Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Najlepsi z przyjaciół [Z?]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:17, 05 Sty 2009    Temat postu: Najlepsi z przyjaciół [Z?]

Kategoria: friendship


Zweryfikowane przez Autorkę.

A/N
Witam wszystkich serdecznie w kolejnej odsłonie mojego grafomanienia! Przedstawiam Państwu najnowsze, um, dzieło. Jest to już bodajże piąta wersja opowiadania. Żadna, notabene, mnie nie satysfakcjonuje, ale ta jest z nich wszystkich najlepsza. Pomysł bardzo stary, bo z przełomu września i października. Plątał się, plątał i w końcu zaplątał. Co tu więcej mówić... Zapraszam!

[link widoczny dla zalogowanych]jako Jasper Brewer

OSTRZEŻENIE: House/OC f-ship, Wilson whumping, lekki angst, spojlery całego piątego sezonu, może i szczypta OOC

Najlepsi z przyjaciół (część I)

When you're the best of friends
Having so much fun together
You're not even aware, you're such a funny pair
You're the best of friends

Life's a happy game
You could clown around forever
Neither one of you sees, your natural boundaries
Life's one happy game
("The Fox and the Hound" OST - Best of Friends)


Kiedy James Wilson po raz pierwszy w Nowym Roku otworzył drzwi szpitala i przekroczył jego próg, zamarzyło mu się, by ten rok był lepszy od poprzedniego. Od poprzedniego, który był po prostu przerażający, od początku do końca, o czym wszystko wydawało mu się przypominać. Z gabinetem Cuddy na czele. Mężczyzna wzdrygnął się mimowolnie i przyspieszył kroku. Nie uśmiechało mu się przystawanie przy drzwiach pokoju administratorki; za każdym razem, gdy na nie spoglądał, wspominał listopadowe zajście: słyszał w myślach dźwięk telefonu, przypominał sobie odbieranie i nieco roztrzęsiony głos Cuddy, informujący go o zajściu w lobby. I to nie było przyjemne wspomnienie. Kolejne z kolekcji nieprzyjemnych wspomnień. Wilson miał szczerą nadzieję, że ten rok będzie obfitował w godniejsze zapamiętania zdarzenia; nie musiałyby to być jakieś wyszukane zdarzenia, ot wieczór spędzony z przyjacielem byłby całkiem miły…
- Wilson! – Cuddy wychynęła z gabinetu. – Mogę cię na chwilę prosić?
Onkolog westchnął i zmienił kierunek marszu; zamiast do windy skierował się do jasnego gabinetu swojej szefowej. Wszedł do środka i zamknął za sobą ładne, mahoniowe drzwi.
- Co jest? – spytał, przyjmując nieco defensywną postawę. Cuddy zazwyczaj nie szukała go jeszcze zanim zdążył dojść do własnego biura. Coś musiało się stać i Wilson był pewien, że mu się to nie spodoba.
- Musisz przypilnować House’a – oświadczyła administratorka, siadając za swoim pochodzącym z co najmniej podejrzanych źródeł studenckim biurku. – Dzisiaj będziemy mieli w szpitalu gościa. Kardiochirurg Jasper Brewer przyjął moje zaproszenie i ma wygłosić wykład dla studentów. – Cuddy westchnęła. – Oraz, co jest niezwykle smutne, wyraził chęć poznania doktora House’a. Etykieta wymaga, bym jego prośbę spełniła. House musi się więc chociaż przywitać z moim gościem. Ty – Cuddy dla podkreślenia wskazała Wilsona palcem – tego dopilnujesz.
- Mam go zawlec do twojego chirurga, przedstawić i puścić wolno? – Cuddy przytaknęła. – To chyba będzie wykonalne.
Administratorka uśmiechnęła się lekko i machnęła ręką, dając Wilsonowi znak, że jest wolny. Onkolog odwzajemnił uśmiech kobiety, odwrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu, po czym skierował się na swój oddział. Nie mógł jednak pozbyć się wrażenia, że wizyta kardiochirurga zdecydowanie nie będzie jednym z wyczekanych, miłych momentów.

***

- Co jest? – spytał House, gdy tylko Wilson przekroczył próg jego gabinetu. Diagnosta zmierzył przyjaciela badawczym spojrzeniem i zmrużył oczy. – Czego chce Cuddy?
- Czemu od razu wnioskujesz, że Cuddy czegoś chce? – odbił piłeczkę Wilson, siadając na krześle naprzeciw House’a. Diagnosta wzruszył ramionami, jakby mówiąc „inaczej po co miałbyś tu być?”. Wilson zaśmiał się cicho. – Jesteś zajęty w sobotę?
- Nie – odparł House z zaskoczeniem. – A co?
- Jest finał któregoś z tych głupich programów, które oglądasz – „Tańca z gwiazdami” prychnął House, spoglądając na Wilsona jak na idiotę – i mógłbyś wpaść. Obejrzelibyśmy to razem, zamówiłbym chińszczyznę.
- W życiu – odparł szybko House. Wilson uniósł brwi. – Ty przyjdziesz do mnie. Mam lepszy telewizor. – Wilson pozostawił to bez komentarza. House natomiast wyszczerzył zęby. – Ale na chińszczyznę się zgadzam.
Wilson uśmiechnął się promiennie, a i kąciki ust diagnosty uniosły się lekko do góry.
- Świetnie – stwierdził onkolog. – Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz spędziliśmy razem wieczór.
- Ja też nie – przyznał House. – Po pierwszych trzech miesiącach przestałem liczyć. - Wilson poczuł coś na kształt winy, formujące się w dołku, jedynie kiwnął więc głową.
- Jak tam przypadek? – spytał szybko, starając się zmienić temat. Diagnosta chrząknął.
- Chloe…
- Phoebe – wtrącił Wilson.
- … wciąż cierpi na niezidentyfikowaną chorobę.
Diagnosta skrzywił się teatralnie.
- Poradzisz sobie – mruknął Wilson, starając się brzmieć pocieszająco. House uniósł brwi.
- Oczywiście, że sobie poradzę. Nigdy w to nie wątpiłem – odparł. Wilson parsknął cichym śmiechem. Samouwielbienie House’a przechodziło czasami nawet jego pojęcie.
- Więc… Czego chce Cuddy?
- House… - zaczął onkolog, a w jego głosie pobrzmiewały nutki rozbawienia.
- Daj spokój, to oczywiste, że czegoś chce. Pytanie tylko, czego? Kolacji? Niańki? Seksu w sali konferencyjnej?
Wilson skapitulował przy ostatnim domyśle przyjaciela.
- Cuddy zaprosiła jakiegoś kardiochirurga, przyjeżdża tu dzisiaj i da jakiś odczyt. Cuddy chce, żebyś poszedł się przywitać.
- I ty masz tego dopilnować? – dopytywał się House. Wilson potwierdził kiwnięciem. – Cholera. Już myślałem, że uda mi się wyrwać.
Wilson wyszczerzył zęby. Zdecydowanie i zaskakująco urocza scenka rodzajowa w zaciszu House’owego gabinetu zapewne trwałyby dłużej, gdyby pager Wilsona nie odezwał się głośnym buczeniem. Onkolog wyciągnął go z kieszeni i sprawdził wiadomość. Cuddy informowała go, że czeka wraz z gościem w lobby. Mężczyzna schował urządzenie z powrotem do kieszeni, wstał z krzesła i wyciągnął rękę w stronę House’a.
- Chodź, Cuddy z tym facetem już czekają.
House posłał mu spojrzenie mówiące „ja nie chcę, mamusiu”, ale pochwycił dłoń przyjaciela i dał się pociągnąć na nogi. Dwaj lekarze wyszli z gabinetu ramię w ramię.

***

Mimo usilnych starań Wilson nie mógł sobie przypomnieć, jak sławetny kardiochirurg się nazywa, co przez całą drogę na dół irytowało House’a. Jedyne, co mu w związku z tożsamością gościa przychodziło na myśl to to, że facet miał wyjątkowo dziwne imię. Diagnosta skomentował wysiłki przyjaciela stwierdzeniem, że wszyscy kardiochirurdzy mają dziwne imiona.
- Cuddy i tak ci go przedstawi – burknął Wilson, dając za wygraną – więc po co ci to wiedzieć teraz?
- Po nic – odparł diagnosta – po prostu zauważyłem, że cię to irytowało.
Drzwi windy rozsunęły się nim Wilson zdołał wymyślić jakąś ciętą ripostę. House sprężystym krokiem wszedł do lobby, a onkolog szybko podążył za nim. Z naprzeciwka szła Cuddy, prowadząc wysokiego bruneta.
- Niemożliwe… - szepnął House, stając jak wryty i wpatrując się w zbliżające się postaci szeroko otwartymi oczyma. Wilson rzucił szybkie spojrzenie w stronę administratorki – nie wydawało mu się, by wyglądała jakoś szokująco inaczej. A do grzywki House powinien się już przyzwyczaić.
- O, jesteście – powiedziała administratorka do swoich dwóch pracowników, gdy wreszcie do nich doszła. – To jest doktor…
- Jasper Brewer – przerwał jej House z niedowierzaniem. Stojący obok Cuddy brunet wyszczerzył zęby w powalającym uśmiechu i rozłożył szeroko ręce.
- Niespodzianka – powiedział wesoło. House pokręcił głową, wciąż wyglądając, jakby zobaczył ducha.
- Nienawidzę cię – wycedził. Brewer w ogóle się tym nie przejął; z wciąż rozłożonymi rękoma zrobił krok w stronę diagnosty.
- Wręcz przeciwnie – odpowiedział tym samym optymistycznym tonem – ty nie potrafisz mnie nie kochać.
Po czym - ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich zebranych w lobby, włącznie z Wilsonem i Cuddy, którzy jedynie wybałuszyli oczy – przytulił House’a.
- Wnioskuję, że wy… się… znacie – pisnęła Cuddy niemrawo, gdy wreszcie udało jej się odzyskać głos.

- Jasne. – Brewer zacieśnił nieco uścisk wokół ramion House’a. – To ten palant namówił mnie na zostanie na medycynie.
- Bo ten palant chciał to rzucić dla filologii iberyjskiej i marnować swój talent jako nauczyciel hiszpańskiego w jakiejś podrzędnej szkole w Nowym Meksyku – powiedział House głosem, którego Wilson dawno (a jakby się lepiej zastanowić to nigdy) nie słyszał. Głosem pełnym emocji, którą najlepiej dałoby się opisać jako czułość.
- Więc ten palant zrobił wszystko, żeby mnie na medycynie zatrzymać.
- Bo ten palant nie pozostawił mi żadnego innego wyjścia.
- To ja was zostawię – mruknęła pospiesznie Cuddy. – Poradzisz sobie, prawda? – spytała cicho Wilsona i szybko odeszła, nie czekając nawet na odpowiedź. House i Brewer natychmiast spojrzeli po sobie i brunet parsknął śmiechem. House jedynie lekko się uśmiechnął, choć i to było po prostu wielkie. Wilson nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widział przyjaciela, uśmiechającego się do kogoś innego niż on.
- Czyli to była Cuddy – bardziej stwierdził niż zapytał Brewer. House przytaknął. Brewer gwizdnął. – Niezła jest.
- Owszem. – House oderwał wzrok od gościa i rozejrzał się wokół. Spojrzenia jego i Wilsona spotkały się na ułamek sekundy; zdawało się, że diagnosta przypomniał sobie o istnieniu onkologa. – Jas, to jest Wilson – powiedział, wskazując na przyjaciela. Brewer uniósł brwi.
- Wilson? Jimmy Wilson? To jest ten twój Jimmy Wilson? – spytał ze zdziwieniem. House przytaknął, a Wilson poczuł, że się rumieni. Nic tak nie wprawia człowieka w dobry humor jak traktowanie go jak powietrze. – No cóż…
- Rozczarowany? – zapytał House. Brewer wciągnął ze świstem powietrze.
- Nie! – zaprzeczył szybko, za szybko, by można to było uznać za prawdę. - Po prostu powiedzmy, że myślałem, że masz… - zawahał się, ostrożnie dobierając słowa - lepszy gust…
- Powiedzmy, że ciebie tu nie było, frajerze – wpadł mu w słowo diagnosta.
- … ale jestem pewien, że Wilson ma mnóstwo… ciekawych cech – dokończył Brewer i mrugnął wesoło do Wilsona. Wilson uśmiechnął się krzywo.
- Widziałeś już szpital? – spytał gościa. Było to żałosną próbą sprowadzenia pozostałej dwójki na ziemię oraz odzyskania względnej kontroli nad sytuacją. Oraz zrozumienia, co do cholery ciężkiej się tu działo.
- Nie, ale jestem pewien, że Greg mnie oprowadzi. Prawda, Greg?
- Chciałbyś – prychnął House, lecz bez cienia ironii. Obrócił się i skierował w stronę wind, wołając przez ramię: - To idziesz?
Brewer wyszczerzył się jak idiota i pognał za House’m niemal w podskokach. Wilson przyglądał im się ze zmarszczonymi brwiami dopóki nie zniknęli w windzie, po czym ruszył w przeciwnym kierunku. Do wciąż pachnącego nowością gabinetu Cuddy.

***

- Kto to jest? – spytał od progu. Administratorka podniosła głowę. Doskonale zdawała sobie sprawę, o kogo chodzi jej przyjacielowi.
- Kardiochirurg – odparła. – Prócz tego – nie wiem.
- Podobno chodziłaś z House’m na studia – powiedział Wilson nieco przesadnie oskarżycielskim tonem.
- Tylko przez rok! – sapnęła kobieta z irytacją. – Nie mam pojęcia, co robił ani z kim się zadawał od momentu, kiedy opuścił uczelnię. Po raz pierwszy od czasów studiów spotkaliśmy się już tutaj i wierz mi, nie wspominał o żadnym Jasperze Brewerze.
Wilson opadł na jeden z foteli i potarł czoło.
- Wygląda na to, że się lubią.
- To źle? – spytała administratorka, wstając zza biurka, podchodząc do onkologa i siadając naprzeciw niego. – Przecież to ty zawsze powtarzałeś, że House nie lubi nikogo prócz ciebie. Że nie ma żadnych innych przyjaciół.
- Bo nie wiedziałem, że ma – jęknął Wilson. – Nic mi nie powiedział.
- Brewer przez pewien czas mieszkał w Hiszpanii, może House nie myślał, że jeszcze kiedyś go zobaczy? – zgadywała kobieta. – To byłoby w jego stylu, nie wspominać o czymś, co nie ma wpływu na teraźniejszość. - Wilson uśmiechnął się blado. - Daj spokój, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś zazdrosny o jakiegoś chirurga? – drażniła się dalej Cuddy.
- A ty nie? – Cuddy zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. – Przecież ich słyszałaś. Ilu osobom House pozwala sobie mówić po imieniu?
- Swojej mamie – odparła Cuddy. – I… Stacy. – Wilson rozłożył ręce, jakby mówiąc „no i widzisz”. Cuddy pokręciła głową. – I co z tego. Ten facet jest tu jako mój gość. Da wykład, pogada ze studentami i wyjedzie. A za tydzień obydwaj zapomnicie, że w ogóle tu był, i House, i ty.
Wilson wydał z siebie bliżej nieokreślony, żałosny dźwięk. Cuddy spojrzała na niego z troską. Miała szczerą nadzieję, że ma rację.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Wto 21:27, 03 Lut 2009, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izzie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 09 Lis 2008
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mosina
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:05, 05 Sty 2009    Temat postu:

No no no... niezłe! A nawet naprawdę dobre Bardzo ciekawy pomysł i świetny styl pisania (jak zawsze) Czekam baaaaardzo niecierpliwie na dalszy ciąg
Poważnie mega mi się spodobało Świetne
Szybciutko proszę o dalszy ciąg **


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:15, 05 Sty 2009    Temat postu:

Jest mi szkoda Wilsona. Czuję zagrożenie ze strony tego całego Jaspera i to mi się stanowczo nie podoba... *warczy na bruneta*

A tak poważnie - dziwny ten jegomość. Naśmiewa się z Wilsona ! No więc jak mogę go lubić?

Wciągnęłam się. Interesuje mnie przede wszystkim, dlaczego House żywi do Jaspera tak ciepłe uczucia. Intrygujące. I przerażające O_o Jestem nieprzyzwyczajona - dla mnie wszelkie cieplejsze uczucia przejawiane przez House'a w stosunku do innych osób to zdrada Jimmy'ego!

W jednym zdaniu masz literówkę, popraw sobie, żeby ładnie wyglądało ^^ *perfekcjonistyczna natura się w niej odzywa*

Wena pozdrów i pilnuj, żeby go nie przewiało, bo ja tu dzielnie czekam na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kallien
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:06, 06 Sty 2009    Temat postu:

O rany!...
Nie jestem w stanie sklecić konstruktywnego komentarza. Srsly. Ten fik mnie powalił. To jest świetne! W ogóle pomysł, wybór aktora mającego być Jasperem, motyw filologii iberyjskiej [xDD] zrobiły na mnie spore wrażenie. No i mam nowe OTP! XDD House/Jasper - 'cos they've got history
A ten aktor jest fajny. Mam na myśli napraawdę faajny ^^ [niebieskie oczy! i ta lubieżna mina (sic!)]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:49, 06 Sty 2009    Temat postu:

Dziękuję bardzo za komentarze!

***

Del, kochana, wskaż mi proszę tę paskudną literówkę, co umknęła mnie i becie, bo ja ślepy człek i znaleźć jej nie mogę.

Cytat:
Jest mi szkoda Wilsona. Czuję zagrożenie ze strony tego całego Jaspera i to mi się stanowczo nie podoba...

Jeszcze bardziej będzie Ci go żal, w końcu to Wilson whumping fic. XD A Jasper...

Cytat:
No więc jak mogę go lubić?

Bo jest przyjacielem House'a? XD W części drugiej będzie kilka powodów do lubienia Jaspera. W każdym razie - ja go lubię. Myślę, że mi się udał.

Historia przyjaźni Jaspera i House'a (oraz jak to wpływa/ło na relacje House/Wilson) zostanie streszczona w części kolejnej. Nie martw się, jeszcze się dowiesz.

I dziękuję, pozdrowię Juliusza, jak tylko wychyli głowę z tej dziury, gdzie się okopał.

***

Siiis!

Cytat:
wybór aktora mającego być Jasperem

Ben Browder to MIŁOŚĆ. XD Odkąd pojawił się w SG-1, pokochałam go. Srsly. I on jakoś tak... Pasował mi na Jasa. Ma taką przewrotnie lubieżną minę. XD

Cytat:
motyw filologii iberyjskiej [xDD]

To wzięło się z pierwszego pomysłu fika, gdzie mottem miał być fragment piosenki Juanesa. XD Ale mi przeszło. I tylko filologia zamiast medycyny została. XD

Cytat:
No i mam nowe OTP! XDD House/Jasper - 'cos they've got history

A wiesz, że... bodajże trzeci wariant fika obejmował slash House/Jasper? XD W sensie stare dzieje, z czasów post-studenckich, ale zawsze slash! XD Zrezygnowałam jednak z tego na rzecz mocnego f-shipu.

Cieszę się, że aktor Ci się podoba. I że w ogóle Ci się podoba. Luff, deer. *hugs, hugs*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:13, 06 Sty 2009    Temat postu:

Wilson zazdrosny, fajne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 2:20, 07 Sty 2009    Temat postu:

Delirium napisał:
Jest mi szkoda Wilsona. Czuję zagrożenie ze strony tego całego Jaspera i to mi się stanowczo nie podoba... *warczy na bruneta*

A tak poważnie - dziwny ten jegomość. Naśmiewa się z Wilsona ! No więc jak mogę go lubić?

Wciągnęłam się. Interesuje mnie przede wszystkim, dlaczego House żywi do Jaspera tak ciepłe uczucia. Intrygujące. I przerażające O_o Jestem nieprzyzwyczajona - dla mnie wszelkie cieplejsze uczucia przejawiane przez House'a w stosunku do innych osób to zdrada Jimmy'ego!

żeby się nie powtarzać, podpisuję się pod tym obiema ręcoma, o! (szczególnie pod kawałkiem o zdradzie )

poor, poor Wilson - zapomniany i niepotrzebny (znam to uczucie z autopsji) *hugs him*

teraz już wiem, czemu nie poszłam do kardiologa - bo to lekarze bez serca

Ehhh... Katty - to ja bym już wolała Seana i Christiana (mam nadzieję, że pomysł na tego fika jeszcze nie umarł ). Ale chwała Ci za to, że zrezygnowałaś ostatecznie z wersji slashowej - może strong f-ship jakoś przeżyję

czekam na next part


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:16, 07 Sty 2009    Temat postu:

Buu, czyli nie rozłożysz mi na części pierwsze całego fika? XD

Kochanie, ja się dopiero rozgrzewam, Wilson whumping to cała następna część. XD Bycia zapomnianym i niepotrzebnym ciąg dalszy nastąpi!

A Jasper nie jest bez serca. Po prostu bardzobardzo lubi House'a. A House jego. I tak jakoś... ktoś trzeci w tym hermetycznym związki nie jest potrzebny.

Osobiście nie jestem fanką crossów, dlatego też tamten pomysł - czyli pierwsza wersja fika xD - poszla w odstawkę dość szybko. Poza tym, zaczęłam mieć problemy z fabułą, bo różnice wieku i timeline'y wymagały, by Cuddy choć znała plastyków. A mnie Cuddy potrzebna była jako osoba postronna, która zostanie przez gościa po prostu oczarowana.

Cieszę się, że jesteś ze mną w decyzji o wyrzuceniu slashu. XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kallien
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:10, 07 Sty 2009    Temat postu:

O matko, to ja teraz mam już zupełnie zlasowany mózg... Jakby się jeszcze w tym fiku kręciły postacie z Nip/Tucka, to nie jestem pewna, czy moje zdrowie mentalne pozostałoby takie, jakie jest obecnie.
[Sean!!! *miłość* ]
A co do slashu, który teoretycznie miał się tu pojawić... No nie wiem. W sumie chciałabym, bo House/Jasper jest sooo cuuuute, ale tylko w takiej formie wspominkowej.
[Jak moje 'prawdy ostateczne' :F ]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:00, 07 Sty 2009    Temat postu:

Katty napisał:
Buu, czyli nie rozłożysz mi na części pierwsze całego fika? XD

kto wie? może jak zobaczę go w całości? Chociaż moja miłość do Wilsona zniechęca mnie do rozdrapywania jego ran

Katty napisał:
Bycia zapomnianym i niepotrzebnym ciąg dalszy nastąpi!

a buuu...

Katty napisał:
A mnie Cuddy potrzebna była jako osoba postronna, która zostanie przez gościa po prostu oczarowana.

Christian z pewnością oczarowałby Cuddy A niewygodne szczegóły zawsze można jakoś dopracować, albo spuścić na nie zasłonę milczenia

Katty napisał:
Cieszę się, że jesteś ze mną w decyzji o wyrzuceniu slashu. XD

bo slash z lat studenckich mnie nie kręci


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Delirium
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Oz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:24, 07 Sty 2009    Temat postu:

Katty B. napisał:
Del, kochana, wskaż mi proszę tę paskudną literówkę, co umknęła mnie i becie, bo ja ślepy człek i znaleźć jej nie mogę.


No, mnie się rzuciło w oczy, bo tutaj tak ładnie wszystko napisane, aż tu nagle literówka z rodzaju "cyz" nic groźnego to przecież, więc się nie martw!

Katty B. napisał:
Jeszcze bardziej będzie Ci go żal, w końcu to Wilson whumping fic. XD


No wiesz co, jak możesz! *foch*

Katty B. napisał:

Bo jest przyjacielem House'a? XD


To niczego o człowieku nie świadczy XD! (a może wręcz przeciwnie - świadczy aż za wiele... *rozważa*)

Katty B. napisał:

W części drugiej będzie kilka powodów do lubienia Jaspera. W każdym razie - ja go lubię. Myślę, że mi się udał.


Liczę na to *bardzo liczy* Najważniejsze to być zadowolonym z tego, co się tworzy Jeżeli nie jesteś dumna z własnej pracy, to po co dzielić się nią z innymi? A przynajmniej tak uważa mój wrodzony perfekcjonizm.

Katty B. napisał:

I dziękuję, pozdrowię Juliusza, jak tylko wychyli głowę z tej dziury, gdzie się okopał.


Matko, to jest super, że On ma na imię Juliusz XD lubię go tym bardziej!

Richie117 napisał:

żeby się nie powtarzać, podpisuję się pod tym obiema ręcoma, o! (szczególnie pod kawałkiem o zdradzie )


Ależ Richie, powtarzaj, może nasze wspólne marudzenie będzie mieć siłę przebicia !

Richie117 napisał:

Ale chwała Ci za to, że zrezygnowałaś ostatecznie z wersji slashowej


wsgdefckhbrfjegb...?!
Katty, nie wybaczyłabym slasha House/Jasper

No. To kiedy następna część XDD? (wiem, jestem upierdliwa!)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Delirium dnia Śro 16:26, 07 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:12, 07 Sty 2009    Temat postu:

Del. Ja Cię proszę. ZACYTUJ mi to, bo ja DALEJ nie widzę. Moja beta też nie. A literówki wyjątkowo nas irytują, choćby nie wiem, jak głupie były.

Cytat:
No wiesz co, jak możesz! *foch*

Nie fosz się. Ja uwielbiam dręczyć Wilsona. XD

Cytat:
Matko, to jest super, że On ma na imię Juliusz XD lubię go tym bardziej!

Miło nam, Juliuszowi i mnie.

***

Cytat:
O matko, to ja teraz mam już zupełnie zlasowany mózg... Jakby się jeszcze w tym fiku kręciły postacie z Nip/Tucka, to nie jestem pewna, czy moje zdrowie mentalne pozostałoby takie, jakie jest obecnie.
[Sean!!! *miłość* ]

Bo zamysł fika powstał jako cross Nip/Tucka/House. XD Ale pomyślałam, że nie, że z postaciami z N/T muszę poznać się bliżej bez crossów.

Cytat:
A co do slashu, który teoretycznie miał się tu pojawić... No nie wiem. W sumie chciałabym, bo House/Jasper jest sooo cuuuute, ale tylko w takiej formie wspominkowej.

Mhm.
...
Niee, jednak nie. XD Fik już zaplanowany, żadnego past r-shipu.
...
Może za to będą... hints o... future r-ship...? *myśli*

Cytat:
[Jak moje 'prawdy ostateczne' :F ]

(To wszystko dlatego, że Dean/Castiel ZAWSZE jest cudowne. XD)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:06, 07 Sty 2009    Temat postu:

Delirium napisał:
Ależ Richie, powtarzaj, może nasze wspólne marudzenie będzie mieć siłę przebicia !

wolę nie drażnić Katty, bo jeszcze stwierdzi, że trzeba wyeliminować Wilsona...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:10, 07 Sty 2009    Temat postu:

...
Czemu Wilsona, przecież ja PRAWIE zawsze zabijałam House'a! XD (Pomijając ten jeden raz w autobusie...)

Ale wiesz, Chica, to jest myśl. Przy następnej próbie z angsto-fluffem wykończę Wilsona. Obiecuję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:19, 07 Sty 2009    Temat postu:

Obiecuję, że nie przeczytam, Katuś

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarna kawa.
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:19, 07 Sty 2009    Temat postu:

Biedny Wilson! Tak go wyśmiał!
Bardzo ciekawy pomysł, z niecierpliwością czekam na kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izzie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 09 Lis 2008
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mosina
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:11, 08 Sty 2009    Temat postu:

Ej nooo... a gdzie CD? (

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:07, 24 Sty 2009    Temat postu:

A/N
Witam! Pamiętacie mnie jeszcze...? xD Jeśli tak, to mam nadzieję, że pamiętacie jeszcze i tę historię. Bo oto przed Państwem konkluzja! Dziękuję za wybór linii lotniczy... cofnij, to nie to. Dziękuję za cierpliwe czekanie i miłą podróż.

Dla Kallie. Za jej nagabywanie o ciąg dalszy, wieczną inspirację, kawę, pocieszanie, Antona i laptop. (Nie musi być w tej kolejności.)

Najlepsi z przyjaciół (część II)

If only the world wouldn't get in the way
If only people would just let you play
They say you're both being fools
You're breaking all the rules
They can't understand, the magic of your wonderland
Hu-hu-hu

When you're the best of friends
Sharing all that you discover
When that moment has past, will that friendship last?
Who can say? There's a way!
Oh I hope... I hope it never ends
'Cause you're the best of friends
("The Fox and the Hound" OST - Best of Friends)


„Incydent w holu”, jak Wilson ochrzcił swoje pierwsze spotkanie z Brewerem, szybko został zapomniany w toku codziennych spraw szpitalnych. Około południa natomiast niemalże wszystko zeszło na dalszy plan, gdyż z nastoletnią pacjentką House’a było naprawdę źle. Diagnosta i jego zespół prześcigali się w próbach znalezienia odpowiedzi na wielką zagadkę tygodnia: co jest dziewczynie. Już półtorej godziny później Phoebe znalazła się tak blisko śmierci, że House nie miał wyjścia i musiał wezwać posiłki w osobach Wilsona i Cuddy. Cała siódemka (z okazjonalnymi wizytami Chase’a i Cameron) siedziała w gabinecie diagnostycznym i z grobowymi minami skreślała po kolei wszystkie propozycje z białej tablicy.
- Sarkoidozie dziękujemy za zabawę – mruknął House, wymazując ostatnią widniejącą chorobę. – Coś musieliśmy przeoczyć.
- Czy dziewczynę boli głowa? – rozległo się od strony drzwi. Wilson momentalnie obrócił głowę; w wejściu do gabinetu stał, niedbale opierając się o framugę, Jasper. Chirurg z zainteresowaniem wpatrywał się w House’a.
- Tak – odparł diagnosta. Jasper uniósł brwi. – Ale co… - Jasper poruszył sugestywnie brwiami. House nagle ze świstem wciągnął powietrze. – Chyba nie sądzisz…
- Dlaczego nie? – zapytał z podnieceniem Jasper. – Przecież to pasuje.
House zapatrzył się w tablicę. Jasper natomiast przekroczył próg gabinetu, podszedł do diagnosty, zabrał mu czarny marker i zaczął robić - niezrozumiałe dla Wilsona, ale zdecydowanie możliwe do odczytania przez House’a – dziwne notatki. Gdy skończył, postukał markerem w coś, co okazało się być skróconą wersją objawów dziewczyny.
- Jas, jeśli myślisz o tym, co ja… - zaczął House. Odpowiedź kardiochirurga nadeszła momentalnie.
- Myślę.
Facet powiedział to z tak rażącą pewnością, że Wilsonowi zabrakło tchu. Jasper, podobnie jak onkolog, przyglądał się diagnoście intensywnie, oczekując jego reakcji. House popatrzył na tablicę, na kartę pacjentki, z powrotem na tablicę i zaśmiał się cicho.
- To faktycznie ma sens – powiedział. Wilson oderwał wzrok od przyjaciela i spojrzał po pozostałych zebranych w gabinecie lekarzach; najwyraźniej żadne z nich, podobnie jak on sam, nie miało pojęcia, o czym House i Brewer mówią. – Podajcie jej sterydy.
Jasper mrugnął wesoło, zasalutował House’owi i wyszedł z gabinetu. Diagnosta obserwował jego oddalającą się sylwetkę przez szklane ściany z pełną czułego zadumania miną dopóki przystojny brunet nie znikł za drzwiami windy.

***

Wilson uderzył widelcem dłoń House’a, która bezczelnie próbowała ukraść mu frytki.
- Żyd – burknął diagnosta z obrażoną miną.
- Jak twoja pacjentka? – spytał onkolog. House wykorzystał chwilę jego nieuwagi i zdołał podebrać z talerza jedną frytkę. Wilson posłał mu pełne politowania spojrzenie.
- Chyba dobrze – odparł diagnosta, konsumując zdobycz, okupioną śladem majonezu na wierzchu dłoni. – Kaczątka właśnie podają jej leki, mają mnie poinformować, jak skończą. Ale – House ponownie spojrzał pożądająco na lunch przyjaciela – wierzę, że Jas ma rację.
- Oczywiście, że ma racje – powiedział pewnie Jasper, pojawiając się obok ich stolika z dwoma kubkami w ręce i swoim markowym, serdecznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. – Jas zawsze ma rację. - Chirurg postawił jeden z kubków przed House’m, który spojrzał na niego podejrzanie. – Kawa la Jas Brewer. Specjalnie dla ciebie z chili.
- Pamiętałeś? – zdziwił się House. Jasper przytaknął, pochwycił oparcie stojącego przy sąsiednim stoliku krzesła, przyciągnął je do siebie i przysiadł się do pozostałych dwóch lekarzy.
- Stary, jesteś moim najlepszym ze wszystkich przyjaciół, oczywiście że pamiętałem.
House uśmiechnął się, biorąc do ręki kubek. Zdjął pokrywkę, sięgnął po oferowaną mu przez chirurga łyżeczkę i zaczął mieszać. Wkrótce do nozdrzy Wilsona dotarła woń kawy.
- Dzięki, Jas.
Brewer wzruszył ramionami, po czym puścił diagnoście perskie oko.
- Cóż. Po prostu dbanie o ciebie jest jednym z celów mojego życia. – Jasper wziął łyk swojej kawy. – A poza tym, o takich zamiłowaniach się wie i się o nich pamięta.
Wilson zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek rozmawiał z House’m na temat sposobów doprawiania kawy. Chyba nie. Onkolog zmrużył oczy i spojrzał na Brewera, który w skupieniu przyglądał się House’owi; dopiero wtedy Wilson zdał sobie sprawę, że House coś mówi.
- … chcę tam być. Opowiem ci później, jak wyglądały ich miny – obiecał House.
- Tylko nie zapomnij o pikantnych szczegółach – powiedział Jasper, szczerząc się jak wariat. Diagnosta chwycił laskę, wstał od stolika i ruszył w stronę wyjścia z kafeterii, odprowadzany cichym śmiechem Jaspera. W końcu Brewer odwrócił się z powrotem w stronę Wilsona.
- Więc… skąd znasz House’a? – spytał Wilson, starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie. Jasper – co było do przewidzenia – uśmiechnął się rozbrajająco, wywołując tym westchnięcie u jakiejś siedzącej niedaleko pielęgniarki.
- Poznaliśmy się na wyjazdowej z Baltimore – zaczął opowiadać chirurg. – On próbował złapać stopa, a ja miałem starą Hondę moich rodziców. Zatrzymałem się i zaproponowałem, że gdzieś go podwiozę. Greg stwierdził, że nie wie, gdzie chce jechać, uzgodniliśmy więc, że pojedzie ze mną do Filadelfii.
- I w czasie tej podróży tak się… zaprzyjaźniliście?
Jasper parsknął śmiechem.
- W sumie tak. Ale wiesz, to nie była taka zwykła podróż. Po przyjeździe do Filadelfii stwierdziłem, że nie mam ochoty wracać do domu i zaproponowałem Gregowi, by udał się ze mną w trasę, na wycieczkę objazdową po całych Stanach. On właśnie skończył studia, a ja swoje rzuciłem. Spakowaliśmy więc do bagażnika trochę kupionych naprędce ciuchów i pojechaliśmy. Do Filadelfii wróciliśmy po dziesięciu miesiącach i trzynastu dniach i muszę powiedzieć, że było to najlepsze dziesięć miesięcy i trzynaście dni mojego życia. Rzeczy, które widzieliśmy, które robiliśmy, ludzie, których poznaliśmy… Można by napisać niezłą książkę przygodową.
Brewer pokręcił głową i westchnął z rozrzewnieniem. Wilsona natomiast interesowała zupełnie inna kwestia.
- Jak to się stało, że House nigdy o tobie nie wspominał?
- Przez długi czas mieszkałem w Hiszpanii – odparł Jasper, potwierdzając przypuszczenia Cuddy. – Mieliśmy poważną kłótnię przed moim wyjazdem i przez długi czas nie utrzymywaliśmy kontaktu, ale ostatecznie okazało się, że nie potrafimy bez siebie żyć. – Brewer mrugnął znacząco. - A poza tym Greg nie jest jedną z tych osób, które uwielbiają rozmawiać o swoim życiu prywatnym. Ale ty to na pewno wiesz, Jimmy.
Wilson skrzywił się mimowolnie, słysząc zdrobnienie. Co do cholery ten chirurg-przybłęda sobie wyobrażał? „Jimmy’m” nazywać go mógł tylko House, a i na to Wilson pozwolił mu dopiero po latach znajomości.
- Tak. Wiem – przyznał niechętnie onkolog. Jasper wziął kolejny łyk kawy, najwyraźniej dopijając ją do końca, gdyż chwilę potem zgniótł styropianowy kubek i wrzucił go do stojącego w pobliżu kosza. Chirurg rozprostował palce, które strzeliły nieprzyjemne.
- Pozwól, że odbiję piłeczkę – oświadczył. – Skąd ty znasz Grega? Bo mój drogi nigdy nie czuł palącej potrzeby podzielenia się ze mną tym faktem. Choć zdjęcia z twoich ślubów widziałem – dodał po chwili namysłu.
Wilson zarumienił się lekko. Uch.
- Poznaliśmy się na konferencji medycznej w Nowym Orleanie. On… – Wilson zawahał się przez moment. – Wyciągnął mnie z więzienia – dokończył cicho. Jasper zdawał się jednak tego nie słyszeć, skupiony na czymś innym.
- Konferencja medyczna? Dziwne – stwierdził – bo jeździłem z Gregiem na wszystkie konferencje medyczne do momentu mojej przeprowadzki. – Jasper przygryzł wargę w głębokim zastanowieniu. – Nie pamiętam cię, Jimmy. - Ja ciebie też nie, pomyślał Wilson, wzruszając ramionami. – A powinienem. – Brunet postukał się palcem w nos. – Kiedy była ta konferencja?
- Wrzesień, prawie… piętnaście lat temu.
Na twarzy Jaspera pojawiło się zrozumienie.
- Nowy Orlean, wrzesień, tak – powiedział bardziej do siebie. - Byłem wtedy na chrzcinach mojej siostrzenicy, przez co nie zdążyłem na konferencję, co mi Greg wypominał jeszcze przez kolejne trzy lata. – Jasper uśmiechnął się do wspomnień. – Podobno była to najnudniejsza konferencja, jaką było dane mu przeżyć. Nie było tam mnie i Greg musiał wynajdywać sobie rozrywkę i kumpli do picia. Opowiadał mi później, że zainteresował się jakimś zestresowanym dzieciakiem, włóczącym się jak lunatyk po całej konferencji z kopertą pod pachą, która później – ku wielkiemu rozczarowaniu Grega – okazała się być listem z firmy prowadzącej rozwody, a nie pozwem o błąd w sztuce lekarskiej. – Jasper parsknął śmiechem. – Ostatecznie okazało się, że nie dość, że dzieciak był koszmarnie, ale to koszmarnie nudny, to jeszcze w ogóle pić nie umiał, co uplasowało te kilka dni na miejscu pierwszym listy najgorszych konferencji medycznych w historii, a Grega zmusiło do stwierdzenia, że bez przymusu to beze mnie nigdzie więcej nie pojedzie.
W miarę postępu opowiadanej przez Brewera historii Wilson robił się coraz bledszy, natomiast pod koniec mógł już tylko zamknąć oczy i przełknąć głośno ślinę. W ciągu kilku minut Jasper Brewer mimowolnie zatrząsł posadami dość kruchego świata onkologa, podważając praktycznie jedyny w nim pewnik – House’a.
- To ty byłeś tym dzieciakiem, prawda? – spytał cicho Jasper.
Wilson nawet nie próbował zaprzeczać.

***

Wilson nie widział House’a do końca dnia, a wieczorem nie mógł się do niego dodzwonić. Około jedenastej w nocy zrezygnował z ciągłego ponownego wybierania numeru diagnosty, stwierdzając, że zobaczy się z nim następnego dnia w szpitalu. Jak bardzo optymistyczne było to założenie, Wilson przekonał się w piątek koło południa, gdy po raz kolejny przechodził koło gabinetu szefa diagnostyki. Zaskakująco, nawet jak na House’a, pustego gabinetu.
- Widziałaś House’a dzisiaj? – spytał onkolog, otwierając drzwi gabinetu Cuddy.
- Widziałam – odparł administratorka, przerzucając leżące na biurku dokumenty. – Od rana siedzi w klinice.
Wilsonowi niemalże opadła szczęka, podczas gdy Cuddy wyglądała na całkowicie opanowaną, co było dziwne, biorąc pod uwagę okoliczności.
- W klinice? – upewniał się Wilson. Cuddy kiwnęła głową. – Kazałaś mu tam iść?
- Nie.
- Więc co on tam robi?
- Brewer wyraził głębokie zainteresowanie naszą kliniką i House zaoferował, że pokaże mu jak się tam pracuje – wyjaśniła administratorka. – Siedzą tam we dwóch od samego rana i, co warto odnotować, nie było jeszcze żadnej skargi na House’a.
Dziwne. Wilson zaczął nerwowo krążyć po gabinecie administratorki. Zupełnie jakby Brewer dokonał niemożliwego i znalazł sposób na kontrolowanie House’a.
- Kutner mówił, że przyjechali dzisiaj razem do pracy. House i Brewer – doprecyzował zupełnie niepotrzebnie onkolog.
- Tak, motorem House’a – wyjaśniła Cuddy tonem, który wskazywał na fakt, że takie wydarzenie było absolutnie normalne i naturalne.
- Mnie nigdy czegoś takiego nie zaproponował – zafrasował się Wilson, przystając na moment.
- A zgodziłbyś się, gdyby zaproponował? – spytała administratorka. Wilson posłał jej twarde spojrzenie, które wyraźnie mówiło, że nie. Cuddy westchnęła. – Wiesz, nie dziwię się, że House’a cieszy obecność Brewera.
- To znaczy?
Cuddy poruszyła się niespokojnie na krześle.
- Jesteś moim przyjacielem, Wilson, nie bierz więc tego do siebie, ale… jesteś nudny – stwierdziła. – Jesteś porządny, raczej opanowany, rzadko kiedy miewasz przebłyski diabelskiego geniuszu, nie masz niewiarygodnych i głupich pomysłów. Jesteś przyjacielem House’a, to prawda, ale czasami House potrzebuje przyjaciela innego niż taki, który wpłaci za niego kaucję i zrobi mu umoralniający wykład, gdy ten się upije i pobije z kimś w barze.
- Doprawdy? – spytał sucho Wilson. – W takim razie jakiego przyjaciela on potrzebuje?
Cuddy uśmiechnęła się smutno.
- Czasami House potrzebuje przyjaciela, który po bijatyce w barze pójdzie siedzieć wraz z nim.

***

House w swoim biurze pojawił się koło czternastej, o czym natychmiast poinformowały Wilsona Kaczątka. Już w chwilę później onkolog siedział w gabinecie diagnosty, na swoim zwyczajowym krześle, i przyglądał się, jak jego przyjaciel układa domek z kart. Początkowo zamierzał poruszyć temat wczorajszej rozmowy z Brewerem, jednak wszelkie mroczne plany umarły śmiercią naturalną w momencie, gdy diagnosta poinformował go, że cały poranek spędził w klinice w towarzystwie zasmarkanych smarkaczy, zidiociałych studentek i babć-hipochondryczek. Złość i czysta nienawiść do kliniki były tak wyraźne w głosie House’a, że Wilson się uśmiechnął. Najwyraźniej nikt – nawet Jasper Brewer – nie potrafił sprawić, by pobyt w tym przybytku zła był choć trochę bardziej znośny.
- Nie zapomnij zamówić podwójnego sosu – przypomniał House. Wilson poderwał głowę.
- Co?
- Podwójny sos. Do chińszczyzny. Na jutro?
Wilson przewrócił oczyma. House uznał to za wystarczającą odpowiedź i wrócił do ustawiania kart. Przerwał jednak, gdy drzwi jego gabinetu otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
- Greg, Jimmy – przywitał się Jasper, wchodząc do środka.
- Jas – odparł krótko House. Wilson nie powiedział nic, jedynie obrócił się i spojrzał na chirurga. – Co jest?
- Skończyłem ostatnią pogawędkę ze studentami Cuddy.
- Czyli wyjeżdżasz?
Jasper kiwnął głową i Wilson uśmiechnął się w duchu i z mściwą satysfakcję. Adios, idioto.
- Jedź ze mną – zaproponował cicho Brewer. Wilson otworzył szeroko oczy ze zdumienia. – Rozmawiałem z Robbinem… Pamiętasz Robbina? – Wilson spojrzał przez ramię i dostrzegł, jak House marszczy brwi. – Robbin, ten młody lekarz, na którego natknęliśmy się w Pontiac.
- Pamiętam – potwierdził diagnosta. Jasper się uśmiechnął.
- Robbin został szefem Mayo. Zaoferował mi pracę. Powiedziałem mu jednak, że nie przyjmę tej posady, jeżeli on nie zagwarantuje, że ty będziesz mógł przyjechać ze mną.
- Nie wiem… - zaczął powoli House, ale Brewer przerwał mu w pół zdania:
- Pamiętasz Wielki Kanion? – House przytaknął. – A pamiętasz, co mi wtedy powiedziałeś?
- Powiedziałem… Powiedziałem, że my dwaj, najlepsi przyjaciele, będziemy kiedyś rządzić światem – wyszeptał House.
- Więc jedź ze mną – zaproponował ponownie Jasper. – W swoim ostatnim liście pisałeś, że nic cię już w Princeton nie trzyma. Coś się od tamtego czasu zmieniło?
House rzucił szybkie, nieodgadnione spojrzenie Wilsonowi, po czym przeniósł wzrok na Jaspera.
- Nie wiem – powtórzył. Jasper kiwnął głową.
- Zastanów się – mruknął, odwracając się na pięcie i wychodząc z gabinetu. Wilson spojrzał na House’a, który siedział ze spuszczoną głową, i wstał z krzesła.
- Muszę iść – powiedział szybko, wycofując się w kierunku drzwi. – Nie zapomnę o sosie – rzucił, przestępując przez próg gabinetu.

***

Cuddy nie miała dla niego czasu do szesnastej. Kiedy więc administratorka przy kolejnym telefonie westchnęła, że dobrze, niech Wilson przyjdzie, onkolog zjawił się na parterze szybciej niż to było fizycznie możliwe.
- Brewer zaproponował House’owi wyjazd do Mayo – oświadczył mężczyzna, z rozmachem otwierając drzwi gabinetu Cuddy. Kobieta siedziała przy biurku, opierając podbródek na złożonych dłoniach, i wpatrywała się w onkologa intensywnie.
- Wiem – odpowiedziała. – House ze mną rozmawiał.
- Powiedział, czemu odmawia?
- Nie. Powiedział, że zamierza pojechać z Brewerem do Mayo. - Wilson zbladł. – A ponieważ jest, nad czym ubolewam, najlepszym lekarzem, jakiego mam, zapytałam, co mogę zrobić, by został. Zaproponował odpowiednią alternatywę i ja się zgodziłam.
- Co zrobiłaś? – spytał z przestrachem Wilson. Cuddy westchnęła.
- Zaproponowałam Jasperowi Brewerowi posadę szefa chirurgii. – Wilson jęknął gardłowo. – Brewer jest bystry, zdolny, znany. Przyjaźni się z House’m w sposób, którego nie potrafię zrozumieć. A poza tym, doktor Allens i tak za kilka miesięcy odchodzi na emeryturę. Mając Brewera zaoszczędziłam sobie kłopotu szukania jego następcy.
Wilson z żałosną miną opadł na jeden ze stojących w gabinecie foteli.
- Stracę House’a – jęknął z czystą paniką malującą się w głosie. Cuddy uniosła ze zdziwieniem brwi.
- Dlaczego tak uważasz? Przyjaźnicie się z House’m od piętnastu lat, na litość boską. Wy dwaj, wasza przyjaźń jest niezniszczalna. Nawet te… problemy sprzed kilku miesięcy jej nie uszkodziły. Dlaczego więc uważasz, że właśnie teraz House miałby z ciebie zrezygnować?
- Bo Brewer to jego przyjaciel - powiedział.
- Ty również jesteś jego przyjacielem – przypomniała Cuddy. – Od bardzo dawna. Chyba nigdy nie dałeś House’owi powodu do wątpienia w fakt, że jesteście przyjaciółmi?
Wilson nie odpowiedział. Cokolwiek Cuddy wyczytała z przedłużającej się ciszy musiało wystarczyć jej za odpowiedź, bo jedynie westchnęła ponownie i mało przekonywująco zapewniła swojego najlepszego onkologa i wieloletniego przyjaciela, że będzie dobrze. Jakoś.

***

Wilson wytarł buty o wycieraczkę, przełożył torbę z chińszczyzną z podwójnym sosem do prawej dłoni zapukał do drzwi mieszkania House’a. Raz, drugi, trzeci – sygnalizował swoją obecność prawie na czas (na mieście był wypadek i zamknięto jedną z głównych ulic) z zamówionym jedzeniem w ręce i wielkimi planami na wieczór. Nikt mu jednak nie otworzył; Wilson zgrzytnął zębami, przeklinając w myślach House’owy nawyk zbyt głośnego słuchania muzyki ze słuchawkami na uszach, i sięgnął do kieszeni po swój komplet kluczy. Mężczyzna postawił siatkę na podłodze i otworzył drzwi. Powitała go ciemność i wszechogarniająca cisza.
- House?
Wilson podniósł reklamówkę, przestąpił próg mieszkania i zapalił światło. Na stoliku w salonie stało kilka butelek po piwie i opróżniony do połowy Burbon. Dwie gitary stały oparte o kanapę, a po podłodze wszędzie walały się książki, zdjęcia i czyjeś ubrania. Niepodważalny dowód na to, że – oprócz House’a – ktoś w tym domu mieszkał.
- Super – mruknął Wilson, stawiając chińszczyznę na ławie i wyciągając z kieszeni spodni komórkę. Wybrał z listy numer House’a i czekał na połączenie. Jednak to nie diagnosta powitał go po drugiej stronie.
- Cześć, Jimmy! – powiedział wesoło Jasper, odbierając telefon. – Poczekaj chwilę, zaraz dam ci Grega.
Nastąpił jakieś szuranie, w tle dało się słychać śmiechy i urywki rozmów, czym telefon znalazł się wreszcie w rękach House’a.
- Cześć – przywitał się krótko diagnosta.
- Gdzie jesteś? – spytał Wilson szorstko.
- Na kręglach z Jasem – brzmiała odpowiedź.
- Mieliśmy spędzić sobotę razem – powiedział Wilson, czując okropną gulę w gardle. Proszę, nie. Diagnosta milczał.
- Zapomniałem – przyznał w końcu, nie brzmiąc na zbyt przejętego tym faktem. – Przepr…
- Wybacz, Jimmy, ale musimy kończyć, gra wciąż trwa. – Jasper najwyraźniej zabrał House’owi telefon. – Ale zobaczymy się jutro w pracy. – Onkolog oczami wyobraźni zobaczył szeroki uśmiech chirurga. – Na razie!
Rozłączył się. Wilson zamknął klapkę telefonu, wziął siatkę z jedzeniem i swoje klucze i podszedł do drzwi. Obejrzał się jeszcze raz na mieszkanie, na porozrzucane książki i zdjęcia, na ciuchy, na gitary (których jemu House nie pozwalał dotykać), na pościel leżącą na kanapie. To już nie było jego miejsce.
- Miłego wieczoru, House – powiedział cicho, gasząc światło. Może to nigdy nie było jego miejsce.

KONIEC
(… a może nie?)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Wto 21:27, 03 Lut 2009, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:17, 24 Sty 2009    Temat postu:

Nie, Katty, to nie jest koniec, prawda? Dopiszesz coś jeszcze. To nie może się tak skończyć...
*zaczyna pociągać nosem*

To już nie było jego miejsce.
To jest jego miejsce! Zawsze będzie!

Proszę Cię, no...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:30, 24 Sty 2009    Temat postu:

śmieszne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:47, 24 Sty 2009    Temat postu:

Nieee...
Nie.
E-e.
Tak? Nie... To nie być koniec... Wilson nie może mieć takiego pecha, po prostu nie może. Przecież to jest House'a przyjaciel. No proszę, powiedz, że to nie koniec.
Ojej, żal mi Wilsona...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:05, 24 Sty 2009    Temat postu:

Na razie ciągu dalszego nie przewiduję, choć muszę się przyznać, że polubiłam Jaspera, więc kategorię "zakończony" zostawiam ze znakiem zapytania - ewentualną furtką na dopisanie jeszcze jakiegoś drabble'a. Bo ja Jasa lubię, żal mi będzie odstawiać go na półkę. A poza tym... Wilson whumping nigdy w fandomie za mało, prawda?

***

motylek napisał:
śmieszne

Mhm. Ponownie uznam to za komplement.

Kłaniam,
Katuś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:05, 24 Sty 2009    Temat postu:

Katty, ty chcesz mnie zabić prawda?! Całym swym sefcem, duszą i wszystkim nie cierpię Jaspera! Moze bym go polubiła (może!) gdyby nie chodziło o Wilsona. Ale błagam, zlituj się! Twoje opowiadania wywołują u mnie zawsze skrajne emocje, ale tutaj to przeważają tylko dwa: żal z powodu Wilsona i nienawiść do Jaspera. Grrrr

I po drugie, to nie moze być koniec. Obiecuję, ze jeżeli będzie to koniec, to wyślę po ciebie wszystkie demony (z samą Lilith na czele!)

No, już mi lepiej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarna kawa.
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:24, 25 Sty 2009    Temat postu:

NIE!NIE!NIE! Jak mogłaś?!
Będę beczeć, bo tak mi żal tego Wilsona.
Pieprzony Jasper i House, który wyrzeka się Jamesa.
Nienawidzę i House'a, i Jaspera. O!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kallien
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:39, 25 Sty 2009    Temat postu:

Katty B. napisał:
Dla Kallie. Za jej nagabywanie o ciąg dalszy, wieczną inspirację, kawę, pocieszanie, Antona i laptop.

Za Antona! Dla Ciebie zawsze!
A laptop to egoistyczny wymysł.

Katty B. napisał:
- Cześć, Jimmy! – powiedział wesoło Jasper, odbierając telefon. – Poczekaj chwilę, zaraz dam ci Grega.
Nastąpił jakieś szuranie, w tle dało się słychać śmiechy i urywki rozmów, czym telefon znalazł się wreszcie w rękach House’a.

Ja nie chcę tutaj zostać potępiona, więc nie powiem co sobie pomyślalam, czytając to po raz pierwszy. Dopiero potem bylo coś o kręglach, no i... trochę szkoda.
Ale widocznie bardziej przemawia do mnie slash Jas/House niż House/Wilson...

No i będę w mniejszosci, ale BARDZO lubie Jaspera. Bardzo. Doprawdy nie rozumiem, czemu wszyscy tak na niego warczą.
Przecież Wilson to takie małe emo. A Jas to normalny, fajny facet!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin