|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:37, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Atris, wiesz przerywanie w tego typu momentach to taki chwyt na budowanie akcji ;P
Any nic nie obiecuję, nic nie zdradzam, prócz tego, ze wszystko skończy się happy andem, ale będzie lekko wyboiście. Lajf is brutal. ;P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:43, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Takie "budowanie akcji" to nie na moje nerwy, dlatego moje ficki, są i będą pozbawione tak emocjonujących wyskoków
Bo ja nie mogę patrzeć, jak oni tak się nawzajem odrzucają, bo ja wtedy płaczę jak bóbr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:45, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
No i ruszyło też ze strony Wilsona;)
Dlaczego faceci praktycznie zawsze zachowują się jak dzieci?? Już szesnastoletnia dziewczyna jest od nich mądrzejsza.
Nigdy nie sądziłam, że załatwianie spraw po alkoholu jest lepsze. Chłopakom pewnie też nie wyjdzie to na dobre:)
soft kończenie w takim momencie to zbrodnia
Życzę dużo weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:51, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Oj. Już się boję.
Anne jest cudna, jak zwykle Cokolwiek by dalej nie zrobiła, taka będzie^^
Soft, ale powiedz że nie skończyłaś w takim momencie, bo dalej będzie źle... Powiedz, powiedz, powiedz!
House będzie zły i go odepchnie, ja to wiem
A całość świetna, mam ciągle uśmiech na twarzy^^
Czekam.
Weny
Munio.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Wto 9:19, 13 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Nie no! Przerwać w TAKIM MOMENCIE?! Jak nam możesz to robić! xD
Czekałam na tę część i sie nie zawiodłam ^^ Nie no to jest... PIĘKNE^^
No... Ja chce więcej! Bo tak skończyłaś!
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 14:56, 15 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Zień bry...
Sądzę, że po tym parcie przyjdziecie po mnie z widłami, czyli już powinnam szykować testament. Chce ktoś coś?
Mam nadzieję, że będziecie lubić Annie nadal ;P Ja ją lubię ().
Obiecuję, że już w następnym, albo jeszcze następnym rozdziale będzie zdecydowanie weseliej. Fluff i te sprawy
Dla Atris za czekanie, pizzę i wyprawę do kościoła Teraz to tam chyba z wami bede tam chodzić na ten "różaniec".
Enjoy!
Part Vb
- Myślisz, że nie będziemy przeszkadzać...?
- Eddie, idziemy tylko wziąć moją gitarę! Co oni mogą robić? W najgorszym wypadku oglądają pornosy albo uprawiają dziki seks na kanapie w salonie - mruknęła Annie, przeszukując kieszenie. W końcu odnalazła klucze, które House, a raczej Wilson, niedawno jej dorobił i wsadziła je do zamka. Ten otworzył się z cichym szczęknięciem. Nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. Weszła do środka, nie przejmując się takimi drobnostkami jak wytarcie butów. Eddie szedł za nią tak bezszelestnie, jak cień. Ruszyła do salonu, ale to co tam zobaczyła, skutecznie zatrzymało ją w miejscu. Jej mózg powoli analizował zaistniałą sytuację. House i Wilson wpatrywali się w nią bardziej oniemiali niż ona i Eddie razem wzięci (o ile to było możliwe), choć przed chwilą zajmowali się całkowicie czymś innym. A mianowicie, półnadzy obściskiwali się na kanapie. Wzrok dziewczyny podążył do koszulki leżącej na lampie, a następnie krawata, zasłaniającego część telewizora.
- Oppss... Chyba w czymś przeszkadzamy - zreflektowała się szybko, w duchu opijając swój sukces. - Wpadłam tylko po gitarę.
Sięgnęła po stojący przy szafie instrument, złapała wciąż zdziwionego Eddiego za łokieć i uciekła z domu tak szybko, jak się w nim pojawiła. Wilson zdążył zobaczyć jeszcze fragment jej szerokiego uśmiechu. Nagle poczuł, że spada i uderzył tyłkiem o podłogę. Diagnosta zerwał się z kanapy i nie patrząc na niego, na tyle szybko na ile pozwalała mu chora noga, udał się do swojej sypialni. Zamknął za sobą drzwi, może nie trzaskając, lecz dość głośno, by onkolog zrozumiał, żeby zostawił go w spokoju. Niestety nie zrozumiał.
- House? - Wilson nacisnął klamkę i próbował wejść, lecz coś skutecznie blokowało drzwi.
- Wilson... Proszę cię, idź... - powiedział słabo House. Stał oparty o białe drewno. Dłonie kurczowo zacisnął na swojej lasce, tak mocno, że aż zbielały mu palce. Słyszał w głowie przyśpieszone bicie swojego serca. Całe otumanienie alkoholem zniknęło w oka mgnieniu. Oddychał płytko i urywanie. Nie był zły na Wilsona za to co zrobił. Był przerażony. Przerażony tym, że ktoś w ciągu kilku sekund przejął władzę nad sytuacją. Przerażony tym, że ktoś mógł wedrzeć się do jego małego, zamkniętego światka, do którego nikogo nie wpuszczał. Przerażony swoją uległością. Przerażony tym, że jeśli owy ktoś pozna go jeszcze głębiej niż do tej pory (o ile było to możliwe), to zostawi go po tym co tam odkryje. Bał się zdrady, zranienia, opuszczenia... Nawet jeśli tym kimś był Wilson. Osoba, której ufał i przyjaźnił się z nią od tylu lat.
- House... Ja... ja przepraszam! House, proszę, otwórz...
- Nie, Wilson. Idź, błagam, idź! Zostaw mnie w spokoju! Idź! - nawet nie zauważył, że ostatnie słowo wykrzyczał, a łzy ciurkiem spływały po jego twarzy. Czuł się rozbity, załamany. Nie wiedział co się z nim dzieje. Wszystko było inne, przerażające. Był zmieszany i zagubiony jak dziecko we mgle...
Zrozumiał, że nikt nie dobija się już przez drzwi. Wilson odszedł, tak jak chciał. Chciał? Nie miał pojęcia. Ale żałował. Żałował, że jedyna ważna dla niego osoba właśnie go opuściła. Opuściła przez jego cholerne tchórzostwo. Osunął się po drzwiach na podłogę i ukrył twarz w dłoniach. W pustym pokoju rozbrzmiał jego szloch, odbijający się od nagle tak zimnych czterech ścian.
***
- Siema - powiedziała Annie, wchodząc do domu. Była sobota rano i właśnie wróciła od Eddiego. Zerwała się naprawdę wcześnie by zobaczyć skutki wczorajszego wydarzenia. Zrzuciła trampki z nóg, z najwyższym błogosławieństwem odstawiła gitarę i weszła do środka. To co tam zobaczyła było jeszcze bardziej zdumiewające niż to co zastała tam poprzedniego wieczoru. House siedział przy fortepianie wyglądając jak siedem nieszczęść. Jego palce powoli poruszały się po klawiaturze instrumentu, wygrywając smutną melodię. Znała tą piosenkę. Zaledwie dwa dni wcześniej przekonała House'a do tego zespołu. How to save a life było zdecydowanie lepsze w jego wydaniu... Było lepsze, bo było takie prawdziwe...
Czując dziwny skurcz serca, podeszła do niego i usiadła obok na ławeczce. Delikatnie ujęła jego dłoń w swoją, przerywając muzykę. Uniósł głowę i spojrzał na nią smutnym wzrokiem. W błękitnych tęczówkach dojrzała ból i żal tak głęboki, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widziała.
- Co się stało? - zapytała miękko.
- Dziękuję - odpowiedział cicho, zachrypniętym głosem. Nie rozumiała.
- Za co?
- Za to, że to przerwałaś... - w jego oczach pojawiły się łzy. Coś ścisnęło ją za gardło. Nie potrafiła powiedzieć słowa. Poczuła wilgoć na policzkach. Czyli to koniec? Czyli się myliła? A może się nie myliła? Może oni naprawdę się kochali? Tylko dlaczego to miało taki finał? To była jej wina. To wszystko to była jej pieprzona wina.
cdn
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:10, 15 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Dla mnie? Naprawdę?
Dzięki, dzięki
Cytat: |
Diagnosta zerwał się z kanapy i nie patrząc na niego, na tyle szybko na ile pozwalała mu chora noga, udał się do swojej sypialni. |
Nie, nie! Wróć
Cytat: | - Wilson... Proszę cię, idź... - powiedział słabo House. |
Słabo, czyli go wpuści *tańczy sambę*
Cytat: | Przerażony tym, że jeśli owy ktoś pozna go jeszcze głębiej niż do tej pory (o ile było to możliwe), to zostawi go po tym co tam odkryje. |
Nie bój się *głaszcze po główce*, otwórz się przed Jimmy'm, Atris ładnie prosi
Cytat: | a łzy ciurkiem spływały po jego twarzy. |
Zaraz mnie też pociekną
Cytat: | Żałował, że jedyna ważna dla niego osoba właśnie go opuściła. |
Sam tego chciałeś. I nie ma przez ciebie ładnej, cieplutkiej, milutkiej ery
Cytat: | House siedział przy fortepianie wyglądając jak siedem nieszczęść. |
Biedny, biedny House. *podchodzi i zakłada mu X-menowe okularki*
No, od razu lepiej!
Cytat: | To była jej wina. To wszystko to była jej pieprzona wina. |
No, pytałaś się co może się stać...ach głupiaś ty, ale wszystko ci wybaczamy.
Było ślicznie, cudownie i może nie tak dramatycznie jak w ostatniej części, ale i tak świetnie.
Ale będzie dobrze, prawda?
Musi być! Oni mają być szczęśliwi!
Tak, tak, różaniec z nami jest gut!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:42, 15 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Ok. Nie do końca trafiłam, ale wiedziałam że będzie źle.
Damn, a miało być tak pięknie!
Chociaż, z drugiej strony... Nie znielubiłam Anne. Skąd mogła wiedzieć? No skąd?!
Głupi House, głupi. I płacze. To jest smutne, bo House nie płacze. Zn, rzadko kiedy. Dlatego to jest smutne. Czy ja piszę chaotycznie? Nieee...
Krótko tu. Chcieć więcej.
Smuuuuutne. Naprawdę. I nie rozumiem. House nie chciał? Bo tak się zerwał...
Zapomniałam Ci napisać przy "Love hurts", że piosenka, którą dałaś, cholernie pasuje do mojej sytuacji.
Mówiłam już, że kocham Twoje pisactwo?
Pozdrawiam, weny, Munio.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Pią 15:56, 16 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
O jej! Tak sie fantastycznie zaczęło i co?
No stało się tak smutno... I czemu House dziękuję Anne?! Och... I czemu Jimmy poszedł sobie?! Ejć to nie tak miało być!
Ale i tak ślicznie! Anne jeszcze lubię
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:16, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Dobra, za nim napisze kolejny part przy tym stanie wenu, to miną chyba trzy lata, więc postanowiłam zapodać małym bonusikiem, który jakoś nie zmieści mi się w dalszej historii. Strasznie króciutki, ale nie gryźcie, pisany tak na niezupełnie poważnie. Nie betowany więc spodziewajcie się wszystkiego ;P
Zguba (bonuusik ;3)
House otworzył szufladę i wyrzucił wszystko z niej na podłogę. Zaczął grzebać wśród niezliczonych pokładów bielizny i skarpetek (W większości nie do pary, ale kto by się tam przejmował takimi drobnostkami?), jednak nie znalazł tego czego chciał. Podniósł się z ziemi, będąc pewien u kogo, a raczej na kim owa rzecz się znajduję, jeśli nie ma jej tam gdzie być powinna. Musiał przyznać, że Wilson cholernie słodko wyglądał w jego rzeczach, lecz owa rzecz należała do jego ulubionych z takowej części garderoby i maił zamiar ją odzyskać, nawet jeśli oznaczałoby to wyjście siłowe. I szczerze mówiąc ta opcja mu nie przeszkadzała.
Wyszedł z pokoju, ubrany tylko w ręcznik zamotany dookoła bioder. Wilson stał w salonie czytając jakieś medyczne pismo. Zatrzymał się kilka centymetrów od niego. Onkolog podniósł wzrok i zarumienił się prawie niewidocznie. Poczuł nagły przypływ porządania na widok półnagiego ciała diagnosty.
- Gdzie one są? - mruknął diagnosta w jego usta, dźgając go końcem laski w biodro. Wilson syknął i spojrzał na niego całkowicie zdezorientowany.
- Co gdzie one są?
- Dobrze wiesz co! Oddaj mi moje szczęśliwe bokserki!
- Twoje szczęśliwe co? - Wilson wybuchnął śmiechem.
- To wcale nie jest śmieszne... Skoro nie chcesz ich oddać po dobroci to sam je sobie wezmę - ręce diagnosty rozpoczęły walkę z paskiem onkologa, która zakończyła się sukcesem. Po chwili, gdy wygrały jeszcze z rozporkiem, spodnie Wilsona zsunęły mu się do kostek. House spojrzał w dół i skrzywił się. Jednak Wilson nie był odpowiedzialny za zniknięcie jego zguby.
Nagle drzwi od łazienki i wyszła z nich Annie z włosami zawiniętymi w ręcznik. Spojrzała na nich, stanęła i przewróciła oczami.
- To już wam nie starcza, że nie dajecie mi spać po nocach? Jeszcze w dzień musicie mi psychikę doszczętnie niszczyć? - zapytała opierając ręce na biodrach.
Mężczyźni patrzyli na nią energicznie mrugając. Prócz czarnego t-shirta i ręcznika miała na sobie nic innego jak szczęśliwe bokserki House'a.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez soft dnia Nie 15:17, 18 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:47, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Nie cytuję, nie cytuję...
Aaa, soft!.! Jesteś zła, zua, a nawet zÓa.
Cytat: | Musiał przyznać, że Wilson cholernie słodko wyglądał w jego rzeczach, lecz owa rzecz należała do jego ulubionych z takowej części garderoby i maił zamiar ją odzyskać, nawet jeśli oznaczałoby to wyjście siłowe. I szczerze mówiąc ta opcja mu nie przeszkadzała. |
Oj. *widzi Wilsona w jakimkolwiek ubraniu House'a*
Soft, mówiłam już, że jesteś zła?
A opcja z siłą też by mi nie przeszkadzała...
Cytat: | Wyszedł z pokoju, ubrany tylko w ręcznik zamotany dookoła bioder. |
Katujesz moje zmysły. Aww?
Cytat: | Onkolog podniósł wzrok i zarumienił się prawie niewidocznie. Poczuł nagły przypływ porządania na widok półnagiego ciała diagnosty. |
(pożądania )
A kto by nie poczuł? Matko Boska, soft, jesteś naprawdę zÓa.
Cytat: | - Gdzie one są? - mruknął diagnosta w jego usta |
Primo, uwielbiam jak ktoś mruczy. I zawsze się rozpływam nad takim fragmentem, tutaj też
Secundo, tak troszkę bliżej, jeszcze troszeczkę te usta...!
Cytat: | ręce diagnosty rozpoczęły walkę z paskiem onkologa, która zakończyła się sukcesem. Po chwili, gdy wygrały jeszcze z rozporkiem, spodnie Wilsona zsunęły mu się do kostek. |
Ej, to niemalże jak gwałt! (gdyby coś się z tego rozwinęło, ale soft, jeszcze raz powtarzam że jesteś zła.) Chociaż w tym przypadku, nie byłoby takie złe...
Cytat: | - To już wam nie starcza, że nie dajecie mi spać po nocach? Jeszcze w dzień musicie mi psychikę doszczętnie niszczyć? |
Ekhem, czy my o czymś nie wiemy? Soft, co Ty tam knujesz po nocach?
Cytat: | zapytała opierając ręce na biodrach. |
Wilson! Istny Wilson
Ogólnie bonusik piękny Więcej! ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:25, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Dostałam kociokwiku
To jest genialne, genialne, genialne. Proszem ładniem o więcej takich bonusików
Cytat: | - To już wam nie starcza, że nie dajecie mi spać po nocach? Jeszcze w dzień musicie mi psychikę doszczętnie niszczyć? |
A w tym momencie zaplułam sobie monitor i nabiłam siniaka, spadając z krzesła!
Zgłoszę się po odszkodowanie. Moi ludzie skontaktują się z twoimi
Weny, Soft! Żeby ci takie rzeczy częściej przychodziły do głowy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:29, 21 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Hej.
Cieszę się, że bonusik się podobał ;P Takie rzeczy ciągle wpadają mi do głowy, ale zazwyczaj wypadają po chwili.
Part nie najlepszy, because powstał po tym jak już pewnie wysmarkałam swój "musk". Tak, jestem zakichana, zasmarkana i załzawiona. Ale przeżyję. Jeszcze kilka wypadów na miasto do E'Leclerca i do Maca na kawę i wyzdrowieję ;P
A dla fanów "Love Hurts" - kopnijcie mnie w dupę, to może w końcu przepiszę nowy part na kompa.
Enjoy!
Part 6
Weszła do jego gabinetu bez pukania, ponieważ, tak jak i jemu, jej też zazwyczaj wydawało się to zbędne. Żadnej reakcji, podniesienia wzroku, rzucenia jakimś komentarzem… Nic. Null. Zero. Nada. Siedział w fotelu, odbijając czerwono-szarą piłkę od podłogi. Złapała ją, gdy poleciała w jej stronę i usiadła na krześle po drugiej stronie biurka. W końcu zaszczycił ją spojrzeniem. Spojrzeniem wypełnionym bólem, żalem i gniewem, które zagnieździły się tam tydzień wcześniej. Tak, to wszystko trwało już pełne siedem dni. Siedem dni milczenia. Siedem dni niewypowiedzianych wyrzutów. Siedem dni smutku. Jego siedem dni spędzonych w szpitalu. Jej czas się kończył, a wiedziała, że musi coś z tym zrobić, póki jeszcze jest w Princeton. Po długim rozmyślaniu stwierdziła, że jedynym wyjściem jest szczera rozmowa. Dlatego siedziała teraz na tym cholernie niegodnym, plastikowym krześle, próbując znaleźć odpowiednie słowa i ściskając softballową piłeczkę.
- Greg? - odezwała się w końcu. Już od dawno kazał mówić do siebie na „ty”, lecz kochała go irytować ciągłym zwracaniem się do niego „wujku”. - Dlaczego?
- Co dlaczego? - zapytał. Nie miał ochoty z nią rozmawiać. Nie miał ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Chciał tylko zamknąć się w swoim świecie, obwiniając się za utratę najważniejszej dla niego osoby. Bo przecież musiał go utracić, prawda? Był pewien, że Wilson nienawidzi go z całego serca za to, że kazał mu odejść. To nie byłoby dziwne. Sam też siebie nienawidził.
- Dlaczego mi wtedy podziękowałeś! Gdybym nie weszła razem z Eddie’im, wy… Mój Boże, to przeze mnie! Spieprzyłam to! - choć ze wszystkich sił starała się opanować, emocje i poczucie winy wzięło górę. House spojrzał na nią twardo, z nagłą wściekłością.
- Nawet lepiej, że to spieprzyłaś. Oszczędziłaś wszystkim wiele kłopotu i zawodu…
- Nie mów tak! Przecież go kochasz! I on kocha ciebie! Nie możesz temu zaprzeczyć… - wstała z krzesła, patrząc diagnoście w oczy. Dwie pary tak samo wściekle błękitnych tęczówek wpatrzone w siebie z tym samym zacięciem. Dlaczego on był taki uparty i pewny swoich racji? Dlaczego nie pozwolił sobie chociaż na odrobinę szczęścia. Dlaczego, do jasnej cholery?
- Czy to ważne? Nawet jeśli on mnie… Nawet jeśli on mnie kocha, to już mnie nienawidzi - głos House’a był niewiele głośniejszy od szeptu. Podniósł się z fotela i stanął przy oknie. Deszcz zacinał w szybę, zamazując cały świat. Jak to się stało, że w ciągu kilku tygodni szesnastolatka poznała go tak dobrze? Nie tylko jego. Nagle poczuł ponowną falę gniewu szarpiącą go za serce! Cholera, miała rację, to wszystko to była jej wina. Gdyby nie przyjechała, gdyby nie zaczęła się wpychać w jego życie, gdyby wtedy nie weszła… Byłoby inaczej. Może teraz, zamiast spać skulony w fotelu w swoim gabinecie, spałby w domu, na swoim łóżku, wiedząc, że Wilson spokojnie chrapie na kanapie albo obok niego, wtulony w jego bok. Ta wizja zabolała go jak żadna rana w całym jego życiu. Zniszczyła to. Zniszczyła jego. Zniszczyła ich. Odwrócił się gwałtownie.
- Tak miałaś rację. To przez ciebie! To wszystko to twoja, jebana wina! - warknął. Dziewczyna skuliła się pod jego oskarżeniem. Tak, chciała to usłyszeć, ale teraz gdy powiedział to z takim gniewem, z takim wyrzutem, to ją zraniło. Cholernie mocno. Przecież to nie tak miało wyjść. Chciała dobrze, ale trochę jej nie wyszło..
- Musiałaś przyjeżdżać, prawda?! Musiałaś się we wszystko mieszać?! - atakował ją dalej. Zbliżył się, stając kilkanaście centymetrów od niej, ale się nie cofnęła. - To, że jesteś moją córką, nie oznacza, że możesz sobie na wszystko pozwa… - zamknął usta, zdając sobie sprawę z tego co powiedział. Usta Annie zdecydowały zrobić się całkowicie przeciwnego i rozchyliły się szeroko.
- Czy ty powiedziałeś... Nie, to nieprawda... Moim ojcem jest.. Był Robert!
- Robert był tylko przykrywką. On też nie wiedział, że jesteś jego córeczką. Przez całe swoje marne życie był niewtajemniczonym, żałosnym człowieczkiem, który myślał, że coś znaczy dla twojej matki, a tak naprawdę wyszła za niego tylko dlatego, że była w ciąży - opuściły go wszelkie hamulce. Był i wściekły i rozżalony, nie zważał na to co mówił. -Tak, dla mnie to też wygodne! Kto by chciał mieć taką córkę jak ty? Może i jesteś bystra, mądra i inteligentna, ale wciąż nie na tyle by nie skojarzyć najprostszych faktów. Wciąż jesteś tylko głupiutką, zasmarkaną nastolatką.
Spojrzała na niego z bólem i niedowierzaniem w oczach. To co powiedział... Zranił ją mocniej niż ktokolwiek inny w całym jej życiu.
- Nienawidzę cię - wydusiła przez ściśnięte gardło. - Nienawidzę cię!
Trzasnęły drzwi i nastolatki już nie było. House popatrzył na miejsce, w którym przed chwilą stała i poczuł coś, co aż zbyt bardzo przypominało mu wyrzuty sumienia. Nie powinien tego mówić. Nieważne w jakim stanie psychicznym się znajdował, a aktualnie nie należał on do najlepszych, nie powinien się na niej wyżywać. Niestety było już za późno. Oklapnął z powrotem na fotel i ukrył twarz w dłoniach. Cholera!
***
Wyciągnęła klucze z kieszeni i trzęsącymi się dłońmi otworzyła drzwi. Nie pamiętała jak dotarła do domu. Była zbyt wściekła, zrozpaczona ze zbyt wielkim mętlikiem w głowie. Nienawidziła go. Naprawdę go nienawidziła.
Wpadła do mieszkania, zbierając po drodze wszystkie swoje rzeczy. Nie miała zamiaru zostawać w Princeton ani chwili dłużej. Złapała kilka par skarpetek zawieszonych na lampie. Koszulki, płyty, zeszyt z nutami leżący pod kanapą, długopisy, ołówki, stroik, jakaś książka - to wszystko w zadziwiająco szybkim tempie lądowało w otchłani jej plecaka. Nie trudziła się zwijaniem śpiwora, po prostu wepchnęła go do pokrowca, który byle jak doczepiła do swojego bagażu. W pośpiechu schowała gitarę do zielonego pokrowca i jeszcze raz przeszła się po mieszkaniu by sprawdzić by wszystko wzięła. Nie płakałaby za takimi rzeczami jak szczoteczka do zębów czy jakieś zaginione majtki, ale zdecydowanie brakowałoby jej odtwarzacza i słuchawek, które odnalazła na lodówce. Gdy stwierdziła, że jest już gotowa, rzucił się jej w oczy jeden fakt, a mianowicie to, że płakała. Łzy ciurkiem spływały jej po policzkach by zatrzymać się na jej brodzie i dopiero stamtąd skapnąć na dywan.
Opadła na kanapę, pociągając nosem. Szybko wytarła twarz jakimś t-shirtem i odetchnęła głęboko. Musiała się uspokoić. Zapłakana i roztrzęsiona za bardzo zwracałaby na siebie uwagę, a jeszcze tylko brakowało jej użerania się z ludźmi, którzy chcieliby jej pomóc albo, co gorsza, z policją, która mogłaby pomyśleć, że ucieka z domu. Zaśmiała się. Przecież uciekła z domu. Przyleciała do Princeton z Bostonu, by na chwilę zostawić za sobą ciągłe kłótnie z matką, która zawsze uważała, że nie jest tak idealną córką jak powinna być, i łyknąć trochę wolności, której tak potrzebowała. I co? Dostała to wszystko. Zamiast kłótni z matką, miała wieczory z House'em, Wilsonem i jakimiś kiepskimi filmami. Wolność? Proszę bardzo, ile tylko chciała. Na dodatek ze zwykłej nastolatki, półsieroty, została swatką dwóch dorosłych facetów, z czego nagle jeden z nich okazał się być jej ojcem! Pokręciła głową. Los chyba nie bardzo ją lubił, bo komplikował jej życie na każdym kroku.
Podniosła się, wiedząc, że to już był koniec jej wizyty. Narzuciła plecak na ramiona, wzięła do ręki gitarę. Wyszła z domu i zamknęła drzwi. Klucz schowała pod wycieraczkę. Jeszcze raz spojrzała na okna mieszkania, w którym spędziła ostatnie trzy tygodnie. Kiedyś ktoś mądry powiedział, że wszystko co dobre szybko się kończy. Powinno powybijać się mądrych ludzi. Poprawiła plecak i ruszyła chodnikiem, nie wiedząc, że los postanowił spłatać jej jeszcze jednego psikusa.
Z za rogu wyłoniła się postać w ciemnej kurtce i kapturem nisko naciągniętym na twarz. Zbliżał się do niej w zbyt szybkim tempie. Powinna coś wyczuć, powinna być bardziej uważna, lecz obecne problemy skutecznie zaprzątały jej głowę. Minęli się i wtedy poczuła ostrze zatapiające się jej w okolicach żołądka. Głuchy jęk wydostał się z jej ust. Osunęła się, lecz napastnik ją podtrzymał. W tym momencie usłyszała krzyk. Znała ten głos. Mężczyzna puścił ją i uciekł, a ona upadła na ziemię. Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Paraliżujący ból rozchodził się gdzieś z jej brzucha na całe ciało. Przymknęła powieki, czując łzy. Chciała krzyczeć, lecz z tego wszystkiego gardło tak jej się ścisnęło, że nie mogła wydusić nawet słowa. Poruszyła dłonią i przycisnęła ją do rany. Czuła ciepłą, lepką krew po palcami. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Nagle ktoś przy niej klęknął. Mówił coś do niej, lecz nie odróżniała słów. Słyszała tylko falujący szum. Przy upadku musiała się uderzyć w głowę. Potem było jeszcze więcej mówiących ludzi. Ktoś przykładał jakiś materiał do rany. Ktoś inny płakał. Ktoś inny krzyczał. Dźwięk karetki. Uchyliła powieki. Zobaczyła czerwone i niebieskie migające światła i nikogo innego jak Wilsona, pochylającego się nad nią z wyrazem przerażenia na twarzy. Zaraz potem odpłynęła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:13, 21 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Łiii^^
Cytat: | Part nie najlepszy, because powstał po tym jak już pewnie wysmarkałam swój "musk". Tak, jestem zakichana, zasmarkana i załzawiona. Ale przeżyję. Jeszcze kilka wypadów na miasto do E'Leclerca i do Maca na kawę i wyzdrowieję ;P |
Part, muszę Ci powiedzieć, baaaaaardzo dobry. Naprawdę.
Cytat: | A dla fanów "Love Hurts" - kopnijcie mnie w dupę, to może w końcu przepiszę nowy part na kompa. |
*pożycza od koleżanki glany i kopie*
Zadziałało?
Cytat: | Spojrzeniem wypełnionym bólem, żalem i gniewem, które zagnieździły się tam tydzień wcześniej. |
O, Boże...
Cytat: | Nie miał ochoty z nią rozmawiać. Nie miał ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Chciał tylko zamknąć się w swoim świecie, obwiniając się za utratę najważniejszej dla niego osoby. Bo przecież musiał go utracić, prawda? Był pewien, że Wilson nienawidzi go z całego serca za to, że kazał mu odejść. To nie byłoby dziwne. Sam też siebie nienawidził. |
Taa, jasne, obwiniaj się zamiast iść do Wilsona i go tam pocałować!!!
Cytat: | - Dlaczego mi wtedy podziękowałeś! Gdybym nie weszła razem z Eddie’im, wy… Mój Boże, to przeze mnie! Spieprzyłam to! - choć ze wszystkich sił starała się opanować, emocje i poczucie winy wzięło górę. House spojrzał na nią twardo, z nagłą wściekłością. |
Soft, czy Ty siedzisz mi w głowie? Kurde... 'Spieprzyłam to!' - to dokładnie tak jak ja powiedziałam kilka dni temu...
Cytat: | Z za rogu wyłoniła się postać w ciemnej kurtce i kapturem nisko naciągniętym na twarz. Zbliżał się do niej w zbyt szybkim tempie. Powinna coś wyczuć, powinna być bardziej uważna, lecz obecne problemy skutecznie zaprzątały jej głowę. Minęli się i wtedy poczuła ostrze zatapiające się jej w okolicach żołądka. Głuchy jęk wydostał się z jej ust. Osunęła się, lecz napastnik ją podtrzymał. W tym momencie usłyszała krzyk. Znała ten głos. Mężczyzna puścił ją i uciekł, a ona upadła na ziemię. Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Paraliżujący ból rozchodził się gdzieś z jej brzucha na całe ciało. Przymknęła powieki, czując łzy. Chciała krzyczeć, lecz z tego wszystkiego gardło tak jej się ścisnęło, że nie mogła wydusić nawet słowa. Poruszyła dłonią i przycisnęła ją do rany. Czuła ciepłą, lepką krew po palcami. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Nagle ktoś przy niej klęknął. Mówił coś do niej, lecz nie odróżniała słów. Słyszała tylko falujący szum. Przy upadku musiała się uderzyć w głowę. Potem było jeszcze więcej mówiących ludzi. Ktoś przykładał jakiś materiał do rany. Ktoś inny płakał. Ktoś inny krzyczał. Dźwięk karetki. Uchyliła powieki. Zobaczyła czerwone i niebieskie migające światła i nikogo innego jak Wilsona, pochylającego się nad nią z wyrazem przerażenia na twarzy. Zaraz potem odpłynęła. |
Nie mogłam nic innego zacytować, bo miałoby taką samą długość, a tego nie mogłam skrócić
To jest... Straszne. Ale ja wierzę, że teraz będzie takie rozwiązanie akcji i będzie wszystko ok. To nadal jest straszne. Musiałaś jej rozciąć brzuch?
Świetna część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Czw 14:00, 22 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Soft! Czemu uważasz, że nie najlepszy pomysł? Każdy pomysł jest dobry
Zaskakujący obrót sprawy. House wściekły. I to w taki sposób. I wreszcie dowiadujemy się prawdy o naszej Annie. Chociaż można było troszkę mieć podejrzenia. I jej reakcja... No ładnie chciała się wyprowadzić a tutaj to... Tylko dlaczego? Po co? I oczywiście któż inny by ją mógł ratować ?
Piękności jak zwykle^^ Aż chce sie czytać dalej!
Weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:46, 22 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Już jestem
Wreszcie dopchałam się do kompa i mogę skomentować.
Cytat: | A dla fanów "Love Hurts" - kopnijcie mnie w dupę, to może w końcu przepiszę nowy part na kompa. |
*moocno kopie* ruszaj tyłek Soft
Cytat: | Był pewien, że Wilson nienawidzi go z całego serca za to, że kazał mu odejść.
|
House zdecydowanie powinien przestać, być taki pewien.
Cytat: |
Gdyby nie przyjechała, gdyby nie zaczęła się wpychać w jego życie, gdyby wtedy nie weszła… Byłoby inaczej. |
trochę mnie zaczyna denerwować ;/
Cytat: | - Czy ty powiedziałeś... Nie, to nieprawda... Moim ojcem jest.. Był Robert! |
Yyy...a tak szczerze? Przecież mają te same oczy...ten sam charakter...i nic się nie skapła?
Cytat: | - Nienawidzę cię - wydusiła przez ściśnięte gardło. - Nienawidzę cię! |
Grrr...powinna puścić to mimo uszu. Chociaż nie wiem, czy ja dałabym radę to zrobić. Ale wiadomo. House, rozżalony i zły...powinna mu odpuścić.
I kto to był? Kto mógłby zrobić jej krzywdę? Jakiś wysłannik zazdrosnej Cuddy?
Ehh, Soft. Co ja mogę napisać? Jak zwykle genialnie i czekam na ciąg dalszy tej porywającej historii.
I błagam, żeby jej nic nie było...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 5:59, 10 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Hum, o to sofć powróciła. Przyznam, a wiem, piszę to ciągle, lecz tym razem tak na serio, serio, jak są party, które chociaż trochę mi się podobają, to ten wcale. Może początek jest jeszcze w miarę, w miarę. Urodzone w wielkich bólach przy wszystkich wenoprzywołaczach jakie się da. Na dodatek koszmarnie krótkie.
Na następny roxdział "Love Hurts" jeszcze musicie poczekać, no chyba, że mam go totalnie spieprzyć.
Miłego czytania.
Part 7
- House, musisz zawiadomić jej matkę!
- Nie, nie muszę.
- House!
- Och, Wilson, to nie ty potem będziesz wysłuchiwał jej zrzędzenia, tylko ja!
- No tak! Zawsze liczysz się tylko ty! Mógłbyś chociaż raz przestać myśleć o sobie i zacząć o innych?!
- Przecież myślę. O tobie, pod prysznicem, kiedy...
- House, to wcale nie jest śmi...
- Do jasnej cholery, możecie się w końcu zamknąć i pocałować?! - mężczyźni odwrócili głowy w stronę łóżka, na którym leżała Annie. Na twarzy dziewczyny malował się uroczy grymas gniewu, który chyba miał zamaskować jej rozbawienie. House i Wilson stali w zdecydowanie zbyt bliskiej odległości, lecz chyba tego nie zauważali. Jak można być tak ślepym?
- Annie? Nie śpisz już? - zapytał głupio Wilson. Dziewczyna przewróciła oczami.
- Nie no, oczywiście, że śpię, nie widać? - zapytała z sarkazmem. - Nie! Nie śpię, ponieważ jakiś dwóch frajerów zamiast wziąć się do rzeczy stoi na przeciwko siebie, patrzy sobie w oczy i pieprzą o mojej matce! Wiecie ile pracy kosztowało mnie byście w końcu zrozumieli co do siebie czujecie? Jesteście gorsi niż dzieci!
Mężczyźni popatrzyli na nią, na siebie, znów na nią i znów na siebie, całkowicie nie wiedząc co zrobić. Diagnosta powoli uśmiechnął się tym uśmiechem, który zazwyczaj nie oznaczał nic dobrego. Dawała im szansę. Teraz, tu, wśród tych wszystkich ludzi, którzy mogli wszystko zobaczyć przez szklaną szybę. No i co z tego? Ujął w dłonie twarz Wilsona i złączył ich usta w powolnym, przepełnionym uczuciem pocałunku. Zanim cały świat wokół nich przestał się liczyć, usłyszał tylko przepełnione dumą "Yeah!" dziewczyny. Potem liczył się tylko stojący przed nim Wilson. Może nie był to ich pierwszy pocałunek, ale ten zdecydowanie lepszy był od pierwszego. W końcu tym razem to on miał nad wszystkim kontrolę. Przeniósł ręce na kark przyjaciela i wplótł palce w jego włosy. Chyba nigdy nie było mu lepiej...
- Hej, hej, hej!- zaoponowała Annie, gdy dłonie Wilsona w jakiś magiczny sposób znalazły się pod koszulką diagnosty. - To jak dogłębnie badacie sobie nawzajem budowę jamy ustnej za pomocą języków mogę jeszcze przetrwać. Jeśli jednak macie zamiar dogłębnie badać inną część ciała, to błagam: znajdźcie sobie jakiś przyjemny schowek. Nie chcę mieć skrzywionej psychiki do końca życia, i myślę, że ci wszyscy ludzie stojący na korytarzu też tego nie chcą. Idźcie pobawić się - tu zrobiła wymowny ruch ręką - gdzie indziej.
Wilson potarł kark, zakłopotany, i posłał jej przepraszający uśmiech. Przewróciła oczami, a następnie spojrzała na nich w sposób mówiący, że jeśli zaraz nie zabiorą stąd swoich tyłków to ich wykastruje. House już chciał coś na to odpowiedzieć, lecz Wilson wyciągnął go z sali. Opadła na poduszki wyjątkowo dumna z siebie. Było dobrze. Ba, było cholernie dobrze. Szkoda tylko, że za kilka dni dla niej się to wszystko skończy i wróci do swojej szarej codzienności. Przypomniała sobie słowa wypowiedziane przez diagnostę. To wciąż bolało. Przymknęła oczy, czując łzy pod powiekami. Wtuliła się w poduszkę. Pewnie zdążyła wsypać się za wszystkie czasy, lecz nie przeszkadzało jej to spać dalej. Z dławiącym szlochem, który utknął gdzieś w połowie drogi, odpłynęła do jedynego miejsca, gdzie przez te kilka chwil mogło być lepiej.
A gdzieś tam, w jednym z wielu schowków szpitala, Greg House walczył z rozporkiem swojego najlepszego przyjaciela, Jamesa Wilsona.
***
Wszedł do środka. Annie siedziała na łóżku, a obok niej Taub i Kutner. Cała trójka grała w jakąś nawalankę na konsoli, której przyniósł ze sobą Hindus. Na twarzy chirurga widniał wyraz zdecydowanego zmieszania, kiedy naciskał wszystkie przyciski na padzie, próbując zadać chociaż jeden cios.
- Ekhm - chrząknął. Podnieśli głowy i spojrzeli na niego jak dzieci. - Kutner, Taub, czy wy przypadkiem nie macie nic do roboty?
- No wiesz... Pacjentka wyzdrowiała, a my... - próbował tłumaczyć się Kutner.
- Tak, tak, jasne. Niestety moje godziny w przychodni same się nie odrobią, więc zabierać stąd swoje tyłki i spełniajcie swój obywatelski obowiązek leczenia zasmarkanych nosów - jakby nie mógł po prostu powiedzieć, żeby wyszli. Kaczuszki zebrały się do wyjścia. Kutnera pomachał Annie na pożegnanie, a ona odwzajemniła gest.
- Nie za stary? - zapytał diagnosta, kiedy szklane drzwi się za nimi zamknęły. Annie posłała mu rozbawione spojrzenie i wróciła pod ciepły koc. Już wiedziała co teraz się stanie i przygotowywała się na to psychicznie. Poważne rozmowy nie były jej dobrą stroną.
House usiadł na skraju łóżka, szeroko rozstawiając nogi; laska szybko i nerwowo lądowała to w jednej, to w drugiej jego dłoni. Żałował, że nie ma tu Wilsona, który mógłby mu pomóc. W końcu onkolog znał się na tego typu gadkach. On nie. Nie chciał już popełnić żadnego błędu. Musiał pomyśleć, zastanowić się, ale nie miał czasu. Ale już tu siedział, czując na sobie badawcze spojrzenie nastolatki, więc...
- Przepraszam - powiedział krótko. Jeszcze nigdy w życiu to słowo przeszło mu tak łatwo przez gardło. Dobrze, już część miał za sobą.
- Nie masz za co... Nie powinnam się pchać w twoje życie z butami. Ja przepraszam - odpowiedziała stłumionym głosem. House spojrzał na nią ze zdziwieniem. Dopiero teraz zauważył, że po jej twarzy spływają łzy, a ona sama ledwo próbuje zapanować nad rozdygotanym ciałem. Nie wiedział, co nim w tym momencie kierowało. Przysunął się bliżej i przytulił ją. Annie ufnie wtuliła się w jego ramie.
- Mam za co i przepraszam... Gdybyś nie pchała się z butami w moje życie, pewnie nigdy nikt by mi nie zrobił tak dobrej laski jak Wilson - zażartował. Dziewczyna zaśmiała się przez łzy.
- Nie chce znać szczegółów! Jakbym chciała, to zostawiłabym was u mnie... A tak w ogóle to co zrobiłeś z Wilsonem? - zapytała, odsuwając się od niego. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
- No wiesz... Cuddy nas złapała i teraz siedzi u niej na dywaniku...
- Co? Biegnij go ratować, bo inaczej odechce mu się seksu do końca życia i co ty biedny wtedy zrobisz?!
Diagnosta udał przerażonego.
- Racja! A jeszcze tylu pozycji nie wykorzystaliśmy. Na przykład...
- Nie chcę tego słuchać! - zakryła uszy rękoma. House uśmiechnął się bezczelnie i wyszedł, zostawiając ją samą.
cdn.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:10, 11 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Soft! Pięknie! Jak zwykle z resztą. Tylko ona tak szybko do zdrowia doszła i w ogóle. Tak szybko się zeszli...ale może tak miało być
Ja od pisania tych wszystkich ficków to już sadystką jestem
W każdym razie, masz kopa, żeby ci się lepiej pisało *kopie*.
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:18, 11 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Nie cytuję, nie cytuję...
Soft, to jest genialne! I jak śmiesz twierdzić, że Ci ten part nie wyszedł, jak wyszedł świetnie?
Myślałam, że umrę ze śmiechu, od początku do końca
I nadal kocham Annie, uwielbiam ją normalnie...
Soft, nie wiem, co Ci jeszcze napisać. Genialne, naprawdę genialne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:47, 17 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
*jakastam bije się w głowę, że dopiero teraz to przeczytała*
Po pierwsze: to jest genialne!
Po drugie: to jest genialne!
Po trzecie: to jest genialne!
Po czwarte: to jest genialne!
Po piąte: to jest genialne!
(...)
Po setne: to jest genialne!
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Wto 18:03, 17 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 7:09, 13 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Czeeeść ;3
Więc soft powraca z kolejnym niemrawym rozdziałem i z informacją dość [nie]wesołą. A mianowicie, jest to przedostatni rozdział. Powstanie jeszcze tylko dziewiątym, w którym trochę pomęczę nie chłopaków, lecz Annie. Ale najprawdopodobniej rozbiję go na dwie części. Zobaczymy.
Atris, Muniashek, jakaśtam bardzo, bardzo dziękuję za tak miłe komentarze Jesteście cudowne.
Jak zwykle wspaniała beta spod klawiatury Any za co po raz kolejny dzięki jej wielkie
Dla Atris, bo czekała, nie zapomniała i męczyłabym pisała dalej.
Read'n'joy!
PS. Nawiązując do komentarza, ona tak szybko do zdrowia nie doszła, w końcu w ciąż w szpitalu siedzi i mam zamiar popsuć jej szwy Ale to jeszcze nie ten part więc ciiiiii!
Part 8
Spojrzała na plecak i gitarę stojące przy łóżku. A więc to był już koniec, tak? Przyjechała do Princeton, spędziła trzy tygodnie u swojego wujka, który okazał się jej ojcem, zeswatała dwóch dorosłych facetów, została pchnięta nożem, a teraz, jak gdyby nigdy nic, miała wrócić grzecznie do Bostonu i dalej prowadzić swoje życie nastolatki. Wiedziała, że to nie było sprawiedliwe wobec jej matki, ale te dwadzieścia jeden dni spędzonych u House'a z nim i Wilsonem były najlepszymi w jej życiu i chciałaby z nimi zostać na dłużej, jak nie na zawsze. Westchnęła, czując jednocześnie wyrzuty sumienia i żal. Jej matka się naprawdę starała i robiła wszystko co w jej mocy, by zapewnić jej wszystko co najlepsze, jednak ona nie była kalekim diagnostą z głową pełną szalonych pomysłów, grającym na gitarze i z uroczym onkologiem przy boku.
Westchnęła jeszcze raz i usiadła na łóżku. Syknęła cicho i położyła rękę trochę powyżej prawego biodra. Rana na brzuchu wciąż była niezagojona i bolała przy prawie każdym naciągnięciu skóry. Na szczęście, mimo protestów Wilsona, udało jej się wypisać ze szpitala i teraz czekała na przyjazd matki, która stwierdziła, że od razu zabiera ją do domu. Pewnie jeszcze zrobi awanturę Gregowi, wyrzucając mu jakim jest nieodpowiedzialnym idiotą, ale to można było wyciąć.
Podniosła głowę i spojrzała prosto w parę obserwujących ją błękitnych tęczówek. Było to spojrzenie tajemnicze i jedyne co potrafiła z nich odczytać to jakiś dziwny żal. Oczywiście wiedziała co ten żal oznaczał i dawało jej to lekką satysfakcję.
- Szybko minęło - powiedział House, przypominając sobie tę noc, kiedy dziewczyna pojawiła się na jego progu. To badawcze spojrzenie, którym obrzuciła jego i Wilsona. Czy już wtedy wiedziała? Może. Była bystra. Była mądra. Była urocza. Była jego córką. Coś ścisnęło go za serce. Kto by pomyślał, że taki w takim chamskim, zgorzkniałym kalece potrafią się obudzić takie uczucia.
- Szybko - za szybko. Uśmiechnęła się smutno i podniosła z łóżka. - Rozumiem, że muszę już zwolnić salę.
Diagnosta kiwnął głową na potwierdzenie, nie mogąc nic powiedzieć. Był oszołomiony ilością i złożonością procesów zachodzących w jego głowie. Chyba będzie mu się z nią trudniej rozstać niż przypuszczał. W ciągu trzech krótkich tygodni wytworzyła się między nimi ta więź charakterystyczna dla relacji ojciec-córka. Jak żałował, że teraz to wszystko musiało się nie tyle co skończyć, co mocno naciągnąć. Miał chociaż nadzieję, że dzieciak nie zapomni o nim (i Wilsonie też) i przyjedzie na święta, i ferie, i na następne wakacje...
Dziewczyna wstała z szpitalnego łóżka. Już miała podnieść plecak, lecz rozmyśliła się. Odwróciła się gwałtownie i wtuliła w niego. Ręce dziewczyny objęły go w pasie, a palce zacisnęły się na czarnym materiale. Niewiele myśląc, przytulił ją do siebie wolną ręką i oparł brodę na jej głowie. Poczuł, że koszula chyba trochę zwilgotniała na wysokości oczu dziewczyny, ale nie przeszkadzało mu to. Trwali tak w ciszy, nie przejmując się wścibskimi spojrzeniami pielęgniarek, pałętających się po korytarzu. Annie odsunęła się lekko po chwili, pociągając nosem.
- Mama będzie dopiero za trzy godziny. Mogę się do tego czasu ulokować w twoim gabinecie? - zapytała.
- Jasne. Albo chodźmy na lunch, który postawi nam Wilson.
- Ooo.. To bardziej mi pasuję. Ale najpierw zostawię u ciebie moje graty - wysunęła się spod jego ręki, wycierając jeszcze oczy wierzchem dłoni. Podniosła z ziemi gitarę i plecak.
***
Odchyliła się na krześle, czując, że jest już pełna i gdyby Wilsonowi wpadł do głowy jeszcze pomysł by coś w nią wepchnąć to nie zmieściłaby tego choćby chciała. Naszła ją dzika i jednocześnie rozkoszna fala senności.
- Jeśli chcieliście mnie utuczyć jak świątecznego indyka, to wam się to udało - mruknęła, patrząc na resztki jedzenia na swoim talerzu. Mężczyźni popatrzyli na nią i uśmiechnęli się równocześnie - jeden sarkastycznie, drugi ciepło i jak zawsze lekko przepraszająco.
- Wiesz, to twój ostatni dzień. Uznałem, że powinniśmy go jakoś... uczcić? - tłumaczył się trochę speszony Wilson. Dziewczyna pokręciła głową.
- Ale ja nie mam nic przeciwko pożegnalnej kolacji. Tylko wiesz, nie musiałeś nas od razu zabierać do najdroższej restauracji w mieście. Równie dobrze mogliśmy zjeść w kafeterii - ciągnęła Annie, wiedząc, że to trochę zirytuje, no cóż, chłopaka jej ojca. Onkolog tylko pochylił się nad swoim widelcem mordując Bogu ducha winne ziemniaki, dopóki nie została z nich papka wymieszana z ziołowym sosem.
- Wcale nie jest najdroższa w mieście.. - wymamrotał trochę obrażonym głosem. Czy będąc przyjacielem House'a nie powinien przyzwyczaić się do tego typu drwin?
- Och, Jimmy, nie denerwuj się. Wiesz, takie drobne złośliwości przenoszone są w genach - dodała po chwili, patrząc na siedzącego na przeciwko diagnostę.
- Uznam to za komplement - odpowiedział House z zadowolonym uśmiechem. Przy tej dwójce pierwszy raz od... Właśnie odkąd? Chyba od nigdy. Tak więc przy tej dwójce pierwszy raz czuł się naprawdę szczęśliwy i taki... pełny. Oni potrzebowali jego, on potrzebował ich. I tak miało pozostać.
Rozległ się dźwięk pagera, a zaraz po nim drugi. Ciche pikanie wypełniło sale, ściągając w ich stronę uwagę innych ludzi siedzących w restauracji i kilku kelnerów. Wilson natychmiast odpiął od paska swój, wiedząc, że diagnosta jak zwykle nie ma zamiaru tego zrobić.
- Rozbity samolot. Dużo rannych - odczytał. - Wzywają nas.
- Ja nie idę - od razu zastrzegł House.
- Greg, musisz. To poważna sprawa - wtrąciła Annie spoglądając na zegarek, wiszący nad barem. - Mamy samolot powinien już wylądować, więc będzie za jakieś pół godziny, czyli i tak musimy już się zbierać z powrotem do szpitala, jeśli nie chcemy się spóźnić. Ona tego nie lubi - ostatnie słowa wypowiedziała krzywiąc się delikatnie. House przewrócił oczami. Wilson zapłacił rachunek i zebrali się do wyjścia. Na dworze było już ciemno i lekki, letni wietrzyk poruszał liśćmi drzew rosnących wzdłuż ulicy. Gdy dojechali na miejsce w szpitalu panowało ogromne zamieszanie. Karetki przyjeżdżały i odjeżdżały po kolejnych rannych, lekarze dwoili się i troili by pomóc ofiarom wypadku. Wilson i House, złapani przez Cuddy, dołączyli do nich. Diagnosta odwrócił się jeszcze wyglądając jakby chciał coś powiedzieć.
- Idź. Potrafię trafić do twojego gabinetu. Zaczekam tam na mamę.
Skinął głową i odszedł. Dziewczyna odetchnęła głęboko i ruszyła szpitalnym korytarzem. Zgrabnie wbiegła po schodach. O tej porze oddział diagnostyki świecił pustkami i tylko jej kroki rozbrzmiewały w panującej tam ciszy. Pchnęła szklane drzwi i weszła do gabinetu. Nie wiele myśląc opadła na house'owy fotel. Prawie natychmiast jej oczy zamknęły się niebezpiecznie, lecz nad tym także się nie zastanawiała. Jakieś dziwne napięcie wypełniało jej ciało. To pewnie przez ten wypadek, pomyślała, próbując się rozluźnić. Kilka minut później udało jej się to i nawet nie zauważyła, jak zapadła w płytką drzemkę.
Ciąg dalszy nastąpi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:01, 13 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Dzięki za dedyk Soft
Dobra, part jak zwykle świetny, ale kazałaś nam dłuuugo czekać
I mam takie pytanie, bo ta matka leciała samolotem? Czy to nie jej samolot? Chyba nie chcesz, żeby Annie do końca życia została z chłopakami, bo matka jej umarła? Albo cuś?
W sumie to by było dobre zakończenie
Jeden przecinek zauważyłam, jak Jimmy mordował ziemniaki. Przed "mordując" przecinek
A tak poza tym, wszystko ładnie, ślicznie i ja chcę następną część! Więc się nie leń, robaczku
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:22, 13 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Atris nie ma za co
A co do samolotu Fickowy Spoiler: Rozbity samolot i śmierć wiadomo kogo od samego początku miało być końcówką ficka. Napisałam pierwsze słowo i już wiedziałam, że moje psychopatyczne myśli będą miały ujście w tym opowiadaniu , tak więc... Tak, skażę biedną Annie na mieszkanie z chłopakami I bezsenne noc z wiadomo jakiego powodu Koniec Spoilera
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Nie 11:58, 13 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Soft!
Wreszcie powróciła! xD
O matko! Tak mi sie smuto zrobiło, kiedy czytałam, że ma odlecieć! Przecież tyle z nia przeszliśmy
Ale spoiler mnie uspokoił!
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vincent
Pacjent
Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:37, 13 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Szkoda, że wszystko zbliża się już ku końcowi
Ale pomysł z samolotem naprawdę sprytny ( widać moje psychopatyczne zapędy również się odzywają )
Cytat: | - Och, Jimmy, nie denerwuj się. Wiesz, takie drobne złośliwości przenoszone są w genach - dodała po chwili, patrząc na siedzącego na przeciwko diagnostę. |
Co racja to racja
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|