|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 10:54, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Błagam, niech nikt nic teraz nie dodaje <prosi pięknie> Właśnie wpadłam w amok pisania...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 10:57, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Richie117, pamiętaj, że każdy dodaje tylko kawałek .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 10:58, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Więc będzie trochę dłuższy "kawałek" :wink:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 11:03, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Mała prośba... Bez obrazy dla autora tego kawałka... Możesz pominąć tą końcówkę o bezkształtnej brodzie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:08, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
OK
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:49, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
- Niech cię szlag, House!!! - wrzasnął wściekle Wilson, ale gdy spojrzał w te jego wielkie, błękitne i... rozbawione oczy, nie mógł się powstrzymać i sam się roześmiał.
Z jednej strony nienawidził tych chwil, kiedy nie potrafił się oprzeć jego urokowi. Ale tak naprawdę lubił te chwile szczerego, spontanicznego śmiechu, kiedy mógł być sobą i nie musiał przywdziewać maski pogrążonego w "dorosłym życiu" człowieka.
- 3:0. Wygrałem. Chcę swoją nagrodę.
- Masz. - Wilson rzucił mu kupiony wcześniej lunch. - Więcej nie zagram z Tobą w piłkarzyki.
Spojrzał na swojego przyjaciela zajadającego się lunchem. Byli tacy różni. Każdy miał inny charakter, usposobienie, spojrzenie na świat. Ale od wielu lat trzymali się razem. Wilson uwielbiał wieczory spędzane u House'a. Przy nim nie musiał niczego udawać. Od niedawna zaczął odczuwać także coś innego.
Nie rozumiał, co się dzieje. Pamiętał, jak to się zaczęło. Kolejna dziewczyna go rzuciła, a on cały przemoczony stał u progu drzwi House'a [padało tego dnia okropnie]. To wtedy po raz pierwszy i ostatni, przyjaciel pożyczył mu swoją bluzę. Kiedy leżał na kanapie i nie umiał zasnąć, poczuł ten zapach. Bluza całkowicie przesiąknęła Gregiem, a on poczuł ciepło, kiedy wdychał woń jego wody po goleniu.
Ten zapach prześladował go potem przez wiele tygodni. Za każdym razem gdy przechodził obok Wilson nie mógł się powstrzymać przed zachłyśnięciem się tym zapachem. Ta noc wracał do niego wielokrotnie zazwyczaj wtedy, gdy leżał obok nowej dziewczyny, marzył wtedy by znów być na kanapie otulony zmysłowym zapachem Gregory'ego House'a.
Pewnego dnia poczuł, że już dłużej nie wytrzyma. Zastukał niepewnie do drzwi przyjaciela, który po chwili ukazał się jego oczom. Miał na sobie jakieś poprzecierane jeansy i sprany t-shirt, a jego niedbały wygląd sprawił, że mimowolnie się uśmiechnął.
- Zakładam, że przyszedłeś tu z innego powodu, niż po raz kolejny smęcić o nieudanym związku - rzucił, wpuszczając go do środka.
-House ja- zaczął Wilson nieśmiało- muszę ci coś powiedzieć....
- To dawaj, nie mam zamiaru całą noc czekać jak się zbierzesz na odwagę.
- To dla mnie bardzo ważne i trudne...
- Tak, tak słyszałem to już przy poprzednich twoich nieudanych związkach- przerwał mu opryskliwie House. W odpowiedzi Wilson uśmiechnął się nieśmiało.
- Nie, House, tym razem chodzi o coś innego. Ja...Ja muszę wiedzieć jakiej wody pogoleniu używasz! Błagam House muszę to wiedzieć! Tak bardzo podoba mi się jej zapach, że muszę mieć taką samą!!
House popatrzył na niego dziwnie.
- Bierzesz coś? Nowicjusze zawsze na haju gadają różne, dziwne rzeczy. Przestań brać. Tylko ja mogę.
- Nic nie biorę. Przecież mnie znasz. To jaka ta woda?
- Idź sam sprawdź. Jest w łazience na półce. Obok Twojej maszynki do golenia. Ostatnio zostawiłeś. - House usiadł wygodnie na kanapie i włączył telewizor. - Przy okazji zrób coś do żarcia. Zaraz mecz.
Wilson wszedł do łazienki.
Zaczęły się reklamy. House ułożył się wygodniej, nie zwracając uwagi na to, że Jimmy też będzie musiał gdzieś usiąść. Po chwili stanął przed nim, zastanawiając się, jakim cudem ma sobie znaleźć miejsce. Podniósł nogi Grega, usiadł i położył je na swoich kolanach. House popatrzał na niego dziwnie.
- Wilson naprawdę nie wiem co ty dziś wziąłeś ale grzeczność nakazywałaby się podzielić.- Oczy House'a zwęziły się podejrzliwie ale nie zmienił pozycji z jakiegoś powodu dotyk przyjaciela pozwalał mu się wyluzować i sprawiał mu przyjemność.
- Cicho. Mecz się zaczyna. - Chciał odwrócić uwagę House'a od swojej osoby. Nie chciał się zdradzić ze swoimi uczuciami.
W połowie meczu Wilson zasnął. House nie mógł powstrzymać uśmiechu patrząc na niego. Ułożył jego głowę na przyniesionej wcześniej poduszce i przykrył go kocem. Odgarniając kosmyk ciemnych włosów z jego twarzy House poczuł fale nowych uczuć.
Chyba zjadłem coś nieświeżego - pomyślał i poszedł do sypialni.
*****
Wilson kończył jeść śniadanie, gdy House pojawił się w kuchni.
- Chcesz wiedzieć, jakich innych kosmetyków używam, czy ograniczysz się do wody po goleniu? - House złapał czekający na niego kubek kawy. - Powiedziałbym ci, gdzie kupuję ubrania, ale tak dawno nie byłem w tym sklepie, że chyba zdążyli go zamknąć...
- Odbija ci, House - Wilson starał się ukryć rumieniec wypełzający na jego policzki.
House zrobił smutną minę.
- Myślałem, że pokochałeś mój styl...
Pokochałem... - pomyślał Wilson, marząc o tym, by zapaść się pod ziemię.
- Jeśli się nie pospieszysz, będziesz sam jechał do szpitala - powiedział, odkładając naczynia do zlewu. - Ostatni przy samochodzie stawia lunch!
I wyszedł.
- Wygrałem - roześmiał się Wilson, klepiąc w karoserię.
- Uhm - mruknął House, kuśtykając ostentacyjnie powoli. - Dobrze, że nie wymyśliłeś gry w osła. Samego siebie byś nie przeskoczył.
Do szpitala weszli zgodnym krokiem, rozluźnieni i rozbawieni.
- Znowu wspólny poranek? Widzę, że szczęśliwa z was para - Cuddy przywitała ich przy recepcji. Wilson spłonił się, jak dziewczynka.
- Chcieliśmy wczoraj zadzwonić też po Ciebie, Cuddy, ale Wilson jest taaaki wstydliwy i woli duety niż trójkąty. Więc wybacz. Może innym razem.
Wilson zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Wilson, zaraz eksplodujesz. - dodał House i pokuśtykał w stronę swojego gabinetu.
James siedział w swoim gabinecie, a przed nim piętrzył się stos kart pacjentów, za które nie miał serca się brać. W momencie, kiedy chciał pójść odwiedzić House'a [i tak pewnie nic nie robił - myślał], w drzwiach pokazała się jego głowa.
- Właśnie idę grzebać w oku mojego nowego pacjenta, chcesz dołączyć się do zabawy?
Oczywiście, że chciał, z jednej strony szykowała się wspaniała zabawa z drugiej mógł przypilnować by House nie zabił swojego pacjenta. Mógł także przebywać blisko przyjaciela a to od paru dni stanowiło ważniejszy powód niż Wilson byłby w stanie przyznać.
Greg zaczął się rozkręcać, stojąc nad znieczulonym pacjentem i wbijając mu igłę w oko. Nie do końca rozumiał, dlaczego sprawia mu to taką przyjemność. I nie do końca chciał się w to zagłębiać. Wilson stał tuż obok, ze skupionym wyrazem twarzy patrząc na "maltretowanego" chłopaka. Lubił, kiedy Jimmy miał taką minę...
Opamiętaj się House, chyba że rzeczywiście chcesz go zabić - zbeształ się w myślach i mocniej chwycił strzykawkę.
- Muszę to kiedyś powtórzyć - powiedział House, wyrzucając jednorazowe rękawiczki do śmietnika.
- Ale mam nadzieję, że z innym pacjentem - odparł Wilson, patrząc z litością na uśpionego chłopaka.
- Taaa... Ten już się do niczego nie nadaje - House uśmiechnął się szatańsko. - Przynajmniej dopóki nie dostaniemy wyników.
Na widok uśmiechu House'a, Wilsonowi zmiękły kolana.
Następne dni nie były dla Wilsona łatwe. Czuł się jak na wielkiej emocjonalnej karuzeli. Raz wpadał w stan euforyczny raz depresyjny a wszystko za sprawą House! Wilson nie mógł pojąć co się z nim dzieje. Własne zachowanie tłumaczył jednak sobie długotrwałym brakiem kobiety. Postanowił sobie więc, znaleźć dziewczynę. I to szybko, zanim zrobi coś czego później będzie się wstydził.
Jeszcze tego samego dnia podczas lunchu przysiadł się to pielęgniarki, która od dłuższego czasu molestowała go wzrokiem. Po krótkiej rozmowie wydała się także inteligentna. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie oczywiście House.
Już sam jego widok w stołówce zwiastował kłopoty. Przyjaciel szybko go wypatrzył i nie minęła nawet sekunda, kiedy siedział obok i jadł jego kanapkę. Pielęgniarka patrzała na niego zdziwiona [na House'a]
- No co? - diagnosta najwyraźniej świetnie się bawił, udając głupka.
- Co tu robisz? I właściwie, to niegrzecznie dosiadać się bez pytania.
- Tak właściwie, to ty jesteś niegrzeczna. Podrywasz zajętego faceta.
- To twój chłopak? - dziewczyna wydawała się coraz bardziej zdenerwowana.
- Wolę określenie "życiowy partner" - puścił do niej oczko i patrzał, jak błyskawicznie wychodzi.
- Mam zamiar Cię zabić. - Wilson utkwił w House'ie lodowate spojrzenie.
- Za to, że zjadam Twoją kanapkę? - udawanie głupka szło mu coraz lepiej.
- Każdy pretekst jest dobry.
- Hej, hej, hej... Co to było, to co zobaczyłem właśnie w Twoich oczach? No, stary... - House uśmiechnął się z zadowoleniem i przełknął ostatni kęs. - nie sądziłem, że...
- Zanim powiesz, czego nie sądziłeś, zastanów się, czy chcesz się jutro obudzić z czy bez swoich brwi...
- Golenie brwi to moja działka. Ostatnio jesteś jakiś dziwny... - House wbił w niego wzrok, a Wilson czuł się, jakby on wiedział.
Może czuł to samo. Wilson mimowolnie uśmiechną się na tę myśl.
-O co chodzi? - zapytał Greg. - Coś ukrywsz? Wiesz, że predzej czy później i tak się dowiem.
Wilson nerwowo spojrzał na zegarek.
-Siostro proszę przyjść za 15 minut do mojego gabinetu. - zawołał. - Nie mogę gadać za chwilę przydzie mój pacjent.
-Wilson.
-Nie teraz!
-A kiedy...?
- Jak mi postawisz lunch.
- Jimmy... to niesprawiedliwe - jęknął House.
- Muszę biec. Na razie.
I zostawił House'a samego. "Zaczyna się zabawa" - pomyślał Wilson uśmiechając się przebiegle.
House rozejrzał się po kilnice, była pełna pacjentów. Nie miał najmniejszej ochoty na wycieranie zakatarzonych nosów. Westchnął z dezaprobatą i skierował się do biura Cuddy.
-Martwię się o Wilsona. Ostatnio jest jakiś dziwny.
-Twoje podejrzenia sa słuszne House. Odejdź.
-Jeszcze nie powiedziałem jakie ma podejrzenia.
-Och... Chciałeś jeszcze żebym ich wysłuchała?
-Wiedzę, że nie interesuja cię kłopoty twoich pracowników. - powiedział House swoim tajemniczym głosem powoli odwracając się do drzwi. Wykorzystywał tę sztuczkę zawsze kiedy chciał czymś Cuddy zaineresować.
-Wilson ma kłopoty? Jakie?
-Gdybym wiedział nie byłoby mnie tutaj.
-Racja. Więc co podejrzewasz?
Poważna rozmowa z Cuddy. House nigdy by się tego nie spodziewał ale jednak sprawiała mu przyjemność.
- Wilson jest... krypto gejem - wyszeptał złowieszczo. Mógł się spodziewać każdej reakcji, tylko nie tej, która nastąpiła. Dawno nie słyszał, żeby Cuddy śmiała się tak głośno.
- W... jaki... sposób... na... to... wpadłeś? - wydusiła z siebie pomiędzy atakami śmiechu.
- Próbuje wzbudzić we mnie zazdrość jedząc lunch z napaloną pielęgniarką.
- Masz racje, House - stwierdziła Cuddy z zastanowieniem. - Niezliczona ilość małżeństw i związków, ciągłe, nie do końca uświadomione flirty z pielęgniarkami i ogólne uganianie się za spódniczkami, rzeczywiście mogą wskazywać na to, że Wilson woli chłopców... Odbiło ci?! - zawołała znowu wybuchając śmiechem.
- Zauważ, że są to zawsze nieudane związki - zripostował House.
- Tak, czyli wszyscy ex tego świata są gejami, ciekawe, że nasz przyrost naturalny jeszcze nie osiągnął kompletnego dna.
- Tylko dzięki muzułmanom.
- House, nie myśl, że wszystko i wszyscy kręcą się wokół Ciebie.
- Nawet jeśli tak jest rzeczywiście? - uśmiechnął się i wymaszerował, kierując się od razu do gabinetu Wilsona.
- Czy jesteś gejem Wilson?- wrzasnął House od progu, nie zważając na pacjentkę, z którą Wilson właśnie rozmawiał.
- Przepraszam bardzo Alice- zmieszany onkolog zwrócił się do pacjentki- ale jestem także wolontariuszem na oddziele psychiatrycznym i jeden z mich podopiecznych właśnie z niego uciekł. Musimy przełożyć tą rozmowę.
Gdy tylko pacjentka wyszła Wilson oblał się wdzięcznym rumieńcem, nie mógł spojrzeć przyjacielowi w oczy.
- House, jak możesz zadawać takie pytania, kiedy rozmawiam z pacjentką? - spytał w końcu, a w jego oczach zatańczyły groźne błyski.
- To było bardzo proste pytanie, Jimmy - powiedział, a Wilson nie mógł się oprzeć wrażeniu, że przyjaciel wymówił jego imię bardziej miękko niż zazwyczaj - Możesz odpowiedzieć tak. Możesz odpowiedzieć nie. Po prostu jestem ciekawy - postąpił krok do przodu i nagle znalazł się bardzo blisko niego.
House oparł dłonie na biurku i pochylił się, żeby spojrzeć przyjacielowi-o-tajemniczych-preferencjach-seksualnych w oczy. Wilson odsunął się jak oparzony.
- House... - zaczął zmieszany, ale nagle (i niespodziewanie dla samego siebie) udało mu się opanować. - Znowu to zrobiłeś! Wpadasz tu, straszysz moją pacjentkę i... zadajesz kretyńskie pytania. Skąd ci to W OGÓLE przyszło do głowy?!
- Jakbyś nie wiedział...
Diagnosta wcale nie wydawał się poruszony.
- Ze wszystkich rzeczy, które kiedykolwiek zrobiłeś, ta była najgłupsza - onkolog płynnie ze zmieszania przeszedł do złości.
- Nie umiesz kłamać, mój drogi Jimmy - i znowu Wilsonowi wydawało się, że powiedział to jakoś inaczej. Do przyjaciół nagle podeszła Cuddy.
- House, jeśli czujesz, że wystarczająco upokorzyłeś już Jamesa, to czy mógłbyś ruszyć swój szanowny tyłek i zająć się pacjentami?
House spojrzał po raz ostatni na Wilsona, najwyraźniej usatysfakcjonowany, i odszedł.
Cuddy została. Upewniła się, że House nie czai się na korytarzu i dokładnie zamknęła drzwi.
- Możesz mi to wyjaśnić? Co się dzieje z House'em? Co się dzieje... z tobą? - pytała z naprawdę zaniepokojoną miną.
- A więc... chodzi o to... że... - Wilson starał się ostrożnie dobierać słowa, ale po chwili uznał, że to nie ma sensu. - Kocham go.
- Taaa, ja też go kocham, jest moim przyjacielem - powiedziała Cuddy z ulgą.
- Nie... Nie chodziło mi o "Kocham go, jest moim kumplem". Ja go... kocham - Wilsonowi niemal załamał się głos.
- Oh... - zdołała wykrztusić Cuddy.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć- Cuddy była w totalnym szoku.- Ty pierwszy szpitalny amant, za którym wzdychają wszystkie pielęgniarki?
- Wiem, że trudno w to uwierzyć... Ja sam mam z tym problem...
- Kiedy to się stało?- nie umiała zdobyć się na więcej, wizja Wilsona w objęciach House mąciła jej myśli.
- Nie wiem, to we mnie narastało. Wiesz sama te wszystkie moje nieudane związki i małżeństwa, po prostu powoli sobie uświadomiłem, że z żadną kobietą nie chcę być tak jak z... House'em.- Wilson uświadomił sobie, że wypowiedzenie tego przyniosło mu niebywałą ulgę.
Cuddy nie odzywała się przez dłuższą chwilę.
- Rozumiem, że się tego nie spodziewałaś, pewnie powinienem powiedzieć po prostu "wszystko ok" i nic o tym nie wspominać... Ale nie skazuj mnie na milczenie.
- Czekam aż House wyskoczy zza rogu w przebraniu wielkiego, różowego królika, krzycząc "prima aprilis" - powiedziała, całkiem serio.
- Zamierzasz powiedzieć House'owi? - zapytała po chwili milczenia.
- Żartujesz? To House'a. Nie mógłbym mu dać lepszego narzędzia do upokarzania mnie i prześmiewania...
- A co jeśli on też... że tak to ujmę: jest zainteresowany? - Cuddy popatrzyła poważnie na zmieszanego Wilsona.
- Szczerze wątpię, Cuddy - odpowiedział.
- A zastanawiałeś się, dlaczego ON ciągle jest sam? - spytała i nagle przeraziła się, że to mogłaby być prawda. Nie, żeby tego nie akceptowała. Ale czy facet, z którym kiedyś...
- Chyba muszę już iść - niespodziewanie jej myśli przerwał głos Wilsona - Proszę, nic mu nie mów.
Dzień wlókł się niemiłosiernie. Wilson zdiagnozował raka piersi w dosyć zaawansowanym stadium u bardzo młodej dziewczyny i był zupełnie przybity, marzył tylko o chwili odpoczynku. Niestety. Na parkingu, przy jego aucie czekał House.
- Cześć misiaczku- powiedział House swoim zwykłym kpiącym tonem. Wilson czuł, że na jego twarzy pojawia się wielki rumieniec.
- Czego chcesz House?
- No wiesz misiu-pysiu mieliśmy o czymś porozmawiać, kiedy ta baba nam brutalnie przerwała.
Wilson nie mógł zrobić kroku. Gdyby intensywnie nie myślał o oddychaniu, pewnie zemdlałby na parkingu.
House roześmiał się w sposób, który James bardzo rzadko miał okazję słyszeć. Śmiał się szczerze i głośno, najwyraźniej z niego. Ale nie szyderczo.
- Wilson, wyglądasz jakbyś się naprawdę przestraszył. Do jutra - klepnął go w ramię i ruszył w kierunku swojego motoru. Chwilę później odjechał.
******
Jutro. Dzień po wczoraj. Wilson westchnął ciężko i przetarł zaczerwienione oczy. Przez całą noc nie mógł zasnąć.
Zatanawiłą się czy Cuddy nie zdradzi jego sekretu. Czy House robił sobie z niego tylko żarty i czy nie porzuciłby ich przyjaźni kiedy by się dowiedział. Nie zniósł myśli, że nie widziałby codziennie Grega i nie mógł płacić za jego lanch. Postanowił, że poczaka aż wszystko przyschnie.
Może to uczucie tylko mu się wydaje, przez to, że tyle czasu spędza tylko z Gregiem.
........................
Tego dnia Wilson nie widział House na parkingu ale nie było się czemu dziwić była dopiero ósma rano. Kupił więc sobie czekoladę w automacie i poszedł zjeść ją w zaciszu swojego gabinetu zanim House ją zwęszy. Z drudiej strony miał nadzieję, że Greg wpadnie do jego gabinetu, rzuci się na kanapę i zacznie zajadać czekoladą jak małe dziecko.
House wszedł do gabinetu lekarskiego numer jeden dopieroo drunastej piętnaście. Nie czekał na żadnego pacjenta bo nie wzią żadnej karty. Wyjął gazetę z szuflady z epinefryną i rozsiadł sie wygodnie na fotelu. Widział, że czekają go przynajmniej cztery godziny siedzenie bezczynnie. No może półtorej najmniej jeśli Cuddy nie będzie miała dziś dużo pracy. Zaczął czytać po raz trzeci artykuł o połamanych kościach Wiliama Alexandra kierowcy Grave Digger'a. Monster Tracki zawsze przyprawiały go o dreszcze ale trzeci raz to trochę za wiele...
Greg ziewną kilka razy.
Nagle drzwi otworzył się na oścież i stanęła w nich Cuddy. Niech to szlag - pomyślał House.
Lisa wydawał sie bardziej podniecona niż kiedy House staną na progu jej domu.
- Jestem zajęty - powiedział szybko Greg niewinnym tonem miał zamiaro dodać coś w stylu 'czekam na pacjenta' albo 'czekam na wyniki badań' ale nie zdązył. Cuddy spojrzała tylko na Grega i trzasnęła drzwiami tak, że wszystko w gabinecie zatrzęsło się lekko.
O dziwo Lisa nadal znajdowała się w pomieszczeniu.
Odwróciła się do drzwi zasłaniając je sobą i House usłyszał tylko cichy trzask zapadki zamka. Greg poczuł zagrożenie, instynkt samozachowawczy kazał mu rozejrzeć się po pomieszczeniu szukają dodatkowej drogi ucieczki.
- House, jestem gotowa na wszystko. Chce zajść w ciążę. - powiedziała Cuddy zdecydowanym głosem tym samym, który wyciągała, żeby wybić House'owi z głowy jakieś niebezpieczne badanie. Greg oddychał głęboko i słuchał jej uważnie jak jeszcze nigdy.
- Lekarz powiedział, że pewna ciąża jest możliwa tylko wtedy kiedy zajdę w nią naturalnie.
Delikatne kropelki potu pojawiły się na czole House'a.
- Chcesz, żebym zapytał Wilsona czy się z tobą nie prześpi? - zapytał House z niedowierzaniem, Cuddy lekko potrząsnęła głową z zaprzeczeniem. - Chase'a? Chyba nie Foremana...?
- Myślała o tobie Greg. - jego imię wypowiedzane przez nią tak delikatnie sprawiło mu przyjemność.
- O mnie? - zapytał House. Zupełnie nie wiedział czego chce.
- Tak House. - uśmiechnęła się na widok jego zakłopotania - Nie zaprzeczaj, że nie myślałeś o nas przez te ostatnie dziesięć lat.
Greg głośno przełknął ślinę. Lisa podeszła do niego powoli. Złapała trzymaną przez Grega gazete i rzuciła ją z dużym zamachem za siebie. Gazeta odbiła się do drzwi i bezwładnie spadła na ziemię. Podniecenie ukrywane przez ostatnie lata eksplodowało w Gregu. Siedziła jak sparaliżowany kiedy zaczęła rozpinać mu koszulę i kiedy jej ciepłe dłonie zatopiły się w jego włosach.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Oboje spojrzeli w tamtym kierunku. W oczach House'a można było zobaczyć przerażnie i złość ale Cuddy wyszeptała mu tylko do ucha:
- Zignoruj to House, House, House...
- House! House! - tym razem Cyddy wrzasnęła mu do ucha ale jej głos stał się dziwnie niski.
Greg otworzył oczy, które zamknął z przyjemności. Zobaczył przed sobą twarz Foremana.
- Koszmar? Spałeś. - powiedział
- Raczej powracający nie dokończony sen. - odpowiedział House z całych sił powstrzymując się, żeby nie złamać na Foremanie swojej laski. - O co chodzi?
- Zostałem zaproszony na sympozjum neurologiczne w San Fransisco. Chciałem prosić o parę dni urlopu.
- Cuddy...
- Zgadza się.
- Możesz jechać. - powiedział House nadal nie mogąc się otrząsnąć.
- Eee... Dzięki. - powiedział powoli Foreman zaskoczony tym, że House tak szybko się zgodził. - Uważaj na Wilsona.
Dziwny uśmiech na twarzy Foremana sprawił, że po karku House'a przebiegł deszcz. Postanowione musi porozmawiać z Wilsonem. I to tak jak najbardziej nienawidzi czyli szczerze.
- Wilson, może wyda ci się to nieprawdopodobne, dziwne, chore, nierealistyczne, dziwne, podejrzane i jakie tam sobie chcesz. Możliwe, że naćpałem się Vicodinem, zapiłem alkoholem i nawąchałem się kleju na odwagę. Mam to gdzieś. Chcę wiedzieć co się dzieje - James popatrzał ze zdziwieniem na przyjaciela, który dosłownie sekundę temu zdążył wejść do jego gabinetu. Przełknął powoli ślinę.
- Rozmawiałeś z Cuddy? Już wiesz? - Jimmy nie wiedział czy czuje strach czy ulgę.
- Z Cuddy? O czym ty mówisz? - Greg wyglądał na zdziwionego. Albo bardzo dobrze udawał - Po prostu się martwię. Pomijając fakt, że pół szpitala obstawia, że jesteś gejem. No, więc co się dzieje? - ciągnął jak gdyby nigdy nic.
- Nie jestem gejem to jakiś życzliwy mi przyjaciel rozpuszcza dziwne rzeczy. Jeszcze raz, a nie zapłacę za twój lunch.
- Zaraz... Cuddy tez jest w to zamieszana? No nieźle. Pewnie cały szpital już wie. - House westchną, Jimmy rozejrzał sie z przerażeniem.
- House ja...
- Nie powinieneś mówić nikomu o moich problemach. - House wydawał się zły
- Twoich problemach ? House.
- Masz rację to, że czasem sobie wypiję to nie problem.
Nie wiedział, czy czuć ulgę. Mimo wszystko był trochę zawiedziony - chciał to ostatecznie roztrzygnąć, ale za bardzo się bał. Raz się żyje
- House, chcę ci powiedzieć, że... kocham cię - wydusił.
- Jak wszystkie swoje żony inne kobiety tez. To sie wydaje to mine. Ciiii...
House obszedł biurko Jimmy'iego i przytulił go mocno.
Był blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Czuł ciepło jego ciała i zapach wody po goleniu [on się nie goli???]. Nie rozumiał, dlaczego House go przytulił. On nie przytulał w ten sposób żadnej ze swoich dziewczyn, nawet Stacy! Oparł czoło na jego ramieniu [dop. mój - Greg jest wyższy od Jamesa, prawda?].
- Ty naprawdę na mnie lecisz?! - wrzasnłą Greg odskakując od Jamesa tyle na ile pozwalała mu noga.
Sprawdziły się największe obawy Wilsona, z przerażeniem śledził odrazę rozlewającą sie po twarzy House'a. Nie to nie może być prawda. To nie może się tak skończyć - powtarzał sobie w myślach.
Wilson szybko nakazał sobie spokój.
- Dobranoc, House - powiedział najnaturalniejszym głosem, na jaki było go stać i wyminął go w drzwiach.
House przepuścił go i poczuł jak włosy na karku jeżą mu się kiedy Jimmy sie o niego ociera. Kto będzie płacił teraz za mój lunch - pomyślał jego życie stanęło w gruzach po raz kolejny.
Greg chciał, żeby on zaprzeczył. Powiedział, że to nieprawda, że zwariował, złajdaczył się, czy co tylko przyszłoby mu do głowy. Nie chciał stracić najlepszego przyjaciela. Właśnie dlatego, że nim był.
Pierwszy raz w życiu zrobiło mu się żal Wilsona. Chciał za nim biec ale zdał sobie sprawę, że i tak go nie dogoni.
Wyjął z kieszeni komórkę i wystukał do niego SMSa.
"Przepraszam"
Westchnął i ruszył w kierunku parkingu. Chciał wrócić do domu.
Postanowił porozmawiać z Wilsonem. Wiedział, że powinien odpowiedzieć 'Dobranoc Wilson', żeby Jimmy nie zaczął czegoś podejrzewać. Tak bardzo nie chciał stracić przyjaciela.
Dochodziła dwunasta w nocy, a on, Gregory House stał pod pokojem hotelowym Wilsona. Nie wiedział, po jaką cholerę tam przyszedł. To znaczy, wiedział, oczywiście. Ale nie powie przecież tego wprost, no nie?
Zapukał. Głośno. Natarczywie. Żeby wiedział, kogo się spodziewać. Miał nadzieję, że otworzy.
Natarczywy łomot dawał jasno do zrozumienia, kogo Wilson ma się spodziewać za drzwiami. James zatrzymał się kilka kroków przed nimi. Nie przypuszczał, że House będzie chciał to ciągnąć. Czego on jeszcze od niego chce?
Nikt nie otworzył. No tak - pomyślał House pewnie siedzi gdzieś schlany w barze i opowiada historię swojego życia jakiejś prostytutce w za ciasnych szortach. Nie wiedział dlaczego ta myśl o zirytowała.
Ku jego zdziwieniu, jednak drzwi otworzyły się i stał w nich rozczochrany Wilson.
- Przyszedłeś mnie jeszcze bardziej pognębić? - spytał wrogo.
- Nie, przyszedłem przeprowadzić tu jedną z najpoważniejszych rozmów ostatnich lat, więc łaskawie przesuń swój tyłek, żebym mógł wejść - rzucił lekko złośliwie. James bez słowa wpuścił go do środka.
House rzucił się na łóżko i bez słowa obserwował reakcję Wilsona. Jimmy podszedł do krzesła stojącego w kącie i usiadł na nim jak dziewczynka wstydząca się swojej kobiecości.
- Daj spokój, Jimmy! Jesteśmy kumplami! - krzyknął House, widząc jego zachowanie. - Zdarzają się nam dziwne momenty... - zawiesił na chwile głos. - Ale jesteśmy po prostu kumplami, prawda?
Wilson mógł teraz wybrać. Zaprzeczyć wszystkiemu, co czuł i mieć święty spokój, albo...
... taka okazja mogła się nie powtórzyć.
Powiedzieć prawdę i stracić przyjaciela czy milczeć i umierać z tęsknoty za dotykiem jego aksamitnych warg. [zaraz]
- To prawda. Zdarzają nam się dziwne momenty. I jesteśmy kuplami. A bycie twoim kumplem, czyli też przyjacielem sprawia, że wolę po prostu być z robą szczery. Rozumiesz?
House spojrzał prosto w oczy przyjaciela.
- Więc jaka jest ta szczera prawda, James?
- Prawda jest taka, że nie zamierzam cię okłamywać. I nie zrobiłem tego dzisiaj ani razu. Wtedy, kiedy mówiłem, że cię kocham też nie - powiedział, starając się zignorować gwałtowne bicie serca i fakt, że House powiedział do niego po imieniu.
- Posłuchaj zanim powiesz, że nie chcesz mnie znać. Ja wiem, że moja prośba będzie ogromna ale nie zrobię nic czego ty nie będziesz chciał. Po prostu nie chcę cię stracić.
- Dobrze. Ale nikt nie może się dowiedzieć. - powiedział House.
- Będę cię obserwował z daleka.
- Przeginasz.
- Przepraszam.
Wilson popatrzał na niego niepewnie. Zapadła niezręczna cisza, a żaden nie wiedział, co powiedzieć.
- Chcesz coś zjeść? - spytał o pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy. Ale kiedy oczy House'a się zaświeciły, wiedział, że trafił w dziesiątkę.
Kiedy przygotowywał posiłek był już spokojniejszy. House już wiedział i nie odtrącił go, czyli najgorsze ma już za sobą. Na razie postanowił nic nie robić i czekać na ruch House'a. Będzie cieszył się tym, że ma go przy sobie, jedzą wspólnie posiłek, śmieją się i siedzą obok siebie na kanapie. Takie zwykłe małe codzienne czynności, ale Wilsonowi to wystarczy. Przynajmniej na razie.
House patrzył na niego z lekkim politowaniem, kiedy byli już w mieszkaniu House'a. Jestem sexy, to mnie nie dziw,i ale żeby Wilson. - pomyślał Greg. - Z drugiej strony. Świetnie gotuje... Może grać dziewczynę.
House pokręcił głową. Te myśli nie mogą ujrzeć światła dziennego, postanowił po chwili.
Nie zamierzał w każdym razie rzucać się na niego, czy zacząć być wylewnym. Siedzieli na kanapie, popijali piwo i oglądali jakiś stary film w telewizji. Było późno, a House był już zmęczony. Nie chciał jednak zasypiać.
Wstyd było przyznać ale bał się też trochę, że Jimmy zacznie go obłapiać kiedy będzie spał. Nie wiedzął jak powiedziać, że Jimmy stanowczo za często u niego przebywa. Ale wcześniej jakoś tak badzo nie zwracał na to uwagi.
Nawet nie zauważył, kiedy jego głowa opadła na bok a on sam zasnął.
Wilson zauważył to dopiero, kiedy cały House zsunął się na jego ramię.
Kiedy House obudził się rano była dwunasta... To właściwie połdnie ale nie przejmował sie tym. Rozejrzał sie niepewnie po mieszakniu, nie zauważył jednak obecności Wilsona.
Na stole w kuchni zobaczył parę kanapek i sok pomatańczowy, a tuz obok kartke od Wilsona.
'Wyjechałem do Rio z moją druga ex-żoną.'
Wilson
Świetnie wyszkolone zmysły diagnosty podpowiedziały Gregowi, że to kłamstwo.
Albo żart. Taką możliwość też dopuszczał.
Ale okazało się, że to jednak prawda. Wilson zniknął na dwa tygodnie, a kiedy się pojawił, wyglądał gorzej niż kiedykolwiek przedtem. Był cichy, mrukliwy i zdecydowanie zamknął się w sobie. House się o niego martwił i [czym bardziej martwił się o siebie] nie wynikało tylko z faktu, że jest jego przyjacielem. Czy był.
Przez tą kartkę i swoją pomyłkę House zupełnie zwątpił w siebie. Przestał o siebie dbać, a strach przed kolejnym spotkaniem z Wilsonem przerodził się w obsesyjne przerażenie. Nie mógł tak, żyć te dwa tygodnie bez Jimmy'ego były najgorszymi w jego życiu.
House od pół godziny siedział w pustym gabinecie. Nie miał żadnego przypadku do zdiagnozowania. Może poza własnym... Wilson był w pracy od kilku dni, ale jeszcze ani razu nie spotkali się, żeby porozmawiać. Właściwie unikali się wzajemnie. House czuł się z tym źle. Miał przeczucie, że dzieje się coś złego.
Jego rozmyślania przerwały głosy nadchodzącego zespołu.
- Gdzie się, do cholery, podzialiście? - zapytał, gdy weszli.
- Byliśmy w kafeterii - powiedział Foreman.
- Na przyjęciu pożegnalnym - dodał Chase.
House nie ukrywał zdziwienia. Czekał na ciąg dalszy.
- Wilson dziś odchodzi, nie wiedziałeś? - Cameron zadała najgłupsze pytanie na świecie. - Zaproponowali mu pracę w Rio...
House poczuł się jakby dostał cios w żołądek. To jakiś żart! Bez słowa udał się do Cuddy...
- Kiedy zamierzaliście mnie powiadomić?! - wrzasnął, wpadając do jej biura.
Cuddy zbladła, widząc, w jakim House jest stanie.
- Kto ci powiedział?...
- Miałaś na myśli: "Kto się wygadał"? To bez znaczenia. Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką...
- Bo jestem. Ale jestem też przyjaciółką Wilsona, a on prosił mnie o dyskrecję. Powiedział, że sam z tobą porozmawia...
- Chciał do mnie zadzwonić z samolotu?!
Zanim Cuddy zdążyła się odezwać, House'a już nie było.
*
Było już po północy, gdy House ponownie stał przed drzwiami pokoju Wilsona. Był pijany, ale wiedział co robi. Przemyślał to wcześniej. Alkohol i dodatkowa dawka vicodinu miały dodać mu odwagi. Zapukał. Po minucie usłyszał kroki za drzwiami, a po kolejnej zobaczył Wilsona w rozciągniętym dresie, z niewielkim stosikiem koszul w ręce. Przeszkodził mu w pakowaniu.
Wilson nie wyglądał na zaskoczonego. Jakby na niego czekał.
- House? Co ty tu robisz? Jest środek nocy, a ty jesteś pijany...
House zignorował go i wszedł do pokoju. Zdjął kurtkę i rzucił ją, razem z laską na podłogę.
- Okay - powiedział.
- Okay? Co okay?
- Możesz... możesz mieć mnie na jedną noc - odparł House, patrząc gdzieś w bok.
- Chyba oszalałeś...
Ja? Może i tak... - pomyślał House, a głośno powiedział: - Przecież tego właśnie chcesz. To dlatego wyjeżdżasz...
- Nie... To znaczy tak, ale...
- Więc o co chodzi? Masz, czego pragniesz... Tylko... - House mówił coraz ciszej, ostatnie słowo było tylko szeptem: - ...zostań.
- House... Greg... Jesteś dla mnie kimś więcej, niż przygodą na jedną noc. - Naprawdę to powiedział? - Chciałbym cię mieć dla siebie. Na zawsze! Nie chodzi mi tylko o sex... - Boże, i kto tu był pijany?
- Oczywiście, że o to chodzi! Myślisz, że mnie kochasz... Wydaje ci się! Zrób ze mną co chcesz i wróć na ziemię - House zrobił chwiejny krok w jego stronę.
Wilson cofnął się pod drzwi i otworzył je na oścież.
- Wyjdź, House.
House stał zmieszany. Znowu się pomylił. I przegrał. Podniósł laskę i kurtkę i wyszedł na korytarz. Zanim zdążył pomyśleć, usłyszał, że drzwi za nim zamknęły się cicho.
Za nimi, Wilson zaczął żałować swojej decyzji...
Wybaczcie, że aż tyle... Nie mogłam się powstrzymać :wink:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 11:58, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
kończymy czy ciągniemy dalej?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 12:00, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
pewnie, że DALEJ :!:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:08, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
- Niech cię szlag, House!!! - wrzasnął wściekle Wilson, ale gdy spojrzał w te jego wielkie, błękitne i... rozbawione oczy, nie mógł się powstrzymać i sam się roześmiał.
Z jednej strony nienawidził tych chwil, kiedy nie potrafił się oprzeć jego urokowi. Ale tak naprawdę lubił te chwile szczerego, spontanicznego śmiechu, kiedy mógł być sobą i nie musiał przywdziewać maski pogrążonego w "dorosłym życiu" człowieka.
- 3:0. Wygrałem. Chcę swoją nagrodę.
- Masz. - Wilson rzucił mu kupiony wcześniej lunch. - Więcej nie zagram z Tobą w piłkarzyki.
Spojrzał na swojego przyjaciela zajadającego się lunchem. Byli tacy różni. Każdy miał inny charakter, usposobienie, spojrzenie na świat. Ale od wielu lat trzymali się razem. Wilson uwielbiał wieczory spędzane u House'a. Przy nim nie musiał niczego udawać. Od niedawna zaczął odczuwać także coś innego.
Nie rozumiał, co się dzieje. Pamiętał, jak to się zaczęło. Kolejna dziewczyna go rzuciła, a on cały przemoczony stał u progu drzwi House'a [padało tego dnia okropnie]. To wtedy po raz pierwszy i ostatni, przyjaciel pożyczył mu swoją bluzę. Kiedy leżał na kanapie i nie umiał zasnąć, poczuł ten zapach. Bluza całkowicie przesiąknęła Gregiem, a on poczuł ciepło, kiedy wdychał woń jego wody po goleniu.
Ten zapach prześladował go potem przez wiele tygodni. Za każdym razem gdy przechodził obok Wilson nie mógł się powstrzymać przed zachłyśnięciem się tym zapachem. Ta noc wracał do niego wielokrotnie zazwyczaj wtedy, gdy leżał obok nowej dziewczyny, marzył wtedy by znów być na kanapie otulony zmysłowym zapachem Gregory'ego House'a.
Pewnego dnia poczuł, że już dłużej nie wytrzyma. Zastukał niepewnie do drzwi przyjaciela, który po chwili ukazał się jego oczom. Miał na sobie jakieś poprzecierane jeansy i sprany t-shirt, a jego niedbały wygląd sprawił, że mimowolnie się uśmiechnął.
- Zakładam, że przyszedłeś tu z innego powodu, niż po raz kolejny smęcić o nieudanym związku - rzucił, wpuszczając go do środka.
-House ja- zaczął Wilson nieśmiało- muszę ci coś powiedzieć....
- To dawaj, nie mam zamiaru całą noc czekać jak się zbierzesz na odwagę.
- To dla mnie bardzo ważne i trudne...
- Tak, tak słyszałem to już przy poprzednich twoich nieudanych związkach- przerwał mu opryskliwie House. W odpowiedzi Wilson uśmiechnął się nieśmiało.
- Nie, House, tym razem chodzi o coś innego. Ja...Ja muszę wiedzieć jakiej wody pogoleniu używasz! Błagam House muszę to wiedzieć! Tak bardzo podoba mi się jej zapach, że muszę mieć taką samą!!
House popatrzył na niego dziwnie.
- Bierzesz coś? Nowicjusze zawsze na haju gadają różne, dziwne rzeczy. Przestań brać. Tylko ja mogę.
- Nic nie biorę. Przecież mnie znasz. To jaka ta woda?
- Idź sam sprawdź. Jest w łazience na półce. Obok Twojej maszynki do golenia. Ostatnio zostawiłeś. - House usiadł wygodnie na kanapie i włączył telewizor. - Przy okazji zrób coś do żarcia. Zaraz mecz.
Wilson wszedł do łazienki.
Zaczęły się reklamy. House ułożył się wygodniej, nie zwracając uwagi na to, że Jimmy też będzie musiał gdzieś usiąść. Po chwili stanął przed nim, zastanawiając się, jakim cudem ma sobie znaleźć miejsce. Podniósł nogi Grega, usiadł i położył je na swoich kolanach. House popatrzał na niego dziwnie.
- Wilson naprawdę nie wiem co ty dziś wziąłeś ale grzeczność nakazywałaby się podzielić.- Oczy House'a zwęziły się podejrzliwie ale nie zmienił pozycji z jakiegoś powodu dotyk przyjaciela pozwalał mu się wyluzować i sprawiał mu przyjemność.
- Cicho. Mecz się zaczyna. - Chciał odwrócić uwagę House'a od swojej osoby. Nie chciał się zdradzić ze swoimi uczuciami.
W połowie meczu Wilson zasnął. House nie mógł powstrzymać uśmiechu patrząc na niego. Ułożył jego głowę na przyniesionej wcześniej poduszce i przykrył go kocem. Odgarniając kosmyk ciemnych włosów z jego twarzy House poczuł fale nowych uczuć.
Chyba zjadłem coś nieświeżego - pomyślał i poszedł do sypialni.
*****
Wilson kończył jeść śniadanie, gdy House pojawił się w kuchni.
- Chcesz wiedzieć, jakich innych kosmetyków używam, czy ograniczysz się do wody po goleniu? - House złapał czekający na niego kubek kawy. - Powiedziałbym ci, gdzie kupuję ubrania, ale tak dawno nie byłem w tym sklepie, że chyba zdążyli go zamknąć...
- Odbija ci, House - Wilson starał się ukryć rumieniec wypełzający na jego policzki.
House zrobił smutną minę.
- Myślałem, że pokochałeś mój styl...
Pokochałem... - pomyślał Wilson, marząc o tym, by zapaść się pod ziemię.
- Jeśli się nie pospieszysz, będziesz sam jechał do szpitala - powiedział, odkładając naczynia do zlewu. - Ostatni przy samochodzie stawia lunch!
I wyszedł.
- Wygrałem - roześmiał się Wilson, klepiąc w karoserię.
- Uhm - mruknął House, kuśtykając ostentacyjnie powoli. - Dobrze, że nie wymyśliłeś gry w osła. Samego siebie byś nie przeskoczył.
Do szpitala weszli zgodnym krokiem, rozluźnieni i rozbawieni.
- Znowu wspólny poranek? Widzę, że szczęśliwa z was para - Cuddy przywitała ich przy recepcji. Wilson spłonił się, jak dziewczynka.
- Chcieliśmy wczoraj zadzwonić też po Ciebie, Cuddy, ale Wilson jest taaaki wstydliwy i woli duety niż trójkąty. Więc wybacz. Może innym razem.
Wilson zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Wilson, zaraz eksplodujesz. - dodał House i pokuśtykał w stronę swojego gabinetu.
James siedział w swoim gabinecie, a przed nim piętrzył się stos kart pacjentów, za które nie miał serca się brać. W momencie, kiedy chciał pójść odwiedzić House'a [i tak pewnie nic nie robił - myślał], w drzwiach pokazała się jego głowa.
- Właśnie idę grzebać w oku mojego nowego pacjenta, chcesz dołączyć się do zabawy?
Oczywiście, że chciał, z jednej strony szykowała się wspaniała zabawa z drugiej mógł przypilnować by House nie zabił swojego pacjenta. Mógł także przebywać blisko przyjaciela a to od paru dni stanowiło ważniejszy powód niż Wilson byłby w stanie przyznać.
Greg zaczął się rozkręcać, stojąc nad znieczulonym pacjentem i wbijając mu igłę w oko. Nie do końca rozumiał, dlaczego sprawia mu to taką przyjemność. I nie do końca chciał się w to zagłębiać. Wilson stał tuż obok, ze skupionym wyrazem twarzy patrząc na "maltretowanego" chłopaka. Lubił, kiedy Jimmy miał taką minę...
Opamiętaj się House, chyba że rzeczywiście chcesz go zabić - zbeształ się w myślach i mocniej chwycił strzykawkę.
- Muszę to kiedyś powtórzyć - powiedział House, wyrzucając jednorazowe rękawiczki do śmietnika.
- Ale mam nadzieję, że z innym pacjentem - odparł Wilson, patrząc z litością na uśpionego chłopaka.
- Taaa... Ten już się do niczego nie nadaje - House uśmiechnął się szatańsko. - Przynajmniej dopóki nie dostaniemy wyników.
Na widok uśmiechu House'a, Wilsonowi zmiękły kolana.
Następne dni nie były dla Wilsona łatwe. Czuł się jak na wielkiej emocjonalnej karuzeli. Raz wpadał w stan euforyczny raz depresyjny a wszystko za sprawą House! Wilson nie mógł pojąć co się z nim dzieje. Własne zachowanie tłumaczył jednak sobie długotrwałym brakiem kobiety. Postanowił sobie więc, znaleźć dziewczynę. I to szybko, zanim zrobi coś czego później będzie się wstydził.
Jeszcze tego samego dnia podczas lunchu przysiadł się to pielęgniarki, która od dłuższego czasu molestowała go wzrokiem. Po krótkiej rozmowie wydała się także inteligentna. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie oczywiście House.
Już sam jego widok w stołówce zwiastował kłopoty. Przyjaciel szybko go wypatrzył i nie minęła nawet sekunda, kiedy siedział obok i jadł jego kanapkę. Pielęgniarka patrzała na niego zdziwiona [na House'a]
- No co? - diagnosta najwyraźniej świetnie się bawił, udając głupka.
- Co tu robisz? I właściwie, to niegrzecznie dosiadać się bez pytania.
- Tak właściwie, to ty jesteś niegrzeczna. Podrywasz zajętego faceta.
- To twój chłopak? - dziewczyna wydawała się coraz bardziej zdenerwowana.
- Wolę określenie "życiowy partner" - puścił do niej oczko i patrzał, jak błyskawicznie wychodzi.
- Mam zamiar Cię zabić. - Wilson utkwił w House'ie lodowate spojrzenie.
- Za to, że zjadam Twoją kanapkę? - udawanie głupka szło mu coraz lepiej.
- Każdy pretekst jest dobry.
- Hej, hej, hej... Co to było, to co zobaczyłem właśnie w Twoich oczach? No, stary... - House uśmiechnął się z zadowoleniem i przełknął ostatni kęs. - nie sądziłem, że...
- Zanim powiesz, czego nie sądziłeś, zastanów się, czy chcesz się jutro obudzić z czy bez swoich brwi...
- Golenie brwi to moja działka. Ostatnio jesteś jakiś dziwny... - House wbił w niego wzrok, a Wilson czuł się, jakby on wiedział.
Może czuł to samo. Wilson mimowolnie uśmiechną się na tę myśl.
-O co chodzi? - zapytał Greg. - Coś ukrywsz? Wiesz, że predzej czy później i tak się dowiem.
Wilson nerwowo spojrzał na zegarek.
-Siostro proszę przyjść za 15 minut do mojego gabinetu. - zawołał. - Nie mogę gadać za chwilę przydzie mój pacjent.
-Wilson.
-Nie teraz!
-A kiedy...?
- Jak mi postawisz lunch.
- Jimmy... to niesprawiedliwe - jęknął House.
- Muszę biec. Na razie.
I zostawił House'a samego. "Zaczyna się zabawa" - pomyślał Wilson uśmiechając się przebiegle.
House rozejrzał się po kilnice, była pełna pacjentów. Nie miał najmniejszej ochoty na wycieranie zakatarzonych nosów. Westchnął z dezaprobatą i skierował się do biura Cuddy.
-Martwię się o Wilsona. Ostatnio jest jakiś dziwny.
-Twoje podejrzenia sa słuszne House. Odejdź.
-Jeszcze nie powiedziałem jakie ma podejrzenia.
-Och... Chciałeś jeszcze żebym ich wysłuchała?
-Wiedzę, że nie interesuja cię kłopoty twoich pracowników. - powiedział House swoim tajemniczym głosem powoli odwracając się do drzwi. Wykorzystywał tę sztuczkę zawsze kiedy chciał czymś Cuddy zaineresować.
-Wilson ma kłopoty? Jakie?
-Gdybym wiedział nie byłoby mnie tutaj.
-Racja. Więc co podejrzewasz?
Poważna rozmowa z Cuddy. House nigdy by się tego nie spodziewał ale jednak sprawiała mu przyjemność.
- Wilson jest... krypto gejem - wyszeptał złowieszczo. Mógł się spodziewać każdej reakcji, tylko nie tej, która nastąpiła. Dawno nie słyszał, żeby Cuddy śmiała się tak głośno.
- W... jaki... sposób... na... to... wpadłeś? - wydusiła z siebie pomiędzy atakami śmiechu.
- Próbuje wzbudzić we mnie zazdrość jedząc lunch z napaloną pielęgniarką.
- Masz racje, House - stwierdziła Cuddy z zastanowieniem. - Niezliczona ilość małżeństw i związków, ciągłe, nie do końca uświadomione flirty z pielęgniarkami i ogólne uganianie się za spódniczkami, rzeczywiście mogą wskazywać na to, że Wilson woli chłopców... Odbiło ci?! - zawołała znowu wybuchając śmiechem.
- Zauważ, że są to zawsze nieudane związki - zripostował House.
- Tak, czyli wszyscy ex tego świata są gejami, ciekawe, że nasz przyrost naturalny jeszcze nie osiągnął kompletnego dna.
- Tylko dzięki muzułmanom.
- House, nie myśl, że wszystko i wszyscy kręcą się wokół Ciebie.
- Nawet jeśli tak jest rzeczywiście? - uśmiechnął się i wymaszerował, kierując się od razu do gabinetu Wilsona.
- Czy jesteś gejem Wilson?- wrzasnął House od progu, nie zważając na pacjentkę, z którą Wilson właśnie rozmawiał.
- Przepraszam bardzo Alice- zmieszany onkolog zwrócił się do pacjentki- ale jestem także wolontariuszem na oddziele psychiatrycznym i jeden z mich podopiecznych właśnie z niego uciekł. Musimy przełożyć tą rozmowę.
Gdy tylko pacjentka wyszła Wilson oblał się wdzięcznym rumieńcem, nie mógł spojrzeć przyjacielowi w oczy.
- House, jak możesz zadawać takie pytania, kiedy rozmawiam z pacjentką? - spytał w końcu, a w jego oczach zatańczyły groźne błyski.
- To było bardzo proste pytanie, Jimmy - powiedział, a Wilson nie mógł się oprzeć wrażeniu, że przyjaciel wymówił jego imię bardziej miękko niż zazwyczaj - Możesz odpowiedzieć tak. Możesz odpowiedzieć nie. Po prostu jestem ciekawy - postąpił krok do przodu i nagle znalazł się bardzo blisko niego.
House oparł dłonie na biurku i pochylił się, żeby spojrzeć przyjacielowi-o-tajemniczych-preferencjach-seksualnych w oczy. Wilson odsunął się jak oparzony.
- House... - zaczął zmieszany, ale nagle (i niespodziewanie dla samego siebie) udało mu się opanować. - Znowu to zrobiłeś! Wpadasz tu, straszysz moją pacjentkę i... zadajesz kretyńskie pytania. Skąd ci to W OGÓLE przyszło do głowy?!
- Jakbyś nie wiedział...
Diagnosta wcale nie wydawał się poruszony.
- Ze wszystkich rzeczy, które kiedykolwiek zrobiłeś, ta była najgłupsza - onkolog płynnie ze zmieszania przeszedł do złości.
- Nie umiesz kłamać, mój drogi Jimmy - i znowu Wilsonowi wydawało się, że powiedział to jakoś inaczej. Do przyjaciół nagle podeszła Cuddy.
- House, jeśli czujesz, że wystarczająco upokorzyłeś już Jamesa, to czy mógłbyś ruszyć swój szanowny tyłek i zająć się pacjentami?
House spojrzał po raz ostatni na Wilsona, najwyraźniej usatysfakcjonowany, i odszedł.
Cuddy została. Upewniła się, że House nie czai się na korytarzu i dokładnie zamknęła drzwi.
- Możesz mi to wyjaśnić? Co się dzieje z House'em? Co się dzieje... z tobą? - pytała z naprawdę zaniepokojoną miną.
- A więc... chodzi o to... że... - Wilson starał się ostrożnie dobierać słowa, ale po chwili uznał, że to nie ma sensu. - Kocham go.
- Taaa, ja też go kocham, jest moim przyjacielem - powiedziała Cuddy z ulgą.
- Nie... Nie chodziło mi o "Kocham go, jest moim kumplem". Ja go... kocham - Wilsonowi niemal załamał się głos.
- Oh... - zdołała wykrztusić Cuddy.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć- Cuddy była w totalnym szoku.- Ty pierwszy szpitalny amant, za którym wzdychają wszystkie pielęgniarki?
- Wiem, że trudno w to uwierzyć... Ja sam mam z tym problem...
- Kiedy to się stało?- nie umiała zdobyć się na więcej, wizja Wilsona w objęciach House mąciła jej myśli.
- Nie wiem, to we mnie narastało. Wiesz sama te wszystkie moje nieudane związki i małżeństwa, po prostu powoli sobie uświadomiłem, że z żadną kobietą nie chcę być tak jak z... House'em.- Wilson uświadomił sobie, że wypowiedzenie tego przyniosło mu niebywałą ulgę.
Cuddy nie odzywała się przez dłuższą chwilę.
- Rozumiem, że się tego nie spodziewałaś, pewnie powinienem powiedzieć po prostu "wszystko ok" i nic o tym nie wspominać... Ale nie skazuj mnie na milczenie.
- Czekam aż House wyskoczy zza rogu w przebraniu wielkiego, różowego królika, krzycząc "prima aprilis" - powiedziała, całkiem serio.
- Zamierzasz powiedzieć House'owi? - zapytała po chwili milczenia.
- Żartujesz? To House'a. Nie mógłbym mu dać lepszego narzędzia do upokarzania mnie i prześmiewania...
- A co jeśli on też... że tak to ujmę: jest zainteresowany? - Cuddy popatrzyła poważnie na zmieszanego Wilsona.
- Szczerze wątpię, Cuddy - odpowiedział.
- A zastanawiałeś się, dlaczego ON ciągle jest sam? - spytała i nagle przeraziła się, że to mogłaby być prawda. Nie, żeby tego nie akceptowała. Ale czy facet, z którym kiedyś...
- Chyba muszę już iść - niespodziewanie jej myśli przerwał głos Wilsona - Proszę, nic mu nie mów.
Dzień wlókł się niemiłosiernie. Wilson zdiagnozował raka piersi w dosyć zaawansowanym stadium u bardzo młodej dziewczyny i był zupełnie przybity, marzył tylko o chwili odpoczynku. Niestety. Na parkingu, przy jego aucie czekał House.
- Cześć misiaczku- powiedział House swoim zwykłym kpiącym tonem. Wilson czuł, że na jego twarzy pojawia się wielki rumieniec.
- Czego chcesz House?
- No wiesz misiu-pysiu mieliśmy o czymś porozmawiać, kiedy ta baba nam brutalnie przerwała.
Wilson nie mógł zrobić kroku. Gdyby intensywnie nie myślał o oddychaniu, pewnie zemdlałby na parkingu.
House roześmiał się w sposób, który James bardzo rzadko miał okazję słyszeć. Śmiał się szczerze i głośno, najwyraźniej z niego. Ale nie szyderczo.
- Wilson, wyglądasz jakbyś się naprawdę przestraszył. Do jutra - klepnął go w ramię i ruszył w kierunku swojego motoru. Chwilę później odjechał.
******
Jutro. Dzień po wczoraj. Wilson westchnął ciężko i przetarł zaczerwienione oczy. Przez całą noc nie mógł zasnąć.
Zatanawiłą się czy Cuddy nie zdradzi jego sekretu. Czy House robił sobie z niego tylko żarty i czy nie porzuciłby ich przyjaźni kiedy by się dowiedział. Nie zniósł myśli, że nie widziałby codziennie Grega i nie mógł płacić za jego lanch. Postanowił, że poczaka aż wszystko przyschnie.
Może to uczucie tylko mu się wydaje, przez to, że tyle czasu spędza tylko z Gregiem.
........................
Tego dnia Wilson nie widział House na parkingu ale nie było się czemu dziwić była dopiero ósma rano. Kupił więc sobie czekoladę w automacie i poszedł zjeść ją w zaciszu swojego gabinetu zanim House ją zwęszy. Z drudiej strony miał nadzieję, że Greg wpadnie do jego gabinetu, rzuci się na kanapę i zacznie zajadać czekoladą jak małe dziecko.
House wszedł do gabinetu lekarskiego numer jeden dopieroo drunastej piętnaście. Nie czekał na żadnego pacjenta bo nie wzią żadnej karty. Wyjął gazetę z szuflady z epinefryną i rozsiadł sie wygodnie na fotelu. Widział, że czekają go przynajmniej cztery godziny siedzenie bezczynnie. No może półtorej najmniej jeśli Cuddy nie będzie miała dziś dużo pracy. Zaczął czytać po raz trzeci artykuł o połamanych kościach Wiliama Alexandra kierowcy Grave Digger'a. Monster Tracki zawsze przyprawiały go o dreszcze ale trzeci raz to trochę za wiele...
Greg ziewną kilka razy.
Nagle drzwi otworzył się na oścież i stanęła w nich Cuddy. Niech to szlag - pomyślał House.
Lisa wydawał sie bardziej podniecona niż kiedy House staną na progu jej domu.
- Jestem zajęty - powiedział szybko Greg niewinnym tonem miał zamiaro dodać coś w stylu 'czekam na pacjenta' albo 'czekam na wyniki badań' ale nie zdązył. Cuddy spojrzała tylko na Grega i trzasnęła drzwiami tak, że wszystko w gabinecie zatrzęsło się lekko.
O dziwo Lisa nadal znajdowała się w pomieszczeniu.
Odwróciła się do drzwi zasłaniając je sobą i House usłyszał tylko cichy trzask zapadki zamka. Greg poczuł zagrożenie, instynkt samozachowawczy kazał mu rozejrzeć się po pomieszczeniu szukają dodatkowej drogi ucieczki.
- House, jestem gotowa na wszystko. Chce zajść w ciążę. - powiedziała Cuddy zdecydowanym głosem tym samym, który wyciągała, żeby wybić House'owi z głowy jakieś niebezpieczne badanie. Greg oddychał głęboko i słuchał jej uważnie jak jeszcze nigdy.
- Lekarz powiedział, że pewna ciąża jest możliwa tylko wtedy kiedy zajdę w nią naturalnie.
Delikatne kropelki potu pojawiły się na czole House'a.
- Chcesz, żebym zapytał Wilsona czy się z tobą nie prześpi? - zapytał House z niedowierzaniem, Cuddy lekko potrząsnęła głową z zaprzeczeniem. - Chase'a? Chyba nie Foremana...?
- Myślała o tobie Greg. - jego imię wypowiedzane przez nią tak delikatnie sprawiło mu przyjemność.
- O mnie? - zapytał House. Zupełnie nie wiedział czego chce.
- Tak House. - uśmiechnęła się na widok jego zakłopotania - Nie zaprzeczaj, że nie myślałeś o nas przez te ostatnie dziesięć lat.
Greg głośno przełknął ślinę. Lisa podeszła do niego powoli. Złapała trzymaną przez Grega gazete i rzuciła ją z dużym zamachem za siebie. Gazeta odbiła się do drzwi i bezwładnie spadła na ziemię. Podniecenie ukrywane przez ostatnie lata eksplodowało w Gregu. Siedziła jak sparaliżowany kiedy zaczęła rozpinać mu koszulę i kiedy jej ciepłe dłonie zatopiły się w jego włosach.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Oboje spojrzeli w tamtym kierunku. W oczach House'a można było zobaczyć przerażnie i złość ale Cuddy wyszeptała mu tylko do ucha:
- Zignoruj to House, House, House...
- House! House! - tym razem Cyddy wrzasnęła mu do ucha ale jej głos stał się dziwnie niski.
Greg otworzył oczy, które zamknął z przyjemności. Zobaczył przed sobą twarz Foremana.
- Koszmar? Spałeś. - powiedział
- Raczej powracający nie dokończony sen. - odpowiedział House z całych sił powstrzymując się, żeby nie złamać na Foremanie swojej laski. - O co chodzi?
- Zostałem zaproszony na sympozjum neurologiczne w San Fransisco. Chciałem prosić o parę dni urlopu.
- Cuddy...
- Zgadza się.
- Możesz jechać. - powiedział House nadal nie mogąc się otrząsnąć.
- Eee... Dzięki. - powiedział powoli Foreman zaskoczony tym, że House tak szybko się zgodził. - Uważaj na Wilsona.
Dziwny uśmiech na twarzy Foremana sprawił, że po karku House'a przebiegł deszcz. Postanowione musi porozmawiać z Wilsonem. I to tak jak najbardziej nienawidzi czyli szczerze.
- Wilson, może wyda ci się to nieprawdopodobne, dziwne, chore, nierealistyczne, dziwne, podejrzane i jakie tam sobie chcesz. Możliwe, że naćpałem się Vicodinem, zapiłem alkoholem i nawąchałem się kleju na odwagę. Mam to gdzieś. Chcę wiedzieć co się dzieje - James popatrzał ze zdziwieniem na przyjaciela, który dosłownie sekundę temu zdążył wejść do jego gabinetu. Przełknął powoli ślinę.
- Rozmawiałeś z Cuddy? Już wiesz? - Jimmy nie wiedział czy czuje strach czy ulgę.
- Z Cuddy? O czym ty mówisz? - Greg wyglądał na zdziwionego. Albo bardzo dobrze udawał - Po prostu się martwię. Pomijając fakt, że pół szpitala obstawia, że jesteś gejem. No, więc co się dzieje? - ciągnął jak gdyby nigdy nic.
- Nie jestem gejem to jakiś życzliwy mi przyjaciel rozpuszcza dziwne rzeczy. Jeszcze raz, a nie zapłacę za twój lunch.
- Zaraz... Cuddy tez jest w to zamieszana? No nieźle. Pewnie cały szpital już wie. - House westchną, Jimmy rozejrzał sie z przerażeniem.
- House ja...
- Nie powinieneś mówić nikomu o moich problemach. - House wydawał się zły
- Twoich problemach ? House.
- Masz rację to, że czasem sobie wypiję to nie problem.
Nie wiedział, czy czuć ulgę. Mimo wszystko był trochę zawiedziony - chciał to ostatecznie roztrzygnąć, ale za bardzo się bał. Raz się żyje
- House, chcę ci powiedzieć, że... kocham cię - wydusił.
- Jak wszystkie swoje żony inne kobiety tez. To sie wydaje to mine. Ciiii...
House obszedł biurko Jimmy'iego i przytulił go mocno.
Był blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Czuł ciepło jego ciała i zapach wody po goleniu [on się nie goli???]. Nie rozumiał, dlaczego House go przytulił. On nie przytulał w ten sposób żadnej ze swoich dziewczyn, nawet Stacy! Oparł czoło na jego ramieniu [dop. mój - Greg jest wyższy od Jamesa, prawda?].
- Ty naprawdę na mnie lecisz?! - wrzasnłą Greg odskakując od Jamesa tyle na ile pozwalała mu noga.
Sprawdziły się największe obawy Wilsona, z przerażeniem śledził odrazę rozlewającą sie po twarzy House'a. Nie to nie może być prawda. To nie może się tak skończyć - powtarzał sobie w myślach.
Wilson szybko nakazał sobie spokój.
- Dobranoc, House - powiedział najnaturalniejszym głosem, na jaki było go stać i wyminął go w drzwiach.
House przepuścił go i poczuł jak włosy na karku jeżą mu się kiedy Jimmy sie o niego ociera. Kto będzie płacił teraz za mój lunch - pomyślał jego życie stanęło w gruzach po raz kolejny.
Greg chciał, żeby on zaprzeczył. Powiedział, że to nieprawda, że zwariował, złajdaczył się, czy co tylko przyszłoby mu do głowy. Nie chciał stracić najlepszego przyjaciela. Właśnie dlatego, że nim był.
Pierwszy raz w życiu zrobiło mu się żal Wilsona. Chciał za nim biec ale zdał sobie sprawę, że i tak go nie dogoni.
Wyjął z kieszeni komórkę i wystukał do niego SMSa.
"Przepraszam"
Westchnął i ruszył w kierunku parkingu. Chciał wrócić do domu.
Postanowił porozmawiać z Wilsonem. Wiedział, że powinien odpowiedzieć 'Dobranoc Wilson', żeby Jimmy nie zaczął czegoś podejrzewać. Tak bardzo nie chciał stracić przyjaciela.
Dochodziła dwunasta w nocy, a on, Gregory House stał pod pokojem hotelowym Wilsona. Nie wiedział, po jaką cholerę tam przyszedł. To znaczy, wiedział, oczywiście. Ale nie powie przecież tego wprost, no nie?
Zapukał. Głośno. Natarczywie. Żeby wiedział, kogo się spodziewać. Miał nadzieję, że otworzy.
Natarczywy łomot dawał jasno do zrozumienia, kogo Wilson ma się spodziewać za drzwiami. James zatrzymał się kilka kroków przed nimi. Nie przypuszczał, że House będzie chciał to ciągnąć. Czego on jeszcze od niego chce?
Nikt nie otworzył. No tak - pomyślał House pewnie siedzi gdzieś schlany w barze i opowiada historię swojego życia jakiejś prostytutce w za ciasnych szortach. Nie wiedział dlaczego ta myśl o zirytowała.
Ku jego zdziwieniu, jednak drzwi otworzyły się i stał w nich rozczochrany Wilson.
- Przyszedłeś mnie jeszcze bardziej pognębić? - spytał wrogo.
- Nie, przyszedłem przeprowadzić tu jedną z najpoważniejszych rozmów ostatnich lat, więc łaskawie przesuń swój tyłek, żebym mógł wejść - rzucił lekko złośliwie. James bez słowa wpuścił go do środka.
House rzucił się na łóżko i bez słowa obserwował reakcję Wilsona. Jimmy podszedł do krzesła stojącego w kącie i usiadł na nim jak dziewczynka wstydząca się swojej kobiecości.
- Daj spokój, Jimmy! Jesteśmy kumplami! - krzyknął House, widząc jego zachowanie. - Zdarzają się nam dziwne momenty... - zawiesił na chwile głos. - Ale jesteśmy po prostu kumplami, prawda?
Wilson mógł teraz wybrać. Zaprzeczyć wszystkiemu, co czuł i mieć święty spokój, albo...
... taka okazja mogła się nie powtórzyć.
Powiedzieć prawdę i stracić przyjaciela czy milczeć i umierać z tęsknoty za dotykiem jego aksamitnych warg. [zaraz]
- To prawda. Zdarzają nam się dziwne momenty. I jesteśmy kuplami. A bycie twoim kumplem, czyli też przyjacielem sprawia, że wolę po prostu być z robą szczery. Rozumiesz?
House spojrzał prosto w oczy przyjaciela.
- Więc jaka jest ta szczera prawda, James?
- Prawda jest taka, że nie zamierzam cię okłamywać. I nie zrobiłem tego dzisiaj ani razu. Wtedy, kiedy mówiłem, że cię kocham też nie - powiedział, starając się zignorować gwałtowne bicie serca i fakt, że House powiedział do niego po imieniu.
- Posłuchaj zanim powiesz, że nie chcesz mnie znać. Ja wiem, że moja prośba będzie ogromna ale nie zrobię nic czego ty nie będziesz chciał. Po prostu nie chcę cię stracić.
- Dobrze. Ale nikt nie może się dowiedzieć. - powiedział House.
- Będę cię obserwował z daleka.
- Przeginasz.
- Przepraszam.
Wilson popatrzał na niego niepewnie. Zapadła niezręczna cisza, a żaden nie wiedział, co powiedzieć.
- Chcesz coś zjeść? - spytał o pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy. Ale kiedy oczy House'a się zaświeciły, wiedział, że trafił w dziesiątkę.
Kiedy przygotowywał posiłek był już spokojniejszy. House już wiedział i nie odtrącił go, czyli najgorsze ma już za sobą. Na razie postanowił nic nie robić i czekać na ruch House'a. Będzie cieszył się tym, że ma go przy sobie, jedzą wspólnie posiłek, śmieją się i siedzą obok siebie na kanapie. Takie zwykłe małe codzienne czynności, ale Wilsonowi to wystarczy. Przynajmniej na razie.
House patrzył na niego z lekkim politowaniem, kiedy byli już w mieszkaniu House'a. Jestem sexy, to mnie nie dziw,i ale żeby Wilson. - pomyślał Greg. - Z drugiej strony. Świetnie gotuje... Może grać dziewczynę.
House pokręcił głową. Te myśli nie mogą ujrzeć światła dziennego, postanowił po chwili.
Nie zamierzał w każdym razie rzucać się na niego, czy zacząć być wylewnym. Siedzieli na kanapie, popijali piwo i oglądali jakiś stary film w telewizji. Było późno, a House był już zmęczony. Nie chciał jednak zasypiać.
Wstyd było przyznać ale bał się też trochę, że Jimmy zacznie go obłapiać kiedy będzie spał. Nie wiedzął jak powiedziać, że Jimmy stanowczo za często u niego przebywa. Ale wcześniej jakoś tak badzo nie zwracał na to uwagi.
Nawet nie zauważył, kiedy jego głowa opadła na bok a on sam zasnął.
Wilson zauważył to dopiero, kiedy cały House zsunął się na jego ramię.
Kiedy House obudził się rano była dwunasta... To właściwie połdnie ale nie przejmował sie tym. Rozejrzał sie niepewnie po mieszakniu, nie zauważył jednak obecności Wilsona.
Na stole w kuchni zobaczył parę kanapek i sok pomatańczowy, a tuz obok kartke od Wilsona.
'Wyjechałem do Rio z moją druga ex-żoną.'
Wilson
Świetnie wyszkolone zmysły diagnosty podpowiedziały Gregowi, że to kłamstwo.
Albo żart. Taką możliwość też dopuszczał.
Ale okazało się, że to jednak prawda. Wilson zniknął na dwa tygodnie, a kiedy się pojawił, wyglądał gorzej niż kiedykolwiek przedtem. Był cichy, mrukliwy i zdecydowanie zamknął się w sobie. House się o niego martwił i [czym bardziej martwił się o siebie] nie wynikało tylko z faktu, że jest jego przyjacielem. Czy był.
Przez tą kartkę i swoją pomyłkę House zupełnie zwątpił w siebie. Przestał o siebie dbać, a strach przed kolejnym spotkaniem z Wilsonem przerodził się w obsesyjne przerażenie. Nie mógł tak, żyć te dwa tygodnie bez Jimmy'ego były najgorszymi w jego życiu.
House od pół godziny siedział w pustym gabinecie. Nie miał żadnego przypadku do zdiagnozowania. Może poza własnym... Wilson był w pracy od kilku dni, ale jeszcze ani razu nie spotkali się, żeby porozmawiać. Właściwie unikali się wzajemnie. House czuł się z tym źle. Miał przeczucie, że dzieje się coś złego.
Jego rozmyślania przerwały głosy nadchodzącego zespołu.
- Gdzie się, do cholery, podzialiście? - zapytał, gdy weszli.
- Byliśmy w kafeterii - powiedział Foreman.
- Na przyjęciu pożegnalnym - dodał Chase.
House nie ukrywał zdziwienia. Czekał na ciąg dalszy.
- Wilson dziś odchodzi, nie wiedziałeś? - Cameron zadała najgłupsze pytanie na świecie. - Zaproponowali mu pracę w Rio...
House poczuł się jakby dostał cios w żołądek. To jakiś żart! Bez słowa udał się do Cuddy...
- Kiedy zamierzaliście mnie powiadomić?! - wrzasnął, wpadając do jej biura.
Cuddy zbladła, widząc, w jakim House jest stanie.
- Kto ci powiedział?...
- Miałaś na myśli: "Kto się wygadał"? To bez znaczenia. Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką...
- Bo jestem. Ale jestem też przyjaciółką Wilsona, a on prosił mnie o dyskrecję. Powiedział, że sam z tobą porozmawia...
- Chciał do mnie zadzwonić z samolotu?!
Zanim Cuddy zdążyła się odezwać, House'a już nie było.
*
Było już po północy, gdy House ponownie stał przed drzwiami pokoju Wilsona. Był pijany, ale wiedział co robi. Przemyślał to wcześniej. Alkohol i dodatkowa dawka vicodinu miały dodać mu odwagi. Zapukał. Po minucie usłyszał kroki za drzwiami, a po kolejnej zobaczył Wilsona w rozciągniętym dresie, z niewielkim stosikiem koszul w ręce. Przeszkodził mu w pakowaniu.
Wilson nie wyglądał na zaskoczonego. Jakby na niego czekał.
- House? Co ty tu robisz? Jest środek nocy, a ty jesteś pijany...
House zignorował go i wszedł do pokoju. Zdjął kurtkę i rzucił ją, razem z laską na podłogę.
- Okay - powiedział.
- Okay? Co okay?
- Możesz... możesz mieć mnie na jedną noc - odparł House, patrząc gdzieś w bok.
- Chyba oszalałeś...
Ja? Może i tak... - pomyślał House, a głośno powiedział: - Przecież tego właśnie chcesz. To dlatego wyjeżdżasz...
- Nie... To znaczy tak, ale...
- Więc o co chodzi? Masz, czego pragniesz... Tylko... - House mówił coraz ciszej, ostatnie słowo było tylko szeptem: - ...zostań.
- House... Greg... Jesteś dla mnie kimś więcej, niż przygodą na jedną noc. - Naprawdę to powiedział? - Chciałbym cię mieć dla siebie. Na zawsze! Nie chodzi mi tylko o sex... - Boże, i kto tu był pijany?
- Oczywiście, że o to chodzi! Myślisz, że mnie kochasz... Wydaje ci się! Zrób ze mną co chcesz i wróć na ziemię - House zrobił chwiejny krok w jego stronę.
Wilson cofnął się pod drzwi i otworzył je na oścież.
- Wyjdź, House.
House stał zmieszany. Znowu się pomylił. I przegrał. Podniósł laskę i kurtkę i wyszedł na korytarz. Zanim zdążył pomyśleć, usłyszał, że drzwi za nim zamknęły się cicho.
Za nimi, Wilson zaczął żałować swojej decyzji...
Nie mógł zapomnieć oczu House'a pełnych bólu. Wybiegł z pokoju mając nadzieję go dogonić. Na jezdni zauważył świeży ślad motoru. Przecież on jest pijany! Zabije się!. W głowie cichy głosik mu mówił przez Ciebie. Musiał go odnaleźć. Wsiadł do samochodu i pojechał w miejsce, gdzie House zazwyczaj się chował...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?
|
Wysłany: Pon 12:38, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
- Niech cię szlag, House!!! - wrzasnął wściekle Wilson, ale gdy spojrzał w te jego wielkie, błękitne i... rozbawione oczy, nie mógł się powstrzymać i sam się roześmiał.
Z jednej strony nienawidził tych chwil, kiedy nie potrafił się oprzeć jego urokowi. Ale tak naprawdę lubił te chwile szczerego, spontanicznego śmiechu, kiedy mógł być sobą i nie musiał przywdziewać maski pogrążonego w "dorosłym życiu" człowieka.
- 3:0. Wygrałem. Chcę swoją nagrodę.
- Masz. - Wilson rzucił mu kupiony wcześniej lunch. - Więcej nie zagram z Tobą w piłkarzyki.
Spojrzał na swojego przyjaciela zajadającego się lunchem. Byli tacy różni. Każdy miał inny charakter, usposobienie, spojrzenie na świat. Ale od wielu lat trzymali się razem. Wilson uwielbiał wieczory spędzane u House'a. Przy nim nie musiał niczego udawać. Od niedawna zaczął odczuwać także coś innego.
Nie rozumiał, co się dzieje. Pamiętał, jak to się zaczęło. Kolejna dziewczyna go rzuciła, a on cały przemoczony stał u progu drzwi House'a [padało tego dnia okropnie]. To wtedy po raz pierwszy i ostatni, przyjaciel pożyczył mu swoją bluzę. Kiedy leżał na kanapie i nie umiał zasnąć, poczuł ten zapach. Bluza całkowicie przesiąknęła Gregiem, a on poczuł ciepło, kiedy wdychał woń jego wody po goleniu.
Ten zapach prześladował go potem przez wiele tygodni. Za każdym razem gdy przechodził obok Wilson nie mógł się powstrzymać przed zachłyśnięciem się tym zapachem. Ta noc wracał do niego wielokrotnie zazwyczaj wtedy, gdy leżał obok nowej dziewczyny, marzył wtedy by znów być na kanapie otulony zmysłowym zapachem Gregory'ego House'a.
Pewnego dnia poczuł, że już dłużej nie wytrzyma. Zastukał niepewnie do drzwi przyjaciela, który po chwili ukazał się jego oczom. Miał na sobie jakieś poprzecierane jeansy i sprany t-shirt, a jego niedbały wygląd sprawił, że mimowolnie się uśmiechnął.
- Zakładam, że przyszedłeś tu z innego powodu, niż po raz kolejny smęcić o nieudanym związku - rzucił, wpuszczając go do środka.
-House ja- zaczął Wilson nieśmiało- muszę ci coś powiedzieć....
- To dawaj, nie mam zamiaru całą noc czekać jak się zbierzesz na odwagę.
- To dla mnie bardzo ważne i trudne...
- Tak, tak słyszałem to już przy poprzednich twoich nieudanych związkach- przerwał mu opryskliwie House. W odpowiedzi Wilson uśmiechnął się nieśmiało.
- Nie, House, tym razem chodzi o coś innego. Ja...Ja muszę wiedzieć jakiej wody pogoleniu używasz! Błagam House muszę to wiedzieć! Tak bardzo podoba mi się jej zapach, że muszę mieć taką samą!!
House popatrzył na niego dziwnie.
- Bierzesz coś? Nowicjusze zawsze na haju gadają różne, dziwne rzeczy. Przestań brać. Tylko ja mogę.
- Nic nie biorę. Przecież mnie znasz. To jaka ta woda?
- Idź sam sprawdź. Jest w łazience na półce. Obok Twojej maszynki do golenia. Ostatnio zostawiłeś. - House usiadł wygodnie na kanapie i włączył telewizor. - Przy okazji zrób coś do żarcia. Zaraz mecz.
Wilson wszedł do łazienki.
Zaczęły się reklamy. House ułożył się wygodniej, nie zwracając uwagi na to, że Jimmy też będzie musiał gdzieś usiąść. Po chwili stanął przed nim, zastanawiając się, jakim cudem ma sobie znaleźć miejsce. Podniósł nogi Grega, usiadł i położył je na swoich kolanach. House popatrzał na niego dziwnie.
- Wilson naprawdę nie wiem co ty dziś wziąłeś ale grzeczność nakazywałaby się podzielić.- Oczy House'a zwęziły się podejrzliwie ale nie zmienił pozycji z jakiegoś powodu dotyk przyjaciela pozwalał mu się wyluzować i sprawiał mu przyjemność.
- Cicho. Mecz się zaczyna. - Chciał odwrócić uwagę House'a od swojej osoby. Nie chciał się zdradzić ze swoimi uczuciami.
W połowie meczu Wilson zasnął. House nie mógł powstrzymać uśmiechu patrząc na niego. Ułożył jego głowę na przyniesionej wcześniej poduszce i przykrył go kocem. Odgarniając kosmyk ciemnych włosów z jego twarzy House poczuł fale nowych uczuć.
Chyba zjadłem coś nieświeżego - pomyślał i poszedł do sypialni.
*****
Wilson kończył jeść śniadanie, gdy House pojawił się w kuchni.
- Chcesz wiedzieć, jakich innych kosmetyków używam, czy ograniczysz się do wody po goleniu? - House złapał czekający na niego kubek kawy. - Powiedziałbym ci, gdzie kupuję ubrania, ale tak dawno nie byłem w tym sklepie, że chyba zdążyli go zamknąć...
- Odbija ci, House - Wilson starał się ukryć rumieniec wypełzający na jego policzki.
House zrobił smutną minę.
- Myślałem, że pokochałeś mój styl...
Pokochałem... - pomyślał Wilson, marząc o tym, by zapaść się pod ziemię.
- Jeśli się nie pospieszysz, będziesz sam jechał do szpitala - powiedział, odkładając naczynia do zlewu. - Ostatni przy samochodzie stawia lunch!
I wyszedł.
- Wygrałem - roześmiał się Wilson, klepiąc w karoserię.
- Uhm - mruknął House, kuśtykając ostentacyjnie powoli. - Dobrze, że nie wymyśliłeś gry w osła. Samego siebie byś nie przeskoczył.
Do szpitala weszli zgodnym krokiem, rozluźnieni i rozbawieni.
- Znowu wspólny poranek? Widzę, że szczęśliwa z was para - Cuddy przywitała ich przy recepcji. Wilson spłonił się, jak dziewczynka.
- Chcieliśmy wczoraj zadzwonić też po Ciebie, Cuddy, ale Wilson jest taaaki wstydliwy i woli duety niż trójkąty. Więc wybacz. Może innym razem.
Wilson zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Wilson, zaraz eksplodujesz. - dodał House i pokuśtykał w stronę swojego gabinetu.
James siedział w swoim gabinecie, a przed nim piętrzył się stos kart pacjentów, za które nie miał serca się brać. W momencie, kiedy chciał pójść odwiedzić House'a [i tak pewnie nic nie robił - myślał], w drzwiach pokazała się jego głowa.
- Właśnie idę grzebać w oku mojego nowego pacjenta, chcesz dołączyć się do zabawy?
Oczywiście, że chciał, z jednej strony szykowała się wspaniała zabawa z drugiej mógł przypilnować by House nie zabił swojego pacjenta. Mógł także przebywać blisko przyjaciela a to od paru dni stanowiło ważniejszy powód niż Wilson byłby w stanie przyznać.
Greg zaczął się rozkręcać, stojąc nad znieczulonym pacjentem i wbijając mu igłę w oko. Nie do końca rozumiał, dlaczego sprawia mu to taką przyjemność. I nie do końca chciał się w to zagłębiać. Wilson stał tuż obok, ze skupionym wyrazem twarzy patrząc na "maltretowanego" chłopaka. Lubił, kiedy Jimmy miał taką minę...
Opamiętaj się House, chyba że rzeczywiście chcesz go zabić - zbeształ się w myślach i mocniej chwycił strzykawkę.
- Muszę to kiedyś powtórzyć - powiedział House, wyrzucając jednorazowe rękawiczki do śmietnika.
- Ale mam nadzieję, że z innym pacjentem - odparł Wilson, patrząc z litością na uśpionego chłopaka.
- Taaa... Ten już się do niczego nie nadaje - House uśmiechnął się szatańsko. - Przynajmniej dopóki nie dostaniemy wyników.
Na widok uśmiechu House'a, Wilsonowi zmiękły kolana.
Następne dni nie były dla Wilsona łatwe. Czuł się jak na wielkiej emocjonalnej karuzeli. Raz wpadał w stan euforyczny raz depresyjny a wszystko za sprawą House! Wilson nie mógł pojąć co się z nim dzieje. Własne zachowanie tłumaczył jednak sobie długotrwałym brakiem kobiety. Postanowił sobie więc, znaleźć dziewczynę. I to szybko, zanim zrobi coś czego później będzie się wstydził.
Jeszcze tego samego dnia podczas lunchu przysiadł się to pielęgniarki, która od dłuższego czasu molestowała go wzrokiem. Po krótkiej rozmowie wydała się także inteligentna. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie oczywiście House.
Już sam jego widok w stołówce zwiastował kłopoty. Przyjaciel szybko go wypatrzył i nie minęła nawet sekunda, kiedy siedział obok i jadł jego kanapkę. Pielęgniarka patrzała na niego zdziwiona [na House'a]
- No co? - diagnosta najwyraźniej świetnie się bawił, udając głupka.
- Co tu robisz? I właściwie, to niegrzecznie dosiadać się bez pytania.
- Tak właściwie, to ty jesteś niegrzeczna. Podrywasz zajętego faceta.
- To twój chłopak? - dziewczyna wydawała się coraz bardziej zdenerwowana.
- Wolę określenie "życiowy partner" - puścił do niej oczko i patrzał, jak błyskawicznie wychodzi.
- Mam zamiar Cię zabić. - Wilson utkwił w House'ie lodowate spojrzenie.
- Za to, że zjadam Twoją kanapkę? - udawanie głupka szło mu coraz lepiej.
- Każdy pretekst jest dobry.
- Hej, hej, hej... Co to było, to co zobaczyłem właśnie w Twoich oczach? No, stary... - House uśmiechnął się z zadowoleniem i przełknął ostatni kęs. - nie sądziłem, że...
- Zanim powiesz, czego nie sądziłeś, zastanów się, czy chcesz się jutro obudzić z czy bez swoich brwi...
- Golenie brwi to moja działka. Ostatnio jesteś jakiś dziwny... - House wbił w niego wzrok, a Wilson czuł się, jakby on wiedział.
Może czuł to samo. Wilson mimowolnie uśmiechną się na tę myśl.
-O co chodzi? - zapytał Greg. - Coś ukrywsz? Wiesz, że predzej czy później i tak się dowiem.
Wilson nerwowo spojrzał na zegarek.
-Siostro proszę przyjść za 15 minut do mojego gabinetu. - zawołał. - Nie mogę gadać za chwilę przydzie mój pacjent.
-Wilson.
-Nie teraz!
-A kiedy...?
- Jak mi postawisz lunch.
- Jimmy... to niesprawiedliwe - jęknął House.
- Muszę biec. Na razie.
I zostawił House'a samego. "Zaczyna się zabawa" - pomyślał Wilson uśmiechając się przebiegle.
House rozejrzał się po kilnice, była pełna pacjentów. Nie miał najmniejszej ochoty na wycieranie zakatarzonych nosów. Westchnął z dezaprobatą i skierował się do biura Cuddy.
-Martwię się o Wilsona. Ostatnio jest jakiś dziwny.
-Twoje podejrzenia sa słuszne House. Odejdź.
-Jeszcze nie powiedziałem jakie ma podejrzenia.
-Och... Chciałeś jeszcze żebym ich wysłuchała?
-Wiedzę, że nie interesuja cię kłopoty twoich pracowników. - powiedział House swoim tajemniczym głosem powoli odwracając się do drzwi. Wykorzystywał tę sztuczkę zawsze kiedy chciał czymś Cuddy zaineresować.
-Wilson ma kłopoty? Jakie?
-Gdybym wiedział nie byłoby mnie tutaj.
-Racja. Więc co podejrzewasz?
Poważna rozmowa z Cuddy. House nigdy by się tego nie spodziewał ale jednak sprawiała mu przyjemność.
- Wilson jest... krypto gejem - wyszeptał złowieszczo. Mógł się spodziewać każdej reakcji, tylko nie tej, która nastąpiła. Dawno nie słyszał, żeby Cuddy śmiała się tak głośno.
- W... jaki... sposób... na... to... wpadłeś? - wydusiła z siebie pomiędzy atakami śmiechu.
- Próbuje wzbudzić we mnie zazdrość jedząc lunch z napaloną pielęgniarką.
- Masz racje, House - stwierdziła Cuddy z zastanowieniem. - Niezliczona ilość małżeństw i związków, ciągłe, nie do końca uświadomione flirty z pielęgniarkami i ogólne uganianie się za spódniczkami, rzeczywiście mogą wskazywać na to, że Wilson woli chłopców... Odbiło ci?! - zawołała znowu wybuchając śmiechem.
- Zauważ, że są to zawsze nieudane związki - zripostował House.
- Tak, czyli wszyscy ex tego świata są gejami, ciekawe, że nasz przyrost naturalny jeszcze nie osiągnął kompletnego dna.
- Tylko dzięki muzułmanom.
- House, nie myśl, że wszystko i wszyscy kręcą się wokół Ciebie.
- Nawet jeśli tak jest rzeczywiście? - uśmiechnął się i wymaszerował, kierując się od razu do gabinetu Wilsona.
- Czy jesteś gejem Wilson?- wrzasnął House od progu, nie zważając na pacjentkę, z którą Wilson właśnie rozmawiał.
- Przepraszam bardzo Alice- zmieszany onkolog zwrócił się do pacjentki- ale jestem także wolontariuszem na oddziele psychiatrycznym i jeden z mich podopiecznych właśnie z niego uciekł. Musimy przełożyć tą rozmowę.
Gdy tylko pacjentka wyszła Wilson oblał się wdzięcznym rumieńcem, nie mógł spojrzeć przyjacielowi w oczy.
- House, jak możesz zadawać takie pytania, kiedy rozmawiam z pacjentką? - spytał w końcu, a w jego oczach zatańczyły groźne błyski.
- To było bardzo proste pytanie, Jimmy - powiedział, a Wilson nie mógł się oprzeć wrażeniu, że przyjaciel wymówił jego imię bardziej miękko niż zazwyczaj - Możesz odpowiedzieć tak. Możesz odpowiedzieć nie. Po prostu jestem ciekawy - postąpił krok do przodu i nagle znalazł się bardzo blisko niego.
House oparł dłonie na biurku i pochylił się, żeby spojrzeć przyjacielowi-o-tajemniczych-preferencjach-seksualnych w oczy. Wilson odsunął się jak oparzony.
- House... - zaczął zmieszany, ale nagle (i niespodziewanie dla samego siebie) udało mu się opanować. - Znowu to zrobiłeś! Wpadasz tu, straszysz moją pacjentkę i... zadajesz kretyńskie pytania. Skąd ci to W OGÓLE przyszło do głowy?!
- Jakbyś nie wiedział...
Diagnosta wcale nie wydawał się poruszony.
- Ze wszystkich rzeczy, które kiedykolwiek zrobiłeś, ta była najgłupsza - onkolog płynnie ze zmieszania przeszedł do złości.
- Nie umiesz kłamać, mój drogi Jimmy - i znowu Wilsonowi wydawało się, że powiedział to jakoś inaczej. Do przyjaciół nagle podeszła Cuddy.
- House, jeśli czujesz, że wystarczająco upokorzyłeś już Jamesa, to czy mógłbyś ruszyć swój szanowny tyłek i zająć się pacjentami?
House spojrzał po raz ostatni na Wilsona, najwyraźniej usatysfakcjonowany, i odszedł.
Cuddy została. Upewniła się, że House nie czai się na korytarzu i dokładnie zamknęła drzwi.
- Możesz mi to wyjaśnić? Co się dzieje z House'em? Co się dzieje... z tobą? - pytała z naprawdę zaniepokojoną miną.
- A więc... chodzi o to... że... - Wilson starał się ostrożnie dobierać słowa, ale po chwili uznał, że to nie ma sensu. - Kocham go.
- Taaa, ja też go kocham, jest moim przyjacielem - powiedziała Cuddy z ulgą.
- Nie... Nie chodziło mi o "Kocham go, jest moim kumplem". Ja go... kocham - Wilsonowi niemal załamał się głos.
- Oh... - zdołała wykrztusić Cuddy.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć- Cuddy była w totalnym szoku.- Ty pierwszy szpitalny amant, za którym wzdychają wszystkie pielęgniarki?
- Wiem, że trudno w to uwierzyć... Ja sam mam z tym problem...
- Kiedy to się stało?- nie umiała zdobyć się na więcej, wizja Wilsona w objęciach House mąciła jej myśli.
- Nie wiem, to we mnie narastało. Wiesz sama te wszystkie moje nieudane związki i małżeństwa, po prostu powoli sobie uświadomiłem, że z żadną kobietą nie chcę być tak jak z... House'em.- Wilson uświadomił sobie, że wypowiedzenie tego przyniosło mu niebywałą ulgę.
Cuddy nie odzywała się przez dłuższą chwilę.
- Rozumiem, że się tego nie spodziewałaś, pewnie powinienem powiedzieć po prostu "wszystko ok" i nic o tym nie wspominać... Ale nie skazuj mnie na milczenie.
- Czekam aż House wyskoczy zza rogu w przebraniu wielkiego, różowego królika, krzycząc "prima aprilis" - powiedziała, całkiem serio.
- Zamierzasz powiedzieć House'owi? - zapytała po chwili milczenia.
- Żartujesz? To House'a. Nie mógłbym mu dać lepszego narzędzia do upokarzania mnie i prześmiewania...
- A co jeśli on też... że tak to ujmę: jest zainteresowany? - Cuddy popatrzyła poważnie na zmieszanego Wilsona.
- Szczerze wątpię, Cuddy - odpowiedział.
- A zastanawiałeś się, dlaczego ON ciągle jest sam? - spytała i nagle przeraziła się, że to mogłaby być prawda. Nie, żeby tego nie akceptowała. Ale czy facet, z którym kiedyś...
- Chyba muszę już iść - niespodziewanie jej myśli przerwał głos Wilsona - Proszę, nic mu nie mów.
Dzień wlókł się niemiłosiernie. Wilson zdiagnozował raka piersi w dosyć zaawansowanym stadium u bardzo młodej dziewczyny i był zupełnie przybity, marzył tylko o chwili odpoczynku. Niestety. Na parkingu, przy jego aucie czekał House.
- Cześć misiaczku- powiedział House swoim zwykłym kpiącym tonem. Wilson czuł, że na jego twarzy pojawia się wielki rumieniec.
- Czego chcesz House?
- No wiesz misiu-pysiu mieliśmy o czymś porozmawiać, kiedy ta baba nam brutalnie przerwała.
Wilson nie mógł zrobić kroku. Gdyby intensywnie nie myślał o oddychaniu, pewnie zemdlałby na parkingu.
House roześmiał się w sposób, który James bardzo rzadko miał okazję słyszeć. Śmiał się szczerze i głośno, najwyraźniej z niego. Ale nie szyderczo.
- Wilson, wyglądasz jakbyś się naprawdę przestraszył. Do jutra - klepnął go w ramię i ruszył w kierunku swojego motoru. Chwilę później odjechał.
******
Jutro. Dzień po wczoraj. Wilson westchnął ciężko i przetarł zaczerwienione oczy. Przez całą noc nie mógł zasnąć.
Zatanawiłą się czy Cuddy nie zdradzi jego sekretu. Czy House robił sobie z niego tylko żarty i czy nie porzuciłby ich przyjaźni kiedy by się dowiedział. Nie zniósł myśli, że nie widziałby codziennie Grega i nie mógł płacić za jego lanch. Postanowił, że poczaka aż wszystko przyschnie.
Może to uczucie tylko mu się wydaje, przez to, że tyle czasu spędza tylko z Gregiem.
........................
Tego dnia Wilson nie widział House na parkingu ale nie było się czemu dziwić była dopiero ósma rano. Kupił więc sobie czekoladę w automacie i poszedł zjeść ją w zaciszu swojego gabinetu zanim House ją zwęszy. Z drudiej strony miał nadzieję, że Greg wpadnie do jego gabinetu, rzuci się na kanapę i zacznie zajadać czekoladą jak małe dziecko.
House wszedł do gabinetu lekarskiego numer jeden dopieroo drunastej piętnaście. Nie czekał na żadnego pacjenta bo nie wzią żadnej karty. Wyjął gazetę z szuflady z epinefryną i rozsiadł sie wygodnie na fotelu. Widział, że czekają go przynajmniej cztery godziny siedzenie bezczynnie. No może półtorej najmniej jeśli Cuddy nie będzie miała dziś dużo pracy. Zaczął czytać po raz trzeci artykuł o połamanych kościach Wiliama Alexandra kierowcy Grave Digger'a. Monster Tracki zawsze przyprawiały go o dreszcze ale trzeci raz to trochę za wiele...
Greg ziewną kilka razy.
Nagle drzwi otworzył się na oścież i stanęła w nich Cuddy. Niech to szlag - pomyślał House.
Lisa wydawał sie bardziej podniecona niż kiedy House staną na progu jej domu.
- Jestem zajęty - powiedział szybko Greg niewinnym tonem miał zamiaro dodać coś w stylu 'czekam na pacjenta' albo 'czekam na wyniki badań' ale nie zdązył. Cuddy spojrzała tylko na Grega i trzasnęła drzwiami tak, że wszystko w gabinecie zatrzęsło się lekko.
O dziwo Lisa nadal znajdowała się w pomieszczeniu.
Odwróciła się do drzwi zasłaniając je sobą i House usłyszał tylko cichy trzask zapadki zamka. Greg poczuł zagrożenie, instynkt samozachowawczy kazał mu rozejrzeć się po pomieszczeniu szukają dodatkowej drogi ucieczki.
- House, jestem gotowa na wszystko. Chce zajść w ciążę. - powiedziała Cuddy zdecydowanym głosem tym samym, który wyciągała, żeby wybić House'owi z głowy jakieś niebezpieczne badanie. Greg oddychał głęboko i słuchał jej uważnie jak jeszcze nigdy.
- Lekarz powiedział, że pewna ciąża jest możliwa tylko wtedy kiedy zajdę w nią naturalnie.
Delikatne kropelki potu pojawiły się na czole House'a.
- Chcesz, żebym zapytał Wilsona czy się z tobą nie prześpi? - zapytał House z niedowierzaniem, Cuddy lekko potrząsnęła głową z zaprzeczeniem. - Chase'a? Chyba nie Foremana...?
- Myślała o tobie Greg. - jego imię wypowiedzane przez nią tak delikatnie sprawiło mu przyjemność.
- O mnie? - zapytał House. Zupełnie nie wiedział czego chce.
- Tak House. - uśmiechnęła się na widok jego zakłopotania - Nie zaprzeczaj, że nie myślałeś o nas przez te ostatnie dziesięć lat.
Greg głośno przełknął ślinę. Lisa podeszła do niego powoli. Złapała trzymaną przez Grega gazete i rzuciła ją z dużym zamachem za siebie. Gazeta odbiła się do drzwi i bezwładnie spadła na ziemię. Podniecenie ukrywane przez ostatnie lata eksplodowało w Gregu. Siedziła jak sparaliżowany kiedy zaczęła rozpinać mu koszulę i kiedy jej ciepłe dłonie zatopiły się w jego włosach.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Oboje spojrzeli w tamtym kierunku. W oczach House'a można było zobaczyć przerażnie i złość ale Cuddy wyszeptała mu tylko do ucha:
- Zignoruj to House, House, House...
- House! House! - tym razem Cyddy wrzasnęła mu do ucha ale jej głos stał się dziwnie niski.
Greg otworzył oczy, które zamknął z przyjemności. Zobaczył przed sobą twarz Foremana.
- Koszmar? Spałeś. - powiedział
- Raczej powracający nie dokończony sen. - odpowiedział House z całych sił powstrzymując się, żeby nie złamać na Foremanie swojej laski. - O co chodzi?
- Zostałem zaproszony na sympozjum neurologiczne w San Fransisco. Chciałem prosić o parę dni urlopu.
- Cuddy...
- Zgadza się.
- Możesz jechać. - powiedział House nadal nie mogąc się otrząsnąć.
- Eee... Dzięki. - powiedział powoli Foreman zaskoczony tym, że House tak szybko się zgodził. - Uważaj na Wilsona.
Dziwny uśmiech na twarzy Foremana sprawił, że po karku House'a przebiegł deszcz. Postanowione musi porozmawiać z Wilsonem. I to tak jak najbardziej nienawidzi czyli szczerze.
- Wilson, może wyda ci się to nieprawdopodobne, dziwne, chore, nierealistyczne, dziwne, podejrzane i jakie tam sobie chcesz. Możliwe, że naćpałem się Vicodinem, zapiłem alkoholem i nawąchałem się kleju na odwagę. Mam to gdzieś. Chcę wiedzieć co się dzieje - James popatrzał ze zdziwieniem na przyjaciela, który dosłownie sekundę temu zdążył wejść do jego gabinetu. Przełknął powoli ślinę.
- Rozmawiałeś z Cuddy? Już wiesz? - Jimmy nie wiedział czy czuje strach czy ulgę.
- Z Cuddy? O czym ty mówisz? - Greg wyglądał na zdziwionego. Albo bardzo dobrze udawał - Po prostu się martwię. Pomijając fakt, że pół szpitala obstawia, że jesteś gejem. No, więc co się dzieje? - ciągnął jak gdyby nigdy nic.
- Nie jestem gejem to jakiś życzliwy mi przyjaciel rozpuszcza dziwne rzeczy. Jeszcze raz, a nie zapłacę za twój lunch.
- Zaraz... Cuddy tez jest w to zamieszana? No nieźle. Pewnie cały szpital już wie. - House westchną, Jimmy rozejrzał sie z przerażeniem.
- House ja...
- Nie powinieneś mówić nikomu o moich problemach. - House wydawał się zły
- Twoich problemach ? House.
- Masz rację to, że czasem sobie wypiję to nie problem.
Nie wiedział, czy czuć ulgę. Mimo wszystko był trochę zawiedziony - chciał to ostatecznie roztrzygnąć, ale za bardzo się bał. Raz się żyje
- House, chcę ci powiedzieć, że... kocham cię - wydusił.
- Jak wszystkie swoje żony inne kobiety tez. To sie wydaje to mine. Ciiii...
House obszedł biurko Jimmy'iego i przytulił go mocno.
Był blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Czuł ciepło jego ciała i zapach wody po goleniu [on się nie goli???]. Nie rozumiał, dlaczego House go przytulił. On nie przytulał w ten sposób żadnej ze swoich dziewczyn, nawet Stacy! Oparł czoło na jego ramieniu [dop. mój - Greg jest wyższy od Jamesa, prawda?].
- Ty naprawdę na mnie lecisz?! - wrzasnłą Greg odskakując od Jamesa tyle na ile pozwalała mu noga.
Sprawdziły się największe obawy Wilsona, z przerażeniem śledził odrazę rozlewającą sie po twarzy House'a. Nie to nie może być prawda. To nie może się tak skończyć - powtarzał sobie w myślach.
Wilson szybko nakazał sobie spokój.
- Dobranoc, House - powiedział najnaturalniejszym głosem, na jaki było go stać i wyminął go w drzwiach.
House przepuścił go i poczuł jak włosy na karku jeżą mu się kiedy Jimmy sie o niego ociera. Kto będzie płacił teraz za mój lunch - pomyślał jego życie stanęło w gruzach po raz kolejny.
Greg chciał, żeby on zaprzeczył. Powiedział, że to nieprawda, że zwariował, złajdaczył się, czy co tylko przyszłoby mu do głowy. Nie chciał stracić najlepszego przyjaciela. Właśnie dlatego, że nim był.
Pierwszy raz w życiu zrobiło mu się żal Wilsona. Chciał za nim biec ale zdał sobie sprawę, że i tak go nie dogoni.
Wyjął z kieszeni komórkę i wystukał do niego SMSa.
"Przepraszam"
Westchnął i ruszył w kierunku parkingu. Chciał wrócić do domu.
Postanowił porozmawiać z Wilsonem. Wiedział, że powinien odpowiedzieć 'Dobranoc Wilson', żeby Jimmy nie zaczął czegoś podejrzewać. Tak bardzo nie chciał stracić przyjaciela.
Dochodziła dwunasta w nocy, a on, Gregory House stał pod pokojem hotelowym Wilsona. Nie wiedział, po jaką cholerę tam przyszedł. To znaczy, wiedział, oczywiście. Ale nie powie przecież tego wprost, no nie?
Zapukał. Głośno. Natarczywie. Żeby wiedział, kogo się spodziewać. Miał nadzieję, że otworzy.
Natarczywy łomot dawał jasno do zrozumienia, kogo Wilson ma się spodziewać za drzwiami. James zatrzymał się kilka kroków przed nimi. Nie przypuszczał, że House będzie chciał to ciągnąć. Czego on jeszcze od niego chce?
Nikt nie otworzył. No tak - pomyślał House pewnie siedzi gdzieś schlany w barze i opowiada historię swojego życia jakiejś prostytutce w za ciasnych szortach. Nie wiedział dlaczego ta myśl o zirytowała.
Ku jego zdziwieniu, jednak drzwi otworzyły się i stał w nich rozczochrany Wilson.
- Przyszedłeś mnie jeszcze bardziej pognębić? - spytał wrogo.
- Nie, przyszedłem przeprowadzić tu jedną z najpoważniejszych rozmów ostatnich lat, więc łaskawie przesuń swój tyłek, żebym mógł wejść - rzucił lekko złośliwie. James bez słowa wpuścił go do środka.
House rzucił się na łóżko i bez słowa obserwował reakcję Wilsona. Jimmy podszedł do krzesła stojącego w kącie i usiadł na nim jak dziewczynka wstydząca się swojej kobiecości.
- Daj spokój, Jimmy! Jesteśmy kumplami! - krzyknął House, widząc jego zachowanie. - Zdarzają się nam dziwne momenty... - zawiesił na chwile głos. - Ale jesteśmy po prostu kumplami, prawda?
Wilson mógł teraz wybrać. Zaprzeczyć wszystkiemu, co czuł i mieć święty spokój, albo...
... taka okazja mogła się nie powtórzyć.
Powiedzieć prawdę i stracić przyjaciela czy milczeć i umierać z tęsknoty za dotykiem jego aksamitnych warg. [zaraz]
- To prawda. Zdarzają nam się dziwne momenty. I jesteśmy kuplami. A bycie twoim kumplem, czyli też przyjacielem sprawia, że wolę po prostu być z robą szczery. Rozumiesz?
House spojrzał prosto w oczy przyjaciela.
- Więc jaka jest ta szczera prawda, James?
- Prawda jest taka, że nie zamierzam cię okłamywać. I nie zrobiłem tego dzisiaj ani razu. Wtedy, kiedy mówiłem, że cię kocham też nie - powiedział, starając się zignorować gwałtowne bicie serca i fakt, że House powiedział do niego po imieniu.
- Posłuchaj zanim powiesz, że nie chcesz mnie znać. Ja wiem, że moja prośba będzie ogromna ale nie zrobię nic czego ty nie będziesz chciał. Po prostu nie chcę cię stracić.
- Dobrze. Ale nikt nie może się dowiedzieć. - powiedział House.
- Będę cię obserwował z daleka.
- Przeginasz.
- Przepraszam.
Wilson popatrzał na niego niepewnie. Zapadła niezręczna cisza, a żaden nie wiedział, co powiedzieć.
- Chcesz coś zjeść? - spytał o pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy. Ale kiedy oczy House'a się zaświeciły, wiedział, że trafił w dziesiątkę.
Kiedy przygotowywał posiłek był już spokojniejszy. House już wiedział i nie odtrącił go, czyli najgorsze ma już za sobą. Na razie postanowił nic nie robić i czekać na ruch House'a. Będzie cieszył się tym, że ma go przy sobie, jedzą wspólnie posiłek, śmieją się i siedzą obok siebie na kanapie. Takie zwykłe małe codzienne czynności, ale Wilsonowi to wystarczy. Przynajmniej na razie.
House patrzył na niego z lekkim politowaniem, kiedy byli już w mieszkaniu House'a. Jestem sexy, to mnie nie dziw,i ale żeby Wilson. - pomyślał Greg. - Z drugiej strony. Świetnie gotuje... Może grać dziewczynę.
House pokręcił głową. Te myśli nie mogą ujrzeć światła dziennego, postanowił po chwili.
Nie zamierzał w każdym razie rzucać się na niego, czy zacząć być wylewnym. Siedzieli na kanapie, popijali piwo i oglądali jakiś stary film w telewizji. Było późno, a House był już zmęczony. Nie chciał jednak zasypiać.
Wstyd było przyznać ale bał się też trochę, że Jimmy zacznie go obłapiać kiedy będzie spał. Nie wiedzął jak powiedziać, że Jimmy stanowczo za często u niego przebywa. Ale wcześniej jakoś tak badzo nie zwracał na to uwagi.
Nawet nie zauważył, kiedy jego głowa opadła na bok a on sam zasnął.
Wilson zauważył to dopiero, kiedy cały House zsunął się na jego ramię.
Kiedy House obudził się rano była dwunasta... To właściwie połdnie ale nie przejmował sie tym. Rozejrzał sie niepewnie po mieszakniu, nie zauważył jednak obecności Wilsona.
Na stole w kuchni zobaczył parę kanapek i sok pomatańczowy, a tuz obok kartke od Wilsona.
'Wyjechałem do Rio z moją druga ex-żoną.'
Wilson
Świetnie wyszkolone zmysły diagnosty podpowiedziały Gregowi, że to kłamstwo.
Albo żart. Taką możliwość też dopuszczał.
Ale okazało się, że to jednak prawda. Wilson zniknął na dwa tygodnie, a kiedy się pojawił, wyglądał gorzej niż kiedykolwiek przedtem. Był cichy, mrukliwy i zdecydowanie zamknął się w sobie. House się o niego martwił i [czym bardziej martwił się o siebie] nie wynikało tylko z faktu, że jest jego przyjacielem. Czy był.
Przez tą kartkę i swoją pomyłkę House zupełnie zwątpił w siebie. Przestał o siebie dbać, a strach przed kolejnym spotkaniem z Wilsonem przerodził się w obsesyjne przerażenie. Nie mógł tak, żyć te dwa tygodnie bez Jimmy'ego były najgorszymi w jego życiu.
House od pół godziny siedział w pustym gabinecie. Nie miał żadnego przypadku do zdiagnozowania. Może poza własnym... Wilson był w pracy od kilku dni, ale jeszcze ani razu nie spotkali się, żeby porozmawiać. Właściwie unikali się wzajemnie. House czuł się z tym źle. Miał przeczucie, że dzieje się coś złego.
Jego rozmyślania przerwały głosy nadchodzącego zespołu.
- Gdzie się, do cholery, podzialiście? - zapytał, gdy weszli.
- Byliśmy w kafeterii - powiedział Foreman.
- Na przyjęciu pożegnalnym - dodał Chase.
House nie ukrywał zdziwienia. Czekał na ciąg dalszy.
- Wilson dziś odchodzi, nie wiedziałeś? - Cameron zadała najgłupsze pytanie na świecie. - Zaproponowali mu pracę w Rio...
House poczuł się jakby dostał cios w żołądek. To jakiś żart! Bez słowa udał się do Cuddy...
- Kiedy zamierzaliście mnie powiadomić?! - wrzasnął, wpadając do jej biura.
Cuddy zbladła, widząc, w jakim House jest stanie.
- Kto ci powiedział?...
- Miałaś na myśli: "Kto się wygadał"? To bez znaczenia. Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką...
- Bo jestem. Ale jestem też przyjaciółką Wilsona, a on prosił mnie o dyskrecję. Powiedział, że sam z tobą porozmawia...
- Chciał do mnie zadzwonić z samolotu?!
Zanim Cuddy zdążyła się odezwać, House'a już nie było.
*
Było już po północy, gdy House ponownie stał przed drzwiami pokoju Wilsona. Był pijany, ale wiedział co robi. Przemyślał to wcześniej. Alkohol i dodatkowa dawka vicodinu miały dodać mu odwagi. Zapukał. Po minucie usłyszał kroki za drzwiami, a po kolejnej zobaczył Wilsona w rozciągniętym dresie, z niewielkim stosikiem koszul w ręce. Przeszkodził mu w pakowaniu.
Wilson nie wyglądał na zaskoczonego. Jakby na niego czekał.
- House? Co ty tu robisz? Jest środek nocy, a ty jesteś pijany...
House zignorował go i wszedł do pokoju. Zdjął kurtkę i rzucił ją, razem z laską na podłogę.
- Okay - powiedział.
- Okay? Co okay?
- Możesz... możesz mieć mnie na jedną noc - odparł House, patrząc gdzieś w bok.
- Chyba oszalałeś...
Ja? Może i tak... - pomyślał House, a głośno powiedział: - Przecież tego właśnie chcesz. To dlatego wyjeżdżasz...
- Nie... To znaczy tak, ale...
- Więc o co chodzi? Masz, czego pragniesz... Tylko... - House mówił coraz ciszej, ostatnie słowo było tylko szeptem: - ...zostań.
- House... Greg... Jesteś dla mnie kimś więcej, niż przygodą na jedną noc. - Naprawdę to powiedział? - Chciałbym cię mieć dla siebie. Na zawsze! Nie chodzi mi tylko o sex... - Boże, i kto tu był pijany?
- Oczywiście, że o to chodzi! Myślisz, że mnie kochasz... Wydaje ci się! Zrób ze mną co chcesz i wróć na ziemię - House zrobił chwiejny krok w jego stronę.
Wilson cofnął się pod drzwi i otworzył je na oścież.
- Wyjdź, House.
House stał zmieszany. Znowu się pomylił. I przegrał. Podniósł laskę i kurtkę i wyszedł na korytarz. Zanim zdążył pomyśleć, usłyszał, że drzwi za nim zamknęły się cicho.
Za nimi, Wilson zaczął żałować swojej decyzji...
Nie mógł zapomnieć oczu House'a pełnych bólu. Wybiegł z pokoju mając nadzieję go dogonić. Na jezdni zauważył świeży ślad motoru. Przecież on jest pijany! Zabije się!. W głowie cichy głosik mu mówił przez Ciebie. Musiał go odnaleźć. Wsiadł do samochodu i pojechał w miejsce, gdzie House zazwyczaj się chował...
Miał nadzieję znaleźć go w parku ale nie tym razem House'a nigdzie nie było. Nie było też jego motoru. Spędził w parku 3 godziny rozmyślając do czego doprowadził siebie i swojego najlepszego przyjaciela. Po co żeby zaspokoić swoje rządze, to może nawet nie była prawdziwa miłość. Jednak poświęcenie, które House wykazał sprawiało, że Wilson poczuł ciepło, którego nie czuł jeszcze nigdy.
Nagle zadzwonił telefon. To Cuddy.
- Wilson. House on.... on.... Miał wypadek leży na intensywnej terapii. - jej głos wskazywał na to, że płakała.
No tak pomyślał Wilson jeszcze Cuddy ją też skrzywdziło jego chore uczucie do House. Ale on był teraz najważniejszy.
Przez całą drogę do szpitala Jimmy rozmyślał i modlił się żeby House z tego wyszedł. Droga ta nie była jednak zbyt długa bo pedził 160 km/h.
Kiedy wpadł na korytarz przed salą na, której leżał House otrzymał potężny cios do Foremana. Pryznajmniej tak mu sie wydawało, chciał żeby tak było ale się pomylił. Poślizgnął się tylko na dużej kałuży krwi.
- To krew House'a - powiedział Cuddy. - Jeszcze nie zdążyli sprzątnąć. Co ty mu właściwie powiedziałeś. House jest kompletnie pijany.
Wstyd, który wydobywał się wszystkimi otworami ciała nie pozwalał Jimmy'emu wypowiedzieć słowa. Podszedł tylko do szyby za którą leżał House i oparł o nia ręce.
- Dlaczego on? - wyszeptała jakby do Boga.
Greg wywdawał się taki spokojny i bezbronny leżąc w białej szpitalnej pościeli.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez cuddy rulz dnia Pon 12:43, 24 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 12:50, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Ej! Ja chciałam coś napisać . I widać jestem przewidywalna, bo pomyślałam o House'ie i wypadku... Tylko dodałam opis kraksy... No nic, ja się na razie nie dopisuję, żeby nie zepsuć .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?
|
Wysłany: Pon 12:52, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
jakoś nie mam weny kiedy chodzi o Grega i Jimmy'ego
to trochę za fantastyczne jak dla mnie ale zabawa ... bez granic.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?
|
Wysłany: Pon 12:53, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
^
|
|
chodzi o intymne sprawy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 12:55, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Szczerze mówiąc, chciałam napisać scenę z wypadku i zabić House'a, ale ktoś by się na mnie obraził... Pewnie Richie117, ona powiedziała, że żadnych trupów .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:58, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
to Em. możesz jakoś dodać ten opis. mam ochotę go przeczytać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 13:18, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Usłyszał sygnał zbliżającej się karetki. Kiedy go wyminęła, przyspieszył. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, skręcając w uliczkę prowadzącą do parku, był motor. Pomarańczowy motor. Pomarańczowy motor w dwóch częściach. Sanitariusze właśnie wnosili rannego do ambulansu. Wyglądał, jakby już nie żył. House
[Z tymi powtórzeniami to chodziło o to, że mózg Wilsona powoli analizował to, co widział. Takie tam, najlepiej tego nigdzie nie dodawać.]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:18, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Wilson i reszta może się dowiedzieć, jak wyglądał wypadek np. od policji...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:22, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Em. - to NIEWIARYGODNE :!: Twój opis to skrzyżowanie dwóch fików, które czytałam... Czy naprawdę już wszystko zostało wymyślone :?:
Btw. prawie ZAWSZE w fikach:
House+motor=wypadek
każdy w końcu trafia do szpitala
ktoś ma raka...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?
|
Wysłany: Pon 13:28, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
- Niech cię szlag, House!!! - wrzasnął wściekle Wilson, ale gdy spojrzał w te jego wielkie, błękitne i... rozbawione oczy, nie mógł się powstrzymać i sam się roześmiał.
Z jednej strony nienawidził tych chwil, kiedy nie potrafił się oprzeć jego urokowi. Ale tak naprawdę lubił te chwile szczerego, spontanicznego śmiechu, kiedy mógł być sobą i nie musiał przywdziewać maski pogrążonego w "dorosłym życiu" człowieka.
- 3:0. Wygrałem. Chcę swoją nagrodę.
- Masz. - Wilson rzucił mu kupiony wcześniej lunch. - Więcej nie zagram z Tobą w piłkarzyki.
Spojrzał na swojego przyjaciela zajadającego się lunchem. Byli tacy różni. Każdy miał inny charakter, usposobienie, spojrzenie na świat. Ale od wielu lat trzymali się razem. Wilson uwielbiał wieczory spędzane u House'a. Przy nim nie musiał niczego udawać. Od niedawna zaczął odczuwać także coś innego.
Nie rozumiał, co się dzieje. Pamiętał, jak to się zaczęło. Kolejna dziewczyna go rzuciła, a on cały przemoczony stał u progu drzwi House'a [padało tego dnia okropnie]. To wtedy po raz pierwszy i ostatni, przyjaciel pożyczył mu swoją bluzę. Kiedy leżał na kanapie i nie umiał zasnąć, poczuł ten zapach. Bluza całkowicie przesiąknęła Gregiem, a on poczuł ciepło, kiedy wdychał woń jego wody po goleniu.
Ten zapach prześladował go potem przez wiele tygodni. Za każdym razem gdy przechodził obok Wilson nie mógł się powstrzymać przed zachłyśnięciem się tym zapachem. Ta noc wracał do niego wielokrotnie zazwyczaj wtedy, gdy leżał obok nowej dziewczyny, marzył wtedy by znów być na kanapie otulony zmysłowym zapachem Gregory'ego House'a.
Pewnego dnia poczuł, że już dłużej nie wytrzyma. Zastukał niepewnie do drzwi przyjaciela, który po chwili ukazał się jego oczom. Miał na sobie jakieś poprzecierane jeansy i sprany t-shirt, a jego niedbały wygląd sprawił, że mimowolnie się uśmiechnął.
- Zakładam, że przyszedłeś tu z innego powodu, niż po raz kolejny smęcić o nieudanym związku - rzucił, wpuszczając go do środka.
-House ja- zaczął Wilson nieśmiało- muszę ci coś powiedzieć....
- To dawaj, nie mam zamiaru całą noc czekać jak się zbierzesz na odwagę.
- To dla mnie bardzo ważne i trudne...
- Tak, tak słyszałem to już przy poprzednich twoich nieudanych związkach- przerwał mu opryskliwie House. W odpowiedzi Wilson uśmiechnął się nieśmiało.
- Nie, House, tym razem chodzi o coś innego. Ja...Ja muszę wiedzieć jakiej wody pogoleniu używasz! Błagam House muszę to wiedzieć! Tak bardzo podoba mi się jej zapach, że muszę mieć taką samą!!
House popatrzył na niego dziwnie.
- Bierzesz coś? Nowicjusze zawsze na haju gadają różne, dziwne rzeczy. Przestań brać. Tylko ja mogę.
- Nic nie biorę. Przecież mnie znasz. To jaka ta woda?
- Idź sam sprawdź. Jest w łazience na półce. Obok Twojej maszynki do golenia. Ostatnio zostawiłeś. - House usiadł wygodnie na kanapie i włączył telewizor. - Przy okazji zrób coś do żarcia. Zaraz mecz.
Wilson wszedł do łazienki.
Zaczęły się reklamy. House ułożył się wygodniej, nie zwracając uwagi na to, że Jimmy też będzie musiał gdzieś usiąść. Po chwili stanął przed nim, zastanawiając się, jakim cudem ma sobie znaleźć miejsce. Podniósł nogi Grega, usiadł i położył je na swoich kolanach. House popatrzał na niego dziwnie.
- Wilson naprawdę nie wiem co ty dziś wziąłeś ale grzeczność nakazywałaby się podzielić.- Oczy House'a zwęziły się podejrzliwie ale nie zmienił pozycji z jakiegoś powodu dotyk przyjaciela pozwalał mu się wyluzować i sprawiał mu przyjemność.
- Cicho. Mecz się zaczyna. - Chciał odwrócić uwagę House'a od swojej osoby. Nie chciał się zdradzić ze swoimi uczuciami.
W połowie meczu Wilson zasnął. House nie mógł powstrzymać uśmiechu patrząc na niego. Ułożył jego głowę na przyniesionej wcześniej poduszce i przykrył go kocem. Odgarniając kosmyk ciemnych włosów z jego twarzy House poczuł fale nowych uczuć.
Chyba zjadłem coś nieświeżego - pomyślał i poszedł do sypialni.
*****
Wilson kończył jeść śniadanie, gdy House pojawił się w kuchni.
- Chcesz wiedzieć, jakich innych kosmetyków używam, czy ograniczysz się do wody po goleniu? - House złapał czekający na niego kubek kawy. - Powiedziałbym ci, gdzie kupuję ubrania, ale tak dawno nie byłem w tym sklepie, że chyba zdążyli go zamknąć...
- Odbija ci, House - Wilson starał się ukryć rumieniec wypełzający na jego policzki.
House zrobił smutną minę.
- Myślałem, że pokochałeś mój styl...
Pokochałem... - pomyślał Wilson, marząc o tym, by zapaść się pod ziemię.
- Jeśli się nie pospieszysz, będziesz sam jechał do szpitala - powiedział, odkładając naczynia do zlewu. - Ostatni przy samochodzie stawia lunch!
I wyszedł.
- Wygrałem - roześmiał się Wilson, klepiąc w karoserię.
- Uhm - mruknął House, kuśtykając ostentacyjnie powoli. - Dobrze, że nie wymyśliłeś gry w osła. Samego siebie byś nie przeskoczył.
Do szpitala weszli zgodnym krokiem, rozluźnieni i rozbawieni.
- Znowu wspólny poranek? Widzę, że szczęśliwa z was para - Cuddy przywitała ich przy recepcji. Wilson spłonił się, jak dziewczynka.
- Chcieliśmy wczoraj zadzwonić też po Ciebie, Cuddy, ale Wilson jest taaaki wstydliwy i woli duety niż trójkąty. Więc wybacz. Może innym razem.
Wilson zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Wilson, zaraz eksplodujesz. - dodał House i pokuśtykał w stronę swojego gabinetu.
James siedział w swoim gabinecie, a przed nim piętrzył się stos kart pacjentów, za które nie miał serca się brać. W momencie, kiedy chciał pójść odwiedzić House'a [i tak pewnie nic nie robił - myślał], w drzwiach pokazała się jego głowa.
- Właśnie idę grzebać w oku mojego nowego pacjenta, chcesz dołączyć się do zabawy?
Oczywiście, że chciał, z jednej strony szykowała się wspaniała zabawa z drugiej mógł przypilnować by House nie zabił swojego pacjenta. Mógł także przebywać blisko przyjaciela a to od paru dni stanowiło ważniejszy powód niż Wilson byłby w stanie przyznać.
Greg zaczął się rozkręcać, stojąc nad znieczulonym pacjentem i wbijając mu igłę w oko. Nie do końca rozumiał, dlaczego sprawia mu to taką przyjemność. I nie do końca chciał się w to zagłębiać. Wilson stał tuż obok, ze skupionym wyrazem twarzy patrząc na "maltretowanego" chłopaka. Lubił, kiedy Jimmy miał taką minę...
Opamiętaj się House, chyba że rzeczywiście chcesz go zabić - zbeształ się w myślach i mocniej chwycił strzykawkę.
- Muszę to kiedyś powtórzyć - powiedział House, wyrzucając jednorazowe rękawiczki do śmietnika.
- Ale mam nadzieję, że z innym pacjentem - odparł Wilson, patrząc z litością na uśpionego chłopaka.
- Taaa... Ten już się do niczego nie nadaje - House uśmiechnął się szatańsko. - Przynajmniej dopóki nie dostaniemy wyników.
Na widok uśmiechu House'a, Wilsonowi zmiękły kolana.
Następne dni nie były dla Wilsona łatwe. Czuł się jak na wielkiej emocjonalnej karuzeli. Raz wpadał w stan euforyczny raz depresyjny a wszystko za sprawą House! Wilson nie mógł pojąć co się z nim dzieje. Własne zachowanie tłumaczył jednak sobie długotrwałym brakiem kobiety. Postanowił sobie więc, znaleźć dziewczynę. I to szybko, zanim zrobi coś czego później będzie się wstydził.
Jeszcze tego samego dnia podczas lunchu przysiadł się to pielęgniarki, która od dłuższego czasu molestowała go wzrokiem. Po krótkiej rozmowie wydała się także inteligentna. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie oczywiście House.
Już sam jego widok w stołówce zwiastował kłopoty. Przyjaciel szybko go wypatrzył i nie minęła nawet sekunda, kiedy siedział obok i jadł jego kanapkę. Pielęgniarka patrzała na niego zdziwiona [na House'a]
- No co? - diagnosta najwyraźniej świetnie się bawił, udając głupka.
- Co tu robisz? I właściwie, to niegrzecznie dosiadać się bez pytania.
- Tak właściwie, to ty jesteś niegrzeczna. Podrywasz zajętego faceta.
- To twój chłopak? - dziewczyna wydawała się coraz bardziej zdenerwowana.
- Wolę określenie "życiowy partner" - puścił do niej oczko i patrzał, jak błyskawicznie wychodzi.
- Mam zamiar Cię zabić. - Wilson utkwił w House'ie lodowate spojrzenie.
- Za to, że zjadam Twoją kanapkę? - udawanie głupka szło mu coraz lepiej.
- Każdy pretekst jest dobry.
- Hej, hej, hej... Co to było, to co zobaczyłem właśnie w Twoich oczach? No, stary... - House uśmiechnął się z zadowoleniem i przełknął ostatni kęs. - nie sądziłem, że...
- Zanim powiesz, czego nie sądziłeś, zastanów się, czy chcesz się jutro obudzić z czy bez swoich brwi...
- Golenie brwi to moja działka. Ostatnio jesteś jakiś dziwny... - House wbił w niego wzrok, a Wilson czuł się, jakby on wiedział.
Może czuł to samo. Wilson mimowolnie uśmiechną się na tę myśl.
-O co chodzi? - zapytał Greg. - Coś ukrywsz? Wiesz, że predzej czy później i tak się dowiem.
Wilson nerwowo spojrzał na zegarek.
-Siostro proszę przyjść za 15 minut do mojego gabinetu. - zawołał. - Nie mogę gadać za chwilę przydzie mój pacjent.
-Wilson.
-Nie teraz!
-A kiedy...?
- Jak mi postawisz lunch.
- Jimmy... to niesprawiedliwe - jęknął House.
- Muszę biec. Na razie.
I zostawił House'a samego. "Zaczyna się zabawa" - pomyślał Wilson uśmiechając się przebiegle.
House rozejrzał się po kilnice, była pełna pacjentów. Nie miał najmniejszej ochoty na wycieranie zakatarzonych nosów. Westchnął z dezaprobatą i skierował się do biura Cuddy.
-Martwię się o Wilsona. Ostatnio jest jakiś dziwny.
-Twoje podejrzenia sa słuszne House. Odejdź.
-Jeszcze nie powiedziałem jakie ma podejrzenia.
-Och... Chciałeś jeszcze żebym ich wysłuchała?
-Wiedzę, że nie interesuja cię kłopoty twoich pracowników. - powiedział House swoim tajemniczym głosem powoli odwracając się do drzwi. Wykorzystywał tę sztuczkę zawsze kiedy chciał czymś Cuddy zaineresować.
-Wilson ma kłopoty? Jakie?
-Gdybym wiedział nie byłoby mnie tutaj.
-Racja. Więc co podejrzewasz?
Poważna rozmowa z Cuddy. House nigdy by się tego nie spodziewał ale jednak sprawiała mu przyjemność.
- Wilson jest... krypto gejem - wyszeptał złowieszczo. Mógł się spodziewać każdej reakcji, tylko nie tej, która nastąpiła. Dawno nie słyszał, żeby Cuddy śmiała się tak głośno.
- W... jaki... sposób... na... to... wpadłeś? - wydusiła z siebie pomiędzy atakami śmiechu.
- Próbuje wzbudzić we mnie zazdrość jedząc lunch z napaloną pielęgniarką.
- Masz racje, House - stwierdziła Cuddy z zastanowieniem. - Niezliczona ilość małżeństw i związków, ciągłe, nie do końca uświadomione flirty z pielęgniarkami i ogólne uganianie się za spódniczkami, rzeczywiście mogą wskazywać na to, że Wilson woli chłopców... Odbiło ci?! - zawołała znowu wybuchając śmiechem.
- Zauważ, że są to zawsze nieudane związki - zripostował House.
- Tak, czyli wszyscy ex tego świata są gejami, ciekawe, że nasz przyrost naturalny jeszcze nie osiągnął kompletnego dna.
- Tylko dzięki muzułmanom.
- House, nie myśl, że wszystko i wszyscy kręcą się wokół Ciebie.
- Nawet jeśli tak jest rzeczywiście? - uśmiechnął się i wymaszerował, kierując się od razu do gabinetu Wilsona.
- Czy jesteś gejem Wilson?- wrzasnął House od progu, nie zważając na pacjentkę, z którą Wilson właśnie rozmawiał.
- Przepraszam bardzo Alice- zmieszany onkolog zwrócił się do pacjentki- ale jestem także wolontariuszem na oddziele psychiatrycznym i jeden z mich podopiecznych właśnie z niego uciekł. Musimy przełożyć tą rozmowę.
Gdy tylko pacjentka wyszła Wilson oblał się wdzięcznym rumieńcem, nie mógł spojrzeć przyjacielowi w oczy.
- House, jak możesz zadawać takie pytania, kiedy rozmawiam z pacjentką? - spytał w końcu, a w jego oczach zatańczyły groźne błyski.
- To było bardzo proste pytanie, Jimmy - powiedział, a Wilson nie mógł się oprzeć wrażeniu, że przyjaciel wymówił jego imię bardziej miękko niż zazwyczaj - Możesz odpowiedzieć tak. Możesz odpowiedzieć nie. Po prostu jestem ciekawy - postąpił krok do przodu i nagle znalazł się bardzo blisko niego.
House oparł dłonie na biurku i pochylił się, żeby spojrzeć przyjacielowi-o-tajemniczych-preferencjach-seksualnych w oczy. Wilson odsunął się jak oparzony.
- House... - zaczął zmieszany, ale nagle (i niespodziewanie dla samego siebie) udało mu się opanować. - Znowu to zrobiłeś! Wpadasz tu, straszysz moją pacjentkę i... zadajesz kretyńskie pytania. Skąd ci to W OGÓLE przyszło do głowy?!
- Jakbyś nie wiedział...
Diagnosta wcale nie wydawał się poruszony.
- Ze wszystkich rzeczy, które kiedykolwiek zrobiłeś, ta była najgłupsza - onkolog płynnie ze zmieszania przeszedł do złości.
- Nie umiesz kłamać, mój drogi Jimmy - i znowu Wilsonowi wydawało się, że powiedział to jakoś inaczej. Do przyjaciół nagle podeszła Cuddy.
- House, jeśli czujesz, że wystarczająco upokorzyłeś już Jamesa, to czy mógłbyś ruszyć swój szanowny tyłek i zająć się pacjentami?
House spojrzał po raz ostatni na Wilsona, najwyraźniej usatysfakcjonowany, i odszedł.
Cuddy została. Upewniła się, że House nie czai się na korytarzu i dokładnie zamknęła drzwi.
- Możesz mi to wyjaśnić? Co się dzieje z House'em? Co się dzieje... z tobą? - pytała z naprawdę zaniepokojoną miną.
- A więc... chodzi o to... że... - Wilson starał się ostrożnie dobierać słowa, ale po chwili uznał, że to nie ma sensu. - Kocham go.
- Taaa, ja też go kocham, jest moim przyjacielem - powiedziała Cuddy z ulgą.
- Nie... Nie chodziło mi o "Kocham go, jest moim kumplem". Ja go... kocham - Wilsonowi niemal załamał się głos.
- Oh... - zdołała wykrztusić Cuddy.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć- Cuddy była w totalnym szoku.- Ty pierwszy szpitalny amant, za którym wzdychają wszystkie pielęgniarki?
- Wiem, że trudno w to uwierzyć... Ja sam mam z tym problem...
- Kiedy to się stało?- nie umiała zdobyć się na więcej, wizja Wilsona w objęciach House mąciła jej myśli.
- Nie wiem, to we mnie narastało. Wiesz sama te wszystkie moje nieudane związki i małżeństwa, po prostu powoli sobie uświadomiłem, że z żadną kobietą nie chcę być tak jak z... House'em.- Wilson uświadomił sobie, że wypowiedzenie tego przyniosło mu niebywałą ulgę.
Cuddy nie odzywała się przez dłuższą chwilę.
- Rozumiem, że się tego nie spodziewałaś, pewnie powinienem powiedzieć po prostu "wszystko ok" i nic o tym nie wspominać... Ale nie skazuj mnie na milczenie.
- Czekam aż House wyskoczy zza rogu w przebraniu wielkiego, różowego królika, krzycząc "prima aprilis" - powiedziała, całkiem serio.
- Zamierzasz powiedzieć House'owi? - zapytała po chwili milczenia.
- Żartujesz? To House'a. Nie mógłbym mu dać lepszego narzędzia do upokarzania mnie i prześmiewania...
- A co jeśli on też... że tak to ujmę: jest zainteresowany? - Cuddy popatrzyła poważnie na zmieszanego Wilsona.
- Szczerze wątpię, Cuddy - odpowiedział.
- A zastanawiałeś się, dlaczego ON ciągle jest sam? - spytała i nagle przeraziła się, że to mogłaby być prawda. Nie, żeby tego nie akceptowała. Ale czy facet, z którym kiedyś...
- Chyba muszę już iść - niespodziewanie jej myśli przerwał głos Wilsona - Proszę, nic mu nie mów.
Dzień wlókł się niemiłosiernie. Wilson zdiagnozował raka piersi w dosyć zaawansowanym stadium u bardzo młodej dziewczyny i był zupełnie przybity, marzył tylko o chwili odpoczynku. Niestety. Na parkingu, przy jego aucie czekał House.
- Cześć misiaczku- powiedział House swoim zwykłym kpiącym tonem. Wilson czuł, że na jego twarzy pojawia się wielki rumieniec.
- Czego chcesz House?
- No wiesz misiu-pysiu mieliśmy o czymś porozmawiać, kiedy ta baba nam brutalnie przerwała.
Wilson nie mógł zrobić kroku. Gdyby intensywnie nie myślał o oddychaniu, pewnie zemdlałby na parkingu.
House roześmiał się w sposób, który James bardzo rzadko miał okazję słyszeć. Śmiał się szczerze i głośno, najwyraźniej z niego. Ale nie szyderczo.
- Wilson, wyglądasz jakbyś się naprawdę przestraszył. Do jutra - klepnął go w ramię i ruszył w kierunku swojego motoru. Chwilę później odjechał.
******
Jutro. Dzień po wczoraj. Wilson westchnął ciężko i przetarł zaczerwienione oczy. Przez całą noc nie mógł zasnąć.
Zatanawiłą się czy Cuddy nie zdradzi jego sekretu. Czy House robił sobie z niego tylko żarty i czy nie porzuciłby ich przyjaźni kiedy by się dowiedział. Nie zniósł myśli, że nie widziałby codziennie Grega i nie mógł płacić za jego lanch. Postanowił, że poczaka aż wszystko przyschnie.
Może to uczucie tylko mu się wydaje, przez to, że tyle czasu spędza tylko z Gregiem.
........................
Tego dnia Wilson nie widział House na parkingu ale nie było się czemu dziwić była dopiero ósma rano. Kupił więc sobie czekoladę w automacie i poszedł zjeść ją w zaciszu swojego gabinetu zanim House ją zwęszy. Z drudiej strony miał nadzieję, że Greg wpadnie do jego gabinetu, rzuci się na kanapę i zacznie zajadać czekoladą jak małe dziecko.
House wszedł do gabinetu lekarskiego numer jeden dopieroo drunastej piętnaście. Nie czekał na żadnego pacjenta bo nie wzią żadnej karty. Wyjął gazetę z szuflady z epinefryną i rozsiadł sie wygodnie na fotelu. Widział, że czekają go przynajmniej cztery godziny siedzenie bezczynnie. No może półtorej najmniej jeśli Cuddy nie będzie miała dziś dużo pracy. Zaczął czytać po raz trzeci artykuł o połamanych kościach Wiliama Alexandra kierowcy Grave Digger'a. Monster Tracki zawsze przyprawiały go o dreszcze ale trzeci raz to trochę za wiele...
Greg ziewną kilka razy.
Nagle drzwi otworzył się na oścież i stanęła w nich Cuddy. Niech to szlag - pomyślał House.
Lisa wydawał sie bardziej podniecona niż kiedy House staną na progu jej domu.
- Jestem zajęty - powiedział szybko Greg niewinnym tonem miał zamiaro dodać coś w stylu 'czekam na pacjenta' albo 'czekam na wyniki badań' ale nie zdązył. Cuddy spojrzała tylko na Grega i trzasnęła drzwiami tak, że wszystko w gabinecie zatrzęsło się lekko.
O dziwo Lisa nadal znajdowała się w pomieszczeniu.
Odwróciła się do drzwi zasłaniając je sobą i House usłyszał tylko cichy trzask zapadki zamka. Greg poczuł zagrożenie, instynkt samozachowawczy kazał mu rozejrzeć się po pomieszczeniu szukają dodatkowej drogi ucieczki.
- House, jestem gotowa na wszystko. Chce zajść w ciążę. - powiedziała Cuddy zdecydowanym głosem tym samym, który wyciągała, żeby wybić House'owi z głowy jakieś niebezpieczne badanie. Greg oddychał głęboko i słuchał jej uważnie jak jeszcze nigdy.
- Lekarz powiedział, że pewna ciąża jest możliwa tylko wtedy kiedy zajdę w nią naturalnie.
Delikatne kropelki potu pojawiły się na czole House'a.
- Chcesz, żebym zapytał Wilsona czy się z tobą nie prześpi? - zapytał House z niedowierzaniem, Cuddy lekko potrząsnęła głową z zaprzeczeniem. - Chase'a? Chyba nie Foremana...?
- Myślała o tobie Greg. - jego imię wypowiedzane przez nią tak delikatnie sprawiło mu przyjemność.
- O mnie? - zapytał House. Zupełnie nie wiedział czego chce.
- Tak House. - uśmiechnęła się na widok jego zakłopotania - Nie zaprzeczaj, że nie myślałeś o nas przez te ostatnie dziesięć lat.
Greg głośno przełknął ślinę. Lisa podeszła do niego powoli. Złapała trzymaną przez Grega gazete i rzuciła ją z dużym zamachem za siebie. Gazeta odbiła się do drzwi i bezwładnie spadła na ziemię. Podniecenie ukrywane przez ostatnie lata eksplodowało w Gregu. Siedziła jak sparaliżowany kiedy zaczęła rozpinać mu koszulę i kiedy jej ciepłe dłonie zatopiły się w jego włosach.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Oboje spojrzeli w tamtym kierunku. W oczach House'a można było zobaczyć przerażnie i złość ale Cuddy wyszeptała mu tylko do ucha:
- Zignoruj to House, House, House...
- House! House! - tym razem Cyddy wrzasnęła mu do ucha ale jej głos stał się dziwnie niski.
Greg otworzył oczy, które zamknął z przyjemności. Zobaczył przed sobą twarz Foremana.
- Koszmar? Spałeś. - powiedział
- Raczej powracający nie dokończony sen. - odpowiedział House z całych sił powstrzymując się, żeby nie złamać na Foremanie swojej laski. - O co chodzi?
- Zostałem zaproszony na sympozjum neurologiczne w San Fransisco. Chciałem prosić o parę dni urlopu.
- Cuddy...
- Zgadza się.
- Możesz jechać. - powiedział House nadal nie mogąc się otrząsnąć.
- Eee... Dzięki. - powiedział powoli Foreman zaskoczony tym, że House tak szybko się zgodził. - Uważaj na Wilsona.
Dziwny uśmiech na twarzy Foremana sprawił, że po karku House'a przebiegł deszcz. Postanowione musi porozmawiać z Wilsonem. I to tak jak najbardziej nienawidzi czyli szczerze.
- Wilson, może wyda ci się to nieprawdopodobne, dziwne, chore, nierealistyczne, dziwne, podejrzane i jakie tam sobie chcesz. Możliwe, że naćpałem się Vicodinem, zapiłem alkoholem i nawąchałem się kleju na odwagę. Mam to gdzieś. Chcę wiedzieć co się dzieje - James popatrzał ze zdziwieniem na przyjaciela, który dosłownie sekundę temu zdążył wejść do jego gabinetu. Przełknął powoli ślinę.
- Rozmawiałeś z Cuddy? Już wiesz? - Jimmy nie wiedział czy czuje strach czy ulgę.
- Z Cuddy? O czym ty mówisz? - Greg wyglądał na zdziwionego. Albo bardzo dobrze udawał - Po prostu się martwię. Pomijając fakt, że pół szpitala obstawia, że jesteś gejem. No, więc co się dzieje? - ciągnął jak gdyby nigdy nic.
- Nie jestem gejem to jakiś życzliwy mi przyjaciel rozpuszcza dziwne rzeczy. Jeszcze raz, a nie zapłacę za twój lunch.
- Zaraz... Cuddy tez jest w to zamieszana? No nieźle. Pewnie cały szpital już wie. - House westchną, Jimmy rozejrzał sie z przerażeniem.
- House ja...
- Nie powinieneś mówić nikomu o moich problemach. - House wydawał się zły
- Twoich problemach ? House.
- Masz rację to, że czasem sobie wypiję to nie problem.
Nie wiedział, czy czuć ulgę. Mimo wszystko był trochę zawiedziony - chciał to ostatecznie roztrzygnąć, ale za bardzo się bał. Raz się żyje
- House, chcę ci powiedzieć, że... kocham cię - wydusił.
- Jak wszystkie swoje żony inne kobiety tez. To sie wydaje to mine. Ciiii...
House obszedł biurko Jimmy'iego i przytulił go mocno.
Był blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Czuł ciepło jego ciała i zapach wody po goleniu [on się nie goli???]. Nie rozumiał, dlaczego House go przytulił. On nie przytulał w ten sposób żadnej ze swoich dziewczyn, nawet Stacy! Oparł czoło na jego ramieniu [dop. mój - Greg jest wyższy od Jamesa, prawda?].
- Ty naprawdę na mnie lecisz?! - wrzasnłą Greg odskakując od Jamesa tyle na ile pozwalała mu noga.
Sprawdziły się największe obawy Wilsona, z przerażeniem śledził odrazę rozlewającą sie po twarzy House'a. Nie to nie może być prawda. To nie może się tak skończyć - powtarzał sobie w myślach.
Wilson szybko nakazał sobie spokój.
- Dobranoc, House - powiedział najnaturalniejszym głosem, na jaki było go stać i wyminął go w drzwiach.
House przepuścił go i poczuł jak włosy na karku jeżą mu się kiedy Jimmy sie o niego ociera. Kto będzie płacił teraz za mój lunch - pomyślał jego życie stanęło w gruzach po raz kolejny.
Greg chciał, żeby on zaprzeczył. Powiedział, że to nieprawda, że zwariował, złajdaczył się, czy co tylko przyszłoby mu do głowy. Nie chciał stracić najlepszego przyjaciela. Właśnie dlatego, że nim był.
Pierwszy raz w życiu zrobiło mu się żal Wilsona. Chciał za nim biec ale zdał sobie sprawę, że i tak go nie dogoni.
Wyjął z kieszeni komórkę i wystukał do niego SMSa.
"Przepraszam"
Westchnął i ruszył w kierunku parkingu. Chciał wrócić do domu.
Postanowił porozmawiać z Wilsonem. Wiedział, że powinien odpowiedzieć 'Dobranoc Wilson', żeby Jimmy nie zaczął czegoś podejrzewać. Tak bardzo nie chciał stracić przyjaciela.
Dochodziła dwunasta w nocy, a on, Gregory House stał pod pokojem hotelowym Wilsona. Nie wiedział, po jaką cholerę tam przyszedł. To znaczy, wiedział, oczywiście. Ale nie powie przecież tego wprost, no nie?
Zapukał. Głośno. Natarczywie. Żeby wiedział, kogo się spodziewać. Miał nadzieję, że otworzy.
Natarczywy łomot dawał jasno do zrozumienia, kogo Wilson ma się spodziewać za drzwiami. James zatrzymał się kilka kroków przed nimi. Nie przypuszczał, że House będzie chciał to ciągnąć. Czego on jeszcze od niego chce?
Nikt nie otworzył. No tak - pomyślał House pewnie siedzi gdzieś schlany w barze i opowiada historię swojego życia jakiejś prostytutce w za ciasnych szortach. Nie wiedział dlaczego ta myśl o zirytowała.
Ku jego zdziwieniu, jednak drzwi otworzyły się i stał w nich rozczochrany Wilson.
- Przyszedłeś mnie jeszcze bardziej pognębić? - spytał wrogo.
- Nie, przyszedłem przeprowadzić tu jedną z najpoważniejszych rozmów ostatnich lat, więc łaskawie przesuń swój tyłek, żebym mógł wejść - rzucił lekko złośliwie. James bez słowa wpuścił go do środka.
House rzucił się na łóżko i bez słowa obserwował reakcję Wilsona. Jimmy podszedł do krzesła stojącego w kącie i usiadł na nim jak dziewczynka wstydząca się swojej kobiecości.
- Daj spokój, Jimmy! Jesteśmy kumplami! - krzyknął House, widząc jego zachowanie. - Zdarzają się nam dziwne momenty... - zawiesił na chwile głos. - Ale jesteśmy po prostu kumplami, prawda?
Wilson mógł teraz wybrać. Zaprzeczyć wszystkiemu, co czuł i mieć święty spokój, albo...
... taka okazja mogła się nie powtórzyć.
Powiedzieć prawdę i stracić przyjaciela czy milczeć i umierać z tęsknoty za dotykiem jego aksamitnych warg. [zaraz]
- To prawda. Zdarzają nam się dziwne momenty. I jesteśmy kuplami. A bycie twoim kumplem, czyli też przyjacielem sprawia, że wolę po prostu być z robą szczery. Rozumiesz?
House spojrzał prosto w oczy przyjaciela.
- Więc jaka jest ta szczera prawda, James?
- Prawda jest taka, że nie zamierzam cię okłamywać. I nie zrobiłem tego dzisiaj ani razu. Wtedy, kiedy mówiłem, że cię kocham też nie - powiedział, starając się zignorować gwałtowne bicie serca i fakt, że House powiedział do niego po imieniu.
- Posłuchaj zanim powiesz, że nie chcesz mnie znać. Ja wiem, że moja prośba będzie ogromna ale nie zrobię nic czego ty nie będziesz chciał. Po prostu nie chcę cię stracić.
- Dobrze. Ale nikt nie może się dowiedzieć. - powiedział House.
- Będę cię obserwował z daleka.
- Przeginasz.
- Przepraszam.
Wilson popatrzał na niego niepewnie. Zapadła niezręczna cisza, a żaden nie wiedział, co powiedzieć.
- Chcesz coś zjeść? - spytał o pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy. Ale kiedy oczy House'a się zaświeciły, wiedział, że trafił w dziesiątkę.
Kiedy przygotowywał posiłek był już spokojniejszy. House już wiedział i nie odtrącił go, czyli najgorsze ma już za sobą. Na razie postanowił nic nie robić i czekać na ruch House'a. Będzie cieszył się tym, że ma go przy sobie, jedzą wspólnie posiłek, śmieją się i siedzą obok siebie na kanapie. Takie zwykłe małe codzienne czynności, ale Wilsonowi to wystarczy. Przynajmniej na razie.
House patrzył na niego z lekkim politowaniem, kiedy byli już w mieszkaniu House'a. Jestem sexy, to mnie nie dziw,i ale żeby Wilson. - pomyślał Greg. - Z drugiej strony. Świetnie gotuje... Może grać dziewczynę.
House pokręcił głową. Te myśli nie mogą ujrzeć światła dziennego, postanowił po chwili.
Nie zamierzał w każdym razie rzucać się na niego, czy zacząć być wylewnym. Siedzieli na kanapie, popijali piwo i oglądali jakiś stary film w telewizji. Było późno, a House był już zmęczony. Nie chciał jednak zasypiać.
Wstyd było przyznać ale bał się też trochę, że Jimmy zacznie go obłapiać kiedy będzie spał. Nie wiedzął jak powiedziać, że Jimmy stanowczo za często u niego przebywa. Ale wcześniej jakoś tak badzo nie zwracał na to uwagi.
Nawet nie zauważył, kiedy jego głowa opadła na bok a on sam zasnął.
Wilson zauważył to dopiero, kiedy cały House zsunął się na jego ramię.
Kiedy House obudził się rano była dwunasta... To właściwie połdnie ale nie przejmował sie tym. Rozejrzał sie niepewnie po mieszakniu, nie zauważył jednak obecności Wilsona.
Na stole w kuchni zobaczył parę kanapek i sok pomatańczowy, a tuz obok kartke od Wilsona.
'Wyjechałem do Rio z moją druga ex-żoną.'
Wilson
Świetnie wyszkolone zmysły diagnosty podpowiedziały Gregowi, że to kłamstwo.
Albo żart. Taką możliwość też dopuszczał.
Ale okazało się, że to jednak prawda. Wilson zniknął na dwa tygodnie, a kiedy się pojawił, wyglądał gorzej niż kiedykolwiek przedtem. Był cichy, mrukliwy i zdecydowanie zamknął się w sobie. House się o niego martwił i [czym bardziej martwił się o siebie] nie wynikało tylko z faktu, że jest jego przyjacielem. Czy był.
Przez tą kartkę i swoją pomyłkę House zupełnie zwątpił w siebie. Przestał o siebie dbać, a strach przed kolejnym spotkaniem z Wilsonem przerodził się w obsesyjne przerażenie. Nie mógł tak, żyć te dwa tygodnie bez Jimmy'ego były najgorszymi w jego życiu.
House od pół godziny siedział w pustym gabinecie. Nie miał żadnego przypadku do zdiagnozowania. Może poza własnym... Wilson był w pracy od kilku dni, ale jeszcze ani razu nie spotkali się, żeby porozmawiać. Właściwie unikali się wzajemnie. House czuł się z tym źle. Miał przeczucie, że dzieje się coś złego.
Jego rozmyślania przerwały głosy nadchodzącego zespołu.
- Gdzie się, do cholery, podzialiście? - zapytał, gdy weszli.
- Byliśmy w kafeterii - powiedział Foreman.
- Na przyjęciu pożegnalnym - dodał Chase.
House nie ukrywał zdziwienia. Czekał na ciąg dalszy.
- Wilson dziś odchodzi, nie wiedziałeś? - Cameron zadała najgłupsze pytanie na świecie. - Zaproponowali mu pracę w Rio...
House poczuł się jakby dostał cios w żołądek. To jakiś żart! Bez słowa udał się do Cuddy...
- Kiedy zamierzaliście mnie powiadomić?! - wrzasnął, wpadając do jej biura.
Cuddy zbladła, widząc, w jakim House jest stanie.
- Kto ci powiedział?...
- Miałaś na myśli: "Kto się wygadał"? To bez znaczenia. Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką...
- Bo jestem. Ale jestem też przyjaciółką Wilsona, a on prosił mnie o dyskrecję. Powiedział, że sam z tobą porozmawia...
- Chciał do mnie zadzwonić z samolotu?!
Zanim Cuddy zdążyła się odezwać, House'a już nie było.
*
Było już po północy, gdy House ponownie stał przed drzwiami pokoju Wilsona. Był pijany, ale wiedział co robi. Przemyślał to wcześniej. Alkohol i dodatkowa dawka vicodinu miały dodać mu odwagi. Zapukał. Po minucie usłyszał kroki za drzwiami, a po kolejnej zobaczył Wilsona w rozciągniętym dresie, z niewielkim stosikiem koszul w ręce. Przeszkodził mu w pakowaniu.
Wilson nie wyglądał na zaskoczonego. Jakby na niego czekał.
- House? Co ty tu robisz? Jest środek nocy, a ty jesteś pijany...
House zignorował go i wszedł do pokoju. Zdjął kurtkę i rzucił ją, razem z laską na podłogę.
- Okay - powiedział.
- Okay? Co okay?
- Możesz... możesz mieć mnie na jedną noc - odparł House, patrząc gdzieś w bok.
- Chyba oszalałeś...
Ja? Może i tak... - pomyślał House, a głośno powiedział: - Przecież tego właśnie chcesz. To dlatego wyjeżdżasz...
- Nie... To znaczy tak, ale...
- Więc o co chodzi? Masz, czego pragniesz... Tylko... - House mówił coraz ciszej, ostatnie słowo było tylko szeptem: - ...zostań.
- House... Greg... Jesteś dla mnie kimś więcej, niż przygodą na jedną noc. - Naprawdę to powiedział? - Chciałbym cię mieć dla siebie. Na zawsze! Nie chodzi mi tylko o sex... - Boże, i kto tu był pijany?
- Oczywiście, że o to chodzi! Myślisz, że mnie kochasz... Wydaje ci się! Zrób ze mną co chcesz i wróć na ziemię - House zrobił chwiejny krok w jego stronę.
Wilson cofnął się pod drzwi i otworzył je na oścież.
- Wyjdź, House.
House stał zmieszany. Znowu się pomylił. I przegrał. Podniósł laskę i kurtkę i wyszedł na korytarz. Zanim zdążył pomyśleć, usłyszał, że drzwi za nim zamknęły się cicho.
Za nimi, Wilson zaczął żałować swojej decyzji...
Nie mógł zapomnieć oczu House'a pełnych bólu. Wybiegł z pokoju mając nadzieję go dogonić. Na jezdni zauważył świeży ślad motoru. Przecież on jest pijany! Zabije się!. W głowie cichy głosik mu mówił przez Ciebie. Musiał go odnaleźć. Wsiadł do samochodu i pojechał w miejsce, gdzie House zazwyczaj się chował...
Miał nadzieję znaleźć go w parku ale nie tym razem House'a nigdzie nie było. Nie było też jego motoru. Spędził w parku 3 godziny rozmyślając do czego doprowadził siebie i swojego najlepszego przyjaciela. Po co żeby zaspokoić swoje rządze, to może nawet nie była prawdziwa miłość. Jednak poświęcenie, które House wykazał sprawiało, że Wilson poczuł ciepło, którego nie czuł jeszcze nigdy.
Nagle zadzwonił telefon. To Cuddy.
- Wilson. House on.... on.... Miał wypadek leży na intensywnej terapii. - jej głos wskazywał na to, że płakała.
No tak pomyślał Wilson jeszcze Cuddy ją też skrzywdziło jego chore uczucie do House. Ale on był teraz najważniejszy.
Przez całą drogę do szpitala Jimmy rozmyślał i modlił się żeby House z tego wyszedł. Droga ta nie była jednak zbyt długa bo pedził 160 km/h.
Kiedy wpadł na korytarz przed salą na, której leżał House otrzymał potężny cios do Foremana. Pryznajmniej tak mu sie wydawało, chciał żeby tak było ale się pomylił. Poślizgnął się tylko na dużej kałuży krwi.
- To krew House'a - powiedział Cuddy. - Jeszcze nie zdążyli sprzątnąć. Co ty mu właściwie powiedziałeś. House jest kompletnie pijany.
Wstyd, który wydobywał się wszystkimi otworami ciała nie pozwalał Jimmy'emu wypowiedzieć słowa. Podszedł tylko do szyby za którą leżał House i oparł o nia ręce.
- Dlaczego on? - wyszeptała jakby do Boga.
Greg wywdawał się taki spokojny i bezbronny leżąc w białej szpitalnej pościeli.
- Czy mogę rozmawiać z najbliższą osobą pana House'a? - zapytał gruby policjant w granatowym uniformie.
- To chyba ja. - powiedział od razu Wilson odwracając się od szyby.
Jimmy odchrząkną lekko kiedy napotkał spojrzenie Cuddy.
- Ja i doktor Cuddy jesteśmy jego przyjaciółmi. - dodła speszony - Jak to się stało?
- No jak to chyba nie trza tłumaczyć. Pedził jak kot z pęcherzem. Jak go zobaczyłem właśnie kończyłem pączka. A wyrzuciłem resztkę lukru za okno i dawaj za drabem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że on jest na gazie... no wiecie pijany. Mijał samochody jak Hamilton... ten formuły 1. Wczoraj wieczorem oglądaliśmy ze szwagrem, jak on bierze te zakręty. Od niego to bym maszynkę do golenia kupił.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez cuddy rulz dnia Pon 13:32, 24 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Huragius
Ratownik Medyczny
Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: oddział zamknięty
|
Wysłany: Pon 13:33, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
cuddy rulz, dobijasz mnie xD kot z pęcherzem?!
Dziewczyny, nie dobijajcie House'a. Wilsonowi nie będzie do twarzy w czerni!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 13:35, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Mamy fana F1?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?
|
Wysłany: Pon 13:35, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
stylizuje jak się nie podoba moge przestać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:48, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Wilson w czerni? Mmmmm...
(chociaż to trochę w granat wpada :? )
Ale to nie znaczy, że zgadzam się na uśmiercenie House'a
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 13:49, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | Em. - to NIEWIARYGODNE :exclamation: Twój opis to skrzyżowanie dwóch fików, które czytałam... :shocked: Czy naprawdę już wszystko zostało wymyślone :question:. |
Nie wiem, może po prostu kraksy są takie przewidywalne i nuudne .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Em. dnia Pon 13:49, 24 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Huragius
Ratownik Medyczny
Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: oddział zamknięty
|
Wysłany: Pon 13:50, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
- Niech cię szlag, House!!! - wrzasnął wściekle Wilson, ale gdy spojrzał w te jego wielkie, błękitne i... rozbawione oczy, nie mógł się powstrzymać i sam się roześmiał.
Z jednej strony nienawidził tych chwil, kiedy nie potrafił się oprzeć jego urokowi. Ale tak naprawdę lubił te chwile szczerego, spontanicznego śmiechu, kiedy mógł być sobą i nie musiał przywdziewać maski pogrążonego w "dorosłym życiu" człowieka.
- 3:0. Wygrałem. Chcę swoją nagrodę.
- Masz. - Wilson rzucił mu kupiony wcześniej lunch. - Więcej nie zagram z Tobą w piłkarzyki.
Spojrzał na swojego przyjaciela zajadającego się lunchem. Byli tacy różni. Każdy miał inny charakter, usposobienie, spojrzenie na świat. Ale od wielu lat trzymali się razem. Wilson uwielbiał wieczory spędzane u House'a. Przy nim nie musiał niczego udawać. Od niedawna zaczął odczuwać także coś innego.
Nie rozumiał, co się dzieje. Pamiętał, jak to się zaczęło. Kolejna dziewczyna go rzuciła, a on cały przemoczony stał u progu drzwi House'a [padało tego dnia okropnie]. To wtedy po raz pierwszy i ostatni, przyjaciel pożyczył mu swoją bluzę. Kiedy leżał na kanapie i nie umiał zasnąć, poczuł ten zapach. Bluza całkowicie przesiąknęła Gregiem, a on poczuł ciepło, kiedy wdychał woń jego wody po goleniu.
Ten zapach prześladował go potem przez wiele tygodni. Za każdym razem gdy przechodził obok Wilson nie mógł się powstrzymać przed zachłyśnięciem się tym zapachem. Ta noc wracał do niego wielokrotnie zazwyczaj wtedy, gdy leżał obok nowej dziewczyny, marzył wtedy by znów być na kanapie otulony zmysłowym zapachem Gregory'ego House'a.
Pewnego dnia poczuł, że już dłużej nie wytrzyma. Zastukał niepewnie do drzwi przyjaciela, który po chwili ukazał się jego oczom. Miał na sobie jakieś poprzecierane jeansy i sprany t-shirt, a jego niedbały wygląd sprawił, że mimowolnie się uśmiechnął.
- Zakładam, że przyszedłeś tu z innego powodu, niż po raz kolejny smęcić o nieudanym związku - rzucił, wpuszczając go do środka.
-House ja- zaczął Wilson nieśmiało- muszę ci coś powiedzieć....
- To dawaj, nie mam zamiaru całą noc czekać jak się zbierzesz na odwagę.
- To dla mnie bardzo ważne i trudne...
- Tak, tak słyszałem to już przy poprzednich twoich nieudanych związkach- przerwał mu opryskliwie House. W odpowiedzi Wilson uśmiechnął się nieśmiało.
- Nie, House, tym razem chodzi o coś innego. Ja...Ja muszę wiedzieć jakiej wody pogoleniu używasz! Błagam House muszę to wiedzieć! Tak bardzo podoba mi się jej zapach, że muszę mieć taką samą!!
House popatrzył na niego dziwnie.
- Bierzesz coś? Nowicjusze zawsze na haju gadają różne, dziwne rzeczy. Przestań brać. Tylko ja mogę.
- Nic nie biorę. Przecież mnie znasz. To jaka ta woda?
- Idź sam sprawdź. Jest w łazience na półce. Obok Twojej maszynki do golenia. Ostatnio zostawiłeś. - House usiadł wygodnie na kanapie i włączył telewizor. - Przy okazji zrób coś do żarcia. Zaraz mecz.
Wilson wszedł do łazienki.
Zaczęły się reklamy. House ułożył się wygodniej, nie zwracając uwagi na to, że Jimmy też będzie musiał gdzieś usiąść. Po chwili stanął przed nim, zastanawiając się, jakim cudem ma sobie znaleźć miejsce. Podniósł nogi Grega, usiadł i położył je na swoich kolanach. House popatrzał na niego dziwnie.
- Wilson naprawdę nie wiem co ty dziś wziąłeś ale grzeczność nakazywałaby się podzielić.- Oczy House'a zwęziły się podejrzliwie ale nie zmienił pozycji z jakiegoś powodu dotyk przyjaciela pozwalał mu się wyluzować i sprawiał mu przyjemność.
- Cicho. Mecz się zaczyna. - Chciał odwrócić uwagę House'a od swojej osoby. Nie chciał się zdradzić ze swoimi uczuciami.
W połowie meczu Wilson zasnął. House nie mógł powstrzymać uśmiechu patrząc na niego. Ułożył jego głowę na przyniesionej wcześniej poduszce i przykrył go kocem. Odgarniając kosmyk ciemnych włosów z jego twarzy House poczuł fale nowych uczuć.
Chyba zjadłem coś nieświeżego - pomyślał i poszedł do sypialni.
*****
Wilson kończył jeść śniadanie, gdy House pojawił się w kuchni.
- Chcesz wiedzieć, jakich innych kosmetyków używam, czy ograniczysz się do wody po goleniu? - House złapał czekający na niego kubek kawy. - Powiedziałbym ci, gdzie kupuję ubrania, ale tak dawno nie byłem w tym sklepie, że chyba zdążyli go zamknąć...
- Odbija ci, House - Wilson starał się ukryć rumieniec wypełzający na jego policzki.
House zrobił smutną minę.
- Myślałem, że pokochałeś mój styl...
Pokochałem... - pomyślał Wilson, marząc o tym, by zapaść się pod ziemię.
- Jeśli się nie pospieszysz, będziesz sam jechał do szpitala - powiedział, odkładając naczynia do zlewu. - Ostatni przy samochodzie stawia lunch!
I wyszedł.
- Wygrałem - roześmiał się Wilson, klepiąc w karoserię.
- Uhm - mruknął House, kuśtykając ostentacyjnie powoli. - Dobrze, że nie wymyśliłeś gry w osła. Samego siebie byś nie przeskoczył.
Do szpitala weszli zgodnym krokiem, rozluźnieni i rozbawieni.
- Znowu wspólny poranek? Widzę, że szczęśliwa z was para - Cuddy przywitała ich przy recepcji. Wilson spłonił się, jak dziewczynka.
- Chcieliśmy wczoraj zadzwonić też po Ciebie, Cuddy, ale Wilson jest taaaki wstydliwy i woli duety niż trójkąty. Więc wybacz. Może innym razem.
Wilson zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Wilson, zaraz eksplodujesz. - dodał House i pokuśtykał w stronę swojego gabinetu.
James siedział w swoim gabinecie, a przed nim piętrzył się stos kart pacjentów, za które nie miał serca się brać. W momencie, kiedy chciał pójść odwiedzić House'a [i tak pewnie nic nie robił - myślał], w drzwiach pokazała się jego głowa.
- Właśnie idę grzebać w oku mojego nowego pacjenta, chcesz dołączyć się do zabawy?
Oczywiście, że chciał, z jednej strony szykowała się wspaniała zabawa z drugiej mógł przypilnować by House nie zabił swojego pacjenta. Mógł także przebywać blisko przyjaciela a to od paru dni stanowiło ważniejszy powód niż Wilson byłby w stanie przyznać.
Greg zaczął się rozkręcać, stojąc nad znieczulonym pacjentem i wbijając mu igłę w oko. Nie do końca rozumiał, dlaczego sprawia mu to taką przyjemność. I nie do końca chciał się w to zagłębiać. Wilson stał tuż obok, ze skupionym wyrazem twarzy patrząc na "maltretowanego" chłopaka. Lubił, kiedy Jimmy miał taką minę...
Opamiętaj się House, chyba że rzeczywiście chcesz go zabić - zbeształ się w myślach i mocniej chwycił strzykawkę.
- Muszę to kiedyś powtórzyć - powiedział House, wyrzucając jednorazowe rękawiczki do śmietnika.
- Ale mam nadzieję, że z innym pacjentem - odparł Wilson, patrząc z litością na uśpionego chłopaka.
- Taaa... Ten już się do niczego nie nadaje - House uśmiechnął się szatańsko. - Przynajmniej dopóki nie dostaniemy wyników.
Na widok uśmiechu House'a, Wilsonowi zmiękły kolana.
Następne dni nie były dla Wilsona łatwe. Czuł się jak na wielkiej emocjonalnej karuzeli. Raz wpadał w stan euforyczny raz depresyjny a wszystko za sprawą House! Wilson nie mógł pojąć co się z nim dzieje. Własne zachowanie tłumaczył jednak sobie długotrwałym brakiem kobiety. Postanowił sobie więc, znaleźć dziewczynę. I to szybko, zanim zrobi coś czego później będzie się wstydził.
Jeszcze tego samego dnia podczas lunchu przysiadł się to pielęgniarki, która od dłuższego czasu molestowała go wzrokiem. Po krótkiej rozmowie wydała się także inteligentna. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie oczywiście House.
Już sam jego widok w stołówce zwiastował kłopoty. Przyjaciel szybko go wypatrzył i nie minęła nawet sekunda, kiedy siedział obok i jadł jego kanapkę. Pielęgniarka patrzała na niego zdziwiona [na House'a]
- No co? - diagnosta najwyraźniej świetnie się bawił, udając głupka.
- Co tu robisz? I właściwie, to niegrzecznie dosiadać się bez pytania.
- Tak właściwie, to ty jesteś niegrzeczna. Podrywasz zajętego faceta.
- To twój chłopak? - dziewczyna wydawała się coraz bardziej zdenerwowana.
- Wolę określenie "życiowy partner" - puścił do niej oczko i patrzał, jak błyskawicznie wychodzi.
- Mam zamiar Cię zabić. - Wilson utkwił w House'ie lodowate spojrzenie.
- Za to, że zjadam Twoją kanapkę? - udawanie głupka szło mu coraz lepiej.
- Każdy pretekst jest dobry.
- Hej, hej, hej... Co to było, to co zobaczyłem właśnie w Twoich oczach? No, stary... - House uśmiechnął się z zadowoleniem i przełknął ostatni kęs. - nie sądziłem, że...
- Zanim powiesz, czego nie sądziłeś, zastanów się, czy chcesz się jutro obudzić z czy bez swoich brwi...
- Golenie brwi to moja działka. Ostatnio jesteś jakiś dziwny... - House wbił w niego wzrok, a Wilson czuł się, jakby on wiedział.
Może czuł to samo. Wilson mimowolnie uśmiechną się na tę myśl.
-O co chodzi? - zapytał Greg. - Coś ukrywsz? Wiesz, że predzej czy później i tak się dowiem.
Wilson nerwowo spojrzał na zegarek.
-Siostro proszę przyjść za 15 minut do mojego gabinetu. - zawołał. - Nie mogę gadać za chwilę przydzie mój pacjent.
-Wilson.
-Nie teraz!
-A kiedy...?
- Jak mi postawisz lunch.
- Jimmy... to niesprawiedliwe - jęknął House.
- Muszę biec. Na razie.
I zostawił House'a samego. "Zaczyna się zabawa" - pomyślał Wilson uśmiechając się przebiegle.
House rozejrzał się po kilnice, była pełna pacjentów. Nie miał najmniejszej ochoty na wycieranie zakatarzonych nosów. Westchnął z dezaprobatą i skierował się do biura Cuddy.
-Martwię się o Wilsona. Ostatnio jest jakiś dziwny.
-Twoje podejrzenia sa słuszne House. Odejdź.
-Jeszcze nie powiedziałem jakie ma podejrzenia.
-Och... Chciałeś jeszcze żebym ich wysłuchała?
-Wiedzę, że nie interesuja cię kłopoty twoich pracowników. - powiedział House swoim tajemniczym głosem powoli odwracając się do drzwi. Wykorzystywał tę sztuczkę zawsze kiedy chciał czymś Cuddy zaineresować.
-Wilson ma kłopoty? Jakie?
-Gdybym wiedział nie byłoby mnie tutaj.
-Racja. Więc co podejrzewasz?
Poważna rozmowa z Cuddy. House nigdy by się tego nie spodziewał ale jednak sprawiała mu przyjemność.
- Wilson jest... krypto gejem - wyszeptał złowieszczo. Mógł się spodziewać każdej reakcji, tylko nie tej, która nastąpiła. Dawno nie słyszał, żeby Cuddy śmiała się tak głośno.
- W... jaki... sposób... na... to... wpadłeś? - wydusiła z siebie pomiędzy atakami śmiechu.
- Próbuje wzbudzić we mnie zazdrość jedząc lunch z napaloną pielęgniarką.
- Masz racje, House - stwierdziła Cuddy z zastanowieniem. - Niezliczona ilość małżeństw i związków, ciągłe, nie do końca uświadomione flirty z pielęgniarkami i ogólne uganianie się za spódniczkami, rzeczywiście mogą wskazywać na to, że Wilson woli chłopców... Odbiło ci?! - zawołała znowu wybuchając śmiechem.
- Zauważ, że są to zawsze nieudane związki - zripostował House.
- Tak, czyli wszyscy ex tego świata są gejami, ciekawe, że nasz przyrost naturalny jeszcze nie osiągnął kompletnego dna.
- Tylko dzięki muzułmanom.
- House, nie myśl, że wszystko i wszyscy kręcą się wokół Ciebie.
- Nawet jeśli tak jest rzeczywiście? - uśmiechnął się i wymaszerował, kierując się od razu do gabinetu Wilsona.
- Czy jesteś gejem Wilson?- wrzasnął House od progu, nie zważając na pacjentkę, z którą Wilson właśnie rozmawiał.
- Przepraszam bardzo Alice- zmieszany onkolog zwrócił się do pacjentki- ale jestem także wolontariuszem na oddziele psychiatrycznym i jeden z mich podopiecznych właśnie z niego uciekł. Musimy przełożyć tą rozmowę.
Gdy tylko pacjentka wyszła Wilson oblał się wdzięcznym rumieńcem, nie mógł spojrzeć przyjacielowi w oczy.
- House, jak możesz zadawać takie pytania, kiedy rozmawiam z pacjentką? - spytał w końcu, a w jego oczach zatańczyły groźne błyski.
- To było bardzo proste pytanie, Jimmy - powiedział, a Wilson nie mógł się oprzeć wrażeniu, że przyjaciel wymówił jego imię bardziej miękko niż zazwyczaj - Możesz odpowiedzieć tak. Możesz odpowiedzieć nie. Po prostu jestem ciekawy - postąpił krok do przodu i nagle znalazł się bardzo blisko niego.
House oparł dłonie na biurku i pochylił się, żeby spojrzeć przyjacielowi-o-tajemniczych-preferencjach-seksualnych w oczy. Wilson odsunął się jak oparzony.
- House... - zaczął zmieszany, ale nagle (i niespodziewanie dla samego siebie) udało mu się opanować. - Znowu to zrobiłeś! Wpadasz tu, straszysz moją pacjentkę i... zadajesz kretyńskie pytania. Skąd ci to W OGÓLE przyszło do głowy?!
- Jakbyś nie wiedział...
Diagnosta wcale nie wydawał się poruszony.
- Ze wszystkich rzeczy, które kiedykolwiek zrobiłeś, ta była najgłupsza - onkolog płynnie ze zmieszania przeszedł do złości.
- Nie umiesz kłamać, mój drogi Jimmy - i znowu Wilsonowi wydawało się, że powiedział to jakoś inaczej. Do przyjaciół nagle podeszła Cuddy.
- House, jeśli czujesz, że wystarczająco upokorzyłeś już Jamesa, to czy mógłbyś ruszyć swój szanowny tyłek i zająć się pacjentami?
House spojrzał po raz ostatni na Wilsona, najwyraźniej usatysfakcjonowany, i odszedł.
Cuddy została. Upewniła się, że House nie czai się na korytarzu i dokładnie zamknęła drzwi.
- Możesz mi to wyjaśnić? Co się dzieje z House'em? Co się dzieje... z tobą? - pytała z naprawdę zaniepokojoną miną.
- A więc... chodzi o to... że... - Wilson starał się ostrożnie dobierać słowa, ale po chwili uznał, że to nie ma sensu. - Kocham go.
- Taaa, ja też go kocham, jest moim przyjacielem - powiedziała Cuddy z ulgą.
- Nie... Nie chodziło mi o "Kocham go, jest moim kumplem". Ja go... kocham - Wilsonowi niemal załamał się głos.
- Oh... - zdołała wykrztusić Cuddy.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć- Cuddy była w totalnym szoku.- Ty pierwszy szpitalny amant, za którym wzdychają wszystkie pielęgniarki?
- Wiem, że trudno w to uwierzyć... Ja sam mam z tym problem...
- Kiedy to się stało?- nie umiała zdobyć się na więcej, wizja Wilsona w objęciach House mąciła jej myśli.
- Nie wiem, to we mnie narastało. Wiesz sama te wszystkie moje nieudane związki i małżeństwa, po prostu powoli sobie uświadomiłem, że z żadną kobietą nie chcę być tak jak z... House'em.- Wilson uświadomił sobie, że wypowiedzenie tego przyniosło mu niebywałą ulgę.
Cuddy nie odzywała się przez dłuższą chwilę.
- Rozumiem, że się tego nie spodziewałaś, pewnie powinienem powiedzieć po prostu "wszystko ok" i nic o tym nie wspominać... Ale nie skazuj mnie na milczenie.
- Czekam aż House wyskoczy zza rogu w przebraniu wielkiego, różowego królika, krzycząc "prima aprilis" - powiedziała, całkiem serio.
- Zamierzasz powiedzieć House'owi? - zapytała po chwili milczenia.
- Żartujesz? To House'a. Nie mógłbym mu dać lepszego narzędzia do upokarzania mnie i prześmiewania...
- A co jeśli on też... że tak to ujmę: jest zainteresowany? - Cuddy popatrzyła poważnie na zmieszanego Wilsona.
- Szczerze wątpię, Cuddy - odpowiedział.
- A zastanawiałeś się, dlaczego ON ciągle jest sam? - spytała i nagle przeraziła się, że to mogłaby być prawda. Nie, żeby tego nie akceptowała. Ale czy facet, z którym kiedyś...
- Chyba muszę już iść - niespodziewanie jej myśli przerwał głos Wilsona - Proszę, nic mu nie mów.
Dzień wlókł się niemiłosiernie. Wilson zdiagnozował raka piersi w dosyć zaawansowanym stadium u bardzo młodej dziewczyny i był zupełnie przybity, marzył tylko o chwili odpoczynku. Niestety. Na parkingu, przy jego aucie czekał House.
- Cześć misiaczku- powiedział House swoim zwykłym kpiącym tonem. Wilson czuł, że na jego twarzy pojawia się wielki rumieniec.
- Czego chcesz House?
- No wiesz misiu-pysiu mieliśmy o czymś porozmawiać, kiedy ta baba nam brutalnie przerwała.
Wilson nie mógł zrobić kroku. Gdyby intensywnie nie myślał o oddychaniu, pewnie zemdlałby na parkingu.
House roześmiał się w sposób, który James bardzo rzadko miał okazję słyszeć. Śmiał się szczerze i głośno, najwyraźniej z niego. Ale nie szyderczo.
- Wilson, wyglądasz jakbyś się naprawdę przestraszył. Do jutra - klepnął go w ramię i ruszył w kierunku swojego motoru. Chwilę później odjechał.
******
Jutro. Dzień po wczoraj. Wilson westchnął ciężko i przetarł zaczerwienione oczy. Przez całą noc nie mógł zasnąć.
Zatanawiłą się czy Cuddy nie zdradzi jego sekretu. Czy House robił sobie z niego tylko żarty i czy nie porzuciłby ich przyjaźni kiedy by się dowiedział. Nie zniósł myśli, że nie widziałby codziennie Grega i nie mógł płacić za jego lanch. Postanowił, że poczaka aż wszystko przyschnie.
Może to uczucie tylko mu się wydaje, przez to, że tyle czasu spędza tylko z Gregiem.
........................
Tego dnia Wilson nie widział House na parkingu ale nie było się czemu dziwić była dopiero ósma rano. Kupił więc sobie czekoladę w automacie i poszedł zjeść ją w zaciszu swojego gabinetu zanim House ją zwęszy. Z drudiej strony miał nadzieję, że Greg wpadnie do jego gabinetu, rzuci się na kanapę i zacznie zajadać czekoladą jak małe dziecko.
House wszedł do gabinetu lekarskiego numer jeden dopieroo drunastej piętnaście. Nie czekał na żadnego pacjenta bo nie wzią żadnej karty. Wyjął gazetę z szuflady z epinefryną i rozsiadł sie wygodnie na fotelu. Widział, że czekają go przynajmniej cztery godziny siedzenie bezczynnie. No może półtorej najmniej jeśli Cuddy nie będzie miała dziś dużo pracy. Zaczął czytać po raz trzeci artykuł o połamanych kościach Wiliama Alexandra kierowcy Grave Digger'a. Monster Tracki zawsze przyprawiały go o dreszcze ale trzeci raz to trochę za wiele...
Greg ziewną kilka razy.
Nagle drzwi otworzył się na oścież i stanęła w nich Cuddy. Niech to szlag - pomyślał House.
Lisa wydawał sie bardziej podniecona niż kiedy House staną na progu jej domu.
- Jestem zajęty - powiedział szybko Greg niewinnym tonem miał zamiaro dodać coś w stylu 'czekam na pacjenta' albo 'czekam na wyniki badań' ale nie zdązył. Cuddy spojrzała tylko na Grega i trzasnęła drzwiami tak, że wszystko w gabinecie zatrzęsło się lekko.
O dziwo Lisa nadal znajdowała się w pomieszczeniu.
Odwróciła się do drzwi zasłaniając je sobą i House usłyszał tylko cichy trzask zapadki zamka. Greg poczuł zagrożenie, instynkt samozachowawczy kazał mu rozejrzeć się po pomieszczeniu szukają dodatkowej drogi ucieczki.
- House, jestem gotowa na wszystko. Chce zajść w ciążę. - powiedziała Cuddy zdecydowanym głosem tym samym, który wyciągała, żeby wybić House'owi z głowy jakieś niebezpieczne badanie. Greg oddychał głęboko i słuchał jej uważnie jak jeszcze nigdy.
- Lekarz powiedział, że pewna ciąża jest możliwa tylko wtedy kiedy zajdę w nią naturalnie.
Delikatne kropelki potu pojawiły się na czole House'a.
- Chcesz, żebym zapytał Wilsona czy się z tobą nie prześpi? - zapytał House z niedowierzaniem, Cuddy lekko potrząsnęła głową z zaprzeczeniem. - Chase'a? Chyba nie Foremana...?
- Myślała o tobie Greg. - jego imię wypowiedzane przez nią tak delikatnie sprawiło mu przyjemność.
- O mnie? - zapytał House. Zupełnie nie wiedział czego chce.
- Tak House. - uśmiechnęła się na widok jego zakłopotania - Nie zaprzeczaj, że nie myślałeś o nas przez te ostatnie dziesięć lat.
Greg głośno przełknął ślinę. Lisa podeszła do niego powoli. Złapała trzymaną przez Grega gazete i rzuciła ją z dużym zamachem za siebie. Gazeta odbiła się do drzwi i bezwładnie spadła na ziemię. Podniecenie ukrywane przez ostatnie lata eksplodowało w Gregu. Siedziła jak sparaliżowany kiedy zaczęła rozpinać mu koszulę i kiedy jej ciepłe dłonie zatopiły się w jego włosach.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Oboje spojrzeli w tamtym kierunku. W oczach House'a można było zobaczyć przerażnie i złość ale Cuddy wyszeptała mu tylko do ucha:
- Zignoruj to House, House, House...
- House! House! - tym razem Cyddy wrzasnęła mu do ucha ale jej głos stał się dziwnie niski.
Greg otworzył oczy, które zamknął z przyjemności. Zobaczył przed sobą twarz Foremana.
- Koszmar? Spałeś. - powiedział
- Raczej powracający nie dokończony sen. - odpowiedział House z całych sił powstrzymując się, żeby nie złamać na Foremanie swojej laski. - O co chodzi?
- Zostałem zaproszony na sympozjum neurologiczne w San Fransisco. Chciałem prosić o parę dni urlopu.
- Cuddy...
- Zgadza się.
- Możesz jechać. - powiedział House nadal nie mogąc się otrząsnąć.
- Eee... Dzięki. - powiedział powoli Foreman zaskoczony tym, że House tak szybko się zgodził. - Uważaj na Wilsona.
Dziwny uśmiech na twarzy Foremana sprawił, że po karku House'a przebiegł deszcz. Postanowione musi porozmawiać z Wilsonem. I to tak jak najbardziej nienawidzi czyli szczerze.
- Wilson, może wyda ci się to nieprawdopodobne, dziwne, chore, nierealistyczne, dziwne, podejrzane i jakie tam sobie chcesz. Możliwe, że naćpałem się Vicodinem, zapiłem alkoholem i nawąchałem się kleju na odwagę. Mam to gdzieś. Chcę wiedzieć co się dzieje - James popatrzał ze zdziwieniem na przyjaciela, który dosłownie sekundę temu zdążył wejść do jego gabinetu. Przełknął powoli ślinę.
- Rozmawiałeś z Cuddy? Już wiesz? - Jimmy nie wiedział czy czuje strach czy ulgę.
- Z Cuddy? O czym ty mówisz? - Greg wyglądał na zdziwionego. Albo bardzo dobrze udawał - Po prostu się martwię. Pomijając fakt, że pół szpitala obstawia, że jesteś gejem. No, więc co się dzieje? - ciągnął jak gdyby nigdy nic.
- Nie jestem gejem to jakiś życzliwy mi przyjaciel rozpuszcza dziwne rzeczy. Jeszcze raz, a nie zapłacę za twój lunch.
- Zaraz... Cuddy tez jest w to zamieszana? No nieźle. Pewnie cały szpital już wie. - House westchną, Jimmy rozejrzał sie z przerażeniem.
- House ja...
- Nie powinieneś mówić nikomu o moich problemach. - House wydawał się zły
- Twoich problemach ? House.
- Masz rację to, że czasem sobie wypiję to nie problem.
Nie wiedział, czy czuć ulgę. Mimo wszystko był trochę zawiedziony - chciał to ostatecznie roztrzygnąć, ale za bardzo się bał. Raz się żyje
- House, chcę ci powiedzieć, że... kocham cię - wydusił.
- Jak wszystkie swoje żony inne kobiety tez. To sie wydaje to mine. Ciiii...
House obszedł biurko Jimmy'iego i przytulił go mocno.
Był blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Czuł ciepło jego ciała i zapach wody po goleniu [on się nie goli???]. Nie rozumiał, dlaczego House go przytulił. On nie przytulał w ten sposób żadnej ze swoich dziewczyn, nawet Stacy! Oparł czoło na jego ramieniu [dop. mój - Greg jest wyższy od Jamesa, prawda?].
- Ty naprawdę na mnie lecisz?! - wrzasnłą Greg odskakując od Jamesa tyle na ile pozwalała mu noga.
Sprawdziły się największe obawy Wilsona, z przerażeniem śledził odrazę rozlewającą sie po twarzy House'a. Nie to nie może być prawda. To nie może się tak skończyć - powtarzał sobie w myślach.
Wilson szybko nakazał sobie spokój.
- Dobranoc, House - powiedział najnaturalniejszym głosem, na jaki było go stać i wyminął go w drzwiach.
House przepuścił go i poczuł jak włosy na karku jeżą mu się kiedy Jimmy sie o niego ociera. Kto będzie płacił teraz za mój lunch - pomyślał jego życie stanęło w gruzach po raz kolejny.
Greg chciał, żeby on zaprzeczył. Powiedział, że to nieprawda, że zwariował, złajdaczył się, czy co tylko przyszłoby mu do głowy. Nie chciał stracić najlepszego przyjaciela. Właśnie dlatego, że nim był.
Pierwszy raz w życiu zrobiło mu się żal Wilsona. Chciał za nim biec ale zdał sobie sprawę, że i tak go nie dogoni.
Wyjął z kieszeni komórkę i wystukał do niego SMSa.
"Przepraszam"
Westchnął i ruszył w kierunku parkingu. Chciał wrócić do domu.
Postanowił porozmawiać z Wilsonem. Wiedział, że powinien odpowiedzieć 'Dobranoc Wilson', żeby Jimmy nie zaczął czegoś podejrzewać. Tak bardzo nie chciał stracić przyjaciela.
Dochodziła dwunasta w nocy, a on, Gregory House stał pod pokojem hotelowym Wilsona. Nie wiedział, po jaką cholerę tam przyszedł. To znaczy, wiedział, oczywiście. Ale nie powie przecież tego wprost, no nie?
Zapukał. Głośno. Natarczywie. Żeby wiedział, kogo się spodziewać. Miał nadzieję, że otworzy.
Natarczywy łomot dawał jasno do zrozumienia, kogo Wilson ma się spodziewać za drzwiami. James zatrzymał się kilka kroków przed nimi. Nie przypuszczał, że House będzie chciał to ciągnąć. Czego on jeszcze od niego chce?
Nikt nie otworzył. No tak - pomyślał House pewnie siedzi gdzieś schlany w barze i opowiada historię swojego życia jakiejś prostytutce w za ciasnych szortach. Nie wiedział dlaczego ta myśl o zirytowała.
Ku jego zdziwieniu, jednak drzwi otworzyły się i stał w nich rozczochrany Wilson.
- Przyszedłeś mnie jeszcze bardziej pognębić? - spytał wrogo.
- Nie, przyszedłem przeprowadzić tu jedną z najpoważniejszych rozmów ostatnich lat, więc łaskawie przesuń swój tyłek, żebym mógł wejść - rzucił lekko złośliwie. James bez słowa wpuścił go do środka.
House rzucił się na łóżko i bez słowa obserwował reakcję Wilsona. Jimmy podszedł do krzesła stojącego w kącie i usiadł na nim jak dziewczynka wstydząca się swojej kobiecości.
- Daj spokój, Jimmy! Jesteśmy kumplami! - krzyknął House, widząc jego zachowanie. - Zdarzają się nam dziwne momenty... - zawiesił na chwile głos. - Ale jesteśmy po prostu kumplami, prawda?
Wilson mógł teraz wybrać. Zaprzeczyć wszystkiemu, co czuł i mieć święty spokój, albo...
... taka okazja mogła się nie powtórzyć.
Powiedzieć prawdę i stracić przyjaciela czy milczeć i umierać z tęsknoty za dotykiem jego aksamitnych warg. [zaraz]
- To prawda. Zdarzają nam się dziwne momenty. I jesteśmy kuplami. A bycie twoim kumplem, czyli też przyjacielem sprawia, że wolę po prostu być z robą szczery. Rozumiesz?
House spojrzał prosto w oczy przyjaciela.
- Więc jaka jest ta szczera prawda, James?
- Prawda jest taka, że nie zamierzam cię okłamywać. I nie zrobiłem tego dzisiaj ani razu. Wtedy, kiedy mówiłem, że cię kocham też nie - powiedział, starając się zignorować gwałtowne bicie serca i fakt, że House powiedział do niego po imieniu.
- Posłuchaj zanim powiesz, że nie chcesz mnie znać. Ja wiem, że moja prośba będzie ogromna ale nie zrobię nic czego ty nie będziesz chciał. Po prostu nie chcę cię stracić.
- Dobrze. Ale nikt nie może się dowiedzieć. - powiedział House.
- Będę cię obserwował z daleka.
- Przeginasz.
- Przepraszam.
Wilson popatrzał na niego niepewnie. Zapadła niezręczna cisza, a żaden nie wiedział, co powiedzieć.
- Chcesz coś zjeść? - spytał o pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy. Ale kiedy oczy House'a się zaświeciły, wiedział, że trafił w dziesiątkę.
Kiedy przygotowywał posiłek był już spokojniejszy. House już wiedział i nie odtrącił go, czyli najgorsze ma już za sobą. Na razie postanowił nic nie robić i czekać na ruch House'a. Będzie cieszył się tym, że ma go przy sobie, jedzą wspólnie posiłek, śmieją się i siedzą obok siebie na kanapie. Takie zwykłe małe codzienne czynności, ale Wilsonowi to wystarczy. Przynajmniej na razie.
House patrzył na niego z lekkim politowaniem, kiedy byli już w mieszkaniu House'a. Jestem sexy, to mnie nie dziw,i ale żeby Wilson. - pomyślał Greg. - Z drugiej strony. Świetnie gotuje... Może grać dziewczynę.
House pokręcił głową. Te myśli nie mogą ujrzeć światła dziennego, postanowił po chwili.
Nie zamierzał w każdym razie rzucać się na niego, czy zacząć być wylewnym. Siedzieli na kanapie, popijali piwo i oglądali jakiś stary film w telewizji. Było późno, a House był już zmęczony. Nie chciał jednak zasypiać.
Wstyd było przyznać ale bał się też trochę, że Jimmy zacznie go obłapiać kiedy będzie spał. Nie wiedzął jak powiedziać, że Jimmy stanowczo za często u niego przebywa. Ale wcześniej jakoś tak badzo nie zwracał na to uwagi.
Nawet nie zauważył, kiedy jego głowa opadła na bok a on sam zasnął.
Wilson zauważył to dopiero, kiedy cały House zsunął się na jego ramię.
Kiedy House obudził się rano była dwunasta... To właściwie połdnie ale nie przejmował sie tym. Rozejrzał sie niepewnie po mieszakniu, nie zauważył jednak obecności Wilsona.
Na stole w kuchni zobaczył parę kanapek i sok pomatańczowy, a tuz obok kartke od Wilsona.
'Wyjechałem do Rio z moją druga ex-żoną.'
Wilson
Świetnie wyszkolone zmysły diagnosty podpowiedziały Gregowi, że to kłamstwo.
Albo żart. Taką możliwość też dopuszczał.
Ale okazało się, że to jednak prawda. Wilson zniknął na dwa tygodnie, a kiedy się pojawił, wyglądał gorzej niż kiedykolwiek przedtem. Był cichy, mrukliwy i zdecydowanie zamknął się w sobie. House się o niego martwił i [czym bardziej martwił się o siebie] nie wynikało tylko z faktu, że jest jego przyjacielem. Czy był.
Przez tą kartkę i swoją pomyłkę House zupełnie zwątpił w siebie. Przestał o siebie dbać, a strach przed kolejnym spotkaniem z Wilsonem przerodził się w obsesyjne przerażenie. Nie mógł tak, żyć te dwa tygodnie bez Jimmy'ego były najgorszymi w jego życiu.
House od pół godziny siedział w pustym gabinecie. Nie miał żadnego przypadku do zdiagnozowania. Może poza własnym... Wilson był w pracy od kilku dni, ale jeszcze ani razu nie spotkali się, żeby porozmawiać. Właściwie unikali się wzajemnie. House czuł się z tym źle. Miał przeczucie, że dzieje się coś złego.
Jego rozmyślania przerwały głosy nadchodzącego zespołu.
- Gdzie się, do cholery, podzialiście? - zapytał, gdy weszli.
- Byliśmy w kafeterii - powiedział Foreman.
- Na przyjęciu pożegnalnym - dodał Chase.
House nie ukrywał zdziwienia. Czekał na ciąg dalszy.
- Wilson dziś odchodzi, nie wiedziałeś? - Cameron zadała najgłupsze pytanie na świecie. - Zaproponowali mu pracę w Rio...
House poczuł się jakby dostał cios w żołądek. To jakiś żart! Bez słowa udał się do Cuddy...
- Kiedy zamierzaliście mnie powiadomić?! - wrzasnął, wpadając do jej biura.
Cuddy zbladła, widząc, w jakim House jest stanie.
- Kto ci powiedział?...
- Miałaś na myśli: "Kto się wygadał"? To bez znaczenia. Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką...
- Bo jestem. Ale jestem też przyjaciółką Wilsona, a on prosił mnie o dyskrecję. Powiedział, że sam z tobą porozmawia...
- Chciał do mnie zadzwonić z samolotu?!
Zanim Cuddy zdążyła się odezwać, House'a już nie było.
*
Było już po północy, gdy House ponownie stał przed drzwiami pokoju Wilsona. Był pijany, ale wiedział co robi. Przemyślał to wcześniej. Alkohol i dodatkowa dawka vicodinu miały dodać mu odwagi. Zapukał. Po minucie usłyszał kroki za drzwiami, a po kolejnej zobaczył Wilsona w rozciągniętym dresie, z niewielkim stosikiem koszul w ręce. Przeszkodził mu w pakowaniu.
Wilson nie wyglądał na zaskoczonego. Jakby na niego czekał.
- House? Co ty tu robisz? Jest środek nocy, a ty jesteś pijany...
House zignorował go i wszedł do pokoju. Zdjął kurtkę i rzucił ją, razem z laską na podłogę.
- Okay - powiedział.
- Okay? Co okay?
- Możesz... możesz mieć mnie na jedną noc - odparł House, patrząc gdzieś w bok.
- Chyba oszalałeś...
Ja? Może i tak... - pomyślał House, a głośno powiedział: - Przecież tego właśnie chcesz. To dlatego wyjeżdżasz...
- Nie... To znaczy tak, ale...
- Więc o co chodzi? Masz, czego pragniesz... Tylko... - House mówił coraz ciszej, ostatnie słowo było tylko szeptem: - ...zostań.
- House... Greg... Jesteś dla mnie kimś więcej, niż przygodą na jedną noc. - Naprawdę to powiedział? - Chciałbym cię mieć dla siebie. Na zawsze! Nie chodzi mi tylko o sex... - Boże, i kto tu był pijany?
- Oczywiście, że o to chodzi! Myślisz, że mnie kochasz... Wydaje ci się! Zrób ze mną co chcesz i wróć na ziemię - House zrobił chwiejny krok w jego stronę.
Wilson cofnął się pod drzwi i otworzył je na oścież.
- Wyjdź, House.
House stał zmieszany. Znowu się pomylił. I przegrał. Podniósł laskę i kurtkę i wyszedł na korytarz. Zanim zdążył pomyśleć, usłyszał, że drzwi za nim zamknęły się cicho.
Za nimi, Wilson zaczął żałować swojej decyzji...
Nie mógł zapomnieć oczu House'a pełnych bólu. Wybiegł z pokoju mając nadzieję go dogonić. Na jezdni zauważył świeży ślad motoru. Przecież on jest pijany! Zabije się!. W głowie cichy głosik mu mówił przez Ciebie. Musiał go odnaleźć. Wsiadł do samochodu i pojechał w miejsce, gdzie House zazwyczaj się chował...
Miał nadzieję znaleźć go w parku ale nie tym razem House'a nigdzie nie było. Nie było też jego motoru. Spędził w parku 3 godziny rozmyślając do czego doprowadził siebie i swojego najlepszego przyjaciela. Po co żeby zaspokoić swoje rządze, to może nawet nie była prawdziwa miłość. Jednak poświęcenie, które House wykazał sprawiało, że Wilson poczuł ciepło, którego nie czuł jeszcze nigdy.
Nagle zadzwonił telefon. To Cuddy.
- Wilson. House on.... on.... Miał wypadek leży na intensywnej terapii. - jej głos wskazywał na to, że płakała.
No tak pomyślał Wilson jeszcze Cuddy ją też skrzywdziło jego chore uczucie do House. Ale on był teraz najważniejszy.
Przez całą drogę do szpitala Jimmy rozmyślał i modlił się żeby House z tego wyszedł. Droga ta nie była jednak zbyt długa bo pedził 160 km/h.
Kiedy wpadł na korytarz przed salą na, której leżał House otrzymał potężny cios do Foremana. Pryznajmniej tak mu sie wydawało, chciał żeby tak było ale się pomylił. Poślizgnął się tylko na dużej kałuży krwi.
- To krew House'a - powiedział Cuddy. - Jeszcze nie zdążyli sprzątnąć. Co ty mu właściwie powiedziałeś. House jest kompletnie pijany.
Wstyd, który wydobywał się wszystkimi otworami ciała nie pozwalał Jimmy'emu wypowiedzieć słowa. Podszedł tylko do szyby za którą leżał House i oparł o nia ręce.
- Dlaczego on? - wyszeptała jakby do Boga.
Greg wywdawał się taki spokojny i bezbronny leżąc w białej szpitalnej pościeli.
- Czy mogę rozmawiać z najbliższą osobą pana House'a? - zapytał gruby policjant w granatowym uniformie.
- To chyba ja. - powiedział od razu Wilson odwracając się od szyby.
Jimmy odchrząkną lekko kiedy napotkał spojrzenie Cuddy.
- Ja i doktor Cuddy jesteśmy jego przyjaciółmi. - dodła speszony - Jak to się stało?
- No jak to chyba nie trza tłumaczyć. Pedził jak kot z pęcherzem. Jak go zobaczyłem właśnie kończyłem pączka. A wyrzuciłem resztkę lukru za okno i dawaj za drabem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że on jest na gazie... no wiecie pijany. Mijał samochody jak Hamilton... ten formuły 1. Wczoraj wieczorem oglądaliśmy ze szwagrem, jak on bierze te zakręty. Od niego to bym maszynkę do golenia kupił.
- Czy mógłby pan pominąć te fascynujące szczegóły i powiedzieć, co się stało?! - Cuddy była już na granicy wytrzymałości
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|