego twarz zbliżała się do twarzy diagnosty. I nagle wpadło na nich coś małego i mokrego.
Odskoczyli od siebie jak oparzeni. Na środku pokoju stał mały, czarny kot. Ociekał wodą i miauczał żałośnie. Onkolog, popędzany przez palące pragnienie ucieczki, wychylił się na korytarz. Drzwi do mieszkania nie były zamknięte. W sumie, jak House miał to zrobić, kiedy jego przyjaciel stał w nich cały czas? Właśnie, nie ma co się dziwić. Więc Jimmy się nie dziwił.
Gdy wrócił, zastał Grega, wycierającego nieszczęsne stworzenie w puchaty ręcznik. Z przerażeniem rozpoznał w nim najnowszy z możliwych, kupiony poprzedniego dnia. Nie miał już nic z nowości, jednak z każdą sekundą suszenia kotu przybywało wdzięku. Wygiął się w łuk, mrucząc zadowolony. Żaden z nich nie chciał wiedzieć, skąd się wziął. Było jasne, że zostanie, choćby po to, by pomóc im uniknąć kłopotliwej rozmowy..
Kot został nakarmiony, przytulony, wytarty do końca i pogłaskany, po czym zapanowała krępująca cisza. Chociaż myśleli o tym samym, żaden z nich nie odważył się odezwać. Nie chciał być tym, który położy kres ich długiej przyjaźni. I dlatego milczeli. Co jakiś czas dało się wychwycić pojedyncze westchnienie, nie wiadomo, konsternacji, czy może rozmarzenia? Możliwe też, że każdego było po trochu.
Dodatkowym problemem było to, że zwierzątko zawinęło się w pościel Jimmy’ego, skazując ich na.. no właśnie, na co? Albo na bezsenną noc, spędzoną w milczeniu przed telewizorem, albo na.. Cóż, zdecydowanie żaden z nich nie chciał powiedzieć tego na głos. Jednak nie było nadziei, że kotek postanowi podzielić się miejscem. Nosiło już liczne ślady błota, wody, pazurów.. Nie, to nie wchodziło w grę, zwłaszcza, że ślady sięgały materaca. A poza tym, choć żaden by się do tego nie przyznał, nie uważali tego za specjalnie straszną ewentualność..
Dogadując się za pomocą spojrzeń, mruknięć i niepewnych uśmiechów, weszli do zagraconego pokoju genialnego diagnosty. Porządny z natury Jimmy aż wciągnął głośniej powietrze w płuca, żałując, że nie chciało mu się tu ostatnio sprzątać. Jednak samo łóżko było czyste i względnie porządnie pościelone. Położyli się bez słowa, światło zgasło, a oni leżeli tam i czuli się jak kompletni idioci.
Jimmy, zdecydowanie bardziej skrępowany od starszego przyjaciela, leżał na boku, plecami do Grega. Powtarzał sobie w myślach słowa otuchy, czy raczej ”Nie uciekaj idioto, nie uciekaj!” I nagle poczuł, że dłoń diagnosty delikatnie dotyka jego ramienia. Odwrócił głowę, patrząc na niego zmieszany. Jego spojrzeniu odpowiedziały lśniąco błękitne tęczówki, których spojrzenie przesycone było miłością, nadzieją, lękiem i potwornym zdenerwowaniem.
Po długiej sekundzie wahania przykrył dłoń diagnosty swoją. W odpowiedzi na ten gest otrzymał ciepły uśmiech, który tak rzadko dane mu było oglądać.. Nie wytrzymał. Jako, że był człowiekiem słabym i niezbyt skorym do długotrwałego katowania się, przesunął się po prostu i pocałował Grega. W oczach diagnosty odmalowało się bezgraniczne zdziwienie, ale nie pozostawał dłużny przyjacielowi. Pocałunek był powolny i nadzwyczaj ostrożny, jakby bali się, że padną martwi na miejscu, jeśli coś się stanie. Tak naprawdę obaj myśleli o tym, czy pierwszy raz nie będzie przypadkiem też ostatnim..
A potem Jimmy rozchylił lekko wargi i nie myśleli już o niczym. House bez wahania przyjął zaproszenie młodszego mężczyzny. Kiedy jego język zapoznawał się z nieznaną sobie przestrzenią, mógł wyraźnie poczuć, że jego przyjaciel się uśmiecha. Może był to nieśmiały, lekki uśmiech, ale był uśmiechem i to się liczyło. Ramiona Jimmy’ego owinęły diagnostę w pasie, przyciągając go jeszcze bliżej.
Kto wie, ile to jeszcze trwało. Sekundy, minuty, godziny? Przerywali i kontynuowali tą samą czynność, co jakiś czas zamieniając się rolami. Kiedy obaj wyczerpani i wręcz chorzy ze szczęścia opadli na poduszki, dotykając się ramionami, poczuli, że coś kładzie się pomiędzy nimi. To inteligentne zwierzątko mościło sobie gniazdo w poduszkach pomiędzy ich głowami. Zasnęli, słuchając niskiego mruczenia zadowolonego kota.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:35, 26 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
ojejkuu... na koniec aż się wzruszyłam słoooooodkie to było
pisz, pisz, pisz dalej!
(a tak wgl to skąd bierzesz takie świetne avatary? sama robisz?;>)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|