|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Foxglove
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: spod biurka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:14, 18 Lis 2008 Temat postu: Na początku było kichnięcie |
|
|
Kategoria: friendship
Zweryfikowane przez Foxglove
A/N Proszę nie winić mnie za treść, bo właściwie jestem niespełna rozumu. Mam migrenę jak wół i mój mózg dawno uciekł uchem. Ano takie cuś powstało, na którego temat już nic nie powiem, bo nie mam takich zdolności dzisiaj
Na początku było kichnięcie
- A-psik!
Gregory House obudził się i spojrzał na zegarek stojący na nocnym stoliku. Wskazywał godzinę ósmą cztery rano.
- A-psik!
Mruknął coś poirytowany, by następnie położyć na głowie poduszkę.
- A-psik!
Zrzucił poduszkę, przeciągnął się, chwycił laskę i ruszył przez dom w celu zatłuczenia źródła dźwięku, czymkolwiek było. W salonie zastał swojego przyjaciela i aktualnego współlokatora Jamesa Wilsona, który kichał na przemian z głośnym czyszczeniem nosa. Dookoła niego leżał już spory zapas zużytych chusteczek.
- To ebola! – burknął House – Nie zbliżaj się do mnie, bo się zarażę i obiecuję, że uprzykrzę ci ostatnie godziny życia bardziej niż wirus.
Wilson spojrzał na przyjaciela znad chusteczki.
- Jakoś przy swoich pacjentach tak nie panikujesz – mruknął.
- Faktycznie – House zgarnął stos mokrych chusteczek z kanapy i usiadł – Ale w przeciwieństwie do ciebie, moi pacjenci nie zasmarkują mi mebli – podniósł jedną chusteczkę dwoma palcami i przyjrzał się jej z obrzydzeniem.
Wilson ponownie kichnął. Diagnosta dyskretnie się od niego odsunął.
- Katar – westchnął – Kogo ostatnio całowałeś, a ja o tym nie wiem? – spojrzał na chorego podejrzliwie.
- Nikogo – Wilson sięgnął po kolejną chustkę – Czy u ciebie wszystkie choroby muszą być wynikiem bliskiego kontaktu z kimś?
- Wirusy i bakterie mają to do siebie, że są zaraźliwe. Ale co ty o tym wiesz. W końcu rak nie jest zakaźny.
- Wbrew wszelkim pozorom House – Wilson wstał i poszedł do kuchni – też kończyłem medycynę.
Diagnosta spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Naprawdę? Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
Onkolog westchnął i zabrał się za robienie kawy, podczas gdy House grzebał w swojej szafie zapamiętale, wyrzucając rzeczy na podłogę. Znalazł skórzany neseser, a następnie wyciągnął z niego nową strzykawkę oraz fiolkę. Wilson wrócił do salonu z dwoma kubkami kawy, gdy House do połowy napełnił strzykawkę.
- Co to? – zapytał niepewnie.
- Zastrzyk wzmacniający – diagnosta uśmiechnął się drapieżnie – A teraz wypinaj dupsko.
Wilson z wrażenia usiadł na kanapie.
- Po moim trupie – jęknął.
- Żebym nie wziął tego kiedyś dosłownie – House ze smutkiem schował zastrzyk – Ale muszę dotrzeć do źródła Twojej choroby.
- House, to jest katar – westchnął Wilson zrezygnowany .
- Zgadza się – House wziął łyka kawy – Ale gdzieś go złapałeś. Ja stawiam na całowanie się z kimś zarażonym. Pokaż paszczę – przyjrzał się Wilsonowi z niebezpiecznie bliskiej odległości – Może ci opryszczkę jeszcze ten ktoś sprzedał. Wtedy sfera poszukiwań by się znacznie zawęziła.
Onkolog ostrożnie odsunął się od nadgorliwego lekarza, nie starając się nawet mu wytłumaczyć, że z nikim się nie całował. House powrócił do grzebania w szafie, tym razem w poszukiwaniu czegoś w miarę świeżego do ubrania. Wilson ponownie wyczyścił nos.
- Samo przejdzie po paru dniach – westchnął.
- Ale wcześniej mnie zarazisz, jak będziesz mi tu bakterie beztrosko rozsiewał – rzucił House z łazienki – I tym samym wywołamy reakcję łańcuchową, która doprowadzi do ogólnoświatowej epidemii kataru. Ten zaś wybije połowę populacji ludzkiej jak obcych w „Wojnie Światów” i tak upadnie cywilizacja.
Wilson wymownie postukał się w czoło.
- Ale jeśli twoim zdaniem katar przenosi się tylko przez pocałunki – uśmiechnął się – to nie jesteś zagrożony.
- Czysta, żywa żałość – mruknął House ku zaskoczeniu przyjaciela – Nie zaraź Steve’a jak mnie nie będzie – rzucił idąc w stronę drzwi.
- Masz dzisiaj wolne – Wilson kichnął.
- Tak. Ale twoje całowanie się z byle kim to sprawa paląca – odparł House i wyszedł.
Wilson westchnął ciężko i wrócił do picia swojej porannej kawy.
House wpadł do gabinetu Cuddy i zatrzymał się dopiero przy biurku.
- Masz dzisiaj wolne – stwierdziła nie odrywając wzroku od papierów na biurku – I naucz się wreszcie pukać.
- Wiem, że mam wolne – diagnosta oparł się o biurko – Zamiast uczyć mnie pukać powiedz mi, czy w ciągu ostatniego tygodnia miałaś katar?
Cuddy ze zdumieniem spojrzała na lekarza.
- Nie – odparła niepewnie – Po co ci ta wiedza?
- Całowałaś się z kimś? – House przyglądał się jej badawczo.
- Nie – Cuddy wróciła do przeglądania dokumentów.
- Właściwie nie dziwota – lekarz ruszył w stronę drzwi.
Kobieta zignorowała kąśliwą uwagę i uśmiechnęła się słodko.
- Skoro już tu jesteś – powiedziała – Mógłbyś iść do przychodni? Brakuje mi dzisiaj personelu.
- Nie mogę – odparł House bez zastanowienia – Muszę odnaleźć i wyeliminować źródło kataru.
Cameron właśnie parzyła kawę, gdy doktor House szybkim krokiem wszedł do gabinetu. Rozejrzał się po pomieszczeniu i jego wzrok padł na Roberta Chase’a czytającego wyniki badań.
- On nie – mruknął sam do siebie – Zbyt śliczna fryzura.
- Masz dzisiaj wolne – przywitała go Cameron podając mu kubek parującej kawy.
- Czy nikt w tym szpitalu nie cieszy się, że nawet gdy mam dzień wolny, to postanawiam przyjść i umilać wam czas? – House wziął łyka kawy i uśmiechnął się błogo.
W pokoju zapadła niezręczna cisza.
- Nieważne – mruknął – Cameron – zwrócił się do kobiety – Czy miałaś w ciągu ostatnich siedmiu dni katar?
Cameron wymieniła zdumione spojrzenia z Chase’em.
- Nie – odpowiedziała.
- A całowałaś się z kimś?
- A co to ma do rzeczy? – Cameron ponownie spojrzała pytającym wzrokiem na Chase’a.
- Czyli nie – House ruszył w stronę drzwi – Dzięki. A tak właściwie to mamy dzisiaj coś ciekawego?
Chase przestał przeglądać wyniki i spojrzał na szefa z niesmakiem.
- Jeden złamany obojczyk i dwa zatrucia pokarmowe – mruknął.
- Nuda – diagnosta otworzył drzwi – Zadzwońcie do mnie jak będzie jakaś tropikalna choroba, ewentualnie wredny grzyb. Dzięki Cameron za kawę, ale na przyszłość nie dawaj tyle mleka, bo mnie otrujesz.
Chase kichnął.
House raptownie się odwrócił i spojrzał z niedowierzaniem na lekarza, który wyczyścił nos i powrócił do czytania papierów.
- Katar? – House przyjrzał się Chase’owi uważnie.
- Klimatyzacja – lekarz nie zaszczycił przełożonego spojrzeniem.
- Nie znam takiej choroby – odparł House – I mam nadzieję, że nie diagnozujesz klimatyzacją innych w tym szpitalu – rzucił przy wyjściu i ruszył korytarzem w poszukiwaniu Foremana.
Eric Foreman oglądał kartę pacjentki z zatruciem pokarmowym, gdy House bez ceregieli odsunął kotarę i wszedł do sali.
- Masz dzisiaj… - zaczął Foreman.
- Wiem – House przerwał mu – Z łaski swojej zamilcz. Zdaję sobie sprawę, że mam dzisiaj wolne. Lepiej mi powiedz, czy miałeś ostatnio katar.
Foreman potrząsnął głową.
- Że też ciebie się pytam – westchnął diagnosta zrezygnowany – Ty jesteś od parzenia kawy czarnej jak twój tyłek, nie od wylizywania ludziom migdałków. Nieważne. – wyszedł tak szybko jak przyszedł.
Foreman jeszcze przez chwilę patrzył za House’em. Następnie wzruszył ramionami i zasunął kotarę pacjentki.
Po otworzeniu drzwi do mieszkania nos House’a został dosłownie zaatakowany zabójczą mieszanką chemicznego zapachu lawendy pomieszanego ze słabą nutą sosu bolognese. Z salonu sączyły się przyjemne dźwięki jazzu. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, były nienaturalnie równo poukładane buty w przedpokoju. A potem było jeszcze gorzej.
- Co tak śmierdzi chemią? – House pieczołowicie wsmarował błoto w wykładzinę w przedpokoju i ostrożnie wszedł do salonu.
- Postanowiłem posprzątać, skoro dali mi tydzień chorobowego – Wilson na chwilę wychylił się z kuchni – W łazience kamień zyskał samoświadomość i wszedł już w stadium ewolucji polegające na wytworzeniu prymitywnych organizmów wodnych. Nie mogę żyć w takim syfie – wyczyścił nos.
- Chemikalia nie pomagają w leczeniu kataru – mruknął diagnosta kręcąc się po pomieszczeniu.
- Brud tym bardziej.
House chwilę rozglądał się po salonie, oceniając skalę zniszczeń współlokatora, gdy w pełni dotarł do niego fakt muzyki. Odwrócił się raptownie do ciągle tłukącego się garnkami w kuchni Wilsona.
- Dotykałeś moich winyli? – było to raczej stwierdzenie.
Przyjaciel spojrzał na niego przelotnie.
- Ciężko jest bez dotykania wkładać je do gramofonu – stwierdził – Ale jestem coraz lepszy w sztuce telepatii, więc lada dzień będę to robił siłą umysłu. Wracając do porządków, to też poukładałem ci rzeczy w szafie.
- Dotykałeś moich winyli – mruknął House niedowierzającym głosem – powinienem cię tu i teraz udusić.
Wilson nie zareagował, tylko kichnął i wyczyścił nos.
- Lepiej siadaj do stołu – wychrypiał znad chusteczki – zaraz będzie obiad.
House wyrwał się z nostalgicznego wpatrywania się w stary gramofon i spojrzał na stół w kuchni. Na śnieżnobiałym obrusie, który jakimś cudem zastąpił szarą szmatę, leżały dwa nakrycia. A na środku stołu ktoś postawił wazon z bukietem lekko przywiędłych goździków.
- A gdzie świece? – zapytał House obchodząc stół – Gdzie przyciemnione okna? – przelotnie spojrzał na Wilsona w kuchennym fartuchu i ruszył w stronę sypialni – Na szczęście jeszcze nikt nie rozsypał mi płatków róż na jeszcze nie zmienionej na czerwoną satynę pościeli – stwierdził – Co to za szopka?
Wilson postawił na stole garnek z pachnącym rozkosznie spaghetti i zdjął fartuch.
- Czy aż tak ciężko zrozumieć, że staram się być dla ciebie miły? – odpowiedział - Żadnych podtekstów, po prostu ugotowałem nam obiad i posprzątałem dom. Ot, taki wyraz wdzięczności za pozwolenie na mieszkanie u ciebie.
House z wrażenia usiadł.
- Wielkie słowa – mruknął – Ale przestań gadać głupoty, bo o ile się orientuję, katar nie rzuca się na mózg. Wrzucaj makaron, a potem obiecuję, poczekam tu grzecznie aż zmienisz pościel i rozsypiesz te płatki.
Wilson jedynie westchnął ciężko, przewrócił oczami i począł nakładać im na talerze obiad.
W absolutnych ciemnościach House skradał się najciszej jak potrafił. W duchu podziękował Wilsonowi za posprzątanie domu, ponieważ teraz nic nie walało się po podłodze, co mogłoby zrujnować jego plan. Ostrożnie dotarł do kanapy na której spał Wilson i ocenił jakie ma szanse. Następnie delikatnie odsunął koc i przygotował się do ataku.
- Nie waż się zbliżać z tym do mojego tyłka – warknął głos spod poduszki.
Diagnostazamarł w połowie drogi do wbicia mu strzykawki w tyłek.
- Zepsułeś tak romantyczną chwilę! – jęknął z egzaltacją.
- House – syknął Wilson – Zdajesz sobie sprawę, że dzięki tej wypowiedzi ta sytuacja zyskała dość silny podtekst?
- Podtekst? – House uniósł strzykawkę i pozwolił, by kilka kropel spłynęło po igle – Że niby ja, falliczny przedmiot i twój tyłek? – uśmiechnął się drapieżnie.
Wilson w głębi duszy podziękował za otaczające ich ciemności, gdyż oblał się szkarłatnym rumieńcem.
- Idź spać – odpowiedział w miarę opanowanym głosem – A przestań tu rzucać aluzje, bo jeszcze zacznę je brać na serio.
House nachylił się nad Wilsonem.
- To zacznij – mruknął zaczepnie, odwrócił się i wrócił do swojej sypialni.
Wiedząc, że to kolejna próba uprzykrzenia mu życia, Wilson zignorował jawną zaczepkę, wyczyścił nos i poszedł spać.
- Kawy?
House poczuł przyjemny zapach gorącego espresso i otworzył oczy.
- Jak na chorego – mruknął – jesteś ponadprzeciętnie upierdliwy – wziął kawę.
- Ale kawę pijesz – odparł Wilson uśmiechając się, by zaraz potem kichnąć w trzymaną w drugiej ręce chusteczkę.
- Jeśli wcześniej do niej kichnąłeś, to się obejdzie – House przyjrzał się zawartości filiżanki podejrzliwie – Wracam dziś do moich poszukiwań. To na pewno jakaś pielęgniarka.
Wilson założył ręce na biodra i spojrzał na wypełzającego z łóżka przyjaciela najgroźniej jak potrafił.
- Z nikim się nie całowałem – zdobył się na autorytarny ton.
- Żałuj – House wstał z łóżka – Niesamowite uczucie, jak ta druga osoba ma doświadczenie – popił kawą dwie tabletki.
Wilson spojrzał na sufit, jakby prosząc o siłę. House tymczasem przebrał się w codzienne ubrania i był w połowie drogi do drzwi.
- A śniadanie? – onkolog ruszył za nim – Idziesz na głodnego?
- Na głodnego mam bardziej wyostrzone zmysły Jimmy – House położył dłoń na klamce – Nie rób obiadu, kupię chińszczyznę.
Po przejściu całego szpitala i przyjrzenia się absolutnie każdemu z bliska, House musiał przyznać, że faktycznie, nikt z pracy Wilsonowi kataru sprzedać nie mógł. Sam przed sobą z ulgą stwierdził, że było to zwykłe przeziębienie, które pewnie złapał łażąc jak idiota bez szalika po ulicy w celu kupienia kwiatków do dekoracji, czy innych dupereli. Dom powoli zaczął zmieniać się w pachnącą lawendą graciarnię, ku ogólnej rozpaczy właściciela. Nawet dozorca był zdrowy jak ryba. Ogółem szpital dzielił się na chorych na raka, połamanych, zagrzybionych, zawirusowanych i zatrutych, ale nie było nikogo z katarem. Zaiste godne uwagi.
House z wrażenia omal nie zapomniał o kupnie kolacji. Zatrzymał motor przy małej, chińskiej knajpce i po ocenieniu stanu jej stolików, które były wylęgarnią salmonelli, kupił cztery zestawy. W końcu w wysokiej temperaturze salmonella zdycha, więc chyba nic im nie będzie. On sam jadał w tym barze od niepamiętnych czasów, ale sterylny Wilson mógł tego pożywienia nie przeżyć. No cóż, czasem trzeba ponieść ofiary dla dobra ogółu. Po drodze kupił również pokaźną zgrzewkę piwa i pojechał do domu.
Wilson wciąż z nieodłączną paczką chusteczek siedział na kanapie i czytał książkę. Nie odwrócił się nawet, gdy diagnosta wszedł do domu.
- Chińszczyzna i piwo! – House postawił kartonowe pudełka na stoliku w salonie i usiadł obok przyjaciela. Następnie wziął pilota i włączył stację na której właśnie leciała jakaś kreskówka.
Spędzili wieczór pijąc piwo i wyjadając pałeczkami makaron z pudełek. Wilson chwilami kichał, jednak z każdym piwem jego katar jakimś cudem zaczął się cofać. Po czwartym piwie obaj byli już lekko wstawieni i bawił ich dosłownie każdy program w telewizji.
- House – Wilson przechylił się przez kanapę, wpatrując się w półprzytomnego diagnostę – Ale wierzysz mi z tym całowaniem?
House otworzył kolejne piwo z sykiem.
- Oczywiście Jimmy – odparł – Kto by cię chciał?
- Jesteś niedobry – czknął onkolog.
- A ty głupi.
- Dziękuję – Wilson również otworzył piwo.
Po piątym piwie Wilson praktycznie był nieprzytomny, a House trzymał się jeszcze siłą rozpędu. Ostatnie co pamiętał przed zaśnięciem, był idiotyczny program w telewizji. A potem nastąpiła pustka.
- A-psik!
James Wilson obudził się z koszmarnie bolącą głową. Spojrzał na zegarek. Było po jedenastej w południe.
- A-psik!
Zwlókł się z łóżka i ruszył w stronę źródła dźwięku, w celu sprawdzenia co się dzieje. W sypialni zastał House’a owiniętego w kołdrę i kichającego na przemian z czyszczeniem nosa w poważnie zużytą chusteczkę.
- Czyżby katar? – zapytał Wilson nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu – Całowałeś się z kimś kto miał katar ostatnio?
House zasztyletował go wzrokiem.
- Zabiję cię.
Koniec
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:05, 19 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Fox, to było rewelacyjne
Najpierw ta house'owa inwigilacja (przez chwilę myślałam, że Wilson całował się z Chase'm), a potem takie zakończenie
Co prawda, nie spodziewałam się, że taki stary wyga jak House zacznie wariować już po 4 piwie, ale może to była tylko przykrywka, aby spić Jimmy'ego
Naprawdę bardzo, bardzo fajnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
lizbona
Student Medycyny
Dołączył: 28 Paź 2008
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 8:45, 19 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Dzięki za ten cudny, zabawny i jakże hilsonowy fik
Matko, chciałabym to zobaczyć na ekranie....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Foxglove
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: spod biurka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:14, 19 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Dzięki Any Może House był na prochach jakichś i szybciej poszło mu do głowy XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marengo
Pediatra
Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 1:36, 20 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Ciekawie było
Świetne było, gdy wszyscy po kolei powtarzali House'owi, że ma dzisiaj wolne. Przy Foremanie nie wytrzymałam xD.
House powrócił do grzebania w szafie, tym razem w poszukiwaniu czegoś w miarę świeżego do ubrania.
Bo szukanie czegoś po prostu świeżego byłoby bezowocne xD.
Chase kichnął.
Tak, tak, Chilson!
A może Wilson dosypał mu czegoś do piwa i dlatego szybciej poszło mu do głowy? W końcu Jimmy nie takie rzeczy robił... xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dobi
Pacjent
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:40, 05 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Aż dziw bierze, ze po tym tekstem tylko kilka komentarzy.
Uśmiałam się jak nigdy. Nawet miałam nakrzyczeć na klienta, że przyszedł na umówione spotkanie
Jedno co mi zgrzytnęło - chińszczyzna jest z makaronem? Nie spotkałam takiej jeszcze, zawsze podawali mi z ryżem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Foxglove
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: spod biurka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:09, 05 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Dzięki za komentarz ^^
O tak, makaron po chińsku jest pyszny *oblizuje się*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
*Madziula*
Pulmonolog
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pon 10:04, 08 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
fajne takie zabawne mega poprawił mi się humor
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
rysiaczek
Pacjent
Dołączył: 22 Lip 2008
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:48, 08 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Świetne!
Jeden z najlepszych Hilsonowych ficków na forum. Zabawne teksty, kanoniczne postaci. Yay, świetne, mówię
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 1:17, 18 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Tak! Tak! To jasne, że House całował się z kimś kto miał <i>ostatnio</i> katar!
(Wróć, ja tego wcale nie napisałam. Po prostu jest już bardzo późno...O.o)
W każdym razie House z drapieżnym uśmiechem i strzykawką w ręce rządający od Jimmy'iego wypięcia się będzie śnił mi się po nocach. Bossskie :PPPP
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
joasui
Dentysta- Sadysta
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Okolice 3miasta Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:20, 27 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Odkurzam
Milusie, lekkie i przyjemne. Takiego zwykłego, friendshipowego Hilsona mi było trzeba. Szkoda, że autorka zniknęła z forum...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|