|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Cobra
Pacjent
Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:14, 24 Sty 2011 Temat postu: Nie będziesz jej, lecz będziesz mój [NZ,1/?] |
|
|
Ponieważ obecne czasy dla Hilsonek nie są łatwe, postanowiłam napisać coś pocieszającego, aby łatwiej było przetrzymać trwający Hilsonowy kryzys i przy okazji po bardzo długiej przerwie ponownie spróbować swoich sił w pisaniu. Wszelkie uwagi i zastrzeżenia będą przeze mnie mile widziane, bo przecież nic tak nie pomaga w udoskonaleniu stylu, jak obiektywna krytyka
Tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć miłej lektury
Kategoria: love
Zweryfikowane przez Cobra.
Ostrzeżenia: nawiązanie do 7 sezonu oraz pojawienie się mrocznej administratorki Lisy C.
Rozdział pierwszy.
Od początku wiedział, że to był błąd. Wiedział również, iż będzie to jedyny błąd w jego życiu, którego nie będzie umiał żałować. Zawsze lubił mieć wszystko zaplanowane, dopięte na ostatni guzik. Wszystkie ważne decyzje, które go dotyczyły podejmował dopiero po długich przemyśleniach, jak zwykle kierując się zdrowym rozsądkiem. Tym razem zachował się inaczej. Podjął decyzję w ułamku jednej sekundy, postawił wszystko na jedną kartę. Zrobił to choć wiedział, że ryzyko było ogromne. Postąpił tak głownie dlatego, bo tym razem nagroda była wyjątkowo kusząca. Tak bardzo kusząca, że nawet on nie umiał się jej przeciwstawić. I tak też się stało. Onkolog James Wilson, świetny lekarz i przy okazji człowiek o naturze anioła, zdecydował się na najbardziej desperacki krok w swoim życiu. Zniszczyć to, do czego kiedyś sam uparcie dążył i odebrać zasłużoną nagrodę. Bo House musiał należeć do niego, a Lisa Cuddy nie mogła mu w tym przeszkodzić.
James zawsze chciał, aby House był w życiu naprawdę szczęśliwy. Nie ulegało wątpliwości, że to pragnienie było spowodowane faktem, iż Greg odkąd tylko się poznali stał się dla niego kimś naprawdę ważnym i wyjątkowym, co zwykł nazywać przyjaźnią. Wtedy Wilson był przekonany, że do pełni szczęścia diagnoście brakuje tylko kogoś, z kim będzie mógł się dzielić wszystkimi radościami i smutkami, kogoś kto będzie przy nim na dobre i na złe. Właśnie dlatego nieustannie od kilku lat Wilson robił praktycznie wszystko, aby zmusić swojego najlepszego przyjaciela do związku z administratorką szpitala, która wówczas wydawała mu się idealną kandydatką na towarzyszkę życia Gregorego House'a. Była dowcipna, inteligentna i na dodatek jako jedna z niewielu osób potrafiła stawić czoło złośliwym uwagom diagnosty. Jej wygląd również nie pozostawiał zbyt wiele do życzenia. "Istny ideał" myślał niejednokrotnie James, widząc przypadkiem ich słowne gierki prowadzone gdzieś na korytarzu oraz pełne pasji dyskusje w gabinecie Lisy. Chociaż żadne z nich nie chciało tego przyznać, on jako jedyny umiał się dopatrzeć między nimi czegoś niezwykłego, jakiejś rzadko spotykanej chemii. Od tamtej pory Wilson zaczął się zachowywać niczym swatka, co dziś patrząc na wszystko z perspektywy minionego czasu, uważał za szczyt idiotyzmu. Bo niby z jakiej racji ktoś taki jak on, mężczyzna mający za sobą trzy nieudane małżeństwa, miał prawo niemalże dosłownie wpychać swojego najlepszego przyjaciela w ręce kobiety, z którą tak naprawdę nic go nigdy nie łączyło? Oczywiście, nie miał do tego prawa, jednak o tym onkolog przekonał się zdecydowanie zbyt późno. Teraz sytuacja diametralnie się zmieniła i co najgorsze, on sam przyłożył do tego wszystkiego rękę, a jego dobre intencje przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. I pomyśleć, że gdyby wcześniej właściwie zinterpretował niektóre fakty, to jego życie wyglądałoby o wiele lepiej... Ale niestety, kretyński plan wreszcie się ziścił, House związał się z Cuddy i podobno był szczęśliwy. Właśnie, zdaniem Wilsona tylko "podobno", zdecydowanie nie "na pewno".
Na początku wszystko było pod kontrolą, James nie miał żadnych powodów do zmartwień. House wyglądał na szczęśliwego, a Cuddy wręcz promieniała ogromną radością z faktu, że jedne z jej ukrytych pragnień właśnie się spełniło. Wszystko poszło zgodnie z planem, a on po prostu cieszył się ich szczęściem. Żadnych kłótni, problemów w pracy, cichych dni, ani niczego, co mogłoby zwiastować Armagedon w nowo powstałym związku genialnego diagnosty i administratorki. Po prostu niekończąca się sielanka, przepełniona przeogromną słodyczą. Na szczęście Wilson, jako bardzo dobry lekarz wiedział, że słodycz w nadmiarze szkodzi i wywołuje nieprzyjemne dolegliwości. Któregoś dnia nawet sam doświadczył strasznych mdłości, na widok kolejnego banalnego pocałunku House'a i Cuddy na szpitalnym korytarzu. Z czasem jego objawy nasiliły się i do tamtego nieprzyjemnego odczucia doszło jeszcze dziwne ukłucie w okolicach serca, zwłaszcza kiedy widział ich razem lub miał okazję wysłuchiwać od Lisy o jej wielkiej miłości. Przez długi czas bagatelizował to, próbował tłumaczyć na tysiąc różnych sposobów i mimo to zawsze dochodził do tego samego wniosku. Był zazdrosny o House'a. Chciał go widzieć tylko u swojego boku i mówiąc szczerze, to najchętniej zamknąłby go w swoim gabinecie. Tyle razy marzył, aby chociaż przez moment znaleźć się na miejscu administratorki, żeby przynajmniej przez ułamek sekundy być naprawdę blisko niego i usłyszeć z jego ust te dwa magiczne słowa, które zmieniłyby wszystko. Pragnął tylko, aby jego miłość wreszcie została odwzajemniona. To wszystko, czego James Wilson tak naprawdę żądał od losu.
W końcu postanowił, że zawalczy o swoje szczęście. Będzie walczył o ich wspólne szczęście, jego i House'a. Bo przecież szczęście niejedno ma imię, a James brzmi zdecydowanie lepiej niż Lisa, prawda?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cobra dnia Pon 21:03, 24 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dioda14
Ratownik Medyczny
Dołączył: 19 Sie 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Polska:) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:05, 24 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Ponieważ obecne czasy dla Hilsonek nie są łatwe, postanowiłam napisać coś pocieszającego, aby łatwiej było przetrzymać trwający Hilsonowy kryzys
I chwała Ci za to! Ale to tak słowem wstępu, a teraz...
Cobra to jest genialne! Od razu mówię, ode mnie obiektywej krytyki nie usłyszysz...jedynie co to pochwały. Masz świetny styl pisania ,poza tym zero błędów ortograficznych (interpunkcyjnych też nie widziałam)...a treść?
Onkolog James Wilson, świetny lekarz i przy okazji człowiek o naturze anioła, zdecydował się na najbardziej desperacki krok w swoim życiu. Zniszczyć to, do czego kiedyś sam uparcie dążył i odebrać zasłużoną nagrodę. Bo House musiał należeć do niego, a Lisa Cuddy nie mogła mu w tym przeszkodzić.
Desperacki Wilson! To lubię!
Na szczęście Wilson, jako bardzo dobry lekarz wiedział, że słodycz w nadmiarze szkodzi i wywołuje nieprzyjemne dolegliwości. Któregoś dnia nawet sam doświadczył strasznych mdłości, na widok kolejnego banalnego pocałunku House'a i Cuddy na szpitalnym korytarzu.
No cóż...ja też dostałam mdłości...od samego czytania *pędzi do łazienki i *
W końcu postanowił, że zawalczy o swoje szczęście. Będzie walczył o ich wspólne szczęście, jego i House'a
Go Jimmy, go!
Bo przecież szczęście nie jedno ma imię, a James brzmi zdecydowanie lepiej niż Lisa, prawda?
Ależ oczywiście, że tak!
Już czekam z niecierpliwością na kolejną część! (Nie mówię powodzenia by nie zapeszyć)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dioda14 dnia Pon 20:09, 24 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alumfelga
Jazda Próbna
Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 1927
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: D.G. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:56, 24 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Witaj Dawno nie komentowałam niczego House'owego, odechciało mi się pisać o nowych odcinkach, ale jako zdeklarowana przeciwniczka Huddy w wydaniu 7's nie mogłam przejść obok tego obojętnie.
Niezły początek. Już sam tytuł poprawia humor Trafiłaś w przepis: rozpocznij akcję w siódmym sezonie, wyprostuj chociaż ten jeden beznadziejny wątek - H&C - ba, daj tylko tego zapowiedź i już masz we mnie czytelniczkę Na pewno będę zaglądać.
Cytat: | Bo przecież szczęście nie jedno ma imię |
Niejedno?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vinga
Pacjent
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:51, 25 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Widzę to nieszczęsne Huddy nie mi jednej zaszło za skórę O i ile postać Cuddy zawsze lubiłam, o tyle to co nam urządzili w 7dmym sezonie można określić tylko jednym słowem: Rozpacz. I tak jak wcześniej wyczekiwałam kolejnych odcinków, tak teraz oglądam je w wolnej chwili.
Pozostaje mieć nadzieje, że Wilsonowy plan się powiedzie, w co całym hilsonowym serduchem wierzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 8:40, 28 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Juuupiii, pocieszający fik I do tego zebrałaś grono Huddy-haterek
Cobra napisał: | Ostrzeżenia: nawiązanie do 7 sezonu oraz pojawienie się mrocznej administratorki Lisy C. | *uzbraja się w czosnek, krucyfiks i osikowy kołek, i zabiera się za czytanie*
Bo House musiał należeć do niego, a Lisa Cuddy nie mogła mu w tym przeszkodzić.
w tym momencie się przyszło mi do głowy tuzin sposobów na ukatrupienie Lisy Cuddy *rozmarzyła się*
on jako jedyny umiał się dopatrzeć między nimi czegoś niezwykłego, jakiejś rzadko spotykanej chemii.
to pewnie przez tę wadę wzroku
Teraz sytuacja diametralnie się zmieniła i co najgorsze, on sam przyłożył do tego wszystkiego rękę, a jego dobre intencje przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
well, jak to mówią, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Trzeba mieć nadzieję, że Cuddy w końcu trafi do tego piekła, potknie się na kocich łbach dobrych intencji i porządnie się potłucze
Chciał go widzieć tylko u swojego boku i mówiąc szczerze, to najchętniej zamknąłby go w swoim gabinecie.
a nie w sypialni?! Wilson, ty pracoholiku!!!
Bo przecież szczęście niejedno ma imię, a James brzmi zdecydowanie lepiej niż Lisa, prawda?
oh my... boskie zdanie Jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co brzmi lepiej, tzn tak obiektywnie, bo wiadomo, że do House'a bardziej pasuje James
Oby Wilson z równą determinacją walczył o House'a, co wpychał go w łapy Cuddy, a House... cóż, niech nie udaje, że nie czekał, aż Wilson w końcu zrozumie, że oni dwaj są sobie przeznaczeni
Dużo weny na kolejne części życzę, bo zapowiada się niecnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|